Błogosławiona Franciszka Siedliska cz. II Franciszka Siedliska zdj. z roku 1873. fot. z książki: O. Antonio Ricciardi, Franciszka Siedliska Matka Maria od Pana Jezusa Dobrego Pasterza założycielka Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu, Rzym 1987. W tym czasie Ojciec Franciszki przebywał w ich wiejskim majątku w Żdżarach i tylko od czasu do czasu przyjeżdżał do Warszawy. On również sugerował żonie, aby nie pozwalała za często ich córce przyjmować Komunii. A do tego potrafił Franciszkę nazywać „ fanatyczką, dewotką, chociaż po ludzku kochał (...) [ją] bardzo, może on najbardziej ze wszystkich"[1]. Taka sytuacja trwała około roku a po tym czasie cała rodzina, z wyjątkiem syna Adama, który był na pensji, ponownie zamieszkała w Żdzarach. Matka codziennie chodziła do kościoła a do spowiedzi jeździły we dwie do klasztoru ojców kapucynów w nowym Mieście nad Pilicą. Tam, jak już wcześniej wspomniano, przebywał ojciec Prokop Leszczyński, który budził cały czas lęk u Franciszki i zupełnie nie trafiał ze swoimi, bogobojnymi przecież naukami do tej, szesnastoletniej już dziewczyny. Ale po kilku miesiącach przeniesiono ojca Prokopa do innego klasztoru a na jego miejsce przyjechał ojciec Leander. Wtedy też miało miejsce bardzo burzliwe wydarzenie w życiu rodziny Siedliskich. Oczywiście nasza bohaterka opisała je dosyć szczegółowo w swojej Autobiografii, posłuchajmy: „Gdy ojciec Leander przyjechał do Nowego Miasta, Tatko był w Warszawie. Mama prosiła ojca gwardiana, aby przysłał go do nas na kilka dni, co też chętnie uczynił. Wyspowiadałyśmy się, codziennie byłyśmy u Komunii świętej, ale w kościele, gdyż nie było jeszcze pozwolenia na kaplicę. Prawie cały dzień była mowa o Panu Bogu, o życiu wewnętrznym. Zdaje mi się, że trwało to trzy dni. Pamiętam, że Pan Jezus dziwnie przejmował mnie sobą, wszystko, co słyszałam, pobudzało mnie do Jego miłości. Byłabym nie spała, nie jadła, tylko ciągle słuchała i karmiła duszę tym słowem Bożym. Było się wtedy na górze Tabor, lecz Pan Jezus zawołał na Kalwarię. Ojciec powrócił z Warszawy jak najgorzej usposobiony do religii i księży, a zwłaszcza do o. Leandra, którego . Gdy dowiedział się, że przebywał u nas przez parę dni, wobec księdza proboszcza i innych osób zrobił Mamie taką scenę, że nigdy nic podobnego nie widziałam. Rzucał się, krzyczał, zabronił Mamie i mnie spowiadać się przed o. Leandrem i zagroził, że jeżeli kiedyś pokaże się w domu, głowę mu roztrzaska. Zdawało się, że działa przez niego duch ciemności. Biedny Tatko, zawsze taki dobry, delikatny, nie wiedział, co czyni. Paru sąsiadów uspokajało go. Mama bardzo cierpliwie wszystko zniosła, trzymała się mężnie i silnie, i wyraźnie powiedziała Ojcu, że nie ma prawa zabraniać jej przystępowania do sakramentów świętych Tatko rzekł jej na to, że jeżeli chce się spowiadać, ma księdza proboszcza i przed nim może się także spowiadać. Trwało to do późnej nocy. Ojciec płakał, rzucał się, coś szalonego działo się w nim. Wszyscy odeszli, pozostaliśmy sami. Co się działo w mojej duszy z bólu i żalu, tego nie umiem powiedzieć. Moja grzeszna, żywa natura czuła ogromne oburzenie, bo wydawało mi się to takie niesprawiedliwe, ale Mama dała znak, żeby się nie odzywać, bo Ojciec i na mnie strasznie był zagniewany. Gdy się to wszystko skończyło i znalazłam się w naszym sypialnym pokoju, położyłam się, lecz nie mogłam zmrużyć oka. Strasznie cierpiałam: oto wszystko, co było mi najdroższe będzie mi odjęte - spowiedź, Komunia święta, przewodnictwo ojca Leandra. Lecz Pan Jezus dał mi wielki spokój i otrzymawszy pozwolenie od Mamy, napisałam do Ojca o tym, co się stało i wszystko co czułam. Pisząc o groźbie Ojca, gdyby ojciec Leander kiedyś przyjechał do Żdżar, dodałam te słowa: »Ale wola Boża zawsze słodka, niech się więc zawsze i we wszystkim spełni. I to dobrze, bo gdy człowiek nie ma pociechy i pomocy ludzkiej, więcej się do Boga garnie, bardziej Go kocha i z większą ufnością do Niego się ucieka. Gdy Pan Jezus ześle na nas krzyż, da nam i łaskę do zniesienia go«. Pamiętam dokładnie te słowa, bo ojciec Leander otrzymawszy ten list odpisał, że dziękuje Panu Jezusowi, iż - jak się wyraził - taką mądrością raczył mnie obdarzyć. Przytoczył te słowa i dawał mi różne nauki, jak mam kochać wolę Bożą w życiu, w praktyce, jak dźwigać krzyż w miłości i cierpliwości, jak w niczym nie szukać siebie, nie kochać siebie, nie myśleć o sobie, ale o Panu Bogu, bo po to jestem stworzona, abym osiągnęła Boga. Ku temu celowi wszystkie moje usiłowania powinny być zwrócone. Wreszcie tak się ten list kończył: »Jak wichry pędzą chmury w pewne strony, aby zwilżyły ziemię, tak trzeba, by Duch Boży prowadził człowieka tam, gdzie się Jemu podoba. Stój przed Bogiem jak ten fortepian, pozwól, aby Bóg wydobywał z niego tony i akordy tak, jak się Jemu podoba. Gdy zechcesz grać według twoich myśli i uczuć, zagrasz fałszywie, Bóg uszy zatka i powie: Moja Frania dobre dziecko, ale grać nie umie«"[2]. Pan Adolf Siedliski coraz bardziej denerwował się na żonę i córkę, które stawały się w jego oczach zwykłymi dewotkami zadającymi się z kapucynami. Do zakonników tych, „burych i nie burych jezuitów"[3], jak ich sam nazywał, a którzy w jego przekonaniu odbierali mu żonę i córkę, czuł coraz większą awersję. Wówczas, jak to określiła Franciszka poznała ona „ludzi z najbrzydszej, najobrzydliwszej ich strony"[4]. Ojciec jej był bardzo szanowany i znany jako człowiek wesoły i towarzyski. Z dużą wielkodusznością i wylewnością zaczął przyjmować gości, z którymi urządzał „zabawy i pijatyki w kawalerskim stylu. Adolf Siedliski fot. z książki: O. Antonio Ricciardi, Franciszka Siedliska Matka Maria od Pana Jezusa Dobrego Pasterza założycielka Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu, Rzym 1987. Co gorsza, ponieważ wszystkim było wiadomo, co różni państwa Siedliskich, podchmieliwszy sobie sąsiedzi strzępili języki na księżach, religii, dewocjach... nie tylko z przekonania, ile po to, by rozruszać biedną Franię, która asystowała z obowiązku przełykając łzy. Po każdej dykteryjce czy ostrej satyrze ojciec patrzył na nią spod oka: »Co ta mała dewotka teraz myśli?«"[5]. Podczas tych pijatyk, za winnych wszystkiemu, uważano przede wszystkim księży a właściwie zakonników, bo i wśród uczestniczących w libacjach byli księża parafialni, którzy w swoich opiniach „nie szczędzili konfratrów"[6]. I to było najsmutniejsze i najboleśniejsze dla Franciszki, że właśnie do takich niedobrych osób zaliczali się również kapłani. Posłuchajmy co nich sądziła: „Ich się więcej daleko lękałam aniżeli ludzi świeckich i taki wstręt, takie obrzydzenie czułam do takiego strasznego sponiewierania świętego charakteru Kapłaństwa, że już nie śmiałam wierzyć, ufać nikomu. A ponieważ to pan Jezus dawał, że szanowałam godność i charakter ich, broniłam, gdy mogłam, a ci wszyscy ludzie szczęśliwi byli, gdy nam rozmaite fakty przeciwko duchowieństwu mogli przytoczyć. Jednego tylko ojca Leandra prawdziwie uważałam za wybranego od Boga, o nim nic nigdy mówić nie mogli, tylko że fanatyk, bigot jezuita"[7]. Dla Franciszki bolesne było również to, że jej drogi ojciec, który przecież kochał ją, był jednocześnie narzędziem takiej męki dla niej. Jedynym ratunkiem dla niej była więc modlitwa, ale tu „ nie tylko ojciec, lecz i matka byli przeciwni niej"[8]. Mama nawet potrafiła radzić się księdza, co zrobić z córką, która tak lubi się modlić? Dlatego Franciszka zaczęła się ukrywać ze swoimi modlitwami, i tak to opisała: „O zmierzchu, gdy wszyscy się gromadzili, uciekałam się do mego Pana Jezusa, ale gdy parę razy zobaczono, że się modlę, wtedy zmieniłam klęczenie na leżenie. Mówiłam, że kładę się spać, a gdy już wszyscy odeszli, wstawałam i rozmawiałam z moim Panem. Pan jedyny sam tak mnie nauczał"[9] Wtedy też pojawił się pierwszy konkurent do ręki Franciszki. Był nim młody hrabia Nakwaski (?) ze Studzianny, miejsca wówczas drugiego po Częstochowie, słynącego z objawienia się Matki Bożej zdunowi Wojciechowi oraz cudownego obrazu Najświętszej Rodziny i późniejszych cudów. Kiedy poproszono Franciszkę, aby ładnie się ubrała i zeszła na wspólną herbatę, ona ubrała się tak, aby wyglądać jak najgorzej. Podczas rozmowy z hrabią i jego towarzyszem zdawała być się zupełnie nią nie zainteresowana, chociaż rozmowa toczyła się wokół spraw i książek pobożnych. Kilka dni po wyjeździe hrabiego, którego pan Siedliski uznał za bigota, przyjechał ksiądz ze Studzianny z pytaniem czy hrabia mógłby bywać w domu państwa Siedliskich w wiadomych zamiarach. Odpowiedź Franciszki była zdecydowanie odmowna. Do przeciwników o. Leandra dołączyła również kolejna nauczycielka Franciszki, pani Gabriela Bielawska. Ta osoba z początku robiła wszystko by zdobyć zaufanie swojej uczennicy. Okazywała pewną pobożność i nawet spowiadała się u o. Leandra, razem z p. Cecylią i Franciszką jednak z biegiem czasu, po spowiedzi u tego zakonnika „zaczynała płakać, miała spazmy, chorowała"[10]. Ponieważ Franciszka nie rozumiała tego zachowania, więc Pan Jezus pouczył ją „żeby na to nie zważać, usłużyć jej, ale zachować pewien dystans"[11]. Po pewnym czasie nauczycielka ta drwiąc przy ojcu z pobożności Franciszki, zmieniła swoją taktykę, podsuwając jej jako lektury rozmaite książki klasyków literatury europejskiej. Dopiero negatywna opinia ojca Leandra na temat tych książek „zmusiła panią Cecylię, aczkolwiek z ciężkim sercem, do interwencji wobec nauczycielki, aby przestała dręczyć Franciszkę"[12]. W tym czasie z powodu choroby Franciszki, mama razem z nią i nauczycielką przeniosły się do Rawy, gdzie był najbliższy lekarz. Tam zaprzyjaźniły się z księdzem Golianem, bratem księdza Zygmunta Goliana, słynnego kaznodziei z Krakowa. Ów młody ksiądz, często bywał w ich mieszkaniu. I wówczas zaczęło się dziać z Franciszką coś dziwnego. Zaczęły pojawiać „się pokusy - dotąd Frania szła prościutko i łatwo, drogą jasną jak z bicza trząsł. I oto nagle dostrzega, że obok drogi są rozdroża, pełne czarujących tajemnic. Jakżeż chciałoby się czasami zboczyć, »wybiec sercem«. Ale nie wolno. Jej - nie wolno. Są drogi dla innych otwarte, których przed nią broni miecz Archanioła. Ktoś położył na niej rękę, wziął ją na własne. Oczywiście Frania nie formułuje tych myśli, ale one w niej musują jak młode wino. Jest chora, ma dużo czasu na myślenie... i na rojenia. W domu bywa młody ksiądz. Wieczorami na głos czytuje Krasińskiego, Mickiewicza... Frani powoli zaczyna się to podobać, zwłaszcza »utwory o miłości«. Rozpala się wyobraźnia: »Czułam, że to złe, że niewłaściwe, a nie miałam siły oprzeć się temu«. Punktem krystalizacyjnym wzbierających uczuć staje się ks. Golian, ów codzienny gość. Najsurowszy moralista nie dopatrzy się w tym nic złego. Rozmarzony podlotek i kropka. Że przy tej okazji »pojawiła się jakaś pretensjonalność w ubraniu«, któż by temu się dziwił? Jakaż dziewczyna szesnastoletnia nie dba o kolor sukienki? A więc uspokaja ją spowiednik, ale Frania czuje, że dzieje się coś złego. »Gdy tylko coś takiego było w mojej duszy, zaraz trudniej było mi się modlić i traciłam tę serdeczną więź z Panem Jezusem (...), Aby więc zagłuszyć sumienie, w praktykach religijnych stawałam się bardzo regularna, ścisła, więcej się modliłam, odprawiałam rozmyślanie, ale nie takie wprost z serca do Pana Jezusa, tylko czytane, rozumowane«. Ktoś kto był dotąd bliski i obecny nagle zamilkł, odszedł... Co się stało? Zapewne nic złego! Frania zaczyna rozumieć, że nie tylko grzech może być niewiernością i że miłość wyłączna wymaga bardzo wiele. Wtedy to właśnie Bóg zesłał jej do Rawy o. Leandra, który kazał jej »zachować ostrożność i całe serce zwrócić do Pana Boga. Kazał wrócić do dawnej modlitwy, bez książek i rozumowania«. Mądra rada rugująca klin klinem!"[13] Wtedy też o. Leander został przeniesiony do klasztoru w Lublinie. Na pożegnanie otrzymała Franciszka od swojego spowiednika i kierownika duchowego obrazek Pana Jezusa Dobrego Pasterza karmiącego owieczkę. Ponieważ rodzice zamierzali wydać dorastającą córkę za mąż, jesienią 1859 roku ponownie wynajęli apartament w Warszawie i zapisali ją na lekcje tańca. Zatrudniono również nauczyciela gry na fortepianie, aby jeszcze bardziej udoskonaliła swoje umiejętności. Codziennie, już „o godzinie 8-ej rano przychodził nauczyciel muzyki, następnie nauczyciel tańca; - co do tej ostatniej lekcji posłuchajmy, co o niej pisze Franciszka w swym dzienniku: »O! Panie mój, pisze, Ty sam wiedziałeś co się ze mną działo; Nasamprzód byłam nadzwyczaj nieśmiałą, każde zetknięcie z ludźmi bardzo mię dużo kosztowało. Powtóre, od I‑szej Komunji mojej nigdy nie tańczyłam i gdy raz w 14 tym roku byłam na wieczorku, zdawało mi się, że ci ludzie kręcący się to jakieś warjaty, którzy w napadzie bzika tak się poruszają, i lubo [choć] mię prosili do tańca, ruszyć się nie chciałam, choć to nie była cnota, bo czułam, że gdybym raz się puściła, a na chwilkę zapomniała o Panu Bogu moim, poszłabym dalej, bo taka muzyka i to wszystko dziwnie naturę pobudza i do tego zachęca. Szłam na te lekcje, jak ofiara na rzeź, lecz musiałam chociaż ze łzami. Ojciec cieszył się, a mnie serce z bólu pękało. O! Jakaż jest ta ludzka miłość, to ludzkie przywiązanie. Ojciec biedny tak mię kochał, a tak umęczał; ale ufam, że mu Pan Jezus wszystko to przebaczył i owszem, on był narzędziem Bożem dla mnie i zapewne go Pan Jezus używał, bo to wszystko było dla mnie potrzebne. (...) O! Boże mój chodząc na te lekcje, musiałam słuchać tej muzyki skocznej i wedle niej tańczyć i skakać, mając duszę zajętą czem innem, bo ciągle miałam w myśli Pana Jezusa. Zazdrościłam świętej Magdalenie, że ona u Nóg Pana Jezusa siedzieć mogła, a ja musiałam tańczyć dla przypodobania się ludziom. Po każdej lekcji tak mi serce biło, że nawpół żywa uciekałam do pokoju, i tam rzucałam się do Stóp Pana Jezusa i płakałam, lub też wypoczywałam. Mówiłam Ojcu, że mnie ten taniec zabije, bo serce znieść nie może tych skoków; lecz Ojciec utrzymywał, że radził się lekarza i właśnie lekarz przepisał to, jako bardzo dobry ruch dla mego zdrowia«"[14]. Franciszka radziła się ojca Leandra czy ma się w tym przypadku słuchać rodziców czy jednak zdecydowanie uciekać od świata. Ojciec Leander na początku zgadzał się na pewne ustępstwa co do tańców i tak pisał w liście do Franciszki: „Gdy nie szukasz świata, więc nie szukasz okazji do złego, zatem nie zginiesz. Idziesz w świat, bo ci każą, módl się tylko i ufaj, że Pan Jezus i Najświętsza Panna będą Cię wspomagać. Niech ci za przykład służy królowa Estera, święta Kunegunda i święta Cecylia. One chociaż zmuszone do świata, jednak nie straciły niewinności i wiary. Zatem tańcz i baw się, tańce i zabawa niedobrowolna nie zgubią cię, lecz idąc w świat, pomódl się gorąco, a podczas zabawy pamiętaj, że otaczają cię tysiące sideł. Myślą wybiegaj do Pana, zrób krzyżyk na sercu tak, by nikt nie widział, żeby tego serca ani zabawa, ani próżność, ani żadne stworzenie nie ukradło Bogu. Nie lękaj się, panienko moja, gdy wiesz, że kochasz Boga; On we dnie i w nocy będzie czuwać nad Tobą. Twoja Matka i ja będziemy się modlić i błogosławić tobie. Nie sztuka nie spalić się z dala od ognia, ale być w ogniu, a nie spłonąć (jak trzej młodzieńcy w piecu w Babilonie, których weź sobie za patronów i czcij ich trzema paciorkami) - to sztuka prawdziwa. Na zabawie bądź prościutka, swobodna, z mężczyznami zawsze poważna, lękliwa z kobietami. Myśl, że jesteś z Panem Jezusem, Najświętszą Panną i świętym Janem Ewangelistą na uczcie w Kanie Galilejskiej. Po zabawie z każdej myśli zwierzaj się Matce, bez jej rady i woli niczego nie rób, przeciwnie, porzuć wszystko, czego by ona nie pochwaliła. Jednak ufam, że będziesz mi pociechą, bardzo na ciebie liczę... Pamiętaj, byś ucieszyła moją duszę twoim postępowaniem; mocno ufam i wierzę, że Pana Jezusa nigdy nie zapomnisz (...) Idź, moje dziecko, w świat, gdy ci rozkazują, lecz słuchaj, co Bóg mówi do ciebie przez proroka Jeremiasza: Gdy przyjdziesz do owej ziemi (świat), znajdziesz tam ludzi, noszących na swych ramionach bożków złotych i srebrnych (świecidła, wdzięki i próżność). Każą ci, byś je czciła i szanowała, nie czyńże tego, ale obróciwszy się twarzą ku Wschodowi (ku Bogu twemu) przypomnij sobie świętą górę Syjonu (przykazania Pańskie) i błogosławioną Jerozolimę (niebo i chwałę, jaka cię czeka po śmierci za cnotliwe życie). I jeżeli ci nie będzie wolno śpiewem i głosem, to sercem i zamkniętymi ustami, to oczami łzą napełnionymi mów: Ciebie, Ciebie samego, Panie Boże, czcić i wielbić należy"[15]. Ale później, gdy w jednym z listów napisała Franciszka do ojca Leandra, że zaczęła czuć mniejszy wstręt do tańca to on, nie do końca odczytując właściwe intencje swojej penitentki, napisał do niej list pełen wyrzutów, w którym znalazły się takie słowa: „ Ja cię nie przymuszałem do tańca który sam w sobie nie jest zły. Gdybyś była potulna, zaprawdę tańczyłabyś bez pokus i wymówek. A zresztą któż cię przymusza do tańca? (...) Jeżeli czujesz, że ci jest przeszkodą, rzuć go. - Wyłup sobie oko, jeżeli cię gorszy; utnij nogę, jeżeli ci zawadza w dobrym - rzekł Chrystus Pan. (...) Chętnie bym życie oddał, abyś była zawsze bez grzechu, miła Bogu i Jego aniołom, niewinna, szczera otwarta, pokorna i... i ... i... córka niepokalanej Maryi Panny. Amen"[16]. Ten list zupełnie zdruzgotał Franciszkę i długo nie mogła dojść do siebie. Ale po modlitwach doszła do wniosku, że należy, zgodnie z tym co napisał ojciec Leander przerwać lekcje tańca i tak później napisała: „lubo [chociaż] Pan Bóg przykazał słuchać Rodziców, lecz nie w tym, co do zguby prowadzi. Gdybym zginęła, cóż za straszna odpowiedzialność i sąd dla Rodziców, że mnie do zguby pchnęli; lepiej więc zrobić im chwilową przykrość nie spełniając ich życzenia a tym sposobem uchronić ich i siebie od niebezpieczeństwa"[17] Umocniona modlitwą postanowiła więc to swoje stanowisko o tym, że jej „wejście w świat skończone"[18] przedstawić najpierw mamie a po powrocie ojca z delegacji, także i jemu. Franciszka odziedziczyła po ojcu charakter, bardzo twardy i nieustępliwy, co możemy sami stwierdzić oceniając jej rozmowę z ojcem, którą mimo lęku przeprowadziła po jego powrocie, i którą tak po latach opisała: „W końcu przybył Tatko. O Panie mój, co się działo w duszy, Ty jeden tylko wiesz. Bałam się bardzo Tatka, jego silnego głosu, jego ruchów, żywości, całej postawy, gdyż wtedy bardzo cierpiał. Wiedziałam, co będzie, co mnie czeka. Zaraz po przybyciu nie mówiłam nic Ojcu, czekając na sposobną chwilę. Niedługo czekałam, bowiem bardzo prędko Ojciec oznajmił mi, że mam iść na wieczór taneczny, że urządzi się u nas bal itp. Nazajutrz rano, umocniwszy się modlitwą i zdaje się Komunią świętą, po lekcji muzyki poszłam do pokoju Tatka i zaczęłam z nim mówić sam na sam. Zziębłam zupełnie ze strachu, trzęsłam się, lecz Pan Jezus raczył mi dać dziwną moc. Błagałam Ojca, żeby mnie nie zmuszał do świata, gdyż to jest męczarnia dla mnie, że do małżeństwa mnie nikt nie zmusi, bo nigdy nie dopuszczę, żeby podobna myśl o mnie nawet do głowy komuś przyszła. Po cóż mam łudzić rodziców, kiedy to wszystko nic nie pomoże. A po wielu innych argumentach dodałam ten jeszcze, że jeżeli Ojciec zmusi mnie siłą do bywania w świecie, ani będzie wiedział, kiedy i gdzie ucieknę z domu i nie znajdzie mnie, bo się skryję w jakimś zakonie. Na to odrzekł mi Ojciec, że wolałby mnie widzieć w trumnie niż zakonnicą. Rozmowa ta trwała parę godzin, Ojciec się i gniewał, i płakał, a najboleśniejsze było to, iż rozpaczał, że nie ma już córki, że zgubiona jestem dla świata, dla niego. Przepraszałam Ojca, całowałam po rękach, ale trwałam przy swoim, że ani lekcji tańca brać nie chcę (po cóż je brać, skoro nigdy z nikim nie będę tańczyć), ani do teatru nigdy nie pójdę. Błagałam Ojca, aby uważał mnie za umarłą dla świata. Na wizytę, gdzie Ojciec każe, pojadę, będę starała się być jego najlepszym dzieckiem, ale z dala od wszystkiego i wszystkich"[19]. A żeby się jeszcze bardziej upewnić, że postępowanie Franciszki i ta rozmowa była zgodna z Wolą Bożą postanowiła zwrócić się jeszcze do jednego kapłana. Był nim bardzo świątobliwy ksiądz Kanonik Paweł Rzewuski (1804-1892), późniejszy biskup sufragan warszawski. Tak Franciszka Siedliska po latach opisała spowiedź u tego kapłana: „Było to bardzo daleko od nas (kościół św. Jana), lecz udałam się tam i w Środę Popielcową odbyłam pierwszą spowiedź przed tym kapłanem. Z początku radził mi słuchać rodziców, lecz gdy mu powiedziałam, jakie rady miałam od ojca Leandra i co czułam, zastanowił się głęboko i rzekł mi: »Jeżeli masz odwagę na tę walkę, to walcz«. Lękałam się bardzo, żeby ten spowiednik nie radził mi czego innego niż ojciec Leander, tymczasem Pan Jezus sprawił, że bardzo mnie popierał we wszystkim, a nawet w paru rzeczach, w których miałam wątpliwości, zachęcał do wytrwania"[20]. Te słowa Jeżeli masz odwagę na tę walkę, to walcz, stały się jakby mottem życiowym Franciszki Siedliskiej i „całe jej życie odpowiedziało tym słowom - chciałoby się powiedzieć - proroczym słowom kanonika Rzewuskiego. Franciszka posiadała dużo odwagi i walczyła w tym przekonaniu, że spełnia Wolę Bożą, a wypełnienie jej uważała za wyraz gorącej miłości ku Bogu"[21]. A więc po tym wszystkim przestała uczyć się tańca, nie chodziła na żadne bale a nawet zrezygnowała z koncertów. Ojciec wiedział, że córka lubi muzykę i żeby zdobyć bilety na jeden z koncertów musiał za nie mocno przepłacić. Ale był to czas Wielkiego Postu i nawet spowiednik odradził jej wyjście na taki koncert. Była to wielka przykrość dla jej ojca, który nie mógł zrozumieć zachowania córki. A ona dodatkowo jeszcze postanowiła przez cały Wielki Post powstrzymywać się od potraw mięsnych a w piątki nawet nie jeść masła. To wywołało kolejny sprzeciw ojca, który dopiero zgodził się na to pod warunkiem, że córka nie będzie chorować. Ona zaś otrzymała pouczenie od Pana Jezusa, aby starała się być „ciągle wesoła, swobodna, zadowolona"[22], by cała rodzina widziała, że służąc Panu Bogu jest ona szczęśliwa. Ponieważ ojciec zabraniał jej chodzić do spowiedzi i przyjmować Komunię Świętą więc ona starała się wychodzić do kościoła, jak sama napisała: „ raniutko, gdy Tatko jeszcze spał, (...) czasem zaś, gdy to się nie udało, odbywałam nieraz na czczo wszystkie lekcje (...) a koło południa, pod pozorem spaceru, szłam z nauczycielką do jakiegoś kościoła"[23]. Ale wtedy też ojciec zaczął spraszać do warszawskiego mieszkania na długie zimowe wieczory swoich kolegów z Towarzystwa Kredytowego w którym pracował. Na tych wieczorach Franciszka była zmuszona grać na fortepianie, co wiązało się z dużym dla niej wysiłkiem, gdyż „Tatko był wielkim znawcą muzyki i nic nie uszło jego uwadze, ani jedna nuta niedokładnie uderzona. Serce mi silnie biło przy tej muzyce, lecz gdy się udało i wszyscy chwalili, miałam zadowolenie i rodziła się stąd próżność"[24]. Z tych wszystkich nakazów i zakazów rozchorowała się Franciszka bardzo poważnie i wtedy do niczego jej już nie zmuszano. Ojciec widząc, że jego plany związane z wydaniem córki nie powiodły się, zadecydował o powrocie do Żdżar, co Franciszka tak oceniła: „ O jakież to było szczęście, jaka radość, zdawało mi się, że wyszłam z ognia, w którym lada chwila mogłam się spalić"[25]. Natomiast sąsiedzi i znajomi ojca bardzo mu współczuli, że nie udało mu się wprowadzić córki w świat, byli bowiem tak jak i on pewni, że gdy Franciszka pozna i zakosztuje w świecie to pójdzie zwykłą drogą ku małżeństwu. Jednakże ona sama zupełnie inaczej oceniała to wszystko i w swojej Autobiografii w tak piękny sposób podziękowała Panu Bogu, posłuchajmy: „O Panie mój i Królu, jakże podziękować Tobie za wszystkie łaski? Gdyby nie Twoja łaska, Twoja dobroć, Twoja miłość, którą pociągałeś mnie ku sobie, zginęłabym tam i poszła tą zwykłą drogą. Może nigdy nie poznałabym Ciebie, życia z Tobą i tego wewnętrznego zjednoczenia w miłości Twojej Boskiej. Panie mój, jakże Cię uwielbić, wychwalić, podziękować Ci za wszystko. Ty wiesz, że wszystko Tobie zawdzięczam, od Ciebie wszystko mam, do Ciebie cała należę bez żadnego podziału. Pragnę, mój Panie, miłować Cię bez granic i przez całą wieczność dziękować i wychwalać Cię za wszystko"[26]. Choroba Franciszki była na tyle poważna, że lekarze zalecili jej wyjazd do kurortów zagranicznych. Ponieważ ojciec zamierzał młodszego brata Franciszki, Adama umieścić w kolegium jezuickim w Metz na terenie Francji, więc postanowiono, że jesienią roku 1860, cała rodzina wyjedzie i spędzi tę zimę za granicą. Nikt wówczas nie przewidywał, że ten pobyt za granicą przedłuży się aż do pięciu lat. Wyjazd zaplanowano z Warszawy, po drodze państwo Siedliscy z dziećmi oraz jadąca z nimi nauczycielka Franciszki, mieli zatrzymać się na jeden dzień w Częstochowie. Ale okazało się, że pan Adolf zapomniał jednego z paszportów i z Częstochowy musiał wracać do Warszawy. To był powód, który ku radości Franciszki i jej mamy, wydłużył ich pobyt w Częstochowie do kilku dni. Ponieważ, ludzie nieprzyjaźni Kościołowi świętemu[27], namówili pana Siedliskiego, żeby nie oddawał syna do jezuitów tylko do świeckiej szkoły w Paryżu, więc w czasie pobytu u Matki Bożej na Jasnej Górze, tak pani Cecylia jak i Franciszka modliły się „o cud nad Adziem, żeby nie był odwieziony do Paryża"[28]. Kiedy później rodzina w komplecie udawała się pociągiem do Krakowa, ojciec zakomunikował, że Adaś będzie jednak uczył się w kolegium jezuickim w Metz. Okazało się, że pan Adolf będąc w Warszawie spotkał bardzo zacnego ziemianina, który dwóch synów oddał właśnie w tym kolegium na wychowanie i był z ich wychowania bardzo zadowolony. Modlitwy zostały więc wysłuchane. Kraków, który „uchodził wówczas za cytadelę polskości"[29], pozostawił na Franciszce niezatarte wrażenie wielkiego patriotyzmu i rozbudził w jej duszy miłość do Ojczyzny. „Tam wszystko takie polskie - pisze z rozrzewnieniem -nawet muzyka wojskowa, która grała Jeszcze Polska nie zginęła"[30]. Nie był to wówczas hymn Polski (dopiero za taki został oficjalnie uznany w lutym 1927 roku), ale popularny mazurek, nazwany Pieśnią Legionów Polskich, grany na ulicach wielu miast europejskich. Z Krakowa państwo Siedliscy, przez Wiedeń dojechali do Merano w Tyrolu, który był celem podróży dla Franciszki i jej mamy oraz pani nauczycielki. Tu, wszystkie trzy zamieszkały najpierw w hotelu a później w samodzielnym mieszkaniu. Pan Siedliski wraz z synem, w tym czasie udał się do stolicy Lotaryngii, czyli do Metzu, gdzie po pozostawieniu syna w jezuickim kolegium wrócił najkrótszą drogą do Warszawy. Lekarz zalecił Franciszce chodzenie na spacery, aby jak najwięcej była na powietrzu, ale mimo to jej stan systematycznie się pogarszał. Wreszcie lekarz stwierdził pierwsze stadium gruźlicy, zakazał wszelkiej pracy umysłowej i kazał pacjentce przebywać w łóżku. Na wiosnę polecił zmianę klimatu i wyjazd do miejscowości Interlaken w Szwajcarii. Była to typowa miejscowość protestancka, gdzie nie było kościoła katolickiego, jedynie kaplica, która „znajdowała się pod świątynią protestancką, prawie w suterenie i cały dzień była zamknięta"[31]. Klucz znajdował się u właściciela sklepu z pamiątkami, który był katolikiem. Żeby pomodlić się w kaplicy Franciszka udawała się po klucz do niego. Gdy w miasteczku pojawiło się więcej katolików, wtedy trzeba było znaleźć kapłana przebywającego na kuracji lub ściągnąć któregoś z Berna i wówczas odprawiana była Msza święta. Córka owego właściciela, była duszą bardzo delikatną i szybko zaprzyjaźniła się z Franciszką. Tak spotkanie z nią opisała Franciszka: „Gdy się modliła, zapominała o wszystkim, klęczała nieruchoma, jakby jej dusza uleciała ku Panu Bogu. Zawsze jej zazdrościłam tej modlitwy i uważałam za wybraną przez Boga. (...) Nasze spotkanie było bardzo serdeczne, nie znając się - znałyśmy się, Pan Jezus nas zbliżył. Bardzo często przystępowałyśmy razem do Komunii Świętej, jej pobożność robiła na mnie wielkie wrażenie, a podobno i ja zwróciłam jej uwagę. Nie trzeba było długiego czasu na poznanie się, wydaje mi się, że zawiązała się między nami prawdziwa, Boża przyjaźń. Ta droga dusza mówiła mi o sobie wiele pięknych, cudownych rzeczy, nie mając nikogo, kto by ją rozumiał, prowadzona była przez Pana Jezusa. Jej ojciec był katolikiem, matka protestantką, ona według przedślubnej umowy miała wyznawać religię matki, lecz Pan Jezus dziwnie ją pociągał. (...) O ile pamiętam, miała bardzo poufały, bliski, wewnętrzny kontakt z Panem Jezusem, On ją nauczał, pocieszał, prowadził. Była nadzwyczaj prosta, niewinna, pokorna, miała tak delikatne sumienie, że lękała się swojego cienia. Miała do mnie wielkie zaufanie i powierzała mi wszystkie swoje troski, nawet wątpliwości duchowe. Słuchałam jej jak świętej, bo bardzo była mi droga i miła. Cieszyłam się, że jest tak blisko Pana, tak z Nim złączona. O sobie bardzo mało jej mówiłam, bo nie miałam co mówić, chociaż pragnęła coś wiedzieć. Poza tym Pan to sprawiał, że Jego łaska wstrzymywała mnie w ogóle od zwierzeń i poza spowiedzią nie opowiadałam o sobie wcale lub bardzo mało. Biedne dziecko, zaczęła się przywiązywać do mnie, ale mam nadzieję, że według myśli Pana Jezusa, nie po ludzku.W niejednej trudności radziła się mnie, a że była bardzo delikatnego sumienia, zwłaszcza w pewnej materii, więc lękała się nawet cienia grzechu. Ponieważ na spowiedzi bardzo się wstydziła zapytać, gdy miała wątpliwość, czy coś było grzechem czy nie, więc mówiła to mnie, a ja, żeby jej oszczędzić trudności, pytałam spowiednika i tak ułatwiałam jej tę rzecz"[32]. Po wyjeździe z Interlaken obie dziewczyny korespondowały ze sobą do czasu, gdy Franciszka doszła do wniosku, że ta przyjaźń odsuwa ją od Pana Jezusa i złożyła ślub, aby jej serce „było wolne od wszystkiego, co je wiąże ze stworzeniami"[33] i postanowiła przerwać ich korespondencję w taki sposób: „Napisałam jej, abyśmy dla miłości naszego wspólnego Króla i Pana zerwały ze sobą kontakty na tym świecie, aby Jego posiadać i w Nim razem się znaleźć na tamtym. Z jej listu widziałam, że było to dla niej bardzo bolesne. Jako czysta, Boża dusza odpisała mi, że uważała naszą przyjaźń za dar od Pana, prowadzący nas do Niego, lecz jeżeli ja tak pragnę, chętnie się na to zgadza"[34]. Franciszka była pewna, że taka jest Wola Boża. Dopiero po pewnym czasie, gdy Pan Bóg postawił na jej drodze zmartwychwstańca, ojca Józefa Hubego (1804-1891) O. Józef Hube fot. z książki: S. Noeli Wojtatowicz, Fortepian Pana Boga, Kraków 2004. dowiedziała się od niego, „że »takie śluby zupełnie nie były potrzebne«, i że mogła »bez obrażania Pana Jezusa pisać do tej panienki, z którą On [ją] zbliżył w swoich zamiarach«"[35]. Nie rozumiała - jak później napisała - tego, że „można kochać, a nie przywiązywać się, kochać w Panu Bogu i dla Niego nie szukając siebie ani własnej pociechy"[36]. Nie potrafił jej tego wytłumaczyć o. Leander. Po wyjeździe z Interlaken panie na krótko zatrzymały się w Einsideln a następnie pojechały ponownie do Merano, gdzie spędziły zimę roku 1862. Do Einsideln powróciły ponownie latem 1862 roku, by kolejną zimę spędzić na francuskiej Riwierze w Cannes, gdzie można było spotkać sporo rodaków. Tu w roku 1863 Franciszka, nie przymuszana przez żadnego spowiednika, sama postanowiła poświęcić swoje życie Bogu i złożyła prywatny ślub wieczystego dziewictwa. Wcześniej takie śluby czystości składała na czas od jednej uroczystości do drugiej, bo na złożenie wieczystych spowiednik nie wyrażał zgody. W tym czasie do Cannes przyjechał pan Siedliski, bardzo podekscytowany a nawet cały zapalony pragnieniem wolności dla Polski[37] oraz szykującym się na terenie zaboru rosyjskiego powstaniem. Więc po krótkim pobycie z rodziną, dość szybko wrócił on do kraju by się aktywnie przyłączyć do przygotowań do tego narodowego zrywu. Pierwsze wiadomości od niego były pełne optymizmu, ale w późniejszych ten optymizm już zniknął. Przez pewien okres panie Siedliskie nie otrzymywały żadnych wiadomości z kraju, co powodowało ich spory niepokój, gdyż ich fundusze coraz bardziej się kurczyły. Ten okres Powstania Styczniowego tak opisała Franciszka Siedliska: „Przez ten czas wybuchło u nas w Królestwie Polskim powstanie. Mój Ojciec, chociaż nie należał do niego, ale jako znaczniejszy w powiecie właściciel ziemski został mianowany jakimś naczelnikiem regionu przez ówczesny Rząd Narodowy i bardzo wiele musiał dawać na powstanie. Nasz majątek, położony przy drodze między Skierniewicami a Rawą, był często schronieniem powstańców, a przez to punktem ciągłej uwagi Moskali, którzy wszelkimi sposobami chcieli schwycić Ojca na tym, że pomagał powstańcom. Przez różne znajomości Ojca nie udało im się to, jednak musiał zapłacić rządowi bardzo wysoką kontrybucję i przez kilka miesięcy pozostawał pod ścisłym dozorem policyjnym, tak że nigdzie nie mógł wyjechać, nawet do Warszawy"[38]. Gdy w 1864 roku powstanie się zakończyło pan Adolf Siedliski pozostawał pod ścisłą kontrolą carskiej policji. Jego sytuacja finansowa uległa radykalnemu pogorszeniu. Wcześniej sporo pieniędzy wydał na pomoc dla powstańców a teraz, aby nie zostać wysłanym na Sybir oraz aby otrzymać paszport i wyjechać z kraju musiał zapłacić urzędom i urzędnikom carskim wysoką kontrybucję. W ten sposób cały majątek Siedliskich został bardzo zadłużony. Gdy wreszcie udało się ojcu Franciszki dotrzeć do rodziny, która w tym czasie przebywała w Hyeres, niedaleko Tulonu, to jego nastrój był kompletnie odmienny od tego, który miał przed powstaniem. Był teraz człowiekiem kompletnie rozbitym i przygnębionym. Dużo rozmawiał z córką podczas wspólnych spacerów, co poprawiało mu trochę nastrój. W tym czasie Franciszka widząc to przygnębienie ojca, które brało się również z tego, że majątek przeznaczony dla niej jako posag był właściwie w rozsypce, powiadomiła go, że ona posagu nie potrzebuje. Podczas spaceru trzymając ojca za rękę, którą jednocześnie całowała, wyznała mu wówczas, że uczyniła ślub czystości i jej jedynym oblubieńcem jest Pan Jezus i że ona za nikogo innego za mąż nie wyjdzie. Ojciec nie reagował gwałtownie tylko przyjmował to oświadczenie córki z bólem i płaczem. Franciszka oświadczyła ojcu by sprzedał majątek, który ona miała otrzymać jako posag i pospłacał długi. Ojciec wówczas tak powiedział; „Trudno (...) kiedy to nieodwołalne, kiedy taka wola Pana Boga, niech się tak stanie, powiem sobie, że tylko jedno mam dziecko, Adzia, drugie umarło dla świata. Tylko żebyś mnie, póki żyję, nie opuściła"[39]. A Adam faktycznie wówczas był razem z nimi, gdyż „po przebytym zapaleniu płuc nie mógł wrócić do szkoły w Metz"[40]. Niedługo po tym zdarzeniu, Adolf Siedliski sprzedał ten majątek, czyli Roszkową Wolę i jak napisała Franciszka: „nie wahał (...) się po tym, co mu powiedziałam, i dobrze się stało, gdyż w przeciwnym razie miałby bardzo poważne kłopoty, a może nawet rząd skonfiskowałby ten majątek"[41]. W tym czasie w Hyeres przebywał wspomniany już wcześniej ojciec Hube. Zaprzyjaźnił się on z rodziną Siedliskich i często u nich przebywał. Nawet pan Adolf Siedliski lubił z nim rozmawiać zwłaszcza na tematy religijne, podczas których ojciec Hube „odpowiadał Tatkowi na jego zarzuty przeciwko religii, wszystko życzliwie tłumaczył i z wielką cierpliwością wyjaśniał"[42]. Jedną z pierwszych rzeczy, z którymi Tatko musiał się pogodzić, było to, „że religia i pobożność to nie tylko monopol bab!"[43]. Rozmowy te doprowadziły pewnego dnia do zmiany postępowania pana Siedliskiego, który dosyć często zakazywał żonie i córce chodzić do kościoła i korzystać z Sakramentów świętych. A stało się to po wypowiedzeniu takich słów przez ojca Hubego do pana Siedleckiego: „»Narzekacie na absolutyzm Moskali, że wam zabraniają modlić się, chodzić do kościoła, a tu ojciec katolik zabrania swojemu dziecku przystępować do sakramentów. Nie ma pan do tego żadnego prawa, żona i córka nie są zobowiązane słuchać pana w tej kwestii«. Po raz pierwszy kapłan przemówił tak do Tatka, a chociaż w pierwszej chwili jego słowa wywołały gniew i oburzenie, to jednak taki sprawiły skutek, że od tego czasu było zupełnie inaczej, Tatko dawał nam dużo większą swobodę. O. Hube radził niczego nie ukrywać, jawnie chodzić do spowiedzi, a nawet przed nią przeprosić Ojca. Ponieważ Mama leżała, sam przynosił nam trzy razy w tygodniu Komunię św., gdyż i ja, będąc ciągle cierpiąca, często nie mogłam pójść do kościoła, Tatko nie robił już żadnych trudności, czasem tylko gniewał się na nas, ale na tym się kończyło"[44]. Ale prawdziwym cudem, który wydarzył się wówczas, było nawrócenie pana Adolfa Siedliskiego, który nie miał żadnej wiary ani jakiejkolwiek wiedzy religijnej a u spowiedzi był ostatni raz przed swoim ślubem. Franciszka w czasie Wielkiego Postu poprosiła ojca Hubego o dziewięć Mszy świętych w intencji swojego Taty „aby Pan Jezus raczył nawrócić ku sobie jego serce"[45]. Ale pomimo tego, że Wielkanoc minęła i wszystkie znamienitsze rodziny z kręgu towarzystwa państwa Siedliskich były bardzo bogobojne a panowie potrafili spowiadać się u ojca Hubego nawet raz w tygodniu, to jednak nic u Tatki nie wskazywało na jakąkolwiek przemianę. Aż wreszcie i tu oddajmy głos Franciszce: „Nadchodziło święto Wniebowstąpienia Pańskiego, którym kończył się okres spowiedzi wielkanocnej w tej diecezji. Razem z o. Hube podwoiliśmy modlitwy i porozumiawszy się z nim miałyśmy raz jeszcze nakłaniać Tatka do spowiedzi. Powróciwszy ze Mszy św. Mama zaczęła rozmowę od tego, że czas spowiedzi wielkanocnej się kończy, a Tatko o niej nie myśli. Jaki to straszny ból dla nas widząc, że gubi swoją duszę, że zasługuje na odrzucenie od Pana Boga. Obie z Mamą zaczęłyśmy go błagać, całować po rękach i nogach, prosić, aby miał litość nad sobą. Tatko odsunął nas od siebie, zaczął mówić z gniewem, iż dobrze wie, co czyni, że nikt, tylko on jeden będzie odpowiadać za swoją duszę, że nas nie powinno obchodzić jego zbawienie, bo to sprawa między nim a Panem Bogiem. Tłumaczyłyśmy Tatkowi, że pragniemy przez całą wieczność razem z nim posiadać Pana Boga. Na tę rozmowę wszedł o. Hube, który wiedząc o tym, co miałyśmy powiedzieć Tatkowi, pragnął zorientować się, jaki będzie tego skutek. Rozgniewany Tatko rzekł do o. Hubego: »Niechże ojciec, jako rozumny człowiek, wytłumaczy tym głupim kobietom, że nie mają potrzeby płakać nad moją duszą, i że o jej zbawienie nie powinny wcale się troszczyć« - i podobne rzeczy mówił w uniesieniu. O. Hube spokojnie wszystkiego wysłuchał i z największą miłością rzekł do Tatka: »Panie Adolfie, gdyby pan widział swoje dziecko konające, a wiedziałby pan, że jest niezawodny środek przywracający mu życie i zdrowie, a to dziecko pana tak by się uparło i tego środka użyć by nie chciało, czy miałby pan sobie za złe, gdyby nad tym bolał i płakał? A przecież tu chodzi o inną jeszcze rzecz niż o życie doczesne, tu chodzi o duszę, o jej wieczne zbawienie! Niech się więc pan nie dziwi, że te osoby, które pana prawdziwie kochają, cierpią i płaczą, bo pan odrzuca jedyny środek ratunku«. Tatko wysłuchał tego wszystkiego, zerwał się z krzesła i rzekł do o. Hubego: »Myślałem, że mówię do człowieka mądrego, tymczasem widzę, że się omyliłem. A więc płaczcie sobie państwo nad moją duszą, a ja wychodzę«. O. Hube przyjął te słowa z wielką dobrocią, nic nie odpowiedział, pozostał z nami chwilę i radził nic już więcej Tatkowi nie mówić, okazywać mu wiele serca, ale zarazem i smutku, a całą sprawę polecać Panu Jezusowi. Tatko był długo poza domem, powrócił dość zamyślony, smutny, wieczorem po herbacie natychmiast poszedł do siebie, a zwykle długo z nami rozmawiał lub wychodził gdzieś z wizytą. Sądziłyśmy, że się na nas gniewa i podwoiłyśmy modlitwy za tę drogą nam duszę. Nazajutrz w wigilię Wniebowstąpienia Pańskiego raniutko, o niezwykłej porze, ktoś puka do sypialnego pokoju Mamy i mojego; poznajemy głos, wchodzi Tatko, zupełnie zmieniony, ubrany, jak gdyby wychodził do miasta. Wszystko zadrżało we mnie: co się stało? Z niezwykłą dobrocią zbliża się do łóżka Mamy, o czymś z nią rozmawia, przychodzi i do mnie, ja się cała zasłoniłam, tak mi było wstyd, że jeszcze w łóżku Ojciec mnie zastał, i całując mnie pyta: »Czy mi przebaczasz wszystko, dziecko moje?«. O Panie, co to była za chwila szczęścia i radości! Chwyciłam rękę Tatka, zaczęłam całować, spojrzałam mu w oczy i zapytałam, co to wszystko znaczy. A Tatko na to: »Idę do spowiedzi św., wymodliłyście mi tę łaskę u Pana Boga, a teraz módlcie się za mnie i wierzcie, że tak jak dawniej, nie mając w to wiary i przekonania, nie ulegałem waszym prośbom, tak teraz z całą wiarą, z całym przekonaniem pragnę przystąpić do sakramentów świętych«. Oczy Ojca były całe czerwone od płaczu, tak był przejęty i skruszony, że nie wiedziałyśmy, jak wielbić cudowną moc Bożą, która tak działała w tej duszy! Po paru godzinach Tatko powrócił z kościoła uradowany, uszczęśliwiony, cały we łzach, był bowiem po spowiedzi i Komunii św. Opowiadał nam, że po rozmowie z nami, po tym naszym płaczu i słowach o. Hubego, nie mógł się oprzeć wewnętrznemu głosowi Pana Jezusa, chciał go zagłuszyć, ale nie mógł. Już tego samego dnia wieczorem postanowił iść do spowiedzi, w nocy spać nie mógł i raniutko się zerwał, aby to uczynić. Ze łzami wdzięczności dziękował Panu Bogu, a nas przepraszał. O. Hube, który widział Tatka w kościele (chociaż zaraz przekazaliśmy mu wiadomość, lecz już wyszedł z domu) przyszedł dzielić naszą radość, radość Pana Jezusa, który odniósł zwycięstwo w tej duszy. Tatko tak go ściskał, przepraszał, jednym słowem był to dzień szczęścia, radości i dziękczynienia Panu Jezusowi za taką miłość. Odtąd aż do śmierci Tatko przestrzenią spowiedzi wielkanocnej i starał się zachowywać przykazania Boże i kościelne. Zostawił nam zupełną wolność i swobodę w chodzeniu do kościoła i przystępowaniu do sakramentów świętych, a chociaż czasem jeszcze przyszła jakaś pokusa, jednak Pan Jezus czuwał nad nim"[46]. Bibliografia: - Władysław Grzymałowski, Żywoty świętych i świątobliwych ludzi, Wilno 1905. -Vincent Sardi, Carlo Sica, Żywot Sługi Bożej Marji Franciszki Siedliskiej od Pana Jezusa Dobrego Pasterza, Kraków 1924. - O. Franciszek Świątek, Świętość Kościoła w Polsce w okresie rozbiorowym i porozbiorowym, Kielce 1930. - Red. o. Romuald Gustaw, Hagiografia polska, T. II, Poznań 1972. -O. Antonio Ricciardi, Franciszka Siedliska Matka Maria od Pana Jezusa Dobrego Pasterza założycielka Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu, Rzym 1987. -Franciszka Siedliska, Autobiografia, Rzym 1997. -Maria Winowska, Dzieje duszy Franciszki Siedliskiej (bł. Marii od Pana Jezusa Dobrego Pasterza) założycielki Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu, Rzym 1999. - O. Bartoszewski Gabriel OFMCap, Stefan Budzyński, Czesław Ryszka, Życie i cuda polskich świętych kanonizowanych i beatyfikowanych za pontyfikatu Jana Pawła II, Warszawa 2001. - S. Noela Wojtatowicz, Fortepian Pana Boga, Kraków 2004. - Ks. Marek Chmielewski, Wielka księga duchowości katolickiej, Kraków 2015. - S. Inez Strzałkowska CSFN, Matka Maria od Pana Jezusa Dobrego Pasterza Franciszka Siedliska, Niepokalanów b.r. http://miejscabliskie.blogspot.com/2016/04/pierwszy-sakrament-w-zyciu-bogosawionej.html https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/11-25a.php3 https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/iluminizm;3914197.html [1] Franciszka Siedliska, Autobiografia..., s. 45. [2] Tamże, s. 46-47. [3] Maria Winowska, Dzieje duszy..., s. 51. [4] O. Antonio Ricciardi, Franciszka Siedliska..., s. 18. [5] Maria Winowska, Dzieje duszy..., s. 54. [6] Tamże. [7] O. Antonio Ricciardi, Franciszka Siedliska..., s. 19. [8] Maria Winowska, Dzieje duszy..., s. 54. [9] Tamże, s. 55. [10] Franciszka Siedliska, Autobiografia..., s. 51. [11] Tamże. [12] O. Antonio Ricciardi, Franciszka Siedliska..., s. 19. [13] Maria Winowska, Dzieje duszy..., s. 62. [14] Vincent Sardi, Carlo Sica, Żywot Sługi... , s. 63-64. [15] Franciszka Siedliska, Autobiografia..., s. 62-63. [16] Tamże, s. 68-69. [17] O. Antonio Ricciardi, Franciszka Siedliska..., s. 24. [18] Franciszka Siedliska, Autobiografia..., s. 70. [19] Tamże, s. 72-73. [20] Tamże, s. 78. [21] O. Antonio Ricciardi, Franciszka Siedliska..., s. 26. [22] Franciszka Siedliska, Autobiografia..., s. 80. [23] Maria Winowska, Dzieje duszy..., s. 81. [24] Franciszka Siedliska, Autobiografia..., s. 81. [25] Tamże, s. 82. [26] Tamże. [27] Tamże, s. 90. [28] Tamże, s. 91. [29] Maria Winowska, Dzieje duszy..., s. 88. [30] Tamże. [31] Franciszka Siedliska, Autobiografia..., s. 96. [32] Tamże, s. 96-97. [33] Tamże, s.98. [34] Tamże. [35] Maria Winowska, Dzieje duszy..., s. 91. [36] Tamże, s.92. [37] Franciszka Siedliska, Autobiografia..., s. 107. [38] Tamże, s. 106. [39] Tamże, s. 114. [40] O. Antonio Ricciardi, Franciszka Siedliska..., s. 43.a [41] Franciszka Siedliska, Autobiografia..., s. 114. [42] Tamże, s. 117. [43] Maria Winowska, Dzieje duszy..., s. 110. [44] Franciszka Siedliska, Autobiografia..., s. 119. [45] Tamże, s. 121. [46] Tamże, s. 122-124. Powrót |