¦wiêty Pius X Cz. I Zdjêcie z ksi±¿ki: Ks. Stanis³aw Krzeszkiewicz, Ojciec ¶w. Pius X i jego nastêpca Benedykt XV, Poznañ 1914. W naszej Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego wzywamy Pius X jako pierwszego Polaka na Stolicy Apostolskiej. Jest jednak sporo kontrowersji dotycz±cych polskich korzeni Piusa X. Bardziej dok³adnie omówimy tê sprawê, jak Pan Bóg pozwoli, za miesi±c w nastêpnej czê¶ci tego opracowania. Teraz tylko nadmienimy, ¿e o polsko¶ci czy te¿ o s³owiañsko¶ci Piusa X, zaczêto mówiæ ju¿ na pocz±tku XX wieku, a wiêc praktycznie zaraz po jego wyborze na papie¿a. A mówili o tym miêdzy innymi: ks. kard. Prymas Polski Edmund Dalbor (1869- 1926), abp Józef Gawlina (1892-1964), franciszkanin o. Leopold Moczygemba (1824-1891), ks. prof. Józef Umiñski (1888-1954) i inni. Natomiast pod koniec XX wieku dosyæ autorytatywnie wypowiedzia³ siê w tej kwestii jezuita, znawca tajemnic watykañskich, ks. Malachi Martin (1921-1999). Natomiast teraz przedstawimy te fakty z ¿ycia Piusa X, które w przewa¿aj±cej wiêkszo¶ci nie budz± zbyt du¿ych zastrze¿eñ czy w±tpliwo¶ci . Józef Melchior a po w³osku Giuseppe Melchiorre Sarto urodzi³ siê 2 czerwca 1835 roku w niewielkiej miejscowo¶ci Riese we W³oszech, w prowincji weneckiej (regione Veneta), oddalonej o oko³o 50 km od tej¿e Wenecji. Jego matka nazywa³a siê Ma³gorzata (Margherita) Sanson, by³a niepi¶mienn± szwaczk±. Ojcem by³, urodzony w 1792 r., Jan Chrzciciel (Giovanni Battista) Sarto, który by³ pos³añcem gminnym a tak¿e pracowa³ jako listonosz. Ojciec zarabia³ niewiele, bo „zaledwie jednego tzw. cwancygiera dziennie"[1]. (Jeden cwancygier z niem. zwanziger, czyli dwudziestak, bo przed 1857 rokiem jeden gulden [z³oty reñski, floren] austriacki dzieli³ siê na 60 grajcarów (krajcarów, [kreuzer]), a wiêc jeden zwanziger by³ warto¶ci 1/3 guldena.) Oczywi¶cie Jan Sarto otrzymywa³ swoj± pensjê w lirach, bo taka by³a oficjalna waluta w Królestwie W³och, do którego nale¿a³a prowincja wenecka. Natomiast, autorem tej biografii Piusa X by³ ks. dr Stefan Momid³owski (1872-1958), który ¿y³ na terenie Galicji, wiêc przyrówna³ warto¶æ zarobków Jana Sarto do warto¶ci waluty obowi±zuj±cej w monarchii austro-wêgierskiej. Matka, urodzona w 1813 r., zajmowa³a siê krawiectwem, nie za bardzo wiêc mog³a zwiêkszyæ bud¿et wspólnego gospodarstwa. Pañstwo Sarto mieli jeszcze ogródek warzywny i niewielki kawa³ek pola, który wspólnie uprawiali. „Nic dziwnego, ¿e czasem i niedostatek zagl±da³ do ubogiego domu gminnego s³ugi, zw³aszcza, gdy rodzina zaczê³a siê pomna¿aæ"[2]. Giuseppe by³ drugim dzieckiem w tej rodzinie, pierwsze dziecko zmar³o. Ogó³em w rodzinie Sarto urodzi³o siê dziewiêcioro (inne ¼ród³a m. in. ks. dr S. Momid³owski podaj±, ¿e dziesiêcioro, jeszcze inne podaj±, ¿e jedena¶cioro) dzieci. Z ksi±¿ki ks. Momid³owskiego wiemy, ¿e w 1908 roku ¿y³o jeszcze oprócz Józefa, który wówczas by³ ju¿ papie¿em, sze¶æ jego sióstr. By³y to: Teresa, Antonina i £ucya, które by³y mê¿atkami oraz trzy panny Ró¿a, Marya i Anna. ¯y³ prawdopodobnie jeszcze wówczas, nie wymieniony przez ks. Momid³owskiego, m³odszy brat Józefa, Angelo urodzony w 1837 r. Ma³y Beppino, lub Beppo, bo tak zdrobniale po w³osku (od Giuseppe) nazywano ma³ego Józefa Sarto, uczêszcza³ do dwuletniej szko³y ludowej w Riese. Ojciec widzia³ przysz³o¶æ swojego najstarszego ¿yj±cego syna jako swego nastêpcê, tak „na ojcowi¼nie [jak] i w urzêdzie"[3], wiêc nie my¶la³ o dalszym kontynuowaniu przez niego nauki. Uwa¿a³, „¿e miejscowa szko³a do uczciwego spe³nienia przysz³ych obowi±zków zupe³nie mu wystarczy"[4]. Jednak olbrzymie zdolno¶ci m³odego Józefa zwróci³y uwagê kap³anów, którzy byli jego nauczycielami. Jeden z nich zacz±³ uczyæ zdolnego ch³opczyka ³aciny, przygotowuj±c go w ten sposób do nauki w gimnazjum. Pod naciskiem tych kap³anów zgodzi³ siê wreszcie Jan Sarto aby Beppino rozpocz±³ naukê w gimnazjum w oddalonej o 7 kilometrów miejscowo¶ci Castelfranco Veneto. Nie staæ by³o ojca na wynajêcie jakiego¶ pensjonatu ani nawet na stancjê dla syna. „Beppino musia³ zatem codziennie spieszyæ piechot± do szko³y i stamt±d wieczorem piechot± równie¿ powracaæ do domu"[5]. Latem s± w tym rejonie W³och dosyæ mocne upa³y, natomiast zim± drogi po których chodzi³ Beppino by³y zasypane ¶niegiem, nie by³a to wiêc ³atwa wêdrówka. Hrabia Quirini (b. d.) który uczy³ siê wówczas w tym samym gimnazjum, tak scharakteryzowa³ swojego kolegê: „Ubrany by³ ubo¿uchno, a czêsto z jego kieszeni wygl±da³ kawa³ek chleba, który mu mia³ s³u¿yæ za obiad. - Ale jak¿e on by³ dobry! Wszyscy go kochali, by³ weso³y i niezwykle pilny. W naukach przewy¿sza³ wszystkich"[6]. W 1847 r. zosta³ on przygotowany przez swojego proboszcza ks. Tytusa Fusarini (1812-b.d.) oraz przez bardzo lubianego przez ma³ego Giuseppe, ksiêdza wikariusza Piotra (Pietro) Jacuzzi (b.d.), do przyjêcia pierwszej Komunii ¦wiêtej. Podczas nauki w gimnazjum Beppo musia³ co pó³ roku je¼dziæ do Treviso by tam, przy Seminarium diecezjalnym zdawaæ egzaminy. Inaczej, wed³ug ówczesnych przepisów w³adze rz±dowe nie uzna³yby ¶wiadectw, które by³yby wystawione przez gimnazjum w Castelfranco. Egzaminy koñcowe zakoñczy³ Giuseppe osi±gaj±c wielki sukces. „Dosta³ celuj±co w religii, ³acinie, grece, historii, geografii i matematyce, zdobywaj±c pierwsze miejsce pomiêdzy kandydatami poddanymi egzaminowi w Treviso, w liczbie 43-ch"[7] Jego ojciec, widz±c tak dobre wyniki i olbrzymi zapa³ do nauki, który ca³y czas wykazywa³ jego syn, postanowi³ zwróciæ siê do ówczesnego patriarchy weneckiego Jakuba (Jacopo) Monico (1778-1851), który pochodzi³ z ch³opskiej rodziny w Riese i który móg³ jednorazowo podczas swojej kadencji „umie¶ciæ za darmo dwóch kleryków w Seminaryum Duchownem w Padwie"[8]. Tê sprawê, z sukcesem poprowadzi³ proboszcz, poczciwy ks. Fusarini i „piêtnastoletni Józef Sarto, zosta³ przyjêty bezp³atnie do seminaryum duchownego w Padwie, przyczem kardyna³ Monico poleci³ go szczególnej opiece biskupa padewskiego"[9]. Nowsze biografie podaj±, ¿e to stypendium otrzyma³ Józef od biskupa Treviso a od 1860 r. biskupa Vicenzy, Jana (Giovanniego) Antonio Fariny (1803-1888)[10]. Jesieni± 1850 r. Józef w sukni duchownej zosta³ odwieziony przez swojego ojca do wiekowego Seminarium Duchownego w Padwie. Tam przez osiem lat studiowa³ teologiê, filozofiê, ³acinê, grekê i jêzyk w³oski, a tak¿e takie przedmioty jak geografiê, historiê, matematykê, fizykê oraz nauki przyrodnicze. W czasie nauki otrzymywa³ oceny celuj±ce oraz opinie ¶wiadcz±ce o szerokiej wiedzy z ka¿dego z powy¿szych przedmiotów. W roku 1852 zmar³ ojciec rodziny Jan Chrzciciel Sarto. Zostawi³ on wdowê razem z dziewiêciorgiem dzieci, „z których najstarszym by³ Józef, wtedy siedemnastoletni, gdy najm³odsze dziecko liczy³o zaledwie cztery dni"[11]. Matka, aby utrzymaæ rodzinê musia³a podwoiæ swoje wysi³ki, by krawiectwem uzupe³niæ ten brak pensji mê¿a w ich dochodach. Józef, który siê uczy³ nie móg³ jej w tym dopomóc, ale swoj± pilno¶ci± i dobrymi wynikami w nauce by³ wielk± pociech± dla matki. A wyniki ca³y czas by³y wy¶mienite, pod koniec nauki „uznano go za najwybitniejszego studenta teologii nie tylko spomiêdzy uczniów obecnych, lecz wszystkich, których najstarsi profesorowie mogli sobie przypomnieæ"[12]. Na jesieni 1857 roku w Treviso Józef Sarto przyj±³ z r±k biskupa Jana Fariny ¶wiêcenia subdiakonatu a pó³ roku pó¼niej ¶wiêcenia diakonatu. 18 wrze¶nia 1858 r. w ko¶ciele Castelfranco, gdzie akurat biskup dokonywa³ wizytacji kanonicznej, diakon Józef Sarto, razem z diakonami tej diecezji, zosta³ wy¶wiêcony na kap³ana. Na tê uroczysto¶æ uda³o siê przybyæ matce wraz z wszystkimi siostrami neoprezbitera. Ks. Józef Sarto w r. 1858. Zdj. z ksi±¿ki: ks. Antoniego Szaniawskiego, Jego ¶wi±tobliwo¶æ Pius X: szkic biograficzny, Warszawa 1903. „Na drugi dzieñ, dnia 19 wrze¶nia - a by³a to trzecia niedziela miesi±ca, uroczysto¶æ Matki Boskiej Bolesnej - m³ody kap³an odprawi³ pierwsz± Mszê ¶wiêt± w ko¶ciele parafialnym w Riese. Jak± by³a rado¶æ matki, rodzeñstwa, odgadn±æ nietrudno, ca³a wioska uczestniczy³a w szczê¶ciu zacnej, choæ ubogiej rodziny Sarto, jakie uczucia przejmowa³y serca m³odego kap³ana, jak± ofiarê z³o¿y³ Bogu ze swego ¿ycia - o tym ¶wiadczy ca³a pó¼niejsza jego dzia³alno¶æ"[13]. Pierwsz± parafi±, na któr± trafi³ don[14] Giuseppe by³a parafia licz±ca oko³o 1380 dusz w ma³ej wiosce Tombolo, gdzie proboszczem by³ ks. Antonio Bonaventura Constantini (1821-1873). Nasz bohater swoj± pos³ugê w tej oddalonej o ok. 15 km. od Riese miejscowo¶ci rozpocz±³ dok³adnie 13 listopada 1858 r. Parafia nie by³a zbyt zamo¿na, rolnicza ludno¶æ zajmowa³a siê g³ównie handlem byd³em i upraw± ziemi. Okaza³o siê, ¿e ci pro¶ci, ale twardzi ludzie, bez wykszta³cenia z chêci± zapisali siê do zorganizowanej przez wikarego wieczornej szko³y dla doros³ych. Szko³ê tê, podzielono na dwa oddzia³y, pierwszy, który prowadzili nauczyciele szko³y powszechnej by³ dla tych parafian, którzy ju¿ umieli choæ trochê pisaæ i czytaæ oraz w miarê dobrze liczyæ. Natomiast oddzia³ drugi by³ dla tych, którzy kompletnie nic nie umieli. Ci byli uczeni przez samego don Giuseppe, a to dlatego, ¿e ta praca by³a ciê¿sza. Za tê naukê nie chcia³ ¿adnych pieniêdzy natomiast zale¿a³o mu na przyrzeczeniu, ¿e wie¶niacy przestan± kl±æ, gdy¿ w tej parafii by³a to prawdziwa plaga. Jak bardzo te przekleñstwa siedzia³y w mowie mieszkañców Tombolo ¶wiadczy odpowied¼, jak± otrzyma³ jeden z kap³anów, który by³ mocno zagniewany takim s³ownictwem. Powiedzia³ on tak: „Nie zaprzeczê, przeklinamy (...) ale wierzcie mi ojcze, my nie chcemy przez to Boga obraziæ; s³ów tylko u¿ywamy, które maj± nam pomóc w naszym interesie. Dobrze - doda³ - id¼cie mój ojcze na jarmark z ró¿añcem albo z aktami strzelistymi, a ciekawym, jaki zarobek przyniesiecie do domu"[15]. Don Giuseppe Sarto kapelan w Tombolo na obrazku z 1859 roku. Zdjêcie ze str. w Intern.: https://storiadentrolamemoria.wordpress.com/2012/12/15/don-antonio-bonaventura-costantini-parroco-di-tombolo-dal-1857-al-1873-e-formatore-di-giuseppe-sarto/ Proboszcz by³ cz³owiekiem mocno schorowanym, wiêc m³ody wikary z oddaniem opiekowa³ siê nim oraz czêsto zastêpowa³ go, pe³ni±c (obok swoich), wiele obowi±zków proboszczowskich. „Nabo¿eñstwa, kazania, s³uchanie spowiedzi, katechizacja, odwiedziny chorych, odwiedziny zdrowych, - te odwiedziny, które musia³ sam przyjmowaæ i które poczynaj±c od wyrzekañ, koñczy³y siê nieraz pro¶b± o ja³mu¿nê, - wreszcie lekcje ¶piewu, gdy¿ podj±³ siê wyuczyæ swych parafian ¶piewu ko¶cielnego, wszystko to poch³ania³o mu godziny dnia jedn± za drug±. Trzeba by³o dobrze czuwaæ nad sob± i sw± prac±, aby znale¼æ czas na odmówienie brewiarza, przygotowanie kazania i dalszych studiów w zakresie teologii, które kontynuowa³"[16]. Mieszkañcy czêsto widzieli jak do pó¼na w nocy pali³o siê ¶wiat³o w pokoju wikarego. Gdy go kiedy¶ zapytano, ile snu potrzebuje, aby byæ wypoczêtym odpowiedzia³, ¿e cztery godziny. Sam nie maj±c praktycznie ¿adnych oszczêdno¶ci, zawsze stara³ siê obdarowaæ ubogiego tym czym móg³. Ludzie, którzy przebywali blisko niego uwa¿ali, ¿e nie ma miary w dobroczynno¶ci. Pewnego razu przyszed³ do niego cz³owiek, który powiedzia³, ¿e chce siê udaæ do Werony, aby tam znale¼æ pracê. Poniewa¿ nie mia³ pieniêdzy na podró¿, poprosi³ ksiêdza wikarego o 10 franków. „Okaza³o siê, ¿e wikary mia³ pustki w kieszeni. Wówczas prosz±cy, przypominaj±c sobie, ¿e ksiê¿a w owych czasach otrzymywali pewne ¶wiadczenia w naturze, rzek³: - Ale kukurydzê ksi±dz ma? - Kukurydzê, tak. - Czyby nie mo¿na wiêc...? - Bez w±tpienia. Id¼ po worek i wracaj z nim. - Gdy wróci³ z workiem, Don Giuseppe zaprowadzi³ go do spichrza i wskazuj±c na kupê ziarna - by³o tego 100 litrów - rzek³: - Po³owa dla ciebie, po³owa dla mnie; dogadza ci? - Najzupe³niej. Gdy ubogi albo podaj±cy siê za ubogiego, wsypa³ te 50 litrów kukurydzy do worka i za³o¿y³ sobie ciê¿ki worek na plecy, chcia³ podziêkowaæ hojnemu dobroczyñcy, ale wzruszenie, jak podaje obrazowo opowie¶æ, »zawi±za³o mu wêze³ w gardle« i potrzebowa³ trochê czasu, aby wykrztusiæ: »Niech Wam Bóg zap³aci, Don Giuseppe!«..."[17] Kazania wikarego, w których zazwyczaj obja¶nia³ Ewangeliê, by³y bardzo interesuj±ce i parafianie uwielbiali ich s³uchaæ. Ks. Józef Sarto mówi³ jasno i wyra¼nie. Proboszcz Constantini widz±c u swojego konfratra taki dar kaznodziejski zachêca³ go, aby ten dar rozwija³. Jednocze¶nie sam ofiarowa³ mu w tym swoj± pomoc. Zdarza³o siê, ¿e obaj szli do ko¶cio³a, proboszcz siada³ w ³awce a ks. Sarto z ambony wyg³asza³ przygotowane przez siebie kazanie. Wówczas ks. Constantini dawa³ rady co dodaæ a co opu¶ciæ oraz co mówiæ g³o¶niej a gdzie g³os przyciszyæ. Dodatkowo, pracowity ksi±dz wikary „zatapia³ siê w Pi¶mie ¶w. i w dzie³ach Ojców Ko¶cio³a. [Gdy¿] [a]by ludzi ¶wieckich wprowadziæ do gmachu nauki Bo¿ej i ukazaæ im wszystkie w tym budowaniu umieszczone piêkno¶ci, trzeba samemu w tym gmachu byæ, jak u siebie"[18] W taki sposób robi³ wikary coraz wiêksze postêpy. Proboszcz za¶ nie szczêdzi³ pochwa³ i nieraz ¿artuj±c tak mówi³: „Ale¿ ksiê¿e Beppi, przecie¿ to znowu nie wypada, a¿eby wikary lepiej mówi³ ni¿ proboszcz"[19]. Jak przed innymi ocenia³ proboszcz swojego konfratra, ¶wiadczy o tym list, który wys³a³ ks. Antonio Constantini do jednego ze swoich przyjació³. Napisa³ w nim tak: „Przys³ano mi tu w charakterze wikarego m³odego ksiêdza, polecaj±c go mej opiece, abym go w³o¿y³ do obowi±zków przysz³ego proboszcza. Zapewniam Ciê, ¿e rzeczy siê uk³adaj± ca³kiem przeciwnie. Jest on tak pe³en zdrowego rozs±dku i innych cennych zalet, tak gorliwy, ¿e nie jednego móg³bym siê od niego nauczyæ"[20]. I tak w Tombolo przepracowa³ don Giuseppe 9 lat, a ludzie w tej parafii ju¿ od dawna dziwili (a jednocze¶nie cieszyli siê), ¿e tak dobrego ksiêdza jeszcze im nie zabrano. Jednak to, co dobre musia³o siê kiedy¶ skoñczyæ i podobnie sta³o siê z pobytem w Tombolo ks. wikarego Józefa Sarto. Otó¿, nie uda³o siê ukryæ przed ¶wiatem wspania³ych zalet ks. Sarto zw³aszcza, ¿e którego¶ dnia, w 1866 r. odwiedzi³ proboszcza Constantiniego jeden z jego przyjació³, ks. kanonik z Treviso. Wówczas zapyta³ go ks. Constantini, czy wikary z Tombolo nie móg³by wyg³osiæ kazania u nich w katedrze podczas uroczysto¶ci ¶w. Antoniego, na co twierdz±co odpowiedzia³ ks. kanonik. Po jakim¶ czasie przysz³o z Treviso zaproszenie dla ks. Sarto do wyg³oszenia kazania w³a¶nie podczas tej uroczysto¶ci. Wówczas, „Don Constantini, nie mog±c towarzyszyæ swemu protegowanemu do Treviso, chcia³ przynajmniej zapewniæ mu s³uchaczów. Napisa³ wiêc do (...) [innego] ze swych przyjació³ w Treviso list, o którym kilka osób z tych, co go czytali, wspomina³o pó¼niej z pewnym zdumieniem, niby o proroctwie. Pismo to zawiera³o nastêpuj±ce zdanie: »Pójd¼cie, i to ze swymi przyjació³mi, pos³uchaæ go i donie¶cie mi o jego powodzeniu, o s±dach, wra¿eniach, jakie wywo³a³... S³uchajcie go uwa¿nie: nied³ugo ujrzymy go proboszczem jednej z najwa¿niejszych parafii w naszej diecezji; potem bêdzie nosi³ czerwone poñczochy; a jeszcze potem...?«"[21]. Natomiast mieszkañcy Treviso byli bardzo zawiedzeni wyborem kaznodziei, który mia³ w ich katedrze w tym roku wyg³osiæ kazanie o ¶w. Antonim Padewskim. Ale, zupe³nie zmienili swoje sceptyczne zapatrywanie, gdy po ponad godzinnym kazaniu wychodzili z katedry. Byli wprost zachwyceni m³odym kaznodziej± z Tombolo przewiduj±c dla niego wspania³± karierê w przysz³o¶ci. 10 miesiêcy pó¼niej, ks. Sarto zosta³ zaproszony przez biskupa z Treviso Monsignore Frederico Mariê Zinelliego (1805-1879), do diecezjalnego konkursu „na piêæ stanowisk proboszczów w diecezji. Po poddaniu siê egzaminom pisemnym i ustnym otrzyma³, jak to przepowiedzia³ Don Constantino, istotnie najwa¿niejsz± parafiê w Salzano"[22]. 32 letni ks. Józef Sarto w sobotê wieczorem 13 lipca 1867 roku przyby³ do Salzano aby jako proboszcz obj±æ swoj±, licz±c± bez ma³a cztery tysi±ce dusz, parafiê. Do prowadzenia gospodarstwa ksiêdza proboszcza przyjecha³y tu trochê wcze¶niej trzy jego siostry. Opuszczenie przez ks. Sarto parafii w Tombolo pozostawi³o tamtejszych parafian w g³êbokim ¿alu. Zupe³nie inna reakcja pojawi³a siê u parafian w Salzano. Poniewa¿ by³a to najwiêksza parafia w ca³ej diecezji, miejscowa ludno¶æ przywyk³a do tego, ¿e biskup na ich probostwo „powo³ywa³ albo starszych, zas³u¿onych proboszczów, czasem jakiego profesora ze seminaryum; ludno¶æ do tego przyzwyczajona, uwa¿a³a sobie za pewne ubli¿enie, ¿e teraz jako proboszcza otrzymali ksiêdza m³odego, który dotychczas by³ wikarym w dalekiej nieznanej wiosce, ca³e dziewiêæ lat spêdzi³ w¶ród handlarzy wo³ów. Niezadowolenia swego nie taili wcale, u¿alaj±c siê wprost, ¿e ich biskup »piêknie urz±dzi³« wybieraj±c dla nich a¿ takiego ksiêdza"[23]. Zaraz nastêpnego dnia po przyje¼dzie ks. Sarto, a by³a to niedziela wiêc oczywi¶cie prawie wszyscy parafianie stawili siê, aby uczestniczyæ w Ofierze Mszy ¦wiêtej, któr± mia³ poprowadziæ nowoprzyby³y ksi±dz. I choæ tego dnia by³ wyj±tkowo dokuczliwy upa³ „wszyscy byli ciekawi zobaczyæ nowego proboszcza, nie brak³o nawet wielu ludzi z parafii s±siednich. Ks. Sarto wst±pi³ na ambonê i zacz±³ mówiæ; w¶ród ludu zdziwienie, czego¶ podobnego nie spodziewali siê s³yszeæ; podziw ro¶nie z ka¿dym niemal s³owem, z podziwem rado¶æ, ¿e obawy okaza³y siê p³onnymi; po nabo¿eñstwie przed ko¶cio³em rozmowy na temat, jak biskup móg³ takiego ksiêdza tak d³ugo trzymaæ w zapad³ym k±cie w Tombolo, ¿e i wprost z posady wikarego mo¿na dostaæ têgiego proboszcza i t. d."[24]. Tak¿e, tu w Salzano, don Giuseppe nie zmieni³ swojego postêpowania, które tak dobrze poznali mieszkañcy Tombolo. Tu równie¿ pamiêta³ o wszystkich a zapomina³ o sobie. Swoj± sumienn± prac± i czysto¶ci± ¿ycia zacz±³ wzbudzaæ w¶ród parafian szacunek i olbrzymi± sympatiê. Ju¿ na pocz±tku swojego pobytu w Salzano „ks. Sarto rozpocz±³ zwiedzanie parafii, by siê zapoznaæ ze swymi parafianami, chodzi³ od domu do domu, wszêdzie mia³ dla ka¿dego dobre s³owo; ludzie wnet poznali siê na jego sercu, w nied³ugim czasie ca³e Salzano by³o ju¿ podbite. £agodno¶æ jego, gorliwo¶æ, kazania piêkne, duch ogromnego po¶wiêcenia, zjedna³y mu serca wszystkich tak dalece, ¿e nawet bogaty w³a¶ciciel miejscowej fabryki jedwabiu, ¿yd Romanin-Jacur, tkniêty niezwyk³ymi przymiotami nowego proboszcza, we wszystkim szed³ mu na rêkê, wiêc i kilkuset dziewczêtom zatrudnionym we fabryce, na wstawiennictwo proboszcza u³atwi³ spe³nianie obowi±zków religijnych i w potrzebach nagl±cych, gdy chodzi³o o wsparcie biednych, nie ¿a³owa³ grosza dla niego, dla samego za¶ proboszcza ¿ywi³ cze¶æ prawdziw±"[25]. I tak mija³y dni i tygodnie a wierni coraz bardziej przekonywali siê do swojego proboszcza. Zauwa¿yli, ¿e on „nie przyniós³ wprawdzie z sob± bogactwa, wykwintnych mebli, drogich powózek [wozów do transportu ludzi i rzeczy], ale ¿e posiada to, co tak rzadkie, a z czem kap³anowi tak bardzo do twarzy, t. j. posiada serce, szerokie jak ¶wiat i zdolno¶æ do ofiar. I poczêli wszyscy lgn±æ do swego pasterza. (...) [Chocia¿ ten] lud w Salzano nie odznacza³ siê wcale duchem religijnym. Przyczyn± tego by³ przede wszystkim liberalizm i rozlu¼nienie moralne, które od czasów rewolucji francuskiej przedosta³o siê tak¿e do wioski Salzano, os³abiaj±c w jej mieszkañcach wiarê i przywi±zanie do Ko¶cio³a"[26]. Don Giuseppe widz±c takie problemy w¶ród swoich parafian, musia³ wiêc z bardzo du¿ym zaanga¿owaniem i po¶wiêceniem wzi±æ siê do pracy, aby te dusze pozyskaæ dla Boga. „Nie mniej pracy i mozo³u dok³ada³ w nauczaniu i wychowaniu m³odzie¿y, uwa¿aj±c to w³a¶nie za jeden z najtrudniejszych, ale i najwa¿niejszych obowi±zków duszpasterza. Naucza³ jako posiadaj±cy w³adzê, bo jego s³owu towarzyszy³o ¿ycie, czyste jak kryszta³. Mi³o¶æ, wzbijaj±ca siê na szczyty heroicznego po¶wiêcenia, oto g³ówna cecha jego charakteru i jego dzia³alno¶ci"[27]. A jego zapa³ i gorliwo¶æ by³y tu jeszcze wiêksze ni¿ w Tombolo. Dobrze wiêc, ¿e do duszpasterskiej pracy mia³ do pomocy jeszcze dwóch ksiê¿y wikarych, chocia¿ i tak wiêkszo¶æ obowi±zków bra³ na siebie. W 1873 roku we W³oszech wybuch³a epidemia cholery. Oczywi¶cie nie ominê³a ona tak¿e prowincji Wenecji i samego Salzano. Jeden z biografów Piusa X, Monsignore Marchezan (b.d.), który „zna³ osobi¶cie, rozpytywa³ [i] wys³uchiwa³ ¶wiadków zaj¶æ z owych czasów"[28], tak opisa³ kilka epizodów z ówczesnej dzia³alno¶ci ks. Sarto: „Cholera kosi³a ¿ycia ludzkie w naszych stronach. Don Giuseppe wykaza³ w tych smutnych czasach, jak wiele dobra, materialnego i moralnego, mo¿e dokonaæ miêdzy swymi parafianami, chorymi i przygnêbionymi, dobry proboszcz. Tu w tym domu jest zmar³y, którego nale¿y po chrze¶cijañsku pogrzebaæ; tam chory, któremu trzeba udzieliæ ostatnich sakramentów ¶w.; w tym domu brakuje niezbêdnych rzeczy; w innym - niema komu pielêgnowaæ chorego. I Don Giuseppe, uosobienie gorliwo¶ci, uosobienie mi³osierdzia, dniem i noc±, o ka¿dej porze, pomaga³, pociesza³, s³u¿y³, doradza³. Nie chcia³, aby jego dwaj wikariusze nara¿ali siê na niebezpieczeñstwo i o ile tylko móg³, szed³ sam wszêdzie do chorych; najczê¶ciej udziela³ pomocy nie tylko moralnej, lecz i materialnej, posuwaj±c siê a¿ do osobistych pos³ug, np. podawania lekarstw i robienia ok³adów. Pozostawa³ w porozumieniu z lekarzem, co pozwala³o mu doradzaæ stosowanie leków i zabiegów, jakie w tych wypadkach by³y konieczne. Je¶li przybywa³ jeszcze we w³a¶ciwej chwili, usi³owa³ nieraz namówiæ chorego, aby siê przynajmniej napi³ wina, maj±c na celu podniecenie reakcji organizmu. Pewnego razu przys³ano po niego z tym, ¿e sprawa jest bardzo, bardzo nagl±ca. Wyruszy³ zaraz. - Ksiê¿ê Proboszczu. - mówi do niego chory, gdy go tylko ujrza³ na progu, - ja ju¿ umar³em. - Ej, sk±d¿e? ¿yjesz przecie¿! - Tak, tak, Don Giuseppe, ja jestem ju¿ trup. Proszê mnie natychmiast wyspowiadaæ. - Naturalnie, ¿e ciê wyspowiadam, odrzek³ ksi±dz Sarto; potem, zwracaj±c siê do kogo¶ z rodziny chorego, doda³: - Biegnij natychmiast do Sogaro i we¼ od niego, na mój rachunek, dwa litry wina. Pos³any wraca po chwili z winem. - Napij siê wina! - mówi do chorego ksi±dz Sarto. - Ksiê¿e Proboszczu, nie mogê; to mi przy¶pieszy ¶mieræ... Trzeba wiedzieæ, ze podczas epidemii kr±¿y³y po¶ród ludu pog³oski, ¿e lekarze i sanitariusze daj± czasem chorym trucizny, aby prêdzej wyprawiæ ich na tamten ¶wiat. Ksi±dz Sarto ze zwyk³± sobie bystro¶ci± umys³u zrozumia³ przyczynê odmowy, nalawszy wiêc sobie szklaneczkê wina, wypi³ j± pierwszy, potem nala³ drug± i podaj±c choremu rzek³: Teraz na ciebie kolej! Chory przesta³ siê opieraæ, wypi³ podan± mu szklaneczkê wina, potem na naleganie proboszcza drug± i trzeci±, nawet czwart± - i nazajutrz poczu³ siê lepiej. - Prawdziwe b³ogos³awieñstwo Bo¿e! - opowiada³a mi pewna stara kobieta z Salzano, - gdyby Don Giuseppe, nasz ukochany proboszcz, nie by³ tu, by³abym wówczas umar³a z tej choroby, tej biedy, która przysz³a wtedy na mnie i z samego strachu nawet! Pewnego razu ksi±dz Sarto uda³ siê z zakrystianem do do¶æ odleg³ego zak±tka swej parafii, wezwany dla odprawienia pogrzebu. Czy zasz³o wówczas jakie nieporozumienie, czy mo¿e istotnie ludno¶æ w tej okolicy by³a bardzo zajêta sezonowymi pracami rolnymi, - tak lub inaczej, okaza³o siê, ¿e dla niesienia trumny, zw³aszcza w trudnym przej¶ciu przez most, zabrak³o czwartego. Don Giuseppe zauwa¿y³, ¿e pozosta³o ich trzech tylko, lecz nie powiedzia³ nic. Zaintonowa³ De profundis [a wiêc Psalm 130, który jako modlitwa przeb³agalna czêsto czytany lub ¶piewany jest za zmar³ych. Zaczyna siê od s³ów: Z g³êboko¶ci wo³am do Ciebie, Panie.W naszym Brewiarzu jest to Psalm 129] i nastêpnie, w kom¿y i stule, jak by³, ca³kiem po prostu podpar³ ramieniem trumnê i pomóg³ j± przenie¶æ przez most. Ze wzglêdów higienicznych podczas epidemii grzebano umar³ych przewa¿nie nocami. Ks. Sarto zawsze sam by³ obecny na tych nocnych pogrzebach jako proboszcz pobo¿ny i zarazem przewiduj±cy, aby te smutne obrzêdy nie by³y zak³ócone jakimi czynami ¶wiêtokradztwa. [ »Ka¿dy parafianin - mawia³ - ma prawo do mojej opieki nawet po ¶mierci«[29].] To te¿ prawie nie sypia³ nocami w tym czasie, a wspomagaj±c swych ubo¿szych parafian, obywa³ siê sam bez miêsa, a niekiedy w ogóle nie mia³ czasu, aby co¶ zje¶æ. Jego siostra Ró¿a daremnie usi³owa³a pow¶ci±gn±æ nieco tê nadmiern± gorliwo¶æ brata. - On nie oszczêdza siê wcale - mówi³a znajomym - zabija siê prac±, nie mo¿e odmówiæ nikomu! Rzeczywi¶cie po okresie epidemii biedny Don Giuseppe wygl±da³ podobno, jakby mia³ tylko skórê i ko¶ci, i trzeba by³o d³ugich miesiêcy, aby odzyska³ zdrowie i nabra³ trochê cia³a"[30]. A potrzebowa³ tego zdrowia jak najwiêcej gdy¿ choæ mia³, jak wspomniano wcze¶niej dwóch wikarych to jednak „wcale nie by³o [ich] za du¿o, zw³aszcza przy s³uchaniu spowiedzi w wigilie ¶wi±t"[31]. Otó¿ w tej bardzo licznej i z biegiem lat dziêki ogromnej pracy proboszcza, coraz bardziej wierz±cej w Pana Boga parafii, przez ca³y rok wydawano oko³o 60 000 Komunii ¶wiêtych. Poniewa¿ szpital w Salzano wymaga³ rozbudowy a tak¿e remontu wys³u¿onego ju¿ budynku, wiêc don Giuseppe nie namy¶laj±c siê wiele wzi±³ na ten cel po¿yczkê w kwocie 25.000 franków, która to kwota by³a wówczas kwot± do¶æ znaczn±. Monsignore Frederico Maria Zinelli, wspomniany wcze¶niej biskup z Treviso, „który ju¿ promowa³ ksiêdza Sarto z Tombolo do wiêkszej parafii w Salzano, przyby³ tam z wizyt± pastersk±. Dowiedziawszy siê o po¿yczce na szpital, wygdera³ [skrytykowa³, skarci³, zrzêdzi³, burcza³] nieco d³u¿nika, który mimo zak³opotania nie okazywa³ wcale skruchy"[32]. A biskup który, wówczas zobaczy³ tak wspania³e serce a tak¿e dostrzeg³ unikalne zalety umys³u u swojego proboszcza, doszed³ do wniosku, ¿e dla niego ta „parafia choæby du¿a, by³a za ma³ym polem dzia³ania, postanowi³ tedy powo³aæ go do swego boku"[33]. I w taki sposób w 1875 roku, po dziewiêciu latach swojej proboszczowskiej pos³ugi, zosta³ on powo³any na stanowisko kanonika kapitu³y w biskupiej stolicy w Treviso. Warto w tym miejscu jeszcze nadmieniæ, ¿e czê¶æ tych d³ugów, które ks. Sarto zaci±gn±³ w Salzano, i których nie uda³o mu siê od razu wyrównaæ, sp³aca³ on jeszcze przez d³ugie lata po opuszczeniu swojej parafii. Kanonicy z Treviso mieli odwieczne prawo „noszenia odzie¿y z sukna koloru fioletowego: sutanna, ko³nierz, pas, p³aszcz pow³óczysty z trenem, nawet kapelusz, wszystko w kolorze fioletowym. Na szyi nosili krzy¿ na sznurze przeplatanym z³otymi niæmi. Z czasem jedwab zast±pi³ sukno, a farbiarze zmniejszyli ilo¶æ barwy b³êkitnej, dodaj±c wiêcej czerwonej. Nazywano ich monsignori"[34]. Jednak kanonik Sarto zacz±³ chodziæ po mie¶cie „w zwyk³ym czarnym stroju kap³añskim bez ¿adnych odznak, oprócz fioletowego ko³nierza"[35], co mimo pocz±tkowych oporów doprowadzi³o do tego, ¿e „prawie wszyscy kanonicy trewizañscy poczêli na¶ladowaæ nowego kolegê"[36]. Praca w kancelarii biskupiej nie nale¿a³a do naj³atwiejszych, ale ksi±dz kanonik Józef Sarto szybko siê jej nauczy³ i wzorowo wykonywa³. W nied³ugim wiêc czasie zosta³y powierzone mu dwie dodatkowe, bardzo wa¿ne funkcje. Pierwsz± by³o mianowanie go Kanclerzem Kurii. „Stanowisko to wymaga³o du¿o pracy i wielkiego zmys³u praktycznego, a by³o bardzo odpowiedzialne. Wszystkie sprawy diecezjalne przechodzi³y przez jego (...) [rêce]; on je musia³ opracowywaæ, badaæ, rozstrzygaæ - tym wiêcej, ¿e biskup dla wieku podesz³ego sam wszystkiemu ju¿ nie móg³ podo³aæ. Czêsto widywano kanonika Sarto id±cego wieczorem z kurii, biskupiej z aktami pod pach±, aby czê¶æ nocy po¶wiêciæ pracy"[37]. Drugim, bardzo wa¿nym stanowiskiem, na które zosta³ on powo³any, by³o „stanowisko spirytua³a, czyli ojca duchownego [wielkiego] Seminarium w Treviso"[38]. Ta funkcja by³a obci±¿ona kolejnymi, trudnymi i bardzo ciê¿kimi obowi±zkami. Dodatkowo wi±za³y siê one z olbrzymi± odpowiedzialno¶ci± wobec Pana Boga i wobec ca³ej diecezji. „Spirytualny bowiem ma urabiaæ dusze m³ode, wyrabiaæ charaktery przysz³ych kap³anów, zaszczepiaæ w nich zasady, jakimi pó¼niej kierowaæ siê maj± w ¿yciu"[39]. Wielka te¿ rado¶æ czeka³a w tym Seminarium naszego bohatera, gdy¿ okaza³o siê, ¿e jego rektorem „by³ ks. Piotr Jacuzzi, dawny wikary z Riesse, któremu nowy spirytualny tyle zawdziêcza³ i z którym ³±czy³y go wiêzy tak ¶cis³ej przyja¼ni"[40]. Jak bardzo pokornym by³ ówczesny kanonik i kanclerz diecezji a zarazem ojciec duchowny Seminarium w Treviso ¶wiadczyæ mo¿e jego inauguracyjne przemówienie do kleryków tego Seminarium. Warto je tu zacytowaæ, a brzmia³o ono tak: „S±dzicie mo¿e (...), ¿e przychodzê do was z do¶wiadczeniem, nabytym przez d³ugoletni± pracê w¶ród ucz±cej siê m³odzie¿y, z g³êbokimi wiadomo¶ciami w ascezie i w teologii, z darem wymowy wybitnym, tak uzdolniony, abym wam móg³ z ca³± pewno¶ci± drogê wskazywaæ, po której was Bóg prowadziæ pragnie; o¶wiadczam wam otwarcie, ¿e z tego wszystkiego nic nie posiadam; jestem tylko biednym proboszczem wiejskim, którego tutaj sprowadzi³a Wola Bo¿a; a skoro ju¿ sam Pan tak chcia³, wiêc i wy musicie z tym siê pogodziæ i s³uchaæ nauk biednego wiejskiego proboszcza i wybaczyæ, je¿eli nie wszystko bêdzie odpowiada³o wysoko¶ci tego stanowiska, które prze³o¿eni powierzyli mnie, tak niegodnemu i nieuzdolnionemu"[41]. Warto zwróciæ uwagê na to, ¿e w taki sposób mówi³ o sobie kap³an, który w czasie swojej nauki otrzymywa³ zawsze najwy¿sze oceny a ówcze¶ni profesorowie Seminarium Duchownego w Padwie uznali go za najwybitniejszego studenta teologii w ich dotychczasowej karierze. Oczywi¶cie po tym przemówieniu, ks. Sarto przyst±pi³ do wyk³adu, który okaza³ siê tak wspania³y, ¿e na d³ugo zapad³ w pamiêci kleryków. „Monsignore Sarto czêsto powtarza³ tym przysz³ym ksiê¿om [takie s³owa]: »Nie dajcie siê ob³±kaæ dziwacznymi i fantastycznymi doktrynami«. O religii katolickiej mawia³: »Ma ona prymat pewno¶ci ponad wszystkimi systemami religijnymi i tak¿e nad wszelkimi dzia³ami nauki«. I jeszcze: »Prawda absolutna jest niezmienna«. »To, w co wierzy³ pierwszy cz³owiek i wszyscy ci, o których mówi Stary Testament, a co by³o wiar± w zarodku, - to samo stanowi przedmiot naszej wiary i dzi¶ jeszcze. Wiara staro¿ytnych i nasza spotykaj± siê ze sob± i ³±cz± w jedynym i niespo¿ytym centrum, któremu na imiê: Jezus Chrystus. Przeciwnie za¶, spróbujcie studiowaæ historiê, filozofiê i inne nauki, a znajdziecie pewn± cechê ich zawodno¶ci w ustawicznych zmianach ich teorii«. W pokoju obok w gmachu Seminarium w Treviso mia³ [ks. Sarto] s±siada, który, widz±c go wieczorem znu¿onego, a zawsze jeszcze przy pracy, prosi³ go: - Monsignore, proszê udaæ siê na spoczynek, kto pracuje nadto du¿o, pracuje mniej dobrze! Na to kanonik Sarto ¿artobliwie odpowiedzia³: - Masz s³uszno¶æ, Don Francesco; id¼ do ³ó¿ka i ¶pij dobrze!"[42]. Gdy pod koniec 1879 roku zmar³ biskup Zinelli, wówczas kapitu³a wybra³a na wikariusza kapitulnego, ks. kanonika Józefa Sarto, chocia¿ „i co do wieku i co do godno¶ci by³ jednym z najm³odszych kanoników"[43]. Nowym biskupem w Treviso zosta³ mianowany przez papie¿a Leona XIII (1810-1903) ks. Józef Callegarii (1841-1906) profesor Seminarium w Wenecji. Pozostawi³ on na stanowisku kanclerza diecezjalnego kanonika Sarto wiedz±c, ¿e nie ³atwo by³oby znale¼æ nastêpcê równie sumiennego i tak oddanego diecezji. Gdy w 1882 r. ks. bp. Józef Callegarii zosta³ przeniesiony na biskupstwo w Padwie, wówczas jego nastêpc± zosta³ biskup, Józef Apollonio (1829-1903). On podobnie, jak poprzednik równie¿ doceni³ pracê kanonika Sarto i pozostawi³ go na tym samym stanowisku. I w taki sposób, po przepracowaniu dziewiêciu lat w Treviso i wzorowym pe³nieniu swoich obowi±zków, zupe³nie niespodziewanie dla niego samego, zosta³ nasz bohater w 1884 roku wybrany przez papie¿a na biskupa Mantui. Gdy mu tê wiadomo¶æ zakomunikowa³ biskup Apollonio, ks. Sarto „rozp³aka³ siê; jakkolwiek bowiem nieraz odzywa³y siê g³osy, które mo¿e i do jego uszu dochodzi³y, ¿e on posiada wszystkie przymioty biskupowi potrzebne, nie przypuszcza³, ¿eby biskupia godno¶æ mog³a, kiedy spa¶æ na jego barki, tym wiêcej, ¿e sam o sobie zawsze tak nisko rozumia³. Ale w³a¶nie ta jego pokora obok innych zalet sk³oni³a biskupów Apollonia i Callegarego, zapytywanych o zdanie co do osoby ksiêdza Sarto, ¿e jego w³a¶nie przedstawili papie¿owi Leonowi XIII, jako najodpowiedniejszego kandydata na mantuañsk± stolicê, której stosunki wymaga³y wtedy biskupa nie zwyk³ej miary, ale gorej±cego ¶wiêtym ¿arem o chwa³ê Bo¿± i o dusz zbawienie"[44]. Aby otrzymaæ prekonizacjê oraz konsekracjê, musia³ biskup-nominat udaæ siê w tym celu do Rzymu. Po drodze, zatrzyma³ siê na nocleg w Padwie, aby odwiedziæ biskupa Callegariego, swojego wcze¶niejszego prze³o¿onego. Rano postanowi³ ksi±dz Sarto udaæ siê do ko¶cio³a ¶w. Justyny, aby odprawiæ Mszê ¶wiêt±. Poniewa¿ by³ do¶æ skromnie ubrany i nie mia³ przy sobie ¿adnych dokumentów, wywi±za³a siê miêdzy nim a miejscowym proboszczem ciekawa rozmowa, któr± teraz przytoczymy: „- Sk±d [ksi±dz] jeste¶? - (...) [spyta³ badawczo] proboszcz. - Z Treviso. - I jakie tam pe³nisz obowi±zki? - ¯adnych. - Ja kto ¿adnych? Nie jeste¶ ani proboszczem, ani wikarym, ani kapelanem? - Nie. - Zadziwiasz mnie doprawdy! Wiem, ¿e ksiê¿a w Treviso maj± du¿o do czynienia; nie wypada, aby¶ ty jeden pozostawa³ bezczynnym. Znam waszego biskupa, je¶li chcesz mogê poleciæ ciê jemu. Przezorny proboszcz pozwoli³ wreszcie ksiêdzu Sarto odprawiæ Mszê ¦wiêt±, ale dla bezpieczeñstwa poleci³ zakrystianowi, by sam s³u¿y³ nieznanemu ksiêdzu i baczne na niego mia³ oko. Ale zakrystian o¶wiadczy³, ¿e odprawi³ [on] Naj¶wiêtsz± Ofiarê z wielkim skupieniem i pobo¿no¶ci±. Chwa³a Bogu, - wyrzek³ uspokojony proboszcz i poszed³ do zakrystii zobaczyæ jak nieznany kap³an zapisa³ siê w ksiêdze. Mo¿na sobie wyobraziæ jego zdumienie, gdy wyczyta³: »Józef Sarto, biskup nominat Mantui«"[45]. Ks. Józef Sarto, biskup Mantui zdj. z 1884 r. Zdj. z ksi±¿ki: ks. Antoniego Szaniawskiego, Jego ¶wi±tobliwo¶æ Pius X: szkic biograficzny, Warszawa 1903. W Rzymie 16 listopada 1884 r. ks. Sarto zosta³ wy¶wiêcony na biskupa, przez notabene urodzonego w³a¶nie w Mantui, Wikariusza generalnego Rzymu, kardyna³a Lucido Mariê Parocchi'ego (1833-1903). Wieczorem podczas wizyty u papie¿a Leona XIII nowo konsekrowany biskup Sarto otrzyma³ zwyczajowe w taki razach podarunki, a wiêc: kosztowny krzy¿ pasterski ozdobiony cennymi kamieniami oraz piêknie oprawiony pontyfika³, czyli ksiêgê liturgiczn± z której korzysta siê przy sprawowaniu obrzêdów biskupich. Ale zdecydowanie najwiêcej rado¶ci sprawi³ mu trzeci dar papie¿a, który by³ „najcenniejszy, bo z niego mo¿na by³o zaczerpn±æ otuchy i odwagi; [Papie¿] powiedzia³ przy rozstaniu: »Je¶li Matuañczycy nie polubi± swego nowego biskupa, to bêdzie oznak±, ¿e nie bêd± mogli lubiæ ¿adnego, gdy¿ Monsignor Sarto jest najbardziej ujmuj±cym, najbardziej godnym kochania z biskupów«"[46]. Musia³o min±æ jeszcze kilka miesiêcy, aby biskup Sarto móg³ faktycznie obj±æ rz±dy w swojej diecezji. Zwi±zane to by³o z tak zwanym Exequatur, czyli zgod± rz±du w³oskiego na objêcie tego urzêdu, które dotar³o dopiero pod koniec lutego 1885 r. W tym czasie odwiedzi³ wiêc swoj± rodzinn± wioskê, by spotkaæ siê ze swoj± wiekow± i schorowan± ju¿ matk±. Odwiedzi³ równie¿ swoich dawnych parafian w Salzano, gdzie, jak wiemy by³ przez dziewiêæ lat proboszczem. Jeszcze zanim przyby³ do swojej siedziby, w dniu18 marca 1885 r. wystosowa³ do swoich mantuañskich diecezjan orêdzie, w którym wyrazi³ obawy, czy jest w ogóle godzien nie¶æ to ciê¿kie brzemiê, które Pan Bóg w³o¿y³ na jego barki. Ale jak zawsze ca³± nadziejê po³o¿y³ „w Chrystusie, który swoj± Bosk± pomoc± dodaje si³y najs³abszym"[47], którego moc, m±dro¶æ i dobroæ nie ma granic. Napisa³ tam równie¿ tak: ,Nadzieja zwi±zuje mnie z Bogiem, a On przez to jest zwi±zany ze mn±. (...). By wybawiæ innych, muszê znosiæ zmêczenie, stawaæ w obliczu niebezpieczeñstwa, tolerowaæ upokorzenia, stawiaæ czo³a problemom, walczyæ ze z³em. On jest moj± nadziej±"[48]. A jako symbol tej nadziei „kotwicê, umy¶lnie umie¶ci³ w biskupim herbie swoim"[49]. Miesi±c pó¼niej, w dniu18 kwietnia wieczorem, przyby³ do pa³acu biskupiego w Mantui, by nastêpnego dnia uczestniczyæ w swojej uroczystej intronizacji na stolec biskupi. [1] Ks. dr Stefan Momid³owski, Papie¿ Pius X. ¯ycie i prace, Przemy¶l 1908, s. 2. [2] Tam¿e, s. 4. [3] Tam¿e, s. 6. [4] Tam¿e. [5] Tam¿e, s. 7. [6] Stanis³aw Krzeszkiewicz, Ojciec ¶w. Pius X i jego nastêpca Benedykt XV, Poznañ 1914, s.3. [7] Rene Bazin, Papie¿ Pius X, Kraków 1935, s. 14. [8] Ks. dr Stefan Momid³owski, Papie¿ Pius X..., s. 9. [9] Tam¿e, s. 10. [10] Kazimierz Dopiera³a, Ksiêga papie¿y, Poznañ 2019, s. 939. [11] Ks. dr Stefan Momid³owski, Papie¿ Pius X..., s. 12. [12] Rene Bazin, Papie¿ Pius X..., s. 22. [13] Ks. dr Stefan Momid³owski, Papie¿ Pius X..., s. 16. [14] Grzeczno¶ciowy tytu³ u¿ywany we W³oszech w stosunku do ksiêdza. [15] Ks. dr Stefan Momid³owski, Papie¿ Pius X..., s. 18. [16] Rene Bazin, Papie¿ Pius X..., s. 27. [17] Tam¿e, s. 28-29. [18] Stanis³aw Krzeszkiewicz, Ojciec ¶w. Pius X..., s. 13. [19] Ks. dr Stefan Momid³owski, Papie¿ Pius X..., s. 21. [20] Rene Bazin, Papie¿ Pius X..., s. 29-30. [21] Tam¿e, s. 31-32. [22] Tam¿e, s. 32. [23] Ks. dr Stefan Momid³owski, Papie¿ Pius X..., s. 30. [24] Tam¿e, s. 31. [25] Tam¿e. [26] Stanis³aw Krzeszkiewicz, Ojciec ¶w. Pius X..., s. 20. [27] Tam¿e, s. 21. [28] Rene Bazin, Papie¿ Pius X..., s. 38. [29] Stanis³aw Krzeszkiewicz, Ojciec ¶w. Pius X..., s. 22. [30] Rene Bazin, Papie¿ Pius X..., s. 38-41. [31] Tam¿e, s. 36. [32] Tam¿e, s. 41. [33] Ks. dr Stefan Momid³owski, Papie¿ Pius X..., s. 37. [34] Rene Bazin, Papie¿ Pius X..., s. 43. [35] Tam¿e, s. 44. [36] Tam¿e. [37] Stanis³aw Krzeszkiewicz, Ojciec ¶w. Pius X..., s. 28. [38] Tam¿e, s. 29-30. [39] Ks. dr Stefan Momid³owski, Papie¿ Pius X..., s. 40. [40] Tam¿e, s. 41. [41] Tam¿e. [42] Rene Bazin, Papie¿ Pius X..., s. 48-49. [43] Ks. dr Stefan Momid³owski, Papie¿ Pius X..., s. 44. [44] Tam¿e, s. 46-47. [45] Pius X ¯yciorys Ojca ¦wiêtego, Przewodnik katolicki nr 30, Poznañ 1908, s. 240. Dost. w Intern. na str.:https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/show-content/publication/edition/169313?id=169313 [46] Rene Bazin, Papie¿ Pius X..., s. 54-55. [47] Frances Alice Forbes, ¦wiêty Pius X. Dobry pasterz, Sandomierz 2007, s.64. [48] Tam¿e. [49] Ks. dr Stefan Momid³owski, Papie¿ Pius X..., s. 49. Powrót |