B³ogos³awiona Matka Maria Angela Truszkowska Cz. I Matka Maria Angela Truszkowska. Fotografia portretu wykonanego w Rzymie 1961 r. przez siostrê G. Mariani FMM. Zdjêcie i podpis pod nim pochodzi z ks. S. Marii Jany Szmigielskiej CSSF, Ciemno¶æ jak dzieñ zaja¶nieje, Warszawa 1993, s. 6. Tym razem wys³uchamy dziejów b³ogos³awionej Marii Angeli Truszkowskiej, któr± w Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego wzywamy, jako patronkê doskonalszego pos³uszeñstwa Bogu. By³a ona pierwsz± córk± duchow± b³ogos³awionego o. Honorata Ko¼miñskiego i za³o¿ycielk± pierwszego Zgromadzenia, które znalaz³o siê pod opiek± tego ¶wiêtego kapucyna. Nasza b³ogos³awiona urodzi³a siê, jako wcze¶niak, 16 maja 1825 roku w Kaliszu. Jej ojcem by³ absolwent prawa Uniwersytetu warszawskiego, Józef Franciszek Kazimierz Truszkowski, herbu Trzaska[1], a matk±, wychowanka Panien Wizytek w Warszawie, Józefa Katarzyna Barbara z domu Rudziñska. Chrzest, podczas którego nadano córeczce imiona Zofia Kamila, odby³ siê 1 stycznia 1826 roku w ko¶ciele parafialnym pod wezwaniem Wniebowziêcia Naj¶wiêtszej Maryi Panny w Kaliszu (dzisiaj bardziej znanego pod nazw± ko¶cio³a ¶wiêtego Józefa, chocia¿ ju¿ od roku 1978 zosta³ og³oszony Bazylik± Mniejsz±[2]). Zofia by³a pierwszym z siedmiorga dzieci pañstwa Truszkowskich. Pozosta³e dzieci mia³y na imiê Waleria, Ludwika, Jadwiga, W³adys³aw, Józef i Bronis³aw. Niestety, by³a dzieckiem bardzo chorowitym, wiêc do opieki nad ni± rodzice sprowadzili „zdrow± mamkê z Krakowa"[3]. Czêsto modlili siê tak¿e, przed znajduj±cym siê w ich domu obrazem Matki Boskiej Czêstochowskiej, polecaj±c Jej zdrowie swojego pierworodnego dziecka. Tym sposobem dziecko do¶æ szybko wróci³o do zdrowia. Zosia bêd±c jeszcze bardzo m³od± dziewczynk±, uwielbia³a dawaæ ja³mu¿nê osobom biednym, próbowa³a te¿ postów i innych umartwieñ, gdy¿ ju¿ wtedy pojawia³y siê u niej marzenia aby zostaæ zakonnic±. Jednocze¶nie, w niektórych sytuacjach, okazywa³a siê bardzo upart± a tak¿e kapry¶n± osóbk±. Ale i z tymi wadami zaczê³a do¶æ szybko walczyæ, próbuj±c je usun±æ zupe³nie. M³odziutka Zosia pobiera³a naukê w domu a jej pierwsz± nauczycielk± i wychowawczyni± by³a oczywi¶cie mama która uczy³a j± pacierza i innych modlitw, a przede wszystkim mi³o¶ci do Pana Boga i Przenaj¶wiêtszej Dziewicy. Gdy Zosia troszkê podros³a, a jej m³odsze rodzeñstwo zaczê³o byæ coraz bardziej zajmuj±ce, rodzice zatrudnili guwernantkê, pani± Anastazjê Kotowicz, bardzo pobo¿n± kobietê, która zajê³a siê edukacj± najstarszej córki pañstwa Truszkowskich. Ona zaczê³a uczyæ Zosiê pisania i czytania a tak¿e mia³a olbrzymi wp³yw na rozwój duchowy swojej uczennicy i wychowanki. Gdy Zosia ukoñczy³a dwana¶cie lat rodzice przenie¶li siê do Warszawy i oddali swoj± córkê na wychowanie na pensjê, któr± prowadzi³a s³ynna w ca³ej Warszawie ochmistrzyni pani Anna Lehmann. Dba³a ona „przede wszystkim o religijno-moralne wychowanie uczennic swego zak³adu" [4]. Naucza³ tam równie¿ przyjaciel o. Honorata Ko¼miñskiego, s³ynny poeta, Stanis³aw Jachowicz (to ten od wierszyka „Pan kotek by³ chory..."). On, z powodu wielkiego zaanga¿owania Zosi w naukê nazywa³ j± „ma³± pieszczotk±" [5]. W tym czasie przyjê³a ona swoj± I Komuniê ¶wiêt± i wtedy te¿ ostatecznie stara³a siê zwalczyæ pojawiaj±ce siê jeszcze u niej wady d±sania siê i uparto¶ci. Stara³a siê tak¿e byæ bardziej pos³uszna rodzicom i wychowawcom. Gdy mia³a szesna¶cie lat, musia³a przerwaæ naukê, gdy¿ lekarze zadecydowali o jej wyje¼dzie do Szwajcarii w celu wyleczenia choroby p³uc, prawdopodobnie gru¼licy, która zaczê³a siê u niej mocno objawiaæ. W Szwajcarii, do której pojecha³a wbrew w³asnej woli a w której towarzyszy³a jej p. Anastazja Kotowicz, przesz³a Zosia bardzo du¿± przemianê. Bêd±c w Alpach, widz±c piêkno i potêgê gór ow³adnê³o ni± „z si³± nie znan± jej - poczucie majestatu i potêgi Boga. Ten wstrz±s (...) stanowi³ odt±d sk³adow± jej indywidualno¶ci duchowej[6]". Jak sama pó¼niej wspomina³a, nauczy³a siê wtedy tak piêknie modliæ do Pana Boga, ¿e ju¿ nigdy potem nie potrafi³a tego powtórzyæ i tak piêknie chwaliæ Boga, jak w tamtym czasie. Po powrocie z udanej, trwaj±cej rok, kuracji nie wróci³a ju¿ do Pensji p. Lehmann, ale kontynuowa³a naukê w domu, ucz±c siê w szczególno¶ci jêzyków obcych, a przede wszystkim francuskiego i ³aciny oraz studiuj±c dzie³a z obfitej biblioteki ojca. Sporo czasu po¶wiêca³a równie¿ na nauczanie przedmiotów szkolnych swego m³odszego rodzeñstwa oraz opiekowanie siê nimi. Nie mniej jednak zawsze pamiêta³a o Panu Bogu. „Spêdza³a czas w dzieñ na nauce, a noce na modlitwie[7]", st±d dosyæ czêsto zasypia³a na pod³odze przy zapalonej ¶wiecy. Raz ma³o brakowa³o a skoñczy³oby siê to tragicznie. Otó¿, pewnego wieczora „Zofia zmêczona pracowitym dniem usnê³a w¶ród modlitwy przed obrazem Matki Boskiej Czêstochowskiej. Od p³omienia ¶wiecy zapali³y siê ramy obrazu i suknia dziewczêcia. Zapach dymu poczu³a pierwsza pani Kotowicz, anio³ opiekuñczy Zosi. Ujrzawszy j± w p³omieniach, z krzykiem przera¿enia rzuci³a siê na ratunek u¶pionej. Wnet zbiegli siê domownicy, poczêli gasiæ ogieñ. Jakie¿ by³o ich zdumienie, gdy naocznie stwierdzili, ¿e ani Zofii, ani obrazowi nic siê nie sta³o. Ocalenie jej uznali za co¶ niezwyk³ego, a obraz Matki Boskiej poczêto odt±d otaczaæ jeszcze wiêksz± czci±"[8]. Zofia uwielbia³a, razem ze swoj± m³odsz± siostr± Waleri± chodziæ do warszawskiego ko¶cio³a ¦wiêtego Krzy¿a, na tak zwan± prymariê, czyli bardzo wczesn± Mszê ¶wiêt±. W tym ko¶ciele by³a ona odprawiana ju¿ o godz. 5 rano a dziewczynki stara³y siê byæ zawsze pierwsze, „st±d niejednokrotnie przysz³o im marzn±æ godzinê i wiêcej u stóp przepiêknego pos±gu Chrystusa d¼wigaj±cego krzy¿, ale by³y zadowolone, ¿e nikt ich nie uprzedzi³ i cierpliwie czeka³y na otwarcie ko¶cio³a"[9]. To wczesnoporanne, pobo¿ne wychodzenie obu sióstr do ko¶cio³a zosta³o pewnego dnia przerwane przez ojca, który zakaza³ wychodziæ córkom przed godzin± pi±t±. M³oda Zofia darzy³a wielkim nabo¿eñstwem Pana Jezusa w Przenaj¶wiêtszym Sakramencie oraz wielk± czci± obdarza³a Matkê Bo¿±, tak o tym sama pisa³a: „Ka¿de wystawienie Naj¶wiêtszego Sakramentu, uroczysto¶æ Bo¿ego Cia³a by³a dla mnie ¼ród³em szczê¶cia i rado¶ci. Jak ja siê na nie ju¿ naprzód cieszy³am, z jak± niecierpliwo¶ci± tych dni wygl±da³am. Dziwi³am siê i poj±æ nie mog³am, jak ludzie mog± wychodziæ z ko¶cio³a, jak Bóg jest na o³tarzu. (...) Mia³am szczególne nabo¿eñstwo do Naj¶wiêtszej Panny, czu³am rado¶æ z rozszerzania Jej chwa³y. Mia³am u niej mi³o¶æ dzieciêc±"[10]. Powoli nadchodzi³ czas, kiedy rodzice zaczêli my¶leæ o wydaniu za m±¿ swojej najstarszej córki. Zaczêli braæ Zofiê na koncerty i przedstawienia teatralne, by³a zapraszana na wizyty towarzyskie oraz bale. „M³odzie¿ wówczas ¿eni³a siê i wychodzi³a za m±¿ wcze¶nie, (...) z tej te¿ racji wczesne tendencje rodziców i kilkakrotne tak zwane okazje by³y dla (...) [Zofii], czuj±cej odmienno¶æ swoich przeznaczeñ, ¼ród³em »najwiêkszego utrapienia«"[11]. Jej najbli¿sz± przyjació³k± by³a wtedy starsza o kilka lat kuzynka Klotylda Ciechanowska. Dziewczyny ¶wietnie siê rozumia³y gdy¿ „obie te dusze zjednoczone w Bogu zmierza³y do jednego celu i wspólnie dopomaga³y sobie do æwiczenia siê w cnotach i umartwieniach. Obie ubiera³y siê ciemno i skromnie. - Klotylda piêkna, pe³na powabu i wymowy wiêcej musia³a ¿yæ w ¶wiecie. Zofia, (...) [chocia¿] cicha i niepozorna, unikaj±ca ¶wiatowego ¿ycia - mia³a jednak nad ni± przewagê duchown±. Mi³o¶æ i bole¶æ ³±czy³y te dwie dusze przez ca³e ¿ycie"[12]. Obie kuzynki zaczê³y my¶leæ o ¿yciu zakonnym. Klotylda my¶la³a o klasztorze kontemplacyjnym, podobnie te¿ my¶la³a Zofia, choæ ju¿ bardziej konkretnie, bo upodoba³a sobie siostry wizytki, które przecie¿ tak wspaniale wychowa³y jej mamê, Józefê. Spowiednik Zofii zaakceptowa³ ten wybór. Wtedy jej spowiednikiem i kierownikiem duchowym by³ ks. Pawe³ Rzewuski, pó¼niejszy biskup i sufragan warszawski, który przez ponad rok zastêpowa³ arcybiskupa Feliñskiego na stanowisku metropolity warszawskiego. Niestety, u ojca Zofii, zaczê³a siê rozwijaæ choroba, która dodatkowo bardzo os³abi³a jego s³uch, a to zmusi³o j± do opieki nad nim, wiêc i plany o ¿yciu klasztornym musia³a ona od³o¿yæ na d³u¿szy czas. Lekarze zalecili ojcu Zofii aby wyjecha³ on na kuracjê do Bad-Salzbrunn, czyli do dzisiejszego Szczawna -Zdroju. Uda³ siê on tam pod opiek± Zofii. Po odbytej kuracji, razem postanowili zwiedziæ Koloniê. Tam, w katedrze koloñskiej, bêd±c pod wra¿eniem tej monumentalnej ¶wi±tyni, Zofia zapad³a w g³êbok± zadumê. I wtedy, podczas tych dog³êbnych rozmy¶lañ dosz³a do wniosku, ¿e powinna tak jak budowniczowie katedry „tkwiæ w ¿yciu, obrabiaæ kamienie katedry. (...) Z m³otem i d³utem w rêku obrabiaæ kamienie na budowê. D¼wigaæ ludzi na mojej ziemi, katedry budowaæ z nich. (...) [i tak w my¶lach mówi] Chcê z narodu mego widzieæ katedrê wznosz±c± siê ku chwale Twojej [Bo¿e]. Daj mi pracê przy fundamentach, daj obrabiaæ najtwardsze kamienie. Oczy¶æ tylko, Panie, serce moje i uczyñ miê tej s³u¿by godn±"[13]. Wtedy te¿, zrozumia³a Zofia, ¿e nie jest wol± Bo¿± aby spêdzi³a swoje ¿ycie w zakonie wizytek, czyli sióstr klauzurowych. A wiêc zosta³a tylko druga mo¿liwo¶æ, czyli „s³u¿ba Bo¿a w¶ród ¶wiata"[14]. To jej umys³owe skupienie i jakby medytacja w koloñskiej katedrze pozostawi³o trwa³y ¶lad w jej duszy, gdy¿ pó¼niej czêsto powtarza³a: „Tego wra¿enia z Kolonii nigdy nie zapomnê"[15]. Powszechnie uwa¿a siê, ¿e po tym przej¶ciu w Kolonii, nast±pi³o „»drugie narodzenie« (...) [czyli] przej¶cie Zofii od postawy egoistycznej do zdecydowanie altruistyczno-spo³ecznej"[16]. Wtedy, te¿ przypominaj± siê Zofii s³owa jej pierwszego spowiednika o. Augustyna, który du¿o wcze¶niej tak jej powiedzia³: „Utworzysz sobie zakon"[17]. W drodze powrotnej, razem z ojcem zatrzymali siê jeszcze w Krakowie, w którym Zofia odczuwa³a polsko¶æ na ka¿dym kroku i który pokocha³a tak mocno, ¿e jak sama wspomina³a: „odt±d zawsze wiêcej kocha³am Kraków od Warszawy"[18]. Po powrocie z kuracji, s³uch ojca uleg³ znacznej poprawie, wiêc Zofia mog³a podczas opieki nad nim, umilaæ mu chwile czytaj±c na g³os ksi±¿ki z jego bogatej biblioteki. W tym czasie umartwia³a siê sypiaj±c w swoim pokoju na go³ej ziemi, u¿ywa³a dyscypliny (widywano u niej „¶lady krwawe od biczowania"[19]) oraz po¶ci³a w miarê swoich mo¿liwo¶ci. Z postami wi±¿e siê pewna historia, która mocno ni± wstrz±snê³a, mianowicie: „Zofia ulega³a jeszcze niekiedy ³akomstwu, ale namiêtnie pragnê³a wyzbyæ siê tej s³abo¶ci. Niewiele my¶l±c, zapewne po jednym z tego rodzaju upadków, w przystêpie gniewu na siebie, nieroztropnie przysiêga Bogu na relikwie swojej Patronki, ¿e je¿eli jeszcze raz ulegnie pokusie ³akomstwa, bêdzie winna potêpienia, od którego nie chce znaæ apelacji. Ponowny upadek by³ do przewidzenia. Fakt z³amania przyrzeczenia Bogu wstrz±sn±³ do g³êbi jej dusz±, a doznanego urazu przez wiele lat nic nie potrafi³o zneutralizowaæ. Odt±d sta³a siê jeszcze bardziej drobiazgowa i skrupulatna w ocenie moralnej swojego postêpowania"[20]. Podobne, choæ bardziej dramatycznie zakoñczone do¶wiadczenie prze¿y³ ¶wiêty Albert Chmielowski, kiedy obieca³ Panu Bogu, ¿e siê wyrzeknie palenia tytoniu a po jakim¶ czasie z³ama³ tê obietnicê, i to spowodowa³o u tego ¶wiêtego cz³owieka d³ugotrwa³e za³amanie nerwowe. Warto zwróciæ uwagê, jak czu³e sumienia mieli w owym czasie nasi ¶wiêci. Sumienia, które nie pozwala³y im przej¶æ do porz±dku dziennego nad z³amaniem przyrzeczenia danego Panu Bogu. Zauwa¿my, jak w odró¿nieniu od tych ¶wiêtych, cz³owiek dwudziestego pierwszego wieku sta³ siê gruboskórny. Dzisiaj przecie¿ s± bardzo rzadkie obietnice adwentowe czy wielkopostne, w których wspó³czesny cz³owiek postanawia powstrzymywaæ siê od jakichkolwiek swoich przyzwyczajeñ. A je¶li ju¿ znajdzie siê kto¶, kto chce darowaæ co¶ Bogu w tym czasie, to kiedy nied³ugo pó¼niej z³amie to przyrzeczenie, nie powoduje to wtedy, jakich¶ wiêkszych wyrzutów czy te¿ za³amañ. Bardzo szybko siê o nich zapomina i ¿ycie, jak gdyby nigdy nic, spokojnie toczy siê dalej. Byæ mo¿e jest to wina telewizora, który przej±³ rolê nauczyciela w szkole, a co najbardziej bolesne, to równie¿ rolê rodziców w domu i kap³anów w ko¶ciele. A byæ mo¿e jest to jednak nasza wina, bo zapominamy kto jest naszym prawdziwym Bogiem i co jeste¶my temu Bogu winni[21]. Zofia Truszkowska, nie zapomina³a o Bogu i w wolnych chwilach, za zgod± ojca, udawa³a siê do dzia³aj±cego od roku 1854, przy ko¶ciele ¶w. Krzy¿a, Towarzystwa ¶w. Wincentego a'Paulo. Wspó³za³o¿ycielem tego Towarzystwa by³ ks. Wiktor O¿arowski, który wcze¶niej by³ przez jaki¶ czas przewodnikiem duchowym i spowiednikiem o. Prokopa Leszczyñskiego. Feliks Koneczny tak opisa³ ks. Wiktora: „ca³e ¿ycie by³ pokutnikiem. Przyj±wszy w Rzymie ¶wiêcenia kap³añskie, przeszed³ w Polsce przez cztery zakony: Marianów, Jezuitów, Kapucynów [o. Honorat Ko¼miñski napisa³, ¿e z powodu zbyt zaawansowanego wieku ksiêdza O¿arowskiego do Kapucynów nie przyjêto], Misjonarzy, a¿ wreszcie w 70 roku ¿ycia wst±pi³ do Kamedu³ów, przyjmuj±c imiê Damiana. Podobno nikt tak siê nie zdo³a³ zapamiêtywaæ w modlitwie, jak on. S³awny O. Prokop Leszczyñski, Kapucyn, powiedzia³ o nim, ¿e to by³a »dusza naj¶wiêtsza, jak± w ¿yciu swym spotka³«"[22]. Z kolei ks. Arcybiskup Szczêsny Feliñski w swoich pamiêtnikach opisa³ tragiczn± historiê powo³ania, tego jak go nazwano wcze¶niej pokutnika przez ca³e ¿ycie. Otó¿, Ks. Hrabia Wiktor O¿arowski by³ wnukiem ostatniego Wielkiego Hetmana koronnego Piotra O¿arowskiego, herbu Rawicz, którego 1794 roku, jako targowiczanina powiesi³ s³u¿±cy pod dowództwem Ko¶ciuszki, jego w³asny syn, Kajetan O¿arowski. Poniewa¿ ojciec przed egzekucj± zamierza³ powiedzieæ kilka s³ów do zebranych ludzi, syn [którego ojciec, jeszcze pó³ roku wcze¶niej awansowa³ z majora na stopieñ brygadiera, natomiast Tadeusz Ko¶ciuszko, trzy tygodnie po tym wydarzeniu, awansowa³ Kajetana O¿arowskiego na genera³a majora] aby mu w tym przeszkodziæ rozkaza³ stoj±cym w pobli¿u doboszom uderzyæ w bêbny. „Wówczas z piersi roz¿alonego starca wyrwa³y siê s³owa przekleñstwa, zwrócone do syna : »Oby¶ siê w¶ciek³!« By³y to ostatnie s³owa skazanego. W kilkana¶cie lat pó¼niej ma³y piesek pokojowy uk±si³ spadkobiercê hetmana i straszne przekleñstwo ojca na nim siê dokona³o... Zgon ów tragiczny, przypisywany powszechnie skuteczno¶ci s³ów hetmana, tak silne wywar³ wra¿enie na ca³± rodzinê, i¿ ma³¿onka zmar³ego dosta³a czarnej melancholii, syn za¶ Wiktor nie tylko, [¿e] niezw³ocznie ¶wiat opu¶ci³, po¶wiêcaj±c siê s³u¿bie Chrystusowej, ale pocz±³ prowadziæ ¿ycie tak umartwione i prawdziwie pokutnicze jak najsurowsi pustelnicy Tebaidy; ów za¶ duch dobrowolnej za grzechy rodzinne ofiary, zamiast s³abn±æ z wiekiem, wzrasta³ owszem ustawicznie, heroicznych dosiêgaj±c rozmiarów"[23]. Wspó³pracuj±c z tak bogobojnym ksiêdzem, Zofia bardzo sumiennie zajmowa³a siê lud¼mi szukaj±cymi pomocy w Towarzystwie ¶w. Wincenta a'Paulo. Zajmowa³a siê szczególnie starszymi i chorymi kobietami oraz ubogimi dzieæmi. Ludziom potrzebuj±cym dawa³a ja³mu¿ny z pieniêdzy, które otrzymywa³a specjalnie na ten cel od ojca. „Nade wszystko jednak ¿ywi³a serdeczn± mi³o¶æ dla ubogiej dziatwy, i przy pomocy (...) [pieniêdzy] ojca swego oraz prezesowej towarzystwa ¶w. Wincentego, [hrabiny Gabrieli z Brezów Wrotnowskiej], wynajê³a na Nowym Mie¶cie dwie izdebki, gdzie pod opiek± pewnej staruszki, gromadzi³a siê, za staraniem Zofii, opuszczona dziatwa"[24]. Chocia¿ dzieci, które mo¿na by³o uwa¿aæ za „ma³e dzikusy[25]", przybywa³o coraz wiêcej, to jednak ich zachowanie w ko¶ciele by³o skromne i pobo¿ne, przez co budzi³o powszechny szacunek. Poniewa¿ wszyscy podopieczni Zofii i Klotyldy, przewa¿nie chodzili siê modliæ do ko¶cio³a oo. Kapucynów na ul. Miodowej a tam zazwyczaj widywano ich przy kaplicy ¶w. Feliksa z Kantalicjo (Cantalice), zaczêto ich nazywaæ „dzieæmi od ¶w. Feliksa"[26].
Statua ¶w. Feliksa z Kantalicjo w bocznej nawie ko¶cio³a Ojców Kapucynów w Warszawie. Z miejscem tym Opatrzno¶æ zwi±za³a nazwê Zgromadzenia Felicjanek.. Zdjêcie i podpis pod nim pochodzi z ks. S. Marii Jany Szmigielskiej CSSF, Ciemno¶æ jak dzieñ zaja¶nieje, Warszawa 1993, s. 32. Wtedy kierownikiem duchowym Zofii zosta³ kapucyn, o. Honorat Ku¼miñski, który namówi³ j± do wst±pienia do III Zakonu ¶wiêtego Franciszka. Uczyni³a to 27 maja 1855 roku, i wtedy przyjê³a imiê Angela [Angela to ³aciñski odpowiednik polskiego imienia Aniela]. Przy tej pracy z dzieæmi, od pocz±tku pomaga³a jej kuzynka Klotylda, ona równie¿ razem z Zofi±, wst±pi³a do III Zakonu, czyli do popularnych tercjarzy. Klotylda przyjê³a za patronkê ¶wiêt± Weronikê. Kiedy liczba ubogich dzieci coraz bardziej wzrasta³a, rozpoczêto kwestê i uda³o siê uzbieraæ pieni±dze na du¿o wiêksze pomieszczenie, w domu Ojców dominikanów. Tam ten opiekuñczy o¶rodek przyj±³ nazwê Zak³adu ¶wiêtego Feliksa. To nowe miejsce znajdowa³o siê przy ulicy Mostowej, i tu „obydwie panny, Zofia i Klotylda, zamieszka³y (...) na sta³e, a 21 listopada 1855 roku uroczy¶cie przyrzek³y przed obrazem matki Boskiej Czêstochowskiej, »po¶wiêciæ siê na Jej s³u¿bê wed³ug woli Jej Syna, Jezusa Chrystusa«. Dzieñ ten przyjêto jako datê zawi±zku Zgromadzenia Sióstr Felicjanek"[27], a towarzysz±cy im od pocz±tku obraz Matki Boskiej Czêstochowskiej, (który by³ „ofiarowany przez hrabinê Wrotnowsk±[28]", wspomnian± ju¿ wcze¶niej, prezeskê Stowarzyszenia ¶w. Wincentego a'Paulo,) a w³a¶ciwie przedstawion± na nim Matkê Bo¿± nazwano „Matk± Fundatork±[29]". Obok Matki Bo¿ej, fundatork± Zgromadzenia nazywano równie¿ Zofiê a ojcem fundatorem, Honorata Ko¼miñskiego. Dzieñ 21 listopada jest dniem Ofiarowania Naj¶wiêtszej Maryi Panny dlatego, ten dzieñ wybra³a Zofia, aby po¶wiêciæ siê Matce Bo¿ej oraz aby to nowe miejsce zamieszkania po¶wiêciæ, a dokona³ tego o. Honorat Ko¼miñski. Nazwanie sióstr felicjankami, zosta³o przyjête od tej, wspomnianej ju¿ kaplicy ¶w. Feliksa w ko¶ciele kapucynów. Wziê³o siê to st±d, ¿e tak jak dzieci nazywano dzieæmi od ¶w. Feliksa tak samo „ich opiekunki - siostrami ¶w. Feliksa albo krócej felicjankami"[30]. Zofia posiada³a, oprócz swojej wielkiej duchowo¶ci jednocze¶nie bardzo dobrze rozwiniêty zmys³ praktyczny oraz mia³a pewne zdolno¶ci przywódcze. By³a tak¿e bardzo aktywna. Bardzo ciekaw± charakterystykê Zofii Truszkowskiej przedstawi³ Ernest Marie de Beaulieu (czyt. Ernest Marii de Buliu), biograf b³. O. Honorata Ko¼miñskiego, pos³uchajmy: „Zofia Truszkowska by³a kobiet± odznaczaj±c± siê nie tylko wielk± wiar±, i niepospolit± pobo¿no¶ci±, ale tak¿e inteligentn± i m±dr±, w szczególno¶ci za¶ przedsiêbiorcz± (czynn± i aktywn±) i szlachetn±, s³owem, jedn± z tych kobiet, o których siê mówi, ¿e urodzi³y siê, by rz±dziæ królestwem"[31]. Ona wiêc teraz, stoj±c na czele tego nowego Zak³adu „utrzymywa³a w domu ³ad i porz±dek, stara³a siê o fundusze na utrzymanie Zak³adu, naznacza³a zajêcia, s³owem mia³a dozór nad wszystkim. (...) [O. Beniamin Szymañski, ówczesny prowincja³ Ojców Kapucynów, wystara³ siê o stosowne pozwolenia] na za³o¿enie Przytu³ku ¶w. Feliksa dla sierot, (...) oraz na zawi±zanie sióstr w zgromadzenie zakonne[32]". O. Honorat na polecenie prowincja³a mia³ siê zaj±æ duchow± opiek± nad tym nowym Zgromadzeniem, bêd±c jednocze¶nie „spowiednikiem i dyrektorem[33]" tego Zgromadzenia. Natomiast siostr± prze³o¿on± zosta³a, s. Kunegunda, czyli Michalina Rhebinder, poniewa¿ w tym czasie, ani Zofia za³o¿ycielka ani Klotylda, jej kuzynka przez swoj± pokorê, nie chcia³y przyj±æ tego stanowiska. Nowo wybrana prze³o¿ona by³a osob± wp³ywow± a jednocze¶nie najstarsz± tercjark± w ca³ym Zgromadzeniu. Zosta³a ona opisana jako „tajemna katoliczka, niegdy¶ nawrócona ze schizmy [prawos³awia], która po roz³±czeniu siê z mê¿em, kniaziem Meszczerskim, ¿y³a bardzo ¶wi±tobliwie, a teraz zapragnê³a po¶wiêciæ siê na us³ugê bli¼nich. By³a to osoba bardzo wykszta³cona i wielkiej inteligencji. (...) W obej¶ciu mi³a i delikatna, nadzwyczaj ³atwa i s³odka w ¿yciu wspólnym"[34]. W niewielkiej kapliczce, która mie¶ci³a siê w tym domu, codziennie o pi±tej rano o. Honorat mia³ swoj± „Mszê ¶wiêt± i inne nabo¿eñstwa z czêstymi naukami[35]". Po kilku latach osta³o to przerwane gwa³townie i zupe³nie niespodziewanie w kwietniu 1863 roku, w momencie, kiedy to carscy ¿o³nierze, wywie¼li wszystkich kapucynów z klasztoru przy ul. Miodowej do Zakroczymia. Ale zanim do tego dosz³o, jeszcze „10 kwietnia 1857 ojciec Honorat oblók³ w ma³ej kapliczce na Mostowej dziesiêæ pierwszych sióstr"[36]. Sta³o siê to na polecenie prowincja³a, który nakaza³ pannie Truszkowskiej, „wraz z towarzyszkami przywdziaæ habit tercjarek kapucyñskich"[37]. Budynek dawnej biblioteki Za³uskich przy ul. Dani³owiczowskiej w Warszawie, w którym przez kilka lat mie¶ci³ siê dom g³ówny m³odego Zgromadzenia. Zdjêcie i podpis pod nim pochodzi z ks. S. Marii Jany Szmigielskiej CSSF, Ciemno¶æ jak dzieñ zaja¶nieje, Warszawa 1993, s. 34. Trzy miesi±ce pó¼niej siostry felicjanki razem z ca³ym Zak³adem przenios³y siê na kolejne miejsce, tym razem by³ to dom a w³a¶ciwie pa³ac w dawnej „bibliotece Za³uskich przy ulicy Dani³owiczowskiej. (...) Ten dom sta³ siê kolebk± zgromadzenia, pierwszym domem generalnym"[38]. Zosta³ on przekazany do u¿ytkowania felicjankom, przez bezdzietne ma³¿eñstwo milionerów, które postawi³o siostrom tylko „jeden warunek, aby im [czyli temu ma³¿eñstwu] nie dziêkowaæ"[39]. Zarêczyli oni równie¿, ¿e ofiarê tê chc± przekazaæ Bogu i ludziom biednym, wiêc do niczego wtr±caæ siê nie bêd±, wiêc siostry mog³y urz±dzaæ i przerabiaæ ca³y dom wed³ug planów O. Fundatora. Siostry, które pokaza³y siê w habitach na ulicach Warszawy, zaniepokoi³y urzêdników rz±dowych, którzy dobrze znali carski zakaz tworzenia nowych zakonów. Uda³o siê jednak przekonaæ urzêdników, ¿e „tercjarkom ¿yj±cym wspólnie przys³uguje prawo noszenia habitów"[40]. W tym czasie o. Honorat by³ wed³ug s³ów Angeli Truszkowskiej „by³ dla zgromadzenia wszystkim. Bez jego woli i aprobaty nic siê nie dzia³o. Od samego pocz±tku [jak ju¿ wiemy] odprawia³ on siostrom mszê ¶wiêt± i nabo¿eñstwa, [ale tak¿e] g³osi³ konferencje, spowiada³, uczy³ praktyk i ceremonii zakonnych, kontrolowa³ obowi±zki sióstr, decydowa³ o przyjêciu lub wydaleniu, upomina ³ i kara³, u³o¿y³ pierwsze ustawy, ceremonia³ i instrukcje dla poszczególnych urzêdów"[41]. Od roku 1858, g³ównie na Podlasiu i Lubelszczy¼nie, zaczê³y felicjanki pracowaæ nad ludem wiejskim tworz±c tak zwane ochrony wiejskie. „Pierwsza ochronka wiejska powsta³a w Ceranowie na Podlasiu, w maj±tku Ludwika Górskiego. Po czterech latach siostry prowadzi³y ju¿ w¶ród unitów podlaskich jedena¶cie podobnych ochronek, a na terenie ca³ego zaboru rosyjskiego ogó³em dwadzie¶cia siedem"[42]. Uczy³y w nich, za dnia dzieci a wieczorami doros³ych i m³odzie¿. W nauce tej, oprócz zwyk³ej, szkolnej edukacji dochodzi³a jeszcze edukacja religijna, zw³aszcza ludzi starszych. Felicjanki w bardzo jasny sposób uczy³y naszej religii, wyja¶nia³y ró¿nice miêdzy prawos³awiem a katolicyzmem, zachêca³y do trzymania siê parafii unickich, które uznawa³y zwierzchno¶æ papie¿a. Tafbogomy¶ln nauka, tych wielu dzisiaj nieznanych nam sióstr, pozwoli³a unitom z Drelowa i Pratulina kilkana¶cie lat pó¼niej tak odwa¿nie, a¿ do mêczeñstwa, stan±æ w obronie swoich ko¶cio³ów i swojej wiary. „Pod koniec 1859 r. matka Angela stanê³a oficjalnie na czele nowego zgromadzenia"[43]. Wspania³± opiniê o Matce Angeli przedstawi³ o. Honorat Ko¼miñski w s³owach skierowanych do felicjanek, pos³uchajmy: „Prowadzi³em i do¶wiadcza³em Matkê Wasza przez tyle lat i pozna³em, ¿e ma wszystkie potrzebne do tego przymioty, jakie dla matki nowego zgromadzenia s± potrzebne, a nie uwierzycie, jaki to rzadki dar na ¶wiecie, jak pomiêdzy naj¶wietniejszymi duszami rzadko zdarzaj± siê podobne do tego...wola³bym, aby ka¿da z was raz na tydzieñ przez piêæ minut z Ni± rozmawia³a i ¿eby Matka jak najniedbalej ten obowi±zek sprawowa³a, byle to by³o na jej sumieniu, ni¼li gdyby najlepsza z Was godzinne konferencje miewa³a. Dlatego wtedy tylko spokojny by³em zawsze o siostry, gdy je widzia³em pod jej przewodnictwem zostaj±ce"[44]. Warto równie¿ zapoznaæ siê a jeszcze lepiej z du¿± uwag± wg³êbiæ siê w to, co o matce Angeli napisa³a felicjanka s. El¿bieta Cherubina Frankowska. Jak bardzo dok³adnie i obrazowo potrafi³a pokazaæ ona cierpienie duszy wybranej przez Boga, pos³uchajmy: „Wybranie Bo¿e jest zawsze wezwaniem do wspó³odkupienia [Sic! No, brawo, zw³aszcza, ¿e tekst jest opatrzony zgod± Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 30 listopada 1983 r., nr 8953/K/83], do zg³êbienia i przyjêcia w serce tajemnicy Jezusowego krzy¿a. (...) W miarê jak Zgromadzenie rozkwita³o, ona wchodzi³a w ¶mieræ Pana, aby przez to dawaæ ¿ycie dzie³u powstaj±cemu z Bo¿ej inicjatywy i za jej po¶rednictwem. Spójrzmy [wiêc] w g³±b jej duszy. Obola³± g³owê opar³a na d³oniach. £zy same cisn± siê do oczu po napisaniu: »Utrata obecno¶ci Pañskiej jest straszna«. Jak niewymownie trudn± zdaje siê byæ w (...) [takiej] chwili rada o. Honorata: »Wystaw [Staropol. przedstaw] sobie, ¿e ciê Bóg raz na zawsze pozbawi³ opieki duchowej i ¿e wol± Jego jest aby¶ ca³e ¿ycie by³a w tym stanie opuszczenia. Zapewne by¶ z najwiêksz± chêci± na jedno i drugie Panu Bogu siê ofiarowa³a, boæ Jego woli we wszystkim szukasz«. Pe³niæ wolê Bo¿±. O, tak! Niczego innego nie pragnê³a i niestraszne jej by³o cierpienie. Zgodziæ siê na opuszczenie maj±c pewno¶æ, ¿e ono pochodzi od Boga, jest wyrazem Jego woli, nie jest wcale trudno. Wola Pana sta³a siê przecie¿ ¿ywio³em jej duszy. Niestety, tej pewno¶ci brak jej obecnie. Tysi±ce obaw, w±tpliwo¶ci usi³uje zagrodziæ dostêp do Boga. Nie wyt³umaczone niczym oziêbienie gorliwo¶ci, ca³kowita osch³o¶æ i nawa³ gwa³townych, upokarzaj±cych pokus doprowadza j± chwilami na granicê rozpaczy [sic! Ale tylko do tej granicy, absolutnie nie dalej]. Nie mo¿e zrozumieæ samej siebie. »Bo¿e mój, Bo¿e, czemu¶ mnie opu¶ci³?« (Ps 22,2) - wo³a nieustannie s³owami Mistrza i Pana. »Szukam Ciê ... wszêdzie i nigdzie Ciê znale¼æ nie mogê ... Wo³am do Ciebie i ¿adnej nie odbieram odpowiedzi, ¿adnego natchnienia, owszem, zdaje mi siê, ze coraz wiêksza ciemno¶æ mnie otacza«. Zagubiona w mrokach ciemnej nocy wiary czuje siê bezradna, jak dziecko przez matkê opuszczone. »Powiedz, co mi przeszkadza do zupe³nego posiadania Ciebie? Wszak Ci siê zupe³nie i ca³kowicie odda³am, Tobie po¶wiêci³am serce moje. Czemu¶ mnie opu¶ci³, Panie?«. Bolesne »dlaczego« czai siê nieub³aganie na dnie ka¿dej jej modlitwy, nurtuje ka¿d± my¶l. Bez ¶ladu minê³y s³odkie dni odczuwalnej obecno¶ci Boskiego Majestatu, przepe³nione niebiañsk± s³odycz±. Gdzie¿ siê podzia³y te chwile szczê¶liwe? »Nic dla Boga nie by³o mi trudne. Nigdy mi nie by³o dosyæ czasu na modlitwê, a teraz taki wstrêt, taka obojêtno¶æ uczuæ. Mogê powiedzieæ, Panie, ¿e¶ mnie ogo³oci³ ze wszystkiego dobra, a rzuci³e¶ na pastwê z³ych sk³onno¶ci, których dawniej w sobie nie dostrzega³am, nie czu³am«. A przecie¿ tak bardzo pragnê³a byæ mu wierna. Wszak Bóg by³ wy³±czn± jej têsknot±. Gdzie¿ wiêc szukaæ przyczyny usuniêcia tej ³aski? Tysi±ce pokus zas³ania i m±ci jasny wzrok jej duszy powstaj± roje my¶li ¶liskich, brudnych, odra¿aj±cych. Zawsze mia³a tê cich± nadziejê, ¿e od tego bêdzie uchroniona. Gdyby chocia¿ mieæ pewno¶æ , ¿e ten g³êboko upokarzaj±cy stan jest wol± Bo¿a! A tak ¿yje w ci±g³ym konaniu, w nieustannej obawie obrazy Majestatu. Momenty ulgi staj± siê niezmiernie rzadkie. Ksi±¿ki duchowne powiêkszaj± jeszcze zamieszanie wewnêtrzne. W obrazie duszy oziêb³ej Matka Angela poznaje sam± siebie i cierpi niewymownie[45]. Mimo uspokajaj±cych s³ów o. Honorata o tym, ¿e nie jest istotne to, czy to jest próba czy te¿ kara, je¶li siê cierpi dla Boga. I mimo ci±g³ej duchowej opieki sprawowanej przez tego b³ogos³awionego kapucyna oraz wykazywania przez niego, tej drêcz±cej siê zakonnicy, ¿e te wewnêtrzne cierpienia, to szczyt duchowego rozwoju, ona coraz bardziej zaczyna³a siê baæ. „Choæ wola obejmuje z mi³o¶ci± bolesny krzy¿ natura wzdryga siê, szamoce, szuka przyczyny oddalenia. Próba albo kara. O gdyby chocia¿ raz powiedziano jej w imiê Jezusa: »B±d¼ spokojna to Bóg dzia³a w tobie, to Jego rêka ci±¿y na tobie« mo¿e umia³aby spokojnie d¼wigaæ krzy¿ swój. A ona s³yszy tylko: »próba albo kara«. Próby czuje siê niegodna. Wiêc - chyba kara... Twardymi umartwieniami próbuje ub³agaæ mi³osierdzie i podtrzymaæ s³abn±c± pozornie gorliwo¶æ. Sta³a siê bezlitosna dla siebie. Niestety skutek okaza³ siê wrêcz odwrotny. Nawa³ pokus wzrasta, wstrêt do modlitwy potê¿nieje w miarê jak s³abnie cia³o wyczerpane nadmiern± pokut±. Kiedy¶ zrozumie sama, ¿e ¿±da³a od siebie zbyt wiele. W³asnym bolesnym do¶wiadczeniem uczyæ bêdzie Bo¿e dzieci ¶wiêtej roztropno¶ci, bez której nie mo¿e byæ ¿adnej cnoty. Tymczasem jednak d¼wigaæ musi ciê¿ar w³asnej s³abo¶ci. Wyczerpanie fizyczne do³±cza siê do nadprzyrodzonych do¶wiadczeñ ciemnej nocy rodz±c nadwra¿liwo¶æ sumienia, przechodz±c± w bolesne i upokarzaj±ce skrupu³y. Tortura wewnêtrzna staje siê niewymowna. Chwilami zdaje siê jej, ¿e jest przekleñstwem Zgromadzenia, przedmiotem Bo¿ego wstrêtu. Zaciera siê w jej ¶wiadomo¶ci ró¿nica miêdzy grzechem a pokus±, skazuj±c na mêkê najbardziej dotkliw±: utratê spokoju sumienia. ¦wiadomo¶æ obrazy Bo¿ej zadaje ¶mierteln± ranê jej kochaj±cemu sercu. Miotana nieustannymi w±tpliwo¶ciami ¿yje w ci±g³ej obawie. Jej ¿ycie wewnêtrzne zaczyna siê kszta³towaæ w atmosferze lêku, z którego d³ugo bêdzie siê musia³a wyzwalaæ. Obdarzona od Boga przedziwnym darem oddzia³ywania na dusze, umiej±ca bez trudu porwaæ do po¶wiêcenia serca najbardziej oporne, rozstrzygaj±ca trafnie najtrudniejsze problemy ¿ycia wewnêtrznego, energiczna i realna w swej dzia³alno¶ci zewnêtrznej, z dopuszczenia Bo¿ego nie umie sobie poradziæ z w³asn± dusz±. Wszystko j± niepokoi, wszystko drêczy. Szatan usi³uje podkopaæ jej zaufanie do spowiednika, aby j± pozbawiæ jedynego poparcia. Matka [Angela] broni siê trwaj±c nieustêpliwie przy pos³uszeñstwie. Szatan jednak nie daje za wygrane, usi³uj±c wmówiæ w ni±, i¿ przyczyn± zmiany w postêpowaniu Ojca Honorata jest jej zbytnie przywi±zanie do niego. Dawniej by³ surowy i wymagaj±cy, ale pe³en troskliwo¶ci ojcowskiej. Teraz jest dziwnie ³agodny, ale jakby samej sobie j± zostawia i nie wymaga niczego. Samo przypuszczenie, ¿e jej stosunek do Ojca Honorata móg³by zasmucaæ Jezusa, rani j± mocno. Wszak jej uczucie jest raczej czci± | ni¿ wylewn± mi³o¶ci±, raczej szacunkiem ni¿ poufa³o¶ci± i jeden tylko ma cel: zbli¿yæ do Boga. W kap³anie czci po prostu odblask ¶wiêto¶ci ; Bo¿ej, narzêdzie Bo¿ych planów. Bóg sam przecie¿ powierzy³ jej duszê trosce Ojca Honorata. Có¿ wiêc dziwnego, ¿e pragnie jego rad? Nie szuka wszak nic wiêcej, chce tylko, by jak ojciec zaj±³ siê jej dusz±, wyd¼wign±³, poda³ rêkê w ciemno¶ciach. Nie, to uczucie nie mo¿e zasmucaæ Jezusa. Nawet w tej chwili, gdy wszystko w niej zanurzone w cierpieniu, jest pewna, ¿e jej mi³o¶æ do Ojca jest czysta i na Bogu siê opiera. Byæ mo¿e jednak, ¿e zbyt wiele liczy³a na ludzk± pomoc, zbyt gwa³townie szuka³a w nim oparcia, wiêc Bóg, oczyszczaj±c jej duszê, nie omin±³ i tej skazy. Poznaniem w³asnej niemocy, tragicznym obrazem ludzkiej s³abo¶ci uczy³ j± Bóg pierwszej lekcji zjednoczenia. W tajemniczych zmaganiach duszy poznaje podstawy prawdziwej pokory i sens pe³nego zaufania i ca³kowitego oddania w rêce Bo¿e Oparcie stanowi Jego krzy¿. Ten, który jest ¶wiêto¶ci± sam±, dostrzega widaæ w duszy Matki [Angeli] przywi±zanie zbyt wielkie do uczuciowego nabo¿eñstwa, nadmiern± troskê o Zgromadzenie. Nie podoba Mu siê niepokój, z jakim bada stan duszy swojej, i dlatego Jego mi³uj±ca d³oñ odcina powoli wszystkie nitki odci±gaj±ce duszê od zupe³nego oddania, têpi bezlito¶nie ka¿d± niedoskona³o¶æ. D³ugie nocne modlitwy, pe³ne wytrwa³o¶ci i mêstwa, powoli budz± w Matce dzieciêce poddanie i gotowo¶æ na wszystko. Z zamkniêtymi oczyma, wbrew buntom natury, oddaje siê Bogu na wszelkie cierpienia powtarzaj±c Panu z mi³o¶ci±: »Niczego nie pragnê, jak spe³nienia woli Twojej«. Kiedy za¶ natura próbuje siê broniæ, kiedy szaleñstwem wydaje siê taka ofiara, b³aga: »Ulituj siê mej nêdzy, gwa³tem zmuszaj mnie do tego, com czyniæ powinna... Poci±gnij mnie, bo bez Ciebie nie dojdê do Ciebie«. I dzi¶ w ciemno¶ciach nocy, któr± rozja¶nia jedynie wspomnienie getsemañskiego ogrodu, Matka czuje, ¿e Bóg wymaga od niej zupe³nego wyniszczenia i ogo³ocenia. I zdaje siê jej, ¿e w³a¶nie to wyniszczenie dokonuje siê. Trzeba tylko b³agaæ o si³ê. Dr¿±cy p³omyk wiecznej lampki o¶wietla tabernakulum. Matka klêczy pokornie w niemym b³aganiu. Nie prosi o lito¶æ, nie szuka ulgi, nie domaga siê niczego. Ufnie oddaje siê w rêce Bo¿e prosz±c jedynie o ³askê wytrwania, o moc do spe³nienia swych obowi±zków. Natê¿enie wewnêtrznych cierpieñ czyni j± wiêcej ni¿ kiedykolwiek sk³onn± do niecierpliwo¶ci, tward±; nieprzystêpn±. Nieustanne przestawanie z siostrami mêczy j±. W takich chwilach wyczerpania czuje dog³êbnie ca³y ciê¿ar powierzonych sobie zadañ. Ale siê nie poddaje. Walczy. Otoczenie nie przeczuwa nawet, jak strasznie cierpi... Wszystko w ukryciu. Na zewn±trz zawsze jest spokojna, opanowana, stanowcza i pe³na pogody. Gdy mówi o Bogu, twarz jej ja¶nieje, zapala siê. Siostry ceni± sobie niezmiernie ka¿d± chwilê rozmowy z ni±, czcz± jak ¶wiêt±. Ich dzieciêcy zachwyt nie jest jednak w stanie zas³oniæ Matce obrazu jej s³abo¶ci i nêdzy. Dobroæ Bo¿a postara³a siê, by ho³dy tego ¶wiata nie dotknê³y jej duszy. Wszystko staje siê dla niej ¼ród³em cierpienia. Wszystko! »Wszak bêd±c matk± powinnam i serce mieæ matki"! Surowym okiem sêdziego patrzy na swoje postêpowanie. „Pragnê siê wyrzec siebie... pragnê zupe³nie nie nale¿eæ do siebie, po¶wiêciæ siê ..., choæby mnie najwiêcej kosztowa³o. Wiesz, o Panie, ¿e w takim udrêczeniu ducha to trudno, ale Ty mi ³aski dodaj«. Wpatrzona w tabernakulum prosi serdecznie, nieustêpliwie: »Nie chodzi mi o jak±¶ mi³o¶æ nierealn±, s³odk± i ckliw±. Proszê o mi³o¶æ podobn± do Twojej, która zale¿y na ofierze, na zapomnieniu zupe³nym o sobie, na nieszukaniu nigdy w niczym siebie. Ty wiesz, jaka mnie mi³o¶æ powszechna otacza, otó¿ tê mi³o¶æ gotowam Ci z³o¿yæ na ofiarê, bylebym tylko dope³ni³a mi³o¶ci wzglêdem drugich«. Nierzadko szary brzask ju¿ wdziera siê do okien kaplicy, gdy Matka z klêczek siê podnosi. Kto¶ patrz±cy uwa¿nie dostrzeg³by mo¿e na jej twarzy ¶lady ³ez, dojrza³by ciê¿ar przygniataj±cego j± krzy¿a. Zanim jednak siostry wstan±, ¶lady ³ez zd±¿± wyschn±æ. Królewska tajemnica cierpienia pozostaje nienaruszona. Dopiero ¶mieræ uchyli r±bka tajemnicy, dopiero ¶mieræ pozwoli zrozumieæ, ¿e »umar³a ¶wiêta mêczennica«. Chocia¿ i wtedy by³ to¶, kto dobrze zna³ gorycz kielicha z którego Matka pi³a dzieñ po dniu. Ojciec Honorat pisa³ w tym czasie o swojej penitentce: »Nie widzia³em nigdy takiego wielkiego cierpienia po³±czonego z tak wielkim poddaniem«"[46]. [1] S. El¿bieta Cherubina Frankowska, Matka Angela Truszkowska Za³o¿ycielka Felicjanek, Warszawa 1986, s. 9. [2] https://www.swietyjozef.kalisz.pl/Sanktuarium/34.html [3] S. Maria Bronis³awa Dmowska, felicjanka, Matka Maria Angela Truszkowska Za³o¿ycielka Zgromadzenia Sióstr Felicjanek (1825-1899), Buffalo, N.Y. 1949, s. 1. [4] ¯yciorys Matki Maryi Angeli Truszkowskiej, Kraków 1909, s. 4. [5] Tam¿e. [6] Artur Górski, Angela Truszkowska i zgromadzenie ss. Felicjanek na tle dziejów my¶li religijnej w Polsce XIX w., Poznañ 1959, s. 19. [7] Tam¿e, s. 23. [8] B³ogos³awiona Maria Angela za³o¿ycielka Zgromadzenia Sióstr Felicjanek ¿yciorys w obrazach, Warszawa 1998, s. 76. [9] Tam¿e, s. 48. [10] S. El¿bieta Cherubina Frankowska, Matka Angela..., s. 11. [11] Artur Górski, Angela Truszkowska..., s. 23. [12] ¯yciorys Matki..., s. 6-7. [13] Artur Górski, Angela Truszkowska..., s. 37. [14] Tam¿e, s.38. [15] B³ogos³awiona Maria...., s. 62. [16] S. Maria Bronis³awa Dmowska, felicjanka, Matka Maria..., s. 12. [17] Artur Górski, Angela Truszkowska..., s. 39. [18] S. Maria Bronis³awa Dmowska, felicjanka, Matka Maria..., s. 13. [19] Tam¿e s.14. [20] Tam¿e. [21] Bardzo ciekawie o sumieniu, powo³uj±c siê na nauczanie ¶wiêtego papie¿a Jana Paw³a II, mówi³ ks. dr hab. Piotr Natanek w dniu 15. 01.2021 w swoim kazaniu Duchu ¦wiêty rozpal! Cz.77 dost. na str. ChristusVincit-TV Telewizja Internetowa /ks. dr hab. Piotr Natanek/ - POZOSTA£E RETRANSMISJE (christusvincit-tv.pl) [22] Feliks Koneczny, ¦wiêci w dziejach Narodu Polskiego, Warszawa/Struga - Kraków 1988, s.555. [23] Abp Szczêsny Feliñski, Pamiêtniki, tom I, Warszawa 2009, s. 85-86. [24] ¯yciorys Matki..., s. 9. [25] S. Maria Bronis³awa Dmowska, felicjanka, Matka Maria..., s. 16. [26] ¯yciorys Matki..., s. 9. [27] B³ogos³awiona Maria...., s. 84. [28] S. Maria Bronis³awa Dmowska, felicjanka, Matka Maria..., s. 16. [29] Tam¿e. [30] Hagiografia Polska, Tom II dzie³o zbiorowe pod red. O. Romualda Gustawa OFM, Poznañ 1972, s. 497. [31] S. Maria Bronis³awa Dmowska, felicjanka, Matka Maria..., s. 266. [32] Tam¿e, s.20-21. [33] Tam¿e s. 21. [34] Historja Zgromadzenia SS. Felicjanek na podstawie rêkopisów, cz. I, Milwaukee, Wis., br., s. 9. [35] S. Maria Bronis³awa Dmowska, felicjanka, Matka Maria..., s. 21. [36] Tam¿e s. 22. [37] Tam¿e, s,21. [38] Hagiografia Polska..., s. 497. [39] Historja Zgromadzenia..., s. 19. [40] Hagiografia Polska..., s. 498. [41] Tam¿e. [42] B³ogos³awiona Maria...., s. 104. [43] https://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-10a.php3 [44] Hagiografia Polska..., s. 499. [45] S. El¿bieta Cherubina Frankowska, Matka Angela..., s. 22-24. [46] Polscy ¶wiêci, Tom 7, red. Joachim Roman Bar OFConv, Warszawa 1985. Powrót |