Święty Andrzej Bobola Cz.I Święty Andrzej Bobola - Apostoł Polesia. Olej, br. Bronisław Podsiadły SJ, 2005 r. Ilustracja z książki: Niezłomny patron Polski święty Andrzeja Bobola, Praca Zbiorowa, Kraków 2015, s. 28.[1]. Tym razem w naszym pielgrzymowaniu do Wykrotu towarzyszył nam będzie bardzo dobrze wszystkim znany święty, jeden z patronów Polski oraz archidiecezji warmińskiej, metropolii warszawskiej a także, między innymi diecezji łomżyńskiej czy leżącej na Białorusi diecezji pińskiej. To oczywiście święty Andrzej Bobola, który jest również jednym z patronów naszej nocnej pielgrzymki. W litanii pielgrzymstwa narodu polskiego wzywamy świętego Andrzeja jako męczennika za wiarę. O jego życiu napisano w wielu językach, cały szereg biografii, jeszcze w roku 1936 ksiądz Jan Poplatek naliczył ich aż trzydzieści trzy. Sam ksiądz Jan Poplatek, członek Towarzystwa Jezusowego, to również biograf świętego Andrzeja i także z jego doskonałej pracy będziemy korzystać w tym opracowaniu. Nasz bohater prawdopodobnie urodził się w Strachocinie, niedaleko Sanoka w roku 1591. Ten rok urodzenia potwierdził sam święty Andrzej w sierpniu 1633 roku, kiedy rezydując wówczas w Bobrujsku, własnoręcznie wpisał swój wiek w tak zwanym katalogu trzyletnim Towarzystwa Jezusowego. Widnieje tam taki zapis: „Ksiądz Andrzej Bobola, Małopolanin (liczący) lat czterdzieści jeden[2]". To by znaczyło, że miał skończone 41 lat, a „liczył czterdziesty drugi rok życia, czyli, że urodził się między sierpniem a grudniem 1591 roku. Tę datę potwierdzają katalogi trzyletnie z lat 1628, 1645 i 1649 nie inaczej też obliczali ją i przedstawiali Jezuici w pierwszej połowie wieku XVIII[3]". Pewnym jest więc także to, że nasz bohater pochodził z Małopolski, gdyż oprócz powyższego zapisu, to jeszcze wcześniej, gdy wstępował „do zakonu Towarzystwa Jezusowego, wpisał Andrzej własnoręcznie do księgi urzędowej deklarację, rozpoczynającą się od słów »Ja Andrzej Bobola Małopolanin«, czym najwyraźniej stwierdził swe pochodzenie[4]". [W całości ta deklaracja tak wyglądała: „Ja Andrzej Bobola, Małopolanin, zostałem przypuszczony do odbycia pierwszej próby, dnia ostatniego lipca 1611, zdecydowany za pomocą Boga wypełnić wszystko, co mi przedłożono". Ten zapis tak brzmiał po łacinie: „»Ego Andreas Bobola minor Polonus admissus sum ad primam probationem ultima Iulii 1611, contentus omnia, Deo iuvante, servare, quae mihi proposita sunt«. Wyciąg notarjalny dokonany w 1730 r. z rękopisu oprawnego w czerwoną skórę, zatytułowanego ad primam probationem. Rękopis ten wówczas znajdował się w archiwum nowicjatu wileńskiego, obecnie jest nieznany.[5]".] Musimy przy tym pamiętać, że w tamtych czasach prowincja Małopolska obejmowała nie tylko ówczesne województwo krakowskie, ale obszar kilku dzisiejszych województw leżących na wschodzie i południu Polski, takich jak obecne podkarpackie, świętokrzyskie czy lubelskie a na terenie dzisiejszej Ukrainy prowincja ta dochodziła aż za Kijów. Święty Andrzej „należał do szeroko rozgałęzionej rodziny Bobolów herbu Leliwa, piszącej się z Piasków[6]". Rodzina ta była znana z olbrzymiego patriotyzmu i wielkiej pobożności. „Byli bitną szlachtą, pełną animuszu wojennego, zapisali się więc niejednokrotnie zaszczytnie w orężnych wyprawach Rzeczypospolitej przeciw Wołochom, Moskalom, Turkom. (...) Żaden Bobola nie przystał do protestantów, (...) co więcej, wielu z nich popierało także i czynnie katolicyzm w miarę swoich sił i możności[7]". W książce pod tytułem „Złoty list z nieba św. Andrzeja Boboli do Polonji w Ameryce" znajdujemy takie wiadomości o przodkach świętego Andrzeja : Protoplasta ich Jakób Bobola, kawaler Jerozolimski, był, jak wspomina o nim kronikarz, żołnierzem najdzielniejszym, a tak pobożnym i religijnym, że wypełniając ślub swój, na znak pokory oraz czystości i nieskazitelności w życiu publicznem i prywatnem, nie używał innego ubrania dla siebie i swej rodziny, jak z białego tylko sukna. A więc u źródła gorącej wiary w rodzinie Bobolów była czystość i niewinność obyczajów ich i serca. Potomek Jakóba Boboli Krzysztof Bobola głośny z zasług swych rycerskich poślubił Elżbietę Wielopolską, o której współcześni piszą, że była to pani znana "świątobliwością życia, pokorą, nabożeństwem, cierpliwością, umartwieniem, miłosierdziem i świętością". Jednym z synów jej był ów słynny podkomorzy koronny, tj. minister dworu trzech królów polskich, Zygmunta Augusta II, Stefana Batorego i Zygmunta III, godny najwyższych honorów, gdyby się z nich, gdy mu je ofiarowano, nie wymawiał, Andrzej Bobola [stryj naszego świętego], czci Bożej i religii taki obserwant, że Stolica Apostolska specjalnym listem za jego zasługi dla wiary świętej mu dziękowała. Umarł on, jak piszą o nim jego współcześni, nie tylko z chwałą nie nadwerężonej niewinności, żyjąc bezżennie, ale i z opinią świątobliwości. Przyjaciel jego najserdeczniejszy i długoletni ks. Piotr Skarga, dedykując mu niektóre ze swoich kazań nazywał go już za życia mężem świętym. Takie przykłady czystości życia, świątobliwości i wiary św. miał w swej rodzinie św. Andrzej Bobola, ostatni już potomek po mieczu z rodu Bobolów[8]". W jeszcze wcześniejszej, bo w dziewiętnastowiecznej książce o życiu wspomnianego powyżej stryja naszego świętego bohatera, który jak słyszeliśmy również miał na imię Andrzej, znajdujemy takie fakty dotyczące rodziny Bobolów, które są trochę bardziej rozbudowane, ale w dużej mierze pokrywają się z tymi podanymi powyżej: „Zgadzają się na to dziejopisowie nasi, że rodzina ta, przybyła do nas z Czech [bobul to po czesku jagoda], w Małopolsce osiadła. Niemniej i to pewna, że Bobolowie, pieczętując się pierwotnie herbem Ogniwo, następnie Leliwę za godło rodzinne przybrali. Pierwszym z Bobolów w Polsce był Jakób, herbu Ogniwo, kawaler jerozolimski, dziedzic na Piaskach wielkich i małych pod Lublinem tudzież na Zagajowie w Sandomierskiem.(...) [żył on najprawdopodobniej] za czasów Władysława Łokietka; czytamy bowiem w Długoszu (liber Beneficiorum II, Pag.6), że Jakób Bobola herbu Ogniwo, kawaler jerozolimski, mąż rycerskiego stanu i wielki religiant, kościół Wszystkich Świętych [nie istniejący już dzisiaj] w Krakowie swoim kosztem częścią z kamienia częścią z cegły na miejscu dawnego drewnianego wybudował, funduszami zaopatrzył i prawo patronatu na probostwo przy rodzinie swej zostawił. Przytacza Długosz jeszcze jeden o Jakóbie szczegół, iż tenże z familią swoją wedle uczynionego ślubu nosił długą szatę sukienną nie innego jeno białego koloru. Z potomków Jakóba dostąpiło wielu znakomitych w kraju dostojeństw. Skarga w przedmowie do kazań: O siedmiu Sakramentach mówi: iż ks. Mikołaj Dobrocieski, kanonik krakowski, wizytator klasztoru Sądeckiego, pokazywał mu notatę z[e] znalezionego niedawno przywileju rzeczonego klasztoru, na wieś Opulany pisanego w 1338 r., gdzie inter praesentes [wśród obecnych] cytowany także: Comes Nicolaus dictus Bobola, reginae antiquae pincerna.[co w wolnym tłumaczeniu może znaczyć: komes Mikołaj, wspomniany Bobola, podczaszy lub cześnik królowej matki] Z przybliżenia lat Niesiecki słusznie wnioskuje, że ten Mikołaj, cześnik starszej królowej (Jadwigi Łokietkowej) musiał być bratem lub synowcem Jakóba.[9]" Z kolei w bardzo dobrze udokumentowanej historycznie książce o świętym Andrzeju Boboli, wspominanego już księdza jezuity Jana Poplatka znajdujemy takie wiadomości o rodzinie naszego świętego. „W dokumentach z XV i XVII wieku spotyka się stosunkowo wielu przedstawicieli rodziny Bobolów. W XV i XVI wieku pojawiają się głównie w okolicach Jarosławia, Lwowa, Przemyśla, Przeworska, Sanoka i Krosna, pod koniec XVI i przez wiek XVII występują też w województwie sandomierskim. Wszyscy pisali się z Piasków lub z Wielkiego i Małego Piasku. (...) Do większych posiadłości ziemskich doszli zaledwie trzej Bobolowie. Jan (zmarły 1533) posiadał na własność lub też dzierżawił wsie; Tywonię, Sadową, Grabownicę, Małnów, Sarny, Strachocinę i połowę Nadyb[10]". Drugim posiadaczem ziemskim był Jakub (zmarły w 1636 roku) a trzecim, „najbardziej majętnym był podkomorzy koronny Andrzej... (...) Rzecz to znamienna, że niektórzy z Bobolów, posiadający liczne potomstwo, byli o wiele ubożsi niż bezdzietny Jakub i Andrzej [11]". Według najbardziej wiarygodnej hipotezy, z którą zgadza się biograf naszego bohatera ksiądz Jan Poplatek, ojcem świętego Andrzeja Boboli miałby być Mikołaj Bobola, brat wspomnianego podkomorzego Andrzeja a dziadkami Krzysztof Bobola i Elżbieta z Wielopolskich. O matce naszego świętego, niestety nic nie wiemy. W latach 1606 -1611 uczęszczał młody Andrzej do pierwszego w Polsce, założonego przez kardynała Stanisława Hozjusza, kolegium jezuickiego w Braniewie. „W spisie uczniów tegoż, kolegium, przyjętych do Kongregacji Mariańskiej 6 grudnia 1608 roku, widnieje imię i nazwisko: Andreas Bobola. Powtarza się ono także pod datą 5 stycznia 1611 roku, z zaznaczeniem, że Andrzej Bobola jest zastępcą prefekta kaplicy, Jana Rosnowskiego[12]". Tu uczył się łaciny i greki oraz podstaw retoryki. Greka, której nauczył się bardzo dobrze, pozwoliła mu w przyszłości prowadzić poważne dysputy z prawosławnymi popami i ich uczonymi w Piśmie. Również tu, w Braniewie mógł zetknąć się ze znaną nam błogosławioną Reginę Protman, która w tych latach intensywnie współpracowała z braniewskimi jezuitami.
Święty Andrzej Bobola prowadził dysputy teologiczne z uczonymi mnichami prawosławnymi. Ilustracja z książki: Niezłomny patron Polski święty Andrzeja Bobola, Praca Zbiorowa, Kraków 2015, s. 23. Po ukończeniu tego kolegium, które najwyraźniej musiało głęboko wpłynąć na postawę życiową Andrzeja Boboli, powziął on zamiar wstąpienia do zakonu Jezuitów. W tym celu wyjechał do Wilna. Tam „dnia 31 lipca 1611 r. zgłosił się dwudziestoletni już Andrzej do prowincjała litewskiej prowincji Towarzystwa Jezusowego, ks. Pawła Bokszy i poprosił o przyjęcie do nowicjatu wileńskiego[13]". Po upewnieniu się o prawdziwym powołaniu nowego kandydata, przyjęto go i zamieszkał w domu nowicjatu. Przez kilka dni odbywał tak zwaną „pierwszą próbę", gdzie w odosobnieniu zdobywał informacje o zakonie Jezuitów, poznawał ich wymagania i uczył się posłuszeństwa. „Kandydaturę kończyły kilkudniowe rekolekcje, spowiedź z całego życia i Komunia święta[14]". 10 sierpnia 1611 roku nasz bohater otrzymał suknię zakonną co oznaczało rozpoczęcie drugiej, trwającej dwa lata próby, zwanej nowicjatem. Mistrzem podczas nowicjatu oraz spowiednikiem Andrzeja Boboli został w tym czasie ksiądz Wawrzyniec Bartilius, również Małopolanin pochodzący z Tarnowa. „Pod jego przewodnictwem odprawił Andrzej, obowiązujące w nowicjacie, miesięczne rekolekcje i niejedną godzinę spędził ze swym mistrzem na rozmowie, na temat swych przeżyć duchowych. W myśl przepisów instytutu poddał Bartilius Andrzeja pewnym, z góry określonym próbom, w których nowicjusz miał wykazać swą zdatność do życia w zakonie Jezuitów[15]". Nowicjat zakończył święty Andrzej Bobola 31 lipca 1613 roku, złożeniem ślubów, które definitywnie łączyły nowicjusza z zakonem. Były to tak zwane śluby wieczyste. Odbyła się ta uroczystość „podczas Mszy świętej, odprawionej przez rektora a zarazem mistrza nowicjuszów, Bartiliusa, [Andrzej Bobola] związał się na zawsze z zakonem przez złożenie ślubów ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. W tym samym dniu wpisał własnoręcznie do osobnej księgi następujące oświadczenie: »Ja Andrzej Bobola, wyegzaminowany w określonych czasach, złożyłem śluby scholastyków aprobowanych, według formuły przyjętej w Towarzystwie, dnia 31 lipca 1613 r., podczas Mszy świętej odprawionej przez rektora domu nowicjatu w Wilnie, W. ks. Wawrzyńca Bartiliusa - przy czym jasno zdaję sobie sprawę z tego, że w słowach: przyrzekam wstąpić itd. - zawiera się czwarty ślub, którym się zobowiązałem do przyjęcia jakiegokolwiek stopnia, czy to koadiutora, czy też profesa, według tego, co ojciec generał uzna za bardziej odpowiednie dla służby Bogu«. Od tej chwili stał się Andrzej tzw. (...)scholastykiem aprobowanym, (...) aż do dnia złożenia ostatnich uroczystych ślubów, po święceniach i ukończonych studiach". W latach 1613-1616 studiował filozofię w Akademii Wileńskiej, której założycielem był w roku 1579 król Stefan Batory. Jej pełna nazwa brzmiała: Akademia i Uniwersytet Wileński Towarzystwa Jezusowego (łac. Academia et Universitas Vilnensis Societatis Jesu)[16] 21 grudnia 1613 w katedrze wileńskiej w kaplicy świętego Kazimierza otrzymał święty Andrzej Bobola „z rąk biskupa sufragana Abrahama Wojny niższe święcenia akolity, egzorcysty, lektora i ostiariusza[17]" wraz z tonsurą. „Samo słowo „tonsura" pochodzi od łacińskiego czasownika „tondere", co znaczy „strzyc". Tonsura więc była wystrzyżonym i potem wygolonym na czubku głowy krążkiem, co pokazywało przynależność do stanu duchownego, posłuszeństwo przełożonym, oddanie swojemu duchownemu powołaniu, ale też symbolizowało koronę cierniową Chrystusa[18]". Po tych uroczystościach był więc klerykiem mającym niższe święcenia kapłańskie, czyli akolitą, który mógł pomagać kapłanowi w sprawowaniu liturgii. W roku 1617 zgodnie z zasadami Towarzystwa Jezusowego „musiał - po skończeniu filozofii - przerwać własne kształcenie, by poświęcić się pracy pedagogicznej w szkołach średnich (kolegiach) zakonu. Najpierw przez rok uczył gramatyki niższej w Braniewie. Potem spędził rok w Pułtusku jako nauczyciel trzeciej klasy humanistycznej[19]". Była to zwyczajowa u jezuitów praktyka pedagogiczno-dydaktyczna. Następnie, w latach 1618-1622 studiował teologię również w Akademii Wileńskiej. Podczas studiów, w grudniu 1621roku otrzymał najpierw święcenia subdiakonatu a wkrótce potem diakonatu. Natomiast 12 marca 1622 roku, czyli w tym samym dniu, w którym papież Grzegorz XV w Rzymie dokonał kanonizacji Ignacego Loyoli (założyciela Zakonu Jezuitów), w Wilnie Andrzej Bobola został wyświęcony na kapłana przez biskupa Eustachego Wołłowicza. W lipcu 1622 nadszedł termin egzaminu, zwanego po łacinie Examen ad gradum, z całego materiału przerobionego na Akademii, a więc z teologii i filozofii. Egzamin ten, który zdawano przed złożeniem ostatnich ślubów, przesądzał o przyszłej randze młodego jezuity w zakonie. Niestety, tego ostatniego, najważniejszego egzaminu, który miał być „koroną studiów siedmioletnich[20]" Andrzej Bobola nie zdał. Nieznana jest przyczyna tego, że tylko jeden z egzaminatorów uznał wiedzę świętego Andrzeja za wystarczającą, pozostali trzej ocenili ją jako fatalną. Być może wyjaśnieniem tego niepowodzenia na egzaminie był charakter naszego bohatera. Otóż, jak wiemy Andrzej Bobola był szlachcicem, a więc w domu nabył pewną wyniosłość, upartość i wybuchowość. Chociaż przez cały czas pobytu w zakonie walczył z tymi wadami, to jednak zachowały się ówczesne opinie, o takim właśnie postępowaniu Andrzeja Boboli. Być może właśnie upór i wybuchowość w stosunku do egzaminatorów zniszczyły naszemu bohaterowi karierę naukową, który w ten sposób został pozbawiony możliwości wykładania teologii w kolegiach jezuickich. Chociaż zupełnie inny powód tego niepowodzenia na egzaminie podaje Zofia Kossak w swojej powieści „Suknia Dejaniry". Do tego tematu powrócimy jeszcze, gdy będziemy omawiać dopuszczenie do złożenia profesji przez świętego Andrzeja. My, gdy dzisiaj, z perspektywy czasu patrzymy na całe życie świętego Andrzeja, możemy stwierdzić, że z pewnością Pan Bóg tak chciał, ponieważ musiał inaczej widzieć jego przyszłość oraz inne zadania i inną chwałę przewidywał dla naszego bohatera. Święty Mateusz napisał w swojej Ewangelii: „A od czasu Jana Chrzciciela aż dotąd królestwo niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je. (Mt11,12). Natomiast ksiądz doktor Władysław Vrana w swoich egzortach o polskich świętych wydanych w 1930 roku, tak rozpoczął okolicznościowe kazanie o wtedy jeszcze błogosławionym Andrzeju Boboli: „Według świętego Bernarda cztery są drogi do nieba: jedni niebo kupują; to są ci, którzy z miłości ku Bogu ziemskie swoje dobra chętnie dają na dzieła miłosierdzia, na wsparcie ubogich i nieszczęśliwych. Drudzy niebo kradną, to są ci, co w skrytości, bez przechwałki wykonują dzieła chwalebne, służą Bogu w życiu zakonnym albo pustelniczym. Innych Bóg przemocą do nieba prowadzi; to są ci, na których On cierpienia i krzyże zsyła, na ciągłe próby ich wystawia, a oni to spokojnie i z poddaniem przyjmują. Inni wreszcie gwałtem niebo zdobywają; to są ci, którzy ciało swe krzyżują, umartwiają, którzy żadnej ofiary, żadnego prześladowania, nawet śmierci się nie lękają, gdy idzie o chwałę Bożą i dusz zbawienie. Do tych ostatnich należy chwalebny Męczennik Chrystusowy błogosławiony Andrzej Bobola, kapłan Towarzystwa Jezusowego, który został zamordowany w okrutny sposób przez schizmatyckich Kozaków[21]". Święty Andrzej pomimo niepowodzenia podczas najważniejszego egzaminu na swoich studiach, jednak „mógł (...) odbyć tak zwaną trzecią probację zakonną, w której chodziło mniej o naukę, a bardziej (...) o doskonałość wewnętrzną. (...) 22 lipca 1623 roku zakończył (...) [ją] z wynikiem pozytywnym[22]". Tę trzecią probację odbył w kolegium jezuickim w Nieświeżu, gdzie przez następny rok był rektorem miejscowego kościoła Jezuitów. Tu poznał się z księciem Albrychtem Stanisławem Radziwiłłem (herbu Trąby) wychowankiem jezuitów wileńskich, kanclerzem wielkim litewskim. Razem byli wielkimi zwolennikami uznania Matki Bożej za Królową Polski. [Kilkanaście lat później „w roku 1635 książę Albrecht Stanisław Radziwiłł, Kanclerz Wielki Księstwa Litewskiego ogłosił drukiem książeczkę pt.: „Dyskurs nabożny z kilku słów wzięty o wysławianiu Najświętszej Panny Bogurodzicy Mariey" Na 250 stronie autor powołuje się na osobistą znajomość z o. Mancinellim SJ i potwierdza, że właśnie jemu Maryja kazała nazywać się Królową Polski. Przed oficjalnym Jej uznaniem za Królową wszyscy w Polsce tym tytułem Ją nazywali. Ów starodruk wprost nawiązuje do objawień w Neapolu dnia 14-VIII-1608 i 15- VIII-1617 we Wniebowzięcie NMP, oraz w Krakowie 8-V-1610 roku a dotyczących Polski. Wtedy dosłownie mówiono: „KRÓLOWA POLSKI WNIEBOWZIĘTA". Po Neapolu i Krakowie, Wilno było wtedy jezuicko-europejskim centrum rozgłaszania w/w godności. Obraz Matki Bożej Ostrobramskiej - 1620 r. jest pierwszym wcielonym skutkiem objawień[23]."] W 1624 nasz święty Andrzej został przeniesiony z Nieświeża do domu profesów w Wilnie, chociaż wtedy bardzo zabiegał o niego prepozyt domu profesów w Warszawie, Andrzej Nakiel, który wystosował takie pismo do prowincjała jezuitów Michała Ortiza: „Koniecznie potrzebny jest nam kaznodzieja, który by nadawał się równocześnie do utrzymywania stosunków z magnatami. Proszę zatem przysłać nam ks. Andrzeja Bobolę[24]". Ale prowincjał musiał uznać, że bardziej przydatny będzie ksiądz Andrzej w Wilnie, gdzie został kierownikiem Sodalicji Marjańskiej mieszczan wileńskich, pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny Wniebowziętej. Obowiązek ten pełnił do roku 1630. W tym czasie był również kaznodzieją i spowiednikiem w kościele pod wezwaniem świętego Kazimierza; a w latach 1626-1630 był rektorem tego kościoła, od 1628 do 1630 doradcą prepozyta. 2 czerwca 1630 złożył profesję [ślubowanie] czterech ślubów zakonnych w kościele pod wezwaniem świętego Kazimierza w Wilnie. Jezuici oprócz trzech ślubów zwykłych, a więc, o czym już wcześniej wspomniano, ślubu czystości, ubóstwa i posłuszeństwa składają jeszcze dodatkowy czwarty ślub, posłuszeństwa papieżowi w sprawach misji. Trzy śluby zwykłe, składali bracia zakonni oraz Jezuici, którzy zostawali koadiutorami, czyli pomocnikami profesów. Natomiast żeby zostać profesem, trzeba było złożyć cztery śluby. Dość długa była droga świętego Andrzeja do tego by mógł otrzymać zgodę na złożenie tej profesji czterech ślubów. Przeszkodą mogło być najprawdopodobniej, na co zwracaliśmy już wcześniej uwagę, gwałtowne usposobienie naszego bohatera. O takiej możliwości, świadczy chociażby odpowiedź z roku 1627, na prośbę prowincjała litewskiego Jana Jamiołkowskiego do generała zakonu Vitelleschiego „o dopuszczenie Boboli do uroczystej profesji, pomimo, iż brakowało mu ważnego w tym względzie warunku, to jest pozytywnego wyniku egzaminu z całości nauk filozoficznych i teologicznych[25]". W odpowiedzi generała znajdujemy takie słowa: „Co do ks. Andrzeja Boboli należy jeszcze poczekać. Tymczasem proszę mu poważnie zwrócić uwagę na zauważone w nim błędy. Jeśli postępowanie jego okaże się bez zarzutu, wówczas będziemy mogli zastanowić się nad tym, czy dla przytoczonych w informacji powodów, zasługuje na dopuszczenie go do profesji trzech ślubów[26]" Rozważał więc generał dopuszczenie świętego Andrzeja do profesji tylko trzech a nie czterech ślubów. Jednocześnie widzimy, że w tym liście generał nie zarzuca braku wiedzy naszemu bohaterowi, nie mówi o dodatkowej nauce ale zwraca uwagę na „zauważone w nim błędy" oraz „postępowanie jego". A to by znaczyło, że jeśliby ksiądz Andrzej wyzbył się zauważonych w nim błędów i poprawił postępowanie swoje, to mógłby być dopuszczony do profesji. Co prawda pół roku później generał napisał, że przy przyznawaniu profesji „nie kierujemy się zapatrywaniem osobistym, ale opieramy się bezwzględnie na zdaniu egzaminatorów co do wiedzy kandydata[27]". Ale wygląda to tak, jakby ktoś zwrócił uwagę generała, na to, że wcześniej brakowało takiego zarzutu. Mamy jeszcze dwie opinie, które zebrał ksiądz prowincjał a na które warto zwrócić uwagę: „Wśród opinii pozytywnych dwie cieszyły się szczególną powagą, jedna byłego prepozyta domu profesów w Wilnie, Pawła Bokszy z 1625 r., druga współczesnego prepozyta, Andrzeja Nowackiego z 1628 r. Obydwie, nie tając ujemnych stron cechujących usposobienie Andrzeja, bez przesady w słowach, zgodnie podkreślały jego bystry umysł, dobre wykształcenie, trzeźwość sądu, zdolności kaznodziejskie ponad przeciętną miarę i wielki, a dobroczynny wpływ, jaki wywierał na ludzi[28]". Zanim jednak generał dopuścił do tej profesji, to już wyraźnie „polecił prowincjałowi poważnie wytknąć Andrzejowi wszystkie jego ujemne właściwości i zachęcić go do pracy nad ich usunięciem. »A jeśli na tym polu, zdaniem Waszej Wielebności i konsultorów, nastąpi stosowna poprawa, proszę nas znów zawiadomić. Wówczas zdecydujemy wreszcie, czy ma on być dopuszczony do profesji czterech ślubów«, Błędem, o który przede wszystkim chodziło, było wrodzone Andrzejowi usposobienie choleryczne, przejawiające się na zewnątrz w pewnym uporze, z jakim trzymał się swego zdania, a zwłaszcza w skłonności do nagłych wybuchów niecierpliwości. Dla tej właśnie wady, uznał go w 1628 r. prepozyt Nowacki, za niezdatnego do nauczania w szkołach i piastowania urzędu przełożonego, dopóki nie opanuje swego zapalnego, wybuchowego temperamentu[29]". Z Wilna, zaraz po złożeniu tej uroczystej profesji, wyjechał święty Andrzej do Bobrujska nad Berezyną, gdzie w latach 1630-1633 był superiorem czyli przełożonym domu zakonnego jezuitów. Tam „miał pięciu współpracowników - czterech kapłanów i brata zakonnego[30]". Na terenach tych mieszkali w większości prawosławni, a niewielka ilość Polaków, jeszcze parę lat wcześniej nie miała tam żadnego kościoła. Pozbawieni domu Bożego i duszpasterza wieśniacy kompletnie zapomnieli o świętych Sakramentach „byli [tam] ludzie, którzy i po 60 lat się nie spowiadali. Ignorancji prawd wiary odpowiadał zanik moralności, zawieranie dzikich małżeństw i przechodzenie na prawosławie[31]". W roku 1633 przeniesiono Andrzeja Bobolę z Bobrujska do kolegium w Płocku, i właśnie w trakcie przerwy w tej podróży spotykamy go na kartach wspomnianej wcześniej powieści Zofii Kossak, gdzie znajdujemy ten trochę inny powód nie zaliczenia egzaminu przez naszego bohatera. Ażeby stał się nam święty Andrzej jeszcze bardziej bliski opiszemy wcześniej jego wygląd: „Jezuita Jan Łukaszewicz SJ, który osobiście znał Andrzeja Bobolę, przekazał pewne cechy jego wyglądu, stwierdzając m.in. Andrzej Bobola był średniego wzrostu, o zwartej muskularnej i silnej budowie ciała. Twarz miał okrągłą, pełną, policzki okraszone rumieńcem, przez jasną, przyprószoną siwizną, fryzurę, z lekka przeświecała łysina. Powagi dodawała twarzy siwiejąca, nisko strzyżona broda[32]". Posłuchajmy dialogu, który prowadzą dwaj duchowni, jednym z nich jest jezuita, kapelan dworski ojciec Dominik Podolec a drugim, jego przyjaciel ojciec Andrzej Bobola: „Ojciec Dominik zajęty był również. (...)Niespodziewanie bowiem zjechał doń w odwiedziny druh najmilszy, kolega z konwiktu, ojciec Andrzej Bobola, Societatis Jesu. Świeżo złożył w ręce ojca Marcina Rydzewskiego urząd superiora domu zakonnego w Bobrujsku, sam przeniesiony będąc do Płocka. (...) Długo pozostaniesz w Płocku? [ - zapytał ojciec Dominik] - Przełożeni o tym będą decydować, a nie ja. Gdybym śmiał na ich postanowienia wpływać, błagałbym, by mi pozwolono sprawiać pracę misyjną wśród plebsu na Litwie albo w Pińszczyźnie. - Praca misyjna wśród plebsu?! Po lasach wędrować, w kurnych chatach dym łykać, dzikusów ledwo chrzczonych pacierza uczyć?! Latami wykształconego człowieka nie widzieć?! - Tak właśnie. Nie dziw się, ale tego najgoręcej pragnę. - To dobre dla prostaków, którzy się żadnego stopnia w zakonie dochrapać nie mogą! Z twoim rozumem, z twoją wiedzą! Wymową! - Czy nie sądzisz, Dominiku, że przeceniamy znaczenie wiedzy? - Znowu ta śpiewka! Nie zmieniłeś się, Andrzeju! Słyszałem to samo przed twoim ostatnim egzaminem ad gradum ... Ojciec Andrzej uśmiechnął się swawolnie. - Przepadłem sromotnie przy owym egzaminie, więc cóż miałem innego powiedzieć? - Przestań - rzekł surowo ksiądz Podolec - Ojciec egzaminator zapewniał, żeś rozmyślnie zlekceważył odpowiedzi, jakoby zdać nie chcąc ... - Rozmyślnie to niesłusznie powiedziane. Być może jednak, że nie przyłożyłem do nich należnej wagi. W skupieniu przeszkadzała mi obawa, czy osiągnięcie tytułu teologa nie utwierdzi mnie w wadach, i tak nadto umocnionych. Bez stopnia skłonny jestem do pychy i gniewu, cóż by zaś było, gdybym go osiągnął? A chyba ważniejszym jest pozbycie się bodaj jednej wady niż uzyskanie najtrudniejszej umiejętności? - Twoje wady, Andrzeju? Nie masz ich! Każdy, kto cię zna... - Ja znam siebie lepiej niż inni. I wiem, com jest[33]". Ciekawa hipoteza i bardzo prawdopodobna, skoro całe życie święty Andrzej walczył ze swoją wybuchowością lub wyniosłością oraz innymi przywarami, to takie upokorzenie samego siebie, mogło mu w tej walce zdecydowanie pomóc. W Płocku święty Andrzej przebywał do roku 1636 kierując Sodalicją Mariańską. Następnie na rok udał się do Warszawy, by ponownie wrócić do Płocka, ale tym razem w „charakterze kaznodziei i prefekta (dyrektora) nauk w kolegium[34]". Tu w niewielkiej szkółce kierował czterema nauczycielami. Od roku 1638 przez cztery lata był doradcą rektora kolegium jezuickiego, a jednocześnie kaznodzieją i dyrektorem szkoły humanistycznej w Łomży. Nawiasem mówiąc, smutne są losy łomżyńskiego kościoła Jezuitów. Otóż wybudowany przez nich w XVII wieku kościół pod wezwaniem świętego Stanisława Kostki, po kasacie zakonu przeszedł w ręce Pijarów a w połowie XIX wieku przejęli go Ewangelicy. W roku 1944 hitlerowcy wysadzili ten kościół, którego już nigdy nie odbudowano a na jego miejscu, w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku, postawiono hotel o nazwie Polonez, który dzisiaj nosi nazwę „Gromada". W latach 1642- 1646 był Andrzej Bobola kaznodzieją, a także kierownikiem szkoły oraz moderatorem Sodalicji Mariańskiej w Pińsku. Z powodu złego stanu zdrowia, powrócił aż na sześć lat do Wilna, gdzie był kaznodzieją w kościele świętego Kazimierza oraz wykładowcą i misjonarzem. W roku1652 powrócił do Pińska. Tu ponownie został kaznodzieją w kościele pod wezwaniem świętego Stanisława oraz podejmował wyprawy misyjne na terenach Pińszczyzny i Polesia, stąd nazywany był apostołem pińszczyzny lub Polesia. W 1653 przebywał krótko w Połocku a w 1655 roku również czasowo w Wilnie. Mieszkańców Polesia nazywano Poleszukami, i tak o tych mieszkańcach w czasach naszego bohatera napisał profesor Feliks Koneczny: „św. Andrzej Bobola odprawiał misje między Poleszukami, a tak pomyślnie, iż go popi nazywali »duszochwatem[35]« [to znaczy tym, który chwyta, łapie dusze, jeszcze inaczej łowca dusz.] Podróżował po błotach i roztopach Polesia.[36]". Święty Andrzej bardzo pragnął we wszystkim wykonywać wolę Bożą i całkowicie się z nią zgadzał. Pragnął również uzyskać od Boga łaskę otrzymania „męczeńskiej korony, do której z wewnętrzną pewnością osiągnięcia ciągle wzdychał, co zaświadczył ksiądz Józef Grzegorz Kołowicz, który to z własnych ust księdza Jędrzeja słyszał i biskup kujawski Aleksander Wychowski, który na dowód tego przytacza list błogosławionego Jędrzeja Boboli w roku męczeństwa swego do innego Jezuity pisany, gdzie wzmiankuje, iż jedzie do Pińska, aby tam męczeńską śmiercią życia swego dokonał[37]". Były to czasy bardzo ciężkie dla Polski, gdyż wtedy Szwedzi najechali na nasz kraj, co historia później nazwała potopem szwedzkim, ale także, w tym samym czasie nasza Ojczyzna była w trakcie długotrwałego konfliktu z Rosją, i również wtedy trwało powstanie Chmielnickiego, czyli kozacki bunt, wsparty przez Tatarów (pod dowództwem Tuhaj - beja) przeciwko Rzeczypospolitej. W 1651 roku Chmielnicki przegrał bitwę pod Beresteczkiem na Wołyniu, a w trzy lata później po zawarciu ugody perejesławskiej, przeszedł pod władzę cara Aleksego I Romanowa, co wywołało już otwartą wojnę polsko - rosyjską . Car w roku 1655 rozkazał Kozakom, jako „obrońcom" prawosławia przenieść się na Litwę. Dlatego też wtedy, zaczęło się przeganianie Jezuitów z tych ziem, dla których były to tereny misyjne. Kozacy po zdobyciu Smoleńska, doszli aż do Wilna. I tak, jezuici „ze Smoleńska uciekłszy, musieli się tułać długo, wymijając postoje wrogich wojsk. W Połocku zbeszczeszczono kościoły, a w Nowogródku dwóch księży poraniono, jednego zabito. Przez dwa lata trwały te prześladowania od wojsk moskiewskich: „Jezuici stracili wówczas 40 swoich zakonników. Święty Andrzej Bobola przebywał wówczas dalej na południu w nowym klasztorze w Pińsku... (...) Wszystkie prowincje, w których odbywały się te wojny kozackie, tatarskie i moskiewskie, zamieniały się w ruiny. Zwłaszcza zaś spadła katastrofa na klasztory katolickie. Samych bernardyńskich poszło z dymem czternaście, a siedemdziesięciu zakonników poniosło śmierć. Mówiono, że spalonymi klasztorami i trupami zakonników poznaczona jest droga kozacka. I podczas oblężenia Zbaraża (które tak wspaniale opisał Sienkiewicz) zastrzelony został z łuku tatarskiego Bernardyn o. Franciszek Ząbkowski.(...) Na samej Litwie spalono siedem klasztorów, a zabito dziesięciu kapłanów. Słusznie też pisał arcybiskup lwowski[Mikołaj] Krosnowski, że ta prowincja zakonna »dla Boga i za prawdę codziennie męki i konania znosząc, zakonowi serafickiemu wielki zaszczyt przynosi i walcząc na chwałę Bożą aż do krwi przelania, zasługuje na szkarłatny wieniec w niebie«[38]". Dzięki gorliwej pracy duszpasterskiej świętego Andrzeja w Pińsku, „zmniejszała się gromada w najbliższej cerkwi, powiększała się liczba wiernych w najbliższym kościele unickim lub łacińskim... Ludność prawosławna złorzeczyła, wygrażając, że przyjdą Kozacy i zrobią koniec z łacinnikami. Od (...) dziesięciu lat nadchodziły straszne wieści z Kijowa, Ostroga, Nowogródka, Łucka... Około stu księży pozabijano. Jednego księdza zarąbano przy ołtarzu, drugiego w konfesjonale, trzeciego w drzwiach kościoła. (...) Polatywała ta wieść, ta groźba od dawna nad okrągłą głową o bielutkich włosach, kiedy Apostoł Polesia kroczył po moczarach, po torfowiskach, po zagubionych ścieżynach. Błyskała gniewnie w nienawidzących oczach wilczego ludu, który tak trudno nakarmić słowem Bożym, gdy chciwy jest ziemskich dóbr. Szedł niestrudzony apostoł drogami-rozstajami, jechał przez puszcze i łany, przepływał na wywrotnych łódeczkach olbrzymie, zadrzemane jeziora i leniwe rzeki. A tymczasem coraz bliżej przysuwały się wojska Kozaków. Na niebie w nocy rozlewały się łuny pożarów, jak misy z krwią. Od pobojowisk ciężko leciały z krakaniem chmary kruków. W dzień snuły się na widnokręgu smugi dymów. Na drogach ukazywali się ludzie uciekający z tobołami, z szaleństwem w oczach. Śmierć otaczała wielkim kołem apostoła i powoli zwężała to koło. (...) Zrozumiemy gorliwość Andrzeja, jeżeli zdamy sobie sprawę ze stanu, w jakim znajdował się wtedy [podobnie jak w Bobrujsku] lud na Polesiu, ówczesny kronikarz - jezuita, tak pisze o nim: »Nie znają nawet z imienia Boga Ojca i Syna i Ducha Świętego, ani Składu Apostolskiego, ani innych tajemnic zbawienia, zadawalając się odmawianiem: Boże zmiłuj się. Prócz chrztu, do żadnych sakramentów w swym życiu nie przystępowali... Dotychczas nigdy kapłanów nie widzieli w tych lasach i bagniskach«. (...)Z początku Pińsk był w lepszym położeniu od innych miast, bo zajęły go wojska regularne Rosjan, którzy pomagali Kozakom, a Rosjanie nie niszczyli i nie mordowali w tak dziki sposób, jak Kozacy. Wtedy tu schronili się Jezuici z innych domów. Ale wkrótce Pińsk wpadł w ręce Kozaków. Wtedy Jezuici rozproszyli się po okolicy, szukając schronienia, gdzie się dało. Srożyły się jednak po okolicy bandy Zieleniewskiego i Popenki. Jezuitów tropiono i chwytano. W Horodku podczas nabożeństwa dopadli w kościele ojca [Szymona] Maffona, wywlekli stamtąd i zabili. Bł. Andrzej schronił się do Janowa, odległego od Pińska o 5 mil. Ale nie chciał przerwać swej pracy misjonarskiej. Miasteczko to było prawie całe katolickie, gdyż długo pracował w tej okolicy bł. Andrzej. W wigilię Wniebowstąpienia udał się on do wsi Peredił [Peredył], aby przygotować tamtejszych mieszkańców do uroczystości. Tymczasem do Janowa wpadli Kozacy i zaczęli mordować Polaków i Żydów. Dopytywali się przy tym, gdzie jest »duszochwat«. Urządzili obławę na wszystkich katolików. Kto nie ukrył się lub nie uciekł, ten ginął z rąk rozwścieczonego, fanatycznego kozactwa. Bł. Andrzej chciał pozostać w Peredile. Ale lud lepiej rozumiał niebezpieczeństwo, które mogło zagrażać misjonarzowi. Kiedy bł. Andrzej po Mszy św. i kazaniu modlił się w kościele, przybiegli ludzie z Janowa i opowiadali z przerażeniem o gwałtach kozackich. - Uciekaj, ojcze, - mówili, - oni ciebie szukają, lada chwila tu wpadną. Odgrażają się, że muszą dostać »duszochwata«. Kozacy tymczasem, nie znalazłszy bł. Andrzeja w Janowie i dowiedziawszy się, że jest w Peredile, wzięli ze sobą przewodnika, Jakuba Czetwerynkę i udali się tam, by go schwytać. Bł. Andrzej uległ prośbom i łzom katolików, wsiadł do kolaski i pojechał, by ukryć się gdzie indziej. Kiedy dojeżdżał do wsi Mogilno, ujrzał oddział kozacki i prowadzącego go Czetwerynkę. Kozacy natychmiast otoczyli powóz, zatrzymali konie i wywlekli misjonarza na drogę. Śmierć, która krążyła od dawna nad świętym człowiekiem, położyła mu na ramionach ręce (...) [trupie]. Bł. Andrzej poczuł, że jest zgubiony... Oto przyszło męczeństwo. Spokojnie powiedział do woźnicy, Jana Domanowskiego: - Niech się dzieje wola Boża. Domanowski uląkł się Kozaków. Porzucił lejce i konie i uciekł do lasu. Później człowiek ten wstąpił do posług domowych w zakonie oo. Jezuitów i opowiadał nieraz o tej chwili. Większe znaczenie miało świadectwo Jakuba Czetwerynki, który był przy męczeństwie do końca, gdyż Kozacy kazali mu pilnować koni. Starszy Kozaków ucieszył się, że trzyma w rękach księdza-misjonarza, o którym słyszał, że spowodował tyle nawróceń w okolicy. Odezwał się do niego: - No, księże, nic ci nie zrobimy. Tylko rzuć swoją wiarę łacińską, zostań prawosławnym, a darujemy ci życie. - Raczej wy się nawróćcie, - ze słodyczą odparł bł. Andrzej, - w błędach waszych pozostając, nie zbawicie się. Czyńcie pokutę. Kozacy rozgniewali się. Postanowili nawrócić go gwałtem. Cóż by to był za triumf dla schizmy, gdyby zaparł się katolicyzmu najgorętszy jego krzewiciel i obrońca! Zdarli z niego suknię kapłańską i na półobnażonego zaprowadzili pod płot, gdzie przywiązali go do pala i zaczęli bić. Pojmanie świętego Andrzeja Boboli przez Kozaków. Olej na płótnie, W. Bartoszewicz, 1978. Ilustracja z książki: Niezłomny patron Polski święty Andrzeja Bobola, Praca Zbiorowa, Kraków 2015, s. 28 Było to na wiosnę i w polu pracowało dużo wieśniaków. Zbiegli się, porzuciwszy robotę i stanęli opodal, przyglądając się ze współczuciem. Potem niektórzy uciekli przerażeni, inni pozostali. Męczennik pod razami oblał się krwią. Widząc, że ani namowy, ani bicie nie odnoszą skutku, Kozacy ścięli świeże gałęzie wierzbowe, upletli z nich koronę i na wzór Chrystusowej, cierniowej - włożyli na głowę. Końce wici zaciągali mocno, bacząc tylko, żeby czaszka nie pękła. Twarz Błogosławionego wśród męczarni rozjaśniła się nieziemskim uśmiechem. Rozwścieczeni oprawcy zaczęli go policzkować tak silnie, że kilka zębów wypadło. Pytali czy zaprze się wiary. Męczennik odpowiedział z siłą: - Nie. Wtedy wyrwali mu paznokcie i zdarli skórę z górnej części ręki. Krew oblała go całego. Widząc niezłomność bł. Andrzeja. Kozacy postanowili oddać go swej starszyźnie. Odwiązali go od pala, okręcili sznurem, a dwa jego końce przymocowali do siodeł. Bł. Andrzej musiał biec, stosując się do koni, a kiedy ustawał, Kozacy z tyłu popędzali go, kłując lancami, uderzając toporami. Zranili go dwa razy głęboko w lewe ramię od strony łopatki i zadali cięcie. Wieniec wierzbowy w dalszym ciągu uciskał mu głowę. W Janowie był dnia tego targ Zbiegł się więc duży tłum ludzi, przypatrując się, jak wleczono między końmi księdza, oblanego krwią. Kozacy popędzali go i lżyli, grożąc okropnymi karami. Bł. Andrzej padał i podnosił się znów pod razami, Ale pomimo to ciągle się modlił. Wreszcie przywleczono go przed esauła kozackiego, który przyskoczył do niego, wołając nienawistnie: - Co, ty ksiądz? Dziwna radość opromieniła twarz męczennika. Odpowiedział nieustraszenie, składając wyznanie wiary, jak pierwsi męczennicy za czasów Dioklecjana: - Tak, jestem księdzem katolickim, urodziłem się w wierze katolickiej i pragnę w niej umierać. Moja wiara jest prawdziwa, ona prowadzi ludzi do zbawienia. Nawróćcie się i wy, czyńcie pokutę, bo nie zbawicie się w waszych błędach. Esauł zamierzył się szablą i byłby zabił Bobolę, ale on zasłonił się ręką, otrzymując cios w palec u prawej ręki. Kozak ciął powtórnie i zranił głęboko lewą nogę. Bobola upadł na ziemię. I jeszcze raz wygłosił wyznanie wiary: - Wierzę i wyznaję, że jest tylko jeden Bóg i jeden prawdziwy Kościół i jedna prawdziwa wiara katolicka, objawiona przez Boga i podana przez Apostołów i męczenników. Cierpię i dobrowolnie umieram za tę wiarę. Powiedział to ze spokojem i godnością, stojąc z trudnością na zranionej nodze. We wzroku jego była głębia miłości i przebaczenia. Jeden z katów nie mógł wytrzymać tego spojrzenia. Przyskoczył i końcem szabli wyłupił mu oko. Błogosławionego Andrzeja postanowili Kozacy zawlec do rzeźni miejskiej, by tam wygodniej było dalej go torturować. Pociągnęli go za lewą nogę tak gwałtownie, że jq wyszarpnęli z biodra. W rzeźni zamknęli drzwi, ale przez szpary i okna widzieli wszystko ludzie, którzy wnet się tam zbiegli. Czetwerynka, pytany potem, gdy zbierano fakty z życia Boboli w celu kanonizacji, co widział, opowiadał: - Słyszałem jego głos, jak go męczyli Kozacy. Wołał: - Jezus, Maryjo! Inni świadkowie stwierdzili także, że przez cały czas składał wyznanie wiary i modlił się wśród mąk nieopisanych. Do jednego z obecnych, żyda, powiedział: - Dlaczego nie chcesz przyjąć tej prawdy, dla której życie oddaje? Kozacy rozłożyli go na stole rzeźnickim i zaczęli palącymi się drzazgami przypiekać mu boki. Potem postanowili ubrać go w szaty kapłańskie po swojemu. Na miejscu tonsury wycieli mu krąg do kości. Poranili ręce, namaszczone olejami świętymi. Na plecach wycieli skórę w kształt ornatu. Potem posypali rany sieczką i wciskali ją w rany. Błogosławiony Andrzej jęczał strasznie i zawołał: - Dziatki moje, co czynicie? Zastanówcie się nad sobą! Znów bili go po twarzy, że kilka zębów wypadło. Wbijali mu igły i drzazgi za paznokcie prawej ręki. Ale on tylko zawołał głosem, przerywanym od męki: - Jezus Maryjo, kocham Was! - Obcięli mu nos i wargi i kilka większych sztuk ciała koło serca i lędźwi. Potem postanowili wyrwać jeżyk, którym głosił słowo Boże. Zrobili w karku wielki otwór i wyrwali język u nasady. Potem powiesili go głową w dół, a kiedy męczennik poruszał się konwulsyjnie, śmieli się z szyderstwem: - Patrzcie, Lach tańczy. W takim stanie porzucono go w rzeźni. Pułkownik kozacki wszedł prawie po godzinie, zastał go jeszcze przy życiu i dwoma uderzeniami szabli w szyję zakończył te nieludzkie męczarnie.[39]". Nasz święty spędził dużą część swojego życia oraz został zabity na terenie dzisiejszej Białorusi. Mapka z dodanymi po polsku nazwami miejscowości ze strony: https://pl.dreamstime.com/ilustracji-republika-bia-oru-mapa-image82883654 [1] Wszystkie obrazy umieszczone w tym opracowaniu pochodzą z książki: Niezłomny patron Polski święty Andrzeja Bobola. [2] Jan Poplatek, Święty Andrzej Bobola łowca dusz, Sandomierz 2007, s.21. [3] Tamże. [4] Tamże, s. 19. [5] Jan Poplatek, Święty Andrzej Bobola ..., s. 30-31. [6] Tamże, s. 15. [7] Ks. Stanisław Kuźnar SJ, Św. Andrzej Bobola, Warszawa 2013, s. 12. [8] Ks. dr Aleksander Syski, Złoty list z nieba św. Andrzeja Boboli do Polonji w Ameryce, Orchard Lake 1938, s. 9-10. [9] Ludwik Zarewicz, Andrzej z Piasków Bobola Podkomorzy Koronny Zygmunta III jakim był, a jakim go Kronika biskupa Pawła Piaseckiego przedstawia, Lwów 1876, s. 5-6. [10] Tamże, s.11-12. [11] Tamże, s.12. [12] Ks. Mirosław Paciuszkiewicz SJ, Andrzej Bobola, Kraków 2000, s. 15. [13] Jan Poplatek, Święty Andrzej Bobola ..., s.28. [14] Tamże, s. 31. [15] Tamże, s. 33. [16] https://pl.wikipedia.org/wiki/Uniwersytet_Wile%C5%84ski#Uczelnia_jezuicka [17] Jan Poplatek, Święty Andrzej Bobola ..., s.37. [18] https://kultura.wiara.pl/doc/1018347.Tonsura-to-nie-glaca [19] Zbigniew Gach, Poczet kanonizowanych świętych polskich, Gdańsk 1997, s.177. [20] Jan Poplatek, Święty Andrzej Bobola ..., s.46. [21] X. Dr Władysław Vrana, Egzorty o polskich świętych i błogosławionych, Kraków 1930, s. 152. [22] Jan Poplatek, Święty Andrzej Bobola ..., s.178. [23] https://opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZP/xw_nmpkrolowa.html [24] Jan Poplatek, Święty Andrzej Bobola ..., s.53. [25] Jan Poplatek, Święty Andrzej Bobola ..., s.58. [26] Tamże. [27] Jan Poplatek, Święty Andrzej Bobola ..., s. 59. [28] Tamże, s. 60. [29] Tamże, s. 61. [30] Ks. Mirosław Paciuszkiewicz SJ, Andrzej Bobola, Kraków 2000, s. 45. [31] Jan Poplatek, Święty Andrzej Bobola ..., s. 63. [32] https://3obieg.pl/sw-andrzej-bobola-patron-kresow-ii-rpinicjator-powolania-matki-bozej-na-krolowa-polski-patron-wielkiego-zwyciestwa/ [33] Zofia Kossak, Suknia Dejaniry, Warszawa 2016, s.38-39. [34] Ks. Mirosław Paciuszkiewicz SJ, Andrzej ..., s. 48-49. [35] Poprzednio tak samo nazywano również wcześniejszego męczennika, arcybiskupa unickiego, świętego Jozafata Kuncewicza. [36] Feliks Koneczny, Święci w dziejach narodu polskiego, Miejsce Piastowe 1937, s.387. [37] Ks. Karol Antoniewicz, O świętych polskich, Kraków 1906, s. 138. [38]Feliks Koneczny, Święci w dziejach..., s.399-400. [39] Anna Zahorska, Ilustrowane żywoty..., s. 340-343. Powrót |