Święty Józef Bilczewski Cz. II Ks. abp Józef Bilczewski zdj. ze str. w Intern.: https://www.vatican.va/news_services/liturgy/saints/ns_lit_doc_20010626_bilczewski_pl.html Uchwała Rady Wydziałowej o przyznaniu prawa wykładania teologii fundamentalnej przez ks. Bilczewskiego została dosyć szybko zatwierdzona przez władze oświatowe. Pozwoliło to na uzyskanie docentury przez niego na Uniwersytecie Jagiellońskim i zaliczenie go do grona wykładowców. Już w roku akademickim 1890/1891 zaczął wykładać dogmatykę ogólną na Wydziale Teologicznym tegoż Uniwersytetu. Jednakże, w roku 1891 „ówczesne austriackie Ministerstwo Oświaty nieoczekiwanie (...) zamianowało go profesorem nadzwyczajnym na Uniwersytecie Lwowskim"[1] imienia Jana Kazimierza. Co ciekawe, dekret ministerialny przenosił w tym samym czasie i ks. Bilczewskiego i ks. Eustachego Skrochowskiego i obu mianował na profesorów nadzwyczajnych na tym Uniwersytecie[2]. Obaj księża profesorowie razem objęli tam Katedrę Dogmatyki Szczegółowej i wkładali na jednym wydziale. „Posiadali takie same archeologiczne zainteresowania, mieszkali także blisko siebie: Bilczewski w klasztorze bernardynów przy pl. Bernardyńskim, zaś Skrochowski przy ul. Bernardyńskiej. Ta bliskość obu kapłanów trwała przez cztery lata, do śmierci ks. Eustachego w 1895 roku. Tu warto przybliżyć troszkę postać ks. Skrochowskiego, który dzisiaj został praktycznie zupełnie zapomniany. „Prace naukowe Eustachego Skrochowskiego z zakresu archeologii chrześcijańskiej należy uznać za pionierskie na ziemiach polskich; był pierwszym Polakiem, który gruntownie zajął się tematyką ołtarzy i sarkofagów wczesnochrześcijańskich, i pierwszym, który poświęcił im osobne artykuły wydane na ziemiach polskich. Przetarł tym samym szlaki dla badań z dziedziny archeologii i liturgiki prowadzonych kilka lat później przez ks. Józefa Bilczewskiego i ks. Antoniego Juliana Nowowiejskiego [(1858-1941) autor m. in. kilkutomowej pracy pt. Wykład Liturgii kościoła katolickiego]. Podobnie jak przyszły arcybiskup lwowski, Skrochowski był archeologiem teoretykiem, który sam nie prowadził wykopalisk, ale korzystał z osiągnięć innych badaczy, m.in. Giovanniego Battisty de Rossiego, Giuseppe Marchiego i Raffaele Garucciego (...) Skrochowski stwierdził, że de Rossi jest dowodem na to, iż nawet najzdolniejszy archeolog bez teologii nie ustrzeże się pomyłek (...) Skrochowski uważał, że teologia jest nieodzowna w badaniach archeologicznych; jako wspominany już antyprzykład wskazał niektóre twierdzenia de Rossiego. W tym świetle zrozumiały wydaje się także entuzjazm dla twórczości i metodyki badań Bilczewskiego. Profesor Jan Chrzciciel de Rossi zdj. ze str. w Intern. https://pl.wikipedia.org/wiki/Giovanni_Battista_de_Rossi Zdaniem kapłana to właśnie teologia pozwala na głębsze interpretacje i dostrzeżenie szczegółów, których badacz nie teolog nie wziąłby pod uwagę; dzięki temu może być autentycznym duchem opiekuńczym dla archeologii. Równocześnie jednak ks. Eustachy zachowywał pewien dystans wobec prób przesadnego wykorzystywania osiągnięć archeologii w teologii dogmatycznej"[3]. Kiedy dziewięć lat później został powołany do objęcia stolicy arcybiskupiej we Lwowie, to przyznał się wówczas, „że po otrzymaniu łaski kapłaństwa jednej tylko rzeczy pożądał(...) na ziemi: katedry świętej teologii, po niej zaś już tylko szczęśliwej śmierci w celi zakonnej"[4]. Można więc powiedzieć, że zamiar do którego wytrwale dążył od czasów studiów teologicznych został wówczas osiągnięty. Dwa lata później został na tym Uniwersytecie mianowany profesorem zwyczajnym. Przedwojenny biograf, a właściwie bardziej hagiograf księdza Arcybiskupa Józefa Bilczewskiego, ksiądz Mieczysław Tarnawski tak opisał jego pracę jako uczonego i profesora wykładowcy: „Przez lat dziesiątek był młody profesor chwałą i chlubą nie tylko lwowskiego Wydziału teologicznego, ale całego Uniwersytetu jako wytrawny profesor i jako wybitny uczony. Profesor bowiem i uczony to nie jedno i to samo, bo nie każdy wielki uczony umie podać należycie swemu słuchaczowi to, co sam wie i co podać pragnie. Ale X. profesor Bilczewski potrafił podzielić się ze swymi słuchaczami wielkimi zdobyczami swej pracy naukowej, ogromnymi skarbami swej wiedzy. O wykładach młodego profesora wyrażali się i wyrażają dziś jego słuchacze z zachwytem i uwielbieniem. Jakie życie biło z oblicza profesora, jaki zapał dla przedmiotu, który wykładał, jaka miłość dla prawdy, którą głosił! Ta przeogromna miłość dla prawd wiekuistych i Kościoła świętego, jaką owiane były jego wykłady, nadawała im nieocenione piętno, którego zwykła, sucha, teoretyczna lekcja nigdy dać nie może. Prawda przepojona miłością przechodziła z profesora nie tylko w umysły, ale i serca słuchaczy. Dziesięć pokoleń tych słuchaczy niosło następnie to ciepło katolickie między powierzony sobie lud. I w ten sposób stawał się X. profesor Bilczewski źródłem, z którego wychodziły liczne strumienie ożywcze, użyźniające niwę serc katolickich w tej kresowej cząstce Kościoła i Ojczyzny, jaką jest nasza archidiecezja. Słusznie przeto mógł się odezwać Arcybiskup Bilczewski w dniu swej konsekracji do kapłanów swojej diecezji: ... »Nie jestem Wam obcy i wielu z pomiędzy Was to nawet po części dzieło rąk moich«. Każdy wykład profesora był wzorowo wykończoną mową; każde zdanie pełne głębokiej treści; każde słowa głębokiego znaczenia. W kunszcie wykładania rzadko który mógł mu dorównać. Wygłoszenie, z reguły spokojne, przechodziło niekiedy jakby w święte uniesienie. W tych chwilach wstawał profesor na katedrze, głos jego nabierał specjalnej jakiejś barwy, oczy świeciły jakby nadziemskim blaskiem. W tych chwilach skupiali się słuchacze w szczególniejszy sposób i uważali je za najpiękniejsze i najdonioślejsze w wykładach. Miały te wykłady i tę niepospolitą a tak rzadką u uczonych właściwość, że najzawilsze problemy przedstawiały w sposób uchwytny i przystępny dla młodych, niewyszkolonych jeszcze umysłów. Dla swych słuchaczy był profesor Bilczewski autorytetem. Szanowali go i cenili dla jego rozległej wiedzy, lękali się go, zwłaszcza w terminie egzaminów, bo był wymagający, uwielbiali go i kochali, bo i słuchacz za serce potrafi płacić sercem, a serce profesorskie było wielkie. Jako uczony archeolog zyskał sobie X. profesor Bilczewski imię europejskie"[5]. Niestety, nie była to prawda. Tu nasz szlachetny hagiograf, ks. Tarnawski troszkę przesadził. Prace ks. Józefa Bilczewskiego ukazywały się w języku polskim, jedynie dwie przetłumaczono na język czeski. A oba te języki nie należały do popularnych w świecie nauki. Napisał, co prawda, kilka naukowych artykułów w języku niemieckim ale to nie wystarczyło do tego, by zyskać imię europejskie. Do dorobku naukowego pozostawionego przez ks. prof. Józefa Bilczewskiego należy, oprócz wcześniej omówionej pracy habilitacyjnej, obszerna monografia Eucharystia świetle najdawniejszych pomników piśmiennych, ikonograficznych, epigraficznych. O tym dziele napisał ks. prof. Starowieyski, że można je „śmiało zaliczyć do najlepszych monografii Eucharystii nie tylko tamtych czasów. Zebrał w niej Bilczewski sumiennie wszystkie świadectwa o sprawowaniu Eucharystii, a więc świadectwa pisemne poczynając od żydowskich, następnie świadectwa z ikonografii i epigrafii i w końcu omawia praktyki eucharystyczne. Wartość tej książki polega na tym, że nikt dotychczas nie zebrał tak szerokiej dokumentacji eucharystycznej i to szczegółowo omówionej. Jeśli jednak spotykamy prace opierające się na bardzo szerokiej bazie świadectw patrystycznych, (..), to nikt nie podjął się tak szerokiego omówienia Eucharystii na materiale archeologicznym, interpretowanym w świetle źródeł piśmiennych"[6]. Posłuchajmy kilku urywków ze wstępu do tej pracy: „Znaczna część dzisiejszych profesorów teologii protestanckiej widzi w uczcie eucharystycznej pierwszych chrześcijan prostą religijną biesiadę, przejętą z żydostwa albo z orgeonów i misteriów pogańskich, którą nieznani rewolucjoniści II wieku, zahipnotyzowawszy współczesnych wiernych, przemienili na dzisiejszą katolicką eucharystię tak szczęśliwie, iż nikt nie protestował i historia grobowe o tym kataklizmie zachowała milczenie. Sąd to całkiem zrozumiały, bo jak stare pogaństwo znało bogów, a nie miało teologii i dogmatów, tak też i protestantyzm, z natury swej racjonalistyczny, bezsakramentalny i bezdogmatyczny, musiał ostatecznie wyzuć eucharystię z jej treści i ogłosić nawet staroluterańską o niej naukę jako błąd i ciężkie w następstwach nieporozumienie. Smutno jednak, jeśli u pisarzy katolickich spotyka się wątpliwości, czy ich Eucharystia jest tą samą, którą apostołowie przyjmowali; bolesno, jeśli z ich opisu starochrześcijańskich zebrań wieje nieraz chłód lodowaty, jak z nabożeństw protestanckich - a to dlatego, że w nieufności do swego Kościoła pominęli w swych dziełach to, co stanowi duszę katolicyzmu, mianowicie ofiarę i ofiarną ucztę eucharystyczną. Jaka jest podstaw a i źródło tych błędów? Czy zgłębienie ducha, wierzeń, liturgicznego rytuału pierwotnego Kościoła? Przeciwnie - prawie zawsze zupełna nieznajomość chrześcijaństwa [ten sam brak wiedzy niszczy Kościół i dzisiaj] . Dlatego że liturgia kościelna ma dzisiaj więcej zewnętrznej pompy i rozmaitości, niż w epoce przedkonstantyńskiej, konkludują , że nasza eucharystia nie jest eucharystią Chrystusową ani taką, jak apostołowie ją rozumieli. Spotkałem ludzi, którzy, gdym im pokazał reprodukcję fresku mszy katakumbowej z II wieku , zawołali z zachwytem: »Oto tak wyglądać winna eucharystia! Kapłan siedzi czy leży z wiernymi u wspólnego stołu, nigdzie nie widać ornatów, świec, złotych kielichów!«. Nie rozumieją ci purytanie, czy nie chcą rozumieć, że wszystkie konkluzje dogmatyczne i praktyki eucharystyczne, które Kościół wprowadził zwolna w świadomość i życie wiernych, są logicznym wypływem i rozwinięciem prostych słów: »to jest ciało moje«[7]. Tu należy się pewne dopowiedzenie, które ks. Bilczewski napisał w tym dziele: „Słowa: to jest ciało moje, które się za was dawa i to jest krew moja (nowego testamentu), która się za wielu wylewa na odpuszczenie grzechów [tu ks. Bilczewski cytuje słowa Pana Jezusa oczywiście w tłumaczeniu ks. Jakuba Wujka] znaczą: to jest ciało moje ofiarne i to jest krew moja ofiarna. A więc Chrystus, jako ofiara, obecny jest w eucharystii, czyli eucharystia prawdziwą jest ofiarą"[8]. A w przypisie jeszcze dodał: „Odnosząc nasze imiesłowy bezpośrednio do liturgii wieczernikowej, nie przeczymy bynajmniej ich dalszego związku z ofiarą krzyżową. Jako stare i Mojżesza ofiary, powiada Skarga (O Mszy św. Kaz. III), oboję rzecz miały: i przyszłą śmierć Messyaszową opowiadały, i przedsię prawdziwemi ofiarami były, tak też i liturgia wieczemikowa ukazywała na ofiarę krzyżową, a z drugiej strony w sobie też była ofiarą, ale tylko przez związek z ofiarą Golgoty jako jej antycypacya [antycypacja czyli zapowiedź [przyszłego wydarzenia]"[9]. Ks. prof. Józef Bilczewski podkreślił, że jego celem przy pisaniu powyższej pracy było rozbudzenie wśród chrześcijan (w szerokich kołach) wczesnochrześcijańskiego przeświadczenie: „że eucharystia sercem jest, że komunia eucharystyczna przygotowaniem jest i wstępem wiecznej komunii z Bogiem w niebie"[10]. Oprócz tych dwóch wymienionych dzieł napisał jeszcze, wspomniane już wcześniej, dziełko skromniejsze pod względem objętości ale niezwykle cenne pod względem treści, które zatytułował: Katakumba Św. Pryscyllii i jej najważniejsze pomniki. Do tych prac dochodziło jeszcze kilkanaście artykułów naukowych a także kilkanaście recenzji prac naukowych, które pisał w językach niemieckim, włoskim i francuskim. Tematyka tych artykułów była różnorodna, Niektóre mówiły o „Eucharystii, temacie wielokrotnie podejmowanym przez Bilczewskiego (także i później przez arcybiskupa), o dziewicach Bogu poświęconych, o składzie Apostolskim, o znaczeniu badań katakumbowych dla sztuki, o małżeństwie i o praktykach pokutnych w starożytnym Kościele - w tym ostatnim artykule sięga Bilczewski do odkryć papirologicznych, a wszystkie te tematy omawiane są w świetle lub przynajmniej w nawiązaniu do odkryć archeologicznych. Sformułowaną w swojej pracy habilitacyjnej zasadę związku teologii i archeologii będzie stosował Bilczewski we wszystkich swoich pracach szukając znaczenia teologicznego w pomnikach archeologii: malowidłach, inskrypcjach, rzeźbie sarkofagowej i starając się ubogacić rozumienie prawd teologicznych i ich lepsze wyjaśnienie przy pomocy tych zabytków"[11]. W roku 1899 został ks. prof. Józef Bilczewski dziekanem wydziału teologicznego a rok później rektorem tej uczelni. A więc od czasu, kiedy rozpoczął naukę w seminarium do nominacji z tytułem profesorskim na rektora uniwersytetu minęło dwadzieścia lat. Sam miał dopiero czterdzieści lat, toteż można z podziwem spojrzeć na tę wyjątkowo szybką karierę naukową, która świadczy o wielkiej nieprzeciętności Józefa Bilczewskiego ale i pewnej pomocy udzielonej, bez wiedzy zainteresowanego, przez namiestnika Galicji przy końcowym przyspieszeniu tej kariery, o czym troszkę później. 11 października 1900 roku nowy rektor podczas rozpoczęcia roku akademickiego wygłosił mowę inauguracyjną, która wzbudziła wśród zgromadzonych olbrzymie uznanie a nawet podziw. Tak streścił tę mowę wspomniany już biograf Arcybiskupa, ks. Mieczysław Tarnawski: „Stając na przełomie dwóch wieków, skreśla Rektor w pierwszej części swej mowy fizjonomię wieku ubiegłego, zwraca szczególniejszą uwagę na »typowe znamię życia umysłowego, jakie przede wszystkim uniwersytety, jako warsztaty i rozsadniki nowej idei wycisnęły na nim«. Postęp wszechstronny, cywilizacja - to właściwe znamię jego. Dla tego postępu, dla tej cywilizacji kocha Rektor wiek miniony, jakkolwiek nie tajno mu, że miał on także »sporą przymieszkę złego, że ...panoszyły się w nim różne kłamstwa«. Kilka takich kłamstw podnosi, by przypomnieć ludziom nauki, że »iluzją i przesądem jest mniemanie, iż sama nauka świecka zdolna dać człowiekowi szczęście«. »Byli i są może jeszcze krótkowidze, - woła Rektor - którzy wobec triumfów nauki lękali i lękają się o losy religii; dla mnie każdy krok, który czynią naprzód nauki jest zwycięstwem prawdy nad błędem, światła nad ciemnością. Wiem, że wielu z pomiędzy apostołów ewangelii ludzkiej znajduje się w szeregu zdecydowanych nieprzyjaciół Ewangelii Bożej. Lecz cóż z tego? Prawda jest zawsze prawdą i na ustach, które bluźnią, jak złoto jest zawsze złotem i w rękach zbrodniarza, który go nadużywa. Imieniem religii wołam tedy: O ludzie wiedzy, nie gorszcie się, że Kościół przede wszystkim woła o świętość, podczas gdy wy wielkim głosem światła przyzywacie. Hasła te bowiem nie wykluczają się społem, ale dopełniają wzajemnie. Idźcież tedy naprzód a naprzód, ciągnąc rydwan nauki; co dzień przedzierajcie zasłony tajemnic przyrody; imieniem Kościoła życzę wam nowych triumfów, pewny, że po przebieżeniu różnymi ścieżkami szerokich pól umiejętności ludzkich, znajdziecie się pewnego dnia złączeni z domniemanymi przeciwnikami u stóp Tego, który powiedział: Jam droga, prawda i żywot«. W drugiej części mowy spogląda Rektor w przyszłość. Stara się pochwycić treść wieku następnego. Przewiduje, że i ten wiek będzie wiekiem postępu, w pierwszym jednak rzędzie na polu socjalnym, bo tak zapowiada wiek ustępujący. I znowu podkreśla rolę Kościoła, jaką ten może odegrać przy uzdrowieniu społeczeństwa, tylko trzeba go do tej roli dopuścić. »Należę do tych - mówi Rektor - którzy bezwzględnie są przekonani, że sama nauka nie znajdzie formuły na uzdrowienie społeczeństwa, że pojednanie klas zwaśnionych może nastąpić tylko u stóp krzyża, a więc pod warunkiem, że obok przedstawicieli nauki i władzy przyjmie i dopuści się na diagnostę i lekarza Kościół katolicki... Aby przyszłość była wielką, treuga Dei [rozejmu Bożego] trzeba, aby narody szerokim sercem i z wielkim przekonaniem przypuściły Kościół do trzymania koło wszystkich zdobyczy cywilizacji straży bezpieczeństwa z wiary i płynącej z niej sprawiedliwości powszechnej«. Stawiając swym słuchaczom przed oczyma duszy starą, przez niektórych jednakowoż często zapominaną tezę, że Kościół i cywilizacja powinny iść zawsze w parze, że te dwa czynniki, przy wzajemnej współpracy, mogą tylko podnieść kulturę umysłów i serc ludzkich, zapowiadał niejako Rektor, już wówczas przygotowujący się do urzędu arcypasterskiego, że jako Arcybiskup będzie nie tylko tej tezy dalej teoretycznie bronił, ale, co sił mu starczy, w praktyce przeprowadzał, że pomny starego hasła: intelleclum valde ama [prawdziwie kochaj rozum] będzie kochał każdy postęp nauk, będzie się nim cieszył, będzie mu błogosławił, ile możności, będzie go popierał, a równocześnie będzie ustawicznie przypominał, iż »ze wszystkich ognisk siły moralnej, jakie znamy, jedynie Kościół posiada dosyć przestrzeni i potęgi do przeprowadzenia odświeżenia ludzkości«"[12]. Jak aktualne są i dzisiaj te słowa świętego arcybiskupa, kiedy człowiek zamiast „iść zawsze w parze" z Kościołem poszedł wpierw obok Niego a później już całkowicie wbrew Niemu i jego nauce. Eksperymenty na roślinach i żywności później na zwierzętach aż wreszcie na ludziach są tego aż nadto tragicznym dowodem. Na początku maja 1900 roku zmarł Arcybiskup Metropolita Lwowa Seweryn Morawski (1819-1900). Ówczesnym namiestnikiem Galicji był Leon Piniński (1857-1938) i to on podał do Wiednia kandydaturę Józefa Bilczewskiego na wakujące stanowisko Metropolity lwowskiego. Aby ułatwić wybór swojego kandydata wykorzystał własne znajomości we Wszechnicy lwowskiej i dopomógł w szybszej nominacji na rektora Józefowi Bilczewskiemu. To pozwoliło na nominację cesarską, która nastąpiła już 30 października 1900 roku. 9 listopada ksiądz profesor Bilczewski zrzekł się urzędu Rektora uniwersytetu. „17 grudnia 1900 r. Leon XIII mianował 40 - letniego ks[iędza] prał[ata] Józefa Bilczewskiego arcybiskupem lwowskim obrządku łacińskiego. Konsekracja biskupia odbyła się 20 stycznia 1901 r. w katedrze we Lwowie"[13]. Gwoli ścisłości trzeba z całą stanowczością przyznać, że ksiądz profesor absolutnie nic nie robił w tym celu aby na tronie arcybiskupim zasiąść a nawet przeciwnie próbował obronić się przed tą nominacją. Wynika to z korespondencji jaka zachowała się między księdzem Józefem Bilczewskim a Leonem Pinińskim oraz z pierwszych listów pasterskich Arcybiskupa. Tu przytoczymy fragmenty tej korespondencji: „...Pozwolę sobie powiedzieć [pisał ks. Bilczewski], co mi sumienie i prosta uczciwość mówić każe. Gdyby mi Wasza Ekscelencja był przed miesiącem uczynił propozycję przyjęcia arcybiskupstwa, byłbym na wszystko prosił, żeby na mnie wcale nie reflektować. Dziś sprawa już trudniejsza po przedstawieniu jej Najj.[aśniejszemu] Panu. Jednak Ekscelencja nie weźmie mi za złe, że i teraz jeszcze przedłożę z głębi duszy płynącą prośbę, aby mię w propozycji całkiem pominąć i chyba tylko w tym razie wziąć w rachubę, gdyby Wasza Ekscelencja nie mógł przedstawić kandydatów wymienionych przy ostatniej naszej rozmowie, a których wszystkich uważam za godniejszych od siebie... Do przedstawienia tej prośby nie skłaniają mię żadne osobiste inklinacje ani wzgląd na umiłowany zawód profesorski, ale jedynie miłość dla Kościoła i społeczeństwa. Nie znaczy to, żebym jakiegokolwiek trudu i życia dla nich żałował, bo dla nich tylko żyję, ale w dzisiejszych ciężkich czasach nie wystarcza kochać Kościół i naród, dzisiaj trzeba biskupowi cnót i doświadczeń, których ja nie mam..."[14]. A w kolejnym liście do Leona Pinińskiego tak Józef Bilczewski napisał: „...Nie mogę się w żaden sposób oswoić z myślą, (...) że ja bez zasług dla Kościoła i społeczeństwa miałbym osiąść na pierwszej w kraju stolicy biskupiej i ciągle jeszcze ufam, że P.[an] Bóg nie dopuści mnie niegodnego na tyle ważny urząd i dostojeństwo. Gdyby zaś taka była Jego święta wola, to niechaj ona się pełni a nie moja. W takim razie nie wątpię, że rozświeciłby i umysł i ogrzałby serce i umocniłby ramię do rządów..."[15]. I jeszcze kilka zdań z listów pasterskich: „»Nigdy godności tej (biskupiej) nie pragnąłem, - pisał do swych kapłanów - żadnego też nie zrobiłem kroku, aby sobie jej otrzymanie ułatwić; owszem, uczyniłem wszystko, co mi sumienie nakazało, aby się od niej uchylić«. »Przyjąłem ją dopiero wtedy, - mówił do ludu - gdy mi oświadczono, że byłoby rzeczą małoduszną uchylać się od służby dlatego, że jest cięższą; gdy powiedziano mi jasno i stanowczo, że ani Ojciec święty, ani Najjaśniejszy Pan nie zgodzą się na to, abym jej nie przyjął«. Mógł to zapewnienie śmiało powtórzyć w swej ostatniej woli, której kilka egzemplarzy, w różnych latach spisanych, pozostawił: »Godności biskupiej nie szukałem; żałuję jednak bardzo, że jej przyjęcia najstanowczej nie odmówiłem«"[16]. Z chwilą kiedy ksiądz prałat Józef Bilczewski został metropolitą Lwowa, praktycznie zaprzestał on swojej pracy naukowej oraz bardzo obiecujących badań dotyczących teologii, historii Kościoła a przede wszystkim archeologii chrześcijańskiej. Ale o jego wciąż głębokiej znajomości ówczesnych odkryć archeologii chrześcijańskiej świadczy także korespondencja jaką utrzymywał ze swoim znajomym z czasów „rzymskich", jednym „z największych archeologów chrześcijańskich pierwszej połowy XX wieku"[17], wspominanym już wcześniej księdzem Josephem Wilpertem. Ks. Joseph Wilpert zdj. ze str. w Intern.: https://pl.wikipedia.org/wiki/Joseph_Wilpert Ks. prof. Marek Starowieyski w swoim opracowaniu tak napisał: „Archeologia chrześcijańska, która powstała w połowie XIX, a której twórcą był Giovanni Battista de Rossi stawiała sobie wtedy bardzo wyraźne cel, którym była apologia Kościoła Katolickiego, co zresztą widać z prac de Rossiego, ale także z listów papieży Piusa IX i Leona XIII. Jesteśmy bowiem w połowie XIX w., w okresie wielkiego rozwoju badań starożytności chrześcijańskiej w nauce protestanckiej, która ma wtedy świetnych reprezentantów, Jak (...) Adolf von Harnack, Theodor Zahn i wielu innych, nie mniej znakomitych, których prace, niemniej polemiczne niż prace de Rossiego czy Bilczewskiego, z pogardą udowadniają oddalenie się papistów od ideałów Kościoła pierwotnego i od praktyk pierwotnego chrześcijaństwa i oskarżają o zniekształcenie tradycji Kościoła, co oczywiście mijało się z prawdą. Nauka katolicka, mimo odnowy patrystycznej podjętej już w początku XIX w. - by podać tylko imiona J.A. Móhlera (1796-1838), J.H. Newmana (18001-1890) czy A. Rosminiego (1797-1855) - nie nadąża za nauką protestancką. Odkrycia archeologiczne miały dostarczyć broni katolikom, bronili niezmienności prawd wiary, obawiając się, by samo wspomnienie o jej rozwoju nie spowodowało zrelatywizowania prawd wiary, udowadniali z kolei, że w wszystkie elementy znajdujące się w dzisiejszym Kościele, były już obecne w pierwotnym chrześcijaństwie, co według nich potwierdzali zarówno pisarze wczesnochrześcijańscy i pomniki archeologiczne; one to miały wskazywać, że nauka głoszona dziś przez Kościół istniała niezmiennie w starożytnym Kościele; to również jest oczywistą nieprawdą. W ten sposób Bilczewski starał się udowodnić np. istnienie kultu eucharystycznego w Kościele starożytnym. Tego błędu nie ustrzegli się ani de Rossi, ani Wilpert, ani Bilczewski"[18]. Można przyjąć za ks. prof. Markiem Starowieyskim, że ks. Józef Bilczewski uczony pozostał bardzo w cieniu ks. Józefa Bilczewskiego arcybiskupa. Niestety ówczesne środowiska naukowe nie zadbały o utrwalenie pamięci o ks. profesorze jako naukowcu. „Zamiast bowiem przełożyć na francuski dzieło o Eucharystii Bilczewskiego, zajęto się przekładem kiepskiej biografii ks. M. Tarnawskiego, profesora historii Uniwersytetu Lwowskiego, nie zatroszczono się o opracowanie jego dorobku naukowego ani nawet porządnej biografii. Nie znam stanu zachowania archiwaliów dotyczących tego okres życia ks. prof. Józefa Bilczewskiego, ale prawdopodobnie większość białych plam w jego życiorysie, zupełnie nietkniętych przez jego biografów, jest chyba dziś już nie do odtworzenia. Jest rzeczą paradoksalną, że pierwsza porządna praca o Bilczewskim uczonym i to w dodatku tylko magisterska, choć ciągle jeszcze o charakterze przyczynkowym, powstała nie we Lwowie, nie w Krakowie, ale Warszawie na ATK w 1977 roku, a więc w ponad pół wieku po jego śmierci. Los ks. Józefa Bilczewskiego profesora jest również ostrzeżeniem dla wszystkich profesorów, którzy nie zostawiają po sobie ani uczniów, ani szkoły"[19]. A wielka to szkoda, gdyż przez ten brak uczniów, jak podsumował własną książkę dr Józef Cezary Kałużny, nie mógł przekazać tej nowatorskiej interdyscyplinarnej metody pracy „ponieważ bardzo wcześnie, bo w wieku czterdziestu lat, porzucił naukę na rzecz posługi arcybiskupiej, [więc] została ona po prostu zapomniana. Choć wyniki prac tego znakomitego naukowca w pewnym stopniu straciły na aktualności, to, ze względu na tendencje współczesnej nauki do hermetycznego zamykania analizy źródeł w przestrzeni jednej dyscypliny, jego interdyscyplinarna metoda jawi się dzisiaj jako szansa, by - korzystając ze znanych różnorodnych materiałów źródłowych - w nowy sposób przyjrzeć się dziejom Kościoła pierwotnego"[20]. Bibliografia: - Ks. Dr. Józef Bilczewski, Archeologia chrześcijańska wobec historii Kościoła i dogmatu, Kraków 1890. - Ks. Eustachy Skrochowski, Przegląd Powszechny nr 85, t. 29, Kraków 1891. - X. Józef Bilczewski, Eucharystya w świetle najdawniejszych pomników piśmiennych, ikonograficznych, epigraficzmych, Kraków 1898. - Karol Lewicki, Habilitacja ks. Bilczewskiego w Uniwersytecie Jagielloński w r. 1890, Nasza Przeszłość T.36, Kraków 1971. - KS. Franciszek Płaczek, Sługa Boży Józef Bilczewski, w Polscy święci, tom 7, red. Joachim Roman Bar OFConv., Warszawa 1985. - Ks. Mieczysław Tarnawski, Arcybiskup Józef Bilczewski; krótki rys życia i prac, Kraków 1991. Art. Arcybiskup lwowski ks. dr Józef Bilczewski w Dzienniku Polskim nr 313 z dn. 11 listopada 1900 r. Stanisław Dziedzic, Portrety niepospolitych, Kraków 2013. Józef Cezary Kałużny, Święty Józef Bilczewski badacz starożytności chrześcijańskiej i jego interdyscyplinarna metoda w świetle nieznanych materiałów źródłowych z lat 1885-1901, Lwów-Kraków 2015. Konrad Meus, Lata gimnazjalne świętego Józefa (Biby) Bilczewskiego, art. Folia Historica Cracoviensia Tom 19, 2013r. Dost. w Intern. na str.: http://czasopisma.upjp2.edu.pl/foliahistoricacracoviensia/article/view/241 https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-23b.php3 http://www.lowadowice.pl/o-szkole/historia.html Marcin Sanak, Ksiądz Eustachy Skrochowski (1843-1895) jako badacz starożytności chrześcijańskiej, Dost. w Intern. na str.: http://bc.upjp2.edu.pl/dlibra/docmetadata?id=3791&from=publication http://stowarzyszeniehistorykowstarozytnosci.edu.pl/wp-content/uploads/2018/04/Bilczewski-J%C3%B3%C5%BCef.jpg https://polona.pl/item/archeologia-chrzescijanska-wobec-historyi-kosciola-i-dogmatu,ODQ5MTA4NDI/4/#info:metadata http://www.wadowita.net/bilczewski.php https://www.vatican.va/news_services/liturgy/saints/ns_lit_doc_20010626_bilczewski_pl.html https://pl.wikipedia.org/wiki/Giovanni_Battista_de_Rossi https://pl.wikipedia.org/wiki/Joseph_Wilpert [1] Ks. Franciszek Płaczek, Sługa Boży Józef..., s. 308. [2] Józef Cezary Kałużny, Święty Józef Bilczewski..., s. 40. [3] Marcin Sanak, Ksiądz Eustachy Skrochowski (1843-1895) jako badacz starożytności chrześcijańskiej, Dost. w Intern. na str.: http://bc.upjp2.edu.pl/dlibra/docmetadata?id=3791&from=publication [4] Ks. Mieczysław Tarnawski, Arcybiskup Józef Bilczewski..., s. 8. [5] Tamże, s. 10-12. [6] Ks. Marek Starowieyski, Ks. prof. Józef Bilczewski - uczony, art. w Warszawskie Studia Teologiczne XV/ 2002, s. 141-156Dost. w Intern. na str.: https://akademiakatolicka.pl/publikacje/periodyki/warszawskie-studia-teologiczne/numery/wst-xv2002/ [7] X. Józef Bilczewski, Eucharystya w świetle najdawniejszych pomników piśmiennych, ikonograficznych, epigraficzmych, Kraków 1898, s. V-VI. [8] Tamże, s. 20. [9] Tamże. s. VI [10] X. Józef Bilczewski, Eucharystya w świetle..., s. 19-20. [11] Ks. Marek Starowieyski, Ks. prof. Józef Bilczewski - uczony, art. w Warszawskie Studia Teologiczne XV/ 2002, s. 141-156Dost. w Intern. na str.: https://akademiakatolicka.pl/publikacje/periodyki/warszawskie-studia-teologiczne/numery/wst-xv2002/ [12] Ks. Mieczysław Tarnawski, Arcybiskup Józef Bilczewski..., s. 18-20. [13] https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-23b.php3 [14] Ks. Mieczysław Tarnawski, Arcybiskup Józef Bilczewski..., s. s. 23. [15] Tamże, s. 24. [16] Tamże, s. 25. [17] Józef Cezary Kałużny, Święty Józef Bilczewski..., s. 212. [18] Ks. Marek Starowieyski, Ks. prof. Józef Bilczewski - uczony, art. w Warszawskie Studia Teologiczne XV/ 2002, s. 141-156Dost. w Intern. na str.: https://akademiakatolicka.pl/publikacje/periodyki/warszawskie-studia-teologiczne/numery/wst-xv2002/ [19] Tamże. [20] Józef Cezary Kałużny, Święty Józef Bilczewski..., s. Powrót |