4. O tym, jak ambitny program antychrze?cija?ski prowadzi do pierwszego zabójstwa
2010-05-03
Moja matka zaniemog³a i wziêto j± na obserwacjê do szpitala. Mój ojciec zareagowa³ na to dziwnym wspó³czuciem, objawiaj±cym siê zwiêkszon± uprzejmo¶ci± wzglêdem mnie. Przyjmowa³em je z wielk± godno¶ci±. Zapyta³ mnie, czym zamierzam siê zaj±æ. Powiedzia³em, ¿e jeszcze siê nie podda³em, ale je¶li Ko¶ció³ rzeczywi¶cie mnie nie przyjmie, podejmê studia medyczne. Wyg³osi³em ma³± przemowê na temat zdrowia cia³a, które sprzyja zdrowiu duszy. Ale do¶æ ju¿ samochwalstwa. Oczywi¶cie pos³a³em pilny telegram do wujka. Natychmiastowa odpowied¼ przysz³a przez ksiêdza, który spe³nia³ rolê skrzynki kontaktowej. Odpowied¼ by³a krótka i tylko w po³owie mnie zaskoczy³a: „Usuñ przeszkodê". Oczywi¶cie otrzyma³em specjalne przeszkolenia dla tajnych agentów. Dobrze wiedzia³em jak zaatakowaæ oraz jak siê broniæ. W zwi±zku z t± spraw± spêdzi³em sporo czasu na rozmy¶laniu, czy powinienem upozorowaæ wypadek, czy zawa³ serca. Innymi s³owy zastanawia³em siê, czy lepiej rozsiewaæ zmartwienie, czy mo¿e daæ dowód potulno¶ci. Uzna³em, ¿e najlepiej bêdzie dokonaæ likwidacji poza konwentem. W zwi±zku z tym poprosi³em mojego po¶rednika w korespondencji, aby zaprosi³ do siebie owego zakonnika pod jakimkolwiek pretekstem. Na szczê¶cie znali siê oni od dawna. Nie k³ama³em, zapewniaj±c, ¿e chcia³bym siê dowiedzieæ, co sk³oni³o zakonnika, i¿ orzek³ u mnie brak powo³ania. By³o to dla mnie wa¿ne, gdy¿ chcia³em udoskonaliæ swoj± grê w religiê. Poza tym by³em okropnie rozdra¿niony niepowodzeniem. Zreszt± wci±¿ mia³em nadziejê, ¿e uda mi siê wp³yn±æ na zmianê decyzji przez zakonnika. Czekaj±c na drugi wywiad rzetelnie przyk³ada³em siê do mojego g³ównego zadania. Napisa³em wówczas: „Rzecz± najwy¿szej wagi jest u¶wiadomienie chrze¶cijanom skandalu, jakim jest podzia³ w ³onie ko¶cio³a. Istniej± bowiem trzy ró¿ne typy chrze¶cijañstwa; katolickie, kilka ko¶cio³ów obrz±dku wschodniego i oko³o trzech tysiêcy sekt protestanckich." Nale¿a³o te¿ podkre¶liæ ostatni± modlitwê Jezusa z Nazaretu, tê, której nikt nie s³ysza³: „B±d¼cie JEDNO¦CI¡ tak jak ja i mój ojciec stanowimy JEDNO¦Æ.". Dziêki niej mo¿na by³o zaszczepiæ i rozwijaæ wyrzuty sumienia, szczególnie w¶ród katolików. Konieczne jest ci±g³e podkre¶lanie, ¿e w³a¶nie katolicy s± odpowiedzialni za rozpad ko¶cio³a, poniewa¿ zawsze odmawiali kompromisu, doprowadzaj±c do schizm i herezji. Doprowadzony do tego miejsca katolik bêdzie siê czu³ tak winny, ¿e za wszelk± cenê zapragnie pojednania. Wtedy trzeba bêdzie mu zasugerowaæ, ¿e musi osobi¶cie uczyniæ wszystko, aby znale¼æ sposób zbli¿enia katolików do protestantów (i innych od³amów), jednocze¶nie zachowuj±c zawarte w Credo podstawy wiary. W³a¶ciwie powinien siê ograniczyæ do Credo. Samo Credo nale¿y delikatnie przeformu³owaæ tak, aby wszyscy deklarowali w nim wiarê w jeden uniwersalny ko¶ció³. Gdy ko¶ció³ siê rodzi³, s³owo „katolicki" oznacza³o to samo, co „powszechny", ale z biegiem stuleci nabra³o g³êbszego znaczenia, sta³o siê s³owem niemal¿e magicznym. Dzi¶ nale¿y za wszelk± cenê sprawiæ, by wszyscy odmawiaj±cy Credo my¶leli o ko¶ciele uniwersalnym, a wiêc o unii z protestantami. Ponadto ka¿dy katolik musi staraæ siê dowiedzieæ, co zadowoli³oby protestantów, bo przecie¿ nie chodzi tylko o wspólne credo i wiarê. I zawsze to nie o nie bêdzie chodzi³o. Umys³y trzeba zawsze kierowaæ ku wiêkszej dobroci i szerszemu zbrataniu. Nie mówiæ o Bogu, lecz o wielko¶ci cz³owieka. S³owo po s³owie przekszta³caæ jêzyk, zmieniaæ stan umys³ów. Cz³owiek ma siê znale¼æ na piedestale. Trzeba rozwijaæ wiarê w cz³owieka, który udowodni sw± wielko¶æ, k³ad±c podwaliny pod Ko¶ció³ Uniwersalny, w którym wszystkie dobre intencje zlej± siê w jedn± wolê. Trzeba utwierdzaæ ludzi w przekonaniu, ¿e od nigdy niewidzianego Boga wiêcej znacz± ludzka dobra wola, godno¶æ i oddanie. Wskazuj±c na luksus i rolê sztuki w katolicyzmie i prawos³awiu, uka¿my je jako ¼ród³o niechêci protestantów, ¿ydów i muzu³manów. Podsuñmy w ten sposób my¶l, ¿e nale¿y je zniszczyæ dla wiêkszego dobra wszystkich. Nale¿y wzmacniaæ gorliwo¶æ ikonoklastów. M³odzi aktywi¶ci powinni niszczyæ ca³y ten cyrk: figurki, obrazki, relikwiarze, ornaty i stu³y, organy, lichtarze, wota, witra¿e, katedry itd. Dobrze by siê sta³o, gdyby przez ¶wiat przemknê³o proroctwo: „Nadejdzie dzieñ, gdy zobaczycie ¿onatych kap³anów i msze w jêzykach narodowych." Wspominam z rozbawieniem, ¿e w 1938 roku by³em pierwszym g³osz±cym to proroctwo. Tego samego roku uda³o mi siê namówiæ pewn± kobietê, by ubiega³a siê o przyjêcie do seminarium. By³em tak¿e orêdownikiem liturgii Mszy ¦wiêtej, ale nie parafialnej, tylko rodzinnej, któr± odmawia³oby siê w domu przed ka¿dym posi³kiem pod przewodnictwem matki i ojca. Pomys³y k³êbi³y mi siê w g³owie, jeden bardziej ekscytuj±cy od drugiego. Gdy ju¿ koñczy³em kodowanie ca³ego programu pojawi³ siê mój przyjaciel i zawiadomi³ mnie, ¿e zakonnik bêdzie u niego jutro. Postanowi³em, ¿e spróbujê sprawiæ, aby ten prosty i niezbyt wykszta³cony cz³owiek zmieni³ swój werdykt. Wiedzia³em, jak postêpowaæ. Moje przybycie go nie zaskoczy³o. Mój przyjaciel próbowa³ skierowaæ temat rozmowy na moj± osobê, ale bez skutku, wiêc da³ mi umówiony sygna³. Nie by³em zniechêcony, ale delikatnie zaatakowa³am tego z pewno¶ci± uczciwego cz³owieka. Oznajmi³em mu, ¿e dokonuje niemal¿e morderstwa odmawiaj±c mi kap³añstwa. I nalega³em, by wyjawi³ mi przyczyny swojego oporu. Ale on odpar³, ¿e nie kieruj± nim jakie¶ racje, tylko Bóg objawia mu stan czyjej¶ duszy, i na tej podstawie uzna³ moj± za niegodn± kap³añstwa. Przyznajê, ¿e mnie to zdenerwowa³o. To nie by³a odpowied¼. Ostatecznie jednak wierzy³em, ¿e on nie k³amie. Prawdê mówi±c, nie mia³ on okre¶lonego motywu, by mnie ca³kowicie odrzuciæ, ¿adnego motywu, poza ow± intuicj±, w ka¿dym razie nic, co mia³oby racjonalny charakter. Najgorsze by³o to, ¿e zakonnik robi³ wra¿enie, jakby nie mia³ zielonego pojêcia, ¿e jego dzia³ania nie s± czymkolwiek uzasadnione, wygl±da³ raczej na kogo¶, kim steruj± si³y magiczne. O¶wiadczy³em mu, ¿e zamierzam siê zaprezentowaæ jeszcze gdzie indziej. Odpar³ mi z anielskim u¶miechem, ¿e ¼le robiê, upieraj±c siê. Powiedzia³em wtedy, ¿e móg³bym odebraæ sobie ¿ycie, gdybym w ten sposób zdo³a³ dostaæ siê do seminarium. Przytakn±³, ¿e wie o tym. Os³upia³em. Przez chwilê patrzyli¶my na siebie w milczeniu. Potem on siê odezwa³: - Naprawdê nie wiesz, co robisz. Przyznajê, ¿e mia³em wtedy ochotê uciec na koniec ¶wiata. Ten cz³owiek posiada³ moc, której nie mog³em sobie w ¿aden sposób wyt³umaczyæ. Ale przyjaciel da³ mi znak. Widzia³, ¿e s³abnê. Zdawa³em sobie doskonale sprawê, ¿e gdybym nie wykona³ rozkazu wujka, by³by to mój koniec. Musia³em sprawiæ, ¿e przeszkoda zniknie. Moja warto¶æ, choæ niezaprzeczalna, musia³a zostaæ potwierdzona przez ten gest pos³uszeñstwa i odwagi. Potem wsta³em i zabi³em go, nie pozostawiaj±c ¶ladów na ciele. Kto¶ mojej rangi musia³ przej¶æ specjalistyczne szkolenie, którego cenne nauki pochodz± z Japonii. W tym czasie bardzo niewielu ludzi mia³o ¶wiadomo¶æ w³asnej nieznajomo¶ci wszystkich niezwyk³ych mo¿liwo¶ci ludzkiego cia³a s³u¿±cych obronie i napa¶ci, a nawet zadawaniu ¶mierci go³ymi rêkoma. Choæ jestem Rosjaninem, muszê przyznaæ, ¿e w tych kwestiach (a mo¿e i w innych) Japoñczycy s± ekspertami. Jestem przekonany, ¿e w czasie moich studiów bardzo niewielu ludzi w Europie, a nawet w Stanach Zjednoczonych uczy³o estetycznych, a zarazem skutecznych metod walki, nawet walki na ¶mieræ i ¿ycie, z u¿yciem samych tylko nieuzbrojonych r±k. By³em dumny z siebie, bêd±c jednym z pierwszych mi³o¶ników tych sztuk walki, tym bardziej, ¿e przypominaj± one - szczególnie mnie, Rosjaninowi - uwielbiany u nas powszechnie taniec. W wielu przypadkach pozwoli³y mi one obroniæ siê, nie zachowuj±c siê jednocze¶nie jak ociê¿a³e, prehistoryczne zwierzê. Zadawszy dwoma szybkimi ruchami (wymagaj±cymi d³ugiego treningu) ¶mieræ cz³owiekowi, który z wrêcz komiczn± odwag± ¶mia³ przeciwstawiæ siê marksizmowi-leninizmowi (czyli innymi s³owy ca³ej przysz³o¶ci) cicho wróci³em do domu. Oczywi¶cie o ¶mierci napisz± w gazetach. Nie bêdzie ran, stwierdzony zostanie atak serca. Nastêpnego dnia moj± skórê pokry³y pryszcze. By³em w¶ciek³y, bo dostrzega³em w tym oznakê s³abo¶ci, znak, ¿e moja w±troba nie wytrzymuje takiego napiêcia. To by³o g³upie. Powinienem sobie gratulowaæ, gdy¿ ojciec pomy¶la³, ¿e strasznie cierpiê nie mog±c wst±piæ do seminarium. Poszed³ wiêc do biskupa, wyjawi³ mu swój ból i b³aga³ go w mojej intencji. Skutecznie.
Powrót |