REKOLEKCJE DLA KLUBU INTELIGENCJI KATOLICKIEJ ARCHIDIECEZJI KATOWICKIEJ i DIECEZJI GLIWICKIEJ
2024-12-11
REKOLEKCJE DLA KLUBU INTELIGENCJI KATOLICKIEJ ARCHIDIECEZJI KATOWICKIEJ i DIECEZJI GLIWICKIEJ KOKOSZYCE, 13 - 15 WRZEŚNIA 2024 ROKU Ks. Stanisław Juraszek Temat: KOŚCIÓŁ A W NIM INTELIGENCJA KATOLICKA KONFERENCJA 1 WSTĘP Motto: „Abyś źle nie umarł, żyj dobrze: jak żołnierz na warcie, bądź zawsze gotów!... Od przegranej orężnej bardziej przeraża upadek ducha. Wątpiący staje się mimo woli sojusznikiem wroga. Tchórzostwo, jako szczególny rodzaj zwątpienia jest matką wszelkich zaniechań, ucieczek i zdrad" - nauczał błogosławiony bp. Michał Kozal, który w niemieckim obozie koncentracyjnym oddał życie, ażeby przez to odwrócić klęski od Kościoła i Polski. Zaś święty papież Pius X stwierdził: „W naszych czasach bardziej niż kiedykolwiek największą siłą zła jest tchórzostwo i słabość dobrych ludzi"[1]. François-Marie Arouet[2] - czyli słynny Voltaire powiedział: „By odkryć, kto tobą rządzi, po prostu sprawdź, kogo nie wolno ci krytykować!" (...). Ale w takim razie w USA rządzą Murzyni i Żydzi: na szczęście Murzyni są na ogół antysemitami[3]. Natomiast Isaac DʼIsraeli, ojciec Benjamina, a więc żyd, powiedział bardzo mądre słowa: „Widzisz więc...świat jest rządzony przez całkiem inne osoby niż sobie wyobrażają ci, którzy nie znają kulis"[4]. Jakże to prawdziwe, a ludzie i tak wierzą, że jeden człowiek rozpętał to, czy tamto. Powstaje podstawowe pytanie, a kto go wspierał, kto mu dał na to pieniądze? Przecież bez nich nie da się nic zrobić! Ile złota, twardej waluty, wiózł w 1917 roku do Rosji Lenin, w końcu zżarty przez syfilis[5], wysłany przez Niemców w zaplombowanym wagonie, umożliwiając w ten sposób rozwój bolszewizmu[6]? Nieraz słychać opinie, jak to jest możliwe, że Hitler w Niemczech krok po kroku wyłączał demokrację, a nikt się nie zorientował. Prawda jest jednak brutalniejsza. Wielu się zorientowało, ale prawie nikt nie reagował[7]. Czyli miał racje św. Pius X, kiedy mówił, że „największą siłą zła jest tchórzostwo i słabość dobrych ludzi". Czyżby im o to chodziło? Wśród biskupów niemieckich, wśród tych odważnych, były zaledwie jednostki. Prawdziwy bohater, to arcybiskup Münsteru, Clemens August graf won Gallen, słynny „Lew z Münsteru"[8], o czym wspomina kard. Gerhard Ludwig Müller w książce: „W dobrej wierze- co będzie z Kościołem w XXI wieku?" Byli jednak i tacy biskupi, którzy patrzyli na narodowy socjalizm przychylnie, co więcej, wręcz go popierali. To niechlubna karta w dziejach Kościoła[9] - przyznaje kardynał. Zaś abp Józef Gawlina, Biskup Polowy Wojsk Polskich, w swoich „Wspomnieniach" z okresu II wojny pisze wprost: „Stale nadchodzą pisma biskupów niemieckich (do Watykanu), że położenie Kościoła teraz jest lepsze"[10]; - pisma te donosiły - „o doskonałym rozwoju życia katolickiego w Niemczech podczas wojny"[11]; „Ojciec św. (Pius XII) jest otoczony agitacją niemiecką"; Dyplomacja aliancka orientuje się słabo"[12]; „Niemiecki jezuita, sekretarz Piusa XII jeździ co wieczór ze sprawozdaniem do Castel Gandolfo"[13]; „Ojciec św. jest pod presją propagandy niemieckiej". To tylko niektóre cytaty - fakty świadka tamtej historii. Dodajmy - doskonale zorientowanego w sytuacji Kościoła. Nie dziwi więc, że Watykan ugiął się pod szantażem Hitlera i dla uniknięcia krwawych represji nie potępił otwarcie tego, co działo się w całych Niemczech[14]. Hitler wkroczył na arenę dziejów jako mesjasz[15]. Funkcjonuje opinia, że bez pomocy I.G. Farben[16], któremu kredytów udzielił Wall Street, (a kto tam rządzi?) Hitler nigdy by nie doszedł do władzy, a więc nie byłoby II wojny światowej[17] - twierdzi amerykański historyk. Co więcej. W czasie wojny niemieckie koncerny, w których udziały miały firmy i banki amerykańskie, nie były bombardowane przez amerykańskie lotnictwo[18]. To fakty! Powstaje jednak pytanie: jak to możliwe, by kulturalni i cywilizowani Niemcy[19], pomimo tak mocnych fundamentów kultury, nauki i techniki, porzucili piękną, humanistyczną kulturę, którą sami tworzyli i dali się otumanić niewykształconemu fanatykowi, jakim był Adolf Hitler? Dlaczego generalicja niemiecka, słynna ze swojej wysokiej sztuki sztabowej i arystokratycznych korzeni, poddała się rozkazom kaprala I wojny światowej[20]? Czy zatem nie jest to ewidentny dowód na słowa Isaaca DʼIsraeliʼego, ojca Benjamina, a więc mądrego żyda, który powiedział bardzo słuszne słowa: „Widzisz więc...świat jest rządzony przez całkiem inne osoby niż sobie wyobrażają ci, którzy nie znają kulis". A co robili wtedy zwykli ludzie, to widzimy w kronikach filmowych z tego okresu. Milionowe tłumy wylegały na ulice i wiwatowały na cześć Hitlera. Było w tym zbiorowym szaleństwie coś demonicznego (...)[21]. Czyżby zbiorowe opętanie? Hitler obiecał wyprowadzić państwo z kryzysu (...). Dzięki zbrojeniom i poparciu rodzimego i zagranicznego kapitału (przed chwilą zadałem retoryczne pytanie kto trzęsie Wall Street?), bezrobotni Niemcy wrócili zadowoleni do pracy, entuzjastycznie popierając Führera. By wkrótce doprowadzić do niewyobrażalnego ludobójstwa[22]. „Wielu ludzi, wielu młodych Niemców walczyło, znam to z własnego doświadczenia rodzinnego, w wojnie, bo wierzyli, że bronią ojczyzny, tracili zdrowie i życie, ale nie byli w stanie dostrzec, że ich ofiara służy zbrodniarzom, Hitlerowi i reszcie" - wspomina kardynał Müller[23]. Ks. prof. Dariusz Oko w swoim cotygodniowym felietonie „Oko na niedzielę" w 91 odcinku kreśli absurdalne zachowanie młodych Niemców, bezsensowne szaleństwo, ryzyko pewnej śmierci, choć słyszeli naukę Bożą, a jednak wybrali służbę Führerowi[24]. Warto ten felieton odsłuchać. Niemniej jednak korzenie tej potwornej, diabelskiej dynamiki, która ogarnęła tłumy, można dostrzec również w innych miejscach i w innych epokach historycznych, jak chociażby Wielki Terror z czasów rewolucji francuskiej[25]. Gustave Le Bon, francuski antropolog i psycholog, wydał w 1895 roku dzieło zatytułowane „Psychologia tłumu", w którym próbował zrozumieć zachowanie mas. Nie jest kwestią przypadku, że Lenin, Stalin, a także Hitler - a ja się ośmielę twierdzić, że i dzisiaj są tacy - z wielką uwagą przeczytali ten tekst i zastosowali w praktyce przedstawione w nim techniki perswazji. „Często powtarzane, każde kłamstwo w końcu zmieni się w prawdę" - twierdził za Goebbelsem Hitler[26]. Oto właśnie chodzi zwodzicielom. „Kłamstwo to powszechna praktyka świata, który przestał się bać Boga. Kłamstwo to przepaść, w której władzę sprawuje diabeł. W tej dziurze nie ma Boga. By powrócić na ziemię, trzeba przyjąć światło prawdy"[27]. Na czym polega ta manipulacja? Można oczywiście skupić uwagę na zdaniu z pamiętniczka młodego ministranta, Heinricha Himmlera: „Zawsze będę kochał Boga i dochowam wierności Kościołowi". Ale pozostanie na tym poziomie jest właśnie czystą manipulacją. Szef SS i organizator Holocaustu bowiem nawrócił się na zupełnie inną wiarę, której podstawami były nienawiść do katolicyzmu jako religii słabych oraz kult siły, rasy panów. Chrześcijaństwo uznał za gwałt na germańskiej duszy. Taki sam pogląd wyrażał równie, jak wiadomo, sam Adolf H., zaś główna biblia ideologiczna narodowego socjalizmu „Mit XX wieku" Alfreda Rosenberga, jest jednym z najzacieklejszych antykatolickich tekstów w historii owego stulecia[28]. Cały niemiecki naród, otumaniony zgubną, występną ideologią nazistowską, poniósł klęskę. Niestety, dzisiaj również podejmuje się próby manipulowania masami[29] - przestrzega kard. Müller. Ja bym tylko dorzucił, a można to dostrzec na każdym kroku, że dzisiaj Niemcy doskonale realizują wskazania starożytnego chińskiego stratega Sun Cy, który uczył, że nie należy szczędzić środków na to, by każdą głupotę i podłość, którą zwalcza się u siebie, popierać w kraju wroga[30]. Jako ogromny erudyta, były wykładowca i człowiek wielkiej kultury kardynał Müller często posługuje się przykładami z historii i Biblii. „Widzę, że dzisiejszy Kościół balansuje na skraju przepaści, i przypomina mi się, jak podczas oblężenia Konstantynopola teolodzy spierali się o to, jakiego właściwie koloru są oczy Matki Bożej"[31]. A JAK WYGLĄDA ROK PAŃSKI 2024 W POLSCE[32]? Ten obszerny wstęp o zachowaniu narodu niemieckiego w przeszłości i reperkusjach na przyszłość ma posłużyć za podstawę do zasadniczego pytania, czy w przypadku Polaków tu i teraz też jest możliwa taka manipulacja? Czy aby dzisiaj nie traktuje się katolików - Polaków, np. między innymi inteligencji katolickiej, dokładnie tzw. „Kościół otwarty", jako „konia trojańskiego" do rozwalenia jedności Kościoła, jego Tradycji, a co za tym idzie istoty Kościoła? I stąd moja retrospekcja, trochę wiwisekcja historii, by wam udowodnić, że tak samo, jak pokolenie katolickiej inteligencji było w przeszłości infiltrowane i poddane manipulacji, tak samo i nasze pokolenie nie jest wolne od tego niebezpieczeństwa, bo „diabeł nie śpi". Co prawda „przemija bowiem postać tego świata" (1Kor 7, 31), ale sprawdzone szatańskie metody są ciągle w użyciu. Tak się dokonuje „geologiczny przewrót moralny" - taki, jaki opisał precyzyjnie w IX rozdziale XI księgi „Braci Karamazow" koszmarny gość tytułowego bohatera, Iwana. W powieści Dostojewskiego diabeł tłumaczy nieszczęsnemu Iwanowi, że najkrótsza, najskuteczniejsza droga do ostatecznej emancypacji, do nowego wspaniałego świata prowadzi przez zniszczenie wiary w Boga. Potem już wszystko pójdzie jak z płatka[33]. „Widzisz więc...świat jest rządzony przez całkiem inne osoby niż sobie wyobrażają ci, którzy nie znają kulis" - przestrzega stary żyd Isaac DʼIsraeli. Czy nie warto się pochylić nad tym stwierdzeniem mądrego żyda i zastanowić się porządnie nad tym co powiedział François-Marie Arouet - czyli słynny Voltaire: „By odkryć, kto tobą rządzi, po prostu sprawdź, kogo nie wolno ci krytykować". W czasie tych rekolekcji spróbujmy zatem odkryć te kulisy, zastanowić się jakie są te katolickie elity? Jak to wygląda dzisiaj w Polsce i na świecie? Nie tylko inteligencja, w tym katolicka, czyta, ogląda 95% polskojęzycznych mediów i jest święcie przekonana, że świetnie zna prawdę. O naiwni! Wprost głupi! Wielu całkowicie zmanipulowanych! Zresztą zjawisko manipulacji sunie przez media jak fala tsunami. Ma ono dwa aspekty. Jeden to zdolność do manipulacji. Inteligencja, w tym katolicka, mająca ogromne poczucie przynależności do wykształconej elity, reaguje na sygnał od przewodników stada[34]. To typowa „obrazowanszczina" - to określenie ukuł Aleksander Sołżenicyn, a ja go obszernie wyjaśnię poniżej. Skoro w przeszłości - wykazałem to we wstępie - a niewątpliwie i teraz, uległa i nadal ulega tej manipulacji inteligencja niemiecka, to co dopiero polska? Drugi aspekt to kierunek, który ów sygnał wskazuje: pluj na religię, na ojczyznę, a w naszym przypadku zwłaszcza na katolicyzm i przywiązanie do polskości. Nie ten jeden, ale tysiące tytułów najpoczytniejszych portali internetowych, filmów nie tylko Sekielskich, memów, gazet dla „elyt", billboardów, świadczą o masowej manipulacji, której ulegają nie tylko dzisiejsi Polacy[35]. Kim oni są, owi przewodnicy stada, że inteligencja tak ślepo podąża za nimi, jako swoimi guru? W drugim wydaniu „Hańby domowej" Jacka Trznadla, Zbigniew Herbert około roku 90. ubiegłego stulecia, poprosił autora o usunięcie z tekstu słów „mój przyjaciel" w odniesieniu do Adama Michnika[36]. Widać, poznał się aż nadto na owym guru. Z inteligenckich elit, m.in. za sprawą takich guru, wykluczono tę ich mniejszościową część, która hołdowała światopoglądowi katolickiemu, patriotyzmowi i tradycji[37]. Świetnie to oddaje zdanie Adama Michnika zawarte w książce „Kościół ▪ Lewica ▪ Dialog", gdzie autor szczerze wyznaje: „Lewica laicka miała dwóch wrogów: Komitet Centralny partii i Kościół katolicki"[38]. Trudno o większą, rozbrajającą szczerość! Nie zastanawia was obecność tych guru na Mszach Świętych za Ojczyznę odprawianych przez dziś błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszkę? Postawa tych guru nie tylko wówczas, to była jedna wielka „ściema", podstęp. A po której stronie był wówczas KIK? Chyba nie ma co do tego żadnych wątpliwości, że mentalnie zawsze był po ich stronie. Wystarczyło ćwierć wieku „Polski Kiszczaka i Michnika", „państwa jednej partii, jednej gazety i jednej telewizji", jak trafnie nazwał RP okrągłostołową śp. Maciej Rybiński, „żeby znowu było, jak było"[39]. „Polska Kiszczaka i Michnika" wydobyła z tej postpeerelowskiej elity, nową szlachtę, nazywającą samą siebie inteligencją, która wykupywała idące w setki tysięcy egzemplarzy nakłady „Gazety Wyborczej", „Fakt-u" i „Nie", wszystko co najgorsze[40]. Doznawałem nieraz szoku, gdy po Mszy Świętej porannej stawałem w kolejce przed kioskiem Ruchu. Ci sami ludzie, którzy co dopiero byli na Mszy Świętej kupowali właśnie taką prasę. Rzadko kiedy natomiast „Nasz Dziennik", to przecież obciach czytać dziennik moherów. Co tu dużo mówić, ma rację Rafał Ziemkiewicz pisząc „Michnikowszczyznę" i „Polactwo", gdzie demaskuje te postawy polskiej inteligencji. Jeszcze dosadniej diagnozuje problem profesor Aleksander Nalaskowski w książce „Bankructwo polskiej inteligencji", gdzie stawia miażdżącą tezę: „Jakkolwiek odbudowanie Polski, przeprowadzenie ważnych reform ekonomicznych, politycznych, gospodarczych, oświatowych, mimo najlepszej chęci i zaangażowania rządzących (słowa te pisał, gdy rządziła zjednoczona prawica) zawsze będzie kulało, jeśli nie odbudujemy warstwy naszej inteligencji, która wygeneruje zupełnie nowe elity. Z tą inteligencją nic się udać nie może. Nie udźwignie żadnego ciężaru w imię Polski, w imię dobra wspólnego"[41]. To diagnoza Nalaskowskiego, którą w całej rozciągłości podzielam, włączając w to również polskie duchowieństwo, szczególnie hierarchię, która szczególnie dzisiaj zawodzi. Ta nuworyszowska, bezbrzeżna i z lubością manifestowana na każdym kroku pogarda jaśnie państwa dla „starszych, gorzej wykształconych i z mniejszych ośrodków"[42], zrobiła swoje. O uwięzieniu Polaków we wzorcu „szlachta panująca nad pańszczyźnianymi" pisał świetnie Wańkowicz w „Kundliźmie", nie miejsce tu, by go obszernie cytować. Szlachta, której lud ma słuchać, bo jak nie, to zostanie „roszczeniowy", poddany nieustającej „chłoście śmiechu" i pedagogice wstydu[43]. To akurat przerabiamy. Warto tutaj pochylić się nad wspomnianym wyżej pojęciem „obrazowanszczina", ukutym przez laureata nagrody nobla Aleksandra Sołżenicyna na określenie poskomunistycznych elit. Mnie zaś zastanawia, ile z tego przeniknęło do katolickich elit? Sołżenicyn stwierdza: „Mają formalne wykształcenie, dyplomy, ale nie mają etosu cechującego prawdziwą inteligencję. Są więc swego rodzaju inteligencją zastępczą, hołotą z tytułami naukowymi, a nie prawdziwą elitą wolnego kraju"[44]. Spotkaliście takich? Gdyby tego nie powiedział Sołżenicyn, to wahałbym się to zdanie zacytować! Żyjemy w czasach, których konstytutywną cechą jest fanatyczna niewiedza. Tę zaangażowaną ideowo ignorancję twórczo wspiera wstręt do zadawania sobie pytania, kim jestem, a tym bardziej - kim są bliźni? Oświecony ideologią człowiek XXI w. stał się zaciekłym wrogiem faktów i z radosnym uporem wybiera życie pogrążone w nierzeczywistości, czy raczej w antyrzeczywistości[45]. Młodzi gniewni niszczą obrazy van Gogha lub przyklejają się do asfaltu w proteście przeciwko geografii, biologii i pogodzie[46]. Czy tak ma wyglądać pokolenie JP II? Czy takie ma być „nowych ludzi plemię"[47]? Pyta w swoich przemówieniach i rozważaniach bł. Stefan kardynał Wyszyński - Prymas Tysiąclecia. Kto i jak reaguje, gdy kapłana w Wielki Czwartek zamyka się w więzieniu? Kto i jak potem reaguje, gdy na jaw wychodzą informacje o tym, że w areszcie był torturowany[48]? Zdjęcie 1 - ks. Michał Olszewski opuszcza areszt / fot. PAP/Radek Pietruszka | Profesor Andrzej Nowak mówi wprost: Myślenie, że ksiądz i dwie kobiety są zamieszane w jakąś aferę - może nawet seksualną, to jest „łajdactwo w stylu Jerzego Urbana". W bliższych nam czasach takie prześladowania mieliśmy w stanie wojennym. Działania prokuratury i sądów „nasuwa najgorsze skojarzenia". Przedstawiono ich jak złodziei, co jest nieprawdziwym oskarżeniem. Powielanie zarzutu, że przywłaszczyli dla siebie jakieś mienie, jest taką samą kampanią, jak te które organizowano w sposób systematyczny wobec wielu ludzi od 1917 r. w systemie bolszewickim - mówi w rozmowie z serwisem wPolityce.pl historyk[49]. Biskup Ignacy Dec tylko się odezwał, a cały episkopat milczy. Dlaczego? Czyżby się bali, jak tamci biskupi za czasów Hitlera? Nawet nie chcę myśleć o szantażu, a wszystko możliwe. Z jakąż radością wsłuchiwałem się w rozważania z 11 września br., czyli minionego wtorku na Apelu Jasnogórskim, które prowadził emerytowany bp Jan Długosz, który zadawał rządzącym podobne pytania w obronie kapłana. Szkoda tylko, że odzywają się biskupi emeryci, a reszta milczy...Dlaczego? Dodam tylko, że duchowni, w tym biskupi, to też katolicka inteligencja. Mecenas dr Krzysztof Wąsowski - obrońca ks. Olszewskiego zwraca również uwagę na postawę Kościoła wobec sprawy księdza Michała. Mimo modlitw w niektórych parafiach, Episkopat Polski milczy w tej kwestii, co mecenas uznaje za niezrozumiałe. Jeżeli biskupi [...] są dla księdza jak ojcowie, to dziwi mnie, że tak milczą - podsumowuje, wyrażając zdziwienie brakiem wsparcia ze strony kościelnych hierarchów[50]. Kardynał Müller uczy, że: „Są w historii takie momenty, kiedy zaangażowanie w sprawy polityki jest możliwe, a wręcz konieczne, żeby przypomnieć światu chrześcijańskie zasady moralne"[51]. Kościół powinien się angażować, interweniować, być jak zakwas, uczulać świat polityki na zasady moralne i wartości [chrześcijańskie] (...). Kościół musi zabierać głos, ilekroć zachodzi taka potrzeba; zwłaszcza kiedy rządzący nie wypełniają swoich obowiązków, nie zabiegają o dobro obywateli, stanowią zagrożenie dla pokoju, lekceważą wymogi sprawiedliwości społecznej (...) i podważają fundamenty, na których opiera się społeczeństwo. W takich sytuacjach Kościół musi przemawiać ponadczasowym głosem Ewangelii [52]. Tyle kard. Müller. Tego się trzymam i ja jako kapłan, staram się postępować wzorem bł. Prymasa Tysiąclecia, czy bł. ks. Jerzego Popiełuszki (z którym byłem w stałym kontakcie przez kilka lat) i żaden abp Życiński - TW „Filozof", czy abp Skworc - TW „Dąbrowski", nie był w stanie tego zmienić w moim życiu, choć zapłaciłem za to srogą cenę - unicestwienie mnie jako proboszcza, kanoniczne usunięcie mnie z urzędu, na dwa lata przed emeryturą. Nawet komuniści nie zwalniali z pracy tuż przed emeryturą. A ja nie znam takiego drugiego przypadku, jak mój, w całej 99 letniej historii naszej archidiecezji katowickiej. Dodam jeszcze, że ponad 300 księży emerytów naszej archidiecezji, na dzień dzisiejszy, otrzymuje wsparcie w kwocie 800 zł. miesięcznie, w ramach tzw. Kapłańskiej Pomocy Bratniej. Jest tylko jeden kapłan, który tego nie otrzymuje. Nie zapytacie, dlaczego? Nie pora, aby to teraz roztrząsać, żeby to nie wyglądało, że się „wypłakuję do rękawa". Osobiście czuję z tego dumę. Honor mi nie pozwala poniżyć się przed nimi. „Pan skierował następujące słowo do Jeremiasza: Tak mówi Pan: «Stań na dziedzińcu domu Pańskiego i mów do mieszkańców wszystkich miast judzkich (...). Może posłuchają i zawróci każdy ze swej złej drogi (...). Jeżeli nie będziecie mi posłuszni i nie będziecie postępowali według Prawa (...) i jeśli nie będziecie słuchać słów moich sług, proroków, których nieustannie do was posyłam, (...) zrobię z tym domem podobnie jak z Szilo, a to miasto uczynię przekleństwem dla wszystkich narodów ziemi»" (Jr 26, 1-9). Jeremiasz, mimo że się bał, bo zmanipulowany lud krzyczał: „Musisz umrzeć", to jednak poszedł. Za nim tak samo postąpili św. Maksymilian Kolbe, bł. Jerzy Popiełuszko i wielu innych, bo oni dobrze znali słowa proroka Ezechiela: «Synu Człowieczy, prorokuj o pasterzach Izraela, prorokuj i powiedz im, pasterzom: Tak mówi Pan Bóg: Biada pasterzom Izraela, którzy sami siebie pasą! Czyż pasterze nie powinni paść owiec? Nakarmiliście się mlekiem, odzialiście się wełną, zabiliście tłuste zwierzęta, a jednakże owiec nie paśliście. Słabej nie wzmacnialiście, o zdrowie chorej nie dbaliście, skaleczonej nie opatrywaliście, zabłąkanej nie sprowadzaliście z powrotem, zagubionej nie odszukiwaliście, z przemocą i okrucieństwem obchodziliście się z nimi. Rozproszyły się owce moje, bo nie miały pasterza, i stały się żerem wszelkiego dzikiego zwierza (...). Dlatego wy, pasterze, słuchajcie słowa Pańskiego: Na moje życie - mówi Pan Bóg: Ponieważ owce moje stały się łupem i owce moje służyły za żer wszelkiemu dzikiemu zwierzęciu, bo nie było pasterza, pasterze zaś nie szukali owiec moich, bo pasterze sami siebie paśli, a nie paśli moich owiec, dlatego wy, pasterze, słuchajcie słowa Pańskiego. Tak mówi Pan Bóg: Oto jestem przeciwko pasterzom. Z ich ręki zażądam moich owiec, położę kres ich pasterzowaniu, a pasterze nie będą paść samych siebie wyrwę moje owce z ich paszczy, nie będą już one służyć im za żer (...), będę sprawował nad nimi pieczę» (Ez 34, 1-11). Często słyszymy słowa, również z ust inteligencji katolickiej: „księża nie powinni się wtrącać do polityki". Skąd się to stwierdzenie - hasło wzięło? Otóż jest to aluzja do tworzonej z inicjatywy władz państwowych PRL formacji „księży - patriotów" zorganizowanych w Komisji Księży przy ZBoWiD-e[1]. Opisuje to Adam Michnik w książce „Kościół ▪ Lewica ▪ Dialog". 30 stycznia 1950 roku około 2 tysięcy księży, a więc niemały procent powojennego duchowieństwa, (przed wojną było około 10 tysięcy księży, ponad dwa zginęło[2]), zgromadziło się w gmachu Politechniki Warszawskiej w związku z tzw. sprawą „CARITASU". Księża „nie są powołani do polityki, lecz do zbawienia dusz ludzkich"[3]. Próbowano w ten oto sposób zneutralizować wpływ niemałej rzeszy duchowieństwa katolickiego na sprawy państwowe. A zatem kto mówi: „księża nie powinni wtrącać się do polityki", powtarza hasło z czasów terroru lat pięćdziesiątych XX wieku, z najbardziej mrocznej epoki stalinowskiej. Czasy się niby zmieniły, a ludziom w głowie hasło pozostało. Nawet nie wiedzą za kim je powtarzają. Na przykładzie proroka Jeremiasza widać wyraźnie, że Pan Bóg ma jednak inne zdanie i posyła młodzieńca na tę niebezpieczną arenę, jaką jest polityka i każe się w nią angażować. Potwierdza to św. Bonifacy, biskup i męczennik w liście do swoich kapłanów - pasterzy: „Kościół jest jakby wielką łodzią płynącą po morzu tego świata. Gdy uderzają weń liczne fale doświadczeń nie wolno jej porzucać; trzeba natomiast kierować. Przykłady tego znajdujemy u pierwszych Ojców: Klemensa, Korneliusza i wielu innych w Rzymie, Cypriana w Kartaginie, Atanazego w Aleksandrii. Za czasów pogańskich cesarzy kierowali łodzią Chrystusa, Jego umiłowaną Oblubienicą, to jest Kościołem, nauczając, broniąc, pracując i cierpiąc aż do przelania krwi[4] (...). Stańmy do walki aż do nadejścia dnia Pana, albowiem „przyszły na nas dni utrapienia i ucisku". Jeśli tak się Bogu spodoba, oddajmy życie za święte prawa naszych ojców, abyśmy zasłużyli na wieczne z nimi dziedzictwo. Nie bądźmy jako nieme psy, nie bądźmy milczącymi gapiami, najemnikami uciekającymi przed wilkiem, ale pasterzami troskliwymi, czuwającymi nad owczarnią Chrystusa"[5]. Tak zagrzewa do walki swoich pasterzy o sprawy Boże św. Bonifacy. ROLA KLUBU INTELIGENCJI KATOLICKIEJ W POLSKIM KOŚCIELE Bóg i nam dał takiego Jeremiasza w osobie dziś błogosławionego Stefana kardynała Wyszyńskiego, który wiele wycierpiał od komunistów, ale wcale nie mniej od „katolików otwartych". Tu ich trzeba przypomnieć, bo wielu już nie pamięta tych działaczy katolickich, jak: Stefan Wilkanowicz, Tadeusz Mazowiecki, Janusz Zabłocki Jerzy Zawieyski, Konstanty Łubieński, Wacław Auleytner, Jerzy Turowicz, Stanisław Stomma, Jacek Woźniakowski, Juliusz Eska, Jerzy Kłoczowski, Jan Turnau, Stefan Bakinowski, Andrzej Wielowieyski, Bohdan Cywiński, Stanisława Grabska, Józefa Hennelowa, czy Halina Bortnowska[6]. My często znamy tylko ich dzieci, np. Róża Thun - córka Jacka Woźniakowskiego, czy Dominika Wielowieyska, córka Andrzeja Wielowieyskiego, które dzisiaj już też są babciami, ale „katolicyzm otwarty" im nie wywietrzał z głowy, a gdzie teraz pracują i komu dzisiaj służą, to dobrze wiecie. Jan Turnau wspomina, że „KIK dokonał ogromnej pracy na rzecz katolicyzmu otwartego, a mówiąc mniej stereotypowo - soborowego, inspirującego się Vaticanum II"[7]. Przypominam sobie, jak starsi księża naszej diecezji wspominali krawca szyjącego sutanny w Krakowie. Zawsze dystyngowany, z jarmułką na głowie, świetnie potrafił skroić strój kapłański. Dla niewtajemniczonych dodam, to ojciec Józefy Hennelowej zd. Golmont. Tata żydowski krawiec, a córka katoliczka „oświecona" wraz z „Tygodnikiem Powszechnym", red. nacz. Jerzym Turowiczem, najpierw „ustawiali" Prymasa Tysiąclecia, a potem pouczali Prymasa Glempa, jakie stanowisko powinien zająć np. w sprawie krzyży na Żwirowisku w Oświęcimiu, czy Karmelitanek w Auschwitz. To była ciągła kontestacja Episkopatu Polski. Nie dziwi więc, że redakcja „Tygodnika Powszechnego" przyjęła za swoje, zasadnicze elementy lewackich ideologii i zasłynęła z tego, że „zawsze atakuje Kościół, ale nigdy jego wrogów"[8]. Tak było przed laty, ale okazuje się, że dzisiaj nic się nie zmieniło. Kiedy ks. profesor Dariusz Oko niedawno temu zdemaskował lawendową mafię w Kościele, to spotkał się z wielką nagonką lewicowych i lewackich ateistycznych mediów. „Oczywiście wspierał je w tej nagonce „Tygodnik Powszechny", jak zwykle zachowując się niczym gejowski dodatek do „Gazety Wyborczej"[9]. Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki, w celi komunistycznego więzienia w dniu Zesłania Ducha Świętego w roku 1961 powiedział: „W dzisiejszym świecie nie ostoi się katolicyzm połowiczny, a nawet tzw. głębszy, intelektualny, ale paktujący ze światem w stylu „Tygodnika Powszechnego". To wszystko utonie w morzu nowoczesnego pogaństwa. Ostoi się tylko katolicyzm pełny, autentyczny, ewangeliczny, nadprzyrodzony. Trzeba zdecydować się być świętym!"[10]. Może dlatego ma takie trudności z beatyfikacją? Podobnie zresztą Hlond. Pamiętacie, jak zawiódł się na „Tygodniku" sam Jan Paweł II, który z okazji 50. lecia czasopisma wystosował gorzki list do tego środowiska. Warto go sobie przypomnieć. Napisał wtedy do redaktora naczelnego Jerzego Turowicza bardzo krytyczne słowa: „Rok 1989 przyniósł w Polsce głębokie zmiany związane z upadkiem systemu komunistycznego. Odzyskanie wolności zbiegło się paradoksalnie ze wzmożonym atakiem sił lewicy laickiej i ugrupowań liberalnych na Kościół, na Episkopat, a także na Papieża. Wyczułem to zwłaszcza w kontekście moich ostatnich odwiedzin w Polsce w roku 1991. Chodziło o to, ażeby zatrzeć w pamięci społeczeństwa to, czym Kościół był w życiu Narodu na przestrzeni minionych lat. Mnożyły się oskarżenia czy pomówienia o klerykalizm, o rzekomą chęć rządzenia Polską ze strony Kościoła, czy też o hamowanie emancypacji politycznej polskiego społeczeństwa. Pan daruje jeżeli powiem, iż oddziaływanie tych wpływów odczuwało się jakoś także w „Tygodniku Powszechnym". W tym trudnym momencie Kościół w „Tygodniku" nie znalazł, niestety, takiego wsparcia i obrony, jakiego miał poniekąd prawo oczekiwać; „nie czuł się dość miłowany" - jak kiedyś powiedziałem. Dzisiaj piszę o tym z bólem, gdyż los „Tygodnika Powszechnego" i jego przyszłość bardzo leżą mi na sercu"[11]. Prymas Wyszyński do tzw. intelektualistów z KIK-u podchodził z rezerwą. Dlaczego? Na pewno sprawiała to niechęć do kościelnych nowinek i nieufność do wszystkiego, co wykraczało poza tradycyjną ludową pobożność[12]. Czas pokazał, że to on miał całkowitą rację, a nie „oświeceni" progresiści, tzw. „katolicy otwarci". Jego program obchodów milenijnych nie spotkał się ze zrozumieniem KIK-owców. O peregrynacji obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej Jerzy Zawieyski, pierwszy prezes KIK-u, pisał: „Nie ma to nic wspólnego z religijnością. Są to wielkie demonstracje polityczne"[13]. To wszystko rozumie się dopiero po latach, kiedy już wiemy kim był Jerzy Zawieyski. A kto przygotował tekst tzw. „Opinii" o sytuacji Kościoła w Polsce. Przecież to działacze katoliccy na czele ze Stanisławem Stommą, wszyscy czołowi przedstawiciele ruchu „Znak". Teza brzmiała: Kościołowi w Polsce wyszłoby na dobre, gdyby Watykan nawiązał dyplomatyczne stosunki z PRL-em[14]. Trudno o większą zdradę Kościoła w tamtych czasach, a jednak dokonali jej m.in. członkowie KIK-u. Prymas długo pamiętał KIK-owi ten akt zdrady. Nie wspomnę już słynnej akcji ulotek rozdawanych po zakończeniu sesji soborowej przed bazyliką św. Piotra. Przecież to zlecili komuniści, a przygotowali ludzie z kręgów katolików tzw. „oświeconych", czyli „otwartych". Komuniści byli za głupi żeby to napisać. Prymas Wyszyński nie ufał - i słusznie - szefowi dyplomacji watykańskiej Agostino Casarolemu[15]. Biskup Juliusz Bieniek wprost stwierdził, że „przyjazd Casarolego do Polski zmierza do rozbicia Episkopatu i poderwania autorytetu kardynałowi Wyszyńskiemu. Bp Bieniek chciał wykazać, że siła Kościoła w Polsce opiera się na jedności Episkopatu, której przewodzi kard. Wyszyński"[16]. Szczególnie było mu bliskie wojujące nastawienie Wyszyńskiego w stosunku do władz PRL[17]. Pytanie, czy działacze KIK-u tego nie wiedzieli? Albo byli zmanipulowani, albo gorzej: uwikłani? A jak w 1976 roku, na sali obrad Sejmu, wszyscy posłowie Koła „Znak", za wyjątkiem Stommy, opowiedzieli się za przyjęciem poprawek do konstytucji, w których znalazł się m.in. zapis o kierowniczej roli PZPR-u - przemówienie pochwalające zmiany wygłosił wieloletni prezes KIK-u Konstanty Łubieński[18] - trudno było o większą kompromitację i tchórzostwo. W tym kontekście lepiej można zrozumieć przedwojenną opinię ks. Stefana Wyszyńskiego, że „inteligencja nasza nieraz (...) przygotowuje grunt dla komunizmu, a sobie szafot"[19]. Przypadek, że tyle jej wyginęło nie tylko z rąk nazistów, a jeszcze więcej z rąk komunistów? Ja się wcale nie dziwię przedwojennej opinii ks. Stefana Wyszyńskiego, bo gdy się dziś czyta, co pisał o Kościele pierwszy prezes KIK-u Jerzy Zawieyski, to okazuje się, że Wyszyński w niczym się nie pomylił i miał świętą rację. A Jerzy Zawieyski pisał: „Bo czymże był Kościół i katolicyzm dla nas, byłych socjalistów i katechumenów w dwudziestoleciu? Muszę wyznać z bólem, że Kościół w osobie swych urzędowych przedstawicieli, czyli kleru, stanowił dla nas największą przeszkodę na drodze do katolicyzmu i wiary. Katolicyzm równał się dla nas z antysemityzmem, z faszyzmem, z ciemnogrodem, fanatyzmem i wszelkimi zjawiskami antypostępowymi i antykulturalnymi[20]. I to pisze pierwszy prezes KIK-u? Nie do wiary!!! Ale jednak to prawda! Ja się jednak nie dziwię, bo kiedy się przyjrzy tej postaci i jej moralnemu uwikłaniu, to wszystko staje się jasne. Ja wierzę Joannie Siedleckiej, która w książce „Biografie odtajnione. Z archiwów literackich bezpieki", Zysk i S-ka: Poznań 2016, s. 175, opisuje detale, które są tak niesmaczne, że aż człowiek się rumieni. Możecie to też przeczytać w przypisach książki ks. profesora Dariusza Oko: „Lawendowa mafia - z papieżami i biskupami przeciwko homoklikom w Kościele", na stronie 262n[21]. Tak, jak przedtem, okazuje się, że i dzisiaj nie możemy liczyć na wszystkich przedstawicieli inteligencji katolickiej. Przykładem niech będzie już dziś śp. Halina Bortnowska, dla wielu z was autorytet, a ona w swoim artykule: „Szacunek, nie litość" opublikowanym na łamach „Gazety Wyborczej", zdecydowanie odrzuciła nauczanie Kościoła na temat homoseksualizmu[22]. Zaś największy dziś autorytet naukowy, nie tylko w skali Kościoła w Polsce, ale i na świecie, ks. profesora Dariusza Oko „przedstawiła jako ograniczonego, godnego pożałowania homofoba (...)". Przedstawiła przy tym ks. prof. Michała Czajkowskiego, który w tych i innych sprawach według niej miał być wzorem, postacią oświeconą i świetlaną, prawdziwym „autorytetem"[23]. W kontekście tego co w niecały rok po ukazaniu się jej artykułu, dowiedzieliśmy się o ks. Michale Czajkowskim, jakie pisał donosy m.in., na ks. Jerzego Popiełuszkę, a było ich ponad 900 stron maszynopisu, to powinna się „zakopać pod ziemię"- takie jest przysłowie. Ale tej pożałowania godnej opinii już nie odwoła, bo rzeczywiście już się tłumaczy z tych swoich poglądów przed innym trybunałem. Specjalnie wam nakreśliłem sytuację niemieckiego i polskiego Kościoła. Zawsze potrzebny jest Jeremiasz. Myśmy go mieli nie tylko w osobie bł. Prymasa, teraz też za nim tęsknimy, wyglądamy. Bóg nam daje proroków, ale czy my ich słuchamy? Widzimy, jak w Kościele Powszechnym, niemieckim, polskim, wiele jest małych ludzi, takich karzełków duchownych i świeckich, a tu trzeba Jeremiasza. Święty Bonifacy nas zagrzewa do walki: Nie bądźmy jako nieme psy, nie bądźmy milczącymi gapiami, najemnikami uciekającymi przed wilkiem, ale pasterzami troskliwymi, czuwającymi nad owczarnią Chrystusa. Dlatego tak bardzo cieszy, kiedy słyszymy, że tegoroczny literacki laureat Nagrody Nobla Jon Fosse, Norweg, który się nawrócił dziesięć lat temu na katolicyzm, a był ateistą i marksistą, w przemówieniu w Królewskiej Akademii Szwedzkiej w Sztokholmie, przede wszystkim dziękuje Bogu, gdy powiedział: „pisanie jest dla mnie rodzajem modlitwy i uratowało moje własne życie"[24]. Tak dla przeciwwagi przykład innego, niekatolickiego środowiska, ale w katolickim kraju, a postawy zupełnie inne. Pod koniec marca 2024 roku zmarł Leszek Długosz[25], Kawaler Orła Białego, poeta, pieśniarz. Przez kilkanaście lat współtwórca kabaretu literackiego „Piwnica pod Baranami". Jego niezwykły dorobek nie pozwolił mu uniknąć „szydery" i wyzwisk. Stał się wręcz obiektem prawdziwej kampanii nienawiści ze strony mediów i środowisk związanych ze współczesnym, nazwijmy to umownie, stronnictwem pruskim (niemieckim) z jednej strony, a również stronnictwem ruskim (moskiewskim) z drugiej strony. Ostracyzm, jakim został objęty, często przez swoich niedawnych kolegów, a jeden z nich nawet donosił na niego na UB, był wprost niebywały. Obwołano go „kaczystą" i „pisiorem", a on tylko twierdził, że: „artysta stwarza coś, co jest wartością, która wcześniej czy później się obroni"[26]. Zaś obroną agenta Michała Ronikiera zajęła się Krystyna Zachwatowicz, prywatnie żona Andrzeja Wajdy, organizując listę podpisów w jego obronie[27]. Czemu tak znienawidzono Leszka Długosza? Bo ośmielił się poprzeć prawicę! „Bo ośmielił polskiego chama"[28]. Niedawno temu prof. Wojciech Roszkowski opublikował dwa dzieła o charakterze historiozoficznym: „Roztrzaskane lustro" i „Bunt barbarzyńców". Pokazuje w nich, że fundamenty cywilizacji zachodniej upadają już na naszych oczach. Fundamentem historycznym jest filozofia grecka, prawo rzymskie i przede wszystkim chrześcijaństwo, a mówiąc krócej - pojęcie prawdy, dobra i piękna. „Roztrzaskane lustro" traktuje o elitach, które stłukły lustro i żyją w świecie postprawdy, przeglądają się w ułamkach zwierciadła i sądzą, że widzą całość. Obecna polska elita (elyta), zwłaszcza jej najbardziej opiniotwórcza część, nie wywodzi się od Akowców, tylko właśnie od tych, którzy ich skazywali na śmierć i wyrywali paznokcie[29]. Odnosi się wrażenie, że formacja umysłowa, która dzisiaj kształtuje umysły nie tylko polskiej inteligencji, patrzy na kulturę tak, jak elita państwa afrykańskiego na tam-tamy, taniec deszczu czy organizację plemienną. Widzi w swojskości balast, brak cywilizacji, przeszkodę do modernizacji, uważa, że aby kraj się ucywilizował, trzeba to wszystko zwalczyć, im szybciej tym lepiej. To co rodzime odrzuca, pomniejsza, ponieważ wielkość dla niej jest gdzie indziej - w metropolii. Tylko tam dostrzega prawdziwą kulturę, słuszne idee polityczne (...), by zrobili się bardziej europejscy[30]. Jeśli chcesz być „właściwy", możesz czytać tylko „tę" gazetę, słuchać tylko „tego" radia, czytać tylko „tę" literaturę"[31]. A jeżeli nie, to jesteś moherem... Nagroda Nike, to jest nagroda jasnogrodu, zaś Nagroda Mackiewicza, to oczywiste, że ciemnogrodu[32]. Nic nowego, już Maria Dąbrowska pisała: „Wszystko lepsze od tego endeckiego ciemnogrodu"[33]. Dzisiaj tylko się nadal kultywuje histeryczną nienawiść Salonu do, jakkolwiek to zwać, ciemnogrodu endeckiego, radiomaryjnego itp[34]. Tego typu świat triumfuje w takich imprezach, jak na przykład konkurs Eurowizji, czy niedawna inauguracja olimpiady w Paryżu. Tegoroczna edycja konkursu Eurowizji to już czysty satanizm, a co powiedzieć o olimpiadzie? Przecież to szatańskie bluźnierstwo z Najświętszej Eucharystii. Bardzo trafnie to ocenia były prefekt Kongregacji Nauki Wiary, kard. Gerhard Ludwig Müller, kiedy mówi: „Całkowicie odczłowieczone pozy, w jakich ideolodzy lgbt kpili nie tylko z Ostatniej Wieczerzy Jezusa, ale także ze swej ludzkiej godności podczas ceremonii inauguracji igrzysk olimpijskich. Jest to oczywista kontynuacja kampanii jakobinów mająca na celu dechrystianizację Francji. W szczytowym momencie tego antykościelnego szaleństwa 10 listopada 1793 r., francuscy rewolucjoniści kazali nagiej kobiecie przebranej za boginię Rozum wejść do katedry Notre Dame w Paryżu i zademonstrować swoje seksualne perwersje na ołtarzu. Bluźniercze wulgaryzmy przeciwko religii są nierozerwalnie związane z fizyczną i psychiczną przemocą wobec wierzących w Chrystusa. „Kult rozumu i wolności" jest bowiem nierozerwalnie związany z Wielkim Terrorem, którego ofiarą padły setki tysięcy i miliony niewinnych ludzi w totalitarnym systemie ateistycznym - począwszy od jakobinów, mistrzów gilotyny, przez faszystów i komunistów, aż po czasy współczesne, w których chrześcijanie są najbardziej prześladowaną wspólnotą religijną na świecie (...). Ludzie zachwycają się integracją osób „obudzonych" (woke), ludzi w kraju, w którym katolicy byli systematycznie marginalizowani z życia publicznego i brutalnie dyskryminowani przez 200 lat. Nie zdają sobie sprawy, że pozwolili, by honor Francji, kraju i kultury, które zawdzięczają wszystko chrześcijaństwu, został zmieszany z błotem i że sami przyczynili się do tego w przypływie psychicznego obłędu. Pogarda dla religii i sumienia musi prowadzić do psychologicznego terroru i przemocy"[35]. Prof. Roszkowski wspomina też, że jako europoseł należał w Brukseli do gremium Domu Historii Europejskiej, a tam spotkał się z definicją chrześcijaństwa: „powstało ono w IV wieku z połączenia tradycji judaistycznej i organizacji kościelnej". Pod taką bzdurą podpisały się europejskie autorytety historyczne. Dalej te same mądre, a w istocie tępe głowy, udowadniały, że „religia jest problemem, że moralność jest kwestią względną, a świat idzie w kierunku postępu rezygnując z religii i tradycyjnych zasad". Co ciekawe, patronem duchowym tej wystawy jest Karol Marks[36], niemiecki żyd, a jak udowadnia prof. Andrzej Nowak, w młodości satanista. A może - tak sądzę - nie tylko w młodości? Nie trudno zauważyć podobieństwo z manifestem Johna Lennona, który zawarł w utworze „Imagine", a co zdemaskował bardzo porządny człowiek, a zarazem sprawozdawca Przemysław Babiarz, jak wówczas zawyły z oburzenia lewackie „elyty"? Ta demaskacja bardzo ich zabolała. „Świat bez nieba, narodów i religii. To jest wizja pokoju, który ma wszystkich ogarnąć. To jest wizja komunizmu, niestety" - tyle nasz korespondent. Zaś sam Lennon kiedyś powiedział, że jest to taka polukrowana w formie treść, żeby treść ostro przekazana nie odstraszyła ludzi[37]. Jakże to wybitnie koresponduje ze sobą: Marks patronujący wystawie, Lennon w apelu o pokój, braterstwo dla całej ludzkości, a wszystko razem, tylko bez religii, czyli Boga[38]. [1] ZBo-WiD - Związek Bojowników o Wolność i Demokrację. [2] Andrzej Nowak, Rozmowa diabła z Iwanem, Gość Niedzielny, 6.10.2024, s. 74. [3] Powrót |