¦wiêty Zygmunt Szczêsny Feliñski Czê¶æ I http://pauart.pl/app/artwork?id=5534e3b40cf22871cc1774ab Tym razem towarzyszyæ nam bêdzie w naszej nocnej pielgrzymce ¶wiêty arcybiskup Zygmunt Szczêsny Feliñski, którego w Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego wzywamy jako patrona wierno¶ci Ko¶cio³owi. Nasz bohater urodzi³ siê, wed³ug kalendarza gregoriañskiego 1 listopada 1822 roku (natomiast wed³ug starego stylu, czyli kalendarza juliañskiego, by³o to 20 pa¼dziernika; st±d czasami podawana jest równie¿ ta data urodzin) w Wojutynie, miejscowo¶ci po³o¿onej oko³o 30 kilometrów od £ucka na Wo³yniu. Dziecko zosta³o ochrzczone 20 listopada, a wiêc w dzieñ ¶wiêtego Feliksa. Sam tak o tym fakcie napisa³: „Na chrzcie ¶wiêtym otrzyma³em dwa imiona: Zygmunt, na cze¶æ ojca mojej matki i Szczêsny, z powodu, i¿ patronem dnia tego by³ ¶wiêty Feliks mêczennik; ¿e jednak to ostatnie imiê wiêcej siê rodzicom moim podoba³o, zwano miê od kolebki Filem; Zygmunt za¶ wydosta³ siê na jaw wówczas dopiero, gdy bulla papieska, prekonizuj±ca mnie na arcybiskupa warszawskiego, na imiê Zygmunta Feliksa zosta³a wydana[1]". Imiê Zygmunt jest imieniem pochodzenia germañskiego. Jest to „imiê dwucz³onowe, z³o¿one z elementów: sigi- - zwyciêstwo (...) i mund - opieka, pomoc, obrona. Germañskie Sigmund to mniej wiêcej - obrona przez zwyciêstwo. By³o to imiê dynastyczne królów i cesarzy[2]". Natomiast imiê Szczêsny, wywodzi siê od s³owa szczê¶liwy. Jest ono uwa¿ane za odpowiednik imienia ³aciñskiego Felix, które „t³umaczono (...) na jêzyk polski i brzmia³o [ono] wtedy [w³a¶nie] Szczêsny (tak ju¿ w 1486 roku)[3]". „Patronem tego imienia jest (...) [¶wiêty] Zygmunt Szczêsny Feliñski wspominany [w Ko¶ciele katolickim] 17 wrze¶nia[4]". Dzisiaj Szczêsny jako imiê jest rzadko spotykane, czê¶ciej wystêpuje jako nazwisko. Przeciwno¶ci± znaczenia tego imienia jest przymiotnik nieszczêsny. Ojcem ma³ego Szczêsnego by³ Gerard Feliñski szlachcic z Wo³ynia za¶ jego matk± by³a Ewa z domu Werdorff, pochodz±ca z Litwy. Ojciec by³ kilka razy wybierany honorowym deputatem, czyli odpowiednikiem dzisiejszego ³awnika czy sêdziego spo³ecznego, s±du g³ównego wo³yñskiego w oddalonym od Wojutyna o oko³o 300 kilometrów ¯ytomierzu, gdzie te¿ mieszka³. Przez kilka lat m³ode ma³¿eñstwo mieszka³o tam razem, ale gdy zaczê³y pojawiaæ siê dzieci, za obopólnym porozumieniem matka z maluchami przenios³a siê najpierw do Wojutyna a pó¼niej do Zboroszowa. Ojciec przyje¿d¿a³ do domu tylko na letnie ferie. Szczêsny by³ w kolejno¶ci przyj¶cia na ¶wiat, siódmym dzieckiem spo¶ród jedena¶ciorga, które w ci±gu swojego ¿ycia urodzi³a jego matka. Niestety, dzieci by³y bardzo s³abe i chorowite, czworo z nich zmar³o jeszcze w wieku niemowlêcym a pi±te, Gerardynka zmar³a maj±c sze¶æ lat. Do tych silniejszych dzieci, które prze¿y³y nale¿a³ nasz Szczêsny oraz dwoje starszego rodzeñstwa, siostra Paulina i brat Alojzy (który otrzyma³ to imiê na cze¶æ ich s³awnego stryja). Natomiast z m³odszych dzieci, do³±czyli do nich Zofia, Julian i Wiktoria. Posiadaj±c dwa niewielkie maj±tki w Wojutynie i w Zboroszowie utrzymywali dziêki nim ca³± rodzinê, gdy¿ ojciec pe³ni±c funkcjê honorowego deputata nie otrzymywa³ jakiegokolwiek wynagrodzenia. Podczas nieobecno¶ci mê¿a, a wiêc przez zdecydowanie wiêksz± czê¶æ czasu, ca³± gospodark± i wychowaniem dzieci zajmowa³a siê Ewa Feliñska, przy wydatnej pomocy swojej mamy Zofii Werdorffowej. Babcia Zofia wpaja³a swoim wnukom chêæ do porannych i wieczornych modlitw, uczy³a katechizmu, czyta³a im historie biblijne oraz ¿ywoty ¶wiêtych. Ale i matka, bêd±c ¿arliw± katoliczk± oraz prawdziw± patriotk±, pog³êbiaj±c wiedzê przekazywan± przez babciê wzbudza³a u swoich dzieci wielk± mi³o¶æ do Boga i ojczyzny. Wychowywa³a swoje dzieci z wielkim zaanga¿owaniem i oddaniem, umia³a okazaæ im matczyne serce i ¿yczliwo¶æ a jednocze¶nie nie rozpieszcza³a ich. Tak Szczêsny wspomina³ po latach postêpowanie i metody wychowawcze swojej matki: „Obrawszy prawo Bo¿e za jedyn± normê praktycznego ¿ycia, Matka nasza ocenia³a postêpowanie swych dzieci nie wedle zmiennych prawide³ przyzwoito¶ci ¶wiatowej lub doczesnej korzy¶ci, lecz wedle zas³ugi lub winy ka¿dego uczynku przed Bogiem. St±d uwa¿aj±c za rzecz wa¿n± to tylko, co jest cnot± lub grzechem, na wszystko inne ma³o zwraca³a uwagi, chocia¿by opinia ¶wiata inaczej o tym s±dzi³a. Nigdy te¿ nie przemawia³a do nas w imiê ambicji, wspó³zawodnictwa lub fa³szywego wstydu, ale odzywa³a siê jedynie do naszego sumienia, staraj±c siê w serca nasze wszczepiæ zasady tak niezale¿ne od okoliczno¶ci, i¿by zawsze i wszêdzie przewodniczyæ nam mog³y. D³ugich jednak i napuszonych mora³ów prawiæ nie lubi³a; chocia¿ bez ogródki wytyka³a nam wady i wykroczenia nasze, strofowania te by³y proste i krótkie, a ¿e z serca p³ynê³y, ³atwo te¿ do serca trafia³y. Poczytuj±c nadto otwarto¶æ dzieci wzglêdem rodziców za g³ówn± d¼wigniê wychowania, Matka stara³a siê tak zupe³ne obudziæ w nas zaufanie, aby¶my wszystko najszczerzej przed ni± wyznawali. Dla osi±gniecia tego celu stara³a siê tak dalece panowaæ nad sob±, karc±c nasze wykroczenia, by nigdy dziecko nie mog³o s±dziæ, ¿e gniew chwilowy lub osobista obraza przez usta jej przemawia. Z niezak³óconym owszem pokojem wykazywa³a nam ona, w czym postêpowanie nasze obra¿a³o Boga i jak± w³asnym duszom naszym wyrz±dza³o szkodê. Kary te¿ naznacza³a zawsze w duchu zado¶æuczynienia, stosuj±c ich ciê¿ko¶æ jedynie do stopnia winy a nie do materialnej szkody, jakiej wykroczenie mog³o byæ powodem. Ilekroæ za¶ przypadek lub niezgrabno¶æ by³y powodem smutnego jakiego wypadku, nie tylko nie kara³a lecz pociesza³a owszem sprawcê nieszczê¶cia, je¶li uwa¿a³a, ¿e nazbyt siê trapi³. W razie istotnej nawet winy szczere przyznanie siê i skrucha przyczynia³y siê zawsze do zmniejszenia kary, tak ¿e dzieci nie mia³y ¿adnego powodu do ukrywania swych wykroczeñ, zw³aszcza, ¿e gor±ce przywi±zanie, jakie mieli¶my do Matki, u³atwia³o niezmiernie otwieranie przed ni± serca. Nie nale¿y jednak s±dziæ, ¿e nasza Matka nale¿a³a do rzêdu tych osób, co uwa¿aj±c kary cielesne za ¶rodek ubli¿aj±cy godno¶ci cz³owieka, wol± patrzeæ na krn±brno¶æ lub pró¿niactwo swych dzieci, ni¿ w tak barbarzyñski sposób naprowadzaæ je na drogê obowi±zku. Przeciwnie: uwa¿aj±c, ¿e celem wychowania jest wykszta³cenie dziecka na cnotliwego i po¿ytecznego cz³onka spo³eczeñstwa, a nie tryumf tej lub owej pedagogicznej metody, ilekroæ widzia³a, ¿e tylko rózga prze³amaæ mo¿na upór lub lenistwo dziecka, nie waha³a siê je oæwiczyæ, nie troszcz±c siê o to, co postêpowi ludzie o karach cielesnych trzymaj±. I s³usznie: bo skoro w³adza rodzicielska pochodzi od Boga, a nie od towarzyskich zwyczajów, przed Bogiem wiêc, a nie przed publiczn± opini± rachowaæ siê z jej u¿ycia potrzeba; je¶li za¶ nierozs±dnym pob³a¿aniem rodzice zgubi± swe dziecko, ¿aden system filozoficzny wymówiæ ich przed s±dem Bo¿ym nie potrafi[5]". Jak my dzisiaj bardzo ró¿nimy siê od tej m±drej, dziewiêtnastowiecznej kobiety. Mo¿emy tylko postawiæ sobie pytanie, czy mo¿e dzisiejszy system filozoficzny bêdzie w stanie wybroniæ tych zmuszanych przez swoje koncepcje do zbytniej pob³a¿liwo¶ci rodziców przed s±dem Bo¿ym. Maj±tek w Zboroszowie by³ po³o¿ony w okolicach Beresteczka nad rzek± Nepaw±[6]. W swoim pamiêtniku, pisanym piêædziesi±t lat pó¼niej tak arcybiskup Zygmunt Szczêsny wspomina³ te najpiêkniejsze czasy w swoim ¿yciu: „Pi±ty rok wówczas rozpocz±³em, kiedy z matk± i rodzeñstwem przyby³em po raz pierwszy do Zboroszowa, gdzie cztery prawie nastêpne lata spêdzi³em, w takiej pe³ni pociech rodzinnych, i¿ pobyt ten do najmilszych chwil w ¿yciu zaliczam. Dot±d rozrzewniaj± mnie wspomnienia owych uroczych przechadzek z matk±, Paulink±, Alojzym a nastêpnie i z Zosi±; ju¿ to po uroczych brzegach Nepawy, zaros³ych oczeretem i tatarskim zielem, gdzie¶my brn±c nieraz w wodzie, dzikie irysy i wodne lilie z niewymown± uciech± zrywali; ju¿ po ja³owych wzgórkach, z dala ju¿ zapachem cz±bru i macierzanki nêc±cych, w jesieni za¶ wieñcami bujnych o¿yn oplecionych; ju¿ wreszcie po najbli¿szej wioski so¶ninie, g³êbokimi jarami tu i ówdzie przeciêtej, gdzie¶my na wy¶cigi kryj±ce siê w trawie rydze zbierali. ¯adna zgryzota, ¿adna troska nawet nie zak³óci³a jeszcze owych czystych rozkoszy, jakich serce dziecinne w ¿ywym przywi±zaniu i w prostych wiejskich uciechach kosztowa³o[7]". Ale i bolesne wspomnienia mia³ nasz bohater z tego okresu otó¿, kiedy zgorszony widokiem ss±cego wymiê klaczy ¼rebaka, chcia³ po³o¿yæ kres temu zgorszeniu, zdzieli³ wiêc tego rozpustnika jak±¶ rózg±, na co ¼rebiê wierzgnê³o tylnymi kopytami tak, ¿e jednym trafi³o w g³owê naszego ma³ego obroñcê moralno¶ci. Kuracja potrwa³a kilka miesiêcy i na ca³e ¿ycie pozostawi³a Szczêsnemu bliznê na czole. Rodzice wtedy postanowili zatrudniæ guwernera, który by mia³ za zadanie oprócz nauki równie¿ czuwaæ nad dzieæmi. Wtedy z polecenia zatrudniono niejakiego pana Polkowskiego, cz³owieka w ¶rednim wieku o sympatycznym wygl±dzie. Guwerner umia³ zachêciæ dzieciaki do nauki i szybko zdoby³ zaufanie tak Szczêsnego, jak i jego starszego brata, Alojzego. Ch³opcy tak byli zafascynowani swoim opiekunem, ¿e oddali mu na przechowanie swoje oszczêdno¶ci, które zamierzali przeznaczyæ na wymarzone prezenty. Kiedy którego¶ dnia matka wybiera³a siê do Beresteczka, bracia wiêc szybko uchwalili, na co maj± zostaæ wydane ich fundusze. Pos³uchajmy jak opisuje te chwile w swoich pamiêtnikach Zygmunt Szczêsny Feliñski: „wnet pobiegli¶my do pana guwernera, by zabraæ z³o¿one u niego pieni±dze. £atwo sobie wyobraziæ, jak bolesnego doznali¶my zawodu, gdy nieprzygotowany do podobnego za¿±dania nasz mentor, wyzna³ zmieszany, ¿e schowa³ depozyt nasz do kieszeni, nie spostrzeg³szy, ¿e by³a dziurawa, i naturalnie co do grosza zgubi³. W nieukojonym ¿alu wyznali¶my stratê nasz± ojcu,(...) , zarz±dzono wiêc ¶cis³e doznanie, które wykry³o, ¿e cokolwiek do r±k pana Polkowskiego siê dostawa³o, wnet przechodzi³o w posiadanie arendarza, gdy¿ biedny baka³arz mia³ nieszczê¶liwy na³óg pijaæ do poduszeczki. Ca³y dzieñ umia³ siê powstrzymaæ, lecz gdy swych pupilków do snu uko³ysa³, wydobywa³ z szafy buteleczkê i póty siê z ni± zabawia³, a¿ pró¿ne dno mu pokaza³a. Nic dziwnego, ¿e po takim odkryciu poczciwy Polkowski musia³ dom nasz opu¶ciæ, nie bez rzewnego ¿alu nas obu, bo¶my go szczerze polubili[8]". Nied³ugo po tym, rodzina równie¿ musia³a opu¶ciæ przytulny Zboroszów, gdy¿ jeden z parobków mszcz±c siê za odes³anie go do wojska podpali³ dom Feliñskich, tak skutecznie, ¿e nic nie ocalili a sami ledwo z ¿yciem uszli. Feliñscy wrócili wiêc do Wojutyna, gdzie dwaj starsi bracia zaczêli uczêszczaæ na naukê do szko³y parafialnej w pobliskim (...) Nie¶wiczu. Dziewczynki nie uczêszcza³y do szkó³ publicznych. Dyrektor tej szko³y zatrudni³ kalafaktora, czyli takiego stró¿a czy te¿ wo¼nego szkolnego, który mia³ za zadanie dzwoniæ na rozpoczêcie i zakoñczenie codziennej nauki oraz aby zwiêkszyæ dyscyplinê w szkole, do jego zadañ nale¿a³o „wyci±ganie na sto³ek ma³ych delikwentów, którym pan dyrektor w³asnorêcznie wylicza³ zas³u¿one plagi [wyra¿enie staropolskie znacz±ce, bicz, uderzenie biczem, karê]. Z tego te¿ powodu na kalafaktorów wybierano zwykle ¶mia³ych i silnie zbudowanych dr±galów, by i z zuchwalszymi podrostkami umieli sobie poradziæ. W³adza dyrektora by³a tak absolutna, i¿ od jego wyroków ¿adnej nie by³o apelacji; nie dziw te¿, i¿ dziatwa ba³a siê go jak ognia, nie marz±c nawet o mo¿ebno¶ci oporu[9]". Nasz bohater Szczêsny uwa¿a³, ¿e w karach tych nigdy nie by³o ¿adnej z³o¶liwo¶ci, by³y one naprawdê zas³u¿one za brak pilno¶ci w nauce lub niestosowne wyskoki i niepos³uszeñstwo. Sam jednak rzadko by³ karany, ale jedn± karê zapamiêta³ na ca³e ¿ycie, gdy¿ nie zwyczajowe piêæ a a¿ dziesiêæ dyscyplin otrzyma³. Tak po latach wspomina³ powód dla którego otrzyma³ te plagi: „[kiedy] s³u¿±c do mszy w ko¶ciele, popêdzi³em za mysz±, wymykaj±c± siê z pod stopni o³tarza, a w my¶liwskiej zapamiêta³o¶ci swojej tak siê zacietrzewi³em, ¿e cisn±³em na ni± trzymanym w rêku dzwonkiem, z wielk± uciech± kolegów, a zgorszeniem zakrystiana, który tê sprawê przed trybuna³ pana dyrektora wytoczy³[10]". Kiedy w listopadzie 1830 roku wybuch³o powstanie, z powodu zagro¿enia Ewa Feliñska bêd±c w ci±¿y musia³a razem z sze¶ciorgiem dzieci wyprowadziæ siê z Wojutyna. Do tu³aj±cej siê rodziny do³±czy³ ojciec, ale niestety wkrótce ciê¿ko zachorowa³. W tym czasie urodzi³o siê ostatnie dziecko Feliñskich. By³a to dziewczynka, której dano na imiê „Wiktoria - nazwana tak na znak nadziei wi±zanych z powstaniem listopadowym[11]". Po upadku powstania rodzina Feliñskich wróci³a do swojego maj±tku w Zboroszowie, którym podczas ich nieobecno¶ci opiekowa³a siê Matka Ewy Feliñskiej, Zofia. W styczniu 1833 roku, w wieku 46 lat umar³ ojciec rodziny, Gerard Feliñski zostawiaj±c wdowê wraz z siedmiorgiem „drobnych dzieci, z których najstarsza Paulina liczy lat 12, a najm³odsza Wiktoria pó³tora roku. Dwa lata pó¼niej zmar³a 6-letnia Gerardynka[12]". Po ¶mierci ojca olbrzymi± pomoc± dla matki wykaza³a siê Paulinka, dwunastoletnia córka, która z wielk± trosk± jej pomaga³a. Ju¿ wtedy, jak wspomina³a j± matka, wykazywa³a: „wielki rozs±dek, ³agodno¶æ, uczucie obowi±zku, zapomnienie zupe³ne osobowo¶ci[13]". Ewa Feliñska postanowi³a oddaæ w dzier¿awê oba maj±tki i przenie¶æ siê z dzieæmi do Krzemieñca, gdzie wszyscy pamiêtali o s³awnym dyrektorze liceum krzemienieckiego, jej nie ¿yj±cym szwagrze, Alojzym Feliñskim. Jeszcze przed ¶mierci± ojca, na jego pro¶bê, wys³ano Szczêsnego razem z bratem Alojzym do rosyjskiego gimnazjum w £ucku. Po dwóch latach to gimnazjum zosta³o przeniesione do oddalonego o oko³o 50 kilometrów Klewania. Tam, poniewa¿ nakazano w tym czasie, aby jêzykiem wyk³adowym by³ tylko jêzyk rosyjski, trzeba by³o sprowadzaæ czê¶æ nauczycieli z g³êbi Rosji. „Z powodu nieokrzesanego grubiañstwa (...) [tych nauczycieli oraz ich] niedostatecznego wykszta³cenia naukowego, nie mieli [oni] ¿adnego moralnego wp³ywu [na uczniów], a raczej wp³yw ich by³ ca³kiem ujemny[14]", wiêc m³odzie¿ gimnazjalna, stawa³a siê coraz mniej zdyscyplinowana i coraz bardziej rozwydrzona. Tam, „Szczêsny patrz±c z jednej strony na gorsz±ce przyk³ady w swoim otoczeniu, z drugiej maj±c silnie wpojone przez matkê poczucie dobra i piêkna moralnego, zdobywa siê na bardzo powa¿ny i ¶mia³y krok: oto jako uczeñ trzeciej klasy gimnazjum, oko³o trzynastego roku ¿ycia, sk³ada warunkowy ¶lub czysto¶ci przed obrazem Zwiastowania Matki Bo¿ej w ko¶ciele w Klewaniu[15]". Tak m³ody i pobo¿ny ch³opiec chcia³ ochroniæ siê przed wp³ywem swoich zdeprawowanych i rozzuchwalonych kolegów szkolnych. Matka jednak boj±c siê o swoich synów wypisa³a ich z gimnazjum i ¶ci±gnê³a do Krzemieñca, „gdzie grono do¶æ liczne dawnych licealnych profesorów umo¿ebnia³o polskie wychowanie[16]". W Krzemieñcu, w tym samym domu, do którego wprowadzili siê Feliñscy, mieszka³a Salomea S³owacka-Becu, matka naszego wielkiego poety Juliusza S³owackiego. Obie panie bardzo szybko zosta³y prawdziwymi przyjació³kami. W roku 1835 powróci³ z emigracji powstaniec listopadowy, Szymon Konarski, który w tym czasie zosta³ cz³onkiem Stowarzyszenia Ludu Polskiego. Mia³ on za zadanie stworzyæ komórki tego Stowarzyszenia na terenie Litwy, Wo³ynia, Podola i Ukrainy. Kiedy pod koniec roku, dzia³aj±c pod pseudonimem Janusz Hejbowicz, trafi³ do Krzemieñca, wtedy „Ewa Feliñska, na pro¶bê szanowanych obywateli Wo³ynia, przyjê³a w tym zwi±zku udzia³ i pe³ni³a w nim obowi±zki sekretarki dla korespondencji francuskiej[17]". Pani Salomea równie¿ postanowi³a przy³±czyæ siê do tego zwi±zku. Arcybiskup Zygmunt Szczêsny Feliñski w swoich pamiêtnikach tak opisa³ udzia³ swojej matki w tym stowarzyszeniu: „Matka moja zosta³a zamianowana (...) sekretark± do korespondencji zagranicznej, któr± prowadzi³a w ten sposób, i¿ miêdzy wierszami obojêtnej tre¶ci, zwyczajnym skre¶lonymi atramentem, pisa³a krochmalem to o czym chcia³a zawiadomiæ, litery za¶ wystêpowa³y dopiero po zwil¿eniu ich jodyn±[18]". Czasy spêdzone w Krzemieñcu by³y dla ca³ej rodziny Feliñskich bardzo szczê¶liwe, poznali wiele znakomitych i kulturalnych rodzin, dziêki którym matka by³a bardziej pogodna a dzieci zdobywa³y og³adê towarzysk±. Jednak¿e latem 1838 roku to szczê¶liwe ¿ycie Feliñskich zosta³o brutalnie przerwane. Sta³o siê to po wcze¶niejszym aresztowaniu Konarskiego, który choæ mocno torturowany nikogo jednak nie wyda³. Tak opisa³ to i pó¼niejsze wydarzenia w swoich pamiêtnikach nasz bohater: „[Konarski] milcza³ (...), choæ go pragnieniem i bezsenno¶ci± drêczono, choæ ¿ywe cia³o rozcinano i w krwawi±ce rany p³on±c± smo³ê lano. Nikt by te¿ nie zgin±³, gdyby sam tylko Konarski zosta³ uwiêziony. Inaczej, niestety, posz³y badania z [Ignacym] Rodziewiczem [przyjacielem, którego aresztowano razem z Konarskim]. S³abego charakteru a dra¿liwych nerwów, nie mia³ on si³y do przetrwania zadawanych mu katuszy i wyzna³ wszystko, co o sprzysiê¿eniu wiedzia³; ¿e za¶ zna³ najwybitniejsze osobisto¶ci zwi±zkowe, wskutek przeto jego zeznañ ca³y zarz±d spisku zosta³ uwiêziony. Nie tylko z Litwy, ale te¿ i z Rusi co dzieñ niemal przywo¿ono do Wilna nowych oskar¿onych i zape³niano nimi wiêzienia. Jedn± z najpierwszych porwano z Krzemieñca moj± matkê, ¿e za¶ dla kobiet miano jeszcze wówczas pewne wzglêdy, umieszczono j± przeto naprzód w domu policmajstra, nastêpnie jednak przeniesiono j± do wspólnego wiêzienia[19]". Arcybiskup Feliñski tak po latach przedstawi³ te tragiczne dla rodziny chwile z lipca 1838 roku, kiedy aresztowano matkê: „Wszystkie okoliczno¶ci towarzysz±ce temu wypadkowi tak g³êboko wrazi³y mi siê w pamiêæ, ¿e je dzi¶ jeszcze mam przytomne przed oczami, jak gdyby to wczoraj by³o, pomimo ¿e z gór± æwieræ wieku prze¶liznê³o siê nad m± g³ow± od owej bolesnej chwili... Na pró¿no bym siê kusi³ opisywaæ tê rozdzieraj±c± scenê, która siê odby³a przy po¿egnaniu. Rozpacz dzieci, zachodz±cych siê od p³aczu i czepiaj±cych siê r±k, nóg i odzienia wyrywanej przemoc± i na wpó³ martwej z bole¶ci Matki, by³a tak rozdzieraj±ca, ¿e sami wykonawcy okrutnego wyroku od wzruszenia obroniæ siê nie mogli. Nawet sêdziwa Babka [Zofia Werdorff], co z rzadk± rezygnacj± najciê¿sze przyjmowa³a ciosy, nie by³a w stanie powstrzymaæ siê od jêków i ³kania, kiedy b³ogos³awi³a po raz ostatni swoje jedynaczkê, której nie mia³a ju¿ ogl±daæ na ziemi. Po wywiezieniu Matki, mogi³a nawet mniej pust± wyda³aby siê nam, jak ten dom, który ona przytomno¶ci± swoj± o¿ywia³a, a gdzie teraz wszystko nieobecno¶æ jej tylko przypomina³o[20]". Proces Konarskiego zakoñczy³ siê 1839 roku, jako jedyny zosta³ on skazany na ¶mieræ. Wielu innych uwiêziono lub zes³ano na Syberiê. W¶ród zes³añców znalaz³a siê Ewa Feliñska, któr± „skazano na osiedlenie siê w Berezowie nad pó³nocnym biegiem Obi, na Syberii[21]" w prowincji tobolskiej. Dzieci bez matki i ojca nie mog³y pozostaæ razem, musia³y zostaæ rozdzielone ale jednak uda³o siê je wszystkie otoczyæ opiek± szlachetnych ludzi, którzy przygarnêli je do swoich domostw. Szesnastoletni Szczêsny trafi³ do Zenona Brzozowskiego, który mieszka³ w maj±tku Sokó³ka na Podolu. Najstarsza siostra Paulinka korespondowa³a listownie z matk± i powiadamia³a ca³e rodzeñstwo o wszystkim co dotyczy³o mamy oraz przekazywa³a jej polecenia. Pan Brzozowski w roku 1839 postanowi³ wys³aæ Szczêsnego na uniwersytet w Moskwie, gdzie rozpocz±³ on studia na wydziale matematyki. W czerwcu 1842 roku, uda³o siê Szczêsnemu odwiedziæ matkê przebywaj±ca wtedy ju¿ „tylko" 900 kilometrów od Moskwy w Saratowie nad Wo³g±. Matka tak opisa³a jego przybycie: „Dzi¶ siedzê w moim domku sama jedna, a¿ wpada do pokoju m³ody cz³owiek w okurzonym uniwersyteckim mundurze, cienki, s³uszny, ogorzaly i rzuca siê w moje objêcia. To mój Szczêsny, to dzieciê moje! Bo¿e, jak¿e¶ hojnie odp³aci³ kilkuletnie cierpienie[22]". Szczêsny przebywa³ razem z matkê ponad dwa i pó³ miesi±ca. Podobn±, wakacyjn± wyprawê do Saratowa odby³ w nastêpnym roku. Tym razem mia³ okazjê spotkaæ jeszcze oprócz matki, swoje m³odsze rodzeñstwo, siostrê Zosiê i brata Juliana. Matka wróci³a z zes³ania wiosn± 1844 roku i zamieszka³a w Wojutynie. Szczêsny w tym czasie, na ¿±danie swojego opiekuna Brzozowskiego, musia³ pozostaæ w Moskwie i podj±æ pracê kancelaryjn±. Dziêki temu móg³ „zyskaæ, tak wa¿n± w ¿yciu imperium rosyjskiego »rangê« urzêdnicz±[23]", która pozwala³a na objêcie ró¿nych posad pañstwowych, zw³aszcza gdy taki osobnik mia³ ukoñczony uniwersytet. W czerwcu 1844 pojawi³ siê w Soko³ówce, w maj±tku Brzozowskich, gdzie zacz±³ pracowaæ w kancelarii swego opiekuna i dobrodzieja. Wtedy te¿, zacz±³ bardzo rozwijaæ siê duchowo i religijnie, co mo¿na dostrzec w jego ówczesnych listach, gdzie „czêsto jest mowa o Bogu, o Opatrzno¶ci, o warto¶ci cnoty, o tym, ¿e »cel ¿ycia nie jest na tym ¶wiecie«[24]". Gdy w jednym z otrzymanych listów od rodziny, zauwa¿y³ brak religii w planie lekcji najm³odszej siostry Wiktorii, tak zareagowa³: „»Rozk³ad lekcji zdaje siê mi dobry, tylko zamiast mitologii wola³bym, ¿eby by³ katechizm, którego w rozk³adzie nie znalaz³em, a który jednak¿e koniecznie jest potrzebny[25]«" W tym samym li¶cie, który zaadresowa³ do matki ale zwraca³ siê w nim równie¿ do reszty swojego rodzeñstwa, zawar³ dla nich wiele wa¿nych pouczeñ ¿yciowych, opisuj±c zasady i sposoby, które sam stosowa³ do pracy nad sob±, a o których ksi±dz profesor Hieronim Wyczawski napisa³, ¿e nawet „wybitny asceta nie udzieli³by pe³niejszych wskazówek[26]", pos³uchajmy: „Nauki (...) kszta³c± tylko umys³, najwiêksz± za¶ baczno¶æ potrzeba zwróciæ na ukszta³cenie charakteru, Usi³owaniem naszym powinno byæ robiæ ci±g³y, choæby powolny, postêp w dobrym, a jak najstaranniej unikaæ kroku wstecznego. Wyrobienie w sobie mocnej woli jest pierwszym warunkiem postêpu. Najlepsze zasady na nic siê nie przydadz± cz³owiekowi, co nie umie panowaæ nad sob±, gdy¿ nie potrafi ich wprowadziæ w ¿ycie. Inaczej wiêc bêdzie mówi³ i my¶la³, a inaczej postêpowa³. Hartuj±c wolê nie potrzeba za wiele liczyæ na swoje si³y i zadawaæ sobie do wykonania rzeczy bardzo trudnych, jak na przyk³ad wyniszczenie na³ogu od dawna wkorzenionego, lub wykonywanie jakiej cnoty bardzo uci±¿liwej, gdy¿ je¿eli siê to nie uda, zrobimy krok wsteczny, bardzo szkodliwy z tego powodu, ¿e nas zniechêca i odejmuje ufno¶æ we w³asne si³y. Najlepiej zaczynaæ od rzeczy ma³ych i w miarê wzrastania si³, przechodziæ do wiêkszych. Co dzieñ wieczorem k³ad±c siê spaæ, trzeba zastanowiæ siê dobrze nad sob± i przejrzeæ wszystkie swoje wady, a wybrawszy najmniejsz± z nich, postanowiæ j± wykorzeniæ koniecznie, z innych za¶ poprawiæ siê o ile to bêdzie w naszej mocy. Zrobiwszy to postanowienie trzeba ci±gle mieæ w pamiêci i przed ka¿d± czynno¶ci± zastanowiæ siê, czy nie ma ona co wspólnego z naszym postanowieniem. Póty nie trzeba ze stanowczym postanowieniem przechodziæ do wykorzenienia innej wady, póki sumienie nam nie powie, ¿e z pierwszej poprawili¶my siê zupe³nie. Tym sposobem, przy wytrwa³o¶ci i ci±g³ej baczno¶ci, co dzieñ bêdziemy siê stawaæ lepszymi i coraz ³atwiej bêdzie to nam przychodziæ. ¯eby dok³adnie poznaæ swoje wady dobrze jest czytaæ z uwag± ¿ywoty ¶wiêtych. Trzeba czytaæ bardzo po niewiele i ci±gle porównywaæ siê z nimi. Rozwa¿aj±c ka¿d± ich cnotê nale¿y zg³êbiaæ jakimi ¶rodkami oni do niej doszli i notowaæ sobie to dobrze w pamiêci i w sercu. Po¿yteczn± jest tak¿e rzecz± dla zahartowania woli naznaczyæ sobie co dzieñ jak± prywacjê [odmówienie sobie czego¶] do zniesienia, albo jak± przeszkodê do prze³amania, lub dobry uczynek do spe³nienia i pilnowaæ siê ¿eby koniecznie to postanowienie doprowadziæ do skutku. Ale nie do¶æ jest umieæ w³adaæ swymi sk³onno¶ciami, potrzeba nadto, ¿eby wola, która nami kieruje by³a o¶wiecona, gdy¿ inaczej sama mo¿e nas w b³±d wprowadziæ. Jedno jest tylko ¶wiat³o prawdziwe i nieomylne - Objawienie Boskie - wczytujmy siê w to Objawienie, aby go wcieliæ w siebie i przej±æ siê jego duchem, ale ¿e w nim nie znajdziemy prostej odpowiedzi na wszystkie szczególne pytania, zdarzaj±ce siê w ¿yciu, powinni¶my wiêc sami zastanawiaæ siê gruntownie nad wszystkimi naszymi czynno¶ciami i staraæ siê na wszystko wynale¼æ prawid³o, zgodne z duchem Objawienia, a tym samym z wol± Bosk±. (...) Napisa³em kilka uwag, które nie wiem, czy pojmiecie tak jak ja je pojmujê, z przyczyny niedok³adnego wys³awiania siê, a je¿eli pojmiecie, czy trafi± one do waszego przekonania. Nie podajê tego za prawdê konieczn±, gdy¿ jest to tylko moje osobiste przekonanie, które bardzo mo¿e byæ b³êdne. Zastanówcie siê wiêc dobrze i sprostujcie, co bêdzie potrzeba, a nawet odrzuæcie zupe³nie, je¿eli za niew³a¶ciwe lub szkodliwe uznacie[27]". Gdy tylko znalaz³ trochê wolnego czasu, to od razu stara³ siê odwiedzaæ swoj± matkê w Wojutynie. Pozna³ te¿ dosyæ dobrze jednego z s±siadów matki Józefa Ignacego Kraszewskiego. Ta znajomo¶æ i wdziêczno¶æ Szczêsnego dla Kraszewskiego za pomoc matce w jej ambicjach literackich, trwa³a w³a¶ciwie przez ca³e ¿ycie. „Feliñski widzia³ jednak i s³abe strony Kraszewskiego, jego zmienno¶æ w pogl±dach oraz uleganie s±dom opinii publicznej. A chocia¿ ceni³ Kraszewskiego i chêtnie czyta³ jego utwory, to jednak (...) nie wywar³ on ¿adnego wp³ywu na rozwój duchowy Szczêsnego[28]". Natomiast olbrzymi wp³yw wywar³y na niego dzie³a Zygmunta Krasiñskiego, „które - jak sam wyzna³ w latach pó¼niejszych -wp³ynê³y decyduj±co na ustalenie jego pogl±dów na sprawy narodowe.(...) Romantyzm Krasiñskiego (...) by³ najbardziej chrze¶cijañski (...) [daj±cy] wyra¼ny prymat religii i objawieniu (...) miêdzy ¶wiatem ludzkim a Bogiem i miêdzy prawami boskimi a prawami ¶wiata dawa³ zwyciêstwo (...) Chrystusowi[29]". O tym wp³ywie Krasiñskiego ¶wiadczy wiele stron po¶wiêconych w swoich pamiêtnikach przez Arcybiskupa Feliñskiego, na opisanie jego wewnêtrznej przemiany, któr± pisma Krasiñskiego spowodowa³y. Sam tak to oddzia³ywanie ocenia³: „o wp³ywie Zygmunta Krasiñskiego, którego dzie³a w tym dopiero czasie pozna³em; oddzia³a³y za¶ one na kierunek mych d±¿no¶ci tak stanowczo i trwale, i¿ now± niejako erê w wewnêtrznym ¿yciu moim stanowi±[30]". Feliñski uwa¿a³, ¿e g³êbi dzie³ Krasiñskiego wspó³czesne mu spo³eczeñstwo po prostu nie zrozumia³o. T³umaczy³ to podzia³em patriotów polskich na dwa obozy arystokratów i demokratów. Te obozy toczy³y ze sob± nieustann± walkê i „na my¶l nawet nikomu nie przysz³o, by inne jeszcze szranki boju dla prawych synów ojczyzny istnieæ mog³y. Nic wiêc dziwnego, ¿e gdy znalaz³ siê kto¶ z niepospolitym talentem, co o¶mieli³ siê zatkn±æ, trzeci sztandar, nawo³uj±c doñ zwolenników obu obozów jako zarówno b³êdnych, zacietrzewieni szermierze zrozumieæ zrazu nie mogli, o co mu chodzi, wci±¿ go wyzywaj±c, by bia³± lub czerwon± wywiesi³ chor±giew. (...) Dopiero rze¼ galicyjska uwydatniaj±c proroczego ducha twórcy Psalmu Mi³o¶ci, da³a poznaæ dotykalnie, gdzie zaprowadziæ mo¿e walka spo³eczna, któr± ¼le zrozumiany patriotyzm w ³onie narodu wywo³a³[31]". Tu warto przypomnieæ ten niezbyt chwalebny moment naszych dziejów. Podczas powstania krakowskiego w lutym 1846 roku na terenie Galicji uda³o siê Austriakom podburzyæ polskich ch³opów przeciwko szlachcie, doprowadzi³o to do masowych mordów i rabunków w szlacheckich dworach. Jednym z przywódców tej rabacji ch³opskiej by³ Jakub Szela, któremu austriacki „rz±d w nagrodê jego czynów do¿ywotni± pensjê (...) i kilkadziesi±t morgów ziemi na w³asno¶æ wyznaczy³. (...) co do reszty zdziera zas³onê z niecnego i haniebnego rz±du, pod którym Pan Bóg cierpieæ nam kaza³.[32]" Tak ¶wiadek tamtych czasów, Aleksander Batowski, widzia³ prawdziwe powody i wskazywa³ na inspiratorów tych tragicznych zaj¶æ. Szczêsny Feliñski wskazywa³ tak¿e na powi±zan± z masoneri± Centralizacjê czyli organ przywódczy Towarzystwa Demokratycznego: „Wiadomo, ¿e ruch, który siê zakoñczy³ fataln± rzezi± galicyjsk±, wywo³any zosta³ propagand± Towarzystwa Demokratycznego, na którego czele sta³a Centralizacja, od miejsca pobytu swego zwana wersalsk±. Prezesem jej by³ wówczas Darasz, i pod jego to egid± wyprawieni zostali emisariusze do kraju dla przygotowania powstania, którego naczelnym wodzem zamianowany zosta³ Ludwik Mieros³awski, komisarzem za¶ cywilnym niejaki Alcyata, osobisto¶æ bez ¿adnego znaczenia tak w kraju jak i w emigracji. Mieros³awski przeciwnie, bez ¿adnej wprawdzie rzeczywistej zas³ugi, g³o¶ny by³ tak w kraju jak i za granic±"[33]. Ten wspomniany przez Feliñskiego Psalm Mi³o¶ci napisa³ Zygmunt Krasiñski w roku poprzedzaj±cym rze¼ galicyjsk± , pos³uchajmy fragmentów, tej proroczej wizji: „Przeciw piek³u podnie¶æ kord! Biæ szatanów czarny ród! Rozci±æ szabl± krwawy knut Barbarzyñskich w ¶wiecie hord. Lecz nie nêciæ polski Lud By niós³ Szlachcie polskiej mord! (...) Gdy z kolebki Duch siê budzi, Niemowlêctwem wolnych ludzi Gilotyna i grabie¿e! Dzieciom luby w¶ciek³y gniew! I w wylan± bratni± krew, Wierz± ciemne, w ¶lepej wierze! Nie wolno¶ci dot±d cz³owiek, To wolno¶ci wsta³o zwierzê! (...) Nie jest czynem - rze¼ dziecinna! Nie jest czynem -wyniszczenie! Jedna prawda Boska, czynna, To przez mi³o¶æ, przemienienie! Jeden tylko, jeden cud: Z szlacht± polsk± - polski lud, Jak dwa chóry - jedno pienie! - Wszystko inne - z³ud± z³ud! Wszystko inne, plam± plam I ojczyzna tylko tam! - Jeden tylko, jeden cud: Z szlacht± polsk± - polski lud...[34]". I dalej tak pisze w swych Pamiêtnikach Arcybiskup Feliñski: „Od tej dopiero chwili poczêto rozumieæ nie tylko utwory Krasiñskiego, ale te¿ i patriotyczny jego program, który coraz to liczniejszych zwolenników zyskiwaæ sobie pocz±³. Dla mnie osobi¶cie pogl±dy tego najwznio¶lejszego z naszych wieszczów, istnego or³a poetów, od pierwszej chwili sta³y siê niewyczerpanym ¼ród³em ¶wiat³a i si³y, tak ¿e pod ich przewa¿nie wp³ywem ustalaæ siê poczê³y moje zapatrywania siê na sprawê narodow± i na nasze wzglêdem niej obowi±zki. Krótkie to powiedzenie: »Bo na ziemi byæ Polakiem, to ¿yæ bosko i szlachetnie«, sta³o siê odt±d jakby god³em tego sztandaru, pod którym nie tylko sam uszykowaæ siê pragn±³em, ale i naród ca³y radbym poci±gn±æ za sob±. Przekonanie, i¿ tylko mi³o¶æ buduje, i¿ ofiara jest najwy¿sz± potêg± w dziedzinie ducha, staj±c coraz ja¶niej w mym umy¶le, doprowadza³o miê do coraz to g³êbszego pojêcia chrystianizmu, tryumfu Krzy¿a i pokonania z³o¶ci pogañstwa przez krew mêczenników[35]". Feliñski, który, jak sam mówi³, poprzez wspó³czucie dla swojego umêczonego narodu pozna³ „piêkno, wspania³o¶æ i potêgê dzie³a Odkupienia przez mi³osn± ofiarê[36]"doszed³ do wniosku, ¿e naród polski, chocia¿ jest ofiar± bezprawia, to „nie poszed³ jednak na mêczeñstwo ani dobrowolnie, ani bez grzechu, jak nasz Odkupiciel i wstêpuj±cy w ¶lady Jego mêczennicy; ¿e uwzglêdniaj±c winy i b³êdy narodowe, s³uszniej jest nazwaæ Polskê op³akuj±c± grzechy swe Magdalen±, ni¼li Chrystusem narodów. [W III czê¶ci Dziadów Mickiewicza Polska w wizji przedstawiona jest jako Chrystus narodów] Odrzuciwszy przeto z pogl±dów umi³owanego wieszcza mego ten b³±d zbyt bole¶nie zranionego serca, tym mocniej ugruntowa³em siê w prawdziwie chrze¶cijañskich jego zasadach[37]". Równie¿ idea pos³annictwa narodów, któr± pozna³ Feliñski dziêki Krasiñskiemu, mocno wp³ynê³a na jego przekonania. Porównuj±c powo³anie, które cz³owiek ma ¿yj±c w rodzinie porówna³ je z ca³± ludzko¶ci±, i tak o tym pisa³: „jako ka¿dy cz³onek rodziny ma wyznaczone sobie zajêcie odpowiednie do si³ i zdolno¶ci swoich przyrodzonych; tak i naród ka¿dy otrzymuje pos³annictwo zastosowane do przymiotów, jakimi Opatrzno¶æ obdarzyæ go raczy³a[38]". Dlatego te¿ Feliñski rozpocz±³ porównawcze przeanalizowanie dzia³alno¶ci swojego narodu i narodu rosyjskiego aby odkryæ pos³annictwo tych narodów oraz znale¼æ b³êdy, które przeszkadzaj± w spe³nianiu tych pos³annictw. Mo¿na przyj±æ, ¿e ta analiza Feliñskiego zakoñczy³a siê wnioskiem, i¿ wiêcej jest ró¿nic w ¿yciu prywatnym Polaków i Rosjan ni¿ podobieñstw a ró¿nice te uwidaczniaj± siê jeszcze bardziej w ¿yciu publicznym. A wnioskiem koñcowym tych rozwa¿añ jest to, ¿e: „g³ównym zadaniem Polaków jest budowanie Królestwa Bo¿ego na ziemi, ju¿ to we w³asnym ³onie, daj±c na wzór Jana Chrzciciela, ¶wiadectwo prawdzie wiekuistej, za przesz³e grzechy czyni±c pokutê i wedle si³ i ¶rodków d±¿±c do tego, by tak w ¿yciu prywatnym jak i publicznym ka¿da czynno¶æ oparta by³a na duchu Ewangelii, to jest wyp³ywa³a z mi³o¶ci Boga i bli¼niego, nie za¶ z nienawi¶ci, zazdro¶ci lub samolubnej rachuby. Na zewn±trz za¶ domaga siê od nas Chrystus, aby¶my gotowali drogi zbli¿aj±cemu siê Królestwu Bo¿emu, gotowym do po¶wiêcenia apostolstwem, nawo³ywaniem do braterstwa ludów i zjednoczenia ich w jedn± chrze¶cijañsk± rodzinê, pod macierzyñskim skrzyd³em Ko¶cio³a i pod b³ogos³awi±c± rêk± Namiestnika Chrystusowego. Jako najpiêkniejsz± kart± w dziejach naszej przesz³o¶ci jest dokonanie dobrowolnej unii z Litw± i Rusi±, tak i w przysz³o¶ci nic chwalebniejszego dokonaæ nie zdo³amy nad przyczynienie siê do powrotu na drogê prawdy zb³±kanych pobratymców naszych i u³atwienie wszystkim szczepom tego¿ plemienia po³±czenia si³ ku wspólnej obronie bez utraty indywidualno¶ci i odrêbnego charakteru narodowego. Czyli, mówi±c jêzykiem polityków, dobrowolna federacja ludów pod duchow± egid± katolickiego Ko¶cio³a. (...) Charakter przy tym tego pos³annictwa jest tak duchowny, ¿e nie si³± orê¿a, ale si³± ofiary dokonanym byæ mo¿e to, czego od nas mi³o¶æ wymaga. (...) Co siê za¶ tyczy powo³ania Rosji, wci±¿ rosn±ca jej potêga wyra¼nie ukazuje, i¿ zadaniem jej jest kruszyæ przeszkody na drodze zamiarów Bo¿ych spotykane. Wyzwoliæ z niewoli ludy s³owiañskie, broniæ je od nacisku obcoplemiennej cywilizacji, co je wynarodowiæ usi³uje, otworzyæ kolebkê ludzkiego rodzaju na wp³ywy Chrystianizmu i postêpu, wreszcie staæ siê biczem Bo¿ym, jak Attyla, na ukaranie spo³eczeñstw opanowanych przez pr±dy bezwyznaniowe, oto równie piêkne jak szczytne pos³annictwo, przypadaj±ce temu potê¿nemu zapa¶nikowi. Je¶li dodamy do tego w³a¶ciwe te¿ dlañ zadanie podtrzymania w¶ród ludów poszanowania dla w³adzy, tak sponiewieranej na Zachodzie, to zmuszeni bêdziemy przyznaæ, ¿e pos³annictwo Rosji, niemniej jest wa¿ne od naszego, chocia¿ ca³kiem ró¿nego rodzaju. Wiêcej powiem: oba te pos³annictwa dope³niaj± siê nawzajem i tylko razem wziête stanowi± ca³o¶æ doskona³±. Rosja nie zdo³a uszczê¶liwiæ ludów pobratymczych nie przyst±piwszy do prawdy katolickiej, która jedna zdolna jest skruszyæ w jej sercu pogañskiego ba³wana panowania nad ¶wiatem, któremu dot±d ho³duje; Polska za¶ nie zdo³a byæ aposto³em Królestwa Bo¿ego na ziemi, je¶li, skuszona rz±dz± potêgi, sama pok³oni siê ba³wanowi, co j± po¿ar³, i przyjmie obc± ideê, zapoznawszy w³asn±. Nigdy przeto, przenigdy nie powinni¶my wyrzec siê w³asnego pos³annictwa przez wcielenie siê dobrowolne i bezwarunkowe w olbrzymie cielsko owej pó³nocnej hydry, nie na to, by j± nowym o¿ywiæ duchem, lecz by jej nowa przyby³a g³owa i nowe do szarpania ofiar szpony; gdy¿ by³aby to zdrada nie tylko wzglêdem Boga, wzglêdem ojczyzny i wzglêdem bratnich ludów, ale nawet wzglêdem samej Rosji, która choæ dzi¶ jest za¶lepiona i ¿adnej innej, prócz materialnej, nie ¿±da od nas pomocy, kiedy¶ jednak zapragn±æ mo¿e wy¿szej organicznej idei, któr± o tyle tylko daæ jej zdo³amy, o ile sami w posiadaniu jej bêdziemy. Trzymajmy siê zw³aszcza obur±cz prawdy katolickiej, któr± nam wydrzeæ usi³uj±; biada nam bowiem, je¶li zamiast podaæ j± naszym ciemiê¿ycielom z mi³o¶ci±, jako skarb najdro¿szy, rzucimy im j± pod nogi, jako zu¿yty grat przesz³o¶ci, co ani nas ocaliæ, ani wskrzesiæ nie zdo³a³. Precz wiêc z apostazj±! [czyli porzuceniem wiary katolickiej]. Mêczeñstwo raczej ni¿ zdrada![39]". W roku 1847 Feliñski otrzyma³ paszport i zgodnie z wol± swego chlebodawcy uda³ siê do Pary¿a, gdzie mia³ pog³êbiæ i rozszerzyæ swoje wykszta³cenie. A by dostaæ siê do Pary¿a, musia³ siê dopu¶ciæ nasz bohater pewnych forteli, poniewa¿ z zaboru rosyjskiego do niezbyt lubianej Francji nie wypuszczano zbyt ³atwo poddanych cara. Wiêc ludzie sk³adali wnioski o paszporty, które pozwala³y na leczenie za granic± najlepiej gdzie¶ w zaborze pruskim. Paszport zdrowotny otrzymywa³o siê trochê szybciej, gdzie¶ po roku lub po dwóch i by³ on najtañszy, natomiast sk³adaj±c wniosek o paszport na wyjazd, którego powodem mia³o by byæ, rozpoczêcie nauki w Pary¿u, koñczy³o siê otrzymaniem odmowy. Z tego powodu, w³a¶ciwie wszyscy staraj±cy siê o taki wyjazd, postêpowali w taki sposób, który z pewno¶ci±, bardzie wra¿liwym czy gorliwym katolikom, nie przysparza³ pewnych dylematów. Do tego, aby otrzymaæ paszport ze wzglêdu „na zrujnowane zdrowie[40]", trzeba by³o to „udowodniæ ¶wiadectwami urzêdu lekarskiego". A kto wie, czy zaborcy, który raczej by³ ¶wiadom takich „chytrych" sposobów, nie chodzi³o o takie w³a¶nie dylematy i zmuszanie do k³amstwa, nawet drobnego czy w jaki¶ sposób uzasadnionego oraz przekupstwa urzêdników pañstwowych. Urzêdnicy w Rosji byli s³abo op³acani i jako normê traktowali przyjmowanie ³apówek. A jak wra¿liwe by³o sumienie Feliñskiego mo¿emy siê zorientowaæ na przyk³adzie jego zamiarów matrymonialnych. Mianowicie z ówczesnych listów do matki, mo¿emy siê zorientowaæ, ¿e Feliñskiemu podoba³a siê Hala, jaka¶ daleka ich krewna, co do której ¿ywi³ do¶æ mocne uczucie, o czym ¶wiadcz± jego s³owa: Im wiêcej jestem oddalony od was i od Hali - (...) [pisa³] do matki w listopadzie 1845 roku - tym mocniej pragnê, aby wiadome Ci zamiary przysz³y do skutku. Do³ó¿ wiêc, droga Mamo, wszelkich starañ, ¿eby nasze po³±czenie mog³o nast±piæ. (...) Tak z¿y³em siê z t± my¶l±, (...), ¿e nie wiem, co bym robi³ gdyby mi odmówiono...[41]". Niestety, owa Hala chyba jednak nie by³a zbyt pewna swego uczucia do Szczêsnego, bo pó¼niejsze listy Feliñskiego ¶wiadcz± o niepowodzeniu jego zamierzeñ i odrzuceniu jego propozycji. A gdy dwa miesi±ce pó¼niej dowiedzia³ siê o ma³¿eñstwie swojej wcze¶niejszej mi³o¶ci to, tak to oceni³: „Zam±¿pój¶cie Hali bardzo mnie ucieszy³o, bo to bardzo dobra panna i bole¶nie by³oby, gdyby zosta³a star± pann±, a przy tym i ja bêdê zupe³nie spokojny na sumieniu...[42]". A wiêc kilkumiesiêczne, nieodwzajemnione i zakoñczone niepowodzeniem zauroczenie swoj± krewn±, bez ¿adnych tajnych schadzek czy jakichkolwiek zobowi±zuj±cych romansów, ju¿ powodowa³o u tego m³odego dwudziestoczteroletniego cz³owieka poczucie winy z powodu, byæ mo¿e duchowego zranienia czy oszukania swojej sympatii. Takie zdarza³y siê w dziewiêtnastym wieku sumienia. Poniewa¿ najstarsze z dzieci Brzozowskich mia³o dopiero cztery lata, a wiêc nie wymaga³o jeszcze opieki guwernera, którym mia³ zostaæ Szczêsny Feliñski, wiêc nasz bohater mia³ zamiar przynajmniej przez trzy lata studiowaæ we Francji. Dwudziestopiêcioletni Szczêsny jecha³ do Pary¿a przez pó³tora miesi±ca, zatrzymuj±c siê po drodze w wielu miastach, gdzie spotyka³ siê z lud¼mi których zna³ lub z którymi mia³ siê spotkaæ z polecenia swoich znajomych. Odwiedzi³ miêdzy innymi Lwów a w nim pobitego podczas rabacji ch³opskiej Wincentego Pola, któremu przez rok przechodzi³a mi³o¶æ do ch³opów. Odwiedzi³ te¿ matkê Juliusza S³owackiego, Salomeê Becu. Nastêpnym miastem by³ Kraków „kolebka wielko¶ci i s³awy naszej narodowej[43]", który ze wzglêdu na pozosta³e w nim ¶lady historii wywar³ na Szczêsnym, jak sam o tym napisa³: „wra¿enie (...) tak silne i tak odrêbnego charakteru, i¿ nigdy, nigdy ju¿ nie powtórzy³o siê w moim ¿yciu[44]". Tu, u Kajetana Ko¼miana, dawnego przyjaciela swojego stryja, Alojzego mia³ okazje poznaæ „najznakomitsze osobisto¶ci bardzo nielicznego towarzystwa krakowskiego w tej epoce, (...) [a miêdzy nimi ]wiêksz± czê¶æ profesorów Wszechnicy Jagielloñskiej[45]". Z Krakowa dotar³ kolej± do Wiednia, gdzie bywa³ czêstym go¶ciem u hrabiego Stanis³awa Zamojskiego, ojca Elizy Brzozowskiej ¿ony jego opiekuna i dobroczyñcy Brzozowskiego. „Przez Pragê i Drezno ruszy³ Feliñski do Berlina. W stolicy Czech zatrzyma³ siê tylko na jeden dzieñ, aby obejrzeæ z grubsza najwa¿niejsze zabytki. Nieco d³u¿ej zabawi³ w Dre¼nie, bo i kolonia polska by³a tam do¶æ liczna i poci±ga³a go s³ynna galeria drezdeñska, zw³aszcza pami±tki po dwóch kurfirstach [ksi±¿ê udzielny, elektor w dawnej Rzeszy niemieckiej] a zarazem królach polskich Augustach[46]". W Berlinie pojawi³ siê nasz bohater kilka dni przed Bo¿ym Narodzeniem 1847 roku. Tam dziêki listowi polecaj±cemu od Wincentego Pola, zosta³ czêstym bywalcem domu Jana Ko¼miana, który trzyna¶cie lat pó¼niej zosta³ wy¶wiêcony na kap³ana a z którym, podobnie jak b³ogos³awiony Edmund Bojanowski, zaprzyja¼ni³ siê na d³ugie lata. Po ¶wiêtach Bo¿ego Narodzenia, Szczêsny Feliñski odwiedzi³ w Brukseli genera³a Jana Zygmunta Skrzyneckiego, uczestnika wojen napoleoñskich oraz wodza naczelnego powstania listopadowego, który w tym czasie s³u¿y³ w wojsku belgijskim. Do Pary¿a przyby³ nasz bohater 1 stycznia 1848 roku. Mieszkanie, a w³a¶ciwie „pokoik na czwartym piêtrze: »piêæ kroków d³ugo¶ci i trzy szeroko¶ci«[47]", wynaj±³ w dzielnicy ³aciñskiej i od razu, jako wolny s³uchacz, rozpocz±³ studia na Sorbonie oraz College de France ( fr. Czyt. Koled¿ de frans) czyli w Kolegium Francuskim. Wtedy te¿, odwiedzi³ przebywaj±cego w Pary¿u Juliusza S³owackiego, któremu przekaza³ listy od jego matki, Salomei. Ci dwaj wielcy ludzie bardzo siê polubili i duchowo zbli¿yli do siebie, zw³aszcza, ¿e „w dwóch ostatnich latach swego ¿ycia S³owacki by³ bardzo osamotniony[48]", wiêc wizyty Feliñskiego by³y mu bardzo mi³e. Natomiast sam Feliñski mia³ takie o S³owackim zdanie: „Jasno widzia³em, ¿e kocha³ on szczerze Pana Jezusa, pragn±³ tryumfu Jego nauki, ¿ycie prowadzi³, ¶mia³o powiedzieæ mo¿na, anachorety [ascety, samotnika], budowa³ miê wiêc tylko i ducha mego ku Niebu podnosi³, nie ¿±daj±c ode mnie wyrzeczenia siê choæby jednej joty z nauki Ko¶cio³a albo zaniechania choæby jednej zaleconej przezeñ religijnej praktyki[49]". W tym czasie w Pary¿u, jak pisa³ Feliñski w swoich pamiêtnikach, polscy emigranci skupiali siê w ró¿nych stronnictwach politycznych, z których najpowa¿niejszych by³o sze¶æ. „Oprócz towiañczyków [zwolenników idei g³oszonych przez Andrzeja Towiañskiego] (...), istnia³y tam jeszcze [wspomniane ju¿ wcze¶niej] Towarzystwo Demokratyczne pod wodz± prezesa Centralizacji, [Wojciecha] Darasza; Towarzystwo Trzeciego Maja, maj±ce na czele ksiêcia Adama Czartoryskiego [dziadka b³ogos³awionego Augusta Czartoryskiego]; Stronnictwo Zjednoczenia, za³o¿one przez Wincentego Tyszkiewicza; Stowarzyszenie Wojskowe pod prezydencj± ostatniego naczelnego wodza, jenera³a [Macieja] Rybiñskiego; i wreszcie Zwi±zek Narodowy, zwany pospolicie m³od± emigracj±, rz±dzony przez konwikt, w którym Dzwonkowski mia³ najwiêcej wp³ywu[50]". Feliñski, tak ocenia³ Towarzystwo Demokratyczne: „W pierwszych chwilach tu³actwa, kiedy na czele tego obozu stali tacy ludzie jak Lelewel i Mochnacki, których imiona otacza³a aureola patriotyzmu i s³awy, w szeregach demokratów naliczyæ by³o mo¿na niema³o znakomitych osobisto¶ci, których zas³ugi rzuca³y pewien urok na ca³e to stronnictwo, lecz po zgonie Mochnackiego a usuniêciu siê do Belgii Lelewela, kierownictwo Towarzystwa dosta³o siê w rêce ludzi, nieprzodkuj±cych ani zas³ug±, ani zdolno¶ciami; kiedy zaniechawszy walki o wielkie zasady, nowi ci szermierze ludowego wszechw³adztwa zeszli na pole intryg stronniczych i sporów osobistych, wszystko, co zachowa³o poczucie w³asnej godno¶ci i choæ trochê samoistno¶ci przekonañ, opu¶ci³o krwaw± chor±giew, pod któr± pozostali jedynie nieznani w kraju doktrynerzy, dla których demokratyczne stowarzyszenia francuskie najwy¿szy idea³ stanowi³y. Wstêpuj±c w ich ¶lady, do³±czyli do swego katechizmu politycznego nienawi¶æ do Ko¶cio³a i wzgardê dla katolickiego duchowieñstwa, które narzêdziem despotyzmu nazwali. Przeniesienie ogniska dzia³alno¶ci politycznej do Francji wywar³o jeszcze i ten zgubny wp³yw na naszych demokratów, i¿ utracili te nawet nieliczne cechy narodowe, jakie wynie¶li z kraju. Przejêli oni ca³± organizacjê ¿ywcem od Francuzów, tak jak od nich te¿ zapo¿yczyli ca³y arsena³ swojej doktryny. Nazwali siê demokratami, w³adzê sw± ochrzcili imieniem Centralizacji, Towarzystwo podzielili na sekcje, ustanowili komisje i komitety, pozak³adali kluby, nie pozosta³o jednym s³owem w ca³ym ich urz±dzeniu ani ¼d¼b³a polsko¶ci. Tak to powoli idea, zdrowa i patriotyczna w swym ¼ródle, wykrzywi³a siê i spaczy³a wskutek niskich namiêtno¶ci, i¿ zamiast byæ d¼wigni± narodowego odrodzenia, sta³a siê taranem zniszczenia w rêku nieoglêdnych trybunów, którym ju¿ nie o kraj, nie o lud, lecz o tryumf jedynie w³asnego stronnictwa chodzi³o[51]". Zarzuca³ równie¿ temu stronnictwu nieuzasadnione ataki i próby „ohydzenia w oczach narodu jednego z najczystszych naszych patriotów[52]", ksiêcia Adama Czartoryskiego. Feliñski, by³ czêstym go¶ciem w hotelu Lambert, gdzie lubi³ przebywaæ ze wzglêdu na katolick± atmosferê. Tam, podczas spotkañ towarzyskich, spotyka³ wielu ówcze¶nie znanych i ciekawych ludzi, z których wiêkszo¶æ mo¿na by³o zaliczyæ do elity emigracji. On jednak lubi³ rozmawiaæ z ka¿dym i nie zwraca³ uwagi na przynale¿no¶æ do jakiegokolwiek stronnictwa, czy te¿ klasy spo³ecznej. Jak sam mówi³, unika³ tylko bezbo¿nych. [1] Zygmunt Szczêsny Feliñski, Pamiêtniki, Warszawa 2009, s. 74. [2] Henryk Fros SI, Franciszek Sowa, Twoje imiê przewodnik onomastyczno- hagiograficzny, Kraków 1982, s. 544. [3] Tam¿e, s. 224. [4] https://deon.pl/imiona-swietych/szczesny,8978 [5] Ks. Zygmunt Szczêsny Feliñski, Paulina, córka Ewy Feliñskiej, Szczecinek 2009, .s. 33-34. [6] S. Regina ¯yliñska, Ks. Zygmunt Szczêsny Feliñski Arcybiskup Metropolita Warszawski, Rzym 1965, s. 6. [7] Zygmunt Szczêsny Feliñski, Pamiêtniki..., s. 74-75. [8] Tam¿e, s. 77. [9] Tam¿e, s. 80. [10] Tam¿e. [11] S. Teresa Antonietta Fr±cek RM, ¦wiêty Zygmunt Szczêsny Feliñski, tom I M³odo¶æ, Warszawa 2009, s.42. [12] Tam¿e. [13] Tam¿e, s.44. [14] Zygmunt Szczêsny Feliñski, Pamiêtniki..., s. 93. [15] S. Regina ¯yliñska, Ks. Zygmunt Szczêsny..., s. 13. [16] Zygmunt Szczêsny Feliñski, Pamiêtniki..., s. 120. [17] S. Teresa Antonietta Fr±cek RM, ¦wiêty Zygmunt Szczêsny Feliñski, tom I M³odo¶æ, Warszawa 2009, s.52. [18] Zygmunt Szczêsny Feliñski, Pamiêtniki..., s. 120. [19] Tam¿e, s.124. [20] S. Regina ¯yliñska, Ks. Zygmunt Szczêsny..., s. 14. [21] Polscy ¶wiêci, t. 6, red. o. Joachim Bar OFMConv, Warszawa 1986, s. 139 [22] Jan Dobraczyñski, A to jest zwyciêzca, Warszawa 1986, s. 41-42. [23] Tam¿e, s. 45. [24] Ks. Hieronim Eug. Wyczawski, Arcybiskup Zygmunt..., s. 85. [25] http://zfelinski.blogspot.com/2011/09/list-zygmunta-szczesnego-do-matki-16.html [26] Ks. Hieronim Eug. Wyczawski, Arcybiskup Zygmunt..., s. 86. [27] http://zfelinski.blogspot.com/2011/09/list-zygmunta-szczesnego-do-matki-16.html [28] S. Regina ¯yliñska, Ks. Zygmunt Szczêsny..., s. 19. [29] Ks. Hieronim Eug. Wyczawski, Arcybiskup Zygmunt Szczêsny Feliñski 1822-1895, Warszawa 1975, s. 81. [30] Zygmunt Szczêsny Feliñski, Pamiêtniki..., s. 197. [31] Tam¿e. [32] Aleksander Batowski, Diariusz wypadków 1848 roku, Wroc³aw Warszawa Kraków Gdañsk 1974, s. 88. [33] Zygmunt Szczêsny Feliñski, Pamiêtniki..., s. 210. [34] Pisma Zygmunta Krasiñskiego, Tom III, Miko³ów 1901, s.16-17. [35] Zygmunt Szczêsny Feliñski, Pamiêtniki..., s. 197-198. [36] Tam¿e, s. 198. [37] Tam¿e. [38] Tam¿e. [39] Zygmunt Szczêsny Feliñski, Pamiêtniki..., s. 204-205. [40] Tam¿e, s. 194. [41] Jan Dobraczyñski, A to jest..., s. 46. [42] Tam¿e. [43] Zygmunt Szczêsny Feliñski, Pamiêtniki..., s. 208. [44] Tam¿e. [45] Tam¿e , s. 209. [46] Ks. Hieronim Eug. Wyczawski, Arcybiskup Zygmunt..., s. 88. [47] Jan Dobraczyñski, A to jest..., s. 54. [48] Zygmunt Szczêsny Feliñski, Pamiêtniki..., s. 261. [49] Tam¿e, s. 254. [50] Tam¿e..., s. 241. [51] Tam¿e, s. 243-244. [52] Tam¿e, s. 244. Powrót |