Błogosławiony Bronisław Markiewicz Cz.I http://www.vatican.va/news_services/liturgy/saints/ns_lit_doc_20050424_markiewicz_photo.html Tej nocy w naszej pielgrzymce towarzyszyć nam będzie błogosławiony Bronisław Markiewicz, którego w naszej Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego wzywamy jako wychowawcę polskiej młodzieży i apostoła trzeźwości. Wspomnienie naszego błogosławionego przypada 30 stycznia. Urodzony 13 lipca 1842 roku w Pruchniku koło Jarosławia, Bronisław był szóstym dzieckiem spośród jedenaściorga. Miał on jeszcze czterech braci: Michała, Władysława, Stanisława i Dominika oraz sześć sióstr: Antoninę, Paulinę, Celestynę, Domicelę, Marię i Karolinę[1]. Ojciec Jan był średniozamożnym kupcem, którego trzykrotnie wybierano na burmistrza miasta Pruchnika. Matka miała na imię Marianna (z Gryzieckich). Na chrzcie dano naszemu bohaterowi dwa imiona: Bronisław i Bonawentura. Bronisław to imię pochodzenia słowiańskiego, które zawiera element broni- (bronić, strzec) i drugi człon -sław (sława), czyli ten, który broni sławy. Natomiast Bonawentura, „to najprawdopodobniej sztuczne imię klasztorne, utworzone na podstawie łacińskiego bona ventura »dobra przyszłość«[2]". Imię to nosił wielki święty Kościoła katolickiego, żyjący w XIII wieku franciszkanin, doktor Kościoła, zwany Doktorem Serefickim, Bonawentura z Bagnoregio. To właśnie ten święty przepowiedział swojej czcicielce, matce błogosławionego Melchiora Chylińskiego, że jej syn przyniesie wielką chwałę Bogu. On także był najprawdopodobniej przyczyną wstąpienia tegoż błogosławionego do zakonu franciszkanów. Do szkoły elementarnej mały Bronisław Bonawentura chodził w Pruchniku a po jej ukończeniu, zaczął uczęszczać do gimnazjum w Przemyślu. I w tym gimnazjum nasz bohater przeszedł kryzys wiary, który sam różnie nazywał. Niekiedy „jako utrata wiary, ciemności wewnętrzne umysłu, szamotanie się; innym razem jako odstępstwo od praktyk religijnych[3]". Ta martwota duchowa trwała u niego dosyć długo, bo około sześciu lat, od roku 1857 do roku 1863. A nastąpiła ona pod pływem gimnazjalnych nauczycieli, przede wszystkim filologa Euzebiusza Czerkawskiego a także wtedy, gdy pogłębiał swoją wiedzę czytając książki pogańskich autorów oraz filozofów propagujących idealizm niemiecki, takich jak Emanuel Kant, jego uczeń Johann Fichte czy Friedrich Schelling. Do równowagi powrócił dopiero wówczas, kiedy zwrócił swoje zainteresowanie na autorów polskich, a dokładnie wtedy, gdy czytał, jak sam napisał: „budującą nowelę Józefa Korzeniowskiego, która mnie skłoniła [do tego], iż ukląkłem i zacząłem się modlić: Boże, jeśli istniejesz daj mi się poznać [4]. Całość tej modlitwy do Boga błogosławiony Bronisław, zacytował, w swoich zapiskach, kiedy opisywał ten trudny okres zamętu duchowego „Był czas, iż z mojej winy leżałem nad przepaścią piekielną pogrążony we wielkich ciemnościach; nie znając Boga wołałem: Jeśli jesteś Boże, daj mi się poznać Prawdo nieomylna - niech Cię poznam. Choćby tylko na chwilkę Cię oglądać a potem niech umrę, Niech zostanę kaleką największym, niech stracę nogi, w rękach władzę, bylem tylko poznał Prawdę i duszę moją zaspokoił. Chętnie dam zdrowie, ba, nawet życie zaraz ażebym tylko pozbył się tej straszliwej niepewności i męczarni wewnętrznej. Boże, okaż mi się jeśli jesteś. Niech poznam Prawdę a przez całe życie plackiem będę leżeć; wszystkie siły wytężę, by za tą prawdą iść, ani krok nie ustąpię z drogi poznanej. Gotów jestem na wszelkie upokorzenia: niech się śmieją, natrząsają i szydzą, ja będę swoje robić, byle tylko Prawda była usprawiedliwioną, ażeby ani na włos nie uchybić poznanej Prawdzie. Z wdzięczności wszystko ze siebie zrobię. Do takiej to wdzięczności zobowiązałem się - na wieki - za jedno chwilowe oglądanie prawdy. A tyś Panie mnie tak hojnie obdarował. Głowami kiwali nade mną: nic z niego nie będzie. I tak sam o sobie myślałem. A Tyś, nieskończona Dobroć. Dałeś mi się oglądać. Ja znowu odpadłem i to kilka razy. Tyś jednak mnie nie porzucił. (...) Opływałem w słodycze i dary nadprzyrodzone. Oglądałem Maryę[5]". To oglądanie Maryi, które miało miejsce kilka lat wcześniej, w roku 1857, w czasie snu czy też widzenia, nasz bohater również opisał: „Widziałem Matkę Najświętszą. Przed Nią klęczał kapłan w czarnej sutannie, liczący około czterdziestu lat, z włosami przyprószonymi siwizną. Ja również klęczałem z twarzą głęboko pochyloną, niemniej jednak widziałem Madonnę i tego świętego księdza. Odczuwałem wtedy rodzaj lęku połączonego ze czcią, jakiego już nie odczuwałem nigdy więcej w moim życiu. Matka Najświętsza powiedziała mi: »Tylko na jego prośby biorę cię pod moją specjalną opiekę« względnie podobne słowa. Ten sen stawał mi wytrwale przed oczyma przez całe życie z pewnością moralną, że ta wizja powtórzy się jeszcze raz[6]". Św. Jan Bosco http://michalici.pl/zalozyciel Wyjaśnienie kim był ten ksiądz w czarnej sutannie, na prośby którego Matka Najświętsza wzięła pod specjalną opiekę naszego błogosławionego bohatera, znajdujemy w liście jego brata, adwokata Władysława Markiewicza. Napisał on o tym śnie Bronisława tak: „Wspomniałeś raz w obecności mojej, że miałeś widzenie, czy natchnienie, iż Najświętsza Panna Maryja oświadczyła Księdzu Bosco wraz z Tobą u Jej stóp modlącemu się, że Ciebie daje jemu za następcę. Jeżeli w to wierzysz, to niemożebnem jest inaczej, jak że będziesz członkiem jego zgromadzenia...[7]". List ten napisał Władysław Markiewicz 7 października 1905 roku, kiedy prosił swojego brata Bronisława, być może za namową biskupa Józefa Pelczara, aby powrócił do zgromadzenia saletynów. Wróćmy jeszcze na chwilę do tego wołania naszego bohatera, kiedy prosił Pana Boga, aby dał mu się poznać. Otóż wtedy, jak sam napisał: „napełnił mię Pan wielką światłością wewnętrzną, która sprawiła, że uwierzyłem we wszystko, co Kościół święty do wierzenia podaje, i tegoż jeszcze dnia wyspowiadałem się z całego życia[8]". Natomiast w dniu 3 maja roku 1863, miało miejsce jeszcze inne, nadzwyczajne wydarzenie, które zdecydowało o kapłańskim powołaniu Bronisława Markiewicza. W roku 1932, w numerze majowym miesięcznika „Powściągliwość i praca", ksiądz Stanisław Szpetnar zamieścił rozmowę, w której ksiądz Bronisław tak opowiada o tym zdarzeniu, posłuchajmy: „ Właśnie wtedy zdawałem maturę gimnazjalną w Przemyślu. Tegoż dnia kolega mój Józef Dąbrowski, zadyszany i cały blady, wpada do mej izby i ze wzruszeniem opowiada mi, że z całym gronem kolegów spotkał na ulicy jakiegoś niezwykłego młodzieńca wiejskiego lat 16. Był ubrany w białą siermięgę, przepasaną pasem, z różańcem w ręku, z obliczem rozpromienionym, z wielkim przejęciem i uniesieniem ducha opowiadał dziwne rzeczy, dotyczące Polski i świata całego. Mówił o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości Polski, o księciu Żelaznym, o sławnych mężach naszego narodu, o wszechświatowej wojnie, o zmartwychwstaniu Polski i wielkiej przyszłości naszej Ojczyzny. Tajemniczy młodzieniec opowiadał o jakimś polskim kapłanie, który z całym zaparciem się siebie i poświęceniem odda się duszpasterstwu wśród ludu i który uda się na południe do wielkiego męża Bożego, a wróciwszy po latach założy pod Karpatami zgromadzenie zakonne oddane wychowaniu opuszczonej i bezdomnej młodzieży, którego zakłady rozszerzą się na całą Polskę i na cały świat, wydadzą uczonych i świętych. Znamienne było to, że ten prosty na pozór młodzieniec przemawiał językiem człowieka wysoce uczonego. Gdy zaś Józef Dąbrowski zagadnął owego młodzieńca, jakie ma na to dowody i znaki, że się to ziści, co przepowiada, młodzieniec rzekł: Dowody zaraz ci dam. - A wziąwszy Dąbrowskiego ze sobą, odkrył mu tajniki jego duszy, dodając, że jeśli się nie nawróci, marnie zginie. Pod wrażeniem tych proroczych słów Dąbrowski przystąpił niezwłocznie do Świętych Sakramentów, odprawił spowiedź z całego życia, a potem razem z księdzem Markiewiczem wstąpił do seminarium duchownego w Przemyślu... Ks. Markiewicz od pierwszej chwili miał przekonanie, że tym dziwnym młodzieńcem był nie kto inny, tylko Anioł Boży, posłany narodowi polskiemu, zgnębionemu nową klęską i na duchu złamanemu, na pociechę i podniesienie serca[9]". Bardziej szczegółowy opis tego widzenia, który usłyszymy troszkę później, przedstawił ksiądz Markiewicz w swojej broszurce „Bój bezkrwawy". Ale okazuje się, że również jego kolega, Józef Dąbrowski, przed swoją śmiercią, przekazał jednej z sióstr ze Zgromadzenia Niepokalanek w Jazłowcu opis tego samego widzenia, które co do joty zgadza się z tym opisem zawartym u księdza Markiewicza. Profesor Bartłomiej Groch, uczeń księdza Markiewicza uważał, że razem z Józefem Dąbrowskim i innymi kolegami także i ksiądz Bronisław, był świadkiem tego, cudownego zdarzenia ale, że to z pokorą ukrywał. Profesor Groch, tak uzasadniał to spostrzeżenie: „Do takiego (...) przypuszczenia skłaniały mnie silna (...) wiara [księdza Marczyńskiego] w to widzenie, dokładna znajomość szczegółów opowiadania młodzieńca, wielka gorliwość, z jaką spełniał swój urząd wychowawczo-kapłański, a przede wszystkim żar patriotyczny, którym płonął podczas rozmowy o Polsce[10]". Natomiast Mieczysław Stachura, powołując się na zeznania księdza Markiewicza do procesu beatyfikacyjnego księdza Jana Bosko, podaje ich fragment, gdzie nasz bohater tak przedstawia opowiadanie wspomnianego już Józefa Dąbrowskiego: „Pomiędzy godziną piątą a siódmą słyszałem mówiącego w ekstazie prorockiej nieznanego chłopca, mniej więcej lat szesnastu, który wracał z pielgrzymki z sanktuarium Matki Najświętszej w Kalwarii Pacławskiej. Przepowiadał wiele rzeczy niezwykłych (w parku publicznym, na miejscu mniej uczęszczanym). Twarz jego stała się promieniująca, oczy błyszczały nieopisanym blaskiem. Kiedy natchnienie minęło, okazał się zwykłym chłopcem wiejskim, nierozgarniętym i na każde pytanie odpowiadał: »Nie wiem, nic nie wiem!«[11]". Obalałoby to mit o nieziemskości czy też anielskości tego chłopca. I dalej tak zeznawał o tym chłopcu, którego nikt już później nie widział: „»Mam tylko wiadomość z jego własnych ust, że chłopiec ów urodził się w okolicach Oleszyc, 6 mil od Przemyśla. Również inni koledzy młodsi (z drugiej klasy gimnazjalnej) widzieli go i słyszeli. Ja go nie widziałem«. Tak więc dotychczasowe przekazy, jakoby ksiądz Markiewicz widział osobiście owego młodzieńca, którego pojawienie się zadecydowało o dalszych jego losach, okazują się w świetle tekstu złożonego przezeń pod przysięgą w 1890 roku błędne[12]". Niemniej jednak, powyższy opis spotkania tego młodzieńca tak wpłynął na Bronisława Markiewicza, że nastąpiło u niego tak zwane „»nawrócenie pierwsze«, [które] miało miejsce [na przełomie] roku 1862 i 1863, kiedy to odzyskał wiarę, lub w roku 1863, kiedy powziął ostateczną decyzję wstąpienia do seminarium.[Natomiast] »nawrócenie drugie« (...) na pewno miało miejsce przed decyzją wstąpienia do salezjanów, na co wskazują liczne zapiski rekolekcyjne, z kilkunastu lat[13]". http://wsd.przemyska.pl/o-seminarium/swieci-alumni/bl-bronislaw-markiewicz/ W tym też, 1863 roku, Bronisław zdał z wyróżnieniem maturę i wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Przemyślu. Święcenia kapłańskie przyjął 15 września 1867 roku z rąk biskupa przemyskiego Antoniego Józefa Monastyrskiego, tego samego, który trzy lata wcześniej wyświęcił na kapłana, jego rówieśnika Józefa Pelczara. Neoprezbiter Bronisław Markiewicz został wikariuszem w Harcie koło Dynowa. Trzy lata później został wikariuszem w katedrze w Przemyślu. W latach 1873 -1875 studiował filozofię na uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie a następnie na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Rozczarowany ateizacją kierunków filozoficznych, nie ukończył tych studiów. W roku 1876 został proboszczem w nowo utworzonej parafii we wsi Gać a po roku przeniesiono go na parafię w Błażowej. W październiku roku 1882 został powołany przez biskupa przemyskiego Łukasza Ostoję Soleckiego na profesora homiletyki i teologii pastoralnej w Seminarium Duchownym w Przemyślu. Po kilkunastu latach we wstępie do swojego dzieła pod tytułem „O wymowie kaznodziejskiej" tak podziękował swojemu biskupowi za to powołanie: „Wymowa jest sztuką nad sztukami, a tem bardziej wymowa kościelna, która wkracza w sferę nadprzyrodzoną. Nic tedy dziwnego, że przez pierwsze 15 lat mojego kapłaństwa niekiedy na niwie kaznodziejskiej doznawałem upokarzających zawodów, albo też odnosiłem świetne skutki, a nie umiałem zawsze zdać sobie z tego sprawy. Dopiero Wasza Excelencya umożebniła mi wyjście ze stanu chwiejnych wątpliwości, powoławszy mnie przy końcu roku 1882 do objęcia, katedry teologii pasterskiej w seminaryum kleryków w Przemyślu. Wtedy ucząc drugich, sam się uczyłem. Wykłady moje szkolne wypracowywałem pod okiem i wedle cennych wskazówek Waszej Excelencyi. Każdego roku je uzupełniałem i poprawiałem, po trzech latach nauczania ustały dla mnie wszelkie tajemnice i zagadki, istniejące w tej dziedzinie sztuki. Dzieło tedy niniejsze, osnute na tle wspomnianych wykładów, słusznie składam u stóp Waszej Excelencyi, jako dowód mojej najgłębszej czci i wdzięczności[14]". W roku 1885, ksiądz Markiewicz, pamiętając o wcześniej cytowanej przepowiedni o „polskim kapłanie", który ma wyjechać na południe, istotnie wyjechał do Włoch. Tam w Turynie wstąpił do Salezjanów, gdzie został uczniem świętego Jana Bosko, „wielkiego męża Bożego" z tejże przepowiedni. A następnie był tam przez kilka lat wychowawcą młodzieży, między innymi księcia Augustyna Czartoryskiego, późniejszego błogosławionego. W roku 1887, kiedy nasz bohater był jeszcze we Włoszech, w Polsce ukazała się jego rozprawa, którą napisał pod pseudonimem B. Miromir a którą zatytułował „Trzy słowa do starszych w narodzie polskim". Książka ta jest „swoistym rachunkiem sumienia, który autor (...) [pragnął] przeprowadzić wspólnie z rodakami. »Pierwsze słowo« kieruje do Księży Duszpasterzy w sprawie: wyzwolenia ludu z ciemnoty religijnej. »Drugie słowo« skierowane jest do Księży Duszpasterzy na temat: Poznanie parafian, aby im lepiej służyć. »Trzecie słowo« do znakomitych ludzi świeckich: całe społeczeństwo i jego prawo wymagają odnowy w Chrystusie. Po wydrukowaniu [tej] pozycji, czynniki niezadowolone z publikacji przystąpiły do blokowania kolportażu. Książka bardzo szybko zniknęła z półek. Jedni kupowali, by w niej znaleźć sposób na wydźwignięcie z nędzy, zwłaszcza na terenie Galicji. Ale znalazły się też czynniki niechętne przemianom - wykupili [oni] znaczną część nakładu, by ją następnie zniszczyć[15]". A cóż to były za niechętne czynniki blokujące i wykupujące nakład tej książki Bronisława Markiewicza, ano posłuchajmy: „Książeczka wywołała skandal i wściekłość elit, [między innymi] arcybiskup krakowski kardynał Puzyna[16] nakazał wycofanie i zniszczenie nakładu, zaś 45-letniego autora uznano za wywrotowca. Czym się naraził? Po pierwsze - odebrał czytelnikom komfort bycia niewinną ofiarą zaborców. Zdaniem księdza Markiewicza niewola była karą za grzechy. »Bóg nam odjął byt polityczny za grzechy nasze. (...) Tym grzechem jest ucisk, wyzyskiwanie i zaniedbanie ludu« - pisał przypominając, że śluby Jana Kazimierza, iż naprawi krzywdy, zadane ludowi, nie zostały spełnione. Do księży apelował, aby likwidowali analfabetyzm religijny. Podsuwał metody, zachęcał, by do tej pracy zaprosić jak najszersze grono współpracowników »kleryków, bractwa i ludzi pobożnych obojga płci. Wielu z nich czeka tylko waszego skinienia. Już dawno byliby się zabrali chętnie do uczenia katechizmu na własną rękę, ale nie chcieli się wam narażać« - pisał do kapłanów[17]". Posłuchajmy, jeszcze jak błogosławiony Bronisław Markiewicz rozpoczął ten swój apel do starszych narodu polskiego: „Ziomkowie mili, nie spodziewajcie się ode mnie mowy ozdobnej, ponieważ nie jestem człowiekiem słowa: czyn jest głównem zadaniem mojego życia. Za to śmiało i szczerze wypowiem, co myślę i czuję: nic nie zamilczę. Odwaga i otwartość są obowiązkiem tych, których Bóg pomazał i postanowił, aby w narodach krzewili, co jest dobrego, a tępili, co jest złego. Jestem bowiem kapłanem katolickim, a przeto mimo niegodności mojej, posłańcem Bożym. W poczuciu tedy powinności mojej do Was się odzywam w czasie stuletniej rocznicy rozbioru Polski. Rozbiór Ojczyzny naszej w ostatecznej przyczynie swojej jest zrządzeniem Bożem. Bóg nam odjął byt polityczny za grzechy nasze. Grzeszyliśmy i ojcowie nasi grzeszyli. »My to sami dla siebie cierpiemy, żeśmy przeciw Bogu naszemu zgrzeszyli«. Jak to- powie wielu - my naród jedyny, który mimo swej wiekowej potęgi nie splamił się żadnym podbojem, my, przedmurze chrześcijaństwa przez tyle wieków przeciw przeróżnym barbarzyńcom, my naród tyle zasłużony wobec Boga i Kościoła i jakby wybrany z pomiędzy wielu, mielibyśmy od Niego być karani?! To być nie może. Co nas spotyka jest niewinnem męczeństwem z rąk ludów, od nas gorszych. Szanowni Rodacy, właśnie dlatego, żeśmy narodem szczególniej umiłowanym od Boga i przeznaczonym do celów wyższych, On nam nie przepuścił naszych grzechów, lecz bez odwłoki zaraz nas ukarał. »Albowiem nie dopuścić grzesznikom długo czynić po swej woli, ale zaraz pomścić się, znak jest wielkiego dobrodziejstwa. Bo nie tak, jako w innych narodach, Pan cierpliwie czeka, aby je, gdy dzień sądu przyjdzie, w zupełności grzechów pokarał« (2 Mch 6, 13-14). A wiedzcie, iż Bóg narody sądzi ostatecznie już na tej ziemi, a na drugim świecie będzie sąd ostateczny jedynie dla pojedynczych ludzi społem zgromadzonych. Narody bowiem istnieją tylko docześnie; w doczesności też bywają od Boga nagradzane i karane. Pan Bóg zaś nigdy nie dopuszcza na naród niewinnego męczeństwa. Domaga On się niekiedy tego tylko od osób pojedyńczych, których zaszczycił większą swoją łaską. Ich też cierpienia niewinne odbiorą nagrodę odpowiednią dopiero w wieczności. Atoli na ludzi które są dla nas biczem, przyjdzie dzień sądu w doczesności, a ta kara Boża będzie sroższą, bo dokonaną na nich »w zupełności grzechów«. Chwila zupełnego nawrócenia naszego do Boga będzie właśnie chwilą straszliwej chłosty Bożej, która na nich spadnie. Ona podobno bardzo bliska... Nie myślcie jednakże, jakoby oni przez nas mieli być karani. O nie, Pan Bóg nas przeznaczył, aby leczyć i koić ich rany, a nie, aby im zadawać. Chwalmy Pana, iż nam dał tak zaszczytne posłannictwo. Polacy! patrzcie, jak Austrya wyładniała przez życie wasze w niej. Oto zapowiedź i zadatek większych zwycięstw, które Bóg Wam da w niedalekiej przyszłości. Zapytacie: „za jakież to grzechy nas Pan Bóg tak srodze karze?" - Było ich wiele i jest ich jeszcze dosyć. Wszakże jeden jest najgłówniejszy, który w połowie pozostaje jeszcze nam do naprawienia. On to przeważnie sprowadził na nas pomstę Bożą. Tym grzechem jest ucisk, wyzyskiwanie i zaniedbanie ludu. Ucisk już ustał, - pozostaje nam jeszcze uchylić wyzyskiwanie i zaniedbanie ludu. Wiem, że wielu z Rodaków moich nie zechce się przyznać do tego grzechu. Dlatego popieram moje twierdzenie dowodami. Ten grzech wytykali narodowi wyrazami silnemi najwięksi nasi kaznodzieje (Birkowski, Młodzianowski...) na wiele lat przed rozbiorem Polski, grożąc zań karą Bożą. Ten grzech wyrzucał nam pod grozą kościelnych klątw na kilkadziesiąt lat przed upadkiem Ojczyzny jeden z najuczeńszych Papieży, Benedykt XIV, aż w trzech bullach, skierowanych do biskupów polskich, przestrzegając szczególniej przed spółką z żydami, gdyż klasy wyższe właśnie nimi się posługiwały w niecnem dziele krzywdzenia ludu.- Te bulle publikował po łacinie i po polsku na synodzie lwowskim gorliwy arcybiskup Wacław Sierakowski. Owe surowe napomnienia, dane nam przez Namiestnika Bożego, przeczytajcie sobie wszyscy, i dajcie cześć wielkiemu Papieżowi przynajmniej po stu i kilkudziesięciu latach. Znajdziecie je także w niedawno wydanym w Poznaniu »Zbiorze Synodów polskich«. - Tego dowodzi tradycya ludowa. Prawie w każdej wsi i w każdem miasteczku opowiada lud szczegółowo wypadki bezprawia, na nim od kilku wieków dokonywanego. Wreszcie mamy wyznanie samych winowajców. Oto gdy za Jana Kazimierza Polska była już prawie zgubiona, Król i Stany przed obrazem Matki Boskiej wyznały, że lud ciężko byli krzywdzili i zobowiązali się ślubem do naprawienia złego... Dotąd ono jednak pozostaje do naprawienia! [18]". Widział nasz błogosławiony również wielki problem w rozpiciu społeczeństwa polskiego a dokładniej stanu chłopskiego i tak to przedstawiał: Jest to bowiem sprawa społeczna. Tą jedną zaś rzeczą, która do reszty targu dobije, jest sprawiedliwe użytkowanie przywileju propinacyi. Dotąd bowiem prawie wszędzie skutkiem waszej nieuwagi wyzyskiwano haniebnie lud. Chodziło wam tylko o jak najwyższy dochód z tego prawa bez względu na inne skutki. Taki dochód zapewniali wam propinatorzy i arendarze, „nie przebierający w środkach". Odmieńcież to więc teraz, tem bardziej, że w gruncie rzeczy właściciel propinacyi nie wiele na podniesieniu dochodu z niej zyskuje, lecz przeciwnie nieraz jeszcze traci. Wszak właśnie przez to pośrednie wspólnictwo w demoralizacyi ludu dostaje niesumiennych robotników i złych sąsiadów[19]. Tu warto przypomnieć, ten zapomniany już nieco przywilej propinacji, abyśmy dokładniej zrozumieli o co chodziło naszemu błogosławionemu. „Propinacja (łac. propinatio) - wyłączne prawo właściciela dóbr ziemskich do produkcji i sprzedaży piwa, gorzałki i miodu w obrębie jego dóbr oraz przywilej do sprowadzania tych wyrobów z innych miast i czerpania z tego tytułu dochodów. Sprzedaż pańskiego alkoholu odbywała się w karczmie pańskiej, w której obowiązywał zakaz sprzedaży obcego alkoholu. Przywilej propinacji dzierżawiony był często przez Żydów, sołtysów lub karczmarzy, a dochody właściciela dóbr z propinacji często przekraczały te z innych form działalności. Niejednokrotnie pan feudalny zmuszał chłopów do zakupu trunków w swoich karczmach lub nakładał opłaty na chłopów produkujących napoje alkoholowe na własne potrzeby. Kiedy chłop nie wykupił narzuconej mu ilości piwa czy wódki, przypadającą na niego ilość alkoholu wylewano w jego chałupie a on i tak za alkohol musiał zapłacić. Dochodziło do tego że nie chciano na wsi zawierać ślubów z obawy przed płaceniem za narzucony przez właściciela dóbr zbyt wysoki kontyngent wódki"[20]. „Powiecie: »my niewinni, my nie każemy ludu demoralizować«. - Przyznam wam, iż bezpośrednio nie czynicie krzywdy ludowi, ale czynicie mu ją pośrednio, wypuszczając przywilej wasz w dzierżawę, nie ludziom uczciwym, ale właśnie »pijawkom ludu«. A nawet wielu z was bierze w tej krzywdzie udział bezpośredni, okazując niechęć kapłanom jedynie za to, iż gorliwie pracują nad wytępieniem pijaństwa, z zachowaniem wszelkich ostrożności, aby nie podać w pogardę tych, co propinacyę posiadają. Złe olbrzymieje, gdy taki właściciel jest oraz kolatorem beneficyum duchownego. Mówi się tedy u was nieraz w czasie obsadzenia plebanii: »nam potrzeba księdza nie fanatyka, nie bigota, który nadrabia misyami, rekolekcjami, bractwami trzeźwości, ale kapłana porządnego, jakim właśnie jegomość jesteś; wszak nie należysz do stowarzyszenia księży, które takie praktyki ma na celu?«. Ten sposób postępowania wchodzi już w jawne kupczenie rzeczami Bożemi. I ci sami śmią potem przechwalać się, że tylko oni i z nich zrodzeni zdolni są do szlachetnych czynów - osobliwie, gdy się otwiera wakat na wyższe posady w kościele lub w kraju !-Żeby choć ta uprzywilejowana wódka miała przymioty wina pokrzepiającego siły człowieka, ale gdzie tam ! - to trucizna powolnie działająca, jak poświadcza ogół lekarzy, a codzienne doświadczenie dowodzi. Z niej to chłop nasz suchy i czarny, jak kruk, a wieś nasza wygląda nędznie, jakby przez nią dopiero wczoraj przeszła nawała tatarska. Czyż ten sposób postępowania nie jest wyzyskiwaniem nieumiejętnego ludu? Czy jest jeszcze na świecie naród tak krótko widzący, aby się w podobny sposób sam gubił? Zgubne skutki dla jednej i drugiej strony leżą jak na dłoni. Tylko chytry pośrednik z każdym dniem potężnieje. Mówię wam wszystko otwarcie z bólem w sercu mojem, bo biada mi, gdybym tak nie mówił. »Nawróćcie się, a ujrzycie, co za różnica jest między sprawiedliwym a niezbornym, między służącym Bogu a nie służącym Jemu« (Ml 3,18). Czas wielki, abyśmy naprawili wszystko w Chrystusie. Liczbę karczem zmniejszcie. Ze szynków jednych zróbcie gospody chrześcijańskie, a drugie zamieńcie na ochronki na szkoły, na szpitale, na czytelnie, na miejsce schadzek Kołek rolniczych, stowarzyszeń pożytecznych, a nawet na kaplice. Toż samo zróbcie z gorzelniami, a sami z całą rodziną waszą stańcie się katechetami i pierwszymi pomocnikami waszych proboszczów[21]". W tej niewielkiej pracy znajdziemy jeszcze takie słowa: „»Próżniactwo zapuściło u nas głęboko swe korzenie. Ta wada znajduje się także i u warstw wyższych. Tymczasem człowiek stworzony do pracy, a osobliwie Polak, który musi odrobić i za przodków z ostatniej doby, i za siebie«. U źródeł nieszczęść jest brak wiary i upadek moralności, przekonuje autor. Mobilizuje więc duchownych, by nie tracili czasu na życie towarzyskie lub prowadzenie gospodarstwa, ale zajmowali się katechezą i duszpasterstwem. Pyta z ironią: »Cóż poczniecie na Sądzie wy, co znacie owce swoje i krowy, a owieczek Chrystusowych nie znacie?«. Elitom świeckim przypomina: »Nie ma innego imienia, w którym ojczyzna nasza stać by się mogła szczęśliwa krom Chrystusa. On jest jedynym ratunkiem i źródłem mocy«[22]". Proponował, ksiądz Markiewicz, również kształcenie chłopów: „Praca około oświecenia ludu i podniesienia jego dobrobytu tylko wówczas wyda błogie owoce tutaj i w wieczności, gdy ją oprzemy na podstawie niewzruszonej, na podstawie, którą podaje Kościół katolicki. Inaczej budować będziemy na piasku: przyjdą tedy wiatry i burze, a obalą całe ono budowanie i jeszcze nas pogrzebią. Nauka bowiem, nie oparta na prawdziwej religii, - mawiał jeden z największych naszych myślicieli i wychowawców , Jan Śniadecki, - jest mieczem w ręku szalonego. Ostrożnie tedy z oświatą. Również nie wiele nauczą ci nauczyciele, którzy rzucili się do nauczania nie z powołania, ale z ambicyi, albo dla kawałka chleba. Słyszymy też, jak co roku w jednej z dzielnic Polski setki takich mistrzów wołają: „panem et circenses"[łac. chleba i igrzysk] Nie lepszy będzie uczeń od mistrza. - Słaba tedy nadzieja z ich pracy. Tylko szkoły, poddane pod kierunek Kościoła, i nauczyciele, mający na celu jedynie chwałę Bożą, mogą nam dać zupełną rękojmię pod tym względem. A to nastąpi, gdy rządy wyrzekną się monopolu nauczania. Tymczasem pracujmy, jak możemy, korzystając z wzorów gorliwych katolików swoich i obcych[23]. Nasz bohater zwracał również uwagę na to, że: „szkoła nie powinna być małym uniwersytetem, ale miejscem służącym wychowaniu i odnajdywaniu powołania. Pogański humanizm panujący w szkołach galicyjskich uważał za bardzo niebezpiecznego wroga zabijającego ducha. »W programie przeciwników Kościoła leży zagarnąć młodzież w swoje ręce. Dziś pracują nad tym w szkołach średnich, na uniwersytetach, a nawet w szkołach ludowych«. Aktualność tego przesłania w dzisiejszych czasach jest również wielkim wezwaniem dla nas, abyśmy oparli się na mocnym fundamencie wiary i jedności narodowej, wypowiadając walkę owemu lenistwu, korupcji i wszelkim nałogom narodowym. Program ten potrzeba podjąć, bo nikt za nas tego nie zrobi. To jest nasze zadanie, które wyznacza nam Opatrzność Boża[24]". Kiedy obecnie czytamy takie słowa, to dziwnym się wydaje ówczesna blokada i zakazy dotyczące tego dziełka błogosławionego Bronisława Markiewicza. Mógł to zrobić ktoś albo nie rozumiejący idei tej pracy, czyli ktoś głupi, albo przeciwnik narodu polskiego, czyli jego wróg, jak również ktoś, kto wysługiwał się przeciwnikom narodu polskiego, czyli zdrajca. Tak czy inaczej, ksiądz Markiewicz został po tej pracy uznany za wywrotowca. W 1892 po przebytej gruźlicy, opuścił Włochy i wrócił do Polski, gdzie został proboszczem w Miejscu Piastowym koło Krosna. Utworzył tam schronisko dla dzieci osieroconych i zaniedbanych (przestępców nie chciał brać, gdyż nie czuł do tego powołania). http://michalici.pl/zalozyciel Powstały tam również „szeroko później znane w kraju i za granicą warsztaty rzemieślnicze dla biednej młodzieży oraz pierwsze klasy gimnazjalne dla kandydatów do Zgromadzenia". W 1897 roku, po wizytacji księdza Mojżesza Veronesi wystąpił ze Zgromadzenia Salezjanów. Prosił również biskupa przemyskiego i Ojca świętego w Rzymie o zgodę na założenie odrębnego zgromadzenia zakonnego, opartego na pierwotnej regule zakonnej świętego Jana Bosko. Niestety, zgody tej nie otrzymał. Więc rok później założył świeckie „Towarzystwo »Powściągliwość i Praca«, które dało początek przyszłym Zgromadzeniom zakonnym noszącym nazwę Zgromadzenie Michała Archanioła[25]". Statut tego Towarzystwa opracował brat Bronisława, poznany już przez nas krakowski mecenas Władysław Markiewicz . Za główny cel społeczny Towarzystwo to obrało oczywiście wychowanie dzieci i młodzieży. Natomiast jako zgromadzenia zakonne oparte na regule świętego Jana Bosko, zostały one zatwierdzone przez władze kościelne, dopiero po śmierci błogosławionego Bronisława, który zmarł 29 stycznia 1912 roku. Zgromadzenie męskie księży michalitów zatwierdzono w 1921 roku a żeńskie sióstr michalitek w 1928 roku. W roku 1898 Bronisław Markiewicz wydał pierwszy numer miesięcznika „Powściągliwość i Praca". Ten tytuł to była zasada, którą na równi z zawołaniem „Któż jak Bóg", kierował się w swoim życiu przyszły błogosławiony kapłan. Uważał, że tą zasadą powinni się kierować i bogaci i biedni, gdyż wszyscy powinni „wyzbyć się chciwości czy zazdrości, pogoni za pieniądzem wszelkimi, nawet nieuczciwymi środkami[26]". Wszyscy powinni starać się o rozwój ludzkości i umieć dzielić się swoimi dobrami. W 1908 roku wydał drukiem dramat pod tytułem „Bój bezkrwawy", w którym pisał o tragediach ludzi żyjących pod zaborami, a zwłaszcza pod zaborem pruskim. W tym dziele, w siódmej odsłonie znalazła się, zapowiadana już wcześniej scena, gdzie natchnionego chłopaka, przedstawił ksiądz Markiewicz jako świętego Michała Archanioła, który zwraca się do Polaków takimi słowami: „Ponieważ Pan najwyższy was więcej umiłował aniżeli inne narody, dopuścił na was ten ucisk, abyście oczyściwszy się z waszych grzechów stali się wzorem dla innych narodów i ludów, które niebawem odbiorą karę sroższą od waszej . Oto już stoją zbrojne miliony wojsk z bronią w ręku, straszliwie morderczą. Wojna będzie powszechna na całej kuli ziemskiej i tak krwawa, iż naród położony na południu Polski wyginie wśród niej zupełnie. Groza jej będzie tak wielka, że wielu ze strachu postrada rozum. Za nią przyjdą następstwa jej: głód, mór na bydło i dwie zarazy na ludzi, które więcej ludzi pochłoną aniżeli sama wojna. Ujrzycie zgliszcza, gruzy naokół i tysiące dzieci opuszczonych, wołających chleba. W końcu wojna stanie się religijna. Walczyć będą dwa przeciwne obozy: obóz ludzi wierzących w Boga i obóz niewierzących w Niego. Nastąpi wreszcie powszechne bankructwo i nędza, jakiej świat nigdy nie widział, do tego stopnia, że wojna sama ustanie z braku środków i sił. Zwycięzcy i zwyciężeni znajdą się w równej niedoli i wtedy niewierni uznają, że Bóg rządzi światem i nawrócą się, a pomiędzy nimi wielu żydów. Wojnę powszechną poprzedzą wynalazki zdumiewające i straszliwe zbrodnie popełniane na całym świecie. Wy, Polacy, przez niniejszy ucisk oczyszczeni i miłością wspólną silni, nie tylko będziecie się wzajem wspomagali, nadto poniesiecie ratunek innym narodom i ludom, nawet wam niegdyś wrogim. I tym sposobem wprowadzicie dotąd niewidzialne braterstwo ludów, Bóg wyleje na was wielkie łaski i dary, wzbudzi między wami ludzi świętych i mądrych i wielkich mistrzów, którzy zajmą zaszczytne stanowiska na kuli ziemskiej. Języka waszego będą się uczyć w uczelniach na całym świecie. Cześć Maryi i Najświętszego Sakramentu zakwitnie w całym narodzie polskim. Szczególnie przez Polaków Austria podniesie się i stanie się federacją ludów. A potem na wzór Austrii ukształtują się inne państwa. Najwyżej zaś Pan Bóg was wyniesie, kiedy dacie światu wielkiego papieża. Ufajcie przeto w Panu, bo dobry jest, miłosierny i nieskończenie sprawiedliwy. On pokornych podwyższa i daje im łaskę, a pysznych poniża i odrzuca na wieki. Szukajcie przede wszystkim Królestwa niebieskiego, dóbr duchowych, które trwają na wieki, bo co nie trwa na wieki, nie jest dobrem prawdziwym. Tym sposobem zapełnicie niebo, a na tej ziemi znajdziecie szczęście, jakiego świat dać nie może. Polacy, Bóg żąda od was nie walki, jaką staczali najlepsi przodkowie wasi na polach bitew w chwilach stanowczych, ale bojowania cichego, pokornego i znojnego na każdy dzień, szczególnie przeciw nieprzyjaciołom waszych dusz; żąda od was walki w duchu Chrystusowym i w duchu Jego świętych. On chce od was, abyście każdy na swoim stanowisku wiedli przede wszystkim na każdy dzień b ó j b e z k r w a w y. Tylko pod tym warunkiem dostaniecie się do nieba, a w dodatku zajmiecie już na tej ziemi świetne stanowisko pomiędzy narodami. Pokój wam![27]". W czasie, kiedy pierwszy raz wydawano „bój bezkrwawy", „autor, zwracając się wtedy do ordynariusza przemyskiego o kościelną aprobatę, pisał w uzasadnieniu: »Szczegóły zawarte w siódmej odsłonie wziąłem z widzenia, jakie wydarzyło się 3 maja w Przemyślu roku 1863 między 5 a 7 godziną rano, i które zdecydowało o moim powołaniu kapłańskim i o jego kierunku od początku aż dotąd. To, co się ziściło, jest rękojmią, że i reszta się ziści«[28]". Nasz błogosławiony bohater „przewidział (...) i przepowiedział prawie dokładnie ostatnie straszne wojny, wielkie cierpienia narodu polskiego i także jego twardą postawę i wytrwałość w wierze wśród tak okrutnych i męczeńskich przejść, zarazem jego wielką i świetną przyszłość. »Pytają się, z kim naród polski ma trzymać? Z Bogiem i Jego Kościołem, gdyż wszyscy inni go opuszczą lub zdradzą« - oto jego słowa sprzed (...) [stu] lat[29]". [1] https://www.mzsp.pl/aktualnosci.php?readmore=706 [2] Henryk Fros SJ, Franciszek Sowa, Twoje imię. Przewodnik onomastyczno-hagiograficzny, Kraków 1982, s. 154. [3] Mieczysław Stachura, Wszedł między lud, Warszawa 1981, s. 9. [4] Karol Górski i ks. Mieczysław Głowacki, zapiski dotyczące życia wewnętrznego ks. Bronisława Markiewicza, artykuł w Nasza Przeszłość nr 54, Kraków 1980, s. 34. [5] Karol Górski, Życie wewnętrzne ks. Bronisława Markiewicza, artykuł w Nasza Przeszłość, Tom XXIII, Kraków 1966, s. 245-246. [6] Ks, Rafał Flak, Rys biograficzny księdza Bronisława Markiewicza, Rocznik Kolbuszowski nr 15, bm. 2015 dost. w intern. na stronie: http://bazhum.muzhp.pl/czasopismo/485/?idvol=12759 [7] Karol Górski i ks. Mieczysław Głowacki, zapiski dotyczące życia wewnętrznego ks. Bronisława Markiewicza, artykuł w Nasza Przeszłość nr 54, Kraków 1980, s. 35. dost. również na str. http://naszaprzeszlosc.pl/tom-54.html [8] Ewa Czerwińska, Polscy święci i błogosławieni, Warszawa 2013, s. 91-92. [9] Ks. Bronisław Markiewicz, Bój bezkrwawy, Rzym 1979, s. 4-6. [10]Tamże, s.7. [11]Mieczysław Stachura, Wszedł między lud, Marki1995, s. 10. [12] Tamże, s.11-12. [13] Karol Górski, Nasza Przeszłość, Tom XXIII, Kraków 1966, s. 246. [14] Ks. Bronisław Markiewicz, O wymowie kaznodziejskiej, Kraków 1898, s. 3. [15] https://www.zyciezakonne.pl/dokumenty/referaty-konferencje-artykuly/historia-zycia-konsekrowanego/golinska-e-cssma-blogoslawiony-ksiadz-bronislaw-markiewicz-30118/ [16] Prof. Karol Górski tak przedstawił Kardynała Jana Puzynę, [był to] „człowiek niezręczny, nieśmiały i uparty, który usztywniał swoje stanowisko na widok przeszkód i występował dumnie i autorytatywnie". W Studia i materiały z dziejów duchowości, Warszawa 1980, s.366. [17] https://voxdomini.pl/archiwa/swieci-i-ich-dziela/ks-bronislaw-markiewicz-1842-1912/ [18] Ks. B. Miromir, Trzy słowa do starszych w narodzie polskim w stuletnią rocznicę rozbioru ojczyzny, Lwów 1887, s. 3-5. Dost. w internecie: https://polona.pl/item/trzy-slowa-do-starszych-w-narodzie-polskim-w-stuletnia-rocznice-rozbioru-ojczyzny,ODk3NjEwMzY/6/#info:metadata [19] Ks. B. Miromir, Trzy słowa do starszych w narodzie polskim w stuletnią rocznicę rozbioru ojczyzny, Lwów 1887, s. 58. Dost. w internecie: https://polona.pl/item/trzy-slowa-do-starszych-w-narodzie-polskim-w-stuletnia-rocznice-rozbioru-ojczyzny,ODk3NjEwMzY/6/#info:metadata [20] https://pl.wikipedia.org/wiki/Propinacja [21] Ks. B. Miromir, Trzy słowa do starszych w narodzie polskim w stuletnią rocznicę rozbioru ojczyzny, Lwów 1887, s. 59-60. Dost. w internecie: https://polona.pl/item/trzy-slowa-do-starszych-w-narodzie-polskim-w-stuletnia-rocznice-rozbioru-ojczyzny,ODk3NjEwMzY/6/#info:metadata [22] https://www.gosc.pl/doc/1061842.Co-po-Polsce-bez-Boga/2 [23] Ks. B. Miromir, Trzy słowa do starszych w narodzie polskim w stuletnią rocznicę rozbioru ojczyzny, Lwów 1887, s. 52-53. Dost. w internecie: https://polona.pl/item/trzy-slowa-do-starszych-w-narodzie-polskim-w-stuletnia-rocznice-rozbioru-ojczyzny,ODk3NjEwMzY/6/#info:metadata [24] http://www.parafiagorzkow.pl/32-uncategorised/203-testowy-3.html [25] Ks. Stanisław Deszcz CM, Bł. Bronisław..., s. 4. [26] Tamże, s. 8. [27] Ks. Bronisław Markiewicz, Bój..., s. 54. [28] Tamże, s.9. [29] Ks. Walenty Michułka, Błogosławiony ks. Bronisław Markiewicz, Marki 2005, s. 11. Powrót |