B³ogos³awiona Marcelina Darowska cz. II Zdj. z ksi±¿ki p.t.: Rozpamiêtujê dni, które minê³y i lata poprzednie wspominam; z pism B³. Matki Marceliny Darowskiej / oprac. S. M. Janina od Wniebowziêcia NMP Jadwiga Martynuska, Szymanów 2008. Dzieñ przed wyjazdem mia³ miejsce, jak siê jej wydawa³o nieistotny epizod, który jednak zapad³ Marcelinie w pamiêci, a który jak sama pó¼niej wspomina³a „bez znaczenia nie by³. (...) - w dzieñ ¶w. Kazimierza - by³am na nabo¿eñstwie w ko¶ció³ku Sióstr Mi³osierdzia, pod wezwaniem tego ¦wiêtego. Modlitwy by³a obfito¶æ i poch³onion± ni± by³am - a ka¿de s³owo nauki o ¶wiêtym naszym O. Aleksandra - do dna serca mi wpada³o. Po Mszy ¶w. kap³an podawa³ od o³tarza relikwie ¶wiêtego Kazimierza do ca³owania. ¦cisk by³ wielki - czeka³am, aby t³um przep³yn±³ i na koniec kolej moj± zachowaæ chcia³am - a tak czekaj±c - machinalnie odwróci³am g³owê, a oczy siê moje zatrzyma³y na ma³ej, rocznej mo¿e dziewczynce na rêku matki siedz±cej (matka by³a Polk±, emigrantk± - naszej klasy osoba). Wzrok mój z jej wzrokiem siê spotka³ - jakby rado¶æ w oczêtach dzieciny b³ysnê³a - u¶miechnê³a siê i r±czki ku mnie wyci±gnê³a. Obca i nieznana, nie ¶mia³am z tego skorzystaæ, nadto, miejsce mi siê do tego niestosownym wydawa³o. Dzieci±tko ci±gle r±czêta podawa³o, wyrazem twarzyczki i gestami pro¶bê, abym je wziê³a wypowiadaj±c - a w koñcu tak g³o¶no p³akaæ zaczê³o - ¿e matka nie mog±c go utuliæ - bez dostania siê do relikwii wyj¶æ z ko¶cio³a musia³a. By³am tym wzruszona - a t³umaczy³am to naturalnie: dziecko pozna³o serce matki - Karolcia ¿ywo stanê³a mi na my¶li. Wszak¿e wkrótce zapomnia³am o tym"[1]. Do W³och Marcelina postanowi³a wybraæ siê drog± morsk± wiêc swoj± podró¿ rozpoczê³a z Marsylii. Wziê³a ze sob± list polecaj±cy do o. Hieronima Kajsiewicza, który otrzyma³a od o. Aleksandra Je³owickiego. Do Rzymu dotar³a wiosn±, tydzieñ przed ¶wiêtami Wielkiej Nocy 1854 roku. O. Hieronim Kajsiewicz, otrzymawszy list polecaj±cy od swojego wspó³brata, od razu zaopiekowa³ siê m³od± wdow±. Znalaz³ jej pokój w mieszkaniu u pañstwa £ubieñskich, gdzie spotka³a siê z Józef± Karsk±, która j± serdecznie, jak dobr± znajom± przywita³a. Józefa Karska Zdj. ze strony: https://www.niepokalanki.pl/index.php/zgromadzenie/matka-jozefa Równie¿, w³a¶cicielka mieszkania, krewna Józefy, Konstancja £ubieñska, mimo choroby, przyjê³a j± bardzo przyja¼nie. Marcelina od razu przejê³a od chorowitej Józefy Karskiej opiekê nad pani± Konstancj±, która bardzo jej potrzebowa³a, zw³aszcza w nocy. Ca³y pozosta³y, swój wolny czas spêdza³a na modlitwie i zwiedzaniu rzymskich ko¶cio³ów. I tu ponownie przypomnia³a w swoich zapiskach kolejny epizod, który wyry³ jej siê w pamiêci: „W Wielki Pi±tek sz³am za procesj± stacji drogi krzy¿owej w Koloseum. Chwila by³a powa¿na i uroczysta, ¿y³am nie uczuciem, bo takowe jakby zamar³o we mnie, ale wspomnieniem i jakby przeczuciem. Wtem bez my¶li spojrza³am na obok id±c± niewiastê - na tulone w jej objêciach kilkumiesiêczne niemowlê. Wzrok mój spotka³ oczka dzieciêcia i w jednej chwili znowu jakby porozumienie siê nast±pi³o: maleñstwo wyci±gnê³o ku mnie r±czêta, a gdy go wzi±æ nie chcia³am - p³akaæ i krzyczeæ zaczê³o. Widz±c zak³opotanie matki wziê³am dzieciê i ca³y czas procesji nios³am przy niej, ile razy oddaæ chcia³am - dzieciê p³aka³o, nios³am wiêc dalej - dopiero gdy godzina powrotu do domu nadesz³a, p³acz±ce odda³am matce a sama, aby widokiem swoim nie dra¿niæ, prêdko odesz³am. I znowu ze zdziwieniem i rozrzewnieniem opowiedzia³am co mnie spotka³o - znaczenia temu wa¿niejszego, jednak¿e nie daj±c"[2]. Nied³ugo po przyje¼dzie, jeszcze w tygodniu ¶wi±tecznym Marcelina bêd±c na audiencji ogólnej u ojca ¶wiêtego Piusa IX, otrzyma³a mo¿liwo¶æ osobistego spotkania siê z papie¿em. To zdarzenie wywar³o na niej niesamowite wra¿enie, które oczywi¶cie piêknie sama opisa³a: „Byæ przed Namiestnikiem Boga mojego - przed G³ow± Ko¶cio³a ¦wiêtego, by³o czym¶, wszelkie lody ³ami±cym. Wierzy³am g³êboko w moc b³ogos³awieñstwa jego - czu³am ¶wiêto¶æ osobist± Piusa IX a powaga i s³odycz oblicza jego - uprzejmo¶æ i ojcostwo w krótkim s³owie jakie do mnie powiedzia³ przejê³y a nie z³ama³y - pochwyci³y za serce a nie ujê³y uroczysto¶ci i przejêcia siê na wskro¶ wobec Zastêpcy Boga na ziemi"[3]. W tym czasie, rozpoczê³a Marcelina dwutygodniowe rekolekcje u o. Kajsiewicza. Najpierw otrzyma³a „rozk³ad godzin i ksi±¿kê Æwiczeñ duchownych ¶w. Ignacego"[4] w celu samodzielnego odbycia tych æwiczeñ. Wtedy te¿, „ka¿dego dnia (...) przychodzi³ Ojciec z min± powa¿n± i jakby obojêtn± - siada³... i po chwili milczenia pyta³: »có¿ tam?« - nic Ojcze, odpowiada³am - bo nie wiedzia³am co powiedzieæ. Wtedy Ojciec wstawa³ i odchodzi³. Raz doda³: »proszê zapytaæ, je¶li czego nie rozumiesz«. Odt±d stara³am siê nie rozumieæ, aby by³o o co zapytaæ. Ale rozmowa nigdy nie sz³a i nigdy nad parê chwil nie trwa³a. Czy tak nic w sercu nie by³o? o nie! tam siê dziwy dzia³y - tylko ani sama sobie ani drugim sprawy z nich zdaæ nie umia³am. Wesz³am na rekolekcje w okropnej osch³o¶ci, nie wiedzia³am, ¿e to osch³o¶æ. Boga mego, Którego zawsze jako¶ czu³am - nie czu³am - modliæ siê nie mog³am - serce by³o jakby puste a wiatr zimny, mro¼ny bez uczucia a bólu i smutku pe³en wia³ i na wskro¶ przejmowa³. Tak by³o, ale sprawy sobie z tego nie zdawa³am i pos³usznie czyni³am co mi do czynienia podawano. Ale z pierwszym na wstêpie rozmy¶laniem o koñcu cz³owieka co¶ dziwnego siê sta³o: jakby siê przede mn± otworzy³y podwoje wielkiego, bogatego, prze¶licznego a nieznanego mi pa³acu - wesz³am... i utonê³am w nim - i przesta³am byæ czym by³am; z istotki ludzkiej, zmys³owej - niby przeistoczy³am siê w duchow±, nadziemsk± tj. nie¿yj±c± ju¿ ziemi± przez poczucie, zrozumienie wewnêtrzne. A to by³o takie proste, takie beze mnie i niby w³a¶ciwe, naturalne - jakby wzbicie siê w powietrze ptaszka, gdy mu klatkê otworzono. Pierwszy raz dotknê³am ksi±¿ki mówi±cej mi jasno i stanowczo o Bogu i o prawdzie - o tym Bogu i o tej prawdzie, które od dawna tak w sercu czu³am, nie znaj±c ich - nie spotkawszy u ludzi nigdzie. I ka¿de s³owo trafia³o do serca, niewymownie i tysi±cznymi echami w nim siê odbija³o i wesz³am w raj szczê¶cia nieznany mi dot±d, a ca³y dzieñ by³ jakby jednym strumieniem modlitwy. Klasztor - ¿ycie zakonne nie przysz³o mi na my¶l - by³am z Bogiem i tak szczê¶liwa z tego - tak Nim zajêta, ¿e jakby czasu nie mia³am spojrzeæ na ziemiê - na ¿ycie na niej"[5]. W tym te¿ czasie o. Kajsiewicz nakaza³ Marcelinie spisywaæ notatki o ³askach, które zaczê³y siê jej silnie i stanowczo objawiaæ. Nakaza³ tak¿e spowied¼ z ca³ego ¿ycia oraz wstêpnie napomkn±³ o ¶lubie czysto¶ci. Ona choæ nie rozumia³a wa¿no¶ci takiego ¶lubu, jednak wówczas, jak sama powiedzia³a: „z Bogiem stu ¶lubami by³abym siê zwi±za³a - czuj±c wtedy tê w sobie si³ê, która nie zna przeszkody - przed któr± wszystko ust±piæ musi"[6]. Ten ¶lub czysto¶ci wraz ze ¶lubem pos³uszeñstwa z³o¿y³a kilkana¶cie dni pó¼niej, o czym powiemy niebawem. Ale jeszcze podczas trwania tych rekolekcji, Marcelina Darowska posz³a na wieczorne nabo¿eñstwo do jednego z rzymskich ko¶cio³ów, a tam czeka³ na ni± „Bóg z osobliw± ³ask±. Bo oto, gdy w¶ród wezbrania serca zatonê³a w modlitwie, »Ukryty jako Bóg i cz³owiek, w postaci pokarmu, Pan nagle stan±³ w niej: Jasny, ¶wiat³y, wielki, potê¿ny i mi³osny, dobry a piêkny wszemi piêkno¶ciami... i rzek³: Jam jest « i dusza jej w tej chwili przepad³a dla siebie, przepad³a dla stworzeñ, a Jemu siê narodzi³a, chocia¿ siê czu³a ma³±, ubog± i bardzo lich±..."[7]. Równie¿ podczas tych pierwszych w jej ¿yciu rekolekcji, które o. Kajsiewicz zakoñczy³ ¶liczn± nauk±, a Marcelina wyla³a morze ³ez, wtedy tak¿e poczu³a siê „jakby odrodzona, na nowo stworzona"[8]. Kilka dni pó¼niej, bêd±c sama w pokoju przeniknê³a j± na wskro¶ przepe³niona Bogiem atmosfera, a zdarzenie to tak opisa³a: „- a oto w jednej chwili ods³onione mi zosta³o, ¿e tu, w tym domu, pierwszy ma byæ zawi±zek Zgromadzenia zakonnego, dzie³a Bo¿ego, na które Pan mia³ wielkie i najmi³o¶ciwsze cele, ¿e ku niemu poruszy³ ju¿ Ojca [Kajsiewicza] i Józiê [Karsk±], i ¿e mnie do niego wo³a, a zadaniem jego bêdzie: wychowanie dziatek. I powiedzia³ mi: »Pójd¼ za mn±, ja ciê poprowadzê«. Wtedy uprzytomni³y mi siê wewnêtrznie dwa one ma³e zewnêtrzne przej¶cia z dzieci±tkami, które ju¿ wy¿ej opisa³am i znaczenie ich wyt³umaczy³o: z woli i natchnienia Bo¿ego, one rêce do mnie wyci±ga³y - one mnie wzywa³y. Ach! któ¿ wypowie, co siê we mnie wtedy dzia³o - w duchu lecia³am na ich wezwanie - na wezwanie Pana - nie ogl±daj±c siê za siebie ani woko³o, nie patrz±c przed siebie, ca³a sercem i gotowo¶ci± i na wszystko siê Bogu ofiarowa³am - jakby w jednej chwili, utwierdzona w woli"[9]. Piêæ lat wcze¶niej widzenie o podobnym temacie prze¿y³a podczas modlitwy w ko¶ciele bernardynów ( dzisiaj ¶w. Anny) w Warszawie Józefa Karska, która z kolei w swoich notatkach, tak je opisa³a: „W modlitwie widzê, ¿e dusze marniej± brakiem znajomo¶ci praw Bo¿ych; otwiera mi siê pojêcie potrzeby odpowiedniego zgromadzenia kobiet, z ca³± energi± utworzenia go i pewno¶ci±, ¿e to nast±pi"[10]. Marcelina Darowska, po tym swoim widzeniu poczu³a siê tak, jakby pods³ucha³a czyj±¶ tajemnicê i dlatego postanowi³a siê z tego wyspowiadaæ u o. Hieronima Kajsiewicza. On potwierdzi³ jej, ¿e wszystko co widzia³a jest prawd±, ¿e Pan Bóg objawi³ Swoj± wolê, aby powsta³o takie Zgromadzenie, gdzie Józefa Karska ma byæ za³o¿ycielk±. Powiedzia³ równie¿ o. Hieronim, ¿e Józefa otrzymywa³a wówczas „wielkie ³aski, wewnêtrzne ³aski ¶wiêtych, [oraz ¿e] wkrótce zapewne bêdzie w stanie zupe³nie nadnaturalnym, nadzwyczajnym"[11]. Ta wypowied¼ o. Hieronima bardzo zachwyci³a Marcelinê a zw³aszcza wielk± wdziêczno¶ci± by³a przepe³niona, ¿e j± „tak± lich± (...) przypuszczaj± do ¶wiêtych"[12]. W oddalonej oko³o 100 km od Rzymu miejscowo¶ci Sezze mieszka³a w tym czasie dziewczyna o imieniu Catarinella, która znana by³a z Bo¿ego Ducha proroczego. O. Hieronim, Józefa Karska i Marcelina postanowili siê ca³± trójk± wybraæ do niej by otrzymaæ trochê wiêcej ¶wiat³a co do nowego Zgromadzenia. Ale tak¿e, do czego przyzna³ siê dopiero pó¼niej o. Kajsiewicz, zorientowanie siê czy mo¿na ufaæ Marcelinie Darowskiej. Je¶li chodzi³o o przysz³o¶æ Zgromadzenia Catarinella powiedzia³a kilka ogólników, które nawet nie sprawdzi³y siê po czasie. Ale, co do sprawy Marceliny to bardzo wyra¼nie im powiedzia³a, ¿e tu powinni byæ jak najbardziej spokojni, bo jak mê¿czyzna potrafi ona dotrzymywaæ s³owa i ¿adne ¶luby dla niej nie s± straszne. Na Marcelinie najwiêksze wra¿enie zrobi³o to, co z reszt± sama opisa³a, „¿e w pierwszej chwili zobaczenia mnie po³o¿y³a mi rêkê na ramieniu i rzek³a z u¶miechem: »oto ta ma powo³anie! - a dalej doda³a - nie lêkaj siê: ty siê dobrze spowiadasz«. Od paru dni mia³am jakie¶ zaniepokojenie sumienia, ¿e spowiedzi moje nie s± dosyæ ¶cis³e - a i Ojcu nie mia³am jeszcze czasu o tym powiedzieæ. Pobo¿na dziewczyna wiêc rzeczywi¶cie we wnêtrzu moim czyta³a"[13]. I w³a¶nie w tej miejscowo¶ci, w dniu 12 maja 1854 roku, podczas Ofiary Mszy ¦wiêtej „ w chwili przyjmowania Komunii ¶wiêtej z³o¿y³a Marcelina prywatny ¶lub czysto¶ci, a tak¿e pos³uszeñstwa kierownikowi swemu duchowemu, o. Kajsiewiczowi"[14]. Od tego czasu Marcelina zwiêkszy³a swój wysi³ek w pracy nad sob±, a zw³aszcza nad wykorzenieniem wszelkiego z³a, jakie u siebie dostrzega³a. Uwa¿a³a, ¿e ma dwie wielkie wady, które chcia³a stanowczo zwalczyæ. Pierwsz± by³a jej mi³o¶æ w³asna, która po pañsku przez wiele lat rozwielmo¿ni³a siê w duszy jej, a drug± by³o co¶, co uwa¿a³a za zdecydowanie bardziej obrzydliwe, a co ¶wiadczy³o o jej du¿ej wra¿liwo¶ci. Sama tak to w swoich notatkach ujê³a: „[by³o to] prawie k³amstwo - nie trzymanie ¶ci¶le prawdy w rzeczach bez ¿adnej niby wagi - na³óg okropny ¶wiata, przyjêty dla dogodno¶ci w³asnej: aby byæ grzeczn± i mi³± dla drugich, aby oszczêdziæ siebie i unikn±æ nieprzyjemno¶ci, aby podnie¶æ co nam mi³e i drogie, cel zamierzony niewinny osi±gn±æ itd. Zdaje mi siê, ¿e w rzeczach wa¿niejszych, ³aska Bo¿a nie dopu¶ci³a mi nigdy nieprawd± siê kalaæ - owszem: zawsze nienawidzi³am fa³szu, nieprawo¶ci - kocha³am prawdê i zacno¶æ; tamtego za¶ mniejszego niby, z³ego - z³em, grzechem, k³amstwem nie uwa¿a³am - wydawa³o mi siê to niczym, form±, u³atwiaj±c± codzienne stosunki z lud¼mi. Gdy zrozumia³am obrzydliwo¶æ tego drobnego robactwa, wziê³am siê co si³y z ³ask± Bo¿±, do pracy nad wytr±ceniem jego. I sz³o mi dosyæ trudno: kiedy mi siê wydawa³o, ¿e ju¿ na dobre wytr±cone, niespostrze¿enie w pierwszej chwili dopuszcza³am siê upadku. Po jednym takim - serce mnie zabola³o bardzo: tak ciê¿ko nie odpowiadaæ Bogu! do nieczystego serca Go co dzieñ przyjmowaæ! Co tu robiæ? Jak z³emu zaradziæ, jak siebie ukaraæ za Niego, za Pana nie do¶æ uczczonego? Co¶ mi mignê³o w my¶li i natychmiast wykona³am. Rozpali³am drut gruby i czerwonym od ognia napisa³am sobie na piersi: nie grzesz! W jednej chwili wszystko siê zla³o pêcherzem, potem rozrani³o, a potem wyry³o na zawsze bia³ymi literami, ale Pan siê ulitowa³ i z³y na³óg mnie opu¶ci³. Potem raz spojrzawszy przykro mi siê zrobi³o: ach! pomy¶la³am, wiêc ju¿ na zawsze, nawet i po ¶mierci, piêtno grzechu na mnie zostanie! Na spowiedzi wyzna³am upadek, wspomnia³am o karze - Ojciec zapyta³ - powiedzia³am wszystko. »Ja ci powiadam, rzek³ Ojciec przejmuj±cym uroczysto¶ci± g³osem - Duch ¦wiêty piêtno swoje na tobie po³o¿y!«. Te s³owa niewymownym echem odbi³y siê w duszy i nigdy w pamiêci nie zatar³y - jakkolwiek tyle ju¿ lat odt±d minê³o"[15]. Wtedy te¿ jej postêpy w modlitwie, zw³aszcza w modlitwie wewnêtrznej, zaczê³y byæ i dla innych widoczne. Wcze¶niej odczuwa³a stan pewnej b³ogo¶ci oraz spokoju i s³odyczy i choæ czu³a blisko¶æ Boga to jednak, dopiero w tych dniach poczu³a siê jakby mocniej Bogiem objêta. „Uczu³am jakie¶ niewymowne [napisa³a w swoich wspomnieniach] z Bogiem komunikacje. Czu³am, ¿em z Nim w nowy, w dziwny sposób, ale nie ¶mia³am sobie tego powiedzieæ a tym bardziej drugim o tym wspomnieæ"[16]. Wtedy to Józefa Karska widz±c modlitewne zmiany na twarzy Marceliny poprosi³a j±, aby zda³a z tych modlitw dok³adn± relacjê o. Kajsiewiczowi. Ks. Prof. Marek Chmielewski w swojej pracy doktorskiej tak napisa³ o tym co siê dzia³o z Marcelin± Darowsk± w tym czasie: „ Po raz pierwszy spotka³a siê z metodyczn± medytacj± w Rzymie podczas swoich pierwszych w ¿yciu rekolekcji ignacjañskich, po których dotychczasowa praktyka modlitwy my¶lnej przybra³a now± postaæ. Opis rozmy¶lania z pocz±tku 1856 roku wskazuje na znaczn± jako¶ciow± zmianê w jej modlitwie (Czytaæ mogê i rozumiem, pojmujê tylko g³ow± nie sercem. Bóg mi da³ poznaæ ró¿nicê czytania, pracy w tym usposobieniu, a za wspó³dzia³aniem ³aski. W ostatnim my¶l jak strza³a przelatuje przestrzeñ i prosto siêga prawdy, jak b³yskawica szybka i jasna - obejmuje j± w ca³o¶æ w jednym oka mgnieniu; jak ciêcie ¿elaza wra¿a siê w serce.) Gwa³towne dotychczas uczucia towarzysz±ce modlitwie teraz zosta³y wyciszone. »Jestem w stanie zimnej rozwagi, bo nie powiem w sucho¶ci - pisze Darowska - modlê siê nie sam± wol±, ale i sercem«. Kilkakrotnie w swojej autobiografii i w listach pisze, ¿e w okresie tu¿ przed nawróceniem mistycznym i zaraz po nim modli³a siê du¿o i z ³atwo¶ci±, otrzymuj±c podczas modlitwy g³êbokie zrozumienie prawd wiary i ¿yciowych problemów, dostrzegalne nawet przez najbli¿sze otoczenie. Z tym wi±¿e siê dar rozpoznawania wewnêtrznego stanu osób z ni± siê stykaj±cych, a tym bardziej w³asnego stanu sumienia, co w zestawieniu z otrzymywanymi pociechami duchowymi budzi³o w niej subiektywne prze¶wiadczenie o wielkiej grzeszno¶ci. Ta ¶wiadomo¶æ w³asnych i cudzych niewierno¶ci i grzechów by³a ¼ród³em dotkliwych cierpieñ duchowych. W tym okresie odczuwa³a tak siln± potrzebê modlitwy, ¿e sam widok krucyfiksu, klêcznika i sama obecno¶æ w pobli¿u tabernakulum wprowadza³y j± w stan uniesienia modlitewnego, którego efektem by³o pokrzepienie. Poszukiwa³a zatem samotno¶ci i ciszy, aby mog³a oddaæ siê tylko modlitwie. Ju¿ pod koniec 1854 roku nierzadko pojawia³y siê stwierdzenia modlitwy ustawicznej przynosz±cej do¶wiadczenie zjednoczenia z Panem. Wraz z tym coraz czê¶ciej ujawnia³a Darowska swoj± obojêtno¶æ, a nawet pogardê dla warto¶ci doczesnych, co by³o jej odpowiedzi± na otrzymywane w modlitwie wymaganie Pana ca³kowitego wyrzeczenia siê siebie i oddania siê tylko Jemu. »Ja pragnê - pisze - ja potrzebujê móc za ¶w. Paw³em powiedzieæ: - Ju¿ nie ja ¿yjê, ale Chrystus ¿yje we mnie» i musi mi to Bóg daæ, choæ na jedn± godzinê przed ¶mierci±«"[17]. Poniewa¿ we W³oszech zbli¿a³ siê okres gor±cego lata, który by³ bardzo mêcz±cy dla coraz bardziej niedomagaj±cej Józefy Karskiej, Marcelina, mimo tego, ¿e planowa³a swój powrót do Polski, ponownie zaofiarowa³a swoje zastêpstwo przy ciê¿ko chorej Konstancji £ubieñskiej. Jednak¿e, jak sama napisa³a: „¦wietny by³ pocz±tek, ale nie¶wietny ci±g dalszy, bo w tym pocz±tku niezawodnie nie opar³am siê na Bogu w s³abo¶ci mojej, ale na sobie i na swoich dobrych chêciach, których chwiejno¶ci i s³abo¶ci nie zna³am jeszcze. Jakkolwiek ka¿dego dnia na parê godzin przed wieczorem wychodzi³am z rozkazu Ojca na przechadzkê, zwiedzaj±c wszystkie u¶wiêcone pami±tkami miejsca w Rzymie (...) rodzaj ¿ycia jaki prowadzi³am dla nerwowej i nie bardzo silnej z natury - mêcz±cy by³ i rozstrajaj±cy, a rozstrój fizyczny oddzia³ywaæ zacz±³ na stronê moraln±"[18]. A wtedy by³a jeszcze osob± zbyt po ludzku my¶l±c± i w dodatku, niezbyt do¶wiadczon± w mi³o¶ci Bo¿ej. Gdy Pana Boga odczuwa³a by³a szczê¶liwa i niczego jej nie brakowa³o, ale gdy siê Bóg usuwa³ „serce szuka³o woko³o siebie pokarmu"[19]. A to by³ w³a¶nie ten czas, gdy siê Pan Bóg od niej usun±³. Wówczas wydawa³o jej siê, ¿e „Ojciec by³ zimny, krótki, pogardliwy [jak to pó¼niej zapisa³a] i potr±caj±cy mnie na ka¿dym kroku- Bóg tego widaæ dla mnie chcia³ - i Ojciec by³ najlepszy, ale ja tego on± chwil± nie rozumia³am i nie ocenia³am"[20]. Zaczê³a siê czuæ coraz gorzej tak fizycznie jak i psychicznie. Ponownie wraca³o w niej poczucie osch³o¶ci w modlitwie a tak¿e narasta³o poczucie skrzywdzenia. Okaza³o siê, ¿e bardzo „cierpia³o jej wyczulone poczucie honoru: »oni zapominaj±, ¿em na s³ugê nie stworzona«; gniot³o poczucie lekcewa¿enia - gdy¿ ani o. Kajsiewicz, ani Józefa nie ods³onili jej w niczym swoich planów za³o¿ycielskich i nie pouczali o zasadach ¿ycia zakonnego, choæ przyjêli chêtnie jej akces do zgromadzenia; poczu³a siê obca i wyzyskiwana: »Oni miê z³apali, bo im dobrze ze mn±..., da³am siê podej¶æ i uwik³aæ, ale siê wydostanê! [Kazali ¶luby z³o¿yæ, kiedy ich nie rozumia³am i nie wyt³umaczyli mi ich i nie przygotowali mnie wcale do nich; do Ojca ¦wiêtego siê udam - rozpowiem, poproszê i zerwê te wiêzy![21]] Przede wszystkim, w imiê szczero¶ci i prawdy, postanowi³a wyznaæ sw± decyzjê o. Kajsiewiczowi i gdy przyszed³ odwiedziæ Konstancjê £ubieñsk±, o¶wiadczy³a bez wstêpu: »...my¶la³am nad tym, jak siê wydostaæ z pajêczyny, któr±¶cie mnie osnuli«. »Co, co?...« Nie czeka³am drugiego zapytania: bez zatrzymania siê wypowiedzia³am wszystko, co mia³am na sercu, wyla³am ca³± gorycz jego. Ojciec kochany poblad³, ale s³owem jednym mi nie przerwa³ ani te¿ s³owa jednego, gdy mówiæ przesta³am, nie powiedzia³. Po chwili wsta³, zrobi³ nade mn± znak krzy¿a ¶wiêtego i wyszed³, a ja we ³zach tonê³am; ale b±d¼ co b±d¼ l¿ej mi siê nieco zrobi³o"[22]. Ojciec Kajsiewicz po tym wybuchu Marceliny Darowskiej codziennie przychodzi³ do niej i po powitaniu Nie bêdzie pochwalony Jezus Chrystus nie mówi±c wiêcej ¿adnego s³owa po jakim¶ kwadransie wychodzi³. Tak by³o a¿ do pewnego dnia, kiedy..., tu oddajmy g³os b³ogos³awionej Marcelinie: „klêcza³am, aby siê modliæ: modlitwa przyp³ynê³a, Pan da³ siê czuæ i serce sob± zape³ni³. I wo³a³ do siebie, i siebie dawa³, a w ¶wietle ³aski - ciemno¶ci siê rozproszy³y. Jego sprawc± wszystkiego dla siebie i w sobie zobaczy³am, ludzie byli tylko narzêdziami, On jeden winowajc±! A jaki mi³osierny, jaki s³odki, cudowny! Zgrzeszy³am... (...) [zapomnia³am] Zbawiciela mego, ja ciemna, nêdzna, nikczemna. Rozumie siê, ¿e z ³ask± Jego w miarê winy by³ ¿al, upokorzenie, pragnienie naprawienia z³ego, wynagrodzenia Panu..."[23]. Bardzo skruszona przeprasza³a wtedy o. Kajsiewicza, jedynego ¶wiadka tego jej wybuchu. Warto wiedzieæ, ¿e O. Kajsiewicz w jednym ze swoich pó¼niejszych listów do Marceliny Darowskiej, jakby usprawiedliwiaj±c siê ze swej osch³o¶ci w stosunku do niej, tak napisa³: „Ty¶ m³oda i wszystkie uczucia w Tobie ¿ywe (...) Ja, co mam lat czterdzie¶ci przesz³o, a od dwudziestu ju¿ pracujê - choæ bardzo licho - aby doj¶æ do posiadania siebie, nieraz mia³em obawê, by Ci nie pokazaæ, ile¶ mi mi³a..."[24] Nied³ugo po tych uleg³ych przeprosinach, pojecha³a razem z o. Kajsiewiczem do Albano, gdzie nabiera³a si³ Józefa Karska. Tam próbowa³a siê dowiedzieæ czego¶ wiêcej o przysz³ym Zgromadzeniu, gdy¿ do niego zamierza³a do³±czyæ równie¿ swoj± córkê Karolinê. Niestety nie otrzyma³a na jej zapytanie ¿adnej konkretnej odpowiedzi, ale przyjê³a to jako wolê Bo¿±. Wtedy te¿, po raz pierwszy, da³ jej Pan Bóg ¶wiat³o wewnêtrzne dotycz±ce duszy drugiego cz³owieka. Dotyczy³o to o. Hieronima, któremu tê ³askê z prostot± wyzna³a na spowiedzi. Ojciec, po pewnym czasie listownie potwierdzi³ jej prawdziwo¶æ tego widzenia. Po powrocie z Albano Marcelina Darowska zaczê³a przygotowywaæ siê do opuszczenia Rzymu i powrotu do kraju. Ojciec Kajsiewicz przed wyjazdem pob³ogos³awi³ j± i uroczy¶cie zapewni³, jakby proroczo, ¿e wytrwa w tej swojej drodze. To b³ogos³awieñstwo, jak sama zauwa¿y³a, wla³o du¿± si³ê w jej duszê. Podczas podró¿y, jedn± z przerw zaplanowa³a w Krakowie. Tam, po dniu spêdzonym w bardzo ¶wiatowym towarzystwie, które j± mocno zmêczy³o, Pana nie czuj±c - pó¼no posz³a spaæ. A tak w swoich wspomnieniach opisa³a przebudzenie po tej nocy i swoje pó¼niejsze my¶li: z rana uczu³am siê otoczon± Anio³ami, którzy mi jakby o ³asce Jego ¶wiadczyli i niewymown± b³ogo¶ci± zape³nili duszê. Martw± jeszcze nie by³am na bogactwa natury i sztuki, które po drodze oczy moje napotyka³y, ale Pan ju¿ zapanowa³ w sercu i nic od Niego oderwaæ nie by³o w stanie. £aska nieodstêpnie towarzyszy³a i karmi³a, dawa³a pogardê dla tego co naturalnie mi³e i ponêtne by³o, pragnienie wszystkiego, co umartwia³o, ³ama³o i zabija³o. Natura widz±c mnie wyswobodzon± i niezale¿n± zewnêtrznie - upomina³a siê o swoje prawa, o to, co mi zrz±dzeniem Opatrzno¶ci w³a¶ciwym by³o, a dusza zakosztowawszy dóbr czystszych i wy¿szych - ich tylko pragnê³a, ich odt±d szukaæ chcia³a, potr±caj±c wszystko co marne, doczesne"[25]. Ale, gdy tylko b³ogos³awiona Marcelina zaczê³a byæ coraz bli¿ej swego domu i gdy wreszcie stanê³a na granicy, to jak sama opisuje: „Widok dworni mojej, która z powozami i cugami, w ¶wie¿ej i ³adnej liberii, tam ju¿ na mnie czeka³a - przyjemny by³ naturze mojej - uczu³am siê znowu pani± - jakby na swoim miejscu i to naturze odpowiedzia³o. Powitania jakie mnie w domu przyjê³y i jeszcze przez ca³y dzieñ nastêpny siê przeci±ga³y - tak¿e mi³e by³y sercu jeszcze nieoczyszczonemu z ludzko¶ci..."[26]. I wróci³y wszystkie mi³e wspomnienia oraz zaczê³y siê rodziæ bardzo mocne pokusy. Tu by³a wolna, od nikogo niezale¿na, kochana przez swoich pracowników. Wtedy zaczê³a snuæ plany na przysz³o¶æ i tak je opisa³a we wrze¶niu 1854 roku w li¶cie do Józefy Karskiej: „Ja nêdzê ze ¶ladem ze wsi wygoniê, lud mój otoczê opiek±, staraniem i przywi±¿ê do siebie; ja dam dobry przyk³ad, zachêcê, nauczê i szczê¶liwa byæ muszê, bo siê szczê¶liwymi otoczê. Mapka pochodzi z ksi±¿ki: Ewa Jab³oñska-Deptu³a, Marcelina Darowska Niepokalanka 1827-1911, Lublin 1996. Maj±tek piêkny: i na ¿ycie wygodne, eleganckie, po³o¿eniu stosowne i na pomoc drugim, przy rozs±dku i takcie, wystarczy! I delektowa³am siê wygodami, przyjemno¶ciami ¿ycia. O! dobrze mi mówi³ ksi±dz na jednej w drodze spowiedzi (my¶la³am), ¿e nie ma powo³ania u¿yteczniejszego nad powo³anie matki, obywatelki, gospodyni, w ca³ej obszerno¶ci obowi±zki swe pojmuj±cej, i takich nam kobiet potrzeba! , Te i tym podobne my¶li ca³y dzieñ miê zajmowa³y. Pozornie wszystko niby dobrze by³o: przy ³ó¿ku postawi³am ¶liczny mój, o aksamitach, palisandrowy klêcznik, nad nim obraz Bogarodzicy i Krucyfiks zawiesi³am; o najubo¿szych we wsi rodzinach siê wywiedzia³am; powitania uprzejmie, hojnie przyjmowa³am; pró¶b ³askawie - sprawiedliwo¶æ wymierzaj±c - s³ucha³am. Ale w tym wszystkim jedno by³o »ja« i nic prócz »ja« (jaki to wstyd wyznawaæ!). Pomodli³am siê króciutko i zmo¿ona ca³odziennym zajêciem na sen nie czeka³am. Nad rankiem: têsknota, potrzeba modlitwy z ³ó¿ka miê spêdzi³y. Uklêk³am, a widok ukrzy¿owanego Chrystusa takim miê ¿alem i wstydem przenikn±³, tak gorzk± by³ wymówk±, ¿em siebie znie¶æ nie mog³a. Bóg miê ciê¿ko upokorzy³, przypomnia³, czym jestem, lecz nie odepchn±³; przeciwnie: szczer± i gor±c± pokrzepi³ modlitw± i przyrzek³ wiêcej, ni¿ ten ¶wiat daæ mo¿e..."[27]. Marcelina spêdzi³a kilka tygodni w swoim maj±tku w ¯erdziu, gdzie mia³a du¿o pracy. Niewielki dworek, zaplanowany wspólnie z mê¿em, by³ jeszcze nie wykoñczony. Mieszkaj±c wiêc w dawnym domku ekonoma, musia³a kontrolowaæ prace budowlane, sprawdzaæ rachunki i rejestry oraz pomagaæ w problemach swoich pracowników. Gdy po tym czasie wyjecha³a do rodziców, mieszkaj±cych w Szulakach, okaza³o siê, ¿e tam akurat trwa³ okres ró¿nych uroczysto¶ci i balów. A to imieniny Mamy a to wesele z okazji ¶lubu jej siostry Izydory z Ignacym Zakrzewskim. A Marcelina, jak sama przyzna³a siê listownie o. Kajsiewiczowi lubi³a atmosferê balu i taniec, mimo swojego zami³owania do samotno¶ci dawa³a siê „zawsze dotychczas unie¶æ werwie rado¶ci i upojeniu muzyk±"[28]. Ale tym razem, nie ulega³a tym pokusom i „odmawia³a stanowczo udzia³u w tañcach; a to drobne umartwienie widocznie podoba³o siê Chrystusowi, który w odpowiedzi zalewa³ j± wewnêtrznym szczê¶ciem i modlitw±"[29]. Poniewa¿ matka Marceliny , przez d³u¿szy czas czu³a siê niezbyt zdrowa, wiêc pobyt w Szulakach przed³u¿a³ siê. Z kolei ojciec bardzo nalega³ na to, by wydaæ swoj± ukochan±, wówczas ju¿ dwudziestosiedmioletni± córkê, powtórnie za m±¿. Sam nawet znajdowa³ dla niej odpowiednich kandydatów. St±d, po siedmiotygodniowym pobycie, zabieraj±c ze sob± swoj± trzyletni± Karolciê, Marcelina z ulg± wraca³a do siebie. Tu budowa dworku by³a ju¿ ukoñczona wiêc razem z córeczk± mog³a wie¶æ bardziej spokojne i uregulowane ¿ycie. Niepomiernie ucieszy³ Marcelinê dogmat o Niepokalanym Poczêciu Naj¶wiêtszej Maryi Panny og³oszony przez Piusa IX 8 grudnia 1854 roku, o czym z rado¶ci± napisa³a w li¶cie do Józefy Karskiej: „„Wiedziona wewnêtrznem poczuciem, w wiljê [wigiliê] (t. j. 7) pos³a³am na Mszê ¶w., nie obliczaj±c siê nawet z czasem, a w dniu, w którym Wy tam op³ywali¶cie w pociechy i ja siê cieszy³am, modlitw± i dusz± z Wami po³±czona, przyjmuj±c Przenaj¶wiêtszy Sakrament i cze¶æ Nim oddaj±c Niepokalanej Matce Zbawiciela. O! radujmy siê, Józiu moja, radujmy i b³ogos³awmy Dziewicy, która czysto¶ci± Swoj± nêdzê nasz± pokry³a, a ¶ci±gn±wszy na ziemiê Przedwieczne S³owo, dzi¶ nam kosztowaæ Go daje. Radujmy siê i b³ogos³awmy najlepszej Opiekunce naszej, bo za Jej przyczyn± zapora raju zniesiona, a rozkosze Jego dzi¶ siê ju¿ na nas zlewaj±"[30]. Ludzie z otoczenia Marceliny Darowskiej coraz czê¶ciej szukali u niej porad duchowych. Tak by³o, miêdzy innymi z jej bratow±, Rozali± Darowsk±, która po ¶mierci mê¿a, Karola szuka³a pomocy w odnalezieniu sensu ¿ycia i prosi³a j± o kierownictwo w rekolekcjach. Marcelina jednak, nie uwa¿a³a siê jeszcze gotowa do takiej pos³ugi i dopiero przyzwolenie o. Kajsiewicza oraz s³owa zachêty Józefy Karskiej, doprowadzi³y do tego, ¿e rozpoczê³a pracê rekolekcyjn±. Skazana by³a na pracê zupe³nie samodzieln±, gdy¿ nie znalaz³a w³a¶ciwie ¿adnej pomocy ze strony duchowieñstwa. Mo¿na powiedzieæ, ¿e nawet przeciwnie, gdy¿ jej czêste przystêpowanie do Komunii ¦wiêtej mia³o wed³ug miejscowego proboszcza gorszyæ ludzi i byæ przesadn± dewocj±. Jedynym wyj±tkiem, by³ starszy wiekiem ks. Markiewicz z Kamieñca, „który utwierdza³ j± w jej powo³aniu zakonnym oraz w dzia³alno¶ci apostolskiej"[31]. Poniewa¿ najbli¿sza rodzina wiedzia³a o pragnieniu Marceliny wst±pienia do zakonu, wiêc, chc±c temu zapobiec nie oszczêdza³a jej przykro¶ci, o których tylko sama Marcelina wiedzia³a jak bardzo j± rani³y. „Rodzeñstwo i bliscy wymawiali jej, ¿e wyrodn± stanie siê córk±, bo nie zamknie oczu rodzicom, ¿e wynarodowi dziecko, wywo¿±c je za granicê, wychowuj±c poza krajem, trafiano w struny najtkliwsze i ból ni± nieraz szarpa³ i serce krwawi³"[32]. Do tego dochodzi³y jeszcze spory z panami braæmi, którzy ju¿ pozak³adali w³asne rodziny i du¿o trudniej dokonywa³o siê z nimi wszelkich formalno¶ci zwi±zanych z niedokoñczonym podzia³em rodzinnego maj±tku Darowskich. Ale mimo tego, przez ca³e trzy lata spêdzone po czê¶ci w ¯erdziu a po czê¶ci w Szulakach, potrafi³a to wszystko wytrzymaæ. Bibliografia: - Matka Marja Marcelina od Niepokalanego Poczêcia Naj¶wiêtszej Panny Marji (Marcelina Darowska) 1827-1911 Krótki Zarys jej ¿ycia wychowankom jej po¶wiêcony, Jaz³owiec 1929. - Polscy ¶wiêci, tom 8, red. Joachim Roman Bar OFConv., Warszawa 1987. - S. Maria Alma So³tan, Matka ¯ycie i dzia³alno¶æ Matki Marceliny Darowskiej 1827 - 1911, Szymanów 1982. - Ks. Marek Chmielewski, Do¶wiadczenie mistyczne Marceliny Darowskiej, Niepokalanów 1992. - Ewa Jab³oñska-Deptu³a, Marcelina Darowska Niepokalanka 1827-1911, Lublin 1996. - Rozpamiêtujê dni, które minê³y i lata poprzednie wspominam; z pism B³. Matki Marceliny Darowskiej / oprac. S. M. Janina od Wniebowziêcia NMP Jadwiga Martynuska, Szymanów 2008. https://www.niepokalanki.pl/index.php/zgromadzenie/blogoslawiona-matka-marcelina https://pl.wikipedia.org/wiki/Aleksander_Je%C5%82owicki https://www.resurrectionist.eu/pl/nasza-duchowoc/czytelnia/ks.-hieronim-kajsiewicz-cr/ https://www.niepokalank [1] Rozpamiêtujê dni... oprac. S. M. Janina od Wniebowziêcia NMP Jadwiga Martynuska, s. 45-46. [2] Tam¿e, s. 49. [3] Tam¿e, s. 50. [4] Tam¿e. [5] Tam¿e, s. 50-51. [6] Tam¿e, s.52. [7] Matka Marja Marcelina..., s. 27. [8] Rozpamiêtujê dni... oprac. S. M. Janina od Wniebowziêcia NMP Jadwiga Martynuska, s. 52. [9] Tam¿e, s. 52-53. [10] Polscy ¶wiêci, tom 8, red. Joachim Roman Bar OFConv., Warszawa 1987, s. 200. [11] Rozpamiêtujê dni... oprac. S. M. Janina od Wniebowziêcia NMP Jadwiga Martynuska, s. 53. [12] Tam¿e. [13] Tam¿e, s. 54. [14] S. Maria Alma So³tan, Matka ¯ycie i dzia³alno¶æ..., s. 52. [15] Rozpamiêtujê dni... oprac. S. M. Janina od Wniebowziêcia NMP Jadwiga Martynuska, s. 55-56. [16] Tam¿e, s. 56. [17] Ks. Marek Chmielewski, Do¶wiadczenie mistyczne Marceliny Darowskiej, Niepokalanów 1992, s. 34-35. [18] Rozpamiêtujê dni... oprac. S. M. Janina od Wniebowziêcia NMP Jadwiga Martynuska, s. 57. [19] Tam¿e, s.58. [20] Tam¿e. [21] Tam¿e, s. 59. [22] S. Maria Alma So³tan, Matka ¯ycie i dzia³alno¶æ..., s. 53. [23] Tam¿e. [24] Tam¿e, s. 55. [25] Rozpamiêtujê dni... oprac. S. M. Janina od Wniebowziêcia NMP Jadwiga Martynuska, s. 62. [26] Tam¿e. [27] S. Maria Alma So³tan, Matka ¯ycie i dzia³alno¶æ..., s. 56. [28] Tam¿e, s. 57. [29] Tam¿e. [30] Matka Marja Marcelina..., s. 40. [31] S. Maria Alma So³tan, Matka ¯ycie i dzia³alno¶æ..., s. 59. [32] Matka Marja Marcelina..., s. 42. Powrót |