Święty Augustyn Część II Święty Augustyn, fot. z książki ks. Władysława Hozakowskiego, Żywoty Świętych Pańskich, Poznań 1908. Po pewnym czasie dotarła również do Mediolanu matka Augustyna, Monika, którą pozostawił samą w Kartaginie. Augustyn nie tylko, nie powiadomił jej o swoim ówczesnym wyjeździe do Rzymu, ale wręcz okłamał ją mówiąc, że pójdzie tylko odprowadzić na statek swojego przyjaciela. Wspaniałe jest to, że Monika w czasie swojego rejsu, zupełnie nie bała się groźnego sztormu, który się wówczas rozszalał, ale nawet podtrzymywała na duchu marynarzy, mówiąc, że szczęśliwie dotrą do celu, gdyż tak obiecał jej w widzeniu sam Pan Bóg. Augustyn powiadomił matkę o tym, że nie jest już manichejczykiem, ale też jeszcze nie jest katolikiem. Sam tę chwilę tak opisał: „Serce więc jej nie zabiło gwałtowną radością na wiadomość, że to, o spełnienie czego codziennie Cię [Boże] błagała ze łzami, spełniło się już w tak znacznej mierze, że choć nie doszedłem jeszcze do prawdy, ale wyrwałem się już z fałszu. Ponieważ była pewna, że spełnisz i to, co pozostało do spełnienia, Ty, któryś jej obiecał wszystko, z tym większym spokojem i sercem przepełnionym ufnością odpowiedziała mi, iż wierzy w Chrystusie. że nie odejdzie z tej ziemi, zanim nie zobaczy mnie wiernym katolikiem. To mi więc powiedziała. Przed Tobą zaś, Źródło miłosierdzia, wylewała tym rzęsistsze łzy, błagając o przyśpieszenie pomocy i oświecenie moich ciemności. Jeszcze bardziej ochoczo biegła do kościoła i wisiała niejako na ustach Ambrożego śpiesząc do źródła wody wytryskującej ku żywotowi wiecznemu[1]. Miłowała zaś tego męża jakby Anioła Bożego[2], ponieważ wiedziała, że to on doprowadził mnie do owego przejściowego stanu wahania i niepewności, i była najgłębiej przekonana, że przejdę jakby z choroby do zdrowia po tym zaostrzeniu się i jak gdyby nasileniu niebezpieczeństwa, które lekarze nazywają kryzysem"[3]. Matka wówczas bardzo chciała aby Augustyn się ożenił, gdyż łączyła to małżeństwo syna razem z Chrztem świętym, który oczyściłby go ze wszystkich dotychczasowych grzechów. Ponieważ znaleziono mu młodziutką narzeczoną, która mu się spodobała, postanowił więc bez większych rozterek odesłać swoją dotychczasową kochankę do Afryki, chociaż była ona matką jego syna. Sam postanowił czekać dwa lata, aż narzeczona osiągnie wiek stosowny do małżeństwa. Augustynowi jednak sprzykrzyło się to oczekiwanie, więc znalazł sobie kolejną kobietę, z którą żył dalej w grzechu. Niemniej jednak coraz częściej zastanawiał się nad swoim życiem, odrzucał dotychczasowe urojenia i coraz mądrzej odpowiadał sobie na dręczące go od lat pytania dotyczące pochodzenia zła. Ale przede wszystkim zaczął coraz właściwiej pojmować jedynego i prawdziwego Boga. Wtedy też odrzucił astrologię, która czasami zajmowała go do tego stopnia, że potrafił odczytywać i tłumaczyć innym ich horoskopy, chociaż sam uważał, „że są to brednie śmiechu warte"[4]. Jeden z jego przyjaciół podał mu prosty ale genialny dowód na nieprawdziwość horoskopów. Otóż szanowany i dość zamożny ojciec tego przyjaciela czekał na poród swojej żony, która miała na dniach rodzić. Zapisywał pod różnymi datami wszystkie położenia planet, księżyca i układy gwiazd. Okazało się, że w tym samym czasie u sąsiada, miała rodzić niewolnica i tak się złożyło, że obie kobiety urodziły synów dokładnie w tym samym dniu i tej samej godzinie. Horoskopy obu chłopców powinny więc przepowiedzieć im dokładnie taką samą przyszłość. Jednak ten przyjaciel, bo to na jego narodzenie czekał ojciec i ten syn niewolnicy mieli zupełnie odmienne życie. Przyjaciel poszedł w ślady ojca „pomnażał swe bogactwo i coraz wyższe osiągał godności. Niewolnik zaś służył swoim panom. (...) ...jego los w niczym się nie poprawił"[5]. Podobnie pomyślał Augustyn o wszystkich bliźniakach, łącznie z starotestamentowym Ezawem i Jakubem, których życie było tak różne. Odtąd, jak napisał w Wyznaniach: „Byłem gotów do walki z astrologami, a nawet do posłużenia się wobec nich bronią śmieszności"[6]. Myślę, że i dzisiaj przydałoby się by ktoś posłużył się taką bronią, by uświadomić śmieszność tym wszystkim koziorożcom, strzelcom, bykom lub baranom, które czytają w gazetach te bzdury lub chodzą do wróżki, by poznać swoją przyszłość. W tym czasie otrzymał Augustyn do przeczytania, przetłumaczone z greki na łacinę, książki platoników[7], czyli wyznawców filozofii Platona (427-327 przed Chrystusem) i późniejszego Plotyna (204/205-270 przed Chrystusem). O treści tych książek tak napisał: „Przeczytałem w nich - wprawdzie nie w takich słowach, ale taką właśnie treść, i to wspartą wieloma różnymi argumentami - że na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo; to było na początku u Boga; wszystko się przez Nie stało, a bez Niego nic się nie stało. Co stało się, w Nim jest życiem. A życie było światłością ludzi, a światłość w ciemnościach świeci, a ciemności jej nie ogarnęły. Czytałem także, iż dusza ludzka, chociaż daje świadectwo o światłości, sama jednak nie jest światłością, lecz jest nią Bóg Słowo. On jest światłością prawdziwą, oświecającą każdego człowieka, który przychodzi na ten świat. I czytałem, że był On w tym świecie, że świat został przez Niego stworzony, a nie poznał Go. Ale o tym, że do swojej dziedziny przyszedł, a swoi Go nie przyjęli, wszystkim zaś, którzy Go przyjęli, dał moc, aby się stali synami Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego - o tym owe książki milczały. Czytałem w nich również o tym, że Bóg Słowo nie z ciała ani z krwi, ani z woli męża, ani z woli ciała, lecz z Boga się narodził. Lecz nie było tam nic o tym, że Słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami. Chociaż wyrażenia były tam odmienne i treść tę wypowiadano wieloma różnymi sposobami, czytałem w owych książkach, że Syn w postaci Ojca nie za grabież poczytał to, że jest równy Bogu - bo z natury jest właśnie taki. Lecz o tym, że samego siebie wyniszczył, przyjmując postać sługi; że upodobniwszy się do ludzi był z postaci uznany za człowieka; że się uniżył w pokorze aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej, i że Go przeto Bóg podźwignął z martwych i dał Mu imię, które jest ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zginało się wszelkie kolano istot niebiańskich, ziemskich i podziemnych i aby wszelki język wyznawał, że Pan Jezus jest w chwale Boga Ojca - o tym owe książki milczą zupełnie. Mówiły natomiast, że przed wszystkimi wiekami i ponad wszystkimi wiekami niezmiennie trwa jednorodzony Syn Twój współwieczny z Tobą i że z Jego pełności dusze czerpią swoje błogosławieństwo. I że dzięki uczestniczeniu w Mądrości, która ich nie opuszcza, odnawiają się, i to jest źródłem ich mądrości. Ale nic nie mówią o tym, że On w stosownym czasie umarł za bezbożnych; że Syna swego jedynego nie oszczędziłeś, lecz za nas wszystkich wydałeś Go na śmierć. O tym owe książki milczą. Bo te rzeczy ukryłeś przed mądrymi, a odkryłeś je maluczkim, aby przyszli do Niego utrudzeni i obciążeni; (...) ...taki pokarm znalazłem w owych książkach; ale tego nie pożywałem"[8]. I Bogu dziękować, gdyż jak się okazuje, pobłądziłby zupełnie nasz święty Augustyn, gdyby dalej wczytywał się w tych platoników. Udowodnił to Etienne Gilson (1884-1978) w swojej pracy, w taki sposób: „Interpretacja tego tekstu jest trudna. Najpierw Logos Plotyna, które starano się zbliżyć z Verbum Augustyna, jest od niego bardzo odmienne. (...) ów Logos Plotyna nie jest odrębną hipostazą, jaką jest chrześcijańskie Verbum, a wypływa jednocześnie z Inteligencji i z Duszy świata, czego nie czyni Słowo. A nawet, gdyby Logos był hipostazą, to byłby czwartą osobą boską, co jest sprzeczne z dogmatem Trójcy Przenajświętszej. W rzeczywistości jedynym, co jest podobne do chrześcijańskiego Verbum u Plotyna, jest (...) [Inteligencja], która zresztą jest też logos, logos Jedności, jak Dusza jest Logosem Inteligencji (...) Ta (...) [Inteligencja] jest obrazem Jedności (...) jej pierworodnym (...) do której jest podobna, jako do swej zasady, i której jest Logosem (...). Św. Augustyn zatem rzeczywiście wyczytał w Plotynie, w traktacie O trzech głównych substancjach, który formalnie przytoczył (...) naukę o (...) [Inteligencji], podobną do nauki Jana o Słowie. Jednakże te obie hipostazy, wiecznie zrodzone i współobecne z pierwszą zasadą, głęboko się od siebie różnią. Przede wszystkim Słowo jest nie tylko pierwszym zrodzonym przez Ojca, ale i jedynym zrodzonym, a takim nie jest (...) [Inteligencja] Plotyna. Następnie, owa [Inteligencja] Plotyna nie jest Bogiem w takim samym znaczeniu, jak Jedność, która jest ponad boskością, gdy Syn i Ojciec są Bogiem w tym samym znaczeniu. W końcu (...) [Inteligencja] Plotyna jest niższa od Jedności, gdy Syn z Trójcy chrześcijańskiej jest równy Ojcu. Żeby więc odnaleźć I, 1-5 świętego Jana, idem omnino [dokładnie to samo], w Plotynie, musiał święty Augustyn czytać Enneady. jako chrześcijanin"[9]. Tego, że czytał te książki jako chrześcijanin możemy być pewni a dodatkowym usprawiedliwieniem Augustyna może być jeszcze to, że czytał te książki przetłumaczone z greki na łacinę. Warto też wiedzieć, że tłumaczem tych ksiąg był słynny retor rzymski Mariusz Wiktoryn (281/291- 363), który pod koniec swego życia nawrócił się na chrześcijaństwo (co też pięknie opisał św. Augustyn[10]). Można więc z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że mogło to mieć spore znaczenie podczas tłumaczenia ksiąg platoników. Zwłaszcza, że Mariusz Wiktoryn, zanim się nawrócił, to już dużo wcześniej mówił swoim przyjaciołom, że czuje się chrześcijaninem. Warto również podkreślić, że dzięki tej przygodzie z platonikami, otrzymaliśmy przepiękny opis mistycznego doświadczenia, które przeżył święty Augustyn. Otóż okazało się, że książki te zachęciły go do tego, aby on, jak to w Wyznaniach opisał „wrócił do samego siebie"[11]. I to mistyczne doświadczenie opisał w taki sposób: „Zacząłem więc wchodzić w głębię mej istoty za Twoim [Boże] przewodnictwem. Mogłem w nią wnikać, ponieważ Ty mnie wspomagałeś. Wszedłem tam i takim wzrokiem duchowym, jaki był mi dany, dojrzałem w górze, ponad owym wzrokiem, ponad moim umysłem światłość Boga niezmienną: nie tę pospolitą światłość dzienną, którą dostrzega każde żywe stworzenie, ani nawet nie jakieś rozleglejsze światło tego samego rodzaju, które mogłoby się rozjarzyć, gdyby światło dzienne wielokrotnie, wielokrotnie się wzmogło i rozjaśniło, i całą napełniło przestrzeń ogromem jasności. Nie było to takie światło, lecz inne, zupełnie odmienne od wszelkich takich rozjarzeń. Było ono nad moim umysłem, ale nie tak, jak oliwa jest nad wodą, ani nie tak, jak niebo jest nad ziemią. Była nade mną ta światłość dlatego, że ona mnie stworzyła, a ja byłem w dole, bom został przez nią stworzony. Kto zna prawdę, zna tę światłość, a kto zna tę światłość, zna wieczność. To jest światłość, którą miłość zna. Wieczna Prawdo! Prawdziwa Miłości! Umiłowana Wieczności! Tyś Bogiem moim, do Ciebie wzdycham dniem i nocą. Gdy po raz pierwszy Cię poznałem, Tyś mnie do siebie przygarnął, żebym zobaczył, iż powinienem coś ujrzeć, a także - iż nie jestem jeszcze zdolny do ujrzenia tego. Schłostałeś słabość mego wzroku, przemożnym uderzywszy we mnie blaskiem, aż zadrżałem z miłości i zgrozy. Zrozumiałem, że jestem daleko od Ciebie - w krainie, gdzie wszystko jest inaczej. I zdało mi się, że słyszę Twój głos z wyżyny: »Jam pokarm dorosłych, dorośnij, a będziesz mnie pożywał; i nie wchłoniesz mnie w siebie, jak się wchłania cielesny pokarm, lecz ty się we mnie przemienisz«. Zrozumiałem też, że za niegodziwość ukarałeś człowieka i sprawiłeś, że się rozprzędła jak pajęczyna dusza moja. Zadawałem pytanie: »Czyż Prawda jest niczym, skoro nie przysługuje jej rozciągłość w przestrzeni - czy to skończonej, czy nieskończonej?« I z wielkiej dali usłyszałem Twój głos: »To jam jest Tym, który jest«. Usłyszałem tak, jak się słyszy głos w głębi własnego serca, i od razu się rozwiały moje wątpliwości. Łatwiej byłoby mi wątpić w to, że żyję, niż w to, że istnieje Prawda, którą poprzez rzeczy stworzone można zrozumieć i poznać. Przypatrzyłem się też rzeczom istniejącym poniżej Ciebie i zrozumiałem, że one ani nie istnieją w sposób zupełny, ani nie można rzec, żeby w sposób zupełny nie istniały. Są rzeczywiste w takiej mierze, w jakiej od Ciebie czerpią istnienie, lecz są nierzeczywiste w tym znaczeniu, że nie są tym, czym Ty jesteś. To bowiem naprawdę istnieje, co niezmiennie trwa. Dla mnie dobrze jest przylgnąć do Boga. Tylko wtedy bowiem, gdy w Nim trwać będę, będę mógł trwać w samym sobie. On zaś w samym sobie trwając odnawia wszystko. Boże, Panem moim jesteś, bo żadnych innych dóbr ode mnie nie potrzebujesz"[12]. A teraz przedstawimy zapowiedziany wcześniej fragment Wyznań świętego Augustyna, w którym opisał on nawrócenie słynnego retora rzymskiego Mariusza Wiktoryna: „Stary Wiktoryn był człowiekiem niepospolicie uczonym. Znał do głębi wszystkie sztuki wyzwolone. Ileż dzieł filozoficznych przestudiował, ocenił i skomentował. Był nauczycielem wielu znakomitych senatorów; i z wdzięczności za pracę profesorską, którą synowie tego świata uważają za ogromnie ważną, uczczono go wystawieniem jego posągu na forum w Rzymie. Aż do starości Wiktoryn był czcicielem bożków. Uczestniczył w świętokradczych obrzędach, które gorliwie odprawiała wówczas większość arystokracji rzymskiej, a także lud, składając hołd potwornym bożyszczom z przeróżnych stron świata... (...). I oto Rzym się korzył przed tymi, których pokonał. Wiktoryn aż do starości, przez tyle lat, bronił tych obrzędów całym żarem swej wymowy. A na starość nie powstydził się zostać sługą Chrystusa Twego, dziecięciem czerpiącym życie z Twoich zdrojów; poddał kark pod Twoje jarzmo, pochylił czoło przed hańbą Krzyża. O Panie, Panie, któryś niebiosa nachylił i zstąpił z nich, któryś gór dotknął, a zadymiły - jakżeś Ty zdołał do tego serca trafić? Symplicjan [(ok.320- ok.401) arcybiskup Mediolanu, którym został po śmierci świętego Ambrożego] opowiadał mi, że Wiktoryn zarówno Pismo Święte, jak i inne księgi chrześcijańskie pilnie czytał i rozważał. I nieraz mówił do Symplicjana, jeszcze nie publicznie, ale prywatnie, na osobności: »Wiedz, że już ze mnie chrześcijanin«. A na to Symplicjan: »Nie uwierzę w to ani cię nie uznam za chrześcijanina, póki cię nie zobaczę w kościele Chrystusa«. A tamten śmiał się z przyjaciela, mówiąc: »Więc to mury czynią ludzi chrześcijanami?«. Często powtarzał, że już jest chrześcijaninem. Symplicjan na to odpowiadał, a wtedy Wiktoryn nieraz przywoływał ów żart o murach. Tak naprawdę to on jeszcze bał się narazić swoim przyjaciołom, pysznym czcicielom demonów. Łatwo mógł się domyślić, jaka by się zwaliła na niego burza wrogości ze szczytu ich babilońskiego dostojeństwa, niczym z wierzchołków cedrów libańskich, których jeszcze Pan nie połamał. Wreszcie jednak dzięki usilnej lekturze nabył prawdziwej powagi i uląkł się, że Chrystus się go zaprze wobec aniołów świętych, gdyby on się uląkł przyznać do Niego wobec ludzi. Wydał się sam sobie winien wielkiej zbrodni: że wstydzi się pokornych tajemnic Słowa Twego, a nie wstydzi się świętokradczych obrzędów pysznych demonów, które w pysze przejął od innych. Odepchnął więc od siebie marność i zawstydzony zwrócił oczy ku prawdzie. Jak opowiadał Symplicjan, bez żadnych wstępów, zupełnie niespodziewanie rzekł do niego: »Chodźmy do kościoła, chcę być chrześcijaninem«. Symplicjan, nie posiadając się z radości, zaraz z nim poszedł. W kościele najpierw pouczono Wiktoryna o podstawowych tajemnicach naszej wiary, a niebawem wpisał się na listę katechumenów, aby - ku zdziwieniu całego Rzymu, a radości Kościoła - odrodzić się przez chrzest. Pyszni widzieli to i gniew ich trawił; zębami zgrzytali i marnieli. Słudze zaś Twemu, Panie, wypełniła się nadzieja i już nie oglądał się na marności i na szaleństwa omylne. Nadeszła wreszcie pora wyznania wiary. W Rzymie ludzie, którzy mają wejść w zasięg Twojej łaski, zazwyczaj składają je w przepisanej formule, której się wyuczają na pamięć, a potem z podwyższenia wypowiadają ją wobec licznie zgromadzonych wiernych. Prezbiterzy, jak opowiadał mi Symplicjan, proponowali Wiktorynowi, aby złożył wyznanie wiary prywatnie, jak według zwyczaju pozwalano niektórym ludziom, jeśli publiczna ceremonia mogłaby im się wydać kłopotliwa. Lecz Wiktoryn swemu ocaleniu w wierze wolał dać świadectwo wobec całej rzeszy wiernych. Nie było przecież niczego zbawiennego w retoryce; a retorykę głosił niegdyś publicznie! O ileż mniej powinien teraz się wahać przed wyznaniem Słowa Twego wobec Twojej łagodnej owczarni, skoro przedtem nie wstydził się głoszenia własnych swoich słów wobec tłumu pomyleńców. Kiedy wszedł na podwyższenie, jakaż radość ogarnęła wszystkich, którzy go znali! A kto go nie znał? Jeden drugiemu w podnieceniu szeptał jego imię i leciało ono półgłosem z ust do ust przez całą rzeszę: »Wiktoryn! Wiktoryn!« Niebawem buchnął gwar, wiwatowali na jego cześć, a potem nagle zamilkli, aby go uważnie wysłuchać. Z cudowną ufnością wyznał prawdziwą wiarę. Nie było tam człowieka, który by go nie chciał chwycić w ramiona i przycisnąć do serca. Te ręce, które go objęły, to była miłość ich i rozradowanie"[13]. Bibliografia: Maurycy Straszewski, Św. Augustyn największy z filozofów chrześcijańskich, Kraków 1910. Ks. Dr Jan Czuj, Św. Augustyn; Jego młodość, nawrócenie i udoskonalenia, Kraków 1930. Św. Augustyn biskup Hippony: krótki życiorys, Kraków 1930. Ks. Dr Jan Czuj, Nieśmiertelna książka, Warszawa 1939. Ks. Dr Jan Czuj, Żywot świętego Augustyna, Warszawa 1952. Etienne Gilson, Wprowadzenie do nauki świętego Augustyna, Warszawa 1953 Giovanni Papini, Święty Augustyn, Warszawa 1958. Święty Augustyn, Wyznania, (przekł. ks. Jan Czuj), Kraków 2008. Święty Augustyn, Wyznania, (przekł. Zygmunt Kubiak), Warszawa 1987. https://pl.wikipedia.org/wiki/Teodozjusz_I_Wielki https://pl.wikipedia.org/wiki/Dioklecjan https://sjp.pwn.pl/slowniki/antropomorfizm [1] J 4, 14. [2] Ga 4, 14. [3] Święty Augustyn, Wyznania... (tł. Ks. J. Czuj), s.126. [4] Święty Augustyn, Wyznania, ... (tł. Z. Kubiak), s. 142. [5] Tamże, s.143. [6] Tamże, s. 144. [7] „Chodzi tu przede wszystkim o Enneady Plotyna, które t tłumaczył znany retor rzymski Wiktoryn; (należy jednak przypuszczać, że Augustyn przez słowo platonicorum rozumie kilku autorów, jak Jamblicha, Porfiriusza, Hermesa Trismegista i Apulejusza, których nazwiska przytacza w Państwie Bożym i których nazywa platonikami". Przypis 100 ze str. 163 w książce Świętego Augustyna, Wyznania... (tł. Ks. J. Czuj), s.412. [8] Święty Augustyn, Wyznania, ... (tł. Z. Kubiak), s. 146 - 149. [9] Etienne Gilson, Wprowadzenie do nauki świętego Augustyna, Warszawa 1953, przyp. 2, s. 287. [10] Opis tego nawrócenia Wiktoryna zamieszczamy na końcu pierwszej części tego opracowania. [11] Święty Augustyn, Wyznania, ... (tł. Z. Kubiak), s. 149. [12] Tamże, s. 149 - 151. [13] Święty Augustyn, Wyznania, ... (tł. Z. Kubiak), s. 165- 167. Powrót |