¦wiêty Zygmunt Szczêsny Feliñski Czê¶æ III https://polona.pl/item/ks-zygmunt-szczesny-felinski-arcybiskup-warszawski,ODIzMTUz/0/#info:metadata Tej nocy ponownie towarzyszyæ nam bêdzie w naszej pielgrzymce ¦wiêty Arcybiskup Zygmunt Szczêsny Feliñski, którego w Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego wzywamy jako patrona wierno¶ci Ko¶cio³owi. Zazwyczaj rz±d carski nie spieszy³ siê z nominacj± na opró¿nione przez hierarchów katolickich stanowiska. Czasami wakans po ¶mierci jakiego¶ biskupa trwa³ przez kilka a nawet kilkana¶cie lat. Tym razem by³o inaczej, gdy¿ Warszawa i ca³e Królestwo rewolucyjnie wrza³o, st±d olbrzymi po¶piech Rosji by jak najszybciej obsadziæ to wa¿ne dla katolików stanowisko. Kandydaturê ksiêdza Feliñskiego zaproponowa³ carowi margrabia Aleksander Wielopolski, który w tym czasie pe³ni³ funkcjê g³ównego dyrektora Komisji Wyznañ Religijnych i O¶wiecenia Publicznego a pó¼niej zosta³ naczelnikiem rz±du cywilnego Królestwa Polskiego. Ksi±dz Feliñski, który w Petersburgu mia³ opiniê ¶wi±tobliwego i bardzo skromnego kap³ana, podobnie postrzegany by³ równie¿ w Rzymie. A to dziêki, swojemu bratu ksiêdzu Julianowi, ojcom Piotrowi Semenence i Hieronimowi Kajsiewiczowi, zmartwychwstañcom przebywaj±cym w Rzymie oraz bêd±cego tam czêstym go¶ciem, ksiêdzu Konstantemu £ubieñskiemu. Tak wiêc propozycja cara zosta³a w Watykanie przyjêta z wielk± rado¶ci± a ca³± procedurê zwi±zan± z nominacj± dokonano wyj±tkowo szybko, bo zaledwie w ci±gu 10 dni od zg³oszenia (...) kandydatury [ksiêdza Feliñskiego] przez poselstwo rosyjskie. Ten po¶piech spowodowany by³ obaw± Watykanu, aby Rosja nie cofnê³a kandydatury[1]. Jeszcze przed konsekracj± car Aleksander II zaprosi³ ksiêdza Feliñskiego na audiencjê do siebie. Podczas rozmowy w cztery oczy, car wykaza³ siê bardzo dobr± znajomo¶ci± aktualnej sytuacji panuj±cej w Królestwie, chocia¿ zna³ j± tylko z relacji innych osób. Arcybiskup z szacunkiem wys³ucha³ oczekiwañ cara, który powiedzia³ tak: Powierzaj±c w twe rêce (...) najwy¿szy duchowny zarz±d w Królestwie, ufam, ¿e zechcesz wspó³pracowaæ ze mn± w duchu pojednania i zbli¿enia obu narodów na podstawie zaspokojenia wszystkich s³usznych i mo¿ebnych ¿±dañ Polaków[2]. Nastêpnie Aleksander II powiedzia³, ¿e najwa¿niejszym, tak dla w³adzy ¶wieckiej jak i duchownej, jest uspokojenie umys³ów i odbudowanie wzajemnego zaufania. Wtedy te¿, zaproponowa³ Feliñskiemu, aby wzi±³ sobie za wspó³pracowników ksiê¿y, których on sam dla niego wytypowa³. Arcybiskup jednak bardzo grzecznie, ale i stanowczo odmówi³ i nie zgodzi³ siê na tych ksiê¿y, do których nie mia³ najmniejszego zaufania. Poprosi³ on cara o to, by móg³ odstawiæ na bok narzêdzia zu¿yte w minionym systemie, co tyle smutnych pozostawi³ w kraju wspomnieñ, a powo³aæ do wspó³dzia³ania ludzi, nowych wprawdzie dla rz±du, ale dobrze znanych narodowi, co najlepiej przekonaj± Polaków, i¿ religia i narodowo¶æ znalaz³y (...) [u rosyjskiego cesarza] potê¿nego opiekuna, co im swobodny rozwój chce i potrafi zapewniæ[3]. I co najwa¿niejsze, to to, ¿e uda³o mu siê przekonaæ cara do odst±pienia od w³asnej propozycji. Poniewa¿ w Warszawie tym czasie dochodzi³o do wielu niepokoi i demonstracji patriotycznych, car Aleksander II, zapyta³ jeszcze Feliñskiego, jakich to ¶rodków zechce on u¿yæ, aby powstrzymaæ tych szaleñców, co kraj w odmêt rewolucji pchaj±? [I tak± od niego us³ysza³ odpowied¼:] - Nie mam innej broni nad broñ duchown± - (...) - Powaga Ko¶cio³a i g³os przekonania - oto jedyne argumenty, jakich u¿yæ mogê. Urêczam W[asz±] C[esarsk±] M[o¶æ], ¿e nie tylko jako kap³an, lecz i jako mi³uj±cy swój kraj patriota uwa¿am dzi¶ rewolucjê za prawdziw± klêskê dla narodu, i przeto wszelkich do³o¿ê starañ, by nie dopu¶ciæ do podobnego nieszczê¶cia. Je¶liby jednak Naród nie uwzglêdni³ mych przedstawieñ i ¶ci±gn±³ na siebie gro¼ne nastêpstwa represji, ja przede wszystkim spe³niê obowi±zki Pasterza i podzielê niedolê ludu mego, chocia¿by sam sta³ siê swych nieszczê¶æ sprawc±. (...) Pragnê z ca³ego serca dopomagaæ do pokojowego rozwoju i szczê¶cia mego narodu, ale ¿adnej innej polityki popieraæ nie przyrzekam. Ufam jednak, ¿e przy pomocy Bo¿ej inna polityka nie bêdzie W[aszej] C[esarskiej] M[o¶ci] potrzebna[4]. Sakrê biskupi±, trzydziestodziewiêcioletni ksi±dz Feliñski, przyj±³ z r±k arcybiskupa Wac³awa ¯yliñskiego w ko¶ciele ¶wiêtego Jana Jerozolimskiego w Petersburgu. Uroczysto¶æ odby³a siê 26 stycznia 1862 roku i zaraz po niej arcybiskup Feliñski wyjecha³ z Petersburga, który ¿egna³ go z wielkim ¿alem. Do Warszawy, pojecha³ okrê¿n± drog± z tego powodu, i¿ spad³y ogromne ¶niegi pomiêdzy Wilnem i Warszaw±[5]. Po drodze zatrzyma³ siê w Czêstochowie, gdzie modli³ siê przed cudownym obrazem Matki Bo¿ej Jasnogórskiej, prosz±c j± o opiekê nad sob± i ca³± powierzon± mu archidiecezj±. Ta nominacja na arcypasterza warszawskiego nast±pi³a trzy miesi±ce po ¶mierci dotychczasowego metropolity warszawskiego, ksiêdza arcybiskupa Antoniego Melchiora Fija³kowskiego. Napiêcie i rozgor±czkowanie w Królestwie Polskim bra³o siê st±d, ¿e, wci±¿ ¿ywe, pozostawa³y w pamiêci mieszkañców s³owa, wypowiedziane do nich w maju 1856 roku przez cara Aleksandra II, podczas jego wizyty w Warszawie. A powiedzia³ wtedy m³ody w³adca, w czasie „odwil¿y" po przegranej wojnie krymskiej, kiedy witano go w Warszawie z wielkimi nadziejami, s³owa, które sta³y siê iskr± zapalaj±c± lont bomby rewolucyjnej. Pos³uchajmy tych s³ów: ¯±dam, aby porz±dek ustalony przez mego ojca w niczym naruszony nie by³. A wiêc panowie, ¿adnych marzeñ, potrafiê bowiem poskromiæ wszelkie marzenia[6] [cesarz mówi³ po francusku i to panowie, ¿adnych marzeñ, które do dzisiaj jeszcze funkcjonuje w ¶wiadomo¶ci wielu Polaków, brzmia³o tak, Pas de rêveries! (fr. czyt. Pa de rewri)]. Od tamtego czasu, jak pisa³ w swoich Pamiêtnikach Feliñski: „rozwar³a siê przepa¶æ miêdzy monarch± i narodem, któr± dzieñ ka¿dy rozszerza³, postawienie za¶ nad ni± mostu, co by zbli¿enie u³atwi³o, stawa³o siê coraz trudniejsze, z [tego] powodu, ¿e tajemne roboty spiskowe coraz wiêcej grunt podkopywa³y. Prawa narodów do niepodleg³ego bytu s± tak ¶wiête i niew±tpliwe, a wrodzona mi³o¶æ ojczyzny tak g³êboko wyry³a je na sercu ka¿dego prawego obywatela, i¿ ¿adne sofistyczne [a wiêc pos³uguj±ce siê fa³szyw± argumentacj±] rozumowania nie s± w stanie wygluzowaæ[Staropol. zg³adziæ, wytêpiæ, wyniszczyæ, wymazaæ] ich w masie narodu. Ska¿one lub oba³amucone jednostki mog± wprawdzie zrzec siê tych praw dobrowolnie, ³udz±c zaborców, ¿e to czyni± w imieniu ca³ego narodu, g³osy takie, wszak¿e nie odbij± siê nigdy ¿ywym echem w sercu ludu; brzmieæ owszem bêd± zawsze jak fa³szywa i wstrêtna nuta, ci za¶, co j± g³osz± pozostan± zawsze w sumieniu narodu pod³ymi tylko zdrajcami. Wszyscy prawi Polacy nie tylko chc± byæ wolni i niezale¿ni we w³asnym kraju, ale wszyscy s± przekonani, ¿e maj± do tego niezaprzeczone prawo i nie w±tpi±, ¿e pierwej czy pó¼niej u celu swych pragnieñ stan± i bêd± znowu samoistnym narodem. Kto nie ¿±da niepodleg³o¶ci lub o mo¿ebno¶ci odzyskania jej zw±tpi³, ten nie jest polskim patriot±, tego ta umêczona i bolej±ca, ale pe³na ¿ycia matka nie zna ju¿ za swego syna[7]". M³ody car, pomimo takich niefortunnych i obra¿aj±cych Polaków s³ów, w pó¼niejszym czasie zgodzi³ siê na do¶æ sporo ustêpstw dla naszego narodu. Ju¿ we wrze¶niu 1856 roku og³osi³ amnestiê dla zes³añców politycznych a w nastêpnych latach pozwoli³ na, miêdzy innymi, „autonomiê administracyjn± z polskim jêzykiem w szko³ach, s±downictwie i cywilnym zarz±dzie[8]", zezwoli³ równie¿ na wydanie w 1860 roku polskiego znaczka pocztowego, na którym widnia³ herb Królestwa Polskiego i który s³u¿y³ do op³acania listów wewn±trz naszego Kraju oraz tych, które wysy³ane by³y do Rosji. Gdyby w tamtym czasie car, zamiast mówiæ o pozbawieniu marzeñ Polaków, zapowiedzia³ te wprowadzone kilka lat pó¼niej ustêpstwa, to, jak uwa¿a³ Szczêsny Feliñski, „wszystkich by zadowoli³ i ani my¶lano by o rewolucji[9]". A tak, naród nasz ulega³ coraz bardziej nasilaj±cej siê propagandzie rewolucyjnej. W tym czasie przyjazna Polsce Francja coraz bardziej zbli¿a³a siê do zwarcia sojuszu z Rosj± a jednym z efektów zawarcia tego sojuszu by³oby zaprzestanie uciskania narodu polskiego przez rosyjski carat. To my¶lenie, którego do¶æ aktywnym propagatorem by³ margrabia Aleksander Wielopolski, cieszy³o siê akceptacj± wielu osób z otoczenia cara. Nic zatem dziwnego, ¿e gdy w stosunkach polsko-rosyjskich nast±pi³ okres ustêpstw dla Kongresówki, sfery polityczne Wiednia i Berlina patrzy³y na to okiem podwójnie niechêtnym i podejrzliwym. (...) Dyplomacja [tych mocarstw] widzia³a w sukcesach Wielopolskiego ¶miertelne niebezpieczeñstwo dla (...) [swojej polityki]; podziemne odg³osy gotuj±cego siê nad Wis³± wybuchu budzi³y w niej nadziejê, ¿e w po¿arze ogólnej katastrofy sp³on± nie tylko ¶wie¿o wzniesione rusztowania polskiej odnowy, ale rozlutuje siê drut wi±¿±cy Petersburg z Pary¿em[10]". Bismarck stara³ siê w Rosji zwalczaæ wszelkie przejawy sympatii do Polaków. Równocze¶nie w Polsce, przede wszystkim w Warszawie, zosta³y uruchomione ró¿ne si³y i wszelkiej ma¶ci agenci, by podtrzymywaæ rewolucyjne nastroje. Kilka lat wcze¶niej, kiedy w wojnie krymskiej, Rosja walczy³a z Turcj± oraz z jej koalicjantami, czyli Francj± i Angli± , to wtedy nasza emigracja robi³a wszystko, co mo¿liwe, by nie dopu¶ciæ do jakichkolwiek zamieszek w Królestwie. A by³ to na pewno zdecydowanie lepszy moment by os³abion± wojn± a w koñcu i pora¿k±, Rosjê zmusiæ do wielu ustêpstw, a kto wie mo¿e i do uznania nawet niepodleg³o¶ci? Niestety, nie wykorzystano tamtego czasu, a teraz, kiedy akurat Polska, dziêki dosyæ ciekawej i konsekwentnej polityce w³a¶nie margrabiego Wielopolskiego, zaczyna³a zyskiwaæ u Rosjan coraz wiêcej przywilejów, to ta sama emigracja, w tak zupe³nie niew³a¶ciwej chwili, namawia³a do powstania. Niestety, wiele wskazuje na to, ¿e francuska emigracja, tak powo³uj±ca siê na swój wielki patriotyzm, a która praktycznie ca³a by³a powi±zana z masoneri±, wykonywa³a bardzo dok³adnie polecenia ludzi, dla których interes Polski nie mia³ najmniejszego znaczenia a nawet by³ interesem wrogim. Przebywaj±cy w tym czasie na emigracji i ci±gle jeszcze popularny w¶ród m³odzie¿y polskiej mason, Ludwik Mieros³awski dawa³ wskazówki swoim „wyznawcom" jak maj± postêpowaæ. Choæ sam by³ ateist± , wiedzia³ jednak ,i¿ lud religijn± (...) ide± poci±gn±æ siê daje, poda³ plan ko¶cielnych demonstracji, na których jego adepci patriotyczne pie¶ni ¶piewaæ mieli. Wkrótce po wszystkich ¶wi±tyniach zabrzmia³y: Bo¿e co¶ Polskê i z Dymem po¿arów..., a nabo¿eñstwa ¿a³obne po g³o¶nych patriotach i pami±tkowe obchody z procesjami wesz³y na porz±dek dzienny. Nie tylko lud, lecz i duchowieñstwo wci±gniêto ³atwo do tych manifestacji, które, maj±c pierwiastkowo tylko religijno-patriotyczny charakter, niczyjego sumienia nie trwo¿y³y. Organizatorowie, wszak¿e zagraniczni na tym nie poprzestawali, lecz przygotowuj±c w kraju palny materia³, przysposabiali jednocze¶nie na obcej ziemi narzêdzia eksplozji, co go do wybuchu doprowadziæ mia³y[11]. Mieros³awski za³o¿y³ we W³oszech szko³ê wojenn± dla Polaków z której wysz³o oko³o 200 pó¼niejszych dowódców ni¿szego szczebla, którzy wziêli udzia³ w powstaniu. Po latach, w roku 1888, mieszkaj±c ju¿ i pracuj±c w D¼winiaczce, napisa³ Arcybiskup Szczêsny Feliñski broszurê, w której ocenia³ tych, którzy udaj±c patriotów, okazali siê zwyk³ymi sprzedajnymi zdrajcami lub s³ugami antyko¶cio³a. Zacytujmy parê zdañ z tej pozycji: „Lekcewa¿±c (...) duchow± stronê kwestii, postanowili oni szukaæ jedynie umocnienia w zwi±zku z rewolucj± miêdzynarodow±, uznaj±c przy tym wszelkie ¶rodki za godziwe, byle do zamierzonego celu prowadzi³y. Wiaro³omstwo, zdrada, skrytobójstwo i inne zbrodnie, przed którymi sumienie nasze narodowe wzdryga³o siê z oburzeniem dawniej, uzyska³y w ostatnim powstaniu prawo obywatelstwa w obozie tych patriotów, co czerpi±c swe natchnienia w masoñskich i komunistycznych doktrynach, cnotê chrze¶cijañsk± zabobonem lub ob³ud± nazywali. A jednak to¿ samo stronnictwo, co religi± za przestarza³y przes±d poczytywa³o, nie waha³o siê u¿yæ jej za narzêdzie do poruszenia ludu, który, w prostej a gor±cej wierze, tylko za sztandarem krzy¿a postêpowaæ by³ gotów. Wierz±ca czê¶æ narodu, ogromn± stanowi±ca wiêkszo¶æ, zosta³a wprawdzie przez bezbo¿n± rewolucjê oszukana i wyzyskana, ale ta nieob³udna i bezinteresowna jej ofiara oczy¶ci³a naród i za wo³aj±ce o pomstê do nieba rewolucyjne nadu¿ycia choæ w czê¶ci zado¶æuczyni³a[12]. Mo¿na tu jeszcze dodaæ bardzo ciekawe a zarazem do¶æ wymowne s³owa, które zawar³ Agaton Giller, jeden z „czerwonych" przywódców powstania, w przedmowie do swojej czterotomowej Historii Powstania Narodu Polskiego, pos³uchajmy: »Powstanie 1863 roku jest wypadkiem najbli¿szym, zaledwie ubieg³ej przesz³o¶ci, a ju¿ gruba mg³a niewiadomo¶ci i fa³szu zaleg³a nad nim, jako nad dziejami odleg³ej staro¿ytno¶ci. (..) W tajemnicy poczête, tajemnicz± rêk± kierowane, dot±d przebieg jego w wielu najwa¿niejszych wypadkach jest tajemnic± dla ogromnej wiêkszo¶ci tych nawet, którzy w nim udzia³ brali[13]«. Intryguj±ca uwaga, zw³aszcza, gdy wypowiada j± jeden, z byæ mo¿e niewtajemniczonych, organizatorów tego¿ powstania. Ale, powróæmy do planów Mieros³awskiego, czy te¿ jego mocodawców, które zaczêto wprowadzaæ wiosn± 1860 roku. Otó¿, ju¿ w czerwcu tego¿ roku, podczas pogrzebu genera³owej Sowiñskiej, ludno¶æ warszawska, umiejêtnie zachêcana przez dobrze wyszkolonych agitatorów, zdecydowanie zamanifestowa³a swoj± niechêæ do rosyjskiego zaborcy. By³a to pierwsza z tych w³a¶nie manifestacji, które pó¼niej zosta³y przeformowane w manifestacje religijno- patriotyczne. Dla podkre¶lenia tej religijno¶ci, na ich czele, niesiono krzy¿ jak w tradycyjnych ko¶cielnych procesjach. W listopadzie, w taki sposób uczczono 30 rocznicê powstania, wtedy te¿ Rz±d rozpocz±³ masowe aresztowania w¶ród uczestników. 25 lutego 1861 roku, w rocznicê bitwy o Olszynkê Grochowsk±, dosz³o do kolejnej demonstracji, która zakoñczy³a siê interwencj± ¿andarmerii. Dwa dni pó¼niej, tym razem, du¿o liczniejsza manifestacja zosta³a ostrzelana przez wojsko rosyjskie. Zginê³o wtedy piêciu m³odych ludzi, czterech Polaków i jeden ¯yd. Ich pogrzeb, który zgromadzi³ oko³o stu tysiêcy odby³ siê w absolutnym spokoju. Stra¿ bezpieczeñstwa [ustanowiona przez Delegacjê Miejsk±, czyli komitetu specjalnie powo³anego dla utrzymania spokoju w mie¶cie. W sk³ad tego komitetu weszli miêdzy innymi: Leopold Kronenberg, Józef Ignacy Kraszewski, Tytus Cha³ubiñski, Jakub Natanson.] pilnowa³a znakomicie porz±dku. (...) Kondukt prowadzi³ biskup Dekert, sufragan warszawski. (...) Tak¿e w ci±gu dni nastêpnych spokój w Warszawie utrzymywany by³ przez stra¿ bezpieczeñstwa. Ka¿dego dnia odprawiane by³y nabo¿eñstwa za pomy¶lno¶æ kraju, ¶piewano w ko¶cio³ach pie¶ni patriotyczne. Nast±pi³o demonstracyjne zbratanie ludno¶ci polskiej z ¿ydowsk±. ¯ydzi zjawiali siê teraz w ko¶cio³ach, a katolicy brali udzia³ w uroczysto¶ciach w synagogach[14]. Aleksander Lesser, Pogrzeb piêciu poleg³ych,1861 https://pl.wikipedia.org/wiki/Pi%C4%99ciu_poleg%C5%82ych#/media/Plik:Burial_of_victims_of_Polish_patriotic_manifestations_in_Warsaw_1861.PNG Po tych do¶æ dziwnych dla katolików, bo zakrawaj±cych o synkretyzm religijny wspólnych procesjach i manifestacjach dosz³o 8 kwietnia do najtragiczniejszej manifestacji, nazwanej „zbrodni± na placu zamkowym" w czasie której ponad tysi±c ¿o³nierzy rosyjskich u¿y³o broni i strzela³o do bezbronnych, demonstruj±cych warszawiaków zabijaj±c grubo ponad stu z nich a kilkuset rani±c. (Warto pamiêtaæ, ¿e w nocy z 7 na 8 kwietnia margrabia Wielopolski przygotowa³ i wrêczy³ ówczesnemu namiestnikowi, ksiêciu Michai³owi Gorczakowowi ustawê o zbiegowiskach, w której dopuszczone zosta³o u¿ycie broni przez wojsko do t³umienia demonstracji. Gorczakow tê ustawê podpisa³.) Rosyjska piechota atakuje demonstrantów na Placu Zamkowym, 8 kwietnia 1861 roku https://pl.wikipedia.org/wiki/Masakry_w_Warszawie_1861 Po tej zbrodni og³oszono ¿a³obê narodow±, któr± nazwano równie¿ rewolucjê moraln±. Polega³a ona na manifestowaniu przez Polaków swojego d±¿enia do niepodleg³o¶ci poprzez wspomniane ju¿ ¶piewy patriotyczne w ko¶cio³ach oraz noszenie przez nich narodowych strojów lub ich elementów, na przyk³ad czapki rogatywki, czyli konfederatki. Natomiast kobiety zaczê³y nosiæ czarne kokardy i czarne stroje oraz bi¿uteriê religijn± i patriotyczn±. Ta rewolucja moralna trwa³a a¿ do po³owy pa¼dziernika, czyli do kolejnego pogrzebu, tym razem ukochanego przez warszawiaków za swój patriotyzm, metropolity warszawskiego, ksiêdza arcybiskupa Fija³kowskiego. By³ to arcypasterz, którego nazywano interrexemm (zastêpc± króla) w Polsce[15] ale który te¿ pozwoli³ na to, aby rozpolitykowanie [jego] otoczenia (...) z konsystorza i kapitu³y wybitnie wziê³o górê nad sprawami duszpasterskimi[16]. W kilka dni po tym pogrzebie, 15 pa¼dziernika 1861 roku w rocznicê ¶mierci Tadeusza Ko¶ciuszki dosz³o w Warszawie ponownie do olbrzymiej manifestacji. Kolejny, ówczesny Namiestnik Królestwa Kongresowego, hrabia Karol Lambert, na polecenie Petersburga, og³osi³ stan wojenny w ca³ym Królestwie. Wi±za³o siê to oczywi¶cie z zakazem jakichkolwiek manifestacji. Gdy mimo to, ludno¶æ Warszawy, licznie jak zawsze, zebra³a siê w ko¶cio³ach ¶piewaj±c pie¶ni religijno-patriotyczne, genera³-gubernator [Aleksander] Gerstenzweig (czyt. Gerstencwajg), kaza³ ko¶cio³y wojskiem otoczyæ, aby aresztowaæ wszystkich wychodz±cych. Lecz zgromadzeni w ko¶cio³ach ¶wiêtego Jana i Bernardynów postanowili nie wychodziæ i pozostali w ko¶cio³ach przez ca³± noc[17]. Po nocnej naradzie generalicja zdecydowa³a siê na zaatakowanie wiernych wewn±trz ko¶cio³ów. Naprzód u Bernardynów pó¼niej w katedrze ¿o³nierze wy³amali kraty, wpadli do wnêtrza z bagnetami. Zaczê³a siê bójka, oblê¿eni bronili siê metalowymi lichtarzami, stopniowo wyrywano z t³umu po kilka osób, które wyprowadzano na zewn±trz. Kobiety puszczano wolno, za to z gór± pó³tora tysi±ca mê¿czyzn odprowadzono pod konwojem do Cytadeli[18]. Wiele z tych osób zosta³o mocno poturbowanych a nawet ciê¿ko rannych. Genera³ - gubernator tak by³ dumny ze swojego postêpowania, ¿e natychmiast uda³ siê do Zamku, aby przedstawiæ namiestnikowi relacjê, po której spodziewa³ siê pochwa³y. Jak¿e siê zdziwi³, gdy namiestnik Lambert pokaza³ mu telegram monarchy, rozkazuj±cy szanowaæ ¶wi±tynie. Pewny, ¿e decyzjê tê wywo³a³o niekorzystne przedstawienie Lamberta, Gerstenzweig zacz±³ mu czyniæ wymówki, st±d wywi±za³a siê sprzeczka, zakoñczona amerykañskim pojedynkiem [losowo wybierano jedn± z dwóch kul, czarna oznacza³a ¶mieræ], gdy za¶ los skaza³ na ofiarê wykonawcê napadu na ko¶cio³y jenera³-gubernator wróci³ do swego mieszkania i trzema wystrza³ami z rewolweru ¿ycie sobie odj±³. Przera¿onemu i zgryzionemu Lambertowi krew rzuci³a siê gard³em, a nazajutrz, nie czekaj±c nawet na uwolnienie, wyruszy³ za granicê, zdawszy tymczasow± w³adzê Suchozanetowi, który powtórnie obj±³ zarz±d kraju[19]. Mieszkañcy Warszawy uznali , ¿e by³a to kara Bo¿a, która dotknê³a winnych za te zbrodnicze profanacje dwóch ¶wi±tyñ warszawskich. I do tak niespokojnego miasta przyjecha³ z Petersburga, w lutym 1862 roku, nowy metropolita warszawski, Arcybiskup Zygmunt Szczêsny Feliñski. Po serdecznym po¿egnaniu nad New±, powitanie Pasterza w Warszawie by³o bardzo ch³odne. Grozê sytuacji powiêksza³o wrzenie rewolucyjne w Stolicy, w której w³adze carskie wprowadzi³y stan wojenny, godzinê policyjn±. Aresztowania, wiêzienia i wywo¿enie na Sybir dotyka³y ¶wieckich i duchownych, najlepszych synów Ojczyzny[20]. Ta niechêæ rewolucyjnie nastawionych i mocno prze¶ladowanych warszawiaków do nowego Arcybiskupa spowodowana by³a tym, ¿e choæ by³ on mianowany przez papie¿a to jednak kandydaturê jego wysun±³, sam Aleksander II, znienawidzony car rosyjski. A dodatkowo, zrobi³ to za namow± nielubianego a po kwietniowych zaj¶ciach, nawet pogardzanego przez wielu mieszkañców królestwa, margrabiego Wielopolskiego. Pos³uchajmy jak ten trudny czas dla nowego Arcybiskupa opisuje biskup Micha³ Godlewski: Wiadomo¶æ o nominacji Feliñskiego jak najgorsze wra¿enie wywar³a w Królestwie. Bli¿ej go wprawdzie nie znano, ale ju¿ sama okoliczno¶æ, ¿e przybywa³ z pó³nocy do Polski, wystarcza³a w zupe³no¶ci, aby go bez lito¶ci szarpano. Przede wszystkim mocno niezadowolone by³o z tego wyboru wy¿sze duchowieñstwo, - owe kapitulne matadory: Zwoliñscy, Siekluccy, Topolscy etc., aspiruj±ce do mitry i obra¿one, ¿e ich pominiêto, a powo³ano na pierwsz± stolicê biskupi± w kraju jakiego¶ »ani z pierza, ani z miêsa« profesorzynê z Petersburga. Uwa¿ali go za intruza, za karierowicza i szykowali siê z góry daæ mu odczuæ przy pierwszej sposobno¶ci, »¿e tylko dziêki ³asce cara wlaz³ na metropoliê«. Silniej jeszcze zgrzyta³ przeciwko nowemu pasterzowi ni¿szy kler, a zw³aszcza zakony. Owi »czerwoni«, owiani duchem konspiracji, wo³ali g³o¶no, ¿e w danych warunkach tylko drugi Fija³kowski móg³ zasi±¶æ na stolicy warszawskiej; - wszelki za¶ inny by³ nieodpowiedni, by³ nieszczê¶ciem dla kraju, - a có¿ dopiero ksi±dz z Petersburga, gdzie ksiê¿a jedz± i pij± z moskalami i k³aniaj± siê carskim urzêdnikom... W tym piêknym koncercie o ró¿nych tonach, duchownym wtórowali ¶wieccy. Wielce ruchliwe mieszczañstwo, drobna szlachta i inteligencja, bior±ce udzia³ w tajnych organizacjach, trzês³y siê na pasterza, którego narzuca³ im znienawidzony Margrabia [Wielopolski]. Twierdzili, ¿e Feliñski jest moskiewskim agentem; ¿e bierze datki od rz±du i dla tych datków jest gotów wiele po¶wiêciæ; ¿e pójdzie ¶ladem Skarszewskich i Choromañskich i pójdzie dalej jeszcze; ¿e bêdzie drugim Siemaszk± i wyda Ko¶ció³ i naród carowi. Dzienniki warszawskie, skrêpowane cenzur±, milcza³y o Feliñskim, ale gazety galicyjskie, w szczególno¶ci poczciwy Czas krakowski, schlebiaj±cy wówczas czerwonym i ich ruchowi, pisa³ wiele o nowej nominacji. W jednym numerze o¶wiadcza³ z patosem, ¿e »arcybiskup z wyboru rz±du, nie z wyboru duchowieñstwa bêdzie s³ug± Moskwy, nieprzyjacielem Ko¶cio³a i wiary katolickiej«. A w innych numerach dawa³ rady i przestrogi Feliñskiemu, dowodz±c, ¿e mia³ tylko jedn± drogê przed sob±, - drogê wytkniêt± mu przez Fija³kowskiego i Bia³obrzeskiego. Je¿eli jej nie obierze, to »poda rêkê pomocn± owemu bezprawiu i gwa³towi, który chce st³umiæ wszelk± si³ê moraln±, a z duchowieñstwa zrobiæ s³ugê i narzêdzie do gnêbienia narodu«. Wszystkie te oszczerstwa, brudy i plugastwa, bêd±ce g³osem za¶lepienia i nienawi¶ci, chciwie roznoszone, jakby wielk± fal± pomyj p³ynê³y daleko i szeroko: trafia³y do starszych i do m³odszych, do szko³y, do gawiedzi, na poddasze i na pierwsze piêtro i stwarza³y w masach coraz gorszy nastrój dla przysz³ego arcybiskupa, wybuchaj±cy jaskrawo choæby w ulotnych kartkach z napisami, przyklejanych do domów, a uw³aczaj±cych osobie i godno¶ci nowego pasterza...[21]. Z kolei Arcybiskup tak wspomina³ ten czas Z postawieniem nogi na ziemi warszawskiej, rozpoczê³o siê moje trudne, po ludzku mówi±c, niemo¿ebne pos³annictwo. Znalaz³em siê sam jeden, bez przyjació³ osobistych, bez politycznych stronników, bez tej nawet pomocy, jak± daje do¶wiadczenie i rutyna; maj±c przeciw sobie z jednej strony rz±d, co zawziêcie dot±d prze¶ladowa³ to wszystko, co mi jest najdro¿szym ; je¶li za¶ chwilowo chwyci³ siê innego systemu, to na ka¿dym kroku widocznym by³o, ¿e czyni to na przekór wewnêtrznemu usposobieniu; z drugiej za¶ strony, stronnictwo ruchu, poczytuj±ce za zbrodniê ka¿de antyrewolucyjne d±¿enie i g³osz±ce przed narodem, ¿em rz±dowym tylko poplecznikiem, przys³anym na sparali¿owanie szlachetnych usi³owañ patriotów. Gdybym móg³ przynajmniej liczyæ na poparcie duchowieñstwa, - ale i pod tym wzglêdem nie ³udzi³em siê wcale[22]. Feliñski uwa¿a³, ¿e z wyj±tkiem kilku gorliwców wiernych Rzymowi, czyli tak zwanych ultramontanów, ca³a reszta, a wiêc zdecydowana wiêkszo¶æ, by³a mu nieprzychylna, by nie powiedzieæ wroga. Pewnym znakiem danym przez duchowieñstwo warszawskie by³ pusty pa³ac arcybiskupi na Miodowej, gdzie nikogo nie by³o, kto przywita³by nowego arcybiskupa. Wtedy jeszcze bardziej poczu³ swoje osamotnienie. Ch³ód dziwny i przejmuj±cy wia³ z tych ogromnych, ponurych pustych komnat, które wygl±da³y, jakby nigdy nie by³y zamieszka³e[23]. Choæ z pewno¶ci± dotkniêty tak nieprzyjaznym przyjêciem Arcybiskup przyst±pi³ jednak z du¿± gorliwo¶ci± do pracy nad duchowym odrodzeniem swojej Archidiecezji, nie zapominaj±c oczywi¶cie o codziennych swoich obowi±zkach. Zaraz nastêpnego dnia po przyje¼dzie, przybyli do pa³acu cz³onkowie kapitu³y, Akademii Duchownej i inni przedstawiciele duchowieñstwa. Arcybiskup Feliñski przedstawi³ im swój plan dzia³ania i poprosi³ o pomoc w jego realizacji. A powiedzia³ tak: G³ównym (...) zadaniem moim bêdzie urz±dziæ wszystkie sprawy duchowne wedle ducha Ko¶cio³a, t. j. zgodnie z prawem kanonicznym i rozporz±dzeniami Stolicy Apostolskiej. Zbli¿yæ siê jak najwiêcej do normy ukazanej nam w Rzymie i zwi±zaæ siê jak naj¶ci¶lej z ogniskiem jedno¶ci katolickiej - oto g³ówna tre¶æ mego pasterskiego programu. St±d pod wzglêdem zarz±du postaram siê usun±æ nie tylko wszystkie nadu¿ycia wbrew kanonicznemu prawu przeciwne, lecz i wszelkie praktyki i zwyczaje, niezgodne z duchem ko¶cielnym i na ¿adnych synodalnych postanowieniach nie oparte, chocia¿by przez ¶wieck± w³adzê podtrzymywane i maj±ce za sob± d³ugoletni± praktykê. (...)Prze³o¿onym za¶ klasztorów o¶wiadczam, i¿ niezmiernie wysoko ceniê i powa¿am zakony i ca³ym sercem dopomóc im jestem gotów do odnowienia ducha zakonnego i wprowadzenia ¶cis³o¶ci regu³y. Pragnê szanowaæ wewnêtrzn± niezale¿no¶æ Zgromadzeñ i gotów jestem wspieraæ ich legaln± w³adzê w jej chwalebnych usi³owaniach, do zaprowadzenia niezbêdnych reform. Lecz od zakonników poza klasztorem i w pos³ugach parafialnych, jurysdykcji mojej podleg³ych, wymagaæ bêdê z ca³± ¶cis³o¶ci± tego wszystkiego, co od ka¿dego kap³ana wymagaæ mam prawo i obowi±zek. W stosunku wreszcie do sfer zewnêtrznych, nie nale¿±cych do Ko¶cio³a nauczaj±cego, staraæ siê bêdê wywalczyæ zgodn± z wysokim pos³annictwem Ko¶cio³a niezale¿no¶æ. Ko¶ció³ jest nauczycielem, a wiêc nie mo¿e przyjmowaæ nauk od tych, których o¶wiecaæ winien ; Ko¶ció³ jest Pasterzem i Ojcem, jego przeto jest rzecz± rozkazywaæ a nie s³uchaæ. ¦cis³ym i wiernym trzymaniem siê praw ko¶cielnych najskuteczniej wyzwolimy siê od nies³usznych wymagañ w³adzy ¶wieckiej, wzglêdem której wystarczy zawsze opór bierny. Rzymskie non possumus [nie mo¿emy] zamknie usta w³adzy albo zmusi j± do jawnego prze¶ladowania religijnego i zgotuje nam wieniec Wyznawców. Odwaga za¶ po³±czona z godno¶ci±, co nie lêka siê g³o¶no wypowiadaæ swych przekonañ i nie zwa¿a na pogró¿ki i ch³ostê tak zwanej opinii publicznej, uwolni nas od przewagi ulicy, wdzieraj±cej siê pod p³aszczem patriotyzmu do administracji ko¶cielnej i czysto religijnych obrzêdów. Musimy siê otrz±sn±æ z tych poni¿aj±cych wp³ywów, co parali¿uj± pastersk± dzia³alno¶æ nasz± i kompromituj± godno¶æ kap³añsk±, a nawet mog³yby poddaæ pod w±tpliwo¶æ czysto¶æ naszej wiary. Oto s± g³ówne zarysy tego planu, jaki prze- prowadziæ zamierzy³em w moim zarz±dzie[24]. Po tym przemówieniu, które wielu ksiê¿om siê nie spodoba³o, Arcybiskup powiedzia³, ¿e ci, którzy podzielaj± jego zamiary i bêd± mu w nich pomagaæ znajd± u niego bratnie serce i skuteczne poparcie[25]. Natomiast wszyscy przeciwnicy jego programu, najlepiej zrobi± jak z zajmowanych stanowisk sami ust±pi±[26], gdy¿ on na ¿adne kompromisy pod wzglêdem zasad[27] nie pójdzie, nawet gdyby sam jeden mia³ zostaæ. Jednym z wa¿niejszych zadañ jakie stanê³y przed Arcybiskupem, by³a oczywi¶cie rekoncyliacja, a wiêc powtórne po¶wiêcenie katedry warszawskiej oraz ko¶cio³a ¶wiêtej Anny a tak¿e otwarcie zamkniêtych od czterech miesiêcy pozosta³ych warszawskich ko¶cio³ów. Otó¿ po brutalnym, opisanym ju¿ wcze¶niej, pa¼dziernikowym wtargniêciu ¿o³nierzy rosyjskich do obu tych ¶wi±tyñ, wszystkie ko¶cio³y w rejonie ówczesnej Warszawy (z wyj±tkiem terenu Pragi i podwarszawskiego Mokotowa czy Czerniakowa), na znak protestu przeciw carskiej profanacji, zosta³y z polecenia ówczesnego administratora archidiecezji warszawskiej, ksiêdza pra³ata Antoniego Bia³obrzeskiego, ca³kowicie zamkniête. Zrobi³ on to, pod naciskiem przywódców stronnictwa rewolucyjnego, dla których zamkniêcie wszystkich ko¶cio³ów, pozwala³o na realizacjê swoich powstañczych celów. Za tê decyzjê ksiêdza pra³ata aresztowano i skazano na ¶mieræ, któr± to karê pó¼niej car zamieni³ na zes³anie. Zamkniêcie warszawskich ¶wi±tyñ mia³o potrwaæ tak d³ugo, póki rz±d nie da ostatecznych gwarancji, ¿e ¶wi±tynie zostan± uszanowane[28]. Ale nowy Arcybiskup, przed rekoncyliacj± poprosi³ jedynie o to, by w czasie uroczysto¶ci nie by³o wojska i nie za¿±da³ od Rz±du ¿adnych innych gwarancji. Chodzi³o mu przede wszystkim o to, by jak najszybciej, w Warszawie ludzie ponownie mogli regularnie uczestniczyæ w Mszach ¶wiêtych i oddawaæ chwa³ê Bogu. Kiedy po rekoncyliacji i po otwarciu warszawskich ko¶cio³ów, nie doczekano siê ¿adnych ustêpstw od Rz±du, uznano wiêc, ¿e Arcybiskup za bardzo pospieszy³ siê z tym swoim dzia³aniem i fala krytyki na „petersburskiego biskupa" ruszy³a ze zdwojon± si³±. Arcybiskup Feliñski do¶æ szybko zauwa¿y³, ¿e ksiê¿a warszawscy w swoich kazaniach nie poruszali w³a¶ciwie ¿adnych tematów religijnych, poniewa¿ interesowa³y ich jedynie mocne wyst±pienia polityczne. Równie¿ o tym fakcie „informowa³ Rzym ksi±dz Konstanty £ubieñski [który pisa³, ¿e kazania m³odych ksiê¿y]- »nie zawiera³y w sobie ¿adnej tre¶ci religijnej czy wed³ug trafnego okre¶lenia ... ludno¶ci wiejskiej: nie mówiono ju¿ kazañ o Panu Bogu, lecz o Moskalach...«[29]". Z tego te¿ powodu, ¿e nie móg³ liczyæ nowy Arcybiskup na uduchowionych kaznodziejów, postanowi³ zatem na wielkopostne rekolekcje zaprosiæ do Warszawy znanych rekolektantów: ksiêdza [Wiktora] O¿arowskiego - misjonarza i ksiêdza [Zygmunta] Goliana, obu z Krakowa, oraz ksiêdza [Wojciecha] Morawskiego z Poznania. S³ynne w ca³ej Polsce nazwiska ¶ci±gnê³y na rekolekcje prawdziwe t³umy[30]. Damy z najwy¿szej arystokracji, co niezwyk³y wstawaæ rano, spieszy³y przed wschodem s³oñca razem z kucharkami i praczkami do ¶wi±tyni, by zasiliæ siê owym duchownym pokarmem, którego ca³a Warszawa by³a tak spragniona, po owym lekkim manifestacyjnym chlebie, który zamiast wewnêtrznego pokoju wnosi³ tylko do duszy burzê i zawziêto¶æ[31]. Zaraz po tym duchowym sukcesie, Feliñski postanowi³ zatrzymaæ niektórych kaznodziejów w Warszawie oraz poszukaæ ksiê¿y, którzy zajêliby siê duszpasterstwem a nie polityk± i tak napisa³ o tym w swoich Pamiêtnikach: „Pragn±c podtrzymaæ miêdzy ludno¶ci± owo ¿ycie duchowne rozbudzone przez rekolekcje uprosi³em ksiêdza Goliana, aby stale osiedli³ siê w Warszawie... Przedstawi³em na rektora Akademii ksiêdza Wincentego Popiela [pó¼niejszego arcybiskupa warszawskiego] z Kielc, a na rektora seminarium ksiêdza Albina Dunajewskiego [pó¼niejszego biskupa krakowskiego] z Krakowa...[32]" Dwa lata pó¼niej, w lutym 1864 roku ostatni namiestnik Królestwa Polskiego, hrabia i zarazem genera³ wojsk rosyjskich, Fiodor Berg, wyznania luterañskiego, kaza³ ksiêdzu Dunajewskiemu opu¶ciæ teren zaboru rosyjskiego, co ten natychmiast uczyni³, wyje¿d¿aj±c do Krakowa. To uratowa³o mu ¿ycie, gdy¿ „namiestnik zmieni³ decyzjê i kaza³ go aresztowaæ. Zaocznie tylko by³ s±dzony, skazany na ¶mieræ i symbolicznie (in effigie) [z ³ac. w prawie ¶redniowiecznym: wykonanie kary na wizerunku przestêpcy zbieg³ego lub zmar³ego przed egzekucj±[33]] powieszony[34]". W¶ród zaproszonych by³ te¿, jak ju¿ wy¿ej wspomniano, ksi±dz Zygmunt Golian, dominikanin, który „u ¶wiêtego Floriana na Kleparzu (...) wyp³yn±³ w¶ród duchowieñstwa, jako niezwyk³y talent krasomówczy. Uderza³ ¶wie¿o¶ci± pomys³ów, przybranych w styl barwny i poetyczny, m³odzieñczym zapa³em i duchem prawdziwej pobo¿no¶ci, którym by³ ca³e, ¿ycie wskro¶ przejêty. Wszystko w Krakowie zaczê³o siê interesowaæ m³odym kaznodziej± (...) - m³ody ksi±dz Golian pocz±³ byæ w modzie - wydzierano go sobie - noszono niemal na rêkach[35]".
Ks. Zygmunt Golian Fot. z ksi±¿ki Ks. Zdzis³awa Bartkiewicza SJ, Krótki rys ¿ycia ¶.p. Ks. Zygmunta Goliana pra³ata i proboszcza wielickiego, Kraków 1888. Ksi±dz arcybiskup Feliñski zaprosi³ ksiêdza Goliana w sierpniu 1862, aby w warszawskiej Akademii duchownej zosta³ wyk³adowc± jako profesor dogmatyki. Ksi±dz Golian tê propozycjê przyj±³ i wyk³ada³ na tej akademii dogmatykê ogóln± i dogmatykê specjaln±. Podejmuj±c te pracê na uczelni my¶la³ ksi±dz Golian, ¿e bêd±c profesorem nie bêdzie musia³ mówiæ kazañ z ambony. Okaza³o siê jednak, ¿e bardzo siê myli³ „Bieg wypadków, ruch gor±czkowy umys³ów, jaki panowa³ wówczas w Warszawie, nie pozwala³y mu siê zasklepiæ w ksi±¿kach i wertowaniu ulubionych folia³ów, zw³aszcza, ¿e wy¿sza w³adza duchowna wzywa³a go, by wp³yn±³ na uspokojenie ludno¶ci. Rozpocz±³ tedy ca³y szereg kazañ przeciw pr±dom rewolucyjnym i niegodnemu dzia³aniu, kryj±cemu siê pod p³aszczykiem religii, i hañbi±cym imiê Polski, zbrodniom. »Grasuj±cym wówczas z³em, (...) [napisa³ w li¶cie do jednego z ksiê¿y], by³o (...) u¿ywanie nabo¿eñstw za ¶rodek do celów politycznych i socjalnych, w nastêpstwie za¶ tego z³ego wyst±pi³y zbrodnie skrytobójstwa - pragn±³em ca³± dusz± na to z³e ludziom oczy otworzyæ i od niego równie, jak od jego (³atwo daj±cych siê przewidzieæ skutków) odci±gn±æ. Z tego pragnienia wysnuwa³em swoje nauki i kazania... Nigdy im nie zbywa³o na gor±cym pragnieniu... Kiedy nasi wierni wojowali nadu¿yciem religii, chwaleniem skrytobójstw, wskazywa³em na to z³e, kiedy znowu niektórzy (z ksiê¿y nawet) poczêli byæ kuszonymi i kusz±cymi do nikczemnego zdradzania sprawy Ko¶cio³a i sprawy dusz, ze strachu, czy wstrêtnych dla nas katolików nadziei, musia³em odwróciæ kartê...(...) zaklina³em m³odzie¿, aby siê mia³a na baczno¶ci przed wilkami w owczej skórze i aby siê nie rzuca³a na oczywi¶cie bezowocn± zgubê, dla dogodzenia wystêpnym deklamatorom, elektryzuj±cym niewie¶cie serca i uzbrajaj±cym serca matek nêdzn± pró¿no¶ci± przeciw w³asnym ich synom«. By³a to jedna z najpiêkniejszych epok jego kaznodziejstwa. Mówi³ nie tylko gor±co, ale z natchnieniem, niekiedy nawet tak namiêtnie, ¿e raczej oburza³ a nie porusza³. Ale »czasy by³y gor±ce, wiêc gor±cy cz³owiek nie móg³ siê zimno odzywaæ«. Spieszono t³umnie na jego kazania, bo mówi³ cudownie, porywaj±co, ale gniewano siê, bo powstawa³ przeciw sza³owi, któremu powszechnie ulegano, przeciw pr±dowi w modzie bêd±cemu[36]". Kiedy z polecenia arcybiskupa zacz±³ g³osiæ w ko¶ciele na Woli kazania, w których wykazywa³ b³êdy innych ksiê¿y, mówi±c co powinni wiedzieæ i czego brakiem grzeszyli przez co „»sprawê tak Ko¶cio³a jak Ojczyzny na wielkie niebezpieczeñstwo wystawiali«. Odt±d datuje siê ogólna niemal nienawi¶æ ku niemu w Warszawie, podsycana przez niegodnych kap³anów i tych wszystkich, którym on krzy¿owa³ dot±d drogi i zamiary. Gro¿ono mu obiciem, ¶mierci±, w czasie kazania starano go siê nastraszyæ butn± postaw±, szemraniem i rozruchem w¶ród ludu; ale zmusiæ go do milczenia nie by³o podobno. Ksi±dz Zygmunt [Golian] niczego siê nie lêka³ - nawet ¶mierci[37]". Arcybiskup Feliñski podobnie jak hrabia Andrzej Zamojski, jeden z wa¿niejszych dzia³aczy stronnictwa bia³ych, nazywany „panem Andrzejem", uwa¿a³ zbrojne powstanie w ówczesnych okoliczno¶ciach nie tylko za niewczesne, lecz za zgubne dla narodu[38]. W tym czasie w Warszawie istnia³y dwa g³ówne stronnictwa bia³ych i czerwonych, chocia¿ ksi±dz Arcybiskup rozró¿nia³ w Warszawie ca³± mozaikê partii[39]. Napisa³ o tym w li¶cie do swojego przyjaciela, ksiêdza Wincentego Majewskiego (który podobnie jak Feliñski, by³ profesorem w Akademii Duchownej w Petersburgu, a po wyje¼dzie Arcybiskupa do Warszawy, zosta³ opiekunem i kierownikiem duchowym sióstr oraz ich wychowanków w tamtejszym domu generalnym Rodziny Maryi). Zobaczmy, jak widzia³ wówczas tê scenê polityczn± Arcybiskup Feliñski wed³ug opisu ksiêdza biskupa Micha³a Godlewskiego: »S± tam biali i najbielsi, czerwoni" i „najczerwieñsi«. Do bia³ych [Arcybiskup Feliñski] czuje szczególn± sympatiê i uwa¿a ich za obywateli powa¿nych i umiarkowanych, podziela pewne ich pogl±dy i stawia wysoko ich g³owê, - pana Andrzeja [Zamoyskiego], »mê¿a wyj±tkowej cnoty«. Czerwonym, którzy my¶l± o powstaniu, wyrzuca [Arcybiskup] upór, za¶lepienie, granicz±ce z ob³êdem. Nie licz± siê z rzeczywisto¶ci±; nie chc± rozumieæ, ¿e gdyby doprowadzili do walki i gdyby run±³ na nich kolos, zgniót³by ich do szczêtu i ca³y kraj wtr±ci³by w odmêt klêski. Ale przyznaæ musi, ¿e w ich szeregach jest zastêp ludzi rycerskich, szlachetnych, ludzi nies³ychanego po¶wiêcenia, gotowych z³o¿yæ na o³tarzu Ojczyzny mienie i ¿ycie, aby wolno¶æ odzyskaæ, tak drog± dla ka¿dego cz³owieka! Najbardziej truje Szczêsnego akcja »najczerwieñszych«. »Gdy siê w garnku gotuje, szumowiny wystêpuj± na jego powierzchniê«, a tymi szumowinami s± w³a¶nie ci »najczerwieñsi«, którzy d±¿± wyra¼nie do spo³ecznego przewrotu, do anarchii i w tym celu chwytaj± siê wszelkich nawet najniegodziwszych ¶rodków. Ostatecznie, choæ gor±czka ogarnia umys³y, s±dzi jednak Feliñski, ¿e uczciwe i roztropne postêpowanie w³adz mog³oby wkrótce spokój w kraju przywróciæ![40] Obóz bia³ych reprezentowa³ szlachtê, ziemiañstwo, bur¿uazjê i inteligencjê miejsk±, g³osili has³o walki o niepodleg³o¶æ. Do przywódców nale¿eli miêdzy innymi Leopold Kronenberg, Andrzej Zamoyski czy Karol Ruprecht. Natomiast ich przeciwnikami by³ obóz czerwonych, bardzo m³odych, radykalnych rewolucjonistów. Wa¿niejszymi dzia³aczami tego obozu byli, miêdzy innymi Jaros³aw D±browski, Ignacy Chmieleñski, Agaton Giller, ksi±dz Karol Mikoszewski o którym jeszcze us³yszymy. Wci±gali oni ch³opów do rewolucji obiecuj±c uw³aszczenie. Warto jeszcze pos³uchaæ, jak te stronnictwa oceniali Rosjanie. Otó¿, kiedy pewnego razu ksi±dz Arcybiskup uda³ siê do namiestnika Ludersa ten razem z jenera³em Krzy¿anowskim z rozbrajaj±c± szczero¶ci± wyja¶nili Feliñskiemu sytuacjê: »Stoimy na wulkanie, który lada chwila wybuchn±æ mo¿e, liczyæ za¶ nie mo¿emy na nikogo, oprócz na wojsko oraz na w³asnych urzêdników. Polacy dziel± siê wprawdzie na bia³ych i czerwonych, [z których ostatni chc±, pierwsi za¶ nie chc±, rewolucji], co do mnie, wszak¿e, uwa¿am bia³ych za daleko niebezpieczniejszych [dla rz±du, bo go w sieci uwik³añ pragn±]. Czerwoni porw± za broñ, my ich zdusimy i na tym ca³a komedia siê skoñczy. Ale te bia³e ³otry, je¶li siê im uda opanowaæ rewolucjê, gotowi nas wszystkich st±d wykurzyæ[41]...« [1] Duchowa spu¶cizna Abpa Zygmunta Szczêsnego Feliñskiego, praca zbiorowa pod red. ks. Jana Machniaka, Kraków 2002, s. 29. [2] Zygmunt Szczêsny Feliñski, Pamiêtniki, Warszawa 2009, s. 485. [3] Tam¿e, s.486. [4] Tam¿e s. 487-488. [5] Pamiêtniki Ks. Wincentego Cho¶ciak - Popiela Arcybiskupa warszawskiego, Tom I, Kraków 1915, s.6. [6] Zygmunt Szczêsny Feliñski, Pamiêtniki..., s. 456. [7] Tam¿e, s. 456-457. [8] Tam¿e, s.456. [9] Tam¿e. [10] Józef Feldman, Bismarck a Polska, Warszawa 1980, s. 209-210. [11] Zygmunt Szczêsny Feliñski, Pamiêtniki..., s. 462. [12] Abp Zygmunt Szczêsny Feliñski, Pod wodz± Opatrzno¶ci, Warszawa 2010, s. 51-52. [13] Agaton Giller, Historia Powstania..., s. 7. [14] Jan Dobraczyñski, A to jest..., s. 124. [15] Stefan Kieniewicz, Warszawa w powstaniu styczniowym, Warszawa 1983, s. 93. [16] Ks. Hieronim Eug. Wyczawski, Arcybiskup Zygmunt..., s. 205. [17] Dzieje Ko¶cio³a polskiego, Tom VII, Praca zbiorowa, Poznañ 2000, s.80. [18] Stefan Kieniewicz, Warszawa w powstaniu...., s. 95. [19] Zygmunt Szczêsny Feliñski, Pamiêtniki..., s. 470-471. [20] Duchowa spu¶cizna..., s. 31. [21] Micha³ Godlewski, Tragedia arcybiskupa Feliñskiego, Poznañ 2007, s. 14-16. [22] Zygmunt Szczêsny Feliñski, Pamiêtniki..., s. 490. [23] Jan Dobraczyñski, A to jest..., s. 150. [24] Zygmunt Szczêsny Feliñski, Pamiêtniki..., s. 490-491. [25] Tam¿e, s. 491. [26] Tam¿e. [27] Tam¿e. [28] Tam¿e, s. 472. [29] Jan Dobraczyñski, A to jest..., s. 128. [30] Tam¿e, s.160. [31] Zygmunt Szczêsny Feliñski, Pamiêtniki..., s. 505. [32] Jan Dobraczyñski, A to jest..., s.160. [33] https://sjp.pwn.pl/sjp/in-effigie;2561482.html [34] Ks. dr A. Marchewka, Ks. dr K. Wilk, dr C. Wilczyñski, Gwiazdy katolickiej Polski ¿ywoty wielkich s³ug Bo¿ych, Tom II, Miko³ów 1938, s. 348. [35] Ks. Zdzis³aw Bartkiewicz SJ, Krótki rys ¿ycia ¶.p. Ks. Zygmunta Goliana pra³ata i proboszcza wielickiego, Kraków 1888, s. 6. [36] Tam¿e, s. 15-16. [37] Tam¿e, s.16-17. [38] Zygmunt Szczêsny Feliñski, Pamiêtniki..., s. 494. [39] Micha³ Godlewski, Tragedia arcybiskupa Feliñskiego, Poznañ 2007, s. 49. [40] Tam¿e, s.49-50. [41] Jan Dobraczyñski, A to jest..., s. 152. Powrót |