B³ogos³awiony August Czartoryski Czê¶æ II W nastêpnym roku przyby³ do Pary¿a ksi±dz Jan Bosko. By³ on ju¿ powszechnie znanym za³o¿ycielem Towarzystwa ¶wiêtego Franciszka Salezego, a wiêc zgromadzenia salezjanów, a tak¿e Oratoriów salezjañskich, czyli schronisk czy te¿ domów dla ch³opców, gdzie mogli siê oni modliæ i uczyæ, bawiæ, a tak¿e pracowaæ nie zaznaj±c g³odu i czuæ siê jak w prawdziwej rodzinie. Jego przybycie wzbudzi³o spor± sensacjê w¶ród mieszkañców Pary¿a, którzy bardzo chcieli zobaczyæ cz³owieka ju¿ za ¿ycia uznawanego za ¶wiêtego. Wielkie t³umy ustawia³y siê w miejscach, gdzie mia³ siê pojawiæ, a tak¿e na jego konferencjach, wyg³aszanych w najwiêkszych ¶wi±tyniach Pary¿a. „Ka¿dy pragn±³ uca³owaæ jego ¶wiêt± rêkê i prosiæ o b³ogos³awieñstwo. (...) To ogólne i ¿ywe zainteresowanie siê osob± ksiêdza Bosko ³atwo mo¿na zrozumieæ, gdy zwa¿y siê, jakich ³ask Bóg u¿ycza³ na jego modlitwê i jakimi otacza³ go cudami. Oto jeden z wielu faktów: Pewnego dnia, gdy ks. Bosko udziela³ pos³uchania, podszed³ doñ jaki¶ pan z pro¶b±, ¿eby raczy³ wst±piæ na chwilkê do pewnej hrabiny, której synek by³ ciê¿ko chory i lada chwila móg³ umrzeæ. - Owszem - odrzek³ ksi±dz Bosko - lecz pod warunkiem, ¿e chory bêdzie mi s³u¿y³ do Mszy ¶wiêtej. - Ale¿, ksiê¿e - us³ysza³ odpowied¼ - przecie¿ to dziecko jest konaj±ce!... - Wiem o tym; jutro jednak bêdzie ju¿ mog³o s³u¿yæ do Mszy ¶wiêtej. Miejcie wiarê, a biedna matka odzyska swój skarb... Po tych s³owach wsta³, wzi±³ kapelusz i wyszed³. Wiele osób po¶pieszy³o za nim do mieszkania hrabiny. Nieszczê¶liwa matka powita³a ksiêdza Bosko zalana ³zami. - O, niech ksi±dz ulituje siê nade mn±, biedn± matk±, i wróci ¿ycie memu dziecku - b³aga³a. - Owszem, pob³ogos³awiê je, ale za to jutro ch³opczyk bêdzie mi s³u¿y³ do Mszy ¶wiêtej... - Oby to Bóg da³! - westchnê³a hrabina. Ksi±dz Bosko wszed³ do pokoju, gdzie le¿a³ chory i rzek³ weso³o: - No, drogie dziecko, czy, je¶li ciê pob³ogos³awiê, jutro rano przyjdziesz mi s³u¿yæ do Mszy ¶wiêtej? Gdy dziecko skinê³o g³ówk± potwierdzaj±co, ks. Bosko pob³ogos³awi³ je, a pocieszywszy zbola³± rodzinê, szybko odszed³. Po b³ogos³awieñstwie chory zasn±³ snem o¿ywczym, a nazajutrz wsta³ zupe³nie zdrów i posiliwszy siê z apetytem, poszed³ s³u¿yæ do Mszy ¶wiêtej swemu cudownemu lekarzowi. Szereg podobnych ³ask wzrasta³ z dniem ka¿dym. Nic tedy dziwnego, ¿e ca³y katolicki Pary¿ przejêty by³ dla Cudotwórcy tak wielk± czci±. Uniesienie dosz³o do najwy¿szego stopnia, gdy rozesz³a siê wie¶æ, ¿e po b³ogos³awieñstwie ksiêdza z Turynu pewien ociemnia³y odzyska³ wzrok, a kilku konaj±cych powsta³o z ³o¿a ¶mierci zupe³nie uzdrowionych. Wprawdzie ksi±dz Bosko przez pokorê i roztropno¶æ stara³ siê ukryæ te cuda, ale mimo to wie¶æ o nich szerzy³a siê coraz dalej[1]". Bardzo ciekaw± histori±, o której warto tu opowiedzieæ, by³y dwie wizyty s³ynnego Wiktora Hugo u ksiêdza Jana Bosko podczas jego pobytu w Pary¿u. Otó¿ Wiktor Hugo, kiedy przyby³ za pierwszym razem, nie zosta³ rozpoznany przez Ksiêdza Bosko, bo jak sam powiedzia³, nie by³o to dla ksiêdza wa¿ne. Pos³uchajmy rozmowy tych dwóch ludzi, z których jeden, autor miêdzy innymi „Nêdzników" i „Katedry Naj¶wiêtszej Maryi Panny", mia³ ju¿ ponad osiemdziesi±t lat i by³ ju¿ bliski zakoñczenia swojej ziemskiej wêdrówki, a drugi choæ m³odszy, bêd±c jednak duchownym, z jak piêkn± cierpliwo¶ci± potrafi³ u¶wiadomiæ temu starszemu to, co jest najwa¿niejsze w naszym ¿yciu. Z pewno¶ci±: „zadziwiæ mo¿e wizyta z³o¿ona (...) przez Wiktora Hugo, g³o¶nego powie¶ciopisarza i dramaturga, pisz±cego w duchu rewolucji, - którego wiêkszo¶æ dzie³ jest przez Ko¶ció³ potêpiona. Czeka³ on na pos³uchanie blisko trzy godziny. Ksi±dz Bosko go nie zna³, a Hugo wszed³szy, nie przedstawi³ siê, ale zaraz na wstêpie rzek³: - Niech ksi±dz dobrodziej mnie siê nie obawia i nie obra¿a siê na mnie, gdy powiem otwarcie, ¿e jestem niedowiarkiem i dlatego nie wierzê w cuda, nawet w te, które pono ksi±dz dzia³a. - Nie wiem - odrzek³ ³agodnie ksi±dz Bosko - z kim mam zaszczyt mówiæ, ale co prawda na tej wiadomo¶ci zbyt mi wiele nie zale¿y. Niech pan bêdzie spokojny; nie mam zamiaru przekonywaæ ³askawego pana o tym, w co pan nie chce wierzyæ. Nie zamierzam nawet mówiæ o religii, tylko o¶mielê siê zapytaæ, czy pan przez ca³e ¿ycie podobnie by³ usposobiony jak teraz? - Nie! Za m³odu wierzy³em, jak wierzyli moi krewni i przyjaciele - odpar³ Hugo. Rozmowa toczy³a siê dalej, a¿ zbieg³a na temat podesz³ego wieku nieznajomego. Wiktor Hugo mia³ wówczas lat z gór± osiemdziesi±t. Tu ksi±dz Bosko wtr±ci³: - Có¿ by panu zaszkodzi³o pomy¶leæ o nie¶miertelno¶ci duszy, o religii w tych ostatnich latach ¿ycia?... - Nic by to nie szkodzi³o, ale by³oby oznak± s³abo¶ci, niegodnej filozofa. Taka s³abo¶æ o¶mieszy³aby mnie w oczach moich zwolenników. - A wiêc mówmy o ostatniej chwili ¿ycia, kiedy panu na opinii ludzkiej nic ju¿ zale¿eæ nie bêdzie. Wtedy spokój sumienia jest bardzo, bardzo po¿±dany... - Ju¿ rozumiem o co czcigodnemu ksiêdzu chodzi... Nie, nawet w ostatniej chwili nie mia³bym odwagi tak bardzo siê poni¿yæ!... - Czegó¿ pan jednak mo¿e siê spodziewaæ w tej ostatniej chwili?... ¯ycie doczesne siê koñczy, wiecznego dla pana nie ma, a raczej pan nie chce o nim s³yszeæ... Tu nieznajomy spu¶ci³ g³owê i pogr±¿y³ siê w g³êbokim zamy¶leniu, a ksi±dz Bosko ci±gn±³ dalej: - Tak, panie, nale¿y pomy¶leæ o swej duszy, bo inaczej wszystko bêdzie stracone... Wed³ug pañskiej opinii, zapada pan w nico¶æ, wed³ug mojej i wszystkich ludzi wierz±cych, oczekuje pana wieczne potêpienie... - Poniewa¿ ksi±dz mówi do mnie nie jak filozof, ale jako przyjaciel, rady jego nie mogê odrzuciæ. Nigdy nie zastanawia³em siê nad t± spraw± tak powa¿nie, jak w tej chwili. Rozwa¿ê j± d³u¿ej i powrócê jeszcze do ksiêdza... W czasie drugiej wizyty, któr± w kilka dni pó¼niej z³o¿y³ Hugo ksiêdzu Bosko, wolnomy¶lny pisarz rzek³: - Wierzê w ¶wiat nadprzyrodzony, wierzê w Boga i spodziewam siê, ¿e bêdê móg³ umrzeæ na rêkach kap³ana katolickiego, który duszê moj± poleci Stwórcy! Wiktor Hugo nie widzia³ siê ju¿ wiêcej z ksiêdzem Bosko. Umieraj±c 25 maja 1885 r., prosi³ natarczywie o ksiêdza katolickiego, lecz kap³ana nie dopuszczono[2]". ¶wiêty Jan Bosko i ksi±¿ê August Oczywi¶cie s³awa ksiêdza Jana Bosko dotar³a równie¿ i do paryskiego pa³acu Czartoryskich. Ksi±¿ê W³adys³aw bardzo chcia³ przyj±æ u siebie ksiêdza Bosko, w którym widzia³ przysz³ego wychowawcê tak¿e m³odzie¿y polskiej. Wiedzia³ ksi±¿ê, ¿e w³a¶nie wychowanie m³odzie¿y w duchu patriotycznym pozwoli zachowaæ to¿samo¶æ narodow± Polakom. „Chcia³ tak¿e ksi±¿ê W³adys³aw zyskaæ u ksiêdza Bosko opiekê dla upadaj±cej pod brzemieniem wypadków politycznych emigracji. Pod ka¿dym wzglêdem by³a ona opuszczona i zaniedbana, ale najwiêcej potrzebowa³a opieki religijnej. Ksiê¿a zmartwychwstañcy - dla szczup³ej swej liczby - nie mogli podo³aæ potrzebom duchownym rozproszonych niemal po ca³ym ¶wiecie Polaków. Brak za¶ opieki duchowej powodowa³ u polskich tu³aczy zanik ducha religijnego, a co zatem idzie, obojêtno¶æ dla sprawy narodowej, zniechêcenie i swary. Ksi±¿ê W³adys³aw spodziewa³ siê, i¿ ksi±dz Bosko w¶ród swoich ksiê¿y znajdzie takich, którym by móg³ powierzyæ na sta³e zaspokajanie potrzeb duchownych biednych uchod¼ców znad Wis³y[3]". Ksi±¿ê W³adys³aw my¶la³ tu równie¿ o osadnikach Adampola, którzy w³a¶nie byli polskimi emigrantami zasiedlaj±cymi tê wioskê. By³a to wie¶ le¿±ca w Turcji na peryferiach Stambu³u, zakupiona jeszcze przez Adama Jerzego Czartoryskiego, czyli ojca W³adys³awa i dziadka Augusta. Mieszkañcy Adampola mieli „w planach wielkiego Adama staæ siê (...) zal±¿kiem przysz³ej wyzwolonej ojczyzny[4]". My¶la³ wiêc ksi±¿ê W³adys³aw równie¿ o tym, by ksi±dz Bosko móg³ choæ duchowo opiekowaæ siê tymi lud¼mi. Ale, „aby zaprosiæ ksiêdza Bosko do Hotelu Lambert nalega³ i ksi±¿ê August, u którego zrodzi³a siê wtedy my¶l, i¿ mo¿e ten m±¿ Bo¿y, triumfuj±cy teraz nad opanowanym przez ducha niewiary i obojêtno¶ci religijnej Pary¿em, stanie siê dlañ wys³añcem niebieskim, który pokieruje jego dusz±, wszelkie niepokoj±ce go w±tpliwo¶ci usunie i w wy¿szym powo³aniu go utwierdzi, a sercu jego przyniesie pokój i szczê¶cie. Pragn±³ wiêc koniecznie znale¼æ sposobno¶æ do rozmowy z onym wielkim znawc± dusz[5]". Pa³ac Lambert zwany hotelem Spotkanie nast±pi³o w po³owie maja 1883 roku. W tym czasie August Czartoryski s³ysza³ g³os w swojej duszy, ¿e otrzyma przewodnika duchowego, wiêc wi±za³ z t± wizyt± du¿e nadzieje. Na przywitanie ksiêdza Bosko zebra³a siê praktycznie ca³a rodzina Czartoryskich, a wiêc ksi±¿ê W³adys³aw z ¿on± Ma³gorzat±, jej ojciec Ksi±¿ê Ludwik Filip, hrabia Pary¿a, siostra ksiêcia W³adys³awa, hrabina Izabela Dzia³yñska, m³odsi bracia Augusta Adam i W³adys³aw, a tak¿e, co oczywiste, i sam August, który pó¼niej, gdy „by³ ju¿ salezjaninem, wyzna³ (...), ¿e w 1883 roku dom Orleañski zgotowa³ ksiêdzu Bosko przyjêcie, jakie zwykle przygotowywa³ jedynie dla ksi±¿±t. Na przyk³ad cz³onkowie rodu Orleañskiego - podkre¶li³ August - mieli na sobie szaty królewskie[6]". Kiedy wszed³ ksi±dz Bosko „Ksi±¿ê August wyszed³ na jego spotkanie. Skoro go ksi±dz Bosko ujrza³, rzek³: »Od dawna pragn±³em pana poznaæ...«. S³owa te, które z ca³± prostot± powtarza³ potem ksi±¿ê August, zawiera³y w sobie wiele tajemnej tre¶ci. M³ody ksi±¿ê by³ nimi zaskoczony, ¶wiadczy³y bowiem, ¿e ksi±dz Bosko ju¿ go zna, choæ dot±d nigdy go jeszcze nie widzia³... Ze ¶wiêtym przejêciem s³u¿y³ do bezkrwawej ofiary, b³agaj±c Boga, by przez s³ugê swego dopomóg³ mu wszelkie w±tpliwo¶ci w duszy uspokoiæ i wybraæ sobie na ca³e ¿ycie stan zgodny z wol± Nieba. Po Mszy ¶wiêtej nie chcia³ ju¿ ani na krok odst±piæ ksiêdza Bosko. W czasie ¶niadania, w którym oczywi¶cie wziê³a udzia³ ca³a rodzina, omawiano sprawy najbardziej interesuj±ce ksiêcia W³adys³awa - a wiêc sprawê emigracji, Adampola, prowadzenia zak³adów wychowawczych, sposoby podniesienia moralno¶ci w spo³eczeñstwie. Ksi±¿ê August ca³y czas, siedz±c tu¿ przy ksiêdzu Bosko, ¶ledzi³ pilnie ka¿dy jego ruch, uwa¿nie s³ucha³ jego s³ów natchnionych i wpatruj±c siê w sêdziw± twarz Bo¿ego wys³añca, czu³ siê dziwnie szczê¶liwy. Jakie¿ by³o jego zdziwienie, gdy zasiêgaj±c rady ks. Bosko na osobno¶ci, zanim zd±¿y³ wypowiedzieæ ca³kowicie swe pytanie, ju¿ us³ysza³ odpowied¼ w sprawie dotycz±cej najg³êbszych, nieznanych dot±d nikomu tajników jego duszy... Wówczas jasno zrozumia³, ¿e tu dzia³a palec Bo¿y, ¿e tylko moc± wy¿sz± móg³ ten wielki kap³an przenikn±æ jego serce. Teraz ju¿ pewien by³, ¿e wol± Bo¿± jest, by ksi±dz Bosko zosta³ jego kierownikiem[7]". Po tej wizycie zawi±za³a siê niæ przyja¼ni miêdzy m³odym ksiêciem i du¿o starszym ksiêdzem. Ta przyja¼ñ objawi³a siê w o¿ywionej korespondencji miêdzy nimi, a tak¿e pro¶bami m³odego ksiêcia o modlitwê i wstawiennictwo dla siebie i ca³ej rodziny. Po jakim¶ czasie same listy ju¿ nie wystarcza³y Augustowi i postanowi³ on udaæ siê do Turynu, by odwiedziæ swojego przewodnika duchowego. Okazj± ku temu by³a wizyta u papie¿a Leona XIII, jak± w dwusetn± rocznicê odsieczy wiedeñskiej sk³ada³a mu delegacja polska, w sk³ad której wchodzili: ksi±¿ê August [Czartoryski], hrabia Stanis³aw Tarnowski, hrabia Artur Potocki, [Zygmunt] Cieszkowski i dwu przedstawicieli w³o¶cian ma³opolskich. Przed oblicze Ojca ¦wiêtego wprowadzi³ ich kardyna³ [Mieczys³aw Halka-] Ledóchowski[8]". Delegacja ta podarowa³a papie¿owi obraz Jana Matejki przedstawiaj±cy zwyciêskiego króla Jana III Sobieskiego, wrêczaj±cego kanonikowi Denhoffowi list do papie¿a Innocentego XI, w którym nasz król napisa³ „Veni, vidi, Deus vicit". Obraz ten do dzisiaj wisi w Muzeach Watykañskich. Sam Jan Matejko by³ oczywi¶cie równie¿ obecny w tej delegacji. Ofiarowa³ on narodowi polskiemu ten obraz „pod warunkiem, ¿e przedstawiciele narodu wrêcz± go Ojcu ¦wiêtemu jako ho³d Polaków dla papie¿a[9]". Jan Matejko w podziêkowaniu za to wspania³e dzie³o otrzyma³ od Ojca ¦wiêtego „krzy¿ komandorski im. Piusa z gwiazd±[10]". Ksi±¿ê August, zanim dojecha³ do Rzymu, odwiedzi³ Turyn, gdzie mia³ okazjê zwiedziæ pierwsze Oratorium ksiêdza Bosko w dzielnicy Valdocco. Niestety samego ksiêdza Bosko nie zasta³, wiêc oprowadza³ go zastêpca i nastêpca ksiêdza za³o¿yciela, ksi±dz Rua. Ksi±dz Bosko by³ gorliwym czcicielem kultu Maryi Wspomo¿ycielki Wiernych. W jednym ze swoich snów us³ysza³, ¿e „Naj¶wiêtsza Maryja Panna wyra¼nie ¿yczy sobie, aby¶my j± czcili pod wezwaniem Wspomo¿ycielki wiernych[11]". Ten tytu³ Matce Bo¿ej nada³ Pius V po cudownym zwyciêstwie nad flot± tureck± pod Lepanto. Natomiast Pius VII, który w roku 1814 zosta³, po piêcioletnim wiêzieniu go przez Napoleona, uwolniony i triumfalnie wjecha³ do Rzymu 24 maja tego roku, ustanowi³ ten dzieñ, jako ¶wiêto Wspomo¿ycielki wiernych. Za natchnieniem Matki Bo¿ej zacz±³ ksi±dz Bosko jeszcze w roku 1863 my¶leæ o budowie ko¶cio³a w Turyñskiej dzielnicy Valdocco pod wezwaniem Matki Bo¿ej Wspomo¿ycielki Wiernych. Dwa lata pó¼niej po¶wiêcono kamieñ wêgielny pod budowê tego olbrzymiego sanktuarium, a w roku 1868 „ks. Arcybiskup Turynu Riccardi dokona³ konsekracji [tego] ko¶cio³a[12]". W³a¶nie za rad± ksiêdza Rua, który wiedzia³, ¿e w tym czasie ksi±dz Bosko na pewno bêdzie w Turynie, wiosn± roku 1884 ksi±¿ê August ponownie przyby³ do Turynu i dzieñ 24 maja, ¶wiêto Naj¶wiêtszej Maryi Panny Wspomo¿ycielki Wiernych, spêdzi³ przy boku ksiêdza Jana Bosko, a nastêpnie pozosta³ w Turynie przez miesi±c, a¿ do imienin swojego przewodnika duchowego. W tym czasie, mieszkaj±c w hotelu Europa, „codziennie od rana do pó¼nych godzin wieczornych przebywa³ w Oratorium. Rano by³ na Mszy ¶wiêtej, a po ¶niadaniu mia³ konferencjê z ksiêdzem Bosko[13]". Ten miesi±c oceni³ ksi±¿ê August jako jeden z najpiêkniejszych okresów w swoim ¿yciu. W pa¼dzierniku 1884 roku otrzyma³ on taki list od Józefa Kalinowskiego, który, ju¿ jako karmelita brat Rafa³ od ¶wiêtego Józefa, po wcze¶niejszej rozmowie z siostr± Ksawer± Czartorysk±, napisa³ bardzo krótko tak: „Mówiono mi przy kracie, ¿e zdawa³e¶ siê byæ smutnym i jakby w têsknocie. Rad bym ciê widzia³ ustalonym w jakim¶ zgromadzeniu zakonnym. Spróbuj tego lekarstwa dla duszy i cia³a. Dosyæ tej próby ¿ycia na ¶wiecie[14]". W tym czasie jednak ksi±¿ê W³adys³aw postanowi³ wzi±æ Augusta do Anglii, tam pokazywa³ mu nowoczesne zak³ady przemys³owe, hale maszyn i ró¿nych nowoczesnych urz±dzeñ, które ¶wiadczy³y o rozwoju ówczesnej techniki, a jednocze¶nie wskazywa³ na w³asny wiek, na swoj± coraz wiêksz± nieudolno¶æ, „na niepokój o przysz³o¶æ dzie³a Czartoryskich, wreszcie na niepewny los sieniawskiej ordynacji. (...) [Tak o tym napisa³ po powrocie z Anglii do syna] »Zmi³uj siê, Guciu... nie ma czasu do stracenia. Lata i miesi±ce przechodz±; ja siê starzejê; ju¿ nie mogê. Walory ordynackie s± gotowe [Chodzi³o najprawdopodobniej o papiery warto¶ciowe b±d¼ gotówkê w banku], bo ciocia ju¿ je przygotowa³a. Wiêc naprzód nale¿y je z³o¿yæ pod twoim nazwiskiem w arcypewnym banku we Wiedniu; po wtóre u³o¿yæ ostateczn± ustawê ordynacji, co bêdzie ³atwo, i oddaæ cesarzowi i ministrowi we Wiedniu«[15]". Mimo tego ksi±¿ê August coraz powa¿niej my¶la³ o swoim powo³aniu i kilka razy listownie zapyta³ ksiêdza Bosko o mo¿liwo¶æ wst±pienia do Salezjanów. Ten jednak bardzo ch³odno odpowiada³ na te zapytania, w koñcu oznajmi³, ¿e nie widzi ksiêcia w swoim zakonie i poradzi³, aby ksi±¿ê s³ucha³ ojca. Tak to uj±³ w swoim li¶cie do Augusta: „Je¿eli chêæ do stanu duchownego odzywa siê w ksiêciu bardzo silnie, to wypada³oby siê zrzec ordynacji, je¿eli za¶ nie jest ona zupe³nie ustalona, to ksi±¿ê post±pi zupe³nie dobrze, stosuj±c siê do ¿yczeñ ojca i przyjmuj±c ordynacjê ze wszystkimi nastêpstwami[16]". Dlatego pos³uszny August „na Nowy Rok 1886 otrzyma³ (...) od ojca majorat sieniawski i z nowym zapa³em zabra³ siê do spraw rodzinnych[17]". Zasada majoratu by³a to „dawna zasada dziedziczenia, wed³ug której ca³y maj±tek przechodzi³ na najstarszego syna lub najbli¿szego krewnego[18]". W ten sposób ksi±¿ê August przejmowa³ Sieniawê jako jej ordynat. W okresie karnawa³u „w Krakowie uczestniczy w organizowanych z my¶l± o jego maria¿u towarzyskich wieczorach, poznaje nowe ewentualne kandydatki[19]". Te imprezy organizowa³a w swoim pa³acu na Woli Justowskiej, w porozumieniu z ojcem Augusta, ksiê¿na Marcelina Czartoryska, ta s³ynna pianistka. Jednak jak sama siê pó¼niej skar¿y³a, wszystkie wysi³ki i poniesione koszty posz³y na marne. A jak tylko karnawa³ siê skoñczy³, m³ody ksi±¿ê zacz±³ odwiedzaæ na ulicy £obzowskiej swoj± stryjenkê karmelitankê matkê Ksawerê. „Po pewnym czasie matka Maria Ksawera wysy³a do W³adys³awa Czartoryskiego list. [W którym] delikatnie t³umaczy (...) [swojemu szwagrowi], ¿e chocia¿ planowa³ inaczej, »nie wydaje siê s³usznym ³amaæ pragnienia Gucia«. Wszak wzorem innych nosi³ siê z zamiarem po¶wiêcenia s³u¿bie Bo¿ej jednego z synów. Prawda, mia³ to byæ który¶ z m³odszych, urodzonych z ksiê¿niczki d'Orleans, ale gdy Gucio pragnie...[20]". To oczywi¶cie nie podoba³o siê ojcu Augusta, który owszem my¶la³ o stanie duchownym, dla którego¶ z synów, ale nie o ¿yciu zakonnym. „Sama my¶l o takiej ewentualno¶ci napawa groz±. Mo¿na przyj±æ jako unikat jednego ksiêdza Bosko, mo¿na w tej czy innej intencji dopu¶ciæ go nawet do salonów Hotelu Lambert, ale oddaæ mu najcenniejszy skarb, kontynuatora tradycji i ojca przysz³ych Czartoryskich?[21]". Ksi±¿ê W³adys³aw z synem Augustem Ksi±dz Bosko, s±dz±c z odpowiedzi na nalegania Augusta, wcale nie chcia³ zabieraæ ojcu tego skarbu, a przynajmniej takie sprawia³ wra¿enie i swoj± opini± jakby pomaga³ ksiêciu W³adys³awowi w zatrzymaniu syna. Pos³uchajmy tych do¶æ kategorycznych s³ów, które ksi±dz Bosko skierowa³ do m³odego ksiêcia: „Myli siê ksi±¿ê. W Towarzystwie Salezjañskim nie ma dla niego miejsca[22]". Nasz bohater jednak coraz mocniej utwierdza³ siê w swym powo³aniu. W tym te¿ czasie pojecha³ do Sieniawy, by uporz±dkowaæ sprawy maj±tkowe, tam „wyda³ rozporz±dzenia, dotycz±ce dzier¿awy folwarków z tym zastrze¿eniem, by nie dosta³y siê ¿adn± miar± w rêce ¿ydowskie. Znany mu by³ bowiem ujemny wp³yw ¿ydów na ludno¶æ okoliczn± przez karczmy i wyzysk, na co swych ziomków nie chcia³ nara¿aæ. Wyra¼nie zaznaczy³, ¿e woli sam straciæ finansowo, ni¿by rodacy mieli ponie¶æ straty na duszy. Folwarki wiêc mia³y byæ koniecznie oddane w rêce Polaka[23]". Oczywi¶cie najbardziej zale¿a³o mu na prawie propinacji, a wiêc prawie do produkcji i handlu alkoholem. August nie chcia³ pozwoliæ na rozpijanie swoich rodaków. Dopiero po za³atwieniu tych wszystkich spraw po¿egna³ siê z rodzin± i zamierza³ wyjechaæ do W³och. Ojciec nie bardzo chcia³ siê zgodziæ na ten wyjazd, poniewa¿ mimo wszystko ca³y czas jeszcze ¿y³ nadziej±, ¿e syn nie porzuci maj±tku i przejmie schedê po nim. August zapowiedzia³ wiêc, ¿e „nieodwo³alnie powe¼mie decyzjê dopiero po roku, wiêc do tej pory ma jeszcze du¿o czasu do namys³u. Na razie jedzie do W³och, gdzie zacznie uczyæ siê teologii. Ksi±¿ê W³adys³aw pogodzi³ siê z wol± Bo¿± i zezwoli³ na wyjazd do Turynu[24]". Lecz coraz wyra¼niejszy g³os Bo¿ego powo³ania nie opuszcza³ Augusta. A pamiêtaj±c stanowcz± odmowê ksiêdza Bosko, postanowi³ udaæ siê do samego Ojca ¦wiêtego z pro¶b± o wstawiennictwo. Leon XIII, który dobrze kojarzy³ naszego ksiêcia, kiedy dowiedzia³ siê zamiarze wst±pienia m³odego ksiêcia do salezjanów, bardzo siê ucieszy³ z tego i b³ogos³awi³ temu zamiarowi. Wtedy nasz ksi±¿ê posmutnia³ i tak powiedzia³: „- Tak, Ojcze ¦wiêty (...) ale ksi±dz Bosko stawia mi trudno¶ci i mówi, ¿e jego zgromadzenie nie jest dla mnie. Ojciec ¦wiêty wzruszy³ siê na to powiedzenie ksiêcia i odpar³: - Niech ksi±¿ê bêdzie dobrej my¶li i nie traci nadziei. Niech jedzie do Turynu do ksiêdza Bosko, niech mu zawiezie nasze b³ogos³awieñstwo i pozdrowienie i niech mu powie, ¿e wielce bêdziemy zadowoleni, je¶li us³yszymy, ¿e ksi±¿ê zaliczony zosta³ pomiêdzy jego synów. ¯yczeniom papie¿a on na pewno nie odmówi. Tak, niech ksi±¿ê idzie do niego, a stanie siê ¶wiêtym. August dziêkowa³ Ojcu ¦wiêtemu za okazane wzglêdy, w koñcu zaznaczy³, ¿e czekaj± go jeszcze w tej sprawie inne trudno¶ci, a to ze strony rodziny, której jest pierworodnym synem. Doda³ te¿, ¿e przyj±³ ordynacjê i w niektórych interesach rodzinnych ju¿ siê na dalsz± metê zobowi±za³. Ojciec ¦wiêty odpowiednimi wskazówkami i w tym wzglêdzie uspokoi³ ksiêcia i zakoñczy³ pos³uchanie tymi s³owy: - Przede wszystkim niech siê spe³ni Wola Bo¿a!...[25]". Nam mo¿e siê wydaæ dziwnym to, ¿e ksi±dz Bosko nie chcia³ przyj±æ do swego zgromadzenia ksiêcia Augusta. Ale ta niechêæ by³a pozorna, ksi±dz Bosko przeczuwa³ to, ¿e ojciec i ca³a rodzina Czartoryskich mo¿e byæ przeciwna wst±pieniu Augusta do zakonu. Wiedzia³ o planach rodzinnych i politycznych, jakie wi±zano z Augustem. Z drugiej strony wiedzia³ te¿ o jego coraz mocniejszym postanowieniu wst±pienia do salezjanów. Dlatego, kto wie, czy to nie sam ksi±dz Bosko podsun±³ Augustowi pomys³ udania siê do Ojca ¦wiêtego. Poczucie odpowiedzialno¶ci ksiêdza Bosko „w stosunku do Polski i do Czartoryskich doprowadzi³o go w koñcu do przyjêcia Augusta do Zgromadzenia Salezjañskiego, lecz nie by³ to gest uprzejmo¶ci czy po prostu porozumienia miêdzy stronami, ale akt pos³uszeñstwa i poddania siê Ojcu ¦wiêtemu. Tylko papie¿ móg³ rozs±dziæ czy po¶wiêcenie jednej rodziny i jednej osoby zgodne jest z potrzebami narodu[26]". Ksi±dz Bosko, kiedy otrzyma³ papieskie polecenie przyjêcia ksiêcia Augusta Czartoryskiego do swojego zgromadzenia, tak powiedzia³ do niego: „Dobrze, drogi ksi±¿ê. Przyjmujê ciê. Odt±d nale¿ysz do Towarzystwa Salezjañskiego, a pragnê aby¶ pozosta³ w nim a¿ do ¶mierci. [A dalej tak powiedzia³, przewiduj±c przysz³o¶æ.] Biedny ksi±dz Bosko umrze wkrótce, lecz gdyby jego nastêpca z jakiegokolwiek powodu chcia³ ciê z niego wydaliæ, ty za¶ nie ¿yczy³by¶ tego, wystarczy gdy powiesz, i¿ jest wol± ksiêdza Bosko, by ciê z towarzystwa nie wysy³ano[27]". Przyjêcie do salezjanów nast±pi³o 14 lipca 1887 roku, wtedy ksi±¿ê August przeniós³ siê do San Benigno Canavese i rozpocz±³ okres przygotowuj±cy go do nowicjatu, który zazwyczaj trwa³ oko³o roku. Wszystko wiêc wskazywa³o na to, ¿e je¶li ksi±¿ê wytrzyma to ¿ycie, gdzie z „królewicza" musia³ przeobraziæ siê w „¿ebraka", bêdzie móg³ podj±æ ostateczn± decyzjê w terminie zgodnym z obietnic± dan± ojcu. Jednak jego gorliwo¶æ by³a tak wielka, a egzaminy zdane szybko i pomy¶lnie, ¿e sta¿ kandydacki zosta³ skrócony. Dlatego ob³óczyny odby³y siê ju¿ 24 listopada tego samego roku, a dokona³ ich sam ksi±dz Bosko. Na uroczysto¶æ przyby³a rodzina, niestety bez ojca, który usprawiedliwia³ siê chorob±. Jednak w listach pe³nym gorzkich zarzutów do Augusta ewidentnie mo¿na zauwa¿yæ ¿al, miêdzy innymi o ten skrócony czas, który mia³ August do namys³u, a który przecie¿ ojcu obieca³: „Mówi³e¶ mi o próbie 18-miesiêcznej, a nie ma jeszcze 6 miesiêcy, a ju¿ wdziewasz sukniê[28]", „mia³e¶ mi dopomóc zakoñczyæ interes ordynacji, a tu nie przesz³o kilka miesiêcy, a te twoje zapewnienia posz³y w niwecz[29]". Jeszcze do momentu ob³óczyn rodzina ³udzi³a siê, ¿e ten „kaprys" m³odego ksiêcia minie, ale teraz, kiedy przyjmowa³ on habit zakonny, wszyscy zrozumieli, ¿e decyzja Augusta jest nieodwo³alna. Po uroczysto¶ci ksi±dz Bosko, ju¿ w swoim pokoju, tak powiedzia³ do Augustyna: „Jestem zadowolony z epilogu tej historii, pe³nej rozlicznych niepewno¶ci. Tak wiêc b±d¼ odwa¿ny, drogi ksi±¿ê. Dzi¶ odnie¶li¶my piêkne zwyciêstwo. Raduje siê teraz, gdy¿ mogê ci powiedzieæ, ¿e dnia pewnego zostaniesz kap³anem. Co wiêcej, Pan uczyni ciebie misjonarzem Polski[30]". Pierwsze zdjêcie w sutannie Te s³owa ksiêdza Bosko bardzo szybko siê spe³ni³y. Bo, po kilku latach, gdy August zosta³ ju¿ ksiêdzem, w Valsalice w salezjañskiej placówce wcze¶niej przeznaczonej dla m³odzie¿y szlacheckiej, a pó¼niej wykorzystywanej jako seminarium dla kleryków, spotka³ wielu m³odych Polaków, którzy id±c za jego przyk³adem zamierzali wst±piæ do tego Zgromadzenia. Kiedy zaczê³o brakowaæ miejsc w seminarium, wtedy dziêki sowitej ofierze Augusta Czartoryskiego, jedno skrzyd³o budynku „podniesiono o piêtro i urz±dzono w nim sypialniê dla Polaków[31]". 31 stycznia 1888 roku umar³ ksi±dz Bosko, dzieñ wcze¶niej August Czartoryski by³ przy nim i zd±¿y³ siê po¿egnaæ ze swoim ojcem duchowym. Ksi±dz Bosko, gdy go zapytano, co chce zostawiæ swoim wychowankom, tak rzek³: „powiedzcie moim ch³opcom, ¿e ich wszystkich oczekujê w niebie[32]!". Ksi±dz Bosko zosta³ pochowany zgodnie ze swoim wcze¶niejszym widzeniem[33] w Valsalice. W lecie roku 1888 August zrzeka siê stanowiska ordynata podpisuj±c stosowny akt z pe³nomocnikiem Czartoryskich w Mediolanie. Natomiast 2 pa¼dziernika „ukl±k³ ksi±¿ê August Czartoryski u stóp Prze³o¿onego Generalnego - ksiêdza Micha³a Rua, by w jego rêce z³o¿yæ profesjê zakonn±[34]". Olbrzymia rado¶æ i wzruszenie malowa³y siê na twarzy Augusta po z³o¿eniu ¶lubów zakonnych, które po¶wiadczy³ z³o¿onym przez siebie podpisem. O tym fakcie ju¿ nie powiadomi³ rodziny. Niestety stan zdrowie Augusta coraz bardziej siê pogarsza³, gru¼lica zajê³a lewe p³uco i w roku 1889 musia³ wyjechaæ na kuracjê do Lanzo. Rodzina, chcia³a wykorzystaæ ten fakt do tego, by ksi±¿ê opu¶ci³ zakon i w tym celu przys³a³a nawet w³asnego lekarza, który mia³ go do tego przekonaæ. Ten lekarz zdoby³ nawet poparcie kardyna³a, który „nakaza³ choremu wyjazd do Mentony. (...) Don Rua [nastêpca ksiêdza Bosko] (...) [jednak] odmówi³ [tak argumentuj±c] Takiego rozkazu wydaæ nie mam prawa. Ksi±¿ê August wymóg³ przyrzeczenie od ksiêdza Bosko, i¿ nigdy do opuszczenia zakonu, nawet na chwilê, nikt go namawiaæ nie bêdzie. Je¿eli on sam czasowego opuszczenia klasztoru za¿±da (...) [wtedy] don Rua da przyzwolenie na wyjazd[35]". Oczywi¶cie August chcia³ pozostaæ w zakonie do koñca. Jego cierpienia fizyczne przejawia³y siê w d³ugotrwa³ym kaszlu i wysokiej gor±czce a tak¿e w czêstych krwotokach. Czu³ ju¿, ¿e du¿o ¿ycia mu nie zosta³o, jednak uwa¿a³, ¿e „zakonnik powinien umieraæ w zakonie[36]". Jednak prze³o¿eni zgodzili siê, na pro¶bê rodziny, by leczenie odbywa³o siê poza klasztorem a on jako pos³uszny kleryk, zgodzi³ siê na to i w roku 1890 wyjecha³ do Szwajcarii a nastêpnie do San Remo we W³oszech. Gdy poczu³ siê trochê lepiej, wróci³ do Turynu a tam leczy³ siê w pobliskim Lanzo. Powoli przygotowywa³ siê do kap³añstwa a dla poprawy zdrowia je¼dzi³ do San Remo. Tam dowiedzia³ siê, od ksiêdza Rua, ¿e nied³ugo zostan± mu udzielone ¶wiêcenia kap³añskie. W San Remo w lutym 1891 roku, biskup Tomasz Reggio „udzieli³ mu tonsury i ¶wiêceñ ni¿szych[37]" a rok pó¼niej, tak¿e w San Remo w kwietniu 1892 roku, ten sam biskup udzieli³ mu ¶wiêceñ kap³añskich. Mszê prymicyjn± ksi±dz August odprawi³ „nastêpnego dnia po ¶wiêceniach, w niedzielê Mêki Pañskiej[38]." Na ¶wiêceniach nie by³o nikogo z rodziny Czartoryskich a na Mszy ¶wiêtej prymicyjnej by³a jego macocha, ksiê¿na Ma³gorzata Orleañska z jego przyrodnim bratem Witoldem. Z macoch± i bratem Witoldem po Mszy prymicyjnej Dok³adnie rok pó¼niej, kiedy przebywa³ w niewielkiej miejscowo¶ci Alassio, w czwartek po Wielkanocy odprawi³ Mszê ¦wiêt±, by³a to jednak ostatnia jego Msza ¦wiêta. W pi±tek móg³ ju¿ tylko przyj±æ Komuniê ¦wiêt±, natomiast w sobotê 8 kwietnia 1893 roku „udzielono mu Ostatniego Olejem ¦wiêtego Namaszczenia [po czym o godzinie 21] (...) bez bole¶ci konania, cicho i spokojnie, jak ¿y³, odda³ Bogu swoj± piêkn± duszê w 35 roku ¿ycia[39]" Rodzina kaza³a przewie¼æ jego cia³o do Sieniawy gdzie z³o¿ono je w parafialnej krypcie, obok grobów rodziny. Obecnie szcz±tki b³ogos³awionego Augusta Czartoryskiego znajduj± siê w ko¶ciele salezjanów w Przemy¶lu. 25 kwietnia 2004 roku ¶wiêty Jan Pawe³ II dokona³ w Rzymie na Placu ¶wiêtego Piotra beatyfikacji ksiêdza Augusta Czartoryskiego. W roku 1874 ukaza³y siê Listy duchowne napisane przez ksiêdza Aleksandra Je³owickiego, a wiêc tego ksiêdza, który ochrzci³ naszego bohatera. August Czartoryski czyta³ tê ksi±¿kê maj±c ponad 16 lat. Bóg jedynie wie, jak na sposób my¶lenia i patrzenia na ¶wiat naszego m³odego bohatera, mog³a wp³yn±æ ta lektura. My zwróæmy tu uwagê tylko na fragmenty dwóch listów, napisanych jeszcze na pocz±tku lat czterdziestych dziewiêtnastego wieku, do starszego brata ksiêdza Aleksandra, Edwarda. Ksi±dz Je³owicki przekonywa³ w nich go, by wst±pi³ do stanu duchownego, pos³uchajmy: „W dzieñ ¶mierci trzeba bêdzie wszystko straciæ co na ziemi mamy lub mieæ mo¿emy. Co mi mog± zabraæ z³odzieje, oszusty, zbójcy wszelkiego rodzaju, a na koniec ¶mieræ, wolê ja daæ to wszystko do schowania Panu Bogu, wyrzekaj±c siê dla mi³o¶ci Jego wszystkiego na ziemi, ¿eby mieæ wszystko w Niebie. Maj±tki, dostojno¶ci i uciechy ¶wiatowe, chocia¿by godziwe, s± to ³achmany; kto siê za niemi ubiega, podobien jest szaleñcowi, który ustroiwszy siê w ³achman, my¶li, ¿e w purpurze. Pogarda ¶wiata jest to Alfa i Omega m±dro¶ci, pierwsza i ostatnia prawda, któr± ktokolwiek pozna i pokocha, musi byæ zbawionym, bo tak obieca³ Chrystus. ¦wiat szalony odwraca siê od tej prawdy i umyka od niej, sam siebie zwodz±c i og³uszaj±c siê szumem wszelkich marno¶ci, aby tej prawdy nie s³yszeæ. A wszak¿e ta prawda le¿y w sercu ka¿dego cz³owieka, bo¶my jej nabyli na Chrzcie ¦wiêtym, kiedy¶my siê dla Boga wyrzekali czarta i pychy jego, to jest ¶wiata. Ale na nieszczê¶cie, wielka czê¶æ ludzi dopiero w godzinê ¶mierci o tej prawdzie pomy¶li, raczej ju¿ na zgubê ni¿ na korzy¶æ w³asn±. Szczê¶liwy, kto siê dla tej prawdy przywi±¿e do Boga ca³ym sercem i dusz±, i w Nim za³o¿y cel ¿ycia swojego! Bóg mi³osierny, ka¿demu z nas przypomina tê prawdê, niemal ¿e nie co dzieñ; a od czasu do czasu silniejszym uderzeniem ³aski nagli nas ku temu, aby porzuciæ wszystko a i¶æ za Chrystusem, pod³ug stanu, do którego Bóg nas powo³a³. To dla wszystkich, a teraz, kochany mój Edwardzie, dla Ciebie. Zapytaj siê szczerze a serdecznie Boga, do czego Ciê powo³a³, a znajdziesz odpowied¼, by³e¶ jej szczerze pragn±³. Nie powo³a³ Ciê na Naczelnego Wodza, maj±cego zbawiæ Polskê, bo ju¿ by czas na to. Nie powo³a³ Ciê nawet na In¿yniera, bo patent twój in¿ynierski niep³odny. Nie powo³a³ Ciê do zrobienia maj±tku; naprzód, bo Bóg do tego nikogo nie powo³uje; po wtóre, bo, jak widzisz, ¿adne zabiegi maj±tkowe nie powiod³y siê Tobie. Wiêc albo Ciê powo³uje do ma³¿eñstwa albo do kap³añstwa. Je¶li pragniesz ¿ony dla szczê¶cia doczesnego, dla uciech wspólnego po¿ycia, dla wygód domowych, dla spokojnej staro¶ci, nie jest to powo³anie do stanu ma³¿eñskiego, które, po chrze¶cijañsku bior±c, jest ciê¿kim i bardzo ciê¿kim krzy¿em, do którego ten tylko jest prawdziwie powo³any, kto wchodzi w stan ma³¿eñski dla chwa³y Bo¿ej i dla zbawienia swojego. Z reszt±, gdyby¶ by³ widocznie powo³any do stanu ma³¿eñskiego, Pan Bóg nie stawi³by Ciê w po³o¿eniu, w którym stosowne o¿enienie siê jest tak bardzo trudnym; a niestosowne, by³oby nieszczê¶ciem dla Ciebie i dla wielu. Zostaje wiêc stan kap³añski, o którym mo¿e ju¿ kiedy i pomy¶la³e¶, ale bez dok³adnej znajomo¶ci rzeczy, dlatego Ciê nie przyci±gn±³ jeszcze. Niecnota i ciemnota ¶wiata, wyobra¿a sobie ten stan jako nieszczê¶cie i smutek; a to jest najwy¿sze szczê¶cie i wesele. W tym stanie g³owa nigdy nie zaboli, bo my¶li tylko o Bogu. Serce nigdy nie zaboli, bo ca³e w Bogu. Boli nas tylko ¶lepota tego mnóstwa ludzi, id±cych w czwa³ [galop] na potêpienie w³asne; i to nasz jedyny k³opot, jedyna praca, spêdzaæ b³±kaj±ce siê owieczki do Owczarni Pañskiej. A wiêc s³u¿ymy Bogu i ludziom, nie w rzeczach doczesnych, ale w rzeczach wiecznych; nie dla nagrody doczesnej, ale dla nagrody wiecznej. A tej s³u¿by rozmaite s± ga³êzie, jak rozmaite s± potrzeby ludzi a zdolno¶ci nasze; tak i¿ nie masz ksiêdza, chocia¿by by³ niedo³êg± i kalek±, byleby dobrym ksiêdzem, co by nie móg³ byæ u¿yteczniejszym i na wiêksz± nagrodê zas³u¿yæ, ni¿li najwiêkszy król, wojownik lub bogacz. Je¶li te my¶li pó¼no nam w ¿yciu przychodz±, nie nale¿y ich dla tego odrzucaæ, lecz owszem chwytaæ siê ich potrzeba, pomn±c na to, ¿e Chrystus jednakowo p³aci, i tych co Mu od rana, i tych co od wieczora dopiero pracuj±, byleby wnet szli do pracy skoro ich powo³a. (...) Oto masz, kochany Edwardzie, g³ówne my¶li, które podajê uwadze i rozwadze twojej; prosz±c Boga najgorêcej, aby Ciê nak³oni³ do g³osu swojego. Rozwa¿aj nad rzeczami ostatecznymi: to jest nad ¦mierci±, nad S±dem Ostatecznym, nad Niebem, nad Piek³em. Staw siê my¶l± na ³o¿u ¶miertelnym, i uwa¿aj, co by¶ w ten czas wola³: czy prze¿yæ to ¿ycie dla siebie i dla ¶wiata, czy dla Boga? A to ³o¿e ¶miertelne, kto wie, jak dalekie od ³o¿a ma³¿eñskiego. B. siê o¿eni³ i w trzy dni umar³ - i có¿ mu po ¿onie? P. siê o¿eni³ i w sze¶æ niedziel umar³ - i có¿ mu po ¿onie? A kto siê odda Bogu na s³u¿bê ca³ym sercem, choæby w trzy godziny umar³, ju¿ wys³u¿y³ sobie chwa³ê zastosowan± do ofiary swojej, a chwa³ê nieskoñczon±, wieczn±. (...) Je¿eli chcesz, aby Ci ten rok by³ najszczê¶liwszym w ¿yciu, to zostañ ksiêdzem. ¯yczê Ci tego, bo to najwiêksze szczê¶cie na ziemi, które nam wys³uguje najwy¿sze mieszkanie w Niebie. Twoje serce ba³amuci³o siê dot±d b³±kaniem siê rozumu za systematami uszczê¶liwienia ludzko¶ci. Jeden tylko jest ku temu sposób doskona³y; ten, którego sam Bóg u¿y³, przychodz±c na ¶wiat. Stañmy siê wspó³pracownikami Jego, a najlepiej zas³u¿ymy siê Bogu, najwiêcej uczynimy dla bli¼nich, których dla Boga i w Bogu tylko prawdziwie siê kocha. Reszta z³udzeniem rozumu albo k³amstwem mi³o¶ci w³asnej. Do stanu duchownego nowe nauki, to prawda. Ogl±dasz siê i na wiek twój. Ale¿ starsi od Ciebie s± tu miêdzy nami, którym w onych naukach nowych Bóg b³ogos³awi i wszystko u³atwia. Zdaje Ci siê, ¿e nie masz wymowy. To miej ¶wiêto¶æ, która wymowniejsza od wszelkiej wymowy. Mówisz, ¿e nas³uchujesz, co Bóg do Ciebie mówi, lecz za cicho mówi. Oj, nie Bóg to cicho mówi, ale my g³ucho s³uchamy albo za daleko od Boga siê usuwamy. Przylgnij do Pana Boga ca³ym sercem, a us³yszysz. Do tego sposób: w rozmy¶laniu nad mi³o¶ci± Bosk± i nad s±dem Boskim; w czêstej spowiedzi, w czêstszej jeszcze Komunii ¶wiêtej, w ci±g³ej pamiêci na obecno¶æ Bosk± i.t.p., i.t.p. Co do ma³¿eñstwa, jest to rzecz dobra, lecz kap³añstwo lepsze; dlatego te¿ ze ¦. Paw³em pierwszego Ci nie wzbraniam, ale drugie radzê. Nie narzucam, ale radzê, bo trzeba zupe³nej wolno¶ci w obieraniu stanu. ¯ony potrzeba szukaæ, z ¿on± k³opot, z dziatw± k³opot - Boga szukaæ nie potrzeba, bo jest zawsze i wszêdzie - jest, tylko Mu siê oddaæ. Z Bogiem nie ma innego k³opotu, jak tylko my¶l ci±g³a, jakby Mu siê odp³aciæ za tyle dobrodziejstw i s³odyczy, którymi nape³nia wierne s³ugi swoje. Rozmy¶laj - ale przyjazdu swego nie odwlekaj[40]". A jako ciekawostkê, mo¿na przedstawiæ króciutki fragment listu, w którym ksi±dz Je³owicki przekonywa³ protestanta do tego by przeszed³ na wiarê katolick±, wykazuj±c mu to bardzo jasno i bardzo logicznie: „Oto doskona³a jedno¶æ: Jeden jest Bóg. Wiêc Jedna jest Prawda. Wiêc Jedna prawdziwa Wiara. Wiêc Jeden tylko jest Ko¶ció³ prawdziwy[41]". Podobnie argumentowa³ biskup Józef Pelczar: „Ale tu spotykamy siê z zarzutem: Wszystkie religie opieraj± siê na prawdzie i daj± cz³owiekowi jakie¶ prawid³a ¿ycia: czy¿ tedy nie s³uszna, by mu zostawiæ do woli, jak± religiê chce wyznawaæ? Nie jest to rzecz± s³uszn±, bo jak Bóg jest jeden i prawda jedna, tak jedna tylko religia mo¿e byæ prawdziw±; inaczej trzeba by twierdziæ, ¿e ma prawdê za sob± i ten katolik, który wierzy w to, czego Ko¶ció³ naucza, i ten protestant, który nie uznaje Ko¶cio³a, i ten ¿yd, który odrzuca Zbawc± Jezusa Chrystusa, i ten muzu³manin, który Mahometa uwa¿a za boskiego proroka, czyli ¿e jedna prawda drug± wyklucza, a wiêc ¿e wszystkie religie s± fa³szywe. Jedna tylko religia katolicka ma czyst± prawdê i ca³± prawdê; wszystkie za¶ inne religie zawieraj± wprawdzie okruchy prawdy, ale pomieszane z b³êdami; wszystkie te¿ ró¿ni± siê od religii katolickiej nie tylko obrzêdami, ale tak¿e dogmatami, czyli s± mniejsz± lub wiêksz± jej deprawacj±; otó¿ rozum sam mówi, ¿e cz³owiek ma obowi±zek szukaæ prawdy i to prawdy ca³ej, tym wiêcej, ¿e dla cz³owieka nie jest rzecz± obojêtn±, w co wierzy, bo wszak¿e religia wp³ywa na ca³e jego ¿ycie, tak doczesne jak wieczne, i normuje wszystkie jego stosunki[42]". Bibliografia: - X. Alexander Je³owicki, Listy duchowne 1843-1874, Berlin 1874. - Dr Józef Sebastyan Pelczar, Obrona religii katolickiej T.I, Przemy¶l 1920. - Ks. Jan ¦lósarczyk, August Czartoryski Ksi±¿ê Salezjanin, Warszawa 1932. - Józef Kalinowski, Listy Tom I Czê¶æ II 1873 - 1877, Lublin 1978. - Henryk Fros SI, Franciszek Sowa, Twoje imiê przewodnik onomastyczno- hagiograficzny, Kraków 1982. - Teresa Bojarska, Ucho igielne Ks. August Czartoryski, Salezjanin (1858-1893), Warszawa 1983. - Luigi Castano, Zwyciêskie powo³anie August Czartoryski - ksi±dz salezjanin, Warszawa 1987. - Ks. Bronis³aw Kant, Piêæ wiosen b³ogos³awionego Augusta Czartoryskiego, Warszawa 2009. - Ks. Jerzy Misiurek, Polscy ¶wiêci i b³ogos³awieni ¯ycie-duchowo¶æ -przes³anie, Czêstochowa 2010. - Maria Gra¿yna Zieleñ OCD, ¦w. Rafa³ Kalinowski Przyja¼ñ i mi³o¶æ w ¿yciu ¶w. Rafa³a Biografia, Poznañ 2017. - Remigiusz W³ast-Matuszak, art. Pierwsza rewolucja marksistowska. Zbrodnie Komuny Paryskiej, dost. na str.: https://superhistoria.pl/xix-wiek/123891/1/pierwsza-rewolucja-marksistowska-zbrodnie-komuny-paryskiej.html - https://pl.wikipedia.org/wiki/Historia_Pary%C5%BCa - https://books.google.pl/books?id=ZnRmAAAAcAAJ&pg=PA254&dq= Gril.+M.+(ksi%C4%85dz).+Souvenirs+d%E2%80%99une+premi%C3%A8re+communion.+Allocutions+au+jeune+prince+Auguste+Czartoryski,&hl=pl&sa=X&ved=2ahUKEwi1iKuHp6_rAhXeAhAIHc0xC5kQ6AEwAHoECAYQAg#v=onepage&q=Gril.%20M.%20(ksi%C4%85dz).%20Souvenirs%20d%E2%80%99une%20premi%C3%A8re%20communion.%20Allocutions%20au%20jeune%20prince%20Auguste%20Czartoryski%2C&f=false - https://milujciesie.pl/cud-krwi-sw-januarego.html - https://lublin.naszemiasto.pl/co-wspolnego-czartoryscy-maja-z-diablem-wyjasnia-prof-jan/ar/c13-4945798 - https://sjp.pwn.pl/slowniki/majorat.html [1] Ks. Jan ¦lósarczyk, August Czartoryski..., s. 148-149. [2] Tam¿e, s. 150-151. [3] Tam¿e, s. 153. [4] Teresa Bojarska, Ucho igielne..., s. 40. [5] Ks. Jan ¦lósarczyk, August Czartoryski..., s. 153. [6] Luigi Castano, Zwyciêskie powo³anie..., s. 101. [7] Ks. Jan ¦lósarczyk, August Czartoryski..., s. 155-156. [8] Tam¿e, s. 158. [9] Ks. Bronis³aw Kant, Piêæ wiosen..., s. 123. [10] Ks. Jan ¦lósarczyk, August Czartoryski..., s. 159. [11] Tam¿e, s. 170. [12] Tam¿e, s. 171. [13] Ks. Bronis³aw Kant, Piêæ wiosen..., s. 126. [14] Ks. Jan ¦lósarczyk, August Czartoryski..., s. 190. [15] Teresa Bojarska, Ucho igielne..., s. 45. [16] Tam¿e. [17] Ks. Bronis³aw Kant, Piêæ wiosen..., s. 133. [18] https://sjp.pwn.pl/slowniki/majorat.html [19] Teresa Bojarska, Ucho igielne..., s. 43. [20] Tam¿e, s. 44. [21] Tam¿e. [22] Tam¿e, s. 47. [23] Ks. Jan ¦lósarczyk, August Czartoryski..., s. 223-224. [24] Tam¿e, s. 224. [25] Ks. Jan ¦lósarczyk, August Czartoryski..., s. 220. [26] Luigi Castano, Zwyciêskie powo³anie..., s. 135. [27] Ks. Bronis³aw Kant, Piêæ wiosen..., s. 148. [28] Ks. Jan ¦lósarczyk, August Czartoryski..., s. 248. [29] Teresa Bojarska, Ucho igielne..., s. 53. [30] Luigi Castano, Zwyciêskie powo³anie..., s. 153. [31] Ks. Jan ¦lósarczyk, August Czartoryski..., s. 271. [32] Ks. Jan ¦lósarczyk, August Czartoryski..., s. 265. [33] Tam¿e, s. 267. [34] Tam¿e, s. 288. [35] Teresa Bojarska, Ucho igielne..., s. 60. [36] Tam¿e, s. 62 [37] Ks. Bronis³aw Kant, Piêæ wiosen..., s. 195. [38] Tam¿e, s. 197. [39] Ks. Jan ¦lósarczyk, August Czartoryski..., s. 353. [40] X. Alexander Je³owicki, Listy duchowne 1843-1874, Berlin 1874, s. 7-12. [41] X. Alexander Je³owicki, Listy duchowne 1843-1874, Berlin 1874, s. 190. [42] Dr Józef Sebastyan Pelczar, Obrona religii katolickiej T.I, Przemy¶l 1920, s. 112. Powrót |