Bł. Gabriela Kolumba Cz. IV Błogosławiona Ksieni naszego klasztoru Matka Kolumba Gabriel, wyniesiona na ołtarze przez Jana Pawła II w 1993r. dost. w intern na str.: http://benedyktynki-krzeszow.pl/otaczamy-kultem/bl-m-kolumba-gabriel My jedynie, za pewnik możemy przyjąć (co już wcześniej przytoczono), że „to, co zrobiła z matką Kolumbą lwowska hierarchia kościelna, [a przede wszystkim ks. biskup Józef Weber i ks. Bolesław Twardowski] to zakonnice oraz całe społeczeństwo mogło zrozumieć tylko jako niedwuznaczne potępienie winowajczyni. Więc [kronikarka zakonna] s. Ida potępiła [ją] także. To była niemal kwestia posłuszeństwa. A potępiwszy zrobiła rzecz bardzo niemądrą: wyrwała ze swojej kroniki ostatnią kartkę, z zapiskami od połowy roku 1899, i dzieje tych ostatnich miesięcy napisała raz jeszcze, ale już w świetle kwietniowego skandalu. Nie wiadomo, czy cokolwiek opuściła: może jakieś życzliwe słowa pod adresem matki Kolumby. Niewątpliwie natomiast coś dodała, co miało być skandalu wyjaśnieniem: mianowicie umieszczoną pod sierpniem tegoż roku notatkę o tym, jak to dusza panny ksieni pustoszała w miarę wzrastającej na pozór szlachetnej i wielkodusznej wspaniałości serca dla bliźnich. Należy to odczytać jako najwyraźniejsze możliwe pod piórem ówczesnej mniszki oskarżenie matki Kolumby o miłostki z Podruckim w Lesienicy podczas budowy klasztorku, tak starannie przez Matkę dozorowanej. Potępienie jest niedwuznaczne. A jednak - a jednak s. Ida nie usunęła z kroniki wzmianki o tym, jak to ksieni czuwała dzień i noc przy niej podczas jej ciężkiej choroby. Od niej tylko wiemy dziś o tym. Czy miał to być dowód obiektywizmu - czy ostatnie echo pogrzebanego szacunku i miłości? To potępienie matki Kolumby okupi s. Ida ogólnym zgorzknieniem i skostnieniem własnej duszy. Będzie odtąd w klasztorze uosobieniem tego typu zakonnicy, który straszy zwykle głównie po literaturze: chodzącej reguły bez ludzkich uczuć. Ale inne siostry? I dla nich w większości głos Kościoła (czyli w praktyce opinia galicyjskiego kleru) był rozstrzygający. Największą tragedię przeżyła s. Izydora, szczera wielbicielka Matki; a przeżyła dlatego, że ona jedyna albo prawie jedyna nie potrafiła do końca uwierzyć w jej winę nawet pomimo głosu Kościoła. Da tego wyraz przy okazji później. Ale nie mogła nic zrobić. Nawet nie wiadomo, czy była przy pożegnaniu. Zdaje się raczej, że radne wypchnęły Matkę szybko i bez rozgłosu, po cichu, byle za drzwi. Tymczasowe rządy powierzył Weber podprzeoryszy"[1]. Posłuchajmy jeszcze kilku relacji z tamtych czasów, które pojawiły się już po wyjeździe m. Kolumby do Rzymu. Jak wiemy z dziennikami współpracowały niektóre osoby duchowne, co pozwala zrozumieć skąd dany dziennikarz wiedział o niektórych faktach: Pierwsza relacja, to artykuł ze znanej nam już socjalistycznej gazety ukazującej się we Lwowie Słowo Polskie z dnia 27 kwietnia 1900 roku. Jako ciekawostkę można podać, że właśnie w roku 1900 swoje pierwsze wiersze i teksty w tej gazecie, opublikował szesnastoletni Kornel Makuszyński. Nakład Słowa Polskiego wynosił ok. 12 tys. egzemplarzy, na ogólna liczbę lwowian wynoszącą wówczas 150 tys. Jest to wynik, jak na ówczesne czasy imponujący, gdyż zazwyczaj jeden egzemplarz gazety czyta przynajmniej dwie, trzy a czasami i więcej osób. Pamiętajmy, że w tamtych czasach dość powszechne były czytelnie, gdzie można było spokojnie, przy kawie czy herbacie przejrzeć najnowsze gazety. Artykuł został zatytułowany Z klasztoru, posłuchajmy: „Wyjazd ksieni klasztoru Sióstr Benedyktynek jest faktem dokonanym. Pani Kolumba Gabriel wyjechała ze Lwowa w sobotę popołudniu, w przebraniu świeckiem, sama, bez żadnej asystencji. Ten ostatni szczegół jest ważnym o tyle, że w takim razie mylnym jest twierdzenie pewnych sfer, jakoby siostra Kolumba wyjechała do Rzymu dla wzięcia udziału w pielgrzymce polskiej, czy też dla odbycia rokolekecji. O wyjeździć tak dalece zachowywano w klasztorze tajemnicę, ze nawet najbliżsi, którzy wiedzieli już dzień przedtem, że wyjazd ksieni jest postanowiony nie przypuszczali, ażeby on mógł nastąpić w innym stroju, aniżeli zakonnym. Okazanie się strojnej damy w kapeluszu na tarasie klasztoru, w której wszyscy domownicy rozpoznali od razu ksienię - zdziwiło wszystkich ogromnie. Jest jednak i inna rzecz. Jeżeli siostra Kolumba miała wziąć rzeczywiście udział w pielgrzymce, to dlaczego się tak spieszyła. Pielgrzymi ruszają z Krakowa dopiero w niedzielę, 29 kwietnia, wyjazd zaś ksieni ze Lwowa nastąpił o ośm dni przedtem. A teraz jeszcze nieco o byłej ksieni Kolumbie Gabriel. Wstąpiła ona do klasztoru, mając lat czternaście. Było to dziewczę biedne, zdolnościami jednak i rzeczywistym talentem, jaki okazała w rysunkach i malarstwie, jako też pilnością wzorową starała się wynagrodzić dobrodziejstwa, jakie świadczył jej klasztor, szczególniej zaś ksieni Hattel. Wyrosła w dorodną, choć bogobojna zakonnicę, wszyscy budowali się jej prostotą i rozwagą. Wszystko to jednak była tylko do czasu. Zwykła zakonnica poczęła wzrastać w godności klasztorne, ustanowiono ją prefektą szkoły, później, za wpływem spowiednika, następnie zaś kuratora duchownego klasztoru, dzisiejszego biskupa sufragana, ks. Webera - wybrano ją przeoryszą, gdy zaś zmarła sędziwa ksieni Hattel, siostra Kolumba, za tym samym wpływem, mimo, że w klasztorze znajdowały się inne, starsze od niej wiekiem i zasługami kandydatki - została wybraną ksienią klasztoru. Odtąd rządy klasztoru spoczęły w rękach młodej jeszcze i nadzwyczaj przystojnej ksieni. oraz ks. biskupa Webera. Za jego to zapewne poradą młoda, nie rozumiejąca się tak bardzo na gospodarstwie wiejskim ksieni, oddaliła zarządcę dóbr klasztornych Fedowskiego i samodzielnie administrowała sześciu, należącemi do klasztoru włościami. Ulubionym miejscem jej letniego pobytu były Lesienice, własność klasztoru, gdzie zeszłego roku wybudowała nawet letnie mieszkania. Urządzenia wewnętrzne i w ogóle wszelkie roboty stolarskie w tym letnim klasztorku. powierzyła ksieni swojemu protegowanemu wychowankowi Pawłowi Podruckiemu, który szereg letnich miesięcy spędził również w Lesienicach. Do wioski tej przyjeżdżali również w odwiedziny codziennie kanclerz konsystorza arcybiskupiego i spowiednik klasztoru SS. Benedyktynek zarazem, ks. Twardowski, oraz ks. biskup Weber. W październiku wróciła do Lwowa ksieni Kolumba, z nią zaś Paweł Podrucki, który zamieszkał przy ulicy Teatyńskiej. Ksieni hojnie mu płaciła za robotę, uwierzywszy zaś jego zdolnościom śpiewackim, nie kazała mu marnować tak drogiego talentu i sama nawet łożyła na jego wykształcenie W grudniu wręczyła mu nawet 4.000 koron, by pojechał za granicę dla dalszego kształcenia się w śpiewie. Tak też się stało. Podrucki wyjechał, ale i w głowie ksieni widocznie świtała już wtedy myśl wyjazdu, skoro już od dwóch miesięcy wysyłała z klasztoru kufry, które szły pod niewiadomym adresem. O wyjeździe jej zadecydowała wreszcie wieść o aresztowaniu Podruckiego pod zarzutem kradzieży, oraz pewność, że skandalu nie da się już dłużej ukryć... Mówią, żę ksieni powodowała się jedynie dobrym sercem, wspomagając biednego chłopaka, ks. biskup Weber sam przyznał, że wiedział o tym, iż ksieni Kolumba wspiera od czasu do czasu Podruckiego... O dobrem sercu ksieni Kolumby świadczy jeszcze fakt następujący: Po księdzu S., który był katechetą w szkole, na stał miody Ksiądz B. O ile ks. S. był przez ksienię nielubianym , ponieważ kapłaństwo miał nie tylko w ustach, ale i w sercu. o tyle ks. B. pozyskał, mimo woli i chęci, względy siostry Kolumby. Ks. S. daremnie błagał niejednokrotnie ksienię, by odwiedziła szkołę, zaszczyciła obecnością swoją choćby jeden popis. Nie zjawiła się nigdy. Natomiast, skoro nastał ks. B. ksieni nie wychodziła prawie ze szkoły. Zawsze miała jakieś interesy, wreszcie w drugim miesiącu pobytu ks. B. w klasztorze wyprawiła mu w dzień imienin olbrzymio owacje, z hymnami, chórami, podarunkami, wśród których widział własną jej ręką malowany obraz Madonny. Rok tylko niespełna pobył ks. B na nowej posadzie, wstydząc się sam przed sobą, że Bóg mu dał młodość ... I znowu owacja pożegnalna, epilogiem której było to, ze ks. B. wyjechał prawie bez pożegnania[2]". Natomiast Gazeta Narodowa w rubryce o nazwie Kronika przytacza trochę inną, co nie znaczy, że właściwą wersję tych zdarzeń, ale poprzedzoną taką ciekawostkę zatytułowaną Potępione pisma: „Ruch Katolicki przytacza kurendę [pismo, zarządzenie] arcybiskupa [Seweryna] Morawskiego datowaną z 30 marca br. [1900 roku] w której ten książę kościoła występuje przeciw socjalistycznej agitacji. W końcu kurendy zwraca ks. arcyb. Morawski uwagę, iż należy przypominać wiernym zakaz czytania niektórych gazet, wspólnym listem pasterskim z grudnia 1898 wymienionych, który to zakaz zostaje zupełnie w swojej mocy. Równie - czytamy dalej w tej kurendzie - szkodliwemi są inne także pisma peryodyczne, które wprost lub ubocznie służą socyalizmowi, a których także żadnemu katolikowi nie godzi się czytać, a takiemi są mianowicie: Prawo Ludu, Wola, Równość, Krytyka, Latarnia, Gazeta Robotnicza, Przedświt, Ognisko, Cięgi, Wiek XX, Słowo Polskie i Naprzód"[3]. W tym samym numerze Gazeta Narodowa, troszkę niżej opisała właściwie całą historię, w którą zamieszana została matka Kolumba Gabriel. Jakże jednak inaczej to przedstawiła, posłuchajmy: „Przykry fakt. Do klasztoru PP. Benedyktynek łac. we Lwowie, znanego z dobroczynności, zgłosiło się przed mniej więcej ośmiu laty troje wynędzniałych dzieci, pochodzących ze wsi. Przełożona klasztoru poleciła biedactwa te przyjąć i zaopiekować się niemi. Między dziećmi tymi znajdował się najstarszy, schorzały, a przeto przywieziony na wózku, czternastoletni wówczas chłopiec, Paweł Podrucki. Zakonnice przyprowadziły go do zdrowia, a potem Podrucki poszedł uczyć się stolarstwa u stolarza jednego z folwarków klasztornych. Dla dopełnienia następnie nauki, terminował jeszcze Podrucki na koszt klasztoru u lwowskiego stolarza Tenerowicza. Gdy się wyzwolił, pojechał do Wiednia, był też podobno w Paryżu, a zeszłego roku powrócił do Lwowa i zgłosił się do klasztoru PP. Benedyktynek z zapytaniem, czy nie dostałby roboty. Ksieni klasztoru, Matka Kolumba Gabryel, poruczyła mu roboty koło drzwi i okien w Lesienicach, należących do klasztoru, a nadto starała się wzmocnić [u] Podruckiego uczucia religijne, mocno nadwątlone w czasie pobytu jego zagranicą. Rozmawiała z nim więc wiele sama ksieni, modliły się za niego zakonnice i ks. biskup Weber, otaczano go ciągle atmosferą szczerej pobożności, a Podrucki udawał, że to na niego wpływ wywiera, okazywał skruchę i przyrzekał żyć po Bożemu. Jednakże chytry Stolarczyk, zepsuty do gruntu, słuchając zacnych nauk i życzliwych rozmów ksieni, miał głowę nabitą rozpustą i począł być względem ksieni wprost natrętnym. Gdy go ksieni skarciła surowo, Podrucki w brutalności swej i cynizmie począł namawiać ksienię do ucieczki z klasztoru. Ksieni uskarżyła się na to przed ks. biskupem Weberem, który też polecił ksieni, by go nie wpuszczała do klasztoru, lecz wskazała mu, żeby wracał do swego zawodu. Los zdarzył, że właśnie wówczas, a było to w styczniu rb. ksieni straciła ukochaną siostrę, co ją tak przygnębiło, iż rozchorowała się, a ordynujący lekarz dr. Lukas z trudem tylko zdołał zażegnać grożącą jej chorobę umysłową. Tak tedy ksieni, nagabywana ustawicznie przez Podruckiego, stała się bardziej rozdrażnioną i lękliwą, zwłaszcza wobec tego, że Podrucki groził, że jeśli ona nie przystanie na jego pragnienia, on zamorduje ks. biskupa Webera i spali folwarki klasztorne. W swej niemocy nie pomyślała ksieni o sposobie uwolnienia raz na zawsze od intruza siebie i osób, do których on dyszał nienawiścią, lecz właśnie chciała wpłynąć na niego łagodnością i dlatego nie wydała polecenia zamknięcia przed nim furty klasztornej. Podrucki ostatecznie spostrzegł, że nic nie wskóra, więc zmienił front i oświadczył ksieni, że ustąpi i wyjedzie, jeżeli ksieni dopomoże mu do kształcenia się w śpiewie, gdyż posiada do tego głos i zamiłowanie. Ksieni, tusząc sobie, że to uwolni ją wreszcie bez rozgłosu od Podruckiego, dała mu dnia 21 stycznia 4 000 koron, a Podrucki rzeczywiście wyjechał - i to do Wiednia. Atoli w Wiedniu aresztowano w Wielki Piątek braci Podruckich, Pawła i Bazylego, jako podejrzanych o kradzież kwoty 23.000 koron w fabryce Wczelaków [Firma braci Wczelaków we Lwowie produkowała parkiety, deszczułki i inne wyroby stolarskie oraz przyjmowała zlecenia na wykonywanie prac stolarskich]. Kradzież tę popełniono jeszcze w grudniu r.z. [roku zeszłego] Otóż Paweł Podrucki, u którego znaleziono 1.400 koron, oświadczył, że pieniądze te dostał od pewnej opiekującej się nim osoby, a sprowadzony do Lwowa podał wyraźnie, że pochodzą one od ksieni Kolumby Gabryel. Ksieni Kolumba - jak donosi lwowski Przegląd wyjechała w sobotę z polecenia ks. biskupa Webera do Rzymu na rekolekcje, aby powróciła do równowagi duchowej. Nie prawdą więc jest co donoszą niektóre dzienniki lwowskie, jakoby ksieni wyjechała potajemnie. Nie wyjechała też w stroju świeckim, lecz w habicie. Bajką wreszcie jest, jakoby Podrucki był bardzo przystojnym. Podrucki jest pochodzenia niskiego, o rysach grubych, ordynarnych, ksieni zaś osobą w średnim wieku"[4]. W tej wersji wydarzeń, także znalazło się parę faktów, które dzisiaj można by nazwać faktami prasowymi. Otóż ksieni wyjechała w stroju cywilnym, razem z bratem i faktycznie starała się to uczynić dyskretnie. Powyższa relację wydrukowało kilka pism o zdecydowanie pro-katolickim nastawieniu, prasa socjalistyczna odpowiedziała w kolejnym dniu perfidnie napisanym, a jednocześnie stylizowanym na naukowy, tekstem w Słowie Polskim nr 197 z dnia 28 kwietnia 1900 roku. W tekście mamy prawie, że medyczną oraz psychologiczną diagnozę przyczyn tej nadmuchanej i kompletnie nieudowodnionej ale przecież już osądzonej przez prasę sprawy m. Kolumby. Było tam wiele insynuacji, faktów prasowych i tzw. logicznych wniosków ale pamiętajmy, że sprawa o której pisano to była przede wszystkim jak najbardziej realna tragedia osób, nie tylko duchownych ale jednocześnie prawdziwie uduchowionych, których szkalowali i oceniali pospolici materialiści. Osoby, które można podejrzewać o to, że nigdy nie miały najmniejszego pojęcia, co to jest prowadzenie życia duchowego, życia w prawdzie czy też przestrzeganie przykazań Bożych. Dla których oszustwo i zakłamanie były codzienności i dla których, każdy a już najbardziej zakonnica czy też ksiądz, także musiał żyć w kłamstwie i obłudzie. Ale trzeba im niestety przyznać, że bili w Kościół bardzo mocno i dla wielu ludzi bardzo trafnie i przekonująco. I tu jeszcze może warto się zastanowić nad jedną bardzo istotną kwestią. Otóż, jak pamiętamy, z żywota świętego Klemensa Marii Hofbauera, który bez mała 100 lat wcześniej, wskazał na przyczynę swoich problemów, w efekcie których został wraz ze swoimi współbraćmi wyrzucony z Warszawy, część ówczesnego duchowieństwa warszawskiego. Nie chodziło mu o wykonawców, czyli żołnierzy francuskich ani nawet o dziennikarzy, gorliwych i drobiazgowych wykonawców powierzonych im zadań. Nie, jemu chodziło dokładnie o niektórych warszawskich księży, którym ówczesna działalność redemptorystów bardzo przeszkadzała. Także tu, we Lwowie, sto lat później, również mieliśmy okazję usłyszeć jak ks. biskup Weber, w liście do generała zmartwychwstańców, podobnie widzi jedną z ważniejszych przyczyn swoich cierpień, którą jest dwulicowe postępowanie kurialistów. Także, sama prasa antykościelna, w jednym ze swoich artykułów podkreślała, że ma bardzo wielu stronników właśnie wśród lwowskiego duchowieństwa. Poniższy artykuł cytujemy tylko z uczciwości kronikarskiej. Tytuł artykułu: Romans w klasztorze I znowu bramy klasztorne otwarły się, ażeby wydać z siebie - skandal. Te mury, roznoszące dokoła siebie woń średniowiecczyzny, robią się u nas od pewnego czasu aktualne. W ciągu pól roku niespełna, po raz już czwarty lub piąty przychodzi dziennikarstwu zajmować się „tajemnicami", wydartymi kratom klasztornym, a wszystkie wypadki razem dają stylowy obraz newrozy [neurozy], która stanowi główne podłoże popędu odosabniania się jednostek od życia gromadnego. Charakterystyczną jej cechą bywa zawsze krańcowość i zmienność nastrojów, usposobienie do skoków gwałtownych i niewytłumaczonych, łatwe kojarzenie się kontrastów i przeciwieństw. Tak samo jest tutaj. Najpierw jesteśmy świadkami owej chorobliwej manii łowienia dusz, która wbrew wszelkim przykazaniom boskim i ludzkim odrywa dziecko od łona rodziny, a przechodząc w stan egzaltacji, graniczącej z obłędem, odpędza od furty klasztornej kobietę, której porwano jedyną córkę i pociesza ją perspektywą powtórnego widzenia się w niebie. A potem oglądamy scenę, diametralnie różną: romans, połączony z nadużyciami pieniężnymi popełnionymi w imię miłości ludzkiej. Te dwa, tak, niepodobne do siebie epizody, sprowadzają się jednak do wspólnego mianownika, którym jest ów właśnie stan chorobowy, owo rozdrażnienie nerwowego systemu, jakim ulegać muszą jednostki, pogwałcone w swoim normalnym rozwoju. Natura nie pozwala się koślawić bezkarnie. Owoce znajdą się zawsze: czy to w formie mistycznych egzaltacji, czy erotyzmu, łamiącego wszelkie śluby i reguły. Klasztory przestały produkować świętych, a wytwarzają jednostki nieszczęśliwe, skazane na egzystencję, pełną zboczeń lub obłudy. [Ciekawe zdanie, można by uznać, że je za prorocze lub za ujawnienie planów, które dziennikarz mógł usłyszeć na spotkaniu z braćmi w jednej z lóż, bo faktycznie, dzisiaj to prawda, wystarczy spojrzeć na zakony dominikanów, franciszkanów czy jezuitów, aby uzyskać potwierdzenie ale nie na przełomie XIX i XX wieku, kiedy klasztory produkowały jeszcze świętych, czego przykładem jest między innymi bł. Kolumba] Wypadek w zgromadzeniu Benedyktynek łacińskich we Lwowie należy do tej drugiej kategorii. Kobieta w pełni sił żywotnych, piękna i młoda - znajduje prawie na progu życia przystań w tym grobie żywym. Z zaciętej może walki pomiędzy nieujarzmionymi instynktami ludzkimi, a obowiązkiem, te pierwsze wychodzą zwycięsko, ale wychodzą w postaci wynaturzonej i grzesznej, bo osłonięte pozorami świętości. Dramat [może] znaleźć (...) nawet rozwiązanie bardzo ludzkie. Czy kobieta ta, która dzięki wypadkowi stała się bohaterką chwili i zwróciła na siebie niedyskretne oczy władz i opinii, jest winną? Bez wątpienia [oczywiście, pan dziennikarz już sprawę przesądził i znalazł winną] - ale jeśli gdzie znaleźć się mogą i powinny okoliczności łagodzące, to tutaj. Kto wie, czy większym grzechem - grzechem przeciw p a w o d a w s t w u przyrody [A więc to jest świat, gdzie nie Pan Bóg a przyroda ustanawia prawa] - nie było przywdzianie na siebie sukni zakonnej, aniżeli wyciągnięcie spragnionych ramion ku wybranemu mężczyźnie. Kto jest bez grzechu- niech rzuci kamieniem. Zrobią to niezawodnie świętoszki, ci, którzy kują ustawy moralne, a stwarzają zgniliznę w życiu, ci, którzy na żywiołowe pragnienia człowieka nakładają więzy konwencjonalnej cnoty, aby je zaspakajać za parawanami. Obok tej siostry, pokutującej teraz pod dozorem stróżów moralności, można przejść bez tartuffowskiego oburzenia, raczej z współczuciem i żalem - ale obok systemu, co występną zakonnicę zrobił z kobiety, która byłaby może uczciwą żoną, obok tej atmosfery dusznej, co stwarza kołowaciznę pojęć i wynaturzenia uprawnionych instynktów, nie można przejść bez serdecznego życzenia, aby oświata i nauka odesłały je na koniec do archiwum przebrzmiałych pamiątek. [tak jest, tu nasz ratunek, nie wiara w Boga ale oświata i nauka. To nieważne, że wiele twierdzeń naukowych jest fałszywych lub naciąganych, ale to nauka i jej wyznawcy, czyli naukowcy powinni być naszymi ideałami, a najlepiej idolami]. Charakterystycznym jest zachowanie się pism klerykalnych wobec wypadku w klasztorze Benedyktynek. Pierwszy Przegląd [5]zabrał głos i podjął się... oczyszczenia winnej za pomocą kłamstw. Strona tytułowa gazety w której znajdował się cytowany tekst. Dost. w Itern. https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/doccontent?id=228170 Sprawozdanie Przeglądu jest napisane tak niezręcznie, że zaprzeczając wszystkiemu, potwierdza wszystko. Chwilami przechodzi to nawet w komizm Bohater afery, Stolarczyk Podrucki - wedle wyrażenia się Przeglądu nadwątlił mocno swojo uczucia religijne w czasie pobytu za granicą. Więc, ksieni postanowiła go nawrócić, „rozmawiała z nim wiele, zakonnice i ks. biskup Weber (!) modliły się za niego, otaczano go atmosferą pobożności". Mimo to Stolarczyk „począł być względem ksieni natrętnym", „w brutalności swej i cynizmie namawiał ją do ucieczki z klasztoru", „groził, że jeśli ona nie przystanie na jego pragnienia, to zamorduje ks. biskupa Webera (!)" itd. itd. Musi się każdemu dziwnym wydać, że zakonnica znosiła tę natarczywość chłopca, należącego do niższej sfery towarzyskiej, skoro mogła była uwolnić się od niego przy pierwszym zaraz ataku wyrzuceniem go za drzwi. Kobieta, która nie chce słuchać wynurzeń miłosnych, nic słucha ich po prostu. Ale siostra Kolumba była dziwnie niezdecydowana. Ona tylko skarciła go surowo, uskarżyła się przed ks. biskupem Weberem (!), a gdy on polecił jej nie wpuszczać donżuana do klasztoru, stała się „jeszcze bardziej lękliwą i rozdrażnioną", „chciała wpłynąć na niego łagodnością i... „w niemocy swej" mimo powtarzających się nagabywań „nie wydała polecenia zamknięcia przed nim furty klasztornej", a na koniec - dała mu 2 000 zł., aby się od niego „uwolnić bez rozgłosu. Oto jest kwintesencja „obrony" klerykalnego organu, obliczona chyba na ludzi o dziecięcej prostocie ducha, bo któż nie spostrzegł, że jest ona potwierdzeniem całego smutnego faktu? Trzeba mieć miedziane czoło, ażeby tak odważnie przeistaczać czarne w białe. Lecz ci ludzie są zdolni podjąć się obrony każdego plugastwa, jeżeli tego wymaga ich interes. Drugi urzędowy monitor klerykalizmu, katolicki, zachowuje pobożne milczenie. Cóż - świętoszki? Gdzież to ów apostolski rezon? gdzie cnoty? gdzie odwaga piętnowania grzechu? Natomiast inne pisma „katolickie" ozwały się, powtarzając jota w jotę komunikat Przeglądu. Rezerwują się - ażeby nie zmarnować amunicji potrzebnej im tak bardzo na oszczercze napaści na światło, postęp i naukę"[6]. I na zakończenie tego przeglądu lwowskiej prasy z końca dziewiętnastego wieku posłuchajmy raz jeszcze Słowa Polskiego: „Siostra Kolumba, była przolożona Benedyktynek łacińskich we Lwowie, po przeprowadzeniu procesu kanonicznego, gdzie rozpatrywano jej niedawną, a tak głośną w całym kraju aferę, została ukarana przez władze kościelne w ten sposób, że wydalono ją z zakonu. Zostawiono jej przytem do wyboru; albo pójść w świat, gdzieby się jej podobało, albo zamieszkać na osobności w klasztorze o bardzo ostrej regule, nazywanym we Włoszech sepolto vivo, pogrzebaniem za życia. Siostra Colomba w poczuciu swojej winy wybrała to drugie[7]".Inny autor w artykule opisującym podlwowskie Lesienice a dokładniej historię Czartowskiej Skały, która tam się znajduje, nie zapomniał oczywiście o tym lwowskim skandalu, który przedstawił, jak mu się pewnie wydawało bardzo dowcipnie, a który z prawdą nie miał nic wspólnego: „W naszych już bowiem czasach mówiono dużo o (...) sielance, w której rolę pasterki z niezwykłym powodzeniem odgrywała siostra Kolumba, kiedy indziej znowu staruszki zakonnice tam resztę dni swoich spędzały na łaskawym chlebie. Lesienice bowiem razem z całym obszarem Czartowskiej skały, należą już od siedemnastego wieku począwszy, do lwowskiego konwentu Benedyktynek..."[8]. Tak w dużym skrócie przedstawiała się ta olbrzymia tragedia a jednocześnie przełomowy moment w życiu m. Kolumby Gabriel. Ale to, tak ważne wydarzenie, które miało miejsce we Lwowie w 1900 roku większość oficjalnych żywotów naszej błogosławionej bohaterki potrafi je prawie zupełnie pominąć, opisując je jednym zdaniem w stylu: „Napotkawszy trudności nie do pokonania zarówno wewnątrz klasztoru, jak i na zewnątrz, za zgodą ordynariusza archidiecezji opuściła klasztor we Lwowie i ojczyznę"[9]. Lub jeszcze bardziej lakonicznie, [w roku] „1900 udała się do Włoch i przebywała w klasztorze benedyktynek Subiaco"[10]. Warto jeszcze zapoznać się z fragmentem artykułu Wacława W. Szetelnickiego: „Poruszając kwestię obrony Kościoła przed atakami oraz działaniami państw zaborców czy środowisk i ugrupowań antyklerykalnych, polityków, masonerii i ruchów komunistycznych wrogich Kościołowi w latach, kiedy na stolicy metropolii lwowskiej zasiadał Józef Bilczewski, nie można pominąć roli ówczesnych mediów - wydawców oraz redakcji gazet i dzienników w kreowaniu opinii czy postaw społeczeństwa. Prasa, głównie lokalna, była nośnikiem informacji, również niesprawdzonych i nieprawdziwych o charakterze plotki. Insynuacjom oraz pomówieniom periodyków padł sufragan lwowski bp Józef Weber łączony z osobą ksieni klasztoru benedyktynek lwowskich Matką Kolumbą Gabriel. Częste wyjazdy lwowskiego biskupa pomocniczego do domu benedyktynek w Lesienicach oraz pobyty w lwowskim konwencie nie spotykały się z aprobatą duchowieństwa, a także przychylnością społeczeństwa. Dodatkowo wykorzystano zdarzenie nieroztropnego finansowego wsparcia Pawła Podruckiego, podopiecznego Matki Kolumby. Od 1900 r. na łamach prasy rozpoczęto eskalację pomówień, trwającą przez kolejne lata aż do wyjazdu abp. Józefa Webera do Rzymu. Metropolita Józef Bilczewski już w pierwszych miesiącach sprawowania posługi pasterskiej musiał zmierzyć się z wywołanym skandalem, w który, jak się później okazało, niesłusznie wmieszano jego najbliższego współpracownika, lwowskiego sufragana oraz przełożoną słynnego żeńskiego klasztoru. Od kwietnia 1900 r. Matka Kolumba przebywała w Rzymie, gdzie Stolica Apostolska prowadziła postępowanie wyjaśniające. Wobec tego faktu zintensyfikowana kampania oszczerstw skupiła się na osobie bp. Józefa Webera. Klasztorna kronika relacjonuje w następujący sposób przebieg tych zdarzeń: 21.04.1900 r. - »wyjechała panna Joanna Kolumba Gabriel - złożywszy rządy na ręce N. Konsystorza - do Rzymu, w sukniach świeckich, pod opieką swego brata. N. Ks. Biskup Weber tymczasowy rząd klasztoru polecił p. Subprzeoryszy Kazimierze Kłus«. Natomiast w odniesieniu do zaistniałej sytuacji: »Teraz nastały ciężkie czasy dla Kościoła, bo w osobie N. Ks. Biskupa Webera znosił wielkie krzyże. Nasz klasztor ucierpiał również wiele na sławie z powodu lekkomyślności nieszczęśliwej p. Kolumby. Umysły wszystkich były wzburzone, spokój serca naruszony. Najboleśniejsze to, że największy dobrodziej klasztorny, najlepszy Ojciec nasz X. Weber stał się przedmiotem pośmiewiska i wzgardy u ludzi, przez nasz klasztor«. Komentując wydarzenie z 1.06.1906 r., dotyczące »ostatniej Mszy biskupa sufragana Józefa Webera« przed wyjazdem do Rzymu, annały benedyktynek wzmiankują o bezpodstawnych zniesławieniach bezpośrednio osoby biskupa, a pośrednio Kościoła, o swoistych atakach »nieprzyjaciół Kościoła św., którzy za źródło swego heretyckiego jadu wzięli sobie smutną historyę Kolumby Gabryelównej, zakonnicy naszego klasztoru«. Ordynariusz J. Bilczewski był przekonany o nieposzlakowanej »czystości prezbitera«, nie mniej jednak odczuwał żal do bp. J. Webera, że mógł zapobiec i uniknąć zaistniałej sytuacji. W biografii świętego W. Urban, odnosząc się do zapisków samego metropolity, stwierdził, że »Biskup Weber przechodził cierpienia bardzo przykre. Arcybiskup Bilczewski wyznał, że odczuwał je jako własne. Cierniem dla niego stawały się obelgi, jakie miały spotykać biskupa Webera na ulicy, w listach, na wizytacji kanonicznej«. Z kolei w kronice konwentu pod wyżej wymienioną datą czytamy: »Także ks. Arycb. Bilczewski skreślił list arcypasterski do wszystkich parafii o całkiem dobrowolnej rezygnacji z sufraganii lwowskiej ks. abp. Webera. List ten brzmi również o Jego cnotach, pracach i zasługach niespożytych na wieki i zadaje publicznie kłam na zawstydzenie i potępienie wrogów Kościoła św. i osób mu nieprzychylnych, i w sługach Bożych prawdziwie wielkich i godnych niesprawiedliwie prześladujących«. Adnotacja kronikarki odnosi się zapewne do odezwy z 26.05.1906 r., którą metropolita Bilczewski skierował do duchowieństwa i wiernych archidiecezji lwowskiej z okazji odjazdu sufragana. Arcybiskup napisał m.in.: »Wycierpiał też niewinnie tak wiele, jak mało kto z ludzi, bo choć korsarze dziennikarscy w Niego uderzali, On czuł, że cios wymierzony jest w całe duchowieństwo - w Kościół święty katolicki«"[11]. Bibliografia: - John Iwicki CR, Charyzmat Zmartwychwstańców. Historia Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego, t. 2: 1887-1932, Kraków-Kielce 2007. - Franciszek Jaworski, Lwów stary i wczorajszy, Lwów 1910. - O. Gabriel Bartoszewski, Stefan Budzyński, Czesław Ryszka Życie i cuda polskich świętych kanonizowanych i beatyfikowanych za pontyfikatu Jana Pawła II, Warszawa 2001. - Ks. Wacław Piszczek CM, Naśladujmy świętych, Tom II, Kraków 2011. -s. Małgorzata Borkowska OSB, Czarna owca szkic biografii bł. Matki Kolumby Gabriel, Kraków 2018. Grzegorz Chajko, Błogosławiona matka Kolumba, art., w „Folia Historica Cracoviensia" 15-16 (2009-2010) Dost. w intern. Na str.: http://czasopisma.upjp2.edu.pl/foliahistoricacracoviensia/article/view/1484/1376 s. dr. Edyta Wójcik OSB, art. „Kogo mam posłać?" Czyli Elżbieta Maria Izydora Kaliska Ksieni dwudziesta trzecia klasztoru Sióstr Benedyktynek we Lwowie. W dwumiesięczniku: KRZESZOWSKA PANI nr 2 (39) - Marzec / Kwiecień 2015, s. 21. Dost. w intern. https://opactwo.eu › themes › KrzeszowskaPani s. dr. Edyta Wójcik OSB, ciąg dalszy art. „Kogo mam posłać?" Czyli Elżbieta Maria Izydora Kaliska Ksieni dwudziesta trzecia klasztoru Sióstr Benedyktynek we Lwowie. W dwumiesięczniku:KRZESZOWSKA PANI nr 3 (40) - Maj / Czerwiec 2015, s. 16. Dost. w intern.; https://www.google.com/search?q=KRZESZOWSKA+PANI+nr+3+%2840%29+-+Maj%2F+czerwiec+2015&client=firefox-b-d&ei=7aifYJjaGIfrrgTF5L3IBg&oq=KRZESZOWSKA+PANI+nr+3+%2840%29+-+Maj%2F+czerwiec+2015&gs_lcp=Cgdnd3Mtd2l6EAw6BwgAEEcQsANQjcs1WLiUN2DnpzdoAnACeACAAWiIAeoRkgEEMzAuMZgBAKABAqABAaoBB2d3cy13aXrIAQjAAQE&sclient=gws-wiz&ved=0ahUKEwjYhIK7w8vwAhWHtYsKHUVyD2kQ4dUDCA0 Wacław W. Szetelnicki, Postać św. Józefa Bilczewskiego, arcybiskupa i metropolity lwowskiego obrządku łacińskiego, w świetle kroniki klasztoru Panien Benedyktynek łacińskich lwowskich, dost. w intern.: http://perspectiva.pl/pdf/p18/13Szetelnicki.pdf. https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/09-24b.php3 Hanna Mollin, Powody wstąpienia Abp. Józefa Webera do zmartwychwstańców w świetle jego listów z lat 1900 - 1906, art. w Zeszyty Historyczno - teologiczne nr 22 (2016) s. 46-47. Dost. na str.: http://www.zeszyty.xcr.pl/numery-archiwalne/ Słowo Polskie sobota 14 lipca 1900 nr 324 dost. w intern.: https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/doccontent?id=228297 https://dominikanki.pl/oto-my/bohaterka-poczatkow/zyciorys-matki-kolumby/ks-jozef-weber/ http://dlibra.umcs.lublin.pl/dlibra/doccontent?id=2587 https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/doccontent?id=228153 [1] s. Małgorzata Borkowska OSB, Czarna owca..., s. 121-123. [2] https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/doccontent?id=228169 [3] Gazeta Narodowa, nr115, Lwów 27 kwietnia 1900r. dost. w intern.: https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/doccontent?id=92503 [4] Tamże. [5] Być może chodzi o gazetę Przegląd polityczny, społeczny i literacki wychodzącą w tym czasie we Lwowie. [6] Artykuł w Słowie Polskim nr 197 z dn 27 kwiecień 1900 r. https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/doccontent?id=228170 [7] Słowo Polskie sobota 14 lipca 1900 nr 324 dost. w intern.: https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/doccontent?id=228297 [8] Franciszek Jaworski, Lwów stary i wczorajszy, Lwów 1910, s. 468. [9] https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/09-24b.php3 [10] Encyklopedia katolicka, t.V, praca zbiorowa, Lublin 1989, s. 791 [11] Wacław W. Szetelnicki, Postać św. Józefa Bilczewskiego, arcybiskupa i metropolity lwowskiego obrządku łacińskiego, w świetle kroniki klasztoru Panien Benedyktynek łacińskich lwowskich, dost. w intern.: http://perspectiva.pl/pdf/p18/13Szetelnicki.pdf. Powrót |