Święty Kazimierz królewicz Cz. I http://martyrologium.blogspot.com/2010/03/sw-kazimierz-jagiellonczyk.html Tej nocy będzie nam towarzyszyć jeden z patronów naszej pielgrzymki, święty Kazimierz Królewicz, którego w Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego wzywamy jako patrona Polski i Litwy. „Kazimierz jest to dwuczłonowe imię słowiańskie zawierające w pierwszym członie temat czasownikowy Kazi - ‘kazić, niszczyć' czy jak chce [językoznawca profesor] Stanisław Rospond ‘kazać' [tak już uważał ksiądz Piotr Skarga, który napisał: »Imię to zmieniło się w używaniu jedną literą i; po staremu ze słowieńska mianowało się Każemir, to jest: rozkazuje pokój, nie Kazimir, jakoby psował pokój. Mir to jest, co pokój i przymierze zowiem[1] «.] Imię Kazimierz było najpierw imieniem dynastycznym a stopniowo rozszerzało się we wszystkich warstwach społecznych. Dziś jest to jedno z najpopularniejszych imion w Polsce. W dokumentach pojawia się w formach: Kazimiar (1176 r.), Kazimier (1468 r.), Kazimir (1122 r.), Kaźmir (1282 r.). Nosili je królowie i książęta z dynastii Piastów i Jagiellonów. (...) Obok imienia męskiego, które ma formy pieszczotliwe Kazek, Kazik, Kaźko istnieje też imię żeńskie Kazimiera, zdrobniale Kazia. Od imienia Kazimierz pochodzi nazwisko Kaźmierczak oraz nazwy miejscowe: Kazimierz, Kazimierza Wielka itp[2]". Zacznijmy od przybliżenia czasów, w których żył nasz bohater. Dziadek świętego Kazimierza, król Władysław Jagiełło po śmierci swojej żony, świętej Jadwigi Andegaweńskiej, przez 35 lat, czyli do końca swojego życia nosił jej pierścień ślubny. W ten sposób okazywał, jak cenną pamiątką był on dla niego. A kiedy umierał w 1434 roku, przekazał ten pierścień, ulubionemu swojemu pokojowcowi Janowi Słaboszowi, mówiąc następujące słowa: „Zanieś ten pierścień, który do dzisiejszego dnia nosiłem stale na mej ręce, jako rzecz bardziej drogą wśród rzeczy zniszczalnych, biskupowi Zbigniewowi, by go nosił na znak pamięci po mnie i by mi darował moje występki[3]". Tym biskupem był Zbigniew Oleśnicki, to ten, który w młodym wieku uratował Jagielle życie w bitwie pod Grunwaldem. To, że ten pierścień był dla króla najcenniejszą rzeczą na świecie, świadczy o tym jak mocno kochał swoją pierwszą żonę. Jednak ożenił się jeszcze trzy razy, po to, by dać potomka swojej dynastii. Ostatnia, czwarta żona Jagiełły, Zofia (Sonka) Holszańska urodziła mu trzech synów, jeden zmarł za młodu, ale dwóch pozostałych doczekało się królewskich insygniów. Starszym synem był Władysław, który jako król Polski zginął w roku 1444 w walce z Turkami pod Warną. Stąd został nazwany Warneńczykiem. Natomiast drugi, młodszy syn, Kazimierz został trzy lata po śmierci swojego brata królem Polski jako Kazimierz IV Jagiellończyk (Jeśli nie policzylibyśmy Kazimierza Sprawiedliwego [który był „tylko" księciem zwierzchnim czy seniorem, a więc jednak nie królem], jako Kazimierza II, wówczas to Kazimierz Wielki nosiłby imię Kazimierza II a Jagiellończyk byłby w kolejności uznany za Kazimierza III. Stąd we wcześniejszych biografiach, często można spotkać, że jako ojciec świętego Kazimierza podawany jest Kazimierz III). Jego żoną została Elżbieta Austriaczka (Rakuska lub Rakuszanka) z dynastii Habsburgów. Była ona córką cesarza Niemiec (króla Czech i Węgier) Albrechta II. Ślubu Kazimierzowi i Elżbiecie udzielił święty Jan Kapistran, który akurat w tym czasie, to znaczy w lutym 1454 roku, przebywał w Krakowie. Musiał święty Jan wymodlić wiele łask Bożych dla młodej pary, gdyż małżeństwo to okazało się szczęśliwe i bardzo pobożne, co między innymi okazywali codziennie uczestnicząc we Mszy świętej. Elżbieta urodziła swemu mężowi trzynaścioro dzieci, sześciu chłopców i siedem dziewczynek. Pierwszy z nich, Władysław (imię to otrzymał najprawdopodobniej na cześć ojca Kazimierza, Władysława Jagiełły lub, co mniej prawdopodobne, jego brata Władysława Warneńczyka) został królem Czech a później również królem Węgier. Drugim był nasz święty bohater, nazwany na cześć swojego ojca także Kazimierzem, miał on zostać najpierw królem Węgier ale po nieudanej próbie przejęcia tego tronu, ojciec planował ustanowić go władcą Litwy lub Polski. Pozostali bracia to Olbracht (to imię na cześć ojca Elżbiety, Albrechta II), Aleksander (to z kolei imię na cześć stryja Kazimierza Jagiellończyka, Wielkiego księcia litewskiego Witolda, który na chrzcie przyjął imię Aleksander) i Zygmunt, (imię to otrzymał na cześć drugiego Stryja Kazimierza Jagiellończyka, Zymunta I Kiejstutowicza; już jako król, Zygmunt otrzymał przydomek Stary). Wszyscy oni, za wyjątkiem świętego Kazimierza, zostali królami Polski. Dlatego też ich matka Elżbieta, nazwana została „matką królów". Najmłodszy z synów Fryderyk (imię otrzymał po cesarzu Fryderyku III Habsburgu) został kardynałem. Był biskupem krakowskim, następnie został również arcybiskupem gnieźnieńskim i prymasem Polski, zasiadał więc na dwóch najważniejszych biskupstwach Polski. Święty Kazimierz urodził się na Wawelu 3 października w roku 1458. Był to czas wojny trzynastoletniej z zakonem krzyżackim, dlatego z chrztem młodego królewicza trzeba była poczekać około miesiąca, aż król wróci spod obleganego przez swoich rycerzy Malborka. Kiedy udało mu się wreszcie zawrzeć rozejm, który podpisano w Prabutach, stamtąd jak najszybciej udał się do Krakowa. I tak to zapisał w swojej kronice Jan Długosz: „w poniedziałek [30 października] przed Wszystkimi Świętymi przybył do Krakowa. (...) polecił biskupowi krakowskiemu Tomaszowi [Tomasz ze Strzempina, od 1456 roku biskup krakowski, wcześniej profesor i rektor Akademii Krakowskiej], w niedzielę [5 listopada] po Wszystkich Świętych ochrzcić drugiego syna, którego królowa Elżbieta urodziła we czwartek [to był wtorek, Jan Długosz się pomylił, można to sprawdzić korzystając z wiecznego kalendarza[4]], w wigilię świętego Franciszka, trzeciego października o świcie z brzaskiem zorzy porannej, nadając mu imię Kazimierz; w tym dniu i w dniach następnych obchodził uroczyście chrzciny[5]". Można znaleźć w starych podaniach to, jak wspaniale przedstawiano dzień urodzin świętego Kazimierza. Posłuchajmy jednej z takich opowieści, która mówi o nadzwyczajnym zjawisku, nad zamkiem królewskim, jakie tej właśnie nocy zauważyła, pewna zacna pani Maciejowa, wdowa po kościelnym z kościoła świętej Anny i która donośnym głosem opowiadała to, co widziała coraz większej grupie otaczających ją osób. Mówiła tak: „O godzinie szóstej z rana (...) nad zamkiem zajaśniała światłość, a obejmując gmach królewski smugami swemi, utworzyła wielką świetlaną kulę. I, o dziwo, poza tą kulą ani jeden nie błyszczał promień, całe miasto pogrążone było w nieprzebitej, okiem ciemności. Stróże nocni (...) zatrwożeni wielce w duchu, poklękali po ziemi, żegnając się krzyżem świętym i szepcząc pobożne pacierze. (...) Przestrach i trwoga mnie ogarnęły na widok kuli ognistej, i ani nie wiem, jak upadłam na kolana. Szepcząc za innymi modlitwę poranną i polecając duszę moją opiece mej świętej patronki, słyszę nagle szum z nieba, poczem oczom moim cudowny przedstawia się widok. Ponad zamkiem na dziesięć sążni, [jeden sążeń miał około 1 metra siedemdziesięciu centymetrów] widzę Najświętszą Panieneczkę z koroną na głowie, okolonej promieniami światła, które jaśniało jeszcze więcej od kuli ognistej, obejmującej cały zamek królewski. Ponad głową, po bokach i u stóp Najświętszej Panny Maryi, tulą się w licznym orszaku ku sobie młode, nadobne aniołki ze skrzydełkami u ramion. (...) Ujrzałam Najświętszą naszą Matkę, jak rozpostarłszy ramiona, zdawała się błogosławić zamek królewski i jego mieszkańców. Po trzech minutach zniknęło cudowne zjawisko i tylko w dali słychać było chóralny śpiew anielski. Zniknęła niebawem i kula świetlana i znów cienie nocy zamek ogarnęły[6]". Wśród słuchających był sędziwy pielgrzym, o imieniu Jakób, znany powszechnie w Krakowie ze swojego pobożnego życia i cieszący się wśród mieszkańców dużym autorytetem. On to zaczął tłumaczyć zdumionym ludziom opisane przez panią Maciejową zjawisko w taki sposób: „Kochani bracia i niewiasty chrześcijańskie! Radujmy się, ale i smućmy zarazem. Pobożna i cnotliwa nasza królewska para małżeńska jest w łasce u Boga. Królowa nasza polska, Elżbieta powiła święte dziecię. Duszyczka jego zstąpiła z krainy niebiańskiej, a temu zstąpieniu jej towarzyszyła królowa Niebios, Najświętsza Maryja Panna w gronie aniołów. Nam grzesznikom, mieszkańcom miasta, brakuje łaski Bożej, dlatego owa kula ognista, obejmująca zamek królewski ani jednego nie rzuciła blasku na miasto nasze. Jakaż stąd dla nas nauka? Oto starajmy się odwrócić od siebie gniew Boży, bierzmy przykład z rodziny naszego Najjaśniejszego Państwa, co nam królują miłosiernie. Nie zatruwajmy ich życia. Dobry, mądry i cnotliwy król Kazimierz Jagiellończyk, ciężkie dźwiga brzemię. Naród niesforny, krnąbrny stawia mu opór. Panowie odzierają go z władzy i jeżeli (...) będą dalej prawami ograniczali majestat Pomazańca Bożego, wtedy królestwo nasze polskie, z takim trudem zbudowane, rozpaść się musi, królowie nasi zostaną malowanemi lalkami na tronie, srogie już dzisiaj możnowładztwo nasze (...) władzę (...) jeszcze więcej (...) ograniczy, zniszczy prawa mieszczan i ludu wiejskiego, i Polska nasza ukochana upadnie. Król królów, Ojciec niebieski, który Polskę do wielkich celów przeznaczył i jako państwu, położonemu na granicy zachodu i wschodu powierzył obronę wiary Syna Swego przed cisnącymi się z Azji do Europy barbarzyńcami, ulitował się nad narodem naszym i (...) i dzisiejszej nocy uczciwi z ludu prostego, dostąpili łaski widzenia znaku i przestrogi Bożej. A więc, kochany ludu polski, weź sobie do serca to powołanie Boże i ratuj królestwo Polskie. Ale jak masz je ratować? Oto czystością i świętością życia. (...) Fundamenta naszego gmachu narodowego podważone, ściany jego poczynają się rysować. Gmach ten trzeba nam ocalić, ale w jaki sposób? Oto przywrócić nam [trzeba] pełną władzę naszemu monarsze, mieszczaństwu i kmieciom wydarte prawa. Dwa te stany zostały upośledzone, bo nie poznały swojego znaczenia w ogólnej całości (...) Poczęła gasnąć w nich miłość ojczyzny, poczucie godności obywatelskiej, i stąd nastąpiło poddanie się ich pod jarzmo, jakie im na kark wtłaczają ci, co dziś dzierżą w swem ręku rząd kraju naszego. Mieszczanie i kmiecie bogacąc się, całe widząc szczęście w gromadzeniu srebra i złota, zapomnieli o nauce i dziś nie mają pośród swych synów, mężów światłych, którzy by zdołali stawić czoło dumnym naszym możnowładcom, posiadającym naukę i mądrość rządzenia krajem[7]". Wydają się być i dziś zadziwiająco aktualne te słowa pielgrzyma Jakuba. Do dziewiątego roku życia Kazimierz był pod opieką swoich rodziców a przede wszystkim matki. Natomiast po tym czasie, wychowaniem Kazimierza zajął się ksiądz kanonik Jan Długosz, który tak wspominał swojego wychowanka: "Był młodzieńcem szlachetnym, rzadkich zdolności i godnego pamięci rozumu". Król w roku 1467 stworzył dla swoich starszych synów, Wacława, Kazimierza, Olbrachta i Aleksandra specjalną szkółkę dworską, którą kierował ksiądz kanonik Jan Długosz. „W tej jedynej królewskiej szkole Długosza Kazimierz studiował m.in. literaturę klasyczną pisarzy łacińskich, historię Polski, retorykę, język niemiecki, elementy prawa, początki teologii moralnej oraz Biblię. Szkoła mieściła się, w zależności od potrzeb, w Krakowie, Tyńcu, [w Dobczycach] lub Nowym Sączu. W czasie przebywania rodziny na Litwie chłopcy uczyli się w Trokach lub w Miednikach. Sporadycznie nauka odbywała się na zamku lubelskim, w Łęczycy i w Radomiu[8]". I tak, kiedy w zimie jednego roku nad Krakowem zaległo morowe powietrze na ten czas szkółka przeniosła się wraz z mistrzem Długoszem do klasztoru tynieckiego. http://katalog.muzeum.krakow.pl/pl/work/MNK-II-1287-%C5%9Aw-Jan-z-K%C4%99t-nauczycielem-%C5%9Bw-Kazimierza-kr%C3%B3 Opis obrazu: Obraz pierwotnie uważany był za przedstawienie Jana Długosza w scenie nauczania Kazimierza Jagiellończyka. Duchownym siedzącym z iluminowaną księgą na kolanach, który zwraca się do młodziutkiego królewicza jest św. Jan z Kęt. Był on jednym z nauczycieli Kazimierza. Przygotowywał go do sakramentu bierzmowania (Enc. katolicka, t. VIII, s. 1276). [Florian] Cynk malował wcześniej Długosza jako nauczyciela synów Kazimierza Jagiellończyka, ale wiele lat wcześniej, w 1864 roku. ---------------------------------------------------------------------------------------------- Do bierzmowania przygotowywał młodego królewicza, święty ksiądz profesor Jan Kanty a jego spowiednikiem prawdopodobnie był również późniejszy święty, bernardyn Szymon z Lipnicy (Chociaż dzisiaj wysuwane są różne wątpliwości co do tego, czy ówczesny bernardyn mógł równocześnie pełnić obowiązki zakonnika i spowiednika). „W 1475 r. do grona nauczycieli synów królewskich dołączył znany humanista, Kallimach (Filip Buonaccorsi). Król bowiem chciał, by jego synowie otrzymali wszechstronne wykształcenie[9]. Kallimach uczył ich prawdziwie eleganckiej i wyszukanej łaciny. Był jednak postacią bardzo kontrowersyjną, gdyż mieszkając w Rzymie uwikłał się w niedany zamach na życie papieża Pawła II. Z tego powodu uciekł do Polski, gdzie znalazł schronienie u arcybiskupa lwowskiego Grzegorza z Sanoka a następnie został doradcą Kazimierza Jagiellończyka i jego syna, już jako króla Polski, Jana Olbrachta. Także w tej szkole ochmistrz królewski Stanisław Szydłowiecki uczył młodych królewiczów sztuki rycerskiej, czyli posługiwania się bronią i jazdy konnej. Po śmierci księdza Jana Długosza, kierownictwo szkołą przejął Jan Wels z Poznania, profesor filozofii z Akademii Krakowskiej. Kazimierz wyróżniał się spośród swoich braci większą pobożnością, co tak opisał ksiądz Piotr Skarga: „w modlitwę się gęstą i pilną, dzienną i nocną wprawił, więcej na niej czasu trawił niżli na innych zabawach, a wydzierać jej sobie dworskimi nachodzeniami, ile mógł, nie dopuścił. Częściej go w kościele najdowano niżli na pałacu i widziano go w modlitwie myślą zachwyconego, jakoby o sobie nie wiedział. W nocy się do kościołów porywał i wychodził; a gdy zamknione nalazł, u drzwi się Panu Bogu korzył, i często go straż leżącego na twarz w nocy u kościoła najdowała. Miał wielkie kochanie w rozmyślaniu żywota i dostojności Przeczystej Matki Bożej i w gorącym ku Niej nabożeństwie. Rytmy i wiersze łacińskie o Niej złożył i mądrą a niebieską oną filozofiją chłodził zawżdy serce swoje[10]". Te rytmy i wiersze, o których napisał Ksiądz Skarga to słynna pieśń "Omni die dic Mariae", czyli „Dnia każdego sław Maryję" której autorstwo przez długi czas przypisywano świętemu Kazimierzowi. Jednak jej autorem jest najprawdopodobniej dwunastowieczny, francuski mnich Bernard z Morlas. Pieśń tę święty Kazimierz śpiewał po łacinie każdego dnia. W tłumaczeniu na polski, którego dokonał, żyjący na przełomie XVI i XVII wieku, poeta i tłumacz Stanisław Grochowski, jej pierwsza zwrotka brzmi tak: „Dnia każdego Boga mego Matkę, duszo, wysławiaj, Jej dni święte, sprawy wzięte, Z nabożeństwem odprawiaj[11]!". Natomiast my znamy i śpiewamy ją do dzisiaj już nie jako chorał gregoriański i o trochę innej, choć zbliżonej do oryginału treści. Zaczyna się ona tak: „Już od rana rozśpiewana chwal, o duszo, Maryję! Cześć jej świątkom, cześć pamiątkom co dzień w niebo niech bije". Tuż przed swoją śmiercią, święty Kazimierz właśnie tę pieśń, której łaciński rękopis nosił przez cały czas na własnej piersi, kazał włożyć wraz ze sobą do trumny. Tak mocno był rozmodlony i rozkochany w Matce Bożej. Jego nauczyciel ksiądz kanonik Jan Długosz dostrzegał to rozmodlenie królewicza Kazimierza: „któregoś razu, gdy klęczał bardzo długo zatopiony w modlitwie, podszedł do niego Długosz, i położywszy rękę na ramieniu, powiedział wzruszonym głosem: surge, sancte puer (wstań, święty chłopcze)[12]". https://polona.pl/item/fl-cynk-dlugosz-znajdujacy-sw-kazimierza-na-modlitwie,NzUyMDkyNTY/#info:metadata Długosz znajdujący świętego Kazimierza na modlitwie (reprodukcja obrazu Floriana Cynka) ================================================================ Gdy pierwszy raz przyjął Komunię Świętą to bardzo długo, krzyżem leżał u stóp ołtarza, później przystępował do Komunii raz w tygodniu, a gdy był starszy to robił to codziennie. Ojciec jego król Kazimierz Jagiellończyk dość szybko zauważył w młodym synu cechy dobrego i rozumnego władcy, stąd pewnie zrodziła się w królu, trochę zbyt wczesna myśl aby osadzić go na tronie węgierskim. Dlatego gdy królewicz Kazimierz miał trzynaście lat, został przez ojca wysłany na czele 12 tysięcznej armii, przeciw królowi węgierskiemu Maciejowi Korwinowi. Chociaż miał ze sobą doświadczonego dowódcę wojsk królewskich z czasów wojny trzynastoletniej Piotra Dunina, to wyprawa, która nie była dobrze przygotowana politycznie ani militarnie, zakończyła się fiaskiem. Młody książę, który był przecież wnukiem Władysława Jagiełły, bardzo przeżył tę porażkę. Wtedy też, za wstawiennictwem papieża ojciec miał odwołać Kazimierza z tej wyprawy wojennej i w roku 1471 niedoszły król Węgier powrócił do Polski. Ponieważ w tym czasie armia turecka gotowała się do wojny z katolicką Europą, papież Sykstus IV próbował godzić zwaśnionych przywódców chrześcijańskich. „Wysłał nawet legata Marka Barbo, aby pośredniczył w ugodzie między królem Kazimierzem Jagiellończykiem a Maciejem Krowinem[13]". To pośrednictwo było dość stanowczo przedstawione przez owego papieskiego legata. Tak zostało opisane przez Jędrzeja Moraczewskiego: „Król Kazimierz witał go [legata] uprzejmie i z całą wystawnością w Wieliczce, ale zdumiał, gdy spostrzegł, że legata posłannictwo niebyło wcale pojednawcze, lecz raczej obejmowało nakaz, aby Kazimierz wraz z synami swoimi przestał niepokoić Macieja króla, który jest prawdziwym obrońcą chrześcijaństwa tak przeciw krwawemu mieczowi Turka, jak przeciw zgubnym zasadom Hussa[14]". Zaś święty Kazimierz tak ocenił tę swoja nieudaną interwencję na Węgrzech: „Nie była mi przeznaczona przez Boga korona świętego Szczepana. Nie chcę korony okupionej przelewem krwi chrześcijańskiej, bo celem moim było zjednoczenie Węgier z Polską, a nie wywołanie bratobójczej krwawej walki wewnętrznej[15]". W 1472 powrócił do szkoły, gdzie razem ze swoimi braćmi oraz surowym nauczycielem Janem Długoszem przebywał na zamku w Dobczycach, niedaleko Myślenic. W tym samym roku, a więc mając czternaście lat, razem z rodzicami i księdzem Janem Długoszem, pielgrzymował na Jasną Górę gdzie wszyscy, jako dobrodzieje zakonu i czciciele Maryi, przystąpili do Konfraterni Zakonu Paulinów. „Przystąpienie króla Kazimierza Jagiellończyka z małżonką i synami do Konfraterni Zakonu Paulinów zostało potwierdzone stosownym dokumentem wydanym przez prowincjała paulinów polskich. W dokumencie czytamy m.in.: »Przyjmujemy Wasze Ekscelencje i każdego z osobna do konfraterni Zakonu. Niniejszym pismem z radością dopuszczamy Wasze Dostojności do udziału w tym życiu i przy śmierci w łaskach mających swoje źródło we wszystkich Mszach świętych, w modlitwach, w praktykach pobożnych, w liturgicznej służbie Bożej, w czuwaniach, w postach, w obowiązkach i pracach zakonnych, w dobrych uczynkach, jakie łaskawy Zbawiciel pozwoli spełniać naszym braciom teraz i w przyszłości, gdziekolwiek przebywają i przebywać będą «[16]". Dzisiaj na ołtarzu w kaplicy Matki Bożej, w pobliżu cudownego obrazu obok figury św. Pawła Pierwszego Pustelnika, umieszczona jest srebrna figura świętego Kazimierza. „Zapewne z okazji koronacji Jana Kazimierza w roku 1649 ufundowany został ołtarz św. Kazimierza do kaplicy Cudownego Obrazu, przeniesiony ok.1722 r. do bazyliki, gdzie jest do dzisiaj. W ołtarzu znajduje się obraz świętego Kazimierza[17]". http://jasnagora360.zdjecialotnicze.pl/wp-content/uploads/2018/05/88.-O%C5%82tarz-%C5%9Bw.-Kazimierza_1.jpg ======================================================== „Królewicz Kazimierz ukończył nauki, gdy miał lat szesnaście. Poświadcza ten fakt sam Długosz, który 31 grudnia 1474 roku pisał w Radomiu: król udał się do Litwy, mając ze sobą dwóch synów, Kazimierza i Alberta, których dopiero co odebrał z wychowawczej szkoły Jana Długosza[18]". Od roku 1475 Kazimierz przebywał już bardzo blisko ojca, przygotowując się do rządów jako następca tronu. Rok później był wraz z ojcem w Malborku na zjeździe z wielkim mistrzem krzyżackim. „Długosz pisze, że król obchodził Boże Narodzenie 1477 r. w Radomiu, wraz z żoną, synami Kazimierzem i Janem Olbrachtem oraz córkami Zofią i Elżbietą. W styczniu 1478 r. zabrał król tylko Kazimierza na sejm do Piotrkowa, pozostawiwszy innych synów z matką w Radomiu. Królewicz z myślą objęcia korony po swym ojcu zżył się od dawna, angażował się więc w życie polityczne. Jednak myśl o koronie nie była najważniejszym celem w jego życiu. Dnia 15 marca 1478 r., podczas sejmu litewskiego w Brześciu, Litwini prosili króla, by jednego z synów pozostawił w Księstwie Litewskim. Gdy król odrzucił prośbę Litwinów słowami póki żyję, żadną miarą rządów Litwy komu innemu nie powierzę, królewicz Kazimierz przyjął decyzję króla z całkowitą obojętnością podczas gdy Olbracht nawet łzami popierał prośby[19]". Gdy Kazimierz miał już 23 lata, ojciec jego postanowił przez dwa lata pozostać na Litwie. Wtedy to, od 1481 roku Kazimierz jako namiestnik rządził w Koronie. Rezydował w tym czasie na zamku w Radomiu. Na stronie Fary radomskiej tak napisano: „Królewicz Kazimierz wielokrotnie przebywał na zamku radomskim. Najbardziej istotny pobyt św. Kazimierza w Radomiu, to rezydencja królewicza, jako namiestnika królewskiego w Koronie w latach 1481-1483. Na te dwa lata władza przeniosła się do Radomia. Tu skupiał się dwór Korony, gromadzili się znakomici ludzie ówczesnej epoki, przybywały międzynarodowe delegacje. W tym czasie Kazimierz dał się poznać jako sprawiedliwy i troskliwy władca, który miłość bliźniego pojmował jako ofiarną służbę. Odznaczał się wielką troską o potrzeby ubogich i pokrzywdzonych. Siłę ducha i wrażliwość czerpał z autentycznej pobożności[20]". Wtedy też znalazło się wokół niego wielu pochlebców, którzy przypodobać mu się chcieli, widząc w nim już króla, chociaż przecież jeszcze żył jego ojciec. On ich jednak tak odprawiał: „Boże, by pan i dobrodziej mój, którego mi Pan Bóg czcić kazał, możeli być, nigdy nie umierał a szczęśliwie królował! Niech ja pierwej umrę, a na ojca miłego śmierć nie patrzę. Na królestwom nie łakomy ani godny; na insze mię Pan Bóg stworzył, które Chrystus mękę nam swoją zgotował. Jest co z samym sobą czynić, a nad sobą i złymi swymi skłonnościami panem być. Rządzenie królestw wielkiej mądrości potrzebuje, i ciężka Panu Bogu liczba z niego, i przygód na nim rozmaitych pełno[21]". W ten sposób sam siebie upokarzał mając niebieskie królestwo na celu. Z tego powodu też bardzo hojnie jałmużny rozdawał. Bardzo dbał o czystość wiary katolickiej i przeciwnikiem był wszelkich herezji i rozłamów w Kościele: „ Kościelną jedność i ludzkich dusz zbawienie jako miłował po tym było znać, iż na cerkwie ruskie prawo u ojca takie wyprawił, aby nowych żadnych nie budowano, a starych nie poprawiano, żeby ustały, a za ich zgubą, aby ruskie odszczepieństwo ustawało, ludzie się do jedności Kościoła katolickiego, zbawienie swoje pozyskując, udawali, wiedząc, iż okrom jedności kościelnej zbawienia nikt dostąpić nie może. Ten przywilej w kapitule wileńskiej dochowany jest. Jako jego wykonaniu kacerstwa przeszkodziły, w pamięci jest naszej. Co by był z heretyki ten święty młodzieniec i królewskie katolickie serce jego czyniło, łacno się domyślić[22]". Dzisiaj w dobie ekumenizmu kwestionuje się ten nacisk świętego Kazimierza na swojego ojca, aby nie budować i nie remontować cerkwi prawosławnych, a ponieważ dokumentu takiego nie odnaleziono, więc łatwiej temu przeczyć. Ale są historycy utrzymujący, że święty Kazimierz zdecydowanie szerzył wiarę katolicką na Litwie, hamując w ten sposób wpływy rosyjskie na tych terenach. Jest w tym dużo racji, ponieważ Rosjanie w swoich zaborczych planach bez skrupułów wykorzystywali kościół prawosławny. Można jeszcze dodać, że „z jakiegoś powodu XV-wieczna Cerkiew żywiła do królewicza Kazimierza głuchą, zawziętą niechęć. Mało tego, jeszcze w 1655 roku [ a więc ponad sto siedemdziesiąt lat po śmierci naszego świętego], po zajęciu Połocka przez wojska moskiewskie, tamtejszy archijerej [arcybiskup prawosławny] publicznie obłożył klątwą pamięć świętego Kazimierza - jako »bezbożnego wroga wiary prawosławnej«[23] Być może pewnym wyjaśnieniem tej prawosławnej anatemy jest historia wojewody tobolskiego Wasyla Szeremietiewa, która została przytoczona na końcu tego opracowania. W roku 1483 zdrowie świętego Kazimierza zaczęło się gwałtownie pogarszać. Gdy król dowiedział się o problemach zdrowotnych świętego Kazimierza natychmiast wezwał go do Wilna, aby zmienić mu klimat. Niestety w drodze, w efekcie dręczącej go gruźlicy, musiał zatrzymać się Grodnie. Tam „w tej niemocy, gdy lekarze radą swoją i dowcipem przyczyny onej niemocy szukając, do tego przyszli iż mu zdrowie obiecowali, jeżliby czystości odstąpił; on nie tylko panieńskie ono i dziewicze serce, ale i męczeńskie pokazał gromiąc lekarze a mówiąc: » tego nigdy nie uczynię, abym dla doczesnego zdrowia Pana Boga gniewać i Jego rozkazanie przestępować, i łaskę jego tracić miał «. Cóż większego męczennicy oni dla swej korony niebieskiej na plac kładli, gdy im mówiono: » abo Chrystusa odstąpcie, abo zdrowie dajcie«? Oni, grzechu się i obrazy boskiej bojąc woleli umierać i zdrowie tracić. Tak ten niekrwawy męczennik równym się stał krwawym towarzyszom swoim, gdy utratę życia swego dla tego obierał, aby Chrystusa Boga swego nie rozgniewał. Cięższy mu był grzech, aniźli śmierć. O Boże, daj nam takiego męstwa uczestnictwo! Rychło byśmy świętymi zostawali, gdybyśmy tak sobie łaskę Bożą ważyli a grzech sobie ohydzili[24]". Na wieść o pogorszeniu się zdrowia Kazimierza, również król przybył do Grodna. Właśnie tam, napisał ks. Piotr Skarga: "opowiedziawszy dzień śmierci swej tym, którzy mu w niemocy służyli [...], ducha Panu Bogu polecił i wypuścił 4 marca roku Pańskiego 1484, lat mając 25[25]". (Skrupulatni „badacze" wyliczają, że święty Kazimierz żył 25 lat 5 miesięcy i 1 dzień). Warto wiedzieć, że ksiądz Piotr Skarga w trakcie pisania tego żywota świętego Kazimierza, biczował się chociaż był jezuitą a jezuici nie pochwalali tego typu umartwień, uważali bowiem, że kapłan powinien być silny i zdrowy. Świętego Kazimierza pochowano w katedrze wileńskiej, która od razu stała się obiektem kultu i do której zaczęli udawać się pielgrzymi z kraju a nawet z zagranicy. „Kiedy w 1602 r. z okazji kanonizacji otwarto grób Kazimierza, jego ciało znaleziono nienaruszone mimo bardzo dużej wilgotności grobowca. Przy głowie Kazimierza zachował się tekst hymnu ku czci Maryi: Omni die dic Mariæ (Dnia każdego sław Maryję)[26]". Święty Kazimierz jest bardzo znanym polskim świętym ale jest także głównym patronem Litwy. „W diecezji wileńskiej [od prawie czterystu lat] do dziś zachował się zwyczaj, że w dniu św. Kazimierza sprzedaje się obwarzanki, pierniki i palmy; niegdyś sprzedawano także lecznicze zioła (odpustowy jarmark zwany Kaziukami)[27]. Za życia świętego Kazimierza nie odnotowano żadnych spektakularnych cudów z jego udziałem, choć „nikt ze współczesnych nie wątpił zgoła o wielkiej świątobliwości, anielskiej niewinności i nadzwyczajnym łask Bożych uposażeniu[28]" tego królewicza. Natomiast, jak już czytaliśmy, cudowne zjawisko opisano w czasie narodzin Kazimierza a także po jego śmierci, „gdy Najwyższy wielkimi i rozlicznymi cudami wsławił grób i imię swojego wyznawcy[29]". Piotr Skarga tak napisał „roku Pańskiego 1518 swoim Polakom i Litwie sławne zwycięstwo pod Połockiem nad Moskwą zjednał - małą liczbą barzo pogromieni są; i był widziany św. Kazimierz, gdy przeprawę przez Dźwinę rzekę i bród wojsku ukazował . Co i drugiego roku, wzywany od wojska, uczynił, iż także wielkie ufy Moskwy poważną modlitwą swoją w ręce drobnego litewskiego wojska podał i takie im serce uczynił, iż dwa tysiąca na sześćdziesiąt tysięcy puścić się śmieli i z pomocy Bożej wygrali" Ciekawie w swoim opowiadaniu opisał te czasy i zmagania naszych wojsk, polski historyk z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku Dr Fryderyk Papee Wydarzenie o którym wspomniał ksiądz Skarga i które szczegółowiej opisał doktor Papee miało miejsce w końcowej fazie wojny z Moskwą, która trwała w latach 1512 - 1522. Gdy hufce polskie i litewskie podeszły pod Połock, wtedy ówcześni dowódcy naszych wojsk, widząc zdecydowaną przewagę liczebną Rosjan, zaczęli się modlić się o pomoc Bożą za przyczyną świętego, choć wtedy jeszcze nie kanonizowanego Kazimierza. Podobnie gdy cztery lata wcześniej, w 1514 roku pod Orszą, kiedy udało się Polakom i Litwinom pod dowództwem hetmana Konstantego Ostrogskiego, pokonać przeważające siły Rosjan „Zwycięstwo to powszechnie przypisywano wstawiennictwu świętego Kazimierza[30]". Posłuchajmy więc opisu Fryderyka Papee: „Upłynęło 34 lat od czasu śmierci królewicza Kazimierza. Zmienili się ludzie i zmieniły się czasy. Ci, którzy wówczas byli chłopcami, zajmowali teraz poważne stanowiska i przodowali w Rzeczypospolitej. Ale czasy zmieniły się na gorsze. Póki żył król Kazimierz, póty potężną ręką ochraniał Polskę od Węgra, Wołocha i Turka, a Litwę od Moskala. Ale skoro umarł, zesłabły oba państwa, głównie dlatego, że się rozdzieliły. Bo starszy syn, Jan Olbracht, objął Polskę, a młodszy, Aleksander, Litwę. Olbrachta pobili Wołosi, Aleksandra zaś zwyciężyli Moskale i odebrali mu dużo krajów. Co to wszystko jeszcze za Kazimierza do Litwy należało! Nie tylko Witebsk, Połock i Smoleńsk, ale nawet Wiaźma, bo granica szła nie jak później po Dniepr i Dźwinę, ale aż po Ugrę i Okę. Otóż tę Wiaźmę i te kraje między Ugrą i Dnieprem potracił wkrótce Aleksander, a chociaż po śmierci Olbrachta połączył znowu Litwę i Polskę pod swojem berłem, to jednak naporu moskiewskiego zatamować nie umiał. Dopiero najzdolniejszy z braci jagiellońskich, Zygmunt, musiał odrabiać to, co popsuli bracia. Kiedy w czasie jego pobytu w Polsce, Moskale zajęli jeszcze Smoleńsk, posłał Zygmunt przeciwko nim wielkie wojsko, złożone z Litwinów i Polaków, które pod wodzą księcia Konstantego Ostrogskiego odniosło świetne zwycięstwo pod Orszą (r. 1514). Przez to zwycięstwo położył Zygmunt kres dalszym zaborom moskiewskim, jednakże ani Smoleńska ani innych ziem straconych odzyskać nie zdołał. Nawet nie zaraz przyszło do pokoju, bo Moskale próbowali jeszcze przez kilka lat, czy bodaj jakiego miasta więcej nie uszarpną. Tak to właśnie stało się w roku 1518, że znowu w czasie nieobecności królewskiej, wielkie wojsko moskiewskie oblegało Połock, leżący nad Dźwiną, ale już z tamtej strony. Panowie litewscy nie mogli zebrać na prędce więcej niż 2000 ludzi, i z tem to wojskiem szli na pomoc oblężonym: Olbracht Gasztołd, wojewoda połocki i wierny towarzysz jego Boratyński [o imieniu Jan, które przyjął gdy przeszedł na katolicyzm] - obaj znani nam z lat chłopięcych przyjaciele. »Nie mam najmniejszej obawy o swoje własne życie« - rzecze wojewoda wśród pochodu - »ale jakże my z taką garstką obronimy Połock, - jeśli tam jeszcze zastaniemy swoich?«. -A ja nie tracę dobrej myśli« - odpowie Boratyński«. -»Naprzód, że zastaniemy swoich, spodziewam się na pewne, bo nie darmo król Jegomość zeszłego roku warownie miasta osobiście opatrzył. Połock długo bronić się może. Że zaś nasza pomoc także na coś się przyda, mam nadzieję w Bogu i - w pomocy Świętego Kazimierza!« - »Jak to Świętego Kazimierza?« - zagadnie na wpół zdziwiony Gasztołd. - »A czyż nie patrzałeś jeszcze sam na życie i postępki królewicza, czy nie słyszałeś, co się dzieje u jego grobu? Ślepi widzą, głusi słyszą, chromi odrzucają kule, ba, nawet był taki wypadek, że Urszula, córka mieszczanina wileńskiego, leżąca już bez życia, przy tym grobie odzyskała siły i zdrowie. A ja ci powiadam, wojewodo, pomódlmy się do Świętego Kazimierza!« - »Dobrze mówisz« - odpowie Gasztołd już z przekonaniem - »tak ci i ja wierzę, że królewicz Kazimierz w gronie Świętych Pańskich zasiada, chociaż to jeszcze nie jest przez Stolicę Apostolską ogłoszone. Pomodlę się do Świętego Kazimierza, a nawet ten zaraz ślub uroczysty czynię, że jeśli doznamy jego pomocy - póty nie spocznę, póki się nie dowiem, że imię jego jest czci całego chrześcijańskiego świata polecone«. Tak rozmawiając, modląc się do Boga i pomocy św. Kazimierza wzywając, przybyli nasi rycerze od strony Dźwiny pod Połock. Przyjęli ich OO. Bernardyni, którzy mieli kościół i klasztor na przedmieściu, założony przez króla Aleksandra - jedyny naówczas kościół katolicki w Połocku. Przed nimi miasto Połock leżało jakby na dłoni, bo się wznosiło na lekkim pagórku; doskonale wyróżnić było można wysoki zamek z cerkwią katedralną św. Zofii i drugi niższy zamek, wały i palisady miejskie oblane wpadającą do Dźwiny Połotą, a przy tem wszystkiem szeroko rozłożony nieprzyjacielski obóz oblężniczy. Tak blizko, żeby jeno uderzać, a jednak tak daleko - bo w środku między obu wojskami Dźwina szeroko rozlana po powodzi, a głęboka już z natury, stosownie do swoich urwistych brzegów; na dnie jej jeszcze do tego w wielu miejscach jeżą się skały. Poszli rycerze szukać brodu. Jednak nie łatwa to rzecz. Próbowali w kilku miejscach, gdzie brzegi więcej połogie, a rzeka szerzej rozlana, ale daremnie. Pochowali szable do pochew i spisy puścili luźnie - niema rady na dzisiaj. Trzeba będzie jutro most budować albo też wiązać tratwy. Na razie potężna Dźwina podyktowała ludziom zawieszenie broni i spokój zaczął ogarniać oba nieprzyjazne zastępy. Wieczór zapadał i już rycerstwo polskie zaczęło myśleć o założeniu obozowych ognisk; tylko wodzowie ciągle nad brzegiem toczyli jeszcze narady. »O, cóż tam znowu za śmiałek próbuje jeszcze wody« - rzecze wojewoda wśród rozmowy, pokazując niedbale ręką na rycerza, który kroczył przez Dźwinę. Ale niebawem umilkła żywa rozmowa wodzów, bo wszystkich oczy zwróciły się z całem zajęciem na owego rycerza. Już jest pośrodku rzeki, idzie zwolna, równomiernie, ale z taką pewnością, jakby nie szukał, ale wskazywał drogę. Lecz co jeszcze o wiele dziwniejsze, to cała jego zewnętrzna postać. Koń pod rycerzem śnieżnej białości, zbroja gdzie się z pod szat książęcych odsłania, błyszczy czerwonym ogniem. Nareszcie kiedy już przeszedł Dźwinę, stanął cały jakby w kręgu promienistym, odwrócił się twarzą ku rycerstwu i skinął ręką ku sobie. Potem rozwinął sztandar i poskoczył naprzód. Pochylił się cały drżący Jan Boratyński ku Gasztołdowi i szepnął pełen wzruszenia: Senli to albo też jawa, wojewodo! - czyż nie poznajesz brata hospodara naszego?« Ale wojewoda, który już od chwili z całem wytężeniem patrzał w nadzwyczajne zjawisko, nie odrzekł ani słowa, tylko obie ręce wyciągnął w stronę świetlanego rycerza i zawołał nagle wielkim głosem: »Kazimierz, Święty Kazimierz!«. Natenczas zrazu bliżej stojący, potem dalsi, wreszcie całe rycerstwo powtórzyło chórem: »Kazimierz, Święty Kazimierz!«
Św. Kazimierz pokazuje drogę wojskom WKL pod Połockiem obraz Franciszka Smuglewicza w kościele Św. Stanisława w Rzymie (~1775) Foto © Міхась Баўтовіч | https://www.radzima.org/pl/object/5123.html Zapał nadzwyczajny ogarnął w jednej chwili całe wojsko. Wszystko rzuciło się do Dźwiny i przechodziły konie rycerstwa szeroką i głęboką rzekę wbród bez najmniejszego szwanku. Tymczasem nadziemskie zjawisko znikło, ale raz rozbudzony zapał wzniecił wojenną ochotę i napełnił serca nadzieją zwycięstwa. Dostawszy się tylko na drugi brzeg, natychmiast uderza rycerstwo z nieopisaną furią na zmieszanych i nieprzygotowanych należycie Moskali. Nieprzyjaciel nawet nie stawia oporu, tylko rzuca się w bezładną ucieczkę, tak że zdumionym taką łatwością zwycięstwa rycerzom przychodziły na myśl słowa Pisma Świętego: »jeden ścigał tysiąc, a dwaj pędzili dziesięć tysięcy, ponieważ Pan zaprzedał onych i położył im koniec«. Jeszcze tego samego dnia wieczerzał Gasztołd i nocował w uwolnionym swoim zamku połockim. Nazajutrz daleko wzdłuż i wszerz nie było widać ani jednego nieprzyjaciela w całej okolicy, oprócz chyba wziętych do niewoli jeńców. A ci jeńcy tak samo jak nasi wojownicy opowiadali o jakimś świetlanym rycerzu i dotychczas ogarnąć się nie mogli, ani też pojąć, jak się to wszystko stało. Tedy wyruszyli rycerze polscy do kościoła 00. Bernardynów na przedmieściu i padłszy na kolana z głębokiem przejęciem wznieśli ku niebu pieśń dziękczynną: »Ciebie Boże chwalimy«. Po nabożeństwie zaś udali się do refektarza klasztornego i jęli rozpisywać listy. Pisali do króla, do biskupa wileńskiego, do arcybiskupa - prymasa w Gnieźnie, do biskupa przemyskiego, który był wówczas podkanclerzym królewskim, zdając sprawę z tego, co zaszło, a prosząc usilnie, aby, gdy jest tyle dowodów w ręku, rozpocząć zabiegi w Rzymie, w celu ogłoszenia królewicza Kazimierza Świętym. Dla miasta Połocka zaś był ten dzień jakby chwilą posiewu katolickiego na przyszłość. W sto lat potem zmienione było nie do poznania. Przy katedrze św. Zofii osiedli Bazylianie i wszystkie też inne cerkwie zamieniły się na unickie. Powstały nowe kościoły: franciszkański, dominikański, tudzież jezuicki i kaplica na miejscu zjawienia się św. Kazimierza[31]". Jak widzimy modlitwa obu dowódców o wstawiennictwo świętego Kazimierza została wysłuchana, więc nic dziwnego, że „w 1518 roku Zygmunt I Stary wystąpił do Rzymu z prośbą o kanonizację brata. Wysłano legata papieskiego Zachariasza Ferreri, aby zbadał kult. W 1521 roku papież Leon X kanonizował św. Kazimierza, wysyłając z bullą kanonizacyjną biskupa Erazma Ciołka. Niestety biskup zmarł w drodze, a wszystkie dokumenty zaginęły. Jako, że nie tylko dla papiestwa nastały bardzo burzliwe czasy, dopiero w 1602 roku [po zabiegach króla Zygmunta III Wazy] papież Klemens VIII wydał nową bullę na postawie dokumentów z watykańskiego archiwum, dwa lata później miała miejsce uroczysta kanonizacja w katedrze wileńskiej. Papież Urban VIII pozwolił 14 lutego 1636 roku, aby uroczystość św. Kazimierza jako głównego patrona Litwy obchodzona była w tym kraju z oktawą[32]". Relikwie świętego Kazimierza obecnie znalazły się, po wielu perypetiach w kaplicy jego imienia w katedrze w Wilnie, również we Florencji, w bazylice pod wezwaniem św. Wawrzyńca (San Lorenzo) i w wielu innych miejscach. Od 2013 znajdują się również w radomskiej Farze „Ich uroczyste wprowadzenie miało miejsce 3 października 2013 roku w 555 rocznicę urodzin św. Kazimierza i w 30 rocznicę ogłoszenia go patronem miasta Radomia[33]". Jest święty Kazimierz również patronem między innymi: „Polski, Litwy; metropolii wileńskiej, grodzieńskiej, białostockiej i krakowskiej; [diecezji łomżyńskiej, drohiczyńskiej i radomskiej] młodzieży, (...), poznańskiej Śródki, Palermo, belgijskiej Sodalicji Mariańskiej, litewskiego harcerstwa[34]". „W ikonografii atrybutem Świętego jest mitra książęca. Przedstawiany także ze zwojem w dłoni, na którym są słowa łacińskiego hymnu Omni die dic Mariæ - ku czci Matki Bożej, do której święty Kazimierz miał wielkie nabożeństwo. Często przedstawia się go w stroju książęcym z lilią w ręku lub klęczącego nocą przed drzwiami katedry - dla podkreślenia jego gorącego nabożeństwa do Najświętszego Sakramentu[35]". [1] Ks. Piotr Skarga SI, Żywoty świętych polskich, Kraków 2011, s. 17. [2] Henryk Fros, Franciszek Sowa, Twoje imię. Przewodnik onomastyczno-hagiograficzny, Kraków 1982, s.343. [3] Jan Długosz, Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego, księga 11 i 12, Warszawa 2013, s. 132. [4] http://kalendarz.livecity.pl/wieczny-kalendarz/03-10-1458 [5] Jan Długosz, Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego, księga 12, Warszawa 2013, s. 350. [6] Ludwik z Łukaszewic, Św. Kazimierz Królewicz, Bytom 1912, s. 6-7. [7] Ludwik z Łukaszewic, Św. Kazimierz..., s. 7-11. [8] http://parafiasuchedniow.pl/sw-kazimierz-patron-radomia-i-diecezji-radomskiej/ [9] https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/03-04a.php3 [10] Ks. Piotr Skarga SI, Żywoty świętych polskich, Kraków 2011, s.28-29. [11] https://swietatradycja.wordpress.com/2018/08/26/omni-die-dic-mariae/ [12] Zbigniew Gach, Poczet kanonizowanych świętych polskich, Gdańsk 1997, s. 124. [13] Zbigniew Gach, Poczet kanonizowanych..., s. 125. [14] Jędrzej Moraczewski, Dzieje Rzeczpospolitej Polskiej z drugiej połowy piętnastego wieku, Poznań 1846, s.145. [15] http://parafiasuchedniow.pl/sw-kazimierz-patron-radomia-i-diecezji-radomskiej/ [16] http://www.nasza-arka.pl/2007/rozdzial.php?numer=3&rozdzial=6 [17] http://jasnagora.com/ms1b.php?ID=92 [18] http://parafiasuchedniow.pl/sw-kazimierz-patron-radomia-i-diecezji-radomskiej/ [19] http://parafiasuchedniow.pl/sw-kazimierz-patron-radomia-i-diecezji-radomskiej/ [20] http://fara.radom.pl/pl/historia/sw_kazimierz,59.htm [21]Ks. Piotr Skarga SI, Żywoty świętych..., s. 32. [22] Tamże, s. 32. [23] Zbigniew Gach, Poczet kanonizowanych..., s. 126. [24] Ks. Piotr Skarga SI, Żywoty świętych..., s. 33-34. [25] Tamże, s. 34. [26] https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/03-04a.php3 [27] Tamże. [28] X.A. Lipnicki, Życie, cuda i część Świętego Kazimierza królewicza Polskiego, Wielkiego Księcia Litewskiego, Wilno 1907, s. 47. [29] Tamże. [30] Zbigniew Gach, Poczet kanonizowanych..., s. 128. [31] Dr Fryderyk Papee, Święty Kazimierz królewicz Polski, Lwów 1909, s. 39-45. [32] http://martyrologium.blogspot.com/2010/03/sw-kazimierz-jagiellonczyk.html [33] http://fara.radom.pl/pl/historia/sw_kazimierz,59.htm [34] http://martyrologium.blogspot.com/2010/03/sw-kazimierz-jagiellonczyk.html [35] https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/03-04a.php3 Powrót |