Święty Stanisław Cz. I (odczytana na Wykrocie 1-2 lipiec 2017 r. oraz 4-5 styczeń 2025) Święty Stanisław ilustracja do "Vitae episcoporum Cracoviensum", Jana Długosza 1535 r. http://martyrologium.blogspot.com/2010_05_08_archive.html (dostęp: 16.12.2024) Święty Stanisław jest jednym z głównych patronów Polski, zaraz po Przenajświętszej Maryi Dziewicy i obok świętego Wojciecha (956-997). W Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego nazywamy go ojcem Ojczyzny. Jest on także jednym z patronów nocnej pielgrzymki z Kadzidła do miejsca objawień Matki Bożej w Wykrocie. Imię Stanisław było jeszcze w XX wieku jednym z najbardziej popularnych imion męskich w Polsce. Obecnie niestety, nie mieści się nawet w pierwszej dziesiątce[1] najpopularniejszych imion nadawanych małym Polakom. Stanisław jest imieniem dwuczłonowym, gdzie w pierwszej części występuje temat czasownikowy stani od czasownika stać, a drugi człon to element -sław. Tłumaczono to jako stań i sław. Forma żeńska to Stanisława[2]. Wincenty z Kielczy (ok.1200 - po 1261), jeden z pierwszych dominikanów w Polsce, opisując imię Stanisław, objaśnia je jako stojąca sława lub stanica sławy, a także jako „ten, kto nie ustaje w zabiegach o sławę". Stał bowiem mąż Boży (Pański) Stanisław gorliwie na straży sławy Bożej, a sława Boża stale mieszkała w sercu jego, gdyż z całego serca sławił Pana, kochał Boga, który go stworzył, nie ustawał w zabiegach o sławę Bożą wedle zaleceń apostoła [1Kor 14,15], śpiewając Panu w duchu i myśli[3]. W Kościele katolickim, oprócz świętego Stanisława Biskupa, czczonych jest jeszcze kilku świętych o tym imieniu: święty Stanisław Kostka (1550-1568), święty Stanisław Kazimierczyk (1433-1489), święty Stanisław Papczyński (1631-1701) oraz błogosławiony Stanisław Kostka Starowieyski (1895-1941). Osobami świątobliwymi o imieniu Stanisław są: sługa Boży kardynał Stanisław Hozjusz (1504-1579) oraz znany z wielu cudów, zwany błogosławionym, prowincjał paulinów Stanisław z Oporowa (przed 1501- 1552). Życie świętego Stanisława warto prześledzić na podstawie Kroniki Polskiej błogosławionego Wincentego Kadłubka (ok. 1150-1223) oraz Żywota mniejszego i Żywota większego Stanisława wspomnianego już Wincentego z Kielczy. Te dwa dzieła napisał w dwóch okresach, pierwszy powstał po 1242 roku[4], ale jeszcze przed kanonizacją świętego biskupa, być może jako niezbędna podstawa do wszczęcia procesu kanonizacyjnego[5] a drugi już po kanonizacji w latach 1257-1261. Wincenty z Kielczy specjalnie wybrał się do Szczepanowa by tam zebrać materiał do swojej pracy o męczenniku[6]. Tam spotkał, jak sam napisał, ludzi szlachetnego rodu, którzy twierdzili, że są dziedzicami i prawowitymi następcami świętego Stanisława[7]. A napisał tę pracę na prośbę biskupa krakowskiego Jana Prandoty (1200-1266), który zdecydowanie przyczynił się do kanonizacji świętego Stanisława. Żywoty te uzupełnimy o fakty, które podawali inni hagiografowie lub które zostały później odkryte. Święty Stanisław urodził się najprawdopodobniej około roku 1030 w Szczepanowie, koło Bochni, jako potomek zacnych rodziców z rodu szlachetnego. Ksiądz kanonik krakowski Jan Długosz (1415 -1480) około roku 1460, a więc 200 lat po Wincentym z Kielczy, napisał Żywot świętego Stanisława biskupa krakowskiego, w którym opisał rodziców Stanisława oraz podał ich imiona: Ojciec jego, Wielisław (...) słynął nie tyle zacnością rodu co blaskiem cnót, mąż ze stanu rycerskiego i szlachetnego [i] matka jego, Bogna, niewiasta z rodu także szlachetnego, lecz daleko zacniejsza ozdobą wstydliwości, pobożna jak rzadko...[8]. Takie imiona rodziców świętego Stanisława zapisano w I tomie Katalogu biskupów, prałatów i kanoników krakowskich[9], także Feliks Koneczny (1862-1949) podaje w swoim dziele te imiona[10]. Wincenty z Kielczy tak scharakteryzował świętego Stanisława: pochodził (...) z dobrej rodziny, wychowany był w wierze chrześcijańskiej, pobożny, skromny w myślach, czysty w życiu, budzący szacunek swym obejściem, zamożny, poważnych obyczajów, bystrego umysłu, roztropny w mowie, ostrożny w radzie, sprawiedliwy w sądach, a chętny i gotów do każdego dobrego uczynku[11]. Ponieważ posiadał takie cechy, nie dziwi więc, że rodzice postanowili oddać go do szkół na nauki. Później, już będąc na studiach, najprawdopodobniej w Paryżu, pilnie pracował, a po ich ukończeniu został mężem wykształconym i posiadającym głęboką znajomość spraw boskich[12]. Z tego powodu oraz znając powszechną opinię o wysokiej moralności Stanisława, biskup krakowski Lambert (?-1071) zwany Suła lub Zula, nazwał go swoim bratem i ustanowił kanonikiem w kościele krakowskim (...), a gdy na koniec biskup krakowski Lambert zeszedł z tego świata, Stanisław z woli Boga i z wyboru kanonicznego został obrany biskupem krakowskim i wyniesiony na stolicę biskupią w roku 1072 od narodzenia Pańskiego[13]. Jednak, gwoli prawdy historycznej, trzeba dodać, że najpierw na stolicę krakowską powołał Stanisława książę Bolesław Śmiały (1042-1081). Dopiero po tej książęcej nominacji otrzymał Stanisław sakrę biskupią najprawdopodobniej od arcybiskupa Kolonii świętego Anno II (?-1075). Diecezja krakowska, którą objął nowy biskup liczyła około 200 tys. diecezjan i obejmowała obszar ok. 55 000 km². Jak liczna była to diecezja świadczy fakt, że w granicach ówczesnej Polski żyło około milion ludzi[14]. Jako biskup troszczył się wyjątkowo pilnie o swoje parafie, dbał o czystość kapłanów, sam będąc dla nich przykładem. Chociaż sam sprawował w kościele wysokie stanowisko i był zwierzchnikiem wszystkich, jednakże dla Boga w pokorze serca wszystkim był poddany. Nigdy nie pozwolił zapanować w sercu swoim pysze, która Lucyfera strąciła z nieba i z anioła uczyniła diabłem, a pierwszego człowieka wygnała z raju[15]. Tych duchownych, którzy nie chcieli go słuchać i postępować po chrześcijańsku, usuwał i wypędzał ze swojej diecezji. Natomiast miał olbrzymią cierpliwość i wielkie miłosierdzie do nawracających się grzeszników, których często sam spowiadał. Był mężem wstrzemięźliwym, więc wzdrygał się przed długim przesiadywaniem i nocnymi pijatykami. Zakorzeniony ten bowiem i naganny zwyczaj wywodzi się ze starych błędów pogańskich i do dziś dnia starym obyczajem na ucztach u Polaków słyszy się pogańskie pieśni, klaskanie w dłonie i przepijanie do siebie nawzajem[16]. Wszyscy dworzanie, duchowni, cała służba i urzędnicy biskupa Stanisława żyli za jego przykładem w czystości i uczciwości. A sam święty Stanisław nie dawał się uwodzić chciwości, która bożkom służy, pamiętając o tym, że nikt nie jest większym zbrodniarzem od chciwca, ... (...). Można powiedzieć, że tak oddany Bogu żył na świecie, iż nie dał się zwodzić światu, ponieważ starał się być wstrzemięźliwym i użytecznym, dla bliźnich sprawiedliwym i zgodnym, wobec Boga pobożnym i pokornym [17]. Żeby lepiej zrozumieć to, co wydarzyło się między biskupem Stanisławem a władającym w tym czasie królem, należy przypomnieć, jak w tym czasie układały się stosunki między Kościołem a władcami w Europie. Warto też przybliżyć postać ówczesnego władcy naszego kraju, króla Bolesława Śmiałego. Otóż w tym czasie w całej Europie tak królowie i możnowładcy, jak i sami członkowie Kościoła stawali się coraz bardziej zdemoralizowani. Były to czasy cezaropapizmu[18], a więc tak kapłani, jak i biskupi zmuszani byli do tego, aby bardziej słuchać cesarza czy króla niż papieża. Począwszy od przyjęcia tytułu cesarskiego przez Ottona I (912-973) w 962 następowało stopniowe podporządkowanie się papiestwa władzy cesarskiej. Otton I w zamian za obietnicę ochrony państwa kościelnego uzyskał wpływ na wybór papieża i odtąd wybór ten wymagał zgody cesarza. Jeszcze bardziej władzę cesarską wzmocnił Henryk III (1017-1056), a po jego śmierci do roku 1065 [z powodu małoletności Henryka IV (1050-1106)] władzę regentki pełniła jego matka, cesarzowa Agnieszka (1025-1077), za której rządów dochodziło do zupełnego rozwydrzenia możnowładców. Był to czas, kiedy w świętym Cesarstwie Rzymskim szerzyła się symonia, czyli handel biskupstwami i opactwami. Ta plaga doprowadzała do tego, że wierni zaczęli spodziewać się, że za pieniądze można nabyć również dary nadprzyrodzone i moce charyzmatyczne (...), Symonia zaprzeczała Opatrzności Bożej nad Kościołem oraz czyniła z Kościoła sprzedajną „nierządnicę", a wiernych w wielu wypadkach pozbawiała sakramentów[19]. Oprócz symonii, za wielkie zło uważano również klerogamię (czyli herezję nikolaityzmu), [która] oznaczała zaprzepaszczenie celibatu i życie księży z własnymi rodzinami[20]. To spowodowało, że benedyktyni z opactwa w Cluny[21], tzw. kluniacy, pod przewodnictwem opata świętego Hugona (1024-1109), zaproponowali reformy, które miały uratować Kościół katolicki przed tymi błędami i coraz bardziej zaborczymi oraz bezwzględnymi rządami świeckimi. Rozwiązaniem miało być dyscyplinarne działanie ze strony wolnego i silnego papiestwa[22]. Dlatego proponowano też wprowadzenie zakazu mieszania się monarchów do wyboru papieża, pozostawiając prawo i obowiązek wyboru papieża[23] tylko kardynałom. (Wybór taki później otrzymał nazwę konklawe). I osiągnięto to, w dniu 13 kwietnia 1059 r. gdy papież Mikołaj II (1010-1061) ogłosił dekret In Nomine Domini (W imię Pańskie). Dekret ten zakazywał również przyjmowania opactw i biskup z rąk świeckich; ale (...) nie był ogłoszony jako ogólnie obowiązujący[24]. W ten sposób powoli ale konsekwentnie zaczęły się wzmacniać siły papiestwa również w czasie, gdy głową Kościoła był następca Mikołaja II, Aleksander II (ok.1010-1073). Po śmierci tego dość stanowczego papieża jego miejsce zajął kardynał Hildebrand, pochodzący z plebejskiej rodziny z Toskanii, który przyjął imię Grzegorz VII (ok.1020-1085). Wówczas, te reformy, osiągnęły swój szczyt, dlatego nazwano je reformami gregoriańskimi. Ten kanonizowany przez Pawła V (1552-1621) święty papież, stanowczo dbał o czystość i zachowanie celibatu wśród duchownych, a także konsekwentnie zwalczał symonię. Dlatego, mimo już kilkuwiekowego zwyczaju, akceptowanego przez poprzednich papieży, zdecydowanie ignorował rozdawane przez cesarza lub innych monarchów biskupstwa czy opactwa. Na synodzie w latach 1074-1075, który został nazwany synodem postnym[25], sporządzono dokument [ksiądz Bolesław Kumor (1925-2002) uważał, że prawdopodobnie napisał go sam papież i to jeszcze przed tym synodem] o nazwie Dictatus Papae (czyli traktat papieski), który zawierał 27 krótkich tez a zaczynał się od tezy, która mówiła, że: Kościół rzymski przez samego Boga został założony[26]. Dokument ten mówił między innymi o tym, że tylko papież może biskupów odwoływać i powoływać na to stanowisko (3 teza), że tylko papież spośród prałatów może nosić oznaki władzy cesarskiej (8)[27], że papieżowi wolno deponować [depono - odłożyć, zrzucić; tu użyto imperatores deponere - zdjąć z godności czy z tronu] cesarza (12)[28], że żaden sobór nie może być uznany za powszechny bez papieża (16)[29], że nikt nie może się nazywać katolikiem, kto w wierze nie zgadza się ze Stolicą Apostolską (26)[30] oraz, że papież może zwalniać od przysięgi na wierność niegodnemu władcy (27)[31]". Dokument ten zdecydowanie zwiększał władzę papieża i jednocześnie ograniczał władzę tak prymasa jak i arcybiskupów oraz biskupów. Było to jednak logiczne urzeczywistnienie nieograniczonego pełnomocnictwa udzielonego Piotrowi przez Chrystusa[32]. My dzisiaj widzimy zupełnie odwrotną politykę Watykanu, co z pewnością nie spodobałoby się świętemu Grzegorzowi VII i wszystkim twórcom tych średniowiecznych reform, o które z takim poświęceniem walczyli i które z tak wielkim mozołem wówczas wprowadzali. Dokument Dictatus Papae był dla Kościoła bardzo ważnym krokiem w walce o inwestyturę, bo zakazywał przyjmowania władzy kościelnej, (czyli biskupstwa oraz beneficjów a więc i czerpania dochodów z tej władzy) z rąk świeckich władców. Także od tej chwili papież został zwierzchnikiem wszystkich królów i miał prawo strącać ich z tronu, jeśli nie rządzili swymi krajami po chrześcijańsku. Była to całkowita centralizacja władzy w rękach papieża. Ale cesarz Henryk IV nie chciał uznać tych reform papieskich, a to przerodziło się w tak zwany spór o inwestyturę między nim a papieżem. W tym konflikcie cesarz uważał się za świeckiego namiestnika Chrystusa, co miało mu dawać prawo do mianowania biskupów, zaś papież, w odpowiedzi na to, zawiesił jego władzę nad poddanymi oraz pierwszy raz w historii Kościoła w roku 1076[33] ekskomunikował niemieckiego cesarza. Feliks Koneczny tak opisał skutki klątwy: ...obarczonemu klątwą nic się nie dzieje, nikt mu nic złego nie robi, niczego mu się nie zabiera, tylko nie wolno utrzymywać z nim żadnych a żadnych stosunków. Nie wolno mu nic dać, ani od niego niczego brać, nie wolno razem z nim przebywać pod jednym dachem, ani mu towarzyszyć, a zatem nie wolno mu usługiwać, ani od niego odbierać rozkazów, ani też jemu wydawać poleceń. Wyklęty znajdował się od jednego razu poza społeczeństwem, wszyscy od niego stronili, uciekali od niego, gdziekolwiek się pokazał, tym bardziej, że nie wolno było w jego obecności odprawiać nabożeństwa, ni udzielać sakramentów świętych[34]. Był to pierwszy raz gdy tak dotkliwie ukarano władcę niemieckiego, a jednak mimo tego klątwa ta stała się powodem tego, że Henryk IV stracił całkowicie poparcie swoich poddanych. Aby uwolnić się od tej klątwy, cesarz udał się do Canossy, by tam stojąc przez trzy dni na mrozie boso i w worze pokutnym uzyskać od papieża ewangeliczne przebaczenie swoich win. Po uzyskaniu tego przebaczenia, ponownie, tym razem sprytniej, z wykorzystaniem siły swojego wojska, zaatakował papieża i usunął go z Rzymu. Grzegorz VII zmarł na wygnaniu na południu Włoch w miejscowości Salerno. Henryk IV jeszcze w 1080 roku nieprawnie ustanowił nowego antypapieża Klemensa III (1025-1100). Tak więc był to naprawdę trudny czas tak dla Europy jak i dla całego Kościoła. W Polsce w tym okresie po bardzo dobrych rządach Kazimierza Odnowiciela (1016-1058), któremu udało się zjednoczyć nasz kraj, na książęcym tronie zasiadł jego najstarszy syn Bolesław. W chwili objęcia rządów miał ledwie piętnaście lat, ale mimo młodego wieku miał, według większości historyków, olbrzymi talent i do polityki i do wojowania. Te umiejętności miał prawdopodobnie odziedziczyć po swoim pradziadku Bolesławie Chrobrym (967-1025). A tak skutecznie prowadził swoje podboje, że sąsiedzi naszego państwa zwracali się o pomoc do tego młodego władcy. I tak króla węgierskiego Belę Pierwszego (ok.1015-1063) zwycięsko poparł w walce o tron z jego bratem Andrzejem (1015-1060/1061). Następnie w Czechach pogodził braci Jaromira Gebharda (ok.1040-1090), i pierwszego króla czeskiego Wratysława II (po 1032-1092). Jaromira Gerharda uciekającego przed swym bratem, przyjął Bolesław do Polski i gościł przez ponad siedem lat. Natomiast Wratysławowi z którym wojował kilka lat, po zawarciu pokoju, dla utrwalenia swoich wpływów, dał za żonę swoją siostrę Świętosławę (1046/1048-1126). Ksiądz Jan Długosz nazwał ją Świętochną[35] a Czesi nazywali ją Swatawą. Dzięki temu małżeństwu została ona pierwszą królową Czechów. Nie wszędzie jednak Bolesław odnosił sukcesy. Około 1066 roku utracił Pomorze, ale trzy lata później, jak gdyby rekompensując sobie tę stratę, na czele bardzo licznego wojska wkroczył na tereny Rusi. Powodem tej wyprawy była chęć przywrócenia na tron, księcia kijowskiego Izjasława (ok. 1024-1078), syna Jarosława Mądrego (ok. 980 - 1054) [a zarazem męża siostry Kazimierza Odnowiciela (1016-1058), Gertrudy Piastówny (ok. 1025-1108)], który jako wygnaniec błagał naszego księcia o pomoc. Bolesław właściwie bez większych problemów wkroczył do Kijowa, po czym osadził na tronie Izjasława. Po tym sukcesie, gdy już wracał do kraju, to niejako przy okazji odzyskał dla Polski Grody Czerwieńskie, czyli tereny leżące przy południowo wschodnich granicach Polski. Trudno dokładnie określić ich obszar ale najczęściej przyjmuje się, że obejmowały tereny leżące nad Sanem i Bugiem oraz takie grody jak Czerwień, Przemyśl czy Bełz. Często opisywana jest niepohamowana gwałtowność i chęć upokarzania innych przez księcia i późniejszego króla Bolesława, ale trochę inaczej przedstawił Bolesława biskup Wincenty Kadłubek. Otóż według tego kronikarza Bolesław za nic miał bogactwa i używał ich jedynie do obdarowywania innych. Mówił on, że najlepiej przechowuje się skarby w dziurawym worku oraz że władzy niegodny jest ten, który woli być workiem dla różnych rzeczy, a nie władcą. Stąd kiedy wkraczał do Kijowa, to samo uderzenie mieczem w bramę kijowską[36], jako znak ponownego wyznaczenia pradziadowskich (a więc Bolesława Chrobrego) granic, w zupełności mu wystarczało. Ryc. Autorstwa Lonio17 - Praca własna (Terytorium Grodów Czerwieńskich na podstawie: J i J. Tazbir i inni "Wielki Atlas Historyczny", Demart, Warszawa 2008), CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=9498511 (dostęp 20.12.2024) Ale Izjasław chciał nagrodzić naszego władcę złotem za przywrócenie go na tron kijowski. Zaproponował więc, żeby Bolesław uhonorował go swoim wyjściem mu naprzeciw, a za każdy krok Bolesława obiecał zapłacić jeden talent złota. Obraził się Bolesław za to, że miałby swoje względy okazywać za przekupstwo. Uznając, że nie licuje to z książęcym dostojeństwem, zgodził się jednak przyjść, ale za tę obrazę kilkakrotnie wytargał za brodę Izjasława, krzycząc: Oto straszliwa głowa, przed którą ze strachu drżeć powinniście[37], po czym jeszcze gwałtowniej szarpiąc za brodę Izjasława, tak rzekł: Ten ci jest mąż, którego czcią naszą darzymy[38]. W taki sposób Bolesław Śmiały chciał udowodnić wszystkim zgromadzonym swoją nieprzekupność. Profesor Feliks Koneczny uważał, że podczas pobytu Bolesława na Rusi on i jego cała drużyna zaspakajali wszystkie swoje zachcianki. W Kijowie w tym czasie już było po schizmie wschodniej (w roku 1054), a więc duchowieństwo prawosławne nauczone być posłusznym władzy świeckiej, absolutnie nie ganiło ani nie napominało żadnych władców. Było to tak zwane zbizantynizowanie Kościoła. To nauczyło naszego księcia z góry traktować wszystkich duchownych. I to przyzwyczajenie do lekceważenia władzy kościelnej, jak się później okaże, będzie również próbował wprowadzać w naszym kraju. Podobnie Wincenty z Kielczy tak o tym czasie zagranicznego wojowania napisał: Przebywając zaś wśród pogan i współżyjąc z nimi, nauczył się ich spraw i służył ich niegodziwościom. Porzuciwszy zamiłowanie do cnót, pogrążył się we wszelkich występkach, a ulegając niecnym skłonnościom, jak koń i muł, który nie ma rozumu, ogarnięty złością i niegodziwością idąc za pożądliwością ciała, zamienił chwałę swoją na hańbę, a naturalny sposób życia na taki, który sprzeczny jest z naturą[39]. I tu, wskazując na ten zapis, niektórzy historycy dopatrują się u naszego władcy grzechu zoofilii (Z najstarszych kronik można wnioskować, że Bolesław skłaniał się nawet, w chwilach z rozwiązłości, ku zoofilii[40].) Inni dopatrują się, z tych samych kronik, grzechu sodomii. Również ksiądz kanonik Jan Długosz dosyć wyraźnie napisał o tym grzechu Bolesława, o czym jeszcze wspomnimy w dalszej części tego opracowania. Warto też zwrócić uwagę na to, że kilka lat wcześniej nastąpiło z inicjatywy papieża zbliżenie Stolicy Apostolskiej z Polską. A to spowodowało, że w sporze o inwestyturę Bolesław stanął po stronie papieża. W 1075 r., po długiej przerwie, spowodowanej i napaścią w 1038 r. Czechów na Gniezno i Poznań, (oba miasta doszczętnie ograbiono a z Gniezna wywieziono wówczas relikwie świętego Wojciecha, błogosławionego Radzyma Gaudentego oraz Pięciu Męczenników Polskich) oraz buntem księcia mazowieckiego Miecława [(?-1047) zwanego również Masławem], ustanowiono ponownie w Polsce niezależną od Cesarstwa metropolię w Gnieźnie oraz wyznaczono arcybiskupa. Rok później, w 1076 r. za zgodą Grzegorza VII i w obecności legatów papieskich nastąpiła uroczysta koronacja Bolesława Śmiałego na króla Polski. Koronę naszemu królowi nałożył nowy arcybiskup gnieźnieński. [Był nim arcybiskup Bogumił I (?-1092), zwany też Piotrem, na pewno nie był to błogosławiony Bogumił z Dobrowa (ok. 1135-1204)]. Te bardzo dobre stosunki między papieżem a naszym królem trwały aż do tragicznej śmierci biskupa Stanisława. Natomiast relacje króla z biskupem krakowskim zaczęły się coraz wyraźniej psuć. Bardzo znanym epizodem z życia świętego Stanisława jest sprawa nabycia przez niego nadwiślańskiej wsi zwanej Piotrawinem[41], którą zakupił od rycerza Piotra (Strzemieńczyka) za umówioną sumę wypłaconą w srebrze. Po jakimś czasie zmarł ów Piotr, a wówczas jego rodzina zaczęła się domagać od biskupa krakowskiego Stanisława zwrotu tej wsi, jakoby była ich dziedziczną własnością. Z tym żądaniem zwrócili się do króla Bolesława [Śmiałego], aby przed sądem królewskim rzecz całą rozsądzić. Król już od pewnego czasu był nieprzychylny biskupowi, gdyż ten dosyć ostro napominał go i karcił za wszelkie nieprawości i niegodziwości. Bardzo zdecydowanie potępił króla, między innymi za to, że on porwał jednemu ze swoich rycerzy (Mścisławowi z Bużenina[42]), żonę Krystynę niejaką[43] (lub Krystę[44]) i żył z nią w bezecności, zgorszenie i szemranie wśród poddanych wzbudzając. I kiedy to uporne cudzołóstwo królewskie[45] doprowadzało do narzekania poddanych na biskupów, którzy kompletnie nie reagowali, a przecież za to już jawnie króla upomnieć mogli. A gdy się arcybiskup [metropolita gnieźnieński[46]] i inni małego serca[47] od tego wzbraniali, jeden biskup Stanisław, podobnie jak Jan Chrzciciel (6/2 przed Chr.- ok. 32 po Chr.) upomniał króla przed dworzanami, mówiąc: Królu, nie godzi się tobie mieć żony brata twego. I długoż w tej zatwardziałości serca trwać będziesz? Czemu na Boga, na duszę twoją, na bliźniego, na majestat królestwa twego, na zakon przyrodzony i Boski nie pamiętasz, a pomsty się Bożej, która przyjść na cię, na potomstwo i królestwo twoje może, nie boisz[48]. Nie dziwi więc, że po takich reprymendach król niezbyt życzliwie patrzył na swojego biskupa. Z chęcią więc zgodził się na prośbę naciągaczy oraz intrygantów i wezwał świętego Stanisława przed swój sąd. Po przesłuchaniu obu stron wydano werdykt, który wydawał się niekorzystny dla biskupa. Otóż biskup musiałby ustąpić z prawa własności, jeśli nie przedstawiłby świadków sprzedaży lub dokumentu kupna albo i samego sprzedającego, który przecież już od dawna nie żył. Oczywiście, ze strachu przed królem żaden ze świadków się nie stawił w wyznaczonym terminie, biskup poprosił więc o trzy dni zwłoki i obiecał przyprowadzić przed sąd tego, który mu wieś sprzedał. Wielu z obecnych zaskoczyły te słowa a część z nich uznała biskupa za szaleńca. Sąd jednak zgodził się na ten termin, a święty Stanisław ufając Bogu, zwrócił się do tych, którzy byli razem z nim: Bracia moi i towarzysze, wy wiecie, że idzie tu o sprawę Boga i Kościoła, że zawiadujemy dziedzictwem Ukrzyżowanego i w jego obronie stajemy; powierzamy sprawę naszą Bogu, od którego zawisłe są sądy ludzkie. Przez trzy dni zwłoki, których nam udzielono, oddajmy się postom, czuwaniu i modlitwom, nieustannie zanośmy błagania nasze do Boga, a jeśli tylko mieć będziemy wiarę jak ziarnko gorczyczne, jak powiada Pan w Ewangelii, to o cokolwiek prosić będziemy, nie poddając się wątpliwościom - na pewno otrzymamy. Prośmy więc ufnie, błagajmy usilnie, pukajmy wytrwale, a o co prosić będziemy z wiarą, osiągniemy w rzeczywistości[49]. Trzeciego dnia po odprawieniu Mszy świętej w kościele piotrawińskim wyszedł biskup w całym swoim majestacie ze znakami pontyfikalnymi (czyli z krzyżem noszonym na piersiach - tzw. pektorałem; pastorałem - czyli symbolem władzy pasterskiej biskupa; mitrą inaczej zwaną infułą - wysokim, spiczastym nakryciem głowy noszonym przez najwyższych dostojników kościelnych; oraz pierścieniem biskupim), i stojąc nad grobem Piotra, który wcześniej kazał rozkopać, wezwał go w imię Boga w Trójcy Świętej Jedynego, aby powstał z grobu i dał świadectwo prawdzie. Po czym pomógł wyjść mu z grobu i trzymając go za rękę poprowadził przed sąd. Oniemiały król i cały zgromadzony lud wysłuchał przemowy wygłoszonej przez wskrzeszonego właśnie Piotra. A ten najpierw zganił rodzinę za chciwość, następnie świadków za tchórzostwo i przekupstwo, po czym potwierdził ważność zakupu wsi przez biskupa. Po tej przemowie nikt już nie miał wątpliwości, że słuszność jest po stronie świętego Stanisława, a on sam obiecując Piotrowi modlitwę za jego duszę, odprowadził go do grobu. Ta obietnica modlitwy za duszę Piotra była potwierdzeniem tego, że po śmierci przebywał on w czyśćcu. Gdyby był bowiem w niebie, to z pewnością biskup Stanisław poprosiłby go o modlitwę wstawienniczą za siebie, a gdyby był w piekle, to tam żadnej modlitwy nikt nie potrzebuje. Sam Piotr, zaraz po wskrzeszeniu przyznał to mówiąc: Jam (...) królu, na prośbę tego biskupa wzbudzony jest i z czyścu tu posłany, abych go zastąpił i wyświadczył[50]. A gdy już dał Piotr swoje świadectwo i chciał wrócić do swojego grobu, to go święty Stanisław zapytał czy chciałby zostać na pokutę tu na świecie czy chce wrócić tam skąd przyszedł? Piotr wówczas tak odpowiedział: wolę jeszcze w czyścu mało co wycierpieć, aniżli tu w niebezpieczność się grzechu zasię powtórę wdawać; mam nadzieję w ofiarach i modlitwach twoich, ojcze święty, iż rychło od męki onej wolnym zostanę[51]. Po pogrzebaniu Piotra święty Stanisław podziękował Bogu za jego miłosierdzie i za ten wielki cud, o którym wieść rozeszła się po całym chrześcijańskim świecie. Oczywiście powstało też wiele głosów krytycznych, które od razu klasyfikowały ten cud jako wymyśloną baśń czy też zwykły mit. Już Wincenty z Kielczy słyszał głosy tych racjonalistów i dlatego powołał się na przykłady podobnych cudów, gdzie wskrzeszono umarłych. Opisał wskrzeszenie świętego Materna (285-315) biskupa Kolonii, zwanego też Maternusem[52] i przypomniał też opisany przez Euzebiusza z Cezarei (ok.254-ok. 340) cud wskrzeszenia córki świętego Spirydiona (ok. 270-348). Sam skomentował cud wskrzeszenia Piotra przez biskupa Stanisława w taki sposób: I w nikim niech nie budzi wątpliwości ów nadzwyczajny fakt, iż Piotr zmartwychwstał po trzech latach, aby dać świadectwo prawdzie. (...) Warto spojrzeć na to oczyma wiary, bracia najmilsi, jak to Bóg Wszechmogący, który sam jeden tylko działa wielkie cuda, (...) ubłagany prośbami świętego Stanisława męczennika wskrzesił z martwych Piotra (...) po upływie trzech lat; (...) by dał świadectwo prawdzie. (...) dokonało się [to] dla wiary i zbawienia ludzi[53]. A w Żywocie Większym dodał jeszcze: Trzeba także podkreślić, że w takich i w podobnych im cudach nie ma nic dziwnego, jeśli się zważy działanie mocy Bożej, u Boga bowiem wszystko jest możliwe. Jeśli zaś bierze się pod uwagę zasługi świętych i dar wiary, to właśnie Bóg, od którego wszelkie dobro pochodzi, czyni to dobro przez nich, aby wypełniło się na nich owo ewangeliczne zdanie: „Kto we mnie wierzy, sam dokona rzeczy, których ja dokonuję, i większych jeszcze od nich"[54]. Oczywiście w historii Kościoła katolickiego takich pewnych i udokumentowanych przypadków wskrzeszeń umarłych było dużo więcej. Tu można wymienić choćby kilku świętych, którzy tego dokonali. Byli to między innymi: Mikołaj z Tolentino [(1245-1305), który ma na swoim koncie trzy wskrzeszenia i to po swojej śmierci[55]], Brygida Szwedzka [(1303-1373) ma aż dziesięć wskrzeszeń po swojej śmierci[56]], Filip Nereusz [(1515-1595) wskrzesił piętnastoletniego Paola[57]], Franciszek Ksawery [(1506-1552) wskrzesił trzech umarłych[58]], święta Kinga, [(1234-1292) na krótką chwilę wskrzesiła swojego ciotecznego brata, Jędrzeja[59]], Jadwiga Śląska [(1174-1243) wskrzesiła dwóch powieszonych umarłych[60]], i było jeszcze takich świętych dużo więcej. W roku 1077 Bolesław ponownie, tym razem już jako król, udzielił wsparcia księciu Izjasławowi, wyruszając ze swoją drużyną na Ruś. Wówczas, po prawie rocznym pobycie w Kijowie, rozzłoszczony na swoich rycerzy król Bolesław wrócił do Polski. A rozzłościł się na nich dlatego, że wcześniej jego rycerze zaczęli w coraz większej liczbie opuszczać go i wracać samowolnie do kraju. A jaki był powód tych dezercji? Otóż, pozostawieni w kraju chłopi oraz słudzy naszych rycerzy zaczęli panoszyć się na ich majątkach, przejmując całą władzę oraz prawa sobie roszcząc nawet do pozostawionych rycerskich żon i córek. Obwarowali ich grody, zabraniając panom powrotu i gotując się do walki z nimi. Te straszne wieści, które zaczęły dochodzić do rycerstwa, będącego razem z królem w Kijowie, powodowały, wbrew rozkazom królewskim, powrót wielu z nich do swoich domostw i karanie zdrajców oraz niewiernych żon. To właśnie bardzo poirytowało naszego władcę. Uważał on, że opuszczając go, zostawiali swego władcę na pastwę wrogów. Nie podobało się również królowi samowolne karanie chłopów, których jurysdykcja należała wyłącznie do niego. A gdy wreszcie sam zarządził powrót, to wszystkich rycerzy, którzy go opuścili wcześniej, kazał śmiercią ukarać. Później, kiedy poznał przyczynę ich decyzji, karał również ich żony i córki. Tak opisywał te wydarzenia Wincenty z Kielczy: A co dostojniejszych i znaczniejszych skazuje na ścięcie, tych zaś, których nie odważył się otwarcie pochwycić lub wstydził się zgładzić, usunął podstępem. Także kobiety, którym mężowie przebaczyli (...), on prześladował tak okrutnie, iż nie wahał się przystawić im do piersi szczeniąt, odrzuciwszy dzieciątka, których oszczędziłby wróg. (...) Twierdził bowiem, że należy raczej wytępić, a nie pielęgnować gorszące potomstwo nierządnic[61]. Nasz święty biskup, widząc, jak okrutnie ze swoimi poddanymi obchodził się król, starał się go wszelkimi sposobami w tym gniewie powstrzymać. Próbował bronić przed królem rycerzy, mężów wiarołomnych żon. A wcześniej z wielką litością podchodził do tych karanych przez rycerstwo kobiet. Podobnie bronił mordowanych przez nich chłopów. To późniejsze karanie rycerstwa przez Bolesława spowodowało wśród jego poddanych wielkie niezadowolenie i wrogość przeciw ukochanemu dotychczas królowi, który niewiele sobie z tego robił i w tym czasie oddawał się rozpuście żyjąc jak najgorszy poganin. Pycha i zepsucie króla rosło w niesamowitym tempie. Był niesprawiedliwym w swoich sądach a idąc ciągle drogą zepsucia, stał się dla wszystkich stanów ciężarem nie do zniesienia. Gnębił bogatych, poniewierał ubogich, poniżał szlachtę, uciskał pospólstwo, (...) nakładał ciężkie podatki, a także zabierał lub wypasał role i zboża osadników, powodowany dumną zarozumiałością. (...) W tyranii zapędził się tak daleko, iż nie zdawał się zachowywać nawet pozoru religii chrześcijańskiej. Pomijając już proste, zwyczajne przestępstwa, dopuszczał się wszystkich wielkich zbrodni tak przeciw Bogu jak przeciw ludziom. Wpadając również w pewnego rodzaju rozpacz i pogardę wszystkiego, i jak gdyby skazując sam siebie na zgubę, nie ścierpiał aby był niższym w żadnym bezwstydnym występku, lecz, kierując się zepsutymi żądzami, wpadał w najgorszego rodzaju lubieżność, ku zupełnej zgubie osobistej. Zatapiając oczy duszy i ciała w bezwstydzie wstrętnej rozpusty, szarpany był namiętnościami, które przynoszą zgubę. Pozbawiony dyscypliny wewnętrznej na skutek powodzenia, zapominając o godności swej natury ludzkiej i o szczytności swego stanu, zaczął być gwałtownym i porywczym w wymierzaniu kary, do tego stopnia, że nawet wielu bez żadnego sądu i wysłuchania ukarał śmiercią. Wśród tych zbrodni królewskiego okrucieństwa nie było żadnego zmiłowania dla słabości niewiast, żadnego względu na wiek dziecinny i niemowlęcy. Okrutne i natarczywe wyroki kary na niewiasty rodzące i karmiące, były wykonywane przez ustanowionych przez króla siepaczy i urzędników"[62] To wszystko było powodem tego, że do biskupa Stanisława przychodziło na skargę coraz więcej skrzywdzonych przez króla ludzi. Biskup Stanisław udawał się osobiście do króla i przestrzegał go przed tragedią, do której mogą doprowadzić jego wyroki. Jednocześnie uważał, że okrucieństwa króla oraz jego wyjątkowo niemoralne życie, mogą ostatecznie doprowadzić do zagłady królestwa. Prosił go i zaklinał, aby porzucił tak bardzo brzydką lubieżność sprzeciwiającą się samej nawet naturze, która zresztą hańbi go osobiście, jako zbrodnia, straszliwa, której winien się pozbyć[63]. W tym miejscu mamy przykład tego, że i Jan Długosz zwrócił uwagę na grzeszne życie króla sprzeciwiające się samej naturze. Ale, jak wcześniej wspomniano, król Bolesław po pobycie na Rusi był już nauczony, by gardzić duchownymi i lekceważyć ich uwagi czy napominania. A kiedy święty Stanisław wychodził od niego, to potrafił złorzeczyć mu i drwić ze wszystkich jego uwag i pouczeń. Nie zmieniało to faktu, że biskup nawet do próśb na kolanach potrafił się zniżyć, byleby coś te prośby i napomnienia dały. Mając już pewne doświadczenie w karceniu króla, święty Stanisław domyślał się, że takie dalsze napominania króla są dla niego samego niebezpieczne. Król coraz częściej złościł się i przeklinał biskupa, który będąc człowiekiem prawdziwie wierzącym i oddanym całkowicie Bogu, nie mógł jednak pozostać bezczynnym. Ponieważ upomnienia biskupa Stanisława nie odnosiły żadnego skutku, rzucił na króla klątwę. Klątwa ta, jak wspomniano wcześniej, była dla władcy olbrzymim problemem, gdyż chociaż niczego nie odbierała, to jednak wykluczała go ze społeczności kościelnej i zabraniała innym wszelkiego obcowania z królem. Nie dziw więc, że i panujący, i bezwzględni zwolennicy władzy państwowej uważali ją przez długi czas za zbrodnię, a biskupa, który kiedyś przysięgał władcy wierność, a później ośmielił się rzucić na niego klątwę, za zdrajcę zasługującego na surową karę[64]. Po tym rzuceniu klątwy święty Biskup najprawdopodobniej usunął się z otoczenia króla i przeniósł się w okolice małego kościółka - rotundy na cyplu skalnym za Wisłą, oddzielającą wówczas Wawel od Skałki[65]. Rozsierdzony król, w odpowiedzi na tę klątwę, wydał wyrok na biskupa Stanisława, skazując go na obcięcie członków. Tak napisał Gall Anonim. Jednak według przekazów innych kronikarzy święty biskup został zabity gdy celebrował Mszę świętą w kościele na Skałce w Krakowie.  Zabójstwo św. Stanisława, Tryptyk ołtarzowy, fragm., 1500 r. Kościół pw. św. Stanisława w Bielsku-Białej http://martyrologium.blogspot.com/2010_05_08_archive.html (dostęp: 16.12.2024) Tę straszną zbrodnię tak opisał biskup Kadłubek. Atoli on [chodzi o króla], jak był zwrócony w stronę nieprawości, w dziksze popadł szaleństwo, bo pogięte drzewa łatwiej złamać można niż naprostować. Rozkazał więc przy ołtarzu, w infule, nie okazując uszanowania ani dla stanu, ani dla miejsca, ani dla chwili - porwać biskupa! Ilekroć okrutni służalcy próbują rzucić się na niego, tylekroć skruszeni, tylekroć na ziemię powaleni łagodnieją. Wszak tyran, lżąc ich z wielkim oburzeniem, sam podnosi świętokradzkie ręce, sam odrywa oblubieńca od łona oblubienicy, pasterza od owczarni. Sam zabija ojca w objęciach córki i syna w matki wnętrznościach. O żałosne, najżałobniejsze śmiertelne widowisko! Świętego bezbożnik, miłosiernego zbrodniarz, biskupa niewinnego najokrutniejszy świętokradca rozszarpuje, poszczególne członki na najdrobniejsze cząstki rozsiekuje, jak gdyby miały ponieść karę poszczególne cząstki członków[66]. Dalej kronikarz opisuje, jak po tej zbrodni nadleciały z czterech stron świata cztery orły, które dniem i nocą odpędzały inne ptactwo od świętych zwłok. Gdy chciano porozcinane członki tego ciała pozbierać, okazało się ono już cudownie zrośnięte i nawet śladu blizn na nim nie było. Przeniesiono więc ciało świętego Stanisława do kościoła świętego Michała na Skałce i tam je z należną czcią pochowano. „Od tego więc czasu Bóg począł objawiać rozliczne cuda dla chwały swego imienia, a przez zasługi swego chwalebnego męczennika. Wzrastała bowiem z dnia na dzień i szeroko się rozchodziła chwała jego cnót i z wolna wzmagał się wśród ludzi kult świętego. Nad grobem jego często błyszczało w nocy światło, a pobożni ludzie spędzali tam noce na modlitwie. Zdarzały się też częste objawienia świętego Stanisława, a ludzie utrapieni znajdowali tam nieraz pociechę i uleczenie z rozmaitych chorób. Zdarzyło się nawet, że pewien zacny mąż, który stale odwiedzał grób świętego Stanisława i wśród niezmąconej ciszy nocnej trwał tam z innymi na modlitwie, pewnej nocy wraz z tymi, którzy byli z nim, w kościele świętego Michała rozjaśnionym niebiańskim światłem ujrzał świętego Stanisława ubranego w szaty biskupie, stojącego w otoczeniu czcigodnych osób przy ołtarzu i sprawującego święte obrządki oraz udzielającego obecnym pasterskiego błogosławieństwa (...). Także innej nocy w tym samym kościele świętego Michała błyszczącym licznymi światłami pewnym pobożnym mężom i niewiastom, którzy spędzali noce na modlitwie i odprawiali potajemne czuwania nad grobem, ukazał się święty Stanisław, jak stał pośrodku kościoła w szatach biskupich i wraz z dwoma chórami czcigodnych osób śpiewał psalmy Dawidowe i na dwa chóry nucił przepiękne hymny (...). Do jego grobu zbiegali się też z pobożności liczni mężowie i niewiasty, obejmowali grób i dotykali ustami lub zbierali z niego odrobinę ziemi lub kamienia, a dotknięcie tego rodzaju leczyło wiele chorób cielesnych i rozpraszało liczne utrapienia ducha. Dopóki jego święte ciało spoczywało w kościele świętego Michała, ukazywał się często takim pobożnym ludziom i pouczał ich o wielu sprawach, które dotyczą Zbawienia lub pociechy serca, a przeniesiony do katedry czynił to samo[67]". Właśnie po około dziesięciu latach (czyli w roku 1088 lub według innych badaczy dopiero w 1150 r.) ciało świętego męczennika przeniesiono do Katedry Wawelskiej. Było to oznaką wzrastania kultu świętego Stanisława. I tu również ukazywał się nasz święty ludziom wielce pobożnym [jak chociażby błogosławionej Bronisławie (1204-1259), kiedy się modliła przed jego grobem]. A co się stało po tym zabójstwie z naszym królem? Otóż niedawny jego przyjaciel, papież Grzegorz VII, natychmiast obłożył klątwą Bolesława za zabójstwo biskupa Stanisława. Mimo że wcześniej w konflikcie między papieżem a cesarzem Henrykiem IV, Bolesław Śmiały zdecydowanie stanął po stronie papieża, (za co z resztą został koronowany królem), papież nie wahał się go tak ukarać po zabójstwie Biskupa krakowskiego. Król musiał więc uchodzić z kraju na Węgry. Papieska klątwa skutkowała bowiem zakazem odprawiania Mszy świętych w naszym kraju, zakazem wchodzenia do kościoła. Dzwony musiały zamilknąć na czas sprawowania władzy przez obłożonego klątwą króla. „Nadto pozbawił całkiem króla Bolesława i Królestwo Polskie zaszczytnej, zapewniającej poważne stanowisko godności królewskiej[68]. Król został opuszczony nawet przez bardzo wiernych mu poddanych. O pobycie na Węgrzech Bolesława Śmiałego różne są podania, jedne mówią, za biskupem Kadłubkiem, że tam rozpowszechniał wiadomości o zdradzie biskupa Stanisława, której to zdrady niby on sam padł ofiarą. Błogosławiony Wincenty Kadłubek z wielkim niesmakiem mówi o królu, który nie dość, że był winien morderstwa, to jeszcze zazdroszcząc sławy swojej ofierze, błotem tę sławę obrzucał. Wkrótce, według Kadłubka, „dotknięty niezwykłą chorobą zadał sobie śmierć[69]". Ale są też inne opinie kronikarzy mówiące o pokucie Bolesława i zakończeniu swojego życia jako mnich w miejscowości Ossiach (Austria), gdzie jest opactwo benedyktynów. [1] Można to sprawdzić w Serwisie Rzeczpospolitej Polskiej na str.: https://dane.gov.pl/pl/dataset/219/resource/21458,imiona-nadane-dzieciom-w-polsce-w-latach-2000-2019-imie-pierwsze/table?page=64&per_page=50&q=&sort=-col1 (dostęp: 16.12.2024) [2] Źródło: Henryk Fros SJ, Franciszek Sowa, Twoje imię; przewodnik onomastyczno-hagiograficzny, Kraków 1982, s. 486. [3] Janina Pleziowa, Marian Plezia, Średniowieczne żywota i cuda patronów Polski, Warszawa 1987, s. 112 i 254. [4] Ks. Bolesław Przybyszewski, Polscy święci, tom 7, red. Joachim Roman Bar OFConv., Warszawa 1985, przypis 2, s. 11. [5] Janina Pleziowa, Marian Plezia, Średniowieczne żywota..., s. 19. [6] Ks. Bolesław Przybyszewski, Święty Stanisław biskup..., s. 11. [7] Janina Pleziowa, Marian Plezia, Średniowieczne żywota..., s. 111. [8] Jan Długosz, Życie świętego Stanisława biskupa krakowskiego, Londyn 1948, s. 17-18. [9] ks. Ludwik Łętowski Katalog biskupów, prałatów i kanoników krakowskich, t. I, Kraków 1852, s.29 [10] Feliks Koneczny, Święci w dziejach narodu polskiego, Miejsce Piastowe 1937, s.59 [11] Janina Pleziowa, Marian Plezia, Średniowieczne żywota..., s. 255. [12] Tamże, s. 256. [13] Tamże. [14] Ks. Bolesław Przybyszewski, Święty Stanisław biskup..., 20. [15] Janina Pleziowa, Marian Plezia, Średniowieczne żywota..., s. 257. [16] Tamże, s. 260. [17] Tamże, s. 260-261. [18] Cezaropapizm - Doktryna polityczna głosząca zwierzchność władzy państwowej nad władzą kościelną, uznająca ją za uprawnioną do ingerencji w sprawy wiary i organizacji Kościoła. Źródło: Encyklopedia PWN na str. Intern https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/cezaropapizm;3884469.html (dostęp: 16.12.2024) [19] ks. Bolesław Kumor, Historia Kościoła, t. III, Lublin 2005, s. 9. [20] Tamże, s. 9. [21] Opactwo to założył w 910 r. książę Akwitanii Wilhelm I Pobożny (?-918). W XI wieku opactwo to było uznane m. in. za centrum chrześcijaństwa walczącego z cezaropapizmem w Europie. [22] M. David Knowles, Dimitri Obolensky, Historia Kościoła, t. II, Warszawa 1988, s. 134. [23] Tamże, s. 136. [24] Tamże, s. 137. [25] Ks. Bolesław Przybyszewski, Święty Stanisław biskup..., 23. [26] https://zpe.gov.pl/a/zastanow-sie/DQk1g034V (dostęp: 20.12.2024) [27] ks. Bolesław Kumor, Historia Kościoła..., s. 14. [28] Tamże. [29] Tamże. [30] Tamże, s. 15. [31] Tamże. [32] M. David Knowles, Dimitri Obolensky, Historia Kościoła..., s. 138. [33] Tamże, s. 139. [34] Feliks Koneczny, Święci w dziejach..., s.55-56. [35] Jan Długosz, Roczniki czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego, księga 3 i 4, Warszawa 2015, s. 100. [36] Tak Wincenty Kadłubek jak i Gall Anonim (?-po 1116) napisali, że chodziło tu o Złotą Bramę w Kijowie. Pierwszy zapis o tej bramie pojawił się w 1037 r. ale, budowę jej rozpoczął książę kijowski, Włodzimierz I Wielki (ok. 958-1015). A więc również Bolesław Chrobry w czasie swojej wyprawy kijowskiej w 1018 r., mógł wyszczerbić miecz przynajmniej o część tej budowli. Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Z%C5%82ota_Brama_w_Kijowie (dostęp: 20.12.2024) [37] Wincenty Kadłubek, Mistrza Wincentego Kronika Polska, Warszawa 1974, s. 114 [38] Tamże. [39] Janina Pleziowa, Marian Plezia, Średniowieczne żywota..., s. 273. [40] Zbigniew Gach, Poczet kanonizowanych świętych polskich, Gdańsk 1997, s. 65. [41] Wieś leżąca obecnie na skraju województwa lubelskiego, w powiecie opolskim (Opole Lubelskie). [42] ks. Piotr Skarga, Żywoty Świętych Polskich, Kraków b.r., s.72. [43] Tamże. [44] Lucjan Rydel, Dzieje Polski, Warszawa - Komorów 2001, s. 26. [45] ks. Piotr Skarga, Żywoty..., s. 72. [46] Tak jak już wcześniej wspomniano, w tym czasie arcybiskupem gnieźnieńskim był Bogumił I, którego ks. Jan Długosz nazywał Piotrem, a który przez wielu mylony jest z błogosławionym Bogumiłem z Dobrowa, również arcybiskupem gnieźnieńskim. Oprac. Wg str. w Intern.: https://archidiecezja.pl/arcybiskupi/bogumil-i/ (dostęp: 19.12.2024) [47] ks. Piotr Skarga, Żywoty..., s. 72. [48] Tamże. [49] Janina Pleziowa, Marian Plezia, Średniowieczne żywota..., s. 263. [50] ks. Piotr Skarga, Żywoty..., s. 74. [51] Tamże, s. 75. [52] Na Śląsku można znaleźć sporo kościołów pod wezwaniem tego świętego, natomiast w Gdańsku znajduje się kościół świętego Walentego (?-269), który prawdopodobnie mógł wcześniej być pod wezwaniem Maternusa. Jego obraz znajduje się w górnej części ołtarza głównego. Od imienia tego świętego wzięła nazwę dzielnica Gdańska, Matarnia, Źródła: http://martyrologium.blogspot.com/2011/09/sw-matern-z-kolonii.html (dostęp: 27.12.2024) oraz https://www.parafiawalenty.pl/o-parafii-12599/historia-12600 (dostęp: 27.12.2024) [53] Janina Pleziowa, Marian Plezia, Średniowieczne żywota..., s. 122-123. [54] Tamże, s. 268. [55]Źródło:https://pl.aleteia.org/2022/09/10/mikolaj-z-tolentino-swiety-ktory-odmienil-moralne-i-duchowe-oblicze miasta(dostęp: 30.12.2024 r.) [56] Źródło: https://salveregina.pl/zywot-sw-brygidy-wdowy-szwedki/(dostęp: 30.12.2024 r.) [57] Źródło: https://pl.aleteia.org/2021/03/29/wielki-cud-ulgi-sw-filipa-neri-jedyna-wazna-sprawa-jest-zbawienie (dostęp: 30.12.2024 r.) [58] https://salveregina.pl/zywot-sw-franciszka-ksawerego/(dostęp: 30.12.2024 r.) [59] https://www.regnumchristi.com.pl/?mod=site_w&id=231(dostęp: 30.12.2024 r.) [60] Źródło: https://salveregina.pl/zywot-sw-jadwigi-ksiezny-polskiej/ (dostęp: 30.12.2024 r.) [61] Janina Pleziowa, Marian Plezia, Średniowieczne żywota..., s. 275. [62] Jan Długosz, Życie świętego Stanisława..., s. 58. [63] Tamże, s. 58-59. [64] Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku, Katowice/Mikołów 1937, s. 377. [65] Ks. Bolesław Przybyszewski, Polscy święci..., s. 33. [66] Wincenty Kadłubek, Mistrza Wincentego Kronika..., s. 117. [67] Janina Pleziowa, Marian Plezia, Średniowieczne żywota..., s. 279-280. [68] Jan Długosz, Roczniki..., księga 3 i 4, Warszawa 2015, s. 167. [69] Wincenty Kadłubek, Mistrza Wincentego Kronika..., s. 119. Powrót |