B³ogos³awiona Marcelina Darowska cz. IV Zdj. z ksi±¿ki p.t.: Rozpamiêtujê dni, które minê³y i lata poprzednie wspominam; z pism B³. Matki Marceliny Darowskiej / oprac. S. M. Janina od Wniebowziêcia NMP Jadwiga Martynuska, Szymanów 2008. W po³owie grudnia1862 roku, po oktawie Niepokalanego Poczêcia, matka Marcelina wyjecha³a z Rzymu opuszczaj±c dom na Via Paolina ju¿ na zawsze. Do Galicji jecha³a przez Poznañ, aby odebraæ stamt±d swoj± córkê oraz „pieni±dze, które mia³ jej przes³aæ starszy brat, Walery Kotowicz, ze sprzeda¿y czê¶ci maj±tku przypadaj±cej jej po zmar³ej matce. To w³a¶nie one mia³y stanowiæ podstawê fundacji jaz³owieckiej. [Jednak] z powodu niespokojnych czasów transakcja siê odwleka³a"[1]. Potencjalny kupiec folwarku, który Marcelina otrzyma³a w spadku po matce, zrezygnowa³ z zakupu. Do Galicji wiêc dotar³a w chwili wybuchu Powstania Styczniowego, w zwi±zku, z którym wprowadzono w ca³ym zaborze austriackim stan oblê¿enia. We Lwowie Matka Darowska spotka³a siê z Arcybiskupem Franciszkiem Ksawerym Wierzchleyskim, który j± przyj±³ bardzo przychylnie a po wys³uchaniu planów dotycz±cych nowego Zgromadzenia na jego terenie kilkakrotnie j± pob³ogos³awi³. Do Jaz³owca Matka Prze³o¿ona dotar³a w marcu 1863 roku. Od razu przyst±pi³a do zorganizowania prac remontowych. Z powodu braku w³asnych ¶rodków remont zosta³ sfinansowany z po¿yczki udzielonej przez o. Aleksandra Je³owickiego, który dysponowa³ funduszem „zebranym na budowê ko¶cio³a dla emigracji polskiej w Pary¿u, i móg³ na okre¶lony termin po¿yczyæ czê¶æ tego funduszu"[2] oraz z po¿yczki udzielonej przez ¿ydowskich lichwiarzy. Mimo tych trudno¶ci ju¿ w dzieñ Zwiastowania naj¶wiêtszej Maryi Panny, mog³a razem z jedn± z postulantek, przywiezion± z Poznania, zamieszkaæ w jednym z wyremontowanych pomieszczeñ. Powoli zbli¿a³ siê moment sprowadzenia pozosta³ych sióstr z Rzymu. Matka Marcelina bardzo chcia³a, aby zgodnie ¿yczeniem o. Kajsiewicza i ¿yczeniem Ojca ¦wiêtego Piusa IX Zgromadzenie Sióstr Niepokalanego Poczêcia Naj¶wiêtszej Maryi Panny mia³o swój dom w Rzymie, ale wówczas by³o ich zbyt niewiele by dom w Rzymie utrzymaæ. Dodatkowo w tym czasie by³y rozliczne trudno¶ci „ i materialne, w niedop³ywaniu na czas Marcelinie funduszów z Ukrainy. By³y prze¶ladowania rz±dowe, austriackie i rosyjskie: gro¿ono rewizj±, ze Lwowa przysz³o zabronienie nauczania, z czego wyratowa³ X. proboszcz [Jan] Kaliniewicz, o¶wiadczaj±c, ¿e to jego szkó³ka parafialna, a z za kordonu gro¼ba konfiskaty maj±tku, je¿eli Marcelina nie powróci do domu natychmiast, bo paszport siê koñczy³. Pisa³a wówczas Matka Marcelina do O. Kajsiewicza: »Niech ¿yje krzy¿! Niech stokroæ b³ogos³awiony bêdzie! Niech mi trwa choæby do ostatniego tchnienia mego, je¶li to siê Jemu podobaæ mo¿e! Nie szczêd¼ miê Jezu, ale daj wierno¶æ, patrz, jam s³aba i nêdzna, daj spe³niæ upodobanie Twoje«"[3]. W maju 1863 przysz³o z Rzymu zatwierdzenie Konstytucji Zgromadzenia Sióstr Niepokalanek oraz dekret pochwalny (decretum laudis), a wiêc Watykan zatwierdzi³ Zgromadzenie, które odt±d sta³o siê zgromadzeniem na prawie papieskim. Wtedy o. Kajsiewicz tak napisa³ do m. Marceliny w Jaz³owcu: „»Piotr przemówi³! jeste¶cie zatwierdzone, ale w Rzymie dom g³ówny i rezydencja prawna prze³o¿onej g³ównej«. Powy¿szy rozkaz by³ ciosem dla Matki: podzielenie spo³eczno¶ci, sk³adaj±cej siê z siedmiu osób, na dwie grupy; rezydencja prze³o¿onej generalnej w Rzymie, podczas gdy zgromadzenie pracowaæ bêdzie w Polsce; trudno¶æ - nieraz niemo¿liwo¶æ - i koszt porozumiewania siê wobec obostrzeñ paszportowych i skrupulatnej cenzury ca³ej korespondencji, zw³aszcza na granicy pañstwa - wszystko uniemo¿liwia³o, jej zdaniem, normalny rozwój zgromadzenia i musia³o doprowadziæ do jego rozpadu. O wiele wiêcej i g³êbiej przera¿a³a j± jeszcze inna, tragiczna alternatywa: je¿eli decyzja, przekazana jej przez o. Kajsiewicza, by³a rzeczywi¶cie wol± Bo¿± - to wszystkie jej komunikacje i ¶wiat³a wewnêtrzne które wielokrotnie i z naciskiem nakazywa³y jej ca³kowite (na teraz) przeniesienie zgromadzenia do Polski - by³y fikcj±, z³ud± wyobra¼ni, a mo¿e czym¶ du¿o gorszym jeszcze? Odwrotnie za¶ je¶li o. Kajsiewicz i rzymska Kongregacja siê mylili - to ona przez pos³uszeñstwo ich rozkazom odst±pi ¶wiadomie od wyra¼nej i jasnej dla niej woli Bo¿ej. Wobec takiej perspektywy jedynym wyj¶ciem z sytuacji, jakie znalaz³a, by³o: zrzec siê generalatu. »Ojcze« - pisa³a do o. Kajsiewicza - »w rêce Twoje prze³o¿eñstwo sk³adam. Dzi¶ ju¿ obowi±zkom jego odpowiedzieæ, a wiêc i utrzymaæ go nie mogê«. W dalszym ci±gu listu b³aga³a go, by siê uda³ wprost do Ojca ¦wiêtego i poprzez jego interwencjê doprowadzi³ do zmiany dekretu Kongregacji dla Biskupów i Zakonów: »Pozwólcie mi wprowadziæ Siostry na drogê przez Boga im wytkniêt± (...). Dajcie mi bez przerwy kilka lat pracy z Siostrami; po tych - zrobicie, co zechcecie!« Sze¶æ lat przedtem m. Józefa wyrzek³a siê w podobnych okoliczno¶ciach w³asnego zrozumienia woli Bo¿ej i w imiê bezwzglêdnego pos³uszeñstwa podda³a siê woli kierownika duchowego, chocia¿ on zostawia³ jej - wprawdzie niechêtnie - wolno¶æ dzia³ania. Obecnie m. Marcelina w imiê spe³nienia woli Bo¿ej protestowa³a jawnie przeciw sprzecznemu z ni± rozkazowi i nie czu³a siê w prawie, jako prze³o¿ona, przyj±æ pe³n± odpowiedzialno¶æ za jego spe³nienie. Obie to, co czyni³y, czyni³y na najwiêksz± chwa³ê Boga, który przenika tajniki serc i sumieñ ludzkich. Doprawdy: »dziwny jest Pan w ¶wiêtych swoich«; dziwny i bezgranicznie szeroki. O. Kajsiewicz odpowiedzia³ natychmiast na rozpaczliwy list swej penitentki. Uspokaja³ j± t³umacz±c, ¿e Kongregacja wyrazi³a tylko ¿yczenie, a nie rozkaz instalacji domu g³ównego w Rzymie, on za¶ gotów jest prosiæ Ojca ¦wiêtego, aby na teraz nawet z tego ¿yczenia zwolni³ zgromadzenie »a my¶l z³o¿enia prze³o¿eñstwa jest prost± pokus± i nie ma sensu«. Nastêpnie stwierdzi³ stanowczo: »Powtarzam, i¿ co do Zgromadzenia, zale¿ycie odt±d od Biskupa Miejscowego i od Stolicy Apostolskiej; prze³o¿onymi Waszymi nie jeste¶my - chyba ¿e Biskup da tê w³adzê - gotowi zreszt± s³u¿yæ Wam zawsze i wszêdzie, o ile tylko Bóg da i pozwoli. Nie¶my, Matko, krzy¿ nasz, choæ ciê¿ki: Bóg tak chce«. Zasady tej trzyma³ siê od owej chwili przez ca³e ¿ycie: uwa¿a³ siê nadal za kierownika duchowego Marceliny, która by³a osobi¶cie zwi±zana wobec niego prywatnym ¶lubem pos³uszeñstwa, ale w sprawy zgromadzenia nie ingerowa³, choæ nieraz wyra¿a³ o nich swoje zdanie. Nic wiêc nie sta³o ju¿ na przeszkodzie, by wszystkie Siostry Niepokalanego Poczêcia przyby³y z Rzymu do Jaz³owca i wziê³y siê do roboty, zgodnie z poleceniem Naj¶wiêtszej Panny, otrzymanym przez m. Marcelinê w chwili jej wyjazdu z Wiecznego Miasta: »Teraz zaczniemy pracowaæ!« Szko³a ¶rednia oraz internat w Jaz³owcu musia³y - wed³ug decyzji ich prze³o¿onej zacz±æ funkcjonowaæ ju¿ tej jesieni; to postanowienie by³o nieodwo³alne"[4]. 4 listopada 1863 roku, kiedy ju¿ cztery siostry rzymskie by³y na miejscu i kiedy mia³o nast±piæ po¶wiêcenie kaplicy w Jaz³owcu „i Pan Jezus mia³ dom wzi±æ w Swoje posiadanie"[5] wydarzy³ siê pewien wypadek. Otó¿ w pa³acu na frontonie, nad herbami wcze¶niejszych w³a¶cicieli Poniatowskich i Czartoryskich, znajdowa³ siê pos±g jakiego¶ pogañskiego bo¿ka a w tym miejscu zaplanowano oczywi¶cie du¿y, ¿elazny krzy¿. ¯eby go umie¶ciæ nale¿a³o str±ciæ bo¿ka, ale „robotnik, który go zrzuca³, straci³ równowagê i sam, w oczach wszystkich patrz±cych, spada³ na dó³, na ¶mieræ niechybn±. W tej chwili Matka Marcelina zakre¶li³a nad nim znak krzy¿a. Jakim sposobem zatrzyma³ siê, uczepi³ gzymsu i bez szwanku ¿adnego wyszed³? Na to odpowied¼ u Boga wszechmocnego. Cz³owiek ten, który by³ protestantem, nawróci³ siê nastêpnie na katolicyzm. Ta chwila wziêcia w posiadanie murów jaz³owieckich przez Chrystusa Pana, jest symboliczna. Zdaje siê wypowiadaæ ca³e zadanie Zgromadzenia i w pojedynczych duszach jego cz³onków i w kraju przez pracê apostolsk±: Wszêdzie, ka¿da dusza, ma str±caæ ba³wana swojego, a na jego miejsce stawiaæ krzy¿, god³o Chrystusowe, z którego On zmartwychwstaje"[6]. Dzieñ pó¼niej, kiedy dojecha³y ju¿ pozosta³e trzy siostry rzymskie, matka Marcelina wprowadzi³a w Jaz³owcu klauzurê zakonn± a tak¿e obra³a za patrona domu, obok Matki Boskiej Niepokalanej, ¶wiêtego Józefa. Wtedy „rozpocz±³ siê rok szkolny z kilkoma pierwszymi wychowankami. Pocz±tki niepokalañskiej pracy w kraju by³y wiêcej ni¿ skromne"[7]. W zamy¶le w Jaz³owcu mia³a byæ prowadzona rozwojowa szko³a ¶rednia dla panienek, ale równocze¶nie otworzona zosta³a „szko³a elementarna dla dziewczynek z okolicy klasztoru, zarówno dla Polek jak dla Rusinek"[8]. Kilka miesiêcy pó¼niej, kiedy minê³y ju¿ trzy lata od mistycznych zarêczyn Matki Marceliny z Panem Jezusem, to wówczas w Wielki Czwartek 24 marca 1864 roku, „podczas obrzêdów Triduum Paschalnego w jaz³owieckiej kaplicy dokona³y siê za¶lubiny mistyczne jako znak wej¶cia w zjednoczenie przeobra¿aj±ce"[9], czyli zjednoczenie tak doskona³e, jakie czeka wszystkie te dusze, które dostan± siê do nieba. Przecie¿ Pan Bóg ju¿ w Starym Testamencie mówi³ do nas: B±d¼cie ¶wiêtymi, bo Ja jestem ¶wiêty, Pan, Bóg wasz! [Kp³ 19, 2n]. Z pewno¶ci± równie¿ pamiêtamy jak w objawieniach w Tre Fontane Matka Bo¿a przedstawi³a siê jako Jestem, która jestem w Trójcy ¦wiêtej, a o czym to ¶wiadczy, chyba nie trzeba t³umaczyæ. ¦wiêty Jan od Krzy¿a opisa³ mistyczne za¶lubiny jako stan, który jest zdecydowanie wy¿szy ni¿ stan zarêczyn duchowych. Napisa³, ¿e jest to „ca³kowite przeobra¿enie duszy w Umi³owanego (...), w którym dusza staje siê bosk± i Bogiem przez uczestnictwo, w stopniu mo¿liwym w tym ¿yciu"[10]. ¦wiêty Jan uwa¿a³, ¿e zjednoczenie duszy ludzkiej z Bogiem jest najwa¿niejsz± rzecz± w jego nauce. By³ tak¿e prze¶wiadczony o tym, ¿e za¶lubiny mistyczne s± najwy¿szym stanem do jakiego mo¿e doj¶æ dusza na ziemi. Je¶li kto¶ jest zdziwiony tymi s³owami o stawaniu siê duszy Bogiem, to niech spróbuje zag³êbiæ siê w naukê ¶wiêtego Jana od Krzy¿a, któr± opisa³ on w swoich dzie³ach. Tam, jest wszystko bardzo dok³adnie wyja¶nione, my tutaj zacytujemy tylko dwa fragmenty jego my¶li: „Gdy zatem dusza zrobi miejsce, czyli usunie z siebie wszelk± zas³onê i brud stworzeñ, co dokonuje siê przez doskona³e zjednoczenie jej woli z wol± Bo¿± (bo kochaæ to staraæ siê dla mi³o¶ci Boga wyrzec siê i ogo³ociæ ze wszystkiego, co nie jest Bogiem) - natychmiast zostaje prze¶wietlona i przeobra¿ona w Boga. Udziela jej wtedy Bóg swego bytu nadprzyrodzonego w takiej mierze, i¿ wydaje siê ona samym Bogiem i posiada to, co On sam. Zjednoczenie to dokonuje siê wtedy, gdy Bóg wy¶wiadcza duszy tê nadprzyrodzon± ³askê, ¿e wszystko co Bóg i dusza posiadaj±, staje siê jednym w przemianie uczestnicz±cej. Dusza wydaje siê wtedy byæ wiêcej Bogiem ni¿ dusz± i w rzeczy samej jest Bogiem przez uczestnictwo, choæ oczywi¶cie jej byt naturalny jest tak odrêbny od bytu Bo¿ego jak i przedtem (nawet je¶li obecnie jest przeobra¿ona), podobnie jak tafla szklana jest czym¶ innym ni¿ promieñ, który j± o¶wietla"[11]. I ¿eby rozwiaæ wszelkie w±tpliwo¶ci i jeszcze ja¶niej zrozumieæ my¶li ¶wiêtego Jana warto zapoznaæ siê z poni¿szym fragmentem z jego pism: „Tak wiêc, stosownie do tego, co ju¿ powiedzieli¶my, rozum tej duszy jest rozumem Bo¿ym, jej wola jest wol± Bo¿±, jej pamiêæ jest wieczyst± pamiêci± Bo¿± i jej rozkosz jest rozkosz± Bo¿±. Substancja tej duszy nie jest wprawdzie substancj± Boga, gdy¿ dusza nie mo¿e substancjalnie przemieniæ siê w Niego, jednak bêd±c z Nim tak ¶ci¶le jak tutaj z³±czona i tak poch³oniêta przez Niego, jest Bogiem przez uczestnictwo w Bogu. Prze¿ywa siê to wszystko w tym doskona³ym stanie ¿ycia duchowego, chocia¿ nie tak doskonale jak w ¿yciu przysz³ym. W ten sposób dusza umar³a dla wszystkiego, czym by³a sama w sobie i co by³o ¶mierci± dla niej, a ¿yje tym, czym jest Bóg sam w sobie"[12]. A teraz pos³uchajmy tak¿e opisu za¶lubin mistycznych, czyli tego najwa¿niejszego wydarzenia w ¿yciu Marceliny Darowskiej przes³anego przez ni± 5 kwietnia w li¶cie do o. Hieronima Kajsiewicza: „By³am zdaje mi siê w wielkim po³±czeniu z Jedynym moim, jakobym przesz³a w Jego Cz³owieczeñstwo z Bóstwem zjednoczonym [...] wszak¿e nic uczu³ego [wydaje siê, ¿e chodzi tu o to, i¿ nie odczu³a ona ¿adnego wra¿enia zmys³owego], wydatnego, wymownego po ludzku w sobie nie widzia³am, a¿ id±c za Panem do ciemnicy niesionym, nagle przesz³am w stan ujêciej [przenikniêcia, ogarniêcia] nadprzyrodzony: opu¶ci³am wszystko, co mnie otacza³o, ¶wiat ten, a ujêta i objêta ca³a Zbawicielem moim, by³am przez Niego przedstawion± Bogu i Ojcu i Duchowi ¦wiêtemu jako oblubienica Jego i tam nast±pi³y nasze za¶lubiny przez zlanie siê niepojête w jedno duchowe, które sta³o siê jakby pier¶cieniem cechuj±cym zwi±zek na zewn±trz"[13]. W taki sposób Marcelina osi±gnê³a najwy¿szy stan zjednoczenia mistycznego z Panem Bogiem, a stan ten ujawnia³ siê w skutkach, które tak¿e opisywa³a ¶wiêta Teresa z Avila, a wiêc: „ca³kowite u¶miercenie egoizmu. Jego miejsce (...) zajmuje jedynie troska o chwa³ê Bo¿±, wyra¿aj±ca siê w niezwyk³ej gorliwo¶ci i skuteczno¶ci apostolskiej. Z tym wi±¿e siê spokojne, podporz±dkowanie woli Bo¿ej, pragnienie ¶mierci i rado¶æ z prze¶ladowañ dla Imienia Bo¿ego"[14]. Chocia¿ matka Marcelina obsypana zosta³a przez Boga wieloma nadzwyczajnymi ³askami, to jednak wiedzia³a, „¿e »nie ³aski, ale wyniszczenie jest miar± ¶wiêto¶ci« i do tego wyniszczenia, aby Bóg móg³ w duszy wszechw³adnie panowaæ, do tej ¶mierci sobie, »któr±« - jak pisze - »w ca³ej prawdzie uwa¿amy i uwa¿aæ winni¶my za charakter, za cechê szczególn± obowi±zuj±c± nasze Zgromadzenie«, prowadzi³a Siostry s³owem i przyk³adem"[15]. A Sióstr przybywa³o w Jaz³owcu z ka¿dym rokiem coraz wiêcej. „»Z woli to Bo¿ej, zatwierdzonej pó¼niej rozporz±dzeniem Ko¶cio³a, Matka przeznaczy³a Jaz³owiec na ognisko ducha Zgromadzenia - pisze jedna z Sióstr ówczesnych - na przechowanie ¿ywotno¶ci jego dla wszystkich pokoleñ i domów... Tu pod ciep³em Matczynych skrzyde³, Zgromadzenie ¿yæ poczê³o. Wszystkie¶my tu oczy otworzy³y na ¶wiat³o Bo¿e, ka¿da w tych murach prze¿y³a wiosnê swoj± zakonn±, znalaz³a zaspokojenie wszelkich potrzeb duszy i ukocha³a, na ile j± staæ, Boga, Matkê i Zgromadzenie«... Matka Marcelina oddawa³a siê ca³a ka¿dej Siostrze, tak I-go jak i II-go Chóru. Jedna z tych ostatnich wspomina: »To nie do wypowiedzenia, jak Mateczka by³a z uszanowaniem dla swego otoczenia. Ona to mia³a z Ducha ¦w., takie namaszczenie w stosunku z Siostrami... Mateczka wylewa³a siê mi³o¶ci±, ca³a zamienia³a siê w mi³o¶æ; tak siê o nas troszczy³a, ¿eby¶my nie wyczerpywa³y«..."[16]. Jesieni± 1864 roku do klasztoru w Jaz³owcu z wizyt± duszpastersk± przyby³ o. Piotr Semenenko. By³ pod wielkim wra¿eniem dzia³alno¶ci niepokalanek. Tak o tym pisa³ w li¶cie do swojego przyjaciela, Leona Kalm - Podoskiego: „Jestem tu prawdziwie jak w raju ziemskim. Miewam codzienne nauki, zamiast rekolekcji, prócz tego wszystkie (Siostry) ju¿ raz przespowiada³em. Przepatrujemy przytem ca³y sposób uczenia, rozk³ad nauk i t. d. Jestem tym ca³y zajêty, z wielk± moj± pociech± i nadzwyczajn± nadziej± na przysz³o¶æ. Skutki osi±gniête przechodz± wszelkie spodziewanie"[17]. W marcu roku 1865 wybuch³ po¿ar w klasztorze, który z dachu bocznego skrzyd³a, kierowa³ siê w stronê kaplicy i g³ównego budynku. W zimie znajduj±ce siê w pobli¿u ¼ród³o by³o zamarzniête, nie by³o w pobli¿u ani stra¿aków ani nawet ¿adnego sprzêtu stra¿ackiego. Matka Marcelina widz±c co siê dzieje, ¿e po ludzku s±dz±c ¿adnej pomocy nie mo¿na otrzymaæ „pada (...) na kolana i wo³a z g³êbi duszy: »Panie, je¿eli to dzie³o ludzkie, niech zgore! ale je¿eli Twoje, ratuj je!« I znakiem krzy¿a ¶wiêtego prze¿egna³a po¿ar. A wtedy w mgnieniu oka, w obecno¶ci wszystkich, »ogieñ jakby jedn± d³oni± ujêty, powalony zosta³ na dó³, a wiatr siê obróci³ i przeciwny da³ mu kierunek«, dopalaj±c ju¿ tylko obszar zajêty poprzednio. Matka Marcelina przeklêcza³a na ¶niegu dwie godziny, zatopiona w modlitwie. Ludno¶æ jaz³owiecka, z ks. proboszczem Kaliniewiczem na czele, okaza³a siê (...) pe³na ¿yczliwo¶ci. A Boska Opatrzno¶æ ochroni³a nawet od materjalnej straty, bo skrzyd³o by³o asekurowane"[18]. Prowadzenie dzieci w zak³adzie by³o oparte na prawdzie i mi³o¶ci oraz g³êbokiej wierze. Nie by³o tam systemu kar i nagród wiêc i nie by³o wspó³zawodnictwa. Matka Marcelina rozbudza³a w wychowankach równie¿ wielk± mi³o¶æ do Boga i Ko¶cio³a oraz do ojczyzny, bo przecie¿ zadaniem zgromadzenia by³o: „»przygotowanie krajowi prawdziwie chrze¶cijañskich niewiast, córek, ¿on, matek, wedle ducha Bo¿ego, a przez to przygotowanie mu w¶ród strasznego zepsucia ¶wiata, nowego chrze¶cijañskiego spo³eczeñstwa, z którego i kap³ani i mê¿e narodu i obroñcy Ko¶cio³a, w którem dobro, bogactwo kraju«. I gdyby kiedy¶ Zgromadzenie rozszerzy³o siê na inne kraje, ponios³oby wszêdzie z ³ask± Bo¿± ideê mi³o¶ci ka¿dego narodu, wedle Boga, w duchu Ko¶cio³a i pracowa³oby nad dzieæmi tego narodu, wedle ich narodowo¶ci. Wprowadzi³a wiêc Matka Marcelina po klasach wyk³ady polskie. Po religii, która nie jest prost± nauk±, ale samem ¿yciem, wszystko przenikaj±cem i podstaw± wszystkich pogl±dów - przedmioty narodowe mia³y pierwszeñstwo. »Nauka i wiedza - pisa³a Matka Marcelina - ¶rodkiem do wp³ywu, nie za¶ ¼ród³em, z którego ten wychodziæ powinien. ¬ród³em - duch Bo¿y, ³aska, a z nich zasady, pojêcia i cnoty. ¬ród³o niezbêdne, ¶rodki potrzebne. Potrzeba wiêc nauki. Nauka zatwierdza, wszechstronniej wkorzenia, dope³nia. Wiedza ubogaca, usilnia. Nauki wyk³adane wiêc bêd± w zak³adzie Zgromadzenia najgruntowniej«..."[19]. Olbrzymi nacisk k³ad³a równie¿ prze³o¿ona zgromadzenia na to, by nauczyæ dzieci samodzielnego my¶lenia, za co po ukoñczeniu szko³y niejedna z wychowanek bardzo dziêkowa³a i wyznawa³a z wdziêczno¶ci±: „W klasztorze nauczy³am siê my¶leæ"[20]. Program nauczania dostosowany by³ do przysz³ych potrzeb ¿yciowych „obejmowa³ ca³okszta³t tego, co dobrze wychowana panienka wiedzieæ powinna, bez przeci±¿enia g³ówek dziecinnych, z konieczno¶ci na zdrowiu siê odbijaj±cym"[21]. W pierwszym kwartale roku 1868 przyjecha³ do Jaz³owca O. Hieronim Kajsiewicz, który da³ Siostrom dwie serie rekolekcji. By³ on pod wielkim wra¿eniem i pe³en pochwa³ dla samego klasztoru jak i sposobu jego prowadzenia. W tym samym roku w czasie Bo¿ego Narodzenia Matka Marcelina mia³a widzenie Naj¶wiêtszej Maryi Panny, które pó¼niej w li¶cie do ojców Kajsiewicza i Semenenki tak opisa³a: „»Gdybym nie wiedzia³a, ¿e Maryja stworzeniem, to za Boga wzi±æ bym J± mog³a, taka doskona³o¶æ, taka ¶wiêto¶æ, taka pe³no¶æ ¶wiêto¶ci, piêkno¶ci i majestatu«. W¶ród tego dusza jej jakby oddzielona siê czu³a od cia³a, któremu znie¶æ by³o trudno wielko¶æ tej rado¶ci i wielko¶æ ognia. A gdy po przyjêciu Komunii ¶wiêtej wraca³a na swoje miejsce, Naj¶wiêtsza Panna rzek³a jej: »Wiele ci dajemy rado¶ci, aby¶ wiele znie¶æ mog³a bole¶ci«"[22]. W roku 1869 ojciec ¶wiêty Pius IX przygotowywa³ siê do otwarcia soboru nazwanego pó¼niej soborem watykañskim I. Matka Marcelina postanowi³a wówczas w intencji pomy¶lnego przebiegu tego soboru ofiarowaæ swoje ¿ycie. Nie pozwoli³ jednak na to o. Kajsiewicz, który tak do niej napisa³: „Moja Mateczko (...) Cieszê siê, ¿e Ci Pan ka¿e modliæ siê za sobór przysz³y... Pozwoliæ Ci, by¶ na tê intencjê ¿ycie ofiarowa³a, nie mam sumienia. Zreszt±¶ i tak Bogu oddana, ale widzisz sama, ¿e jeszcze czas nie przyszed³, aby¶ rozpoczête dzie³o opuszcza³a. Bóg mile przyj±³ Twoj± gotowo¶æ, On, który Ci takie pragnienia sam podaje"[23]. A wiêc matka Marcelina postanowi³a ofiarowaæ za pomy¶lno¶æ soboru „wszelkie cierpienia i krzy¿e, jakie Bóg zechce na ni± spu¶ciæ. Rzeczywi¶cie po otwarciu soboru runê³y na ni± ciê¿kie do¶wiadczenia."[24]. Do tych do¶wiadczeñ przyczynili siê w du¿ej mierze ojcowie zmartwychwstañcy, którzy przys³ali na kapelana w Jaz³owcu O. Waleriana Przew³ockiego, który potrafi³ siê wyj±tkowo niestosownie by nie rzec brutalnie odnosiæ do sióstr niepokalanek. By³ to cz³owiek raczej niezbyt zrównowa¿ony, gdy¿ „raz wybucha³ , to znów przeprasza³"[25]. Sama matka Marcelina takie o nim mia³a zdanie, które zapisa³a w swoich notatkach: „Ojciec wszêdzie widzia³ pychê, malicjê [z³o¶liwo¶æ, chytro¶æ], ukryte cele mej osobisto¶ci, wyniesienia mego szukaj±cej... Pró¿no siê badam, patrzê na siebie, czuwam, rachujê z sob±, nigdy nic podobnego schwyciæ nie mogê. Gdy ja szuka³am zgody i porozumienia, przykre usposobienie Ojca wzrasta³o, gdy ja siê cofa³am przed stosunkiem, który do niczego po¿ytecznego nie prowadzi³ i koniec po³o¿yæ mu chcia³am, Ojciec jakby wpada³ w rozpacz, przeprasza³, upokarza³ siê, naprawia³, obiecywa³ poprawê... i zdawa³o mi siê, ¿e nie mia³am prawa trwaæ w oporze. (...) W ostatecznej chwili, jak to zawsze bywa³o, Ojciec chwyci³ za usuwaj±c± siê z jego r±k niæ gin±cej sprawy, sprawy woli Bo¿ej i jemu - chwilowo powierzonej, uj±³ znowu niby silniej, upokorzy³ siê i stan±³ jakoby z dobr± wol±. Wyznajê na upokorzenie moje, ja ju¿ wiary nie mia³am ani w tê wolê, ani w sprawê od niej zale¿n±. Stanê³am z biern± gotowo¶ci±, aby nic sobie nie mieæ do wyrzucenia"[26]. Równie¿ o. Hieronim Kajsiewicz i o. Piotr Semenenko byli tymi, którzy w oczach ¶wiadków bardzo krzywdzili m. Marcelinê a których ona nazywa³a „swymi dobrodziejami"[27]. Otó¿ ojcowie ci postanowili wykorzystywaæ jej bliski kontakt z Panem Bogiem, inaczej mówi±c telefon do nieba i nakazali swej penitentce, która przecie¿ ¶lubowa³a o. Kajsiewiczowi pos³uszeñstwo, mówiæ wszystko to, co mog³o dopomóc duchowo im i ich zakonowi a pó¼niej i inne sprawy. By³a to praca dla samej matki Marceliny wyj±tkowo ciê¿ka, czasami przekraczaj±ca jej si³y fizyczne a która w przysz³o¶ci „¶ci±gnê³a na Marcelinê Darowsk±, przez tylu niezrozumian±, sprzeciw, niechêæ, a wreszcie oszczercze zarzuty"[28]. Znalaz³a siê nasza bohaterka w bardzo trudnej i niezrêcznej roli, bo by³a zmuszana poprzez polecenia swojego kierownika duchowego, ujawniaæ tym kap³anom ich winy oraz wzywaæ ich do poprawy. Musia³a „im dawaæ rady, jak postêpowaæ w takim czy innym wypadku; decydowaæ czy O. Kajsiewicz ma jechaæ do Kanady, sprzedawaæ winnicê pod Rzymem czy nie, zwijaæ misjê parysk± czy j± pozostawiæ, zakazaæ O. Semenence spowiadania dewotek czy nie, itd. itd.[29]". Na prze³omie lat 1871 i 1872 matka Marcelina Darowska pod natchnieniem Bo¿ym, zredagowa³a Ustawy zakonne dla w³asnego zgromadzenia a w nied³ugim czasie zmartwychwstañcy, po pewnych korektach, przyjmuj± te ustawy jako swoj± w³asn± zakonn± regu³ê. „Wzywana przez nich jedzie do Rzymu, aby z nimi przetrz±saæ wszystkie sprawy ich Zgromadzenia, nawet zmiany personalne. Z pos³uszeñstwa przyjmuje na kapelanów do Jaz³owca m³odych Zmartwychwstañców, aby im dawaæ wyrobienie zakonne i przygotowywaæ osiedle Zmartwychwstañców w Kraju. Dla nich pisze instrukcje o spowiedzi, dla nich i dla ówczesnego ju¿ genera³a O. Semenenki spisuje notatki do rozmy¶lañ rekolekcyjnych. Wreszcie musi odci±æ siebie i swoje Zgromadzenie od ich wp³ywu, poznanego jako ujemny. Koñczy siê wzajemna zale¿no¶æ oskar¿eniem M[arceliny] Darowskiej, na kapitule Zmartwychwstañców, oskar¿eniem jej o chêæ rz±dów, o b³êdy w regule, a przed Leonem XIII okre¶la siê j± jako wizjonerkê, bêd±c± ofiar± z³udzeñ w³asnych, a chc±c± je narzuciæ innym. Istotnie stanowisko zupe³nie wyj±tkowe. I nie ma innego wyj¶cia: albo trzeba stwierdziæ, ¿e mamy tu do czynienia z niedopuszczaln± i niezdrow± ingerencj± obcej zakonnicy w sprawy jak najbardziej w³asne mêskiego zgromadzenia zakonnego OO. Zmartwychwstañców, albo przypomnieæ sobie, ¿e historia Ko¶cio³a zna takie lub podobne wyj±tkowe postacie kobiet i ich wyj±tkowe w owym czasie zadania. Oczywi¶cie mutatis mutandis. Zupe³nie niekobiec± i zupe³nie wyj±tkow± jest rola ¶w. Joanny D'Arc, powo³anie jedyne w swoim rodzaju i ¶ci¶le ograniczone w czasie i przestrzeni. Spoza murów klasztornych id± za g³osem swego powo³ania Brygida czy Katarzyna Sieneñska, czy wielka Teresa z Avili. Ka¿da z nich jest znakiem, którem siê sprzeciwiaj±. Jedna ginie na stosie, inne znosz± takie czy inne prze¶ladowania, ostatnia o ma³y w³os nie dostaje siê do wiêzienia, do którego jednak zostaje wtr±cony jej wierny towarzysz i wspó³reformator, ksi±¿ê mistyków, chrze¶cijañskich, ¶w. Jan od Krzy¿a. Pos³annictwo M. Darowskiej le¿y w znacznie skromniejszych ramach. Widzi ona swe zadanie na razie wy³±cznie dla Polski i w Polsce i tak samo widzi pos³annictwo zgromadzenia Zmartwychwstañców. Nie chodzi tu oczywi¶cie o ¿adn± analogiê z owymi znanymi w ¦redniowieczu klasztorami dwoistymi, na czele których sta³a jednak kobieta, opatka. Jej rola wobec Zmartwychwstañców jest zupe³nie chwilowa, przemijaj±ca. W r. 1874 o¶wiadczy³a wobec zgromadzonych w klasztorze ss. Marie Reparatrice w Rzymie ojców radnych Zmartwychwstañców, co ju¿ zreszt± od dawna uznawali OO. Kajsiewicz, Semenenko, [Julian] Feliñski: , »Podoba siê Panu dawaæ mi ¶wiat³a dla obydwóch Zgromadzeñ!« Jednog³o¶na odpowied¼ ojców radnych by³a, ¿e siê M. Marcelina w tym nie myli. I tych »¶wiate³« mia³a im udzielaæ pó³y, póki je bêdzie otrzymywaæ dla nich, wzglêdnie, póki nie wejd± pewnie na drogê swego w³a¶ciwego pos³annictwa, a wtedy jej zadanie wobec nich by³oby wyczerpane. Dla obu zgromadzeñ Zmartwychwstañców i Niepokalanek, których zreszt± pierwotna nazwa mia³a byæ ss. Zmartwychwstanki, widzia³a M. Darowska fundamentaln± potrzebê jedno¶ci z woli Bo¿ej. Jedno¶ci nie kanonicznej czy prawnej, ale jedno¶ci ducha (»umarli ¶wiatu a zmartwychwstali Chrystusowi«), ¶rodków, celu i zadania. A tym zadaniem mia³o byæ chrze¶cijañskie odrodzenie polskiego spo³eczeñstwa, odrodzenie religijne i narodowe, przez wychowanie nowych pokoleñ m³odzie¿y polskiej. I to wówczas, gdy jeszcze nie istnia³y polskie zak³ady wychowawcze tego typu. Tê jedno¶æ uwa¿a³a M. Darowska za kardynaln± zasadê, za wyra¼n± wolê Bo¿± dla obu Zgromadzeñ. O tê zasadê walczy³a do koñca ¿ycia, a sprzeniewierzenie siê jej uwa¿a³a za odrzucenie woli Bo¿ej i za zadatek niechybnego upadku. Ten obowi±zek jedno¶ci by³ dla niej jej w³asnymi s³owami »pewnikiem chyba tylko mniejszym od dogmatów wiary ¶wiêtej, od Ewangelii, od nauki Ko¶cio³a«"[30]. O. Kajsiewicz od d³u¿szego ju¿ czasu korzysta³ z nadprzyrodzonego daru prze³o¿onej niepokalanek, o czym sam napisa³ do niej w jednym z listów, pos³uchajmy: „Odk±d przekona³em siê, ¿e to nie ty mówisz i tobie samej znajomo¶æ s³abo¶ci naszych pokus± byæ nie mo¿e, dziêkujê Bogu za ten nowy kana³ komunikacji Jego... [a w innym]: Bóg ci zap³aæ za wszystko co przez ciebie dla dobra duszy mojej powiedzia³. Bêdê stara³ siê korzystaæ, módlcie siê. Nie odsy³aj miê do nikogo po stwierdzenia poza spowiedzi± - do nikogo na ziemi nie daje mi Bóg tyle ufno¶ci co do ciebie"[31]. I tak przez wiele lat O. Kajsiewicz domaga³ siê sprawozdañ m. Marceliny z jej wewnêtrznych ¶wiate³. Zachêca³ j± równie¿ do nieunikania w przekazywaniu krytyki wobec niego samego, je¶li siê taka pojawia³a w jej widzeniach „Poniewa¿ da³ ci mi³y Jezus tê ³askê, ¿e znajomo¶æ niedoskona³o¶ci starszych twoich nie os³abia w tobie nale¿nego dla nich szacunku, dziêkujê Bogu za ¶wiat³o, jakie mi przys³a³ przez ciebie"[32]. Oprócz rad dla siebie, zacz±³ prosiæ równie¿ o rady dla O. Semenenki i ca³ego zgromadzenia zmartwychwstañców. Sam zauwa¿y³ swój egoizm, tak pisz±c: „Ja samolubnie chcia³em korzystaæ z jasno¶ci w jakiej jeste¶ i wezwaæ ciê, ¿eby¶ siê wkwaterowa³a do duszy mojej i wierny jej inwentarz spisa³a z recept± na defekta [b³êdy]"[33]. Oczywi¶cie, upomina³ Marcelinê, gdy ona kolejny raz „przeprasza³a, i¿ mimo woli sta³a siê dla nich »ch³ost± w rêku Bo¿ym«"[34]. Dochodzi³o tak¿e do tego, ¿e obaj ojcowie za³o¿yciele zmartwychwstañców zaczêli siê praktycznie spowiadaæ matce Marcelinie. O. Semenenko na kilkunastu stronach opisa³ ca³e swoje ¿ycie w rodzaju spowiedzi generalnej natomiast pó¼niej obaj ojcowie zaczêli wymieniaæ na przemian wady zauwa¿one u swojego wspó³brata. Dlatego te¿ zaczê³a matka Marcelina bardzo prosiæ o to, by j± zwolniæ z tego przykrego dla niej obowi±zku. Wyprasza³a siê i wymawia³a, „nie tylko od tego, aby na ich polecenie modliæ siê o spe³nienie lub unikniêcie takiej czy innej rzeczy, lecz przede wszystkim od pisania im nakazanej jej przez nich gorzkiej prawdy o nich samych. I tak w li¶cie do O. Kajsiewicza (...) [napisa³a]: »Pozwólcie, abym milcza³a, albo lepiej jeszcze ka¿cie mi milczeæ, a milczeæ bêdê, lecz kiedy mam mówiæ, to mówiæ muszê szczerze, wedle prawdy, jak tê pojmujê i czujê«"[35]. A w li¶cie do O. Piotra Semenenki tak to ujê³a: „W szczero¶ci, do której nie tylko¶cie mnie upowa¿nili, ale któr±¶cie mi nakazali, wszystko wam i o was mówiê, najczê¶ciej na osobny wyra¼ny wasz rozkaz, a potem to wam daje niepokój o mnie, czujecie w tym nieporz±dek ... pozwólcie, abym nigdy wam o was nie mówi³a, a tylko co nas dotyczy, abym was tylko s³ucha³a. I ja czujê, ¿e to lepszy bêdzie porz±dek, a dla mnie stokroæ milej". Po wyborze genera³a zakonu zmartwychwstañców, którym ponownie zosta³ o. Kajsiewicza, bardzo wiele gorzkich s³ów us³ysza³ od m. Marceliny o. Piotr Semenenko, za próbê wci±gniêcia jej w pewn± manipulacjê przy tych wyborach. O. Kajsiewicz, który pozna³ kulisy tej sprawy, tak napisa³ do m. Marceliny: „Wiele¶ wycierpia³a, biedna Matko z nami, ale to cierpienie podwoi³o zas³ugê twoj± i podnosi chwa³ê w niebie. S±dzê, ¿e Bóg nie daje ci widzieæ, co siê u nas polepszy³o (...) tylko wci±¿ daje widzieæ czego nam brakuje, aby¶ wiêcej siê modli³a i wci±¿ na nas nastawa³a..."[36]. Wówczas zaczê³a siê reforma zmartwychwstañców a ojciec Hieronim uda³ siê do Jaz³owca. Tam mia³ nauki dla sióstr a b³ogos³awi±c przed wyjazdem matkê Marcelinê powiedzia³ wzruszony otaczaj±cym go niepokalankom: „Strze¿cie nam naszego wspólnego skarbu!"[37]. Po powrocie tak powiedzia³ do o. Juliana Feliñskiego: „»Muszê teraz wyznaæ w ca³ej szczero¶ci, ¿e M. Marcelina jest prawdziw± za³o¿ycielk± naszego Zgromadzenia«. Powtórzy³ to kilka razy wielu z nas. Wróciwszy z Jaz³owca odby³ rekolekcje, a koñcz±c je, powiedzia³ mi: »Teraz dopiero widzê jasno, ¿e wszystko, co mi M[atka] Marcelina powiedzia³a o mojej duszy, jest zupe³n± prawd±«"[38]. W roku 1873 w ¦rodê Popielcow±, ca³kiem niespodziewanie, zmar³ o. Hieronim Kajsiewicz, „z którym niemal przez dwadzie¶cia lat zwi±zana by³a ¶lubem osobistego pos³uszeñstwa"[39]. Po ¶mierci o. Kajsiewicza obowi±zki genera³a zmartwychwstañców przej±³ o. Piotr Semenenko. Jednak z tym ojcem ju¿ nie udawa³o siê Matce Marcelinie znale¼æ wspólnego jêzyka i tak porozumiewaæ siê jak wcze¶niej z o. Hieronimem Kajsiewiczem. W tym te¿ czasie na wiele lat usta³y dotychczasowe ³aski „a na modlitwie dane jej jest zrozumieæ, ¿e czekaj± j± o wiele ciê¿sze krzy¿e"[40]. Ale matka Marcelina nie obawia³a siê ich, a wrêcz przeciwnie, nawet na nie mi³o¶ci± czeka³a, gdy¿ jak pisa³a do jednej ze swoich sióstr w Chrystusie: „Krzy¿e to per³y, to ogniwa ³±cz±ce nas z Ukrzy¿owanym Zbawicielem. Kochajmy je szczególniej, bo one niezaprzeczenie szczególnie cenne"[41]. Gdy liczba prosz±cych o miejsce w Jaz³owcu wzrasta³a do tego stopnia, ¿e trzeba by³o, z braku miejsc, coraz czê¶ciej odmawiaæ, matka Marcelina w 1873 roku naby³a grunt w Jaros³awiu i ju¿ w roku 1875 powsta³ drugi zak³ad prowadzony przez niepokalanki. Przez dziesiêæ lat, od chwili z³o¿enia klasztoru w Jaz³owcu do chwili uruchomienia drugiego o¶rodka w Jaros³awiu do Zgromadzenia Sióstr Niepokalanego Poczêcia Naj¶wiêtszej Panny Maryi przyjêto 60 kobiet. Do zakonu przyjmowano tylko osoby o prawdziwym powo³aniu bez wzglêdu na ich pochodzenie spo³eczne. Jeszcze w roku 1874 Matka Marcelina Darowska otrzyma³a dekret Stolicy Apostolskiej, który zatwierdza³ na wieczne czasy zgromadzenie niepokalanek. Mapka z ksi±¿ki, Ewa Jab³oñska-Deptu³a, Marcelina Darowska Niepokalanka 1827-1911, Lublin 1996. W nastêpnych latach powstawa³y kolejne zak³ady w Ni¿nowie, w Nowym S±czu i w S³onimie. „W 1907 roku Marcelina wys³a³a siostry do nowego zak³adu w Szymanowie, niedaleko Warszawy. Uzyskanie od rz±du carskiego pozwolenia na otwart± pracê u wrót stolicy graniczy³o z cudem. Zgoda jednak nadesz³a. Obecnie w Szymanowie znajduje siê dom generalny zgromadzenia"[42]. Gdy Arcybiskup Zygmunt Szczêsny Feliñski po dwudziestu latach zes³ania osiad³ w pobli¿u Jaz³owca, to natychmiast otoczy³ go oraz „jego za³o¿ycielkê (...) prawdziwie ojcowsk± opiek±, a nawet przyja¼ni±. Corocznie odwiedza³ klasztory sióstr Niepokalanek, a w sierpniu 1883 roku po¶wiêci³ w Jaz³owcu statuê, wyrze¼bion± z bia³ego , kararyjskiego marmuru"[43]. W tym samym roku biskup Seweryn Morawski, który dwa lata pó¼niej zosta³ metropolit± lwowskim, przyby³ do Jaz³owca i wyg³osi³ bardzo znacz±ce przemówienie: „Znam Matkê Marcelinê od lat 20. Od pierwszej chwili, com j± pozna³, uczu³em dla niej prawdziw± cze¶æ. I ta siê nigdy nie zachwia³a. Odt±d wszystko, co widzê i co s³yszê, cze¶æ tê wzmaga. Owszem i co przeciwnego! A to ostatnie bardziej jeszcze, ni¿li wszystko inne! Tak jest. Prze¶ladowania podwajaj± tylko moj± cze¶æ dla niej, bo utwierdzaj± miê bardziej ni¿ kiedy w przekonaniu i s± mi nowym dowodem, ¿e to prawdziwe dzie³o Bo¿e, skoro je Bóg przez ciê¿kie próby przeprowadza. Kiedy patrzy³em przez wszystkie lata dotychczas, na ten wzrost Zgromadzenia nadzwyczajny, taki szybki, pod tak niezwyk³em, widocznem b³ogos³awieñstwem Bo¿em - prawie miê pewien lêk przejmowa³ w¶ród tylu pomy¶lno¶ci. Brakowa³o mi dla Zgromadzenia ostatniej pieczêci dzie³ Bo¿ych: prze¶ladowania. Dzi¶ ona ju¿ po³o¿ona. I to mi jest najsilniejszym, ¿ywotnym dowodem, ¿e to sprawa Bo¿a. Prawda w uciskach podwójnie ja¶nieje i podwójne uznanie wzbudza. To uznanie pragnê dzi¶ wyraziæ"[44]. Podobnie w roku 1900 ówczesny ks. biskup diecezji tarnowskiej Ignacy £obos takimi s³owami wyrazi³ swoje zdanie o cierpieniach matki Marceliny: „¦wiêtego Fundatora Pijarów obrzucano przed Stolic± Apostolsk± najrozmaitszemi obwinieniami, a on znosi³ wyrzuty i podniesiony jest na o³tarze. Niepodobna ¿yæ w przyja¼ni Chrystusowej bez krzy¿ów i bez furji z³ego ducha i ¶wiata. Ale to dowód, ¿e Pan Bóg ma upodobanie w pracy i s³u¿bie naszej. Kogo mi³uje, tego biczuje"[45]. Te dwa powy¿sze cytaty odnosz± siê do tego okresu, kiedy po wspania³ych doznaniach wewnêtrznych i zewnêtrznych sukcesach prowadzonego przez Marcelinê Darowsk± zgromadzenia, nast±pi³y wspomniane wcze¶niej lata „duchowych ciemno¶ci i ró¿nych niepomy¶lnych zdarzeñ w jej ¿yciu osobistym (m.in. kryzys ma³¿eñstwa córki Karoliny) oraz w dzia³alno¶ci apostolskiej (m.in. nieporozumienia ze Zmartwychwstañcami, paszkwile w prasie pisane przez wydalon± ze szko³y uczennicê) itp. Marcelina odebra³a to jako próbê wiary, albo -jak czêsto pisz± mistycy - jako bierne oczyszczenie ducha. Wydaje siê jednak, ¿e by³a to szczególna ³aska upodobnienia Mistyczki do Zbawiciela w my¶l s³ów ¶w. Paw³a o dope³nieniu cierpieñ zbawczych Chrystusa (por. Kol 1, 24)"[46]. Zdj. ze str.: https://www.niepokalanki.pl/index.php/zgromadzenie/blogoslawiona-matka-marcelina/teksty-matki-marceliny/168-o-malzenstwie-i-rodzinie# „Marcelina zmar³a 5 stycznia 1911 r. w Jaz³owcu. Pozostawi³a po sobie 144 tomy maszynopisów; stworzy³a polsk± terminologiê mistyczno-ascetyczn± o zabarwieniu romantycznym. Beatyfikowa³ j± ¶w. Jan Pawe³ II w Rzymie 6 pa¼dziernika 1996 r"[47]. Mo¿na zadaæ sobie pytanie czemu zmar³a w roku 1911. Pytanie na pozór niedorzeczne, okazuje siê jednak, ¿e w przypadku b³ogos³awionej Marceliny Darowskiej takie nie jest. Otó¿ w roku 1909 w Jasnogórskim klasztorze dokonano kradzie¿y cennych klejnotów oraz sukni Matki Bo¿ej z cudownego obrazu. Natomiast rok pó¼niej w tym¿e klasztorze pope³niono morderstwo. Szok w ca³ej katolickiej Polsce by³ jeszcze wiêkszy, gdy schwytano sprawcê obu tych zbrodni. Okaza³ siê nim, mieszkaj±cy w tym klasztorze paulin, ojciec Damazy Macoch, prawdopodobnie nieudolny agent carskiej Ochrany. Wiele wskazuje na to, ¿e mia³ on za zadanie skompromitowaæ jasnogórskich zakonników, podrzucaj±c prowokacyjne materia³y w klasztorze. Jednak jego niemoralne ¿ycie, miêdzy innymi zazdro¶æ o kochankê oraz olbrzymie w³asne potrzeby finansowe przewa¿y³y i dlatego szatañski plan rosyjskich s³u¿b uleg³ kompletnemu za³amaniu. Gdy matka Marcelina „dowiedzia³a siê o zbrodni i ¶wiêtokradztwie pope³nionych na Jasnej Górze w latach 1909 i 1910, z³o¿y³a ofiarê ze swego ¿ycia jako ekspiacjê. Niebawem po tym akcie heroicznym wyst±pi³ parali¿ cia³a i zwi±zane z tym dotkliwe cierpienia. Zmar³a wzywaj±c Jezusa (...) w klasztorze jaz³owieckim, gdzie do dzi¶ spoczywaj± jej doczesne szcz±tki, otaczane wielk± czci± miejscowej ludno¶ci"[48]. Ówczesny Arcybiskup lwowski obrz±dku ormiañskiego Józef Teodorowicz podczas mowy pogrzebowej tak o tej tragedii powiedzia³: „I gdy jak grom uderzy³o to straszne nieszczê¶cie, ¶wiêtokradztwo Czêstochowskie, którym Ko¶ció³ w Polsce i Ojczyzna zosta³y splugawione, Wy¶cie [niepokalanki], bêd±c u mnie zaraz, powiedzia³y: »Lêkamy siê, ¿e to Matkê zgubi, Ona tego nie prze¿yje«. Nie omyli³y¶cie siê: Matka, jak mówi³a sama, poda³a siê na wyp³atê Bogu i to po¶wiêcenie siebie za tê zbrodniê by³o ostatnim groszem ofiarnym, który jeszcze mia³a do oddania na o³tarzu mi³o¶ci Boga i Ojczyzny"[49]. Bibliografia: - Matka Marja Marcelina od Niepokalanego Poczêcia Naj¶wiêtszej Panny Marji (Marcelina Darowska) 1827-1911 Krótki Zarys jej ¿ycia wychowankom jej po¶wiêcony, Jaz³owiec 1929. - Ks. Zdzis³aw Obertyñski, Zmartwychwstañcy a Niepokalanki Próba dokumentacji wzajemnej zale¿no¶ci, T. I , Warszawa 1949. - Polscy ¶wiêci, tom 8, red. Joachim Roman Bar OFConv., Warszawa 1987. - S. Maria Alma So³tan, Matka ¯ycie i dzia³alno¶æ Matki Marceliny Darowskiej 1827 - 1911, Szymanów 1982. - Ks. Marek Chmielewski, Do¶wiadczenie mistyczne Marceliny Darowskiej, Niepokalanów 1992. - Ewa Jab³oñska-Deptu³a, Marcelina Darowska Niepokalanka 1827-1911, Lublin 1996. - Rozpamiêtujê dni, które minê³y i lata poprzednie wspominam; z pism B³. Matki Marceliny Darowskiej / oprac. S. M. Janina od Wniebowziêcia NMP Jadwiga Martynuska, Szymanów 2008. - ¦wiêty Jan od Krzy¿a, Dzie³a, Kraków 2010. - Matka Marcelina Darowska: mowa ¿a³obna, wypowiedziana podczas obrzêdu pogrzebowego w Jaz³owcu dnia 14 stycznia 1911 przez ks. bp. J. Teodorowicza, Lwów 1911. https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/01-05a.php3 - Ks. Marek Chmielewski, Marcelina Darowska - polska mistyczka, dost. w Internecie na str.: https://www.niepokalanki.pl/index.php/czytelnia/125-czytelnia/ks-dr-hab-marek-chmielewski-prof-kul/232-marcelina-darowska-polska-mistyczka-100kb [1] Ewa Jab³oñska-Deptu³a, Marcelina Darowska..., s. 65. [2] Tam¿e. [3] Matka Marja Marcelina..., s. 117. [4] S. Maria Alma So³tan, Matka ¯ycie i dzia³alno¶æ..., s. 116 - 119. [5] Matka Marja Marcelina..., s. 117. [6] Tam¿e, s. 117 - 118. [7] Ewa Jab³oñska-Deptu³a, Marcelina Darowska..., s. 67. [8] Tam¿e, s. 93. [9] Ks. Marek Chmielewski, Do¶wiadczenie mistyczne..., s. 54. [10] ¦wiêty Jan od Krzy¿a, Dzie³a, Kraków 2010, s. 768 - 769. [11] Tam¿e, s. 249 - 250. [12] Tam¿e, s. 921. [13] Ks. Marek Chmielewski, Do¶wiadczenie mistyczne..., s. 54. [14] Tam¿e, s. 58. [15] Matka Marja Marcelina..., s. 120. [16] Tam¿e, s.122 - 123. [17] Tam¿e, s. 124. [18] Tam¿e, s. 125. [19] Tam¿e, s. 131-132. [20] Tam¿e, s. 133. [21] Tam¿e. [22] Tam¿e, s. 126. [23] Tam¿e, s. 128. [24] Tam¿e. [25] Ks. Zdzis³aw Obertyñski, Zmartwychwstañcy a Niepokalanki Próba dokumentacji wzajemnej zale¿no¶ci, T. I , Warszawa 1949, s. 38. [26] Tam¿e, s. 39. [27] Tam¿e, s. 6. [28] Tam¿e, s. 2. [29] Tam¿e, s. 2-3. [30] Tam¿e, s. 3-4. [31] Tam¿e, s. 29. [32] Tam¿e, s. 16. [33] Tam¿e, s. 29. [34] Tam¿e, s. 23. [35] Tam¿e, s. 29-30. [36] Tam¿e, s.65. [37] Matka Marja Marcelina..., s. 146. [38] Ks. Zdzis³aw Obertyñski, Zmartwychwstañcy a Niepokalanki..., s. 65. [39] Ewa Jab³oñska-Deptu³a, Marcelina Darowska..., s. 102. [40] Tam¿e, s. 103. [41] Matka Marja Marcelina..., s. 148. [42] https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/01-05a.php3 [43] Polscy ¶wiêci..., s. 218. [44] Matka Marja Marcelina..., s. 148-149. [45] Tam¿e, s. 149. [46] Ks. Marek Chmielewski, Marcelina Darowska - polska mistyczka, dost. w Internecie na str.: https://www.niepokalanki.pl/index.php/czytelnia/125-czytelnia/ks-dr-hab-marek-chmielewski-prof-kul/232-marcelina-darowska-polska-mistyczka-100kb [47] https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/01-05a.php3 [48] Ks. Marek Chmielewski, Marcelina Darowska - polska mistyczka, dost. w Internecie na str.: https://www.niepokalanki.pl/index.php/czytelnia/125-czytelnia/ks-dr-hab-marek-chmielewski-prof-kul/232-marcelina-darowska-polska-mistyczka-100kb [49] Matka Marcelina Darowska: mowa ¿a³obna, wypowiedziana podczas obrzêdu pogrzebowego w Jaz³owcu dnia 14 stycznia 1911 przez ks. bp. J. Teodorowicza, Lwów 1911, s.36. Powrót |