Święty Maksymilian Maria Kolbe cz. VII Zdj. dost. na str.: https://voxdomini.pl/archiwa/swieci-i-ich-dziela/sw-maksymilian-m-kolbe/ Ja i o. Maksymilian staliśmy w siódmym szeregu. On stał po mojej lewej ręce, dzieliło nas może dwóch albo trzech kolegów. Gdy szeregów przed nami ubywało, zaczął nas ogarniać coraz większy lęk. Muszę powiedzieć, że jakkolwiek człowiek byłby zdeterminowany i przestraszony, żadna filozofia nie jest mu wtedy potrzebna. Szczęśliwy jest ten, kto ma wiarę, kto ma możliwość do kogo się uciekać, kogoś prosić o łaskę. Modliłem się do Matki Bożej. Nigdy przedtem ani potem, muszę to uczciwie przyznać, już tak żarliwie się nie modliłem. Mimo, że dalej było słychać - »du!«, - to jednak modlitwa wewnętrznie zmieniła mnie na tyle, że byłem spokojniejszy. Ludzie mający wiarę, nie byli już tak przerażeni. Byli gotowi przyjąć przeznaczenie ze spokojem, prawie jak bohaterzy. Jest to wielka sprawa. Esesmani przeszli koło mnie, omiatając mnie wzrokiem, przeszli koło o. Maksymiliana. »Spodobał się« im stojący na końcu szeregu Franciszek Gajowniczek, 41-letni sierżant wojska polskiego. Gdy Niemiec powiedział - »du!« - i wskazał na niego, wyrwało się biedakowi z piersi: - »Jezus, Maria! Moja żona, moje dzieci!«. Oczywiście esesmani nie zwracali żadnej uwagi na słowa więźniów, tylko zapisali jego numer. Gajowniczek później nam przysięgał, że gdyby umarł w bunkrze głodowym, to nie wiedziałby, że taki lament, taka prośba błagalna wyrwała mu się z ust. Skończyła się selekcja, dziesięciu więźniów zostało już wybranych. Dla nich był to ostatni apel. Myśleliśmy, że zakończy się ten koszmar stania: głowa bolała, jeść się chciało, nogi popuchły. A tu naraz zrobiło się jakieś poruszenie w moim szeregu. Staliśmy na długość drewniaka, aż tu nagle ktoś zaczął się przeciskać między więźniami. Był to o. Maksymilian. Szedł krótkim krokiem, bo w drewniakach długim krokiem iść się nie dało, trzeba było je trzymać palcami nóg, żeby nie spadły. Szedł prosto ku grupie esesmanów, stojących w pobliżu pierwszego szeregu więźniów. Wszyscy drżeliśmy, ponieważ było to złamanie jednego z najostrzej i najbrutalniej przestrzeganych zakazów. Wyjście z szeregu oznaczało śmierć. Nowi więźniowie, którzy przyjechali do obozu, nie wiedząc o tym zakazie, za wyjście z szeregu byli bici, co powodowało niezdolność do pracy. A to z kolei równało się pójściu do komory gazowej. Byliśmy pewni, że o. Maksymiliana zabiją, zanim zdąży się przecisnąć. Ale stało się coś nadzwyczajnego, czego nie zanotowała historia 700 obozów koncentracyjnych, jakie zbudowała III Rzesza. Nigdy nie zdarzyło się, aby więzień obozu mógł bez poniesienia kary wyjść z szeregu. Było to dla Niemców coś tak niewyobrażalnego, że stali jak skamieniali. Patrzyli po sobie i nie wiedzieli, co się dzieje. O. Maksymilian szedł w więziennym pasiaku, z miską u boku, w drewniakach. Nie szedł jak żebrak, ani też jak bohater. Szedł jak człowiek świadomy wielkiej misji. Stanął spokojnie przed oficerami. Wreszcie opamiętał się kierownik obozu. Wściekły, zapytał swojego zastępcę: »Was will dieses polnische Schwein?« - »Co chce ta polska świnia?« Zaczęli szukać tłumacza, ale okazało się, że tłumacz jest zbędny. O. Maksymilian odpowiedział spokojnie: »Ich will sterben für ihn« -wskazując ręką na stojącego obok Gajowniczka -»Ja chcę umrzeć za niego«. Jeżeli wcześniej Niemcy stali jak oniemiali, to teraz pootwierali ze zdumienia usta. Dla nich, reprezentujących bezbożność laicką, było to coś niepojętego, że ktoś może chcieć umrzeć za innego człowieka. Patrzyli na o. Maksymiliana z pytaniem w oczach: czy on oszalał, czy może oni nie zrozumieli odpowiedzi. Wreszcie padło drugie pytanie: »Wer bist du?« - »Kto ty jesteś?« O. Maksymilian odpowiedział: »Ich bin ein polnischer katolischer Priester« -»Jestem polskim księdzem katolickim«. Oto więzień wyznał, że jest Polakiem, pochodzi z narodu, który Niemcy nienawidzili, do tego przyznaje, że jest duchownym. Dla esesmanów ksiądz był wyrzutem sumienia. Rys. Mieczysław Kościelniak, były więzień KL Auschwitz Dost. na str. https://www.magnapolonia.org/swiety-maksymilian-kolbe/ Ciekawe, że w tym dialogu o. Maksymilian ani raz nie używa słowa »proszę«. Jest tylko jego żądanie, którym złamał Niemca. Złamał sędziego, który uzurpował sobie prawo decydowania o życiu i śmierci, zmusił go do zmiany wyroku. Zachowuje się jak wytrawny dyplomata, choć za frak, wstęgę i ordery, służy mu pasiak, miska i drewniaki. Panowała wtedy cmentarna cisza, każda sekunda wydawała się trwać wieki. Wreszcie stało się coś, czego do dzisiaj nie mogą zrozumieć ani Niemcy, ani więźniowie. Kapitan SS zwrócił się do o. Maksymiliana - per »pan«: »Warum wollen Sie für ihn sterben?« - »Dlaczego pan chce umrzeć za niego?«. Upadły wszystkie kanony, które esesman wyznawał wcześniej. Przed chwilą nazwał go »polską świnią«, a teraz zwraca się do niego - per »pan«. Stojący obok esesmani i podoficerowie nie byli pewni, czy dobrze słyszą. Tylko jeden raz w historii obozów koncentracyjnych zdarzyło się, aby wysoki oficer, który zamordował tysiące niewinnych ludzi, zwrócił się do więźnia w ten sposób. O. Maksymilian odpowiedział: »Er hat eine Frau und Kinder« - »On ma żonę i dzieci«. Oto cały katechizm w pigułce. On uczył wszystkich, co to znaczy ojcostwo, rodzina. On - człowiek mający dwa doktoraty obronione w Rzymie z najwyższą notą summa cum laude, redaktor, misjonarz, wykładowca dwóch wyższych uczelni w Krakowie i Nagasaki. On uważał, że jego życie jest mniej warte, niż życie ojca rodziny! Jakże to był wspaniały wykład katechizmu. Wszyscy czekali, co się dalej stanie. Esesman był przekonany, że to on jest panem życia i śmierci. Mógł kazać ciężko pobić go za złamanie najbardziej rygorystycznie przestrzeganego zakazu występowania z szeregu. A cóż dopiero, jeśli więzień pozwala sobie na wygłaszanie nauk?! Mógł ich dwóch skazać na śmierć przez zagłodzenie. Po upływie kilku sekund esesman powiedział: »Gut« - »Dobrze«. Zgodził się z o. Maksymilianem, przyznał mu rację. Oznaczało to, że dobro zwyciężyło zło, maksymalne zło. Nie ma większego zła, jak skazać z nienawiści człowieka na śmierć głodową. Ale nie ma też większego dobra, jak oddać własne życie, po to, by drugi człowiek mógł żyć. Maksymalne dobro zwyciężyło"[1]. To co wtedy się wydarzyło, było wprost niewiarygodne, można przyjąć, że wszyscy tam obecni byli świadkami dwóch cudów, dokonanych za przyczyną o. Maksymiliana Kolbego. Wszyscy byli świadomi, że za samowolne wyjście z szeregu więzień powinien być na miejscu zastrzelony przez któregokolwiek ze stojących wokół esesmanów, morderców takich jak Palitzsch, dla których zabicie było równie proste jak splunięcie, ale tak się jednak nie stało. Kompletnie zaskoczony tym wyjściem i tą propozycją Fritzsch zgodził się na tę zamianę i był to drugi cud w tym samym czasie. „Fritzsch, dla którego życie ludzkie więźnia nie miało żadnej wartości, który w każdym innym przypadku najprawdopodobniej posłałby obydwu na śmierć, Franciszkowi Gajowniczkowi kazał wrócić do szeregu, a ojciec Maksymilian stanął wśród skazanych"[2]. Tym czynem o. Maksymilian nie tylko uratował życie innemu więźniowi. On tym sposobem przywrócił pozostałym więźniom poczucie człowieczeństwa w obozie, gdzie „odczuwało się degradację człowieka, dziesiątki tysięcy ludzi przeżywały kryzys człowieczeństwa w sobie samych. Budziły się jakieś zwierzęce instynkty, wynurzała się prymitywna pierwotność odczuwania, rządził ludźmi podświadomy nakaz jedzenia, jedzenia za wszelką cenę i unikania fizycznych cierpień, również za wszelką cenę"[3]. Cała dziesiątka skazańców została zamknięta w bunkrze bloku 13 (po śmierci o. Kolbego numer tego bloku zmieniono na 11), skąd przez wiele dni było słychać modlitwy i pieśni religijne, co było czymś zupełnie nowym. Dotychczas więźniowie skazani na głodówkę przeklinali swych oprawców. W tym bunkrze głodowym „wydarzył się (...) kolejny cud. O. Maksymilian chociaż od 20 lat żył o jednym płucu, przeżył wszystkich. W komorze śmierci żył (...) (ponad 340) godzin [a więc ponad 14 dni]. Każdy lekarz uzna to za nieprawdopodobne"[4]. Warto jeszcze posłuchać opinii doświadczonego lekarza, doktora Wilhelma Thurschmida, obozowego lekarza, który będąc więźniem był jednocześnie kierownikiem sali operacyjnej. Otóż uważał on, że o. Kolbe „miał wielkie szanse i podstawy do nadziei, że z Oświęcimia wyjdzie. Był na bloku rekonwalescentów. Nie pracował. Miał wielu przyjaciół. Mówił po niemiecku, a nawet mógł dostać funkcję na bloku. Mógł trwać. Nie miał przeto powodu uciekać od życia. Sił żywotnych miał o wiele więcej niż każdy z nas. (...) ...przecie to kapłan, jak się pokazało nie byle jaki. (...) Zważmy, że komendant Fritzsch wybierał na śmierć nie cherlaków przecie, nie obozowych muzułmanów, tylko ludzi silniejszych i zdrowszych. Przypuśćmy, że ks. Kolbe był wśród tych dziesięciu nieszczęśników najsłabszym. Cóż się jednak okazało? Oto towarzysze księdza po dwóch, trzech dniach pobytu w bunkrze śmierci, skonali! A on żył. Żył wiele dni. Zobaczcie ten bunkier, ten loch śmierci. Co rano otwierano drzwi katorżniczej komórki, aby zabrać jego zwłoki i codziennie znajdowano go siedzącego, żywego, uśmiechającego się...(...) Tak było przez szereg dni. Przecież esesmani nie mogli nadziwować się żywotności i - powiedzmy wyraźnie - z nieziemskiej siły tego człowieka"[5]. 14 sierpnia 1941 oprawcy nie mogąc doczekać się śmierci o. Maksymiliana Kolbe, postanowili zamordować go zastrzykiem fenolu. Tak opisał, w swoich zeznaniach ostatnie dni ojca Maksymiliana, więzień oznaczony numerem 1192, pomocnik kalefaktora (kalefaktor był to więzień funkcyjny, który wykonywał prace porządkowe i pomocnicze) bunkra nr 11 Brunon Borgowiec, który wynosił ciało świętego do kostnicy: „Śp. o. Maksymilian Kolbe trzymał się dzielnie, nie prosił i nie narzekał, dodawał otuchy innym, wmawiał współwięźniom, iż uciekinier się jeszcze odnajdzie i zostaną wypuszczeni. Wobec tego, iż byli bardzo osłabieni, modlitwy odbywały się już teraz tylko szeptem. Przy każdej inspekcji widziano o. Maksymiliana Kolbego, gdy już prawie wszyscy inni leżeli na posadzce, stojącego lub klęczącego w środku, jak z pogodnym wzrokiem wpatrywał się w przybyszów. Esesmani, znając jego poświęcenie i wiedząc, iż wszyscy z nim znajdujący się w tej celi niewinnie umierają, toteż mając szacunek przed o. Maksymilianem Kolbem, mówili pomiędzy sobą: Der Pfarrer dort ist doch ein ganz anstandiger Mensch. So einen haben wir hier noch nicht gehabt (Ten ksiądz jest przecież całkiem porządnym człowiekiem. Takiego jak on jeszcze tutaj nie mieliśmy). Tak upłynęły dwa tygodnie. W międzyczasie zmarł jeden po drugim, aż po trzech tygodniach pozostało tylko jeszcze czterech, wśród nich także o. Maksymilian Kolbe. Wydawało się to władzy za długo, cela była potrzebna dla nowych ofiar, toteż pewnego dnia przyprowadzili kierownika izby chorych, Niemca, przestępcę kryminalnego nazwiskiem Bock, który każdemu po kolei dawał zastrzyki kwasu karbolowego [fenolu] w żyły lewej ręki. O. Maksymilian Kolbe z modlitwą na ustach podał sam ramię katowi. [Michał Micherdziński tak opisał tę chwilę: »Hans Bock, więzień nr 5, kryminalista, starzy bloku w szpitalu obozowym zadał o. Maksymilianowi śmiertelny zastrzyk. A on znowu nie umarł... . Musieli go dobić kolejnym zastrzykiem«[6].] Wnętrze baraku mieszkalnego. Rys. Mieczysław Kościelniak, były więzień KL Auschwitz. Zdj. z ks. Franciszek Piper, Polacy w KL Auschwitz, Oświęcim 2012. Nie mogąc się przyglądać i pod pretekstem, iż mam pracę w kancelarii, wyszedłem z tego miejsca. Zaraz po wyjściu esesmanów z katem powróciłem do celi, gdzie znalazłem o. Maksymiliana Kolbego w pozycji siedzącej, opartego o tylną ścianę, z oczami otwartymi, z pochyloną głową w boku. Pogodna, czysta twarz jego promieniała"[7]. W późniejszy zeznaniu, złożonym w październiku 1946 roku, Brunon Borgowiec bardziej szczegółowo opisał moment swojego wejścia do tej celi: „Gdy miałem ciało o. Kolbe z celi wynieść i drzwi otworzyłem, podpadło mi, że o. Kolbe siedział na posadzce oparty o ścianę i miał oczy otwarte. Jego ciało było czyściutkie i promieniowało. Każdemu podpadłaby ta pozycja i każdy sądziłby, że to jakiś święty. Jego twarz oblana była blaskiem pogody. Ciała innych więźniów zastałem leżące na posadzce, zbrudzone i o zrozpaczonych rysach. Wzrok o. Kolbego był zawsze dziwnie przenikliwy. Esesmani go znieść nie mogli i krzyczeli: Schau auf die Erde, nicht auf uns! (Patrz na ziemię, nie na nas!)"[8]. Ciało o. Maksymiliana Brunon Borgowiec razem z fryzjerem bunkra nr 11, Maksymilianem Chlebikiem, przenieśli do obozowej umywalni. „Stamtąd złożone zostało do skrzyni i odtransportowane do kostnicy więziennej. Tak zginął ksiądz, bohater obozu oświęcimskiego, ofiarując dobrowolnie swe życie za ojca rodziny, cicho, spokojnie modląc się do ostatniej chwili"[9]. Według powszechnej wersji zwłoki o. Kolbego spalono w krematorium, a prochy wymieszane razem z prochami innych więźniów, zostały rozsypane. Tę wersję podaje się właściwie we wszystkich oficjalnych biografiach, potwierdzają ją w większości zeznania współwięźniów, chociaż zeznań naocznych świadków kremacji zwłok o. Maksymiliana nie udało mi się znaleźć. Wszyscy, którzy mówią o spaleniu jego zwłok powołują się na innych, od których o tym się dowiedzieli. Dalszy ciąg zdarzań usłyszymy jak Pan Bóg pozwoli przyszłym miesiącu.
Bibliografia: Jan Dobraczyński, Skąpiec Boży. Rzecz o. Maksymilianie Marii Kolbe (wyd. I) Niepokalanów 1946. Maria Winowska, Szaleniec Niepokalanej. Ojciec Maksymilian Kolbe, Niepokalanów 1957. F.X. Lesch O.F.M., Le bienheureux Maximilien Kolbe heros d'Auschwitz, Hauteville 1974. Brat Juwentyn L. Młodożeniec, Znałem o. Maksymiliana Kolbe człowieka, który życie oddał za drugiego, Santa Severa - Rzym 1977. o. Leon Dyczewski OFMConv, Święty Maksymilian Maria Kolbe, Warszawa 1984. Polscy święci, Tom 3, red. Joachim Roman Bar OFConv, Warszawa 1984. Danuta Czech, Kalendarz wydarzeń w KL Auschwitz, Oświęcim-Brzezinka 1992. O. Władysław Kluz OCD, 47 lat życia, Niepokalanów 1989. Benedykt Pawlak, Waldemar Moszkowski, Iskra Bożego Pokoju z Oławy, Wrocław 1997. Ludwik Hass, Wolnomularze polscy w kraju i na świecie 1821- 1999, Warszawa 1999. Jan Dobraczyński, Skąpiec Boży (wyd. V) Niepokalanów 2004. Ks. Kazimierz Dąbrowski, Święty Maksymilian Patron Pabianic, Pabianice 2006. Św. Maksymilian Maria Kolbe, Pisma, część I, Niepokalanów 2007. Św. Maksymilian Maria Kolbe, Pisma, część II, Niepokalanów 2008. Konferencje świętego Maksymiliana Marii Kolbego, Opracowanie i redakcja: o. Jan Antoni Książek OFMConv br. Władysław Kornel Kaczmarek OFMConv pod kierunkiem o. Joachima Romana, Niepokalanów 2009. Br. Francis Mary Kalvelage FI (red.), Maksymilian Kolbe święty od Niepokalanej, Sandomierz 2011. Philippe Maxence, Maksymilian Kolbe. Kapłan, dziennikarz, męczennik (1894-1941), Warszawa 2013. Andre Frosard, Pamiętajcie o miłości Męczeństwo Maksymiliana Kolbego, Warszawa 2015. Czesław Ryszka, Wiara i ofiara. Życie, dzieło i epoka św. Maksymiliana M. Kolbego, Kraków 2021. Marta Bogacka, Bokser z Auschwitz losy Tadeusza Pietrzykowskiego, Warszawa 2021. Widziałem człowieka niezwykłego-świadectwa więźniów Auschwitz o św. Maksymilianie, oprac. O. Robert Maria Stachowiak OFMConv, Niepokalanów 2021. Joanna Wieliczka-Szarkowa, Święty Maksymilian Maria Kolbe Nie ma większej miłości..., Kraków 2021. https://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/08-14a.php3 http://bazylikawnmp.pl/?site=show_news&id=94 http://3dstyle.pl/vtrip/maksymilian/start-pl.html https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2007/Przewodnik-Katolicki-34-2007/Diecezja-Wloclawska/Za-Zdunskiej-Woli-na-Jasna-Gore Jadwiga Treszkowa, Lwów w życiu błogosławionego Maksymiliana M. Kolbe, w biuletynie koło Lwowian nr 21 grudzień1971, s.25. Dost. w Intern. na str.: https://dlibra.kul.pl/dlibra/publication/2086/edition/1990/content https://liturgia.wiara.pl/doc/418520.Nutowy-zasobnik/8 http://www.chemindamourverslepere.com/tag/j%27irai+la+voir+un+jour https://www.franciszkanie.pl/artykuly/oczami-sw-maksymiliana-6-swietosc https://naszdziennik.pl/index.php/wiara/243612,sejm-podjal-uchwale-ws-upamietnienia-sw-maksymiliana-kolbego.html Gustaw Morcinek, Barć Niepokalanej, art. w Gość Niedzielny nr 11 z 14 marca 1948 r. https://www.sbc.org.pl/dlibra/publication/98715/edition/93021/content https://rycerzniepokalanej.pl/artykuly/tylko-milosc-jest-sila-tworcza/ https://www.fronda.pl/a/mpatynowskacialo-sw-maksymiliana-kolbe-nie-chcialo-splonac-w-krematorium-legenda-czy-prawda,76885.html https://niepokalanow.pl/dziedzictwo-kolbianskie/maksymilian-kolbe/fake-newsy/cialo-swietego-maksymiliana https://e-historia.edu.pl/main/articles/show/article:Tych-krzykow-przerazenia-nigdy-nie-zapomne---strach-w-obozie-183/ https://m.niedziela.pl/artykul/24109/Matka-meczennika---ukazala-sie-biografia https://voxdomini.pl/archiwa/swieci-i-ich-dziela/sw-maksymilian-m-kolbe/ Franciszek Piper, Polacy w KL Auschwitz, Oświęcim 2012. [1] Joanna Wieliczka-Szarkowa, Święty Maksymilian Maria Kolbe Nie ma większej miłości..., Kraków 2021, s. 69-75. [2] o. Leon Dyczewski OFMConv, Święty Maksymilian..., s. 262. [3] Tamże, s.263-264. [4] Joanna Wieliczka-Szarkowa, Święty Maksymilian..., s. 76. [5] Widziałem człowieka..., oprac. O. Robert Maria Stachowiak OFMConv, s. 158-159. [6] Joanna Wieliczka-Szarkowa, Święty Maksymilian..., s. 76. [7] Widziałem człowieka..., oprac. O. Robert Maria Stachowiak OFMConv, s. 18-19. [8] Tamże, s.16. [9] Tamże, s. 19. Powrót |