¦wiêty Maksymilian Maria Kolbe cz. I Fotografia portretowa m³odego Ojca Maksymiliana z czasów studiów w Rzymie. Zdj. z ksi±¿ki Czes³aw Ryszka, Wiara i ofiara. ¯ycie, dzie³o i epoka ¶w. Maksymiliana M. Kolbego, Kraków 2021, s. 9. Tej nocy towarzyszyæ nam bêdzie ¶wiêty Maksymilian Maria Kolbe, którego w Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego wzywamy jako mêczennika z O¶wiêcimia. ¦wiêty Maksymilian jest jednym z dwunastu patronów naszej Pielgrzymki. 14 sierpnia obchodzili¶my osiemdziesi±t± rocznicê mêczeñskiej ¶mierci naszego bohatera, st±d jego pojawienie siê u nas, troszkê wcze¶niej ni¿ by³o to zaplanowane, ale my¶lê, ¿e wszystkich nas to tylko ucieszy. 8 stycznia 1894 roku („Andre Frossard (...) pisze: »Urodzi³ siê (...) 27 grudnia 1893 roku wed³ug naszego kalendarza, 8 stycznia 1894 wed³ug kalendarza carskiego«"[1]) w Zduñskiej Woli w rodzinie pañstwa Juliusza i Marianny Kolbów urodzi³o siê dziecko p³ci mêskiej. W tym samym dniu ch³opczyk zosta³ ochrzczony w ko¶ciele (dzisiaj jest to Bazylika Mniejsza) pod wezwaniem Wniebowziêcia Naj¶wiêtszej Maryi Panny. Chrzest ten zosta³ potwierdzony w ko¶cielnym akcie urodzenia, w którym mo¿na przeczytaæ, ¿e: „Dzia³o siê to w mie¶cie Zduñska Wola 8 stycznia 1894 roku o godzinie 4 po po³udniu. Stawi³ siê osobi¶cie: Juliusz Kolbe, lat dwadzie¶cia trzy, z zawodu tkacz, zamieszka³y w Zduñskiej Woli, w obecno¶ci Leopolda Lange [„wuja noworodka"[2]], lat trzydzie¶ci, ze wsi Zduny i Franciszka D±browskiego [„dziadka ze strony matki"[3]], (...) ze wsi Ogrodziska, z zawodu tkaczy. Okazali nam dziecko p³ci mêskiej, o¶wiadczaj±c, ¿e urodzi³o siê ono we wsi Zduñska Wola [na obrze¿u miasta zwanym te¿ Jurydyka[4], które dopiero w 1899 roku przy³±czono do miasta[5]], w dniu dzisiejszym, o godzinie 1 w nocy z jego ¶lubnej ma³¿onki, Marianny z D±browskich, lat dwadzie¶cia cztery. Dziecku na chrzcie w dniu dzisiejszym nadano imiê Rajmund. Rodzicami chrzestnymi byli Leopold Lange i Anna D±browska, babcia noworodka. Zduñska Wola. Dom, w którym urodzi³ siê Rajmund Kolbe.(...) Zdjêcie wspó³czesne. Zdj. z ksi±¿ki Ks. Kazimierz D±browski, ¦wiêty Maksymilian Patron Pabianic, Pabianice 2006. Akt ten, po odczytaniu go przy ojcu i dwóch chrzestnych, którzy nie umiej± pisaæ, zosta³ podpisany tylko przez nas. Ks. [proboszcz] F. [ranciszek] Kapa³czyñski"[6]. Poniewa¿ Zduñska Wola znajdowa³a siê na terenie zaboru rosyjskiego akt ten by³ spisany po rosyjsku. Rajmund by³ drugim dzieckiem w ma³¿eñstwie pañstwa Kolbów. Starszy brat mia³ na imiê Franciszek. W ci±gu kilku nastêpnych lat urodzi³o siê w tej rodzinie jeszcze trzech ch³opców, najpierw Józef, który pó¼niej zosta³ tak¿e franciszkaninem, a nastêpnie Walenty i Antoni. Niestety tych dwóch ostatnich zmar³o w m³odym wieku. Rodzina mieszka³a na parterze w domu przy ul. Browarnej (ta ulica obecnie zosta³a nazwana ulic± ¦wiêtego Maksymiliana ) zajmuj±c dosyæ du¿± izbê, w której mie¶ci³ siê i warsztat tkacki i kuchnia. „Za przegrod± znajdowa³ siê pokoik Kolbów, a w nim o³tarzyk Matki Boskiej Czêstochowskiej, krzy¿ykiem i pos±¿kami anio³ków oraz lichtarze ze ¶wiecami. (...) Przed tym o³tarzykiem wspólnie siê modlili, codziennie te¿ przed prac± chodzili do ko¶cio³a na Mszê ¶wiêt±"[7]. Warto wiedzieæ, ¿e obecnie w tym domu „(pochodz±cym z XIX wieku i poddanym rekonstrukcji w 1991 roku) znajduje siê muzeum po¶wiêcone ¶w. Maksymilianowi i jego zwi±zkom ze Zduñsk± Wol±"[8]. W roku 1895 rodzice Rajmunda przenie¶li siê ze Zduñskiej Woli do Pabianic. Poniewa¿ ma³e warsztaty tkackie nie mia³y wiêkszych szans w konkurencji z wielkimi ³ódzkimi fabrykami w³ókienniczymi, wiêc Juliusz Kolbe wraz z ma³¿onk± pozbyli siê swojego cha³upniczego warsztatu i otworzyli sklepik z artyku³ami spo¿ywczymi. „Ale i tutaj im siê nie wiod³o, bynajmniej jednak nie z powodu niezaradno¶ci, ale zbyt dobrego serca w interesach: daj±c czêsto towar na kredyt i wspieraj±c ubo¿szych od siebie , zbankrutowali"[9]. Ju¿ sam ten fakt ¶wiadczy o tym, ¿e ma³¿eñstwo Kolbów by³o bardzo bogobojne. Oboje ma³¿onkowie pochodzili z rodzin tkackich z du¿ymi tradycjami. Pan „Juliusz mia³ usposobienie pogodne, towarzyskie, ³atwo nawi±zywa³ kontakt z lud¼mi i doskonale zna³ swoje rzemios³o"[10]. By³ jednocze¶nie bardzo spokojnym, wrêcz cichym cz³owiekiem, natomiast pani Marianna, chocia¿ przed ¶lubem chcia³a zostaæ zakonnic± i spêdziæ ¿ycie w klasztorze, to w ma³¿eñstwie okaza³a siê kobiet± energiczn± i to ona w tej rodzinie mia³a decyduj±cy g³os.
Marianna z D±browskich Kolbe - matka Rajmunda Zdj. z ksi±¿ki Ks. Kazimierz D±browski, ¦wiêty Maksymilian Patron Pabianic, Pabianice 2006. Maria Winowska, autorka biografii naszego bohatera, piêknie opisa³a ¿onê Juliusza Kolbego i ich dzieci, pos³uchajmy: „Mia³a ona (...) wszystkie zalety niewiasty mocnej, któr± s³awi Pismo ¦wiête. Gospodarna, zaradna, pe³na energii, nad podziw pracowita, zosta³a wyposa¿ona przez dobr± Opatrzno¶æ charakterem zdolnym ujarzmiæ nie tylko cichego ma³¿onka, lecz i tuzin basa³yków najprzedniejszej fantazji. Bóg da³ jej mo¿no¶æ wychowaæ tylko trzech (...) by mog³a nad nimi sprawowaæ rz±dy mocnej rêki. Staropolska tradycja przewiduje kobierzec w metodach wychowawczych. [trudno znale¼æ wyt³umaczenie tego zdania, z kontekstu mo¿na wywnioskowaæ, ¿e najprawdopodobniej chodzi o przetrzepanie spodni ch³opakom, tak jak trzepie siê dywan inaczej kobierzec] Pani Maria Kolbowa sz³a po linii wskazañ dziedzicznych. Tote¿ ch³opcy: Franek, Rajmund (...) i najm³odszy Józio - brali lanie jak chleb powszedni. Nasz bohater tym siê odznacza³, ¿e nie czekaj±c na »przewód s±dowy« ani na wyrok poddawa³ siê egzekucji, ilekroæ sumienie mu wypomnia³o, ¿e co¶ nowego przeskroba³. Szed³ naonczas do matki z rózg± w rêku, k³ad³ siê na ³awce i otrzymawszy »swoje«, gdzie Pan Bóg przykaza³, z czystym sumieniem zaczyna³ od nowa. By³ bowiem, na szczê¶cie, ch³opakiem normalnym, pe³nym pomys³ów zawadiackich i temperamentu. ¯ywy jak iskra, figlowa³ na równi z rówie¶nikami, wyrasta³, gdzie go nie posiano, i broi³, ile siê da³o [czêsto te¿ wpada³ w gniew]. ¦wiêci nie rodz± siê w aureoli. ¦wiêci zaczynaj± od »a, b, c«, jak my wszyscy. Obdarzeni bogat± natur±, wiêcej musz± siê mozoliæ, by j± ujarzmiæ, nim za¶ ujarzmi±, nieraz daj± siê jej ponie¶æ jak je¼dziec klaczy nie uje¿d¿onej, a przedniej krwi. Ma³y Mundek nie by³ dzieckiem idealnym i nie mia³ ³atwej natury. Gwa³towny, przedsiêbiorczy, skryty i samodzielny, nieraz wystawia³ na próbê cierpliwo¶æ pani matki, która razu pewnego zawo³a³a z ¿alem, za³amuj±c rêce: - Bój¿e siê Boga, Mundek, co te¿ z ciebie wyro¶nie? Musia³o byæ w jej g³osie co¶ szczególnego, skoro dzieciak a¿ zaniemówi³ z wra¿enia. »Co te¿ z ciebie wyro¶nie...?« To nie ¿arty. Mia³oby wiêc byæ a¿ tak ¼le? Mundek spu¶ci³ g³owê, prze³kn±³ ³zê i poszed³ za szafê zastanowiæ siê - co dalej? Za szaf± by³ obraz Matki Boskiej Czêstochowskiej, który skupia³ rodzinê na wieczorne pacierze. Przed obrazem trzy razy w tygodniu pali³a siê lampka [by³a to lampka oliwna, która by³a zapalana w ¶rody, soboty i niedziele]. By³ to wiêc k±t cichy i od¶wiêtny, nadaj±cy siê do powa¿nych medytacji. Od owego dnia, gdy matka zakwestionowa³a jego przysz³o¶æ, Mundek coraz czê¶ciej dawa³ nura - ju¿ nie w pole, ale za szafê. (...) Jednocze¶nie zmieni³ siê on nie do poznania. Przycich³, z³agodnia³, sta³ siê dziwnie pos³uszny. Pani Kolbowa zaniepokoi³a siê nie na ¿arty. Czy aby nie chory? Znów zajrza³a za szafê. Ch³opak modli³ siê ¿arliwie i ³zy ciurkiem ciek³y mu po rumianych policzkach. Tego by³o jej ju¿ za wiele. - Mundek, co ci? Czemu p³aczesz jak dziewczyna? Przy³apany na gor±cym uczynku, dzieciak wsta³, spu¶ci³ g³owê i milcza³ uporczywie. Matka nie dawa³a za wygran±. - Mamy trzeba s³uchaæ! Przyznaj mi siê zaraz, co ciê odmieni³o? Czy ciê co, broñ Bo¿e, nie boli? Mundek gryz³ wargi, ¿eby siê gorzej nie rozp³akaæ, i my¶la³: »Nie ma rady, muszê byæ pos³uszny, skoro Ona tak kaza³a. Wola³bym, ¿eby mama nie wiedzia³a, ale skoro ka¿e - to powiem«. Prze³ykaj±c ³zy i ci±gn±c nosem jak ka¿de dziecko w podobnych okoliczno¶ciach, Mundek zacz±³ siê spowiadaæ: - ...Bo jak Mama powiedzia³a: »Co te¿ z ciebie wyro¶nie? «, bardzo siê zmartwi³em i poszed³em zapytaæ Matki Naj¶wiêtszej, co ze mnie wyro¶nie? Parê razy pyta³em, a¿ mi siê ukaza³a trzymaj±c w rêku dwie korony, jedn± czerwon± i jedn± bia³±. U¶miechnê³a siê tak ¶licznie i patrzy³a tak serdecznie, ¿e od razu przesta³em siê martwiæ. Potem pokaza³a mi obie korony i zapyta³a, któr± wybieram; ¿e bia³a - to czysto¶æ, a czerwona - to ¶mieræ mêczeñska. Zawo³a³em: »Matuchno Niebieska, wybieram obie!« Wtedy u¶miechnê³a siê i znik³a... [m³odziutki Rajmund mia³ to widzenie w ko¶ciele ¦w. Mateusza Aposto³a i Ewangelisty i ¶w. Wawrzyñca w Pabianicach. Tê wersjê potwierdza matka ¶wiêtego Maksymiliana w li¶cie napisanym, ju¿ po ¶mierci syna, 12 pa¼dziernika 1941 roku do franciszkanów z Niepokalanowa: ...i potem, gdy by³em w ko¶ciele, to znowu J± prosi³em, wtedy Matka Bo¿a pokaza³a mi siê, trzymaj±c dwie korony...[11]] - Od tego czasu - ci±gn±³ dzieciak po chwili milczenia - wci±¿ o tym my¶lê i tak mi jako¶ dziwnie na duszy. Gdy idziemy razem do ko¶cio³a, zdaje mi siê, ¿e to ju¿ nie tato i mama, ale ¶wiêty Józef i Matka Bo¿a trzymaj± mnie za rêkê... Gdy po latach pani Kolbowa przytoczy ten incydent, taki oto dorzuci komentarz: »Gdyby ch³opca tak nie odmieni³o, nie da³abym mu wiary, ale k³amaæ nie k³ama³, to wiem na pewno i od tego czasu nowy w niego duch wst±pi³. Jakby nie ten sam. Zamiast o figlach, marzy³ o wyprawach w dzikie kraje, gdzieby móg³ zdobyæ palmê mêczeñsk±. A¿ mu buzia promienia³a, gdy mówi³ o mêczennikach...« By³o¿ to prze¿ycie mistyczne? Czê¶ciej ni¿ przypuszczamy, przed ma³ymi dzieæmi ods³ania siê ¶wiat niewidzialny; czyste ich duszyczki maj± czu³ki subtelne, które zanikaj± z latami. Na szczê¶cie, nasz Mundek nigdy nie przestanie byæ dzieckiem... Widzenie dwu koron rych³o posz³o w niepamiêæ. (...) Dopiero kiedy¶, po ¶mierci syna, pani Kolbowa przypomni sobie dwie korony, które wybra³ maj±c - dziesiêæ lat. On sam nie wspomni o tym nigdy, nikomu. Trzeba by³o ¶wiêtej, macierzyñskiej ciekawo¶ci, która przypar³a go do muru argumentem pos³uszeñstwa, ¿eby ods³oni³ siê przed nami r±bek tajemnicy tego dog³êbnego przeobra¿enia, które stwierdziæ mogli wszyscy, choæ nikt nie domy¶la³ siê ¼ród³a. Mundek nie mia³ w sobie nic z marzyciela. Od dziecka cechowa³y go: realizm, bystro¶æ, nadzwyczajny zmys³ obserwacji, zami³owanie do mechaniki i rachunków, trze¼wo¶æ s±du"[12]. Wówczas te¿, zaczê³o pasjonowaæ go tak¿e wojsko. Sam chcia³ byæ ¿o³nierzem i walczyæ z orê¿em dla chwa³y Niepokalanej. Dziêki ojcu pozna³ ¿ywot, urodzonego, prawie dok³adnie dwie¶cie lat wcze¶niej (6 stycznia 1694 r.), zakonnika Rafa³a Chyliñskiego, podówczas jeszcze nie beatyfikowanego, który „najpierw by³ ¿o³nierzem, zanim wzorem dawnych rycerzy zacz±³ s³u¿yæ Matce Bo¿ej i najubo¿szym"[13]. Ta fascynacja cz³owiekiem, który bêd±c chor±¿ym w królewskim regimencie jazdy pancernej, zrezygnowa³ z kariery wojskowej i wst±pi³ do zakonu franciszkanów konwentualnych, pozostawi³a trwa³y ¶lad na psychice Rajmunda. A to dlatego, ¿e, dzi¶ ju¿ b³ogos³awiony Rafa³ Chyliñski, wówczas jako „franciszkanin oddany Matce Bo¿ej, przyjaciel biednych, by³y ¿o³nierz - (...) mia³ czym zaimponowaæ m³odemu Rajmundowi Kolbemu, który by³ w wieku, gdy kszta³tuj±ca siê osobowo¶æ potrzebuje wzoru"[14]. Jedn± z cech charakteru b³. Rafa³a Chyliñskiego, by³o to, ¿e by³ on cz³owiekiem porywczym i bardzo gwa³townym, jednak ca³e ¿ycie pracowa³ nad usuniêciem tej swojej wady, i to z takim skutkiem, ¿e w³a¶ciwie wszyscy uwa¿ali go za cz³owieka wyj±tkowo pokornego i zupe³nie spokojnego. Dla Rajmunda, ch³opaka równie porywczego, by³a to wspania³a zaleta, któr± bardzo skrupulatnie bêdzie stara³ siê na¶ladowaæ przez ca³e ¿ycie. Dodatkow± ciekawostk± jest fakt, ¿e b³. Rafa³ ¿y³ 47 lat i tyle samo lat prze¿y³ nasz bohater. Rodziców Rajmunda nie staæ by³o na kszta³cenie wszystkich synów, wiêc starali siê o wykszta³cenie tylko najstarszego Franka, który w za³o¿eniu mia³ zostaæ ksiêdzem. Pos³ali go wiêc do jedynej w Pabianicach siedmioklasowej szko³y handlowej. Natomiast w³a¶ciciel jednej z pabianickich aptek, pan Kotowski, któremu ¿al siê zrobi³o tak rezolutnego ch³opca jakim by³ Mundek, zaproponowa³ mu prywatne lekcje. Podczas tych lekcji „przerobi³ z nim ca³± pierwsz± klasê szko³y handlowej"[15]. Te solidne lekcje pana Kotowskiego oraz nauka ³aciny z ks. W³odzimierzem Jakowskim, pozwoli³y Mundkowi stan±æ do bardzo trudnego egzaminu do klasy drugiej, do której zwyk³ym trybem przeszed³ ju¿ jego starszy brat. O tym egzaminie przypomnia³ swojej mamie, wiele lat pó¼niej w jednym z listów, który napisa³ z lekkim wyrzutem: „Przypomina Mama sobie jak mia³em zdawaæ egzaminy do handlówki, Mama powiedzia³a, ¿e je¿eli je zdam, zostanie królow±; a Tata mówi³, ¿e zostanie biskupem. Ja przy Bo¿ej pomocy przez Niepokalan± je zda³em"[16]. Rodzice nie mieli wiêc wyj¶cia i oddali ostatnie swoje oszczêdno¶ci, aby pos³aæ równie¿ drugiego syna do popularnej handlówki. W przysz³o¶ci do szko³y poszed³ i najm³odszy Józef. By³o to prawdziw± rzadko¶ci± by jakakolwiek ówczesna rodzina robotnicza pos³a³a wszystkie swoje dzieci do szko³y. „18 sierpnia 1907 r. Rajmund Kolbe [razem z Franciszkiem[17]] przyj±³ sakrament bierzmowania w ko¶ciele Wniebowziêcia NMP w Zduñskiej Woli, choæ rodzina Kolbe mieszka³a wówczas w Pabianicach [Pierwsz± Komuniê ¦wiêt± nasz bohater przyj±³ (równie¿ razem ze starszym bratem[18]) w wieku 8 lat najpewniej w³a¶nie Pabianicach]. Co sprawi³o, ¿e przysz³y ¶wiêty przyj±³ sakrament bierzmowania w ko¶ciele, bêd±cym dzi¶ sanktuarium jego urodzin i chrztu ¶w.? Okoliczno¶ci by³y wyj±tkowe, bowiem Rajmund, uczestnicz±c w misjach prowadzonych w Pabianicach przez ojców franciszkanów [dok³adniej, przez prowincja³a o. Peregryna Haczelê ze Lwowa, który otrzyma³ specjalne zezwolenie na prowadzenie rekolekcji od gubernatora rosyjskiego[19]], zapragn±³ tak¿e zostaæ kap³anem. Postanowi³ wraz ze swoim bratem Franciszkiem wst±piæ do Ni¿szego Seminarium Duchownego we Lwowie, czyli do ówczesnego [franciszkañskiego] gimnazjum. Zanim jednak to uczyni³, chcia³ po¿egnaæ siê z rodzin±, która z wyj±tkiem najbli¿szych, mieszka³a w Zduñskiej Woli. Kiedy tu przyjecha³, jedyn± wówczas parafiê w Zduñskiej Woli wizytowa³ bp Stanis³aw Zdzitowiecki, który udzieli³ bierzmowania grupie m³odzie¿y i doros³ych, w tym tak¿e Rajmundowi Kolbe"[20]. Po bierzmowaniu, zgodnie z powziêtym planem, maj±c wcze¶niejsze skierowanie od prowincja³a o. Peregryna Haczeli do franciszkañskiego gimnazjum, za zgod± rodziców wyjechali do Lwowa. Poniewa¿ wyj±tkowo trudno by³o otrzymaæ wizê wyjazdow± od rz±du rosyjskiego, granicê musieli przekroczyæ nielegalnie. W tym dokonanym noc± przedsiêwziêciu pomóg³ im ojciec, który „ukry³ ich w furze ze zbo¿em (...) odprowadzi³ do Krakowa, a stamt±d ju¿ kolej± wyruszyli do Lwowa (trzeci brat, Józef, do³±czy do nich trzy lata pó¼niej)"[21]. Mundek od razu, w³a¶ciwie od pocz±tku nauki w gimnazjum czu³ siê tam wspaniale. Choæ musia³ troszkê poprawiæ siê z przedmiotów humanistycznych, które w pabianickiej handlówce sta³y na s³abszym poziomie, to ju¿ z przedmiotami ¶cis³ymi nie mia³ ¿adnych problemów. A zw³aszcza z matematyki by³ nie do pokonania. Jak opowiada³ jeden z jego gimnazjalnych kolegów potrafi³ „w jednej chwili rozwi±zaæ najtrudniejsze zadanie, nad którym my - pozostali uczniowie, a nawet nauczyciele - ¶lêczyli¶my po kilka godzin (...) z pro¶b± o pomoc w rozwi±zywaniu trudnych zadañ zwracali siê doñ nawet starsi koledzy"[22]. Jeden z gimnazjalnych profesorów matematyki tak powiedzia³: „Jaka szkoda, ¿e tak zdolny m³ody cz³owiek ma zostaæ zakonnikiem!"[23]. Uwielbia³ równie¿ fizykê, „z pasj± studiowa³ zagadki, na które ludzko¶æ nie znalaz³a dot±d odpowiedzi, projektowa³ urz±dzenia, które mia³y u³atwiaæ cz³owiekowi ¿ycie [fascynowa³y go loty miêdzyplanetarne]. Kilka lat pó¼niej przela³ na papier projekt pojazdu kosmicznego"[24], „który nazwa³ eteroplanem. Najwiêksz± nowo¶ci± tego wynalazku by³o odej¶cie od dotychczasowego sposobu poruszania siê przy pomocy ko³a lub ¶mig³a. Zasad± poruszania siê etereoplanu w przestrzeni kosmicznej mia³ byæ odrzut. Pojazd mia³ docieraæ do odleg³ych planet. Przewidywa³ tak¿e podró¿ w nim cz³owieka po pokonaniu si³y ci±¿enia i stworzeniu pe³nej klimatyzacji wewn±trz pojazdu (...). Wed³ug dzisiejszych rzeczoznawców projekt etereoplanu by³ wówczas genialnym b³yskiem my¶li technicznej. Zasady jego dzia³ania, jak te¿ przewidywane trudno¶ci poruszania siê w przestrzeni kosmicznej zarówno z cz³owiekiem, jak bez cz³owieka, s± poprawne i zgodne z tymi, jakie dzisiaj obowi±zuj±"[25]. Ale bêd±c jeszcze w gimnazjum lubi³ tak¿e u¿ywaæ klocków drewnianych do opracowywania walk strategicznych, „które on, wódz si³ zbrojnych, wiód³ na placu boju. Zaczyna³y siê natarcia, ruchy oskrzydlaj±ce, wypady, partyzantki, które z wolna a nieuchronnie prowadzi³y do zwyciêstwa Or³a i Pogoni nad chmar± wojsk zaborczych... Pewnego dnia, podczas nader skomplikowanych manewrów, który¶ z kolegów dla g³upiego ¿artu kopn±³ i rozrzuci³ klocki. Mundek zaczerwieni³ siê z gniewu, zakipia³a w nim krew, zacisn±³ piê¶ci - i nagle jaka¶ tajemnicza si³a targnê³a sumieniem: »Pohamuj siê, piêkniejsze to zwyciêstwo«. Ch³opak spu¶ci³ g³owê, rêkawem otar³ oczy, strzepn±³ ¿al do napastnika. Drobiazg? Takimi to drobiazgami startuj± ¶wiêci"[26]. Maria Winowska, która opisa³a to zdarzenie, nie dopowiedzia³a nam, co to za tajemnicza si³a targnê³a sumieniem Mundka. My mo¿emy siê tylko domy¶laæ, ¿e mog³a to uczyniæ Matka Bo¿a lub równie dobrze móg³ to zrobiæ jego wzór do na¶ladowania pokory, b³. Rafa³ Chyliñski. Ale okazuje siê, ¿e m³ody Rajmund oprócz nauki pokory, musia³ sobie jeszcze poradziæ, choæ mo¿e trudno nam w to uwierzyæ, z jednym z siedmiu grzechów g³ównych. Poniewa¿ s³usznie „za g³ówn± przeszkodê w kontakcie z Niepokalan± i ze ¶wiatem nadprzyrodzonym uwa¿a³ pychê. Walczy³ te¿ z ni± usilnie przez rozbudzanie coraz gorêtszej mi³o¶ci ku Niepokalanej. Mia³ te¿ w tej walce pewne efekty. Pisze o nich, zupe³nie tego nie¶wiadom, we wspomnieniach: »Mimo du¿ej sk³onno¶ci do pychy Niepokalana poci±ga³a mnie silniej. Na klêczniku mia³em w celi stale obrazek jakiego¶ ¶wiêtego, któremu objawi³a siê Niepokalana i czêsto modli³em siê do Niej. Widz±c to kto¶ z zakonników powiedzia³ mi, ¿e mam du¿e nabo¿eñstwo do tego ¶wiêtego". W czasie nowicjatu brat Maksymilian pog³êbia³ nabo¿eñstwo do Niepokalanej. Pragn±³ na¶ladowaæ Jej cnoty, a wskazówek jak to czyniæ szuka³ u ¶wiêtych, którzy J± szczególnie mi³owali"[27]. A mimo tego, w wieku czternastu lat Rajmund doszed³ do wniosku, ¿e chyba siê jednak min±³ z powo³aniem. On przecie¿ marzy³by byæ ¿o³nierzem dla Matki Bo¿ej, chcia³ dokonaæ czego¶ wielkiego a tu rzeczywisto¶æ ¿ycia zakonnego by³a zupe³nym tego przeciwieñstwem. Podobnie zacz±³ my¶leæ starszy brat Franciszek. „Z tego zderzenia marzeñ z rzeczywisto¶ci± m³ody Kolbe prze¿y³ we Lwowie powa¿ny kryzys, zw³aszcza, (...) [¿e w tym czasie] sytuacja miêdzynarodowa by³a coraz korzystniejsza dla odzyskania niepodleg³o¶ci. Powsta³ wówczas we Lwowie Zwi±zek Strzelecki, do którego garnê³a siê m³odzie¿. W tej sytuacji obydwaj m³odzi Kolbowie postanowili opu¶ciæ klasztor i wst±piæ w szeregi strzelców. Z du¿± si³± obudzi³ siê w nich duch patriotyzmu wszczepiony przez ojca, który w Pabianicach zajmowa³ siê dzia³alno¶ci± konspiracyjn±"[28]. Gdy o tym postanowieniu i tych duchowych rozterkach m³odego Rajmunda dowiedzia³ siê mistrz nowicjatu [o. Dionizy Sowiak[29] (1868-1923)], powierzy³ jego osobê starszemu klerykowi oraz nakaza³ mu, „jako postanowienie codziennie [odmawiaæ] jedno »Pod Twoj± obronê«. Odmawia³ potem tê modlitwê ju¿ zawsze, bo przecie¿ chodzi³o o walkê dla Niepokalanej, dla Której mia³ zdobyæ ¶wiat, ale nie wiedzia³ wówczas, jakich ¶rodków trzeba bêdzie u¿yæ, jak± walkê powinien stoczyæ"[30]. Jednak ju¿ dwa lata pó¼niej, gdy mia³ szesna¶cie lat, a wiêc by³ w bardzo trudnym dla ka¿dego m³odzieñca wieku, zdecydowa³ siê ponownie na zerwanie z klasztorem. Tak postanowi³, gdy¿ do poprzednich rozterek dosz³y jeszcze kolejne. Otó¿ wiedzia³ o tym, ¿e w zakonie bêdzie musia³ pozostaæ ubogim, czystym i pos³usznym swoim prze³o¿onym, bo przecie¿ takie ¶luby musia³by z³o¿yæ, a to powodowa³o jego stanowczy bunt. Oczywi¶cie pamiêta³ o tym, ¿e „czysto¶æ ¶lubowa³ wcze¶niej - ale pos³uszeñstwa i ubóstwa nie. I mo¿e nie czu³ siê do¶æ silny, by dwa tamte brzemiona pod¼wign±æ. Do¶æ, ¿e postanowi³ klasztor opu¶ciæ. I w³a¶nie szed³ do ojca prowincja³a, by mu o swojej decyzji powiedzieæ, gdy w tej samej chwili dzwonek wezwa³ go do rozmównicy. - To matka przysz³a go zobaczyæ. Có¿ robi³a pani Kolbe we Lwowie? Przyjecha³a tu z wielk± decyzj±. Zakonnica z ducha [pamiêtamy, ¿e w m³odo¶ci chcia³a i¶æ do klasztoru], je¶li uleg³a woli Bo¿ej, która jej kaza³a byæ ¿on± i matk±, to przecie¿ têskni³a i wci±¿ têskni³a za cisz± samotnej celi. Jej ¿ycie matki dobieg³o kresu. Trzeci syn tak¿e odjecha³ do franciszkanów do Lwowa. Mia³a dalej ¿yæ samotnie z mê¿em w ¶wiecie pe³nym zgie³ku i ha³asu? Rodzice szybko siê ze sob± porozumieli: ojciec zosta³ przyjêty na tercjarza do franciszkanów krakowskich, matka przyjecha³a do Lwowa, by tu wst±piæ do benedyktynek [Zosta³a tam przyjêta w roku 1908 i do roku 1912 „jako osoba ¶wiecka ( by³a zatrudniona przy furcie)"[31]; ciekawe jest to, ¿e chcia³a pracowaæ w³a¶nie u tych sióstr, które od dziesiêciu lat by³y pozbawione swojej ksieni. Prawdopodobnie inne klasztory nie chcia³y jej zatrudniæ. W roku 1912 przenios³a siê do Krakowa i tam pracowa³a u sióstr Felicjanek]. To w³a¶nie przysz³a powiedzieæ synowi. Rozmowa z ni± zadecydowa³a ostatecznie"[32]. I w taki sposób matka pomog³a Rajmundowi odzyskaæ swoje powo³anie zakonne, o czym sam napisa³ w li¶cie do niej, z 20 kwietnia 1919 r., gdy ju¿ studiowa³ w Rzymie: „I wtedy by³a ta pamiêtna chwila, kiedy id±c do o. Prowincja³a [o. Peregryna Haczela], aby o¶wiadczyæ, ¿e ja i Franu¶ nie chcemy wst±piæ do Zakonu, us³ysza³em g³os dzwonka - do rozmównicy. Opatrzno¶æ Bo¿a w nieskoñczonym mi³osierdziu swoim przez Niepokalan± przys³a³a w tej krytycznej chwili Mamê do rozmównicy. I tak potarga³ Pan Bóg wszystkie sieci diabelskie"[33]. Ten, swoj± drog±, do¶æ istotny epizod w ¿yciu m³odego Rajmunda pozwala nam dostrzec wa¿n± okoliczno¶æ, ¿e i ¶wiêci maj± swoje pokusy i chwile zw±tpienia a nawet zdarzaj± im siê upadki. Bo s± lud¼mi takimi jak my wszyscy, wa¿ne jest jednak to, by siê nie za³amywaæ i nie poddawaæ, ale jak najprêdzej odrzuciæ pokusê, powstaæ i z Bo¿± pomoc± dalej walczyæ. Bardzo wa¿ny jest tu równie¿ proces zawierzenia Panu Bogu i Matce Bo¿ej oraz ci±g³ego rozwoju umys³owego a tak¿e zmiany swojego my¶lenia, je¶li wcze¶niej by³o ono b³êdne. Rajmund „usilnie wspó³pracuj±c z ³ask± Bo¿± (...) stopniowo przeobra¿a³ siê wewnêtrznie. Zmianê tê dostrzegli wspó³koledzy. Jeden z nich odnotowa³ j± nastêpuj±co: Rajmund Kolbe »przyszed³ do nowicjatu jako dobry szlachetny m³odzieniec. Ró¿ne marzenia, plany rozsadza³y jego g³owê i serce, ale to by³o wszystko przyrodzone. W czasie nowicjatu wszystkie te si³y, aspiracje, marzenia, wysi³ki, zapa³ przesun±³ na pole nadprzyrodzone. Zrozumia³ i przetrawi³ tê prawdê, ¿e dla Boga ¿yje, dla jego chwa³y, ¿e najpierw w³asnym ¿yciem ma Mu oddaæ cze¶æ i od tego ma siê zacz±æ praca jego. Odda³ siê wiêc jej ca³ym sercem. Modlitwy jego by³y gor±ce, szczególnie po Komunii ¶w., bo wtedy rozpoczê³a siê praktyka codziennego komunikowania. Jakie¶ serdeczne i ¶wie¿e by³y szczególnie dziêkczynienia. Klêcza³ nie oparty o klêcznik, z zamkniêtymi oczyma, o twarzy promieniej±cej rado¶ci± i pogod± nadprzyrodzon±. (...) Na rekreacjach (...) by³ pe³en uprzejmo¶ci, skromno¶ci. Nowicjat uczyni³ (...) [z niego] w nadzwyczajnym stopniu to, co powinien, to jest cz³owieka modlitwy. Jego dobre marzenia i plany prze³o¿y³ na ¿ycie nadprzyrodzone, si³y i zdolno¶ci skierowa³ na Boga. Nie zauwa¿y³em jakich¶ wad u niego, prócz mo¿e pewnej pró¿no¶ci ch³opiêcej«"[34]. Wracaj±c do chêci opuszczenia klasztoru przez Maksymiliana, warto jeszcze zwróciæ uwagê na to, ¿e „22 lata pó¼niej ten sam cz³owiek, który waha³ siê przed wziêciem na siebie zobowi±zania do pos³uszeñstwa, prosiæ bêdzie swoich zwierzchników i namawiaæ bêdzie swoich braci, aby z³o¿yli dobrowolnie czwarty ¶lub absolutnego pos³uszeñstwa udania siê na misje tam, gdzie wola prze³o¿onego bêdzie chcia³a ich skierowaæ. [o. Maksymilian] Pisa³ w li¶cie z Japonii (marzec 1932 r.): »Bracia tutejsi (i ja te¿) bior±c pod uwagê, ¿e 1) regu³a nasza ani konstytucje nie obowi±zuj± do gotowo¶ci pój¶cia na misje, 2) nikt nie mo¿e byæ prawdziwym cz³onkiem Niepokalanowa, je¿eli nie odda siê Niepokalanej bez ¿adnych zastrze¿eñ... 3) de facto obecnie Najprzewielebniejszy o. Prowincja³ nie mo¿e rozkazaæ nikomu udaæ siê na jak±¶ placówkê poza granicami Polski... 4) ¿adna wojna prowadzona podobnym systemem, gdzie by wódz musia³ pytaæ ¿o³nierza, czy dana pozycja mu siê podoba... nie mia³aby du¿o szans zwyciêstwa... wys³ali¶my do N[ajprzewielebniejszego]. o. Prowincja³a pro¶bê, by nam wolno by³o do³±czyæ do dotychczasowych ¶lubów zakonnych jeszcze i ten, ¿e dla Niepokalanej bêdziemy gotowi na wszystko, choæby chodzi³o o najciê¿sze misje, a nawet utratê ¿ycia«"[35]. W³a¶ciwie przez ca³e swoje ¿ycie nasz bohater i jako Rajmund i jako Maksymilian Kolbe stara³ siê byæ pos³usznym, przede wszystkim Panu Bogu poprzez Niepokalan±. W dzieciñstwie od momentu ukazania siê mu Niepokalanej sta³ siê bardziej pos³uszny swojej rodzonej matce, natomiast w ¿yciu zakonnym z ca³ych si³ pragn±³ byæ pos³usznym swoim prze³o¿onym. Dzisiaj temat pos³uszeñstwa w Ko¶ciele jest wyj±tkowo delikatny i aby go w miarê dobrze omówiæ, potrzeba by po¶wiêciæ na to kilka takich konferencji. Nie mamy takich mo¿liwo¶ci. Pamiêtajmy wiêc, ¿e Maksymilian Kolbe ¿y³ kilkadziesi±t lat przed bezprecedensowym wydarzeniem w ca³ej historii Ko¶cio³a, czyli przed Soborem Watykañskim II. Jak wiemy, po tym soborze nast±pi³o wiele takich zmian w ko¶ciele, które zaszokowa³yby zdecydowan± wiêkszo¶æ wspó³czesnych ojcu Maksymilianowi duchownych. Mo¿na zaryzykowaæ twierdzenie, ¿e ta wiêkszo¶æ nigdy by siê nie chcia³a pogodziæ z tymi zmianami. A to by mog³o oznaczaæ, ¿e zmuszeni by byli z³amaæ zasadê pos³uszeñstwa. Rajmund Kolbe rozpocz±³ nowicjat franciszkañski dnia 4 wrze¶nia 1910 roku i wtedy przyj±³ imiê Maksymilian. „Imiê to pochodzi od ³aciñskiego przymiotnika maximus, co znaczy po polsku: najwiêkszy, najwy¿szy, najwa¿niejszy, najznakomitszy. Sta³o siê wiêc ono niejako symbolem ¿ycia ¦wiêtego, który pragn±³ oddaæ Bogu najwiêksz± chwa³ê. Matkê Naj¶wiêtsz± uczciæ najbardziej, nawróciæ i u¶wiêciæ jak najwiêksz± liczbê ludzi, staæ siê jak najwiêkszym ¶wiêtym"[36]. Rok pó¼niej brat Maksymilian przyj±³ ¶luby czasowe. Nastêpnie w roku 1912 po ukoñczeniu gimnazjum, rozpocz±³ studia w Seminarium Duchownym Ojców Franciszkanów Konwentualnych w Krakowie. Ale ju¿ w pa¼dzierniku tego roku, kiedy prze³o¿eni dostrzegli nieprzeciêtne zdolno¶ci Maksymiliana Kolbe, postanowili go wys³aæ razem z sze¶cioma równie zdolnymi wspó³braæmi, na studia do Rzymu. Wbrew pozorom brat Maksymilian wcale nie by³ zadowolony z tego wyjazdu a nawet bardzo siê go obawia³ o czym napisa³ 28 pa¼dziernika 1912 roku w li¶cie do swojej mamy, kiedy poprosi³ j± o szczególniejsz± modlitwê, gdy¿: „ ...tam niebezpieczeñstw du¿o; tak np. s³ysza³em, ¿e tam baby nawet zaczepiaj± zakonników, a przecie¿ codziennie trzeba bêdzie chodziæ do i ze szko³y"[37]. Ale miesi±c pó¼niej, kiedy przebywa³ ju¿ w Rzymie, tak napisa³ „Nie jest tak ¼le, jak przedtem s³ysza³em i Mamie napisa³em. Nie mieliby co W³osi do roboty, a¿ nas zaczepiaæ, a zreszt± zwykle kupk± idziemy. Gdyby wiêc kto chcia³ nam co zrobiæ, musia³by siê naprzód dobrze namy¶leæ, ¿eby sam co nie oberwa³"[38]. Tu jeszcze jak widaæ, odezwa³ siê w naszym bohaterze prawdziwy duch zadziorny. Ale odwagi nigdy nie brakowa³o Maksymilianowi, nawet gdy sam musia³ stawiaæ czo³a wiêkszej grupie osób. Ojciec Józef Pal, bliski przyjaciel Maksymiliana opisa³ takie zdarzenie, którego by³ ¶wiadkiem: „»Pewnego razu wracaj±c do kolegium z Bazyliki Aposto³ów natknêli¶my siê na ³obuzów, którzy blu¼nili Madonnie. Brat Maksymilian pogna³ ku nim jak strza³a i zanim zdo³a³em siê po³apaæ, zapyta³ ze ³zami, dlaczego obra¿aj± tak i zasmucaj± Panienkê Naj¶wiêtsz±? Ch³opcy zaskoczeni t± peror±, wyb±kali, ¿e chcieli sobie ul¿yæ. Na pró¿no stoj±c w pewnej odleg³o¶ci wo³a³em na niego, ¿eby da³ spokój. Ze swoim zwyk³ym, ¶wiêtym uporem Brat Maksymilian j±³ perswadowaæ urwisom, ¿e ¼le robi±, ¿e blu¼nierstwo to straszny grzech, ¿e musz± mu przyrzec poprawê. Zwykle tacy wygadani, nasi lazzaroni [ubodzy, leniwi i zaniedbani mieszkañcy W³och] stropili siê nie na ¿arty, wys³uchali kazania ze spuszczon± g³ow±, po czym wziêli nogi za pas«. Innym razem Brat Maksymilian zaproponowa³ (...) [ojcu Józefowi Palowi] przechadzkê do Palazzo Verde, siedziby masonów, ¿eby nawróciæ ni mniej, ni wiêcej - tylko samego wielkiego mistrza. Za zgod± (...) [ojca Pala] nasz alumn pobieg³ do prze³o¿onego po zezwolenie. Mo¿emy sobie wyobraziæ minê zacnego Ojca Rektora, gdy us³ysza³, o co chodzi! Mo¿e przypomnia³ mu siê ¶wiêty Franciszek z Asy¿u, który w podobny sposób zagi±³ parol na Wielkiego Su³tana? Ten równie¿ nie waha³ siê porywaæ z motyk± na s³oñce! B±d¼ co b±d¼, zacz±³ delikatnie perswadowaæ w gor±cym k±panemu m³odzieniaszkowi, ¿e to mo¿e przedwczesne, ¿e nale¿a³oby przygotowaæ podobny zamach ofensyw± modlitwy... Trochê speszony i zasmucony Brat Maksymilian wróci³ do (...) [ojca Józefa Pala], zreferowa³ mu odpowied¼ O. Rektora i zakoñczy³: »Zabierzmy siê wiêc zaraz do modlitwy«. Zdarzenie to charakteryzuje go doskonale. Je¶li co¶ robiæ, to nie za rok ani jutro, ale zaraz. Nie pobie¿nie ani po³owicznie, lecz na ca³ego. Jak ratowaæ, to ca³y ¶wiat"[39]. W kilka lat po powrocie do Polski Maksymilian Maria Kolbe, pamiêtaj±c tê niedokoñczon± próbê nawrócenia w³oskiego mistrza masonów postanowi³ dokonaæ tego w Polsce, gdzie chcia³ nawróciæ Andrzeja Struga (1871- 1937) wielkiego mistrza wielkiej lo¿y narodowej Polski. O. Leon Dyczewski w swojej ksi±¿ce o ¿yciu ¶w. Maksymiliana Kolbe tak opisa³ tê kolejn± próbê : „Do ks. [Mariana] Wi¶niewskiego [marianin wydawca misiêcznika Pro Christo] ojciec Maksymilian mia³ szczególn± sprawê. Prosi³ go, by poszli razem do Andrzeja Struga (w³a¶ciwe nazwisko - Tadeusz Ga³ecki), dzia³acza spo³eczno - politycznego, pisarza, zwi±zanego z ruchem socjalistycznym, i mistrza lo¿y masoñskiej. Nie uda³o mu siê odwiedziæ mistrza lo¿y masoñskiej w Rzymie, wiêc chcia³ to teraz uczyniæ w Warszawie, oczywi¶cie w nadziei, ¿e uda mu siê przekonaæ A. Struga. Ks. M. Wi¶niewski wzbrania³ siê przed t± wizyt±, tym bardziej, ¿e z A. Strugiem prowadzi³ ostr± polemikê w swoim pi¶mie. Ostatecznie uleg³ ojcu Maksymilianowi. Kiedy A. Strug ujrza³ ich obydwu w swoich drzwiach, okaza³ niema³e zdziwienie, a kiedy przedstawili siê, odezwa³ siê: »Wszystkiego siê spodziewa³em, tylko nie wizyty ksiê¿y. I to w dodatku mojego osobistego wroga ks. Wi¶niewskiego«. Przyj±³ ich w gabinecie i ca³± wizytê potraktowa³ prywatnie. Rozmowa potoczy³a siê na tematy ¿ycia wewnêtrznego i praktyk religijnych. Jej szczegó³y i rezultat nie s± bli¿ej znane. Na po¿egnanie ojciec Maksymilian zostawi³ gospodarzowi Cudowny Medalik Naj¶wiêtszej Maryi Panny z nadziej±, ¿e tylko Ona mo¿e dokonaæ przemiany w duszy cz³owieka. A. Strug przyj±³ upominek i obieca³ z³o¿yæ ojcu Maksymilianowi rewizytê"[40]. Ciekawostk± jest to, ¿e ten wielki mistrz jednej z ló¿ masoñskich w roku 1929, a wiêc kilka lat po otrzymaniu Cudownego Medalika, zawiesi³ swoje cz³onkostwo w wolnomularstwie („u¶pi³ siê"[41]) Tak¿e innemu wielkiemu mistrzowi o. Maksymilian wrêczy³ Cudowny Medalik, by³ nim „Stanis³aw Stempowski [1870 - 1952](...), który otrzyma³ [go] przed II wojn± ¶wiatow± (...) [i] nawróci³ siê ³o¿u ¶mierci w 1952 r. za jego przyczyn±"[42]. A wcze¶niej, bo w roku 1938, a wiêc przed II wojn± ¶wiatow± „wyst±pi³ z wolnomularstwa (u¶pi³ siê)".[43] Ale wracajmy do Rzymu, gdzie kleryk Maksymilian zamieszka³ w Miêdzynarodowym Kolegium Serafickim przy via San Teodoro nr 42 i w latach 1912 - 1915 zacz±³ uczêszczaæ na papieski uniwersytet Gregorianum, gdzie podj±³ Studia filozoficzne. Natomiast w latach 1915-1919 w swoim Kolegium franciszkañskim na Papieskim Wydziale Teologicznym ¶w. Bonawentury oo. Franciszkanów, czyli s³ynnym Seraphicum studiowa³ teologiê. Oba te kierunki uwieñczy³ doktoratami. Widaæ wiêc, ¿e potrafi³ siê mocno po¶wiêciæ nauce. On po prostu nie umia³ inaczej. „O. Anzelm Kubit, kolega [Maksymiliana] z tamtych lat, charakteryzuj±c go zaznacza, ¿e cokolwiek robi³, oddawa³ temu ca³± duszê. Nie umia³ czyniæ czegokolwiek po³owicznie. Gdy siê wiêc modli³, tak by³ przejêty modlitw±, ¿e zapomina³ o wszystkim, gdy za¶ studiowa³, czyni³ to równie¿ z w³a¶ciw± sobie pasj±"[44]. Miêdzynarodowe kolegium Serafickie w Rzymie w 1917 r. Kleryk Maksymilian Maria Kolbe drugi z lewej w najwy¿szym rzêdzie. Zdj. z ksi±¿ki Czes³aw Ryszka, Wiara i ofiara. ¯ycie, dzie³o i epoka ¶w. Maksymiliana M. Kolbego, Kraków 2021 s.35. Jak ju¿ wiemy, m³ody Maksymilian jeszcze jako Rajmund zachwyci³ siê ¿yciem b³ogos³awionego Rafa³a Chyliñskiego a w lwowskim gimnazjum z lubo¶ci± poznawa³ ¿ywoty tych ¶wiêtych, którym objawi³a siê Niepokalana i którzy J± szczególnie mi³owali. W Rzymie równie¿, w chwilach wolnych od nauki, Maksymilian stara³ siê poznawaæ ¿ywoty ludzi ¶wiêtych lub takich, którzy ¿yli bardzo bogobojnie, choæ jeszcze za ¶wiêtych nie byli przez Ko¶ció³ uznani. Zafascynowany by³ ¿ywotem beatyfikowanego wówczas Józefa Cottolengo, wielkiego wielbiciela Maryi oraz opiekuna ludzi kalekich i ubogich. Ten kanonizowany w 1933 roku ¶wiêty mia³ powiedzenie, które musia³o siê spodobaæ m³odemu klerykowi: „albo Opatrzno¶æ, albo dobra ziemskie"[45]. Zafascynowany by³ równie¿ (w odró¿nieniu od b³ogos³awionej Kolumby Gabriel), postaci± i ¿yciem Gemmy Galgani. Jej autobiografiê przeczyta³ kilkakrotnie, choæ Gemma zosta³a beatyfikowana dopiero w 1933 roku. Maksymiliana zachwyca³a równie¿ ma³a Tereska z Lisieux, która wtedy jeszcze nawet nie by³a beatyfikowana. W jej Dziejach duszy „porywa go teoria »¶cie¿ki« - dzieciêcego zawierzenia Bo¿ej Mi³o¶ci. Maksymilian, który wydaje siê wcieleniem energii i twórczego czynu, powierza siê Teresie i daje siê prowadziæ jej do¶wiadczeniu, mimo ¿e ona dla jak¿e wielu wydawa³a siê »bierno¶ci±« i »cukierkowato¶ci±«! Jest co¶ porywaj±cego w tym paradoksie: po³±czyæ ¿±danie najwiêkszego wysi³ku ze ¶lep± ufno¶ci±! (...) [W pierwszym wydaniu swojej ksi±¿ki Jan Dobraczyñski umie¶ci³ w tym miejscu jeszcze takie s³owa, które warto przytoczyæ: „By uzyskaæ pomoc Bo¿±, trzeba Bogu ofiarowaæ najwy¿szy wysi³ek. Ale ten nasz wysi³ek jest taki niedoskona³y, taki nêdzny, taki bez warto¶ci. Czy¿ nic go nie uszlachetni? Ale¿ tak - je¶li we¼mie go w swe rêce Ta, która bêd±c cz³owiekiem, jest jedynym cz³owiekiem bez zmazy. Jej czysto¶æ uczyni czystym nasze czyny. Bez pamiêci o po¶rednictwie Niepokalanej filozofia ¶cie¿ki nie jest pe³na"[46].] [A] dla Maksymiliana droga do Jezusa prowadzi przez Niepokalan±. »Starajmy siê... byæ doskona³ym narzêdziem - powie - daæ siê Niepokalanej kierowaæ, bo to jest istota ¶wiêto¶ci... « Kiedy indziej napisze w li¶cie, ¿e Bóg da³ nam Maryjê, „»aby nas nie karaæ, by móg³ ograniczaæ jak najbardziej swoj± sprawiedliwo¶æ. My wiêc przez po¶wiêcenie siê Jej jeste¶my narzêdziami mi³osierdzia Bo¿ego w Jej d³oniach tak, jak Ona jest narzêdziem (mi³osierdzia) w rêku Boga«. (...) Wpatrzony w obraz Niepokalanej Maksymilian zbli¿aæ siê bêdzie coraz bardziej do pogl±du, który sformu³uje wreszcie: »Maryja, jako Matka Jezusa Zbawiciela, sta³a siê Wspó³odkupicielk± rodzaju ludzkiego, a jako Oblubienica Ducha ¦wiêtego uczestniczy w rozdawnictwie ³ask wszelkich«"[47]. [1] Philippe Maxence, Maksymilian Kolbe. Kap³an, dziennikarz, mêczennik (1894-1941), Warszawa 2013, s. 14. [2] Tam¿e, s. 16. [3] Tam¿e. [4] http://bazylikawnmp.pl/?site=show_news&id=94 [5] https://zdunskawola.pl/o-miescie/informacje/historia/ [6] Czes³aw Ryszka, Wiara i ofiara. ¯ycie, dzie³o i epoka ¶w. Maksymiliana M. Kolbego, Kraków 2021, s. 24. [7] Tam¿e, s. 26. [8] http://3dstyle.pl/vtrip/maksymilian/start-pl.html [9] Czes³aw Ryszka, Wiara i ofiara..., s. 26. [10] ¦w. Maksymilian Maria Kolbe, Pisma, czê¶æ I, Niepokalanów 2007, s. 14. [11] Czes³aw Ryszka, Wiara i ofiara..., s. 27. [12] Maria Winowska, Szaleniec Niepokalanej. Ojciec Maksymilian Kolbe, Niepokalanów 1957, s. 12-13. [13] Philippe Maxence, Maksymilian Kolbe..., s. 24. [14] Tam¿e, s. 25-26. [15] ¦w. Maksymilian Maria Kolbe, Pisma...(I), s. 14. [16] Tam¿e, s. 58. [17] Tam¿e. [18] Tam¿e. [19] Tam¿e, s. 14. [20] https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2007/Przewodnik-Katolicki-34-2007/Diecezja-Wloclawska/Za-Zdunskiej-Woli-na-Jasna-Gore [21] Czes³aw Ryszka, Wiara i ofiara..., s. 28. [22] Philippe Maxence, Maksymilian Kolbe..., s. 33. [23] Tam¿e. [24] Tam¿e. [25] o. Leon Dyczewski OFMConv, ¦wiêty Maksymilian..., s.62. [26] Maria Winowska, Szaleniec Niepokalanej..., s. 17. [27] o. Leon Dyczewski OFMConv, ¦wiêty Maksymilian..., s. 46. [28] Czes³aw Ryszka, Wiara i ofiara..., s. 31. [29] ¦w. Maksymilian Maria Kolbe, Pisma...(I), s. 559. [30] Czes³aw Ryszka, Wiara i ofiara..., s. 31. [31] Jadwiga Treszkowa, Lwów w ¿yciu b³ogos³awionego Maksymiliana M. Kolbe, w biuletynie ko³o Lwowian nr 21 grudzieñ 1971, s.28. Dost. w Intern. na str.: https://dlibra.kul.pl/dlibra/publication/2086/edition/1990/content [32] Jan Dobraczyñski, Sk±piec Bo¿y. Rzecz o O. Maksymilianie Marii Kolbe, (wyd. I) Niepokalanów 1946, s. 23-24. [33] Czes³aw Ryszka, Wiara i ofiara..., s. 31. [34] o. Leon Dyczewski OFMConv, ¦wiêty Maksymilian Maria Kolbe, Warszawa 1984, s. 46-47. [35] Jan Dobraczyñski, Sk±piec Bo¿y, Niepokalanów (wyd. V), s. 23-24 [36] ¦w. Maksymilian Maria Kolbe, Pisma...(I), s. 15. [37] Tam¿e, s. 31. [38] Tam¿e, s. 33. [39] Maria Winowska, Szaleniec Niepokalanej..., s. 41. [40] o. Leon Dyczewski OFMConv, ¦wiêty Maksymilian..., s. 154-155. [41] Ludwik Hass, Wolnomularze polscy w kraju i na ¶wiecie 1821- 1999, Warszawa 1999, s. 477. [42] Czes³aw Ryszka, Wiara i ofiara..., s. 50-52. [43] Ludwik Hass, Wolnomularze polscy..., s. 472. [44] Tam¿e, s.61. [45] Jan Dobraczyñski, Sk±piec Bo¿y... (wyd. I), s. 26 [46] Tam¿e. [47] Jan Dobraczyñski, Sk±piec Bo¿y, Niepokalanów (wyd. V), s. 26-27. Powrót |