¦wiêty Jan z Dukli Cz. I http://krosno.franciszkanie.pl/wp-content/uploads/2017/05/kjzd3.jpg Tej nocy wspólnie z nami pielgrzymowa³ bêdzie ¶wiêty Jan z Dukli, którego w Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego wzywamy jako patrona Korony i Litwy oraz rycerstwa polskiego. Nale¿y on do do¶æ licznej, piêtnastowiecznej rodziny naszych polskich ¶wiêtych i b³ogos³awionych. ¦wiêty Jan urodzi³ siê prawdopodobnie w 1414 roku, w niezbyt zamo¿nej ale religijnej „rodzinie mieszczañskiej D¼wigów, w domu przy ul. Kaczyniec, na tzw. Wy¿szym Przedmie¶ciu[1]", w miejscowo¶ci Dukla, niedaleko Krosna, (obecnie w województwie podkarpackim). Dzisiaj Dukla jest ma³ym i niezbyt popularnym, gminnym miasteczkiem, ale w czasach ¶wiêtego Jana by³a do¶æ dobrze znanym i ca³kiem zamo¿nym miastem, które le¿a³o przy g³ównym trakcie handlowym, tak zwanym „trakcie wêgierskim", wiod±cym przez prze³êcz dukielsk± na Wêgry. Dukla posiada prawa miejskie ju¿ od 1380 roku. Datê narodzin naszego ¶wiêtego wyliczamy opieraj±c „na relacjach ¶wiadków spisanych w pierwszej po³owie XVII wieku, [gdzie] stwierdzono, ¿e Jan z Dukli odda³ ducha niebu jako 70 - latek (septuagenarius)[2]". Poniewa¿ znamy datê jego ¶mierci, która nast±pi³a w 1484 roku, wiêc odejmuj±c siedemdziesi±t lat dochodzimy do wspomnianej daty narodzin. Nasz ¿ywot w du¿ej mierze oprzemy na legendzie znajduj±cej siê w ksi±¿ce ojca Czes³awa Bogdalskiego, zatytu³owanej B³ogos³awiony Jan z Dukli. Wed³ug starych przekazów oraz tekstu ojca Bogdalskiego, Jan z Dukli studiowa³ na Akademii Krakowskiej, u ksiêdza profesora, równie¿ pó¼niejszego ¶wiêtego, Jana z Kêt. Dzisiaj, uwa¿a siê, ¿e nawet je¶li Jan z Dukli uczy³ siê w Krakowie, to po pierwsze, prawdopodobnie z braku pieniêdzy przerwa³ tê naukê, a po drugie nie by³o to na Akademii Krakowskiej, jako ¿e jego danych nie znaleziono w spisie studentów z tamtych lat. Jednak ¶wiêty Jan musia³ ukoñczyæ jak±¶ uczelniê, bo o tym ¶wiadcz± jego pó¼niejsze stanowiska w zakonie, na które zosta³ skierowany, a które w tamtych czasach mogli zajmowaæ tylko zakonnicy dobrze wykszta³ceni. Poniewa¿ nie jest to a¿ tak istotne, dlatego my pozostaniemy przy tym, co mówi± stare przekazy. Gdy wiêc, po ukoñczonej nauce, wraca³ do swojego miasteczka, to przed wej¶ciem do domu rodzicielskiego „skierowa³ kroki swe do parafialnego ko¶ció³ka, drzwi na o¶cie¿ otwarte i niebawem by³ ju¿ na klêczkach przed o³tarzem, gdzie przebywa Pan Utajony. Ach! Ile¿ szczê¶cia czu³ w tej chwili w duszy! Mia³ za co dziêkowaæ Bogu, bo i nauki posz³y mu dobrze i ojcom swym wstydu nie zrobi³, i do dom wróci³ szczê¶liwie. - Có¿ Ci oddam, Panie, za wszystko co¶ dla mnie uczyni³? - modli³ siê Jan rozrzewniony... A z góry od o³tarza sp³yn±³ mu w duszê g³os Bo¿y: - Porzuæ ¶wiat, nawet nie wchod¼ w dom rodzicielski! Zdrêtwia³ m³odzieniec. - Jak to? od progu swych rodziców ma siê cofn±æ? nie obaczyæ ich oblicza, nie ucieszyæ siê nimi, nie wzi±æ ich b³ogos³awieñstwa? Ach! to ponad si³y! - Chryste Panie! wargi Twoje p³yn± myrrh± [mirr± czyli ¿ywic±] gorzk±! - jêcza³ Jan bole¶nie i g³ow± rozpalon± bi³ o zimn± posadzkê ko¶cio³a. - Synu mój! - us³ysza³ na to g³os z góry - nie dziel serca na dwoje, chcê by¶ teraz sam na sam zosta³ tylko ze Mn±. M³odzian smutnie zwiesi³ g³owê. Z oczu p³ynê³y ³zy, z piersi t³umione dobywa³y siê ³kania. Widocznym by³o, ¿e ciê¿k± w duszy przechodzi walkê. D³ugo, bardzo d³ugo siê modli³. Dopiero gdy dziadek ko¶cielny kluczami dzwoniæ pocz±³, ozwa³ siê na pó³ z³amany:
Pustelnia ¦w. Jana z Dukli: po lewej kaplica, po prawej dom rekolekcyjny. http://www.przeworsk.bernardyni.pl/obraz/trzciana.jpg Dziej siê wola Twoja, Panie[3]". Wyszed³ z ko¶cio³a i poszed³ do lasu, który znajdowa³ siê nieopodal wsi Trzciana, u stóp góry o nazwie Cergowa. Tam na skale, nazywanej przez okoliczn± ludno¶æ Za¶pit zbudowa³ niewielk± kapliczkê a obok niej wykopa³ ma³± studzienkê, któr± nazwa³ z³ot±, a z której woda do dnia dzisiejszego uwa¿ana jest za cudown±. Wtedy tam pozosta³ i rozpocz±³ ¿ycie pustelnicze. By³o to prawdopodobnie oko³o roku 1430. Po oko³o trzech latach, zatêskni³ za domem i postanowi³ jednak odwiedziæ swoich rodziców, wiêc „wyszed³ z pustyni, by zbiec do Dukli, do domu rodzicielskiego. Pêdzi³a go jakby jaka¶ si³a tajemna do rodzinnej chaty, do matki rodzonej! Ju¿ dobiega... widzi domow± zagrodê i s³yszy w duszy d¼wiêk g³osu lubego... wyobra¿a sobie jak go matka wita, przeczuwa jak± rado¶ci± jej serce zap³onie. Na my¶l sam± o tym pa³a³y mu skronie, lica od postów i umartwieñ zbiedzone rumieñcem siê oblek³y i serce silniej uderzy³o w piersi. By³ ju¿ u progu domostwa rodzinnego - stan±³ u drzwi, wzi±³ za klamkê, wstrzyma³ siê chwilê, by zapanowaæ nad uczuciami... Wchodzi, a tam w izbie matka - piekarka, krz±ta siê pilnie ko³o pieczywa. Poprosi³ z progu o kawa³eczek chleba... Kobieta zniecierpliwiona, ¿e jej nieustannie kto¶ w robocie przeszkadza, ledwo spojrzawszy wybuch³a gniewnie: - Ruszaj precz! skaranie Boskie z tymi w³óczêgami, co ich siê to ju¿ dzisiaj têdy przesunê³o! Daj mi spokój - nie mam czasu! Id¼ z Bogiem! Jan w pierwszej chwili stan±³ jak wryty... matka go nie pozna³a - ani nawet po g³osie, - widocznie ¿ycie pustelnicze zmieni³o go bardzo. Co prawda w³osy w nie³adzie spada³y na twarz wychud³± i oczy zapad³e, a mimo lat m³odych rozwiana broda srebrzy³a siê gdzieniegdzie... bo i w m³odych leciech walka i cierpienie nieraz srebrn± nici± zas³ugi znacz± swój ¶lad... - W³asna matka mnie nie poznaje - pomy¶la³, i ból estry przenikn±³ go na wskro¶, odebra³ mu mowê, z³ama³ biedaka do reszty, to¿ nie wymówiwszy ju¿ s³owa wiêcej odszed³, tylko na drzwiach wchodowych napisa³ parê wyrazów kredk±, któr± jeszcze z czasów akademickich mia³ przy sobie: „By³ tu syn wasz Jan, prosi³ o kawa³eczek chleba, a wy¶cie mu go nie dali". I polecia³ gnany ¿alem niewys³owionym... On pragn±³ siê ucieszyæ serc wzajemnych mow±, a us³ysza³ z ust drogich tylko twarde s³owo! Zmierza³ do domu z sercem bij±cym, a odszed³ ze zranionym... Czu³ on dobrze i rozumia³, ¿e gdyby matka wiedzia³a, ¿e to syn upragniony stan±³ u jej progu, inaczej by go przyjê³a, z otwartymi ramiony... Ale i to tak¿e rozumia³, ¿e w tym zdarzeniu jest palec Bo¿y I przestroga dla niego, ¿e skoro raz ju¿ wszed³ na puszczê, to Bóg tylko jeden ma byæ jego rado¶ci±, orze¼wieniem dla serca sko³atanego... ¿e nic prócz Boga nie ma zape³niaæ tej pró¿ni, co od czasu do czasu odtwarza³a siê w duszy._________ Po dobrej chwili wraca ojciec do domu, zdumiony czyta napis na drzwiach i niespokojnie pyta ¿ony: - Kto tu by³? - A... mnóstwo ¿ebraków... jak zwykle za ja³mu¿n±. - Nie, matko... nie sami byli tu ¿ebracy - by³ te¿ i syn nasz Jan, prosi³ o kawa³eczek chleba, a ty¶ mu go nie da³a! To mówi±c wskaza³ na napis. Biedne matczysko us³yszawszy to zemdla³o. Ojca ¶cisn±³ ¿al za serce, ¿e siê z synem nie widzia³, wiêc skoro tylko odratowa³ matkê, pobieg³ czym prêdzej za nim i pyta³ ludzi czy go nie widzieli przechodz±cego[4]". Niestety, wszystko na pró¿no, te poszukiwania zakoñczy³y siê niepowodzeniem. W tym miejscu warto zastanowiæ siê, czego ucz± nas ¶wiêci? Jest ich przecie¿ tak wielu, i s± tak ró¿ni, czy mog± nas uczyæ wszyscy tego samego? Choæ wydaje siê to na pierwszy rzut oka niemo¿liwe, tak w³a¶nie jest. Wszyscy oni , choæ prowadz± nas ró¿nymi, bo w³asnymi i sprawdzonymi przez siebie drogami, to jednak na¶laduj±c „Chrystusa, który jest ¼ród³em i wzorem wszelkiej ¶wiêto¶ci[5]", prowadz± nas zdecydowanie do naszego, w Trójcy Jedynego, prawdziwego Boga. „£±czy ich wszystkich pragnienie realizowania w swoim ¿yciu Ewangelii, pod natchnieniem odwiecznego o¿ywiciela Ludu Bo¿ego, jakim jest Duch ¦wiêty[6]". Wszyscy oni ucz± nas jak w swoim ¿yciu zachowywaæ cnoty Boskie, a wiêc wiarê, nadziejê i mi³o¶ci. Ucz± nas czasami s³owami a najczê¶ciej swoim ¿yciem w³a¶nie tej prawdziwej wiary i na¶ladowania Pana Jezusa, mi³o¶ci Boga i bli¼niego oraz nadziei a tak¿e pokory, cierpliwo¶ci i tym podobnych wspania³ych cnót. Za tym id± oczywi¶cie cnoty kardynalne, dobre uczynki i oczywi¶cie ca³a Ewangelia i ca³y katechizm cnót mi³osiernych i wszystkich innych, które tam znajdziemy. Dodatkowo ka¿dy ¶wiêty uczy nas, swoim niepowtarzalnym ¿yciem, jeszcze wielu bardzo ró¿nych, czasami zdawa³oby siê nawet banalnych rzeczy. I tak¿e tu, w tym podaniu, ¶wiêty Jan z Dukli, w pierwszym rzêdzie uczy nas olbrzymiego pos³uszeñstwa Bogu i pe³nienia Jego woli, nawet kosztem mi³o¶ci do swoich rodziców. Nie buntuje siê Bogu, choæ go to du¿o kosztuje , bo przecie¿ z t³umionym ³kaniem mówi „Dziej siê wola Twoja, Panie". Dalej, uczy nas wielkiej prawdy o udzielaniu ja³mu¿ny. Jest to wa¿na nauka dla ka¿dego, kto z odraz± patrzy na ¿ebrz±cego biedaka, lub uwa¿a, ¿e jak ju¿ wspomóg³ jednego, to drugi lub trzeci niech¿e gdzie indziej znajdzie dobroczyñcê. Taki cz³owiek powinien wtedy przypomnieæ sobie wielki ¿al matki ¶wiêtego Jana, po nie¶wiadomym odpêdzeniu swojego syna. Kto wie, mo¿e kilku wcze¶niejszym biedakom, których jak mówi³a by³o mnóstwo, da³a parê kromek a przy swoim synu niestety, ju¿ straci³a cierpliwo¶æ. Nale¿y równie¿ przypomnieæ sobie to, co powie nasz Król Jezus Chrystus, gdy przyjdzie w swej chwale, bo wtedy zdecydowanie lepiej bêdzie staæ po Jego prawej stronie: Wtedy odezwie siê Król do tych po prawej stronie: "Pójd¼cie, b³ogos³awieni Ojca mojego, we¼cie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od za³o¿enia ¶wiata! Bo by³em g³odny, a dali¶cie Mi je¶æ; by³em spragniony, a dali¶cie Mi piæ; (Mt 25, 34-35) Natomiast tragiczny los spotka tych po lewej stronie Chrystusa: Wtedy odezwie siê i do tych po lewej stronie: "Id¼cie precz ode Mnie, przeklêci, w ogieñ wieczny, przygotowany diab³u i jego anio³om! Bo by³em g³odny, a nie dali¶cie Mi je¶æ; by³em spragniony, a nie dali¶cie Mi piæ (Mt 25, 41-42) Gdy¿ „wszystko, czego nie uczynili¶cie jednemu z tych najmniejszych, tego¶cie i Mnie nie uczynili". (Mt 25, 45) Na pewno warto zapamiêtaæ sobie tê bardzo bolesn± naukê, któr± otrzyma³a matka ¶wiêtego Jana z Dukli. Wed³ug o. Bogdalskiego naprawdê ciê¿ko by³o naszemu ¶wiêtemu mieszkaæ w tej le¶nej pustelni. By³ on tam nara¿ony na natrêtne dokuczanie mu przez miejscowych, którzy „szydzili zeñ jawnie i potr±cali, star± i po³atan± odzie¿ na nim darli, przezywali g³uptakiem, samo chodzenie do ko¶cio³a czynili mu nad wyraz przykrym[7]". Kiedy minê³y ¶wiêtemu Janowi 3 lata takiego ¿ycia pustelniczego, przeje¿d¿a³ przez Duklê, jad±c z pielgrzymk± do Rzymu, ¶wiêty Jan z Kêt, profesor naszego bohatera. Tu zapragn±³ odwiedziæ swojego ucznia, ale nikt nie umia³ mu nic o nim powiedzieæ, gdy¿ wtedy nawet rodzice jego ju¿ nie ¿yli. Poniewa¿, miejscowi mówili o jakim¶ pustelniku ¿yj±cym w lesie, ¶wiêty Jan z Kêt domy¶li³ siê, ¿e to w³a¶nie móg³ byæ jego uczeñ, kaza³ siê wiêc zaprowadziæ do jego pustelni i tam czeka³ na niego tak d³ugo, dopóki tamten nie nadszed³. „Bogu tylko jednemu wiadomo, ile niebiañskiej rado¶ci znale¼li ci dwaj ¶wiêci mê¿owie w spotkaniu ze sob±. Wed³ug legendy miejscowej trzy dni bawi³ Jan Kanty w pustelni ubogiej, a ca³y czas ten spêdzili obaj na bogobojnych rozmowach. Mia³ wiêc sposobno¶ci dosyæ, by poznaæ, jak daleko na drodze u¶wi±tobliwienia zaszed³ Jan z Dukli. I wtedy za natchnieniem Bo¿ym zacz±³ wp³ywaæ na swego ucznia, by dla wiêkszej chwa³y Bo¿ej i po¿ytku dusz ludzkich opu¶ci³ sw± ulubion± puszczê, a odda³ siê ¿yciu apostolskiemu w¶ród ludzi. Nie przysz³o to ³atwo, lecz po dniach trzech, gdy obaj wyszli z puszczy, - Jan Kanty oddawszy u¶cisk bratni swemu uczniowi, zwróci³ siê w stronê wêgiersk± wiod±c± go do Rzymu, a Jan z Dukli... raz jeszcze serdecznie powiód³ okiem za sw± drog± puszcz± i skierowa³ swe kroki na drogê przeciwn±, wiod±c± do S±cza. Tam w klasztorze OO. Franciszkanów prosi³ o przyjêcie do zakonu, a w niejaki¶ czas pó¼niej odes³anym zosta³ do Lwowa dla odbycia nowicjatu". Dzisiejsze ¿yciorysy mówi± nie o klasztorze w S±czu tylko o znacznie bli¿szym Kro¶nie, gdzie w roku 1434 ¶wiêty Jan z Dukli prawdopodobnie wst±pi³ do Zakonu Franciszkanów Konwentualnych. Tu na moment przejd¼my do historii zakonu franciszkanów. Otó¿: „Po ¶mierci ¶w. Franciszka (w 1226 r.) powsta³ miêdzy zakonnikami podzia³ na dwie grupy. Pierwsza pragnê³a zachowaæ pierwotny radykalizm ¿ycia za³o¿yciela, nale¿a³o do niej niewielu starszych wiekiem zakonników. Druga optowa³a za dostosowaniem funkcjonowania i dzia³alno¶ci zakonu do ci±gle wzrastaj±cej liczby braci oraz do nowych zadañ stawianych im przez Ko¶ció³. Tych by³a zdecydowana wiêkszo¶æ[8]". Po za³agodzeniu tego sporu przez ¶wiêtego Bonawenturê, pod koniec trzynastego wieku pojawi³ siê ponownie „ruch ¶cis³ego przestrzegania regu³y", który zapocz±tkowa³ tak zwan± obserwacjê, st±d tych franciszkanów nazwano Obserwantami. „Ruch ten w po³owie XV wieku znalaz³ wielkiego protektora w osobie ¶wiêtego Bernardyna ze Sieny (1380-1444), wikariusza generalnego zakonu. [W Polsce tê ga³±¼ braci mniejszych, za³o¿y³ ¶wiêty Jan Kapistran w roku 1453, kiedy przebywa³ w Krakowie; wtedy te¿, na Stradomiu u stóp Wawelu, powsta³ pierwszy w Polsce klasztor obserwantów. Jego fundatorem by³ biskup krakowski kardyna³ Zbigniew Ole¶nicki. Klasztor ten po¶wiêcono kanonizowanemu trzy lata wcze¶niej, ¶wiêtemu Bernardynowi, i to by³o powodem tego, ¿e w Polsce Obserwanci zostali nazwani Bernardynami.] W 1517 r. papie¿ Leon X zwo³a³ w Rzymie kapitu³ê wszystkich franciszkanów, zarówno obserwantów, jak i tych, którzy stanowili trzon zakonu - konwentualnych, którzy sprawowali nad obserwantami formaln± w³adzê. Do 1517 r. zakon mia³ jednego genera³a, by³ nim zawsze franciszkanin z g³ównego nurtu (konwentualnych). Na tej kapitule obserwanci otrzymali niezale¿no¶æ, zostali nazwani Braæmi Mniejszymi Regularnej Obserwy, zosta³a im powierzona pieczêæ zakonu. Ta decyzja papie¿a stanowi³a formalny podzia³ zakonu na dwa autonomiczne zakony: Braci Mniejszych Konwentualnych i Braci Mniejszych Obserwantów. Od tej pory ka¿dy zakon wybiera³ w³asnego genera³a[9]". I jeszcze jedna rzecz, o której warto wiedzieæ: „Okre¶lenie „konwentualni" pochodzi od ³ac. conventus (wspólnota, wspólne miejsce zamieszkania)[10]". Wracamy do naszego bohatera. W Kro¶nie (pó¼niej tak¿e we Lwowie) sprawowa³ kilkakrotnie godno¶æ gwardiana, czyli prze³o¿onego [franciszkañskiego] klasztoru.(...) Obok jêzyka polskiego, zna³ dobrze niemiecki, co u³atwia³o mu kontakty ze spor± czê¶ci± mieszczañstwa. Pos³ugiwa³ siê te¿ lokalnym dialektem ruskim[11]". Z tym pobytem ¶wiêtego Jana we franciszkañskim klasztorze zwi±zana jest piêkna legenda, któr± przytacza o. Bogdalski: „Mieszka³ podówczas w klasztorze kro¶nieñskim. Przed niewielu dniami wyprosi³ sobie u starszych zakonu, ¿e go zwolniono z obowi±zków gwardiañskich. Uszczê¶liwiony, ¿e znowu sta³ siê maluczkim, postanowi³ nie mieæ swej woli - ale w ka¿dej rzeczy pytaæ o wolê i rozkaz swych starszych. Dnia pewnego... ubrany ju¿ w ornat i maj±c kielich w rêku, bo w³a¶nie wychodziæ mia³ ze msz± ¶wiêt±, spostrzeg³, ¿e prze³o¿ony jest w zakrystii, zwróci³ siê doñ przeto z pokornym zapytaniem dowiaduj±c siê o o³tarz: - Dok±d, Ojcze, ka¿esz mi i¶æ ze msz± ¶wiêt±? Prze³o¿ony, który podówczas jak±¶ wa¿n± spraw± by³ zajêty, zby³ go niecierpliwym s³owem: - Do Lwowa! [który jest oddalony od Krosna oko³o dwustu kilometrów] S³uga Bo¿y, jakby w tym s³owie nie uwa¿a³ nic niezwyk³ego - sk³oni³ siê g³êboko i z kielichem w rêku przeszed³ ko¶ció³, wyszed³ na ulice miasta, skierowa³ siê potem na drogê wiod±c± w stronê Lwowa i szybko szed³ coraz dalej a dalej... Po dobrej godzinie drogi by³ ju¿ w Komborni [odleg³ej od Krosna oko³o 10 kilometrów], ale mocno znu¿ony. Promienie s³oñca dogrzewa³y silnie, uczu³ gwa³towne pragnienie, siad³ przeto na chwilê opodal go¶ciñca przy obfitym ¼róde³ku, chc±c w jego ch³odzie orze¼wiæ siê nieco. Wody napiæ siê nie ¶mia³... wszak¿e winien byæ na czczo, skoro idzie ze msz± ¶wiêt±... wprawdzie daleko... do Lwowa, lecz tak mu kazano. Wiêc tylko prze¿egna³ ¼róde³ko, wod± obmy³ zmêczone lica i w tej chwili... sam nie wie... we ¶nie li to, czy na jawie... lecz jakimi¶ potê¿nymi pod¼wigniêty ramionami, wznosi siê w jasne b³êkitu przestworza. Cudnej piêkno¶ci m³odzieñcy nios± go w powietrzu, jakby na skrzyd³ach wiatru pomyka z nieopisan± szybko¶ci±. Tam daleko... u do³u... mija wioski i miasta, p³ynie ponad góry i rzeki. Czasem i trudno mu dojrzeæ co tam jest w dole, tak szybko go nios±. Raz tylko rozezna³ miejscowo¶æ jedn±, znan± sobie z poprzednich swych podró¿y. To skromna wioska ruska Pra³kowce pod Przemy¶lem. Na jej polach ludzie pracowali. Zdumieni jakim¶ szumem napowietrznym spojrz± w górê, a tam anieli pañscy nios± zakonnika we franciszkañskim habicie. Rzucili siê na kolana - a Jan z Dukli b³ogos³awi im z wysoka... I znów leci... na skrzyd³ach anielskich... niestrudzonych a chy¿ych... mija ³any bogate, lasy obfite, pagórki zielone, rzeki wartkie. Ju¿ widzi... tam przed sob±... na przodzie... jakie¶ miasto warowne, z zamkiem na wynios³ej górze... patrzy bli¿ej, to dobrze znany mu Lwów. I w tej chwili rêce anielskie stawiaj± go bezpiecznie na progu ko¶cio³a franciszkañskiego we Lwowie. Podró¿ z Komborni trwa³a chwilê tylko. https://duszpasterstwo.bernardyni.pl/wp-content/uploads/2013/05/dukla.jpg A po tej chwilce... Jan z Dukli, pos³uszny rozkazowi otrzymanemu w Kro¶nie, wyszed³ tego¿ dnia, tylko w godzinê pó¼niej ze msz± ¶wiêt±... we Lwowie. Tak mówi legenda, - to¿ samo lud pobo¿ny opowiada w okolicy Krosna. Choæby¶my zdjêli z tej opowie¶ci nawet ca³± jej legendarn± szatê, to jeszcze zostanie nam jej tre¶æ istotna: owo bezwarunkowe pos³uszeñstwo Jana z Dukli wzglêdem swych prze³o¿onych. Lecz mo¿e nie wszystko jest li tylko legend±. Wszak¿e po dzi¶ dzieñ istnieje ¼róde³ko przy drodze krajowej [dzisiaj ma ona numer 19] w Komborni, przy którym mia³ spoczywaæ Jan z Dukli - i wodzie tego ¼róde³ka lud okoliczny przypisuje w³asno¶ci lecznicze. To samo w Pra³kowcach pod Przemy¶lem ¿yw± jest w¶ród ludu tradycja o tym, jak Jana z Dukli ponad t± wiosk± nie¶li anio³owie, a on b³ogos³awi³ lud na roli pracuj±cy. I jest w tych Pra³kowcach cerkiew ruska, a w niej mia³ byæ, czy te¿ jest dot±d, o³tarz z obrazem b³ogos³awionego Jana z Dukli, który lud ruski ku czci tego ¦wiêtego wystawi³[12]". Tê grekokatolick± cerkiew parafialn± pod wezwaniem Ofiarowania Matki Bo¿ej, która znajdowa³a siê w Pra³kowcach, zastêpuje dzisiaj w jej odnowionych murach, ko¶ció³ katolicki pod wezwaniem Matki Bo¿ej Zbaraskiej a pos³ugê w nim sprawuj± ksiê¿a Michalici. Kiedy, pod koniec lat czterdziestych, podczas tak zwanej akcji „Wis³a", Polska Ludowa wysiedli³a z tych terenów ludno¶æ prawos³awn±, cerkiew zosta³a opuszczona. Nastêpnie przekazano j± ko¶cio³owi katolickiemu, który po wyremontowaniu jej w latach sze¶ædziesi±tych, erygowa³ tu w roku 1970 swoj± parafiê. ¦wiêty Jan z Dukli po kilkunastu latach zosta³ przeniesiony do Lwowa, tam przez prawie dwadzie¶cia lat „sprawowa³ urz±d kustosza, czyli zwierzchnika, kustodii ruskiej, która by³a czê¶ci± rozleg³ej czesko-polskiej prowincji franciszkanów konwentualnych. W roku 1460 na przedmie¶ciach Lwowa, na placu przed bram± Halick± powsta³ nowy klasztor, pod wezwaniem ¶wiêtego Andrzeja, który zamieszkali franciszkanie z ga³êzi Obserwantów. W roku 1461 zostaje ¶wiêty Jan kaznodziej± w nieistniej±cym ju¿ dzisiaj ko¶ciele ¶wiêtego Krzy¿a we Lwowie, gdzie g³osi³ kazania dla niemieckojêzycznych mieszkañców tego miasta. ¦wiêtemu Janowi coraz bardziej podoba³a siê surowsza regu³a ojców Obserwantów, zwanych jak ju¿ wiemy Bernardynami. Nachodzi³y go my¶li aby przej¶æ do tego zakonu ale starsi bracia w jego klasztorze odradzali mu to. Wtedy zacz±³ gorêcej siê modliæ i prosiæ o ³askê poznania woli Bo¿ej, co do jego przej¶cia do pokrewnego zakonu i gdy d³ugie godziny spêdza³ na modlitwie przed o³tarzem Matki Naj¶wiêtszej, to „podczas jednej takiej modlitwy ukaza³a mu siê Królowa niebios z Boskim Dzieci±tkiem na rêku i rzek³a doñ krótko: - Synu! Id¼ do obserwy! Nieopisanym szczê¶ciem nape³ni³o siê serce Jana z Dukli. W rzewnym zachwyceniu rozp³ywa³ siê w dziêkczynieniach za tê bezpo¶redni± wskazówkê z nieba i natychmiast wed³ug niej post±piæ postanowi³. Starsi jednak zakonu nie chcieli nawet s³uchaæ o jego przej¶ciu do Obserwantów czyli Bernardynów. Zbyt wysoko cenili tego mê¿a Bo¿ego, widzieli w nim dobrze znamiona ¶wiêto¶ci i te przedziwne ³aski Jezusowe, które z dnia na dzieñ wzmaga³y siê i ros³y. By³ on dla zakonu chlub± i pewn± porêk± b³ogos³awieñstw Bo¿ych... jak¿e go siê pozbywaæ?... jak traciæ taki skarb nieoceniony?... Wiêc nie pozwolili... Ale ¶wiêtym - Pan Bóg szczególniejsze daje pomys³y i niezwyk³ymi prowadzi ich drogami. Tak siê i teraz sta³o. Razu pewnego, gdy u O. Prowincja³a franciszkañskiego by³o parê osób duchownych w go¶cinie, wszed³ do jego celi Jan z Dukli, nios±c na rêku ten¿e sam ornat, w którym wyszed³ z Krosna i ukl±k³szy obyczajem zakonnym tu¿ przy drzwiach prosi³ pokornie: - Pozwól mi, Ojcze Wielebny, pój¶æ do Obserwantów. O. Prowincja³ w mniemaniu, ¿e Jan z Dukli chce tylko nowych zakonników odwiedziæ na chwilê, odrzek³: - Id¼, mój synu... z b³ogos³awieñstwem moim... Jan z Dukli szybko powsta³ i wyszed³ rozpromieniony. On w innej my¶li prosi³ o pozwolenie, rozchodzi³o siê mu nie o chwilowe odwiedziny, lecz o trwa³e u nich pozostanie. Pozwolenie dane mu przez O. Prowincja³a poj±³ literalnie, zupe³nie dos³ownie i do swego klasztoru franciszkañskiego wiêcej nie wróci³. Przyj±³ ostrzejszy sposób ¿ycia... zosta³ Bernardynem[13]". To wydarzy³o siê w 1463 roku, od tego czasu ¶wiêty Jan zamieszka³ w klasztorze ¶wiêtego Andrzeja na Halickim Przedmie¶ciu we Lwowie. „W ten sposób w ¿yciu b³ogos³awionego Jana rozpocz±³ siê nowy okres. Jak ro¶lina, przesadzona na ¿y¼niejsz± glebê, rozwija siê bujniej i piêkniejszem rozkwita kwieciem tak i b³ogos³awiony Jan na nowej placówce i w nowym zakonie rozkwit³ i zadziwi³ wszystkich swemi cnotami. Po odbyciu drugiego nowicjatu, krokami olbrzyma szed³ po drodze doskona³o¶ci. Regu³a zakonna by³a dlañ rzecz± ¶wiêt±. Zachowywa³ j± z ca³± skrupulatno¶ci± i sumienno¶ci±. S³owa jej by³y dlañ tak drogie, ¿e ³zy stawa³y mu w oczach, kiedy j± czytano[14]". Jan z Komorowa w swojej kronice zakonu napisa³, ¿e ¶wiêty Jan p³aka³ podczas czytania Regu³y zakonnej „ poniewa¿ nigdy wcze¶niej jej nie s³ysza³, nie zna³ wiêc jej tre¶ci i nie zachowywa³ jej.(...) Kiedy ju¿ traci³ wzrok (...) nauczy³ siê na pamiêæ Regu³y, któr± klerycy mu czytali[15]". A wiêc mamy nastêpn± naukê naszego ¶wiêtego bohatera, czyli rozwój w drodze do doskona³o¶ci, kiedy to „odrabia³ wcze¶niejsze zaniedbania i niew³a¶ciwie wykorzystany czas[16]" wybieraj±c surowsz± regu³ê swojego zakonu. Pos³uchajmy jeszcze ca³ej gar¶ci jego nauk dotycz±cych przewagi wspólnego przebywania zakonników w klasztorze nad samotnym i milcz±cym ¿yciem pustelnika w le¶nej, odleg³ej od problemów ¿yciowych pustelni: Jeden z braci klasztornych ¿ali³ siê, narzekaj±c na ¿ycie zakonne, ¿e lepiej by mu by³o, gdyby by³ pozosta³ w pustelni. „Ja za¶ Bogu dziêkujê, przerwa³ ³agodnie Jan z Dukli, ¿e mnie powo³aæ raczy³ do tego Zakonu, ¿yæ bowiem na puszczy jest rzecz± niebezpieczn±; nie mo¿na tam tego mieæ co tutaj mieæ mogê, a nawet gdyby siê i to mo¿liwe posiada³o, ma³oby siê zyska³o. I tak nie zyska³oby siê cnoty pos³uszeñstwa, gdy¿ na puszczy nikt nie rozkazuje, ani pokory, gdy¿ nikt tam nie uprzedza eremity; nie wyrzek³by siê tam cz³ek w³asnej woli, bo niemasz tam prze³o¿onego. Nie ma tam sposobno¶ci do okazania mi³o¶ci bli¼niego, gdy¿ braknie sposobno¶ci jej wy¶wiadczenia, ani mi³osierdzia, ani te¿ innych cnót, a tem samem ani zas³ugi u Boga, co wszystko w zakonie mieæ mo¿na. Posiadaj±c jakikolwiek talent jak na przyk³ad naukê, nie ma sposobno¶ci w pustelni udzielenia jej komu; je¶liby siê posiada³o nabo¿eñstwo gor±ce, lub zachowa³o ostre posty, ustawiczne czuwanie w bogomy¶lno¶ci lub zwyciêskie walki z pokusami i toby pod korcem zostawa³o, bo bez widza, bez towarzysza, który by wzi±³ zbudowanie, jednem s³owem, ¿y³by cz³owiek sobie tylko, a nie tak¿e dla bli¼niego, jak tego ¿±da Chrystus. Nadto ¿ywot na pustelni zawiera w sobie niebezpieczeñstwa; codziennie wojowaæ nale¿y z pokusami, a zwyciêstwo w±tpliwe i bezpieczniej walczyæ przeciwko nim z drugimi razem w Zakonie; szkodliwym jest te¿ taki ¿ywot na samotno¶ci, bo chocia¿bym i uzna³ b³±d swój, tobym go usprawiedliwia³ i pob³a¿a³ sobie, podczas gdy potkn±wszy siê w Zakonie i sam obaczê swój b³±d i Zakon mi go wska¿e. ¯ycie na ¶wiecie jest pe³nym niebezpieczeñstw, których nie masz w Zakonie. Bracia wziêli sobie do serca uwagi Jana z Dukli i ¿ycie w klasztorze dokonali[17]". Oczywi¶cie nie by³ przeciwnikiem nasz ¶wiêty modlitwy kontemplacyjnej a wrêcz przeciwnie, zagorza³ym jej wielbicielem. „Dowiadujemy siê z »Memoriale« Jana z Komorowa [by³ to wybitny bernardyñski zakonnik, ¿yj±cy na prze³omie XV i XVI wieku, który napisa³ kronikê Obserwantów], ¿e znajdowano go niekiedy klêcz±cego w pustym chórze braci, rozrzewnionego do ³ez, na takiej w³a¶nie nocnej modlitwie w samotno¶ci. W pó¼niejszych latach ¿ycia (...) postara³ siê, za zgod± prze³o¿onych, o wybudowanie w g³êbi ogrodu ma³ej kapliczki-altanki, w której, tak¿e w ci±gu dnia, móg³ znale¼æ odpowiedni± atmosferê do kontemplacji i modlitwy w zupe³nej samotno¶ci... (...) O tej jego modlitwie w ogrodowym »sanktuarium« zapisano w aktach beatyfikacji, ¿e Jan podczas rozwa¿ania i zatapiania siê w tajemnicy mi³o¶ci Boga do cz³owieka popada³ czêsto w zachwyt[18]". W roku 1473, kiedy klasztor, otoczony niezbyt mocnymi murami, by³ oblegany przez Tatarów i kiedy widmo klêski zagl±da³o w oczy garstki obroñców, ¶wiêty Jan z Dukli, wyszed³ na mury i b³ogos³awi³ Naj¶wiêtszym Sakramentem obroñcom Lwowa i w ten sposób Lwów zosta³ w cudowny sposób ocalony od napa¶ci. „Od tego momentu mieszkañcy Lwowa zaczêli obdarzaæ wielk± czci± o. Jana z Dukli, ju¿ za ¿ycia uwa¿aj±c go za ¶wiêtego[19]". Profesor Koneczny napisa³, ¿e po tym cudzie, „nazywano odt±d tego ¶wiêtego mê¿a »gromem na bisurmanów[20]«." Tu oprócz g³êbokiej wiary i ufno¶ci Bogu, ¶wiêty Jan da³ prawdziwy przyk³ad niepoddawania siê rozpaczy nawet w beznadziejnej, zdawa³oby siê sytuacji. Cierpienie i cierpliwo¶æ w tym cierpieniu, to pod koniec ¿ycia kolejne nauki naszego bohatera, kiedy straci³ wzrok a mimo to stara³ siê pe³niæ wszystkie mo¿liwe obowi±zki zakonne. Du¿o wiêcej wtedy spowiada³ i miewa³ wiêcej kazañ z ambony. Do ¶lepoty doszed³ jeszcze bezw³ad nóg, wiêc „powoli ku¶tyka³ w stronê konfesjona³u szukaj±c drogi rêkami[21]". Ale choæ ociemnia³y „widzia³ Jan wiêcej od wszystkich: Królowa Anio³ów z Boskiem Dzieci±tkiem na rêku ukazywa³a mu siê w pe³nym blasku. I raz rzek³a do niego: Miasto Lwów i ca³a ta dzielnica nie mia³a dot±d przed Synem moim osobliwszego Patrona; tobie ten urz±d zlecam, ty siê wstawiaj za ta krain±, a ja ci dopomagaæ bêdê. Po tym widzeniu Jan duchem swym wiêcej w niebie ni¿ na ziemi przebywa³[22]". 29 wrze¶nia, w dniu ¶wiêtego Micha³a Archanio³a, w roku 1484 ¶wiêty Jan z Dukli „w trakcie odmawiania z braæmi psalmów pokutnych[23]" umiera, ale nie przestaje dzia³aæ. Tu ¶wiêty Jan, jak wielu innych ¶wiêtych po swojej ¶mierci, przypomina nam s³owa Pana Jezusa z Ewangelii, ¿e nasz Bóg nie jest [Bogiem] umar³ych, lecz ¿ywych. (Mt 22,32). A wiêc, do¶æ szybko „zaczêto odnotowywaæ wypraszane dobrodziejstwa[24]", za wstawiennictwem naszego ¶wiêtego. Pierwszy cud zanotowano ju¿ w nastêpnym roku, gdy ciê¿ko chory gwardian z lwowskiego klasztoru odzyska³ zdrowie w ³ó¿ku ¶wiêtego Jana z Dukli, kiedy go w nim po³o¿ono i przykryto odzieniem ¶wiêtego. „Drugim jego cudem by³o uzdrowienie kobiety, jego penitentki, niewidomej od dziesiêciu lat[25]". By³o jeszcze wiele cudów w nastêpnych latach, niestety, ich „opisy (...) zaginê³y w czasie najazdów tatarskich i tureckich[26]". W1509 w czasie najazdu na Lwów hospodara mo³dawskiego Bohdana III Jednookiego, powi±zanego w tym czasie z Turcj±, ko¶ció³ ¶wiêtego Andrzeja uleg³ ca³kowitemu zniszczeniu a wraz z nim ca³e jego archiwum, sp³onê³a równie¿ ksiêga cudów ¶wiêtego Jana. Nied³ugo po tym wydarzeniu, bracia rozpoczêli ponowne spisywanie tych cudownych zdarzeñ, dziêki czemu mamy spory ich spis. Kilka z nich dotyczy ocalenia miasta Lwowa, natomiast wiêkszo¶æ to oczywi¶cie cuda uzdrowienia za wstawiennictwem naszego ¶wiêtego bohatera. Lwów wiele razy ulega³ po¿arom, „najwiêkszy z nich zdarzy³ siê w czerwcu 1527 roku. Ca³e miasteczko sp³onê³o doszczêtnie. Ocala³ jedynie klasztor z ko¶cio³em OO. Bernardynów i ratusz. W 1626 roku Bernardynka Druzyana (lat 90) zezna³a, ¿e 50 lat wcze¶niej wraz z innymi siostrami zakonnymi na w³asne oczy ogl±da³a unosz±c± siê postaæ zakonnika chroni±cego ko¶ció³. O. Modest z Krakowa, ksi±dz Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych (lat 69) w tym samym roku o¶wiadczy³, ¿e rzeczywi¶cie tylko opiece ¶wiêtego Jana ko¶ció³ i klasztor swoje ocalenie zawdziêczaj±[27]". Dwadzie¶cia dwa lata pó¼niej, w 1648 roku ¶wiêty Jan z Dukli ukazuje siê równie¿ w postawie klêcz±cej nad Lwowem w chwili, gdy trzydziestotysiêczny Lwów jest oblê¿ony przez dwustutysiêczn± armiê Kozaków pod dowództwem Bohdana Chmielnickiego oraz przez czterdzie¶ci tysiêcy Tatarów pod wodz± Tuhaj-Beja. Jeden i drugi widz±c to nadprzyrodzone zjawisko odstêpuj± od oblê¿enia. Tak to opisa³ Ludwik Kubala w swojej ksi±¿ce opowiadaj±cej o oblê¿eniu Lwowa w tym w³a¶nie czasie. „Ten niespodziewany odwrót nieprzyjaciela, a z nim ocalenie miasta, przypisywano cudowi i opowiadano, ¿e Chmielnicki i Tuhaj-bej ujrzeli w chmurach wieczornych nad klasztorem Bernardynów postaæ zakonnika klêcz±cego z wzniesionymi rêkami i widokiem tym przestraszeni dali znak do odwrotu. OO. Bernardyni uznali, ¿e to by³ b³ogos³awiony Jan z Dukli; to te¿ po opuszczeniu Lwowa przez kozaków, ca³e miasto uda³o siê do grobu jego z procesyj±, z³o¿y³o na jego grobie koronê, a w nastêpnym roku wystawi³o przed ko¶cio³em Bernardynów kolumnê, która do dzi¶ dnia istnieje. Na szczycie tej¿e znajduje siê postaæ Jana z Dukli w takiej postawie, jak go wówczas w chmurach widziano, a w ¶rodku kolumny napis: »Miasto Lwów za przyczyn± Jana z Dukli 1648 cudownie uwolnione od oblê¿enia Bohdana Chmielnickiego i Tohaja-beja, chana tatarskiego (sic!), pomnik ten wystawi³o 1649«[28]". Bohdan Chmielnicki z Tuhaj-bejem pod Lwowem mal. Jan Matejko rok. 1885 w³a¶ciciel: Muzeum Narodowe w Warszawie http://cyfrowe.mnw.art.pl/dmuseion/docmetadata?id=4962 Dwaj mieszczanie Maciej Szykowicz i Miko³aj Bernacki rok pó¼niej zeznali pod przysiêg± przed Rad± Miasta Lwowa a nastêpnie przed królem Janem Kazimierzem, ¿e podczas tego oblê¿enia widzieli ¶wiêtego Jana z Dukli unosz±cego siê w powietrzu nad klasztorem bernardynów. [1] O. Dobromi³ Maria Godzik OFM, ¦wiêty Jan z Dukli cudotwórca wci±¿ aktualny, Dukla 2016, s. 8. [2] Zbigniew Gach, Poczet kanonizowanych ¶wiêtych polskich, Gdañsk 1997, s.133. [3] O. Czes³aw Bogdalski, B³ogos³awiony Jan z Dukli wspomn ienia z jego ¿ycia i czci po¶miertnej, Dukla 1938, s. 9-10. [4] O. Czes³aw Bogdalski, B³ogos³awiony Jan..., s. 12-14. [5] Cytat z homilii 1 XI 2006 papie¿a Benedykta XVI - Msza ¶w. w uroczysto¶æ Wszystkich ¦wiêtych https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/benedykt_xvi/homilie/wswietych_01112006.html [6] Tam¿e. [7] O. Czes³aw Bogdalski, B³ogos³awiony Jan..., s. 15. [8] http://www.prenowicjat.franciszkanie.pl/pl/zakon/historia-zakonu [9] http://www.prenowicjat.franciszkanie.pl/pl/zakon/historia-zakonu [10] https://www.franciszkanie.pl/artykuly/historia-zakonu [11] Zbigniew Gach, Poczet kanonizowanych... , s.134. [12] O. Czes³aw Bogdalski, B³ogos³awiony Jan..., s. 20-22. [13] O. Czes³aw Bogdalski, B³ogos³awiony Jan..., s. 26-27. [14] O.W.B., B³. Jan z Dukli patron Polski, Rusi i Litwy, Rzeszów 1931, s. 28. [15] Jan z Komorowa, Kronika Zakonu Braci Mniejszych Obserwantów (1209-1536), Kalwaria Zebrzydowska 2014, s. 238. [16] Tam¿e. [17] Antoni Prochaska, B³ogos³awiony Jan z Dukli, Lwów 1919, s. 14. [18] H.E. Wyczawski OFM, W.F. Murawiec OFM, ¦wiêty Jan z Dukli, Kalwaria Zebrzydowska 1997, s. 66. [19] O. Dobromi³ Maria Godzik OFM, ¦wiêty Jan..., s.23. [20] Feliks Koneczny, ¦wiêci w dziejach narodu polskiego, Miejsce Piastowe 1937, s. 281. [21] Zbigniew Gach, Poczet kanonizowanych... , s.135. [22] X. Dr W³adys³aw Vrana, Egzorty o polskich ¶wiêtych i b³ogos³awionych, Kraków 1930, s. 104. [23] Zbigniew Gach, Poczet kanonizowanych... , s.136. [24] Tam¿e. [25] Jan z Komorowa, Kronika Zakonu Braci Mniejszych Obserwantów (1209-1536), Kalwaria Zebrzydowska 2014, s. 239. [26] Tam¿e, s. 240. [27] O. Dobromi³ Maria Godzik OFM, ¦wiêty Jan z Dukli cudotwórca wci±¿ aktualny, Dukla 2016, s.37. [28] Ludwik Kubala, Oblê¿enie Lwowa w roku 1648, Warszawa 1925, s. 19-20. Powrót |