Święta Jadwiga Śląska Cz. I  Święta Jadwiga Śląska Ryc. z Żywotów Świętych Pańskich na wszystkie dnie roku, ks. Piotra Skargi T. J. i inni, Mikołów -Warszawa 1910. W Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego świętą Jadwigę wzywamy jako patronkę Śląska. Została ona kanonizowana 26 marca 1267 roku przez papieża Klemensa IV (ok.1195-1268). Niewielu dziś pamięta, że od tamtego czasu, przez wiele stuleci, aż do roku 1997 Jadwiga Śląska była jedyną świętą kobietą wśród naszych polskich świętych. Beatyfikowano tylko kilka kobiet, ale nie było żadnej świętej. Zatem modląc się do świętej Jadwigi, modlono się do Jadwigi Śląskiej. Jeśli ktoś nadał dziecku imię Jadwiga, to miało ono za patronkę Jadwigę Śląską a nie, jak nieraz mylnie sądzono, Jadwigę Andegaweńską (1374-1399) naszą królową, żonę króla Władysława Jagiełły (ok.1352/1362-1434). Jadwiga królowa była otoczona kultem publicznym, ale niestety, nie była nawet beatyfikowana [przeszkadzali w tym Habsburgowie, którzy nie mogli darować zerwanych zaręczyn Jadwigi z Wilhelmem (1370-1406), synem Leopolda III Habsburga (1351-1386)], a kanonizowana została dopiero w 1997 roku, bez tej formalnej beatyfikacji (w 1979 stolica apostolska zatwierdziła wielowiekowy kult królowej Jadwigi w sposób pośredni, zatwierdzając teksty Mszy świętej i Liturgii godzin[1]. [8 czerwca 1979 papież Jan Paweł II (1920-2005) podczas Mszy świętej odprawionej w Katedrze Wawelskiej potwierdził kult królowej Jadwigi, zostało to uznane jako beatyfikacja; (Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych potwierdziła dnia 8 sierpnia 1986 r. fakt jej beatyfikacji[2], i można o tym przeczytać na stronie Congregazione delle Cause dei Santi[3]; na tym samym portalu można również znaleźć informację o kanonizacji Jadwigi królowej[4])]. W kościele świętego Klemensa w Zawoi, na powojennym witrażu, do dzisiaj możemy znaleźć podobiznę Jadwigi królowej z podpisem: S.B. Jadwiga królowa). Święta Kinga (1234-1292), którą beatyfikowano w 1690 roku, kanonizowana została dopiero w 1999 roku, święta Faustyna (1905-1938) w 2000 roku, a święta Urszula Ledóchowska (1865-1939) w 2003 roku. Nie trzeba chyba przypominać, że tych wszystkich kanonizacji dokonał papież Polak, Jan Paweł II. O historii świętej Jadwigi najwięcej możemy się dowiedzieć z dzieła opisującego jej żywot Vita sanctae Hedwigis, napisanego przez mnicha, który był franciszkaninem wywodzącym się z konwentu św. Jakuba we Wrocławiu[5]. Pisał on swoje dzieło już po kanonizacji (1267 r.) świętej Jadwigi a być może zostało ono ukończone przez innego autora w latach 1296-1300[6]. Żywot ten, znany jako żywot większy, jest to najobszerniejszy żywot w polskiej historiografii średniowiecza, który obejmuje 12 rozdziałów, przedstawiających życie i działalność tej świętej oraz vita minor[7], czyli żywot mniejszy. Ta vita minor, która jest tylko skrótem żywota większego, powstała na użytek liturgii i przeznaczona była dla lektorium trzebnickiego[8]. Żywot większy, znany również jako Legenda maior de beata Hedwigis pisany był na podstawie akt procesu kanonizacyjnego, które znalazł autor w klasztorze trzebnickim[9], na podstawie ustnych przekazów świadków, dzieła mnicha Engelberta (?), cystersa z Lubiąża, gdzie autor znalazł niektóre szczegóły godne pamięci[10]. To dzieło mnicha Engelberta było drugim żywotem Świętej Jadwigi, napisanym jeszcze przed kanonizacją, ale niestety żywot ten zaginął. Również ks. Piotr Skarga (1536-1612) korzystał z dzieła mnicha Engelberta. pisząc swój Żywot świętej Jadwigi. Podobnie jak żywot mnicha Engelberta zaginął również jeszcze jeden żywot, który z kolei był przedłożony papieżowi Klemensowi IV podczas procesu kanonizacyjnego księżnej Jadwigi Śląskiej. Autorem tego żywota zgodnie z szesnastowieczną tradycją miał być przewodniczący procesu diecezjalnego, dominikanin wrocławski, ojciec Szymon (?). Jeszcze w XVII w. wiadomość tę powtórzył Abraham Bzowski (1567-1637), stwierdzając, że brat Szymon, magister teologii, prowincjał Polski, przygotował Librum de vita, et miraculis, S. Hedwigis. (Książkę o życiu i cudach świętej Jadwigi) na podstawie procesu, który przeprowadzał jako pełnomocnik papieski do spraw kanonizacji...[11]. Nie zachował się do dzisiejszych czasów oryginalny rękopis Żywota większego i mniejszego ale pozostało wiele jego odpisów. Należą do nich m.in. Kodeks trzebnicki z 1310 r., Kodeks kapitulny z 1310 r., Kodeks henrykowski z 1320 r. czy też Kodeks lubiąski z 1340 r. Bardzo interesujący jest Kodeks lubiński z 1353 r. Sporządzony na zamówienie księcia brzesko- legnickiego Ludwika I (1313/21-1398) dla kolegiaty p. w. świętej Jadwigi w Brzegu... (...). Jest to tekst legendy ozdobiony po raz pierwszy ilustracjami - scenami - w liczbie 61 z życia św. Jadwigi oraz ilustracjami cudów z działaniach za jej życia i po śmierci[12]. W tym opracowaniu zamieścimy kilka podobnych ilustracji, ale są to kopie z Kodeksu Horniga Antoniego (?), które są przechowywane w Bibliotece Śląskiej w Katowicach oraz kopie drzeworytów Konrada Baumgartena (ok.1470-1514) z 1504 r. przechowywane w Bibliotece Uniwersyteckiej we Wrocławiu. Święta Jadwiga Śląska nie była Polką, mówiono o niej, że była Niemką z urodzenia, a Polką z wyboru. Urodziła się między rokiem 1174 a 1180 w Bawarii nad jeziorem Ammer (niem. Ammersee), w zamku Andechs, niedaleko miasta zwanego dawniej przez Polaków Mnichowem, czyli dzisiejszej stolicy Bawarii, Monachium. Miasto powstało w XII wieku wokół klasztoru benedyktynów, stąd nazwa München wzięła się od sformułowania „bei den München", czyli po prostu „przy mnichach"[13]. Na zamku Andechs, jak napisał w swojej książce o życiu świętej Jadwigi ksiądz Hilary Koszutski (1822-1896), panowały zawsze czyste obyczaje, wzorowa wstrzemięźliwość, sumienna sprawiedliwość i niewyczerpana szczodrobliwość dla ubogich i nędzarzy, skąd też wieszcze onych czasów nadali zamkowi temu w pieśniach swoich miano: „Twierdza liliowa", co miało oznaczać, że tam czystość i niewinność zamieszkują, a prawość serca opiekę i schronienie znajduje. (...) Tuż przy zamku stała prześliczna kaplica, poświęcona czci Bogarodzicy, świętemu Mikołajowi (ok.270-345/352) i świętej Katarzynie (?-307/312), przy której dwóch kapłanów ze zgromadzenia świętego Benedykta (480-547), służbę Bożą pełniło[14]. Jadwiga była córką Agnieszki von Rochlitz (?-1195), pochodzącej z rodu miśnieńskich Wettynów i Bertolda IV von Diessen (ok.1125-1186) hrabiów (tytułujących się również książętami Meranii, Kroacji i Dalmacji) na Andechs. Ojciec Jadwigi uczestniczył w III wyprawie krzyżowej, którą zorganizował Fryderyk I Barbarossa [(1122-1190) Rudobrody]. Jadwiga była drugim dzieckiem w tym małżeństwie. Miała czterech braci i trzy siostry. Najstarszy brat Eckebert (ok.1173-1237) został w 1203 r. biskupem Bambergu. Jedna z jej sióstr, Gertruda (1185-1213), żona Andrzeja II (1176-1235), króla Węgier, była matką świętej Elżbiety Węgierskiej (1207-1231), a także, co prawda już po swojej śmierci, została babką świętej Kingi i błogosławionej Jolenty (1244-1304). Najmłodsza siostra Mechtylda (?-1254) została w 1215 r. ksienią klasztoru w Kitzingen. Imię Jadwiga jest pochodzenia germańskiego. Było [ono] imieniem złożonym, w którym obie części składowe to jest hadu- i -wig miały to samo znaczenie - walka. (...) W Polsce imię to występuje od roku 1203 w formach Jadwiga, Adwiga, Hedwiga, Jedwiga. (...) Formą spieszczoną jest Jaga, czasem Jagoda, a także ludowe Jadwisia[15]. Nie istnieją żadne dokumenty, z których można byłoby się czegoś dowiedzieć o dzieciństwie Jadwigi. Jak napisała w swoim opracowaniu siostra Benigna Suchoń (?-1990) urszulanka, autor biografii świętej Jadwigi w jej Żywocie podał tylko jeden szczegół dotyczący przepowiedni młodej Jadwigi z roku 1186, który tak brzmiał: Gdy była jeszcze młodziutka, na widok kwitnącej wiśni w Boże Narodzenie, przepowiedziała dużą śmiertelność wśród ludzi ubogich[16]. Fakt spełnienia się tej przepowiedni potwierdzają, jak dodała siostra Benigna, źródła tak niemieckie jak i czeskie, które odnotowały wiosną 1186 roku szerzącą się wówczas epidemię[17] . Jadwiga została bardzo starannie wykształcona w klasztorze cysterskim w Kitzingen, niedaleko Würzburga, gdzie przebywała prawie siedem lat. W szkole tej starano się bardzo szybko nauczyć uczennice łaciny w mowie i w piśmie, by następnie mogły poznawać Pismo Święte, dzieła Ojców Kościoła, a także życiorysy osób świętych. Tam można było nabyć umiejętności umiłowania Boga poprzez modlitwę i medytację. Uczono tam również ziołolecznictwa, sprawności w prowadzeniu gospodarstwa domowego, rysowania i malowania artystycznego oraz haftowania i robót ręcznych, co przydatnym było przy zdobieniu szat liturgicznych. Ornaty ówczesne przyozdabiano scenami biblijnymi i postaciami świętych, zaopatrując je w napisy i sentencje z Pisma Świętego[18]. W Kitzingen uczono także śpiewu i gry na jakimś instrumencie muzycznym oraz pielęgnowania chorych. Po takiej szkole była więc Jadwiga, jak napisał jej biograf w Żywocie: bene litterata (dobrze wykształcona). Nieżyjący już ksiądz profesor Antoni Kiełbasa (1938-2010), kustosz sanktuarium w Trzebnicy, tak napisał o poważaniu, jakim darzyła święta Jadwiga klasztor w Kitzingen oraz jej wychowawców. O jej szacunku do tego opactwa i o wpływie jej nauczycielki, wtedy jeszcze młodej zakonnicy Petrissy (?) [Petrussy[19]], świadczy fakt, że po dwudziestu latach udało się Jadwidze zdobyć ją na pierwszą przełożoną założonego w Trzebnicy klasztoru[20]. Między rokiem 1186 a 1190 historycy umiejscawiają datę ślubu dwunastoletniej Jadwigi z około dwudziestoletnim księciem piastowskim Henrykiem I (1165/70-1238), którego nazwano później Brodatym. Jadwiga zawierając małżeństwo spełniła bardziej wolę swoich rodziców aniżeli swoją wolę[21], co zapisano w jej Żywocie. Małżonkowie w czasie swojego małżeństwa stali się rodzicami siedmiorga dzieci, a pierwsze ich dziecko urodziło się już w rok po ślubie. Jadwiga miała wówczas trzynaście lat i trzynaście tygodni[22]. Nie jest znane imię tego dziecka, natomiast pozostałe dzieci to: Bolesław (ok. 1194-1208/10), Konrad (1195/8-1213), Agnieszka (ur.1196), Henryk (1197-1241), Gertruda (ok.1200-1267) i Zofia (ur. przed1208).  Na ryc. Święta Jadwiga i Henryk Brodaty wraz z dziećmi, na obrazie pod okrągłym oknem widzimy świętą Jadwigę i jej męża. Obok matki znajdują się trzy córki: Agnieszka i Gertruda, jako ksieni opactwa w Trzebnicy w habicie i z pastorałem, przed nią klęczy Zofia. Obok Henryka, u którego stóp znajduje się herb, widzimy Henryka Pobożnego oznaczonego mieczem jako następcę tronu i Bolesława, który zmarł w 1210 r. Konrad, najmłodszy syn klęczy. Ryc. i opis z książki: ks. Antoniego Kiełbasy SDS, Święta Jadwiga na drzeworytach z Legendy Większej świętej kobiety - Jadwigi księżnej Meranii, księżnej w Polsce i na Śląsku, Trzebnica 2005 Jadwiga była bardzo oddana Henrykowi, a o tym tak napisano w Bulli kanonizacyjnej: Ponieważ stan małżeński uważała za dar nieba, żyła w nim bardzo świątobliwie (...). Nie dopuściła się zdrady małżeńskiej nawet w najmniejszym stopniu. Księciu była wierna w miłości aż do jego nagłej śmierci i to nie przez żar zmysłowej namiętności, lecz przez roztropne i serdeczne oddanie. (...) Wychowywała dzieci swe w bojaźni Bożej[23]. Po urodzeniu siódmego dziecka święta Jadwiga uzyskała od męża zgodę na separację [czyli dalsze życie małżeńskie, ale w czystości], którą wraz z nim uroczyście (...) potwierdza ślubem przed biskupem wrocławskim Wawrzyńcem (?-1232)[24]. Książę Henryk był, jak napisano o nim w Księdze Henrykowskiej, władcą bardzo rozumnym i opanowanym wielką przezornością[25]. Anna Zahorska (1882-1942) napisała w swoich Ilustrowanych żywotach świętych polskich, iż można przypuszczać, że Jadwiga znała język polski w stopniu wystarczającym do swobodnego komunikowania się, gdyż sama udawała się do domostw ludzi biednych, do szpitali czy więzień i tam przecież musiała rozmawiać z tymi potrzebującymi ludźmi. Od początku Jadwiga nie tylko ujęła Henryka swoją urodą, lecz i uzyskała na niego wybitny wpływ, jaki miewa zawsze jednostka zjednoczona z Bogiem, szerząca dokoła siebie jasność i miłość. Jej wpływowi należy zawdzięczać rozbudzenie w księciu śląskim życia religijnego. Ten wielki brodacz, rycerz znamienity, myśliwy, piwosz - niewątpliwie skłonny dawniej do okrucieństwa, dążący do rozszerzenia swej ciasnej dzielnicy prawem i lewem - stał się nabożnym, pracował nad okiełznaniem swych popędów, nad zahamowaniem instynktów władzy i bogactwa. Potrafiła go skłonić do wielu fundacji klasztornych. Nie bronił jej wydawać na dzieła miłosierdzia większej części dochodów książęcych[26]. I tak, między innymi, w roku 1202, kiedy już [po śmierci Bolesława I Wysokiego (1127-1201)] Henryk I Brodaty był księciem wrocławskim, funduje on, wspólnie z małżonką, na własny koszt i na własnym gruncie opactwo w Trzebnicy, które wziął pod swą opiekę papież Innocenty III (ok.1160-1216). W 1203 roku na polecenie brata Jadwigi Eckeberta, świeżo wybranego biskupa Bambergu, przybyły z Niemiec do jeszcze prowizorycznego klasztoru pierwsze cysterki. Przełożoną tego klasztoru, który uroczyście poświęcono w 1219 r., została wspomniana już wcześniej Petrissa, dawna wychowawczyni Jadwigi w Kitzingen. Święta Jadwiga ratowała wszystkich, którzy popadli w niełaskę u jej męża, a nawet tych, którzy byli skazani na śmierć. Potrafiła rzucać się przed Henrykiem na kolana i tak długo, w ten sposób upokorzona, błagać go, aż ją wysłuchał. Nawet za osobistym wrogiem księcia i nieprzyjacielem kraju, choć było to już po wykonaniu na nim wyroku, „pokornie prosiła, ażeby [Henryk] podarował jej [tego] skazanego człowieka. Książę uważał, że człowiek ten już nie żyje, skoro został powieszony wczesnym rankiem, dlatego po pewnym zwlekaniu z odpowiedzią ostatecznie dla jej pociechy powiedział: „Daję go Tobie, podobnie jak i poprzednich". Jadwiga kazała przywołać swojego prokuratora, nakazała mu natychmiast udać się na miejsce stracenia i przyprowadzić jej nienaruszonego zbrodniarza. Przywołany urzędnik wyjaśnił, że wypełnienie tego nakazu nie jest możliwe, chyba że chce, aby przywieźć tutaj trupa zbrodniarza. (...) Pojechał [jednak] wozem na plac, na którym skazaniec wisiał za swoje czyny. Przeciął sznur, (...) tymczasem ku wielkiemu zdziwieniu wielu, którzy byli obecni przy wykonywaniu wyroku, zastał go żywym i przyprowadził przed oczy księżnej[27]".  Święta Jadwiga w południe ocala życie powieszonemu wczesnym rankiem. Ryc. 39 z Kodeksu lubińskiego W: książce Legenda świętej Jadwigi, tł. A. Jochelson, przyg. Ks. J. Pater, Wrocław 1993. Księżna miała oddzielną kuchnię dla osób ubogich, których nie była w stanie posadzić przy swoim stole. Dla tych ludzi wydawano posiłki rano i wieczorem. Księżnej Jadwidze nie wystarczało, że dawała jałmużny, urządzała kuchnie polowe dla biednych, odwiedzała chorych - to czyniło wielu ówczesnych panujących - ale stale utrzymywała na swoim dworze trzynaście chorych kalek, zebranych podczas objazdu kraju. Liczba ta jest symboliczna i miała jej przypominać Jezusa Chrystusa wśród Apostołów. Ten dworski szpitalik, jedyną w swoim rodzaju instytucję, kazała Jadwiga wozić wraz z dworem. Podczas postojów osobiście zajmowała się chorymi ku niezadowoleniu swojej służby. Mimo tej krytyki kontynuowała tę pracę, aby uwrażliwić otoczenie na potrzeby ludzi chorych i biednych. (...) Szczególne zrozumienie i miłość okazywała trędowatym, którymi zajmowała się osobiście, nie brzydząc się nimi i nie bojąc się zarażenia. Otoczyła ich troską „dla miłości Tego, który dla nas chciał za trędowatego uchodzić". Przykładem tej trudnej opieki było schronisko trędowatych kobiet w pobliżu Środy, któremu poświęcała wiele czasu. Innym przejawem tej troski o człowieka była stała opieka nad więźniami, stosownie do słów Pana: „Byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie" (Mt 25, 36). Dostarczała im żywności, odzieży, a nawet światła, aby ciemność nie była dla nich przykrą. Tym, którzy nie byli w stanie zapłacić swoich długów, przysyłała potajemnie pieniądze, aby mogli wypłacić się. (...) Miała też Jadwiga jeszcze inne dziwne pomysły, dotyczące postępowania ze skazańcami. Kiedy rozpoczynano budowę nowego szpitala, klasztoru czy kościoła Jadwiga prosiła męża, żeby nie wykonywano wyroków śmierci na skazańcach, ale żeby posyłać ich do pracy przy budowie dla zadośćuczynienia za popełnione zbrodnie [28]". 
Święta Jadwiga przynosi światło więźniom i wstawia się u księcia w sprawie uwięzionych. Ryc. 32 z Kodeksu lubińskiego W: książce Legenda świętej Jadwigi, tł. A. Jochelson, przyg. Ks. J. Pater, Wrocław 1993. Jadwiga choć była pod wpływem silnej duchowości cysterskiej, gdzie ważniejszym było staranie o własne uświęcenie się niż pomoc bliźniemu, to jak widzimy, wypracowała sobie swój własny wzór duchowości i zgodnie z nim żyła. „Z codzienną działalnością w świecie łączyła Jadwiga usilne dążenie do tego, „aby żyć stale w obecności Boga". Wiele czasu poświęcała modlitwie, czasem - jak podaje tradycja klasztoru trzebnickiego - zamykała się w kościele na modlitwę całonocną. Zakonnice klasztoru trzebnickiego: Gaudencja (?) i Eugenia (?), chciały wiedzieć, jak Jadwiga zachowuje się podczas modlitwy, jak ona się modli, kiedy jej nikt nie widzi. Stąd pewnego razu ukryły się w kościele i obserwowały księżnę, jak ona upokarzała się przed ołtarzem ufundowanym na cześć Matki Bożej i w prosty sposób dziękowała Stwórcy wszystkich rzeczy. Wisiał tam dosyć dużych rozmiarów krzyż, a na nim Zbawiciel z rozciągniętymi ramionami, pełen wymowy. Kiedy ona na klęczkach modliła się, jak to było jej zwyczajem, Ukrzyżowany odjął od belki krzyża prawe ramię i rękę wyciągnął przed siebie. Pobłogosławił Jadwigę i dało się słyszeć wyraźny głos: „Twoja modlitwa została wysłuchana i otrzymasz to, o co prosisz". Ten motyw jest częsty w ikonografii, począwszy od XIV wieku. W trzebnickim kościele, w miejscu wymienionego wydarzenia, znajduje się ołtarz z obrazem przedstawiającym ową scenę. Zachowała się też tablica z napisem: „W tym miejscu Chrystus pobłogosławił z krzyża świętej Jadwidze" (In hoc loco benedixit Christus ex cruce St. Hedwigem)[29]".  Chrystus błogosławi z krzyża Jadwidze, anonim, klasztor sióstr boromeuszek w Trzebnicy zdj. ze str.: http://biblia-swieci.pl/jadwiga.html (dostęp: 07.02.2025 r.) Księżna Jadwiga bez względu na deszcz, błoto, czy zimno, z wyjątkiem dni kiedy była poważnie chora, udawała się by uczestniczyć w Ofierze Mszy Świętej do kościoła, nawet jeśli był on znacznie oddalony od jej aktualnego miejsca pobytu. Chciała razem z innymi ludźmi być na Mszy w kościele, a jeśli była tylko taka możliwość, to potrafiła uczestniczyć w kilku Mszach świętych jednego dnia. Na nadmiar nabożeństw na dworze Jadwigi narzekali jej kapelani i służba. Prawdopodobnie któryś z duchownych ułożył dwuwiersz, który następnie rozpowszechniła służba: In sola Missa non est contenta ducissa, quod sunt presbiteri, missae tot oportet haberi (Na Mszy jednej nie dość księżnej, ilu księży się stawi, tylu ją odprawi)[30]. A działo się tak dlatego, że, jak napisano w jej Żywocie, księżna miała większą tęsknotę do potrzeb ducha niż potrzeb ciała[31]. Często widywano ją w kościele bardzo uduchowioną i całkowicie zatopioną w modlitwie, kompletnie niezwracającą uwagi na otoczenie i jakby pozbawioną zmysłów. Zdarzyło się, że kierując swe oczy na oblicze nieba, gwiazdy i ciała niebieskie, wpadała w kontemplację najwyższego tronu Bożego Majestatu i przyjmowała promień Boskiej chwały do swego wnętrza tak obficie, że stawało si to widoczne nawet na zewnątrz, bo ciało jej otaczał na ziemi jasny blask i było widać, jak unosiła się w powietrzu. Tak opowiadali o tym świadkowie. To światło widzialne na zewnątrz ujawniało obecność wiekuistego Światła w promieniującej duszy, a unoszenie się ciała świadczyło o uniesieniu ducha, który podążał do Boga. (...) Ta święta niewiasta najtroskliwiej ukrywała tajemne współprzeżywanie rozmów z Bogiem, aby w żadnym wypadku nie dowiedziało się o nich otoczenie - nie dzięki powadze księżny, ale dzięki radosnym westchnieniom, których Jadwiga nie mogła zataić, albowiem pokonana siłą miłości i poruszona słodyczą pobożności nieświadomie to współprzeżywanie ujawniała. Jakkolwiek pragnęła mieć do modlitwy miejsca ustronne, które bardziej odpowiadały rozmowom z Bogiem, zsyłającym na nią żarliwą słodycz, i takie miejsca, które usuwają przeszkody w rozmowie, przecież nie chciała słuchać publicznego nabożeństwa w domu, w swej komnacie, jak to było w zwyczaju u innych książąt i magnatów, lecz zawsze w kościele, i dlatego nakazywała jutrznie, msze św., nieszpory i inne nabożeństwa ze śpiewem solennie odprawiać w swej obecności. Z odgłosem dzwonu na jutrznię natychmiast szła do kościoła, zabrawszy z sobą służbę[32]. Po każdej Ofierze Mszy Świętej prosiła kapłana o pokropienie wodą święconą i położenie rąk kapłańskich na swojej głowie. Głęboko bowiem wierzyła, że w ten sposób otrzyma specjalną łaskę od Pana Boga. Kapłanów i zakonników obdarzała wielkim szacunkiem, ponieważ codziennie w Sakramencie Ołtarza dotykają i pożywają Pana Nieba i Ziemi, który to sakrament sprawują w obecności wiernych, uświęcając cnotę pobożności i przywracając czystość duszy. (...) Do stołu nie usiadła wcześniej, dopóki nie usiadł kapłan, który uprzednio odprawiał jej Mszę Świętą[33]. Święta Jadwiga ogromnie bała się burzy, a zwłaszcza grzmotów i błyskawic, które kojarzyły się jej z Sądem Ostatecznym oraz karą Bożą. Ta jej bojaźń trwała tak długo, dopóki nie przybył wezwany przez nią kapłan i nie złożył na jej głowie uświęconych rąk jako tarczy opieki Pańskiej. Pod osłoną tych rąk, jak gdyby zabezpieczona od grożącej klęski, ugiąwszy kolana pozostawała na modlitwie przez cały czas trwania burzy. Po burzy zaś, uspokojona z wdzięcznością za nałożenie rąk kapłana, obdarzała je pocałunkami, albowiem po to były poświęcone, aby łagodzić gniew Boga. Uczuciem szczególnej miłości, obdarzała tych kapłanów, o których wiedziała, że sumiennie celebrują nabożeństwa. Nie ulega wątpliwości, że umiłowała mocniej tych, którzy okazywali większą pobożność w odprawianiu Mszy. Ilekroć pragnęła przystąpić do Sakramentu Ciała Pańskiego, policzki jej zalewały się takimi strugami łez i umartwiała się wówczas takimi modlitwami, klęczeniem i leżeniem krzyżem, że żar jej pobożności wzruszał skutecznie i skłaniał innych, którzy ją otaczali, do wiary[34]. Święta Jadwiga miała dużą ilość obrazów i relikwii świętych, które z wielkim uszanowaniem czciła. Często, wybrane z nich kazała zanosić do kościoła, by mogła w czasie Ofiary Mszy Świętej patrzeć na te umiłowane przez siebie relikwie lub obrazy i uzyskać jeszcze żarliwszą pobożność[35]. Ale największą miłością, po Bogu w Trójcy Świętej Jedynym, obdarzała oczywiście Matkę Bożą, której niewielki wizerunek w oprawie z kości słoniowej nosiła zawsze ze sobą. Obrazek ten powszechnie uznawany był za cudowny, gdyż jednego razu, gdy księżna Jadwiga pobłogosławiła nim chorych oni natychmiast wyzdrowieli. Kiedy święta Jadwiga Śląska umierała, to tak mocno ją trzymała w lewej ręce, że z ręki tej nie można było figurki wyjąć. Zatem zabrała ją do grobu. Po latach, kiedy otwarto grób, trzy palce, w których trzymała figurkę, nie były uszkodzone[36]". W 1227 roku podczas tragicznego w skutkach zakończenia zjazdu książąt w Gąsawie, gdzie zginął zabity prawdopodobnie przez Pomorzan, ludzi Świętopełka II Wielkiego (1195-1266), książę Leszek Biały (1184/5-1227), [ojciec błogosławionej Salomei (1211/12-1268) i Bolesława V Wstydliwego (1226-1279)], Henrykowi Brodatemu udało się niemal cudownie ujść z życiem. Uratował go jego rycerz Peregryn z Wizenburga (?), który osłonił własną piersią[37] swojego pana. Gdy księcia Henryka dowieziono do Trzebnicy, wówczas ciężko rannym małżonkiem zajęła się jego żona[38]Jadwiga. Natomiast dwa lata później, gdy Henryk Brodaty został porwany przez Konrada Mazowieckiego (1187/8-1247) i więziony w Płocku, chcąc zapobiec rozlewowi chrześcijańskiej krwi, [Jadwiga] powstrzymała swojego syna, szykującego się do zbrojnej wyprawy i sama osobiście stanęła przed tym, który trzymał jej męża w więzieniu. Kiedy tylko (Konrad) zobaczył służebnicę Chrystusa, jej spojrzenie i twarz podobną do anioła, od razu wzruszył się i przeląkł. Wtedy zniknęła jego surowa nieugiętość, zawarł pokój i wypuścił księcia[39]. W roku 1238 książę Henryk Brodaty po krótkiej chorobie zmarł na zamku w Krośnie. Pochowano go w opactwie trzebnickim, gdzie święta Jadwiga przeniosła się wtedy na stałe. Niedługo po zgonie księcia Henryka Brodatego jego następcą na książęcym tronie został jego jedyny żyjący (a czwarty według starszeństwa) syn Henryk II Pobożny. (Pierwszy syn, jak już wspomniano, zmarł w dzieciństwie, drugi Bolesław zmarł prawdopodobnie mając 12 lub 14 lat; w 1213 r. podczas polowania zginął trzeci syn Konrad zwany Kędzierzawym; podobnie córki Agnieszka i Zofia zmarły przed rokiem 1214, tylko córka Gertruda przeżyła swoją matkę). W czasie krótkiego panowania Henryka II Pobożnego, w roku 1241 nastąpiła w Polsce prawdziwa tragedia z powodu najazdu Mongołów. Mongołowie, zwani dawniej Tatarami, byli w tamtych latach postrachem, można powiedzieć, całej Europy. Profesor Feliks Koneczny (1862-1949) tak ich opisał: Z ludów rasy żółtej utworzyło się w Azji Środkowej państwo mongolskie, złożone z szeregu chanatów, pod zwierzchnictwem chana najwyższego, Dżyngis-chana (1162-1227), kierującego dalszymi podbojami, które objęły po pewnym czasie całą Azję, aż do Oceanu Wielkiego [Spokojnego], wraz z Chinami. Zdobywali bez zbytniego trudu wielkie kraje, bo u nich całe społeczeństwo zorganizowane było wyłącznie po wojskowemu. Oni pierwsi od czasów starożytnego cesarstwa rzymskiego urządzili wielkie armie stałe ze stałym korpusem oficerskim, oni pierwsi w ogóle wprowadzili umundurowanie. Kiedy uderzyli następnie na Europę, nic im się oprzeć nie mogło. W Europie nie miano pojęcia, że mogłoby istnieć takie duże wojsko: cała Europa razem nie zdobyła się ani na trzecią część armii, jaką oni rozporządzali. A była to armia regularna, wspaniała, karna, bitna i wybornie zaopatrzona[40]. A taki opis umundurowania i uzbrojenia mongolskiej armii znajdujemy w opracowaniu Moniki Bachowskiej: Żołnierz mongolski ubrany był w kubrak, czapkę i spodnie z bawolej skóry w barwach ochronnych (ta skóra pokryta była laką - szybko twardniejącą chińską żywicą, skutkiem czego odzież stawała się pancerzem nie do przebicia). Na jego uzbrojenie składały się: łuk, miecz, oszczep, trzymetrowa włócznia i arkan[41] [czyli sznur wykorzystywany podobnie jak lasso]. W Historii Mongołów można znaleźć trochę różniący się opis uzbrojenia jeźdźca mongolskiego, który posiadał dwa lub trzy łuki albo co najmniej jeden dobry i trzy wielkie kołczany pełne strzał[42]. Ich łuki różniły się znacznie od europejskich, a ich budowa i konstrukcja pozwalała na zdecydowanie większą siłę rażenia wypuszczanej strzały. Oprócz łuku i różnorakich strzał wojownik mongolski posiadał maczugę, topór i włócznię, która miała często „na szyjce grotu [...] hak" służący do ściągania przeciwnika z konia[43]. Natomiast ówczesny rycerz polski uzbrojony był przede wszystkim w miecz, posiadał również ok. 2 metrową włócznię (używaną zarówno przez wojowników pieszych jak i konnych) lub kopię, długości od 4 do 5 metrów (na uzbrojeniu tylko jazdy). Znacznie popularniejszym rodzajem broni, jakim posługiwali się mobilizowani [powoływani] wójtowie, sołtysi, mieszkańcy miast, chłopi oraz rycerze był topór. (...) należy pamiętać, że wprawiony we władaniu toporem mężczyzna mógł nie tylko zadawać ciosy, ale także celnie nim rzucać. Uzupełnieniem podstawowego uzbrojenia był jeden z najstarszych rodzajów broni- maczuga[44]. Do podręcznej broni miotającej w uzbrojeniu naszych wojów należał łuk prosty i kusza, która budziła spory strach wśród wojowników mongolskich z powodu swojej siły rażenia. Jej grot przebijał każdy ówczesny pancerz. Nasi rycerze walczyli ubrani w kolczugę lub pancerz zbrojnikowany, który był mniej elastyczny od kolczugi, ale, jak się wydaje, lepiej od niej chronił ciało rycerza. Jego konstrukcja była bardzo prosta - do grubej tkaniny bądź skóry przytwierdzano nitami, małe płytki metalowe - zbrojniki[45]. Niestety, płytki te dosyć łatwo odpadały i odsłaniały u rycerza miejsca które nie były chronione. Do ochrony głowy najczęściej noszono hełmy stożkowe a do zasłony przed ciosami przeciwnika polscy rycerze mieli drewniane tarcze. Powróćmy jeszcze na chwilę do omówienia wojsk najeźdźców. Oprócz jazdy armia mongolska miała w swoim składzie wojowników pieszych i oddziały inżynieryjne. Mongołowie znali też machiny oblężnicze, tarany do kruszenia bram. (...) Od Chińczyków przejęli (...) miotacze płomieni oraz duszące i trujące gazy. Zbiorniki z gazami przypinano na latawcach, które robiono z papieru bądź jedwabiu. Aby jeszcze bardziej przerazić przeciwnika, malowano na nich potworne maski[46]. Mongołowie atakowali milcząc, bez żadnych krzyków ani nawoływań. Za jakiekolwiek naruszenie ciszy karano śmiercią, nie mieli wozów z zaopatrzeniem, (każdy żołnierz miał wszystko, co potrzebował ze sobą), pozwalało to na szybkie i zaskakujące przeciwnika najazdy. Potrafili pojawiać się niespodziewanie i szybko znikać, nie pozwalając na kontratak. Mieli znakomicie rozpoznany wcześniej teren na którym toczyli swoje walki. Dowództwo dążyło do uzyskania maksimum informacji dotyczących stosunków politycznych, gospodarczych, demograficznych, militarnych oraz warunków geograficznych, (topografia, sieć dróg, twierdze itp.). Rozpoznania dokonywano przy pomocy szpiegów, a w trakcie trwania kampanii także ruchliwymi oddziałami. Chętnie zatrudniano przewodników rekrutujących się z miejscowej ludności lub ludzi znakomicie obeznanych z lokalnymi warunkami. Zebrany materiał służył jako podstawa planowania najazdu[47]. Mając tak szczegółowe rozeznanie, Mongołowie byli w stanie całkowicie zaskoczyć swoje potencjalne ofiary. Dodatkowo, należy pamiętać o tym, że przy tym wszystkim dysponowali oni wyjątkowo liczebną armią. Jednak, jak już można się było zorientować, to nie sama przewaga liczebna pozwalała na zwycięstwa Mongołów w ich bitwach. Oprócz skuteczniejszego uzbrojenia, Mongołowie o wiele lepiej znali się na sztuce wojennej. Rycerstwo europejskie wojowało w ten sposób, że bitwa składała się z licznych pojedynków, gdy tymczasem Mongołowie posiadali wydoskonaloną strategię i taktykę, to jest sposoby obmyślania planów wojennych i wykonywania ich w taki sposób, iż największe męstwo nie pomogło, gdy wpędzili nieprzyjaciela na pozycję dla niego niekorzystną. Nie umiano się przed nimi bronić, bo wojowali w sposób zupełnie odmienny niż europejskie rycerstwo; nie z bliska, miecz przeciw mieczowi, twarzą w twarz, lecz z daleka, okalając nieprzyjaciela szerokimi łukami, oskrzydlając go. W jeździe konnej nikt im nie dorównał. Ruszali dziesiątkami tysięcy jeźdźców naraz, zajmując pochodem swym kilkumilowe przestrzenie, a tak wszystko niszczyli po drodze, iż powiadano, że „trawa nie porośnie, kędy oni przejdą"[48]. Po nieudanym ataku na Wrocław, który za sprawą błogosławionego Czesława (1175/80-1242) i cudu, którego był przyczyną i którego tak przerazili się Mongołowie, odstąpili oni od oblężenia tego miasta i ruszyli w kierunku Legnicy. Tam grupowało się rycerstwo polskie i z nim sprzymierzone rycerstwo europejskie. Święta Jadwiga ukryła się w tym czasie w Krośnie, zaś jej syn, książę Henryk II Pobożny, po jej błogosławieństwie stanął na czele tych wojsk. W Żywocie świętej Jadwigi możemy znaleźć opis pożegnania Jadwigi ze swym synem przed Bitwą legnicką. Kiedy Henryk zamierzał wyruszyć z wojskiem przeciwko Mongołom, jego matka św. Jadwiga Śląska miała mu radzić, aby poczekał na pomoc wojskową króla czeskiego Wacława I (1205-1253). Książę Henryk II Pobożny tak wówczas zwrócił się do swej matki: Kochana pani matko, nie mogę dłużej zwlekać, albowiem zbyt wielkie są jęki biednego ludu: dlatego muszę walczyć i wystawić swe życie aż po śmierć za wiarę chrześcijańską[49]. Anna Zahorska tak opisała bitwę pod Legnicą, wtedy nazywaną Lignicą: Dzikie hordy pod wodzą Batu-Chana (1205-1255) posunęły się ku Lignicy. Nawała szła tak ogromna, że zajmowała 18 km wzdłuż, a 12 km wszerz. (...) Pod Lignicą. spotkały się oba wojska. W Tatarach było coś szatańskiego zaiste. Rzucali się oni (...) na wroga, mordując chrześcijan okrutnie. Tej lawinie dobrze uzbrojonych, celnie strzelających z łuków jeźdźców na małych, lecz silnych konikach, nikt nie mógł się oprzeć. I wyborowe rycerstwo chrześcijańskie na próżno walczyło z męstwem i wiarą. Wielki popłoch w szeregach chrześcijan wywołała zwłaszcza olbrzymia głowa, niesiona na czele wojska tatarskiego. Z ust jej buchały płomienie. Był to ogień grecki, jeszcze u nas nieznany. Wojownikom chrześcijańskim wydała się ta głowa czymś szatańskim. W tej bitwie chrześcijanie zostali pobici, poległ Henryk... Ale jakby ta ofiara przebłagała Boga, Tatarzy po bitwie odeszli na południe...[50]. Ostatnia faza bitwy pod Legnicą - miniatura z XIV wiecznej Legendy o świętej Jadwidze. http://historiezapomniane.blogspot.com/2011/10/ Z kolei Jan Długosz (1415-1480) tak opisał tę bitwę: Obie strony zwarły się w ostrym natarciu. Krzyżowcy i obcy rycerze rozbili kopiami pierwsze szeregi Tatarów i posuwali się naprzód. Ale kiedy zaczęto walczyć wręcz na miecze, łucznicy tatarscy tak otoczyli ze wszech stron oddział krzyżowców i cudzoziemskich rycerzy, że inne oddziały polskie nie mogły mu przyjść z pomocą bez narażenia się na niebezpieczeństwo. Zachwiał się i wreszcie legł pod gradem strzał, podobnie jak delikatne kłosy zbite gradem (bo wielu w nim było nieosłoniętych i nieopancerzonych). A kiedy padli tam syn Dypolda [(1154/1162-1190), chodzi o Dypolda II], margrabiego Moraw, Bolesław [(1182/1183-1241) znany w Polsce jako Szepiołka] i inni rycerze z pierwszych szeregów, pozostali, których również przerzedziły strzały tatarskie, cofnęli się do oddziałów polskich. Następnie dwa oddziały polskie pod wodzą rycerza Sulisława [?-1241) komes, dygnitarz małopolski] oraz księcia opolskiego Mieczysława [(1220-1246) chodziło o Mieszka II Otyłego] podejmują walkę, którą byłyby stoczyły szczęśliwie i wytrwale z trzema oddziałami Tatarów podstawiających zdrowych żołnierzy w miejsce rannych i byłyby zadały Tatarom dotkliwą klęskę, ponieważ były zabezpieczone od strzał tatarskich przez osłaniających je polskich kuszników. Szyki tatarskie najpierw musiały się cofnąć, a wkrótce, kiedy Polacy natarli silniej na przerażonych - uciekać. [Tu następuje bardzo tajemniczy i dziwny fragment o jakimś dziwnym wojowniku niewiadomego pochodzenia, który, głośno krzyczał i szybko biegał między oddziałami mongolskimi oraz polskimi. Mongołów zachęcał w ich języku do wytrwania w walce a Polaków po polsku nawoływał gromkim głosem do ucieczki i to spowodowało panikę po stronie polskiej.] Na to wołanie książę opolski Mieczysław, przekonany, że to nie krzyk wroga, ale swojego i przyjaciela, którym powoduje współczucie, a nie podstęp, zaniechawszy walki, uciekł i pociągnął do ucieczki wielką liczbę żołnierzy, zwłaszcza tych, którzy mu podlegali w trzecim oddziale. Kiedy książę Henryk zobaczył to na własne oczy i gdy mu o tym donieśli inni, zaczął wzdychać i lamentować, mówiąc: „Gorze się nam stało", to znaczy: spadło na nas wielkie nieszczęście[51]. Stało się to w najgorszym momencie, [tak ocenia to autor, który na swojej stronie internetowej opisuje szczegółowo bitwę pod Legnicą[52]]: [Gdy] do ataku ruszyła druga linia Polaków - [czyli] hufce komesa Sulisława i księcia Mieszka II Otyłego. Szarżę wsparli zmasowanym ostrzałem najemni [prawdopodobnie] konni kusznicy. Dla wojowników Ordu (?) [Starszy brat Batu-Chana, wódz części armii Mongołów] musiało być to prawdziwym zaskoczeniem. Siła uderzenia pocisków z kuszy, jak już wcześniej wspomniano, była tak wielka, że przebijały one nawet świetne mongolskie zbroje, a z bliska nawet tarcze przed nimi nie chroniły. Po zaciekłym ataku Polaków szyki Mongołów zaczęły słabnąć i część ich oddziałów zaczęła uciekać z pola walki. Szala zwycięstwa zaczęła się przechylać na stronę polską, zwydawało się, że Polacy są o krok od zwycięstwa. I wówczas doszło do wydarzenia bodaj najdziwniejszego w całej bitwie - gdyż właśnie wtedy hufiec opolski nagle wycofał się i uciekł. Osamotnieni krakowscy rycerze, którzy dobrze pamiętali krzywdy wyrządzone przez Mongołów na swojej ziemi zapewne walczyli alej zaciekle, pragnąc zemsty na znienawidzonym przeciwniku. Co się stało, że Opolanie uciekli po znakomicie przeprowadzonym kontrataku? Na to pytanie, nikt nie umie dać sensownej odpowiedzi. Są różne hipotezy, np. że Mieszko Otyły nie chciał dopuścić do wygrania tej bitwy, by nie wzmocnić i tak już bardzo silnej pozycji księcia Henryka Pobożnego. Ale po co w takim razie w ogóle stawałby do bitwy? Jest też hipoteza, tajemniczego posła wysłanego przez Mongołów, który przekonał Mieszka do odwrotu. Ale najbardziej sensownym wytłumaczeniem może być uznanie za decydujące o losie bitwy użycie przez Mongołów gazów bojowych, które po zwycięstwach nad Chińczykami mieli na swoim wyposażeniu. [1] Nasi święci, red. Wojciech Zagrodzki, Kraków 2009, s. 78. [2] https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/swieci/s_jadwiga_krol.html (dostęp: 07.02.2025 r.) [3] https://www.causesanti.va/it/santi-e-beati/edwige.html (dostęp: 07.02.2025 r.) [4] https://www.causesanti.va/it/celebrazioni/canonizzazioni/1997/06/08.html (dostęp: 07.02.2025 r.) [5] Krystyna Zielińska-Melkowska, Opat byszewsko-koronowski i jego żywot św. Jadwigi Śląskiej, art. w Nasza Przeszłość t.96, Kraków 2001, s. 40-41. [6] Aleksander Semkowicz (wyd.), Vita Sanctae Hedwigis, W: Pomniki Dziejowe Polski t. IV, Warszawa 1961, s. 503. [7] Krystyna Zielińska-Melkowska, Opat byszewsko-koronowski..., s. 40. [8] Tamże. [9] Aleksander Semkowicz (wyd.), Vita Sanctae Hedwigis..., s. 503. [10] Tamże, s. 504 [11] Legenda świętej Jadwigi, tł. A. Jochelson, przyg. Ks. J. Pater, Wrocław 1993, s. 15. [12] Tamże, s. 17. [13] http://www.mowiawieki.pl/templates/site_pic/files/Zamki_niemieckie_odc_7.pdf (dostęp: 07.02.2025 r.) [14] ks. Hilary Koszutski, Żywot świętej Jadwigi księżny szląskiej i polskiej, Patronki Królestwa Polskiego, Gniezno 1872, s. 1-2,5. Dostępna w Intern. na str.: https://polona.pl/item-view/40282764-f005-4812-a98b-ba8dbbe572ea?page=4 (dostęp 08.02.2025 r.) [15] Henryk Fros, Franciszek Sowa, Twoje imię. Przewodnik onomastyczno-hagiograficzny, Kraków 1982, s. 295. [16] s. Benigna Suchoń O.S.U. Święta Jadwiga, Księżna śląska, W: „Nasza Przeszłość", Studia z dziejów Kościoła i kultury katolickiej w Polsce, Kraków 1980, s.12-13. [17] Tamże, s. 13. [18] Tamże, s. 15 [19] Taką odmianę tego imienia można znaleźć w Intern. na str.: https://medievalheritage.eu/pl/strona-glowna/zabytki/polska/trzebnica/ oraz na str.: https://nowezycie.archidiecezja.wroc.pl/index.php/2020/11/16/swieta-jadwiga-slaska-sredniowieczna-katechetka/ [20] ks. Antoni Kiełbasa, Święta Jadwiga Śląska, Warszawa 1990, s. 29-30. [21] Tamże, s. 39. [22] Tamże, s. 40. [23] Tamże, s. 44 i 46. [24] Tamże, s.44. [25] Tamże, s. 44; Także. Liber Fundationis Claustri Sancte Marie Virginis in Heinrichov czyli Księga Henrykowska, Wrocław 1991, s. 6. [26] Anna Zahorska, Ilustrowane żywoty świętych polskich, Potulice 1937, s. 94. [27] ks. Antoni Kiełbasa, Święta Jadwiga..., s. 58. [28] Tamże, s. 60-62. [29] Tamże, s. 66-67. [30] Tamże, s. 68. [31] Legenda świętej Jadwigi, tł. A. Jochelson..., s. 52. [32] Tamże, s. 53. [33] Tamże, s. 55. [34] Tamże. [35] Tamże. [36] ks. Antoni Kiełbasa, Święta Jadwiga..., s. 69. [37] Ks. Dr Zygmunt Skarżyński, Żywoty świętych polskich, Warszawa 1913, s. 657. [38] ks. Antoni Kiełbasa, Święta Jadwiga..., s.56. [39] Tamże, s. 57. [40] Feliks Koneczny, Świeci w dziejach narodu polskiego, Miejsce Piastowe 1937, s. 140-141. [41] Monika Bachowska, Święci w historii Polski, Kraków 2015, s. 75. [42] Jerzy Maroń, Legnica 1241, Warszawa 2008, s.52. [43] Tamże, s. 52-53. [44] Tamże, s. 75. [45] Tamże, s. 76. [46] Monika Bachowska, Święci w historii..., s. 75-76. [47] Jerzy Maroń, Legnica 1241..., s. 56, [48] Feliks Koneczny, Święci ...,141. [49] A. Kiełbasa, Święta Jadwiga Śląska, Warszawa 1990, s. 74. [50] Anna Zahorska, Ilustrowane żywoty świętych ... s. 98. [51] Jan Długosz, Kroniki sławnego Królestwa ..., s. 23-24. [52] http://kasztel-mhs.blogspot.com/search/label/bitwa%20pod%20Legnic%C4%85 (dostęp: 13.02.2025 r.) Powrót |