cz. III ¶w. Klemens Dworzak Hofbauer Zdj. Z ks.: X. Bernarda £ubieñskiego, Aposto³ Warszawy czyli ¿ywot b³ogos³. Klemensa Maryi Hofbauera, Mo¶ciska 1889. Po tym dosyæ dok³adnym opisie dzia³alno¶ci duchownej benonitów, mo¿emy powróciæ do zarzutów, które ju¿ w kilka lat po rozpoczêciu przez nich dzia³alno¶ci w Warszawie pojawia³y siê w stosunku do nich. Na pocz±tku pos³uchajmy co o benonitach s±dzi³ Zachariasz Werner (ur. 1768 w Królewcu - zm. 1823r. w Wiedniu), urzêduj±cy w Warszawie pruski urzêdnik kamery wojenno-ekonomicznej, poeta, cz³owiek zakochany w polskiej kulturze a jednocze¶nie mason. Napisa³ on w roku 1805 w li¶cie do doradcy wojskowego rezyduj±cego w Berlinie tak± opiniê o redemptorystach: „Niech sobie pan wyobrazi, ¿e mamy tu zakon benonitów... Zostali tu sprowadzeni przez jaki¶ jezuicki podstêp. Prosty lud kocha ich bardziej ni¿ swoich w³asnych proboszczów. Osi±gnêli tê popularno¶æ prostymi sposobami: a) s± ogromnie pracowici; b) wiedz± do czego zmierzaj±; c) umiej± zyskiwaæ ludzi, gdy¿ ich ko¶ció³ jest codziennie otwarty od 7 rano do 9 wieczór, [jak s³yszeli¶my wcze¶niej, w tym ko¶ciele spowiadano ju¿ od 5 rano] ci±gle siê w nim ¶piewa, g³osi kazania. Ponadto maj± pewn± ilo¶æ bractw mêskich i ¿eñskich, do których nale¿± ludzie z ró¿nych warstw spo³ecznych. Spowied¼ jest dla benonitów ¶rodkiem szerokiego oddzia³ywania na masy... To wszystko jest ca³kowicie zgodne z prawd±. Ko¶ció³ swój obwiesili przeró¿nymi obrazami. Niektóre s± wprost obrzydliwe, niemniej jednak dzia³aj± potê¿nie na wyobra¼niê ludu. Widzia³em tam niedawno krucyfiks naturalnej wielko¶ci, rze¼biony w drzewie. Nie sta³em siê przez to - dziêki Bogu - katolikiem, ale na pewno jestem bardziej rozumnym cz³owiekiem. Proszê sobie wyobraziæ naturalnej wielko¶ci ¯yda, wyprê¿onego na krzy¿u, skatowanego, pokrytego na ca³ym ciele wstrêtnymi ranami, naprawdê sromotna karykatura. Panie radco, wyznajê szczerze, i¿ da³bym wówczas 100 dukatów, a nawet i wiêcej, gdybym móg³ po³amaæ ten krucyfiks na g³owie jakiego klechy. Taka figura powinna byæ natychmiast przez policjê usuniêta (niestety w Warszawie mamy tylko cieñ policji, co nie jest wcale przypadkowe), choæby ze wzglêdu na ciê¿arne kobiety. Tymczasem doro¶li i dzieci ca³uj±, a raczej oblizuj± tê figurê - naszego Jezusa Chrystusa. Niech Bóg broni, by mi siê co¶ podobnego przydarzy³o w Wielki Pi±tek, kiedy z rozrzewnieniem wspominam cierpienia Zbawiciela"[1]. A jednak, Pan Bóg tak poprowadzi³ jego losy, ¿e nie tylko to mu siê to „przydarzy³o", ale du¿o, du¿o wiêcej, bo kilka lat pó¼niej, dok³adniej w roku 1811, przeszed³ na katolicyzm. Natomiast trzy lata pó¼niej, a wiêc ju¿ w roku 1814 zosta³ wy¶wiecony na ksiêdza, który poprzez swoje kazania zosta³ jednym z popularniejszych kaznodziejów w Wiedniu, a olbrzymi wp³yw na jego rozwój duchowy wywar³ ¶wiêty Klemens, który w tym czasie przebywa³ równie¿ w Wiedniu. Jak s³yszeli¶my Zachariasz Werner pisa³, ¿e redemptory¶ci zostali sprowadzeni do Warszawy przez jezuicki podstêp. Napisa³ tak, gdy¿ zakon redemptorystów przez wiele osób (a zw³aszcza przez masonów) uwa¿any by³ za odnogê zakonu jezuitów, który zosta³ skasowany przez, uleg³ego wobec Burbonów, papie¿a Klemensa XIV. Dok³adnie w tym samym duchu pisa³ do Napoleona marsza³ek Davout, pos³uchajmy: „Znajduje siê tutaj zgromadzenie religijne znane pod nazw± benonitów czy te¿ Ojców Odkupienia. S± to resztki zakonu jezuitów"[2]. To oczywiste k³amstwo by³o przez wiele lat powtarzane przez ró¿norakich autorów, takich jak mason Julian Ursyn Niemcewicz (ur. 1758 - zm.1841), Józef Ignacy Kraszewski (ur. 1812 - zm. 1887) czy te¿ Andrzej Niemojewski (ur. 1864 - zm. 1921). I zdarza siê, ¿e jest powtarzane do dzi¶. A te insynuacje bra³y siê st±d, ¿e w tym czasie, „po zniesieniu Towarzystwa Jezusowego w ca³ej Europie panowa³a histeria antyjezuicka; wszêdzie dopatrywano siê ukrywaj±cych siê cz³onków tego zakonu. Ju¿ w czasie pobytu Hofbauera i Hübla w Wiedniu w 1786 r. Marek Antoni Wittola [ur.1736-zm.1797 austriacki teolog i pastor] opublikowa³ na ³amach „Wienerische Kirchenzeitung" artyku³, w którym pisa³ o redemptorystach, i¿ s± oni eks-jezuitami przyby³ymi z Rzymu. Policja austriacka dopatrywa³a siê podobieñstwa do jezuitów nawet w ich stroju zakonnym"[3]. Kampania nienawi¶ci i oszczerstw w stosunku do benonitów zaczê³a siê, co istotne, jeszcze w czasie, gdy Warszawa by³a pod zaborem pruskim, pomimo tego jednym z pó¼niejszych oszczerstw pod ich adresem by³a domniemana wspó³praca z rz±dem pruskim. O tym jeszcze wspomnimy, troszkê pó¼niej. Tymczasem ju¿ wtedy, warszawscy „redemptory¶ci spotkali siê (...) z nienawi¶ci± ze strony masonerii warszawskiej [maj±cej swoje lo¿e - matki przede wszystkim w Berlinie], która patrzy³a z niepokojem na ich dzia³alno¶æ duszpastersk± i walkê z zalewem niemoralno¶ci. (...) W lo¿y warszawskiej wiedziano ju¿ du¿o wcze¶niej o przygotowaniach do kasaty klasztoru. Jeden z masonów na kilka tygodni przed wydaniem edyktu banicyjnego wyzna³ w tajemnicy Hofbauerowi ¿e klasztor zostanie zamkniêty, gdy¿ redemptory¶ci wywieraj± zbyt du¿y wp³yw na spo³eczeñstwo Warszawy i zbyt ¶mia³o atakuj± grzechy i zepsucie moralne miasta, co budzi³o niepokój wielu ministrów w rz±dzie Ksiêstwa Warszawskiego. Powiedzia³ on równie¿, ¿e o kasatê zabiega³ u w³adz francuskich zw³aszcza minister spraw wewnêtrznych, [mason] Jan £uszczewski (ur. 1764- zm. 1812). W rz±dzie Ksiêstwa Warszawskiego zasiada³o wielu masonów, a urzêdnicy pañstwowi czêsto dawali dowody swojej wrogiej postawy wzglêdem Ko¶cio³a i duchowieñstwa [O zachowaniu siê niektórych urzêdników Ksiêstwa Warszawskiego w ko¶ciele pisa³ abp Ignacy Raczyñski nastêpuj±co (...): »Przychodzili oni nie dla oddania winnej czci Bogu, ale ¿eby dowiedli, jak ma³o trzymaj± o naj¶wiêtszych obrzêdach swojej religii i z tak± nieskromno¶ci± zachowywali siê w ¶wi±tyni Pañskiej, jakiej by sobie przez dobr± edukacjê nie pozwolili, znajduj±c siê w uczciwej kompanii. ¦miechy, rozmowy, ¶widrowanie oczami, obracanie siê ty³em do o³tarza, przy którym kap³an sprawowa³ naj¶wiêtsze tajemnice, trzymanie r±k a¿ do zgorszenia itd., dawa³y poznaæ ludowi i duchowieñstwu, ¿e ci panowie a jeszcze urzêdnicy publiczni przychodzili do ko¶cio³a po to, aby okazaæ wzgardê dla swojej religii i zaszczyt sobie robili ze swego niedowiarstwa«[4]]. To w³a¶nie cz³onkowie lo¿y masoñskiej: Aleksander Potocki, minister policji19, [wspomniany wy¿ej]Jan £uszczewski, minister spraw wewnêtrznych oraz Augustyn Gliñski (ur. 1762 - zm.1837), generalny sekretarz ministerium policji[o którym jeszcze us³yszymy], brali najbardziej czynny udzia³ w usuwaniu redemptorystów z Warszawy"[5]. (...) Warszawscy redemptory¶ci przeszkadzali tak¿e wszelkiej ma¶ci s³ugom i niewolnikom ró¿nych ideologii, czyli rewolucjonistom anarchistom i ju¿ wtedy, tak modnym do dzisiaj demokratom, czyli tym, którzy uwa¿aj± demokracjê za najlepszy ustrój polityczny. „Hofbauer pisa³ o tym do pruskiego ministra Otto von Voss (ur. 1755 - zm. 1823): »Jeste¶my przekonani, i¿ ka¿dy, kto zna nasz Instytut, uzna jego po¿ytek, z wyj±tkiem dzisiejszych demokratów i anarchistów, którzy nie patrz± na nas ³askawym okiem i uwa¿aj±, ¿e jeste¶my s³u¿alcami królów, ¿e chcemy zmieniæ ludzi w niewolników i przeszkadzamy im w walce o uzyskanie wolno¶ci, dlatego zas³ugujemy na powieszenie«. Równie¿ w¶ród mieszkañców Warszawy znale¼li siê tacy, którym, przeszkadza³a dzia³alno¶æ redemptorystów. Niektórzy bogatsi mieszczanie narzekali, ¿e ich ¿ony i s³u¿ba domowa uczêszczali zbyt czêsto na nabo¿eñstwa do ko¶cio³a ¶w. Benona, przez co zaniedbywali swoje obowi±zki. Znane s± przypadki wywierania nacisku na redemptorystów, by zaprzestali swojej dzia³alno¶ci. Kiedy o. Hübl nie chcia³ przerwaæ swojej pos³ugi w konfesjonale, zw³aszcza spowiadania osób z arystokracji, zosta³ podstêpnie wywieziony z klasztoru i dotkliwie pobity [o tym wypadku jeszcze bêdzie mowa]. Hofbauer by³ wiêziony przez kilka godzin w piwnicy jednego z domów, »ze zwi±zanymi rêkami i nogami, tak ¿e nie móg³ siê opêdziæ przed ¿abami, które po nim pe³za³y«. Uwolniono go dopiero dziêki wstawiennictwu wp³ywowych osób z arystokracji. Ojcu Blumenau-Kwiatkowskiemu gro¿ono nawet ¶mierci± za g³oszenie kazañ piêtnuj±cych grzechy i z³o moralne mieszkañców Warszawy. Przeciwników mieli redemptory¶ci tak¿e w¶ród bogatych imigrantów z Niemiec. Ludzie ci, d±¿±cy nieustannie do powiêkszania swego maj±tku, bardzo czêsto nie mieli czasu i ochoty na ¿ycie religijne. Ojcowie nie szczêdzili im niekiedy s³ów gorzkiej prawdy, piêtnuj±c ich pogoñ za dobrami materialnymi, nara¿aj±c siê w ten sposób na nienawi¶æ z ich strony"[6]. Mo¿na by siê zacz±æ zastanawiaæ czy ktokolwiek w tym czasie, oprócz oczywi¶cie wiernych tak t³umnie wype³niaj±cych ko¶ció³ ¶w. Benona, by³ je¶li nie zwolennikiem to choæ trochê sympatyzowa³ z tymi zakonnikami? No, przecie¿ byli w Warszawie inni ksiê¿a i zakonnicy, wiêc jako wspó³bracia w kap³añstwie powinni byæ takimi sympatykami. Ale okaza³o siê, ¿e ta bardzo gorliwa s³u¿ba Panu Bogu, któr± tak sumiennie ¶wiadczyli ojcowie benonici, zaczê³a przeszkadzaæ nie tylko wrogom Ko¶cio³a ale, co bardzo przykre, równie¿ jego s³ugom. Do w³adz duchownych i do genera³a zakonu redemptorystów p³ynê³y skargi od kap³anów warszawskich na zbyt „liczne nabo¿eñstwa i kazania w ko¶ciele ¶w. Benona"[7]. I na takie zarzuty musia³ ¦wiêty Klemens odpowiadaæ, pisz±c w li¶cie do swojego prze³o¿onego w taki sposób: „Gdyby¶ móg³ Przewielebny Ojcze (...), ujrzeæ w³asnymi oczyma tê przepa¶æ, w jakiej jest pogr±¿ony Ko¶ció³ w naszym... mie¶cie, z pewno¶ci± nie dziwi³by¶ siê, i¿ tak czêsto siejemy s³owo Bo¿e. Jestem przekonany, ¿e raczej dziwi³by¶ siê, i¿ wiêcej nie pracujemy...Có¿ robiæ w takich warunkach? Skoro pasterz nie mo¿e wilka odpêdziæ od stada, psy powinny przynajmniej szczekaniem owce przestrzegaæ, aby czuwa³y; winny strachem powstrzymywaæ wilki od napa¶ci..."[8]. A wiêc, co wydaje siê kuriozalne, t³umaczy³ siê ojciec Klemens Hofbauer ze zbyt du¿ej liczby nabo¿eñstw, która bra³a siê przecie¿ z wielkiej liczby wiernych, nawiedzaj±cych ten ma³y ko¶ció³ek. Mo¿na siê zastanowiæ, sk±d bra³a siê taka niechêæ niektórych ksiê¿y diecezjalnych oraz czê¶ci warszawskich zakonników do benonitów? Otó¿, jak pisze wspó³czesny redemptorysta, dyrektor Instytutu Historycznego Zgromadzenia Naj¶wiêtszego Odkupiciela w Rzymie, o. Adam Owczarski „mia³a ona kilka przyczyn: ogólne negatywne nastawienie do »Niemców« po rozbiorach Polski, niechêæ do ¿ycia zakonnego w ogóle, upokorzenie niektórych moralnie podupad³ych duchownych, którzy zazdro¶cili redemptorystom ich osi±gniêæ duszpasterskich. »Niektórzy zakonnicy rozmy¶lnie chodz± po domach miasta - pisa³ Hofbauer do o. Blasucci w li¶cie z 12 czerwca 1800 r. - aby opowiadaæ o nas ci±gle co¶ nowego: wszystko jednak, co o nas mówi±, streszcza siê w tym, ¿e jeste¶my zwodzicielami ludzi« (Marsza³ek Davout w li¶cie do Napoleona z 12 kwietnia 1808 r. pisa³, i¿ redemptory¶ci »znienawidzeni s± przez ca³e duchowieñstwo polskie«. (...) Podobnie pisa³ Serra do ministra Champagny 23 czerwca 1808r.). Obraz ¶w. Klemensa z pocz±tku XX wieku. Zdjecie z ksi±¿ki: Red. Maciej Sadowski CSsR, Paulina D±brosz - Drewnowska ¦wiêty Klemens Maria Hofbauer CSsR - dobry patron na z³e czasy, Kraków 2020. Obok gorliwych kap³anów, w¶ród duchownych warszawskich doby o¶wiecenia byli równie¿ tacy, którzy zaniedbywali swoje obowi±zki duszpasterskie, a ich postawa moralna pozostawia³a wiele do ¿yczenia. (Przyk³adem mo¿e byæ s±siedni ko¶ció³ parafialny Naj¶wiêtszej Maryi Panny, gdzie nie w ka¿dy dzieñ odprawiano Mszê ¶wiêt±.) Znajdowali oni poparcie najpierw u urzêdników pruskich, a pó¼niej tak¿e u w³adz Ksiêstwa Warszawskiego, które - jak pisa³ abp Ignacy Raczyñski - »dla samych tylko z³ych i gorsz±cych ksiê¿y by³a mi³osierna, a cnotliwych i pobo¿nych niemi³osiernie prze¶ladowa³a«"[9]. Sam Klemens Hofbauer pisa³ nawet o zazdro¶ci i nienawi¶ci praktycznie wszystkich cz³onków warszawskiego duchowieñstwa: „z wyj±tkiem biskupa, oficja³a i niektórych cz³onków Kapitu³y"[10]. Kompletnie nie rozumia³ on postawy osób duchownych, którzy zamiast próbowaæ wyd¼wign±æ moralnie upad³e spo³eczeñstwo z bagna swoich grzechów, to woleli oni krytykowaæ i prze¶ladowaæ tych, którzy nad uzdrowieniem lub odnowieniem wiary u takich biednych grzeszników, ciê¿ko pracowali. „Równie¿ o. [Teodor Walenty] Wojciechowicz w li¶cie do ministra spraw wewnêtrznych Ksiêstwa Warszawskiego, Jana £uszczewskiego, z 5 wrze¶nia 1808 r. pisa³, ¿e wypêdzenie z Warszawy redemptorystów jest skutkiem »z³o¶ci wolnowierców i zazdro¶ci niektórych duchownych, którzy mo¿e hañb± s± ¶wiêtej religii«"[11]. Nam, ludziom ¿yj±cym w dwudziestym pierwszym wieku wydaje siê, ¿e ludzie ¿yj±cy dwie¶cie czy nawet sto lat temu musieli mieæ g³êboka wiarê i ¿yæ bardzo ¶wi±tobliwie. Zazdro¶cimy im kap³anów, których wspania³e kazania opracowane i wydane w formie ksi±¿ek, mo¿na jeszcze gdzie¶ zdobyæ. My¶limy, ¿e to zepsucie które teraz tak wyra¼nie widaæ, to efekt ostatnich dwudziestu, trzydziestu no mo¿e piêædziesiêciu lat. Ale przypomnijmy sobie jak± opiniê o spo³eczeñstwie warszawskim mia³ nied³ugo po swoim przyje¼dzie do stolicy o. Klemens Hofbauer, (mówi³ on: „od dziecka do starca wszystko oddane rozpu¶cie"[12]). Spróbujmy tê opiniê porównaæ z opini± o duchowieñstwie z koñca osiemnastego wieku, któr± pozostawi³ Ksi±dz Walerian Kalinka (ur. 1826 - zm.1886) dziewiêtnastowieczny duchowny i historyk. Cytat z jego pracy przedstawi³ Ks. Zdzis³aw Bartkiewicz, pos³uchajmy: „Niestety! smutno wyznaæ, ale ówczesne duchowieñstwo niczym siê nie ró¿ni³o od spo³eczeñstwa, z którego siê rekrutowa³o i w¶ród którego ¿y³o. „Nie mo¿na zaprzeczyæ, pisze ks. Kalinka, ¿e jak na »tylu innych polach naszej s³u¿by publicznej, tak i w ko¶ciele polskim liczne by³y uchybienia i zaniedbania. Zakony z wyj±tkiem Misjonarzy i Teatynów sta³y w ogólno¶ci do¶æ nisko pod wzglêdem duchowym i umys³owym; kler wy¿szy po kilka beneficjów w rêku trzymaj±cy, obowi±zkami swoimi ma³o siê zajmowa³, biskupi, prócz niewielu, s³abej wiary, sprawom ¶wieckim przewa¿nie oddani, bardziej polorem i ³atwo¶ci± ¿ycia, ni¿ gorliwo¶ci± o dobro Ko¶cio³a b³yszczeli« ... . A¿ zgroza wspomnieæ, co to byli za biskupi, tacy Podoscy [Abp. Gabriel Jan Podoski ur.1719 - zm. 1777, mason], Poniatowscy [Abp. Micha³ Jerzy Poniatowski ur. 1736 - zm. 1794, mason] M³odziejowscy [Bp. Andrzej Miko³aj Stanis³aw Kostka M³odziejowski ur. 1717 - zm. 1780 , p³atny agent ambasady rosyjskiej], Massalscy [Bp. Ignacy Jakub Massalski (ur. w 1727, zm. 1794, agent rosyjski, powieszony przez lud warszawski]. A có¿ mówiæ o ni¿szym duchowieñstwie, o zakonach, w których dezercje, apostazje i ¿eniaczki by³y niemal na porz±dku dziennym"[13]. Wiele osób duchownych, a zw³aszcza ksiê¿a z pobliskiej parafii Naj¶wiêtszej Maryi Panny bardzo narzeka³o na nisk± frekwencjê wiernych w swoim ko¶ciele a co za tym idzie i niskich dochodów. Przyczynê takiego stanu rzeczy upatrywali oczywi¶cie w tym, ¿e warszawiacy odwiedzali „masowo pobliski ko¶ció³ ¶w. Benona, który oferowa³ du¿± liczbê nabo¿eñstw. Proboszcz parafii Przy Rynku mieszka³ tu¿ przy ¶wi±tyni benonitów, co dawa³o mu mo¿liwo¶æ dok³adnych obserwacji. W literaturze wspomina siê o zawi¶ci duchowieñstwa diecezjalnego, które mia³o byæ zazdrosne o sukcesy duszpasterskie redemptorystów"[14]. Tym proboszczem by³ ks. kanonik Piotr Gniewczynski, który „w roku 1822 zosta³ usuniêty z Warszawy i zmar³ w nêdzy w Wilnie"[15]. Kiedy ju¿ po wygnaniu benonitów z Warszawy pytano o. Klemensa Hofbauera kto móg³ byæ sprawc± ich wygnania „za ca³± wypowied¼ skubn±³ palcami rêkaw od sutanny, daj±c do zrozumienia, ¿e sami ksi꿱 do tego siê przyczynili. (...) Rzecz godna uwagi, ¿e potwarz nader wa¿n± rolê odgrywa³a w prze¶ladowaniu oo. Redemptorystów. Gdy Prusacy rz±dzili w Warszawie, denuncjowano ich o spiski [o czym wspominali¶my] przeciwko nim, gdy przybyli Francuzi, zmieniono taktykê i oskar¿ano ich o knowania przeciwko rz±dowi narodowemu i korespondencje z rz±dami nieprzyjaznymi Francji i Polsce. (...) o. Hofbauer mówi³ pó¼niej, ¿e dzia³ania rz±du, które doprowadzi³y do tego okrutnego wygnania, nie wysz³y od samego rz±du, ale by³y skutkiem nacisków pewnych ob³udników (faux devots franc. fa³szywi wielbiciele) którzy powodowani zazdro¶ci±, przedstawiali o. Hofbauera jako cz³owieka niebezpiecznego, pos³uguj±cego siê fanatyzmem, aby odwie¶æ ludzi od pe³nienia ich obowi±zków i aby ich podburzyæ na swoj± korzy¶æ, kiedy lenistwo mia³o ich potem doprowadziæ do skrajnej nêdzy"[16]. Tym opisem o. Hofbauer w³a¶ciwie wskazuje na ks. Piotra Gniewczyñskiego. Oprócz przytaczanych tu oskar¿eñ czê¶ci duchowieñstwa do w³adz duchownych, starano siê równie¿ szkodziæ warszawskim redemptorystom na wszelkie inne sposoby. Szkalowano ich w prasie, „o¶mieszano w teatrze ich osoby, ubiór, a nawet nazwiska poszczególnych zakonników. By³y wypadki, ¿e gdy przechodzili ulicami miasta, gro¿ono im publicznie szubienic±. »Wszyscy za¶, pisa³ ¦wiêty [w cytowanym ju¿ li¶cie do genera³a redemptorystów], którzy wrogo wzglêdem nas s± usposobieni, ¶cigaj± nienawi¶ci± i tych, co chodz± do naszego ko¶cio³a«"[17]. O atmosferze w jakiej ¿yli redemptory¶ci w Warszawie, bardzo obrazowo napisa³ Wilhelm Hünermann w swojej powie¶ci „Bo¿y piekarz ¶w. Klemens Hofbauer, zacytujmy kilka fragmentów fragmentu: „Ojciec Hofbauer d³ugo przeszukiwa³ szuflady, a¿ wreszcie znalaz³ strzêp sukna, który przed trzydziestu piêciu laty odci±³ od swego eremickiego habitu w Quintiliolo. Z czci± po³o¿y³ br±zow± relikwiê pod krucyfiksem stoj±cym na biurku. Dobry Bóg pragn±³ pocieszyæ go piêknym wspomnieniem, bo ju¿ wkrótce przysz³o i na ojca, i na klasztor ¶wiêtego Benona wielkie utrapienie. W Lo¿y pod Z³otym Lichtarzem m³otek g³o¶no uderza w stó³ [by³a to pruska lo¿a masoñska Zum goldenen Leuchter, podlegaj±ca berliñskiej Wielkiej Lo¿y Krajowej]. Mistrz Katedry zabra³ g³os. - Szlachetni bracia! Nad naszym dobrym miastem Warszaw± wzeszed³ nowy poranek. Na jej wie¿ach powiewaj± chor±gwie wielkiego cesarza. Nasi bracia Francuzi przynosz± nam z Pary¿a, Rzymu nowego imperium, pochodniê prawdziwego humanizmu i jasne ¶wiat³o nowego, wolnego ducha. Mistrz Katedry sk³oni³ siê g³êboko braciom francuskim, którzy dzi¶ po raz pierwszy pojawili siê w tym gronie. - Tym bardziej musimy ubolewaæ, ¿e w naszym mie¶cie ci±gle jeszcze istnieje zarzewie najpotworniejszego zabobonu, miejsce, w którym ludzie oddaj± siê ciemnemu duchowi najgorszego biczownictwa i - muszê to powiedzieæ z g³êbokim wstydem - duchowi najokropniejszej, najbardziej rozpustnej nieobyczajno¶ci. Nasi warszawscy bracia wiedz±, jakie miejsce mam na my¶li. To tak zwany klasztor ¶wiêtego Benona. Od dwudziestu lat ci±gle powtarzam te s³owa: klasztor benonitów musi znikn±æ! Pod tym wzglêdem Mistrz Katedry rzeczywi¶cie podobny by³ do rzymskiego senatora Katona. - Niestety, barbarzyñski system naszych pruskich ciemiê¿ycieli tolerowa³ mroczn±, wyniszczaj±c± lud dzia³alno¶æ tych ciemnych elementów. Nasza walka musia³a byæ zatem bezskuteczna, a my musieli¶my przygl±daæ siê, jak tysi±ce naszych ziomków padaj± ofiar± matactw tych ba³amutników ludu. Co prawda w¶ród naszych wspó³braci co jaki¶ czas wybucha³ jasny p³omieñ moralnego oburzenia. Tu i ówdzie dochodzi³o nawet do ostrego zatargu z tymi czarnymi zwodzicielami. Mistrz Katedry mia³ na my¶li napady na ojców, których w³a¶nie w ostatnich latach co rusz dokonywali op³acani ³otrzy. - Co prawda, o orgiach g³upoty i nikczemno¶ci mówi siê ju¿ w ca³ej Warszawie. W ostatnim czasie bracia z lo¿y rozsypali ziarno najbardziej jadowitych oszczerstw przeciwko klasztorowi ¶wiêtego Benona. - Nawet nasz teatr miejski odda³ siê ¶wiêtej s³u¿bie zwalczania benonizmu i hofbauerianów. To te¿ by³a prawda. Na scenie szydzono z ojców w paszkwilach najpodlejszego rodzaju. - Co wiêcej, nawet bardziej o¶wieceni warszawscy duchowni pogardzaj± benonitami i nie utrzymuj± z nimi stosunków. Niestety i w tym wypadku Mistrz Katedry mówi³ prawdê. - Jednak oni nadal tutaj s±, a ich wp³yw ro¶nie z dnia na dzieñ. Jak niebezpieczni s± ojcowie od ¶wiêtego Benona, wynika z tego, ¿e mamy tutaj do czynienia z zamaskowanymi jezuitami, ale tak¿e, i na to muszê zwróciæ uwagê szczególnie naszym braciom Francuzom, z wyj±tkowo niebezpiecznymi przyjació³mi Prus. Zwa¿ywszy wszystkie te przekonuj±ce powody, mularze wyznaczyli komisjê braci, maj±c± na celu jak najbardziej zdecydowane zwalczenie tej czarnej zarazy w naszym mie¶cie. Oczekujê, ¿e bracia bêd± d±¿yæ do wype³nienia swojego zadania wszystkimi sposobami. Jeszcze raz powtarzam: wszystkimi sposobami. I mam nadziejê, ¿e nasi francuscy bracia z przychyln± ³askawo¶ci± bêd± wspieraæ ich w spe³nieniu tego obowi±zku. Mowa Mistrza spotka³a siê z wielkim uznaniem, równie¿ w¶ród Francuzów, którzy zapewne z powodów politycznych tymczasem doradzali jeszcze ostro¿no¶æ. W ¿adnym wypadku nie wolno by³o stwarzaæ wra¿enia, jakoby nowa administracja Warszawy zwalcza³a katolicyzm, przynajmniej na razie. Mimo to komisja wolnomularzy wystarczaj±co zdecydowanie rozpoczê³a sw± pracê. Pewnego dnia ojciec Hofbauer wróci³ do domu z duszpasterskiej wêdrówki po Warszawie i rzek³ do ojca Hübla: - Tadeuszu, przyjacielu, proszê ciê, b±d¼ ostro¿ny, kiedy idziesz ulic±. Dzi¶ na Piekarskiej zosta³em napadniêty przez kilku m³odych ch³opców, którzy jak pijani zataczali siê na ulicy, a w koñcu rzucili siê na mnie z grubymi pa³kami. Pewnie nie da³bym rady obroniæ siê przed t± band±, gdyby nie doskoczy³ przypadkowo Jan Raduski, wiesz, ten ch³opak, którego jako dziecko przygarn±³em z ulicy, nie przegoni³ ich swymi nied¼wiedzimi piê¶ciami. To ju¿ nie pierwszy raz zdarza mi siê co¶ takiego. Jest w tym jednak jaki¶ system. My¶lê, ¿e stoi za tym Z³oty Lichtarz. Wiesz, niedawno w ko¶ciele ¶wiêtego Benona jakiemu¶ m³odemu cz³owiekowi wyrwano z rêki rewolwer, który w³a¶nie wycelowa³ w ojca Blumenaua, w czasie jego kazania w Zielone ¦wi±tki. A dzi¶ na ulicy ¶piewano za mn± brukow± piosenkê. Nie pamiêtam dok³adnie, jak lecia³a, ale by³a ordynarna. Hübl, zaklinam ciê, b±d¼ ostro¿ny! Kiedy wychodzisz do chorego, bierz ze sob± Raduskiego, albo jakiego¶ innego lub dwóch z naszych ch³opaków. Gdyby co¶ ci siê sta³o, nie móg³bym ju¿ tego ud¼wign±æ. Jeste¶ tarcz± u ¶wiêtego Benona! - Tak, wiem, Klemensie, czyhaj± na nas we wszystkich zau³kach. ¦piewa siê o nas szydercze piosenki. My jednak jeste¶my w rêku Boga - odpowiedzia³ powa¿nie ojciec Hübl. Nagle do pokoju wszed³ brat Emanuel [Kunzmann]. - Ojcze Hüblu - zawo³a³ - na zewn±trz czeka jaki¶ pan, bardzo wytworny. Prosi ojca, aby zechcia³ ojciec pojechaæ do chorego gdzie¶ na przedmie¶ciach. Powóz stoi przed drzwiami. - Ju¿ idê! Powiedz temu panu, Emanuelu, ¿e przyniosê prêdko ¶wiête oleje i za chwilê przyjdê. - B±d¼ ostro¿ny, Tadeuszu, we¼ ze sob± Raduskiego! - krzykn±³ za nim jeszcze Hofbauer. - Nie trzeba, Klemensie, pojedziemy przecie¿ zamkniêtym powozem. - To mówi±c, ojciec Hübl znikn±³ za drzwiami. (...) Pó¼nym wieczorem przed furtê klasztoru znowu zajecha³ powóz. Sam Hofbauer otworzy³ prêdko drzwi, bo z wielkim niepokojem czeka³ na ojca Hübla, który jeszcze nie wróci³. Otwar³y siê drzwi powozu. Có¿ to takiego? Nagle z wnêtrza wypchniêto cz³owieka, który wpad³ do rynsztoka. Wo¼nica strzeli³ z bicza na konie i powóz znikn±³ w ciemno¶ciach. Z okrzykiem przera¿enia ojciec Hofbauer doskoczy³ do cz³owieka le¿±cego w ulicznym brudzie i cicho jêkn±³. - Tadeusz! - zawo³a³ - to ty? Co z tob±? - Nic, zupe³nie nic, Klemensie - ojciec Hübl daremnie próbowa³ siê podnie¶æ. - Trochê mnie poturbowali dla Chrystusa. Nic nie szkodzi. Bêdzie dobrze! Wikariusz Generalny podniós³ go i zaniós³ na rêkach do celi. Ojciec Hübl z jêkiem run±³ na ³ó¿ko. Pobity wolno przychodzi³ do siebie po otrzymanych ranach. Wtedy ojciec Hofbauer pozna³ mêczeñstwo przyjaciela. Ledwo ojciec Hübl wsiad³ do powozu, skrêpowano mu rêce i zawi±zano oczy. Z szalon± prêdko¶ci± powóz pêdzi³ przez Warszawê. W piwnicy Z³otego Lichtarza zerwano z ojca ubranie i katowano go mocnymi uderzeniami kija. - Niech pan przysiêgnie, ¿e opu¶ci Warszawê! - wo³ano do niego. - Je¶li tak rozka¿e Wikariusz Generalny, w przeciwnym razie nigdy! - odpowiedzia³ Hübl. Okropne mêczarnie trwa³y dalej, a¿ ojciec, krwawi±c z wielu ran, straci³ przytomno¶æ. Dopiero przed furt± klasztoru doszed³ do siebie"[18]. Chocia¿ jest to fabularyzowana opowie¶æ zawiera, jak mo¿na by³o zauwa¿yæ, wiele faktów, które wówczas zdarzy³y siê w ¿yciu warszawskich redemptorystów. ¦wiêty Klemens, jak ju¿ s³yszeli¶my, uwa¿a³ swojego przyjaciela, ojca Tadeusza Hübla za tarczê dla klasztoru benonitów. Dlatego gdy podczas zarazy ojciec Hübl zarazi³ siê i po krótkiej chorobie zmar³ w roku 1807, Klemens Hofbauer powiedzia³ do swoich wspó³braci, ¿e stracili benonici swoj± tarczê. Napoleon, który by³ od pewnego czasu powiadamiany przez marsza³ka Davouta o wszystkich wy¿ej wymienionych „przestêpstwach" benonitów, zosta³ do ¿ywego poruszony wydarzeniem, gdzie ponoæ naruszono godno¶æ francuskich oficerów. Takiej zniewagi swoich ¿o³nierzy cesarz Napoleon nie móg³ wybaczyæ i przekaza³ swoj± wolê wypêdzenia redemptorystów z Warszawy podleg³emu mu królowi Ksiêstwa Warszawskiego Fryderykowi Augustowi. Ta ewidentna prowokacja, która sta³a siê powodem do tak krzywdz±cej i niesprawiedliwej decyzji Napoleona, wydarzy³a siê kilka tygodni wcze¶niej, w Wielk± Sobotê w ko¶ciele ¶wiêtego Benona. Ksi±dz Bernard £ubieñski tak to oceni³: „W lo¿ach (...) masoñskich ukartowano ca³y plan napa¶ci na ¶w. Bennona. Spokojnie ¿yj±cych ludzi gwa³tem wydalaæ z kraju jest zbrodni±. Trzeba wiêc by³o szukaæ przynajmniej jakiej¶ pozornej przyczyny dla usprawiedliwienia tego gwa³tu"[19]. I taka przyczyna „przypadkowo" siê znalaz³a, a jej opis us³yszymy z ust samego rektora domu ¶wiêtego Benona, o. Karola Jestersheina, który by³ naocznym ¶wiadkiem tego wydarzenia, i tak je opisa³: „Dnia 16 Kwietnia w Wielk± Sobotê miêdzy godzin± 9 a 10 wieczorem po rezurekcji w ko¶ciele u ¶w. Benona na Nowem Mie¶cie, zdarzy³ siê nastêpuj±cy wypadek: »Gdy lud licznie zgromadzony na nabo¿eñstwo i ca³y ko¶ció³ nape³niaj±cy mia³ ju¿ wychodziæ, przytrafi³o siê, ¿e dwóch rzekomych oficerów francuskich, ¿aden albowiem z nich nie mia³ uniformu, lecz tylko jeden z nich mia³ kapelusz stósowany, a drugi okr±g³y, cisnê³o siê gwa³townie przez zakrystiê, która tak¿e pe³na ludzi by³a, do ko¶cio³a. ¯e za¶ drzwi zakrystji s± w±skie, a lud chc±cy nimi wychodziæ wnij¶cie tamowa³, otó¿ ci oficerowie ludzi biciem i popychaniem w zamieszanie wprawili i tak siê do ko¶cio³a dostali. Tam wielkim t³okiem ludzi ¶ci¶nieni, jeden z nich mia³, jak mówi±, jakiego¶ Polaka w twarz uderzyæ, na to przypad³szy niektórzy z mê¿czyzn, wyprowadzili ich przez zakrystjê, za co na cmentarzu przed ko¶cio³em pobici, stali siê przyczyn± wielkiego pop³ochu. Wtem przypad³ jaki¶ oficer polski, który lud zebrany zacz±³ go³ym pa³aszem biæ, a miêdzy ludem i tym Francuzom co¶ siê dosta³o, gdy¿ ich od innych nie mo¿na by³o rozeznaæ i tym sposobem wszystko siê rozesz³o. Gdy rektor domu przed drzwiami z tym¿e polskim oficerem jeszcze rozmawia³, powraca jeden z tamtych mniemanych oficerów i uderza piê¶ci± rektora w g³owê, na co mu rektor nic wiêcej nie odpowiedzia³, jak tylko te s³owa, ¿e je¿eli siê nie uspokoi, nazajutrz JW. Marsza³ka Davoust o tym uwiadomi. Potem chcia³ jeszcze przedrzeæ siê do ko¶cio³a, lecz polski oficer wstrzyma³ go pytaj±c, co by tam mia³ do czynienia? Na co odpowiedzia³, ¿e tam ma jeszcze niektóre panie z ko¶cio³a wyprowadziæ i tak pani± patronow± Nowick± z córk± i inne. Rektor rzek³ polskiemu oficerowi, ¿e mo¿e go wpu¶ciæ, wszed³szy wiêc zawo³a³ je, aby posz³y do domu. Tymczasem, gdy to zamieszane trwa³o, niektórzy z mê¿czyzn pobiegli na odwach do Sapie¿yñskiego Pa³acu dla sprowadzenia warty. Równocze¶nie jeden z domniemanych oficerów francuskich spotkawszy ¿o³nierzy id±cych na rynku, zawezwa³ i ich i powróci³ z nimi. Ci wpadli zaraz do zakrystii z broni± naje¿on± i tam bagnetami ludzi wystraszywszy, drzwi do ko¶cio³a zatrzasn±wszy, samych pozosta³ych tam kilku ksiê¿y, a miêdzy nimi jednego braciszka 59 lat maj±cego [prawdopodobnie brata Emanuela Kuntzmanna], na sto³ku w k±cie siedz±cego, piê¶ci± w g³owê i po twarzy bili i dopiero za wdaniem znajduj±cego siê przy tym polskiego oficera, francuski oficer i warta odesz³a. Ten¿e polski oficer ciesz±c [pocieszaj±c] ksiê¿y i lud p³acz±cy, upomina³, a¿eby poszli do domu, mówi±c: »Nie ma siê ju¿ czego obawiaæ; ksiê¿a aby bramê zamknêli, by znowu oficerowie francuscy bêd±c pijani nie powrócili«, sam za¶ odchodz±c, wzi±³ jednego braciszka z sob±, któremu da³ wartê z odwachu z Starego Miasta dla zabezpieczenia na wypadek nowych jakich niepokojów. Przysz³o wiêc czterech ¿o³nierzy i ledwo pó³ godziny posiedzieli, a wszystkie wyj¶cia w porz±dku pozamykano. Nadszed³ tak¿e sam J. W. Komendant placu z tym¿e oficerem polskim i innym jeszcze oraz liczniejsz± wart±; kaza³ sobie otworzyæ, widzia³ siê równie¿ z rektorem, dowiaduj±c siê o wszystkim, ogl±da³ po³o¿enie miejsca i drzwi, którêdy ludzie wychodzili, a ciesz±c ksiê¿y odszed³ z wart± tak polsk± jak i francusk±. Tyle wiêc tylko mo¿emy donie¶æ, co nas dosz³o z opowiadania, oprócz tego co niektórzy z nas w³asnymi oczyma widzieli, gdy¿ nie podobna by³o byæ wszêdzie, a zw³aszcza, gdy zaj¶cie powy¿sze w ko¶ciele, w zakrystii, na cmentarzu i za bram± na ulicy mia³o miejsce, a przy tym niepodobna by³o poznaæ wszystkich ludzi, gdy¿ by³o ciemno. Co siê nas tyczy, starali¶my siê utrzymaæ spokój i czynili¶my w tym celu wszystko mo¿liwe, a zreszt± ka¿dy stara³ siê w takim razie ratowaæ siebie samego. Wszelkie inne doniesienia przeciw zgromadzeniu s± to tylko potwarze, bo komu¿ wiêcej mog³o zale¿eæ na zachowaniu spokojno¶ci i porz±dku, je¿eli nie nam?« Potwarz za¶ rzucona na cichego i pokornego rektora, przeciwko której nawet on siê broni³, polega³a na tym, ¿e on mia³ w³asnorêcznie wymierzyæ policzek oficerowi i do tego oficerowi francuskiemu"[20]. I w³a¶nie to k³amstwo, jakoby to ojciec Jestershein uderzy³ francuskiego oficera, spowodowa³o tak± reakcjê Napoleona i tak wielkie poruszenie w Warszawie, ¿e sprawê objêto ¶ledztwem. Nie pomog³a, (z wiadomych przyczyn) opinia administratora diecezji warszawskiej ks. biskupa sufragana Grzegorza Zachariasiewicza (ur.1740 - zm.1814), któr± napisa³ do ministra do spraw wewnêtrznych Jana £uszczewskiego. Opinia ta, napisana na podstawie wy¿ej przytoczonych zeznañ ojca Jestersheina, zosta³a zakoñczona takimi s³owami: „Gdyby tylko siê ta sprawa wyja¶ni³a o niewinnie przypisywanej ksiêdzu zbrodni, tedy ca³a sprawa by³aby zupe³nie skoñczon±; bo ksiê¿a o swoich krzywdach zupe³nie dla mi³o¶ci Boskiej zapominaj± i ¿adnej od nikogo nie dopominaj± siê satysfakcji; prosz± tylko wraz ze mn± i z ca³ym tutejszym duchowieñstwem, tak cywilnej jak i wojskowej zwierzchno¶ci o zaradzenie temu w sposób jak najskuteczniejszy, aby domy Bo¿e, jedynie ku czci Boskiej po¶wiêcone, odwiedzano tylko w zamiarze oddawania powinnej czci Bogu; kto za¶ chce albo po¿±dliwo¶ci oczu, albo po¿±dliwo¶ci cia³a, albo pysze ¿ywota dogadzaæ, aby sobie wybiera³ miejsca do tych zamiarów swoich stosowniejsze, a ludziom bogobojnym na chwalenie Boga zgromadzonym w ko¶ciele przeszkód ¿adnych czyniæ siê nie wa¿y³"[21]. Rankiem 20 czerwca 1808 roku oddzia³ wojska otoczy³ klasztor i ko¶ció³, ojcom nakazano opu¶ciæ konfesjona³y a wiernym ko¶ció³, który opieczêtowano i zamkniêto. Wtedy te¿ „z obawy, aby lud nie uj±³ siê za ksiê¿mi, z niezwyk³ym po¶piechem wywieziono ojców, tego samego dnia co ko¶ció³ zamkniêto, to jest 20 czerwca"[22]. Wiêkszo¶æ redemptorystów zosta³a wywieziona do twierdzy w Kostrzynie. Ciekawe wydarzenie, które mia³o miejsce zaraz po wywiezieniu zakonników opisa³ Abp Ignacy Raczyñski: „Towarzystwo pewne nastêpuj±cej zaraz nocy po sromotnym wywiezieniu z Warszawy tych niewinnych ofiar, na okazanie rado¶ci z dopiêtego swego zamiaru, zrobiwszy sobie ucztê w Lo¿y, na hultajce, krzykach i strzelaniu z pistoletów, ca³± noc przepêdzi³o"[23]. Ale jeszcze przed wywiezieniem benonitów do Kostrzynia, zaczê³o siê metodyczne urabianie opinii publicznej. Poniewa¿ nie by³o wtedy telewizji ani Internetu wiêc zaczêto od druków ulotnych, czyli ulotek oraz od gazet warszawskich. I tak, „dwie skrajne gazety ówczesne w Warszawie w tych samych s³owach i tego [samego] dnia [18 czerwca 1808 roku] o Bennonach"[24] umie¶ci³y poni¿szy tekst w swoich dodatkach. Ale zanim zacytujemy ten tekst, mo¿e warto dowiedzieæ siê kim byli redaktorzy lub wydawcy tych obu, niby zwalczaj±cych siê gazet warszawskich. Otó¿, okazuje siê, ¿e: „Wspó³pracownik i pomocnik wydawcy ukazuj±cego siê od 1797 , »Korespondenta Warszawskiego i Zagranicznego« Wojciech Pêkalski (ur. 1780 - zm. 1817), w 1805 inicjowany w »zum Leuchter«, zosta³ wspó³za³o¿ycielem »¦wi±tyni M±dro¶ci«. Niewykluczone, ¿e ju¿ wtedy wolnomularzem by³ wydawca tej gazety Hipolit Wy¿ewski (ur. 1766 - zm. 1813) [jest ujêty w wykazie cz³onków masonerii napisanej przez Stanis³awa Ma³achowskiego-£empickiego]. W »¦wi±tyni M±dro¶ci« inicjowano 19 maja 1806 cz³onka redakcji wydawanej od kwietnia 1794 »Gazety Warszawskiej« Ignacego Szczurowskiego (data ur. nieznana - zm. 1815) , za¶ w trzy tygodnie pó¼niej jej sta³ego redaktora i od 1796 wydawcê, wychowanka Szko³y Rycerskiej, Antoniego Lesznowskiego (ur. 1769 - zm. 1849). (...) Spora grupa »braci w fartuszkach« skupia³a siê w Teatrze Narodowym kierowanym od 1799 przez Wojciecha Bogus³awskiego (ur. 1757 - zm. 1829). Obok adeptów starej daty, jak on sam i pierwszy flecista Antoni Weinert (ur. 1751 - zm. 1850) z »Eleusis«, w zespole tym znajdowali siê ich towarzysze ideowi z »zum Leuchter« i »¦wi±tyni M±dro¶ci«: »dyrektor muzyki« Józef Elsner [ur. 1769- zm. 1854, nauczyciel Szopena] oraz aktorzy Ludwik Dmuszewski (ur. 1777 - zm. 18470 i Jan Nepomucen Szczurowski (ur. 1771 - zm. 1849) [przy okazji wyja¶nia siê nam sprawa kpi±cych z benonitów sztuk teatralnych]"[25]. Ale wracajmy do tekstu z obu warszawskich gazet, który wydrukowano dwa dni przed kasacj± benonitów a brzmia³ on tak: „Mamy wiadomo¶æ, ¿e Najja¶niejszy Król Pan nasz Mi³o¶ciwy wyda³ dekret nakazuj±cy ust±piæ z kraju jego cz³onkom Kongregacji Benonitów tu w Warszawie osiad³ym. Ten ¶rodek, przedsiêwziêty od Monarchy, którego zasady religijne dobrze s± znane, ale który umie rozró¿niæ fanatyzm od prawdziwego ducha Ewangelii, musi byæ przyjemnym dla tych wszystkich , którzy wiedz±, jak ludzie ci niebezpieczny wp³yw mieli nad pewn± klas± ludu, psuj±c obyczaje przez obrz±dki bardziej jeszcze ni¿ zabobonne, naruszaj±c wierno¶æ s³ug i odwracaj±c wielk± liczbê kobiet od czynienia zado¶æ obowi±zkom domowym, których dope³nieniem powinny byæ powinno¶ci religijne. Duchowieñstwo narodowe pochwali zapewne to wygnanie zgromadzenia cudzoziemców, zajêtych nieustannie przyci±ganiem na siebie samych przez sposoby nieprzyzwoite, a które prawdziwa religia potêpia, tego zaufania, jakie ono samo wzbudzaæ ku sobie powinno. Wszyscy Polacy ujrz± z ukontentowaniem, gdy opu¶ci ich ojczyst± ziemiê korporacja nieprzyjazna wszystkim rz±dom, której ustanowienie zdaje siê mieæ ten cel, a¿eby wznie¶æ tamê naprzeciw zasadom odradzaj±cym, do których szczê¶liwego wp³ywu uczucia, powo³ani jeste¶my przez wielkiego protektora naszego. Benonici warszawscy po³±czeni byli z wielk± liczb± korporacji znajduj±cych siê po rozmaitych krajach Europy, a maj±cych jednak± regu³ê i jednej¿e impulsyi [jednemu wp³ywowi] pos³usznych. Ju¿ kongregacje ich bêd±ce w Bawarii, Szwajcarii i kraju Gryzonów [Gryzonia to jeden z obecnych kantonów Szwajcarii], zosta³y stamt±d wypêdzone za to, i¿ poduszcza³y »lud do buntu i wznieca³y rozruchy«. Warszawscy Benoni¶ci, którzy tak¿e do tych dalekich intryg nale¿eli, podobnie¿ i tu sobie skrycie postêpowali, a je¿eli w niezbyt dawnej epoce nie uda³o im siê wznieciæ rozruchów, sta³o siê to dlatego, i¿ w³adza baczne oko na nich daj±ca, zna³a wszystkie ich kroki i mog³a je w niwecz obróciæ, tak przez roztropno¶æ u¿ytych ¶rodków, jak przez moc swoj±. Og³osimy wkrótce szczegó³y niemoralnego postêpowania tych mnichów, które lepiej jeszcze wyka¿±, ile zakon ten by³ niebezpiecznym i jak wielkim jest szczê¶ciem dla kraju naszego, i¿ siê go pozbywa"[26]. Mamy tu przyk³ad wyj±tkowo niedolnej, szytej grubymi niæmi malwersacji gazetowej, na „usprawiedliwienie" autora tego tekstu mo¿na podaæ argument taki, ¿e gazety w tym czasie dopiero wkracza³y na arenê dziejow±. My dzisiaj jeste¶my poddawani manipulacjom prawdziwych arcymistrzów w tej dziedzinie i naprawdê trzeba byæ mocno wyczulonym i posiadaæ spor± wiedzê aby zauwa¿yæ te oszustwa i dezinformacje. Powy¿szy przyk³ad wydaje siê byæ du¿o ³atwiejszym do rozszyfrowania go. Zapoznajmy siê jeszcze z tymi „dowodami", które og³oszono dopiero 30 lipca w obu wy¿ej wymienionych gazetach: „Ostatnia rewizja domu Benonistów w Warszawie w momencie wywiezienia onych z Ksiêstwa Warszawskiego powiêkszy³a dowody ich potêpiaj±ce, które i tak dostarczaj±cymi by³y. Z listów i papierów u nich znalezionych okazuje siê, ¿e mieli korespondencyê we wszystkich krajach Europy, a szczególniej w krajach wspólnych Francji i Polski nieprzyjació³. Odbierali oni z zagranicy i rozsiewali fa³szywe i szkodliwe wie¶ci, którymi czêstokroæ trwo¿yli umys³y ³atwowiernego ludu. Duchowni ich obrz±dków s± wrodzonymi i najg³ówniejszymi nieprzyjació³mi ka¿dego rz±du schronienie im daj±cego. Przewiduj±c i obawiaj±c siê, a¿eby wkrótce odkrytymi nie byli, potêpili siê sami, bo bêd±c pewnymi wygnania wcze¶nie siê opatrzyli w listy rekomendacyjne z Anglii, a¿eby osi±¶æ mogli w Kanadzie. W Warszawie przed zawarciem pokoju w Tyl¿y, byli oni narzêdziami korespondencji i u³atwiali j± sekretnym agentom nieprzyjació³. Sami dobrowolnie w jednym z listów swoich wyznali, i¿ im nierównie lepiej zostawaæ pod rz±dem, którego mniej baczna policja daje im wolno¶æ czynienia ¼le lub dobrze, pod³ug ich upodobania. Nie zaniedbali oni najmniejszego starania do otaczania swoimi zausznikami znaczniejsze osoby kraju, by ich umys³em kierowaæ mogli. Przywi±zywali siê zawsze do nieukontentowanych i oddalonych od sprawowania urzêdowania publicznego i wszêdzie, gdzie im tylko sposobno¶æ siê wydarzy³a, starali siê rzucaæ nasienie niezgody i rozdwajaæ umys³y. Powiêkszali oni, ile tylko ich mo¿no¶ci, adherentów [stronników] swojego zakonu, na których wk³adali obowi±zek szpiegostwa, przez co uwiadomieni byli o wszystkim, cokolwiek siê tylko wewn±trz dzia³o familij i ma³¿eñstw, których czêstokroæ do zamieszania i niezgody byli powodem. Pod p³aszczem religii podbili sobie umys³y wielu i te odwodzili od pe³nienia krewnych, lub mê¿ów, a przemieszkiwanie z nimi i towarzyszenie im pod pozorem pokuty, na co najoczywistsze mamy dowody; miêdzy tymi znajdowa³y siê i takie, których, przyznaj± w swoich listach, pomieszania zmys³ów nabawili. Przyjmowali codziennie kobiety do swych cel, niewiasty mieszka³y w ich zabudowaniach, wychowywa³y dzieci, których ojcowie nie byli znajomi, mo¿na by przytoczyæ wiêcej ¶wiadectw, gdyby przyzwoito¶æ nie by³a obra¿ona. Nadu¿ywaj±c dobrej wiary, narzucali oni op³aty pieniê¿ne, ¶ci±gali donacje i datki. Stanowili siê stró¿ami ró¿nych sk³adów i po¶rednikami zwrotów' uchylonych przedmiotów, które rzadko zwracali, bo szczególnie powodowanymi byli chciwo¶ci± zysku, na co wiele jest jasnych dowodów...."[27]. Tu, mo¿e przerwijmy ten wykaz „¶wiadectw" na przestêpstwa benonitów, których „mo¿na by przytoczyæ wiêcej (...), gdyby przyzwoito¶æ nie by³a obra¿ona", bo pusty ¶miech nas zaraz ogarnie. Jak widaæ s± tu same insynuacje i podejrzenia ale tych zapowiadanych prawdziwych dowodów brak. Autorem obu tekstów, jak troszkê pó¼niej bêdzie stara³a siê wykazaæ Paulina D±brosz- Drewnowska, by³ najprawdopodobniej generalny sekretarz ministerium policji Augustyn Gliñski, jak ju¿ wspominano mason. [1] Erwin Dudel, Aposto³ Warszawy..., s. 5. [2] Red. Maciej Sadowski CSsR, Paulina D±brosz - Drewnowska ¦wiêty Klemens Maria Hofbauer CSsR - dobry patron na z³e czasy, Kraków 2020, s. 153. [3] o. Adam Owczarski CSsR, Redemptory¶ci Benonici w Warszawie 1787-1808, Kraków 2000, s. 227- 228. [4] Ks. Zdzis³aw Bartkiewicz, O.O. Redemptory¶ci w Polsce, art. w Przegl±dzie Powszechnym nr 56 sierpieñ1888r. dost. Na str. https://polona.pl/item/przeglad-powszechny-r-5-t-19-z-8-sierpien-1888,NTI0ODg4NjM/0/#info:metadata [5] o. Adam Owczarski CSsR, Redemptory¶ci Benonici w Warszawie 1787-1808, Kraków 2000, s. 225- 226. [6] Tam¿e, s. 226-227. [7] O. W³adys³aw Szo³drski C. SS. R., ,¦w. Klemens..., s.48. [8] Tam¿e, s.49. [9] o. Adam Owczarski CSsR, Redemptory¶ci Benonici w Warszawie 1787-1808, Kraków 2000, s. 222- 224. [10] Tam¿e. [11] Tam¿e. [12] Fr. ¦wi±tek C.Ss.R, ¦wiêto¶æ Ko¶cio³a w Polsce w okresie rozbiorowym i porozbiorowym, Kielce 1930, s. 66. [13] Ks. Zdzis³aw Bartkiewicz, O.O. Redemptory¶ci w Polsce, art. w Przegl±dzie Powszechnym nr 51 marzec1888r. dost. Na str. https://polona.pl/item/przeglad-powszechny-r-5-t-17-z-3-marzec-1888,NTI0ODg4NTg/0/#info:metadata [14] Red. Maciej Sadowski CSsR, Paulina D±brosz - Drewnowska ¦wiêty Klemens..., s. 172. [15] Tam¿e. [16] Tam¿e, s. 169-170. [17] O. W³adys³aw Szo³drski C. SS. R., ,¦w. Klemens..., s.50. [18] Wilhelm Hunermann, Bo¿y piekarz ¶w. Klemens Maria Hofbauer, Kraków 2009, s. 186-191. [19] x. Bernard £ubieñski, Aposto³ Warszawy czyli ¿ywot b³ogos³. Klemensa Maryi Hofbauera, Mo¶ciska 1889, s.128. [20] x. Bernard £ubieñski, Aposto³ Warszawy czyli ¿ywot b³ogos³. Klemensa Maryi Hofbauera, Mo¶ciska 1889, s.128-130. [21] Tam¿e, s. 132-133. [22] Tam¿e, s.140. [23] Adam Owczarski CSsR, Redemptory¶ci Benonici..., s. 226. [24] x. Bernard £ubieñski, Aposto³ Warszawy..., s. 141. [25] Ludwik Hass, Sekta farmazonii warszawskiej, Warszawa 1980, s. 290. [26] Ks. Zdzis³aw Bartkiewicz, O.O. Redemptory¶ci w Polsce, art. w Przegl±dzie Powszechnym nr 56 sierpieñ1888r. dost. Na str. https://polona.pl/item/przeglad-powszechny-r-5-t-19-z-8-sierpien-1888,NTI0ODg4NjM/0/#info:metadata [27] Tam¿e. Powrót |