Święty Zygmunt Gorazdowski cz. III Zdj. z Intern. ze str.: https://www.jozefitki.pl/zyciorys.html W roku 1882 działające we Lwowie dotychczasowe Towarzystwo Opatrzności zostało przekształcone w Towarzystwo Miłosierdzia pod godłem Opatrzności. Komitet tego Towarzystwa wybrał jako Prezesową księżnę Jadwigę Leonową Sapieżynę (1806-1890), babkę przyszłego kardynała krakowskiego Adama Stefana Sapiehy (1867-1951), natomiast wiceprezesem i sekretarzem Towarzystwa został ksiądz Zygmunt Gorazdowski. On, mimo nawału obowiązków z radością przyjął tę kolejną możliwość pomagania ludziom biednym i potrzebującym. Do pracy w Towarzystwie zgłosiła się czterdziestoletnia tercjarka Adela Danek, którą zamierzono w pierwszej kolejności skierować do właśnie zakładanego tzw. Domu pracy. W tym samym czasie ks. Zygmunt nawiązał kontakt z Siostrzyczkami ubogich z Tarnopola. Była to grupa kobiet należących do Trzeciego Zakonu św. Franciszka, które za cel postawiły sobie pełnienie dzieł miłosierdzia wobec ludzi ubogich. Trzy z nich, ubrane podobnie jak siostry zakonne, przyjechały w 1882 roku do Lwowa . Ich opiekunem i spowiednikiem został ks. Gorazdowski. Niedługo po przyjeździe tych sióstr lwowskie gazety pisały o powstaniu, wspomnianego wyżej, Domu pracy dobrowolnej dla żebraków. Miał to być dom, gdzie ludzie bezrobotni mogli znaleźć zatrudnienie. Oczywiście, nie chodziło tu o wykorzystywanie ludzi bezrobotnych jako taniej siły roboczej a głównie o to, aby przez właściwą pomoc i „wpływ moralny podźwignąć tych, którzy bądź to przez nieporadność, bądź przez chorobę lub nałogi, stali się żebrakami"[1]. W Przeglądzie Lwowskim z dnia 1 listopada 1882 roku można było przeczytać taki tekst: „Wspominaliśmy już nieraz o rozwoju stowarzyszeń katolickich we Lwowie. Niespełna od roku przybyło nam znów kilka... (...) Dziś mamy już instytucyę i mamy zakład w całem znaczeniu tego słowa dobroczynny, mający przyszłość przed sobą. Otworzono dom przytułku dla żebraków na przedmieściu Stryjskiem i dom pracy pod zarządem i kierownictwem Siostrzyczek ubogich. Tysiące porcyj chleba i ciepłej strawy rozdaje się tygodniowo, oprócz schludnego ubrania. (...) Otworzono dzisiaj przy tym domu t. z. nowicyat dla żebraków, gdzie przyjmowani pozostają czas jakiś. Tutaj jedna z siostrzyczek przyucza ich do zachowania czystości w toalecie, zwraca uwagę na ich zachowanie się moralne. Dyrekcya notuje wszystkich całego miasta żebraków, zna ich biografię i wie, czem każdy jest i na co zasługuje. Dzięki tym niezmordowanym zachodom, liczba żebractwa zmniejszyła się nie do poznania, a korzyści tak moralne jak i materyalne odnoszą nie tylko sami ubodzy, ale i całe społeczeństwo"[2]. Ówczesna prasa pomagała, różnymi tekstami i ogłoszeniami w nagłaśnianiu takich inicjatyw dobroczynnych i tak było tym razem, gdy dano ogłoszenie o zaplanowanej zbiórce charytatywnej na rzecz tego Domu pracy. „W jakiś czas po tym ogłoszeniu na ulicach Lwowa powstało istne pospolite ruszenie. Oto oczom przechodniów ukazał się niesamowity widok. Ulicami miasta podążał osiołek zaprzężony do wózka pełnego blaszanek. Obok niego szła księżna Jadwiga Sapieżyna w towarzystwie Siostrzyczki ubogich. Co chwilę rozlegał się głos dzwonka i wołanie o hojne datki dla Domu pracy. Tego jak Lwów, Lwowem jeszcze nie widziano... Przechodnie zatrzymywali się zdziwieni, zaciekawieni, a niektórzy wprost zaszokowani. Gdy pierwsze wrażenie mijało, ruszali żywo, by takim niespotykanym kwestarkom użyczyć co nieco ze swego dobytku"[3]. Oczywiście siedemdziesięciosześcioletnia księżna Sapieżyna nie mogła stale w taki sposób kwestować, więc później czyniły to Siostrzyczki i pensjonariusze Domu pracy. A ten zwyczaj chodzenia z osiołkiem po centową jałmużnę przyjął się na wiele lat i tak to opisywała prasa: „Jedna z siostrzyczek obchodzi codziennie ulice Lwowa - a za nią osiełek ciągnie mały wózek, na którym znajdują się blaszanki dla zbierania resztek pozostałych w kuchni, starych szmat i sukni. W tyle wózka umieszczono skarbonkę, w którą miłosierni rzucają swoje datki. Osiełka prowadzi zwykle jeden z żebraków znajdujących się w zakładzie. Biciem w dzwonek daje znać o zbieraniu kwesty. Jest coś w tem rzewnego i uroczego zarazem"[4]. Na parterze budynku, w którym mieścił się Dom pracy, znajdowały się „trzy wielkie izby robocze i jedna mała, kancelaria, kuchnia i mieszkanie kolektanta, a i zarazem pisarza. Na piętrze (...) mieszkanie dla Siostrzyczek ubogich, trzy wielkie sypialnie dla kobiet i warsztat tkacki. W podwórzu z wozowni powstała pracownia stolarska, a ze stajni pralnia. W suterynach (...) tzw. izba dla mężczyzn, piwnice, szopy, składy materiałów, stajnia dla osiołka i chlewy"[5]. W tym budynku udało się pomieścić ponad sto osób, zajmowali się oni różnymi dobrowolnymi robotami: „jedni klejeniem woreczków papierowych do sklepów (...), inni robieniem pudełek do pakowania sukien, szkła, porcelany (...), inni darciem pierza (...), lub praniem bielizny dla klasztorów (...), lub wreszcie robotami krawieckiemi, stolarskiemi, szyciem bielizny, cerowaniem i podrabianiem tejże"[6]. Szyto również bandaże oraz kaftaniki włóczkowe przeznaczone dla szpitalika świętej Zofii. W pierwszym sprawozdaniu z działalności tej instytucji można było przeczytać, że: „»ubodzy zajęci w domu pracy podnieśli się moralnie, są weselsi, przyzwoici, uprzejmi, pobożni, odbyli spowiedź wielkanocną; dzieci włóczący się dawniej po ulicach dziś pracują, w czasie roboty śpiewają, co dzień uczą się godzinę czytania i godzinę katechizmu«. Zachowały się też wzruszające opisy konkretnych przypadków, w których ludzie dzięki dobroczynnej działalności Domu pracy zostali uratowani od moralnego zagubienia i ludzkiej degradacji"[7]. Oczywiście, oprócz zaspokojenie potrzeb materialnych w Domu tym pamiętano również o potrzebach duchowych. „Członek Wydziału sprawujący obowiązek ojca duchownego zakładu (...) [katechizował] ich każdej niedzieli - przygotował wszystkich do spowiedzi i parę razy do roku poprowadził do Sakramentów Św. Prócz tego Siostrzyczki w czasie robót (...) [organizowały] czytania duchowo-moralne, śpiewy religijne i modlitwy przed i po pracy, przed i po posiłkach"[8]. Dom Pracy" we Lwowie. Zdj. z książki: S. Dolores Siuta CSSJ, Wezwany do miłosierdzia Zygmunt Gorazdowski i jego dzieło, Kraków 2014. Dodatkowo już w styczniu 1883 roku z inicjatywy ks. Gorazdowskiego powstała we Lwowie Tania Kuchnia Ludowa, z której dziennie korzystało około 600 osób. Prowadziły ją oczywiście Siostrzyczki ubogich a mieściła się ona ulicy Blacharskiej, dokładniej na podwórcu klasztornym Ojców dominikanów. Gorący obiad składający się z zupy i drugiego dania był z założenia bardzo tani a dla ludzi bardzo ubogich rozdawano go nawet za darmo. Podobnie byli traktowani ubodzy studenci. „Po upływie lat ksiądz Gorazdowski otrzymywał wiele podziękowań od inżynierów, sędziów i lekarzy, którzy dzięki niemu mogli ukończyć studia"[9]. „Wśród wielu wspomnień z pierwszych lat działalności Kuchni Ludowej we Lwowie, siostry zapisały m.in.: »Zaszczytem dla naszej kuchni było to, że korzystał z niej sam Brat Albert, ilekroć bywał tu celem załatwienia spraw swego pięknego dzieła«. Zatem i na tej płaszczyźnie spotkały się dwa wielkie serca Brata Alberta i ks. Zygmunta Gorazdowskiego, serca oddane całkowicie Chrystusowi w Jego najuboższych - każde na swoją miarę wyznaczoną mu przez odwieczne Boże zamiary"[10]. Po dwóch latach działalności Siostrzyczek ubogich we Lwowie, ks. Gorazdowski jako ich opiekun duchowy i spowiednik, postanowił stworzyć dla nich jakąś bardziej konkretną formację zakonną. Należały one, co prawda do trzeciego zakonu św. Franciszka, ale i one i ks. Gorazdowski chcieli, aby to zgromadzenie było oparte na jeszcze mocniejszych podstawach. Na początku cztery Siostrzyczki ubogich uczyły się życia zakonnego w klasztorze Sióstr Franciszkanek Najświętszego Sakramentu a po trzech miesiącach zostały zmienione przez kolejne cztery, wśród których była wspomniana wcześniej Adela Danek. Ks. Gorazdowski w tym czasie zastanawiał się nad charakterem nowego Zgromadzenia i jego nazwą. Doszedł wreszcie do wniosku, że najstosowniej do celu zgromadzenia będzie powiązanie nazwy z miłosierdziem i z osobą świętego Józefa. Niech zatem będą Siostry Miłosierdzia Świętego Józefa"[11]. Uroczystość obłóczyn pięciu pierwszych sióstr, które popularnie nazwano Józefitkami, miała miejsce 17 lutego 1884 roku we lwowskim kościele sióstr franciszkanek. Współzałożycielką i pierwszą przełożoną generalną Zgromadzenia oraz najbliższą współpracownicą księdza Zygmunta została wspominana wcześniej siostra Daniela Danek. Przyjęła ona imię zakonne Salomea. Ponieważ w tym czasie obowiązujące prawo pozwalało tylko na to, aby chorzy ludzie mogli być leczeni w szpitalu maksymalnie przez sześć tygodni. Po tym czasie chorych bezwzględnie wypisywano do domu lub gdy chory tego domu nie miał, wyrzucano go na bruk. Ksiądz Zygmunt Gorazdowski zaczął myśleć o zdobyciu funduszy na budowę domu, w którym mogliby przebywać ludzie wyrzuceni ze szpitali a jednocześnie chciał, aby to był dom dla sióstr z założonego przez siebie Zgromadzenia. To swoje nowe dzieło nazwał Zakładem dla Nieuleczalnie Chorych i Rekonwalescentów. O środki na ten cel zwrócił się do swoich współbraci w kapłaństwie w kwietniu 1884 roku. Prosił o to, aby kapłani przeznaczyli jedną składkę ze swoich parafii na ten cel. Niestety jak wynika z ogłoszenia w Wiadomościach Katolickich z września tego roku nie spotkało się to ze zbyt dużym odzewem. Z resztą oceńmy sami. Ogłoszenie zatytułowane było: „Prośba. W kwietniu b. r. wystosowałem prośbę do wszystkich p. t. księży proboszczów w Galicyi, aby raczyli przynajmniej jednę składkę w swoim kościele ofiarować na założenie we Lwowie Przytułku dla rekonwalescentów tak miejscowych jak i z prowincyi do tutejszych szpitalów przybywających, a nie mających po wyjściu ze szpitala żadnego punktu oparcia. Chociaż kraj taki biedny i tyle u nas rozmaitych składek, sadziłem jednak, że najlepszym środkiem przeciw ubóstwu jest właśnie hojność dla ubogich, i liczyłem na to , że znane z ofiarności nasze p. t. Duchowieństwo i społeczność dorzuci swój grosz wdowi do malutkiego funduszu Sióstr Franciszkanek i dopomoże do założenia tego niezbędnie potrzebnego zakładu. Lecz niestety dotąd z 900 parafij tylko od 34 otrzymałem składki, dla tego ośmielam się upraszać niniejszem tych przew[ielebnych] Duszpasterzy, którzy dotąd składek nie nadesłali, aby, jeżeli to możliwe raczyli teraz po dokonanych zbiorach jednę składkę zebrać w swoim kościele na powyższy cel. Łaskawych dawców pokwituję w niniejszem czasopiśmie w swoim czasie, a Siostry Franciszkanki nie omieszkają za nich jako za swoich fundatorów ofiarować pacierzy zakonnych. Ks. Zygmunt Gorazdowski, we Lwowie, przy kośc. ś. Mikołaja"[12]. Ks. Gorazdowski podawał fundusz Sióstr Franciszkanek, gdyż jego Zgromadzenie Józefitek było jeszcze zbyt mało znane, więc i odzew mógł być bardziej mizerny. Ale po tej drugiej prośbie „do duchowieństwa w Galicji i do całego społeczeństwa, zgodnie z przewidywaniami, urządzona w kościołach jesienią po dokonanych zbiorach składka na rzecz ubogich przekroczyła nawet konieczną sumę 4 tysięcy złr. Można było zakupić we Lwowie przy ulicy Kurkowej 43 na razie część upatrzonego ogrodu z małym domkiem. Była to prawdziwa Porcjunkula józeficka. Siostry oprócz swego mieszkania mogły tu pomieścić zaledwie pięć łóżek dla wyzdrowieńców. Położenie jednak Zakładu pod względem zdrowotnym było znakomite. (...) W krótkim czasie od momentu powstania Zakładu nastąpił niespodziewanie szybki jego rozwój. Kiedy przy różnych okazjach pytano ks. Zygmunta o historię i przyczyny takiego rozrostu dzieła, powtarzał niezmiennie: »Siostry miały bardzo małe własne fundusze, gdy w 1884 roku Zakład powstawał. Licząc jednak na Opatrzność Bożą, opiekę swego Patrona św. Józefa i ofiarność społeczeństwa, wzięły się już w następnym roku do budowy piętrowego domu na 35 łóżek, do którego też i same się przeniosły, gdyż stary domek musiał być zburzony. Po trzech latach wybudowały drugi dom piętrowy, Znów na 30 łóżek, a dwa lata później zakupiły sąsiednią realność [nieruchomość, grunt], aby dobudować do Zakładu skrzydło...« Tak mówił prawdziwy założyciel i twórca Domu dla nieuleczalnych, który był jego duszą i sercem. To on nieustannie zabiegał o umocnienie finansowego zaplecza powstałego dzieła"[13]. W sprawozdaniu z roku 1901 wymieniono ponad 900 stałych dobroczyńców Zakładu, których jednak ktoś musiał przekonać do wpłacania tych datków. Prof. dr Józef Wiczkowski w swojej publikacji zatytułowanej Lwów, jego rozwój i stan kulturalny, którą wydał w 1907 roku, tak opisywał ten zakład: „Założony w r. 1884 w bardzo małych rozmiarach, bo na 5 łóżek, rozwinął się on w tych 20 latach tak bardzo, że obejmuje dziś sześć budynków, których wartość z gruntem, obejmującym około 3 morgi, wynosi 400.000 koron. Trzy budynki, z tych sześciu przeznaczone są na pomieszczenie chorych, czwarty obejmuje kaplicę zakładową z rozmownicą i pomieszkaniem dla kilkunastu Sióstr, które pielęgnują chorych i załatwiają wszystkie potrzeby zakładu. [Znajdował się tam również nowicjat Zgromadzenia.] Siostry gotują wikt i roznoszą go chorym, piorą bieliznę, pieką chleb i usługują chorym. W ten sposób administracya zakładu jest bardzo tanią i zakład jest też w możności wielką liczbę chorych utrzymać i udzielić im daremnie [czyli darmo] mieszkania. (...) Zakład stara się, ażeby z każdym rokiem swe urządzenia ulepszać, aby też pobyt chorym uprzyjemnić i w tym celu ogród powiększyć do dwu morgów obszaru. (...) Tymczasem służą chorym do spaceru dwa małe ogródki przed zakładem położone i ogród owocowy za zakładem na górze. Chorzy mają też w zakładzie łazienki, osobne dla mężczyzn i dla kobiet. W kaplicy zakładowej odprawiają się codziennie dwie Msze św., nieszpory i rozmaite inne nabożeństwa. Chorych było w zakładzie w r. 1906: kobiet 133, mężczyzn 35, razem 168 osób. Umarło kobiet 12, mężczyzn 4, razem 16 osób. Chorzy w zakładzie przebywali przez 55.380 dni. Przeto utrzymanie jednego chorego z administracyą kosztuje przez 1 dzień : 1 kor. 13 hal. Przy usłudze chorych było zajętych 30 Sióstr. Fundatorem i kuratorem Zakładu św. Józefa dla nieuleczalnych jest ks. Prałat Z. Gorazdowski"[14]. Kiedy wybudowano szósty budynek w tym Zakładzie zaczęto przyjmować również starsze osoby już zniedołężniałe, uznając, że „starość to też choroba nieuleczalna"[15]. W sprawozdaniu z wizytacji kanonicznej przeprowadzonej w Zakładzie świętego Józefa, którą przeprowadził o. Joachim Maciejczyk (1842-1923) wiceprowincjał franciszkanów, napisał on tak: „»Naocznie się przekonałem będąc na sali chorych z jaką troskliwością siostry pielęgnują chorych. Wśród chorych bywają czasami i tacy, którzy nadzwyczaj są oszpeceni na ciele, tak dalece, że trudno się patrzeć na ich ropiejące rany, a siostry same obmywają i opatrują ich z podziwu godnym poświęceniem. Widziałem wśród nich także idiotów nieszczęśliwych, którzy nic o sobie nie wiedzą, a wszelkie obsługi około nich z heroizmem istotnie siostry spełniać muszą, a czynią to chętnie z największym poświęceniem dla miłości Pana Jezusa. (...) Jedna ze sióstr obsługująca właśnie na oddziale rannych, oświadczyła mi, że gdyby jej Pan Jezus pozwolił kiedyś udać się w kraje, gdzie są trędowaci i tych mogła obsługiwać, byłoby to dla niej największym szczęściem na tej ziemi«. Tak to Chrystus po raz wtóry zstępował na ziemię, by poprzez siostrzane józefickie dłonie nieść ulgę cierpiącym, koić ból, pocieszać. Ewangeliczny Dobry Samarytanin odnajdywał wcielenie w szarości i codziennym trudzie Sióstr Miłosierdzia Św. Józefa. Ich praca nazwana przez przypatrujących się jej z bliska heroiczną, budziła nieukrywany podziw i szacunek. Prawdziwie nie była łatwa. I tylko moc czerpana wyłącznie z Krzyża Zbawiciela, a zawarta w charyzmacie udzielonym ks. Gorazdowskiemu tłumaczy wiele, tłumaczy wszystko"[16]. Kolejnym dziełem naszego bohatera był Internat dla studentów Seminarium Nauczycielskiego. Na ulicach Lwowa w tamtych czasach, zwłaszcza po zapadnięciu zmroku, można było natknąć się na młodych chłopców siedzących na skrzynkach wokół latarni z książkami i notatkami na kolanach. Byli to biedni studenci, którzy nie mieli zbyt wielu środków na swoje utrzymanie i którzy mieszkając „nieraz w najgorszem towarzystwie w wilgotnych [i ciemnych] suterenach"[17] wykorzystywali uliczne światło do nauki. Ponieważ ks. Gorazdowski wiedział, „że jakim będzie nauczyciel, taką będzie młodzież"[18], więc kiedy ówczesny Sejm Galicyjski odrzucił jego podanie o założenie internatu dla biedniejszych studentów, postanowił za pieniądze otrzymane od rodziców kupić dom i ofiarować go „Komitetowi Towarzystwa Św. Wincentego a'Paulo, zajmującego się studentami. Zastrzegł tylko dla swoich rodziców prawo zamieszkania tam aż do śmierci i możliwość zarządzania gospodarstwem"[19]. I w taki sposób we wrześniu roku 1886 powstał Internat pod wezwaniem Św. Jozafata, w którym zamieszkało 12 studentów Seminarium Nauczycielskiego. Poświęcenia tego obiektu dokonał ksiadz Jan Puzyna (1842-1911), ówczesny biskup pomocniczy we Lwowie. Rektorem tego Internatu został ks. Gorazdowski a od roku 1892 do pomocy w prowadzeniu Internatu dołączyły siostry Józefitki. „Ksiądz Zygmunt przy pomocy swojej matki i Sióstr Św. Józefa zaopatrywał wychowanków w odzież, bieliznę, obuwie, w żywność i we wszystko co było im konieczne. Jako dyrektor Internatu nie szczędził też swych sił i czasu, by właściwie ukształtować młode serca przyszłych wychowawców, aby były kiedyś zdolne w duchu prawdziwie katolickiej pedagogii wychowywać kolejne pokolenia Polaków"[20]. Liczba utrzymywanych studentów systematycznie się zwiększała. „W 1910 roku było ich już 36. Kryteria, którymi się kierowano przy przyjmowaniu do Internatu nie ulegały zmianie. Ubodzy, ale prawi i dobrze się uczący studenci otrzymywali tutaj rzeczywiście nie tylko przysłowiowy dach nad głową i wyżywienie, ale prawdziwie im oddane serca. Na owoce tego dzieła nie trzeba było długo czekać. Wiele osób korzystających z dobrodziejstw Internatu we Lwowie, po latach piastowało nawet wybitne stanowiska w szkolnictwie powszechnym. »Jednym z pensjonariuszy Internatu był późniejszy sławny śpiewak Adam Didur [(1874-1946) wspaniały bas, wieloletni solista nowojorskiej Metropolitan Opera] Już jako sławny śpiewak odwiedzał zawsze wuja przynosząc bilety na swoje występy« - wspomina pani F. Korabiewska, krewna ks. Gorazdowskiego. Bóg wyraźnie błogosławił dziełu wyrosłemu na gruncie rozmiłowanych w nim serc"[21]. Następnym dobroczynnym dziełem ks. Zygmunta Gorazdowskiego było otwarcie we Lwowie w 1892 roku domu dla niechcianych dzieci, który nazwano Zakładem Dzieciątka Jezus . Ponieważ, już po paru latach dom okazał się zbyt mały, „więc na wiosnę 1901 r. ruszyła budowa nowego domu dla niemowląt"[22]. Poświęcenia tego domu dokonał arcybiskup Józef Bilczewski (1860-1923). „Ceremonia poświęcenia nowego Domu dla niemowląt tak w zewnętrznej swej szacie, jak i przede wszystkim w towarzyszącym jej wydarzeniu, zapisała się głęboko w pamięci i sercu uczestników tej uroczystości. Szeroko też na ten temat rozpisywały się miejscowe gazety. Otóż, w sobotę 20 grudnia 1902 r. dwanaście sióstr józefitek ze świecami w ręku wprowadziło uroczyście do Zakładu ks. arcybiskupa Józefa Bilczewskiego, który w asyście sześciu kleryków odprawił przepisane modły, wygłosił odpowiednie przemówienie, po czym prowadzony przez ks. Gorazdowskiego obszedł wszystkie pomieszczenia kropiąc je święconą wodą. Następnie wrócił do kaplicy i rozebrawszy szaty liturgiczne poszedł do sal dziecięcych, by popatrzeć na bawiące się maluchy i im pobłogosławić. Nie na tym jednak koniec. Kiedy oficjalna część uroczystego otwarcia i poświęcenia nowego gmachu pierwszego w kraju Domu podrzutków dobiegła końca i Ksiądz Arcybiskup oraz inni zaproszeni goście zaczęli się rozchodzić, nagle w bramie domu pojawił się goniec magistracki. W rękach trzymał maleńkie zawiniątko, które ostrożnie oddał siostrze przełożonej. Jak się okazało był to noworodek znaleziony przed godziną w kloace domu przy ul. Żulińskiego 11. Pozostawiła go tam jego matka, służąca, bezpośrednio po urodzeniu. Dziecko miało zaledwie 2-3 godziny życia i znajdowało się wręcz w tragicznym stanie. Jego przybycie w takim momencie do Zakładu Dzieciątka Jezus zrobiło na obecnych przy tym ogromne wrażenie. Mocno poranione dziecko wykąpał i opatrzył sam dr Kucharski [(b.d) specjalista chorób dziecięcych, statutowy lekarz Stowarzyszenia opieki nad niemowlętami], a siostra przełożona ułożyła je w łóżeczku. Zaś Księżna Lubomirska [(1866-1940) Eleonora, wiceprezesowa Stowarzyszenia opieki nad niemowlętami] oświadczyła, że dziecko to do chrztu będzie trzymała i zajmie się jego wychowaniem. Ponieważ na pół godziny przed odbytymi uroczyściami do Zakładu zgłosiła się matka z dwutygodniowym niemowlęciem, więc też noworodka oddano w opiekę tej kobiecie. Przyniesienie dziecka uratowanego od tragicznej śmierci w tak niebywałych okolicznościach, stało się dla Zakładu jakby widomym znakiem Bożego błogosławieństwa"[23]. Jak już wspomniano, Zakład Dzieciątka Jezus był w całej Galicji przez długi czas jedyną placówką zajmującą się porzuconymi niemowlętami oraz samotnymi matkami z dziećmi. A przecież te niemowlęta oraz ich matki stanowiły, obok wcześniej wymienionych żebraków, osób nieuleczalnie chorych, starców, biednych studentów i tym podobnych, kolejny wielki problem społeczny. Niestety, problem ten od pewnego czasu przestał interesować ówczesne władze. Otóż, w 1873 roku cesarz austriacki usankcjonował uchwały Sejmu Galicyjskiego z roku 1869, które dotyczyły likwidacji we Lwowie i w Krakowie wszystkich zakładów opiekujących się porzuconymi dziećmi. Ta decyzja doprowadziła do zwielokrotnienia tragedii wielu młodych dziewcząt i ich dzieci. Te naiwne, niedoświadczone i godne pożałowania kobiety, nie widzące dla siebie żadnej przyszłości i nie mające znikąd pomocy, bardzo często porzucały gdziekolwiek swoje nowonarodzone dzieci, tak jak opisana wcześniej służąca lub podrzucały je pod kościoły czy też klasztory a czasami i pod urzędy miejskie. W najlepszym wypadku oddawały te dzieci na wychowanie do swoich wsi, ale zdarzały się również zabójstwa tych dzieci oraz samobójstwa młodych matek. Ks. Zygmunt Gorazdowski tak nauczał: „Jak (...) wielkie znaczenie ma ciało wobec Boga, uczy nas wiara chrześcijańska, która zowie ciało chrześcijanina cząstką ciała Chrystusowego i świątynią Ducha świętego; i nie tylko zapewnia nas o zmartwychwstaniu ciała, ale uczy, że druga osoba Boska ciało ludzkie przyjęła i zatrzymała na wieki. Gdy godność ciała ludzkiego jest tak wielką, pojmujemy łatwo, jak ciężkiego przestępstwa dopuszcza się ten kto je niszczy lub hańbi, i jak wielkie obowiązki wkłada na nas piąte przykazanie: Nie zabijaj. Z tych to powodów piętnuje wiara nasza zabójstwo siebie samego lub bliźniego znamieniem zbrodni wołającej o pomstę do nieba"[24]. Nie dziwi więc, że do Zakładu ks. Gorazdowskiego przyjmowano nie tylko niechciane dzieci, ale również i te nieszczęśliwe samotne matki. O wielkich pożytkach jaki ten Zakład przynosił można było dowiedzieć się z miesięcznika katolickiego Miłosierdzie Chrześcijańskie, gdzie tak napisano: „Aby sobie dobrodziejstwo tego rodzaju Zakładu uprzytomnić, należy pamiętać, że nie tylko setki dzieci z niego korzysta corocznie, ale ratuje się i ubogie i nieszczęśliwe dziewczęta, które przez upadek stawszy się matkami, mają pokusę do zgładzenia dziecka. Siostry józefitki ze swoimi podopiecznymi w Zakładzie „Dzieciątka Jezus" we Lwowie. Zdj. z książki: S. Dolores Siuta CSSJ, Wezwany do miłosierdzia Zygmunt Gorazdowski i jego dzieło, Kraków 2014. Celem Zakładu jest też ratować te nieszczęśliwe matki przez to, że im daje w swym domu darmo utrzymanie na cały czas karmienia swego dziecka z tym jeszcze obowiązkiem, że obok swego muszą drugie dziecko karmić, a przynajmniej pielęgnować inne porzucone dziecko, które niema matki. W ten sposób powstrzymuje się te upadłe osoby od dzieciobójstwa, owszem matki karmiąc swe dzieci, przywiązują się do nich i przez to podnoszą się moralnie. Dla tych matek karmicielek kilkumiesięczny pobyt w ciszy domowej i pracy i modlitwy, bez troski o chleb powszedni pod opieką sióstr zakonnych a duchownem kierownictwem kapłana jest czasem błogim w owoce nawrócenia, po którem się rany duszy zabliźniają, zdeptane serca podnoszą i cnoty zaszczepiają. Pracę nad umoralnieniem upadłych dziewcząt ułatwia domowa kaplica, urządzona w zakładzie, gdzie jest, umieszczone Sanctissimum"[25]. Ks. Gorazdowski zwrócił się do lwowskiego Konsystorza (ówczesnej Kurii) „o wyjednanie u Ojca Świętego pozwolenia na odprawianie Mszy Św. w zakładowej kaplicy, przechowywanie Najświętszego Sakramentu, zapewniając, że: »podpisany jako dyrektor Zakładu czuwać będzie nad tym, aby Najświętszy Sakrament był zabezpieczony od zniewagi i należycie wielbiony«. Prosił też o pozwolenie na spowiadanie w tej kaplicy »tak zakonnic jak i kobiet, których bywa około 25«"[26]. Ilość przyjętych dzieci i samotnych matek w Zakładzie rosła z roku na rok. „W pierwszym roku swojego istnienia przyjął [on] i zaopiekował się 64 niemowlętami i podał około trzydziestu ubogim matkom, niemającym dachu nad głową sposobność, że mogły odkarmić swe dziecię, przyjść do sił i znaleźć dla siebie później służbę lub zarobek"[27]. Przez lata działalności przez Zakład „przewijało się rok rocznie setki dzieci i matek"[28] Łącznie „w latach 1892-1916 opiekę w tym Zakładzie znalazło 2 871 niemowląt, z czego 836 opuściło Zakład ze swoimi matkami, 802 odnalazło swoje rodziny, 173 adoptowano, pozostałymi zajmowały się siostry zakonne"[29]. Oprócz tego Zakładu Dzieciatka Jezus siostry Józefitki za zgodą ks. Gorazdowskiego prowadziły ochronki w Krośnie, Zborowie, Pleśnianach i Czortkowie[30], gdzie zajmowały się dziećmi osieroconymi. W latach 1896 a 1920 można było spotkać siostry ze Zgromadzenia Sióstr świętego Józefa również w kilku szpitalach galicyjskich i austriackich. „W latach tych zgromadzenie podjęło pracę w szpitalach w: Lubaczowie (1896), Sokalu (1900), Kałuszu (1905), Dolinie (1908), Czortkowie (1909). W czasie działań wojennych siostry józefitki pracowały w szpitalach wojennych przy Wyższej Szkole Technicznej w Wiedniu (1914-1915) oraz we Lwowie, w rezerwowym szpitalu na Łyczakowie i w ruchomym szpitalu rezerwowym"[31]. Oprócz duchowej opieki i kapłańskiego nadzoru nad siostrami Józefitkami oraz działalności we wcześniej wymienionych Towarzystwach i zakładach dobroczynnych, ks. Gorazdowski założył we Lwowie w 1895 roku Towarzystwo świętej Salomei, które „miało za zadanie roztoczyć opiekę nad owdowiałymi rodzicami, głównie matkami i ich dziećmi. Wśród potrzebujących, dla których owocował charyzmatyczny dar księdza Zygmunta, były również ubogie krawcowe, gdyż Święty rozwinął działalność w stowarzyszeniu dla ubogich szwaczek. (...) był też jednym z pięciu członków zarządu Towarzystwa budowy tanich mieszkań dla robotników powstałego w 1905 roku. Jak widać, nie bez powodu pisano w ówczesnej prasie, że „Chory, znękany, opuszczony nędzarz, gdy już stanie osamotniony, jak to drzewo przydrożne, smagane wichurą życia - każdy znękany, gdy zapuka do instytucji księdza Gorazdowskiego, znajdzie w nich ratunek, pomoc i opiekę"[32]. Jak oceniano tę niezwykłą i heroiczną działalność ks. Gorazdowskiego można było przeczytać w ówczesnej prasie katolickiej. Poniżej możemy zapoznać się z jednym z takich artykułów: „Dwudziestopięcioletni jubileusz kapłaństwa X. Zygmunta Gorazdowskiego, wikarego przy kościele św. Mikołaja we Lwowie, kapłana znanego i poważanego we wszystkich sferach naszego miasta, obchodzono 20 [lutego 1897 r.] Lwów zawdzięcza jubilatowi pierwszy Zakład dla nieuleczalnych i wyzdrowieńców pod wezwaniem św. Józefa przy ul. Kurkowej, urządzony wzorowo. Instytucją tą, jak i innemi, które zaraz wymienimy, zarządzają Siostry tercyarki, zwane Józefitkami, które tu mają swój dom macierzysty i nowicjat. Kongregacja ta powstała za inicjatywą i zostaje pod duchownym kierunkiem X. Gorazdowskiego W przyszłą niedzielę odbędzie się właśnie poświęcenie trzeciego domu tego Zakładu. Dalej współdziałał X. Gorazdowski przy założeniu Domu pracy pod godłem Opatrzności. On założył też i jest od początku rektorem Internatu św. Jozafata dla uczniów seminarium nauczycielskiego. Za własne pieniądze nabył na ten cel realność przy ul. Mochnackiego i oddał ją na własność Towarz. św. Wincentego a Paulo. Mały domek rozszerzył i postawił na nim piętro. Obecnie internat mieści w sobie 37 wychowanków i daje im utrzymanie. Najnowsze dzieło X. Gorazdowskiego to Zakład dzieciątka Jezus, w którym wychowują się niemowlęta. Tyle instytucji stworzyć, utrzymywać je i niemi zarządzać mogła, tylko dusza gorąco miłująca Boga i bliźnich, dusza z dziecięcą wiarą ufająca Opatrzności, która żywi ptaki niebieskie i odziewa lilie polne. X. Zygmunt zapytany, skąd bierze fundusze do stawiania coraz to nowych budynków, odpowiedział, że gdy brakuje mu pieniędzy, to daje większe jałmużny. Sposób to niechybny, wypróbowany przez jubilata, zebrania funduszów, potrzebnych dla ulżenia niedoli bliźnich X. Zygmunt od dawna jest czynnym członkiem Towarz. św. Wincentego a Paulo, od lat kilkunastu sekretarzem Instytutu ubogich chrześcijan, od początku kierownikiem duchownym konferencji św. Mikołaja w Towarzystwie św. Salomei. A i od innych prac na polu katolickiej działalności nie usuwa się"[33]. Zdj. ze str. w Intern.: https://www.vatican.va/news_services/liturgy/saints/ns_lit_doc_20010626_gorazdowski_pl.html Także i władze kościelne wysoko oceniały działalność ks. Gorazdowskiego, co możemy stwierdzić na przykładzie dekretu pochwalnego przesłanego kilka lat później przez ówczesnego metropolitę lwowskiego arcybiskupa Józefa Bilczewskiego, w którym napisał takie słowa: „»W pełnieniu bardzo trudnego obowiązku duszpasterskiego wielką pociechą i podporą niemałą są dla nas kapłani, którzy w niczym nie szukając siebie samych, podejmują mozolne trudy ku chwale Boga i zbawienia dusz. W naszym przekonaniu i Ciebie do takich zaliczyć możemy kapłanów, którzy już od prawie trzydziestu lat z niesłabnącą pilnością i gorliwością nie ustępujesz we współdziałaniu z dziełem ze wszystkich dzieł Bożych najbardziej Boskim, a mianowicie z dziełem nawracania błądzących i doprowadzania grzeszników do Boga«. (...) W tym samym dekrecie abpa Józefa Bilczewskiego [dalej] czytamy: «Boskim nauczony przykładem z wykonaniem tego dzieła złączyłeś pomocnicze dzieła miłosierdzia. Założyłeś zbożne schroniska dla ubogich, chorych, kalek nieuleczalnych, utworzyłeś zgromadzenie zakonne kobiet, którym przekazałeś pieczę nad tymi zbożnymi dziełami. Te i inne Twoje prace, jak również Twoje wzorowe życie i pobożność, skłaniają nas do tego, abyśmy wyrazili Ci nasze uznanie, zachęcając w Panu, abyś i nadal trwał gorliwie w tym działaniu ku chwale Boga i zbawieniu dusz, abyś przez przychylność i łagodność okazywał się prawdziwie ojcem dla ubogich i udręczonych[34]". W 1898 roku papież Leon XIII obchodził dwudziestą rocznicę swojego pontyfikatu oraz 60-lecie jubileuszu swojego kapłaństwa. Wiele pielgrzymek z całego świata zjeżdżało się wówczas do Watykanu. Również ks. Zygmunt Gorazdowski zapragnął wraz z polską pielgrzymką w tych dniach odwiedzić Ojca Świętego. Pielgrzymka liczyła ponad 300 osób a jej przewodnikiem został ks. Zygmunt, który w kaplicy Sykstyńskiej wygłosił po łacinie do 88 - letniego papieża w imieniu pielgrzymów z Polski piękne i patriotyczne przemówienie. Przemówienie to zaczynało się od słów: „»My, Polacy, których przodkowie byli zawsze wierni dla Świętego Kościoła Rzymskiego i poprzez pięć wieków bronili go od różnych nieprzyjaciół, przychodzimy również dzisiaj do Ciebie, Ojcze Święty, aby Ci złożyć Z głębi serca nasze wyrazy radości...«. Rozdarta rozbiorami Polska, reprezentowana ponad 300-osobową pielgrzymką, w której znajdowali się przedstawiciele wszystkich dzielnic uciemiężonego narodu, a także Polacy przybyli z Francji, głębokiej Rosji i z Ameryki, tu u stóp Głowy Kościoła katolickiego, przy papieskich błogosławiących dłoniach swobodnie dawała wyraz swojej jedności narodowej i wielkiej siły ducha, czerpanej z żarliwej wiary. Ksiądz Gorazdowski wiele razy powracał do przeżytych tam na Wzgórzu Watykańskim momentów. Z tej manifestacji wierności Kościołowi Świętemu czerpał nieraz siły w niełatwych życiowych próbach"[35]. W 1898 roku arcybiskup Bilczewski mianował ks. Zygmunta Gorazdowskiego kanonikiem gremialnym kapituły we Lwowie. Pozwalało to na noszenie rokiety (rodzaj komży z koronkami podszytmi czerwonym lub fioletowym jedwabiem, noszonej przez kardynałów, biskupów, prałatów i kanoików) i mantoletu (pelerynki noszonej przez biskupów, prałatów i kanoników). W piśmie, które skierował arcybiskup Bilczewski z tej okazji do ks. Gorazdowskiego, tak napisał: „...Twoje prace, jak również Twoje wzorowe życie i pobożność, skłaniają nas do tego, abyśmy wyrazili Ci nasze uznanie, zachęcając w Panu, abyś nadal przez przychylność i pokorę okazywał się prawdziwie ojcem ubogich i udręczonych"[36]. [1] Bolesław Lewicki, art. Dom Pracy z czasopisma Ilustracja Polska n. 28 z 1902 r, s. 654. [2] Przegląd Lwowski z dn.1 list. 1882, z. 21 rok XII, s. 375-376. Dost. w Intern. na str.: https://fbc.pionier.net.pl/search#fq={!tag=dcterms_accessRights}dcterms_accessRights%3A%22Dost%C4%99p%20otwarty%22&q=przegl%C4%85d%20lwowski%201882 [3] S. Dolores Siuta CSSJ, Wezwany do miłosierdzia Zygmunt Gorazdowski i jego dzieło, Kraków 2014, s. 80. [4] Przegląd Lwowski z dn.1 list. 1882, z. 21 rok XII, s. 375-376. Dost. w Intern. na str.: https://fbc.pionier.net.pl/search#fq={!tag=dcterms_accessRights}dcterms_accessRights%3A%22Dost%C4%99p%20otwarty%22&q=przegl%C4%85d%20lwowski%201882 [5] S. Dolores Siuta CSSJ, Wezwany do miłosierdzia..., s. 82. [6] Bolesław Lewicki, art. Dom Pracy..., s. 654. [7] S. Dolores Siuta CSSJ, Święty Zygmunt Gorazdowski - Apostoł Bożego Miłosierdzia, art. w Folia Historica Cracoviensia tom XV, 2010, s. 529. [8] S. Dolores Siuta CSSJ, Wezwany do miłosierdzia..., s. 82. [9] S. Dolores Siuta CSSJ, Święty Zygmunt Gorazdowski - Apostoł Bożego Miłosierdzia, art. w Folia Historica Cracoviensia tom XV, 2010, s. 530. [10] S. Dolores Siuta CSSJ, Wezwany do miłosierdzia..., s. 90. [11] Tamże, s. 93. [12] Wiadomości Katolickie nr 19 z dn. 11. 09. 1884r., s. 168. Dost. w Intern. na str.: https://polona.pl/item/wiadomosci-katolickie-r-2-nr-19-11-wrzesnia-1884,ODI2MDgzNDc/7/#info:metadata [13] S. Dolores Siuta CSSJ, Wezwany do miłosierdzia..., s. 101. [14] J. Wiczkowski, Lwów, jego rozwój i stan kulturalny, Lwów 1907, s. 323-324. [15] S. Dolores Siuta CSSJ, Wezwany do miłosierdzia..., s. 105. [16] Tamże, s. 106-107. [17] X. Karol Jastrzębski, GAZETA KOŚCIELNA nr 18 Lwów 1920 r. art. Śp. X. Zygmunt Gorazdowski, dost. w intern. na str.: http://www.wroclaw.jozefitki.pl/kultzalozyciela.php?body=article&name=wspolczesni-pisza-o-swietym-1920&lang=pl [18] Tamże. [19] S. Dolores Siuta CSSJ, Wezwany do miłosierdzia..., s. 110. [20] Tamże, s. 111. [21] Tamże, s. 114. [22] Tamże, s. 129. [23] Tamże, s. 129-130. [24] Tamże, s. 123. [25] X. Cz. Lewandowski, Stowarzyszenie opieki nad niemowlętami pod nazwą „Dzieciątka Jezus" we Lwowie, Miłosierdzie Chrześcijańskie, 1913, nr 20, s. 189. Dost. w Intern. na str.: https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/doccontent?id=818069 [26] S. Dolores Siuta CSSJ, Wezwany do miłosierdzia..., s. 132. [27] Tamże, s. 126. [28] Tamże, s. 127. [29] S. Dolores Siuta CSSJ, Lwowski Apostoł Bożego Miłosierdzia, art. dost. w intern. na str.: https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/swieci/b_z_gorazdowski2.html [30] S. Dolores Siuta CSSJ, Święty Zygmunt Gorazdowski - Apostoł Bożego Miłosierdzia, art. w Folia Historica Cracoviensia tom XV, 2010, s. 534. [31] Tamże, s. 536. [32] Tamże, s.536-537. [33] Gazeta Kościelna nr 8 z dn. 25 lutego 1897 r. art. w Kronice Kościelnej, dost. w Intern. na str.: file:///D:/A)%20Wszystko/A)%20KONFERENCJE%20i%20%20materia%C5%82y/A)%20Konferencje%20%C5%9Awi%C4%99ci%20polscy%20na%20Wykrocie/AAa)%20%C5%9Awi%C4%99ty%20Zygmunt%20Gorazdowski%201845-%201920%20(26.06)/Goniec%20Polski%20i%20Goniec/gazeta%20ko%C5%9Bcielna%20_1897%20nr%208.pdf [34] S. Dolores Siuta CSSJ, Lwowski Apostoł Bożego Miłosierdzia, art. dost. w intern. na str.: https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/swieci/b_z_gorazdowski2.html [35] S. Dolores Siuta CSSJ, Wezwany do miłosierdzia..., s. 158. [36] S. Janina Pyda CFSJ, Ekumeniczna postawa ks. Zygmunta Gorazdowskiego (1845-1920), Opole 1993, s. 64.
Powrót |