Pięciu polskich Braci Męczenników Pięciu polskich Braci Męczenników, Stefan Chmiel (1960), kościół kamedułów w Bieniszewie Tej nocy towarzyszyć nam będzie w naszej pielgrzymce aż pięciu świętych, będzie to pięciu braci męczenników o imionach: Benedykt, Jan, Mateusz, Izaak i Krystyn. (Nazwano ich braćmi, ponieważ byli zakonnikami, a ściślej eremitami, czyli pustelnikami żyjącymi według reguły świętego Benedykta). W naszej Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego mamy wezwanie do świętych męczenników polskich, (takie też jest wspomnienie liturgiczne) ale i święty Benedykt, i święty Jan nie byli Polakami tylko Włochami, którzy przybyli do Polski z klasztoru w Pereum koło Rawenny. Nasz papież, święty Jan Paweł II, podczas pobytu w parafii pod wezwaniem Pierwszych Męczenników Polskich w Międzyrzeczu, także to zaznaczył, mówiąc: „Nazywa się tych męczenników Braćmi Polskimi, chociaż byli wśród nich także cudzoziemcy. Dwóch z nich przybyło do Polski z Italii"1. Ale łączyło ich z Polską to, że tu działali i tu zginęli śmiercią męczeńską. Ponieważ mieli już doświadczenie w życiu zakonnym nazywano ich „mistrzami". Trzej pozostali byli polskimi braćmi „z ziemi słowiańskiej". Święty Brunon z Kwerfurtu, którego poznaliśmy już wcześniej, jako jednego z autorów żywotu świętego Wojciecha, opisał również żywot tych braci. Napisał, że męczenników było pięciu, „dwaj wespół z trzema...". Dwóch następnych, to byli nowicjusze, którzy dołączyli do mnichów eremitów, a byli to rodzeni bracia pochodzący z Polski - Izaak i Mateusz. I choć byli braćmi według ciała, poczęli stawać się lepszymi braćmi według ducha. Piątym bratem był Krystyn, młody sługa i kucharz. Poświęćmy chwilkę na omówienie etymologii każdego imienia oraz na krótką charakterystykę naszych bohaterów. Benedykt2 to imię łacińskie, podobnie jak żeńska forma Benedykta pochodzi od pierwotnego Benedictus i Benedicta. Są to imiesłowy przeszłe od czasownika benedicere, czyli ‘dobrze o kimś mówić, czy dobrze komuś życzyć', a więc Benedictus to ktoś, komu ‘dobrze życzono czy też komu błogosławiono'. Imię to pojawiło się w Polsce najprawdopodobniej razem z pierwszymi benedyktynami. Jest ponad pięćdziesięcioro świętych i błogosławionych o tym imieniu. Najsłynniejszy z nich to Benedykt z Nursji, autor słynnej Reguły zakonnej oraz założyciel zakonu Benedyktynów. Ta wspólnota zakonna dała Kościołowi ponad pięć i pół tysiąca świętych i błogosławionych, 23 papieży, 5000 biskupów oraz około 15000 pisarzy. Nasz święty Benedykt pochodził z Benewentu, a więc był, jak już wspomnieliśmy, Włochem. Urodził się około roku 970 i już przez rodziców został poświęcony do stanu duchownego. Gdy był dorastającym chłopcem, rodzice kupili mu od biskupa święcenia kapłańskie, za co on w późniejszym czasie, mając za złe rodzicom to świętokupstwo, często pokutował. (Udzielono mu święceń wcześniej niż można było to uczynić zgodnie z obowiązującym prawem, a więc był to oczywisty grzech symonii). Gdy był już starszy, poznał świętego Romualda, późniejszego założyciela zakonu Kamedułów (w roku 1012 lub w 1024, w Camaldoli - Campo di Maldoli w Toskanii; stąd nazwa zakonu) i razem z nim przebywał w eremie jako pustelnik na zboczu góry Monte Casino. Tu również poznał drugiego naszego bohatera, pustelnika Jana. Benedykt oddawał się często pobożnej kontemplacji. Jan jest to imię biblijne, z grupy hebrajskich imion teoforycznych (a więc imion zawierających w sobie wyraz El- albo Jah- lub Jo-, czyli skróconą formę imienia Jahwe - Jahveh, Jehovah to znaczy Bóg). Imię Jan (Johhanan) oznacza Bóg jest łaskawy. W Polsce imię znane od średniowiecza. Święci i błogosławieni o tym imieniu stanowią najliczniejszą grupę, w Martyrologium Rzymskim (oficjalny, uporządkowany chronologicznie spis świętych, błogosławionych i męczenników w Kościele Katolickim), jest wymienionych 57 świętych i błogosławionych o tym imieniu, natomiast w wydawnictwie Akademii Papieskiej w Rzymie o nazwie Bibliotheca Sanctorum jest ich ponad dwustu dwudziestu. Najbardziej znani to święty Jan Chrzciciel, święty Jan Ewangelista, święty Jan Chryzostom, święty Jan Damasceński, święty Jan Nepomucen, święty Jan Kanty, święty Jan Boży, święty Jan Maria Vianney, święty Jan od Krzyża, święty Jan Bosco czy święty Jan Sarkander i wielu innych. Nasz bohater urodził się około 940 roku był więc najstarszy ze wszystkich męczenników. Na twarzy miał ślady przebytej ospy, która okaleczyła mu również jedno oko. Był synem zamożnej rodziny Patrycjuszów z Wenecji, a więc był również Włochem. Był człowiekiem spokojnym, kulturalnym, posiadającym dar łatwości wysławiania się. Razem ze świętym Benedyktem został eremitą na wzgórzu Monte Casino. Później, wspólnie ze świętym Romualdem, udali się we trójkę do Rawenny, gdzie Romuald założył słynną pustelnię Pereum. Tam do nich dołączył Brunon z Kwerfurtu. I to właśnie Brunon z Kwerfurtu był pomysłodawcą wysłania Benedykta i Jana do Polski jako misjonarzy. Izaak - imię biblijne syna Abrahama, brata przyrodniego Ismaela, pochodzi od hebrajskiego jishak-, co znaczy: Bóg uśmiechnął się. Również należy do imion teoforycznych, ale z elementem isha. W Polsce występujące do XIV wieku, a później tylko w środowisku Żydów polskich. Od tego imienia pochodzi icek - żyd oraz icki - żydzi, pejsy. Jest sporo świętych o tym imieniu, zwłaszcza z czasów wczesnochrześcijańskich, natomiast obecnie czci się właściwe dwóch, jeden to nasz bohater, a drugi to Patron Kanady również męczennik, święty Izaak Jogues (czyt. Żog). Nasz święty Izaak był Polakiem i rodzonym bratem następnego naszego bohatera, świętego Mateusza. Mateusz jest to imię biblijne z hebrajskiego Mattaj, a to jest skrót od imienia Mattanja, co oznacza dar Boga czy dany przez Boga. Można je porównać do polskiego Bogdana lub Bożydara. Jest to więc imię również teoforyczne, a także o zbliżonym znaczeniu (synonimiczne) jak polskie imię Maciej. Do języka polskiego przeszło z łaciny (Mathaeus). W Polsce popularne od średniowiecza do dzisiaj. Często mieszane z imieniem Maciej, zwłaszcza w skrótach czy spieszczeniach. Jest dziewięciu świętych o tym imieniu, najpopularniejszy to oczywiście święty Mateusz apostoł i ewangelista. I ostatnie imię - Krystyn, jest to imię pochodzące z języka łacińskiego od imienia Christinus, a ta forma utworzona jest od imienia Christus plus cząstka słowotwórcza (sufiks) -inus, która wskazuje na pochodzenie. A więc Chyristinus to znaczy należący do Chrystusa lub Chrystusowy. To imię powstało w kręgach chrześcijańskich na wzór imion rzymskich. Forma żeńska to Christina, a w Polsce Krystyna. W średniowieczu imię bardzo popularne i z tego okresu pochodzi najwięcej świętych i błogosławionych o tym imieniu. Teraz możemy zacząć naszą historię, którą przedstawimy przede wszystkim na podstawie „Żywotu pięciu braci męczenników" (Vita Quinque Fratrum Martyrum) z roku 1006, świętego Brunona z Kwerfurtu. Benedykt i Jan, jak już wspomnieliśmy, byli mnichami eremitami. Erem to nie jest zwykły klasztor, to jest klasztor na wzór samotni, w którym mnisi w odosobnieniu prowadzą życie pustelnicze, a więc przebywają nieustannie z Panem Bogiem pojedynczo lub we wspólnocie. Eremici praktykują ubóstwo, łącznie z postulatem pracy, posty, pokutę oraz modlitwy w celu ściślejszego zjednoczenia się z Bogiem i osiągnięcia zbawienia3. Nasi eremici przebywali razem w pobliżu góry Monte Casino. Benedykt uznał Jana za swojego mistrza i zamieszkał z nim w jednej celi. Po jakimś czasie, podczas swoich peregrynacji, dotarł do nich święty Romuald. Był on uznanym reformatorem życia zakonnego i założycielem wielu klasztorów. Później, jak już wspominaliśmy, założył również zakon Kamedułów. Był także wcześniejszym nauczycielem i mistrzem dla Jana. Ponieważ Romuald był ceniony jako ojciec rozumnych pustelników, Benedykt postanowił go nie odstępować na krok. I choć Romuald krytykował go i ganił wszelkie jego wady i błędy, ten ciesząc się z takiego mistrza, jeszcze gorliwiej wypełniał jego surowe nakazy. Wreszcie zauważył Romuald dobre cechy naszego świętego bohatera i ocenił, że jest jak skała w postach i czuwaniach oraz nienaganny w posłuszeństwie i czystości obyczajów. Mówiono też o Benedykcie, że „gorzał miłością do Jezusa jak drwa w ogniu i ożywiony był jednym prostym dążeniem do życia wiecznego z wyłącznej i czystej miłości do mądrości Boga"4. Po jakimś czasie przenieśli się zakonnicy do Rzymu, a następnie do Pereum w pobliżu Rawenny, gdzie Romuald miał słynną pustelnię. Tam spotkali znanego nam cesarza Ottona III, który niedawno powrócił ze swojej pielgrzymki do grobu świętego Wojciecha w Gnieźnie. Właśnie, podczas pobytu w Gnieźnie, obiecał Otton III księciu Bolesławowi Chrobremu, że znajdzie zakonników, którzy podejmą się misji w naszym kraju. Postanowił również, że opłaci taką podróż oraz zakupi potrzebne księgi i naczynia liturgiczne. Pamiętając o tej swojej obietnicy, podczas rozmowy z opatem pustelni Romualdem poprosił go o wysłanie do kraju Słowian dwóch pustelników, którzy by tam wiarę w Chrystusa szerzyć mogli. By wreszcie tam, wśród „pogan zbudowali klasztor; stąd miały płynąć trojakie korzyści dla szukających drogi Pańskiej, a więc dla nowicjuszów przychodzących ze świata miał tam być upragniony klasztor, dla dojrzałych zaś i łaknących żywego Boga doskonała samotnia, a ci, którzy pragnęli rozstać się z tym życiem i być razem z Chrystusem, mieli sposobność głoszenia Ewangelii poganom"5. (Te słowa z „Żywota pięciu braci męczenników" można uznać za charakterystyczne dla duchowości benedyktyńskiej czy też kamedulskiej. Kameduli powstali z zakonu świętego Benedykta i przyjęli jego regułę. Pozostawali zawsze jednak zakonem benedyktyńskim). Święty Romuald zamierzał tu w Pereum uczynić opatem swojej pustelni oraz powstającego w tym miejscu nowego klasztoru właśnie świętego Benedykta. Ten jednak z pokorą zrzekł się tej funkcji przed braćmi, ale zrobił to bez wiedzy Romualda. Następnie uprosił świętego Brunona, by on namówił cesarza Ottona, u którego wcześniej służył jako jego kapelan, aby opatem mianował innego zakonnika, „który tak podobny był do Benedykta, jak piasek jest podobny do srebra lub błoto do złota"6. I tak się stało, Otton zmienił nominację na opata, za co święty Romuald, gdy się o tym dowiedział, nakazał wybatożyć obu, Benedykta i Brunona, nagich na oczach całego konwentu. Święty Brunon z Kwerfurtu, w przerwach między wspólnymi modlitwami (tzw. horami, czyli godzinami wyznaczonymi na modlitwy)7, namawiał świętego Benedykta, aby razem opuścili tę położoną wśród bagien pustelnię w Pereum. Mówił, że jest to miejsce niebezpieczne i szkodliwe dla zdrowia, że wszyscy tu chorują i, że jeśli tu umrą, to taka śmierć nie będzie miała żadnego sensu. Natomiast jeśli udadzą się na misję, by głosić Ewangelię poganom, to tam nie będą się lękać śmierci dla Chrystusa. Przekonywał, że to nie jest „pycha dla grzeszników pragnąć męczeństwa, skoro liczni nieochrzczeni, rozpustnicy i bałwochwalcy dostąpili tej łaski, zwłaszcza, że my w tym wypadku nie szukamy świętości, lecz odpuszczenia grzechów; chrzest bowiem zmywa je, lecz przez męczeństwo wszystkie zostają zamazane"8. Cesarz Otton bardzo chciał mieć przy sobie swojego dawnego kapelana Brunona, a ponieważ zamierzał udać się do Rzymu, to i Brunon musiał się poddać jego woli. Nie mógł więc pójść razem z Benedyktem na zaplanowaną wspólną misję. Wtenczas cesarz Otton z wielkim uniżeniem poprosił „opata (...) i nadspodziewanie łatwo uzyskał zgodę na wysłanie do kraju Słowian dobrego Jana i lepszego - jak się wydawało oczom ludzkim - Benedykta"9. Choć Jan był niższy o głowę od Benedykta, ale jak pisze święty Brunon, przerósł wszystkich pustelników „większą żarliwością Boga i głębszą pokorą; człowiek to spokojny i o zrównoważonym charakterze (...) z powodu jednego ślepego oka, na które niegdyś zaniewidział skutkiem oślepiającej ospy, taką zyskał sławę, jak gdyby zamiast jednego oka miał ich troje. (...) Dobrotliwy i cierpliwy, nauczył się pałać piękną miłością do Boga i bliźniego. Tym sposobem wkrótce dojrzał i nabrawszy przyzwyczajenia, lubił wszelką gorycz, wszelką trudność chętnie znosić dla miłości Jezusa Chrystusa..."10. Przed wyruszeniem w tak daleką wyprawę obiecał święty Brunon Benedyktowi, że jak tylko będzie mógł, to bez wahania pójdzie za nim, bez względu na okoliczności. Poprosił jeszcze Benedykta, aby złożyli wspólnie takie ślubowanie, żeby obaj w swoich modlitwach upraszali Boga żywego, aby odpuścił im wszystkie grzechy przez „rozumne przelanie krwi z woli Bożej", a więc przez śmierć męczeńską. (W średniowieczu powołania zakonne były traktowane jako charyzmat, a więc dar, czyli łaska Ducha Świętego, podobnie traktowano męczeństwo, o które wielu chrześcijan prosiło Boga w swoich modlitwach). My dziś już wiemy, że ta prośba obu świętych, chociaż w różnym czasie, to jednak została przez Pana Boga wysłuchana i spełniona. Benedykt jeszcze kilka razy przypominał Brunonowi, aby on uzyskał od papieża apostolskie pozwolenie dla nich, gdyż bez niego nie można było prowadzić ewangelizacji pogan. Wyruszyli więc razem: mąż Boży Benedykt „oraz Jan, człowiek posłany przez Boga"11, (jak ładnie o sobie napisał święty Jan Ewangelista J 1,6)12. Po długich tygodniach marszu, po pokonaniu przez nich stromych Alp, dotarli wreszcie do kraju Polan, gdzie mówiono nieznanym im językiem i gdzie rządził książę Bolesław Chrobry. Nasz książę z wielkim szacunkiem i uprzejmością przyjął obu zakonników i pomógł im poprzez dostarczenie niezbędnych środków zabudować miejsce, które sami sobie wybrali na pustelnię. W tym też czasie zmarł młody cesarz Otton III, co wywołało wielki żal, tak u świętych pustelników jak i na dworze u księcia Bolesława. Ta śmierć spowodowała również spore zamieszanie w świecie chrześcijańskim. Rozpoczęła się zacięta walka o tron cesarski, a następca, Henryk II, w odróżnieniu od Ottona III postanowił siłą rozwiązywać wszelkie konflikty i tak samo nawracać pogan. To spowodowało, że i nasz Bolesław Chrobry wszedł w długoletni konflikt z Niemcami. Tak ten czas opisał święty Brunon: „I podczas gdy wszyscy poganie mieszkają w spokoju i bezkarnie zwalczają chrześcijan, państwa chrześcijańskie z niesłuszną nienawiścią zaczęły spierać się ze sobą, walcząc zaciekle i niezmordowanie"13. (Walkę o władzę ostatecznie wygrał Henryk II, który w 1014 roku został koronowany na cesarza przez papieża Benedykta VIII). Te nieustanne wojny nie pozwoliły świętemu Brunonowi na przebycie drogi z Rawenny do Rzymu, gdzie miał uzyskać tak mocno wyczekiwane przez eremitów pozwolenie papieskie na prowadzenie misji wśród pogan. Bardzo ciekawe i dużo mówiące o średniowiecznych zakonnikach jest to, że to pozwolenie, które miał przekazać misjonarzom Brunon, miało być ustnym pozwoleniem papieża. I Benedykt i Jan byli bardzo zagniewani na Brunona, że przez niego tracą czas, że niepotrzebnie przebyli taką długa drogę. Mówili, że „nie dlatego podjęli się takiego trudu, jakoby sprawiało im zadowolenie życie w nieznanym kraju w pustelni, lecz ponieważ pragnęli doskonałej korzyści, która sprawia wiele dobrego, mianowicie głoszenia Ewangelii poganom i wniknięcia w huczące grozą pogaństwo"14. Martwili się, że mogą zakończyć swe życie w sposób bezużyteczny i niesławny. Bali się, że nie wejdą do Królestwa Niebieskiego, jeśli nie doznają jakichś większych udręczeń. Wśród wielu obowiązków, ale i, jak ocenia sam święty Brunon, wielu grzechów, które go zatrzymywały i powodowały niepobożną zwłokę, wreszcie znalazł czas, by pójść do Rzymu i z „ust papieża uzyskać pozwolenie głoszenia Ewangelii"15. „Sylwester II (999-1003) mianował Brunona ‘arcybiskupem pogan', tj. dał mu prawo prowadzenia misji na nieokreślonych bliżej obszarach pogańskich (...)"16. Po otrzymaniu pozwolenia, doszedł do Ratyzbony w Bawarii, a stamtąd, niestety omijając krainę Słowian, przeprawił się statkiem, płynąc Dunajem na Węgry. Tu próbował z dość marnym skutkiem nieść Ewangelię Czarnym Węgrom (Miano Czarnych Węgrów (Nigri Ungri) oznacza prawdopodobnie Węgrów osiadłych nad dolną Cisą)17. W tym czasie święty Jan cierpliwie i z pokorą przyjmował wolę Nieba, a także litował się nad młodym i niecierpliwym Benedyktem, który nie mógł się doczekać pozwolenia na głoszenie Ewangelii. Postanowili więc obaj, że w drogę wyruszy Benedykt aby uzyskać pozwolenie od papieża, a może i odszukać Brunona. Aby uniknąć napaści pogan Benedykt ogolił swoją głowę, ukrywając w ten sposób tonsurę, (a więc specjalnie wygolone miejsce na głowie, mówiące o przynależności zakonnej), założył świeckie ubranie i ruszył w podróż. Książę Bolesław Chrobry zdecydował się wykorzystać pobyt Benedykta w Rzymie na uzyskanie zgody papieża na swoją własną koronację na króla Polski. Aby święty Benedykt mógł tę zgodę od papieża otrzymać, dał mu na ten cel dziesięć funtów srebra. Bolesław Chrobry daje św. Benedyktowi 10 funtów srebra, Stefan Chmiel (1962) Za Chrobrego funt srebra ważył ok. 408 g. Dziesięć funtów srebra to było więc trochę ponad 4 kg. (Z jednego funta w tym czasie bito 240 sztuk denarów, były to ciężkie denary Chrobrego. Natomiast już za czasów Kazimierza Odnowiciela z funta srebra wybijano aż 510 małych denarów. W ten sposób wartość denara stawała coraz mniejsza.) Benedykt dotarł do Pragi, ale dalej nie mógł pójść, gdyż z powodu wojennej zawieruchy i niebezpieczeństwa na drodze został przez księcia Bolesława zatrzymany oraz zmuszony do drogi powrotnej. Nasz święty, zrozpaczony tą decyzją, bez ociągania się oddał księciu otrzymane srebro i mocno zawiedziony powrócił do klasztoru. A był wtedy wśród nich jeszcze jeden brat, „który miał upodobanie w umiłowaniu spraw niebiańskich i wtedy pod ich kierownictwem pełnił służbę w eremie"18. Brat ten miał na imię Barnaba i prawdopodobnie, również był Włochem. Wymienia go także (z mylną datą, bo w roku 1005) Jan Długosz w swoich kronikach: „W tym czasie słynęło w Królestwie Polskim sześciu mężów odznaczających się pobożnością i życiem świątobliwym, mianowicie: Benedykt, Jan, Izaak, Mateusz, Krystyn i Barnaba"19. A także w czeskiej Kronice Kosmasa (tu również omyłkowo podano rok, tyle że 1004). W Kronice tej dosyć zabawnie został policzony: „(...) w Polsce było pięciu mnichów i pustelników, prawych Izraelitów (tzn. prawych mężów): Benedykt, Mateusz, Jan, Izaak, Krystyn i szósty Barnaba"20. Tegoż Barnabę wysłali nasi święci braciszkowie, żeby to on wreszcie uzyskał to niezbędne papieskie pozwolenie. Tym razem książę Bolesław nie miał nic przeciw temu i na tę podróż zezwolił. Otrzymał również brat Barnaba polecenie odnalezienia świętego Brunona, ale gdy to zadanie zakończyło się niepowodzeniem, udał się on prosto do Rzymu. Benedykt ustalił, wbrew Regule zakonnej, dwa terminy powrotu Barnaby, jeden w dniu Wszystkich Świętych, a drugi, ostateczny w dniu świętego Marcina (a więc w dniu 11 listopada). I tak, po wysłaniu Barnaby obaj zakonnicy, i święty Benedykt, i święty Jan, oczekiwali na niego, przez całe lato, trwając na modlitwie i poszcząc. A kiedy drugi z wyznaczonych terminów nieubłaganie nadchodził, a wysłany braciszek nie wracał, oni zaczynali być coraz mocniej zmartwieni i zaniepokojeni o zbawienie swoich dusz. „(...) serdecznie boleli nie dlatego, jakoby z powodu miękkości i lenistwa nie mogli wykonać żadnej pożytecznej pracy (...) lecz ponieważ nie mieli możności w takiej mierze, jak to przystoi gotowym do czynu i doskonałym mężom, współzawodniczyć dowolnie w radosnej gorliwości o duchowe zdobycze"21. I zadręczali się teraz brakiem wieści i od Brunona, i od Barnaby, cały czas stawiali sobie pytanie: dlaczego Brunon wcześniej się nie zjawił, tak jak im to przyrzekł i dlaczego Barnaba teraz nie przybywa z tak długo wyczekiwanym pozwoleniem? Zarzucali sobie również grzech, z powodu wysłania, tego zaginionego brata Barnaby w tak niebezpieczną drogę. W tym czasie do eremu, pod duchowe przewodnictwo Jana i Benedykta, dołączyli jeszcze dwaj rodzeni bracia Słowianie, Izaak i Mateusz. Mieli oni także dwie siostry, które służyły Bogu w innym klasztorze, w gronie dziewic. W wigilię świętego Marcina wszyscy nasi mnisi śpiewali nokturny ku czci Pana Boga i we Mszy świętej święcili Jego zbawienie. Również w tym czasie podczas nieszporów odczuwali olbrzymi żal z powodu ciągłej niemożności wykonywania swojego powołania. Rozgoryczeni ponownie pytali Pana Boga, dlaczego nie dał im sposobności, „by poprzez kazania pobudzić umarłych pogan do życia chrześcijańskiego i z radością patrzeć na prawy bieg dobrych zawodników"22. Byli oczywiście pewni, że więcej znajdą litości u Boga, gdy więcej dusz dla niego zdobędą. A „jeśliby przy tej czystej intencji łaskawy Bóg, którego darem jest wszelkie dobro, podał im kielich zbawienia, gorąco pragnęli przyjąć go chętnie, przy czym chodziło im nie tyle o grzech ludzi, [którzy by ich umęczyli], ile raczej o pozyskanie ich dusz; chcieli bowiem tym więcej przypodobać się Chrystusowi-Królowi, im mniej szczędzić będą trudu z miłości do Niego"23. Po tych modlitwach i żalach skierowanych do Boga, udali się nasi święci bracia zakonni na spoczynek. Niestety, nieaktualna już przecież wieść o dziesięciu funtach srebra, które otrzymał święty Benedykt od Bolesława Chrobrego i które jakoby miał przechowywać w klasztorze, rozeszła się po okolicy. Wiedzieli o tym również, „niecni zbóje" czy też „źli chrześcijanie, jak ich nazwał święty Brunon. [Jan Długosz nazwał ich „synami Beliala", czyli szatana (hebr. Belial - niegodny24; Belial czasami zwany Beliar lub Berial, Mroczny Starzec lub Albatros - jeden z upadłych aniołów (w niebie należał do chórów Cnót i Aniołów) i czterech piekielnych książąt (pozostali to Szatan, Lucyfer i Lewiatan), symbolizuje płodność ziemi, niezależność oraz kierunek geograficzny północ. Często jest utożsamiany z Szatanem. Dosłowne tłumaczenie brzmi „ten, który nie ma pana", „niegodziwiec świata", „ten, który podnosi bunt" bądź „nic niewart"25.] Zabójcy świętych braci zostali po swojej zbrodni odnalezieni i schwytani. Ich zeznania dały niepodważalny dowód odwagi i męczeńskiej śmierci naszych bohaterów. Zapisy z ich przesłuchania były znane świętemu Brunonowi, więc my dzięki temu mamy możliwość dokładnie dowiedzieć się, nie tylko jak przebiegała ta straszliwa zbrodnia, ale również, co odczuwali i co myśleli w tym czasie zabójcy. A zatem, posłuchajmy: „Gdy więc oni [zakonnicy] późną nocą spoczywali i zmęczone członki pogrążone były w głębokim śnie, przyszli niegodziwcy, dysząc złością i marną nikczemnością: do nowej zbrodni rwie się ich serce, wątroba gniewem zionie, wargi drżą, nozdrza parskają, serce krwią nabiega, twarz się mieni, nogi spieszą, a zęby zgrzytają; zamilkł głos stłumiony, płonie głupi gniew, potnieje ręka dzierżąca broń, śmieje się chciwość, dorwawszy się do łupu. Przyszli do łatwej walki [jak] psy do krwi, wilki do zdobyczy. Chcąc szkodzić, musieli się przysłużyć, daremnie szukając dla siebie zysku, w oczach Bożych dopuścili się wielkiego grzechu26". I ci źli chrześcijanie myśląc, że znajdą u świątobliwych mnichów nie wiadomo jakie skarby, rozpoczęli swą grabież. A był wśród nich sługa księcia Bolesława, który wcześniej, z jego rozkazu, usługiwał zakonnikom. On znając zakonników bardzo dobrze, „ zanim wszedł, pod błogosławieństwem Szatana wypił dwa kielichy, aby bezbożne serce nie zadrżało przed nową zbrodnią, i niosąc w lewej ręce świecę, w prawej zaś miecz, nagle przed zbudzonymi świętymi stanął ze straszną twarzą [jako] złowrogi kat. Podnieśli się bracia aż do połowy ciała, (...) [i] zaczęli - opowiada sam kat, który ich zabił, a potem żałował - nie wiem co wzajemnie do ucha sobie szeptać"27. A były to zapewne, jak uważał, święty Brunon, modlitwy naszych zakonników czy to z psalmów „Drogocenną jest w oczach Pana śmierć Jego czcicieli (Psalm 115,15), czy też Confiteor Deo, a więc Spowiadam się Bogu Wszechmogącemu. „Atoli ja - mówił zabójca opowiadając to z żalem - z zamarłym sercem stałem osłupiały; chciałem zabić, lecz wzdrygałem się przed zbrodnią". Skoro wyszeptali to, co chcieli, Jan, syn cierpliwości, który lepiej znał język i w imieniu ich obu zwykł był odpowiadać przychodzącym, a przez męczeństwo zaraz miał się uświęcić, zaczął mówić tymi słowy: „Przyjacielu, po co przyszedłeś i czego nowego chcą ci uzbrojeni ludzie?" Oszołomiony zbój, który teraz bardzo żałuje, że dobro uczynił, źle czyniąc, odpowiedział: „Pan tej ziemi, Bolesław, przysłał nas, abyśmy bez litości was związali". Uśmiechając się rzekło ono święte oblicze: „Nigdy takiego rozkazu nie wydał dobry książę, który dla miłości Boga bardzo nas kocha. Czemu daremnie kłamiesz, mój synu?". Zabójca odrzekł: „Ale chcemy was zabić. Oto powód, dla którego przyszliśmy". A święty Jan rzecze: „Niech Bóg was wspomaga i nas". Na te słowa pobladły zabójca natychmiast wydobył z pochwy okrutny miecz i zabił go zadawszy dwie rany owemu świętemu ciału. (...) A następnie [tę] z wyższych względów szczególnie cenną perłę, błogosławionego Benedykta, gdy spieszył do innych, jednym potężnym ciosem ugodził w środek czoła, tak że wysoko tryskająca krew obfitym strumieniem zaczerwieniła krawędzie ścian"28. Dalej święty Brunon napisał, że ci, którzy tak krótko przedtem bardzo smucili się, to teraz zostali przez Boga obdarowani łaską śmierci męczeńskiej w ich własnym domu, choć oni szukali jej na zewnątrz. Trzeci z zakonników, Izaak, wołając dwukrotnie: „Boże, wspomagaj!" i chcąc się podnieść, jak do modlitwy, otrzymał ciosy mieczem po nogach i po rękach. Zdumiony zaś tym, że w domu znajduje upragniony kres, śmierć męczeńską, która zrzuca z niego ciężar grzechów, tak radośnie wypowiedział takie słowa: „Dobrze nam (...), którzy jedynie dzięki miłosierdziu Zbawiciela znaleźliśmy tak dobrą noc i tak szczęśliwą godzinę, na którą nigdy nie zasłużylibyśmy naszymi uczynkami"29. Słowa te można porównać ze słowami psalmu: Rozraduje się serce moje w zbawieniu twoim. Będę śpiewał Panu, który uczynił mi dobrze (Ps 12,6). Po czym, powtórnie zwrócił się do zabójców: „Niech wam Pan błogosławi, ponieważ dobrze nam czynicie"30, z kolei słowa te, można przyrównać do słów z Nowego Testamentu: „Błogosławcie prześladujących was i przebaczajcie im, nie wiedzą bowiem, co czynią" (por. Rz 12,14 i Łk 23,34)31. I to mówiąc, zginął uderzony mieczem po raz trzeci. Zaskoczeni mordercy taką postawą świętych mnichów, zaczęli tak mówić: „Biada nam! Jakiegoż to czynu dokonaliśmy, przyszedłszy, aby zabić takich ludzi, którzy cieszą się, że ich się morduje i obyczajem niezwykłym wśród ludzi błogosławią swojego zabójcę? Lecz teraz nie możemy inaczej postąpić jak tylko wszystkich zabić; by nie wyszły na jaw nasze zbrodnie i żeby nas, sprawców, nie spotkała zasłużona kara, musimy dokończyć rozpoczętego dzieła"32. Czwartego zakonnika, Mateusza, który widząc co się dzieje, rzucił się do ucieczki na zewnątrz, przebito oszczepami, a on upadł przed kościołem, rozciągnięty jak do modlitwy. Jedynie Krystyn, który był ich kucharzem, i nie wiedział o rozgrywającej się w klasztorze tragedii, walczył kawałkiem drewna, wołając na próżno braci na pomoc. Ów Krystyn, jak pisze nasz święty autor: „Był przywiązany do zabitych - jako miłości godna i miła ich służbie osoba - przyłączony został do czterech bezbożnie pomordowanych świętych jako piąty zabity, za wielką łaską Tego, z którego piątej rany z boku wypłynęła Krew i woda zbawienia"33. Zabójcy nie znaleźli spodziewanych przez siebie skarbów, podzieli więc między siebie cenny ornat mszalny (dar cesarza), który pocięli na części. Chcąc zatrzeć ślady swej zbrodni, podpalili klasztor, (oczywiście drewniany), ten jednak cudownie ocalał od płomieni. Gdy uciekali z miejsca zbrodni, słyszeli jak z klasztoru dochodził ich głos śpiewających słodką melodię mnichów. W „żywotach pięciu świętych pustelników", które ukazały się drukiem w 1869 roku, [a więc jeszcze przed odnalezieniem żywotów świętego Brunona z Kwerfurtu], możemy przeczytać, że po zabójstwie zakonników, kiedy złoczyńcy przeszukiwali wszystkie miejsca w nadziei znalezienia ‘złota' usłyszeli w powietrzu wołanie: ‘Barnaba odniósł je, gdzie mu kazano'. W strachu zaczynają uciekać, biegną godzinę i dwie, a ciągle zdaje im się, że słyszą to samo wołanie34". Gdy zbrodnia wyszła na jaw, na rozkaz księcia Bolesława zaczęto ścigać zbrodniarzy. A gdy ich schwytano, „oddano ich w niewolę klasztorowi, przeznaczając ich do dożywotniej pokuty i pracy w klasztorze"35. Już po trzech dniach biskup Unger pochował wewnątrz kościoła („gdzie wykopano wielki dół"36) świętych męczenników. Najpierw pochowano razem tylko samych zakonników, a Krystyna, ich sługę, jako tego, który się bronił przed śmiercią męczeńską, oddzielnie. Po kilku dniach jednak, gdy wydobyto ciało Krystyna z grobu zupełnie nienaruszone i wydające miły zapach, postanowiono go pochować „wewnątrz kościoła, w jednym rzędzie z jego panami (...), gdy zaś przy dołączaniu zwłok sługi odkryto groby świętych mnichów, miłe ciała świętych po tak długim czasie wcale nie wydawały wstrętnej woni właściwej trupom"37. Przy grobie ich działy się niezwykłe cuda. Częstym zjawiskiem, jak opisuje święty Brunon, była jasnym światłem płonąca świeca, której nikt z ludzi przy tym grobie nie postawił. Również gdy wojska niemieckiego cesarza Henryka II weszły do wsi, „o północy ujrzano nad owym kościołem jakby ogromny i jasny krąg, który długotrwałym światłem zalewał cały dziedziniec i pozostawał przez całą godzinę. Podobnie po upływie roku (...) widziano podobny krąg, który (...) rozsiewał światło nad samym kościołem (...), ludzie poznali, iż opieka ich [świętych męczenników] ochroniła kraj, który nietknięty opuściło wojsko króla, nie dokonawszy zamierzonego zniszczenia"38. Słyszano również w pustym kościele śpiewy i głos czytający Ewangelię w blasku silnego światła. Nastąpiło też wiele cudownych uzdrowień oraz uwolnień ludzi opętanych przez demony. Cytowany tu „Żywot pięciu braci męczenników" świętego Brunona z Kwerfurtu został odnaleziony dopiero pod koniec XIX wieku, (przez nauczyciela z Międzyrzecza, Reinharda Kade39) wtedy można było skorygować błędne daty, które pojawiały się w innych kronikach, i uznać, że ta tragiczna śmierć męczeńska nastąpiła w nocy z 10 na 11 listopada 1003 roku. Potwierdza to również data uznania męczenników jako świętych przez papieża Jana XVIII już w roku 1004. Niestety Brunon z Kwerfurtu nie podał nazwy miejscowości, gdzie znajdował się erem naszych zakonników, choć wiele wskazuje na to, że mogło to być w Międzyrzeczu, niedaleko Gorzowa Wielkopolskiego, obecnie w województwie Lubuskim. Natomiast kult Pięciu Braci męczenników przez całe wieki rozwijał się w klasztorze bernardynów, koło Konina, gdyż Kazimierz Odnowiciel tam przeniósł klasztor, prawdopodobnie z Międzyrzecza (które było zbyt narażone na najazdy pogańskie), do wsi nad jeziorem Gopło. Wieś tę zakonnicy na cześć króla nazwali Kazimierzem, później dodano Biskupim. Rocznik Poznański (zwany starszym) oraz Rocznik kamieniecki zawierają zapis podający, że męczeństwo Pięciu Braci miało miejsce właśnie w Kazimierzu (Biskupim). Od XV wieku w Kazimierzu Biskupim powoli zaczyna się szerzyć kult męczenników, a na początku XVI wieku powstaje tam klasztor pod wezwaniem świętego Jana Chrzciciela (patrona między innymi misjonarzy, mnichów, zakonników i pustelników) i Pięciu Braci Męczenników (znajdują się tam relikwie tych świętych). Tu męczennicy nazywani są „Braćmi Kazimierskimi" i tu tradycja przypisywała im śmierć w roku 1005, zgodnie z Kronikami Jana Długosza. Nazwa Bracia Kazimierscy „jak należy przypuszczać - miała stanowić odpowiedź na upowszechnianą w Czechach tradycję o Braciach Bolesłavskich, którą urobiono od kościoła w Stara Boleslav (koło Pragi, stolicy Czech), wzniesionego około 1047 roku z nakazu papieża jako wyraz ekspiacji za świętokradzkie wywiezienie relikwii Pięciu Braci z Gniezna"40. W Czechach, zgodnie z kroniką Kosmasa, śmierć braci była uznana w roku 1004. Nieopodal Kazimierza Biskupiego, w Bieniszewie, znajduje się następny klasztor, który mocno przyczynił się do zachowania kultu Pięciu Braci. Jest to kościół Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny, gdzie sprowadzeni z krakowskich Bielan kameduli od roku 1640 do 1819 pielęgnowali kult naszych męczenników. A gdy po II wojnie kameduli ponownie pojawili się w Bieniszewie, kult ten na nowo ożywili41. Jest jeszcze jedna miejscowość, w której mogła mieć miejsce śmierć męczeńska naszych bohaterów, to Kaźmierz koło Szamotuł. Prof. Gerard Labuda uważa, że są dokumenty, które mówią, że to właśnie Kaźmierz jest miejscem, gdzie Pięciu Braci założyło swą pustelnię. W tutejszym kościele znajduje się „pięć dużych kamieni wmurowanych w zewnętrzną ścianę kościoła (...). Tradycja powiada, że to na pamiątkę Pięciu Braci"42. Pięć dużych kamieni wmurowanych na wysokości dwóch metrów w zewnętrzną ścianę kościoła w Kaźmierzu. Tradycja powiada, że to na pamiątkę Pięciu Braci. Kto i kiedy wmurował te kamienie? Jednak większość współczesnych historyków uważa, że ten właściwy klasztor znajdował się Międzyrzeczu. Tak też większość odczytuje fragment z Kroniki Thietmara, który brzmi: „Król ruszył stąd dalej i przybył do opactwa w Międzyrzeczu (łac. Mezerici), gdzie postanowił obchodzić z największą, jaką tylko mógł, czcią doroczne święto Legionu Tebajdzkiego. Równocześnie starał się zapobiec temu, by ani klasztor, ani mieszkania nieobecnych mnichów nie poniosły żadnej szkody ze strony naszych"43. Pięciu Braci męczenników, jako Pierwsi Męczennicy Polski zostali ogłoszeni przez Papieża Pawła VI patronami (w tamtym czasie) diecezji gorzowskiej, a obecnie diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Zwani są również Męczennikami Międzyrzeckimi i właśnie w Międzyrzeczu znajduje się ich Sanktuarium. Natomiast w filialnym kościele tego Sanktuarium, w miejscowości Święty Wojciech (dawniej Wojciechowo), znajduje się tablica poświęcona śmierci naszych męczenników o takiej treści: „W miejscowości Święty Wojciech założony został w 1001 roku erem benedyktyński, gdzie 11 listopada 1003 roku zakonnicy międzyrzeccy ponieśli męczeńską śmierć. Kanonizowani w 1004 roku przez papieża Jana XVIII. Obecny kościół pod wezwaniem świętego Wojciecha pochodzi z 1768 roku". Można tu dodać jeszcze, że urzędowe zatwierdzenie kultu w całym Kościele nastąpiło w 1508 roku za papieża Juliusza II44. Święto pięciu męczenników w XI wieku obchodzono w dniu ich śmierci, a więc 10 listopada, następnie przesunięto je na 12 listopada. Benedyktyni, w późniejszych czasach, w dniu 2 grudnia święcili uroczystość tylko dwóch świętych: Benedykta i Jana. Obecnie wspomnienie liturgiczne pięciu świętych: BENEDYKTA, JANA, MATEUSZA, IZAAKA I KRYSTYNA, PIERWSZYCH MĘCZENNIKÓW POLSKICH wyznaczono na dzień 13 listopada. W ikonografii Pięciu Braci Męczenników przedstawianych jest w białych habitach kamedulskich. Zdarza się, choć bardzo rzadko, że przedstawia się ich w habitach brązowych, czyli benedyktyńskich. Atrybutem jest koło tortur, łosoś, srebrne monety, palma męczeństwa, czasami zbójcy. (Tradycja podaje, że pustelnicy otrzymali w darze od pobożnej niewiasty łososia, którego spożyli. Następnego dnia żywy łosoś znalazł się ponownie w ich sadzawce. Cud ten powtarzał się przez wiele dni, a woda w tym czasie nabrała leczniczej mocy45. Ten łosoś pojawia się również w innym podaniu. W czasie, kiedy nasi bracia gościli u siebie księcia Bolesława, brat Barnaba ugościł księcia „cudownie rozmnażającym się łososiem, a potem pokazywał mu w studzience całą, żywą pływającą rybę, tę samą, której łebek odcięty przed chwilą rzucił był do cudownego źródła studzienki"46. Książę właśnie wtedy miał przekazać srebro zakonnikom, ale niestety pochodziło ono z łupów wojennych, więc taka ofiara nie spodobała się Bogu. A widomym tego znakiem miało być zniknięcie już na zawsze cudownego łososia).
Bibliografia: -Żywoty pięciu świętych pustelników wyd. Alfreda Młockiego Lwów 1869 - X. St. Małachowski Żywot świętych męczenników kazimierskich Warszawa 1905 r. -Piśmiennictwo czasów Bolesława Chrobrego tł. Kazimierz Abgarowicz Warszawa 1966 r. - Ks. Władysław Padacz Z polskiej gleby Kraków 1972 - Encyklopedia Katolicka, Lublin 1985 - Henryk Fros SJ, Franciszek Sowa, Twoje imię..., Kraków 1982 - Polscy święci, tom 9, red. Joachim Roman Bar OFConv., Warszawa 1986 - Kronika Thietmara, tł. Marian Zygmunt Jedlicki, Kraków 2002 - Ks. Jerzy Misiurek, Polscy święci i błogosławieni, Częstochowa 2010 - Jan Długosz, Roczniki Królestwa Polskiego, Księga pierwsza i Księga druga do 1038, Warszawa 2012 - Kosmasa kronika Czechów, tł. Maria Wojciechowska, Wodzisław Śląski 2012 - J. Marecki, L. Rotter Jak czytać wizerunki świętych, Kraków 2013 - http://nauczaniejp2.pl/dokumenty/wyswietl/id/428 - https://kazimierzklasztor.pl/z-zycia-klasztoru/historia-kazimierz-biskupi/128-sankturium-pieciu-braci - http://www.kazmierz.pl/asp/pl_start.asp?typ=14&menu=175&strona=1 https://pl.wikipedia.org/wiki/Belial Zdjęcia i obrazy ze stron internetowych: - http://www.biblia-swieci.pl/pieciu.html - http://www.kazmierz.pl/asp/pl_start.asp?typ=14&menu=175&strona=1 - http://www.parafiaserby.pl/620-13-listopada-pierwszych-meczennikow-polski-swieto-patronow-diecezji - http://www.sanktuarium.miedzyrzecz.pl/galerie/kosciol-filialny-w-swietym-wojciechu#1 1 http://nauczaniejp2.pl/dokumenty/wyswietl/id/428 2 Etymologia wszystkich pięciu imion oprac. na podst.: Henryk Fros SJ, Franciszek Sowa, Twoje imię..., s.132, 408. 3 Oprac. na podst. Encyklopedia Katolicka, t. IV, Lublin 1985, s. 1069. 4 Piśmiennictwo czasów Bolesława Chrobrego, tł. Kazimierz Abgarowicz, Warszawa 1966, s. 180. 5 Tamże, s. 170. 6 Tamże, s. 172. 7 Tamże, komentarz nr 41 oprac. przez Jadwigę Karwasińską, s. 172. 8 Tamże, s. 173. 9 Tamże, s. 176-177. 10 Tamże, s. 177. 11 Tamże, s. 180. 12 Tamże, komentarz nr 69, s. 180. 13 Tamże, s. 191. 14Tamże. 15 Tamże, s. 195. 16 Tamże, komentarz nr 105, s. 195. 17 Tamże, komentarz nr 109, s. 196. 18 Tamże, s. 204. 19 Jan Długosz, Roczniki Królestwa Polskiego, Księga pierwsza i Księga druga do 1038, Warszawa 2012, s. 319. 20 Kosmasa kronika Czechów tł. Maria Wojciechowska, Wodzisław Śląski 2012, s. 99. 21 Piśmiennictwo czasów Bolesława Chrobrego..., s. 210. 22 Tamże, s. 211. 23 Tamże. 24 Jan Długosz, Roczniki Królestwa Polskiego..., s. 321. 25 https://pl.wikipedia.org/wiki/Belial 26 Piśmiennictwo czasów Bolesława Chrobrego..., s. 212. 27 Tamże, s. 213. 28 Tamże, s. 214-215. 29 Tamże, s. 217. 30 Tamże. 31 Tamże, komentarz nr 166, s. 217. 32 Tamże, s. 217-218. 33 Tamże, s. 218. 34 Żywoty pięciu świętych pustelników, wyd. Alfreda Młockiego, Lwów 1869. 35 Ks. Władysław Padacz, Z polskiej gleby, Kraków 1972. 36 Piśmiennictwo czasów Bolesława Chrobrego..., s. 221. 37 Tamże, s. 224. 38 Tamże, s. 225-226. 39 https://kazimierzklasztor.pl/z-zycia-klasztoru/historia-kazimierz-biskupi/128-sankturium-pieciu-braci 40 Tamże. 41 Polscy święci, tom 9, red. Joachim Roman Bar OFConv, Warszawa 1986, s. 20-21. 42 http://www.kazmierz.pl/asp/pl_start.asp?typ=14&menu=175&strona=1 43 Kronika Thietmara, tł. Marian Zygmunt Jedlicki, Kraków 2002, s. 132. 44 Polscy święci..., s. 20. 45 Ikonografia oprac. na podst. J. Marecki, L. Rotter Jak czytać wizerunki świętych, Kraków 2013, s. 112. 46 X. St. Małachowski, Żywot świętych męczenników kazimierskich, Warszawa 1905, s. 43-44. Powrót |