Święty Zygmunt Gorazdowski cz. II Ks. Zygmunt Gorazdowski Zdj. z Intern. ze str.: https://www.jozefitki.pl/zyciorys.html W Żydaczowie pracował ks. Gorazdowski do 19 maja 1877 roku. Następnego dnia został przeniesiony do samej stolicy Galicji, czyli do Lwowa, gdzie wpierw pracował jako administrator w parafii pod wezwaniem świętego Marcina a następnie objął obowiązki wikarego w parafii Matki Bożej Śnieżnej. Jeszcze w grudniu 1877 roku został sekretarzem w Komisji Instytutu Ubogich Chrześcijan we Lwowie. Nie było to dla nikogo zaskoczeniem, gdyż pracując w dotychczasowych parafiach na terenie archidiecezji lwowskiej miał wiele okazji, aby natknąć się na słynną nędzę galicyjską. Ówczesne Królestwo Galicji i Lodomerii, które uważano za jeden z najbiedniejszych krajów na świecie, właśnie z tego powodu przezywano Golicją i Głodomerią. Do tego tematu jeszcze powrócimy. Wreszcie 24 lipca 1878 roku otrzymał nominację na wikarego przy lwowskiej parafii św. Mikołaja, liczącej wówczas 9 tysięcy wiernych, gdzie przyszło mu pełnić obowiązki duszpasterskie przez czterdzieści lat. Kościół św. Mikołaja obok stary Uniwersytet Lwowski zdj. z Intern. ze str.:https://pl.wikipedia.org/wiki/Ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82_%C5%9Bw._Miko%C5%82aja_i_klasztor_Trynitarzy_we_Lwowie#/media/Plik:Lwow-StaryUniwersytet-kosciolSwMikolaja.jpg Licencja: https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/ „Na szczególne podkreślenie zasługuje czasochłonna, codzienna służba ks. Zygmunta w konfesjonale. Znający osobiście przyszłego świętego i jego pracę w parafii podkreślają też, że »głosił bardzo dużo kazań«, inni ujawniają, że »z wielką pobożnością odprawiał Mszę świętą. Miał szczególne nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu. Zalecał pogłębianie wiary przez czytanie Pisma Świętego, korzystanie z niedzielnych homilii i kazań, do których sam bardzo odpowiedzialnie się przygotowywał«"[1]. W sierpniu 1879 roku powstało z inicjatywy Ks. Zygmunta Gorazdowskiego zrzeszenie kapłanów diecezjalnych archidiecezji lwowskiej pod nazwą Boni Pastoris (Dobry pasterz). „Kapłani zespoleni w Towarzystwie mieli sobie wzajemnie pomagać w utrzymaniu i pomnożeniu ducha kapłańskiego i życia Bożego przez wspólne odprawianie rekolekcji. W ramach zaś ułatwienia pracy rządcom parafii w archidiecezji mieli wspólnym wysiłkiem udostępnić i zorganizować misje dla ludu po parafiach, oraz starać się o to, by jak najwięcej powstało kaplic w miejscowościach odległych od kościoła parafialnego. W swoim Dzienniku ks. abp Seweryn Morawski, ten wielki arcypasterz Lwowa, pod datą 26 marca 1879 roku zapisał: »odbyło się zgromadzenie konstytuujące Towarzystwo Boni Pastoris u prałata Soleckiego (...) Rektorem wybrano prałata Soleckiego (...) źle to się stało, bo przepadł Gorazdowski, który najwięcej pracy i zasługi położył około zawiązania tego Towarzystwa i niezawodnie byłby najpożyteczniejszym w Wydziale«. W Towarzystwie ks. Zygmunt Gorazdowski pracował aktywnie długie lata pełniąc funkcję sekretarza"[2], dokładnie do roku 1890. Towarzystwo miało swoje własne czasopismo Bonus Pastor. Winieta i stopka czasopisma Bonus Pastor. Ze str.: https://fbc.pionier.net.pl/search#fq={!tag=dcterms_accessRights}dcterms_accessRights%3A%22Dost%C4%99p%20otwarty%22&q=zygmunt%20gorazdowski Co prawda czasopismo to wydawano już od roku 1877, ale jego tematyka była wyłącznie kościelna. Więc niedługo po powstaniu Towarzystwa stało się ono „obrazem [jego] działalności (...), miejscem wielu dyskusji, inicjatyw dyktowanych kapłańską gorliwością. Ksiądz Gorazdowski będąc jeszcze w Żydaczowie, a później już we Lwowie często pisywał artykuły do tego pisma. Nic więc też dziwnego, że w 1885 r. jemu to zlecona zostaje jego redakcja. W 6 numerze Bonus Pastor, w skromnej notatce informującej o objęciu odpowiedzialności za czasopismo, nowy ksiądz redaktor upraszając o łaskawą pomoc i życzliwe poparcie, wypowiada znamienne słowa: »Jestem bowiem najmocniej przekonany, że tylko wspólnymi siłami i tylko przez pośrednictwo własnego organu możemy skutecznie - w dobrze rozumianym własnym interesie - pracować i stanąć na wysokości potrzeb czasu i naszego stanu. Ufając zatem pomocy Bożej oraz życzliwemu czcigodnych Współbraci poparciu, przystępuję do dzieła«"[3]. Dziesięć lat po wydaniu wspomnianych wcześniej poradników dla młodzieży, ks. Zygmunt Gorazdowski wydał bardziej obszerniejszą i dużo bardziej szczegółowo napisaną książkę zatytułowaną Zasady i przepisy dobrego wychowania. Była to pozycja napisana także na podstawie pracy dr-a Albana Stolza, gdzie o swoim wkładzie pracy w tę książkę, sam ksiądz Gorazdowski napisał w taki sposób we wstępie: „Pozostawiłem ten sam rozkład i podział przedmiotu. Nie zmieniłem też ogólnych zasad i poglądów na wychowanie, bo są one oparte na fundamencie nauki Kościoła, która jest niezmienną. Miejscami tylko zastosowałem te prawdy do naszych rodzinnych stosunków i potrzeb, lub objaśniłem przykładami, wziętemi z naszego społeczeństwa"[4]. Ta książka była przeznaczona dla rodziców, nauczycieli oraz dla wychowawców duchownych i świeckich. Ksiądz Zygmunt Gorazdowski podpisał ją swoim pseudonimem K. Prawdzic (był to herb rodziny Gorazdowskich). W książce tej, znajduje się bardzo dużo dopowiedzeń, które pisane są mniejszą czcionką. Wydaje się, że to są te prawdy i przykłady wzięte z naszego społeczeństwa. Na przykład w rozdziale II, w części o kształceniu duszy możemy przeczytać takie spostrzeżenia: „Kościół życzy sobie, aby dziecię wkrótce po narodzeniu było ochrzczone, nie tylko dlatego, że niebezpieczeństwo śmierci jest u niemowląt w pierwszych tygodniach największe, ale także, dlatego aby dusza jego jak najrychlej z Bogiem pojednana stała się mieszkaniem Ducha świętego.(...) Nawet wybór imienia, który jest zostawiony rodzicom, nie jest bez wpływu. Wiemy z doświadczenia, że ludzie próżni chcący się wyróżnić od innych, dają swym dzieciom imiona dziwaczne lub zagraniczne, że znów rodzice niereligijni dają dzieciom imiona pogańskie zamiast świętych. Wybór imienia jest jakby nakreśleniem programu, według którego ma być dziecię chowane, dlatego wybierają prawdziwi katolicy swemu dziecku tego Świętego za patrona, którego szczególnie czczą, w którego przyczynie szczególną ufność pokładają, lub którego pragną dziecku postawić za wzór do naśladowania. Gdy dziecko dorośnie, powinno już ze swego imienia poznać, jakiem go chcieli mieć rodzice, lub o ile ich nadzieje zawiodło. Matka św. Franciszka Borgiasza Joanna Arragońska pokładała wielką ufność w opiece św. Franciszka z Assyżu, i uczyniła dlatego podczas swej brzemienności ślub, że jeżeli ją P. Bóg obdarzy synem, da mu imię Franciszek"[5]. A w rozdziale zatytułowanym Obowiązki względem Boga znajdujemy takie stwierdzenia: „Jak pierwsze uczucia dziecięcia tak i pierwsze początki mowy powinny być zużytkowane na zaszczepienie w serce dziecka poczucia obowiązku względem Boga. Pierwszym i najważniejszym przedmiotem, do którego powinien być skierowany umysł i mowa dziecięcia jest religia. Świadczy o tem już ta okoliczność, że dzieci najwcześniej, bo już w drugim roku życia okazują pojęcie i chęć do religijności, jeśli się im tylko o tem wspomni; są one z natury religijnemi jak to mówi Tertullian: »Dusza jest ze swego przyrodzenia chrześciańską«. Nim jeszcze dziecię dobrze mówić się nauczy, wyrabia się w niem już uczucie religijne przez to, że widzi domowników modlących się bądź razem, bądź to osobno. Dziecię, które widzi codziennie w domu modlących się, nie potrzebuje nawet rozkazu ani namowy, złoży ono podobnie rączki, klęknie i odmawiać będzie za innymi słowa modlitwy, zaprzestanie nawet zabawy i wesołości, spoważnieje, bo pozna, że ta czynność jest ważniejsza i poważniejsza, niż zwykłe zajęcia ludzkie. Tem chętniej modlą się dzieci, gdy ich rodzice do tego zachęcą; powoli wyrabia się w nich pewne poczucie obowiązku, sumienie poczyna się odzywać w dziecku, niepokoi nawet, jeżeli kiedy zwykłą modlitwę zaniedba"[6]. I po tych pięknych słowach mamy kolejne dopowiedzenie z przykładami: „Słyszałem o pewnym chłopcu czteroletnim, który z rodzicami wyjechawszy bardzo rano z domu, zgubił się im wieczorem na popasie. Po długiem szukania znaleziono go nareszcie w kościele mówiącego pacierz. Gdy go rodzice za to karcili, usprawiedliwiał się, że rano nie miał czasu zmówić pacierza, więc musiał to teraz uczynić. Innym razem, gdy go się pytano, czemu taki niegrzeczny, odpowiedział: dlatego, bom dzisiaj nie mówił pacierza - znów raz prosił swoją ciotkę, aby się za niego modliła, żeby nigdy nie kłamał"[7]. „Od początku swojej posługi kapłańskiej ks. Gorazdowski obok żarliwej pracy duszpasterskiej wykazywał nadzwyczajny charyzmat pracy na rzecz ubogich i cierpiących, którzy stawali się dla niego drogą do znalezienia Chrystusa. Mówiono o nim: »Dla wiernych starał się być ojcem [...]. Odwiedzał swoich parafian w ich domach bardzo często, zwłaszcza tych, którzy byli chorzy. Człowiek ubogi w Jego życiu znaczył bardzo dużo. Pomagał im nieustannie od samego początku«"[8]. Gdy pracował przez trzydzieści lat jako sekretarz w Komisji Instytutu Ubogich Chrześcijan, to wszystkie podania i prośby o pomoc przechodziły przez jego ręce. Prowadził wykaz ubogich, którzy otrzymywali pomoc od Instytutu. „Oprócz tego prowadził on ogólny spis ubogich we Lwowie wspieranych z innych funduszy i zakładów, rozdzielał zapomogi, rozpatrywał wnioski, kierował do zakładów"[9]. Zaglądając do Dziennika ks. abpa Seweryna Morawskiego można się zorientować, jak często bywał u niego ks. Gorazdowski w sprawach związanych z problemami, które pojawiały się w Instytucie Ubogich. Otóż notatki zawarte w Dzienniku są świadectwem ogromnego zaangażowania ks. Zygmunta w pracę tego Instytutu. „W nich to od dnia 8 stycznia 1878 r. odnajdujemy dziesiątki wzmianek o odwiedzinach ks. Gorazdowskiego u swojego Arcypasterza. Z czym spieszył ten wielki kapłan do swojego zwierzchnika i ojca? Oto powtarzające się jak refren słowa w Dzienniku ks. abpa Morawskiego: »Ks. Gorazdowski wymęczył mnie interesami Instytutu Ubogich«; »... poczciwy ks. Gorazdowski zasypał mnie interesami Instytutu Ubogich«; »... wieczorem był ks. Gorazdowski ciągle trapiący mnie interesami Instytutu Ubogich«; »Ks. Gorazdowski znowu trapił mnie interesami Instytutu Ubogich«; »... był ks. Gorazdowski, z którym musiałem pójść do notariusza Wolskiego dla legalizacji kwitu w sprawie Instytutu Ubogich - bardzo nie w porę mi to przyszło, i dość czasu zabrało, a trzeba było koniecznie zaraz zrobić, bo rzecz była nagła«; »... ks. Gorazdowski, mój perpetuus trapiciel ma dar trapienia w najniedogodniejszej dla mnie porze. Tak było i dziś wieczorem (...) ofukałem go trochę«"[10]. Można się zastanowić, dlaczego mając wiele innych obowiązków, zajmował się ksiądz Zygmunt Gorazdowski problemami ubogich do tego stopnia, że był wówczas nazywany: Księdzem bezdomnych, Księdzem dziadów, Ojcem ubogich, Drugim Proboszczem z Ars czy też Lwowskim Bratem Albertem[11]? Aby w miarę precyzyjnie odpowiedzieć na to pytanie, musimy przerwać na chwilę opis jego życia i przyjrzeć się bliżej warunkom życia w tamtych latach ludności galicyjskiej. Pomoże nam w tym publikacja z roku 1891 zatytułowana: Położenie materyjalne ludności w Galicyi według książki p. Stanisława Szczepanowskiego Nędza Galicyi w cyfrach i program energicznego rozwoju gospodarstwa krajowego, którą streścił Maciej Szeliga. Książka ta była małym podręcznikiem ekonomii i w bardzo jasny sposób przedstawia nędzę oraz jej przyczyny w będącej pod austriackim zaborem Galicji. Była ona, a przede wszystkim ta pozycja, której ona była streszczeniem napisana po to, by wzmocnić wiedzę o przyczynach nędzy w Galicji, wśród społeczeństwa polskiego i dzięki wspólnemu wysiłkowi i wprowadzeniu świadomych posłów do sejmu krajowego, właściwych wyborów do rad powiatowych i gmin wiejskich wydźwignąć ten umęczony galicyjski kraj z nędzy. Autor wyjaśnił na początku tej pracy, że aby opisać obraz gospodarki galicyjskiej oraz wyliczyć jej ogólny bilans, musiał rozpocząć od przedstawienia stanu ekonomicznego każdego gospodarza w Galicyi ,by dopiero wtedy można było mieć pojęcie o całości tej gospodarki. Przedstawił więc różnicę między produkcją rolną rolnika galicyjskiego a rolnika angielskiego czy francuskiego, którzy produkowali czterokrotnie więcej niż rolnik galicyjski. Oczywiście różna była też płaca między nimi. Rolnik angielski zarabiał od 7 do 14 złr (złoty reński) tygodniowo podczas gdy rolnik galicyjski od 1,80 do 3,60 złr, czyli około czterokrotnie mniej. Roczny przychód wytwarzany wówczas przez całą Galicję wynosił ok. 340 mln złr., co przy ogólnej liczbie ludności ok. 6,4 mln dawało ok. 53 złr. na jednego mieszkańca. Natomiast w Królestwie Polskim, gdzie żyło ok. 7,6 mln ludności przychód wynosił 693 mln złr., co dawało ponad 90 złr. na osobę. Gdyby do tego doliczono jeszcze przychody ze sprzedaży nabiału, owoców i warzyw to wynik przekroczyłby 100 złr. na osobę, więc byłoby to dwa razy więcej niż w Galicji. Natomiast w Anglii, która oprócz własnej produkcji i opłat za transport morski, zarabiała na pożyczaniu pieniędzy krajom biedniejszym, taki przychód na głowę jednego mieszkańca wynosił 450 złr., czyli dziewięć razy więcej niż w Galicji. Gdy policzono żywność w taki sposób, że przeliczono mięso, ziemniaki itp. jako odpowiednią ilość zboża, to okazało się, że rocznie ilość tak wyliczonego zboża na głowę jednego mieszkańca w Anglii wynosiła 607 kilogramów, we Francji 586 kilogramów, w Niemczech 507 kilogramów, na Węgrzech 375 kilogramów a w Galicji 261 kilogramów. Z dotychczasowych wyliczeń można było wysnuć, między innymi taki wniosek, że „każdy Galicyanin pracuje za ćwierć a je za pół człowieka. Nieudolność w pracy bez wątpienia w znacznym stopniu zależy od niedostateczności pożywienia. Galicyanin kiepsko pracuje, bo się nędznie żywi, a nie może się żywić lepiej, bo za mało pracuje. Jest to zaklęte koło, z którego trzeba szukać wyjścia. Pożywienie przeciętne Galicyanina (a można powiedzieć, że na ogół całego ludu wiejskiego) jest nie tylko znacznie skąpsze od pożywienia Anglika, ale nawet od pożywienia nędzarzy angielskich utrzymywanych w publicznych domach przytułku. (...) A uczeni ludzie dowodzą, że tego pożywienia nie wystarcza dla utrzymania w zdrowiu i należytej zdolności do pracy ludności galicyjskiej. I rzeczywistość potwierdza też takie zdanie uczonych. Ze wszystkich krajów, wchodzących w skład państwa austryackiego, Galicya daje największą ilość ludzi nieprzydatnych do służby wojskowej. Toż samo widać i z krótkotrwałości życia i cyfry śmiertelności w Galicyi. W ostatnich 8-miu latach Galicya traciła co roku 56 tysięcy osób na choroby zaraźliwe [taki był oficjalny powód śmierci, autor w dalszej części wyjaśnił jaki był powód faktyczny]. W Galicyi mężczyźni żyją przeciętnie lat 27 - kobiety 28 i pół. A w pobliskich Czechach pierwsi żyją przeciętnie 33 lata a kobiety 37. W Anglii przeciętna długość życia dla mężczyzn wynosi 40 lat, dla kobiet zaś 42"[12]. Równie ciekawe wnioski, można było wysnuć wiedząc, że „...mieszkaniec Galicyi, mając, jak to (...) widzieliśmy, 50 zł; dochodu i płacąc 9 zł. podatków, oddaje na podatki jedną piątą część swego dochodu. Tyleż oddaje Węgier, mający dochodu 100 złr. i podatków 19 złr. Francuz zaś oddaje na podatki jedną ósmą część swego dochodu, Anglik - jedną dziesiątą, a Prusak tylko jedne dwudziestą"[13]. Bardzo interesujący jest rozdział o zadłużeniu oraz o zaciąganiu pożyczek u zagranicznych inwestorów na inwestycje w Galicji. Tu przedstawimy tylko jeden, ale bardzo wymowny przykład dotyczący budowy kolei: „Wszystkie prawie fundusze użyte na budowę naszych kolei należą do zagranicznych kapitalistów. Pobierają też oni cały czysty dochód kolei, wynoszący w r. 1886 pięć z górą milionów zł. Te 5 milionów musi płacić kraj za używanie kolei ze swego dochodu"[14]. W podsumowaniu doszedł autor do bardzo smutnych wniosków: „Galicya jest krajem najuboższym, najnędzniejszym na całej kuli ziemskiej. Nie byłem w stanie wyszukać czy to w Europie, czy w Azyi, kraju, w którym by na głowę mniej produkowano, w którym by się gorzej i nędzniej żywiono, jak w Galicyi. (...) To nie tylko lud, ale cały kraj schodzi na żebry. Nie praca i oszczędność, jak w zdrowych społeczeństwach, ale żebranina jest najwybitniejszem zjawiskiem ekonomicznem w Galicyi. Inteligencya żebrze o posady przy urzędach, stan średni i szlachta żebrzą o kredyt w bankach, cały kraj żebrze we Wiedniu, tylko najliczniejsza klasa ludności już niema u kogo żebrać. (...) Gdy teraz, zestawiając nasz nędzny dochód z wielkiemi ciężarami i potrzebami kraju zechcemy sobie zdać sprawę ze skutków gospodarstwa krajowego, to przede wszystkiem rzuci się nam w oczy niedobór - niedobór pod trojakim względem: niedobór gospodarczy, niedobór życiowy i niedobór społeczny"[15]. I dalej przybliżył te trzy niedobory: „Tak, na przykład, wywozimy skór w bydle i skórach za 10 milionów złr., a przywozimy wyrobów skórzanych za 50 mil. złr. To znaczy, że dajemy zagranicy, wskutek braku w kraju fabryk wyrobów skórzanych, zarobić 40 mil. złr. Za przerobienie naszych skór na wyroby, które my sami potem kupujemy. Gdybyśmy mieli fabryki potrzebne, to te 40 mil. rocznie zostałyby w kraju. Tak samo wywozimy len, konopie, a sprowadzamy wyroby lniane i konopne - przytem, rozumie się, płacimy zagranicy za wyrób takowych. Taki jest nasz rachunek z zagranicą. Gdy teraz obliczymy wszystko co zagranicy płacimy, to najjaśniej ujrzymy ten niedobór krajowy, (...) więc corocznie płacimy zagranicy [razem z podatkami i pożyczkami] 96 mil. złr. Na to wywozimy rocznie rozmaitych płodów za 85 mil. złr. A zatem niedobór gospodarstwa naszego wynosi rocznie 11 mil. z ł r. Zkądże ten niedobór pokrywamy? Dochodów naszych na to nie stać - wszak wywozimy zagranicę płodów tylko za 85 mil. złr. Płacimy te brakujące 11 mil. złr. z jedynego funduszu jaki jeszcze mamy - z ziemi i z lasów. (...) sprzedaż ziemi i lasów i obdłużanie ich wynosi rocznie od 6 do 10 mil. złr., t. j. mniej więcej akurat tyle, ile nasz niedobór w gospodarstwie krajowem"[16]. Niedobór życiowy tak przedstawił autor tego streszczenia: „Widzieliśmy już, że dochód krajowy w ogóle nie wystarcza, na należyte wyżywienie ludności. Przekonaliśmy się, że, po potrąceniu z dochodu tego rozmaitych ciężarów na podatki, procenta od długów, towary zagraniczne i tp., kwota na wyżywienie znacznie się uszczupla. (...) »Porównanie Galicyi z Kongresówką (Królestwem polskiem) najlepiej dowodzi, że nadmierna śmiertelność w Galicyi jest spowodowana wyłącznie brakiem pożywienia, lub co wychodzi na to samo, brakiem zarobku dla zwiększającej się ludności«. Są to przecież dwa kraje z ludnością zupełnie podobną, tu i tam Polacy. Mniej więcej ten sam klimat. »Różnica polega głównie w tem, że w Kongresówce rozwinął się ogromny przemysł, dostarczający zarobku dla mnożącej się ludności, podczas kiedy u nas cały przemysł, w wyżywieniu się ludności zaledwie na wzmiankę zasługuje«. (...) O całe półtora miliona więcej przybyło ludności Królestwu w porównaniu z Galicyą za tych lat 27. Całe te półtora miliona więcej umarło u nas w ciągu tychże 27 lat. Gdy przypomnimy sobie, że na wyżywienie ludności przypada w Królestwie 2 razy tyle co w Galicyi, łatwo wyjaśnimy sobie przyczynę tej śmiertelności u nas. To jest brak pożywienia. Z tych półtora miliona co umarło w ciągu 27 lat przypada na rok 55 tysięcy. Doktorzy wynajdują różne mądre nazwy chorób, epidemije, na które umiera ludność. Ale nie mówią oni nic o najważniejszej chorobie: nędzy. Bo epidemia i wszelka inna choroba ima się łatwiej człowieka co na wpół głodem żyje. Główną więc i pierwszą przyczyną tych śmierci jest nie epidemia o mądrej nazwie, ale nędza, głód: jest to śmierć głodowa. »Z nędzy więc - czytamy u naszego autora [Stanisława Szczepanowskiego] - zginęło u nas w 27 latach półtora miliona ludności, która by się była zachowała, gdybyśmy u nas mieli tyle zarobku, ile go ma ludność w Królestwie Polskiem. Robi to rocznie 55 tysięcy ludności. Jeżeli więc chcemy wiedzieć, ile nas kosztuje nasza niemoc ekonomiczna (gospodarcza) w życiach ludzkich, to mamy na to dokładną odpowiedź, t. j śmierć głodową przynajmniej 50 tysięcy ludzi rocznie. Ile zaś w nadwątlonem zdrowiu i osłabionych siłach reszty ludności, ile w wycieńczeniu i skarłowaceniu ogólnem-tego rachunku, jeszcze ważniejszego od niepotrzebnej śmierci 50 tysięcy ludzi rocznie, nikt nie jest wstanie zrobić«"[17]. Na zakończenie tego opracowania omówiony został, według autora, najniebezpieczniejszy niedobór społeczny: „Niedobór ten widzi p. Szczepanowski w tem, iż nie masz u nas dość ludzi coby się sprawami publicznemi mogli i chcieli zajmować, coby zawiadywali należycie interesami kraju. Niedobór ów objawia się i w tem, że wogóle w kraju naszym panuje jakieś zupełne zniechęcenie do spraw publicznych i brak wiary, aby praca dla kraju mogła jaki dobry plon przynieść. »Do skutecznego zajęcia się sprawami publicznemi trzeba nie tylko dobrych chęci i znajomości rzeczy - pisze nasz autor - ale przede wszystkiem poświęcania i ofiary. Ofiary, czasu i pieniędzy... Do tej są tylko zdolni ludzie z niezależnością majątkową. Jeżeli zajmować się sprawą publiczną, znaczy pomagać ogółowi - to jakże może ogółowi ten dopomódz, kto sobie samemu pomódz nie jest wstanie. Człowiek, walczący z losem, z potrzebami większemi od swoich środków, jest jako człowiek tonący w morzu, wytężający resztki sil, -ażeby się tylko na powierzchni utrzymać. Tonący innym dopomódz nie może. Przeciwnie człowiek majątkowo niezależny jest jak człowiek, który już morze przepłynął, dobił lądu i ma pewną swobodę ruchów«"[18]. Ale takich, właściwych kandydatów nie znalazł autor w żadnej warstwie społecznej ani wśród włościan, ani wśród większych właścicieli ziemskich oraz jak wówczas uważał, „nie mamy ani dość licznego ani zamożnego stanu miejskiego: przemysłowców, rzemieślników i t. p. Tylko kupcy - ale ci przeważnie żydzi - dość dobrze stoją majątkowo, nawet skupują majątki ziemskie, lecz po nich nie można oczekiwać oddania się sprawom publicznym. »Natomiast jest jedna warstwa ludności, która od wielu lat ciągle się rozwija, z każdym dniem potężnieje i staje się główną cechą naszego społeczeństwa: tą warstwą - biurokracya (urzędnicy)«. Jak to już widzieliśmy wszyscy urzędnicy (a jest ich z rodzinami około 200 tysięcy) mają dochodu około 84 milionów złotych rocznie, t. j. więcej niż jakakolwiek inna warstwa ludności krajowej. W ich też ręku skupia się cały wpływ na sprawy publiczne w Galicyi. I to ze szkodą dla kraju. Bo urzędnik, jak w ogóle każdy człowiek, mający stały dochód, niepochodzący z pracy na roli, przemysłu lub rzemiosła, z konieczności innem okiem patrzy na sprawy gospodarcze kraje niż np. rolnik. Dla rolnika, na przykład, spadek cen zboża jest klęską, dla urzędnika zyskiem, bo jego pensya się nie zmniejsza a wszystko tanieje. Ale prócz tego biurokracya ta jest zależną od Wiednia [Moskwy? Brukseli? Waszyngtonu?], cały jej byt spoczywa nie w rękach kraju, nie w rękach tych ludzi, którymi ona rządzi, ale w rękach obcych"[19]. Stanisław Szczepanowski widział ratunek dla Galicji w odrodzeniu się moralnym szlachty. Lepszym jej wykształceniu oraz większym poświęceniu się przez nią sprawom publicznym. Autor nawoływał także klasy zamożniejsze do oszczędności i chciał, aby naśladować inne narody, uczyć się od nich ofiarności i miłości do ojczyzny a także unikać ich błędów i wad. „Chciałby widzieć powiększenie ilości fabryk, aby towary, sprowadzane z zagranicy, można było, o ile się to da, wyrabiać w kraju. Dałoby to jednocześnie zarobek nadmiernej ludności rolniczej"[20], Chciał podnieść rolnictwo do takiego stopnia, na jakim stało ono za granicą. Chciał również, aby wszyscy, a przede wszystkim ówcześni posłowie sejmowi a także ci, którzy byli w Radzie państwa, mniej się zajmowali polityką ogólną i mniej oglądali na Wiedeń oraz nie oczekiwali stamtąd zbawienia, lecz pracowali wokół prawdziwych problemów istotnych dla kraju. Uważał, że „najważniejszą sprawą jest wychowanie młodzieży. Szkoły powinny kształcić charakter młodego pokolenia. Powinny wyrabiać w niem poczucie obowiązków obywatelskich a nie, jak obecnie, kształcić tylko chętkę karyery. Teraz szkoły dają nam ludzi, których jedyną myślą jest zdobycie jakiej tłustej posadki, gdzieby przy małej pracy można mieć pokaźną pensyjkę"[21]. Myślę, że analizując naszą obecną sytuację gospodarczą, znajdziemy porażająco dużo analogii z przykładami opisanymi powyżej. Z resztą nasza sytuacja polityczna też nie bardzo się różni od tej sprzed ponad stu lat, może tylko tym, że wówczas mieliśmy na piśmie, kto jest zaborcą. Ale, wróćmy już do naszego bohatera, który całą tę nędzę galicyjską widział z bliska pracując na wiejskich i małomiasteczkowych parafiach. Stolica Galicji wcale nie była tu jakimś wyjątkiem a wręcz przeciwnie, przez dużą liczbę mieszkańców ta nędza była jeszcze bardziej widoczna. „setki, ba tysiące włóczęgów, żebraków stojących niemal na każdym rogu ulicy, tysiące głodujących, zwłaszcza dzieci, tysiące nieuleczalnie chorych pozostawionych własnemu losowi, rodziny pozbawione elementarnych środków do życia, pijaństwo, rozkład moralny, analfabetyzm..."[22] Sam ks. Gorazdowski tak uzasadniał swoje podejście do osób biednych i potrzebujących: „Godne to zastanowienia, że Zbawiciel nasz mówiąc o sądzie ostatecznym zapowiedział, że wyrok zbawienia lub potępienia zależeć będzie od tego, czyśmy byli miłosiernymi dla cierpiących. Czyśmy karmili głodnych i krzepili pragnących, czyśmy odziewali nagich, wspierali ubogich i ulgę nieśli cierpiącym. Że współczucie dla cierpiących jest podstawą wszelkiej miłości bliźniego, uczy nas też Zbawiciel w historii o miłosiernym Samarytaninie"[23]. Bibliografia: -Położenie materyjalne ludności w Galicyi według książki p. Stanisława Szczepanowskiego Nędza Galicyi w cyfrach i program energicznego rozwoju gospodarstwa krajowego, streścił Maciej Szeliga, Lwów 1891. Dost. w Intern. na str.: https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/9563?id=9563 -Encyklopedja Kościelna, Tom XII, Wyd. przez X. Michała Nowodworskiego, Warszawa 1898. -Henryk Fros SI, Franciszek Sowa, Twoje imię; Przewodnik onomastyczno-hagiograficzny, Kraków 1975. -S. Dolores Siuta CSSJ, Wezwany do miłosierdzia Zygmunt Gorazdowski i jego dzieło, Kraków 2014. - Rady i Przestrogi na całe życie, według A. Sztolca wydał Ks. Z.G., Lwów 1876. -Agnieszka Jezierska, Czas pokuty Codzienna Ofiara Mszy Świętej, Grzechynia 2022. Dost. w Intern. na str.: https://polona.pl/item/rady-i-przestrogi-na-cale-zycie-pamiatka-dla-mlodziezy-mezkiej-przy-ukonczeniu-szkol,NzA0MDA0MDQ/4/#info:metadata - S. Dolores Siuta CSSJ, Święty Zygmunt Gorazdowski - Apostoł Bożego Miłosierdzia, art. w Folia Historica Cracoviensia tom XV, 2010, s. 520. dost. w Intern. na str.: https://czasopisma.upjp2.edu.pl/foliahistoricacracoviensia/article/view/1496 https://www.rkc.lviv.ua/category_2.php?cat_1=8&cat_2=85&lang=3 http://www.wroclaw.jozefitki.pl/kultzalozyciela.php?body=article&name=wspolczesni-pisza-o-swietym-1920&lang=pl https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/06-26c.php3 https://www.jozefitki.pl/zyciorys.html https://wielkahistoria.pl/epidemie-cholery-w-xix-wiecznej-polsce-zapomniana-choroba-zabila-setki-tysiecy-ludzi/ https://www.podkarpackahistoria.pl/artykul/674,jak-w-dawnej-galicji-walczono-z-epidemiami S. Dolores Siuta CSSJ, Lwowski apostoł bożego miłosierdzia, art. dost. w Intern. na str.: https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/swieci/b_z_gorazdowsk [1] S. Dolores Siuta CSSJ, Święty Zygmunt Gorazdowski - Apostoł Bożego Miłosierdzia, art. w Folia Historica Cracoviensia tom XV, 2010, s. 524. [2] S. Dolores Siuta CSSJ, Wezwany do miłosierdzia..., s. 68-70. [3] Tamże, s. 70. [4] Zasady i przepisy dobrego wychowania według dr. Albana Sztolca dla użytku rodziców, nauczycieli, duchownych i innych wychowawców opracował K. Prawdzic, Lwów 1886, s.4. [5] Tamże, s. 64, 65. [6] Tamże, s. 72. [7] Tamże, s. 72-73. [8] S. Dolores Siuta CSSJ, Święty Zygmunt Gorazdowski - Apostoł Bożego Miłosierdzia, art. w Folia Historica Cracoviensia tom XV, 2010, s. 525. [9] S. Dolores Siuta CSSJ, Wezwany do miłosierdzia..., s. 75. [10] Tamże. [11] Większość zwrotów pochodzi z opr. S. Dolores Siuta CSSJ, Lwowski apostoł bożego miłosierdzia, art. dost. w Intern. na str.: https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/swieci/b_z_gorazdowski2.html [12] Położenie materyjalne ludności w Galicyi według książki p. Stanisława Szczepanowskiego Nędza Galicyi w cyfrach i program energicznego rozwoju gospodarstwa krajowego, streścił Maciej Szeliga, Lwów 1891., s. 24-26. Dost. w Intern. na str.: https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/9563?id=9563 [13] Tamże, s. 32. [14] Tamże, s. 34. [15] Tamże, s. 39,41. [16] Tamże, s. 44,45, 47. [17] Tamże, s. 47, 49, 50-51. [18] Tamże, s. 52-53. [19] Tamże, s. 55-56. [20] Tamże, s. 59. [21] Tamże, s. 60. [22] S. Dolores Siuta CSSJ, Wezwany do miłosierdzia..., s. 74. [23] Tamże, s. 72.
Powrót |