Błogosławiona Aniela Salawa cz. I Zdj. ze str.: https://www.siepraw.pl/gmina-siepraw/bl-aniela-salawa Tej nocy w naszej pielgrzymce będzie nam towarzyszyć błogosławiona Aniela Salawa, którą w Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego wzywamy jako tercjarkę franciszkańską. Życie naszej dzisiejszej bohaterki pokazuje nam, że właściwie każdy człowiek może, dzięki łasce Bożej i własnej pracy, dojść do prawdziwej świętości. Potwierdza to Katechizm Kościoła Katolickiego w którym znajdujemy takie zapisy: (...) Wszyscy są powołani do świętości: Bądźcie... doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5, 48). Na osiągnięcie tej doskonałości wierni obracać powinni swe siły otrzymane według miary obdarowania Chrystusowego, aby... posłuszni we wszystkim woli Ojca, z całej duszy poświęcali się chwale Bożej i służbie bliźniemu. W ten sposób świętość Ludu Bożego wyda owoc obfity, jak tego dowodzi wymownie życie tylu świętych w dziejach Kościoła. (...) Droga do doskonałości wiedzie przez Krzyż. Nie ma świętości bez wyrzeczenia i bez walki duchowejPor. 2 Tm 4.. Postęp duchowy zakłada ascezę i 407, 2725, 1438 umartwienie, które prowadzą stopniowo do życia w pokoju i radości błogosławieństw: Ten, kto wspina się, nie przestaje zaczynać ciągle od początku, a tym początkom nie ma końca. Nigdy ten, kto się wspina, nie przestaje pragnąć tego, co już zna (KKK 2013 i 2015)"[1]. Otóż, wbrew powszechnej opinii, okazuje się, że „świat nie jest przeszkodą w realizacji powołania do świętości. Przeszkodą jest przywiązanie się do dóbr tej ziemi, nadmierne ich zdobywanie, robienie z nich bożków. Tymczasem wystarczy, żeby Pan Bóg był zawsze na pierwszym miejscu w naszym życiu, a wszystko inne dopiero na drugim. Wtedy świat nie będzie murem między nami a Bogiem. Żeby nam uświadomić to powszechne powołanie do świętości, Kościół stawia przed nami tych, którzy będąc normalnymi, niezdziwaczałymi ludźmi, cieszący się życiem, jako darem Boga, doszli do świętości. Niektórzy zostają wyniesieni na ołtarze, inni pozostają w ukryciu. Musimy w końcu uwierzyć, że święci chodzili i chodzą wśród nas. Jedną z takich osób jest błogosławiona Aniela Salawa - prosta krakowska służąca, którą beatyfikował w 1991 roku na Krakowskim Rynku Ojciec święty Jan Paweł II. Warto przyjrzeć się jej życiu, aby przekonać się, że Bóg nikomu nie odmawia swojej łaski potrzebnej do osiągnięcia świętości"[2]. Oczywiście, trzeba jeszcze tylko chcieć przyjąć tę łaskę i podążyć drogą pokazaną nam przez Jezusa Chrystusa i jego świętych naśladowców. W dniu 9 września roku 1881 w Sieprawiu, wiosce leżącej nieopodal Krakowa, w domu o numerze 58, przyszła na świat dziewczynka. Po czterech dniach została ona ochrzczona otrzymując imię Aniela. Chrztu dokonał proboszcz kościoła w Sieprawiu ksiądz „Wojciech Kopiński. Dziecku kumotrowali Paweł Kicek, kowal i Wiktoria Salawa"[3]. Była ona dziewiątym dzieckiem (dziesiątym i ostatnim, był syn Ludwik Andrzej, który zmarł w wieku dwóch lat) Bartłomieja Salawy, miejscowego kowala i Ewy de domo Bochenek, pochodzącej z zamożnej, piekarskiej rodziny z Sułkowic. Pani Ewa była drugą żoną pana Bartłomieja, gdyż pierwsza, Magdalena z domu Wielgus, po urodzeniu dwóch synów, Jana i Franciszka, zmarła w młodym wieku. Rodzice pani Ewy byli przeciwni jej małżeństwu z Bartłomiejem Salawą, który był bardzo ubogi. Zarabiał on na swoje utrzymanie chodząc od wsi do wsi szukając pracy jako kowal. Natomiast państwo Bochenkowie mieszkali w murowanym domu, co już świadczyło o ich zamożności. Ojciec pani Ewy, Stanisław Bochenek „własnym kosztem wystawił kościółek pod wezwaniem św. Zofii, kościółek dotychczas używany do nabożeństw szkolnych. Może chciał upamiętnić swoją dobroczynność, może chciano mu za nią się wywdzięczyć: jego portret zawieszono obok głównego ołtarza. Znajdował się on tam, dopóki biskup nie kazał go zdjąć wizytacyjnym zarządzeniem: takie honory przysługują tylko świętym! Stanisława Bochenka przemalowano wtedy na jego patrona, św. Stanisława biskupa i umieszczono go na chórze kościółka"[4]. Najmłodsza córka państwa Bochenków Ewa miała wówczas 24 lata i była tak zakochana w trzydziestoośmioletnim Bartłomieju, że nie zważała ani na prośby, ani na groźby rodziców. I niepomna na to, że rodzice postanowili ją pozbawić posagu, w dniu 30 października roku 1861, w tymże parafialnym kościele świętej Zofii w Sułkowicach, wzięła ślub z Bartłomiejem Salawą. Młodzi małżonkowie zamieszkali w domu Bartłomieja w Sieprawiu i tam wychowywali swoje pociechy, które przychodziły dosyć regularnie na świat, mniej więcej co dwa lata. Oboje rodzice Anieli byli ludźmi bardzo pobożnymi. Matka „głęboko religijna, w rzeczach wiary bardzo oświecona, żarliwie pobożna, energiczna. [To] co stanowiło treść jej życia, umiała przelać w serca swych dzieci, mianowicie miłować Boga i pracować. Swoje dzieci uczyła podstawowych prawd wiary świętej oraz starała się dać im gruntowne wykształcenie religijne. Mimo że nie opływała w dostatki, zaopatrzyła dom swój w dość obfitą biblioteczkę, którą zdobiły wyborowe dzieła ascetyczne, jak: Filotea św. Franciszka Salezego, Prawdy wieczne, Jak kochać Jezusa i inne dzieła św. Alfonsa, Głos Synogarlicy, Żywoty świętych itd. Wieczorem lub w niedzielę po południu jedno z dzieci czytało książkę, a wszyscy pilnie uważali. Po czytaniu duchowym matka na jego temat wszczynała budującą rozmowę, objaśniała zajmująco trudniejsze ustępy, pytała o zdanie dzieci, uczyła samodzielnie myśleć, wyciągać wnioski, postanowienia, rozniecała wzniosłe i święte pragnienia, słowem wprowadzała w tajemnice życia wewnętrznego. Z życiem pobożnym uczyła ta przedziwna matka swe dziatki łączyć pracę. Będąc sama kobietą żelaznej pracowitości, nie cierpiała w swym domu próżniactwa. »Tata był ostry - pisze w swych pamiętnikach Hanusia, starsza siostra Anielki - a mama dobra, ale nas krótko trzymała, nie pozwoliła nigdzie się wałęsać, gdy mieliśmy wolny czas, kazała czytać książkę pobożną; mówiła nam często, że z każdej chwili trza zdać rachunek Bogu«. A sama Anielcia zeznała: - Mama uczyła nas mało jeść, dużo pracować i modlić się"[5]. Trzeba przyznać, że dom państwa Salawów nie opływał w dostatki. Liczna rodzina, mimo pracowitości ojca i gospodarności matki często borykała się z dużym ubóstwem. Długi czas wśród mieszkańców Sieprawia krążyły wspomnienia o tym, „jak wyglądało jedzenie w domu Salawów. Gdy matka ugotowała ziemniaki (...) i wysypała do misy - cała rodzina zasiadała do stołu. W czasie posiłku ojciec odbierał dzieciom łyżki na znak, iż mają dosyć, poczynając kolejno od najmłodszego. Młodsze z rodzeństwa często odchodziły od stołu głodne. Widocznie Bartłomiej Salawa kierował się powszechną na wsi zasadą, że jeśli dziecko jest starsze i może pomagać w pracy, powinno zjeść więcej, by miało siły. Dziecko małe nie potrzebuje jeść tyle, bo przecież nie pracuje. Aniela była w domu najmłodsza. (...) Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że ojciec Anieli był człowiekiem bez serca lub okrutnym. Wszystkie dzieci Bartłomieja Salawy przyznawały, że ich ojciec był człowiekiem surowym, ale też podkreślały, iż poświęcił się zupełnie pracy, aby swej licznej rodzinie zapewnić warunki do życia"[6]. Matka Anieli była również bardzo oszczędna i gdy brakowało jedzenia w domu, dawała dzieciom na kolację suszone gruszki. Otóż, przed domem stała dzika grusza, z której to owoce suszyła na strychu pani Ewa, by w trudniejszych chwilach mieć jakiś posiłek dla dzieci. Jedynie wody nigdy nie brakowało, gdyż przed domem stała studnia, w której było jej pod dostatkiem. Aniela „do końca życia imię swej świętej matki miała często na ustach. Ze wzruszeniem wspominała jej przestrogi: »Tak nas mama uczyła, to nam powiedziała«. W ogóle Ewa Salawa wywarła na swe dzieci wpływ wielki i błogosławiony: wszystkie na drodze życia poszły za jej przykładem, a dwie jej córki doszły do wysokiej doskonałości i umarły jak święte - Aniela i Teresa."[7]. Ojciec był bardzo pracowity i tej pracowitości uczył wszystkie swoje dzieci. Często też, w chwilach wolnych od pracy siadał przed domem na ławce i modlił się, albo z modlitewnika, albo na różańcu. „Modlił się przeważnie głośno - wspomina jego sąsiadka - i nigdy się tym nie krępował. W domu miał pokoik, urządzony jak kapliczkę i tam również często się modlił w wolnych chwilach"[8]. Anielcia od niemowlęcia była dzieckiem bardzo chorowitym. Niedługo po jej przyjściu na świat matka powiedziała takie słowa: „To dziecię będzie chorować i dużo, dużo cierpieć"[9]. Niestety, bardzo dokładnie sprawdziły się te prorocze słowa matki. Ale i ona sama, gdy była jeszcze w połogu a także później, przez kilka następnych miesięcy, obłożnie chorowała. Nie mogła więc w tym czasie ani pielęgnować Anielci, ani karmić jej piersią. Dlatego też, najmłodsze dziecko było pod opieką starszego rodzeństwa, które nie do końca umiało zastąpić matkę. A jak się to rodzeństwo starało opiekować swoją siostrzyczką, niech świadczy poniższy fakt: „zamiast cukru, na który zdobyć się nie mogło, dawało ssać płaczącemu niemowlęciu kawałeczek marchwi zawiniętej w skrawek płótna. To był smoczek Anielci"[10]. Gdy ona sama opowiadała o tym okresie swojego życia, to dowcipnie porównywała się do rozbitego grata, którego nikt nie chciał i porzucił w kącie. Dopiero, jak mówiła, gdy przyszedł do niej Pan Jezus, to uznał, że „może by coś jeszcze było z tego rozbitego grata?"[11] I jak pomyślał tak też z nią zrobił. Właściwie to, że Anielcia przeżyła ten bardzo ciężki okres, śmiało można uznać za cudowną ingerencję Bożą. Niemniej jednak pozostała dzieckiem bardzo delikatnym i wrażliwym. Gdy ktoś ją uderzył, czy to siostra, czy ojciec, czy ktokolwiek inny, od razu mdlała i długo trzeba ją był cucić, żeby doszła do siebie. Była też dzieckiem łatwo wpadającym w gniew i chętnym do natychmiastowej zemsty. „Gdy jej kto dokuczył, wpadała nieraz w taką złość, że zaperzona wołała: żebyś ty zdechł!"[12]. Z tymi wadami musiała walczyć przez całe życie i szybko zaczęła odnosić w tej walce pierwsze sukcesy. Otóż, wielu sąsiadów wspominało ją już jako trzynastoletnią dziewczynkę, która była „oponowaną, nienerwową, niewybuchającą złością i bardzo zgodliwą"[13]. Być może tak się zachowywała akurat przy nich? Ale nie tylko wady miało to Boże dziecko, bo już od młodości, w czasie, gdy pasła gęsi czy krowy to wówczas„ na kwiecistych łąkach żarliwie się modliła, zatopiona w Bogu, tak była - według własnego oryginalnego wyrażenia- »zagarnięta do Boga«, że pragnęła udać się na pustynię, by całkowicie poświęcić Mu życie. Tak więc młodziutka pasterka zaczęła kosztować rozkoszy bogomyślności. Wysoka kontemplacja i nadzwyczajny dar modlitwy Anieli, przez który [w przyszłości] niezliczoną liczbę dusz Bogu pozyskała, mają swe źródło we wzniosłej dziecięcej modlitwie pasterki na polanach sieprawskich wzgórz"[14]. Ale nawet w tym czasie, gdy wypasała bydło i się modliła, umiała to pogodzić z tym, aby pomagać rodzinie w zdobywaniu środków do życia. „Szyła wtedy, haftowała, robiła z nici koronki, by je spieniężyć i ulżyć matce w ciężkiej doli"[15]. Anielka ukończyła dwie klasy szkoły powszechnej. To pozwalało jej dość biegle czytać i jako tako pisać, gdyż pismo było kulfoniaste i pełne błędów ortograficznych. Ambicją matki było, aby wszystkie jej dzieci umiały czytać i pisać, dlatego też, wszystkie one ukończyły tę jedyną w Sieprawiu, dwuletnią szkółkę prowadzoną tylko przez jednego nauczyciela. Gdy Anielka skończyła szesnaście lat, jej ojciec zaczął przemyśliwać o wydaniu najmłodszej córki za mąż. Ale ona, zupełnie o tym słyszeć nie chciała i wzorem swojej starszej siostry, Tereni postanowiła udać się do Krakowa by znaleźć tam pracę jako służąca. Dodatkowo praca w gospodarstwie była zbyt ciężka dla Anieli. „Z wysiłku dostała przepukliny, która dokuczała jej do końca życia. Rodzice nie stawiali oporu, a nawet można powiedzieć byli zadowoleni z tego pomysłu córki. Sąsiedzi twierdzili, że została ona wypędzona przez nich z domu"[16]. Terenia, już od kilku lat pracowała w Krakowie u hrabiny Pruszyńskiej, która ją zatrudniła jako pokojówkę i po pewnym czasie bardzo pokochała. Warto pamiętać też, że obowiązki pokojówki były dużo lżejsze od prac, które musiała wykonywać służąca. Powinniśmy pamiętać również to, że służące należały w tych czasach do „najniższej warstwy społecznej"[17]. Chociaż Aniela chciała już na wiosnę 1897 roku opuścić Siepraw, to jednak duża ilość pracy w polu, nie pozwoliła jej, aby pozostawić rodzinę samą i przesunęła swoją decyzję aż do późnej jesieni, kiedy wszystkie prace zostały ukończone. Sama według własnego przekonania uważała, że decyzję opuszczenia Sieprawia „spowodowała opatrzność Boża. To nie ludzie ani ludzkie warunki - myślała Salawa - zmusiły ją do opuszczenia domu rodzinnego. To sam Pan Jezus, który popatrzył z litością na nią, tak jej ułożył życie w Sieprawiu, iż musiała je opuścić. To Bóg, który ją wołał od maleńkości, wywiódł ją z domu rodzinnego, by jej pokazać właściwą drogę jej życia i na tę drogę ją wprowadzić"[18]. Do Krakowa poszła na piechotę razem ze starszą o dwa lata koleżanką z tej samej wsi. Mimo jesiennych chłodów, całą drogę przeszła boso, gdyż bała się, że zniszczy w drodze nowe trzewiki. A swojej towarzyszce wytłumaczyła to w ten sposób, „że boi się wymówek matki i dlatego nie wzięła trzewików. Gdyby bowiem nie znalazła służby w Krakowie i musiała wrócić do Sieprawia z podniszczonymi bucikami, to matka by ją wykrzyczała"[19]. W Krakowie, udała się do mieszkania, gdzie pracowała Terenia. Ta, ujrzawszy ją bosą, tak ją przywitała: „Bój się Boga Anielciu (...) czemu tak marzniesz niepotrzebnie, przecież masz buciki. A bo mi mama tak kazali"[20]. Starsza o siedem lat Terenia, mająca już pewne doświadczenie w tym zajęciu, z wielką radością i z dużym zaangażowaniem starała się dopomóc Anieli w znalezieniu dla niej miejsca pracy. A wymagało to pokonania szeregu trudności, gdyż wiele wiejskich dziewczyn, nie umiejących nic innego, szukało w Krakowie posady służącej, pokojówki czy też kucharki. Stąd „znalezienie pierwszej służby było nadzwyczaj trudne. Dziewczęta narażone były na utratę zdrowia, pieniędzy, których zwykle miały niewiele, a także na niebezpieczeństwo ze strony nieuczciwych ludzi"[21]. Dlatego Terenia pozwoliła również zamieszkać u siebie młodszej siostrze do czasu znalezienia dla niej pracy. Pierwszą swoją pracę otrzymała Aniela w Podgórzu pod Krakowem, które do 1915 roku było samodzielnym miastem. Pracowała tam u urzędnika kolejowego, ale dosyć krótko, gdyż praca ta była za ciężka dla młodej, siedemnastoletniej dziewczyny i nie umiała jej podołać. Została więc zwolniona. Druga jej praca okazała się równie uciążliwa i z tej, dosyć szybko sama zrezygnowała. Ponieważ chciała być bliżej starszej siostry, znalazła więc pracę w samym Krakowie. Tam zatrudniła się u dwóch starszych pań, ale był to wybór również niefortunny. Tak o tej posadzie wspominała jej siostra Anna: „Biedna Anielcia wpadła z deszczu pod rynnę. »Tu miała się jeszcze gorzej«. Owe panie obchodziły się z nią niedelikatnie, surowo. Zginęło co, - Anielka ukradła, zepsuł się zamek, Anielka ma go na sumieniu, - zniszczyło się co, Anielka winna - taka rumiana, taka zdrowa, mogłaby więcej pracować, ale cóż, nie chce się jej. Młode dziewczę potrzebujące ciepła macierzyńskiego serca, pożerane tęsknotą za rodziną, nie zdzierżyło takiej służby, - porzuciła ją"[22]. Równie ciężko było też z kolejną pracą u krakowskiego lekarza, gdzie przepracowała tylko niecały miesiąc. W taki sposób, żyła przez dwa lata, nigdzie nie znajdując pracy stałej. Niemniej jednak zarabiała na swoje utrzymanie i nawet potrafiła odłożyć co nie co. Na początku zarobione pieniądze przeznaczała w jakiejś części na ubrania, gdyż wówczas zaczęła bardzo dbać o to, aby być ładnie ubraną. Pamiętajmy, że to była prosta, wiejska dziewczyna, a „w dużym mieście widać często bardzo wiele strojnych kobiet. (...) Elegancja miejskich strojów kobiecych spodobała się jej wielce. Uboga dotąd dziewczyna zapragnęła być także w ten sposób piękną. Miała własny grosz, wprawdzie ciężko zapracowany, ale będący wyłączną jej własnością, nikt nie miał do niego prawa. Zaczęła się więc ładnie ubierać i zależało jej na tym, by zwracać na siebie uwagę"[23]. Ale nie zapominała również o pomocy dla swoich rodziców i stąd część zarobionych przez nią pieniędzy trafiało do rodzinnego domu. Niemniej jednak, był to czas w życiu Anieli, gdy coraz mniej myślała o Bogu a coraz więcej o sobie. Była wówczas dość próżna, lekkomyślna i skłonna tylko do żartów i zabaw. Oczywiście, nie postępowała niemoralnie w tych pierwszych latach pobytu w Krakowie ani jej zachowanie nie było w żaden sposób prowokujące czy wyzywające. Wszystko wskazuje na to, że „łaska uchroniła ją od obrazy Boga. Mimo to jednak jej ówczesny sposób życia mógł się dla niej stać zgubą w dalszej przyszłości. Trafnie określiła Anielę z tych czasów jej siostra Anna mówiąc, że wtedy - nie była jeszcze bardzo pobożną"[24]. Takie zachowanie Anieli nie podobało się Tereni, która była „jednak duszą zupełnie wyjątkową, głęboko wyrobioną wewnętrznie. Czytała wiele z dziedziny życia religijnego i świadomie oraz zdecydowanie dążyła do doskonałości. W bardzo młodym wieku złożyła ślub dozgonnego dziewictwa, oddała się zupełnie Bogu i szła po drogach świętości, z wyrzeczeniem siebie, zapałem i godną podziwu u tej prostej dziewczyny gorliwością. Jak gdyby przeczuwając, iż długo na ziemi nie zabawi, Teresa Salawa pragnęła wykorzystać każdą chwilę życia, byle miała z czym stanąć przed Bogiem, byle mogła zasłużyć sobie na wyższy stopień łaski i większą kiedyś zdobyć chwałę w niebie. Ona właśnie stała się aniołem opiekuńczym Anieli w Krakowie i strzegła młodszej siostry przed lekkomyślną próżnością młodocianego wieku. Gdy Aniela przybyła do Krakowa, Teresa dosięgała na drodze doskonałości już szczytów prawie kontemplacji. Jej postępowanie było budujące i podziwiane przez koleżanki, dla których życie w Bogu i wyłącznie dla Boga było również jedynym pragnieniem na ziemi. Całe grono najbliższych Teresie służących świadomie i zdecydowanie dążyło do Boga nie tylko drogą zwykłej pobożności, ale przede wszystkim ofiarą całego życia, które poświęcały jedynemu celowi - Bogu. Miło stwierdzić - i jest to prawdą - że służące, z którymi przyjaźniła się Teresa, bardzo wysoko oceniały swą niską pracę. Ostatni rodzaj wśród zajęć ludzkich - służba w domu zamożnych - była dla nich służbą dla Boga, drogą wyrzeczenia się siebie, służbą ofiary z własnych namiętności, a nawet upodobań - była środkiem oddania Bogu chwały i ciągłego zbliżania się do nieba i Boga"[25]. Teresa bardzo chciała zmienić postępowanie Anieli, dlatego wielokrotnie zwracała jej uwagę wskazując, gdzie popełnia błędy. Zamierzała także „uszlachetnić charakter swej młodszej siostry, szczególnie zaś starała się przełamać jej próżność, upodobanie w strojach, lekkomyślność i pustotę. Ponieważ Aniela była uparta, dlatego też dość często Teresa milkła w rozmowie, ale przy nowej sposobności nie przestawała przekonywać swej siostry, że jej życie jest w oczach Bożych bez wartości, bo bez zasługi. Pracujesz dla siebie - mawiała Teresa - nie dla Boga. Marnujesz oprócz tego pieniądze ciężko zapracowane"[26]. Czasami Teresa namawiała koleżanki Anieli, aby one pomogły jej w przekonaniu upartej dziewczyny. Ojciec Franciszek Świątek, pierwszy biograf Anieli Salawy przytacza taką próbę przekonania Anielci przez jej przyjaciółki: „- Powiedzcież jej - [mówi Terenia do przyjaciółek Anielci] - czego ona się tak stroi - tyle pieniędzy marnuje! - O, widzicie, jaka ona jest - żachnęła się Anielka - broni mi się ubrać, a któż by na mnie popatrzył, gdybym się nie ubrała? Anielu, patrz - przekonywały koleżanki - jak Tereni pięknie, choć skromnie się nosi! - A, pięknie, pięknie, mnie by także było tak pięknie, gdybym była tak ładna, jak ona! - Pewnie, że twoja siostrzyczka jest śliczną dziewczyną, ale piękniejsza jest jej skromność i niewinność, wszyscy tylko mówią, że to anioł chodzący, a czemu to ty jesteś inna? - Ech, bo Teresa tak się spieszy do nieba, jak kurier - a ja to tak pomaluśku, pomaluśku. - To się nie dasz przekonać Teresie i nam? - A nie dam - rzekła z zaciętością w głosie i właściwym sobie uporem"[27]. Mimo tego uporu, to jednak cały ten czas była Aniela pod wpływem swojej ukochanej siostry Tereni, która stała się dla niej pierwszym przewodnikiem duchowym. Jej anielska pobożność wywierała na delikatną i wrażliwą przecież duszę Anielci olbrzymi wpływ. A jednak mimo szacunku do swojej starszej siostry nie zawsze brała sobie do serca jej wszystkie rady, przestrogi czy też przygany. Dopiero tak naprawdę głęboko i „przełomowo podziałała w jej życiu duchowym choroba i świątobliwa śmierć ukochanej Tereni. Istotnie, Teresa - jak się wyraziła Anielka - spieszyła się do nieba. Jej serce przepalał żar nieugaszony miłości Bożej, a delikatne ciało rozpływało się w nim - nikła w oczach. Gdy zawieziono ją do kliniki, Anielka biegała tam, by zobaczyć swoją siostrę, oddać jej przysługę. Zrozumiała, kogo traci. Żal i smutek głęboki ściskał jej serce. A gdy patrzyła, jak ten ziemski anioł cicho i z rezygnacją znosił męczarnie śmiertelnej choroby i z aktem najczystszej miłości Bożej odchodził pogodnie w zaświaty, a zwłaszcza, gdy złamana bólem, ze szlochem wpatrywała się w uśmiechnięte lica owianej zimnym tchnieniem śmierci Tereni, zrozumiała, że wszystko, co nie jest wieczne i Boże, jest niczym"[28]. U Teresy, która musiała już wcześniej być świadoma swojego stanu zdrowia, pod koniec roku 1898 zaczęły występować, dość widoczne także dla otoczenia objawy ostrej gruźlicy gardła. Dla wszystkich znajomych oraz dla osiemnastoletniej Anielci był to prawdziwy szok, która widząc umierającą a mimo to pogodną siostrę, wówczas uświadomiła sobie jak bardzo ją kocha. Również dla hrabiny Pruszyńskiej, u której pracowała Teresa i z którą była bardzo zaprzyjaźniona, ta choroba była wielkim ciosem. „Nie szczędziła [ona] kosztów, dokładała wszelkich starań, byle tylko kochaną Terenię utrzymać przy życiu. Gdy kuracja w domu nie pomagała, oddała ją do kliniki. Mimo wszelkich zabiegów lekarskich Terenia nikła w oczach. Choroba tak zaatakowała jej krtań, że straciła głos. Zapytywana przez otaczające ją kochane koleżanki, jak się czuje, odpowiedziała: »zdaje mi się, jakby Jezus włożył cierniową koronę na moją głowę!«. Płomienna miłość Boga trawiła gwałtownie resztki sił żywotnych. Wielkie cierpienia wyniszczającej ją choroby znosiła z pogodą, z anielskim uśmiechem na twarzy, z aktem miłości na ustach. Zasnęła w Panu dnia 25 stycznia [1899 roku]. Jej serdeczna koleżanka Wikcja w chwili jej śmierci strudzona pracą w kuchni, oparłszy głowę o stół, zdrzemnęła się na chwilę i miała prześliczny sen: staje przed nią Terenia, w rękach ma pełno róż i z uśmiechem mówi: »mam niemi tron ubrany! o jak mi teraz za chwilkę cierpień tam dobrze, o jak mi dobrze!«. Wtem otwierają się drzwi, wchodzi jedna z koleżanek i zanosząc się od płaczu wyjąkała: »Terenia przed chwilą umarła!«"[29]. Po uroczystościach pogrzebowych, gdy już pochowano jej ukochaną siostrę na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie, wtedy Aniela rozpoczęła stopniową pracę nad zmianą swojego dotychczasowego życia. Pierwszą rzeczą było ofiarowanie jej duszy Panu Bogu. To spowodowało, że „nabrała powagi życiowej i ostatecznie dojrzała. Postanowiła naśladować swą siostrę: żyć jak ona, umrzeć jak ona. (...) Zamiłowania do strojów, elegancji, pedantycznej schludności wprawdzie się nie wyrzekła, ale je wyidealizowała: stroiła się nie dla świata, ale »dla łaski poświęcającej, bo tak przystoi dziewczynie, która Boga kocha«"[30]. Do końca życia dbała o swój schludny wygląd zewnętrzny. Mówiła też, że „Pan Jezus lubi ludzi schludnych i czystych".[31] I w tym, komu powinna się najbardziej podobać, dodatkowo utwierdziło ją jeszcze inne zdarzenie, które przeżyła na ulicy w Krakowie: „Zdarzyło się raz (...), że sprawiła sobie piękną suknię niebieską. Suknia była według jej gustu uszyta, wybornie na niej leżała, a niebieski kolor podkreślał smukłość jej postaci. Aniela wiedziała, że pięknie wygląda w nowej sukni, przekonała się, że sama jest ładna. Tak zwyczajne i powszechne w podobnych wypadkach uczucie zadowolenia przepełniło jej serce. W takim nastroju wyszła do miasta. Była niedziela. Na ulicy spostrzegła, że przechodnie zwracają na nią uwagę, patrzą z zainteresowaniem. Aniela wiedziała, że także inni widzą, że jest ładna, a spostrzegłszy zainteresowanie, jakie wzbudziła wśród przechodniów na ulicy, czuła się radosną, szczęśliwą. Wreszcie przecie zaczęła i ona się podobać. Więc szła wówczas ulicami Krakowa coraz więcej z siebie zadowolona. Nagle usłyszała bardzo wyraźny głos wewnętrzny: Dokąd biegniesz i komu chcesz się przypodobać? Aniela stanęła na ulicy wstrząśnięta i zdumiona. Jak sama później twierdziła, nie mogła krokiem dalej postąpić. Zdziwienie trwało jednak krótko i gdy Salawa ochłonęła - natychmiast zawróciła do domu. Zdj. ze str.: https://pl.wikiquote.org/wiki/Aniela_Salawa Od razu też odpowiedziała w duszy na wewnętrzne pytanie, że prawdę mówiąc, do nikogo z ludzi biegnąć nie chce i nikomu na świecie nie pragnie się podobać. Uświadomiła sobie wtedy, że pragnie jedynie do Boga się zbliżyć i chciałaby szczerze przez dobre życie wyłącznie Jemu się podobać. Piękną nową suknię zaniosła do sióstr felicjanek i podarowała ją dla biednych. Nie takiej piękności li tylko zewnętrznej miała odtąd pożądać. Piękną miała być jej dusza piękniejąca stale cnotą, piękną miała ją czynić łaska poświęcająca, pięknym miało być serce, do którego często przychodzi Bóg w Komunii świętej"[32]. Aniela zaczęła także pogłębiać swoje praktyki religijne, częściej się modliła i spowiadała się. Codziennie przyjmowała Komunię Świętą a w wolnych chwilach w kościele adorowała Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Wczytywała się także w literaturę duchową. Pan Bóg zaczął wówczas w niej działać w taki sposób, że przestały ją interesować rozrywki połączone z zabawami i tańcami. Sama o tym czasie tak opowiadała swojej przyjaciółce: „Razu pewnego (...) zaproszono mnie na wesele. Było tam gwarno, hucznie, puściłam się w pląsy z pewnym młodzieńcem - bawiłam się doskonale. Wtem wśród tańca staje przy mnie Pan Jezus i surowo spojrzawszy na mnie, rzekł: »Tak się tu bawisz, a tam w kościele samego Mnie zostawiasz, od wszystkich opuszczonego?«. Zmieszałam się bardzo; pod pewnym pozorem opuściłam zabawę i w te pędy pobiegłam do świątyni do mojego Jezusa. To był ostatni mój taniec"[33]. W bardzo podobny sposób pojawił się Pan Jezus, kilka lat później przebywającej w Łodzi dwudziestoletniej Helenie Kowalskiej, przyszłej świętej Faustynie, która tak opisała to zdarzenie: „W pewnej chwili byłam z jedną z sióstr swoich na balu. Kiedy się wszyscy najlepiej bawili, dusza moja doznawała wewnętrznych [udręczeń]. W chwili, kiedy zaczęłam tańczyć, nagle ujrzałam Jezusa obok. Jezusa umęczonego, obnażonego z szat, okrytego całego ranami, który mi powiedział te słowa: dokąd cię cierpiał będę i dokąd mnie zwodzić będziesz? W tej chwili umilkła wdzięczna muzyka, znikło sprzed oczu moich towarzystwo, w którym się znajdowałam, pozostał Jezus i ja. Usiadłam obok swej drogiej siostry, pozorując to, co zaszło w duszy mojej, bólem głowy. Po chwili opuściłam potajemnie towarzystwo i siostrę, udałam się do katedry św. Stanisława Kostki"[34]. Podziwu godne jest to, że Aniela Salawa pomimo takiej przemiany pozostała jednak dziewczyną bardzo wesołą i dowcipną a przez to bardzo lubianą przez otoczenie. Gdziekolwiek ją zapraszano tam była duszą towarzystwa. Chociaż nigdy już nie tańczyła to jednak „lubiła się otaczać gronem koleżanek i przyjaciółek i brała udział w zabawach, zwłaszcza rodziny lub koleżanek, tylko że już nie bawiła siebie samej, ale bawiła innych"[35]. Na weselu jednej ze swoich sióstr, przez pewien czas tryskała humorem i bawiła gości aż wreszcie objęła serdeczne swoją siostrę „i składając życzenia setki lat pomyślności państwu młodym, opuściła grono weselne. Na próżno pani młoda starała się ją zatrzymać, ofiarowując coraz to lepsze przysmaki, nie pomogły prośby gości - Anielka ulotniła się w ulubione zacisze świątyni"[36]. Jednak zupełnie inaczej zachowywała się w stosunku do mężczyzn. Tak jak była dowcipna i wesoła wśród koleżanek tak wśród mężczyzn stawała się pochmurna i nieprzystępna. Ozięble odpowiadała na ich pytania a najbardziej denerwowały ją jakiekolwiek komplementy dotyczące jej urody. Raz, gdy rozochoceni alkoholem mężczyźni próbowali wykorzystać jej niski stan i stali się zbyt natarczywi, ona pogrzebaczem powstrzymała ich zapędy. Jednak po ukończeniu przez nią osiemnastu lat pojawiło się grono jej wielbicieli, nie tylko z Sieprawia. Bo, co prawda kilka lat później, ale i w Krakowie zaistniała możliwość zamążpójścia za „austriackiego oficera"[37]. Oficer ten z wielką kurtuazją zwrócił się do gospodarza domu, w którym służyła wówczas Aniela, z jak najbardziej poważną prośbą o jej rękę. Ona jednak całkowicie zlekceważyła tę propozycję, przecież nie tylko małżeństwa, ale i dużego jej awansu społecznego. Nawet nie weszła do salonu, gdzie czekał na odpowiedź zrozpaczony konkurent i swoją odpowiedź przekazała przez gospodarza domu. Rodzice również nakłaniali ją, by wyszła za mąż. „Anielka zbywała żartami wszystkich. Gdy jednak rodzice stanowczo nacierali na nią, Anielka, nie ufając sobie zbytnio, złożyła w ręce swojego spowiednika ślub dozgonnego dziewictwa"[38]. Ale nie zrobiła tego bez zastanowienia. Tę decyzję, ofiarowania Panu Bogu swej czystości, bardzo dokładnie przemyślała a następnie wyjawiła ją swojemu spowiednikowi i kierownikowi duchowemu, którym był wówczas jezuita o. Stanisław Mieloch. On zaś, po dokładnym wypytaniu Anieli o powody tej decyzji i dogłębnym przemyśleniu całej sprawy, gdyż penitentka była bardzo młoda i naprawdę bardzo ładna, kazał jej trochę poczekać z tą decyzją. Po pewnym czasie, widząc jej determinację zgodził się w końcu, „aby wobec niego związała się tym ślubem"[39]. W roku 1900, niewiele ponad rok po śmierci Tereni, Aniela znalazła wreszcie dobrą pracę, i to nie jako służąca, ale jako pokojówka. Zatrudnili ją bardzo młodzi małżonkowie, Cyprian i Anna Turowscy, z którymi bardzo szybko znalazła wspólny język. Prawdopodobnie była to już jej siódma praca od kiedy przybyła do Krakowa. Można zadać sobie pytanie, „dlaczego Aniela zmieniała tak często pracę? Nie robiła tego z kaprysu, z niespokojnego usposobienia. Wprost przeciwnie: potrafiła wrosnąć w środowisko, gdy zaspokajało ono jej skromne wymagania. Brak domu przez dziewięć lat należał na pewno do jej najtrudniejszych przeżyć, jak należałby on do największych cierpień każdej normalnej kobiety. Do częstych zmian zmuszały ją warunki. Raz, może dwa razy (w latach 1899-1900) młoda dziewczyna odeszła, bo nie potrafiła znieść przykrości, złego obchodzenia się ze sobą. Przynajmniej trzykrotnie efektowna powierzchowność kazała jej zerwać stosunek służbowy z powodu zagrożenia czystości. [Kiedy zdarzały się jej niestosowne i nieprzyzwoite propozycje niektórych gospodarzy domów, wówczas natychmiast rezygnowała z posady. Żeby jednak nie skłócać ani nie rozbijać tych małżeństw, nie podawała gospodyniom prawdziwych powodów swojej rezygnacji.] Aniela zrzekała się też takich posad, w których nie mogła wypełniać obowiązków religijnych. Najczęściej jednak powodowała się roztropną troską o zdrowie, gdy obowiązki przekraczały jej siły"[40]. Jednak tym razem, jak już wspomniano, trafiła bardzo dobrze. Państwo Turowscy zatrudniali oprócz Anieli jeszcze jedną służącą, Marię Stanek, co świadczyło o ich zamożności. Ponieważ uczyli się oni jeszcze na Uniwersytecie, dlatego też od razu postanowili obdarzyć Anielę olbrzymim zaufaniem i powierzyć jej zarządzanie całym gospodarstwem domowym. Ona natomiast, aby nie zawieść zaufania swoich pracodawców starała się pracować, jak tylko mogła najsolidniej. Jej chlebodawczyni po wielu latach, już jako staruszka, wspominała ją nadal bardzo ciepło. Tak o niej mówiła: „Pamiętam Anielę (...) jako młodą ogromnie skromną dziewczynę. Ufałam jej całkowicie [...] Aniela była cicha, wesoła, pracowita, skromnie, ale schludnie ubrana. (...) Raz zastałam Anielę płaczącą i mówiącą: tak mi żal naszego pana. A czemu Anielciu? Bo mu źle wyprasowałam koszulę. Uważam to za objaw wielkiej delikatności sumienia"[41]. Takie podejście Anieli do swoich obowiązków a także do samych pracodawców, musiało jej oczywiście zjednywać tych ostatnich. Była więc ona, co jest zrozumiałe, bardzo lubiana przez nich obojga. Ale nie tylko oni, bo i pracująca razem z nią kucharka bardzo mile o niej po latach wypowiadała: „Ja pracowałam jako kucharka - wspomina - a Aniela jako pokojówka. Przez cały czas zachowanie jej wobec państwa i mnie było budujące. Zawsze uprzejma, cicha, wypełniała swoje obowiązki wzorowo. Przy moim żywym usposobieniu nieraz i Anieli dostało się ode mnie kilka słów ostrych. Anielcia zawsze pogodna przepraszała mnie, chociaż wtedy z pewnością nie było w tym jej winy. (...) Na moje skargi i żale - opowiadała owa kucharka o Salawie - odpowiadała zawsze: Sprawiedliwy z wiary żyje"[42]. Te, troszkę zmienione słowa możemy znaleźć w listach świętego Pawła. Brzmią one dokładnie tak: sprawiedliwy z wiary żyć będzie (Rz 1, 17b), (Ga 3,11b) i (Hbr 10,38a). Cytowanie ich przez Anielę świadczy o bardzo głębokim rozumieniu przez nią słów zawartych w Piśmie Świętym. Świadczą również o tym, że cały czas konsekwentnie pracowała nad zmianą swojego postępowania i charakteru w stosunku do lat wcześniejszych. „Początkowo nawet jej najbliżsi, koleżanki, z którymi dość często obcowała, nie dostrzegali w niej zmian zewnętrznych. Ale po pewnym czasie zaczęło uderzać wszystkich, którzy się do niej zbliżyli, coraz większe skupienie młodej dziewczyny. Znikła gdzieś bezpowrotnie u Salawy pustota dziewczęca i beztroska, a na ich miejsce zaczęła występować coraz wyraźniej niezrozumiała powaga i jakby tchnienie z innego świata, trudne do pojęcia w życiu zapracowanej służącej. Nie mogli jednak ludzie dojrzeć tego, co się dokonywało w tajemnicy jej własnej duszy, co zajmowało jej serce, jak kształtował Bóg sam jej myśli, pragnienia i cały jej świat wewnętrzny. Również i nam trudno przedstawić wewnętrzne życie Salawy w tych pierwszych latach po śmierci jej siostry, ponieważ nie tylko nie mamy dostępu do jej duszy, ale nawet niewiele wiemy o zewnętrznych warunkach jej życia i pracy w tych właśnie latach"[43]. W tym czasie zaczęła Aniela uważać swoją ciężką pracę „za najlepszy sposób służenia Jezusowi, który okazał nam się w postaci sługi i jak sam mówił, -przyszedł nam służyć a nie aby mu służono. Służbę swą (...) [oprócz] tego uważała jako wynagrodzenie Bogu za życie w klasztorze, do którego nie mogła się dostać, dla braku zdrowia i posagu"[44]. Wiele lat później, dokładnie 30 maja 1921 roku, w swoim Dzienniku tak napisała: „Rozważywszy życie swoje, zdaje mi się, że jestem tu, gdzie mnie od maleńkości Pan Bóg wołał, bo jak tylko dobrze świat poznałam, czułam szalony pociąg do cierpienia i do ubóstwa. I tak w duszy czułam zawsze od dziecka, że tylko będąc w najwięcej poniżonym stanie odpowiem łasce Bożej. I dlatego obrałam dobrowolnie stan służącej, być służącą, wzgardziwszy wszelkim szczęściem, które mi się nastręczało; ufna, że w tym stanie tak upokarzającym odpowiem żądaniu Bożemu. Stąd też wynika, że powinnam szczerym sercem w praktyce ukochać wszelką nędzę, jaka mi się teraz nastręcza, aby móc lepiej pociągowi pierwszej z młodych lat gorliwości odpowiedzieć. A tym bardziej powinnam się starać łasce tej odpowiedzieć, że cokolwiek w życiu miałam do znoszenia, choć to było bardzo ciężko, tom zawsze tak czuła, że i więcej jeszcze Pan Bóg od duszy mojej żąda, pomna na te słowa, że: nie wyście mnie wybrali, ale jam was wybrał... Widzę z tych słów, że widocznie Pan Bóg mię do tej drogi już od maleńkości przeznaczył. I czuję to, że mi absolutnie nie wolno pragnąć łatwiejszej drogi, żeby przez odpowiadanie tej tak wielkiej łasce, wypełniły się na duszy mojej te słowa: Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie i szczęśliwe uszy, które słyszą rzeczy te, które wy słyszycie..."[45]. W dniu 27 kwietnia 1900 roku zapisała się do popularnych w Krakowie Zytek, czyli do Stowarzyszenia Sług Katolickich im. Świętej Zyty. Patronka tego stowarzyszenia żyła w XIII wieku i przez całe swoje życie pracowała jako służąca we włoskiej miejscowości Lukka. „Papież Pius XI ogłosił ją patronką miasta Lukki i służby domowej (1935). Jest czczona także jako patronka ubogich dziewcząt, gospodyń domowych, lokajów, służących, kelnerów, piekarzy i samotnych kobiet. Wzywana w przypadku zgubienia kluczy"[46]. Stowarzyszenie to pod koniec XIX wieku założył w Krakowie jezuita, ojciec Włodzimierz Ledóchowski. „Celem stowarzyszenia było zapewnienie dziewczętom przybywającym na służbę do Krakowa mieszkania, opieki medycznej, prawnej i wyżywienia. Stowarzyszenie miało wszelkie właściwości prawne, więc między innymi statut. Członkinie płaciły również składki, zaś samo Stowarzyszenie można porównać do związku zawodowego służby domowej"[47]. Od momentu założenia tego stowarzyszenia krakowskie służące znajdowały tu „ochronę przed wyzyskiem (...) pomoc w nagłych wypadkach, pożyczki pieniężne w razie chwilowego braku pracy, opiekę lekarską, własny szpitalik i dom wypoczynkowy w Zakopanem. Wreszcie wspólne zebrania i nabożeństwa, wspólne rekolekcje służyły wyrobieniu religijnemu i wewnętrznemu postępowi tych dusz zapomnianych przez wielu, a tak często wartościowych przed Bogiem"[48]. Ponieważ nie posiadamy żadnych dokumentów ani wiarygodnych wspomnienia z życia Anieli między rokiem 1901 a 1903, dlatego też nie wiemy jaki był powód tego, że Aniela przestała pracować u młodych państwa Turowskich. Natomiast wiemy, że „ nie ze swojej winy po roku [a więc w roku 1901] musiała poprosić o zwolnienie i z płaczem rozstała się z tym życzliwym sobie środowiskiem"[49]. Po tym odejściu nie miała nawet, gdzie mieszkać. Jedna z jej koleżanek, Katarzyna Bidzińska, która spotkała ją wówczas na ulicy, zaproponowała jej nocleg u siebie. Tak później opowiadała o tym, co zobaczyła w nocy, gdy się przebudziła: „Aniela siedziała na łóżku, pytam ją Anielciu, czemu nie śpisz. Odpowiedziała mi: Kasiuniu, śpij ja rozmawiam z Matką Boską"[50]. Zdarzenie to świadczy to wielkiej miłości jaką miała Aniela Salawa do Matki Bożej a jednocześnie pozwala domyślać się, że „już wtedy doznawała łask mistycznych"[51]. W roku 1903 „ukończyła kurs gotowania we wzorowej kuchni stowarzyszenia świętej Zyty"[52] i dzięki temu zdobyła kwalifikacje kucharki. W tym czasie Aniela mieszkała na Podgórzu a wówczas przybyli tam ojcowie redemptoryści, którzy zaczęli posługiwać w kaplicy i jednocześnie rozpoczęli budowę wspaniałego kościoła Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Kościół Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Krakowie Podgórzu. Zdj. ze str.: https://podgorze.pl/kosciol-matki-boskiej-nieustajacej-pomocy/ Aniela dość szybko wybrała sobie wśród nich kapłana, w którym znalazła duchowego przewodnika i jednocześnie spowiednika. Tym kapłanem był ojciec Stanisław Chochleński, który dzięki swojemu doświadczeniu bardzo „spokojnie, ale stanowczo"[53] zaczął kierować życiem Anieli. [1] Katechizm Kościoła Katolickiego, Poznań 1994, s. 463. [2] Teresa Jankowska, Święta służąca błogosławiona Aniela Salawa, Warszawa 2011, s. 8. [3] S. Jadwiga Stabińska OSB ap, Charyzmat służby; Życie Anieli Salawy (1881-1922), Warszawa 1988, s. 8. [4] Tamże, s. 9. [5] O. Franciszek Świątek, W blaskach Anioła, Wrocław 2012, s. 12-13. [6] O. Albert Wojtczak, Aniela Salawa, Warszawa 1983, s.15. [7] O. Franciszek Świątek, W blaskach..., s. 13. [8] O. Albert Wojtczak, Aniela Salawa..., s.17. [9] O. Joachim Bar, oprac., Zbiór źródeł do poznania życia cnót błogosławionej Anieli Salawy, Kraków 1991, s. 502. [10] O. Franciszek Świątek, W blaskach..., s. 14. [11] Tamże, s. 15. [12] Tamże. [13] O. Albert Wojtczak, Aniela Salawa..., s.22. [14] O. Franciszek Świątek, W blaskach..., s.16. [15] Tamże. [16] Teresa Jankowska, Święta służąca..., s. 24. [17] Zdzisław Gogola, Błogosławiona Aniela Salawa, art. w Folia Historica Cracoviensia T.15 (2010) dost. w intern. na str. https://czasopisma.upjp2.edu.pl/foliahistoricacracoviensia/article/view/1481 [18] O. Albert Wojtczak, Aniela Salawa..., s.31. [19] Tamże, s. 34. [20] Tamże, s. 35. [21] Eugenia Twardosz, Aniela Salawa wzór życia chrześcijańskiego, Kraków 1985, s. 14. [22] O. Franciszek Świątek, Życiorysy świątobliwych..., s. 153. [23] O. Albert Wojtczak, Aniela Salawa..., s. 37. [24] Tamże, s. 38. [25] Tamże, s. 38-39. [26] Tamże, s. 39. [27] O. Franciszek Świątek, W blaskach..., s. 22. [28] Tamże, s. 23. [29] O. Franciszek Świątek, Życiorysy świątobliwych Polaków i Polek ostatnich wieków, Tom II, Miejsce Piastowe 1932, s. 146-147. [30] O. Franciszek Świątek, W blaskach..., s. 23. [31] Zdzisław Gogola, Błogosławiona Aniela Salawa, art. w Folia Historica Cracoviensia T.15 (2010) dost. w intern. na str. https://czasopisma.upjp2.edu.pl/foliahistoricacracoviensia/article/view/1481 [32] O. Albert Wojtczak, Aniela Salawa..., s. 47. [33] O. Franciszek Świątek, W blaskach..., s. 23-24. [34] Święta s. M. Faustyna Kowalska, Dzienniczek Miłosierdzie Boże w duszy mojej, Warszawa 2015, s. 24. [35] O. Franciszek Świątek, W blaskach..., s. 24. [36] Tamże. [37] Wincenty Łaszewski, Boży szaleńcu; Niezwykłe losy polskich mistyków, Warszawa 2018, s. 188. [38] O. Franciszek Świątek, W blaskach..., s. 25. [39] O. Albert Wojtczak, Aniela Salawa..., s. 52. [40] S. Jadwiga Stabińska OSB ap, Charyzmat służby..., s. 15. [41] O. Albert Wojtczak, Aniela Salawa..., s. 49. [42] Tamże, s. 50. [43] Tamże, s. 53. [44] O. Franciszek Świątek, W blaskach..., s. 25. [45] Aniela Salawa, Dziennik, „Nasza Przeszłość" T. VIII, Kraków 1958, s.390-391. [46] https://sercanki.org.pl/home/patronowie-zgromadzenia/384-sw-zyta [47] http://dpsradziwillowska.krakow.pl/historia-domu/ [48] O. Albert Wojtczak, Aniela Salawa..., s. 54. [49] S. Jadwiga Stabińska OSB ap, Z nadmiaru miłości. Życie wewnętrzne Anieli Salawy, Warszawa 1987, s. 39. [50] O. Joachim Bar, oprac., Zbiór źródeł..., s. 418-419. [51] S. Jadwiga Stabińska OSB ap, Charyzmat służby..., s. 42. [52] S. Jadwiga Stabińska OSB ap, Z nadmiaru miłości..., s. 15. [53] Teresa Jankowska, Święta służąca..., s. 47.
Powrót |