B³ogos³awiona Bernardyna Jab³oñska Cz. I B³. s. Bernardyna Maria Jab³oñska Zdj. ze str.: https://www.albertynki.pl/s-bernardyna/zycie-s-bernardyny/ Tej nocy towarzyszyæ nam bêdzie w naszej pielgrzymce b³ogos³awiona Bernardyna Maria Jab³oñska, któr± w Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego wzywamy jako patronkê opuszczonych i nieszczê¶liwych ludzi. Po zakoñczeniu Powstania Styczniowego, zubo¿a³a rodzina szlachecka Jab³oñskich osiedli³a siê na Roztoczu, w przysió³ku wsi £ukawica o nazwie Pizuny w pobli¿u miasteczka Narol. Tam Grzegorz Jab³oñski wzi±³ sobie za ¿onê, o siedem lat starsz± od siebie, Mariê z domu Roman. Ma³¿eñstwo to mia³o czworo dzieci. Jako drugie dziecko przysz³a na ¶wiat Maria, która urodzi³a siê w dniu uroczysto¶ci Matki Bo¿ej ¦nie¿nej, 5 sierpnia 1878 roku o godzinie jedenastej przed po³udniem. Jej starszy brat Tomasz, który urodzi³ siê w 1874 roku, zmar³, gdy mia³ zaledwie trzy latka, a wiêc rok przed jej narodzeniem. Maria zatem, przez oko³o dziesiêæ lat wychowywa³a siê jako jedynaczka i oczywi¶cie by³a bardzo przez rodziców kochana. Dopiero po tym czasie przyszli na ¶wiat jej dwaj bracia Ignacy oko³o roku 1888 i w roku 1891 Józef, „który [niestety] zmar³ po o¶miu miesi±cach"[1]. Ju¿ dzieñ po swoich narodzinach maleñka Maria zosta³a ochrzczona w parafialnym ko¶ciele ¶w. Andrzeja Aposto³a w miejscowo¶ci Lipsko le¿±cej tu¿ obok Narola. Chrztu dokona³ proboszcz parafii ksi±dz Karol Nowo¶wiêcki (1814-1889). Imiê Maria nadano dziecku zgodnie z imieniem patronki dnia urodzin. Jednocze¶nie tradycja rodzinna utrzymywa³a, ¿e „wszystkie Marie w bli¿szej i dalszej rodzinie chowa³y siê zdrowo, a imiê to przynosi³o im szczê¶cie"[2]. Ma³¿eñstwo Jab³oñskich stanowi³o bardzo dobrana parê, matka roztacza³a w rodzinie „klimat rodzinno¶ci, spokoju i ³adu. Ojciec - przedsiêbiorczy, pracowity, sumienny gospodarz, zapewnia³ rodzinie dobre warunki materialne"[3]. Oboje rodzice byli szczerymi i gorliwymi katolikami i te swoje warto¶ci chrze¶cijañskie starali siê wpoiæ w swoje dzieci. Szczególn± cze¶æ i wielkie nabo¿eñstwo oddawali Jab³oñscy Matce Bo¿ej. W niedalekim, oddalonym o oko³o 20 km Horyñcu, a dok³adniej w Nowinach Horynieckich, przed cudown± figur± Matki Bo¿ej, Jab³oñscy czêsto szukali pociechy. Maria, jeszcze jako dziecko a pó¼niej bêd±c ju¿ doros³±, zwraca³a siê w tym miejscu do Naj¶wiêtszej Dziewicy „powierzaj±c jej swoje troski i rado¶ci a w krytycznym momencie b³aga³a o zdrowie dla matki. Do zwyczajów rodzinnych nale¿a³a te¿ coroczna pielgrzymka do Horyñca w dni odpustu: ¶wiêtego Antoniego i Matki Bo¿ej Anielskiej"[4]. Niestety, nie jest znana historia tej ³askami s³yn±cej figury Matki Bo¿ej ani data jej powstania. Nie wiemy równie¿ kto ja wykona³. Wiemy tyko, ¿e „zosta³a ona wykonana w drewnie lipowym. Ma 110 cm wysoko¶ci. Przedstawia Maryjê Niepokalanie Poczêt±. (...) http://www.horyniec.franciszkanie.pl/index.php?page=8#Nowiny
(...) Oko³o 1868 r. postawiono ma³± kapliczkê z kamienia, która mog³a pomie¶ciæ kilka osób. Pracami budowlanymi kierowa³ o. Placyd Krupiñski, zakonnik z klasztoru horynieckiego (1863-1899). Poniewa¿ kapliczkê wzniesiono na podmok³ym gruncie, wymaga³a ona ci±gle remontu. Ju¿ w 1871 r. przeprowadzono jej renowacjê. Oko³o 1890 r. kapliczkê, ze wzglêdu na jej bardzo z³y stan, ca³kowicie rozebrano. Na jej miejscu postawiono kaplicê now±, znacznie wiêksz± od poprzedniej. Budowê nowej drewnianej kaplicy rozpoczêto w lecie 1896 r. i prowadzono j±, przez kilka miesiêcy. Kaplica stanê³a na kamiennym fundamencie i zosta³a przykryta dwuspadowym dachem gontowym zwieñczonym blaszan± cebulast± wie¿yczk± z dzwonkiem. W s±siedztwie kaplicy istnia³o samoczynne ¼ród³o wody, któr± uwa¿ano za cudown±. Jej ujêcie przygotowano we wnêtrzu kaplicy. By³a to nisza na ¶rodku posadzki, obwiedziona ¿elazn± kut± balustrad±. W dniu 13 czerwca 1897 roku, w uroczysto¶æ ¶w. Antoniego Padewskiego, o. Placyd Krupiñski, na mocy upowa¿nienia wydanego przez arcybiskupa Seweryna Morawskiego, metropolitê lwowskiego, odprawi³ w kaplicy pierwsz± Mszê ¦wiêt±. (...) Po¶wiêcenie kaplicy mia³o miejsce 16 maja 1898 r .Konsekracji dokona³ o. Placyd Krupiñski w obecno¶ci licznej rzeszy pielgrzymów. (...) Kaplica Matki Bo¿ej w Nowinach od dawna znana jest z urz±dzanych tam obchodów wigilii przed uroczysto¶ci± ku czci ¶w. Antoniego Padewskiego w ko¶ciele parafialnym w Horyñcu. Zwyczaj ten znany by³ ju¿ w XIX w., a najstarszy zachowany opis przebiegu tego ¶wiêta pochodzi z 1900 r. Uroczysto¶æ rozpoczyna³a siê 12 czerwca, po po³udniu, w ko¶ciele parafialnym w Horyñcu, gdzie odprawiane by³y nieszpory przed Naj¶wiêtszym Sakramentem, po czym wyrusza³a procesja do kaplicy w Nowinach. W czasie procesji ¶piewano Godzinki i pie¶ni do Matki Bo¿ej. Gdy pielgrzymi dotarli do kaplicy, wówczas ¶piewali lub odmawiali Litaniê Loretañsk±, a nastêpnie s³uchali kazania. Po kazaniu kap³an po¶wiêca³ wodê w ¼ródle (wewn±trz kaplicy), któr± wierni czerpali i zanosili do swoich domów. Po zakoñczeniu nabo¿eñstwa procesja powraca³a do ko¶cio³a parafialnego, gdzie uczestnicy uroczysto¶ci mogli skorzystaæ ze spowiedzi ¶wiêtej. Na drugi dzieñ rano odprawiano w kaplicy w Nowinach Mszê ¶w. Pó¼niej celebrowano tam Eucharystiê te¿ w wigiliê tego¿ odpustu"[5]. Najbli¿sza szko³a znajdowa³a siê w odleg³ym o oko³o 3 kilometry Lipsku, ale droga do niej prowadzi³a przez las i nie by³a utwardzona, dlatego „zim± i w czasie wiosennych roztopów by³a nieprzejezdna"[6]. Z tego powodu rodzice zadecydowali, aby pocz±tkow± edukacj± Maryni zaj±³ siê nauczyciel domowy, niejaki Tomasz Tomczyk. Ale ju¿ po kilku miesi±cach rodzice podziêkowali mu za jego pracê, gdy¿ nie umia³ on poradziæ sobie ze swoj± uczennic±. Otó¿, Marynia by³a dziewczynk± bardzo ¿yw± i ruchliw± wiêc trudno by³o j± nak³oniæ do spokojnego siedzenia w czasie lekcji. Ona sama wspominaj±c swoje dzieciñstwo mówi³a, ¿e wówczas: „wdrapywa³a siê na najwy¿sze drzewa, galopowa³a na nieosiod³anym koniu, uczy³a siê p³ywaæ przygl±daj±c siê psu czy te¿ trzymaj±c za ogon krowê; czasem cudem tylko unika³a nieszczê¶cia"[7]. Jednego razu przechodz±c przez Tanew, niewielk±, ale wówczas rw±c± rzeczkê, zosta³a porwana przez wodê i gdyby nie chwyci³a siê rosn±cego w pobli¿u drzewa, niechybnie zginê³aby. Innym razem, jej ma³y braciszek Igna¶, wpad³ do rzeki. Wówczas ona „wykazuj±c szybki refleks, pochwyci³a go za koszulkê, a sama uczepiona ga³êzi wzywa³a pomocy, a¿ przybieg³a matka i oboje na brzeg wyci±gnê³a"[8]. Nauczyciel wiêc, maj±c tak ¿ywe srebro i nie umiej±c lub „nie mog±c s³owem poskromiæ ruchliwej uczennicy, pos³ugiwa³ siê rózg±. Ambitna Marynia nie pozwoli³a siê biæ. Dochodzi³o [wiêc] do ostrych staræ miêdzy nauczycielem a uczennic±"[9]. Rodzice zmuszeni zostali zatem do posy³ania Maryni do swoich krewnych, gdzie inny dochodz±cy nauczyciel, uczy³ tamte dzieci. Podczas tych lekcji Marynia opanowa³a naukê czytania, trochê gorzej ju¿ by³o z pisaniem a o pozosta³ych przedmiotach lepiej nie wspominaæ. Dlatego ambitna dziewczynka zaczê³a uzupe³niaæ swoj± wiedzê, czêsto korzystaj±c z biblioteki ówczesnego proboszcza parafii w Lipsku ks. Andrzeja P±czka (1849-1907). W bibliotece tej znajdowa³y siê ksi±¿ki o tematyce religijnej, w przewa¿aj±cej mierze by³y to ¿ywoty ¶wiêtych.
Dom rodzinny b³. s. Bernardyny. Zdj. ze str.: https://www.albertynki.pl/s-bernardyna/zycie-s-bernardyny/ Chocia¿ jak wcze¶niej wspomniano Maria by³a dzieckiem ¿ywym, to jednak miewa³a ona równie¿ takie momenty, kiedy objawia³a siê jej inna, bardziej nostalgiczna natura. Lubi³a wówczas uciekaæ w objêcia przyrody, chc±c przebywaæ w zupe³nej samotno¶ci i oddawaæ siê modlitwom. Po latach tak siê zwierza³a: „O Bo¿e, usiad³abym nad wod± p³yn±c± i my¶la³abym wiecznie- Bóg!"[10] Uwielbia³a swoje modlitwy, zw³aszcza gdy pasa³a krowy w pobliskim lesie, który nazywano Marusinym laskiem. Tam najczê¶ciej modli³a siê pod figur± Matki Bo¿ej Niepokalanie Poczêtej, któr± dodatkowo ozdabia³a le¶nymi kwiatkami. By³ to bardzo szczê¶liwy okres ¿ycia Maryni, by³a „kochana przez rodziców, którzy zapewnili jej dobre warunki ¿ycia, lubiana i chêtnie widziana w gronie rówie¶ników, zosta³a te¿ hojnie obdarzona przez naturê - wysoka, kszta³tna sylwetka, oliwkowa cera, bujne w³osy, du¿e jasnoniebieskie oczy dawa³y jej swoisty urok. Codzienne ¿ycie prostej, wiejskiej dziewczyny by³o ca³ym jej ¶wiatem, który kocha³a. Piêkny ten i szczê¶liwy ¶wiat zosta³ zburzony przez ¶mieræ ukochanej matki. Sta³o siê to 4 maja 1893 roku, gdy Maria mia³a piêtna¶cie lat, [a jej] m³odszy brat Ignacy - piêæ (...) . ¦mieræ matki zmieni³a jej obraz ¶wiata, czyni±c go ciemnym, zimnym i obcym"[11]. Dodatkowym, szokiem dla Maryni by³ o¿enek ojca, który chcia³ jak najszybciej zapewniæ kobiec± opiekê swoim dzieciom, wiêc o¿eni³ siê zaraz po pierwszym miesi±cu ¿a³oby. Nowa, m³odziutka ¿ona Grzegorza Jab³oñskiego, by³a starsz± siostr± najbli¿szej przyjació³ki Maryni, Anny. Nazywa³a siê Cecylia Marynicz i by³a starsza od córki swojego nowo po¶lubionego mê¿a tylko o osiem lat. Chocia¿ by³a dobra i stara³a siê zast±piæ dzieciom zmar³± matkê, to jednak jej siê to nie uda³o. Maria, dotychczas taka ¿ywa i wszêdobylska, zaczê³a wówczas unikaæ ojca i macochy a tak¿e zamknê³a siê na otoczenie. „Nie potrafi³a byæ sob± ani w domu, ani w gronie rówie¶ników, ani te¿ nie umia³a cieszyæ siê tak jak dawniej. Obecno¶æ innych, gwar i rozmowa mêczy³y j±. Czêsto wychodzi³a z domu i d³ugie godziny spêdza³a na samotnych wêdrówkach po lesie, w¶ród pól. Mo¿emy przypuszczaæ, ¿e my¶lami ³±czy³a siê ze zmar³± matk±, przywo³uj±c w pamiêci jej s³owa, u¶miechy, gesty, odruchy czu³o¶ci. Z pewno¶ci± podejmowa³a powa¿ne refleksje nad celem i sensem ¿ycia, nad jego przemijaniem. Mo¿e by³y te¿ ³zy, bunt i pytanie - dlaczego? (...) Maria wychowana w atmosferze religijno¶ci nie mog³a zapomnieæ o Bogu, odnosz±c swoje prze¿ycia do Niego, u Niego szukaj±c odpowiedzi na pytania i zagadnienia, które ³±czy³y siê niczym ogniwa ³añcucha: ¿ycie - ¶mieræ - Bóg - cz³owiek - niebo - piek³o - ¿ycie wieczne - ¶wiêto¶æ - droga do ¶wiêto¶ci - istota ¶wiêto¶ci... To co prze¿ywa³a nie oddala³o jej od Boga, wrêcz przeciwnie - zbli¿a³o. Szlaki samotnych wêdrówek czêsto prowadzi³y do ko¶cio³a, gdzie ca³ymi godzinami klêcza³a przed tabernakulum. Zdarza³o siê, ¿e wymyka³a siê z domu nawet noc± i sz³a sama przez las, do odleg³ego o 3 km ko¶cio³a na d³ugie adoracje. Nie bez wp³ywu na jej postawê duchow± by³y przeczytane ¿ywoty ¶wiêtych. My¶la³a wówczas: Jak dobrze by³oby na¶ladowaæ ¶wiêtych pustelników i tak kochaæ Pana Boga jak oni. Próbowa³a wiêc postêpowaæ zgodnie ze swoimi wyobra¿eniami o ¶wiêto¶ci, odsuwaj±c siê od ludzi w samotno¶æ, d³ugie modlitwy, posty, umartwienia, pokuty. Zwrot ku Panu Bogu zarysowywa³ siê coraz wyra¼niej i powoli stawa³ siê gor±cym pragnieniem bycia jak najbli¿ej Pana Boga, pragnieniem ¶wiêto¶ci i po¶wiêcenia ¿ycia Bo¿ym sprawom"[12]. S±siedzi, po kilku miesi±cach widz±c takie postêpowanie Maryni zaczêli mówiæ o niej do¶æ ironicznie, ¿e „Marynia Grzechowa (Grzegorzowa) to ca³a zakonnica"[13]. Ona sama zauwa¿y³a, ¿e poprzez ¶mieræ swojej matki Bóg utorowa³ drogê ³aski dla niej i ten trudny okres ¿ycia po latach nazwa³a „swoim nawróceniem"[14]. Ale w oczach ojca Marynia by³a dojrza³± dziewczyn±, która mog³aby wyj¶æ za m±¿. Zw³aszcza, ¿e by³o ju¿ kilku chêtnych do o¿enku z ni±. Z jednym z takich kandydatów, Andrzejem Zubrzyckim, krawcem mieszkaj±cym w s±siedniej wsi[15], ojciec poszed³ do proboszcza swojej parafii w Lipsku ks. Andrzeja P±czka i tam zamierza³ daæ na zapowiedzi. Jednak proboszcz chcia³ poznaæ zdanie Maryni. A ona „wezwana zjawi³a siê w urzêdzie parafialnym i bez ¿adnego wahania z wrodzon± ¿ywo¶ci± o¶wiadczy³a proboszczowi, ¿e do zam±¿pój¶cia zmusza j± ojciec, ona za¶ sama wcale nie my¶li za m±¿ wychodziæ. Po tym o¶wiadczeniu plany matrymonialne ojca spe³z³y na niczym, proboszcz upomnia³ go tylko surowo, by nie zmusza³ dziecka do zawierania zwi±zku ma³¿eñskiego w tak m³odym wieku"[16]. Te konkretne plany ojca zmusi³y Maryniê do powa¿nych przemy¶leñ na temat swojej przysz³o¶ci. Wspólnie ze swoj± najlepsz± przyjació³k± Ann±, m³odsz± siostr± macochy, zaczê³y snuæ plany na temat przysz³ego ¿ycia zakonnego. W tym czasie, jeden z s±siadów rodziny Jab³oñskich, gorliwy tercjarz Piotr Zubrzycki, który by³ bratem niedosz³ego mê¿a Maryni, opowiedzia³ jej o klasztorze sióstr albertynek w pobliskiej miejscowo¶ci Brusno. „By³a to pustelnia Albertyñska, w której siostry wyczerpane fizycznie i duchowo nabiera³y si³ do dalszej pracy, ¿yj±c niemal tak jak mniszki. [A] o takim w³a¶nie klauzurowym ¿yciu marzy³a Marynia"[17]. Wszak, jak wcze¶niej zauwa¿ono potrafi³a siê ju¿ bardzo d³ugo modliæ i adorowaæ Pana Boga przed tabernakulum. Sama o tym tak napisa³a: „ wiecznie klêczeæ przed tronem, adorowaæ uwielbiaæ Boga - to moje zadanie na tej ziemi, tego pragnê od zarania dni moich, nic, poza tym nie widzê, na to bym tu ¿yæ mia³a"[18]. I to jej g³êbokie „pragnienie ¿ycia czysto kontemplacyjnego nigdy nie wyga¶nie i stanie siê jej najwiêkszym krzy¿em"[19]. W dniu 13 czerwca 1896 roku, podczas odpustu ku czci ¶w. Antoniego w Horyñcu, gdy osiemnastoletnia Maria „ przysz³a do ¶wiêtego z Padwy prosiæ go o odnalezienie sensu swego ¿ycia"[20], wówczas, jakby w odpowiedzi na jej pro¶bê, zaraz po zakoñczeniu uroczysto¶ci, mia³a okazjê poznaæ Brata Alberta. A to spotkanie zawa¿y³o na ca³ym jej przysz³ym ¿yciu, gdy¿ ju¿ wtedy uda³o jej siê wyjawiæ Bratu Albertowi swoje pragnienie ¿ycia zakonnego . On za¶, bêd±cy „w towarzystwie braci i sióstr zakonnych, ubranych w proste, ubogie, szare habity (...) przedstawi³ jej cel i sposób ¿ycia albertyñskiego i podkre¶li³, ¿e nie potrzebuje przynosiæ ze sob± ¿adnego posagu. Wystarczy, jak wniesie ze sob± gor±ce serce nie lêkaj±ce siê pracy"[21]. Po czym kaza³ jej dobrze zastanowiæ siê nad tym bardzo wa¿nym ¿yciowym krokiem. Zapewni³ j± tak¿e, ¿e je¶li siê zdecyduje po¶wiêciæ swoje ¿ycie Panu Bogu, to on bêdzie na ni± czeka³. Maria, po takiej zachêcie, by³a ju¿ pewna swojego wst±pienia do tego zgromadzenia. A dodatkowo, gdy patrzy³a na siostry zakonne otaczaj±ce Brata Alberta to „poczu³a nie przyparty poci±g do tych sióstr ubranych jak ¿ebraczki"[22]. Jednak, gdy przedstawi³a te plany swojemu ojcu, on bardzo siê zdenerwowa³ i wyrazi³ swój zdecydowany sprzeciw oraz zagrozi³ tym, ¿e j± wydziedziczy. Natomiast ona przyjê³a tê decyzjê ze stoickim spokojem. I choæ wiedzia³a, ¿e ojciec spe³ni swoje gro¼by, to jednak niezachwianie obstawa³a przy swojej decyzji. Mia³a przecie¿ ju¿ ukoñczone osiemna¶cie lat, wiêc mog³a decydowaæ sama za siebie. Ale i ksi±dz proboszcz, któremu pomaga³a w parafii, odradza³ jej wst±pienie do zgromadzenia albertynek. Mia³ jakie¶ przykre wcze¶niejsze do¶wiadczenia z jedn± z parafianek, która chcia³a podobnie post±piæ. Jednak „Maria pozosta³a niezachwiana w swym postanowieniu, zachwycona perspektyw± ¿ycia w surowej samotno¶ci pustelni, ¿ycia wype³nionego modlitw± i pokut±"[23]. Wczesnym rankiem, trzynastego sierpnia 1896 r., po nakarmieniu ma³ej Emilki[24] [przyrodniej siostrzyczki] i po napojeniu krów „z oczyma pe³nymi ³ez mocno u¶cisnê³a g³o¶no p³acz±cego [o¶mioletniego] Ignasia i na zawsze opu¶ci³a dom rodzinny"[25]. W tym czasie ani ojca, ani macochy nie by³o w domu. Uda³a siê do Brusna, ale choæ powinna tam dotrzeæ w ci±gu trzech godzin, to jednak tym razem droga zabra³a jej praktycznie ca³y dzieñ. Sz³a bardzo wolno i wci±¿ rozmy¶la³a o swoim ojcu, rodzeñstwie a nawet o krowach. Ten ¿al za rodzin± i gospodarstwem nie pozwoli³ jej na po¶piech. W Bru¶nie zjawi³a siê wieczorem, tam wst±pi³a do dopiero formuj±cego siê „Zgromadzenia Sióstr Albertynek, które wówczas nosi³o nazwê Sióstr Tercjarek Pos³uguj±cych Ubogim"[26]. Siostry mia³y w tym czasie jedynie ustn± aprobatê i b³ogos³awieñstwo kardyna³a Albina Dunajewskiego. Mapka ze str.: https://odkrywajroztocze.pl/aktualnosci/brat-albert-swiety-ktory-ukochal-roztocze-258 „Zrz±dzeniem Bo¿ej Opatrzno¶ci Brat Albert by³ tam w³a¶nie obecny. Przyj±³ z rado¶ci± m³od± dziewczynê, d³ugo z ni± rozmawia³ i zrozumia³, ¿e Bóg mu j± przysy³a, aby wraz z nim prowadzi³a rozpoczête dzie³o s³u¿by najbiedniejszym. Po powrocie do Monasterku [ko³o Werchraty], gdzie mieli swoj± pustelniê bracia powiedzia³: »Przyj±³em dzi¶ wybitn± kandydatkê - ma rozum i serce«"[27]. W czasie rozmowy z Maryni±, brat Albert opowiedzia³ jej o swoich przytuliskach i o biedakach, którzy tam przebywali. Mówi³ o „potrzebie okazania im serca, o trudach albertyñskiego ¿ycia i ogromie po¶wiêcenia jakie j± czeka w nowym ¶rodowisku. Celowo w wyj±tkowo czarnych barwach nakre¶li³ jej obraz ¿ycia sióstr, które i bez tego by³o przera¿aj±ce, by wypróbowaæ sta³o¶æ i pewno¶æ powo³ania"[28]. Brat Albert, jeszcze przed rozpoczêciem rozmowy, kiedy tylko badawczo spojrza³ na Maryniê „us³ysza³ w swoim sercu g³os: w³a¶nie to jest ta na któr± czekasz"[29]. Tak na marginesie, pozostaje jeszcze nieodgadniona kwestia, czy w tym czasie Brat Albert by³ ¶wiadomy tego, ¿e przyjmuj±c Maryniê, „jako now± kandydatkê, przyjmuje tê, która jako Siostra Bernardyna ju¿ nied³ugo odegra w jego ¿yciu i w ¿yciu zgromadzeñ rolê ¶wiêtej Klary, wiernej pomocnicy ¶wiêtego Franciszka?"[30]. Ta rozmowa, któr± przeprowadzi³ Brat Albert, podobnie jak podczas pierwszego spotkania, ponownie zrobi³a na Maryni jak najlepsze wra¿enie. A dodatkowo zaintrygowa³o j± szczególnie to, co mówi³ o „ubogich ¿yj±cych w przytuliskach. Dla niej pojêcie zbiorowej nêdzy by³o czystym abstraktem. Czêsto widywa³a ubogich w swojej rodzinnej wiosce, (...) [a] jej dobra matka, a pó¼niej ona sama przyjmowa³a ich jak mi³ych go¶ci"[31], wiêc nie bardzo mog³a jeszcze zrozumieæ, ¿e mo¿e byæ olbrzymia ró¿nica miêdzy tymi ubogimi, których zna³a a tymi, którzy przebywali w przytuliskach Brata Alberta. Mimo tego, ¿e Brat Albert nie zamierza³ zak³adaæ nowych zgromadzeñ zakonnych, a chcia³ tylko organizowaæ „grupy ¶wieckich ludzi, którzy jako cz³onkowie III-go zakonu ¶w. Franciszka"[32], mieli ca³kowicie oddawaæ siê pos³udze ludziom ubogim, to jednak, mo¿na by rzec, ¿e wbrew sobie zosta³ on za³o¿ycielem Zgromadzenia Braci Albertynów i jego ¿eñskiego odpowiednika, czyli Zgromadzenia Sióstr Albertynek. Te przytuliska Brata Alberta powstawa³y najczê¶ciej z wcze¶niejszych ogrzewalni miejskich, które by³y otwierane w zimie w czasie wiêkszych mrozów. Siostry pracuj±ce w przytuliskach opiekowa³y siê wszystkimi bezdomnymi, którzy tam przebywali. A w pó¼niejszych latach, by³y to setki tych, którzy mieszkali w nich na sta³e i tysi±ce takich, którzy przebywali tam przez krótki czas. Siostry mia³y obowi±zek „przyjmowaæ przychodz±cych lub w przeprowadzanych przez policjê ubogich daj±c im to, co by³o niezbêdne do ¿ycia. Przytuliska by³y najciê¿sz± i najbardziej wyczerpuj±c± dziedzin± pracy albertyñskiej. Tam czêsto ³ama³y siê pod wzglêdem fizycznym nawet bardzo zahartowane natury. Tylko niewielka garstka sióstr doczeka³a pó¼nej staro¶ci. Prawie wszystkie zesz³y z tego ¶wiata w m³odym wieku, wyniszczone nieludzk± prac±"[33]. Ju¿ nastêpnego dnia, po rozmowie z Bratem Albertem, Marynia mia³a udaæ siê do Krakowa na ulicê Lubicz 25, gdzie mie¶ci³ siê prowadzony przez siostry Miejski Dom Kalek i Nieuleczalnych, zwany Ogrodem Angielskim. Chocia¿ „nie by³ to g³ówny dom sióstr pos³uguj±cych ubogim, ale ze wzglêdu na to, ¿e gromadzi³ najwiêksz± liczbê sióstr i ubogich, uchodzi³ jakby za centrum ich ¿ycia"[34]. I w³a¶nie w tym domu Marynia rozpoczê³a swój okres próbny i wdra¿anie siê do ¿ycia zakonnego. Poniewa¿, jak wcze¶niej wspomniano, siostry mia³y jedynie aprobatê i b³ogos³awieñstwo kardyna³a Dunajewskiego, wiêc nie tworzy³y jeszcze formacji zakonnej, chocia¿ ju¿ nosi³y habity, „ale nie by³y zwi±zane wêz³em profesji zakonnej, ani nawet uroczystym aktem przyrzeczenia wobec swych prze³o¿onych. Nie maj±c ustaw ani oficjalnej aprobaty w³adz ko¶cielnych, uchodzi³y za prywatn± instytucjê dobroczynn±"[35]. Dlatego te¿, w czasie tego procesu stabilizacji nie by³o jeszcze postulantek ani nowicjuszek a kandydatki przyjmowa³ sam Brat Albert i najczê¶ciej poddawa³ je próbie w Ogrodzie Angielskim. Wiele z kandydatek nie wytrzymywa³o tej próby, wiêc liczba sióstr nie by³a zbyt du¿a. Ale „z chwil± wst±pienia Marii do zgromadzenia za¶wita³a w nim nowa nadzieja i wyra¼ny znak Bo¿ego b³ogos³awieñstwa, poniewa¿ zg³osi³o siê równocze¶nie siedem kandydatek"[36]. Miejski Dom Kalek i Nieuleczalnych, czyli Ogród Angielski, gdzie pierwsze kroki w Zgromadzeniu Sióstr Albertynek stawia³a b³. s. Bernardyna. Zdj. z ksi±¿ki S. Ambrozji Stelmach SPU, s. Anieli B±k SPU, Historia Zgromadzenia Sióstr Albertynek 1891-1955, Zakopane-Kalatówki 2008. Jednak¿e i dla Maryni praca w tym miejscu, gdzie znajdowa³o siê tak wiele osób kalekich, upo¶ledzonych umys³owo, zniedo³ê¿nia³ych i zaawansowanych wiekowo a tak¿e skrajnie upad³ych moralnie, by³a prawdziwym szokiem. W ¿eñskiej czê¶ci tego przytu³ku, przebywa³y w wiêkszo¶ci kobiety „brudne, zawszone, bez nadziei na przysz³o¶æ, z przesz³o¶ci± przekre¶lon±, smutn±, beznadziejn± (...). Kradzie¿ podtrzymywa³a ich byt. Niechêæ do ludzi, wrogo¶æ, brak poczucia wdziêczno¶ci - by³y ich sta³ymi przymiotami"[37]. Do tego dochodzi³o „nieustanne domaganie siê o przyjêcie nowych lokatorek roznegli¿owanych, cuchn±cych alkoholem i wystêpkiem"[38]. Pamiêtajmy, ¿e Marynia „nigdy w ¿yciu nie widzia³a du¿ego miasta, [wiêc] stanê³a zdumiona wobec ogromu nêdzy ludzkiej gromadz±cej siê w Miejskim Domu Kalek. W naiwno¶ci swojej zastanawia³a siê, czy to s± w ogóle ludzie"[39]. Ona przecie¿ szuka³a zakonu kontemplacyjnego, z dala od zgie³ku, gdzie w klasztornej ciszy mog³aby swoje ¿ycie po¶wiêciæ Bogu, a tu trafi³a, jak gdyby „w sam ¶rodek moralnego z³a"[40], w miejsce bêd±ce zupe³nym przeciwieñstwem jej wcze¶niejszych marzeñ o ¿yciu w zakonie. Wówczas, „pierwszym jej odruchem by³a chêæ ucieczki; mia³a jednak w sobie do¶æ uporu, by zostaæ i spróbowaæ swoich si³. Zobaczy³a ze zdumieniem, ¿e Brat Albert nie tylko roztacza nad tymi nêdzarzami opiekê, ale kocha ich autentyczn± mi³o¶ci±, która staje siê skuteczn± d¼wigni± wydobycia z dna upadku i przywrócenia im godno¶ci dzieci Bo¿ych. Porwana jego przyk³adem, uczy³a siê mozolnie tej trudnej mi³o¶ci, a Bóg stopniowo obdarza³ jej serce niezwyk³± dobroci±, na miarê powierzonych zadañ"[41]. Pod opiek± s. Albertyny, prywatnie Kazimiery Or³o¶, prze³o¿onej tego Miejskiego Domu Kalek, stopniowo wdra¿a³a siê do ciê¿kiej pracy w¶ród biednych, chorych i kalek. Pocz±tkowo pomaga³a w kuchni s. Weronice Dziurównie[42], a poniewa¿ bardzo dobrze wykonywa³a swoj± pracê, wiêc ju¿ po kilku miesi±cach zosta³a g³ówn± kuchark± w tym Domu. A by³a to naprawdê ciê¿ka praca, gdy¿ kuchenne zapasy nie by³y zbyt obfite i nie zawsze by³a znana liczba osób, którym trzeba by³o przygotowaæ posi³ek. Wiêc praca ta „wymaga³a wielkiego sprytu, by wszystko na czas i odpowiednio przygotowaæ. Marynia nie tylko zadawalaj±co spe³nia³a swój obowi±zek, ale stara³a siê, by spe³niæ wszystkie nawet najdrobniejsze pro¶by i ¿yczenia tak sióstr jak i ubogich. Brat Albert, ilekroæ przychodzi³ do Ogrodu Angielskiego, wo³a³ do siebie du¿± Maryniê jak j± nazywa³ z powodu wysokiego wzrostu i d³ugo a serdecznie z ni± rozmawia³. Ogólnie zwraca³a na siebie uwagê dok³adno¶ci±, skupieniem i ¶ci¶le zachowywanym milczeniem. Gdy postulantki pyta³y j±, dlaczego tak ci±gle milczy, u¶miecha³a siê tylko i nic nie odpowiada³a"[43]. Chocia¿ Marynia, w tym czasie, wydawa³a siê byæ zupe³nie spokojn±, to jednak ¿ycie w¶ród nieustannego ha³asu, zgie³ku, przekleñstw, pretensji oraz awantur ludzi do¶æ czêsto „umys³owo chorych i moralnie wykolejonych"[44], wykañcza³o j± nerwowo. Ponownie zaczê³a my¶leæ o rezygnacji i odej¶ciu ze zgromadzenia. I gdy mia³a coraz wiêcej w±tpliwo¶ci co do swojego powo³ania a tak¿e „czy jest na w³a¶ciwym miejscu. [Postanowi³a wiêc,] (...) zwierzyæ [siê] ze swoich trudno¶ci Bratu Albertowi. Ten j± wys³ucha³ z ca³± powag±, ale nagle w jego oczach pojawi³y siê dwie wielkie ³zy, a z serca wyrwa³ siê w niebo okrzyk: - Panie Jezu, powiedz jej to, czego ja nie umiem jej powiedzieæ!"[45]. A ona wówczas w zdumieniu poczu³a „w sercu jakby bolesne za³amanie, [¿e] wszystko trzeszczy, rzec by mo¿na, ¿e kto¶ si³± chce wprowadziæ do niego co¶, do czego ono nie czu³o siê stworzone, co je przewy¿sza nieskoñczenie: mi³o¶æ do tych wstrêtnych kobiet, które w niej budz± odrazê, poci±g do ¿ycia ofiary, które zdaje siê rozwijaæ na antypodach s³odkiego wo³ania, byæ krzy¿em wbitym w g³êbi serca... Czy Bóg mo¿e wymagaæ takiej walki, narzucaæ tak± sprzeczno¶æ? Marysia spuszcza g³owê i p³acze. Ona tak¿e nie umie nic wiêcej powiedzieæ. Jej pragnienie odej¶cia (...) stopnia³o jak ¶nieg w s³oñcu. W jej biednym umêczonym sercu rodz± siê dziwne rzeczy... Nie wiedz±c czuje ból rodzenia. Sw± drobn± rêk± ogorza³± od s³oñca ociera ³zy, które uporczywie p³yn±. - Nie p³acz, Ojcze: zostanê"[46]. I rzeczywi¶cie w Domu Kalek pracowa³a jeszcze przez dziesiêæ miesiêcy, po czym „odprawiwszy trzydniowe rekolekcje w Bru¶nie, siedem m³odych postulantek, a w¶ród nich Maria, otrzyma³o 3 czerwca 1897 roku [szare tercjarskie] habity zakonne i bia³e welony nowicjackie. Nadano jej wówczas imiê: Bernardyna"[47]. Te rekolekcje by³y czym¶ nowym w krótkiej historii Zgromadzenia. Dotychczas Brat Albert bardzo szybko, mo¿na powiedzieæ, ¿e w biegu za³atwia³ obrzêdy ob³óczyn, wiêc siedem postulantek mog³o mówiæ o wielkim szczê¶ciu i wyró¿nieniu. Rekolekcje odby³y siê w pokoju udostêpnionym przez ojców franciszkanów z Horyñca. Prowadzi³ je, otoczony ko³em przez s³uchaczki, sam Brat Albert. Dla Maryni „musia³y to byæ niezapomniane, drogocenne chwile - siadywaæ u stóp ¶wiêtego i wpatrywaæ siê w ¶wiat, który wyczarowywa³ swoim jêdrnym, barwnym s³owem artysty, oddaj±cym jego osobiste prze¿ycia. Za temat rekolekcji wzi±³ mi³o¶æ. Bóg jest mi³o¶ci±. Tylko przez mi³o¶æ mo¿na co¶ od Boga uzyskaæ. Pan Bóg z mi³o¶ci wszystko uczyni³, nic nie ma nad mi³o¶æ... Zjednoczenie z Bogiem jest wa¿niejszy od wszelkich innych obowi±zków... doskona³o¶ci± cnoty jest sam Bóg. Umiejêtno¶æ krzy¿a posiadaj± tylko serca kochaj±ce"[48]. Po tych wspania³ych rekolekcjach i ob³óczynach s. Bernardyna, w szarym habicie i bielutkim weloniku, przyjecha³a ponownie do Miejskiego Domu Kalek w Krakowie. Tu, w dalszym ci±gu pod opiek± s. Albertyny, rozpoczê³a swój roczny nowicjat, który zakoñczy³a na wiosnê 1898 roku. Wówczas, razem z pozosta³ymi nowicjuszkami zosta³a s. Bernardyna przeniesiona na trzy miesi±ce do pustelniczego domu w Prusiu, niedaleko Werchraty. W tym czasie Brat Albert, czêsto przyje¿d¿a³ do nich. Mo¿na powiedzieæ, ¿e praktycznie przez ca³e trzy miesi±ce pracowa³ nad w³a¶ciwym ukszta³towaniem dusz swoich nowicjuszek. Du¿o z nimi rozmawia³, wyg³asza³ konferencje oparte na naukach zawartych w dzie³ach ¶w. Jana od Krzy¿a, wprowadza³ m³ode siostrzyczki w kulisy ¿ycia zakonnego, uczy³ jak w ludziach biednych, którzy b³±dz± i ¿yj± w grzechach widzieæ dzieci Bo¿e. Nie odtr±caæ ich, ale pomóc im okazuj±c mi³o¶æ. Brat Albert otwiera³ przed nowicjuszkami w³asn± „duszê i przelewa³ w nie swoje idea³y. »A mia³ on wielk± znajomo¶æ ¿ycia duchowego i jego przejawów nie tylko z teorii, ale z w³asnego do¶wiadczenia. Kontemplacja i ¿ycie mistyczne, które jest rozwojem doskona³ym ³aski u¶wiêcaj±cej i Darów Ducha ¦wiêtego, by³o dla niego t± krain± Bo¿±, w której jego dusza ¿y³a i rozkoszowa³a siê w ca³ej pe³ni. Nic dziwnego, ¿e by³ niezrównanym mistrzem dla braci i sióstr tymi ³askami uradowanych. Mówi³ do nich o modlitwie kontemplacyjnej, o mistyce, o innych rzeczach Bo¿ych g³êbokich tak prosto i przystêpnie, ¿e go rozumiano«. Piêkne ustronie w Prusiu nadawa³o siê do rozwijania tych tematów doskonale. Siadywa³ Brat Albert, otoczony swoimi nowicjuszkami, na werandzie i z zachwytem przypatrywa³ siê piêknemu krajobrazowi, maj±c oczy pe³ne ³ez... Twarz jego oddawa³a zachwyt kontemplacji... Pewnego razu, jedna z sióstr, zapyta³a go naiwnie w takiej chwili, co to jest kontemplacja? »Kontemplacja, jest to, co ja teraz czyniê; to jest rozkoszne wpatrywanie siê, z t± tylko ró¿nic±, ¿e na Boga i rzeczy Bo¿e i przy pomocy ³aski Bo¿ej« - odpowiedzia³ jej Brat Albert"[49]. Po pobycie w Prusiu s. Bernardyna, tym razem ju¿ w szarym welonie, ponownie wróci³a do Krakowa. Przez krótki czas nie przydzielono jej ¿adnej sta³ej funkcji, wiêc pracowa³a w pralni, trochê przy ubogich a czasami w ogrodzie. Ale po kilku miesi±cach, w styczniu 1899 roku, Brat Albert mianowa³ s. Bernardynê prze³o¿on± krakowskiego przytuliska dla kobiet przy ul. Piekarskiej 21. Niestety, dwudziestoletnia dziewczyna, bez do¶wiadczenia w prze³o¿eñstwie nad starszymi wiekiem i powo³aniem siostrami oraz maj±ca pod swoj± opiek± sto bezdomnych kobiet w przytulisku, zupe³nie nie potrafi³a daæ sobie rady z tym wyzwaniem. Starsze siostry najzwyczajniej j± lekcewa¿y³y. Podobnie mieszkanki, które w wiêkszo¶ci by³y zawodowymi ¿ebraczkami, z³odziejkami lub kobietami lekkich obyczajów, niewiele sobie robi³y z siostry prze³o¿onej. Ona zreszt± wcale nie oczekiwa³a ¿adnego szacunku i „ca³e dnie spêdza³a w swoim pokoiku na poddaszu, ceruj±c weloniki i habity dla sióstr"[50]. Brat Albert do¶æ szybko zauwa¿y³, ¿e to zdecydowanie za ma³o, aby kierowaæ tym przytuliskiem i po trzech miesi±cach s. Bernardyna ponownie, ju¿ jako podw³adna znalaz³a siê w Ogrodzie Angielskim. Chocia¿ Bernardyna najchêtniej zaszy³aby siê w cichej celi, gdzie mog³aby kontemplowaæ wielko¶æ i mi³o¶æ Boga w Trójcy ¦wiêtej Jedynego, to jednak Brat Albert zupe³nie jej na to nie pozwala³. Pomimo tego, ¿e „sam wielokrotnie przyznawa³, ¿e s. Bernardyna bardziej nadawa³a siê do ¿ycia kontemplacyjnego ni¿ czynnego i to w dodatku w zgromadzeniu, gdzie spokój i cisza jest nieziszczalnym marzeniem"[51], to jednak robi³ wszystko by pomóc s. Bernardynie w przezwyciê¿eniu jej niemocy i wszelkich trudno¶ci. Mówi³ jej, ¿eby „przyjê³a nêdzê ludzk± jako kratê klauzury, która [by] strzeg³a jej serca ca³kowicie oddanego Jezusowi"[52]. Stara³ siê tak¿e, by zrozumia³a, ¿e Pan Bóg potrzebuje j± w³a¶nie w pracy przy ubogich bywalcach przytulisk. Mimo tego, j± przez d³ugi czas ogarnia³y „w±tpliwo¶ci tak¿e odno¶nie [co] do swojej szczero¶ci po¶wiêcenia siê, mi³o¶ci, zawierzenia i ofiarowania siê Bogu"[53]. Oczywi¶cie, do¶wiadczenie z nieudanym kierowaniem przytu³kiem pog³êbi³o te w±tpliwo¶ci. A przez to czêsto zdarza³y siê jej momenty zw±tpienia i chêæ porzucenia zgromadzenia. Gdy o tym mówi³a Bratu Albertowi on reagowa³ tak jak ju¿ wcze¶niej wspomniano, a wiêc prosi³ Boga o ¶wiat³o dla niej a czasami nic nie mówi³, tylko mia³ ³zy w oczach, i to wystarczy³o, aby ona zmienia³a swoj± decyzjê. Opis jednej z takich sytuacji, gdy dodatkowo s. Bernardyna by³a jeszcze w trakcie prze¿ywania tzw. ciemnej nocy zmys³ów, przedstawiamy poni¿ej: „Oto fakty: Na pocz±tku roku 1899 siostra Bernardyna zosta³a ogarniêta ogromnymi skrupu³ami. Zdaje siê jej, ¿e zas³uguje na potêpienie. W Wielk± Sobotê, bliska rozpaczy, przybieg³a do Brata Alberta i wybuch³a: - Nie kocham Boga. Jestem potêpiona! Brat Albert odpowiedzia³ spokojnie: - Wystarczy chcieæ kochaæ Boga, moje dziecko. - Sama nie wiem, czy chcê. Czujê siê tak pora¿ona, niezdolna do najmniejszego dobrego czynu. Kiedy indziej chcia³abym uciec. To jest piek³o, ojcze! piek³o na ziemi! Brat Albert spojrza³ z ogromn± dobroci± na tê twarz, na której malowa³o siê ogromne cierpienie i na oczy, które b³aga³y go o ratunek. Po chwili g³êbokiego zastanowienia wyj±³ wydart± z notatnika kartkê zapisan± przez niego. Poda³ j± siostrze Bernardynie i powiedzia³: Przeczytaj to bardzo uwa¿nie, moje dziecko i zastanów siê dobrze, zanim to podpiszesz. Jest to dokument czystej mi³o¶ci. Zobowi±zanie na wieczno¶æ. W chwilach najczarniejszych pokus, bêdê ¶wiadkiem, wraz z t± kartk±, podpisan± twoj± rêk±. Lecz pomy¶l dobrze, do czego to zobowi±zuje"[54]. Nastêpnie kaza³ jej pój¶æ do kaplicy, aby tam przed tabernakulum dok³adnie przeczyta³a w skupieniu tekst znajduj±cy si± na kartce, przemy¶la³a i przemodli³a go a nastêpnie podpisa³a. „Minê³o kilka godzin modlitwy i zastanowienia, nim siostra Bernardyna z³o¿y³a (...) swój podpis"[55]. Po czym przynios³a tê kartkê i bez s³owa odda³a j± Bratu Albertowi. Do tej podpisanej kartki za chwilê wrócimy, gdy¿ teraz po¶wiêcimy trochê czasu na przejrzenie korespondencji Brata Alberta. Warto przy tym pamiêtaæ, ¿e ró¿nica wieku miêdzy Bratem Albertem a s. Bernardyn± wynosi³a ponad trzydzie¶ci lat. Gdy siê pierwszy raz spotkali ona mia³a osiemna¶cie lat a on mia³ ju¿ ich ponad piêædziesi±t. St±d nie powinien nas dziwiæ sposób w jaki siê do siebie zwracali. Brat Albert, który jeszcze przed ob³óczynami Marii nazywa³ j±, jak s³yszeli¶my, Du¿± Maryni±, pó¼niej, gdy ju¿ by³a s. Bernardyn± czêsto nazywa³ j± Dynk± (by³o to pieszczotliwie zdrobnienie imienia Bernardyna) a ona nazywa³a go Tatusiem, Tatkiem lub Starszym Bratem, i takie zwroty mo¿emy znale¼æ w niektórych ich listach: Na pocz±tku pos³uchajmy jak, w krótkich s³owach Brat Albert wyja¶nia³ s. Bernardynie powód jej przygnêbienia, który do¶æ czêsto pojawia siê u mistyków: „Ten krzy¿yk, który Siostra cierpi, nazywa siê noc duchowna, po której przychodzi ¶wit i s³oñce, dusza siê nudzi, bo chce zobaczyæ Ukochanego i z nim siê po³±czyæ (a nie mo¿e to nast±piæ, dopóki j± Pan Jezus w Siebie nie przemieni), a nic mniejszego jej nie wystarczy, wiêc schnie biedactwo g³odne Mi³o¶ci. Czy akta zwracania siê do Boga by co pomog³y, bardzo w±tpiê, bo ten stan jest bierny. Pewna rzecz, ¿e w tym stanie dusza jest odwrócona od stworzeñ, zatem jest zwrócona do Boga, choæ o tym nie wie. Ale do czegó¿ innego mo¿e byæ zwrócona?"[56]. Jednak Brat Albert nie zawsze zachowywa³ siê spokojnie i dobrodusznie, gdy siostra Bernardyna powiadamia³a go o swoich problemach lub o zwi±zanych z nimi zamiarach porzucenia zakonu. Bywa³y chwile, gdy by³ wówczas bardziej stanowczy. Mo¿na to zauwa¿yæ w³a¶nie w zachowanej jego korespondencji, kiedy siostra Bernardyna, do której Albert Chmielowski zwraca³ siê w trzeciej osobie, by³a traktowana dosyæ zasadniczo, choæ nigdy nie za ostro. Zacytujmy tu kilka fragmentów z korespondencji Brata Alberta do siostry Bernardyny Jab³oñskiej: „Bernardyna jest Panu Jezusowi zupe³nie oddana i z Nim zjednoczona i od Niego bardzo kochana i tak ma wierzyæ, bo tak jest. Przeciwne wra¿enia uczuciowe, nerwowe albo z wyobra¼ni stanowi± krzy¿ i mêkê, która duszê oczyszcza. Ale gdyby i diabe³ ¿ywcem j± do piek³a wtr±ci³, ma wierzyæ, ¿e jest ca³a Pana Jezusowa, bo taka jest prawda"[57]. A w kolejnym li¶cie tak napisa³: „Bernardyna wie doskonale, co ja trzymam o jej powo³aniu i w tym nie mo¿e mieæ ¿adnej w±tpliwo¶ci. Z tego com kiedy mówi³ albo jej napisa³, nie ujmujê ani litery. ¦lubem jest Panu Jezusowi zwi±zana i na ¶wiat i¶æ nie mo¿e. Podpisa³a siê z mi³o¶ci bezinteresownej ku Panu Jezusowi, na wszystkie mêki i udrêczenia duchowne, wiêc teraz na ni± przychodz±. Niech cierpi, kiedy sobie wybra³a Oblubieñca Ukrzy¿owanego, raczej niech umrze, ni¿eli by mia³a siê staæ niewiern± swojej Mi³o¶ci"[58]. [1] S. Rafaela Nowakowska, albertynka, Modlitwa i czyn w ¿yciu b³. Matki Bernardyny Jab³oñskiej, Kraków 2004, s. 7. [2] S. Ambrozja Stelmach, albertynka, Siostra Bernardyna (Maria Jab³oñska 1878-1940), art. w Nasza Przesz³o¶æ T. X, Kraków 1959, s. 319. [3] S. Rafaela Nowakowska, albertynka, Modlitwa i czyn..., s. 7. [4] Tam¿e, s. 7-8. [5] http://www.horyniec.franciszkanie.pl/index.php?page=8#Nowiny [6] Bóg nade mn± jak ob³oki nad ziemi±, z Pism b³. Siostry Bernardyny Jab³oñskiej, wprowadzenie s. Assumpta Faron, Kraków 2000, s. 10. [7] S. Rafaela Nowakowska, albertynka, Modlitwa i czyn..., s. 9. [8] S. Assumpta Faron albertynka, ¦ladami Brata Alberta b³. Siostra Bernardyna - Maria Jab³oñska (1878-1940), Kraków 2003, s. 11. [9] S. Ambrozja Stelmach, albertynka, Siostra Bernardyna..., s. 320-321. [10] Nasi ¶wiêci polski s³ownik hagiograficzny, red. Aleksandra Witkowska OSU, Poznañ 1999, s.110. [11] S. Rafaela Nowakowska, albertynka, Modlitwa i czyn..., s. 9. [12] S. Rafaela Nowakowska, albertynka, Modlitwa i czyn..., s. 10-11. [13] S. Ambrozja Stelmach, albertynka, Siostra Bernardyna..., s. 323. [14] Nasi ¶wiêci ..., s.111. [15] Tam¿e, przypis 12, s. 323, [16] Tam¿e, s. 323. [17] S. Rafaela Nowakowska, albertynka, Modlitwa i czyn..., s. 12. [18] Ks. Jerzy Misiurek, Polscy ¶wiêci i b³ogos³awieni; ¿ycie -duchowo¶æ-przes³anie, Czêstochowa 2010, s. 128 [19] Maria Winowska, ¦wiêty Brat Albert opowie¶æ o cz³owieku, który wybra³ wiêksz± wolno¶æ, Kraków 1992, s. 238. [20] O. W³adys³aw Kluz OCD, Adam Chmielowski Brat Albert, Kraków 1982, s. 225. [21] O. W³adys³aw Kluz OCD, S³u¿ebnica Bo¿a Bernardyna Jab³oñska, publikacja w Polscy ¶wiêci t. 11, Warszawa 1987, s. 219. [22] Maria Winowska, ¦wiêty Brat Albert..., s. 239. [23] S. Rafaela Nowakowska, albertynka, Modlitwa i czyn..., s. 12. [24] O. W³adys³aw Kluz OCD, S³u¿ebnica Bo¿a Bernardyna..., s. 220. [25] S. Ambrozja Stelmach, albertynka, Siostra Bernardyna..., s. 325. [26] S. Bernardyna Maria Jab³oñska, Wybór Pism, Kraków 1988, s. 8. [27] Bóg nade mn±..., s. 12. [28] S. Ambrozja Stelmach, albertynka, Siostra Bernardyna..., s. 326. [29] O. W³adys³aw Kluz OCD, S³u¿ebnica Bo¿a Bernardyna..., s. 219. [30] S. Magdalena Kaczmarzyk, Trudne drogi mi³o¶ci B³ogos³awiony Brat Albert Chmielowski w s³u¿bie najbiedniejszym, Kraków 1986, s. 62. [31] S. Ambrozja Stelmach, albertynka, Siostra Bernardyna..., s. 326. [32] Tam¿e, s. 318. [33] S. Ambrozja Stelmach SPU, s. Aniela B±k SPU, Historia Zgromadzenia Sióstr Albertynek 1891-1955, Zakopane-Kalatówki 2008, s. 39. [34] Tam¿e, s. 327. [35] Tam¿e. [36] Nasi ¶wiêci ..., s.113. [37] S. Bernardyna Maria Jab³oñska, Wybór Pism..., s. 8. [38] Maria Winowska, ¦wiêty Brat Albert..., s. 242. [39] S. Ambrozja Stelmach, albertynka, Siostra Bernardyna..., s. 328. [40] S. Bernardyna Maria Jab³oñska, Wybór Pism..., s. 8. [41] Nasi ¶wiêci ..., s. 113. [42] S. Ambrozja Stelmach, albertynka, Siostra Bernardyna..., s. 328. [43] Tam¿e. [44] O. W³adys³aw Kluz OCD, S³u¿ebnica Bo¿a Bernardyna..., s. 220. [45] Tam¿e. [46] Maria Winowska, ¦wiêty Brat Albert..., s. 243. [47] Nasi ¶wiêci ..., s. 113. [48] S. Assumpta Faron albertynka, ¦ladami Brata Alberta..., s. 35. [49] Tam¿e, s. 45. [50] S. Ambrozja Stelmach albertynka, Siostra Bernardyna..., s. 332. [51] Tam¿e, s. 333. [52] https://www.albertynki.pl/s-bernardyna/zycie-s-bernardyny/ [53] S. Bernardyna Maria Jab³oñska, Wybór Pism..., s. 9. [54] O. W³adys³aw Kluz OCD, S³u¿ebnica Bo¿a Bernardyna..., s. 221. [55] Tam¿e, s. 222. [56] Pisma Adama Chmielowskiego (¶w. Brata Alberta) (1845-1916), Kraków 2004, s. 124-125. [57] Tam¿e, s. 119. [58] Tam¿e, s. 120. Powrót |