Święty Augustyn Część III  Święty Augustyn, fot. z książki ks. Władysława Hozakowskiego, Żywoty Świętych Pańskich, Poznań 1908. Kolejnym plusem wcześniejszego zetknięcia się z pismami platoników było odkrycie przez świętego Augustyna wielkości świętego Pawła. Jak sam napisał książki ich zachęciły go do „szukania bezcielesnej Prawdy"[1]. Dziękował wówczas Panu Bogu za to, że najpierw poznał pisma platoników a później dopiero na poważnie zaczął studiować Pismo Święte. Tak o tym mówił do Boga w swoich Wyznaniach: „Chciałeś [Boże], aby się wyryło w mojej pamięci, jaki wpływ owe książki na mnie wywarły, po to, abym w późniejszych latach, gdy już mnie wychowały Twoje Księgi i gdy pod dotknięciem Twych uzdrowicielskich palców już się zabliźniły moje rany - abym wtedy umiał przenikliwie dostrzegać różnicę między zarozumiałością a wyznaniem, między tymi, którzy wiedzą, dokąd należy iść, lecz nie znają wiodącej tam drogi, a tymi, którzy dobrze rozpoznają drogę do błogosławionej ojczyzny, będącej dla nas nie tylko wizją, lecz miejscem, gdzie mamy zamieszkać. Gdyby bowiem owe książki wpadły mi w ręce dopiero po tym, jak mnie ukształtowały Twoje Pisma święte i jak przez zażyłe z nimi obcowanie zakosztowałem Twojej słodyczy, może wywody platoników oderwałyby mnie od mocnej podstawy pobożności albo - gdybym wytrwał w pobożności zaczerpniętej z Pism świętych - może mniemałbym, że człowiek, który by niczego poza rozprawami platońskimi nie czytał, mógłby z nich samych zaczerpnąć takiego samego ducha. Łapczywie więc chwyciłem w ręce czcigodne Pisma natchnione przez Ducha świętego, a zwłaszcza teksty apostoła Pawła. Rozwiały się teraz obawy, które mnie niegdyś nękały: gdy mi się wydawało, że autor ten w pewnych miejscach sam sobie przeczy i że to, czego naucza, nie jest w zgodzie ze świadectwami Prawa i Proroków. Zajaśniała przede mną jednolita treść świętych tekstów. Nauczyłem się radości przenikniętej trwożną czcią. Niebawem stwierdziłem, że cokolwiek w tamtych książkach platońskich było prawdziwego, tu także się znajduje. A to wszystko poznawałem, tu lepiej, bo z dziękczynieniem za Twoją łaskę"[2]. I w tym czasie odwiedził Augustyna i Alipiusza, wysoki urzędnik cesarski Pontycjan (b.d.), który był podobnie jak oni także Afrykańczykiem, ale przede wszystkim był chrześcijaninem. Zdziwił się i jednocześnie ucieszył z tego, że Augustyn czyta Listy świętego Pawła i opowiedział mu o mnichu Antonim (250 /251 - 356), zwanym Wielkim z Egiptu. Mówił również o dwóch carskich urzędnikach tajnej policji cesarskiej, z których jeden natrafił na książkę świętego Atanazego (295-373) o życiu świętego Antoniego Wielkiego. Żywot ten zafascynował go do tego stopnia, że postanowił zostać pustelnikiem i zachęcił do tego swojego towarzysza. Święty Augustyn tak opisał to zdarzenie: „[Wówczas jeden z urzędników] podniósł oczy znad książki i rzekł do przyjaciela: »Słuchaj, co my właściwie chcemy osiągnąć wszystkimi naszymi staraniami? Czego szukamy? W jakim celu pełnimy naszą służbę? Czyż możemy spodziewać się w pałacu czegokolwiek ponad to, że otrzymamy tytuł przyjaciół cesarza? A czyż wtedy nasze położenie nie będzie nadzwyczaj niepewne i niebezpieczne? A przez ileż to innych niebezpieczeństw brnie się do tego większego zagrożenia? I jak długo trzeba będzie do tego dążyć? A przyjacielem Boga - jeśli tylko zechcę - w tej oto chwili się staję«. Tak rzekł i znowu pochylił się nad książką, targany bólem rodzącego się w nim nowego życia. Czytał i wewnętrznie się przemieniał, co tylko Ty [Boże] mogłeś dostrzec. Duch jego, jak miało niebawem się okazać, uwalniał się od świata. Kiedy czytał i kiedy serce łomotało mu w piersi, z której się wydzierały stłumione westchnienia, rozpoznawał lepszą drogę życia i podejmował postanowienie, że będzie po niej kroczył. Już należał do Ciebie! »Już się oderwałem od naszej dawnej nadziei - rzekł do przyjaciela - i postanowiłem służyć Bogu, a zaczynam to już teraz, w tej godzinie, w tym miejscu, gdzie jestem. Jeśli nie chcesz mnie naśladować, to przynajmniej mi nie przeszkadzaj!« Lecz tamten rzekł, że owszem, zostanie razem z nim, bo taka służba jest zaszczytna i wielka za nią będzie nagroda. I obaj, należąc już do Ciebie [Boże], zbudowali wieżę kosztem odpowiednim - czyli kosztem porzucenia wszystkiego, co mieli, i pójścia za Tobą"[3]. Ich narzeczone również postanowiły ofiarować swoje dziewictwo Panu Bogu. Dla Augustyna było to wielkim zaskoczeniem, że w Kościele katolickim istnieje możliwość całkowitego oddania się Bogu i życia jako mnich pustelnik. Zaczął toczyć sam ze sobą wewnętrzną walkę o to by zerwać ze swoimi grzesznymi przyzwyczajeniami. I w czasie tych duchowych zmagań zwrócił się do Alipiusza, co tak opisał w swoich Wyznaniach: „Na co my czekamy? Czy pojąłeś sens tej opowieści? Powstają prostaczkowie i zdobywają niebo, a my, z całą naszą bezduszną uczonością, tarzamy się w ciele i krwi. Czy dlatego wstydzimy się iść za nimi, że oni nas wyprzedzili? Czy nie jest gorszym wstydem - w ogóle nie pójść tą drogą?" Nie pamiętam dokładnie, jakimi słowami te myśli wyraziłem. Nie panując już nad sobą, zerwałem się i wyszedłem. Alipiusz, osłupiały, patrzył na mnie milcząc. Głos mój brzmiał inaczej niż zwykle. O stanie mego ducha więcej mówiły czoło, oczy, płonące policzki, łamiący się głos niżeli same te słowa, jakie z gardła dobyć mogłem. Moje wzburzenie wygnało mnie do (...) ogródka. Tam nikt nie mógł przeszkodzić owej zażartej walce, jaką toczyłem z samym sobą; jej wynik Ty [Boże] już znałeś, a ja nie znałem go jeszcze. Szalałem zbawiennie; umierałem - ku życiu. Znałem zło, jakie było we mnie, a nie zdawałem sobie jeszcze sprawy z dobra, jakie już niebawem miało się we mnie narodzić. Chodziłem po ogrodzie, a Alipiusz krok w krok za mną. Jego obecność nigdy nie przeszkadzała mojej samotności. A jakże by mógł tak wzburzonego opuścić? Usiedliśmy jak najdalej od domu. Jęczałem z gniewu, miotałem się przeciwko sobie, że nie idę za wolą i przymierzem Twoim, Boże mój, tam, dokąd iść powinienem - jak wołały wszystkie kości moje, wysławiając Cię pod niebiosa. (...) Aby (...) dotrzeć do celu, wystarczyłoby tylko chcieć tam iść - ale chcieć mocno i rzetelnie. Nie nadawała się do tego kulawa wola, która raz w jedną, raz w drugą stronę się miotała i musiała sama z sobą walczyć, gdy jedna jej część się podnosiła, aby iść, a druga upadała"[4]. Długo jeszcze walczył ze sobą święty Augustyn, już był bliski podjęcia tej właściwej ale bardzo trudnej decyzji i znowu ją odsuwał w czasie. Ciągle, jak sam napisał, odwlekał moment, w którym miał „umrzeć dla śmierci, a dla życia żyć zacząć"[5]. Alipiusz, będąc cały czas przy nim, cierpliwie i „w milczeniu czekał na wynik tak niezwykłego boju"[6]. Wtedy Augustyn bardzo wyraźnie uświadomił sobie całą swoją nędzę i życie w bagnie grzechu. I to co się wówczas zdarzyło równie pięknie opisał w swoich Wyznaniach: „...wtedy się wreszcie zerwała we mnie burza, niosąc deszcz łez rzęsisty. Aby się wypłakać, podniosłem się i odszedłem od Alipiusza. Wydało mi się, że najlepiej jest płakać w samotności. Odszedłem więc dostatecznie daleko, aby nawet jego obecność mi nie przeszkadzała. Musiał się domyślać, co się ze mną dzieje, bo zdaje się, że odchodząc coś do niego powiedziałem i głos mój już wtedy się łamał wzbierającym we mnie płaczem. Alipiusz, porażony zdumieniem, pozostał tam, gdzie przedtem siedzieliśmy razem. A ja rzuciłem się gdzieś na ziemię, u stóp drzewa figowego. Już nie powstrzymywałem łez, które zaraz popłynęły z moich oczu strumieniem - ofiara, jaką Ty łaskawie przyjmujesz. I nie takimi wprawdzie słowami, ale w takiej myśli przemawiałem do Ciebie: »O Panie, czemu zwlekasz? Dokądże, Panie? Wciąż gniewać się będziesz? Zapomnij o dawnych nieprawościach naszych!«. Czułem bowiem, że to one, te nieprawości, mnie więżą, więc krzyczałem z głębi niedoli: »Jak długo, jak długo jeszcze? Ciągle jutro i jutro? Dlaczego nie w tej chwili? Dlaczego nie teraz już kres tego, co we mnie wstrętne?«. Tak mówiłem i w bezmiernie gorzkiej skrusze serca płakałem. I nagle słyszę dziecięcy głos z sąsiedniego domu, nie wiem, czy chłopca, czy dziewczyny, jak co chwila powtarza śpiewnie taki refren: »Weź to, czytaj! Weź to, czytaj![7]« Ocknąłem się i w wielkim napięciu usiłowałem sobie przypomnieć, czy w jakimkolwiek rodzaju zabawy dzieci śpiewają taką piosenkę. Nie przychodziło mi do głowy, żebym to kiedyś przedtem słyszał. Zdusiwszy w sobie łkanie, podniosłem się z ziemi, znajdując tylko takie wytłumaczenie, że musi to być nakaz Boży, abym otworzył książkę i czytał ten rozdział, na który najpierw natrafię. (...) Spiesznie więc wróciłem do tego miejsca, gdzie Alipiusz przez cały czas siedział. Pamiętałem, że zostawiłem tam, odchodząc, tom pism apostoła. Chwyciłem książkę, otworzyłem i czytałem w milczeniu słowa, na które najpierw padł mój wzrok: »...nie w ucztach i pijaństwie, nie w rozpuście i rozwiązłości, nie w zwadzie i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa, a nie ulegajcie staraniom o ciało i jego pożądliwości«. Ani nie chciałem więcej czytać, ani nie było to potrzebne. Ledwie doczytałem tych słów, stało się tak, jakby do mego serca spłynęło strumieniem światło ufności, przed którym cała ciemność wątpienia natychmiast się rozproszyła. Zaznaczywszy to miejsce palcem - czy jakimś innym znakiem, nie pamiętam - zamknąłem książkę i już ze spokojną twarzą powiedziałem Alipiuszowi, co się stało. Alipiusz mi z kolei opowiedział, co on odczuwał; ja sobie z tego nie zdawałem sprawy. Chciał też zobaczyć, co przeczytałem w książce. Pokazałem mu, a on odczytał jeszcze dalszy ciąg tekstu. Ja nie wiedziałem, co tam było dalej. Padały tam słowa: »A słabego w wierze przyjmujcie«. To Alipiusz odniósł, jak mi wyjaśnił, do siebie. Takie zaś upomnienie wystarczyło, aby go wewnętrznie umocnić. Nie przechodząc przez żaden zamęt wątpliwości, Alipiusz moje postanowienia i zamiary uznał za swoje. Doskonale się one zgadzały z jego obyczajami, jakimi już od dawna niezmiernie górował nade mną. Zaraz potem idziemy do mojej matki. Mówimy, co się dzieje. Jej radość! Opowiadamy, jak to się stało. Jakże cieszy się, jak triumfuje! Błogosławiła Ciebie, któryś mocen jest uczynić daleko więcej niż to, o co prosimy. Bo widziała, że o wiele obfitszej udzieliłeś łaski, niż ona kiedykolwiek śmiała w mojej intencji prosić, płacząc gorzkimi łzami. Do tego bowiem stopnia nawróciłeś mnie ku Tobie, że już nie szukałem ani żony, ani żadnej w ogóle nadziei doczesnej, stanąwszy mocno na fundamencie wiary - tak jak się jej niegdyś, przed wieloma laty, ukazałem we śnie. Smutek jej przemieniłeś w radość zaćmiewającą wszystkie jej marzenia, o wiele słodszą i czystszą od tej, której mogłaby się spodziewać po wnukach, pochodzących ode mnie cieleśnie"[8]. Był to rok 386 a więc Augustyn miał wówczas 32 lata. Ale z tego cudownego zdarzenia nie był jeszcze w pełni zadowolony, bo chociaż jako świeży konwertyta wreszcie zdobył prawdziwą wiarę, to jednak wiedział, że jest to dopiero początek właściwej drogi a niej jej uwieńczenie. Postanowił więc zerwać swoje „wszelkie ziemskie więzy umiłowawszy mądrość, [i] pragnął dojść do tego, by ją objąć, posiąść i ustawicznie nią się cieszyć"[9]. Na początku więc, tak jak wyznał, nie chciał już mieć ani konkubiny, ani młodej żony. Następnie wycofał się z jarmarku, czyli ze stanowiska retora oraz ze szkoły gdzie sprzedawał swoje umiejętności, nauczając młodzieńców prowadzenia skutecznych ale nieuczciwych walk sądowych. Po czym na zaproszenie swojego przyjaciela Werekundusa (b.d.), który nauczał literatury, wyjechał na kilka miesięcy do jego willi w podalpejskiej wiosce Cassiciacum (dzisiejsza Cassago Brianza) oddalonej ok. 30 km. od Mediolanu. Razem z Augustynem pojechała matka Monika, jego syn Adeodatus, brat Nawigiusz, dwóch kuzynów Lastidianus i Rustikus oraz jego uczniowie: nieodłączny Alipiusz, Licencjusz i Trygecjusz. Tam, podczas pobytu w tej urokliwej wsi, zaczął Augustyn pisać swoje pierwsze dzieła, które były poświęcone Bogu w Trójcy Jedynemu. Tak to wyznał w swoim wiekopomnym dziele: „O tym, czym się tam zajmowałem, dają świadectwo moje ówczesne pisma, które już służyły Tobie, ale jeszcze nieraz w nich dźwięczał dawny ton, jakbym jeszcze dyszał po wrzeszczeniu w szkole pychy. Są w tych książkach zawarte moje dyskusje z towarzyszącymi mi przyjaciółmi, jak też moje rozmyślania, gdy byłem sam tylko przed Tobą. O moim związku z przebywającym wówczas gdzie indziej Nebrydiuszem [jego uczniem z Kartaginy] świadczą listy"[10]. Te pisma to dzisiaj uznane dzieła świętego Augustyna: „O życiu szczęśliwym, O porządku, Przeciw akademikom, Solilokwia (Rozmowy z sobą samym) oraz listy do Nebrydiusza,..."[11]. Te rozmowy, które są zawarte w powyższych dziełach „mają charakter filozoficzny (...) Wspólnota skupiona wokół Augustyna przypomina raczej zrzeszenie filozofów niż klasztor. Żyje się tam wprawdzie bez luksusu i przepychu, ale też bez wyrzeczeń, a poruszane podczas tych tygodni i miesięcy spokoju zagadnienia nie mają w sobie nic specyficznie chrześcijańskiego"[12]. Ale warto też wiedzieć, że Augustyn musiał się filozofii nauczyć samodzielnie, gdyż w szkole jej wówczas nie uczono. Uczył się jej poszukując nieustannie prawdy ale to szło mu bardzo wolno, ponieważ przeszkadzały mu w tym często pojawiające się wątpliwości. W tych swoich pierwszych dialogach filozoficznych pojawiły takie zasadnicze myśli: „W dialogu: Przeciw Akademikom zbija filozofów, należących do tzw. Nowszej Akademii, a utrzymujących, że człowiek nie może poznać prawdy. W dialogu. O porządku usiłuje udowodnić, że we wszechświecie istnieje porządek i harmonia, z czego wynika, że musi być ktoś, kto ten porządek stworzył i utrzymuje. Porządek nazywa przepięknie przewodnikiem do Boga. By poznać Boga, należy zrobić porządek w sobie, w swym umyśle, przez usunięcie powątpiewania, w sercu zaś przez oderwanie się od zmysłów, przez umartwienie ciała. Prawda może zagościć tylko w wolnym umyśle i sercu. Taka jest droga do życia szczęśliwego, o którym mówi dialog: O życiu szczęśliwym. Szczęśliwym jest ten, kto poznał i posiadł Boga. Rozmowy z sobą samym są dialogiem z sobą samym podczas bezsennych nocy, wśród łez i wzdychania, gdy czuje swoją niemoc, brak pokory, za silne przywiązanie do świata, gdy sobie wyrzuca, że za dużo filozofuje, a w gruncie rzeczy chce szukać i poznać tylko Boga i swą duszę. Dlatego się modli: »Niech poznam siebie, niech poznam Ciebie«"[13]. Do tych Rozmów z sobą samym jeszcze powrócimy. W tym czasie Augustyn modlił się i jednocześnie medytował między innymi nad Psalmami Dawidowymi, które go bardzo mocno duchowo poruszały. Tak opisał swoje ówczesna wrażenia: „Jakże do Ciebie wołałem, Boże mój, gdy czytałem psalmy Dawida, hymny wiary, pieśni pobożności, w których nie ma miejsca dla ducha pychy. Będąc nowicjuszem w Twojej miłości prawdziwej, jako katechumen żyłem na razie bez zajęcia w wiejskiej posiadłości razem z Alipiuszem, również katechumenem, i stale nam towarzyszącą moją matką, mającą kobieco kruche ciało, ale wiarę godną męskiej siły, odznaczającą się spokojem poważnego wieku, miłością macierzyńską, chrześcijańskim poświęceniem. Jakże do Ciebie wołałem owymi psalmami i jak się od nich zapalałem miłością do Ciebie, jakże pragnąłem je na cały świat rozgłosić, aby wszelką pychę ludzką pokonały. A przecież one już we wszystkich krajach rozbrzmiewają i nikt się nie może osłonić przed Twoim [Boże] żarem. Z jakim bólem, z jak gwałtownym oburzeniem myślałem o manichejczykach, a za chwilę już się nad nimi litowałem, że nie znają leczących nas sakramentów i, szaleni, odrzucają leki, które by ich uwolniły od szaleństwa. Myślałem, że byłoby dobrze, gdyby bez mojej wiedzy stali właśnie wtedy gdzieś w pobliżu i słyszeli mój głos, gdy odczytywałem czwarty psalm, i mogli rozpoznać, co się ze mną dzieje pod wpływem tej lektury. »Gdy Ciebie przyzywałem, wysłuchałeś mnie, Boże sprawiedliwości mojej. W ucisku ulżyłeś mi. Zmiłuj się nade mną, Panie, wysłuchaj mojej modlitwy«[14] Niechby to słyszeli, podczas gdy ja nie wiedziałbym, że słuchają - aby nie pomyśleli, że ze względu na ruch wyrażam to, co tymi słowami wyrażałem. To zresztą prawda niewątpliwa, że nie wypowiadałbym tego albo przynajmniej nie wypowiadałbym w taki sposób, gdybym czuł, że oni mnie słuchają i na mnie patrzą. A gdybym to nawet wyraził, oni by nie zrozumieli, w jaki sposób to wołanie wydobywało się z głębi mego serca wtedy, gdy byłem tylko sam jeden wobec Ciebie. Drżałem z lęku, a jednocześnie rozpierała umie radość nadziei, gdym rozważał Twoje miłosierdzie. Ojcze. To wszystko promieniowało z moich oczu, dźwięczało w moim głosie, gdy czytałem, jak Duch Święty przemawia do nas: »Ludzie, pókiż będziecie trwać w uporze serca? Czemu miłujecie marność i szukacie kłamstwa?«[15] To przecież ja niegdyś kochałem marność i szukałem kłamstwa... (...) Oto woła do nas prorok: »Pókiż będziecie trwać w uporze serca? Czemuż miłujecie marność i szukacie kłamstwa? Wiedzcie, że dziwnie wywyższył Pan Świętego swego«[16]. Woła: »Pókiż?« Woła: »Wiedzcie!« A ja, tak długo trwając w niewiedzy, kochałem marność i szukałem kłamstwa. Dlatego, usłyszawszy te słowa, zadrżałem. Bo zwrócone są one do takich ludzi, jaki i ja byłem. Przecież dobrze to pamiętałem! Moje urojenia, które uważałem za prawdę, marnością były i kłamstwem. Jak boleśnie, jak strasznie z głębi piersi jęczałem, gdym to rozpamiętywał. Obyż z moich ust słyszeli to wówczas ci, którzy dotychczas miłują marność i szukają kłamstwa! Może by zatrzęśli się z trwogi, może by kłamstwo z ust swych wyrzucili, a Ty wysłuchałbyś ich, gdyby do Ciebie zaczęli wołać. Albowiem prawdziwą śmiercią cielesną umarł za nas Ten, który u Ciebie przyczynia się za nami. Czytałem: »Zadrżyjcie i więcej nie grzeszcie«[17]. O, jakże mnie to poruszyło, Boże mój, gdy się wreszcie nauczyłem drżeć z lęku nad moją przeszłością, aby w przyszłości już nie grzeszyć. I nie bez powodu drżałem. Bo to przecież nie jakaś inna, obca natura, należąca do plemienia ciemności, we mnie grzeszyła - jak to sobie złudnie wyobrażają ci, którzy wprawdzie nad sobą nie drżą, lecz za to skarbią sobie gniew na dzień gniewu i objawienia się sprawiedliwego sądu Twego. Dobra, o które teraz się starałem, już się nie znajdowały zewnątrz mnie ani nie można ich było dostrzec oczyma cielesnymi w świetle naszego słońca. Ludzie, którzy chcą się radować tym, co jest zewnątrz nich, łatwo ponoszą klęskę, a przy tym rozpraszają się wśród rzeczy widzialnych i doczesnych; i wygłodniałymi myślami liżą czcze widziadła. Gdybyż wreszcie zbrzydzili sobie ten ciągły głód, gdybyż powiedzieli: »Kto nam pokaże rzeczy lepsze?«[18] Tak im powinniśmy odpowiedzieć: »Roztoczyłeś nad nami światłość oblicza Twego, Panie«[19]. Sami nie jesteśmy tą światłością, która oświeca każdego człowieka[20], lecz oświecani jesteśmy przez Ciebie, abyśmy my, którzy niegdyś byliśmy ciemnością, teraz się stali światłością w Tobie[21]"[22]. Ostatnim pismem stworzonym (chociaż niedokończonym) przez świętego Augustyna podczas pobytu w Cassiciacum są wspomniane już wcześniej, Rozmowy z sobą samym (czyli Solilokwia) napisane na początku 387 roku. W dziele tym Pan Bóg jest już bardzo wyraźnie obecny, gdyż zostało ono poświęcone właśnie sprawom, które Augustyn „najbardziej pragnął poznać, to jest Bogu i duszy"[23]. Na wstępie tych Rozmów zamieścił święty Augustyn dosyć długą modlitwę będącą dowodem jego ówczesnej przemiany wewnętrznej. Tak we wstępie jak i w pierwszej księdze Solilokwiów ukazuje nam on „jaki stopień ascezy osiągnął i jakie jeszcze cierpiał rany, o które prosił Pana, paene quotidianis fletibus[24], aby zostać wyzwolonym. Były to przyzwyczajenia niedawnej przeszłości, nadal obecne w wyobraźni, nadal żywe i gotowe wystawić na próbę stałość umysłu, lub w każdym razie, dać mu odczuć słabość. Wobec namiętności, już wprawdzie przezwyciężonej, ale jeszcze nie całkowicie poskromionej, neokonwertyta poza modlitwą nie znajdował żadnego lekarstwa, chyba tylko pokorę i ufność w Bogu"[25]. Poniżej przedstawiamy kilka fragmentów z tego dzieła: „Kiedy długo już roztrząsałem sam ze sobą liczne i różne zagadnienia, kiedym pilnie badał samego siebie i dobro moje, a także zło, którego unikać należy, odezwał się do mnie niespodzianie głos jakiś. Czy to ja sam mówiłem, czy ktoś inny poza mną, a może we mnie - tego nie wiem i właśnie z wielkim trudem staram się dowiedzieć. A głos ten powiedział: (...) Módl się o siły i o pomoc, która cię doprowadzi do upragnionego celu. I modlitwę tę również powierz pismu, a tak twoje własne dzieło doda ci otuchy. Wreszcie wszystko, co znajdziesz, streść krótko w niewielu zwięzłych wnioskach. I nie staraj się już teraz przywabić tłumu czytelników - to, co napiszesz, wystarczy niewielkiej gromadce twoich współrodaków. (...) Boże, Stwórco wszechświata, użycz mi przede wszystkim łaski, dobrej modlitwy, następnie uczyń mnie godnym Twego miłosierdzia, a wreszcie daj mi zbawienie Twoje. (...) Boże, Ojcze prawdy, Ojcze mądrości, Ojcze prawdziwego i najwznioślejszego życia, Ojcze szczęścia, Ojcze dobra i piękna, Ojcze światłości nadzmysłowej, Ojcze natchnienia, które ze snu nas budzi, Ojcze Syna, który nas poucza, jak mamy do Ciebie powrócić. Ciebie wzywam, Boże, któryś jest Prawdą, bo w Tobie i dzięki Tobie, i przez Ciebie prawdziwe jest wszystko, co jest prawdziwe. Tyś jest. Boże, Mądrością, w Tobie i dzięki Tobie, i przez Ciebie mądre jest wszystko, co jest mądre. Tyś jest, Boże, prawdziwym najwznioślejszym życiem, w Tobie i dzięki Tobie, i przez Ciebie żyje wszystko, co żyje prawdziwie i wzniosie. Tyś jest. Boże, Szczęściem, w Tobie i dzięki Tobie, i przez Ciebie szczęśliwe jest wszystko, co jest szczęśliwe. Tyś jest, Boże, Dobrem i Pięknem, w Tobie i dzięki Tobie, i przez Ciebie dobre i piękne jest wszystko, co jest dobre i piękne. Tyś jest, Boże, Światłością nadzmysłową, w Tobie i dzięki Tobie, i przez Ciebie staje się jasne dla rozumu wszystko, co jest dla niego jasne. Twoim, Boże, królestwem jest cały wszechświat, którego zmysły nasze nie mogą ogarnąć, a prawa królestw tej ziemi są tylko odbiciem tych praw, którymi Ty rządzisz swoim królestwem. Boże. odwrócić się od Ciebie - to upaść, do Ciebie zwrócić się - powstać, trwać w Tobie - to istnieć. Boże, Ciebie porzucać - to umierać, do Ciebie powracać - to ożywać, w Tobie mieszkać - to żyć. Ciebie, Boże, traci tylko dusza zwiedziona, szuka Ciebie tylko pouczona, a znajduje Cię tylko czysta. Boże, Ciebie opuścić - to zginąć, o Tobie pamiętać - to miłować, a widzieć Ciebie - to posiadać. Boże, do Ciebie wzywa nas wiara, podnosi nadzieja, z Tobą łączy nas miłość. Przez Ciebie, Boże, zwyciężamy nieprzyjaciela. Ciebie więc błagam. Od Ciebie, Boże, otrzymaliśmy łaskę chroniącą nas od zupełnej zguby. Ty, Boże, pouczasz nas, byśmy czuwali. Boże, dzięki Tobie umiemy dobro od zła oddzielić. Dzięki Tobie, Boże, unikamy zła, a idziemy za dobrem. Dzięki Tobie, Boże, nie załamują nas przeciwności. Ty, Boże, sprawiasz, że dobrze służymy i dobrze panujemy. Ty, Boże, pouczasz nas, że nie nasze jest to, co kiedyś za nasze uważaliśmy, a nasze to, cośmy kiedyś sądzili nie naszym. Ty, Boże, sprawiasz, że nie pociągają nas ponęty i powaby zła. Dzięki Tobie, Boże, nie umniejszają nas rzeczy małe, a to, co w nas jest lepsze, nie podlega temu, co gorsze. Przez Ciebie, o Boże, zwycięstwo śmierć pochłonęło. Ty, Boże, nawracasz nas. Ty nas obnażasz z tego, co nie jest, a w to, co jest, oblekasz. Ty, Boże, sprawiasz, że możemy być wysłuchani, Ty nas umacniasz, Ty nam wszelką prawdę ukazujesz. Ty, Boże, mówisz nam wszystko dobre i nie pozbawiasz nas rozumu, ani dozwalasz, by ktoś inny to czynił. Ty, Ty, Boże, przywołujesz nas z powrotem na drogę, Ty doprowadzasz do bramy, Ty sprawiasz, że otwierają pukającym. Ty, Boże, dajesz nam Chleb Żywota, przez Ciebie pragniemy napoju, którego skosztowawszy, nigdy już pragnąć nie będziemy. Ty, Boże, sądzisz świat z grzechu, sprawiedliwości i sądu. Dzięki Tobie, o Boże, ludzie małej wiary nie mogą nas zachwiać, dzięki Tobie potępiamy błędne mniemanie, jakoby dusze żadnej zasługi nie miały u Ciebie. Dzięki Tobie, Boże, nie służymy żywiołom słabym i nędznym. Ty, Boże, oczyszczasz nas i sposobisz do Bożej nagrody. Boże, bądź mi łaskawy!"[26]. W marcu 387 roku Augustyn oraz wszyscy jego towarzysze wraz z matką i synem powrócili do Mediolanu. Już miesiąc później, 25 kwietnia tego roku, trzydziestotrzyletni Augustyn, jego piętnastoletni syn Adeodatus oraz Alipiusz, zostali ochrzczeni przez świętego Ambrożego. Po przyjęciu tego świętego Sakramentu Augustyn ucieszył się, że wśród nich znikł „niepokój o minione życie"[27]. Augustyn, był zachwycony intelektem swojego syna, który niestety zmarł w młodym wieku. Poświęcił mu jeden ze swoich dialogów filozoficznych zatytułowanym O nauczycielu. W dziełku tym Adeodatus rozmawia ze świętym Augustynem i tak opisał to w swoich Wyznaniach: „Ty [Boże] wiesz, że od niego [czyli od Adeodatusa] naprawdę pochodzą wszystkie poglądy, które są w dziełku przypisane memu rozmówcy; miał wówczas szesnaście lat. Potem przekonałem się o jeszcze bardziej niezwykłych jego talentach. Jego inteligencja wprawiała mnie w osłupienie. Któż oprócz Ciebie [Boże] mógł być sprawcą takich cudów? Wcześnie zabrałeś go z tej ziemi. I myślę teraz o nim bez niepokoju, bo tak w dzieciństwie, jak i w młodości nie było w tym człowieku niczego, co kazałoby o niego się trwożyć. Stał się moim towarzyszem i zupełnym rówieśnikiem w łasce Twej; wspólnie się w Twoich zasadach kształciliśmy. Przyjęliśmy chrzest i rozwiał się niepokój o minione życie.  Chrzest świętego Augustyna, fot. z książki ks. Władysława Hozakowskiego, Żywoty Świętych Pańskich, Poznań 1908. Nie mogłem się w owych dniach nasycić cudowną słodyczą rozmyślania o głębi Twego planu zbawienia ludzkości. Ileż razy płakałem słuchając hymnów Twoich i kantyków, wstrząśnięty błogim śpiewem Twego Kościoła. Głosy te wlewały się do moich uszu, a gdy Twoja prawda ściekała kroplami do serca, parowało z niego gorące uczucie pobożnego oddania. Z oczu płynęły łzy i dobrze mi było z nimi"[28]. Augustyn zaczął rozmyślać o tym, aby w Tagaście, gdzie jego rodzina miała dom i trochę ziemi, założyć erem i żyć życiem klasztornym. Nic już go nie trzymało w Mediolanie więc razem matką, synem i grupą przyjaciół postanawiają powrócić do Afryki. W czasie podróży powrotnej zatrzymali się u ujścia Tybru w miejscowości Ostia, oddalonej ok. 30 km. od Rzymu. W mieście tym zmarła świątobliwa matka Augustyna, Monika. Ale kilka dni przed śmiercią udało im się porozmawiać ze sobą, co święty Augustyn opisał w taki sposób: Gdy zbliżał się dzień, w którym miała odejść z tego życia - ów dzień Ty [Boże] znałeś, a my nie wiedzieliśmy o nim - zdarzyło się, jak myślę, za tajemnym Twoim zrządzeniem, że staliśmy tylko we dwoje, oparci o okno, skąd się roztaczał widok na ogród wewnątrz domu gdzieśmy mieszkali - w Ostii u ujścia Tybru. Tam właśnie, z dala od tłumów, po trudach długiej drogi nabieraliśmy sił do czekającej nas żeglugi. W odosobnieniu rozmawialiśmy jakże błogo. Zapominając o przeszłości, a wyciągając ręce ku temu, co było przed nami, w obliczu prawdy, którą jesteś Ty - wspólnie zastanawialiśmy się nad tym, czym będzie wieczne życie zbawionych, to, czego oko nie widziało ani ucho nie słyszało, i co w serce człowiecze nie wstąpiło. W tęsknocie otwarliśmy nasze serca dla niebiańskiego strumienia płynącego z Twojego zdroju, zdroju życia, który u Ciebie jest, abyśmy na tyle zroszeni jego wodą, na ile to było dla nas możliwe, zdołali w jakiś sposób dosięgnąć myślą owej wielkiej tajemnicy. Doszliśmy w tej rozmowie do rozpoznania, że żadna rozkosz cielesna, choćby największa i najpromienniejszym światłem doczesnym rozjarzona, nie zasługuje nawet na, wspomnienie, a cóż dopiero na porównanie z błogością życia wiecznego. Ku temu jednemu się wznosząc uczuciem coraz gorętszym, przeszliśmy kolejno wszelkie rodzaje bytów materialnych, jak też samo niebo, z którego słońce, księżyc i gwiazdy sieją blask na ziemię. I jeszcze wyżej wstępowaliśmy, rozmyślając i mówiąc z zachwytem o Twoich [Boże] dziełach. Doszliśmy do naszych dusz i przekroczyliśmy je, aby dotrzeć wyżej, aż do krainy niewyczerpanej obfitości, gdzie na wieki karmisz Izraela pokarmem prawdy i gdzie życiem jest owa Mądrość, przez którą staje się wszystko, co kiedykolwiek było i co jeszcze będzie. Ona zaś sama nie staje się, lecz tak jest, jak była, i tak zawsze będzie. A raczej nie odnosi się do niej żadne było i żadne będzie; ona po prostu jest - albowiem jest wieczna, a w wieczności nie ma przeszłości i przyszłości. I gdy tak w żarliwej tęsknocie mówiliśmy o niej, dotknęliśmy jej na krótkie mgnienie całym porywem serca. Westchnęliśmy i zostawiając przy niej uwiązane pierwociny ducha, wróciliśmy do gwaru naszych ust, gdzie każde słowo zaczyna się i kończy - jakże odmienne, Panie, od Słowa Twego, które w samym sobie trwa, nie starzejąc się, a odnawiając wszystkie byty. (...) Taka była treść naszej rozmowy; lecz oczywiście nie wyrażałem tego dokładnie w taki sposób ani takimi samymi słowami, jakie tu zapisuję. Ty wiesz, Panie, że kiedyśmy w- owym dniu to mówili, pośród tych słów rozsypywał się nam w marność świat doczesny ze wszystkimi swoimi rozkoszami. Wreszcie rzekła ona: »Synu, mnie już nic nie cieszy w tym życiu. Niczego już się po nim nie spodziewam, więc nie wiem, co ja tu jeszcze robię i po co tu jestem. Jedno było tylko życzenie, dla którego chciałam trochę dłużej pozostać na tym świecie: aby przed śmiercią ujrzeć ciebie chrześcijaninem katolikiem. Obdarzył mnie Bóg ponad moje życzenie, bo widzę, jak wzgardziwszy szczęściem doczesnym stałeś się Jego sługą. Co ja tu robię jeszcze?« Święty Augustyn ze swoją matką świętą Moniką, fot. z książki Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku, Mikołów-Warszawa 1910. Już niezbyt dokładnie pamiętam, co jej na to odpowiedziałem. A zaledwie w pięć dni po tej rozmowie albo niewiele później, mając gorączkę, musiała położyć się do łóżka. Podczas choroby pewnego dnia omdlała i na krótki czas straciła przytomność. Zbiegliśmy się do niej, lecz niebawem odzyskała przytomność, popatrzyła na stojących nad nią - mnie i mego brata - jakby ze zdziwieniem i zapytała: »Gdzie byłam?« A gdy spostrzegła, że stoimy niemi z przerażenia i smutku, powiedziała: »Tu pochowacie waszą matkę«. Ja nadal milczałem i dusiłem w sobie płacz. Brat zaś powiedział coś w tym sensie, że byłoby dla niej lepiej gdyby umarła we własnym kraju, a nie na obczyźnie. Spojrzała na niego z niepokojem i same jej oczy wyrażały naganę za takie poglądy. A zwróciwszy wzrok ku mnie, rzekła: »Słyszysz, co on mówi?« I znowu przemówiła do nas obu: »To nieważne, gdzie złożycie moje ciało. Zupełnie się o to nie martwcie! Tylko o jedno was proszę, żebyście - gdziekolwiek będziecie - wspominali mnie przed ołtarzem Pańskim«"[29]. Matka Augustyna, Monika jak widać, nie bała się śmierci, Przyjaciołom mówiła że życie jest godne pogardy a śmierć jest prawdziwym dobrem. A gdy ją zapytano czy nie boi się umierać tak daleko od swojego rodzinnego miasta, tak odpowiedziała: „Nic nie jest dalekie dla Boga (...) i nie należy się obawiać, że mógłby On nie rozpoznać u kresu czasu, z jakiego miejsca ma mnie wskrzesić"[30] Święta Monika zmarła w 387 r. mając pięćdziesiąt sześć lat. Augustyn bardzo przeżył śmierć matki, co widać nawet po latach, gdy błagał Boga o miłosierdzie dla niej pisząc w swoich Wyznaniach w taki sposób: „Teraz, kiedy moje serce już się wyleczyło z owej rany, która mogła świadczyć o nadmiarze ziemskiego przywiązania, wylewam przed Tobą, Boże nasz - w intencji owej służebnicy Twojej - łzy zupełnie inne, wypływające z duszy wstrząśniętej świadomością niebezpieczeństw, jakie zagrażają wszystkim, ... (...) Przez chwilę więc, o chlubo moja i życie me, Boże mojego serca, odsunę na bok jej dobre uczynki, za które z radością składam Tobie dziękczynienie, i oto błagam Cię, abyś przebaczył grzechy mojej matki. Wysłuchaj mnie przez Tego, w którym jest uleczenie naszych ran - przez Tego, który zawisnął na krzyżu, a siedząc po Twojej prawicy wstawia się do Ciebie za nami. Wiem, że moja matka postępowała miłosiernie i z całego serca odpuszczała winy tym, którzy wobec niej zawinili, więc i Ty odpuść jej winy, jeżeli jakiekolwiek popełniła przez tyle długich lat po sakramencie wody Zbawienia. Odpuść - błagam - odpuść jej, Panie! Nie idź z nią na sąd. Niech nad sądem góruje miłosierdzie. Bo przecież słowa Twoje są niezawodne, a miłosiernym miłosierdzie obiecałeś. Z Twojej łaski oni są miłosierni; Ty zmiłujesz się nad tym, komu będziesz miłościw, miłosierdzie okażesz temu, nad kim się ulitujesz. Wierzę, że to, o co Cię proszę, już spełniłeś, ale ofiarę ust moich przyjmij, Panie, łaskawie"[31]. Po śmierci matki Augustyn jeszcze przez rok przebywał w Rzymie, gdzie jako chrześcijanin zupełnie inaczej patrzył na to miasto. Starał się brać udział w życiu chrześcijan, nawiedzał klasztory oraz groby męczenników. Poświęcił się również „pracy pisarskiej i apologetycznej"[32]. Napisał wówczas dwa dzieła broniące wiary chrześcijańskiej (apologetyczne), jedno zatytułowane O obyczajach Kościoła katolickiego a drugie O obyczajach manichejczyków, gdzie wykazywał różnicę w obyczajach Kościoła i manichejczyków. Wykazał również przewagę Kościoła nad zarozumiałymi manichejczykami. Pod koniec lata 388 roku Augustyn powrócił do rodzinnej Tagasty, gdzie założył na swojej ojcowiźnie coś na kształt klasztoru, gdzie mieszkał na sposób mniszy przez trzy lata wraz ze swymi przyjaciółmi, Alipiuszem i Ewodiuszem (?) oraz synem Adeodatusem. Z biegiem czasu do wspólnoty dołączali inni. Życie w tym klasztorze miało być, jak sam wspominał, najszczęśliwszym okresem w jego życiu. Ówczesnym celem Augustyna było życie Bogiem (vivere Deo), czyli tak żyć, aby „przebóstwiać się w spokoju życia kontemplacyjnego"[33]. W tym czasie „zrzekł się swoich dóbr i wraz z tymi, którzy byli z nim zjednoczeni, prowadził życie dla Boga, poszcząc, modląc się i spełniając dobre uczynki, rozmyślając dzień i noc nad prawem Pana. Natomiast prawdy, jakie podczas jego rozmyślań i modlitw Bóg objawiał jego inteligencji, stały się udziałem współczesnych mu, jak i nieobecnych, gdyż pierwszych pouczał swoimi przemówieniami, a drugich książkami"[34]. Wtedy też dokończył rozpoczęty jeszcze w Rzymie wspaniały traktat O muzyce. Tu też powstał wspomniany wcześniej dialog O nauczycielu. „Ukoronowaniem działalności pisarskiej tego okresu jest dziełko O prawdziwej wierze (De vera religione), skierowane do umysłów wahających się, którym Augustyn wykazuje prawdziwość religii katolickiej i fałszywość różnych sekt, zwłaszcza manichejskiej"[35]. W dziełku tym dosyć ważnym zagadnieniem, które Augustyn porusza, jest religia. Jest ona dla niego „kultem Boga. A celem tego kultu jest głębsze poznanie Boga- Stwórcy i Zachowawcy wszystkiego. Ostateczną celowość tak pojętej czci Bożej widzi Augustyn w szczęściu, które z niej płynie. Odróżnia religię od filozofii, mimo religijnego zabarwienia filozofii neoplatońskiej, która wywarła na niego tak znaczny wpływ, i mimo że myśl plotyńska szczęście widziała również w ostatecznym zjednoczeniu z Absolutem. Religia, którą ma na myśli Augustyn, jest pozytywna. Bezsilność filozofów pogańskich w nauczaniu prawd monoteistycznych, zaprowadzaniu kultu Boga prawdziwego, co więcej, stosowanie się ich, do praktyk pobożności politeistycznej ukazują przepaść dzielącą filozofię starożytną od religii chrześcijańskiej. Fakt ten powoduje moralną konieczność objawienia Bożego za pośrednictwem pojedynczo wybranych wysłanników Bożych"[36]. Mniej więcej w tym czasie, najprawdopodobniej w 389 roku zmarł syn Augustyna Adeodatus oraz jego przyjaciel Nebrydiusz. Dom rodziców Augustyna w Tagaście, który stał się klasztorem dla ich syna i jego towarzyszy był „gniazdem, z którego w ciągu wieków rozwinął się sławny zakon Augustyński [Augustianów], podzielony z biegiem czasu na wiele rodzin, będący jedną z najbardziej wartościowych kompanii w regularnej armii chrześcijaństwa, jaka jeszcze do dziś żyje i działa, tak że dała i wciąż daje Kościołowi, jako odszkodowanie za jednego tylko Lutra, wielu błogosławionych i świętych"[37]. Gdzieś, na początku 391 roku doniesiono Augustynowi, że w Hipponie[38] przebywa wysoki urzędnik, dosyć wiekowy i bogaty chrześcijanin, który bardzo chciał poznać Augustyna. Urzędnik ten, był pewien, że po rozmowie z coraz sławniejszym Augustynem stanie się prawdziwym chrześcijaninem, który wyrzeknie się życia dotychczasowego i rozda ubogim swój majątek. Augustyn akurat w tym czasie zamierzał szukać jakiegoś miejsca w Hipponie aby tam przenieść swój klasztor, więc dosyć szybko się tam znalazł. Niestety, nie udało się Augustynowi przekonać urzędnika do zmiany swojego życia natomiast dla niego samego ten pobyt stał się prawdziwym kamieniem milowym. Otóż, w Hipponie biskupem był Waleriusz (?-396), niemłody człowiek, z pochodzenia Grek. Pewnego razu, w hippońskiej katedrze, po zakończeniu niedzielnej Mszy świętej, tenże biskup Waleriusz poprosił zgromadzonych wiernych, aby spośród siebie wybrali kapłana, który mógłby mu służyć pomocą. Tłum od razu wskazał na Augustyna głośno wołając: „Augustyn kapłanem! Augustyn kapłanem!"[39]. Ludzie chwycili opierającego się i płaczącego Augustyna, ale ani opór ani łzy niewiele dały. Ludzie widząc jak płacze, zupełnie nie rozumieli go i myśleli, że dla Augustyna pozycja księdza w Kościele jest zbyt niska. Pocieszali go więc, mówiąc żeby się nie martwił, że to początek kariery i że szybko zostanie biskupem a jednocześnie „Obezwładnili go, jak to bywa w takich przypadkach, przedstawili go biskupowi, żeby go wyświęcił: wszyscy jednomyślnie, kierując się wspólnym pragnieniem, prosili, żeby tak się stało, powtarzali to tak uporczywie z wielką żarliwością i krzykiem. Gwałtownie płakali... lecz w końcu, spełniło się, tak jak tego pragnęli, ich życzenie"[40]. Stało się to, gdy Augustyn miał trzydzieści siedem lat. Ale, zaraz po święceniach poprosił Waleriusza o kilka tygodni na solidne przygotowanie się do pełnienia posługi kapłańskiej. Napisał wówczas do niego list, w którym wyraził swoje uczucia, żale i pragnienia. Pisał tak: „bez wątpienia (...) nie ma nic przyjemniejszego nad stanowisko biskupa, kapłana czy diakona, gdy pełni się je bez powołania - jedynie, by podobać się ludziom i zasłużyć na ich pochwały. Przeciwnie, nie ma nic bardziej odeń przykrego, gdy pełni się je z myślą o podobaniu się Bogu i spełnieniu swego obowiązku"[41]. Augustyn napisał ten list, gdyż wiedział, że jeszcze dużo mu brakuje aby podobać się Bogu w spełnianiu obowiązku kapłana. [1] Święty Augustyn, Wyznania, (tłum. Zygmunt Kubiak), Warszawa 1987, s. 158. [2] Tamże, s. 159-160. [3] Tamże, s. 175-176. [4] Tamże, s. 178-179. [5] Tamże, s. 184. [6] Tamże, s. 186. [7] Po łacinie ten refren brzmiał: Tolle,lege! Tolle,lege! [8] Święty Augustyn, Wyznania..., (tłum. Zygmunt Kubiak), s. 186-188. [9] Trape Agostino, Święty Augustyn człowiek-duszpasterz-mistyk, Warszawa 1987, s. 107. [10] Święty Augustyn, Wyznania..., (tłum. Zygmunt Kubiak), s. 194. [11] Święty Augustyn, Wyznania, (tłum. ks. Jan Czuj), Kraków 2008, (przyp. 133), s. 419. [12] Bardy Gustave, Święty Augustyn człowiek i dzieło, Warszawa 1955, s. 107. [13] Ks. Dr Jan Czuj, Żywot świętego Augustyna, Warszawa 1952, s. 85-86. [14] Ps 4,2. [15] Ps 4,3. [16] Ps 4,3-4. [17] Ps 4,5. [18] Ps 4,6. [19] Por. J 1,9. [20] Por. Ef 5,8. [21] Ps 4,7. [22] Święty Augustyn, Wyznania..., (tłum. Zygmunt Kubiak), s. 194-197. [23] Święty Augustyn, Dialogi filozoficzne, Kraków 2001, s. 235. [24] Niech mi wystarczą własne moje rany: niemal co dzień wśród łez błagam Boga, by je uleczył, choć często sam siebie przekonuję o tym, że nie jestem godzien, by zostać uleczonym tak szybko, jak chcę. Cytat z pism św. Augustyna O porządku. Święty Augustyn, Dialogi filozoficzne..., s. 178. [25] Trape Agostino, Święty Augustyn człowiek..., s. 111. [26] Święty Augustyn, Dialogi filozoficzne..., s.239-241. [27] Święty Augustyn, Wyznania..., (tłum. Zygmunt Kubiak), s. 200. [28] Tamże. [29] Tamże, s. 207-210. [30] Tamże, s. 211. [31] Tamże, s. 214-215. [32] Święty Augustyn, Dialogi filozoficzne..., s.421. [33] Trape Agostino, Święty Augustyn człowiek..., s. 118. [34] s Tamże, 117-118. [35] Święty Augustyn, Dialogi filozoficzne..., s.723. [36] Tamże, s. 725-726. [37] Papini Giovanni, Święty Augustyn, Warszawa 1958, s. 135. [38] Hippona, łac. Hippo Regius, starożytne miasto nad morzem śródziemnym na zachód od Kartaginy, obecnie Annaba w północno-wschodniej Algierii. [39] Papini Giovanni, Święty Augustyn..., s. 143. [40] Trape Agostino, Święty Augustyn człowiek..., s. 122. [41] Bardy Gustave, Święty Augustyn człowiek..., s. 139. Powrót |