B³ogos³awiony Melchior Rafa³ Chyliñski cz.I ilustr. z ksi±¿ki Ludomira Jana Bernatka, B³ogos³awiony Rafa³ Bo¿y Rafa³ Chyliñski, Niepokalanów 1991. Tej nocy poznamy ¿ywot b³ogos³awionego Melchiora Rafa³a Chyliñskiego, którego w naszej Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego wzywamy jako patrona ubogich i chorych. Z ca³± pewno¶ci± mo¿na by go jeszcze wzywaæ jako nauczyciela Bo¿ej pokory, o czym za chwilê siê przekonamy. Wiek osiemnasty, jest wiekiem, w którym w Polsce ¿y³, tylko jeden uznany przez ko¶ció³, od niedawna zreszt±, cz³owiek godny beatyfikacji i jest nim w³a¶nie Rafa³ Chyliñski. A jak zauwa¿a ojciec Ludomir Jan Bernatek, jeden z biografów naszego bohatera, pozostaje nam jeszcze tylko jeden z tego okresu kandydat oczekuj±cy do wyniesienia na o³tarze, a jest nim: „O. Kazimierz Wyszyñski, marianin [którego pamiêtamy jako jednego oddanego ¿ywotopisarza ¶wiêtego Stanis³awa Papczyñskiego], podczas gdy w innych krajach, pozornie mniej katolickich, w tym czasie znajdujemy wielu b³ogos³awionych i ¶wiêtych[1]". Na pewno ma to zwi±zek z tym, ¿e by³ to czas dla wiêkszo¶ci Polaków bardzo nieprzyjemny, a mo¿e nawet, jak uwa¿a³ profesor Feliks Koneczny, by³ to „najsmutniejszy ustêp z dziejów polskich[2]". Pos³uchajmy co o tamtych czasach, tu¿ przed swoj± ¶mierci±, powiedzia³ król Jan III Sobieski, gdy „w¶ród (...) zamêtu i rozprzê¿enia ogólnego dogorywa³ [ten] bohater spod Chocimia i Wiednia, trapiony chorob± i strasznymi przeczuciami. Kiedy biskup Za³uski [Andrzej Chryzostom, biskup p³ocki] nak³ania³ go do spisania testamentu, zawo³a³ król z gorycz±: »Na mi³y Bóg, czy¿ ty naprawdê my¶lisz, ¿e w naszych czasach mo¿e zdarzyæ siê co dobrego? Czy¿ nie widzisz, ¿e z³e tak siê rozmno¿y³o, ¿e ledwo jeszcze jakie miejsce dla mi³osierdzia Bo¿ego zosta³o? Czy nie widzisz, ¿e taka siê miêdzy lud¼mi zagnie¼dzi³a niegodziwo¶æ, taka z³o¶æ we wszystkich sercach osiad³a, ¿e poczciwo¶æ ju¿ nie rzadka, ale prawie jest ¿adna? Wszyscy jak na wy¶cigi pracuj± nad tym, by z³e z dobrem pomieszaæ, obyczaje w ostatnim upadku, a tobie siê zdaje, ¿e je pod¼wign±æ zdo³asz? Kiedy ¿ywi rozkazujemy, nikt nas s³uchaæ nie chce, a mamy siê ³udziæ, ¿e s³uchaæ nas bêd± umar³ych?« By³y to ostatnie jego s³owa, przekazane potomno¶ci[3]". Bardzo smutne jest to, ¿e te s³owa s± wci±¿ aktualne. Po królu Janie III Sobieskim w Polsce przez ponad pó³ wieku panowali królowie z saskiej dynastii Wettynów, a po nich krótko jeszcze Stanis³aw August Poniatowski, po którym nasta³ czas rozbiorów. Pierwszym z Wettynów by³ August II Mocny, który potajemnie przyj±³ wiarê katolick±, co oburzy³o ca³± luterañsk± Saksoniê, której by³ elektorem [czyli jednym z ksi±¿±t niemieckich, którzy wybierali (brali udzia³ w elekcji) cesarza lub króla spo¶ród siebie, czyli w³a¶nie spo¶ród ksi±¿±t elektorów.] Ale jego nawrócenie nie by³o autentyczne, lecz bardzo wyrachowane, chodzi³o oczywi¶cie o zdobycie korony w katolickiej Polsce. Tê dwulicowo¶æ dostrzega³a spora czê¶æ spo³eczeñstwa polskiego, która nie chcia³a uznaæ wyboru Sasa na swojego króla. Tak¿e „papie¿ Innocenty XII nie wierzy³ w szczero¶æ nawrócenia Augusta II i d³ugo nie chcia³ go uznaæ w³adc± Polski. (...) Nawet publiczny udzia³ Augusta II we Mszy ¦wiêtej nie przekona³ Innocentego XII, który zachowywa³ nadal w stosunku do niego rezerwê[4]". Syn Augusta II, który jako August III zasiad³ na polskim tronie, podobnie post±pi³ jak ojciec. Kiedy by³ jeszcze pod opiek± swojej matki, Krystyny Eberhardyny, która nigdy nie odesz³a od wiary luterañskiej, to oczywiste jest, ¿e w³a¶nie w tej wierze by³ wychowywany i tê wiarê bez problemów akceptowa³. Dopiero chêæ otrzymania korony polskiej, tak samo jak u jego ojca, przyczyni³a siê do konwersji na katolicyzm. Rz±dy ich obu przerywane by³y dwukrotnie, kilkuletnimi okresami panowania Stanis³awa Leszczyñskiego, którego stronnikami byli przeciwnicy Sasa [st±d wziê³o siê powiedzenie od Sasa, (gdzie miano na my¶li zwolenników Elektorów Saskich) do Lasa, (a tu, nale¿eli ci, którzy byli zwolennikami króla Leszczyñskiego)]. Te saskie rz±dy nacechowane by³y maksymalnym u¿ywaniem ¿ycia, czyli ob¿arstwem, pijañstwem i ca³kowit± swawol±. St±d wziê³o siê inne powiedzenie: „Za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa!". Przez takie zachowanie króla i elit pañstwowych zanika³y prawdziwe cnoty w spo³eczeñstwie polskim i wzrasta³o jego zacofanie. No, bo je¶li „z³y przyk³ad szed³ z góry [to wtedy] pycha magnatów i lokajstwo [s³u¿alczo¶æ] ogó³u sta³y siê cech± ustroju spo³ecznego. Pijañstwo przeszczepi³ z Niemiec »arcyopój« August Mocny z[e] swoimi Biberiusami [z ³ac. pijakami, opojami niektórzy mieli takie przezwiska jak np. Fryderyk von Grumbkow zwany »Biberius Cassubiensis«] (...), [ten¿e August Mocny] w przystêpie ostatnich przed¶miertnych przera¿eñ wytrze¼wiony wo³a³: »¯ycie moje ca³e by³o jednym nieustaj±cym grzechem«: [je¶li tak,] to jak¿e nie grzeszyæ mieli poddani?[5]". To z kolei, mo¿e potwierdziæ autor opisu ¿ycia spo³eczeñstwa polskiego w osiemnastym wieku, ksi±dz Jêdrzej Kitowicz, który omawiaj±c obyczaje ówczesnej szlachty, ale jak siê okazuje, równie¿ niektórych cz³onków duchowieñstwa, tak napisa³, : „Z miêdzy wszystkich pijaków, w których poczet mo¿na by³o rachowaæ ka¿dego pana i szlachcica w ró¿nych stopniach pijackich doskona³o¶ci...(...) [jednym z wybitniejszych by³, miêdzy innymi] (...)Borejko, kasztelan zawichostski [zawichojski], tego mo¿na nazwaæ pobo¿nym pijakiem; najbardziej albowiem lubi³ cieszyæ siê i pijaæ z duchownymi, kiedy z ¶wieckimi osobami nie mia³ ¿adnego zatrudnienia. Skoro by³ wolny od interesów, rozpisa³ listy do pobli¿szych mieszkania swego klasztorów, aby mu przys³ali po dwóch zakonników, jakikolwiek pobo¿ny pretekst do tego wymy¶liwszy. Prze³o¿eni klasztorów, wiadomi koñca tej misji, posy³ali mu co lepszych do picia. Z tymi Borejko zamkn±³ siê w pokojach osobnych i oznajmi³ domownikom swoim, ¿e to jest klasztor, do którego po zamkniêciu nikogo nie wpuszczono, ani z go¶ci, ani domowych, ani ¿ony, ani ¿adnej kobiety, choæby nie wiedzieæ jaka by³a potrzeba[6]". Nie mo¿na siê wiêc dziwiæ, ¿e przez takie zwyczaje w owym czasie, polskim „rodom magnackim i szlachcie s³usznie zarzucano brak patriotyzmu, samolubstwo, ciemnotê oraz fanatyczn± chocia¿ powierzchown± religijno¶æ, (...) [której] zewnêtrznym za¶ wyrazem (...) mia³y byæ liczne fundacje klasztorów i kalwarii, koronacje obrazów, odpusty oraz inne uroczysto¶ci[7]". Mo¿na jeszcze dodaæ, ¿e oprócz, tej niekiedy fasadowej bogobojno¶ci oraz coraz wiêkszych wp³ywów protestanckich i o¶wieceniowych w¶ród mieszkañców naszego kraju, „równocze¶nie oddawali siê [oni] zabobonom i wierzyli w przes±dy. [Ksi±dz Kitowicz] mówi wprost o przemieszaniu zdrowej pobo¿no¶ci z zabobonami, g³upstwami i nieprzyzwoito¶ciami[8]". To wszystko mog³o byæ powodem, ¿e wiek osiemnasty wyda³ pod wzglêdem ilo¶ci ludzi ¶wiêtych, tak symboliczne owoce. Chocia¿ wydaje siê, ¿e pod wzglêdem gorliwo¶ci w wierze, to jeden b³ogos³awiony Rafa³ Chyliñski mo¿e nam w jakiej¶ mierze wynagrodziæ ten brak, wiêkszej ilo¶ci takich ludzi ¿yj±cych wówczas w Polsce, zreszt± pos³uchajmy. 6 stycznia 1694 roku we wsi Wysoczka (oko³o 30 kilometrów na zachód od Poznania, niedaleko miasteczka Buk) na dworze niezbyt zamo¿nej rodziny szlacheckiej przyszed³ na ¶wiat Melchior Chyliñski. Imiê otrzyma³ nasz bohater na cze¶æ jednego z Trzech Króli, bo urodzi³ siê w³a¶nie w to ¶wiêto i w oktawie tego ¶wiêta (prawdopodobnie 10 stycznia) zosta³ ochrzczony. Ojcem jego by³ Arnold Jan Chyliñski herbu Boñcza a matk± Ma³gorzata Marianna z Kierskich. Oboje rodzice byli bardzo bogobojni i w tej cnocie wychowywali Melchiora. Rodzicami chrzestnymi zostali „»szlachetny« Jan G³oskowski oraz »s³awetna« Agnieszka mieszczka[9]". Byli oni bezdomnymi pensjonariuszami „szpitala przy ko¶ciele ¦wiêtego Ducha w Buku[10]". Rodzice post±pili tak, gdy¿ chcieli „uprosiæ u Boga opiekê i szczególn± ³askê dla dziecka[11]". To wybranie chrzestnych spo¶ród ludzi bardzo ubogich, wywar³o olbrzymi wp³yw na dalsze ¿ycie Melchiora, zw³aszcza, ¿e gdy tylko trochê podrós³, zanosi³ swoim rodzicom chrzestnym posi³ki do przytu³ku. Mia³ wiêc mo¿liwo¶æ do¶æ dok³adnie przyjrzeæ siê biedzie, na któr± sta³ siê tak wra¿liwy, ¿e „w pó¼niejszej jego dzia³alno¶ci (...) nazywano [go] »ojcem« biedaków, a nawet »dziadowskim biskupem«[12]". Wszystkich dzieci razem mieli pañstwo Chyliñscy, siedmioro. Prawdopodobnie by³o ich trochê wiêcej, ale jak us³yszymy za chwilê, kilku mêskich potomków musia³o umrzeæ zaraz po urodzeniu. Oprócz Melchiora by³o jeszcze piêæ córek i jeden syn. Ale „dojrza³ego wieku do¿yli tylko [m³odszy brat] Micha³ Stanis³aw i [starsza o siedem lat od Melchiora] siostra Agnieszka[13]", po mê¿u Stroñska. Cudowne a zarazem dziwne okoliczno¶ci towarzyszy³y narodzeniu Melchiora, Jak opowiada³, podczas procesu beatyfikacyjnego, jego m³odszy o rok brat, Stanis³aw, „którego zeznania potwierdzi³a starsza siostra i inni ¶wiadkowie[14]", ich matka oddawa³a olbrzymi± cze¶æ ¶wiêtemu Bonawenturze. Powodem by³o to, ¿e wcze¶niej „za dopuszczeniem Bo¿ym, synowie [przez ni±] zrodzeni wkrótce umierali". Wiêc zwróci³a siê z czci± i nabo¿eñstwem do ¶wiêtego Bonawentury, by za jego przyczyn± „Bóg da³ jej mêskich potomków i zachowa³ ich od wczesnej ¶mierci[15]". Po jakim¶ czasie, gdy by³a „w stanie b³ogos³awionym i blisk± ju¿ porodu, zjawi³ siê we dworze zakonnik franciszkañski, którego nikt przedtem nie widzia³ ani zna³, twierdz±c, ¿e jest Bonawentur±. Widz±c za¶, ¿e matkê drêcz± cierpienia, pob³ogos³awi³ jej i rzek³: »B±d¼ dobrej my¶li, bêdziesz mia³a syna, który przyniesie wielk± chwa³ê Bogu, a wam bêdzie pociech±«. To powiedziawszy odszed³. (...) Wnet potem matka nasza powi³a bez cierpieñ syna. (...) [Poniewa¿] nikt ¿adnego franciszkanina nie widzia³ (...) przypuszczali rodzice, ¿e to by³ ¶wiêty Bonawentura (...) i uwa¿ali to zjawienie za cud i dziwn± ³askê[16]". Bardzo pobo¿nie i z prawdziw± troskliwo¶ci± wychowywali rodzice ma³ego Melchiora. Przede wszystkim matka, która powierzywszy go pod opiekê, oczywi¶cie ¶wiêtemu Bonawenturze, zaszczepia³a mu w duszy chrze¶cijañskie zasady religijne i moralne. Dziecko wiêc by³o bardzo rozwa¿ne w mowie i ju¿ w tych dzieciêcych latach, dobrze u³o¿one i bardzo skromne. Tak m±dre dziecko, które ju¿ okazywa³o wielk± mi³o¶æ do Boga i wyj±tkowo dba³o o Jego honor, ojciec nazywa³ zakonnikiem. Bo faktycznie, ten „m³ody umys³ Melchiora [by³] tak± (...) przejêty ¿arliwo¶ci±, na któr± trudno by siê by³o zdobyæ cz³owiekowi dojrza³ego wieku. I tak razu pewnego znalaz³a go matka za owczarni± klêcz±cego i najwy¿sz± bole¶ci± przepe³nionego (...) gdy[¿] us³ysza³, ¿e imieniowi Boskiemu ludzie nale¿nej czci nie oddaj± i w³a¶nie nadesz³a w tej chwili (...) [gdy]z dziecinn± prostot±, maj±c rêce wzniesione ku niebu wo³a³: »Ach Bo¿e! Jak¿e honorowi Twojemu ubli¿aj±, gdy Tobie po prostu mówi±: Ty - ludzie za¶ miêdzy sob± pod³ug stanu i godno¶ci nadaj± sobie tytu³y. Och! Odt±d ju¿ nie bêdê mówi³ do Ciebie Ty -bêdê odt±d mówi³ Tobie w modlitwie Ja¶nie Wielmo¿ny Panie Bo¿e mój« (...) [chocia¿] matka jego to s³ysz±c, obja¶ni³a m³ode dzieciê, ¿e Bóg Najwy¿szy, ludzkich tytu³ów nie potrzebuje [On] jednak nigdy nie ¶mia³ wymówiæ w modlitwie do Boga wyrazu Ty[17]". Tak zezna³o jego rodzeñstwo (wspomniany ju¿ brat i siostra), i zosta³o to zapisane w Aktach procesu Kanonizacji i Beatyfikacji Rafa³a Chyliñskiego w Rzymie w latach 1772-1773 oraz w roku 1777. Mo¿e, kto¶ spróbuje pój¶æ w ¶lady Melchiora, zarêczam, ¿e jednak jest to bardzo trudne, choæ oczywi¶cie wykonalne. Tu pamiêtaæ musimy, ¿e wiele modlitw jest tak u³o¿onych, ¿e wymuszaj± na nas u¿ywanie ró¿nych zaimków, w ró¿nych przypadkach, takich jak na przyk³ad: Ty (Bo¿e), Twój (Duchu ¦wiêty), Twoja (wola), Twego (Syna), Tobie (Maryjo), Ciebie (Jezu), i tym podobne. Uczy³ siê, nasz m³odziutki bohater, w szkole parafialnej w pobliskiej miejscowo¶ci o nazwie Buk. Tam ukoñczy³ klasê (by³ to trzeci rok nauki) zwan± syntaks±, czyli tak±, gdzie uczono budowy zdañ i zwi±zków wyrazowych, czyli sk³adni. Tam równie¿ przez swoich kolegów by³ nazywany zakonnikiem lub mnichem. Bra³o siê to st±d, ¿e m³ody Melchior zamiast dokazywaæ z nimi, o³tarzyki budowa³, ozdabia³ ¶wiête obrazy i figury oraz kolegów do wspólnych procesji i ¶piewów pobo¿nych ku czci Pana Boga i Matki Przenaj¶wiêtszej namawia³. Nawet mówi³ im „kazania o Panu Bogu, przytacza³ Pismo ¦wiête i szerzy³ w¶ród nich wiadomo¶ci, których sam ¶wie¿o siê uczy³[18]". Nie zwa¿a³ równie¿ na obra¼liwe docinki ani swoich kolegów ani nawet swojego rodzonego brata. W latach od 1707 do 1710 w ró¿nych miastach Polski szala³a zaraza (epidemia d¿umy w Poznaniu pojawi³a siê w czerwcu 1709[19]), w czasie której zmar³ jego ojciec. Od tego czasu rodzina zaczê³a mieæ k³opoty finansowe. Dodatkowo, w tym w³a¶nie czasie ograbiono i spalono ich maj±tek. W tej trudnej sytuacji, brat matki Melchiora, biskup sufragan kamieniecki Stanis³aw Kierski, zaj±³ siê edukacj± i m³odego Melchiora i jego brata Stanis³awa. Kszta³cili siê oni w Poznañskim kolegium jezuickim, które ponad sto lat wcze¶niej za³o¿y³ i przez czas jaki¶ wyk³ada³ w nim ksi±dz Jakub Wujek, ten sam, którego przek³ad Biblii, przez prawie cztery wieki czyta³a ca³a Polska. M³odych braci Chyliñskich, którzy zamieszkali w Poznaniu na stancji, pilnowa³ i wychowywa³ tam Jakub Stasicki, „który pó¼niej zosta³ »plebanem w ¦wi±tkowie, bêd±c zawo³anym i ¿arliwym kaznodziej±«[20]" Nie wiadomo, dlaczego Melchior przerwa³ naukê w kolegium, byæ mo¿e powodem by³a jego choroba, gdy¿ w³a¶ciwie przez ca³e ¿ycie „cierpia³ on na dokuczliw±, w³a¶ciwie nigdy nie zagojon± ranê w nodze[21]". Jednak, pomimo tej rany, w roku 1712, kiedy ju¿ ukoñczy³ lat osiemna¶cie wst±pi³ on do wojska. Zrobi³ to prawdopodobnie za namow± rodziny. Z powodu braku dokumentów w archiwach, trudno jest dzi¶ ustaliæ, czy s³u¿y³ w wojsku polskim czy te¿ w saskim. Wiadomym jest, ¿e s³u¿y³ pod Joachimem Flemmingiem, który by³ zarówno „ dowódc± si³ saskich i równocze¶nie jako koniuszy Wielkiego Ksiêstwa Litewskiego, by³ rotmistrzem w wojsku polskim[22]". Wiemy jedynie, ¿e „s³u¿y³ w królewskim regimencie jazdy pancernej jako chor±¿y; (...) pe³nienie obowi±zków chor±¿ego wskazywa³o na du¿e zaufanie, gdy¿ chor±¿y dokonywa³ ¿o³nierskich rozliczeñ pieniê¿nych z w³adzami wojewódzkimi[23]". Ale nie by³o to stanowisko oficerskie ani dowódcze. Po trzech latach, kiedy jego oddzia³ stacjonowa³ w Krakowie, chor±¿y Chyliñski zrezygnowa³ z kariery wojskowej. Kiedy go pytano o powód tej rezygnacji, mówi³ krótko: „odszed³em, bo mi tam siê nie podoba³o[24]". Nied³ugo po odej¶ciu z wojska, zg³osi³ siê do klasztoru krakowskich franciszkanów konwentualnych, gdzie po rozmowie z prowincja³em ojcem Ludwigiem Elbingrem[25], przyjêto go jako kleryka do nowicjatu. Nie mamy pewno¶ci, dlaczego wybra³ akurat ten zakon, kto wie, byæ mo¿e zadzia³a³ tu czczony przez matkê franciszkanin, ¶wiêty Bonawentura? 4 kwietnia 1715 roku odby³y siê w krakowskim klasztorze ob³óczyny Melchiora, który przyj±³ habit zakonny z r±k gwardiana a zarazem mistrza nowicjatu, ojca Aleksandra Sierakowskiego, wtedy te¿ otrzyma³ nowe imiê zakonne Rafa³. Rok pó¼niej, 26 kwietnia w 1716 roku uroczyste ¶luby wieczyste z³o¿y³ w Piotrkowie Trybunalskim, dok±d nowicjusze zostali przeniesieni z powodu panuj±cej w Krakowie epidemii d¿umy. Kiedy ukoñczy³ skrócony, bo tylko dwuletni kurs teologii, to ju¿ w czerwcu 1717 roku brat Rafa³ Chyliñski z r±k biskupa diecezji Inflanckiej, Piotra Tar³y przyj±³ ¶wiêcenia kap³añskie. Powodem tak szybkiego wy¶wiêcenia go, móg³ byæ brak kap³anów, których wielu zmar³o w czasie wspomnianej zarazy. Po ¶wiêceniach ojciec Rafa³ w ci±gu dziewiêciu lat by³ przenoszony a¿ osiem razy. Pracowa³ w Obornikach, Radziejowie, Pyzdrach, Kaliszu, Warszawie, Poznaniu, Gnie¼nie i Pszczewie. Do wszystkich tych klasztorów, gdzie by³ posy³any, przybywa³ pieszo z niewielkim w³asnym baga¿em, gdy¿ mia³ tam pozostawaæ tylko przej¶ciowo. Dopiero w roku 1726 roku zosta³ przeniesiony do Warki, gdzie ustanowiono go prze³o¿onym, nadaj±c mu tytu³ „ojca konwentu[26]". To by³ klasztor do którego zosta³ jeszcze w marcu roku 1716, a wiêc przed z³o¿eniem ¶lubów wieczystych, „»afiliowany« (jakby usynowiony)(...). Znaczy³o to, ¿e na starsze lata zakonnik mia³ zagwarantowane tam mieszkanie i utrzymanie, chocia¿by przez ca³e ¿ycie zakonne mieszka³ i pracowa³ gdzie indziej[27]". Tu, pe³ni±c obowi±zki prze³o¿onego oraz kaznodziei i spowiednika, otrzyma³ od prowincja³a zadanie zbudowania kuchni, której brakowa³o w tym klasztorze. W tym celu powierzono mu 12 korców ¿yta i szesna¶cie korców jêczmienia, aby móg³ pokryæ wszystkie wydatki zwi±zane z tym zadaniem. (Korzec to dawna miara objêto¶ci, stosowana w Polsce od ¶redniowiecza do po³owy dziewiêtnastego wieku. By³a to lokalna miara i tak na przyk³ad korzec warszawski wynosi³ 120,6 litra a krakowski a¿ 501, 116 litra.) Nie by³o wiêc tego ma³o, bo zak³adaj±c, ¿e by³y to korce warszawskie (Warka le¿y niedaleko Warszawy), mo¿na ¶mia³o przyj±æ, ¿e by³o to oko³o 1500 litrów pszenicy, co daje mniej wiêcej oko³o jednej tony czterystu kilogramów. A ¿yta, licz±c w ten sam sposób by³o oko³o 1900 litrów, a wiêc oko³o jednej tony o¶miuset kilogramów. A wiêc razem by³o ponad 3 tony zbo¿a. Niestety, w tym czasie trwa³a na terenie Polski III wojna Pó³nocna, która bardzo zubo¿y³a mieszkañców Warki i jej okolic. Z tego powodu, codziennie do furty klasztornej schodzili siê okoliczni ubodzy, prosz±c zakonników o wsparcie. I mia³ nasz b³ogos³awiony dylemat, czy byæ pos³usznym prze³o¿onemu czy te¿ pos³uchaæ S³owa Bo¿ego? Wszyscy przecie¿ znamy te cytaty z Ewangelii, gdzie Pan Jezus mówi: Je¶li chcesz byæ doskona³y, id¼, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a bêdziesz mia³ skarb w niebie (Mt 19,21), lub kiedy mówi, aby nakarmiæ g³oduj±cych, gdy¿ pewnego dnia oka¿e siê, ¿e: wszystko, co uczynili¶cie jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie¶cie uczynili. (Mt 25,40). Ojciec Rafa³ nie zastanawia³ siê wiêc d³ugo i „zamiast wznosiæ mury karmi³ zg³odnia³ych. By³a to z jego strony decyzja ¶mia³a, a (...) zdaniem wspó³braci nieprawna (...) dlatego oskar¿ali go przed prowincja³em pod zarzutem zaniedbañ w gospodarstwie wspólnoty. Ojciec Rafa³ broni³ siê s³owami Chrystusa: »Da[wa]jcie, a bêdzie wam dane« (£k 6,38), ale niestety, nie wszyscy zakonnicy mieli tak± ufno¶æ w Opatrzno¶ci Bo¿ej[28]". Pewnie nie znali s³ów ¶wiêtego Jana Chryzostoma, który powiedzia³: „skoro grzechem jest niepos³uszeñstwo wzglêdem rozkazów Chrystusa, niemniej jest grzechem niedowierzanie tym rozkazom[29]".
ilustr. z ksi±¿ki Ludomira Jana Bernatka, B³ogos³awiony Rafa³ Bo¿y Rafa³ Chyliñski, Niepokalanów 1991. Oczywi¶cie, na najbli¿szej kapitule, usuniêto ojca Rafa³a z funkcji gwardiana a jego nastêpca „dobry gospodarz, ale cz³owiek bardzo impulsywny. Wykorzystuj±c sprytnie fakt, ¿e Rafa³ cierpia³ na chroniczne bóle g³owy, og³osi³, ¿e sta³ siê on niepoczytalny, i kaza³ mu, jako rzekomo choremu umys³owo, ostrzyc w³osy do go³ej skóry[30]". A wiêc odwa¿nego cz³owieka, który dok³adnie wype³ni³ nakaz Boga, nie wype³niaj±c polecenia ludzi, uznano za szalonego czy te¿ nienormalnego. Jak widaæ, te mechanizmy nie zmieni³y siê od lat i prê¿nie funkcjonuj± do dzisiaj. Uznaje siê przecie¿ za normê to, co w telewizji, czy w innych mediach, przedstawiono jako powszechne, zwyczajne czy przeciêtne. Natomiast wszelka wyj±tkowo¶æ czy postêpowanie ponadprzeciêtne, bo za takie nale¿y uznaæ dok³adne wype³nianie woli Bo¿ej, przedstawia siê jako szaleñstwo. Byæ mo¿e, te kilka ostatnich wieków, to s± owe lata, o których w trzecim wieku po narodzeniu Chrystusa, ¶wiêty pustelnik i Ojciec Pustyni, Antoni Wielki, powiedzia³: „przyjd± takie czasy, ¿e ludzie bêd± szaleni i je¶li kogo¶ zobacz± przy zdrowych zmys³ach, to powstan± przeciw niemu, mówi±c: »Jeste¶ szalony, bo nie jeste¶ do nas podobny«[31]". Id±c takim tokiem rozumowania, mo¿na w³a¶ciwie przyj±æ, ¿e postêpowanie wiêkszo¶ci, je¶li nie wszystkich ¶wiêtych, by³o szalone, bo w ¿adnym wypadku nie byli oni podobni do ludzi przeciêtnych. Przecie¿ po¶wiêcali swoje ¿ycie, które dla przeciêtnego cz³owieka jest warto¶ci± najwy¿sz±. Równie¿ umartwiali swoje cia³o poprzez d³ugotrwa³e posty, nosili w³osiennicê, biczowali siê do krwi, chodzili boso w zimie, zak³adali sobie ¿elazne ³añcuchy, które czasami nawet wrasta³y w cia³o ¶wiêtego? Niektórzy dawali siê zamurowywaæ w ma³ej celi, tak jak b³ogos³awiona Dorota z M±towów. Obecny proboszcz bazyliki mariackiej w Gdañsku, gdy powiesi³ w tej ¶wi±tyni obraz b³ogos³awionej Doroty, spotka³ siê kilkakrotnie z takimi stwierdzeniami: Co ksi±dz, robi? Kobietê , która da³a siê zamurowaæ wprowadza ksi±dz do ko¶cio³a i przybli¿a nam j± jako ¶wiêt±[32]. Ano w³a¶nie, co to za wzór? Przecie¿ musia³ byæ szalona. A co dzisiaj bêdzie s±dzi³ przeciêtny, m³ody cz³owiek o ¿yciu w czysto¶ci, w dodatku po ¶lubie? Mo¿e powtórzê, nie przed ¶lubem ale w³a¶nie po ¶lubie, tak jak na przyk³ad ¿y³a ¶wiêta Kinga, ze swoim mê¿em, ksiêciem Boles³awem Wstydliwym. Te przyk³ady mo¿na by mno¿yæ. Wracamy do naszego bohatera. Otó¿, kroniki milcz± na temat odbudowania tej kuchni w wareckim klasztorze, ale równie¿ nie wspominaj± o jakimkolwiek ciê¿kim g³odzie, który by mia³ spa¶æ w tym czasie na jego mieszkañców. Mo¿emy wiêc za³o¿yæ, z du¿± doz± prawdopodobieñstwa, ¿e wszyscy zakonnicy wareccy w pe³nym zdrowiu prze¿yli ten tak „ciê¿ki" dla nich okres. A ojciec Rafa³, jak to prze¿y³? Có¿ „spe³ni³o siê marzenie s³ugi Bo¿ego, pragn±cego znosiæ upokorzenia dla imienia Jezus. Wyszydzony, spêdzi³ jeszcze parê miesiêcy w klasztorze, potem na kapelanii w okolicy Warki, a¿ wreszcie z polecenia prowincja³a uda³ siê na sta³y pobyt do £agiewnik[33]". Nie do tych dzisiaj s³ynnych krakowskich £agiewnik, ale do £agiewnik, które obecnie s± dzielnic± £odzi. Natomiast, trzysta lat temu mówiono do £agiewnik ko³o £owicza, gdy¿ „£ód¼ (...) by³a podówczas jeszcze ma³ym osiedlem obok wsi: Chojny, Ba³uty i ¯ubard¼[34]". Klasztor w £agiewnikach powsta³ w roku 1682 na terenie, gdzie oko³o stu lat wcze¶niej mia³o miejsce objawienie siê ¶wiêtego Antoniego Padewskiego „ubogiemu cie¶li Jerzemu, mieszkañcowi £agiewnik[35]". Ojciec Rafa³ do tego klasztoru przyszed³ maj±c 34 lata. By³ ju¿ wiêc znany, w¶ród franciszkanów, z bardzo pobo¿nego ¿ycia, gorliwych modlitw, postów i innych surowych umartwieñ. I tu spêdzi³, z ma³ymi przerwami, ogó³em jedena¶cie lat, a wiêc najwiêcej ze wszystkich klasztorów, w których przebywa³. Z tego miejsca te¿, mamy wiele materia³ów dotycz±cych ¿ycia naszego b³ogos³awionego i st±d wiemy, ¿e „u¿ywa³ (...) wszystkich ¶rodków, którymi ¶wiêci umartwiali swe cia³o. Nosi³ ostr± w³osiennicê, ¶ciska³ siê ¿elaznym pasem [podobnie jak ¶wiêty ¦wierad, czy ¶wiêty Jozafat Kuncewicz] lub ³añcuszkami, nawet jego piuska, by³a podszyta w³osiennic±, znosi³ zimno, bo nigdy nie mia³ zno¶nego ubrania. Sypia³ ró¿nie (...) czasami na go³ych deskach, nieraz nakry³ je worem. (...) Ma³o czasu na sen po¶wiêca³. Powtarza³ nieraz braciom, ¿e kto siê chce umartwiaæ, wystarczy mu trzy godziny snu, skrupulatnemu piêæ, a zwyczajnemu zakonnikowi siedem[36]". Kiedy pewnego razu, ojciec gwardian wszed³ bez pukania do celi ojca Rafa³a, „a ten by³ do po³owy obna¿ony, zobaczy³ plecy pe³ne ran, ca³e skrwawione. Có¿ to jest ojcze, z czego to? - zapyta³. O. Rafa³ pad³ tylko do nóg prze³o¿onemu i bij±c siê w piersi powtarza³: »moja wina, moja wina«. Gwardian zdumiony, ¿e tak strasznie siê biczuje S³uga Bo¿y, nic nie mówi±c odszed³[37]". B³ogos³awiony Rafa³ Chyliñski, z mi³o¶ci do Chrystusa, która nie jednemu, mo¿e siê wydawaæ trochê naiwna czy nawet dziecinna, potrafi³ modl±c siê przed krzy¿em z figur± Jezusa, wyci±gaæ „gwo¼dzie z r±k i nóg Zbawiciela Ukrzy¿owanego, by okazaæ Mu swoje wspó³czucie i przywi±zywa³ je wst±¿kami[38]". Bo w³a¶nie ten widok Pana Jezusa cierpi±cego z mi³o¶ci dla nas na krzy¿u, doprowadza³ go do ³ez oraz „ró¿nych umartwieñ, zw³aszcza biczowania siê. (...) Gdy g³osi³ kazania o Mêce Pañskiej w Wielkim Po¶cie p³aka³ na ambonie. (...) Po trzydziestu latach ¶wiadkowie wspominali, ¿e ¿ywo stoi im przed oczyma wysoka postaæ na ambonie ³zami rzewnie zalana[39]". Te jego kazania przyci±ga³y t³umy, zw³aszcza gdy z wielk± gorliwo¶ci±, mówi±c o Jezusie Ukrzy¿owanym, namawia³ wiernych do ofiarowania Bogu swoich cierpieñ. Wielu wtedy, wychodz±c po Mszy ¦wiêtej z ko¶cio³a spokojniej patrzy³o na swój krzy¿ i w³asne udrêki. Ojciec Rafa³ „gdy przechodzi³ ko³o wielkiego [g³ównego] o³tarza, gdzie przechowuje siê Naj¶wiêtszy Sakrament lub ko³o g³ównych drzwi przed ko¶cio³em, klêka³ na obydwa kolana i bi³ czo³em o ziemiê. (...) Czêsto zatopiony w Bogu zapomina³, ¿e czo³em bij±c o ziemiê zbrudzi³ je prochem lub b³otem i gdy mu nieraz drwinami zwracano uwagê, on wycieraj±c u¶miecha³ siê tylko i dziêkowa³ za upomnienie[40]". ¦wiêty Maksymilian Kolbe studiuj±c w Rzymie, w roku 1912 w swoich notatkach zapisa³, powo³uj±c siê na ¶wiêtego Jana Berchmansa, patrona ministrantów, takie s³owa „¦wiêto¶æ moja, ¿ycie wspólne, ¯ycie wspólne ¶wiêto¶æ moja[41]". A w czasie swoich medytacji doda³ „Najmilsz± Panu Bogu pokut± jest ¿ycie wspólne[42]". Natomiast wspominany ju¿ ojciec Ludomir Bernatek zauwa¿y³, ¿e podobne powiedzenie, o tym ¿e „»¿ycie wspólne jest najwiêksz± pokut± dla zakonników« nabiera podwójnego znaczenia:[gdy¿] nie tylko dla mnie jest ono pokut±, ale wspó³¿ycie ze mn± mo¿e byæ ni± tak¿e dla innych[43]". Jednak to ¿ycie we wspólnocie zakonnej by³o z pewno¶ci± pokut± dla ojca Rafa³a. Z biegiem czasu, im bli¿ej by³ Boga, tym bardziej uwa¿a³, ¿e jest niegodny przebywaæ z innymi, jak równy z równym. Ze swoj± nie¶mia³o¶ci± w stosunku do obcych i usposobieniem samotnika oraz milczka, nasz bohater w kontaktach miêdzy wspó³braæmi coraz bardziej siê uni¿a³ i odczuwa³ jaki¶ dystans. „Nazywa³ siebie »melancholikiem«, dlatego czujnie wystrzega³ siê wszelkich nieporozumieñ, ale nie zawsze udawa³o siê tego unikn±æ. Stara³ siê wiêc usilnie panowaæ nad sob±, nad swoim rozdra¿nieniem, zdenerwowaniem, zachowywa³ spokój, chocia¿ wiele rzeczy mog³o go z³o¶ciæ. By³a to praca wielka, nawet bior±c pod uwagê jego sk³onno¶æ do ustêpstw. Ci±g³e zamkniêcie siê w sobie, pobo¿ne zamy¶lenie i zaduma, obojêtno¶æ i obawa przed wymaganiami ¿ycia towarzyskiego, które przecie¿ nawet w klasztorze istnieje, lêk przed plotkami i pust± rozmow±, ostro¿ne czuwanie nad sob±, a nawet same umartwienia musia³y powodowaæ nieuchronnie czêste konflikty ze wspó³braæmi. Zdawa³ sobie sprawê z tej trudno¶ci i st±d pochodzi³a jego postawa jakby wci±¿ przepraszaj±ca bli¼nich za ka¿dy mo¿liwy nietakt. Rafa³ widzia³ zreszt± w podobnych przypadkach raczej niebezpieczeñstwo grzechu innych, ani¿eli jak±¶ osobist± przykro¶æ czy obrazê dla siebie. Osoby z jego otoczenia dostrzega³y czêsto jego niezwyk³± cierpliwo¶æ, z jak± znosi³ umy¶lnie nawet wyrz±dzane mu przykro¶ci. By³ ogromnie wyrozumia³y na wady czy uchybienia innych, nawet wyra¼ne lekcewa¿enie swojej osoby przyjmowa³ z pokornym »Bóg zap³aæ«[44]". Okazuje siê, ¿e przy tych wszystkich cechach, by³ ojciec Rafa³ tak¿e do¶æ nerwowy, ale z t± przywar± walczy³ od lat i ma³o kto, o tym wiedzia³. Aby zorientowaæ siê jak uda³o mu siê przezwyciê¿yæ tê swoj± nerwicê[45], pos³uchajmy kilku przyk³adów, z jego ¿ycia zakonnego, gdzie równie¿ us³yszymy owo pokorne „Bóg zap³aæ". Kiedy by³ w Krakowie to mia³ za zadanie, obs³ugiwaæ przytu³ek dla zaka¼nie chorych, st±d w klasztorze „wyznaczono mu osobne szaty ko¶cielne i naczynia do Mszy ¦wiêtej, w obawie , aby przypadkowo nie sprowadzi³ zarazy do konwentu[46]". Otó¿, raz pomyli³ siê nasz b³ogos³awiony i ubra³ szaty innego zakonnika. Prze³o¿ony zrobi³ mu z tego tytu³u spor± awanturê a on, kompletnie nie daj±c po sobie poznaæ, jak bolesne s± dla niego te ostre zarzuty, przyj±³ je z uni¿eniem i mówi±c „Bóg zap³aæ", przebra³ siê spokojnie w swoje szaty. Innym razem, to jeden z ojców pomyli³ siê i „wzi±³ z chóru ksi±¿eczkê ojca Rafa³a, w której ten mia³ spisane ró¿ne modlitwy. (...) Gdy ojcu Rafa³owi by³a potrzebna ta ksi±¿eczka, zapuka³ do celi tego ojca i z pokor± [przy ojcu Jasiñskim, który by³ tego ¶wiadkiem] (...) prosi³ o modlitewnik. Kap³an ten (...) oburzy³ siê do najwy¿szego stopnia i pocz±³ go ³ajaæ [i] wyzywaæ. S³uga Bo¿y s³ucha³ z pokor± i jakim¶ u¶miechem, a widz±c, ¿e przeciwnik siê unosi, chcia³ odej¶æ mówi±c: »Deo gratias. Nie gniewaj siê na mnie ojcze. Niech bêdzie pochwalony Jezus Chrystus«.Tamten jednak nie pozwoli³ mu nawet wyj¶æ, ale zas³oni³ sob± drzwi i dopieka³ mu, ile móg³. Wreszcie ojciec Jasiñski wmiesza³ siê i nakaza³ pu¶ciæ ojca Rafa³a. S³uga Bo¿y choæ nie za³atwi³ swej s³usznej sprawy, jakby sam by³ winowajc±, k³aniaj±c siê g³êboko, bez gniewu wyszed³[47]". „Ile trzeba by³o uprzednio w³o¿yæ trudu nad opanowaniem siebie, aby w³a¶nie w ten sposób zareagowaæ![48]", to wiemy chyba wszyscy. Wszak i nam przydarzaj± siê podobne sytuacje. Ojciec Rafa³, gdy ju¿ pos³ugiwa³ w ³ódzkich £agiewnikach, przys³uchiwa³ siê pewnej rozmowie, któr± prowadzi³o w klasztorze kilku kap³anów. Szukali oni przyczyn, braku postêpów u pewnej opêtanej kobiety, nad któr± ju¿ d³ugi czas siê modlono i odprawiano egzorcyzmy. Gdy jego zapytano o zdanie, on bez wiêkszych emocji im „odpowiedzia³: »Darmo fatyguje siê piersi swoje i g³osu dobywa mocnego, egzorcyzmuj±c opêtan±... Je¿eli czyni siê to w innym celu, nie dla chwa³y Boskiej i mi³o¶ci bli¼niego, darmo siê pracuje«. Na te s³owa spokojnie przecie¿ wypowiedziane, Rafa³ us³ysza³ istny potop wyzwisk: »G³upi¶, szalony, uczy³by¶ kogo, a sam nic nie umiesz, ¶wiêtoszku, dziadowodzu!«. Spostponowany tak publicznie ojciec Rafa³ pok³oni³ siê g³êboko i odpowiedzia³ swoim zwyczajem pokornie: »Deo gratias!«[49]". Tak subtelne zwrócenie uwagi na to, co ka¿dy z nas nazwa³by wypêdzaniem diab³a szatanem, spowodowa³o a¿ tak ogromny atak furii, ale to tylko potwierdza diagnozê b³ogos³awionego ojca Rafa³a. On sam, gdy przyprowadzano do niego opêtanych lub chorych, którzy byli niezrównowa¿eni psychicznie, a którzy swoj± wybuchowo¶ci± i histerycznym zachowaniem, dokuczali swoim najbli¿szym, postêpowa³ w taki sposób: „pada³ na ziemiê i le¿±c krzy¿em modli³ siê ¿arliwie. A skutek by³ zawsze widoczny, bo chorzy i opêtani uspokajali siê. S³uga Bo¿y ucieszony wyprowadza³ ich z ko¶cio³a i dziêkowa³ z nimi Bogu za uzdrowienie. St±d powszechnie nazywano go »wielkim egzorcyst±«[50]
ilustr. z ksi±¿ki O. Anzelma Kubita, Czcigodny s³uga..., Kraków 1937. Dla ojca Rafa³a, ka¿dy biedny to by³ cz³owiek, który znajdowa³ siê bardzo blisko Pana Boga i który przez to, wymaga³ jak najwiêkszej troski. Kiedy tylko widzia³ jakiego¶ biedaka, stoj±cego u furty klasztornej, od razu bieg³ do kuchni, z której bra³ jak±kolwiek potrawê i obdarowywa³ ni± ubogiego. Kiedy ojciec Trevani, gwardian w ³agiewnickim klasztorze, spyta³ go: „»czemu ojciec tak robi?«, »Ojcze, widzia³em ich g³odnych i tak uczyni³em« - odpowiada³. Potem upad³ do nóg i przeprasza³[51]". Takie zachowanie rozbraja³o ojca gwardiana, który ju¿ nic wiêcej nie mówi³. Raz, kiedy zosta³ ojciec Rafa³ wyznaczonym na zakonnego prokuratora i mia³ dostêp do kluczy, to w ci±gu dwóch dni rozda³ biednym wszystkie zapasy m±ki, chleba i wêdlin. Kiedy gwardian, Ojciec Trevani zwróci³ siê do niego z pytaniem Co ojciec najlepszego uczyni³?, to nasz b³ogos³awiony bi³ siê w piersi i przyzna³ siê do winy. Ale pó¼niej, jakby chc±c dodaæ otuchy gwardianowi, powiedzia³ Ojcze, oni byli tacy biedni a nas jako¶ Pan Bóg opatrzy. Natomiast jego w³asna matka, która pod koniec swego ¿ycia, zamieszka³a nieopodal klasztoru w £agiewnikach, i pozna³a trochê bli¿ej podopiecznych swego syna, poradzi³a mu „aby by³ ostro¿niejszy, bo w¶ród ¿ebraków s± tak¿e hultaje, którzy raczej wyzyskuj± dobroczynno¶æ, zamiast uczciwie pracowaæ. A on jej na to odrzek³ z u¶miechem: - Lepiej, matko, daæ siê oszukaæ kilku wydrwigroszom ani¿eli jednego, prawdziwie potrzebuj±cego odpêdziæ od furty i nie daæ pomocy. Przynajmniej w ten sposób nikogo siê nie ukrzywdzi. - Ale gdyby nie ci oszu¶ci, to inni ubodzy mieliby wiêcej - (...) - Prawda to, co mówicie, ale pamiêtajcie, ¿e Pan Jezus nawet ³otrowi da³ ³askê nawrócenia, to czemu¿ i ci nasi ³otrzykowie, poluj±cy na chleb ubogich, kiedy¶ nie mieliby siê nawróciæ?[52]". Najwiêcej czasu spêdza³ w konfesjonale, potrafi³ przyjmowaæ penitentów do pó¼nej nocy. A gdy „nie móg³ wszystkich »wys³uchaæ«, to z wielk± pokor± i mi³o¶ci± prosi³ o przebaczenie, przyrzeka³, ¿e jutro, jak Bóg pozwoli, wcze¶niej przyjdzie spowiadaæ. Nazajutrz (...) sam w ko¶ciele lub na cmentarzu szuka³ wczorajszych penitentów, a znalaz³szy jeszcze raz przeprasza³, i¿ wczoraj doznali zawodu i »upada³ im prawie do nóg«[53]". [1] Ludomir Jan Bernatek, Czcigodny s³uga Bo¿y Rafa³ Chyliñski, £ód¼ - £agiewniki 1982, s.5. [2] Feliks Koneczny, ¦wiêci w dziejach narodu polskiego, Miejsce Piastowe 1937, s. 429. [3] Prof. dr August Soko³owski, Dzieje Polski ilustrowane, Tom V, Wiedeñ 1896 (Reprint Poznañ 2004), s. 296. [4] Ks. Boles³aw Kumor, Historia Ko¶cio³a w Polsce, Tom I, cz. II, Poznañ - Warszawa 1974, s. 426. [5] Ks. Kamil Kantak, Franciszkanie polscy, Tom II 1517 - 1795, O¶wiêcim 2016, s. 288. [6] Ks. Jêdrzej Kitowicz, Opis obyczajów za panowania Augusta III, Warszawa 1985, s. 237. [7] Ks. Boles³aw Kumor, Historia Ko¶cio³a..., s. 426. [8] Ks. Jan Szczepaniak, Historia Ko¶cio³a katolickiego w Polsce, Kraków 2018, s. 155. [9] Ludomir Jan Bernatek, Czcigodny s³uga..., £ód¼ - £agiewniki 1982, s.16. [10] Tam¿e. [11] Ks. W³adys³aw Padacz, Z polskiej gleby, Kraków 1972, s. 156. [12] Ludomir Jan Bernatek, Czcigodny s³uga..., £ód¼ - £agiewniki 1982, s.16. [13] Tam¿e. [14] O. Anzelm Kubit, Czcigodny s³uga Bo¿y o. Rafa³ Chyliñski franciszkanin, Kraków 1937, s. 14. [15] Tam¿e. [16] Tam¿e. [17] Ks. Jakub Piasecki, Wiadomo¶æ historyczne o cudownem objawieniu siê S. Antoniego z Padwy we wsi £agiewnikach (...)z przydaniem krótkiego rysu ¿ycia X. Rafa³± Chyliñskiego..., Warszawa 1844, s. 109-110. [18] O. Anzelm Kubit, Czcigodny s³uga..., Kraków 1937, s. 18-19. [19] https://pl.wikipedia.org/wiki/Zaraza_w_Poznaniu_(1709) [20] O. Ludomir Jan Bernatek, B³ogos³awiony Rafa³ Chyliñski z £agiewnik franciszkanin, Niepokalanów 1991, s.14. [21] Tam¿e, s.15. [22] Tam¿e, s.26. [23] Ks. Andrzej Miko³ajczyk SDS, U¶wiêcaj± nas i nasze dzieje, Piastów 1997, s. 102. [24] Ludomir Jan Bernatek, B³ogos³awiony Rafa³..., Niepokalanów 1991, s.19. [25] Zdzis³aw Gogola OFMConv, Nasza Przesz³o¶æ, Tom 108, Kraków 2006, s. 201. [26] Ludomir Jan Bernatek, B³ogos³awiony Rafa³..., Niepokalanów 1991, s.65. [27] Tam¿e. [28] Tam¿e, s. 66-67. [29] My¶li ¶w. Jana Chryzostoma, wybór prof. dr Józef Birkenmajer, Poznañ 1937 (reprint Poznañ 1996), s. 12. [30] Ludomir Jan Bernatek, B³ogos³awiony Rafa³..., Niepokalanów 1991, s. 67. [31] Apoftegmaty ojców pustyni, Tom I, oprac. ks. Marek Starowiejski, Kraków 2007, s. 137. [32] Audycja re. Hanny Wilczyñskiej-Toczko o b³. Dorocie z M±towów. Audycjê nadano 27.11.2017 w Radiu Gdañsk opubl. na str. https://bazylikamariacka.gdansk.pl/tag/bl-dorota-z-matowow/feed/ [33] Ludomir Jan Bernatek, B³ogos³awiony Rafa³..., Niepokalanów 1991, s.67. [34] Tam¿e. [35] Tam¿e, s. 69. [36] O. Anzelm Kubit, Czcigodny s³uga..., Kraków 1937, s. 64-66. [37] Tam¿e s. 66-67. [38] Tam¿e, s. 38-39. [39] Tam¿e s. 39. [40] Tam¿e, s. 39-40. [41] ¦w. Maksymilian Maria Kolbe, My¶li i rozwa¿ania, oprac. Amelia Szafrañska, Warszawa 1982, s. 88. [42] Tam¿e, s. 104. [43] O. Ludomir Jan Bernatek, B³ogos³awiony Rafa³..., Niepokalanów 1991, s.43. [44] Tam¿e, s.43-44. [45] Tam¿e, s.44. [46] Tam¿e. [47] O. Anzelm Kubit, Czcigodny s³uga..., Kraków 1937, s. 72-73. [48] O. Ludomir Jan Bernatek, B³ogos³awiony Rafa³..., Niepokalanów 1991, s. 45. [49] Tam¿e, s. 45-46. [50] Tam¿e. S. 46. [51] O. Anzelm Kubit, Czcigodny s³uga..., Kraków 1937, s. 53 -54. [52] O. Ludomir Jan Bernatek, B³ogos³awiony Rafa³..., Niepokalanów 1991, s 86. [53] O. Anzelm Kubit, Czcigodny s³uga..., Kraków 1937, s. 45-46. Powrót |