Święty Jozafat Kuncewicz cz. I Autor Tarasowicz, Aleksander (ca 1640-1727) https://polona.pl/item/b-iosaphat-martyr,NTU2NzA0Nw/#info:metadata Tej, nocy towarzyszyć nam będzie kolejny męczennik, święty Jozafat Kuncewicz, którego w naszej Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego wzywamy, jako patrona Rusi. Jozafat, jest to biblijne imię męskie pochodzenia „hebrajskiego Jehoszafat, [co znaczy] Jahwe sądzi [bądź Jahwe jest sędzią]. Imię to nosił jeden z królów Judy. (...) Wykorzystując symbolikę tego imienia, prorok Joel nazwał miejsce sądu Bożego »doliną Jozafata[1]«. W Polsce imię to występuje rzadko[2]". Benedyktyn ojciec Alfons Guepin (czyt. Giupę) jeden z biografów Jozafata Kuncewicza tak napisał w swym dziele: „Ilekroć opatrzność zamierza wprowadzić w życie wielkie swe zamysły, tyle razy obiera ku temu celowi maluczkich tego świata, zostawiając silnym i wielkim wszelką swobodę walczenia przeciw sprawie Bożej. Pan Bóg wie, że zwycięży; więc pozwala na chwilowe tryumfy człowieka; a gdy przewrotność wyprowadzi do walki największe zasoby materialne: bogactwo, siłę liczebną a nawet geniusz, - wtedy nagle rozbijają się wszystkie wysiłki, o co? O ziarnko piasku położonego ręką Bożą! Wówczas padają wrogowie sprawy Bożej, a człowiek obrany za narzędzie Opatrzności, podnosi się i na wzór swego mistrza, cichy i nie znany, idzie ku przeznaczonemu celowi, czasem nawet nieświadomie, pchany łaską, i przebywa w jednej chwili olbrzymie przestrzenie[3]". I takim właśnie „ziarenkiem piasku" a zarazem „narzędziem Opatrzności" był nasz święty męczennik, po śmierci którego, nawracali się nawet jego najwięksi wrogowie. Około roku 1580 w prawosławnej rodzinie mieszczańskiej, pochodzącej ze zubożałej szlachty, we Włodzimierzu Wołyńskim przyszedł na świat Jan (Iwan) Kunczyc (to nazwisko nasz bohater zmienił później na bardziej szlacheckie Kuncewicz). Jego ojciec nazywał się Gabriel (Hawryło) Kunczyc i był dość zamożnym kupcem, trudniącym się handlem zbożem. Był również ławnikiem w magistracie miejskim, co świadczyło o poważaniu, jakim darzyła go miejscowa społeczność. Matka miała na imię Marianna. Oboje rodzice byli ludźmi bardzo religijnymi, więc mały Janek często chodził z nimi do cerkwi, gdzie uczył się modlitw i poznawał wiarę w Boga. „Razu pewnego, gdy był z matką w świątyni, uderzył go widok ukrzyżowanego Pana Jezusa. Pyta matkę z ciekawością, co to jest? Matka go poucza: »Jest to obraz Boga-Człowieka, Pana naszego Jezusa Chrystusa, który z nieba zstąpił, cierpiał i umarł, aby odpokutować za nasze grzechy i zbawić nas«. Sam święty opowiadał później, że podczas tej nauki matczynej iskra ognista oderwała się od boku Ukrzyżowanego Zbawiciela i padła na jego dziecinne serce, które też odtąd wielką zapłonęło miłością ku Ukrzyżowanemu i przywiązaniem do nabożeństw i ceremonii cerkiewnych[4]". Po latach bazylianin, ojciec Gennady Chmielnicki, przypomniał takie słowa wypowiedziane przez świętego Jozafata właśnie o tym wydarzeniu: „przejęła mnie [wtedy] taka miłość Cerkwi Świętej i jej obrzędów, że w ciągu lat trzydziestu ani jednego dnia nie opuściłem nabożeństwa[5]". Rodzice zaczęli posyłać go do miejscowej szkoły katedralnej we Włodzimierzu, gdzie uczył się języka polskiego oraz języka staro-cerkiewnego, który to język jest językiem prawosławnej liturgii. Dzięki temu, mógł w tym czasie nauczyć się również na pamięć prawie całego horologionu inaczej czasosłowu, czyli ksiąg liturgicznych, napisanych w tym języku. Zawierają one między innymi „modlitwy poranne, rytuał nabożeństw cyklu dobowego, ważniejsze pieśni Wielkiego Tygodnia, święta Wielkanocy i Tygodnia Paschalnego, tropariony [śpiewana historia danego święta lub świętego] niedzielne 8 tonów, 12 wielkich świąt, tropariony innych świąt oraz ku czci wielkich świętych[6]". Te księgi są bardzo podobne do katolickiego brewiarza, po polsku zwanego również Liturgią Godzin. Jak widać, nasz młodziutki Janek miał świetną pamięć i ta umiejętność pozostała mu również w życiu dorosłym. Wystarczyło mu przeczytać dwukrotnie jakąś książkę, by mógł ją prawie w całości cytować z pamięci. Kiedy miał on już kilkanaście lat, rodzice wysłali go do znajomego kupca i radcy miejskiego, Jacka (Jacentego) Popowicza, który mieszkał w Wilnie. Tam miał się uczyć handlu, by mógł w przyszłości być dobrym handlowcem i pójść w ślady ojca. Spodobała się Popowiczowi praca młodziutkiego Jana, zaczął go doceniać i bardzo się do niego przywiązał, choć zdarzało się, że były takie chwile gdy i batem potrafił mu grozić. Jednak Janek coraz bardziej garnął się do rozwoju swego życia duchowego. To z kolei uchroniło go przed szeregiem niebezpieczeństw, grożących jego wierze i życiu, w upodobanej przez Pana Boga cnocie czystości. A w tych czasach, w Wilnie, można powiedzieć, że była wielka zbieranina różnych wyznań religijnych. „Oprócz katolików łacińskiego obrządku, którzy dużo kościołów posiadali i nabożeństwa wspaniałe odprawiali, byli tam i najrozmaitsi heretycy, lutrzy, kalwini, arjanie, nawet zwolennicy Mahometa. Były tam i cerkwie ruskie, najbardziej bliskie sercu Jana, ale na nieszczęście i wśród Rusinów brakło jedności i zgody"[7]. Bo w tym czasie nastąpiło rozdwojenie w Cerkwi prawosławnej, na część schizmatycką, posłuszną Konstantynopolowi i część wierną metropolicie kijowskiemu, zwana unicką. O tym podziale powiemy za chwilę szerzej. W każdym razie, Wilno było znane wówczas, nie tylko z tego pomieszania religijnego, „ale i z wielkiego zepsucia obyczajów[8]". Stąd młody i niedoświadczony Jan, był w tym mieście „narażony (...) na wszystkie możliwe pokusy, i tylko cudem Łaski wyszedł z nich zwycięsko[9]", szczęśliwie omijając wszystkie podstępne rafy, które pojawiały się na jego drodze. Te trudności pojawiały się również i w życiu duchowym młodego Jana. Całe szczęście, że różne sekty, które tu występowały nie miały swych obrzędów, więc Bogu dzięki nie pociągały Jana w ogóle. Natomiast Kościół Katolicki, który miał co prawda wspaniałe nabożeństwo, nie posiadał jednak języka, który nasz bohater tak umiłował jeszcze w dzieciństwie. Jasnym więc było, że najbardziej skłaniał się ku Cerkwi prawosławnej, którą znał przecież od zawsze. Dostrzegał jednak już wtedy, pewne jej wady oraz błędy a także brak wiedzy, a nawet i wiary u prawosławnych kapłanów czyli popów. Kiedy Janek miał może16 czy 17 lat, to wtedy w Wilnie, po raz pierwszy spotkał się z tymi, którzy tworzyli Cerkiew unicką, czyli tak zwanymi unitami. Okazało się, że i jego gospodarz, kupiec Jacenty Popowicz, był również sympatykiem kościoła unickiego. I teraz właśnie, spróbujemy przez chwilę zapoznać się z tłem historycznym tamtych czasów oraz przypomnieć sobie co to był za kościół, który wtedy nazywano unickim. Otóż, już od schyłku XV wieku prawosławna „Moskwa coraz bardziej utrwalała się w swej ortodoksji, a łacinnicy [czyli katolicy] postrzegani byli jako największe zgorszenie i niebezpieczeństwo dla czystości wiary. Na kanwie [tych] antyłacińskich nastrojów powstała doktryna Moskwy [jako] trzeciego Rzymu[10]". Uważano tam bowiem, że Rzym i Konstantynopol (który był przez cesarza Konstantyna ustanowiony jako nowy, czyli drugi Rzym; Konstantyno-pol był nawet w latach 330 - 476 stolicą cesarstwa rzymskiego) poprzez uleganie tak zwanym „herezjom" papieskim za bardzo odeszły od „prawdziwej" wiary prawosławnej, więc tylko Moskwa, jako nowy Rzym będzie mogła bronić czystości tej wiary. Car oczywiście wykorzystywał Cerkiew do własnych celów politycznych i nie dbał wcale, o jakikolwiek rozwój i krzewienie tej wiary. Reakcja Rzymu czyli Kościoła, jako instytucji przechowującej nienaruszony depozyt wiary katolickiej, była taka, że zaczął on „przywiązywać większą wagę do Kościoła ruskiego w państwie moskiewskim i polsko - litewskim[11]". Papież chciał również „nieść zbawienie »odszczepieńcom« skazanym na potępienie wiekuiste poza prawdziwym Kościołem[12]". Wówczas Konstantynopol, który był, od czasu wielkiej schizmy wschodniej (1054) stolicą prawosławia, znajdował się pod panowaniem tureckim. A więc patriarcha czyli przywódca całej Cerkwi prawosławnej był poddanym muzułmańskiego sułtana. To powodowało olbrzymie rozprzężenie wśród prawosławnych kapłanów, co już zauważył nawet młodziutki Jan. „Widoczna była tu ignorancja teologiczna duchowieństwa i niemoralne prowadzenie się popów[13]". Można powiedzieć, że Cerkiew ruska, przechodziła w tym czasie „okres największego (...) poniżenia. (...) Cały kler, świecki i zakonny (bazylianie), niższy i wyższy był w zaniedbaniu i zapominał o obowiązkach stanu. Brakowało mu wyrobienia duchowego, a w bardzo wielu wypadkach nawet czysto ludzkiego[14]". Stąd wielu ludzi po prostu gardziło tymi duchownymi. Nie jest więc dziwnym to, że Rzym zamierzał ziemie ruskie, znajdujące się we władzy patriarchy Konstantynopola, przejąć pod swój protektorat. Stąd Stolica Apostolska zaczęła poprawiać swoje stosunki z carem moskiewskim. Papież Juliusz III zamierzał nawet zaprosić cara Iwana Groźnego na jedno z posiedzeń Soboru Trydenckiego. Nie doszło jednak do tego wobec sprzeciwu Polski, która nie chciała aż takiego wzmocnienia swojego wschodniego sąsiada. Nie mniej jednak Rzym, widząc olbrzymie niebezpieczeństwo ze strony muzułmańskiej Turcji, dążył do tego, aby na wschodzie powstała silna wspólnota chrześcijańska, która po połączeniu z papiestwem, byłaby mocną zaporą dla potęgi tureckiej. Dlatego też, wszelkie próby wzmacniania katolicyzmu w Polsce i na Litwie, musiały brać pod uwagę te plany Rzymu. Stąd, wszelkie trwające rozmowy między katolikami a prawosławnymi, były jakby wyjściem naprzeciw tym planom papieskim. Patriarcha konstantynopolitański Jeremiasz II, powołał w 1589 roku odrębny od Konstantynopola patriarchat w Moskwie. To wywołało duży niepokój, u hierarchów cerkwi ruskiej w Polsce, którzy zaczęli obawiać się zbyt dużej swojej zależności od patriarchów moskiewskich. Niepokój ten udzielił się również królowi Zygmuntowi III Wazie i jego dworowi, stąd od razu król udzielił dużego poparcia dla rozmów zjednoczeniowych między obu Kościołami. Tak więc, Michał Rachoza, metropolita kijowski oraz Cyryl Terlecki biskup łucki, stali się zwolennikami odejścia prawosławnej cerkwi od Konstantynopola a także porozumienia z Kościołem Katolickim. Dołączył do nich Biskup Lwowa Gedeon Bałaban. A ponieważ w tym czasie na terenach prawosławia dość mocno zakorzenił się protestantyzm, rozsądnym więc było to, że wielu prawdziwie wierzących hierarchów prawosławnych, z nadzieją witało ruch zjednoczeniowy. Należał do nich także „były kasztelan brzeski i senator Rzeczypospolitej, Hipacy Pociej[15]", który po śmierci swojej żony, wstąpił do klasztoru a następnie od roku 1593 został prawosławnym biskupem włodzimierskim i brzeskim. On też, „łącznie z Terleckim staje (...) na czele wszystkich poczynań unijnych, wspierają zaś ich [katolicki biskup łucki Bernard] Maciejowski, [katolicki arcybiskup lwowski, Jan Dymitr] Solikowski i [ksiądz Piotr] Skarga. Głównie też za przyczyną Pocieja i Terleckiego już w czerwcu 1595 roku zostały ułożone ostateczne warunki, na jakich cały bez wyjątku episkopat ruski w Polsce gotów był zawrzeć unię z Kościołem Zachodnim[16]". Także wszystkie powstające w tym czasie kolegia i klasztory jezuickie na kresach wschodnich były nastawione na rozszerzenie idei zjednoczenia obu kościołów. Wszystkie te starania zostały zakończone ogłoszeniem przez papieża Klemensa VIII, w grudniu 1595 roku, bulli w której przyjmował on „Ruś na łono Kościoła[17]". Rok później, w 1596, na zwołanym przez [metropolitę wileńskiego, Michała] „Rahozę synodzie biskupów ruskich w Brześciu[18]" Litewskim, uroczyście podpisano umowę, nazwaną potem Unią Brzeską. Tak zjednoczony kościół, oczywiście tylko na terenie Rzeczypospolitej, a właściwie na jej wschodniej i południowo- wschodniej części, został nazwany Kościołem unickim. Kościół ten miał pozwolenie na zachowanie w liturgii obrządku (czy też rytu) wschodniego, ale jednocześnie uznawał dogmaty katolickie oraz władzę i autorytet papieża. Kościół unicki miał być zarządzany, tak samo jak wcześniej Cerkiew prawosławna, przez metropolitę kijowskiego. Pierwszym unickim arcybiskupem metropolitą Kijowa, Halicza i całej Rusi został więc wcześniejszy prawosławny metropolita kijowski, Michał Rahoza. Rzeczypospolita Obojga Narodów, była wówczas państwem wielowyznaniowym, a kościół prawosławny, z kilkoma milionami wyznawców był drugim pod względem liczebności wiernych, zaraz za Kościołem katolickim. Więc w Polsce uważano za sukces, to zakończenie inicjatywy zmierzającej do pojednania katolików i chrześcijan prawosławnych.
Mapka i legenda z książki ks. Jana Szczepaniaka „Mała ilustrowana historia Kościoła Katolickiego w Polsce", Kraków 2018, s.103. Jednym z ważniejszych inicjatorów Unii był, wspominany już i raczej powszechnie znany, jezuita ksiądz Piotr Skarga. On po podpisaniu aktu, wygłosił na zakończenie „całego synodu kazanie o jedności Kościoła i korzyściach dokonanego połączenia[19]". Kilka lat wcześniej napisał także dzieło pod tytułem: „O jedności Kościoła Bożego pod jednym pasterzem i o greckim od tej jedności odstąpieniu". Dzieło to pochwalał sam kardynał Hozjusz. Ciekawostką jest to, że pierwsze wydanie tej pracy, było dedykowane przez Skargę najpotężniejszemu magnatowi na Rusi, księciu Konstantemu Ostrogskiemu. Książę ten był na początku procesów zjednoczeniowych wielkim i gorliwym zwolennikiem Unii, niestety później, kiedy mimo jego sprzeciwu w sierpniu roku 1595, król zatwierdził projekt Unii, stał się on jej zajadłym wrogiem. Udało mu się wtedy namówić do odstępstwa jeszcze dwóch biskupów prawosławnych, przekonanego do Unii, lwowskiego biskupa Gedeona Bałabana oraz biskupa przemyskiego Michała Kopystyńskiego. Urządzili oni, wraz z Księciem Konstantym Ostrogskim i jego zwolennikami, w tym samym czasie sobór antyunijny. „Rej na nim wodzili: rzekomy wysłannik patriarchatu konstantynopolskiego (...) protosyngiel Nikifor i przedstawiciel patriarchy aleksandryjskiego, krypto-kalwinista [późniejszy patriarcha Konstantynopola, Cyryl] Lukaris. Znaczna więc część społeczeństwa oraz kleru ruskiego i całe dwie diecezje, lwowska i przemyska, pozostały nadal przy [tak zwanej] dyzunii[20]". Wtedy, tych prawosławnych, którzy byli przeciwni Unii nazywano dyzunitami. Młody Janek Kunczyc po przyjeździe do Wilna najczęściej chodził na Msze Święte do cerkwi pod wezwaniem Świętej Trójcy. Był to mocno zubożały i bardzo zaniedbany monaster, czyli klasztor, zamieszkały tylko przez kilku zakonników. Mimo tego, właśnie z tym klasztorem związał się nasz bohater, i w nim był lektorem oraz, będąc obdarzonym wspaniałym głosem, członkiem chóru kościelnego. Tu miał właśnie okazję po raz pierwszy spotkać unitów, bo przełożony klasztoru (czyli archimandryta) Helazji (Gelazjusz) opowiedział się za Unią. Wszyscy zwolennicy schizmy, czyli dyzunici skupili się w wileńskiej cerkwi pod wezwaniem Świętego Ducha, którą wybudowali bratczykowie (tak nazywano świeckich wiernych zrzeszonych w cechach rzemieślniczych, którzy tworzyli bractwo wokół własnych cerkwi) z cerkwi Świętej Trójcy, jeszcze przed przejęciem jej przez unitów. Otrzymali oni jeszcze dodatkowo przywilej Stauropigii, czyli nie byli podporządkowani metropolicie Kijowa, który był unitą tylko podlegali bezpośrednio patriarsze Konstantynopola. I właśnie ci członkowie bractwa, którym nie podobała się Unia przechodzili do tej nowej cerkwi, która została po roku 1611 jedyną prawosławna świątynią w Wilnie. W klasztorze Świętej Trójcy miał też młody Jan okazję poznać przysłanych do Wilna, przez Papieża Klemensa VIII, kapłanów, którzy otrzymali zadanie, aby nauczać unijne duchowieństwo. Byli to Piotr Arkadiusz, grekokatolicki teolog, Hipacy Pociej, pierwszy metropolita unicki, Genadij Chmielnicki, student Seminarium Papieskiego w Wilnie i jednocześnie uczeń Piotra Arkadiusza, Walenty Fabrycy i Grzegorz Grużewski, którzy byli profesorami jezuickimi oraz (Jan imię z chrztu) Józef Welamin Rutski, świeży absolwent kolegium greckiego w Rzymie. Losy Rutskiego są bardzo powiązane z losami Jozafata. Rutski wychował się w rodzinie kalwińskiej, nie lubił prawosławia, do którego bardzo zraził się w młodości. Będąc studentem, najpierw w Pradze a później w Würzburgu, nawrócił się na katolicyzm, ale przy ciągłej niechęci do prawosławia. Następnie kontynuował naukę w Rzymie a po tych studiach, właśnie z polecenia papieża, ku swojej boleści, miał zdobytą wiedzą służyć Cerkwi. Przybył więc do Wilna i tu oddał się do dyspozycji metropolity unickiego Pocieja. Wtedy też poznał się z Janem. „I oto Kuncewicz odmienił owego człowieka bardzo uczonego doktora dwóch fakultetów: Rutski poznawszy Kuncewicza, zobaczył przez niego cały blask i dostojeństwo Cerkwi, o której mniemał pierwej, że obumarła. I był zauroczony. (...) Serdecznie się polubili i zaprzyjaźnili[21]". Takie właśnie znajomości pozwalały młodemu Janowi doskonalić swoją wiedzę i umacniać wiarę. Pewną ciekawostką jest to, że nasz bohater swoją karierę naukową zakończył na powszechnej szkole katedralnej w swoim rodzinnym Włodzimierzu. Później już, nie ukończył żadnego uniwersytetu ani nawet w żadnym kolegium nie rozpoczął nauki. Był natomiast bardzo pilnym i bardzo zdolnym samoukiem. Uważano, że „- był człowiekiem wielkiej inteligencji i umysłu nader sprawnego. Wiele lat później, gdy przyszło mu być władyką połockim - jezuita, ojciec Stanisław Kosiński, człek wysoko wykształcony, i rektor tamtejszego kolegium, który dużo z nim rozmawiał, wielce się dziwował, że na żadnej spornej kwestii Kuncewicza złapać nie było można, aby błądził, albo źle rozumował. A wiedząc, że ów żadnych szkół nie kończył, nazywał go »naturalnym Bożym teologiem«[22] Ale to właśnie pod kierunkiem takich wykształconych osób duchownych i profesorów, założonej przez króla Stefana Batorego Akademii Wileńskiej, „przeszedł »prywatny« kurs filozofii oraz teologii dogmatycznej i moralnej[23]" , a także doskonalił język starosłowiański i liturgię. Warto zwrócić uwagę na to, że przecież w tym samym czasie Jan jeszcze praktykował i pracował u kupca Popowicza. A musiał to robić na tyle dobrze, że ten „postanowił wydać za Jana swoją córkę i oddać mu cały swój majątek i handel[24]". Ale jak mówi stare powiedzenie: „człowiek planuje a Pan Bóg krzyżuje lub bardziej ludowo: „człowiek myśli, a Pan Bóg kryśli" i rzeczywiście, miał Pan Bóg zupełnie inne plany co do tego młodego sprzedawcy. Propozycję ożenku przedstawił Popowicz Janowi, gdy ten miał 24 lata. A właśnie wtedy, odkrył Jan swoje powołanie do kapłaństwa i jeszcze większą miłość do Boga. Grzecznie odrzucił więc tę kolejną na swojej drodze pokusę i w roku 1604 wstąpił do znanego mu już od dawna, unickiego klasztoru (monasteru) pod wezwaniem Trójcy Świętej, gdzie posługiwali bazylianie. Tu przyjął habit zakonu świętego Bazylego Wielkiego. Bazylianie to katolicki męski zakon obrządku greckiego. „Aktu przyjęcia go do zakonu dokonał sam metropolita unicki, [Adam] Hipacy Pociej[25]", współtwórca Unii brzeskiej. Był on wcześniej prawosławnym biskupem włodzimiersko brzeskim, a następnie, od roku 1599, jako jeden z twórców kościoła unickiego został grekokatolickim metropolitą halickim i kijowskim, na którego w Wilnie w roku 1609, przeciwnicy Unii dokonali na niego nieudanego zamachu, o czym powiemy trochę później. Bp Hipacy Pociej, portret anonimowego malarza (XVII w.) Reprodukcja z książki ks. Jana Szczepaniaka „Mała ilustrowana historia Kościoła Katolickiego w Polsce", Kraków 2018, s.104. Po przyjęciu habitu, nasz młody zakonnik, jeszcze tego samego dnia, „za pozwoleniem [tegoż] metropolity Pocieja, złożył w jego ręce uroczyste śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa, zmienił chrzestne imię Jana na zakonne Jozafata i tym sposobem od razu został zakonnikiem profesem, nie przechodząc, (...) nowicjackiej próby[26]". Święty Jozafat bardzo szybko, bo przecież, mając tak genialną pamięć, wszystko już umiał, przyjął święcenia subdiakonatu oraz diakonatu. Posłuchajmy, jak opisano tego młodego unickiego zakonnika: „Kuncewicz krew miał gorącą i dobrze o tym wiedział. Przeto ciało swoje na bardzo chudym obroku trzymał, pościł ostro (...) i pokutował, ciepełka nie lubił, spał na skórze, [zamiast bielizny używał włosiennicy, a jakby jej szorstkość za małą się mu wydawała, biodra ściskał ostrym drucianym łańcuchem[27]], wstawał bardzo rano zanim gwiazdy zbladły, a często dzień zaczynał od kańczuga [a więc od biczowania się, plecionym, skórzanym biczem]. Krew widywano na posadzce. (...) Jozafat (...) wychudł, zczerniał, i tylko ślepia świeciły mu się w pociągłej twarzy jakby jeszcze większe. Jednakże ludzi jakoś nie odstraszał, przeciwnie. Szła w Wilnie gadka o Jozafacie: że dawno już takiego nie było. Zaczynali iść do niego, wyczuwając w tym człowieku jakąś wielką prawdziwość, a żadnego udawania. A sił mu nie ubywało, żelazny był. Szukał samotności, dużo się modlił, dużo rozmyślał, księgi czytał. Celę miał malutką przy samej bramie i prawie z niej nie wychodził; tyle co na Bohosłużenje[28]". Święty Jozafat, zaraz po przyjeździe do Wilna, kiedy jeszcze jako młody Janek, zaczął przychodzić na Msze Święte, do tej zaniedbanej cerkwi Świętej Trójcy, to we Mszy świętej uczestniczyło nie więcej niż dwadzieścia osób. Obecnie, gdy już był kapłanem w tej świątyni i gdy zaczął bardzo gorliwie pracować jako spowiednik i kaznodzieja, to pozyskiwał dla cerkwi bardzo wielu ludzi. Przykładem swego życia i wspaniałymi kazaniami, wielu nawracał a niektórych nawet do życia zakonnego potrafił nakłonić. Nie dziwnym więc, że już po krótkim czasie miejsca w tym klasztorze zaczęło brakować, bo „tłumy poczęły walić na Kuncewiczowe kazania, unici i dyzunici po równi, takoż i protestanci choćby z wielkiej ciekawości. Jeszcze nie było w cerkwi takich kazań[29]". W tym czasie w dyzunickiej cerkwi świętego Ducha, przebywał Melecjusz Smotrzyski. Ten wyrastał na największego wroga Jozafata, gdyż stał się dla niego nasz święty, prawdziwą obsesją. Smotrzyski „był równie uzdolniony (...), prawdziwie pobożny, wiarę kochający, ascetyczny, ubóstwo i modlitwę praktykujący (..). W tym tylko różny, że kształcony na paru uniwersytetach (...), i w tym wyższy[30]". On także zamierzał odnowić Cerkiew lecz w przeciwieństwie do Jozafata, bez łączności tej cerkwi ze Stolicą Apostolską. Smotrzyski, będąc zdolnym pisarzem wydawał na ten temat książki, które zdobywały uznanie prawosławnych teologów, choć zdarzały się i takie, które kazali palić. Najwybitniejszym jego dziełem był „Trenos, to jest lament jedynej Świętej Powszechnej Apostolskiej Wschodniej Cerkwi z wyjaśnieniami dogmatów...[31]" Dzieło to było u prawosławnych traktowane podobnie jak Pismo Święte. Nie dorównywał Jozafatowi jednakże Melecjusz Smotrzyski kazaniami, bo choć „polemista w piórze nieporównany i uczony, [to jednak] mówcą nie był. Trzeba mu było ciszy, odosobnienia i spokoju, aby myśli płynęły wartko, po porządku i pięknie[32]". A więc nie było w klasztorze Świętego Ducha tak wspaniałych kazań jak te, na które miejsce trudno było znaleźć w klasztorze Świętej Trójcy i które głosił Jozafat. A kazania Jozafata były wyjątkowe, gdyż tematy wiary przeplatane były z problemami, które wszystkich dotykały. „Kuncewicz zawsze brał tematy sporne wedle aktualności i szczęśliwy bywał, harcując na owym polu bitewnym (..). Wiarę miał utwierdzoną i głęboką, umysł lotny, znajomość rzeczy, choć samouk, znaczną, a pamięć zgoła fenomenalną (...).Miał też wielki dar słowa, a jeszcze i głos jak trzeba, do śpiewania i mowy urokliwy. (...) Mówił (...) z głębokim przekonaniem i żarem, lecz zawsze spokojnie, bez fanatyzmu i sarkazmów. (...) Widać było, że ranić nie chce, a światłem rzuca i olśniewa bardziej, niż mógłby to zrobić zimnym i kąśliwym błyskiem szabli. Milkliwy w klasztorze, od ołtarza płonął[33]". Nic więc w tym nie było dziwnego, że tak błyskotliwego kapłana wszyscy chcieli słuchać. A szatan oczywiście nienawidzi takich gorliwych wyznawców Pana Boga i robi wszystko by ich z właściwej drogi zawrócić Tak było i tym razem, wysłał więc szatanisko swoją wyznawczynię, kobietę złego prowadzenia, aby Jozafata zgubiła. Ta wzięła się do swej pracy w taki sposób, że najpierw wyśmiała cnotę Jozafata i w swej diabelskiej pysze, wszem i wobec rozgłaszała, że tę jego cnotę w pył rozbije. Aby tego dokonać, pewna swych wdzięków, urody i talentów uwodzenia, „wybrała się pewnej nocy pod okno celi Jozafata i jęła go w bezwstydny sposób nagabywać. [Prosiła również, aby ją wpuścił do siebie kłamiąc, że nikomu nawet nie wspomni o całej sprawie]. Lecz jakże się pomyliła w rachubach. Jozafat utwierdzony w cnocie nie tylko nie zachwiał się ani na chwilę, lecz chwycił za kij i ladacznicę sromotnie odpędził. Przez tę cnotę zasłużył sobie na ciągłe towarzystwo Aniołów, których osoby pobożne widywały czasem przy jego boku, zwłaszcza gdy sprawował święte tajemnice ołtarza[34]". Inne jeszcze były ataki tego węża starodawnego na tego świętego kapłana na przykład ojciec Guepin (czyt. Giupę), przytacza taką historię z czasów gdy Jozafat był już archimandrytą w wileńskim klasztorze (monasterze) Świętej Trójcy, posłuchajmy: „Przyszli apostołowie Rusi żyli spokojnie pod okiem troskliwego ojca, gdy nieprzyjaciel wszelkiego dobra, pokusił się o zamącenie im pokoju. Od niejakiego czasu rozlegał się co noc straszny hałas w cerkwi Świętej Trójcy. Było to jakby wycie dzikich zwierząt, z przekleństwami głosów ludzkich i brzękiem łańcuchów pomieszane. Drzwi się otwierały i zamykały z trzaskiem, jak gdyby piekło zajazd czyniło na świątynię. Przed wschodem słońca zwiększał się ten zgiełk, tak, że cerkiew i monaster zdawały się wstrząsać w swych fundamentach. Gdy się dzień robił cały ten zgiełk przenosił się ku cmentarzowi i tam niknął. Przestraszeni zakonnicy nie śmieli już chodzić do chóru w nocy, nawet po kilku razem; jeden tylko Jozafat, ufny w pomoc Bożą, postanowił wyzwać i pokonać tego dusz ludzkich wroga.[Fakty które przytaczamy wywołają zapewne u niejednego uśmiech niedowierzania; powtarzają się one jednak w życiu każdego świętego. Usuwając te szczegóły z życia Świętego Jozafata nie ujęlibyśmy mu wcale świętości, ale stalibyśmy się niewiernymi źródłom, których się trzymamy i ukrzywdzilibyśmy rzetelność historyków Jozafata, jak Susza. Żył on czterdzieści lat po Jozafacie i najściślej dochodził wszystkiego co przytacza. W procesie beatyfikacyjnym nie ma wzmianki o tych potyczkach z szatanem, bo świadkowie zeznawali przed komissyą apostolską to tylko, o co ich pytano ; a komissyi chodziło głównie o sprawozdanie męczeństwa; w ten sposób brakuje w tych zeznaniach i innych ważnych faktów. o.Alfons Guepin]. Jednej nocy, przybrawszy sobie towarzysza, pozostał w cerkwi, pootwierał boczne drzwi przybytku; carskie wrota[35] zostawił także otwarte; pozapalał świece na ołtarzu i wystawił Przenajświętszy Sakrament. Towarzyszowi kazał mieć oczy wlepione w Przenajświętszy Sakrament i modlić się gorąco. Gdy północ wybiła zaczął się zwyczajny hałas, najprzód jakby kręcący się wicher, który chciał zgasić świece na ołtarzu; potem tłum ohydnych postaci w dziwacznych ubraniach , wlokąc na łańcuchu postać podobną do człowieka, rzucił się ku ołtarzowi, jednakże przez otwarte carskie drzwi, zgraja ta nie odważyła się przejść. Wtedy Jozafat widząc, że nieprzyjaciel nie śmie doń przystąpić, wziął w jedną rękę puszkę z Przenajświętszym Sakramentem, w drugą świecę i poszedł naprzeciw tego piekielnego zgiełku, mówiąc: »ustępujcie przed Bogiem żywym; wychodźcie stąd. Nie przychodźcie nigdy nas niepokoić i wracajcie do piekła!« Na te słowa wycie się wzmaga, lecz szatani się oddalają. Jozafat odważnie idzie za nimi. Wypędzeni z kościoła idą na cmentarz. Jozafat i tam podąża. Stają na koniec nad jednym grobem, który się otwiera, aby przyjąć do siebie to sponiewierane ciało wleczone na łańcuchach; poczem zaraz grób się zamyka i wszystko gdzieś przepada. Wtedy Jozafat wrócił do cerkwi i schował Przenajświętszy Sakrament w ołtarzu. Nazajutrz zarządził dochodzenie, kto by był pochowany w tym grobie który widział otwierającym się w nocy i przekonawszy się, że tam leżało ciało nierządnicy, która bez pokuty umarła, kazał je wyjąć i poza cmentarzem pochować. Odtąd wszystkie hałasy ustały, a zdziwieni zakonnicy mogli spokojnie odprawiać nocne oficyum. Przez długi czas nikt nie wiedział czemu przypisać ustąpienie szatanów; towarzysz bowiem Jozafata miał sobie nakazane milczenie, które wiernie zachował przez lat trzy. Dopiero po odjeździe świętego Jozafata z Wilna, fakt ten wyszedł na jaw. Zdaje się że sam Święty opowiadał go swemu spowiednikowi o. Kosińskiemu. Po niejakim czasie ponowiły się jeszcze te niepokoje , lecz szatan w ten sam sposób został przez Jozafata zwyciężony. Mógłby wtedy Jozafat był powtórzyć słowa innego Świętego: «Cieszcie się bracia, niema szatana między nami, skoro na nas naciera». Nie był to jeszcze koniec. Pewnej nocy gdy Jozafat modlił się w samotności, został obskoczony zgrają złych duchów. Krzyżem i święconą wodą odpędził ich sługa Boży. Były to ostatnie wysiłki nieprzyjaciela zgniecionego nogą zwycięzcy. Mógł szatan robić co chciał, jego panowanie kończyło się w Wilnie, a Chrystusowe zaczynało tam kwitnąć[36]". Ale jeszcze przed tymi wydarzeniami, archimandrytą Trójcy Świętej był Samuel Sienczyło. Ten prawosławny duchowny, niestety buntował się przeciwko metropolicie Pociejowi oraz całej Unii. Próbował on przekonać do swoich racji również Jozafata. Mówił mu, że Unia się rozpadnie, bo biskupi uniccy tylko do swojej śmierci będą mieć władzę duchowną, a gdy już umrą, to powrócą biskupi prawosławni. Ponieważ nie mógł przekonać Jozafata, więc go rozgniewany spoliczkował, co z kolei Jozafat przyjmował w pokorze. Wtedy inni spiskowcy pochodzący ze wspominanych już prawosławnych bractw cerkiewnych, czyli bratczykowie, „mieszczanie godni, na spotkanie go zaprosiwszy, na przemian grozili i klękali przed Kuncewiczem, stopy mu całując. Nic w końcu nie wskórali". Wtedy Rutski, powiadomiony o całym zajściu przez Jozafata, który był, jak wiemy, jego dobrym przyjacielem, zaalarmował metropolitę Pocieja. Ten przebywał w tym czasie w Warszawie, więc w trybie pilnym, mianował Rutskiego wikariuszem generalnym na całą litewską część metropolii. Po czym razem z królem Zygmuntem III Wazą przybyli do Wilna i pozbawili buntowników wszelkich funkcji i wydalili ich z miasta. Nie był to jednak koniec problemów, bo 12 sierpnia 1609 roku, jeden z byłych ławników wileńskich, niejaki Jan Tupeka „opłacił był i nasłał hajduka, aby Pocieja ubił. Metropolita, że bezbronny, ręką się odruchowo zasłonił; a miał w ręce jak zawsze swoją laskę biskupią. Szabla z wielką siłą prowadzona drzewce przerąbała i uderzyła w dłoń: ucięto mu dwa palce, trzeci nadrąbano, złoty łańcuch na piersi szabla takoż przecięła i odzież, straciła już jednak impet i ciała nie dosięgła[37]". Zamachowca ujęto i skazano na śmierć. Jozafat Kuncewicz, który właśnie przyjął święcenia kapłańskie, „onego człowieka na śmierć skazanego w więzieniu spowiadał i gotował na śmierć. W ciszy i nie bez zdumienia patrzyła gwardia królewska, jak na szafot wstępowali objęci ci dwaj: skazaniec i jego spowiednik[38]". Dopiero po tym incydencie uspokoiła się atmosfera w Wilnie. Nowym przełożonym klasztoru, czyli archimandrytą Świętej Trójcy, został Józef Welaminow Rutski. Jego poprzednik pozostawił klasztor w opłakanym stanie. Musiał więc nowy przełożony zająć się wszystkim od podstaw. Zaczął on z własnych środków rozbudowywać monaster, w czym oczywiście bardzo gorliwie, pomagał mu jego przyjaciel Jozafat Kuncewicz. „O ile Rutski wniósł do zakonu głęboką naukę, a także znajomość wielkiego świata i jego stosunków, o tyle Jozafat świecił przykładem surowości życia oraz przywiązania do wschodniej liturgii. Obaj przyjaciele podzielili między siebie pracę nad wychowaniem garnących się do klasztoru nowicjuszy: Rutski uczył ich prawd wiary i języka łacińskiego, Jozafat zaznajamiał z nabożeństwem i wpajał nawyki pokutne[39]". Wtedy też Jozafat został kierownikiem nowicjatu, więc wprowadzał również posłuszeństwo i pogłębiał wiarę wśród młodych zakonników. W roku 1613, zmarł Hipacy Pociej. Na jego miejsce król Zygmunt III Waza obrał metropolitą Józefa Rutskiego. Wtedy Jozafat został przełożonym, a więc archimandrytą, kościoła bazylianów pod wezwaniem Świętej Trójcy w Wilnie. Wtedy też znalazł się na pierwszej linii frontu walki z „dyzunitami". O jego skuteczności świadczy przydomek „młot na schizmatyków, którym nazywali go katolicy, natomiast schizmatycy nazwali go „duszochwatem", czyli łowcą dusz. Brało się to stąd, gdyż „chwytał dusze ze schizmy i do wiary katolickiej pociągał. Złośliwi odszczepieńcy wymalowali nawet obraz, na którym Jozafat w postaci szatana ciągnie hakiem dusze. Takim samym przydomkiem, ponad czterdzieści lat później, został nazwany święty Andrzej Bobola. Nasz święty bohater w latach 1614-1615 towarzyszył swojemu przyjacielowi Józefowi Welaminowi Rutskiemu, metropolicie halicko-kijowskim, w podróży wizytacyjnej do Kijowa. „Po drodze Jozafat zdołał pozyskać dla Unii wojewodów połockiego i nowogrodzkiego oraz ufundować klasztor bazylianek w Krasnymborze[40]". W roku 1617 został ihumenem (igumenem), czyli wyżej stojącym w hierarchi od archimandryty, przełożonym zakonników w monastyrze w Byteniu. Byteń to miasteczko leżące na terenie dzisiejszej Białorusi, ale w czasach naszego bohatera leżał w granicach Rzeczypospolitej, w województwie nowogródzkim. W tutejszym bazyliańskim klasztorze święty Jozafat organizował, przeniesiony z Wilna nowicjat. 12 listopada 1617 arcybiskup, metropolita kijowski Józef Welamin Rutski konsekrował świętego Jozafata na biskupa sufragana w Połocku. Na terenie swojej diecezji walczył z nadużyciami duchowieństwa, „głównie z pijaństwem, lichwą, małżeństwami księży[41]". „Święcenia biskupie otrzymał 12 listopada 1618 w Wilnie, po czym wyruszył do Połocka, by odbyć ingres. Zapisał się w pamięci współczesnych jako niezwykły arcybiskup, który nosił stale habit zakonny, nigdy nie jadał mięsa, mieszkał w jednej izbie, którą dzielił jeszcze z pewnym bezdomnym. Dla siebie niczego nie potrzebował, natomiast troszczył się o podwładnych i walczył o przywileje dla duchowieństwa unickiego. Dbał o splendor nabożeństw liturgicznych, niezmordowanie głosił słowo Boże, przemawiał do ludu przy każdej okazji. Szczególną zaś opieką otoczył chorych i ubogich. Był zwolennikiem wczesnej i częstej Komunii świętej. Często wizytował placówki i kapłanów. Dla duchowieństwa ogłosił konstytucje (...). Dla mniej wykształconych kapłanów ułożył katechizm jako podstawę do nauczania. Wprowadził obowiązek odprawiania codziennie Świętej Liturgii. Od swoich kapłanów żądał odmawiania brewiarza i comiesięcznej spowiedzi. Wysyłał do nich pisma wyjaśniające różnice między katolicyzmem a prawosławiem[42]". Taka niestrudzona działalność i nieugięta postawa nowego arcybiskupa, jak i cała „Unia brzeska poruszyła patriarchat schyzmatycki do obrony. Zaczęto [więc] wysyłać z Konstantynopola agentów na Ruś, żeby agitować przeciwko zaprowadzeniu Unii brzeskiej. Obrona prawosławia stawała się coraz bardziej hasłem nienawiści przeciw państwu polskiemu jako państwu katolickiemu; toteż obrona prawosławia godziła się z interesem Turcji, żeby doprowadzić do buntu ludność prawosławną i w ten sposób odebrać Polsce możność urządzania koalicji przeciw Turcji.[43]". Te niestanne agitacje i ta podstępna działalność agentów prawosławnych doprowadziła do tego, że części biskupów, wcześniej przekonanych do Unii, obecnie to zjednoczenie z Kościołem Katolickim przestało odpowiadać i przestali je uznawać za obowiązujące. W Wilnie można było to dostrzec dosyć wyraźnie. [1] „Od IV wieku biblijna dolina była, bez wyraźnych podstaw, utożsamiona z położoną między Górą Oliwną, a Wzgórzem Świątynnym, Doliną Cedronu". Dostępne na stronie: https://pl.wikipedia.org/wiki/Dolina_Jozafata [2] Henryk Fros SI, Franciszek Sowa, Twoje imię przewodnik onomastyczno-hagiograficzny, Kraków 1982, s. 321. [3] O. Alfons Guepin, Żywot ś, Jozafata Kuncewicza męczennika, arcybiskupa połockiego, Lwów 1885, s. 79. [4] Ks. Jan Urban, Św. Józafat Kuncewicz biskup i męczennik, Kraków br., s. 29. [5] Alfons Guepin, Żywot ś, Jozafata..., s. 81. [6] http://www.liturgia.cerkiew.pl/docs.php?id=20 [7]Ks. Jan Urban, Św. Józafat..., s. 31. [8] Tamże, s. 33. [9] Alfons Guepin, Żywot ś, Jozafata..., s. 83. [10] Włodzimierz Osadczy, Unia Triplex Unia brzeska w tradycji polskiej, rosyjskiej i ukraińskiej, Radzymin-Warszawa 2019, s. 37. [11] Tamże, s.38. [12] Tamże, s. 37. [13] Adam Kowalik, w art. pt." Św. Jozafat Kuncewicz - łowca dusz i męczennik" ze str.: https://www.piotrskarga.pl/sw--jozafat-kuncewicz---lowca-dusz-i-meczennik,6183,7350,p.html [14] Ks.dr Józef Umiński, Historia Kościoła..., s. 185. [15] Ks.dr Józef Umiński, Historia Kościoła, Tom II, Opole 1960, s. 187. [16] Tamże. [17] Tamże, s. 188. [18] Tamże. [19] Tamże, s.188. [20] Tamże, s. 189. [21]Tadeusz Żychiewicz, Jozafat Kuncewicz, Kalwaria Zebrzydowska 1986, s. 43. [22] Tadeusz Żychiewicz, Jozafat..., s. 30. [23] Zbigniew Gach, Poczet kanonizowanych świętych polskich, Gdańsk 1997, s. 166. [24] Ks. Jan Urban, Św. Józafat Kuncewicz..., s. 34. [25] https://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/11-12a.php3 [26]Ks. Jan Urban, Św. Józafat Kuncewicz..., s. 36. [27] https://ruda-parafianin.pl/swi/j/jozafat.htm [28] Tadeusz Żychiewicz, Jozafat..., s. 41. [29] Tamże, s. 48. [30] Tamże, s. 47. [31] Tamże. [32] Tamże, s.48. [33] Tamże. [34] X. Dr Władysław Vrana, Egzorty o polskich świętych i błogosławionych na niedziele roku szkolnego rozłożone, Kraków 1930, s. 67-68. [35] Carskie wrota, zwane też Bramą Królewską, Świętą Bramą lub Świętymi Wrotami - w cerkwiach to główne drzwi w ikonostasie (czyli ścianie pokrytej ikonami we wnętrzu cerkwi między miejscem ołtarzowym [prezbiterium] a nawą przeznaczoną dla wiernych)znajdujące się w jego centralnej części, otwierane tylko podczas nabożeństwa (wyjątkiem jest tydzień paschalny, kiedy na znak otwartego grobu Jezusa Chrystusa zarówno carskie, jak i diakońskie wrota są otwarte dzień i noc). Przechodzić przez nie może jedynie kapłan pełniący posługę, w niektórych momentach nabożeństw też diakon. Dawniej mógł to czynić także car w dniu swojej koronacji tekst ze str. https://pl.wikipedia.org/wiki/Carskie_wrota [36] Alfons Guepin, Żywot ś, Jozafata..., s. 159 - 160. [37] Tadeusz Żychiewicz, Jozafat..., s. 45. [38] Tamże. [39] Zbigniew Gach, Poczet kanonizowanych..., s. 166. [40] https://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/11-12a.php3 [41] Ks. Władysław Padacz, Z polskiej gleby, Kraków 1972, s. 74. [42] https://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/11-12a.php3 [43] Feliks Koneczny, Świeci w dziejach narodu polskiego, Miejsce Piastowe 1937, s. 376-377. Powrót |