Błogosławiony Honorat Koźmiński Cz. II Bł. Honorat Koźmiński[1] Tej nocy powracamy do omawiania życia błogosławionego Honorata Koźmińskiego. W zeszłym miesiącu zakończyliśmy w miejscu, gdzie rosyjski zaborca po klęsce naszego powstania styczniowego przystąpił do likwidacji zakonów na terenie Królestwa Polskiego. Rząd carski uważał, że właśnie działalność zakonników w klasztorach polskich była jedną z poważniejszych przyczyn powstania styczniowego a także jednym z głównych narzędzi rewolucji[2]. Utworzył więc, już na początku roku 1864, specjalną grupę doradców pod patronatem cara, której zadaniem było doprowadzenie do zamknięcia klasztorów. Zgodnie z instrukcjami tych specjalistów, ostatni namiestnik Królestwa generał Fiodor Berg, ustanowił w Warszawie dziesięcioosobową komisję, która miała za zadanie zająć się zbadaniem faktycznego „udziału zakonników w powstaniu i przedpowstaniowych akcjach patriotycznych. Komisję obarczono również sporządzeniem dokładnych wykazów stanu osobowego i majątkowego poszczególnych konwentów. (...) Zdecydowano się na atak frontalny, chcąc ten wrzód katolicyzmu i polskości wypalić żywym ogniem, złamać życie wspólnotowe w sposób tak skuteczny, aby nie zdołało się podnieść. Klasztory bowiem były znacznie trudniejsze do policyjnej inwigilacji niż duchowieństwo świeckie. Prace komisji warszawskiej utrzymane zostały w ścisłej tajemnicy. Równolegle w Petersburgu [już] od maja 1863 roku dopracowywano się uzasadnień teoretycznych zamierzonej sanacji klasztorów katolickich. Rezultatem był ukaz Aleksandra II z 8 listopada (starego stylu) 1864 roku, utrzymany aż do wykonania w najgłębszej tajemnicy. Ukaz carski był niebywale perfidny. Jako teoretyczna podstawa likwidacji klasztorów figurowała bulla Benedykta XIV z 1747 roku polecająca, aby w klasztorze nie mieszkało mniej niż 8 zakonników. Bulla Inter plures iucunditatis, na którą car, jako opiekun Kościoła polskiego, się powoływał, przetkana była gęsto wyrwanymi z kontekstu postanowieniami soboru trydenckiego. Znaleziono więc motywację na likwidację klasztorów istniejących w sposób niekanoniczny, nie posiadających odpowiedniej liczby zakonników po ślubach wieczystych. Natomiast likwidację majątku i przejście na pensje państwowe (zastraszająco niskie i skazujące osoby zakonne na nędzę), usankcjonowano dbałością o prawidłowość życia zakonnego i troską o morale zakonników, a więc oderwanie ich od przywiązania do dóbr doczesnych, aby mogli oddać się pielęgnowaniu cnót zakonnych stanowiących istotę ich powołania"[3]. Dlatego też, jak napisał później o. Prokop Leszczyński: „Kasatę naszą z 64 roku (...) nie nazwano kasatą, tylko reformą zakonów"[4]. Z tej racji, kontynuując tę swoistą reformę, „osobno uzasadniono zamknięcie tych klasztorów, w których wprawdzie znajdowało się więcej niż 8 osób zakonnych, lecz które okazały się nieprawomyślne. Tam gdzie wśród wspólnoty znaleźli się buntownicy, likwidację obiektu klasztornego uważano za słuszną karę za podeptanie świętego stanu zakonnego, gdyż ci zakonnicy nie bacząc na przykazania Ewangelii i pogardzając dobrowolnie przed ołtarzem złożonymi ślubami, pobudzali do przelewu krwi, poduszczali do morderstwa, profanowali mury klasztorów. (...) [W aktach policyjnych znajdowały się oskarżenia w stosunku do 540 zakonników na ogólny stan (w roku 1861) 1680, nie wliczając nowicjuszy]. Warto (...) zauważyć (...), że do akt policyjnych trafiały tylko wypadki zdekonspirowane, ponadto wielekroć zdarzało się, iż odpowiedzialność karną w imieniu wspólnoty ponosił przełożony, jako odpowiedzialny za prowadzenie się swych podwładnych. Skala natomiast nakładanych kar rozciągała się od grzywny, czasowego aresztu, zesłania na posielenie [czyli osiedlenie się] czy roboty katorżne, aż do powieszenia włącznie[5]. Przed powstaniem styczniowym prowincja kapucynów liczyła „7 klasztorów ze 125 zakonnikami, w tym wiele młodych powołań. Ukaz kasacyjny zmniejszył liczbę klasztorów do trzech: w Łomży, w Nowym Mieście nad Pilicą oraz w Zakroczymiu. Liczba zakonników stopniała. Niektórzy zginęli w powstaniu lub zostali zesłani na Syberię"[6]. Jeszcze inni wyjechali za granicę lub po prostu występowali z zakonu. Kapucyni, którzy dosyć poważnie zaangażowali się w ruch powstańczy, zostali przez Rosjan zaszeregowani wśród „wyjątkowo niebezpiecznych"[7]. Tu może, na potwierdzenie tej klasyfikacji, warto przypomnieć sylwetkę kolejnego kapucyna, ojca Maksymiliana Tarejwy z klasztoru w Lądzie nad Wartą. Otóż kapłan ten w czerwcu roku 1864 był w trakcie głoszenia kazania o tym, „jak winnica Chrystusowa przez heretyckich schizmatyków od czasów rozbiorowych jest w Polsce niszczona"[8]. W tym czasie, gdy słuchało go kilka tysięcy osób, przybyła sotnia kozaków, która otoczyła klasztor z zamiarem aresztowania odważnego kapucyna. Jednak parafianie zdołali tak skutecznie ukryć kaznodzieję w tajnej skrytce za ołtarzem, że żołdacy mimo szczegółowego przeszukania kościoła, nie znaleźli go. „Parę tygodni O. Tarejwo w tej skrytce ciasnej, jakoby w szafie się ukrywał. OO. Kapucyni nie chcieli wiedzieć, gdzie ich współbrat jest schowany, aby, gdy się Moskale zapytają, mogli prawdę powiedzieć: nie wiemy. Wiedział tylko zakrystian Wawrzyniec (...) i on kilka tygodni nosił jedzenie O. Tarejwie. W końcu dał się przekupić Moskalom za 1000 rubli i - wydał niewinnego kapłana oprawcom - a potem... potem jak drugi Judasz, wyrzutami sumienia dręczony i pogardzany - powiesił się"[9]. Uwięzionego zakonnika skuto i wrzucono na wóz, gdzie był bity i dźgany bagnetami. To doprowadziło do pewnego buntu wśród widzących to ludzi, których jednak cięto szablami, nie pozwalając im na oswobodzenie więźnia. „Na koniec oficer żandarmów ośmielił się zaproponować O. Maksymilianowi, czyby nie zechciał przyjąć prawosławia, a car batiuszka wszystko mu daruje. Męczennik odrzekł: »pójdź precz szatanie! Azali nie widzisz, iżem jest ksiądz katolicki«. Przyprowadzony na błonie konińskie nad rzeką Wartą położone, ujrzał wykopany dla siebie dół. Patrzył nań spokojnie i modlił się, a potem zażądał księdza do spowiedzi z miejscowego klasztoru (...) [po spowiedzi] O. Tarejwa mając stułę na sobie, rozkrzyżował ręce i patrząc w niebo modlił się żarliwie. Jęk ludu towarzyszył ostatniej na ziemi modlitwie tego Kapucyna. Wreszcie ucałowawszy brewiarz, rzucił go do dołu, a potem ucałowawszy stryczek sam go sobie na szyję założył i kata pobłogosławił, polecając mu nawrócić się z prawosławia - wreszcie głośno zawołał: »In te Domine speravi non confundar in aeternum« - »W Tobie Panie [mam] nadzieję (...), niech nie będę zawstydzony na wieki«. W tejże chwili kat troszeczkę pociągnął za stryczek i natychmiast urżnął a ksiądz spadł do dołu i naturalnie zaczął się, będąc jeszcze żywym, podnosić. Wtedy Moskale zawyli (...) i żywcem go zakopali, miejsce to końmi stratowawszy... Tak zakończył życie (9 lipca 1864 r.) O. Maksymilian z Lądu[10]. Natomiast wobec wszystkich pozostałych zakonników z Lądu „zastosowano odpowiedzialność zbiorową wywożąc (...) [ich] na Sybir, za długotrwałe ukrywanie współbrata"[11]. Jak już powiedziano, do kasaty zakonów bardzo długo się przygotowywano, była więc ona bardzo szczegółowo dopracowana. Dnia 27 listopada 1864 roku, a była to pierwsza niedziela Adwentu, między godzinami 20 a 22 wszystkie klasztory męskie, które miały być zamknięte, zostały otoczone przez Rosjan. Kapucyni na ul. Miodowej byli tym kompletnie zaskoczeni i dopiero, kiedy o godz. 22 zwołano wszystkich do refektarza i odczytano im ukaz carski o kasacie, zrozumieli powagę sytuacji. Wtedy wydano rozkaz aby wszyscy ubrali się ciepło, oraz aby wzięli swoje osobiste rzeczy. Zakonnicy stawili się więc po pewnym czasie, jedni dość ciepło ubrani, natomiast niektórzy tak skromnie wyglądali, że otrzymali od Rosjan „wojskowe półkożuszki"[12]. Kiedy wszyscy usiedli w przygotowanych dla nich krytych zaprzęgach, naczelnik odpowiedzialny za wywóz zakonników widząc u nich tylko brewiarze w rękach zapytał czy nic więcej ze sobą nie wezmą? Oni tak odpowiedzieli: „Ślubowaliśmy ubóstwo i nic swego nie mamy. Wszystko należy do tych, co tu po nas przyjdą"[13]. O czwartej nad ranem cały konwój ruszył. Zakonnicy w trakcie jazdy zastanawiali się czy Rosjanie wiozą ich na rozstrzelanie czy też może, wzorem zakonników z Lądu zostaną zesłani na Sybir? Jednak ich podróż zakończyła się dość szybko, bo już o godzinie 16. Wtedy wozy wiozące kapucynów zatrzymały się przed oddalonym od Warszawy o ok. 40 kilometrów kapucyńskim klasztorem w Zakroczymiu. Okazało się, że tam, w tym niewielkim klasztorze, mieli się wszyscy pomieścić i pozostać na stałe. Kiedy wreszcie udało się jakoś porozmieszczać zakonników, wtedy pojawił się urzędnik carski, z rządowymi propozycjami specjalnie przygotowanymi dla kapucynów. I tak, dano zakonnikom możliwość wyboru, mogli więc, albo pozostać w kraju otrzymując na roczne utrzymanie 40 rubli albo wyjechać za granicę. Zakonnicy, którzy by zechcieli wyjechać z Królestwa, otrzymali obietnicę „150 rubli odprawy (prócz pokrycia kosztów podróży, darmowego paszportu i stałej pensji wypłacanej przez ambasady rosyjskie)"[14]. Kiedy zaczęto skłaniać się ku wyborowi tej bardziej korzystnej finansowo propozycji, „wystąpił nagle o. Honorat i zawołał z całą mocą: - Żaden nie wyjedzie! Tu nas Pan Bóg chce mieć, a więc tu pracować będziemy! Siła przekonania bijąca z tych słów podziałała na wszystkich. Zdecydowano się pozostać na miejscu"[15]. Ciekawą rzeczą jest to, że o. Honorat nie powiedział tych słów pod wpływem nagłe impulsu, ale po długich rozważaniach i po gorących modlitwach i prośbach do Pana Boga, aby go przeniesiono właśnie do Zakroczymia, a które kierował do Opatrzności Boskiej jeszcze podczas pobytu w Warszawie. Więc, w tym przeniesieniu wszystkich zakonników do Zakroczymia widział on „dowód wyraźnej ingerencji Bożej Opatrzności i bał się czymkolwiek jej planom sprzeciwić. Uważał, że trzeba pracować tam, gdzie wola Boża człowieka stawia, i w tych warunkach, które ona ułożyła. Ta postawa będzie go charakteryzowała w całym jego życiu i stanowi klucz do zrozumienia jego różnych posunięć"[16]. O tej nocnej wywózce kapucynów nic nie wiedziały felicjanki i jak zawsze czekały następnego dnia rano na przyjście o. Honorata, który zazwyczaj o tej porze prowadził Mszę świętą. Dopiero wtedy, gdy kapucyni byli już daleko w drodze, wiadomość o kasacie warszawskiego klasztoru dotarła do zakonnic. A dzień później o. Prokop przekazał felicjankom taką wiadomość: „Wasz Ojciec zdrów i zawsze pełen spokoju"[17]. Niedługo po tej reformie zakonów męskich rząd carski zaczął swoje przygotowania do kasaty zakonów żeńskich. Felicjanki były wizytowane przez urzędników carskich, którzy mieli za zadanie zapoznać się z warunkami życia sióstr. Kiedy weszli oni „za klauzurę i zobaczyli ubóstwo sióstr i trumny zamiast łóżek, nie mogli ukryć swego zdumienia i podziwu. Fakt ten ustosunkował ich życzliwie do sióstr klauzurowych. W konsekwencji udzielono im pozwolenia na zbiorowe przeniesienie się do innego klasztoru w chwili kasaty"[18]. 17 grudnia, a więc trzy tygodnie po wywiezieniu kapucynów z Warszawy, o czwartej nad ranem dom centralny felicjanek został otoczony i siostrom odczytano ukaz kasacyjny. Dano im trzy dni na zdjęcie habitów i powrót do swoich rodzin. Jedynie, wspomnianym wcześniej, siostrom klauzurowym pozwolono na wyjazd do jednego z dwóch, danych im do wyboru, klasztorów. „Matka Angela wybrała dla nich bernardynki w Łowiczu, jako posiadające podobną regułę"[19]. Pozostałe siostry felicjanki zrezygnowały z przejścia do proponowanych im szarytek, zbyt różniących „się od nich duchowością. Nie wyraziły też zgody na gremialny wyjazd za granicę, obawiając się odcięcia od przełożonej generalnej (...) [oraz] zerwania kontaktu duchowego ze swym kierownikiem duchowym ojcem Koźmińskim"[20]. On, dowiedziawszy się o kasacie felicjanek napisał do nich list, w którym powiadamiał je, że spodziewał się rozwiązania tego Zgromadzenia przez rząd carski. Dlatego też, przekazał siostrom swoje dyrektywy zawierające prawdę dotyczącą „istoty życia zakonnego, które nie polega ani na klauzurze, ani na noszeniu habitów, tylko na posłuszeństwie i wiernym wcielaniu w czyn Ewangelii, na świadectwie. A któż jest władny siostry zwolnić od ślubów, jeśli same chcą im pozostać wierne?"[21] Wydaje się, że o. Honorat już w momencie zakładania Zgromadzenia Felicjanek „przygotowywał je do możliwości pracy bez habitu i że teraz, w chwili rozproszenia, ma już przed sobą wizję armii dusz poświęcających się w ukryciu szerzeniu Królestwa Bożego"[22]. Chodziło mu również o uświadomienie siostrom, że „bez klasztoru i habitu można być dobrymi zakonnicami"[23]. Całe Zgromadzenie felicjanek liczyło w momencie kasaty „18 sióstr klauzurowych, 149 sióstr życia czynnego i około 100 aspirantek"[24]. Po kasacie felicjanek schronisko o nazwie „Przytulisko" zostało pozbawione opieki aż do czasu gdy zajęło się nim „jedno (...) ze zgromadzeń ukrytych (Siostry Franciszkanki od Cierpiących)[25]". Zakroczym, po przewiezieniu w to miejsce zakonników z Warszawy, stał się centrum tej mocno zubożałej i liczącej, jak już wspomniano tylko trzy klasztory, kapucyńskiej prowincji. Tu również rezydował generalny komisarz o. Prokop Leszczyński, który zastąpił na tej funkcji biskupa Beniamina Szymańskiego. Tu, też o. Prokop napisał sporo swoich dzieł duchowych. W tym klasztorze, gdzie przecież mocno była ograniczona wolność osobista i działalność duszpasterska, o. Honorat, wykazywał olbrzymią energię i hart ducha. Pamiętał przecież, że do tego miejsca od dawna pragnął być przeniesiony, to na pewno dodawało mu sił. W tym też czasie, rozpoczął prowadzenie swojego Notatnika duchowego, który miał mu pomóc w jego pracy nad własnym uświęceniem. Wtedy też, dokładnie 24 listopada 1867 roku, ofiarował się jako niewolnik Najświętszej Maryi Pannie, Tuus Totus [łac. Twój cały], a uczynił to „według formuły świętego Ludwika-Marii Grignion de Montfort, którą w całości przepisał w swoim Notatniku duchowym. Główny fragment, jak również końcowy zapisał własną krwią: Ja, brat Honorat, grzesznik wiarołomny, odnawiam i potwierdzam dzisiaj w Twoim ręku, o Maryjo, śluby chrztu mojego. Odrzekam się na zawsze szatana i pychy jego, i wszystkich spraw jego, i cały się oddaję Jezusowi Chrystusowi, Mądrości Wcielonej, abym dźwigał mój krzyż, wstępując w Jego ślady po wszystkie dni życia mego i abym był wierniejszym Jemu niż dotąd byłem. Wybieram Ciebie dzisiaj wobec całego Dworu Niebieskiego za moją Matkę i Mistrzynię, Tobie [się] oddaję i poświęcam tytułem niewolnika moje ciało i moją duszę, moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, i wartość samych nawet dobrych moich uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych, dając Ci całkowite i zupełne prawo rozrządzać mną i wszystkim, co do mnie należy, bez wyjątku, według Twego upodobania, na większą chwałę Boga w czasie wieczności"[26]. O. Honorat dopisał jeszcze, że tego aktu dokonał za radą swego ojca duchownego i zarazem komisarza generalnego, czyli o. Prokopa a ten z kolei zatwierdził ten akt słowami: „Quia Mariae es, perducat te Maria, ubi Ipsa est. Amen. Memento Fr. Procopii ( z łac. Ponieważ należysz do Maryi, niech Maryja zaprowadzi cię tam, gdzie sama jest. Amen. Memento brata Prokopa)"[27]. Z biegiem czasu postanowił on całą swoją działalność poświęcić na chwałę Maryi. Dlatego też, ułożył specjalny akt, który zapisał w swoim Notatniku duchowym: „...i ja nikczemny robaczek tej ziemi pragnę z mojej strony przyczynić się w małej cząsteczce do powiększenia Twej niezmierzonej chwały. W tej intencji odprawiać chcę od tego czasu pilniej wszystkie nabożeństwa i ćwiczenia ku Twej czci zmierzające [...] pragnę też odtąd szerzyć chwałę Twoją między wiernymi, o ile niedołęstwo moje na to zdobyć [się] będzie mogło. W tym celu ofiaruję Ci wszystkie usiłowania, jakie czynić będę w kazaniach, naukach, spowiedziach, listach, konferencjach i piśmiennych pracach moich, a szczególnie w tym dziele, które od wielu lat zamierzam i od Ciebie oczekuję pomocy, a którym chciałem światu przedstawić, Czym jest Maryja dla Boga, dla Kościoła i dla każdej duszy. W tych wszystkich pracach pragnę rozbudzać w sercach cześć i miłość ku Tobie i ufność w Twojej Wszechwładnej Opiece, abyś mogła tym łatwiej zbawiać wszystkich uciekających się do Ciebie[28]". Ojciec Honorat był bardzo dobrym kaznodzieją. Jeszcze z okresu warszawskiego pamiętano go jako świetnego mówcę. W Zakroczymiu o jego kazaniach było coraz głośniej i dochodziło nawet do tego, że w niedzielę ludzie specjalnie przyjeżdżali z Warszawy aby go posłuchać. Ponieważ można tu było dojechać i wrócić w ciągu tego samego dnia, „komu więc obowiązki pozwalały spieszył do Zakroczymia, aby usłyszeć głośnego kaznodzieję. Ojciec przygotowywał się do ostatniego słowa, zazwyczaj pisał całe kazanie lub chociaż w streszczeniu. Przed każdym wejściem na ambonę gorąco się modlił i biczował, mówił równo, bez wysilania się, ale tak wyraźnie że z każdego miejsca słychać go było; nie czynił żadnych ruchów ani sobą ani rękami, najwyżej kładł rękę na piersiach, a co najważniejsza, nie odbiegał od przedmiotu i dlatego kazania jego przykuwały uwagę słuchaczów i były dobrze rozumiane. Panowała podczas nich taka cisza, że słychać było brzęczenie muchy; nikt nie odważył się ani kaszlnąć ani chrząknąć, lecz wpatrzony w mówcę słuchał i słuchał, aby żadne z jego słowo na próżno nie przebrzmiało[29]". Szczególnym miejscem jego aktywności stał się, specjalnie dla niego przygotowany konfesjonał, który sam zaprojektował. Skończył przecież szkołę budowlaną. Konfesjonał był tak skonstruowany, że po wejściu penitenta i zamknięciu od wewnątrz specjalnych drzwi nie było żadnych możliwości podsłuchu „tajemniczego mnicha". Jednakże, właśnie ten konfesjonał, w którym o. Honorat „spędzał długie, godziny, dnie, miesiące. Stał się dlań najwyszukańszym narzędziem tortur. Duchota i ciemność, bezruch to przyczyny poważnych schorzeń ojca Honorata"[30]. Ale to wtedy, podczas spowiedzi w tym konfesjonale rozpoznawał przenikliwy kapucyn dusze, które mimo zakazów chciały prowadzić życie zakonne i w tym konfesjonale powstały plany niejawnych, bezhabitowych wspólnot zakonnych. Wzorem dla nich miało być właśnie ukryte życie Świętej Rodziny z Nazaretu. Bo według ojca Honorata powodem takiego życia ukrytego wcale nie miała być ówczesna sytuacja, w której znajdowali się zniewoleni Polacy, jakaś bojaźliwa ostrożność czy też związany z tym przymus takiego życia ale, jak sam o tym pisał, zgodne z Ewangelią naśladowanie „życia ukrytego Maryi. Ta forma życia nie zależy od zewnętrznej sytuacji społecznej i politycznej. Jest dobrowolnie wybrana przez każdego, gdyż sama w sobie jest dobra, a ponadto przynosi większą chwałę Bogu, łatwiejszy rozwój duchowy i większą pewność zbawienia"[31] Zadaniem tych wszystkich nowopowstałych wspólnot było szerzenie wiary katolickiej w swoich środowiskach, a „ich specyfikę określały następujące zasady: - całkowite poświęcenie się Bogu przez śluby wieczyste czystości, ubóstwa i posłuszeństwa; - ukrycie powołania przed otoczeniem i prowadzenie życia autentycznie chrześcijańskiego bez jakichkolwiek zakonnych oznak zewnętrznych; - działanie apostolskie przez życie wśród ludzi - pojedynczo, ale pod kierunkiem i zgodnie z zadaniami swojego zgromadzenia; - prowadzenie pracy apostolskiej w określonym środowisku społecznym czy zawodowym przez członków tego środowiska[32]". Dowodem na to, jak wielkim tytanem pracy okazał się być błogosławiony Honorat Koźmiński może być to, że w ciągu swojej posługi w zakonie powołał on blisko trzydzieści zgromadzeń. Poniższe zestawienie, obrazuje historię powstawania poszczególnych wspólnot. Pierwszym zgromadzeniem (a trzecim w ogóle po felicjankach-1855 i kapucynkach-1860), które zostało powołane w Zakroczymiu były Siostry Posłanniczki Serca Jezusowego (powołane w lutym 1874 r.) Współzałożycielką była Józefa Chudzyńska. Cztery lata później, jako odpowiedź na Objawienia w Gietrzwałdzie założył o. Honorat Zgromadzenie Sióstr Służek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej. Pomagała mu w tym Rozalia Szumska. O. Honorat z wielką radością przyjął wiadomość o tych gietrzwałdzkich objawieniach. Uznał je za znak Boży dla siebie i dla Polaków. W jego notatkach znaleziono taki zapis: „Byłbym bardzo szczęśliwy, żebym zasłużył być posłanym od Matki Boskiej Gietrzwałdzkiej. Sługa Boży, który w całym swym życiu odznaczał się niespożytym duchem apostolskim, nie tylko uwierzył w te objawienia i ich posłannictwo, ale niezwłocznie zaczął działać, by w miarę dostępnych sobie środków odpowiedzieć na apel Matki Bożej i wypełnić wolę Bożą zawartą w objawieniach[33]". Do tematu tych objawień jeszcze wrócimy troszkę później. W roku 1881 wspólnie z kolejną swoją penitentką Małgorzatą Łucją Szewczyk zakłada Honorat Koźmiński Zgromadzenie Córek Matki Bożej Bolesnej, czyli popularne serafitki. To zgromadzenie powstało w celu odrodzenia religijnego i moralnego Polaków. Po przeniesieniu się zakonnic do Galicji w roku 1891 przyjęły one habity z rąk kardynała Albina Dunajewskiego. W roku 1882 powstają dwa zgromadzenia: jedno to Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek od Cierpiących (czyli franciszkanki), powstałe z udziałem Kazimiery Gruszczyńskiej a drugie, to wspólne dzieło z Józefą Kawecką o nazwie Zgromadzenie Sióstr Westiarek Jezusa. Te ostatnie siostry dbały i dbają również dzisiaj o czystość świątyń i przygotowanie szat liturgicznych. I dalej w kolejności powstawały Zgromadzenie Sług Jezusa przy udziale Eleonory Motylowskiej w roku 1884, rok później Zgromadzenie Córek Najczystszego Serca Maryi (czyli sercanki) tu pomagała Paula Malecka, Zgromadzenie Sióstr Imienia Jezus (czyli Marylki, nazywane tak od współzałożycielki Maryli Witkowskiej). W tym czasie w roku 1886, w domu ss. Felicjanek w Krakowie, w wieku 79 lat zmarła matka o. Honorata, Aleksandra Koźmińska. „Przed [jej] śmiercią zatelegrafowano [do syna, pisząc], że umiera i prosi (...) [go] o błogosławieństwo na ostatnią chwilę. Ojciec [Honorat] odtelegrafował: Jako kapłan błogosławię, a jako syn proszę o błogosławieństwo[34]". W tym samym roku powstało Mariańskie Stowarzyszenie Kapłanów Świeckich, o którym również powiemy parę słów trochę później. W roku 1887 Aniela Róża Godecka pomogała o. Honoratowi w założeniu Małych Sióstr Niepokalanego Serca Maryi czyli „honoratek" lub sióstr „fabrycznych", gdyż ich powołaniem była pomoc robotnicom w fabrykach, do tych właśnie sióstr wstąpiła siostra Honorata Koźmińskiego. Także w tym roku powstało Zgromadzenie Sióstr Ubogich św. Klary, czyli Mariawitki. To zgromadzenie powstało przy udziale niesławnej Marii Franciszki Kozłowskiej i z biegiem czasu okazało się niezbyt fortunnym dziełem, które samo odeszło od Kościoła, stając się sektą. Także mariawitom poświęcimy trochę uwagi w dalszej części tego opracowania, W roku 1888 powstało wspaniałe Zgromadzenie Sióstr Wynagrodzicielek Najświętszego Oblicza, w dziele tym pomagała Eliza Cejzik. Natomiast w następnym roku Wanda Olendzka brała udział przy tworzeniu Zgromadzenie Wspomożycielek Dusz Czyśćcowych. Dwa lata później, w 1891 roku powstało Zgromadzenie Córek Maryi Niepokalanej, tu do pomocy miał o. Honorat Ludwikę Gąsiorowską. W klasztorze w Zakroczymiu ojciec Honorat przebywał 28 lat, aż do roku 1892. Wtedy jednak uznano działalność OO. Kapucynów za szkodliwą i niebezpieczną dla rządu carskiego, dlatego też i ten klasztor, został skasowany a zakonnicy „przeniesieni" (na piechotę), do Nowego Miasta nad Pilicą. Wydawało się rosyjskiemu zaborcy, że ta zapadła dziura będzie grobem dla kapucynów a stała się ona ich kolebką. Tak też, przebywając w tym miejscu, często powtarzał to o. Honorat: „To wszystko uczynił Stwórca dla chwały swojej. Tutaj będzie nasz grób, tutaj stanie nasza kolebka i stąd rozejdziemy się po całym kraju[35]". I faktycznie, w późniejszym czasie klasztor w Nowym Mieście stał się kolebką nowych powołań, które odrodziły Polską Prowincję Kapucynów[36]. Zdj. z roku 1908 Nowe Miasto (o. Honorat w drugim rzędzie drugi z lewej). Przybycie kapucynów do Nowego Miasta bardzo ożywiło to senne miasteczko i jego okolice. W tym czasie zamieszkiwało tu około trzech tysięcy osób, z czego około dwóch trzecich stanowili Żydzi. I tym razem sława i kazania kapucynów zaczęły ściągać tu ludność z różnych regionów Polski. O. Honorat, nie głosił tu kazań, a to dlatego, aby tajna policja mniej zwracała uwagi na tego, tak przecież aktywnego mnicha. Niemniej jednak, pomimo tej niedogodności, niektórzy z przybyłych tu osób, chcąc pozostawać w bliskości o. Honorata, osiedlali się w Nowym Mieście. A ojciec jak zwykle, już od siódmej rano słuchał spowiedzi. „Przy konfesjonale jego był zawsze tłok, po kilka dni czekano na swoją kolej, jedni wyjeżdżali, drudzy przyjeżdżali, była to nieustająca (...) cicha misja[37]". Tu nasz niezmordowany zakonnik założył kolejne Zgromadzenia i tak: w roku 1893 męskie Zgromadzenie Braci Synów Matki Bożej Bolesnej czyli „dolorystów", później w roku 1894, wspólnie z Gertrudą Krzymowską, i jej następczynią Klarą Łozińską, Zgromadzenie Sióstr Pocieszycielek Najświętszego Serca Jezusowego, siostry te, prowadziły czytelnie katolickie. Ostatnią, z resztą działającą do dzisiaj wspólnotą, było Zgromadzeniem Sióstr Służebnic Matki Dobrego Pasterza założone przy pomocy Ludwiki Morikoni w roku 1895. W roku 1889 otrzymał Honorat Koźmiński aprobatę Stolicy Apostolskiej na afiliację bezhabitowych stowarzyszeń do zakonu kapucyńskiego. Oprócz wymienionych, należy jeszcze dodać kilka zgromadzeń, które różnych przyczyn nie przetrwały do dzisiaj. Tu należy wymienić: Zgromadzenie Sióstr Służebnic Paralityków założone w 1873 i rozwiązane w1907 roku, Zgromadzenie Sióstr św. Marty czyli Martanki, przetrwało od 1881 do roku1887, Służebniczki Szpitalne czyli siostry Pielęgniarki założone również 1881, męskie Zgromadzenie Braci Sług Maryi Niepokalanej, założone w roku 1883, niszczone w czasie PRL a rozwiązane kilkanaście lat temu, Zgromadzenie Sióstr Adoratorek Przebłagania powstałe w 1888 roku zgromadzenie kontemplacyjne, które upadło na początku dwudziestego wieku, Córki Maryi Jasnogórskiej powstałe w1889, Zgromadzenie Sióstr Niewiast Ewangelicznych z roku 1893, Stowarzyszenie Mariańskie Świeckich Kapłanów, które powstało w 1894 i założone w 1894 roku Stowarzyszenie Sług św. Rodziny[38]. Jak już wspomniano, wszystkich razem założył o. Honorat blisko 30 zgromadzeń zakonnych, a w samym Zakroczymiu powstało ich ponad 20. „Do dziś istnieją trzy zgromadzenia honorackie habitowe: felicjanki - powołane we współpracy z bł. Marią Angelą Zofią Truszkowską, serafitki i kapucynki oraz czternaście bezhabitowych[39]". Razem jest ich 17. Jest trochę zamieszania z zestawieniami informującymi o istniejących Zgromadzeniach założonych przez błogosławionego ojca Honorata. Na powyższym zestawieniu, pochodzącym z książki Być świętym Sanktuarium bł. Honorata Koźmińskiego w Nowym Mieście nad Pilicą, umieszczono jako drugie siostry Kapucynki klauzurowe, które wyodrębniły się z Felicjanek, a które czasami są zaliczane do Felicjanek i z tego powodu nie są umieszczane w niektórych zestawieniach, chociaż oczywiście powinny tam być. Natomiast, z niewiadomych przyczyn, pominięto w tym zestawieniu istniejące do dzisiaj Zgromadzenie Sióstr Służebnic Najświętszego Serca Jezusa założone 1874 roku, które obecnie przyjęło nazwę: Instytutu Świeckiego Służebnic Najświętszego Serca Jezusa -Posłanniczek Maryi[40]. Dzięki działalności bł. Honorata w zakonach tych żyło ponad 10 000 osób, a przecież według założeń rosyjskiego zaborcy, w trzydzieści lat po kasatach zakonów życie zakonne w Polsce miało zupełnie zaniknąć. Można jeszcze zauważyć, że przy tej całej jego aktywności w roku 1895 r. został jeszcze dodatkowo obrany komisarzem generalnym polskiej prowincji kapucynów, a to znaczyło, że jego władza oprócz klasztoru nowomiejskiego dotyczyła również ostatniego, jaki pozostał tej prowincji, czyli klasztoru w Łomży. Był tym komisarzem przez 22 lata. O. Honorat bardzo mocno kochał Matkę Bożą, a prawdziwą „koroną [jego] miłości (...) do Maryi jest święto Najświętszej Panny Jasnogórskiej. On podał myśl jego. (...) Chodziło (...) [mu] o to, że w innych państwach już od dawna obchodzi się narodowe święto najcudowniejszego u nich obrazu Najświętszej Panny, a nasz Jasnogórski, tak ściśle związany z historią kraju, jeszcze go nie ma. Życzenie i rada Ojca zostały spełnione. Rzym (...) jak najchętniej się do tego przychylił i od roku 1906 święcimy już uroczystość Matki Boskiej Częstochowskiej[41]". W roku 1931 papież Pius XI ustanowił dzień 26 sierpnia jako dzień, w którym należy obchodzić tę uroczystość. „Pierwszy raz tego dnia czczono Matkę Bożą Jasnogórską w 1932 r. w ramach obchodów jubileuszu 550-lecia Jasnej Góry"[42]. A 15 sierpnia tego właśnie roku przybyła na Jasną Górę, w hołdzie dla Matki Bożej, pielgrzymka narodowa w liczbie ponad pół miliona osób. Jej celem było wynagrodzenie Najświętszej Maryi „za bluźnierstwa, jakimi Ją w tym czasie znieważano, (...) [podziękowanie] za łaski od Niej odbierane i (...) [ponowne oddanie] się pod Jej Macierzyńską Opiekę, aby jak dawniej, rządziła nami[43]". O. Honorat był także wielkim czcicielem Najświętszego Sakramentu i „trzeba go było widzieć, gdy sprawował Bezkrwawą Ofiarę, z jakim to czynił przejęciem, powagą i pobożnością. Cisza wielka panowała wtedy w kościele. Obecni jakby odczuwali moc pośrednictwa sługi Bożego. Każdy chciał być na tej Mszy i korzystać z przelicznych łask Bożych. Po konsekracji jakże często twarz Ojca oblewała się rumieńcem, oczy wpatrzone były w Hostię, a [on] sam stał nieruchomy, trzymając się mocno rękami mensy, aby nie dać po sobie poznać nadzwyczajnego wzruszenia czy zachwytu. Czasami stan ten trwał dosyć długo, Msza się zatrzymywała i niepodobna było nie zauważyć, że z Ojcem się coś dzieje. Po jakiejś dopiero chwili odzyskiwał przytomność i kończył Najświętszą Ofiarę[44]". Ta wspaniała postawa błogosławionego Honorata Koźmińskiego podczas Mszy świętej brała się z bardzo prozaicznej przyczyny, on po prostu „wierzył mocno że w tej Hostii jest Chrystus Bóg i Człowiek, Zbawca nasz i dlatego, gdy odprawiał dziękczynienie po Mszy świętej (...), wtedy już pozwalał swemu sercu wylewać się w aktach miłości ku Jezusowi, rozmawiał z Nim, jak z najlepszym Panem i Stwórcą i (...) rzewnie szlochał[45]". Czy to nie przypomina nam późniejszych opisów przeżywania Mszy świętej przez innego, troszkę młodszego kapucyna? Z resztą posłuchajmy i porównajmy te opisy: „Kiedy Ojciec Pio odprawiał Mszę świętą, wszyscy czuli, że prawdziwie z Chrystusem przeżywa mękę i przybicie do krzyża.(...) O. Jerzy Tomziński, przełożony generalny Zgromadzenia Ojców Paulinów, uczestniczył we Mszy św. odprawianej przez o. Pio. I wspomina, że to, co najbardziej wtedy przeżył, to moment konsekracji: Ojciec Pio zachowywał się tak, jakby widział Chrystusa. Oparł się na ołtarzu, ręce położył tak, jakby obejmował krzyż, i patrzył na Hostię. On widział Pana Jezusa, że cierpi, że umiera. Widział Go w Hostii - to się ujawniło w jego twarzy. To było coś nieprawdopodobnego...(...) Znana pisarka Maria Winowska tak opisuje Eucharystię Ojca Pio w książce Prawdziwe oblicze Ojca Pio: Twarz jego przeobraża się, gdy stanął u stopni ołtarza. Nie trzeba być mędrcem, żeby zrozumieć, że znalazł się w świecie dla nas niedostępnym. Nagle pojmuję, dlaczego Msza odprawiana przez niego przyciąga tłumy, dlaczego je przykuwa i podbija. Od pierwszej chwili jesteśmy raptownie wciągnięci w głąb tajemnicy. Jak niewidomi otaczający widzącego. Jesteśmy bowiem ślepcami, przebywającymi za granicami rzeczywistości. To właśnie jest posłannictwem mistyków. Oni przywołują do życia nasze wewnętrzne oczy, które uległy zanikowi, oczy przeznaczone do oglądania olśniewającej jasności, nieporównywalnie potężniejszej od światła widzialnego okiem śmiertelnika...(...) , uniósłszy głowę, wpatruje się w krzyż. Mimo woli odwracam oczy, jak gdyby lękając się podpatrzeć tajemnicę miłości. Twarz kapucyna, przed chwilą wyrażająca jowialną uprzejmość, ulega przeobrażeniu. Przechodzą przez nią fale wzruszenia, jak gdyby niewidzialne siły powołujące go do walki napełniały go kolejno obawą, radością, smutkiem, trwogą, bólem. Rysy jego odzwierciedlają tajemny dialog. Protestuje, potrząsa głową przecząco, czeka na odpowiedź. Całe ciało sprężyło się w milczącym błaganiu (...). Czas stanął. A raczej czas przestał się liczyć. Wydaje mi się, że ten ksiądz przykuty do ołtarza wprowadził nas wszystkich w inny wymiar, gdzie trwanie zmieniło znaczenie. Nagle wielkie łzy tryskają mu z oczu, a ramiona wstrząsane łkaniem zdają się uginać pod przytłaczającym ciężarem"[46]. My jednak wróćmy do naszego, błogosławionego ojca Honorata. „Ten świętobliwy kapłan, rzadko kiedy modlił się, nie płacząc, a nawet szlochał głośno i trząsł się cały ze wzruszenia. Nie mógł wprost mówić ze spokojem ani o Męce Pana Jezusa, ani o Boleściach Matki Bożej, ani o niewdzięczności naszej i grzechach ludzkich. [A] (...) po Mszy [o czym już wspomniano] zawsze słyszano ten płacz i głośną rozmowę. Kiedy jeszcze schodził do kościoła i dziękczynienie odprawiał w chórze, nieraz któryś z braci zakrystianów, ukrywszy się w głębokich ławkach, gdy tam nikogo nie było, podsłuchał jak Ojciec w zapale wołał: Nie puszczę Cię, o mój Jezu, nie puszczę, dopóki mi tego nie dasz, [czy też] nie zrobisz, o co Cię proszę. Daj się ubłagać. I łkając ciągle te słowa powtarzał. Podobnąż rozmowę i płacz słyszano na korytarzu, kiedy się jako chory modlił w celi lub w okienku przy Matce Bożej"[47]. Oczywiście, przy takiej pobożności i tak aktywnej działalności nie udało się o. Honoratowi ustrzec, od ingerencji szatana w jego pracę. Te szatańskie szpony, które dosięgły i poraniły o. Honorata, było widać przy sprawie Izydora Wysłoucha oraz przy działalności Feliksy Kozłowskiej i jej popleczników. Izydor Wysłouch, który u kapucynów przyjął imię Antoni, był „niewątpliwie indywidualnością nieprzeciętną. (...) Inteligentny, bystry, skłonny do skrajności. (...) Zaledwie postawił pierwsze kroki na drodze życia zakonnego, chciał być od razu reformatorem. Ojciec Honorat wiązał z nim duże nadzieje i wyrażał się o nim niezmiernie pozytywnie[48]", a ponieważ już od dłuższego czasu szukał kogoś, kto będzie mógł go zastąpić, to właśnie „w o. Antonim widział swego następcę i kierownika założonych przez siebie zgromadzeń ukrytych"[49]. O.Antoni Wysłouch kiedy był członkiem ukrytego Zgromadzenia Braci Sług Maryi, czynnie dopomógł o. Honoratowi przy powstawaniu Zgromadzenia Synów Matki Bożej Bolesnej tzw. dolorystów. Można powiedzieć, że dla honorackich zgromadzeń męskich, stał się on „prawą ręką o. Honorata[50]". Przez jakiś czas został nawet mistrzem nowicjatu w nowomiejskim klasztorze. W roku 1901 nawet napisał Honorat Koźmiński do Generała kapucynów taką prośbę: „Proszę, aby Najprzewielebniejszy Ojciec raczył po mojej śmierci zatwierdzić o. Antoniego Marię, by kierował wymienionymi zgromadzeniami, odznacza się on wiedzą, pobożnością, zachowaniem Reguły i jest wszystkim drogi"[51]. Trzeba przyznać że o. Honorat, czując jak sam traci siły i intensywne szukając swego następcy, mocno idealizował osobę o. Antoniego Wysłoucha. Podobnym „uwielbieniem darzyli go bracia doloryści, których [Wysłouch] był przełożonym"[52]. Nie wszyscy jedna tak patrzyli na o. Antoniego, na przykład „członkinie zgromadzeń ukrytych nie darzyły go zaufaniem i tu stawiały niezrozumiały opór nie chcąc korzystać z jego posługo spowiedniczej[53]". Okazało się, że to one miały rację, gdyż kiedy generał zakonu wysłał o. Antoniego Wysłoucha na studia uniwersyteckie do Innsbrucku, ten po jakimś czasie porzucił i studia i zakon, stając się „wojującym socjalistą, [który] nigdy nie atakował Kościoła. Nie ożenił się, pozostał samotny[54]". Był to olbrzymi cios dla o. Honorata, można powiedzieć, że stało się to dla niego jakby, gwoździem przybijającym go do krzyża lub „jedną ze stacji kalwaryjskiej drogi ostatnich lat życia (...). W tego człowieka [Wysłoucha] włożył całe serce. Uważał go nie tylko za syna duchowego, ale za swego następcę i człowieka zesłanego kapucynom polskim przez Opatrzność, aby mogli się odrodzić"[55]. Drugim gwoździem dla o. Honorata stała się Feliksa Kozłowska i mariawici. [1] Wszystkie zdjęcia wykorzystane w tym materiale pochodzą z książki Być świętym Sanktuarium bł. Honorata Koźmińskiego w Nowym Mieście nad Pilicą, oprac. O. Jan Jurczak OFMCap, Nowe Miasto nad Pilicą 2004. [2] Maria Werner OSU, O. Honorat Koźmiński Kapucyn 1829-1916, Poznań-Warszawa 1972, s.217. [3] Ewa Jabłońska-Deptuła, Trwanie i budowa Honorat Koźmiński kapucyn 1829-1916, Warszawa 1986, s. 68-69. [4] Maria Werner OSU, O. Honorat Koźmiński..., s.217. [5] Ewa Jabłońska-Deptuła, Trwanie i budowa..., s. 69. [6] Maria Werner OSU, O. Honorat Koźmiński..., s.229. [7] Ewa Jabłońska-Deptuła, Trwanie i budowa..., s. 70. [8] Dzieje Kościoła polskiego, Tom VII, Praca zbiorowa, Poznań 2000, s. 130-131. [9] Tamże, s. 131. [10] Tamże, s. 131-132. [11] Ewa Jabłońska-Deptuła, Trwanie i budowa..., s. 71. [12] Maria Werner OSU, O. Honorat Koźmiński..., s. 219. [13] Tamże. [14] Ewa Jabłońska-Deptuła, Trwanie i budowa..., s. 72. [15] Maria Werner OSU, O. Honorat Koźmiński..., s. 219. [16] Tamże, s. 221. [17] Tamże. [18] Tamże s. 222. [19] Tamże, s. 223. [20] Ewa Jabłońska-Deptuła, Trwanie i budowa..., s. 77. [21] Tamże, s. 76. [22] Maria Werner OSU, O. Honorat Koźmiński..., s. 223. [23] O. Romuald Gustaw OFM, Hagiografia polska, tom I, Poznań 1971, s. 870. [24] Tamże. [25] Polscy święci..., s. 90. [26] Claude-Charles Billot, Odnaleziony przez Jezusa, Warszawa 2009, s. 184. [27] Tamże, 185. [28] Bł. Honorat Koźmiński, Przesłanie z Gietrzwałdu..., s. 19-20. [29] S. Jolanta Bronisława Muśkiewicz, O. Honorat..., s. 20-21. [30] Ewa Jabłońska-Deptuła, Trwanie i budowa..., s. 108. [31] Śladami Świętych, red. Constanza Cargoni, Kraków 2018, s. 321. [32] http://poslanniczki.blogspot.com/p/duchowosc.html [33] Bł. Honorat Koźmiński, Przesłanie z Gietrzwałdu. Chwała Jezusowi poprzez Maryję Niepokalanie Poczętą, Warszawa 2017, s. 21-22. [34] S. Jolanta Bronisława Muśkiewicz, O. Honorat..., s. 21. [35] Tamże, s. 23. [36] Bł. Honorat Koźmiński, Przesłanie z Gietrzwałdu..., s. 11. [37] S. Jolanta Bronisława Muśkiewicz, O. Honorat..., s. 24. [38] Wykaz zgromadzeń założonych przez bł. Honorata Koźmińskiego opracowano na podst.: Bogumił Łoziński, Leksykon zakonów w Polsce, Warszawa 2009, s. 51; http://ukrycie.blogspot.com/2012/10/5-pobyt-na-pustyni-w-zakroczymiu.html ; http://ukrycie.blogspot.com/2012/10/6-klasztor-ten-bedzie-naszym-grobem.html ; oraz http://www.westiarki.pl/historia-3959/zalozyciele-bl-o-honorat-kozminski-i-m-sabina-kawecka-3960/bl-o-honorat-kozminski-3961; http://www.serafitki.pl/s-serafitki/historia [39] https://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/10-13a.php3 [40] http://poslanniczki.blogspot.com/p/duchowosc.html [41] S. Jolanta Bronisława Muśkiewicz, O. Honorat..., s.29-30. [42] https://www.niedziela.pl/artykul/37518/Uroczystosc-Matki-Bozej-Czestochowskiej [43] S. Jolanta Bronisława Muśkiewicz, O. Honorat..., s.30. [44] Tamże, s.25. [45] Tamże. [46] http://sanctus.pl/index.php?index.php?grupa=116&podgrupa=410&doc=360 [47] S. Jolanta Bronisława Muśkiewicz, O. Honorat..., s.42. [48] Ewa Jabłońska-Deptuła, Trwanie i budowa..., s. 217. [49] S. Ewa Getler, franciszkanka od cierpiących, Nadprzyrodzona wartość cierpienia w pismach O. Honorata Koźmińskiego, Dost. w intern. na str. https://zsfoc.pl/nadprzyrodzona-wartosc-cierpienia-w-pismach-o-honorata-kozminskiego/ [50] Claude-Charles Billot, Odnaleziony przez..., s. 280. [51] Tamże, s.312. [52] Ewa Jabłońska-Deptuła, Trwanie i budowa..., s. 219. [53] Tamże, s. 220. [54] Claude-Charles Billot, Odnaleziony przez..., s. 316. [55] Ewa Jabłońska-Deptuła, Trwanie i budowa..., s. 226. Powrót |