Święty Maksymilian Maria Kolbe cz. VIII Zdj. z książki ks. dr Pawła S. Ilińskiego, Błogosławiony Maksymilian Kolbe na tle epoki, Londyn 1975. Cytowany już wcześniej, jako jeden ze świadków pobytu o. Maksymiliana w Auschwitz, Jerzy Bielecki opowiadał, „że słyszał po zakończeniu wojny od któregoś ze współwięźniów oświęcimskich, iż więźniowie chcieli wykraść zwłoki o. Kolbego i pochować je gdzieś w osobnym miejscu ze względu na niezwykły szacunek dla niego, ale to było niemożliwe w warunkach obozowych"[1]. To świadectwo sugerowałoby, że zwłoki o. Maksymiliana miano pochować w mogile zbiorowej. Co prawda, to zeznanie bywa podważane, gdyż w sierpniu 1941, już od roku czynne było krematorium. Było to tak zwane „małe krematorium I, przebudowane z dawnego austriackiego bunkra amunicyjnego. Krematorium to miało dwa piece dwuretortowe. [Ale, co ciekawe] w 1941 r. te dwa piece nie wystarczały już do spalania wszystkich zwłok"[2]. Wtedy też postanowiono dobudować trzeci piec, natomiast prace te rozpoczęto dopiero we wrześniu 1941. Z kolei historyk sztuki, Maria Patynowska na stronie Fronda.pl w tytule swojego artykułu zadała pytanie czy ciało św. Maksymiliana Kolbe nie chciało spłonąć w krematorium? Po czym tak rozwinęła temat losów zwłok tego świętego: „Po raz pierwszy słyszałam tę historię w środowisku żołnierzy Armii Krajowej w Warszawie. Nie dowierzałam. Potem pewna osoba z Krakowa, której opowiadałam historię św. Maksymiliana zwróciła mi gwałtownie uwagę: Jak pani może powtarzać tę bzdurę, że Jego ciało spalono ! Na wstępie zaznaczę, że jestem sceptyczna, jeżeli chodzi o wszelkie cuda. Trudno jest mnie przekonać do nadprzyrodzoności. Ponadto ufam Kościołowi, że to co jest głoszone jest sprawdzone. Według oficjalnej wersji wydarzeń ciało więźnia o numerze 16670 zostało spalone w krematorium, a jego prochy wymieszane z innymi zostały gdzieś rozsypane. Nie wiadomo, gdzie. Nie wykluczone, że w okolicach dzisiejszego centrum ewangelizacyjnego w Harmężach. Wzruszająca historia głosi, iż te prochy zostały rozwiane przez wiatr, bo tak rozległa była miłość świętego do ludzi. Ta wersja miałaby swoje teologiczne umocowanie w wyrażonej za życia woli świętego bezgranicznie zaofiarowanego Maryi. »Chcę i pragnę być startym na proch dla sprawy Niepokalanej, dla sprawy Boga, i aby ten mój proch został rozrzucony przez wiatr i tak rozniósł się po całym świecie, aby ze mnie nic nie pozostało: jedynie wtedy doskonale dokona się we mnie oddanie się Niepokalanej«. Jako rzekł tak się stało - być może. Być może, ponieważ nikt tego już dzisiaj nie może ocenić, jak było. Ja tylko mogę powiedzieć, że słyszałam od wiarygodnych świadków, którzy to z kolei słyszeli od osób którym to w warunkach konspiracyjnych przekazały inne wiarygodne osoby, że owszem ciało św. Maksymiliana zostało przewiezione do krematorium, ale tam, pomimo kilkakrotnych wysiłków ogień nie imał się ciała. Podpalanie przy pomocy różnych środków również nie pomogło. Dziwny znak? Nie bardzo mnie to dziwi, raczej jest wiarygodne. Relikwie wielu świętych określa się mianem niezniszczalnych. (...) To co na pewno pozostało ze św. Maksymiliana to Jego broda, którą kazał sobie zgolić przed pójściem do więzienia, wcześniej, jeszcze przed tym ostatecznym aresztowaniem, które zakończyło się obozem koncentracyjnym. Ojciec Maksymilian nie chciał, aby ten znak franciszkanizmu odbierany był mu przemocą i dla tego kazał się ogolić zakonnemu fryzjerowi, przed wyjściem na przesłuchania. Wówczas była obawa, że bracia żegnają go na śmierć i dlatego ta broda została zachowana jako relikwia, choć właścicielowi brody nic no tym nie było wiadomo. Było to przewidujące posunięcie, ponieważ ta podzielona na pojedyncze włosy broda stanowi teraz relikwie"[3]. Zdj. z ks. Zygmunta J. Sochockiego, Rycerz Niepokalanej Ojciec Maksymilian Kolbe, Londyn b.r., s. 69. Tu na chwilę przerwijmy tę relację, aby posłuchać będącego wytworem wyobraźni dialogu między komendantem obozu Rudolfem Hössem a jego zastępcą Fritzschem. Ten przypuszczalny dialog, który mógł mieć miejsce po śmierci o. Maksymiliana, został umieszczony w książce napisanej przez franciszkanina o. Władysława Kluza: „- Panie Fritzsch - zwrócił się [Rudolf Höss] do adiutanta obozu - cóż to za męczennika zrobiliśmy w Oświęcimiu? - Chodzi tu panie komendancie o zakonnika Maksymiliana Kolbego. - Tego założyciela polskiego i japońskiego Niepokalanowa? - Tak jest. To ten, który chciał zdobyć cały świat przez Niepokalaną dla Jezusa. - Konkurent naszego Fuhrera - ironizował Höss. - Był założycielem i pobożnych pisemek, a przede wszystkim zaczął wydawać tzw. Mały Dziennik, w którym nie skąpiono pod naszym adresem obelżywych epitetów. - Dobrze go sobie przypominam. Nieraz mu się przypatrywałem. Nie miał wyglądu na zdobywcę całego świata. No i cóż się z nim stało? - Zgłosił się dobrowolnie na śmierć głodową za swego kolegę więźnia, kiedy wybierałem zakładników po nowej ucieczce więźnia. - Jak to uzasadnił? - Powiedział, że nikomu już nie jest potrzebny, a kolega jego ma żonę i dzieci. - Nikomu nie jest potrzebny... - zamyślił się Höss. - Kiedy umarł? - 14 sierpnia otwarliśmy bunkier głodowy po dwóch tygodniach odsiadywania kary przez 10 więźniów. Dostał zastrzyk fenolu w lewe ramię i szybko umarł. - Co się stało z jego ciałem? - Zostało natychmiast spalone, a popiół rozsypany. - Święty bez relikwii! - zaśmiał się szyderczo Höss"[4]. Właśnie, czy na pewno bez relikwii? My wiemy, że relikwie, czyli włosy z brody tego świętego już od dawna były przechowywane w Niepokalanowie. Niemieccy mordercy nigdy się o nich nie dowiedzieli. Natomiast, Bóg jedyny wie, czy wiedzieli coś więcej niż wersja oficjalna, o tym co stało się z ciałem o. Maksymiliana po jego śmierci? Wracamy więc do dalszej części relacji Marii Patynowskiej: „A co ze sprawą ciała? Przyznam, że kiedy tylko mogę w rozmowach z franciszkanami konwentualnymi to wspominam, czy wiedzą coś o tej opcji, że On mógł się nie spalić. Wówczas obserwuję niejakie zmieszanie. Pytam czy jestem pierwsza która o tym mówi? Niektórzy faktycznie wydają się być zaskoczeni, niektórzy zaś mówią, że słyszeli od dawna, ale nie jest to nigdzie odnotowane w materiałach beatyfikacyjnych »bo po co«. Moim zdaniem jak jeden, drugi, trzeci człowiek im mówił, że o czymś takim od świadków z Obozu słyszał, to wypada to odnotować. Ale ja się oczywiście na Watykanie nie znam. Znając jednak dowcip św. Maksymiliana, jakoś wewnętrznie przekonana jestem, że On jeszcze jakoś »wypłynie«, a ten ostatni znak również wykorzysta dla chwały Niepokalanej. Teraz w podziemiach Internetu powtarzana jest opinia Kazimierza Świtonia, który, co z zaskoczeniem stwierdzam, zna to przekonanie o zachowaniu ciała św. Maksymiliana w tej samej wersji, w której mnie to opowiadano, że ciało zakopane zostało gdzieś na terenie obozu"[5]. Nie żyjący już Kazimierz Świtoń, który przez długi czas bronił Krzyża mieszkając w namiocie na oświęcimskim żwirowisku, twierdził, że w nocy w miejscu zakopania ciała świętego Maksymiliana widział cudowną poświatę. Kazimierz Domański 8 XII 1988 r. w Oławie usłyszał od Matki Bożej takie słowa: „Mój synu, przekaż Ludowi Bożemu, że ciało mojego umiłowanego sługi Maksymiliana Marii Kolbego nie zostało spalone, mimo trzykrotnego wrzucania do pieca krematoryjnego, lecz zostało pochowane w pobliżu krematorium. Ten kapłan był posłany do obozu w Oświęcimiu, aby przygotować współwięźniów na spotkanie z Panem Bogiem na Sądzie Bożym. On konsekrował każdą okruszynę chleba na Ciało Chrystusa i im podawał, przez to zostali zbawieni. - Módlcie się, aby to ciało było odnalezione i złożone w Niepokalanowie. Bo taka była Wola Boga Ojca, aby Jego ciało było zachowane. Mój synu, on się wstawia nieustannie, aby powstała świątynia Bożego Pokoju. Zwłoki świętego Maksymiliana Kolbego zostały zachowane do dziś, na potwierdzenie prawdziwości objawień w Oławie. Przekaż, że mogą być przeszkody w odnalezieniu zwłok. Módlcie się, aby jak najszybciej zostały odnalezione. Możecie wiele łask wyprosić przez pośrednictwo świętego Maksymiliana Kolbe"[6]. W kwietniu 1989 podczas pobytu Kazimierza Domańskiego w Japonii, gdzie przebywał na polecenie Matki Bożej, przekazała Ona, że „Domański zna tajemnicę jego [świętego Maksymiliana Marii Kolbego] zwłok, ale że będzie to można ujawnić po zatwierdzeniu objawień w Oławie i to będzie potwierdzeniem prawdziwości objawień"[7]. 16 lipca 1991 roku Matka Boża jeszcze raz powiedziała Kazimierzowi Domańskiemu o ciele świętego Maksymiliana: „Módlcie się, aby jak najszybciej ciało św. Maksymiliana było odnalezione w Oświęcimiu. Ty wiesz, mój synu, gdzie ono jest, ale to jest wielka tajemnica powierzona tobie. Kiedy przyjdzie czas, pojedziesz tam, przekaże tobie to Jezus Chrystus i Ja, Matka Boża Niepokalana"[8]. Na stronie franciszkanów można przeczytać, że i objawienia oławskie i twierdzenia Kazimierza Świtonia to typowe fake newsy[9]. Ale oni sami napisali tam nieprawdę, kiedy powołali się na zeznania dwóch więźniów, którzy jakoby mieli zeznać, że widzieli kremacje zwłok o. Maksymiliana, posłuchajmy: „Faktem jest również, że obydwaj (Chlebik i Borgowiec) wiedzieli, że jest to ciało Maksymiliana i obydwaj zeznali o spaleniu tego ciała. Logiczna jest więc myśl, że ciało zostało spalone, tak jak zaświadczają naoczni świadkowie w osobie współwięźniów, którzy byli tam na miejscu i o tym zaświadczyli"[10]. Warto więc przypomnieć zeznanie Borgowca, który powiedział tak: „Wyniosłem ciało bohatera z fryzjerem blokowym, Chlebikiem z Karwiny, do umywalni. Stamtąd złożone zostało do skrzyni i odtransportowane do kostnicy więziennej. Tak zginął ksiądz, bohater obozu oświęcimskiego, ofiarując dobrowolnie swe życie za ojca rodziny, cicho, spokojnie modląc się do ostatniej chwili"[11]. I jeszcze posłuchajmy co powiedział w swoich zeznaniach, drugi z przywołanych naocznych świadków, Maksymilian Chlebik: „W wypadkach, kiedy trzeba było wcześniej opróżnić celę ciemnicę albo jeżeli skazańcy za długo żyli, przychodził kapo z Krankenbau (szpitala obozowego) i uśmiercał ich [więźniów bunkra 11 później zmienionego na nr 13] zastrzykiem. Zastrzyk ten zastosowano skazańcom, o których mowa w tym zeznaniu. Kto z nich otrzymał zastrzyk i czy ks. Kolbe był między nimi, tego nie wiem. Wiem tylko na pewno, że przed usuwaniem ciał z celi kapo z Krankenbau był wtedy w bunkrze i wkrótce potem Blockfuhrer zawezwał pomocnika kalefaktora bunkra Brunona Borgowca i mnie i polecił wynieść trupy z celi do umywalni (Waschraum). Wtedy też Borgowiec powiedział mi, że trzeba będzie wynieść z ciemnicy bunkra ks. Kolbego, który tam umarł. Ciała zmarłych skazańców wynosiłem z Borgowcem pod nadzorem esesmana, który nas ciągle przynaglał krzykiem: Los, los! (Prędzej, prędzej!). Wszystko odbywało się w szybkim tempie, mechanicznie i wśród straszliwego zaduchu. Z tego powodu nie pamiętam, ile ciał wynieśliśmy. Mimo, że mieliśmy surowy zakaz mówienia czegokolwiek o tym, co się działo na bloku 13 i w bunkrze (celach) tego bloku, to jednak przedostawały się na teren obozu wiadomości o zaszłych wydarzeniach"[12]. Jak widać, żaden z tych, niby naocznych świadków kremacji, w ogóle nie wspomina o spaleniu zwłok świętego Maksymiliana w krematorium. A fryzjer Chlebik to nawet nie wiedział czyje zwłoki wynosił. A przecież raczej pewnym wydaje się to, że gdyby widzieli moment spalenia zwłok, to nie omieszkaliby o tym wspomnieć. Jak już zauważyłem wcześniej, wszyscy świadkowie, których zeznania udało mi się przeczytać mówią albo o tym, że słyszeli o kremacji, jak o tym mówił cały obóz albo wcale nie wspominają takiego faktu. Kilka z tych świadectw przytaczam poniżej: „Ks. Konrad Szweda prosił sekretarza głównego sekretariatu obozowego Schlusche, aby go powiadomił, kiedy przyjdzie meldunek o śmierci o. Kolbego. Meldunek ten przyszedł 14 sierpnia. Na drugi dzień (15 sierpnia) widział ks. Szweda, jak wyznaczeni do tego więźniowie nieśli w drewnianych skrzyniach zwłoki zmarłych w bunkrze głodowym, wśród których znajdowały się zwłoki o. Kolbego. Fr. Gajowniczek twierdzi, że o. Maksymilian został dobity zastrzykiem dnia 14 sierpnia, o czym było głośno w obozie. W świadectwie zgonu przesłanym z obozu do Niepokalanowa również jako datę zgonu podano dzień 14 sierpnia. - (...) Mieczysław Kościelniak podaje, że ciało o. Kolbego zostało spalone w krematorium nr 1, jak »o tym mówił cały obóz«. Prochy złączone z innymi - przepadły. Fr. Gajowniczek wspomina, że zwłoki o. Maksymiliana zostały spalone w krematorium dnia 15 sierpnia, o czym mówiono w obozie. Al. Dziuba pamięta, że rozmawiał z tymi więźniami, którzy jako pracownicy krematorium wynosili ciało o. Kolbego z bunkra na spalenie. Dr Rudolf Diem, który jako lekarz był zajęty na rewirze, podaje, że zwłoki o. Kolbego były złożone w kostnicy bliku szpitalnego nr 28. Na tym bloku pisano meldunki o śmierci więźniów, żeby je podać do raportu na apelu wieczornym. Zwłoki o. Kolbego zostały spalone w krematorium"[13]. Ale, żaden z tych świadków nie powiedział, że widział na własne oczy jak palono zwłoki o. Maksymiliana. Najbliższy tego jest Aleksander Dziuba, który pamięta, że rozmawiał z tymi, którzy spalili ciało o. Kolbego. Podobnie w innym swoim zeznaniu powiedział: „Wiem od więźniów pracujących w komando krematoryjnym, że ciało sługi Bożego zostało spalone wraz z innymi więźniami, a prochy rozrzucone po polu"[14]. Jednak i on samego faktu kremacji nie widział. Wiadomość o śmierci o. Maksymiliana Kolbego szybko się rozeszła po całym świecie. W tym czasie nikt nie miał wtedy żadnych wątpliwości, że była to śmierć męczeńska. „Podziw dla bohaterstwa o. Kolbego podzielali także ludzie spoza obozu, w Oświęcimiu. Kiedy bowiem ks. Stanisław Bajer objął obowiązki administratora parafii [pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, na terenie, której znajdował się ten obóz koncentracyjny] w rok po śmierci o. Kolbego, słyszał jak różni parafianie, mieszkający obok obozu lub pracujący na terenie obozu jako robotnicy, z wyjątkową czcią i szacunkiem wyrażali się o. Kolbem, opowiadali o bohaterskim jego poświęceniu się i oddaniu życia za ojca rodziny. Czyn ten kwalifikowali jako męczeństwo. Opowiada Jerzy Bielecki, że zaraz po skończonym apelu, w czasie którego o. Kolbe ofiarował się na miejsce współwięźnia, wszyscy komentowali to zajście przez kilka dni, nie tylko więźniowie, ale i Niemcy pełniący funkcje obozowe. Wszyscy jednogłośnie podziwiali, że znalazł się kapłan katolicki, Polak, który poświęcił się na śmierć głodową, by uwolnić od niej innego więźnia. Z najwyższą czcią mówiono o o. Kolbem, że to męczennik i człowiek święty. Władysław Tondos [polski lekarz obozowy] pisze, że »czyn o. Kolbego był komentowany między więźniami jako bohaterstwo Polaka przeciwko barbarzyństwu niemieckiemu. W warunkach obozowych można się było łatwo załamać. Widziałem wielu więźniów, którzy celowo szli na druty kolczaste, aby natychmiast zginąć od kul posterunków. W wypadku o. Kolbego był to wielki czyn bohaterski przemyślany, gdyż nie chodziło o śmierć natychmiastową. W orzeczeniu komendanta obozu wyraźnie było zaznaczone, że tu chodzi o śmierć głodową, a więc nie pozbycie się życia bardzo ciężkiego w warunkach obozowych, ale o męczarnie. O. Kolbe życie młodego kolegi obozowego Polaka odkupił nie tylko swoim życiem, lecz i swoim męczeństwem«"[15]. Natalia Budzyńska autorka biografii Marianny Kolbe zatatuowanej Matka męczennika: „opisuje reakcję matki na śmierć Rajmunda - Maksymiliana. Gdy był dzieckiem, miał wizję dwóch koron - białej i czerwonej, symbolizującej męczeństwo. Opowiedział o tym matce, »Toteż ja byłam na to przygotowana, podobnie jak Matka Boża po proroctwie Symeona« - pisała. Śmierć syna była dla niej strasznym ciosem. Rajmund, który był do niej najbardziej fizycznie podobny, był z nią związany także duchowo. [Otóż, już po śmierci Rajmunda,] pewnego sierpniowego ranka 1941 r. wszedł do jej celi, ubrany w habit i zapewnił ją, że jest bardzo szczęśliwy. Dopiero później została wezwana na gestapo, gdzie poinformowano ją o jego śmierci. Od tego czasu podpisywała się jako Matka Boleściwa"[16]. Jedyny żyjący syn, który jeszcze pozostał pani Mariannie, Franciszek, w swoim liście do niej, pięknie wyjaśnił swojej mamie, że nie powinna podpisywać się Matka Boleściwa, a uzasadnił to tak: „Dlaczego Matka Boleściwa? Czyż Bóg nie rządzi? Czyż nie Jego wolą było to, co się stało? Czyż Bóg boleść trwałą swoim stworzeńkom czyni? A może miłość własna nasza nie chce godzić się z Przeznaczeniem Bożym? Do czego dążył Mundzio - Maksymilian? Czyż nie do męczeństwa. Czyż celu marzeń nie osiągnął? Czyż mamy cierpieć, że Bóg wysłuchał Mundzia modlitw? Czyż mając świętego Męczennika w niebie, powinno się być bolesną czy szczęśliwą? Mamo, pomyśl, wzniósłszy się ponad naszą słabość, co się egoizmem zwie! Mamo, wiem, że to boli, lecz on jest najszczęśliwszym z nas, z całej rodziny. Czyż mamy boleść nosić w sercach, że Mundziu dostąpił szczytu marzeń świętych? Jesteś Matką Szczęśliwą!! Prawda? On, Mundziu, uczynił Cię tą, kim Cię określiłem"[17]. Po tym liście pani Marianna właściwie wytłumaczyła sobie „fakt śmierci Mundzia i nastąpiło uspokojenie"[18]. Starania o beatyfikację o. Maksymiliana rozpoczęto niedługo po jego męczeńskiej śmierci. Już w roku 1943 „prof. Pierro Chiminelli wydaje w Padwie pierwszy życiorys ojca Maksymiliana Kolbe"[19]. W roku 1946 generał zakonu Beda Hess w liście okólnym poleca zbieranie notatek i pism o. Maksymiliana. W sierpniu 1947 roku Watykan udziela pozwolenia „na wszczęcie procesu informacyjnego w sprawie beatyfikacji Sługi Bożego ojca Maksymiliana Kolbe w Padwie zamiast w Krakowie [ze względu na trudności jakie pojawiły się w Polsce]. 7 kwietnia 1948 - Bp Paul Yamaguchi, ordynariusz diecezji Nagasaki jako pierwszy z katolickich biskupów w specjalnym liście do papieża Piusa XII prosi o wyniesienie na ołtarze Sługi Bożego ojca Maksymiliana Kolbe"[20]. Po pewnym czasie proces beatyfikacyjny ruszył również w Warszawie i w Nagasaki. „Ojcowie franciszkanie próbowali rozpocząć i prowadzić proces drogą męczeństwa. Jednak odradzono im tę myśl, twierdząc, że tą drogą sprawę do beatyfikacji trudno będzie doprowadzić. Faktycznie proces prowadzony był drogą heroiczności cnót. Dodatkowy proces o męczeństwie o. Maksymiliana przeprowadzono dzięki staraniom Stefana Kardynała Wyszyńskiego Prymasa Polski i ojców franciszkanów w 1965 r. w Kurii Metropolitalnej Warszawskiej. Jak się okazało, proces ten nie został przyjęty przez Kongregację Obrzędów"[21]. Wtedy też o. Joachim Roman Bar, napisał obszerny artykuł zatytułowany Śmierć o. Maksymiliana Kolbe w świetle prawa kanonicznego. Było to szczegółowe przeanalizowanie życia o. Maksymiliana z zaakcentowaniem jego męczeństwa. „Gestapowcy dopytywali się w Niepokalanowie o autorów różnych artykułów umieszczanych przed wojną w Małym Dzienniku, które ich zdaniem miały być wrogie dla Niemiec. Ale nie zgłaszali z tego tytułu pretensji do o. Maksymiliana. Zasadniczą przyczyną aresztowania o. Kolbego i innych ojców była ideologia hitleryzmu, sprzeczna z ideologią katolicką i zadaniem klasztoru Niepokalanowa. O. Kolbe zdawał sobie sprawę, że szalejący terror niemiecki nie ominie Niepokalanowa. Zachęcał braci, aby mężnie przeciwstawiali się małoduszności i strachom płynącym z ciągłego zagrożenia i represji ze strony Niemców, zapewniał, że kto bezgranicznie zaufa Niepokalanej nie ma się czego obawiać. Zwracał uwagę, że każdy z braci powinien być gotów na wszystko, nawet na ofiarę z własnego życia. Ponieważ o. Maksymilian często mówił o męczeństwie za wiarę, jeden z braci mający co do tego pewne wątpliwości, zapytał go jak to należy rozumieć, bo jest to czas wojny, hitleryzm szaleje, tylu ludzi siedzi w więzieniach i obozach, ginie nie tyle za wiarę co za ojczyznę. Wtedy o. Kolbe wyjaśnił mu: , »Widzisz, jeśli chodzi o nas, Niemcy dobrze wiedzą, dlaczego tu jesteśmy i w jakim celu pracujemy. Wiedzą, że naszym celem jest szerzenie czci Niepokalanej. Kiedy niemieckie władze administracyjne objęły urzędowanie, natychmiast pojechałem do starosty w Sochaczewie i złożyłem oświadczenie oraz przedłożyłem dyplomik Milicji Niepokalanej. Powiedziałem mu, po co jesteśmy zgromadzeni w Niepokalanowie i w jakim celu pracujemy. Mamy na względzie wyłącznie cele religijne a nie polityczne, a za swoje ideały gotowi jesteśmy cierpieć a nawet położyć życie. Gdyby więc Niemcy zechcieli nas zniszczyć, kroki ich byłyby skierowane nie tylko przeciwko ojczyźnie, ale i przeciw wierze«. (...) Aresztowanie o. Kolbego z innymi zakonnikami z Niepokalanowa kierującymi klasztorem było decyzją gestapo, aby w ten sposób zniszczyć zespół pracy religijnej. Trzeba bowiem pamiętać, że był to rok 1941, Hitler planował uderzenie na Związek Radziecki, chodziło o unieszkodliwienie ludzi wpływowych. Zwiększył się wtedy terror w stosunku do księży. Bezpośrednią okazją były donosy na Niepokalanów, złożone przez jednego z braci usuniętych z zakonu. Podstępnie wykorzystując tego człowieka, hitlerowcy wypytywali go o sprawy klasztorne, wstawili do zeznania obciążające klasztor okoliczności (o których dany świadek nie mówił) i dali mu do podpisania. O. Kolbe został w jakiś sposób poinformowany o złożonych oskarżeniach, bo mniej więcej na dwa tygodnie przed aresztowaniem, gdy był w zakładzie sióstr niepokalanek w Szymanowie, z wielkim bólem zwierzył się siostrze Szczęsnej Sulatyckiej, że ktoś z Niepokalanowa oskarża zakon przed Niemcami. To może sprowadzić na wszystkich wielkie nieszczęście - mówił dalej o. Kolbe. Prosił o. Kolbe o modlitwę w intencji tego denuncjatora a nie klasztoru, dodając: »klasztor to mniejsza, byle dusza owa nie zginęła«. Osoby znające ówczesne stosunki w Niepokalanowie zaznaczają, że władze niemieckie z Sochaczewa czy Warszawy nie stawiały nigdy o. Maksymilianowi zarzutów natury politycznej, nie wytoczono mu żadnego procesu, nie przesłuchiwano świadków w tej sprawie, nie zarządzono represji z motywacją, że to za działalność polityczną czy wydawniczą. Nie podejrzewali w Niepokalanowie jakiejś akcji politycznej, skoro polecili braciom z Niepokalanowa wydrukowanie kilku numerów swego urzędowego pisma (Amtsblatt) a także zezwolili na pobyt w Niepokalanowie inwalidów wojennych - byłych żołnierzy. Można chyba słusznie wyciągnąć wniosek, że jedynym powodem aresztowania było to, że o. Kolbe był kapłanem, przełożonym klasztoru, który wywierał wielki wpływ religijny na całą Polskę[22]. W zakończeniu tego wnikliwego studium o. Joachim Bar napisał, że: „»Cierpienia i śmierć zniósł o. Maksymilian z miłości dla Pana Boga i że kierował się wyłącznie taką pobudką. Poprzednie jego życie i postępowanie w obozie, świadczy o tym. Przyczyną formalną prześladowania i śmierci o. Maksymiliana była nienawiść prześladowców do religii katolickiej. Zginął on jako ofiara hitleryzmu, który z założenia był antychrześcijański i który tę nienawiść ujawnił zwłaszcza na terenie Polski w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Zbrodnicze plany okazał wobec Kościoła katolickiego, jego ideałów i jego sług; o. Maksymilian jako wybitny kapłan i zakonnik był szczególnie wystawiony na brutalne prześladowanie ze strony hitlerowców, które przyjął i zniósł po bohatersku. Śmierć jego, poprzedzona życiem pełnym cnót, dała świadectwo najwyższym ideałom chrześcijańskiej religii - jest więc śmiercią męczeńską«" „17 października 1971 r. Paweł VI dokonał osobiście w sposób uroczysty beatyfikacji o. Maksymiliana w obecności wielu dziesiątków tysięcy wiernych z całego świata i ponad 3 tys. pielgrzymów z Polski"[23]. Pomimo tych wszystkich wspomnianych starań o uznanie podczas beatyfikacji o. Maksymiliana za męczennika, został on beatyfikowany jednak „tylko" w uznaniu heroiczności jego cnót, choć Paweł VI w dzień po beatyfikacji „ w przemówieniu do Polaków (...) powiedział, że śmierć o. Maksymiliana była »męczeństwem z miłości« (...) opinia publiczna wiernych była zaskoczona, że nie uznano męczeństwa o. Maksymiliana, ale beatyfikowano go jako wyznawcę. Zaskoczenie to ujawniło się nie tylko w Polsce - ojczyźnie Męczennika z Oświęcimia, ale też w Niemczech - ojczyźnie kata z Oświęcimia. Można by tu przywołać Mickiewiczowską maksymę poetycką, że »mędrca szkiełko i oko« przeszkadza widzieć to, co lud »czuciem i wiarą« dostrzega bez żadnych trudności"[24]. Zdj. z książki ks. dr Pawła S. Ilińskiego, Błogosławiony Maksymilian Kolbe na tle epoki, Londyn 1975. Natomiast przed kanonizacją błogosławionego o. Maksymiliana przedstawiano ojcu świętemu Janowi Pawłowi II wiele argumentów, tak za uznaniem o. Kolbego za męczennika, jak i przeciw temu. Bardzo ważny list postulacyjny w tej sprawie wysłali przedstawiciele Episkopatów Niemiec i Polski. „Po zwiedzeniu obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu w dniu 5 czerwca 1982 r. - z miejsca śmierci o. Maksymiliana - napisali do Ojca Świętego między innymi: »My, biskupi polscy, wspólnie z biskupami niemieckimi zwracamy się do Waszej Świątobliwości z gorącą prośbą, by Wasza Świątobliwość raczył uznać i łaskawie podać do publicznej wiadomości, że błogosławiony Maksymilian Kolbe poniósł śmierć męczeńską i stał się w pełnym tego słowa znaczeniu męczennikiem wiary katolickiej. [...] Cała ideologia narodowego socjalizmu była jaskrawym przeciwieństwem etyki chrześcijańskiej. Przejawiało się to szczególnie w miejscu totalnej zagłady wielu milionów ludzi, gdzie z premedytacją łamano wszelkie prawa Boskie i ludzkie. W takim właśnie miejscu śmierć poniósł błogosławiony Maksymilian, wierny sługa Maryi Niepokalanej. [...] Papież Paweł VI, ogłaszając Maksymiliana błogosławionym, nazwał go wprost męczennikiem i to męczennikiem miłości. My, razem z bardzo licznymi wiernymi, uważamy, że błogosławiony Maksymilian Kolbe jest męczennikiem wiary i pragniemy go czcić jako męczennika. Biskupi Polski i Niemiec są przekonani, że w naszych czasach, kiedy to ludzie bezbożni, gardzący Bogiem i bliźnimi, stosują terror i przemoc, heroiczna wiara błogosławionego Maksymiliana, która doprowadziła go aż do śmierci męczeńskiej, posłuży do odnowienia zjednoczenia z Bogiem i do złagodzenia obyczajów w całym świecie«"[25]. Ponieważ jednak cały czas argumenty zwolenników i przeciwników męczeństwa o. Kolbego wśród konsultorów Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych były jednakowo silne, więc ojciec święty Jan Paweł II zmuszony został do tego, by osobiście podjąć decyzję. I tę decyzję podjął oraz ogłosił ją w dniu 10 października 1982 roku podczas kanonizacji bł. Maksymiliana Kolbe, który przy tej okazji był pierwszym Polakiem kanonizowanym przez naszego papieża. „Jan Paweł II, ignorując przeciwne zdania, orzekł męczeństwo (...). Wierni zgromadzeni na placu zrozumieli wszystko, dopiero gdy w głównym wejściu bazyliki zobaczyli papieża w purpurze. Po chwili ciszy rozległ się szmer powszechnej aprobaty. Uroczystość kanonizacyjna, bardzo piękna, trwała od dziesiątej do południa. Po pieśniach na wejście trzej obrońcy sprawy: kardynał prefekt Kongregacji Kultu Świętych, adwokat konsystorialny i postulator, przełożony generalny franciszkanów konwentualnych, podeszli do Jana Pawła II, by prosić go w imieniu Kościoła o zapisanie Maksymiliana Kolbego do katalogu świętych. Papież nie od razu odpowiedział. Wierni i celebransi uklękli i odmówili Litanię do Wszystkich Świętych. Gdy na placu znów zapanowało milczenie, wszyscy wstali, by wysłuchać odpowiedzi Jana Pawła II. »Na cześć Trójcy Przenajświętszej - mówił papież głosem, zda się, zdolnym poruszyć głębiny morskie - dla chwały wiary katolickiej i wzrostu chrześcijańskiego życia, mocą Pana naszego Jezusa Chrystusa, świętych Apostołów Piotra i Pawła oraz naszą, po zasięgnięciu rady wielu braci w biskupstwie uznajemy i ogłaszamy błogosławionego Maksymiliana Marię Kolbe świętym; wpisujemy go do katalogu świętych i postanawiamy, że jako święty męczennik ma być czczony z pobożnością w całym Kościele Powszechnym«"[26]. Następnie, podczas homilii papież powiedział: „Nieposłuszeństwo wobec Boga, Stwórcy życia, który powiedział nie zabijaj, spowodowało na tym miejscu (Oświęcimiu) potworną hekatombę śmierci tylu niewinnych. Równocześnie więc nasza epoka została naznaczona straszliwym piętnem zagłady człowieka niewinnego. [...] My przeto, którzy dzisiaj, w niedzielę 10 października, zgromadziliśmy się przed Bazyliką św. Piotra w Rzymie, pragniemy wyrazić szczególną - w oczach Bożych - cenę męczeńskiej śmierci Ojca Maksymiliana Kolbe [...]. Oto w czasie tej uroczystości liturgii kanonizacyjnej zdaje się stawać pośród nas ów męczennik miłości z Oświęcimia (jak go nazwał Paweł VI). [...] I dlatego też w osądzaniu sprawy bł. Maksymiliana Kolbe, wypadało - już po jego beatyfikacji - wziąć pod uwagę rozliczne głosy Ludu Bożego, a nade wszystko naszych braci w biskupstwie, zarówno z Polski jak i z Niemiec, którzy prosili, ażeby Maksymiliana Kolbe ogłosić świętym jako męczennika. Wobec wymowy życia i śmierci błogosławionego Maksymiliana nie możemy uchybić temu, co zdaje się stanowić główną i zasadniczą treść znaku danego Kościołowi i światu w jego śmierci. Czyż śmierć ta, podjęta dobrowolnie, z miłości do człowieka, nie stanowi szczególnego spełnienia słów Chrystusa? Czyż nie czyni ona Maksymiliana szczególnie podobnym do Chrystusa, wzoru wszystkich Męczenników, który oddaje swe życie za braci na krzyżu? Czyż taka właśnie śmierć nie posiada szczególnej, przejmującej wymowy w naszej epoce? Czyż nie stanowi ona szczególnie autentycznego świadectwa Kościoła w świecie współczesnym? I dlatego pełnią mojej władzy apostolskiej postanowiłem, że Maksymilian Maria Kolbe, który w wyniku beatyfikacji był czczony jako wyznawca, winien odtąd doznawać czci również jako męczennik"[27]. „Święty Maksymilian Maria Kolbe jest patronem archidiecezji gdańskiej i diecezji koszalińskiej oraz - jak powiedział św. Jan Paweł II - »naszych trudnych czasów«. W ikonografii św. Maksymilian przedstawiany jest w habicie franciszkańskim lub w więziennym pasiaku, czasem z numerem obozowym 16670 na piersi. Towarzyszy mu Maryja Niepokalana. Jego atrybutem jest korona z drutu kolczastego lub dwie korony - czerwona i biała"[28]. W artykule, który znajduje się w Internecie na stronie Focus.pl można przeczytać relację, która mówi o ostatnich godzinach przed wykonaniem kary śmierci przez powieszenie, na komendancie obozu koncentracyjnego Auschwitz, Rudolfie Hössie: „Wszędzie stali umundurowani strażnicy z bronią. Hoessa [tak również można pisać to nazwisko] przywieziono o 8 rano. W obozie wprowadzono go do dawnego budynku komendantury. Tu poprosił o szklankę kawy, a gdy ją wypił, zaprowadzono go do jednej z cel bunkra, czyli karceru w bloku 11, zwanym blokiem śmierci. Punktualnie o godzinie 10 Hoessa wyprowadzono"[29]. Jak można zauważyć, przed egzekucją został wprowadzony do bunkra 11, czyli do tego, w którym w wieku 47 lat zginął o. Maksymilian Kolbe. W tym bunkrze Hoess w jednej z cel, oczekiwał na wykonanie wyroku. Był on o sześć lat młodszy od o. Kolbego, ale gdy go wieszano w 1947 roku miał również 47 lat. Tę zbieżność zauważył i pięknie rozwinął o. Władysław Kluz w swojej książce 47 lat życia. Autor szczegółowo pokazał w niej jak różnie można przeżyć ten sam okres życia, nawet gdy się go podobnie rozpoczyna. W młodości i o. Maksymilian i Rudolf Hoess byli wychowywani w bogobojnych rodzinach katolickich i obaj służyli w swoich parafiach jako ministranci. Obaj też byli posłuszni swoim przełożonym, przy czym warto posłuchać co o swoim posłuszeństwie mówił Hoess podczas śledztwa w Norymberdze: „W (...) ciągu przesłuchiwania Hoess tłumaczył swoje działanie posłuszeństwem wobec rozkazów Hitlera i Himmlera. - Czy współczuł pan kiedykolwiek ofiarom - zapytano się go - na myśl o własnej rodzinie i dzieciach? - Tak. - I mimo to nie miał pan żadnych skrupułów przeprowadzając tę akcję? - Jeżeli nawet ogarniały mnie jakieś wątpliwości, to miarodajny był dla mnie rozkaz, jaki otrzymałem i powody takiego postępowania, które wy- łuszczył Reichsführer SS Himmler. - A jaki był to rozkaz? - Himmler powiedział mi w lecie 1941 r., że Führer wydał rozkaz ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej. My SS, musimy ten rozkaz wykonać. Gdyby on nie został wykonany, Żydzi zniszczyliby później naród niemiecki. Ze względu na dobry transport i możliwości izolacji obozu, wybrał on Oświęcim. Mnie przypadło wykonanie tego ciężkiego zadania. Trzeba było zapomnieć o wszelkich względach ludzkich i myśleć o jego wykonaniu. - Czy pan nie zgłaszał jakichkolwiek obiekcji? Na twarzy Hoessa pojawiło się wielkie zdziwienie. - A cóż ja mogłem powiedzieć? Jedyna możliwa odpowiedź, to było Jawohl. Właściwie było rzeczą zupełnie wyjątkową, że mnie wezwał, by udzielić jakichkolwiek wyjaśnień. Mógł przecież po prostu wysłać rozkaz i też bym musiał go wykonać. On często wymagał niemożliwych rzeczy, które wydawały się niewykonalne w normalnych warunkach. Ale gdy się taki rozkaz otrzymało i skoncentrowało całą energię na jego realizacji, dokonywało się tych rzeczy niemożliwych. (...) Przed Trybunałem stał ideał obywatela III Rzeszy i SS-mana, niedościgły wzór dla wszystkich hitlerowców, jako idealny wykonawca rozkazów, ślepo posłuszny swym przełożonym i całkowicie bezkrytyczny w stosunku do wszelkich zarządzeń władz. Sam nie rozumował, nie widział żadnych zagadnień, tylko słuchał i działał zgodnie z rozkazami. To już nie istota myśląca, tylko robot. A jednak człowiek nie może bezkarnie nie myśleć. Pociąga to straszne skutki tak dla samego człowieka, jak i dla społeczeństwa, a czasem i dla świata"[30]. Warto zastanowić się nad tymi słowami, zwłaszcza dzisiaj, gdy tak bardzo wymaga się od nas wszystkich posłuszeństwa. Posłuchajmy jeszcze przemyśleń tego masowego mordercy, jednego z największych ludobójców na świecie, które przedstawił końcowym protokole z postępowania przygotowawczego w Krakowie w roku 1947: „Dzisiaj, oceniając swą działalność na podstawie jej wyników oraz na podstawie tych wszystkich faktów i zdarzeń, które przyniósł ze sobą dla Niemiec i dla świata całego narodowy socjalizm, dochodzę do przekonania, że obrałem błędną drogę, a biorąc udział w opisanych przeze mnie akcjach organizacji, do których należałem, stałem się współwinnym tego zła, które organizacje te obciąża. Znalazłszy się w SS i wychowany w dyscyplinie tej organizacji wierzyłem, że wszystko, co nakazuje jej szef oraz Hitler, jest słuszne, i uważałem, że byłoby hańbą i słabością, gdybym od wykonania ich poleceń i rozkazów starał się w jakikolwiek sposób uchylić. Mając takie nastawienie, trwałem aż do ostatka na wszystkich stanowiskach, które mi wyznaczano i wykonywałem gorliwie wszystkie polecenia, aczkolwiek w czasie mej pracy w obozach koncentracyjnych widziałem, że dzieją się w nich rzeczy nieludzkie. Nieraz w czasie akcji masowego niszczenia Żydów zastanawiałem się, czy istnieje Opatrzność, a jeśli tak, to jak to jest możliwe, że takie rzeczy dziać się mogą. Mimo to byłem wszędzie obecny, zarówno przy odbieraniu nadchodzących transportów, jak przy gazowaniu w komorach gazowych i przy paleniu zwłok, chcąc służyć przykładem mym podwładnym i uniknąć zarzutu, że wymagam od nich tego, od czego sam uciekam. Jak już poprzednio podkreślałem, obóz koncentracyjny w Oświęcimiu, tak jak i inne obozy niemieckie, był złem, i to złem pożądanym przez naczelne kierownictwo państwa i partii, które przez stworzenie warunków istniejących w obozie przemieniły go w obóz wyniszczenia. Winą moją jest to, że mimo wszystko ze (...) [służbową] gorliwością w obozie tym pracowałem, nie znalazłem w ciągu mej drogi ludzkiego, a nie służbowego podejścia do ludzi więzionych w obozie"[31]. Ten człowiek, którego ojciec marzył, że wychowa go na księdza misjonarza, a który sam o sobie napisał do żony: „Jakże to jest tragiczne; że ja z natury łagodny, dobroduszny i zawsze uczynny, stałem się największym ludobójcą, który na zimno i z pełną konsekwencją wykonywał każdy rozkaz zagłady (...) i ja również stałem się automatem słuchającym ślepo każdego rozkazu"[32]. Tak, stał się automatem, ale jak mówią opinie lekarzy nie był psychopatą czy jakimś maniakalnym mordercą. On po prostu był posłusznym i bezmyślnym wykonawcą wszelkich poleceń swoich przełożonych. Posłuchajmy do jakich wniosków dochodzi o. Kluz w innej swojej pracy: „To »ślepe posłuszeństwo«, które czyni z ludzi narzędzia szatana, jest diametralnym przeciwieństwem autentycznego posłuszeństwa św. Maksymiliana oraz niebezpieczeństwem nie tylko w Auschwitz czy w Gułagu, lecz wszędzie, gdzie współczesne laickie państwo stawia swój autorytet ponad ludzi bez uwzględnienia autorytetu Boga. Oddzielone od Bożego autorytetu posłuszeństwo, nawet sprawowane legalnie, jest diaboliczne i przyczynia się do kultury śmierci. Podobnie dzieje się z państwami demokratycznymi chełpiącymi się separacją Kościoła od państwa (zwróćmy uwagę na holokaust aborcji i plagę rozwodów w USA), które ignorują prawo naturalne i Chrystusowego Wikariusza tak, jak w totalitarnych dyktaturach. Jak na ironię, w takich państwach aborcję, homoseksualizm i inne zło prawo nie tylko chroni, lecz i zachęca do nich, gdy jednocześnie zmusza się kierowców do zapięcia pasów! Takie jest prawo! Hoess był posłuszny prawu i rasistowskiej filozofii nazistów, był posłuszny płynącemu z nich, i każdemu innemu, rozkazowi oraz kaprysom swoich przełożonych bez względu na wyrzuty sumienia, jakie czasem odczuwał. O wiele za późno zdał sobie sprawę z fatalnego podstępu diabła i błędnego kierunku swego życia. Poniższy fragment pochodzi z jego ostatniego listu do żony: »Podczas mojego długiego pobytu w więzieniu miałem wiele czasu i spokoju na dokładne przemyślenie całego mojego życia... Dziś widzę bardzo wyraźnie to, co jest dla mnie bardzo trudne i gorzkie, że cała ideologia i cały świat, w który tak mocno wierzyłem, opierał się na zupełnie fałszywych fundamentach i z pewnością musiał któregoś dnia runąć... Podobnie, czyż moje odejście od wiary w Boga nie zależało całkowicie od moich fałszywych fundamentów? Było to bardzo trudne do przezwyciężenia. Jednak odzyskałem moją wiarę w Boga«. (...) Na krótko przed śmiercią napisał bardzo ciepły i wzruszający list do swych dzieci radząc im i zachęcając, by były grzeczne wobec swej matki. Wyznaje także: »Największym błędem mego życia było to, że wierzyłem ślepo wszystkiemu, co pochodziło od wyższego autorytetu! Nie śmiałem mieć najmniejszych wątpliwości co do słuszności danego rozkazu... Idźcie przez życie z otwartym umysłem. Nie bądźcie jednostronni, rozważajcie za i przeciw we wszystkich sprawach. We wszystkich swoich decyzjach kierujcie się nie tylko rozumem, ale słuchajcie głosu własnego serca«"[33]. [1] Studia o ojcu Maksymilianie Kolbe, red. o. Joachim Roman Bar, Warszawa 1971, s. 35. [2] Tamże, s. 36. [3] https://www.fronda.pl/a/mpatynowskacialo-sw-maksymiliana-kolbe-nie-chcialo-splonac-w-krematorium-legenda-czy-prawda,76885.html Lub: http://webcache.googleusercontent.com/search?q=cache:SD3TCBl1UZQJ:https://www.fronda.pl/a/mpatynowskacialo-sw-maksymiliana-kolbe-nie-chcialo-splonac-w-krematorium-legenda-czy-prawda,76885.html&client=firefox-b-d&hl=pl&gl=pl&strip=1&vwsrc=0 [4] O. Władysław Kluz OCD, 47 lat..., s. 179-180. [5] https://www.fronda.pl/a/mpatynowskacialo-sw-maksymiliana-kolbe-nie-chcialo-splonac-w-krematorium-legenda-czy-prawda,76885.html [6] Benedykt Pawlak, Waldemar Moszkowski, Iskra Bożego Pokoju z Oławy, Wrocław 1997, s. 146-147. [7] Tamże, s. 151. [8] Tamże s. 223. [9] https://niepokalanow.pl/dziedzictwo-kolbianskie/maksymilian-kolbe/fake-newsy/cialo-swietego-maksymiliana [10] Tamże. [11] Widziałem człowieka..., oprac. O. Robert Maria Stachowiak OFMConv, s. 19. [12] Tamże, s. 26-27. [13] Red. o. Joachim Roman Bar, Studia o ojcu..., s. 35-36. [14] Widziałem człowieka..., oprac. O. Robert Maria Stachowiak OFMConv, s. 55. [15] Red. o. Joachim Roman Bar, Studia o ojcu..., s. 36-37. [16] https://m.niedziela.pl/artykul/24109/Matka-meczennika---ukazala-sie-biografia [17] Joanna Wieliczka-Szarkowa, Święty Maksymilian..., s. 86. [18] Tamże. [19] Błogosławiony Maksymilian wśród nas, red. Bp Bohdan Bejze, Warszawa 1972, s. 21. [20] Tamże, s. 22. [21] http://web.diecezja.wloclawek.pl/Ateneum/bartoszewski_548.htm [22] o. Joachim Bar, Śmierć o. Maksymiliana Kolbe w świetle prawa kanonicznego, art. w Prawo Kanoniczne 1968 11/3-4. Dost. w Intern. na str.: https://yadda.icm.edu.pl/yadda/element/bwmeta1.element.ojs-doi-10_21697_pk_1968_11_3-4_05?q=bwmeta1.element.ojs-issn-2353-8104-year-1968-volume-11-issue-3-4;4&qt=CHILDREN-STATELESS [23] https://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/08-14a.php3 [24] http://web.diecezja.wloclawek.pl/Ateneum/bartoszewski_548.htm [25] http://web.diecezja.wloclawek.pl/Ateneum/bartoszewski_548.htm [26] Andre Frosard, Pamiętajcie o miłości Męczeństwo Maksymiliana Kolbego, Warszawa 2015, s. 12-13. [27] http://web.diecezja.wloclawek.pl/Ateneum/bartoszewski_548.htm [28] https://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/08-14a.php3 [29] https://www.focus.pl/artykul/rudolf-hoess-komendant-auschwitz-na-szubienicy [30] O. Władysław Kluz OCD, 47 lat życia, Niepokalanów 1989, s. 213-214. [31] Tamże, s. 215-216. [32] Tamże, s. 225. [33] O. Władysław Kluz OCD, rozdz. Kolbe i komendant- o ślepym posłuszeństwie, w Maksymilian Kolbe święty od Niepokalanej red. Br.Francis Mary Kalvelage FI, Sandomierz 2011, s. 195-196. Powrót |