Święty Wojciech 23 kwietnia 956- 997 i Błogosławiony Radzim Gaudenty 14 października 960 lub 970 - 1006 lub 1011 (odczytana na Wykrocie 6-7 maja 2017 r. oraz 1-2 czerwca 2024 r.) CZ. I Tej nocy usłyszymy, jakby równolegle dwa żywoty, pierwszy to żywot Świętego Wojciecha, którego w naszej Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego wzywamy jako patrona Polski a drugi, to żywot jego brata, Błogosławionego Radzima Gaudentego, którego w tejże Litanii wzywamy jako twórcę niezależności Kościoła polskiego. Święty Wojciech (po lewej) fot. z Intern. ze str.: https://salveregina.pl/nabozenstwo-do-sw-wojciecha-23-kwietnia/ Błogosławiony Radzim Gaudenty (po prawej) fot. z Intern. ze str.: https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-14c.php3 Święty Wojciech jest jednym z trojga głównych patronów Polski, obok Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski i świętego biskupa Stanisława ze Szczepanowa (1030-1079). Podobnie jak św. Stanisław, święty Wacław (907-935) i święty Florian (ok.250-304) w czasach jagiellońskich został uznany jednym z czterech patronów Królestwa Polskiego. Ale w odróżnieniu od tych trzech pozostałych, święty Wojciech „w sposób niejako naturalny (...) został patronem Polski wnet po swojej kanonizacji [czyli, już w 999 r.], choć odnośne wezwania pojawiły się (...), dopiero u schyłku XI stulecia"[1]. Z kolei Gall Anonim 1066-1145) napisał (w swojej Kronice polskiej, że między wojskiem Bolesława Krzywoustego znajdował się również „hufiec gnieźnieński, poświęcony patronowi Polski"[2]. Historycy zgadzają się, że w tym starciu między wojskami czeskimi a polskimi w roku 1110 brał udział hufiec czy też pułk najprawdopodobniej arcybiskupa gnieźnieńskiego poświęcony właśnie świętemu Wojciechowi. Jest on pierwszym naszym świętym uznanym przez Kościół oraz pierwszym patronem Polski, chociaż w Polsce przeżył tylko kilka ostatnich tygodni swojego życia. Ale w latach pełnienia swojej biskupiej posługi w Pradze jego diecezja „obejmowała swoimi granicami również Śląsk, zatem Wojciech wykonywał (...) swoją jurysdykcję także w państwie Mieszka I, podobnie jak biskup morawski w Krakowie"[3]. I to dzięki niemu, a dokładniej dzięki jego męczeńskiej śmierci, Polska uzyskała w 1000 roku arcybiskupstwo w Gnieźnie a cesarz Otton III (980-1002) uznał jej niezależność. Święty Wojciech jest też patronem Czech i Węgier oraz kilku diecezji i archidiecezji, między innymi, gdańskiej oraz gnieźnieńskiej a także jednym z patronów naszej nocnej pielgrzymki. Wojciech to bardzo popularne, słowiańskie imię zawierające w pierwszej części element -woj- czyli wojownik, a w drugiej -ciech, czyli ten sam element, który znajduje się w wyrazie u-ciecha, czy po-ciecha. Więc imię to „oznacza radość wojska albo pociecha wojów"[4]. Inne formy tego imienia to n.p. Wociech, Wojciesz, Wojcieszko, Wojcik, Wojek, itp. Żeńska forma, rzadko występująca to Wojciecha. Imię to świadczyło o tym, że rodzice przeznaczyli chłopczyka na przyszłego wojownika. Tu warto dodać, że imię Adalbert nie jest niemieckim odpowiednikiem imienia Wojciech, jest po prostu drugim imieniem świętego Wojciecha. Święty Wojciech jest jedynym świętym o tym imieniu. Natomiast imię Gaudenty, czyli imię drugiego naszego bohatera pochodzi z języka łacińskiego i znaczy tyle co, cieszyć się czy też radować się. Stąd też imię czeskie Radzim, Radzym czy też Radym uznane jest jako odpowiednik Gaudentego. A tak nazywał się najmłodszy, urodzony między 960 a 970 rokiem, prawdopodobnie już z innej matki, przyrodni brat świętego Wojciecha. Gaudenty był, można powiedzieć, nieodłącznym towarzyszem w życiowej drodze swojego świętego brata. Życie świętego Wojciecha zostało opisane w kilku żywotach. Dwa najstarsze, pochodzą właściwie z czasów świętego Wojciecha, co bardzo je uwiarygadnia. Jeden napisany, już w dwa lata po zabójstwie świętego Wojciecha, przez Jana Kanapariusza [Ioannes Canaparius (?-1004)], benedyktyna z opactwa na Awentynie[5]. Drugi żywot, został napisany niedługo potem około roku 1004, również przez mnicha z zakonu benedyktynów, Brunona z Kwerfurtu (970-1009), późniejszego męczennika i świętego Kościoła Katolickiego. Następnym w kolejności jest żywot zwany Pasją z Tegernsee, który jednak jest raczej kopią jakiegoś skrótu lub okrojoną wersją większego tekstu, być może tekstu, o którym wspomina Gall Anonim w swojej Kronice Polski. Otóż, powołuje się on tam na dzisiaj zaginiony żywot świętego Wojciecha, który obszernie mówił „o przeniesieniu jego ciała i złożenia go w Gnieźnie (tzw. translacja), a następnie o pielgrzymce Ottona III, [żywot ten] powstał za czasów Chrobrego (967-1025), na jego dworze i zapewne z jego natchnienia, nie tylko w celach religijnych, ale i politycznych"[6]. Także w Kronice Czechów dziekana kapituły praskiej Kosmasa (ok. 1045 - 1125), znajdują się wiadomości z życia świętego Wojciecha. Kolejnym ze znanych żywotów świętego Wojciecha jest zachowany tylko w jednym rękopisie Żywot Tempore Illo napisany gdzieś między XII a XIII wiekiem przez nieznanego autora lub autorów. Zawiera on „epizod nieobecny w poprzednich żywotach o daremnej próbie nawrócenia Pomorzan w Gdańsku"[7]. Profesor Gerard Labuda (1916-2010) ustalił, „że utwór ten powstał w dwóch etapach. Pierwsza jego część z drugiej połowy XII wieku (...) posłużyła do kompozycji scenariusza Drzwi Gnieźnieńskich"[8] Dlatego też, ważniejsze wydarzenia z życia świętego Wojciecha, możemy podziwiać na słynnych Drzwiach Gnieźnieńskich, które zostały wykonane około 1170 roku. Sceny z życia i męczeństwa świętego Wojciecha przedstawione na osiemnastu płaskorzeźbach zostały wykonane przez kilku nieznanych nam artystów. Jest to być może, jedyny życiorys człowieka świętego ukazany w taki sposób. Kwatery ze scenami z życia świętego są ułożone chronologicznie. Każda scena przedstawia symbolicznie, na wzór życia Pana Jezusa, jakąś ważną chwilę w życiu świętego Wojciecha od narodzenia, poprzez ofiarowanie, dorastanie, kapłaństwo, wypędzenie szatana z opętanego, czyli egzorcyzm, cud z upuszczonym, ale nie rozbitym dzbanem no i męczeństwo oraz śmierć. Oczywiście, przy tych wszystkich odniesieniach, nie ma tu sceny zmartwychwstania. Drzwi Gnieźnieńskie zdj. z Intern. ze str.: https://pl.wikipedia.org/wiki/Drzwi_Gnie%C5%BAnie%C5%84skie Święty Wojciech urodził się około roku 956 w Libicach na terenie Czech. Gród ten należał do książęcego rodu Sławnikowiców. Ojciec jego, Sławnik (?-981[9]) był spokrewniony z saską dynastią Ludolfingów, która w tym czasie panowała w Niemczech. Był on księciem jednego z ostatnich państewek plemiennych na terenie Czech. Natomiast matka Strzeżysława (?-987[10]), być może pochodziła, (jak chcą niektórzy badacze historii) z rodu Przemyślidów, którzy wówczas rządzili w Pradze, lub (jak chcą inni) była siostrą lub córką księcia Zliczan[11], Radosława (?). Była ona znana z pobożnego i ascetycznego życia. To książęce małżeństwo miało siedmiu synów i prawdopodobnie kilka córek. Najstarszym synem był Sobiesław (?-1004), a kolejni to Sobiebor (?-995), Spytymir (?-995), Pobrasław (?-995), Poraj (?-995), i Czesław (?-995). Wojciech był jednym z młodszych synów. Było jeszcze dwóch braci przyrodnich Radzim i Radła (?). Choć rodzice maleńkiego Wojtusia „przeznaczyli go światu, to nagła choroba pokierowała jego losem inaczej"[12]. Bardziej dosadnie ujął to Jan Kanapariusz pisząc tak: „Lecz w czymkolwiek tu zawinił godziwy błąd, a raczej złe upodobanie rodziców, wnet wyjawiając ich winę naprawił to miecz gniewu Bożego"[13]. Otóż jeszcze w wieku niemowlęcym, po przekarmieniu mlekiem, Wojtuś doznał wzdęcia brzuszka i bardzo ciężko zachorował. Gdy zaczęła grozić mu śmierć został przez rodziców poświęcony, na całkowitą własność Bogu. Tak opisał ten moment, późniejszy święty, Brunon z Kwerfurtu: „Rzekli więc przerażeni rodzice, drżącym głosem prosząc: »Nie dla nas, Panie, nie dla nas niech żyje ten chłopiec, lecz jako duchowny na cześć Matki Bożej niech nosi Twoje jarzmo na dorodnym karku«"[14]. Poświęcenia tego dokonali na ołtarzu Najświętszej Maryi Panny, w ich Libickim, drewnianym kościółku i ostry ból u dziecka szybko ustąpił. Ta scena ofiarowania i uzdrowienia małego Wojciecha, jest jako druga po scenie narodzin, uwieczniona na Drzwiach Gnieźnieńskich. Rodzice oczywiście starali się zrealizować dane Panu Bogu przyrzeczenie, więc przygotowywali dziecko do przyszłego stanu, wychowując je w bojaźni Bożej. I tak Wojciech „wzrastając w latach i mądrości, w stosownym czasie pobiera naukę w czytaniu Pisma Świętego"[15]. Uczy się Psałterza na pamięć i poznaje naukę papieża Grzegorza I Wielkiego (?-604). Na dworze w Libicach często gościli znamienici goście, gdyż gród ten leżał przy tak zwanym bursztynowym szlaku. I tak między innymi, bawił tam przejazdem opat alzacki, późniejszy arcybiskup magdeburski a zarazem zakonnik benedyktyński, Adalbert (910-981). On to, na prośbę matki, wziął pod swoją protekcję młodziutkiego Wojciecha i skierował do szkoły katedralnej w Magdeburgu. On też bierzmował świętego Wojciecha, który przyjął jego imię Adalbert jako swoje drugie imię. I pod tym imieniem jest znany całemu zachodniemu światu chrześcijańskiemu. Natomiast Słowianie do dzisiaj czczą go pod jego pierwszym, tym swojsko brzmiącym imieniem. Święty Wojciech z podziwem patrzył na arcybiskupa Adalberta, który był mnichem w życiu prywatnym i wspaniałym metropolitą na zewnątrz. Postępował tak jak nauczał i zmarł w opinii świętości. W Magdeburgu, młody Wojciech uczył się w szkole słynnego w tych czasach filozofa i również mnicha benedyktyńskiego, Oktryka (?-981). Tam, też prawdopodobnie dołączyli do niego, jego młodsi bracia przyrodni Radzim oraz Radła. Po około siedmiu latach nauki Wojciech ukończył szkołę i otrzymał, niższe święcenia kapłańskie, czyli został subdiakonem. Wówczas wszyscy bracia opuścili Magdeburg i wrócili do rodzinnych Libic. Wojciech przywiózł ze „sobą niemałą liczbę ksiąg"[16], z których z pewnością korzystał w późniejszych latach. W tym czasie zmarł ojciec rodziny a władzę w grodzie przejął najstarszy brat, Sobiesław. Wojciech był wówczas, jak pisał Brunon z Kwerfurtu: „raczej lekkomyślny, jak to człowiek, lgnął do ziemskich uciech, miał czas na chłopięce figle; łakomiąc się na jedzenie i picie, jak bydlę schylał twarz ku ziemi i nie umiał spojrzeć prosto w niebo"[17]. Tak dosyć dosadnie opisał Brunon, późniejszy święty Kościoła, ten okres młodzieńczej beztroski u Wojciecha, również późniejszego świętego Kościoła. Po pewnym czasie Wojciech przeniósł się do Pragi, gdzie trafił do otoczenia biskupa Dytmara (?-982). Był to pochodzący z Saksonii, również zakonnik benedyktyński, który na prośbę czeskiego księcia Bolesława II Pobożnego (ok.935-999), brata Dobrawy (ok. 930 - 977), żony Mieszka I (?-992), został pierwszym biskupem Pragi. Książęca Praga była miastem światowym i choć książę Bogusław, z rodu Przemyślidów, otrzymał przydomek Pobożny, to jednak władał grodem twardą ręką. Biskup zaś, będąc w dużej mierze zależnym od niego, starał się nie narażać zbytnio księciu i jego dworowi, przyjmując ten niezbyt pobożny styl bycia, bez większego krytykowania go. Wojciech miał w tym czasie ok. 25 lat a będąc subdiakonem, dość szybko przyjął w praskiej katedrze święcenia kapłańskie. On również wzorem biskupa, żył tak jak otaczające ich środowisko, mniej zajmując się sprawami duchowymi. Ponieważ był dobrze wykształcony, biskup powierzył mu obowiązki w pałacu biskupim. I tak, razem bywali na wspólnych obiadach, ucztach i zjazdach organizowanych przez możnowładców. Ale w roku 982 niespodziewanie zmarł biskup Dytmar. Brunon z Kwerfurtu opisując tę śmierć napisał, że wierni którzy byli przy zgonie biskupa powiadali, że czarne duchy uniosły duszę biskupa „do piekielnej otchłani"[18]. A Jan Kanapariusz takie słowa umierającego przytoczył: „Biada mi! jak żyłem i jak odmienny byłem od takiego, jakim teraz pragnąłbym być! Biada mi nędznemu! Zmarnowane dni moje; już bezowocny wszelki żal! Jestem zgubiony! Gdzież są teraz moje zaszczyty i czcze bogactwa? O, ciało podległe gniciu i pastwo robaków, gdzie teraz chwała i piękno marności twojej? Oszukałeś mnie, oszukałeś, zwodniczy świecie, obiecując mi sędziwy wiek i oto jak haniebnie niespodziewanej śmierci mieczem zabiłeś duszę moją! Lecz moja osobista nikczemność mogłaby jednak uzyskać jakoś przebaczenie u miłosiernego Boga, tylko że powierzonego mi ludu grzechy dołączają się do tego nadmiaru nędzy. Rozkosze bowiem i pożądliwości wybrali zamiast przykazań; a ja nie powściągnąłem ich szaleństw ani nie zdołałem powstrzymać dobrowolnie na zgubę idącego ludu, który do dziś jeszcze nic nie zna i nie czyni prócz tego, co palec szatana w sercach jego zapisał. Biada mi, żem milczał! To mnie dręczy, a dręczyć będzie na wieki. Bo oto jako srogiej śmierci ofiara do piekła prostą drogą pójdę, gdzie robak mój nie umrze, a ogień mój płonąć będzie wiecznie i jeszcze dłużej"[19]. W tym ostatnim zdaniu przypomniał umierający biskup słowa Izajasza (Iz 66,24) i świętego Marka (Mk 9, 48) zawarte Piśmie Świętym, mówiące o tym, co się dzieje z duszą w piekle. To straszne wyznanie zbyt późnego zrozumienia swojego pobłądzenia i w konsekwencji zatracenia własnej duszy, należy do olbrzymiej ilości świadectw ludzi, którzy dla ostrzeżenia wszystkich żyjących, z dopuszczenia Bożego, świadczyli o tym co się z nimi działo w chwili śmierci lub już po niej. Przez wieki Kościół cytował takie świadectwa dla umocnienia i ostrzeżenia wiernych. Obecnie ten głos zanikł. Bardzo ważne w tym wyznaniu potępionego biskupa jest także to, że powiedział on o odpowiedzialności duchownych za swoje owieczki, gdyż, jak sam to przyznał, jego grzechy mogłyby jeszcze „uzyskać jakoś przebaczenie u miłosiernego Boga", ale grzechy jego diecezjan, za których odpowiadał, już na to nie pozwoliły. Śmierć ta bardzo wstrząsnęła wszystkimi, ale chyba najbardziej młodym księdzem, pomocnikiem biskupa, który robiąc sobie rachunek sumienia, ze zgrozą zobaczył jak daleko odszedł od Boga, jak cieszył się z pochlebstw na ucztach, gdzie starał się być, owszem rycerzem, ale na pewno nie Rycerzem Chrystusowym. Wówczas postanowił „poprawiać swoje obyczaje, [o]kiełznać namiętności, żądze cielesne wypalać ogniem Bożej miłości"[20]. Jeszcze tej samej nocy zrzucił z siebie piękne szaty, założył wór pokutny, posypał głowę popiołem i w mroźną styczniową noc, chodził od kościoła do kościoła, rozdając hojną jałmużnę biedakom z prośbą o modlitwę za siebie, sam zatapiał się także w modlitwie błagając Boga o zmiłowanie. Książę Bolesław II wraz z możnowładcami postanowili oddać biskupstwo w ręce tego młodego księdza a zarazem księcia Wojciecha Sławnikowica, który teraz wiódł pobożne życie mnisze, dużo pościł i modlił się, no i był Czechem. Formalny wybór Wojciecha odbył się 19 lutego 982 r. Tak to opisał Jan Kanapariusz: „Wtedy orzekli wszyscy jednogłośnie: I kogoż innego jak nie ziomka naszego Wojciecha, którego czyny, szlachectwo, bogactwa i życie odpowiednie są dla tej godności? On najlepiej wie, dokąd sam winien dążyć, on również duszami roztropnie pokieruje[21]". Ten sam żywotopisarz opisał dosyć ciekawe zdarzenie, które miało miejsce w tym czasie w praskiej katedrze: „Tej samej niedzieli, w której dokonano tego wyboru, ktoś, jak podają, został opętany przez potężnego diabła w kościele, gdzie stoi tron biskupi, i zaczął jawnie wyznawać grzechy swoje, do których się poczuwał. Wtedy zeszli się słudzy ołtarza Pańskiego, modląc się za niego i świętymi słowami nastając na wroga. Przez usta zaś owego głośno odezwał się duch nieczysty; „Cóż wy mnie obchodzicie? Przyszliście wypędzić mnie z tego mieszkania mojego. Cóż pomoże wam miotać próżne słowa? Ja bardziej się lękam tego, który ma zasiąść na tym tronie; gdziekolwiek go widzę lub słyszę, nie śmiem pozostać na miejscu". I pieniąc się ciągle, szatan z groźnym pomrukiem powtarzał słowa; i strasznymi zębami długo zgrzytając, na koniec wyszedł, a człowiek pozostał zdrów. Nazajutrz przed wschodem słońca przybył posłaniec, zwiastując, że wczoraj pan Wojciech za ogólną zgodą został wybrany na biskupa. Zbiega się lud wraz z klerem, wielbiąc Pana i dziękując Mu, że zły duch rad nierad wyjawił Jego wybór"[22]. Scena ta została również ukazana na Drzwiach Gnieźnieńskich, jednak z tą różnicą, że egzorcyzmu dokonał sam nowo wybrany biskup. Jednak, aby Wojciech mógł zostać biskupem musiał najpierw otrzymać inwestyturę, a więc prawo do tego stanowiska wraz z pastorałem biskupim z rąk ówczesnego cesarza Ottona II (955-983) a święcenia biskupie z rąk Arcybiskupa Moguncji (dzisiejszego Mainz), późniejszego świętego Willigisa (?-1011). Ta konsekracja, mimo młodego wieku (miał wtedy ok. 27 lat, a biskupem, zgodnie z ówczesnym prawem kanonicznym, można było zostać dopiero powyżej trzydziestego roku życia), nastąpiła w czerwcu w roku 983, w Weronie. Po tej uroczystości, biskup Wojciech, wracając ze swoim poselstwem, w nastroju skupienia i wyrzeczenia okazałości, boso wszedł do Pragi, tak obejmując swoje biskupstwo. Chciał w ten sposób oddać cześć świętemu Wacławowi (907-929 lub 935), którego ciało w tym grodzie spoczywało. Biskupstwo to wyposażone było w dochody wyznaczone przez Księcia, a te dzielił biskup zgodnie z wytycznymi Kościoła na cztery części: pierwszą na potrzeby Kościoła, czyli na budynki i sprzęt kościelny, drugą na potrzeby duchownych a dokładniej na potrzeby „kanoników kapitulnych"[23], czyli tych, którzy posługiwali przy biskupie i katedrze, kolejną na potrzebny ludzi biednych oraz na dzieła miłosierdzia i ostatnią na potrzeby własne i swojego otoczenia. Tak ówczesne postępowanie i zajęcia biskupa Wojciecha opisał Jan Kanapariusz: „Jemu [Wojciechowi] zaś samemu goła ziemia lub lichy wojłok i kamień dla oparcia głowy służyły do spania. Nigdy z sytym żołądkiem nie szedł spać i jeszcze senny wstawał do zwykłych wspólnych modlitw. Ciało zaś i podniety cielesne poskramiał surowymi postami i nigdy nie chciał przyzwolić na żadną uciechę. Krótki dawał wypoczynek oczom i nigdy zmęczonych nóg nie oszczędzał. Odwiedzał bowiem też więzienie i uwięzionych. Długi ich rząd ciągnął się w nieskończoność. Nikt tak dobrze nie zna własnego domu, jak jemu było wiadome, kto jest chory, jak mu na imię, gdzie leży lub ile osób powracające zdrowie przywróciło życiu, [a] ilu nieszczęsna godzina wydała śmierci. Po tych wszystkich zbożnych posługach, jeśli była pora siewu, spieszył na pole i obsiawszy je cieszył się, że własnymi rękoma pracował na życie. Potem jako niestrudzony wędrowiec udawał się do świątyń [i] często jako natarczywy u Pana orędownik pukał do bram niebios: już to na klęczkach długo przeciągał modlitwę, już to gorzkie westchnienia zraszał wielkimi łzami. Od komplety aż do prymy[24] słowo nie wyszło z jego ust, lecz wzorem [zachowujących] mniszą profesję zachowywał milczenie nocne. Po prymie oddawał się sprawom pastoralnym (...). Gdy zaś był wolny od zajęć zewnętrznych, aż do [pory] odprawiania mszy odmawiał psalmy Dawidowe. Do nikogo z ludzi słowem się nie odezwał, dopóki stał w infule przy ołtarzu Pańskim i nad świętymi [szczątkami] świętych składał w ofierze Chleb anielski. Potem albo zajmował się pracą ręczną, albo wraz z drugimi kapłanami kosztował pokarmu świętego czytania. Na takim [zbieraniu] owoców wolnego czasu upływał mu długi dzień, na takich zajęciach spędzał całą noc. Takie były jego obyczaje, takie dążenia, taki cel życia"[25]. Podobnie ocenił ówczesne postępowanie biskupa Wojciecha Brunon z Kwerfurtu. Ponieważ pisał później od Kanapariusza, więc dodał więcej szczegółów, ale także podkreślił kompletną zmianę postępowania świętego Wojciecha. Zaczął od tego, że wówczas młody biskup „pojął, po co Bóg stworzył człowieka, odmienił (przedmiot) miłości, naprostował kroki pożądając rzeczy Bożych i wzdychając jedynie do niebieskich. Wytworne życie smakuje mu gorzko, bogactw nie chce. Złoto uważa za nic, srebro za błoto, a tym, co próżność ludzka wysoko ceni i miłuje aż do śmierci, dumnie pogardza. Cokolwiek zaś z tego, co miał, starał się obracać na potrzeby ubogich i przyozdobienie kościoła, czyli wyłącznie - jak wspomniałem - na to co pożyteczne. Nie chciał odstąpić władzy bogactwu, rozumiał, że sam jest nad nim panem w myśl tego (przysłowia): »Miłuj denara, ale jego kształt miłuj umiarkowanie«. Świata i jego przepychu, którego jako kleryk całą duszą szukał, jako biskup zaczął całą duszą unikać. Myślał o jednym, do jednego dążył: nic nie pragnąć, nic nie szukać oprócz Chrystusa"[26]. Następnie Brunon z Kwerfurtu podobnie jak Jan Kanapariusz opisał surowość życia świętego Wojciecha, nazywając go jednocześnie mieszkańcem nieba, gdyż pisał ten żywot już kilka lat po jego kanonizacji. Napisał, że w tym czasie mocą Boga zrzucił on z siebie stare pióra i zaczął w swoim życiu stosować nowe obyczaje. „Spędzać całe dni przy najsurowszym poście, wycieńczającym nocnym czuwaniem poskramiać podniety cielesne, przez ustawiczne klęczenie wyjednywać przebaczenie grzechów - to było [jego] troską za dnia i w nocy. Nikt tak jak on nie doświadczył, jak smakuje sercu święte czytanie, ile znaczy w oczach Boga szlachetna pieśń Psalmów. Uczuciem [swoim] odczuł miłosierdzie Boga i w duszy zakosztował słodkiego Zbawiciela, którego modlitwa sprowadza Ducha Świętego. Co się tyczy zewnętrznego człowieka, [to] teraz na biskupstwie miał więcej pracy, surowsze i twardsze prowadził życie niż później w klasztorze. Nie tylko unikał tego co przyjemne, lecz także odmawiał sobie tego, co jest potrzebne samej naturze, stosując się do godnych zapamiętania słów: „O wielce szczęśliwy ten, komu wystarczą skąpe środki [do życia]". Grzesznym zachciankom i podszeptom budzących się złych skłonności przeciwdziałał z całym zapałem, z całą usilnością, jaką zawdzięczał cnotom, aż wyrwał kolce żądz i przemógł ziemskie uciechy. Wiele cierpiąc, z pożytkiem w pocie czoła pracował. Dziwią się jego gorliwości wszyscy, którzy znali go przedtem, a przebywający u jego boku miłośnicy ciała mają w nienawiści jego surowe życie. Toteż nie bez powodu trudzi się znosząc głód i pragnienie. Zbytnim zimnem, nocnym czuwaniem i noszeniem szorstkiej odzieży umartwia ciało bez litości. Albowiem tęsknota jego była w Bogu, więc zaniechawszy niedobrych trosk, które płyną z umiłowania marności, zawsze był gotów oddać życie (Hi 13,14). W nikim nie chcąc mieć nieprzyjaciela poza (samym] nieprzyjacielem, zwalczał jego nikczemności jawne i wystrzegał się tajemnych, a zadał mu z pewnością tyle ciosów, ile spełnił dobrych uczynków. Podeptał świat, wolnemu duchowi podporządkował radości ziemskie i pokładając nadzieję w niebie nie czuł przemijających trudów. Zawsze unikał nizin, do których ciągnie ciało, całym wysiłkiem rwał się w górę, dokąd woła duch. Dobrze żył, dobrze nauczał; tego, co ustami głosił, nigdy nie zaprzeczył czynami. Lud jednak twardego był karku i zaprzedany rozwiązłości, żenili się z krewnymi i (żyli) poza prawem z wielu kobietami. Chrześcijańskich niewolnych sprzedawali niewiernym Żydom, świętowali mieszając przepisy religijne, o dni zaś postu w ogóle nie dbali, oddając się zbytkom. Nawet duchowni jawnie pojmowali żony, podłą nienawiścią nienawidzili sprzeciwiającego się temu biskupa i buntowali przeciw niemu możnych, pod których opieką się znajdowali"[27]. On jednak miał wiele miłosierdzia dla wszystkich. Wysłuchiwał skarg ludzi, odwiedzał chorych, odwiedzał więzienia, ale najwięcej ciążyły mu właśnie sprawy targów niewolniczych. Praga była położona na skrzyżowaniu dróg handlowych, gdzie zjeżdżali się kupcy z różnych stron Europy. Handlem ludźmi zajmowali się przeważnie Żydzi, którzy kupowali pojmanych Słowian, Prusaków czy Germanów i sprzedawali ich poganom, przeważnie muzułmanom. „Biografowie z przejęciem opisują sen, w jakim Chrystus objawił Wojciechowi potworność tego występku: »Ja za trzydzieści srebrników sprzedany zostałem Żydom i oto znowu mnie sprzedają, a ty śpisz spokojnie! «"[28]. O wyjaśnienie tego snu poprosił biskup Wojciech swojego prepozyta, Wielicha (?). Ten tak odpowiedział: „Gdy sprzedaje się chrześcijan Żydom? To tę sprzedaż odczuwa sam Chrystus. Gdyż myśmy jego ciałem i członkami w nim się poruszamy i jesteśmy (por. Dz 17,28)"[29]. Także tę scenę jak i następną, w której święty Wojciech oskarża Żydów o handel niewolnikami chrześcijańskimi przed księciem czeskim Bolesławem II także, gdzie napomina księcia by przestał tolerować tę działalność, znajdziemy również na Drzwiach Gnieźnieńskich. W tamtych czasach w Czechach wszystko zależało od Księcia, i nasz święty Wojciech zaczynał się przekonywać, że łatwiej było pokonać własne słabości niż zmienić przyzwyczajenia możnowładców. Jego książęce pochodzenie wcale nie ułatwiało mu tego zadania, a nawet wręcz przeciwnie, bardzo przeszkadzało. Jak ciężkie było położenie biskupa Wojciecha, niech świadczy fakt, że już same wprowadzone przez niego, zasady życia wspólnego wśród duchowieństwa praskiego, budziło sporo sprzeciwów a co dopiero przymuszanie do celibatu. Jak wcześniej wspomniał Brunon z Kwerfurtu duchowni wówczas żenili się, więc nienawidzili swojego biskupa, który im tego zabraniał i podburzali przeciw niemu swoich możnych opiekunów. Oparciem w tych trudnych chwilach dla świętego Wojciecha był oczywiście jego brat Radzim Gaudenty i jeszcze tylko jeden duchowny, wspomniany prepozyt Wielich. A więc jeśli nawet wśród swoich współbraci nie miał praktycznie żadnego zrozumienia to oczywistym jest to, że ich bunt i niezadowolenie przenosiło się na ludzi świeckich, wśród których, jak zauważono wcześniej, grzech ogromnie się szerzył. Mimo wielkiego wysiłku biskupa opór zdecydowanie rósł. Dochodziły do tych problemów jeszcze inne, o których dowiemy się nieco później. Święty Wojciech fot. z Intern. ze str.: https://salveregina.pl/nabozenstwo-do-sw-wojciecha-23-kwietnia/ Wówczas, po sześciu latach sprawowania posługi biskupiej, w 989 roku postanowił święty Wojciech udać się do Rzymu, by od papieża Jana XV (?-996) uzyskać radę jak miałby dalej postępować. Po rozmowie z papieżem święty Wojciech postanowił odbyć pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Odprawił więc swój biskupi orszak, rozdał pieniądze i wraz z trzema towarzyszami, wśród których był nieodłączny Radzim oraz praski prepozyt Wielich, dotarli do opactwa benedyktynów na Monte Casino. Tam zakonnicy, namawiali pątników do wstąpienia do ich zakonu. Do tego samego zakonu, do którego należeli i arcybiskup magdeburski Adalbert, i jego nauczyciel Oktryk, a także Dytmar, pierwszy biskup praski, którego śmierć spowodowała taką wspaniałą przemianę u młodego Wojciecha. Benedyktyni z Monte Casino widzieli w przybyłym biskupie szansę rozwiązania swoich problemów z poświęcaniem swoich kościołów i wyjście spod jurysdykcji swojego diecezjalnego biskupa. Wówczas Wojciech tak powiedział: „Czy uważacie mnie za szaleńca lub osła, żebym ja, wyzbywszy się troski o moich synów i przestawszy być biskupem, poświęcał wasze świątynie, będąc teraz biskupem tylko z nazwy?"[30]. Odszedł więc, a właściwie uciekł z tego klasztoru i za radą opata bazyliańskiego klasztoru, Nila (910-1004), dzisiejszego świętego Kościoła katolickiego i prawosławnego, postanowił wrócić do Rzymu. Tam udał się do benedyktyńskiego klasztoru świętego Bonifacego (672 lub 675-754) i Aleksego (ok.360-411) na Awentynie, gdzie w kwietniu 990 roku, razem z Radzimem złożył profesję i przyjął habit zakonny. Praski prepozyt Wielich pozostał w klasztorze na Monte Casino i w późniejszym czasie z jego świadectw korzystał Bruno z Kwerfurtu opisując życie Świętego Wojciecha. W klasztorze na Awentynie Radzim otrzymał łacińskie imię Gaudenty. Nie dziwi nas więc, duchowość i Wojciecha i Gaudentego, zakorzeniona w tradycji benedyktyńskiej, oparta na Biblii i skoncentrowana na Chrystusie. W tym klasztorze przebywał również późniejszy biograf naszego świętego, jego współbrat, opat Jan Kanapariusz. Tu z pokorą usługiwał Wojciech braciom tak jak mu opat zlecał. Razu pewnego, gdy „chciał zanieść do stołu braci wino, potknąwszy się upadł na naczynie, ono zaś przewróciło się na marmur z wielkim hałasem. Słyszy z dala ojciec klasztoru i wszyscy bracia zakonni wyraźnie, jak upada ten bohater. Nie wiedzieli jednak, że temu upadkowi towarzyszy bardzo pomyślna przeciwność. Tak bowiem znaleziono naczynie nienaruszone i nieuszczuploną ilość wina, jak gdyby naczynie wcale się nie wywróciło[31]". I taka scena, obrazująca ten cud, również jest uwieczniona na Drzwiach Gnieźnieńskich. W tym czasie, przez trzy lata, na fotelu biskupim w Pradze zastępował Wojciecha biskup miśnieński Falkold [Volkold, Folkold] (?-992). Gdy w roku 992 biskup Falkold zmarł, do Rzymu przybyło poselstwo z Czech, z żądaniem powrotu swojego dawnego biskupa do Pragi. Posłami byli, brat przyrodni Wojciecha Radła oraz mnich Krystian (935-996), brat księcia Bolesława II. Mieli oni ze sobą list arcybiskupa mogunckiego, Willigisa, który na prośbę księcia Bolesława II wzywał biskupa Wojciecha do swojej diecezji. Tedy papież kierując się nie tyle własną wolą, ile prawem Bożym, tak odpowiedział: „Oddajemy to, o co słusznie się upominają, chociaż synowie tak zacnego ojca już się wyrodzili. A damy go pod tym warunkiem: jeśli będą mu posłuszni, niech go zatrzymają wraz z błogosławieństwem Bożym i niech pod nim przynoszą owoc stokrotny. Jeśli zaś nie chcą zaniechać swej nieprawości, niech nasz przyjaciel unika obcowania ze złymi, by nie narażać swej osoby na niebezpieczeństwo"[32]. Po powrocie udało się zawrzeć świętemu Wojciechowi układ z księciem Bolesławem II (niesłusznie zwanym) Pobożnym, na mocy którego budowano kościoły w miejscach wskazanych przez biskupa, pobierano dziesięcinę przez Kościół, podobnie jak w innych katolickich państwach, mógł też biskup rozłączać małżeństwa między krewnymi. Porozumienie to w formie uroczystego edyktu tak brzmiało: „W roku Pańskim 992 za pana Jana XV papieża w przenajświętszej siedzibie Piotra Apostoła, za panowania Ottona III, króla wspaniałego, na wezwanie mnicha Wojciecha z woli Bożej biskupa drugiego świętego Kościoła praskiego, książę Bolesław w obecności wszystkich swoich dostojników udzielił [władzy, zgody?] przerzeczonemu biskupowi rozłączać te małżeństwa, które zostały rozpoznane jako zawarte między krewnymi wbrew przepisom prawa kościelnego, a także udzielił zezwolenia na budowę kościołów w miejscach dogodnych i na zbieranie dziesięciny"[33]. Prosty stąd wniosek, że biskup musiał być wcześniej tych uprawnień pozbawiony, skoro zażądał takiego porozumienia. Powody opuszczenia swojej diecezji przez biskupa Wojciecha, które wcześniej wymieniono, a więc wielożeństwo, lekceważenie celibatu i handel niewolnikami, wraz z tymi, które wywnioskować można z powyższego edyktu, a więc „małżeństwa niekanoniczne, stawianie przeszkód w budowaniu nowych kościołów albo, co wręcz podważało byt materialny całej instytucji, przeszkody w pobieraniu dziesięciny"[34], musiały przelać czarę goryczy u niego. Więc, „nie może ulegać wątpliwości, iż te szykany księcia, a z jego woli też dworskich urzędników rzeczywiście stawiały pod znakiem zapytania jego pastoralne zadania oraz obowiązki i mogły skłonić biskupa Wojciecha do rezygnacji z urzędu, a potem wyjazdu do Rzymu"[35]. Jednak, to pozorne zawieszenie broni, nie trwało długo, bo około trzech lat. Powodem do otwartej walki z biskupem i dla księcia i dla wszystkich diecezjan było zajście, które miało miejsce pewnej nocy. Wtedy to, u biskupa szukała schronienia kobieta, żona jednego z wielmożów z rodu Wrszowców[36], którą „oskarżono publicznie o popełnienie cudzołóstwa z duchownym"[37]. Za nią, do klasztoru świętego Jerzego (?-303), gdzie wśród zakonnic próbował ją ukryć biskup Wojciech, wpadła banda rozjuszonych obrońców mężowskiego honoru. Jeden z nich tak zawołał do biskupa: „ gdyby nam tej nierządnicy natychmiast nie wydano, [to mamy twoich braci] więc na ich żonach, dzieciach i posiadłościach możemy wziąć odwet za hańbę"[38]. (Ta, niestety kilka miesięcy później spełniona groźba świadczy o tym, że to wydarzenie w klasztorze musiało mieć miejsce przy końcu 994 roku, lub najpóźniej w pierwszym półroczu roku 995.) Następnie, obrażając biskupa i naruszając azyl kościelny, zamordowano tę kobietę, ścinając jej głowę. Niestety biskup rzucając wówczas klątwę na napastników, zraził do siebie praktycznie wszystkich mieszkańców Pragi i stracił całkowicie i tak już niewielkie poparcie. [1] Gerard Labuda, Święty Wojciech Biskup -męczennik Patron Polski, Czech i Węgier, Wrocław 2004, s. 269. [2] Gall Anonim, Kronika polska, Wrocław 2003, s. 150. [3] Gerard Labuda, Święty Wojciech Biskup..., s. 117. [4] Zofia Śliwowa, Patronowie Polski, Nowy Sącz 2003, s.89. [5] Jedno z siedmiu wzgórz Rzymu. [6] Gall Anonim, Kronika Polska..., (Marian Plezia, wstęp), s. XXXIV-XXXV. [7] Red. O. Spież Jan Andrzej OP, W kręgu żywotów Świętego Wojciecha, Kraków 1997, s. 175-176. [8] Tamże, s. 177. [9] Kosmasa Kronika Czechów, Warszawa 1968, s. 150. [10] Tamże, s. 153. [11] Zliczanie (Zličané) - czeskie plemię zamieszkujące obszar między Łabą a Sazawą we wschodniej części dzisiejszych Czech, którego głównym ośrodkiem była Stará Kouřim. Ziemie Zliczan weszły w skład terytorium rodu Sławnikowiców i ostatecznie zostały w 995 podbite przez Przemyślidów. Źródło Wikipedia ze str. w Intern.: https://pl.wikipedia.org/wiki/Zliczanie [12] Gerard Labuda, Święty Wojciech Biskup..., s. 82. [13] Red. O. Spież Jan Andrzej OP, W kręgu żywotów..., s. 42. [14] Tamże, s. 88. [15] Tamże, s. 43. [16] Kosmasa Kronika..., s. 147. [17] Red. O. Spież Jan Andrzej OP, W kręgu żywotów..., s. 91. [18] Tamże. [19] Jan Kanapariusz, Świętego Wojciecha żywot pierwszy Gdańsk 2009, s.67. [20] Red. O. Spież Jan Andrzej OP, W kręgu żywotów..., s. 92. [21] Jan Kanapariusz, Świętego Wojciecha żywot... s.71. [22] Tamże. [23] Gerard Labuda, Święty Wojciech Biskup..., s. 112. [24] Kompleta to ostatnia modlitwa brewiarza, odmawiana na koniec dnia. Pryma, była to pierwsza godzina (czyli 6 rano) modlitw rozpoczynających dzień. Po SW II została usunięta. [25] Red. O. Spież Jan Andrzej OP, W kręgu żywotów..., s. 50-51. [26] Tamże, s. 96-97. [27] Tamże, s. 98-99. [28] Janina Pleziowa Średniowieczne żywoty i cuda patronów Polski Warszawa 1987 s.53 [29] Red. O. Spież Jan Andrzej OP, W kręgu żywotów..., s. 54. [30] Tamże, s. 56. [31] Jan Kanapariusz Świętego Wojciecha żywot pierwszy Gdańsk 2009 s.115 [32] Tamże, s. 121 [33] Red. O. Spież Jan Andrzej OP, W kręgu żywotów..., s. 121. [34] Gerard Labuda, Święty Wojciech Biskup..., s. 122. [35] Tamże. [36] Wrszowcy (Werszowcy)był czeski ród możnowładców, drugi pod względem znaczenia po Przemyślidach. konkurujący o wpływy ze Sławnikowicami. [37] Red. O. Spież Jan Andrzej OP, W kręgu żywotów..., s. 62. [38] Tamże, s. 63. Powrót |