¦wiêty Jan Sarkander Czê¶æ I https://voxdomini.pl/archiwa/swieci-i-ich-dziela/sw-jan-sarkander-1576-1620/ Tej nocy w naszej pielgrzymce towarzyszyæ nam bêdzie ¶wiêty Jan Sarkander, którego w Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego wzywamy jako obroñcê tajemnicy spowiedzi. Nasz bohater nale¿y do tych mniej znanych ¶wiêtych a szkoda, bo jak napisa³ na pocz±tku dwudziestego wieku ks. Teodor Czaputa: „winna go znaæ i kochaæ ca³a Polska, z któr± ³±czy b³ogos³awionego [w tym czasie by³ tylko b³ogos³awionym] mêczennika pochodzenie, jêzyk pobratymczy [Jan Sarkander mówi³ gwar± czesko-morawsk±] i tak wybitna mi³o¶æ naszego narodu i naszych ¶wiêto¶ci. Winni go znaæ i czciæ w szczególniejszy sposób wszyscy kap³ani-duszpasterze, którzy maj± w nim rzadki wzór ¶wiêto¶ci i cnót im najpotrzebniejszych. Tymczasem znajomo¶æ, cze¶æ b³ogos³awionego Jana ju¿ na samym ¦l±sku wiele pozostawia do ¿yczenia, có¿ dopiero w innych dzielnicach Polski, gdzie nawet kap³ani ma³o co o jego ¿yciu i ¶mierci wiedz±. A przecie¿ jest wol± Bo¿±, by¶my znali i chwalili ¶wiêtych Jego, i tylko my sami ponosimy niezmiern± szkodê, gdy, nie znaj±c i nie czcz±c wielkich rodzimych naszych wzorów ¶wiêto¶ci, pozbawiamy siê lekkomy¶lnie tak znakomitego ¶rodka ku w³asnemu u¶wiêceniu[1]". Urodzi³ siê ¶wiêty Jan Sarkander 20 grudnia 1576 roku w Skoczowie, miasteczku le¿±cym nad Wis³±, na trasie miêdzy Cieszynem a Bielsko Bia³±. Wówczas by³ to teren le¿±cego na ¦l±sku ksiêstwa cieszyñskiego, które by³o lennem Królestwa Czeskiego. Wszyscy okoliczni mo¿now³adcy wyznawali luteranizm, poniewa¿ ksi±¿êta niemieccy zawarli z Karolem V, ówczesnym cesarzem ugodê, na mocy której obowi±zywa³a zasada (Cuius regio, eius religio) „czyja w³adza tego religia". Ta doktryna obowi±zywa³a w ca³ych Czechach, a wiêc równie¿ na podleg³ym im ¦l±sku. St±d religi± najbardziej wyznawan± na tych terenach by³ protestantyzm, gdy¿ oprócz powy¿szej ugody, mia³ dodatkowo du¿e poparcie mieszkañców, którzy ju¿ od pocz±tku XV wieku sympatyzowali z wszelkimi religijnymi nowinkami. Wtedy to czeski kap³an, filozof i teolog Jan Hus, który by³ pod wielkim wp³ywem, ¿yj±cego trochê wcze¶niej, angielskiego duchownego i teologa Jana Wiklifa, próbowa³ przenie¶æ na ³ono Ko¶cio³a czeskiego nauki tego heretyka oraz swoje w³asne. Jana Wiklifa pó¼niejsi protestanci nazwali blu¼nierczo „jutrzenk± reformacji", uznano bowiem, ¿e by³ on kim¶, kto tê reformacjê zwiastowa³. Wiklif by³ zdecydowanym przeciwnikiem papie¿a jako g³owy Ko¶cio³a, uwa¿a³, ¿e tylko Biblia, któr± nawiasem mówi±c przet³umaczy³ z ³aciny na angielski, jest jedynym ¼ród³em wiary i mo¿e ona wyzwoliæ ludzi spod niewoli papieskiej. Uwa¿a³ równie¿, ¿e dotychczasowa Tradycja Ko¶cio³a nie jest istotna i mo¿na j± odrzuciæ. Wiêc odrzuci³ realn± obecno¶æ Chrystusa podczas przeistoczenia w czasie Mszy ¶wiêtej a tak¿e naukê o czy¶æcu, kult relikwii i ¶wiêtych, odpusty i spowied¼ ¶wiêt±. Twierdzi³ tak¿e, ¿e sam lud Bo¿y jest Ko¶cio³em i nie jest potrzebny ¿aden kap³an, który by po¶redniczy³ miêdzy ludem a Bogiem. Uwa¿a³ równie¿, ¿e maj±tek ko¶cielny powinien ulec sekularyzacji, czyli konfiskacie przez w³adze pañstwowe, to mia³oby bardziej uduchowiæ ca³y Ko¶ció³. Hus i jego zwolennicy (wtedy nazywani wiklifistami), wiêkszo¶æ tych nowinek przyjêli za swoje oraz dodali jeszcze pewne zmiany w liturgii, jak na przyk³ad Komuniê ¶wiêt± pod dwiema postaciami, odrzucili tak¿e kult obrazów oraz sakramenty ¶wiête. W roku 1415 na soborze w Konstancji potêpiono nauki i pamiêæ Jana Wiklifa, natomiast Jana Husa skazano i jako heretyka spalono na stosie. Jego ¶mieræ spowodowa³a w Czechach olbrzymie zamieszanie spo³eczne i doprowadzi³a do wybuchu wojen husyckich. By³y one skierowane przeciwko królowi Niemiec Zygmuntowi Luksemburskiemu, który mia³ wtedy zostaæ równie¿ królem czeskim (Narazi³ siê on husytom tym, ¿e choæ wystawi³ list ¿elazny gwarantuj±cy wolno¶æ Janowi Husowi, ten zosta³ jednak os±dzony i spalony). Wojny te powa¿nie os³abi³y rolê Ko¶cio³a Katolickiego na terenie Czech i mo¿na powiedzieæ, ¿e przygotowa³y ideowo ludzi do szesnastowiecznej rewolucji luterañskiej. W Polsce husyci zostawili do dzisiaj widoczny ¶lad swojej nienawi¶ci do katolickich obiektów kultu. Otó¿ w 1430 roku napadli na klasztor Jasnogórski rabuj±c go, a obraz Matki Bo¿ej, bêd±cy jednym z celów tego ataku zwolenników Wiklifa i Husa, por±bali szablami. Tu warto pos³uchaæ, co o tym potêpieniu i niszczeniu przez husytów obrazów katolickich napisa³, XVII wieczny kap³an, ksi±dz Fabian Birkowski, nastêpca Piotra Skargi i kaznodzieja królewski przy królewiczu W³adys³awie IV: A nasi heretykowie tak psu oczy sprzedali, ¿e Chrystusa Ukrzy¿owanego obraz, z ³o¿nic i z izb wyrzucaj±; a na to miejsce Faunów, i malowanych Kupidynków, Wenerów i Fortun nad sto³em nawieszaj±, aby z niemi wespó³ obiadowali, i wieczerzali miêsopusty („Tak nazywano zwykle dawniej »ostatki« czyli trzy ostatnie dni zapustne przed Wielkim postem, po¶wiêcone biesiadom, tañcom, weso³o¶ci i pijatyce[2]"). Nie wysiedz± siê dla nich ani po ko¶cio³ach Chrystusowe i ¶wiêtych obrazy, i stamt±d ich wymiatywaj± duchowie (wilczej pokory; Kalwini¶ci). Obrazy wszeteczne maj± wiêksze u nich szczê¶cie; jako ich z jednego albo z drugiego miejsca wyrzucisz, znajd± lepsz± gospodê, Ale potrzeba czysta Katarzyny ¶wiêtej, ale tryumfy przezacnej Urszuli, wstydliwej Agnieszki ¶wiêtej, tak wiele mê¿nych ¿o³nierzów mêki, jako najdalej wyrzucone bywaj±; a z piek³a na to miejsce wabi± boginie nie wstydliwe, tych obrazy im na oczy id±, aby kto chce zgin±æ, mia³ okazj± zgin±æ co prêdzej. Jaka sromota! Chrze¶cijanie takie poczwary z piek³a wydarte maj± w cenie, a Zbawiciela Pana, a Bogarodzice i ¦wiêtych obrazy, jakoby jakim¶ ba³wochwalstwem tr±cili, id± precz z oczu, jako wy¶wiecone z domów. I nie ma miejsca obraz Panny Naj¶wiêtszej na ¿adnym miejscu: a plugawa Wenus obraz ma i miejsce, a jeszcze przedniejsze w domu. Malarstwa takie, wierzcie mi, czêstokroæ gorsze s± ni¿ rozmowy nieczyste. S³owo wymówione ginie, odlatuj± pró¿ne mowy, ale litera napisana trwa, spro¶no¶æ malowana zostaje i z tych oczu do drugich oczu i do trzecich zachodzi. I tak plugawe obrazy o³tarzami s± diab³a, w których oczy, my¶li i serce, diab³u ofiarowane bywaj±. Szkoda, która ro¶nie od tych wieczystych konterfektów i autorowi i spektatorowi, niewypowiedziana[3]". W tym te¿ czasie powsta³o kilka od³amów herezji husyckiej, takich jak taboryci (radykalny od³am husytów), utrakwi¶ci (umiarkowany od³am) czy pó¼niejsi bracia czescy (skupiaj±cy jednych i drugich i jeszcze dodatkowo waldensów), kalikstyni [nazwa powsta³a od s³owa (calix, kielich) czyli "kielichowcy[4]"] a tak¿e pikardy¶ci („Pikardami zwali siê sekciarze, którzy g³osili, ¿e nie nale¿y siê ¿adna cze¶æ Eucharystii, ¿e Chrystus nie jest w niej obecnym, ¿e nie zawiera ona nic wiêcej nad chleb i wino. Za³o¿ycielem tej sekty, zreszt± nielicznej, by³ niejaki Picard, który przywêdrowa³ z Niderlandów do Czech oko³o 1414[5]"). Byli równie¿ adamici (Ci z kolei „utrzymywali, ¿e wszystkie rzeczy s± Bogiem i ¿e ¶wiat jest przedwieczny; niektórzy zrzucali z siebie odzie¿, nago biegali po lasach, oddawali siê rozpu¶cie"[6]). Mo¿na jeszcze dodaæ, ¿e papie¿ Marcin V wyrazi³ zgodê na przeprowadzenie czterech antyhusyckich wypraw krzy¿owych na teren Czech. Ostatni± pi±t± wyprawê krzy¿ow± aprobowa³ papie¿ Eugeniusz IV. Wszystkie one zakoñczy³y siê zwyciêstwami husytów. Ilo¶æ heretyckich od³amów protestanckich, nota bene, czêsto zwalczaj±cych siê wzajemnie, jeszcze bardziej wzros³a na prze³omie XVI i XVII wieku, a wiêc wtedy, gdy ¿y³ nasz bohater. To powinno u¶wiadomiæ nam jak ciê¿ka praca czeka³a na katolickich ksiê¿y i zakonników pos³uguj±cych na tych terenach. W tych czasach Ko¶ció³ rzymsko-katolicki, tak na Morawach jak i w ca³ych Czechach szed³ dwiema drogami. Pierwsza z nich to by³a: „Tradycja skupiaj±ca siê wokó³ dwóch wielkich aposto³ów S³owian i Moraw, ¶wiêtego Cyryla i ¶wiêtego Metodego. [Natomiast drug± by³a] kontrreformacja i d±¿enie do odrodzenia katolicyzmu, bêd±ce realizacj± uchwa³ Soboru trydenckiego[7]". Takim zakonem, który wspaniale wprowadza³ w ¿ycie uchwa³y Soboru trydenckiego by³ zakon Towarzystwa Jezusowego. St±d te¿ papie¿ Pawe³ IV wys³a³ w tym czasie do Pragi kilkunastu jezuitów, którym powiedzia³: „Id¼cie, posy³am was jak owce miêdzy wilki...Czasy s± niebezpieczne i ciê¿kie. Bêdziecie tam musieli znosiæ wiele prze¶ladowañ ze strony b³êdnowierców za g³oszenie katolickiej prawdy[8]". Ci zakonnicy nie walczyli bezpo¶rednio z protestantami a tylko swoim pokornym postêpowaniem oraz g³êbok± wiedz± i wiar± religijn± powoli nawracali zwiedziony lud. Rozwijali szkolnictwo, uczyli wszystkich chêtnych, a tych, których nie by³o staæ na naukê, uczyli bezp³atnie. Praga od czasów wojen husyckich, prawie do czasów Jana Sarkandra, a wiêc przez sto czterdzie¶ci lat nie mia³a swego arcybiskupa, dopiero w 1561 zosta³ nim Antoni Prus z Mohelnicy. Niestety, duchowieñstwo katolickie w Czechach, bêd±ce od tak d³ugiego czasu pod wp³ywem protestantów, wysuwa³o do nowego arcybiskupa ró¿ne dziwne ¿±dania na przyk³ad, ¿eby Komuniê ¶wiêt± udzielaæ pod dwiema postaciami. Nastêpca Paw³a IV papie¿ Pius IV wyrazi³ zgodê na Komuniê pod dwiema postaciami, ale poniewa¿ dochodzi³y do tej zmiany równie¿ inne b³êdy, wiêc zrezygnowano z takiej formy Komunii we wszystkich katolickich ko¶cio³ach tak Czech jak i na samych Morawach. Równie¿ celibat niezbyt podoba³ siê ksiê¿om czeskim. Nie chciano tak¿e odprawiaæ Mszy ¶wiêtej po ³acinie tylko w jêzyku narodowym, czyli po czesku. Ten mo¿e przyd³ugi wstêp wydaje siê byæ jednak koniecznym by poznaæ t³o historyczno-polityczne, jakie istnia³o w Czechach, kiedy ¿y³ Jana Sarkander. http://www.skoczow.pl/page/file.php?id=266 „Wed³ug starych przekazów ¶wiêty Jan Sarkander urodzi³ siê w piwnicy domu [obecnie] przylegaj±cego do ratusza[9]" w Skoczowie. Poniewa¿ wcze¶niejszy ko¶ció³ parafialny, by³ w tym czasie w rêkach protestantów, wiêc chrztu Jana Sarkandra dokonano w przyszpitalnej kaplicy, która to kaplica w czasie „reformacji [musia³a s³u¿yæ] katolikom jako ko¶ció³ parafialny (do 1654 r.)[10]". Dzisiaj jest to ko¶ció³ pod wezwaniem Znalezienia Krzy¿a ¦wiêtego (tzw. „Szpitalik"). http://szpitalik-skoczow.pl/wp-content/uploads/2015/03/IMG_7656.jpg „W 1923 roku w³adze miejskie [Skoczowa] przemianowa³y ul. Szpitaln±, wychodz±c± z Rynku w stronê Szpitalika, na ul. Jana Sarkandra. £±czy ona miejsce urodzenia z miejscem chrztu ¶wiêtego Jana[11]". http://szpitalik-skoczow.pl/wp-content/uploads/2015/03/IMG_7471.jpg Matk± ¶wiêtego Jana by³a Helena Górecka, szlachcianka polska pochodz±ca z rycerskiego rodu Korniczów z Kornic ko³o Raciborza, by³a ona wdow± po (nie znanym z imienia) Welczowskim z miasta Przybor na Morawach. Z tego ma³¿eñstwa mia³a syna Mateusza. Ojciec Jana, Grzegorz Maciej (Matyjasz) Sarkander z pochodzenia Czech, zmieni³ swoje niemieckie nazwisko Fleischmann na Sarkander. By³ prawdopodobnie do¶æ bogatym mieszczaninem, uznawanym za cz³owieka szlachetnego i godnego zaufania. Z tego ma³¿eñstwa urodzi³o siê piêcioro dzieci, czterech synów [Wac³aw, Pawe³, Miko³aj i Jan] oraz jedna córka. Jan by³ najm³odszym dzieckiem. Gdy Jan mia³ 12 lat, zmar³ jego ojciec, wtedy matka przenios³a siê z pi±tk± dzieci do miejscowo¶ci Przybor na Morawach, gdzie mieszka³ jej pierworodny syn z poprzedniego ma³¿eñstwa Mateusz Welczowski. Tam Jan, po skoñczeniu pocz±tkowej szko³y parafialnej, najpierw przez dwa lata kontynuowa³ naukê u jezuitów w O³omuñcu, a nastêpnie studiowa³ filozofiê w Pradze. W 1603 roku uzyska³ stopieñ magistra nauk filozoficznych i rozpocz±³ nastêpne studia tym razem w Austriackim Grazu. Te studia przerwa³ i zarêczy³ siê z mieszczank±, Ann± P³achetsk±. By³a ona, jak wykazuj± ostatnie badania przeprowadzone na uniwersytecie w O³omuñcu, wyznania luterañskiego[12]. Ich ¶lub odby³ siê najprawdopodobniej w 1606 roku, ale kiedy ju¿ w nastêpnym roku jego ¿ona zmar³a, Jan postanowi³ po¶wiêciæ siê stanowi duchownemu. Powróci³ na studia teologiczne i jeszcze w grudniu tego roku przyj±³ ni¿sze ¶wiêcenia kap³añskie z r±k kardyna³a Franciszka Dietrichsteina. Bêd±c jeszcze klerykiem odwiedza³ swojego starszego brata Miko³aja ksiêdza, który zosta³ proboszczem w Opawie. Tam pomaga³ mu w prowadzeniu urzêdowej korespondencji. Po z³o¿eniu egzaminów z teologii maj±c trzydzie¶ci trzy lata, w 1609 roku w kolegiacie ¶wiêtych Piotra i Paw³a w Brnie otrzyma³ wy¿sze ¶wiêcenia kap³añskie. Teraz ju¿ jako wikary móg³ pomagaæ bratu w jego obowi±zkach na parafii w Opawie. W tym czasie w³adzê nad Austri±, Wêgrami i Morawami przej±³ arcyksi±¿ê Maciej Habsburg, m³odszy brat cesarza Rudolfa II, którego uznano za chorego psychicznie. Nie bardzo chcia³ siê z tym pogodziæ brat Jana, ksi±dz Miko³aj Sarkander, gdy¿ nale¿a³ do zwolenników powrotu cesarza Rudolfa II na tron. Ta niechêæ do nowego w³adcy by³a powodem czêstych wyjazdów Miko³aja z parafii na ró¿ne, tajemnicze spotkania. „Podczas jednej z takich wypraw zwolennicy arcyksiêcia Macieja przechwycili poufn± korespondencjê opawskiego proboszcza, która sta³a siê (...) podstaw± do wytoczenia oskar¿eñ przeciwko niemu (...) na skutek interwencji szlachty protestanckiej - Miko³aj zosta³ aresztowany i uwiêziony przez kardyna³a Dietrichsteina. [poniewa¿ ten okaza³ siê zwolennikiem nowej w³adzy] Nastêpnie s±d biskupi uzna³ go winnym, suspendowa³ i skaza³ na dalsze przes³uchania[13]". Miko³ajowi, któremu pomagali potê¿ni protektorzy uda³o siê uciec z wiêzienia i schroniæ najprawdopodobniej pod skrzyd³a odsuniêtego cesarza Rudolfa II. Ostatecznie zosta³ oczyszczony z wszelkich zarzutów i cofniêto mu wszystkie kary ko¶cielne. W tym czasie kardyna³ Dietrichstein powo³a³ Jana Sarkandra na probostwo w Jaktarze. Ksi±dz Jan uwa¿a³ jednak, ¿e Jaktar le¿y zbyt blisko Opawy, wiêc poprosi³ kardyna³a o bardziej odleg³e miejsce. Kardyna³ Dietrichstein przychyli³ siê do pro¶by i w tym samym roku ksi±dz Jan obj±³ stanowisko najpierw wikariusza (z powodów biurokratycznych) a nastêpnie proboszcza w Uniczowie. Tam jednak zosta³ aresztowany pod bezpodstawnym zarzutem pomocy swemu bratu, Miko³ajowi w ucieczce z wiêzienia. W wiêzieniu w Kromiery¿u, oddalonym oko³o 50 km od O³omuñca przebywa³ oko³o 8 miesiêcy. Po wypuszczeniu z wiêzienia nie wróci³ ju¿ do Uniczowa tylko obj±³ probostwo w Charvatach tak¿e ko³o O³omuñca. „Podobnie jak w poprzednich parafiach, tak i tutaj nasz rodak ze Skoczowa przebywa³ tylko kilka miesiêcy. Powodem tak krótkiego pobytu w Chorwatach by³ zatarg duszpasterza ze swymi wiernymi, a dotyczy³ on ¶piewu podczas nabo¿eñstw liturgicznych. Sarkander, wychowany przez jezuitów, by³ zwolennikiem jêzyka ³aciñskiego, a lud chcia³ ¶piewaæ w swoim w³asnym jêzyku. Z tego powodu kardyna³ Dietrichstein odwo³a³ go z Chorwat i ustanowi³ proboszczem w Zdunkach ko³o Kromierzy¿a. W tej nowo objêtej placówce Sarkander duszpasterzowa³ trzy lata. Miêdzy innymi kontynuowa³ rozpoczêt± przez jezuitów misjê nawracania protestantów na katolicyzm. W 1615 roku ksi±dz Sarkander obj±³ nastêpn± parafiê - Boskowice, pod wezwaniem ¶wiêtego Jakuba. (...) Po rocznym pasterzowaniu dekretem ksiêdza biskupa [ksi±dz Jan] zosta³ przeniesiony do Holeszowa, gdzie obj±³ stanowisko proboszcza. By³o to w roku 1616. Cytowany ju¿ ksi±dz Fabian Birkowski, w swoim kazaniu o b³ogos³awionym Janie Sarkandrze ju¿ w 1628 roku tak napisa³: „Prowadzi³ na tym anielskim urzêdzie ¿ywot apostolski, prawie anielski, co ¶wiadcz± plebanie jego cztery [naliczono siedem parafii gdzie pos³ugiwa³ ¶wiêty Jan, Opawa, Jaktar, Uniczów , Charwaty, Zdounek Boskowice i Holeszów], które trzyma³; w których ¿e kacerstwa, których nasia³ czart przeklêty przez Marcina Lutra i Kalwina, niszczy³, a to gor±cem i przyk³adnym kazaniem swoim, popad³ wielk± nienawi¶æ u ministrów bezecnych, i u drugich heretyków, jaka wiêksza byæ nie mog³a; co siê potem okaza³o[14]". Holeszów w XVI wieku zosta³ przejêty przez protestantów od braci czeskich, st±d wszystkie maj±tki i urzêdy by³y w ich w³adaniu. Podobnie by³o z ko¶cio³em parafialnym. Ale na pocz±tku XVII wieku zakupi³ tu maj±tek morawski hetman krajowy W³adys³aw Popiel Lobkowic. By³ on katolikiem, wiêc rozpocz±³ misjê ponownego wprowadzenia wiary katolickiej na te tereny. Szybko sprowadzi³ do pomocy zakon jezuitów, odzyska³ od husytów ko¶ció³ i zwróci³ siê do kardyna³a Franciszka Dietrichsteina o proboszcza do tego ko¶cio³a. I w ten sposób ksi±dz Jan Sarkander zosta³ katolickim proboszczem w protestanckim Holeszowie. „Ju¿ po roku czterdziestoletni kap³an zdo³a³ nawróciæ oko³o 250 niekatolików (by³a w tym wyra¼na zas³uga wcze¶niejszych misji jezuickiej)[15]". Aby utrzymaæ parafiê musia³ ksi±dz proboszcz wznowiæ zwyczaj p³acenia dziesiêciny a by³a to du¿a trudno¶æ na terenach, gdzie wiêkszo¶æ stanowili protestanci, którzy ju¿ dawno o tym obowi±zku zapomnieli lub nawet nie wiedzieli. Du¿± pomoc w przywróceniu tego przykrego obowi±zku okaza³ wspomniany morawski wielkorz±dca W³adys³aw Lobkowic. „Odzyskanie dziesiêcin, wzglêdy u [katolika] Lobkowica oraz niekwestionowane sukcesy duszpasterskie Sarkandra [a tak¿e wcze¶niejsze k³opoty z jego bratem ksiêdzem Miko³ajem] spowodowa³y niechêæ lokalnych protestantów do rzutkiego proboszcza z Holeszowa. Uczucie to musia³o narastaæ, przeradzaj±c siê po paru latach w za¶lepion± nienawi¶æ; tylko tak mo¿na wyt³umaczyæ pó¼niejsze uwiêzienie i torturowanie ksiêdza[16]". Du¿± aktywno¶æ w tworzeniu opozycji do ksiêdza Jana wykazywa³ szlachcic Wac³aw Bitowski. W maju 1618 roku w Pradze na zamku w Hradczanach protestanci wyrzucili przez okno (by³a to tzw. druga defenestracja praska) dwóch, katolickich urzêdników cesarskich. Pomimo upadku z kilkunastu metrów nic im siê nie sta³o, co uznano za cud. Jednak sam fakt wyrzucenia urzêdników cesarskich przyjêto za pocz±tek powstania antyhabsburskiego w Czechach. Utworzono tzw. dyrektoriat, czyli sk³adaj±cy siê z 30 dyrektorów powstañczy rz±d czeski. To powstanie zapocz±tkowa³o religijn± wojnê miêdzy wyznawcami protestantyzmu a katolickimi Habsburgami, która toczy³a siê w latach 1618-1648, st±d nazwana zosta³a wojn± trzydziestoletni±. Objê³a ona swym zasiêgiem wiele pañstw europejskich, które stanê³y wtedy albo po stronie czeskich protestantów, np. Szwecja, Dania, Francja albo po stronie austriackich katolików jak habsburska Hiszpania czy Bawaria. „Ten burzliwy okres przyczyni³ siê m.in. do usuniêcia jezuitów i wysiedlenia ich z kraju, a wielki hetman, W³adys³aw Popiel z Lobkovic zosta³ z³o¿ony z urzêdu i uwiêziony w Brnie. Wielkorz±dc± Moraw zosta³ zagorza³y zwolennik rewolty W³adys³aw Valen z ¯erotina, który zaj±³ miejsce Lobkovica a do rady protestanckiej w O³omuñcu wszed³ znany z konfliktu o dziesiêcinê Wac³aw Bitowski.W sk³ad tej rady weszli (...) sami zajadli wrogowie Ko¶cio³a, duchowieñstwa i wszystkiego co katolickie. Nowy hetman wrogo ustosunkowa³ siê do katolików, szczególnie za¶ do proboszcza, wystêpowa³ przeciwko niemu publicznie, zarzucano, ¿e by³ spowiednikiem Lobkovica, gro¿ono nawet ¶mierci±. (...) W tej sytuacji parafianie sami doradzali swemu pasterzowi, aby w trosce o swoje bezpieczeñstwo opu¶ci³ na jaki¶ czas Holeszów[17]". Ksi±dz Jan po uzyskaniu pozwolenia od swoich ko¶cielnych zwierzchników, opu¶ci³ parafiê i uda³ siê w podró¿ do Polski. Odwiedzi³ Kraków, nastêpnie odby³ dawno obiecan± Matce Bo¿ej pielgrzymkê na Jasn± Górê. Wracaj±c na Morawy zatrzyma³ siê w Rybniku w jednej z posiad³o¶ci Lobkowica. St±d wys³a³, do w³a¶nie zwolnionego z wiêzienia swojego w³odarza i wspomo¿yciela, list, w którym ze wzglêdu na trudn± sytuacjê w holeszowskiej parafii chcia³ siê jej zrzec. Jednak odpowied¼ by³a odmowna, wiêc ksi±dz Jan Sarkander w listopadzie 1619 roku przyby³ do Holeszowa, gdzie kontynuowa³ swoj± wcze¶niejsz± pos³ugê. Jesieni± 1619 roku na Wiedeñ chcieli uderzyæ, walcz±cy o w³asn± niepodleg³o¶æ Wêgrzy ze swym królem, wyznawc± kalwinizmu Gáborem Bethlenem. Wspomaga³y go zbuntowane odzia³y czeskie pod dowództwem protestanta hrabiego Jindrzicha Thurna (jednego z tych czeskich szlachciców, którzy przez okno na Hradczanach wyrzucili dwóch przedstawicieli cesarza). W pa¼dzierniku te oddzia³y zajê³y Bratys³awê i od Wiednia dzieli³ ich ju¿ praktycznie tylko Dunaj. Cesarz Ferdynand II, poprzez swojego kuriera hrabiego Micha³a Adolfa Althana, zwróci³ siê do Korony Polskiej o pomoc. Jednak polski sejm, w którym protestanci mieli spore wp³ywy, odmówi³ pomocy. Królestwo Polskie oficjalnie wiêc nie mog³o udzieliæ cesarzowi ¿adnego wsparcia, ale Zygmunt III Waza, którego ¿ona Konstancja pochodzi³a z rodu Habsburgów, wys³a³ mu zaciê¿ne oddzia³y lisowczyków, zwanych polskimi kozakami. By³o to wojsko, które nie otrzymywa³o ¿o³du, lecz samo sobie radzi³o z tym problemem, niestety ³upi±c i rabuj±c po drodze kogo tylko spotkali. Uzbrojenie zaczepne lisowczyka sk³ada³o siê z szabli (obowi±zkowo), ³uku refleksyjnego chowanego w sajdaku (pokrowiec na ³uk z ko³czanem), ewentualnie krótkich pik lub rohatyn. Zamiennie z ³ukami czasami u¿ywano pistoletów, rusznic, arkebuzów lub bandoletów. Oficerowie posiadali dodatkowo nadziak b±d¼ czekan i niekiedy koncerz lub pa³asz troczony przy siodle, zazwyczaj pod lewym kolanem. By³a to wiêc lekka jazda, która umiejêtnie wykorzystywa³a w walce swój spryt i szybko¶æ przemieszczania. Lisowczycy - akwarela Juliusza Kossakahttp://www.pinakoteka.zascianek.pl/Kossak_Jul/Images/Lisowczycy.jpg W ksi±¿ce o lisowczykach Antoniego Ossendowskiego jest scena, gdzie pu³kownik Jarosz Hieronim Kleczkowski odczytuje oryginaln± tre¶æ orêdzia pu³kownika Aleksandra Józefa Lisowskiego, twórcy i dowódcy lisowczyków. Brzmia³o ono tak: „Na twarde i niebezpieczne pos³ugi wo³a nas Król i Ojczyzna, ale te¿ dozwoli³y zakazanych innym pu³kom wolno¶ci i zysków. W orê¿u i odwadze ca³y nasz ¿o³d, ca³a nagroda. Pewniejsze one bêd± ni¿ zawodne z publicznego skarbu zap³aty. Niepospolitej ja od was ¿±dam odwagi! Je¿eli jeden w¶ród was jest, który by na wymierzone przed sob± dzia³o nie rzuci³ siê, jeden nie uderzy³ na piêciu, gdy ja rozka¿ê, nie wskoczy³ pierwszy na mury, lub w bystre i g³êbokie nurty, niech do szeregów moich nie d±¿y! Orê¿em waszym bêd± szabla i rusznica, ³uk z sajdakiem, rohatyna, koñ lekki i wytrwa³y; ani wozów, ni taborów, ani ciurów nie ¶cierpiê! Wszystko nosiæ bêdziecie ze sob±. Nie wymagam ja po was g³adkich w szyku obrotów, ino natrzeæ zuchwale, kiedy potrzeba rozsypaæ siê, zmyliæ ucieczkê, znów siê odwróciæ i nieprzyjaciela obskoczyæ, to ‒ dzie³o nasze! Dam odpoczynek, gdy czas po temu, lecz w potrzebie, w pracach waszych znaæ nie bêdziecie ni dnia, ni nocy. Przebiegaæ najodleglejsze szlaki nieprzyjacielskie, krainy paliæ, wsie burzyæ i miasta, pêdziæ przed sob± trzody byd³a i jeñców tysi±ce, nie przepuszczaæ nikomu ‒ to odt±d staæ siê ma jedynem zatrudnieniem waszym![18]" Lisowczycy jad±c na odsiecz do Wiednia, po drodze rozbili oddzia³y Jerzego Rakoczego pod Humiennem. Ta klêska spowodowa³a odwrót Gabora Bethlena spod Wiednia. Wtedy czê¶æ lisowczyków postanowi³a nie wracaæ do kraju, lecz przej¶æ na ¿o³d cesarza austriackiego (którym by³ prokatolicki Ferdynand II) i naje¿d¿aæ oraz ³upiæ protestanckie, czeskie wioski i miasta. Zofia Kossak-Szczucka w swoim opowiadaniu pt. „Wielcy i mali" tak opisa³a najazd lisowczyków pod wodz± pu³kownika Kleczkowskiego na Holeszów, gdzie proboszczem by³ nasz Jan Sarkander: „Kleczkowski, jad±cy na przedzie, cofn±³ konia i skrêci³ na b³onie przydro¿ne. Tam stan±³, wstrzymuj±c dzianeta, który skaka³ i wêdzid³o gryz³, markotny, ¿e go inne konie wymijaj±. M³ody wódz siln± rêk± osadzi³ go w miejscu. Lubi³ patrzeæ tak z boku na swoj± potêgê, pu¶ciwszy przodem chor±gwie - soko³y, braæ w siebie ich si³ê i krzepko¶æ. Sunê³y, jak ¿ywio³ nieodparty i niepowstrzymany, - nieub³agany bicz Bo¿y. Któ¿ go zatrzyma na niszcz±cej drodze? Któ¿ mu zdolen stawiæ czo³o? Jak lawa z wulkanu wyrzucona, pêdz±ca stokiem, spopieli wszystko, - nie wzruszy jej nic. M³ody hetman czu³ siê jednem z t± si³± straszliw±, która bucza³a mu w g³owie, przelewa³a p³omieniem przez ¿y³y, drga³a moc± w ka¿dym miê¶niu. Rado¶æ istnienia, rado¶æ zwyciêskiego ¿ycia, ¶piewa³y w nim hymnem radosnym. Hej! Czy¿ jest piêkniejsza dola ni¿ swobodnego rycerza!? Pu¶ci³ konia i pochyliwszy siê w siodle, dopêdzi³ czo³o pochodu. Wje¿d¿ali na wzgórze, sk±d roz¶ciela³ siê widok szeroki w dolinê. Na dole, w pogodnem s³oñcu, wznosi³y siê dymy miasteczka. - Jak zowi± ten gródek? - spyta³ Kleczkowski przewodnika, od ostatniej wsi na postronku przy koniach prowadzonego. - Holeszów. Starczy godzina, waszmo¶cie? Wystarczy i trzy kwadranse. Jeno kogo roztropnego na przewodnika ostawcie... Jechali dalej weso³o, w¶ród parskania koni, spuszczaj±c siê z góry jako ciemny, d³ugi w±¿, jak zag³ada niewiedz±cego o niczem miasteczka. Dzwoni±, s³yszycie? - zagadn±³ Strojnowski. - Sobie ju¿ podzwonne g³osz±, wiedz±c, co ich czeka... - Popamiêtaj± pludry katolików... - Odechce im siê do wnuków kacerstwa... Patrz no wa¶æ, co siê tam ciemni na drodze: jakoby szyk; zali prezydja jakowe tu stoj±? - Nie mo¿e byæ! Nieobronne miejsce; a szkoda, by³aby uciecha... - By to byli Brantowi, ju¿ by ¶lady za niemi zamiot³o, po przedwczorajszej nauce... Niebo b³yszcza³o niby ch³odna woda, a ¶nieg w za³omach widzia³ siê b³êkitny. Choæ zima jeszcze trzyma³a, z po³udnia sz³y ciep³e powiewy wiosenne. Uroczyste d¼wiêki dzwonów nadp³ywa³y razem z niemi. Mo¶ci hetmanie! - zawo³a³ ksi±dz Dembo³êcki [kapelan wojsk lisowskich franciszkanin ksi±dz Wojciech Dembo³êcki, jest autorem wspomnieñ z wypraw lisowczyków], podje¿d¿aj±c szparko. - To katolickie dzwony! Na procesjê!!! Ej¿e, ksiê¿e kapelanie, tutaj heretycki kraj. Jak siê, gdzie katolik, niebo¿ê, uchowa³, to cicho siedzi, miast dzwoniæ... Dzwonienie dzwonieniu równe... - Za pozwoleniem, mo¶ci hetmanie - obruszy³ siê kapelan. - W rzemio¶le wojennem mistrzem i jenjuszem bêd±c, w materji dzwonów nowicjuszem jeste¶, zgo³a ¿aczkiem! Na dwie mile dzwon katolicki poznasz od heretyckiego! Tego g³os jakoby ofiara Abla bije do nieba, gdy heretyckie snuj± siê po ziemi, ko³acz±c jeno niezdarnie... - Procesja tu idzie! Procesja! - zaczêto wo³aæ w szeregach. A co? Nie mówi³em! - krzykn±³ ksi±dz tryumfuj±co. Nad ciemnem pasmem ludzi, widniej±cem w dole, barwi³y siê p³atki chor±gwi. B³yszcza³o co¶ w poprzód jak s³oñce. G³osy odleg³e, cienkie jak brzêczenie much, dolatywa³y z daleka. - ¦piewaj±! - Salvum fac populum tuum... (Racz zbawiæ lud Twój Panie..., bardziej przez nas znane w t³umaczeniu: Zbaw o Panie, lud sierocy..., jest to czê¶æ pie¶ni Te Deum laudamus) - pozna³ ksi±dz Dembo³êcki. - Stan±æ! - zakrzykn±³ Kleczkowski, Szeregi stanê³y, wpatrzone w zbli¿aj±c± siê procesjê. Szed³ t³um tysiêczny, od¶wiêtnie przybrany, skupiony. Na przodzie, pod baldachimem, ksi±dz niós³ z³ocist± monstrancjê, Bi³ w ni± blask s³oñca, ¿e wydawa³a siê byæ s³oñcem drugiem. W jarz±cem jej ¶wietle ginê³a twarz ksiêdza. Zda³o siê, ¿e ¶wiat³o¶æ Bo¿a sama ludzi wiedzie. - Z koni! czapki precz! - zawo³a³ hetman, zeskakuj±c w ¶nieg, Stanêli o parê kroków i ksi±dz, podniós³szy monstrancjê, j±³ b³ogos³awiæ stoj±ce szeregi: Benedictus ±ui venit in nomine Domini; benedicimus vobis de domo Domini (B³ogos³awiony, który idzie w imiê Pañskie; B³ogos³awimy wam z domu Pañskiego - to b³ogos³awieñstwo to urywek psalmu 117) - brzmia³ dono¶nie jego g³os w¶ród niezmiernej ciszy. ...Deus Dominus et illuxit nobis (Pan Bóg o¶wieci³ nas Ps.117) - odpowiedzia³ ks. Demobo³êcki. - Amen! - odrzekli ¿o³nierze. Teraz przed ksiêdza wysun±³ siê stary cz³owiek w granatowej kapocie, dr¿±cemi z wieku rêkami, podaj±c starszy¼nie chleb i sól na drewnianej tacy. - Sk±d tu katolicy? - zapyta³, marszcz±c brwi Kleczkowski. - Czego od nas proboszcz chcesz? Ksi±dz podniós³ nañ oczy serdeczne, nalane ¶wiat³em bij±cem z monstrancji. - Wiedz±c, i¿ Polacy katolicy nadci±gaj±, wyszli¶my naprzeciw, b³ogos³awieñstwem powitaæ... - Nie podstêp to, my¶lisz Stachu? - zagadn±³ pó³g³osem Kleczkowski, - Zali ja wiem?... - odpar³ Strojnowski niepewnie. Ksi±dz ci±gn±³, wlepiaj±c w nich oczy radosne, pe³ne ufno¶ci dziecinnej. - By³em zesz³ego lata w Polsce, na Jasnej Górze... Widzia³em w kaplicy Panienki, rycerzy polskich modl±cych siê, krzy¿em le¿±c. Archanio³ami byæ mi siê widzieli. Tedy pos³yszawszy, ¿e tacy sami rycerze nadchodz±, rzek³em parafianom: Pójd¼my powitaæ go¶ci, przez Pana zes³anych! Kleczkowski poczu³ sucho¶æ w gardle, a niedoznane nigdy zak³opotanie spêta³o mu nogi. Sam nie wiedz±c co czyni, uj±³ z szacunkiem ramiê ksiêdza, daj±c znak Strojnowskiemu, aby uczyni³ to samo. - Pozwól ksiê¿e - rzek³, - i¿ odprowadzimy Przenaj¶wiêtszy Sakrament jako jest zwyczaj u polskich ¿o³nierzy, poczem wnet ruszymy w drogê, bo nam wielce spieszno, - O, na Boga! - zawo³a³ ksi±dz ze szczerym ¿alem. - Toæby¶my radzi mi³o¶ciwych panów choæby parê dni ugo¶ciæ! Ave verum Corpus natum ex Maria Virgine- zaintonowa³, ruszaj±c, [B±d¼ pozdrowione prawdziwe cia³o, zrodzone z Maryi Dziewicy - by³ to „krótki hymn eucharystyczny z XIV wieku. W tradycji ¶piewany by³ podczas podniesienia Naj¶wiêtszego Sakramentu (podczas konsekracji). By³ równie¿ uroczy¶cie od¶piewywany w czasie b³ogos³awieñstwa Naj¶wiêtszym Sakramentem (monstrancj±)[19]".] Vere passum, immolatum in cruce pro homine... [Prawdziwie umêczone, ofiarowane na krzy¿u za cz³owieka...] - przywtórzy³ [s³owo przestarza³e: przytakn±³, potwierdzi³[20]] gromko kapelan, odbieraj±c z rêki ch³opca kadzielnicê. Pie¶ñ rozebrzmia³a potê¿nie. ¦piewali Morawianie, ¶piewali ¿o³nierze, id±c pieszo ko³o koni. Ksi±dz Dembo³êcki macha³ kadzielnic±, ¿e w b³êkitnym dymie ledwo majaczy³y twarze ksiêdza i obu rycerzy. Kleczkowski szed³, daremnie staraj±c siê rozpl±taæ w³asne my¶li. W¶ród chaotycznej ich pl±taniny jeden wysuwa³ siê pewnik: niemo¿no¶æ zniszczenia miasta. - Dlaczego? Nie wiedzia³, lecz czu³, ¿e po raz pierwszy nie uczyni wed³ug swojej woli, lub woli zbiorowej, z któr± by³ jednem. Si³a nieznana wiod³a go bezsilnego ku rezolucji obcej, niezwyczajnej, nigdy dotychczas nie powziêtej. Co wiêcej, pozna³ jasno, ¿e nie tylko on zosta³ spêtany i obezw³adniony. Podobnie czuli ¿o³nierze. Nieujarzmiony, hardy potok, szed³ pokornie za baldachimem. Czu³o siê to w kroku ¿o³nierzy, w brzêku szabel, chybaj±cych siê nie¶mia³o. Nie odwracaj±c siê, dowódca widzia³ twarze zdziwione, zmieszane. Spojrza³ z ukosa na Strojnowskiego i na kapelana; ci przynajmniej nie zdawali siê byæ strapionymi: ¶piewali potê¿nie wraz z t³umem, a¿ frêdzle baldachimu dr¿a³y. Dzwony bi³y nieustannie, gdy dochodzili ko¶cio³a. Domy pootwierane sta³y pustk±, bo kto ¿yw szed³ z procesj±. Ksi±dz przystan±³ przed bram± cmentarn±, - Najmilsi moi! - krzykn±³ do parafian - Panowie wojacy strudzeni s± i zdro¿eni, a rych³o pono maj± ruszaæ dalej. Ugo¶cie¿ ich nale¿ycie, nie sk±pi±c niczego z komory, by wspominali nas radzi. A kto ³askaw, proszê do ko¶cio³a na mszê, - Ja kazanie powiem! - zawo³a³ ksi±dz Dembo³êcki ochoczo. - Ka¿ og³osiæ, ¿e ruszyæ niczego nie wolno, a kto by bodaj garnek rozbi³, albo skrzyniê wy³ama³, gard³o da, - szepn±³ Kleczkowski do rotmistrza Sulimirskiego, który sta³ tu¿ za nim. - Wedle rozkazu - odpar³ Sulimirski, bez zdziwienia w g³osie. - Wcale grzeczne miasteczko - rzek³ Strojnowski, ogl±daj±c siê za siebie. W dolinie w¶ród lekkiej mg³y, le¿a³ opuszczony przed chwil± Holeszów. Dymy z komina bi³y prosto w niebo niby kadzielnice, a bezlistne drzewa mistern± koronk± zdobi³y wysoki ko¶ció³. - Maj± szczê¶cie, dranie. Pierwszy to raz w historii lisowskiej... ¯eby nie procesja, kamieñ by na kamieniu nie pozosta³. No, upiek³o siê. - Niemrawy jakisik ten ksiê¿yna i pary z gêby wypu¶ciæ nie umie. Uwa¿ali¶cie, waszmo¶ciowie, podczas kazania? Ludzie tylko oczy na mnie wytrzeszczali, w ¿yciu nie s³yszawszy tak subtelnego dyskursu. Mo¿e tam poniektóry co¶ nieco¶ zrozumia³, - reszta ani s³owa! Nie dziwota, takiego oratora maj±c... Ale cz³eczyna dobry i w pospolitej parafji mo¿e proboszczowaæ od biedy... - Rysi±! - Uch! Bêdzie nas teraz gna³, aby czas napêdziæ. - Dobr± godzinê stracili¶my, ale ludzie i konie rzetelnie podjedli[21]". [1] Ks. Teodor Czaputa, ¯ycie i ¶mieræ mêczeñska b³. Jana Sarkandra, Cieszyn 1920, s. 6. [2] https://pl.wikisource.org/wiki/Encyklopedia_staropolska/Mi%C4%99sopust [3] X. Fabian Birkowski, G³os krwie b. Józefata Kunczewica archiepiskopa po³ockiego tak¿e b. Jana Sarkandra mêczennika morawskiego i obrazu bransbergskiego.. Kraków 1629, s.76-77. [4]http://www.ultramontes.pl/holzwarth_ruch_husycki_4.htm [5] Tam¿e. [6] Tam¿e. [7]Ks. Jan Budniak, Jan Sarkander patron jednocz±cej siê Europy, Bytom-Cieszyn 1995, s. 29. [8] Tam¿e, s. 30. [9] http://www.skoczow.pl/page/434,szlak-sarkandrowski.html [10] Tam¿e. [11] Tam¿e. [12] Andrzej Babuchowski, Jan Sarkander, Kraków 2006, s. 38. [13] Andrzej Babuchowski, Jan..., s. 40. [14] X. Fabian Birkowski, G³os krwie b³. Jana Sarkandra mêczennika morawskiego, [reprint] Katowice 1995, s.44. [15] Zbigniew Gach, Poczet kanonizowanych ¶wiêtych polskich, Gdañsk 1997, s. 156. [16] Zbigniew Gach, Poczet kanonizowanych..., s. 156. [17] Ks. Jan Budniak, Jan Sarkander..., s. 56-57. [18] Antoni Ferdynand Ossendowski, Lisowczycy, Poznañ 2014, s. 13. [19] http://soli-deo.pl/repertuar/ave-verum-corpus/ [20] https://dobryslownik.pl/slowo/przywt%C3%B3rzy%C4%87/135642/ [21] Zofia Kossak-Szczucka, Wielcy i mali, Kraków1927, s. 88-93. Powrót |