B³ogos³awiona Marcelina Darowska cz. III zdjêcie z ksi±¿ki, Ewa Jab³oñska-Deptu³a, Marcelina Darowska Niepokalanka 1827-1911, Lublin 1996. Marcelina Darowska przez ca³y czas pobytu w Polsce, my¶la³a o powrocie do Rzymu, o czym zapewnia³a w swoich listach i o. Kajsiewicza i Józefê Karsk±. Równie¿ jej bratowa, Rozalia Darowska zamierza³a wst±piæ do powstaj±cego w Rzymie zgromadzenia. Mia³a jednak pewne w±tpliwo¶ci, poniewa¿ nie zna³a swoich przysz³ych obowi±zków, wiêc zadawa³a sporo pytañ Marcelinie. Te pytania dotyczy³y wielu szczegó³ów przysz³ego Zgromadzenia, miêdzy innymi projektu jego regu³y, jego celów oraz zadañ. Poniewa¿ Marcelina nie umia³a na te pytania odpowiedzieæ, wiêc zmusi³o j± to, do napisania listu, w którym prosi³a, aby na wszelkie pytania Rozalii, ojciec i Józefa odpowiedzieli w³a¶nie jej. „»Napiszcie wprost do niej«" - prosi³a Marcelina - »obja¶nijcie j±, dajcie siê jej poznaæ, aby sobie zyskaæ jej zaufanie, a B o g u - duszê«. Zaznacza³a przy tym, ¿e jej osobi¶cie te informacje nie s± potrzebne: zawierzy³a ¶lepo Bogu, »i Wam ¶lepo s³u¿yæ bêdê (...), ale ona [Rozalia] zdolniejszej g³owy, bystrzejszej my¶li, ona wiedzieæ potrzebuje...« niemniej przyznawa³a, ¿e rok temu, podczas pobytu w Rzymie, i jej ci±¿y³ brak informacji o zgromadzeniu ze strony kierowników"[1]. Niestety, to ostatnie zdanie bardzo zabola³o o. Kajsiewicza, który tak jej odpisa³: „»Fe, Marcelino« (...) »oto ju¿ drugi raz pozwalasz sobie na akt nieufno¶ci wzglêdem mnie, podczas gdy ja nigdy o Tobie nie w±tpi³em i nie w±tpiê«. Mimo tych s³ów zaufania poleci³ jej dla zmniejszenia okazji do pokus ograniczyæ do minimum wyjazd do Szulak"[2]. Ten zarzut braku zaufania oraz ¶wiadomo¶æ, ¿e zrani³a swego ojca duchowego, spowodowa³ natychmiastow± odpowied¼, w której „wyrazi³a swemu kierownikowi mi³o¶æ swoj± i »bezgraniczne zaufanie«: »Ufam Ojcu ca³kowicie w rêce jego sk³adam moje ¿ycie, serce, duszê, nic w zamian nie ¿±daj±c (...). Je¶li nie rozumiem, to wierzê g³êboko, ¿e to, co Ojciec czyni, jest doskona³e...«"[3]. Marceliny, która, gdy by³a u siebie, mia³a wszystko pouk³adane wed³ug w³asnej woli i wszystko by³o w porz±dku, natomiast okaza³o siê, ¿e w Rzymie nic nie by³o jeszcze wiadome, wiêcej by³o znaków zapytania ni¿ odpowiedzi. Martwi³a j± równie¿ przysz³o¶æ córeczki Karolci, co siê z ni± stanie, gdy mama pójdzie do klasztoru? Cieszy³a siê wiêc z tego, ¿e przysz³e zgromadzenie mia³oby za zadanie wychowywaæ w³a¶nie m³ode dziewczyny, co pozwoli³oby zachowaæ córkê przy sobie. Martwi³o j± jeszcze i to, ¿e nie by³o decyzji, czy zgromadzenie pozostanie w Rzymie czy jednak bêdzie dzia³aæ na terenie Polski. Dla Wiêc, jak widaæ, pojawia³o siê coraz wiêcej pytañ, a kiedy d³ugo nie otrzymywa³a kolejnych odpowiedzi, zaczyna³a stawaæ siê faktycznie nieufna i stopniowo nabiera³a coraz wiêcej w±tpliwo¶ci. Do tego Karolcia zaczê³a mocno chorowaæ, co powodowa³o wyczerpanie tak fizyczne jak i psychiczne Marceliny. Tak¿e jej modlitwy w tym czasie by³y wewnêtrznie osch³e wiêc i od Boga brakowa³o pocieszenia. Równie¿ du¿a odleg³o¶æ i powolno¶æ ówczesnej poczty oraz konieczno¶æ zachowania ostro¿no¶ci przed carsk± cenzur± a tak¿e, prawdopodobny brak jeszcze i u o. Hieronima i u Józefy jasnej wizji Zgromadzenia, to wszystko razem, doprowadza³o do coraz wiêkszych nieporozumieñ miêdzy nimi. Marcelina zaczê³a byæ pewna, ¿e przestano jej ufaæ. A kiedy wreszcie otrzyma³a na pocz±tku lutego 1856, d³ugo oczekiwany zarys regu³y przysz³ego Zgromadzenia, to okaza³o siê, ¿e dwa postulaty tego zarysu zupe³nie nie zgadza³y siê z jej wizj± przysz³ego Zgromadzenia. By³y to „»dziecinne i ¶lepe pos³uszeñstwo sióstr« (co pozostawa³o w sprzeczno¶ci z wychowaniem do odpowiedzialno¶ci) oraz wprowadzenie ¶cis³ej klauzury"[4]. To wszystko doprowadzi³o do sporego kryzysu wewnêtrznego u Marceliny, z którego ponownie wyci±gn±³ j± Pan Bóg, daj±c jej zrozumienie swoich b³êdów. Tak to opisa³a: „ Zobaczy³am (...) ca³± prawdê, a w niej naprzód siebie: dziecinn±, a b³êdn± wiarê moj± w przewodnikach, na s³owach ¼le zrozumianych Chrystusa Pana: »Kto was s³ucha, Mnie s³ucha« opart±; uczu³am, ¿e im wiêcej (miejsca) w sercu moim dawa³am jako ludziom, zawsze omylnym i u³omnym, a na cze¶æ i ufno¶æ wzglêdnie tylko - o ile w nich jest Bóg - zas³uguj±cym, ni¿ dawaæ siê godzi..."[5]. Wtedy te¿ obustronne relacje miêdzy poró¿nionymi stronami uleg³y poprawie, a Marcelina Postanowi³a jak najszybciej znale¼æ siê w Rzymie, aby unikn±æ ponownie listownych nieporozumieñ. W Rzymie pojawi³y siê w tym czasie dwie nowe kandydatki do zgromadzenia, Emilia Steinert i Natalia de Reuilly. Obie zamieszka³y w pobli¿u bazyliki Santa Maria Maggiore, w domu na Via Paolina 30, który nazywano Casa della Madonna, gdy¿ na froncie tego domu znajdowa³ siê obraz Matki Boskiej Dobrej Rady. Dom ten nazwano równie¿ klasztorkiem, gdy¿ mo¿na ju¿ by³o wprowadziæ w nim tryb klasztorny pod kierownictwem o. Kajsiewicza i Józefy Karskiej. Jesieni± 1857 roku Marcelina razem z ma³± Karolink±, której lekarze zalecili zmianê klimatu a tak¿e z przygarniêt± pó³sierot± (Dosi± Gruszeck±) oraz ze swoj± bratow± Rozali± i Fransin± Hibner, francusk± opiekunk± Karolci, przybyli do Rzymu. Wszyscy udali siê prosto do klasztorku, w którym zastano tylko dwie kandydatki, gdy¿ Józefa Karska by³a na kuracji austriackim Ischl a o. Kajsiewicz w belgijskiej Ostendzie przewodniczy³ misjom i przy okazji, poniewa¿ by³ wówczas genera³em zmartwychwstañców, obje¿d¿a³ podleg³e mu placówki misyjne. Dodatkowo fundusze, którymi dysponowa³a pe³ni±ca funkcjê intendentki Emilka, by³y bardziej ni¿ skromne. To wszystko, ³±cznie z zupe³nym brakiem organizacji nowopowsta³ego zgromadzenia, bardzo zasmuci³o Marcelinê, która spodziewa³a siê w Rzymie zupe³nie czego¶ innego. Wiêc nie czekaj±c d³ugo sama wziê³a siê „do zajêæ domowych, do porz±dkowania i czyszczenia klasztoru, ale wówczas uderzy³y na ni± pokusy i to tak silne, ¿e wyczu³a w nich wp³yw szatana, który »zaledwie wziê³am miot³ê lub co¶ podobnego do rêki, drwi³, szydzi³ z u¿yteczno¶ci, z wa¿no¶ci zadañ tu moich, (które) nieprzywyk³ej do nich sprawia³y fatygê i cierpienie fizyczne«. Uporczywy g³os zdawa³ siê jej szeptaæ »przyby³a¶ do Rzymu, opu¶ci³a¶ rodziców nad grobem stoj±cych, rodzinê, której u¿yteczn± by³a¶ i poddanych«, aby tu mieæ ca³y dzieñ zape³niony drobiazgami, co odbija³o siê ujemnie na wychowaniu Karoliny; i tak podró¿ podjêta dla dobra dziecka, okaza³a siê szkodliw±, przynios³a »wynarodowienie jego, zerwanie stosunków rodzinnych, sprzeczne wychowanie z wymaganiami i potrzebami kraju«. W¶ród ucisku pokusy Marcelina pamiêta³a jedno, ¿e jest S³ug± Bo¿±, a s³uga pe³ni ka¿de zlecone sobie przez swego Pana zadanie, zarówno wa¿ne i odpowiedzialne, jak drobne i codzienne. W tej my¶li, podczas ofiary Eucharystycznej, w chwili przyjmowania Komunii ¶w. z³o¿y³a ¶lub »jednej woli Bo¿ej szukaæ i tê pe³niæ, t± siê powodowaæ bez zwrotu na siebie, bez wzglêdu na nic i na nikogo«. - [Wówczas] pokusa zwyciê¿ona opad³a"[6]. Gdy Józefa Karska wróci³a z kuracji Marcelina przywita³a j± ciep³o i rado¶nie. Obie przyjació³ki razem z dwiema kandydatkami (Rozaliê Darowsk± skierowa³a Józefa Karska do Zgromadzenia Sacre Coeur[7]) wziê³y udzia³ w adwentowych rekolekcjach, które poprowadzi³ o. Hieronim. Po tych rekolekcjach Józefa Karska otrzyma³a tytu³ matki a kandydatki zosta³y nazwane siostrami, dodatkowo kardyna³ wikariusz oficjalnie pozwoli³ na ¿ycie wspólne. Ustalono równie¿ nazwê Zgromadzenia, która odt±d brzmia³o: Siostry Niepokalanego Poczêcia Naj¶wiêtszej Maryi Panny. Te „rekolekcje oraz ¶luby pe³nienia zawsze Woli Bo¿ej rozpoczê³y w ¿yciu Marceliny now± epokê, pe³n± niezwyk³ych ³ask prowadz±c± do czu³ego zjednoczenia z Bogiem. »¯ycie we dwoje zaczê³o siê dla nas« zapisywa³a w swoich notatnikach. Bliski kontakt Chrystusem, którego nazwa³a krótko Panem dopomóg³ jej przetrwaæ bolesne chwile, które nast±pi³y dla sióstr zaraz po radosnych ¶wiêtach Bo¿ego Narodzenia"[8]. Niestety, w tym czasie pogorszy³o siê zdecydowanie zdrowie matki Józefy Karskiej, zdiagnozowano u niej ostre zapalenie p³uc z powik³aniami. Modlitwami Marceliny Darowskiej i pozosta³ych sióstr niepokalanek wyproszono u Pana Boga ¿ycie dla matki Józefy, jednak jej zdrowie stawa³o siê coraz bardziej s³absze. Marcelina w tym czasie by³a zmuszona na ponad dwa lata opu¶ciæ klasztor, by wróciæ do Polski. W kraju zmuszona by³a dokoñczyæ formalno¶ci zwi±zanych z jej sprawami maj±tkowymi tak¿e pomóc w uw³aszczeniu swoich ch³opów oraz musia³a „u³agodziæ ostry opór rodziny, a zw³aszcza ojca, który wpad³ w rozpacz na wiadomo¶æ o postanowieniu córki, blu¼ni³, zerwa³ z Ko¶cio³em, za¶ ciê¿ka wada serca stawia³a go raz po raz, wobec nadmiernych wzruszeñ, w niebezpieczeñstwie ¿ycia"[9]. Do tego dochodzi³a jeszcze katarakta, która mog³a zakoñczyæ siê ¶lepot±. To wszystko bardzo mocno martwi³o Marcelinê, gdy¿ ojciec, który ju¿ raz przeszed³ atak serca, móg³ wówczas odej¶æ z tego ¶wiata bez ¶wiêtych sakramentów. Równie¿ w±t³e zdrowie córki Karolinki zmusza³o j± do sta³ej opieki nad ni± a tak¿e do wyjazdów do miejscowo¶ci uzdrowiskowych jak Szczawnica czy nawet do dalekiej Nicei. Ma³a Karolinka by³a bardzo zaborcza, je¶li chodzi³o o mi³o¶æ matki i nie chcia³a jej z nikim dzieliæ. W Nicei Marcelina spotka³a siê z o. Piotrem Semenenko, kolejnym zmartwychwstañcem, który by³ w tym czasie konsultorem Kongregacji Indeksu, a którego pozna³a jeszcze w Rzymie, gdzie uczestniczy³a w jego mszach ¶wiêtych i wyk³adach. By³ to czas, gdy Marcelina mia³a wiele pytañ dotycz±cych swojego ¿ycia wewnêtrznego, swoich modlitw i ³ask otrzymywanych od Boga. zdj. ze strony: https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2014/Przewodnik-Katolicki-25-2014/Wiara-i-Kosciol/Kreta-droga-ku-niebu Te modlitewne prze¿ycia stara³a siê przedstawiæ w listach do o. Kajsiewicza w taki sposób: „»Modlitwa (bo wszak¿e prawie pewna jestem, ¿e to modlitwa!), której teraz Pan mi kosztowaæ daje, jest trochê odmienna od dawnej: Jestem w niej jeszcze bezczynniejsza, zmys³y jakby zastyg³y, tylko ja oddaæ tego nie umiem. Mo¿e to kontemplacja?« Dziwi j± ten stan: »ani mówiê, ani s³ucham, ani patrzê, zdaje mi siê nawet, ¿e nie czujê«, a jednak Bo¿e dzia³anie »przenika na wskro¶ ca³e moje jestestwo. Je¶li niedorzeczno¶ci plotê, to mi wybaczcie«. W wewnêtrznym, poufnym obcowaniu z Bogiem otrzymywa³a du¿o ¶wiate³ dotycz±cych ¿ycia praktycznego: zrozumia³a, »jak siê leczy rany bli¼nich«, jak »w ka¿dym [cz³owieku] widzieæ dzieciê Bo¿e«. »Ukochane nasze Zgromadzeñko Bóg te¿ da³ mi widzieæ w tera¼niejszo¶ci jego i w planach swych na przysz³o¶æ«; wyda³o siê jej, ¿e dostrzega »w¶ród nico¶ci jego (...) jakoby zarys dzie³a wielkiego«, które siê kiedy¶ piêknie rozwinie. Niekiedy otrzymane ³aski j± przera¿a³y: czy rzeczywi¶cie móg³ j± Bóg zapewniæ wewnêtrznie, i¿ stanie siê Jego przybytkiem? Ale natychmiast przysz³o zrozumienie: Pan jej wyt³umaczy³, »¿e to bardzo proste: bo gdy w nas mieszka, jeste¶my przybytkiem Jego«. Wszystkie [te] swoje prze¿ycia wewnêtrzne i otrzymywane od Pana ³aski przedstawi³a Marcelina [równie¿] o. Semenence, który uzna³ wszystkie je za autentyczne"[10]. a w swoim Dzienniku napisa³, „¿e podziwia si³ê powo³ania w Marcelinie, [i ¿e] »to w niej dzie³o gruntownie rêk± Twoj± [Bo¿e] za³o¿one, we mnie: tylko zarysowane!«"[11]. To w³a¶nie w tym czasie o. Kajsiewicz nakaza³ listownie „swojej córce duchowej dok³adne spisanie my¶li i wskazañ otrzymywanych od Boga odno¶nie duchowo¶ci zawi±zuj±cego siê zgromadzenia sióstr"[12]. Marcelina pos³usznie, choæ z pewnym oporem wewnêtrznym spe³ni³a polecenie swojego kierownika duchowego. W notatkach tych, nazwanych notatkami duchowymi, Marcelina spisa³a, zgodnie z pro¶b± o. Kajsiewicza i jak sama to podkre¶la, nie swoje plany, ale plany Bo¿e, które mia³oby do wykonania tworz±ce siê zgromadzenie. Poniewa¿, prawie jak ka¿da mistyczka, mia³a czasami w±tpliwo¶ci, jaki to duch do niej mówi, wiêc tymi w±tpliwo¶ciami podzieli³a siê z o. Kajsiewiczem w taki sposób: „Gdyby¶, Ojcze mój, notatki te uzna³ za sza³ wyobra¼ni lub dzie³o z³ego ducha - przeczyæ nie bêdê, to do mnie nie nale¿y. Jednego tylko pragnê, jednego umiem pragn±æ: wype³nienia siê woli Pana mojego..."[13]. Pamiêtajmy, ¿e Panem swoim nazywa³a Marcelina Pana Jezusa dzia³aj±cego w jej duszy. Tym w±tpliwo¶ciom co do to¿samo¶ci ducha, którego odczuwa³a i który do niej mówi³ oraz o tym, co wtedy prze¿ywa³a i do¶wiadcza³a, po¶wiêæmy trochê wiêcej czasu, korzystaj±c z napisanej i wydanej przez niepokalanki w okresie miêdzywojennym biografii Matki Marceliny Darowskiej: „Przy ka¿dej Mszy ¶w. od konsekracji czu³am w niewymowny sposób przytomno¶æ Zbawiciela, ca³a ni± by³am przejêta, a modlitwa mi p³ynê³a. Wyrazy s³odkie, pokrzepiaj±ce wp³ywa³y do serca, a z niemi obojêtno¶æ na wszelkie trudno¶ci zewnêtrzne, spokój i odwaga. Raz w¶ród modlitwy za rodzinê moj±, otrzyma³am wewnêtrzne zapewnienie w sposób tak silny, dzia³aj±cy: i¿ »Bogu siê oddaæ - to mieæ opiekê Jego dla wszystkich swoich«, ¿e »wszelkie trwogi, jakie z tego powodu mia³am, jakby z wiatrem ulecia³y«. »£ask by³ ci±g nieprzerwany, jak nieprzerwana obecno¶æ Pana«. Wtedy, wszak¿e po zas³yszeniu, ¿e do nadzwyczajno¶ci szatan siê nieraz miesza, przysz³o Marcelinie na my¶l, ¿e to wszystko mo¿e byæ i u niej gr± rozbuja³ej wyobra¼ni, albo podszeptem z³ego ducha, uczu³a trwogê i gor±co prosi³a Pana, aby j± o¶wieci³, postanawiaj±c mocno siê opieraæ poci±gowi do modlitwy [we]wnêtrznej, kontemplacyjnej, innej ni¿ ustna albo zwyk³a my¶lna. »Prawdy chcia³am« - pisze - »zawodu ani rozczarowania nie boj±c siê wcale, bo wszystkie drogi Bo¿e uwa¿a³am dobremi, a wybór z nich dla mnie Pana mojego by³ mi obojêtny. Nazajutrz... nadesz³a Msza ¶w., mocno w postanowieniu mojem siê trzyma³am. Po Ewangelii ca³y obraz przej¶æ wewnêtrznych od przybycia tu mego z szybko¶ci±, dok³adno¶ci± i jasno¶ci± nie do opisania rozwin±³ siê przede mn± w niepowstrzymany sposób. Od konsekracji uobecnienie Pana gwa³townie siê wzmog³o, przy Komunii ¶wiêtej zupe³nie ni± poch³onion± zosta³am, zda³o mi siê, jakobym objêt± ni± by³a i znik³am w niej i byæ przesta³am, a jedno¶æ Boga w Trójcy Przenaj¶wiêtszej zalewa³a mi serce. Wtedy us³ysza³am s³owo, jedno tylko, ale tak brzmi±ce i silne, dobitne, ¿e zda³o mi siê, i¿ w niebie i piekle rozlec siê musia³o: Moja! Ca³a dr¿a³am - ca³a wstrz±¶niona by³am - a potem och³on±wszy trochê, spyta³am: - Wiêc to wszystko z Ciebie? wszystko Twoje, Panie?- I znowu us³ysza³am: £aski to Moje, ³aski nieporównane!« Znowu jednak w jaki¶ czas potem zapisuje Marcelina, ¿e powróci³ jej lêk iluzji: »...Przypuszczaæ zaczê³am, ¿em by³a pod wp³ywem z³udzenia, gry wyobra¼ni, albo kto wie? mo¿e z³ego ducha. W pierwszej chwili rozumowania tego, uczu³am wewnêtrzne upomnienie, lecz choæ go nie cofa³am, nie powtórzy³o siê ono wiêcej... W tem usposobieniu przysz³am do ko¶cio³a Jezuitów na konkluzjê 40-godzinnego nabo¿eñstwa. Obecno¶æ Pana Jezusa przejê³a miê mi³o¶ci± i pragnieniem... W¶ród tego niepostrze¿enie wesz³am w modlitwê [we]wnêtrzn± i ca³a by³am w Panu...I da³ mi poznaæ, ¿e nieustanne w±tpliwo¶ci o naturze przej¶æ moich wewnêtrznych, po tylu i tak ¶wie¿ych a najmi³osierniejszych udowodnieniach - nie podobaj± Mu siê. I zapyta³, czy wierzê w Sakrament Eucharystii? Wtedy prze¶liczne, zachwycaj±ce mia³am widzenie: na miejscu, gdzie by³a wystawiona monstrancja, ujrza³am Pana Jezusa, a Przenaj¶wiêtszy Sakrament ¶wieci³ ca³y w promieniach z lewej strony piersi Jego, w miejscu serca. By³o to dla mnie niejako udowodnieniem obecno¶ci Istoty Boskiej Syna Cz³owieczego w Sakramencie. Piêkno¶ci tego oddaæ nie potrafiê; wszelkie s³owa, wszelkie pêdzle, ma³emi, s³abemi siê wydaj±. Wtedy w sposób nie do oddania wyra¼nie powiedzia³ mi: ¿e je¶li ten cud najwiêkszy by³ dla Niego ³atwym, dlaczegó¿ w inne wierzyæ nie mogê? I któ¿ ma mieæ wiarê, je¶li ty jej mieæ nie bêdziesz, ty, która¶ tyle cudów ode Mnie otrzyma³a? I pokaza³ mi cud prawdziwy: powo³anie moje... jak mi je wla³ od dzieciñstwa, jak strzeg³ starannie, aby promyczek jego przechowa³, przeciw zabiegom ¶wiata, szatana i mnie samej, jak wszystko usuwa³, co mu siê rozk³uæ nie dawa³o, i jak wszechmocnie doprowadza mnie do tego ¿ycia wybranych Swoich, bo pragnie, po¿±da mieæ mnie ca³± bez podzia³u - mieæ oblubienic± Swoj±. Potem przedstawi³ mi, ¿e wszystkie te przej¶cia dzie³em mojem, ze mnie byæ nie mog³y, kiedy, jak sama czujê, jednej wewnêtrznej modlitwy wydostaæ z siebie, bez szczególnej pomocy Jego nie umiem; a gdy ich do¶wiadczaæ zaczê³am, nie wiedzia³am, nie s³ysza³am, nie mia³am pojêcia, aby co¶ podobnego istnia³o na ¶wiecie. Ani te¿ s± z³udzeniem, gr± wyobra¼ni; bo marzenia rozbuja³ej wyobra¼ni nie przeistaczaj± cz³owieka. Nie mog± te¿ byæ dzie³em szatana, bo szatan ojcem buntu, a te wszystkie operacje, jakie w sobie czu³am, pos³uszeñstwa pierwsze mi da³y pojêcie i pragnienie, pod pos³uszeñstwo wci±gaj±. Na koniec zaleci³ mi, abym wiarê prost±, obojêtn±, dzieciêc± mia³a, bo poddaj±c wszystko spowiednikowi wol± Jego mi wybranemu - s±dy do mnie nie nale¿± - trwogi, niepokoje miejsca mieæ nie powinny i bez grzechu mieæ nie mogê. Wszystko mi to zakomunikowanem by³o w sposób nadzwyczajny: z tak± jasno¶ci±, szybko¶ci±, lotno¶ci± i wyra¼n±, dobitn±, niezaprzeczon± prawd±, ¿e s³owy tego oddaæ niepodobna. Przypominam sobie, ¿e pomimo pe³no¶ci Bogiem, wiêkszego jeszcze po³±czenia siê z Nim pragnê³am, potrzebowa³am, cia³o cie¿kiemi mi siê wiêzami wydawa³o i by³abym w ogieñ, na mêczeñstwo siê rzuci³a, byle duszê zeñ wyswobodziæ. Na koniec us³ysza³am ruch oko³o siebie i uczu³am, jakoby Pana mi usuwano. Rzuci³am okiem w górê o³tarza i pusto tam by³o, spu¶ci³am je na o³tarz i ujrza³am, ¿e w puszkê sk³adano Naj¶wiêtszy Sakrament i ju¿ Go chowano, a ko¶ció³ siê z ludzi wypró¿nia³. Wtedy spostrzeg³am siê, ¿em utraci³a, nie skorzysta³a z b³ogos³awieñstwa, jakie byæ musia³o i serce mi siê ¶cisnê³o. Wtem, w jednej chwili jakby b³yskawica wnik³a do serca i Pan mi powiedzia³: Mia³a¶ b³ogos³awieñstwo Moje, ty i twoi; teraz id¼ i b±d¼ Mi wierniejsz±. Ach, Panie! uczyñ miê wiern± i bez Ciebie nic nie mogê i nic nie chcê! Uczu³am s³odycz niewymown± w sercu i jakby z rajem w niem wysz³am«. Do tego przej¶cia odnosz± siê s³owa O. Kajsiewicza z listu z dnia 1 VIII 1858 r.: »W chwilach w±tpliwo¶ci, czy to Bóg dzia³a w twej duszy, przypomnij sobie tê demonstracjê wewnêtrzn± tak jasn± tej zimy - ¿e to ani z wyobra¼ni ani od z³ego pochodziæ nie mo¿e«"[14]. Bêd±c wiêc ju¿ zupe³nie uspokojon±, przynajmniej w tym czasie, spe³niaj±c polecenie o. Kajsiewicza, spisywa³a Marcelina notatki duchowe dotycz±ce zgromadzenia, których autorem by³ sam Pan Bóg. Z tych notatek powsta³o ca³kiem spore orêdzie programowe, pos³uchajmy wiêc fragmentów tego orêdzia: „»W planach Bo¿ych zadaniem Zgromadzenia naszego: wyp³acanie win przodków na narodzie ci±¿±cych, zado¶æuczynienie sprawiedliwo¶ci Bo¿ej za przesz³e i tegoczesne winy ¶wiata przez zas³ugi Jezusa Chrystusa, za przyczyn± Niepokalanej Matki"; a poniewa¿ „najlepsz± napraw± z³ej przesz³o¶ci jest dobra tera¼niejszo¶æ", wiêc siostry przez ca³e ¿ycie pracowaæ bêd± „nad przygotowaniem tej dobrej - w przysz³o¶ci - tera¼niejszo¶ci". (...) „Na to, aby ¶wiat przemieniæ, trzeba zacz±æ od przemiany, od oczyszczenia i udoskonalenia kobiety, od przygotowania mu [tj. ¶wiatu] niewiast znaj±cych Boga i mi³uj±cych Go; mi³uj±cych Go w przykazaniach Jego, w bli¼nich, w obowi±zkach stanu, niewiast m±drych i mê¿nych, ³agodnych jak go³êbice, roztropnych jak wê¿e wedle Pisma ¶wiêtego. Takich On dzi¶ potrzebuje, takie mu wychowaæ - wol± Boga przedwiecznego jest Zgromadzenia naszego zadaniem"[15]. Nastêpnie Marcelina notuje kolejne zagadnienia, o tym jak powinny byæ formowane przysz³e kandydatki do zgromadzenia, jest tam mowa o wzajemnym zaufaniu, miêdzy tymi osobami które bêd± formowaæ a tymi, które bêd± formowane, o prawdzie i szczero¶ci oraz o „»rozkrzewianiu mi³o¶ci«, bez której nikt nie zdobêdzie siê na najpiêkniejsz±, ale i najtrudniejsz± ofiarê: ofiarê woli, a w pewnym znaczeniu i rozumu. Taka ofiara, bêd±ca podstaw± pos³uszeñstwa zakonnego, nakazana byæ nie mo¿e: »Trzeba wiêc podstawy poddaniu siê podw³adnego - prze³o¿onym, albo raczej; ofierze Bogu z woli i rozumu, aby niecofnion±, doskona³± by³a; a t± podstaw± jedyn±, niewzruszon±, pewn± i trwa³±: Mi³o¶æ«"[16] Nastêpnie po przedstawieniu obowi±zków dla prze³o¿onych zgromadzenia koñczy te notatki Marcelina Darowska pro¶b± do Przenaj¶wiêtszej Maryi, „by otoczy³a sw± przemo¿n± opiek± zgromadzenie, które pragnie »rozpoczête przez ni± dzie³o rehabilitacji kobiety - podtrzymaæ«"[17]. Wszystkie notatki z tego memoria³u, O. Kajsiewicz przyj±³ ¿yczliwie i ze zrozumieniem. Natomiast wyj±tkowo entuzjastycznie podszed³ do nich o. Semenenko a chc±c odrzuciæ wszelkie zarzuty, ¿e to on mia³ jakikolwiek wp³yw na tre¶æ tych notatek, tak pisa³ do Marceliny Darowskiej: : „...ja Ci mogê zaraz moje zdanie o tych notatkach powiedzieæ: One tak siê zgadzaj± z tym, co ja widzê, i z tym nawet, co nieraz mówi³em, i¿ nie potrzebujê nawet mówiæ, jak je przyj±³em". Nastêpnie stwierdzi³ z naciskiem, ¿e s± one w³asnymi i oryginalnymi my¶lami Marceliny „i ¿e w rzeczy samej wcale nie wp³yn±³em [na nie], ¿e to wszystko w Tobie gotowe znalaz³em, ¿e siê wprawdzie dziwowa³em i dziwujê, jak moje widzenia zgadzaj± siê z tym, co Ty mówisz, ale to wypada mi uwa¿aæ za dzie³o Bo¿e". Tu trzeba jeszcze wyja¶niæ sk±d przysz³a taka my¶l o. Semenence, ¿e to on móg³ mieæ jakikolwiek wp³yw na notatki Marceliny Darowskiej. Otó¿ podczas rozmów w Nicei Marcelina opowiada³a o. Semenence o wielu swoich wewnêtrznych prze¿yciach, ale stara³a siê unikaæ tematów dotycz±cych zgromadzenia, o. Hieronima i Józefy Karskiej. Dopiero, gdy w dniu wyjazdu o. Semenenki poprosi³ on, by pozwoli³a na to, by móg³ czytaæ jej listy skierowane do o. Hieronima, w których pisa³a o Józefie Karskiej. Wówczas, jak sama po latach napisa³a do o. Semenenki: „Ostatnia zas³ona duszy mojej by³a zniesiona i serce mi wezbra³o niewymown± jak±¶ pe³no¶ci±. Ale godzina odej¶cia statku nadesz³a i wyj¶æ Ojcze, musia³e¶. Pad³am na kolana. Panie! - zawo³a³am - je¶li wola Twoja, je¶li chcesz, abym mu i co dla Zgromadzenia dajesz, powierzy³a, wzmó¿ burzê, niech dzi¶ statek nie odp³ywa. I wicher jakby w odpowiedzi zawy³ i zatrz±sn±³ oknami, a po chwili wróci³e¶ Ojcze, ³agodnie mówi±c, ¿e dla wielkiej burzy, statek zatrzymany zosta³ do jutra... Tego wieczora przysz³o do zupe³nego, nieograniczonego zwierzenia siê Tobie, Ojcze i porozumienia w rzeczach Zgromadzenia""[18]. (Czy¿ nie podobnie post±pi³a ¶w. Scholastyka, siostra ¶w. Benedykta, która chc±c go zatrzymaæ kilka dni przed swoj± ¶mierci±, poprosi³a w modlitwie pana Boga o burzê.) Dlatego, te¿ o. Piotr Semenenko tak wyra¼nie podkre¶la³, ¿e on nie mia³ ¿adnego wp³ywu na te notatki Marceliny Darowskiej W czasie nieobecno¶ci Marceliny w Rzymie, sprawy dotycz±ce przysz³ego zgromadzenia toczy³y siê swoim, dosyæ wolnym rytmem, ale mimo wszystko posuwa³y siê do przodu. Zosta³y zredagowane przez o. Kajsiewicza Konstytucje dla niepokalanek. 8 grudnia 1859 roku, a wiêc w dzieñ Niepokalanego Poczêcia Naj¶wiêtszej Maryi Panny w klasztorze na via Paolina odby³y siê „ob³óczyny i pierwsze publiczne, wieczyste ¶luby matki Józefy od Ukrzy¿owanego (Józefy Karskiej), s. Marii od Zmartwychwstania (Emilii Steinert) a tak¿e ¶luby czasowe s. Bronis³awy od ¶w. Józefa (Natalii de Reuilly); wkrótce za¶ przyby³y dwie nowe siostry - nowicjuszki: s. Emilia od Anio³ów (Emilia Cyfrowicz) i s. Karolina od Serca Jezusowego (Karolina Tyzenhaus). Ale rado¶æ z tych wydarzeñ przyæmiewa³ widok gasn±cych si³ m. Józefy. »O gdyby tu by³a moja Marcelina!« - mówi³a chora - »by³abym ca³kiem spokojna. Bo jak mi Pan da³ poj±æ Zgromadzenie, tak ona wszystko doskonale wykona!« O. Kajsiewicz za¶ pisa³ z Rzymu: »Choæ Bogu staram siê nie opieraæ, ale czujê siê jak zbity: do pracy niezdolnym i suchym w modlitwie. Pan jest! niech robi, co chce, byle nie dopu¶ci³ obrazy swojej i choæ na sucho, pomaga³ uczciwie cierpieæ (...). Matka dogorywa, starsza córka przybyæ nie mo¿e, zostanie sam ojciec do wychowania m³odszych córek«"[19]. Wówczas zorientowa³a siê Marcelina, ¿e i o. Kajsiewicz i schorowana m. Józefa my¶l± o niej jako o tej, która mia³aby zostaæ prze³o¿on± zgromadzenia po ¶mierci m. Józefy. Tak wtedy napisa³a do o. Kajsiewicza: „»Nagle, w¶ród modlitwy jakby mi siê oczy otworzy³y: ostatnie listy Wasze w jedno siê zebra³y w pamiêci mojej i jedno po raz pierwszy mi przedstawia³y: Wy sami i wszystko zmierza³o (do tego), abym Mateczkê nasz± wyrêczaj±c, pó¼niej j± zast±pi³a, póki Bóg (w³a¶ciwej) Prze³o¿onej zgromadzaniu nie zeszle; mog³am wiêc d³ugie lata jarzmo jej d¼wigaæ. Os³upia³am z przera¿enia, ³zy gorzkie z oczu mi siê pu¶ci³y: wszak ja ¶wiat opuszcza³am dla ostatniego miejsca w klasztorze i Panu znane jest pragnienie serca mego! (...) Do klasztoru wstrêt prawie czujê...«"[20]. Jednak jej zgoda z wol± Bo¿± oraz zrozumienie, ¿e m³odziutkie zgromadzenie w przypadku braku m. Józefy ulegnie szybkiemu rozwi±zaniu, pozwoli³o jej poczyniæ wszelkie starania do opuszczenia Polski. I gdy o. Kajsiewicz telegraficznie wezwa³ j± do Rzymu a kilka dni pó¼niej, dok³adnie 11 X 1860 r., gdy umar³a m. Józefa, to Marcelina, w³a¶ciwie mog³aby ju¿ wyjechaæ, gdyby nie przed³u¿aj±ce siê formalno¶ci paszportowe. I tak, jak tylko otrzyma³a paszport w po³owie listopada wyjecha³a z ¯erdzia. Wziê³a ze sob± Karolciê i jej opiekunkê Fransinê. „Musia³a to uczyniæ w nocy po kryjomu, wychodz±c pieszo z domu i zd±¿aj±c do stoj±cego poza parkiem pojazdu, gdy¿ miejscowa ludno¶æ, na wiadomo¶æ, ¿e Pani znów kufry pakuje zaczyna³a siê burzyæ i swym b³aganiem oraz ³zami usi³owa³a zatrzymaæ j± przy sobie"[21]. Od razu po przybyciu do Rzymu o. Kajsiewicz mianowa³ Marcelinê Darowska prze³o¿on± zgromadzenia, które liczy³o cztery zakonnice. Dwie najstarsze siostry niepokalanki niezbyt przychylnie patrzy³y na to przewodnictwo ubranej w ¶wiecki strój „wdowy z dzieckiem"[22]. Jedna z nich, s. Maria by³a ju¿ profesk±, po odbyciu probacji u Sióstr Mi³osierdzia. Niemniej jednak nowa prze³o¿ona tê nominacjê przyjê³a jako wolê Bo¿± i nie poddawa³a siê ¿adnym trudno¶ciom, staraj±c siê „byæ jedynie podatnym narzêdziem w rêkach Bo¿ych. Stan wspólnoty okre¶li³a ona zwiê¼le w rozmowie z Kajsiewiczem: mamy plan gmachu i kilka kamieni nieszczelnie jeszcze przylegaj±cych do siebie. Na to ojciec Hieronim jej odpowiedzia³: Prawda. Buduj teraz w imiê Bo¿e"[23]. Wezwa³ on równie¿ bardzo szybko Marcelinê na kilkudniowe rekolekcje, które mia³y „j± przygotowaæ do z³o¿enia publicznych, wieczystych ¶lubów zakonnych: ubóstwa, czysto¶ci i pos³uszeñstwa"[24]. Jeszcze przed z³o¿eniem tych ¶lubów, martwi³a siê bardzo ¶lubowaniem ubóstwa, gdy¿ posiada³a znaczny maj±tek a tak¿e niepokoi³y j± jej w³asne wady i niedoskona³o¶ci. Dopiero modlitwy i us³yszane w ich trakcie koj±ce s³owa Maryi uspokoi³y wszelkie troski. Matka Bo¿a dawa³a równie¿ Marcelinie poznanie jak powinno wygl±daæ prze³o¿eñstwo w zgromadzeniu, o czym mówi± notatki naszej bohaterki: „ Przedstawia mi siê [we]wnêtrznie prze³o¿eñstwo. Widzê je, obejmuj±cem ca³o¶æ Zgromadzenia, wchodz±cem we wszystkie jego dzia³ania - w ca³e jego ¿ycie moralne i zewnêtrzne - prze³o¿eni przez udzia³ moralny, dusz± ka¿dej czynno¶ci. Widzê pracê wielk± i nieustann±; natura dr¿y, cofa siê, pokusa lenistwa. (...) Widzê wewnêtrznie, jako prze³o¿ona trzykroæ winna siê upokorzyæ w duchu, zanim jedno upomnienie da podw³adnej, pamiêtaæ, i¿ przeto doskonalsz± od niej nie jest, a wzorem doskona³o¶ci dla niej byæ obowi±zana. (...) W modlitwie wieczornej, Niepokalana Matka i Królowa nasza zape³niaj±c Sob± ca³e serce moje - powiada mi: »Chcesz byæ pierwsz±, (najbli¿sz± Mi) s³ug± moj±?... S³u¿ s³u¿ebnicom moim«. W tych s³owach malowa³a siê tak niezmierzona, wielka, g³êboka, czu³a, szczególna mi³o¶æ Jej dla Sióstr spo³eczno¶ci naszej, ¿em ca³a wzruszon± zosta³a. Nazajutrz w modlitwie porannej otrzyma³am t³umaczenie, jak szanowaæ powinnam Siostry Zgromadzenia, które uwa¿aæ mam za w³asno¶æ Matki Naj¶wiêtszej, za klejnot z Jej skarbów. Uszanowanie to wyda³o mi siê nie czci± zewnêtrzn±, (które tak¿e we w³a¶ciwym charakterze zastosowanem byæ ma), ale staraniem najpilniejszem, aby fundusze drogo¶ci tych uprzywilejowanych córek zmarnowane nie by³y, najdrobniejsza okruszyna uronion± nie zosta³a, aby ka¿dy w nich dar ³aski Boskiej oczyszczany i rozwijany by³ w kierunku woli Bo¿ej, z czujno¶ci±, pieczo³owito¶ci± i mi³o¶ci±, które pojê³am, bo je widzia³am ale oddaæ w ca³ej sile s³ów nie znajdujê, nie znam w mowie naszej"[25]. Otrzyma³a równie¿ Marcelina od Pana Jezusa zrozumienie znaczenia pojêcia d³ugomy¶lno¶æ, czyli pewnej zdolno¶ci do wyczekiwania na efekty swojej pracy. Otó¿ Pan Jezus tak jej to wyt³umaczy³: „Nie jest ona cierpliwo¶ci± spokojnie i bezczynnie czekaj±c±..., ale prac± wytrwa³±, usiln±, bez ¿adnego zaniedbania w spe³nianiu woli Bo¿ej, w doprowadzeniu dusz naszych tam, gdzie je Bóg mieæ chce, a bez niecierpliwo¶ci i ci±g³ego ogl±dania siê co¶my zrobili, ile czasu usz³o, gdzie s± owoce? D³ugomy¶lno¶æ, to zaufanie Bogu, Panu wszechmocy, Panu przysz³o¶ci, przy pracy niezmordowanej, niezmiennej i nieustannej. Dwa s± rodzaje wp³ywu najskuteczniejszego w dzia³aniu na sprostowanie m³odzie¿y: poci±ganie nieznaczne do dobrego, a przez to odsuniêcie od z³ego: piêkno¶ci± pierwszego zni¿enie, obudzenie wstrêtu do ostatniego; i prawda w samotno¶ci, w cztery oczy mi³o¶nie wypowiedziana. Aby z³o zwyciê¿yæ, ze z³em walczyæ trzeba, ale nie ze z³ymi"[26]. 3 stycznia 1861 roku Marcelina Darowska, wspólnie z s. Bronis³aw± od ¶w. Józefa, z³o¿y³a publiczne ¶luby wieczyste i ju¿ samodzielnie objê³a stanowisko prze³o¿onej zgromadzenia. O. Kajsiewicz, dobrze wiedzia³ kim jest dla zgromadzenia Matka Marcelina i dlatego uspokaja³ pojawiaj±ce siê jeszcze w zgromadzeniu niewielkie niepokoje w¶ród dwóch najstarszych sióstr s³owami: „Tyle razy wam mówi³em, moje dzieci kochane, ¿e B³ogos³awieñstwo Bo¿e nad tym Zgromadzeniem jest zwi±zane z osob± Siostry Marceliny; na lito¶æ nie zapominajcie o tym!"[27]. Pod koniec wrze¶nia us³ysza³a Marcelina podczas modlitwy pro¶bê Pana Jezusa o zamianê serca. Jak pamiêtamy z ¿ycia wspania³ej mistyczki, b³ogos³awionej Doroty z M±towów taki akt zamiany serca proponuje Pan Jezus duszom, które ju¿ s± bardzo blisko Niego. Tê zamianê serca opisywa³y takie mistyczki jak ¶wiêta Ludgarda z Tongeren, ¶wiêta Mechtylda, ¶wiêta Gertruda Wielka czy te¿ ¶wiêta Katarzyna Sieneñska. A tak opisa³a tê propozycjê Pana Jezusa nasza bohaterka: „Parê dni temu w godzinie porannego rozmy¶lania zalana by³am modlitw± w najuczulszej a najg³êbszej w sercu obecno¶ci Bo¿ej. By³am, jakby bezw³adna, a ca³a mi³o¶ci± - w mi³o¶ci Jego. Przyjmowa³am, co mi dawa³, ca³a Mu oddana. Ale On jakby na tym nie poprzestaj±c, mówi³ mi: „Oddaj mi duszê, serce, cia³o twoje, a ja ci dam nowe, dam ci Moje. I wtedy i potem s³ów tych nie rozumia³am..."[28]. Od tego momentu zjednoczenie Marceliny z Panem Jezusem sta³o siê jeszcze bardziej trwa³e a w dniu 3 pa¼dziernika 1861 roku prze¿y³a ona podczas Mszy ¶wiêtej, mistyczne zarêczyny z Panem Bogiem, pos³uchajmy opisu tego cudownego wydarzenia: „A gdy do komunii ¶w. przystêpowa³am - wspomina Darowska - [Pan] powiedzia³ mi: »Zawrzyjmy sojusz wiecznego przymierza«. Zdaje mi siê (dok³adnie nie wiem), jakbym przysiêgê Mu z³o¿y³a oddania Mu siê, gotowo¶ci na wszystko, pragnienia we wszystkim wolê Jego spe³niaæ. »Przyjmij pier¶cieñ zrêkowin naszych«. By³am na zewn±trz niby zimna, przytomna, ale wewnêtrznie jak szalona"[29]. Po kilku latach nast±pi³y tak zwane za¶lubiny mistyczne, ale do tego dojdziemy troszkê pó¼niej. Pod koniec pa¼dziernika 1861 roku nadesz³a wiadomo¶æ z Polski, ¿e ca³a rodzina zjecha³a siê do Szulak, gdy¿ Jan Kotowicz jest umieraj±cy. Wobec tego, Marcelina razem z Karolci±, po uzyskaniu zgody o. Kajsiewicza natychmiast siê spakowa³y i wyjecha³y do kraju. Faktycznie, Jan Kotowicz by³ bardzo wycieñczony, przeszed³ dwie operacje, ale nawet w takim stanie nie móg³ wybaczyæ ukochanej córce tego, ¿e dla zakonu opu¶ci³a ¶wiat. Marcelina widz±c ciê¿ki stan ojca robi³a wszystko, by przed ¶mierci± wyspowiada³ siê i przyj±³ ¶wiête Sakramenty. Gdy minê³o kilka dni, i gdy reszta rodziny ju¿ siê rozjecha³a do swoich posesji a Marcelina zosta³a sama z konaj±cym ojcem i niezbyt dobrze czuj±c± siê matk±, dosta³a znak z nieba, ¿e mimo pozornej poprawy stan ojca jest bardzo z³y. Wtedy, mimo kategorycznego sprzeciwu ojca sprowadzi³a ksiêdza, swojego proboszcza z Teyjowa. „Wówczas Marcelina, modl±ca siê na klêczkach (...), uczyni³a jakoby gwa³t rozumowi, i z wysileniem strasznego bólu zawo³a³a: »Ja wierzê! ja ufam Tobie, Panie! Ty¶ Bogiem, Ty¶ Ojcem naszym! Przez te s³owa umieraj±cego Syna Twego: „Bo¿e mój! Bo¿e mój! Czemu¶ miê opu¶ci³? Nie daj mu umrzeæ bez spowiedzi«! I w tej chwili da³ siê s³yszeæ s³aby, lecz wyra¼ny g³os umieraj±cego: »Czy wy siê bêdziecie spowiadaæ? Ja bym siê wyspowiada³, ale klêczeæ nie mogê«... Modlitwa by³a wys³uchana. Z najwiêksz± przytomno¶ci± umys³u, z mow± odzyskan±, wyspowiada³ siê starzec, przyj±³ Oleje ¶wiête, dziêkowa³ kap³anowi - a po wyje¼dzie jego, przywo³a³ Marcelinê i z wyrazem wielkiej pogody i rezygnacji rozmawia³ z ni± o ¶mierci. W dwa dni pó¼niej przyj±³ Wiatyk (...) i jeszcze trzy dni prze¿y³ w najstraszliwszych cierpieniach"[30]. Jan Kotowicz zmar³ praktycznie na rêkach swojej córki w ¶wiêto Niepokalanego Poczêcia, czyli 8 grudnia 1861 roku. Rodzina, maj±ca nieustanne pretensje do Marceliny, ¿e opu¶ci³a rodziców, tylko w osobach dwóch braci, zjecha³a siê na czas, by po¿egnaæ ojca. Reszta rodziny przyby³a dopiero dzieñ po jego ¶mierci Matka zmar³a niewiele ponad trzy miesi±ce pó¼niej, wcze¶niej przygotowuj±c siê do ¶mierci poprzez rekolekcje udzielone jej przez córkê. Pos³uchajmy jak sama opisuje ostatnie chwile swojej matki: „Przy wieczornej modlitwie, wesz³am w stan wewnêtrzny. Pan Jezus jakby przed oczy postawi³ mi dobr±, a cudown± prawie spowied¼ ¶. p. Ojca mego, szczê¶liw± wieczno¶æ mu zapewniaj±c± - i da³ widzieæ ¶liczny stan duszy Matki, po maj±cej siê odbyæ spowiedzi. Zobaczy³am nieskoñczon± mi³o¶æ Jego dla dusz Mu siê oddaj±cych i pe³no¶æ spe³nienia obietnicy, jak± mi niegdy¶ uczyni³: i¿ wszystkich moich, w szczególnej bêdzie mia³ opiece. Wdziêczno¶æ taka zala³a mi serce, ¿e w¶ród niej ¿adnego bólu nie czu³am, a sam± tylko szczê¶liwo¶æ. Noc by³a dla chorej bardzo z³a... o 3 przede dniem wys³a³am za ksiêdzem; o 5 powiedzia³am o tem Matce mojej, jakoby o rzeczy zwyk³ej, prostej. Odpowiedzia³a mi, ¿e skorzysta z tego, aby siê wyspowiadaæ, lecz ¿e sama nie jest w stanie my¶li zebraæ, do spowiedzi siê przygotowaæ i za¿±da³a, abym jej w tem dopomog³a. Przebieg³y¶my ca³e jej ¿ycie, znane mi ju¿ z rekolekcji. W kilka godzin potem odby³a spowied¼ i przyjê³a z wielk± pogod± duszy Oleje ¶wiête. Po nich b³ogos³awi³a nas i tak piêknie, wznio¶le do nas przemawia³a ogólnie, a do niektórych z nas w szczególno¶ci, jak jej nigdy nie s³ysza³am. Po stokroæ i z najwiêkszem rozczuleniem b³ogos³awi³a Karolciê i mówi³a mi o obowi±zkach, jakie mam wzglêdem niej... doda³a jeszcze dla mnie: »Oddaj Bogu wszystko - jake¶ odda³a, nie odbieraj«"[31]. Matka zmar³a pod koniec marca 1862 roku, tym razem by³a dogl±dana równie¿ przez pozosta³e siostry Marceliny. „Dane wiêc by³o Marcelinie oddaæ ostatni± pos³ugê obojgu rodzicom, a spo¶ród licznego rodzeñstwa ona jedna (...) [i przy ojcu, i przy matce] czuwa³a"[32]. Po pogrzebie matki Marcelina pojecha³a jeszcze do ¯erdzia by tam uporz±dkowaæ wszelkie zobowi±zania i zaleg³o¶ci. Z sukcesem zakoñczy³a spór z panami braæmi o sprawy maj±tkowe dla swojej córki i siebie oraz znalaz³a odpowiedniego cz³owieka do zarz±dzania maj±tkiem. Równie¿ ze swoj± rodzin± by³a po rozmowach porz±dkuj±cych sprawy spadkowe. Wówczas postanowi³a ca³y spadek po ojcu przeznaczyæ dla swojej córki a czê¶æ maj±tku otrzymanego po zmar³ej matce przeznaczyæ na rozwój zgromadzenia. Latem roku 1862 zaprosi³ j± do siebie arcybiskup metropolita warszawski Zygmunt Szczêsny Feliñski. Ten dzisiejszy ¶wiêty Ko¶cio³a katolickiego zachêca³ Marcelinê Darowsk± by w Warszawie za³o¿y³a dom dla swoich niepokalanek. Jednak mimo ca³ej przychylno¶ci tego wielkiego arcypasterza oraz wspania³ych warunków, które jej zaproponowa³, ona „nie uczu³a woli Bo¿ej, by tam dom za³o¿yæ"[33]. Wiemy doskonale jak siê potoczy³y dalsze losy tej czê¶ci naszego kraju, która pozostawa³a pod zaborem rosyjskim i jakie by³y tragiczne losy tego ¶wiêtego kap³ana. To powinno w sposób wystarczaj±cy wyja¶niæ nam, dlaczego Marcelina Darowska pos³ucha³a wewnêtrznego odczucia woli Bo¿ej i odrzuci³a, tak wspania³±, sadz±c po ludzku, propozycjê ksiêdza Arcybiskupa. Arcybiskup Feliñski, nie poczu³ siê ura¿ony, poprosi³ swojego brata Juliana, tak¿e zmartwychwstañca o to by pomaga³ Matce Marcelinie przy jej zgromadzeniu. Warto wiedzieæ, ¿e j± ju¿ od d³u¿szego czasu drêczy³ problem czy to zgromadzenie powinno siê rozwijaæ w Rzymie czy jednak w Polsce? Za Rzymem przemawia³a blisko¶æ i opieka ojców zmartwychwstañców a tak¿e blisko¶æ samego Ojca ¦wiêtego oraz dosyæ liczna Polonia przebywaj±ca tu na emigracji. Jednak „Pius IX, b³ogos³awi±c temu dzie³u, powiedzia³: »To zgromadzenie jest dla Polski«"[34] a tak¿e podczas modlitw coraz mocniej zaczê³o przewa¿aæ „przekonanie, ¿e jest wol± Bo¿±, »aby¶my ku Polsce zmierzali«"[35]. Tê wolê Bo¿± pozna³a podczas modlitwy ró¿añcowej jeszcze w czasie podró¿y do umieraj±cego ojca. Sta³o siê to w sposób nadprzyrodzony, który tak opisa³a: „wlane mi zosta³o (...) w niewymowny sposób poznanie, i¿ nadesz³a chwila, której wskazanie by³ mi (Pan) zapowiedzia³, przeniesienia siê Zgromadzenia do kraju. Zobaczy³am je tak w rêku Jego, w opiece Jego, ¿e wszelka w±tpliwo¶æ, jak siê to stanie? chwilowo nawet nie powsta³a. Pan jest wszechmocny i mi³osierny. Wtedy zobaczy³am rzecz, której wcale oddaæ nie umiem: cudo, ¿e tak powiem, piêkna w spe³nieniu siê woli Jego - a zachwycenie i pragnienie onego, i mi³o¶æ dla niej tak wezbra³a uczuciem w sercu mojem, ¿e bez szczególnej ³aski Jego, pêk³oby by³o z nadmiaru..."[36]. Wyjechawszy z Królestwa Polskiego jesieni± 1862 roku, przez jaki¶ czas zamieszka³a w Galicji, gdzie postanowi³a znale¼æ dom dla swojego zgromadzenia. Wówczas otrzyma³a wizjê, któr± tak opisa³a: „„...W czasie Mszy ¶wiêtej porwan± by³am w duchu; ujrza³am Niepokalan± Matkê nasz± w niezmiernej chwale, blasku i weselu w¶ród chórów Anielskich, a wskazuj±c mi miejsce przy Sobie, rzek³a: »Córki moje, przy mnie bêdziecie, chwa³a moja bêdzie wasz±«. Bez wzruszenia i dr¿enia nie mogê dot±d o tern wspomnieæ"[37]. W taki sposób Matka Bo¿a ofiaruj±c Swoj± opiekê utwierdzi³a Marcelinê, ¿e tu, na terenie Galicji, powinna szukaæ miejsca dla tego zgromadzenia. Podczas poszukiwañ trafi³a Matka Marcelina na klasztor popauliñski w Ni¿niowie, który jednak nie by³ wówczas do nabycia, ale tamtejszy proboszcz, ks. Kowalski powiedzia³ jej, „¿e jest o 7 mil, przy zwaliskach warownego zamku, który by³ niegdy¶ kluczem Podola, pa³ac po Poniatowskich, zrujnowany i pusty: Jaz³owiec"[38]. Faktycznie, znajdowa³ siê tam olbrzymi i rzeczywi¶cie bardzo zrujnowany gmach z 62 pokojami i wielk± sal±, która nadawa³a siê na kaplicê. Zaraz obok by³y ruiny starego zamku. Ówczesny w³a¶ciciel obu nieruchomo¶ci, baron Krzysztof B³a¿owski, odst±pi³ zgromadzeniu i pa³ac i ruiny zamku i ogród, praktycznie bezp³atnie. Jedynym warunkiem by³a pro¶ba, aby zak³ad, który zacznie tam funkcjonowaæ, „zapewni³ pe³ne stypendium dziewczynce, wskazanej przez rodzinê ofiarodawców"[39], czyli pañstwa B³a¿owskich. Marcelina Darowska z wizj± nowego domu dla zgromadzenia mog³a wracaæ do Rzymu. Wspó³czesne zdjêcie pa³acu w Jaz³owcu. Zdj. ze str.: https://polonika.pl/polonik-tygodnia/zamek-i-palac-w-jazlowcu W pa¼dzierniku 1862 razem z dwiema postulantkami, Frani± Woroniczówna i Waleri± Moryczówn± dotar³a do swoich pozostawionych w Rzymie niepokalanek. Od razu te¿ zaczê³a przygotowywaæ je do przeniesienia do Galicji. Wyst±pi³a równie¿ do Stolicy Apostolskiej o dekret pochwalny dla zgromadzenia. Wtedy O. Kajsiewicz zapyta³ siê jej: „„Kogo podaæ za za³o¿ycielkê? Czy ciebie, czy Matkê Józefê?" odpowiedzia³a ¿ywo: „Rozumie siê, Ojcze, ¿e Matkê Józefê!" I j± te¿ poda³a, w pro¶bie o dekret pochwalny dla Zgromadzenia, w którym Matka Józefa zosta³a wymieniona jako za³o¿ycielka, jak równie¿ pó¼niej w dekrecie zatwierdzaj±cym Zgromadzenie (1874 r.) i j± co roku do schematyzmu diecezjalnego podawa³a. Chcieli OO. Zmartwychwstañcy, by w tym podaniu by³a wyra¿ona i pro¶ba o wspólno¶æ Zgromadzenia Sióstr z nimi, ale Rzym odmówi³, bo zespolenie nowych Zgromadzeñ ¿eñskich z mêskimi, nie by³o ju¿ dopuszczane: a Zgromadzenie uczyni³ Ko¶ció³ zale¿ne wprost od ¶wiêtej Kongregacji w Rzymie i od biskupów diecezjalnych"[40]. [1] S. Maria Alma So³tan, Matka ¯ycie i dzia³alno¶æ..., s. 62. [2] Tam¿e. [3] Tam¿e. [4] Ewa Jab³oñska-Deptu³a, Marcelina Darowska..., s. 45. [5] Polscy ¶wiêci, tom 8, red. Joachim Roman Bar OFConv., Warszawa 1987, s. 201-202. [6] Tam¿e, s. 205. [7] Matka Marja Marcelina od Niepokalanego Poczêcia Naj¶wiêtszej Panny Marji (Marcelina Darowska) 1827-1911 Krótki Zarys jej ¿ycia wychowankom jej po¶wiêcony, Jaz³owiec 1929, s. 48. [8] Polscy ¶wiêci..., s. 205. [9] Tam¿e, s. 206. [10] S. Maria Alma So³tan, Matka ¯ycie i dzia³alno¶æ..., s. 89-90. [11] Tam¿e, s. 90. [12] Tam¿e, s. 91. [13] Tam¿e. [14] Matka Marja Marcelina..., s. 59 - 63. [15] S. Maria Alma So³tan, Matka ¯ycie i dzia³alno¶æ..., s. 91. [16] Tam¿e, s. 92. [17] Tam¿e. [18] Matka Marja Marcelina..., s. 73. [19] Polscy ¶wiêci..., s. 206 - 207. [20] Tam¿e, 207. [21] Tam¿e. [22] Ewa Jab³oñska-Deptu³a, Marcelina Darowska..., s. 54. [23] Tam¿e. [24] S. Maria Alma So³tan, Matka ¯ycie i dzia³alno¶æ..., s. 99. [25] Matka Marja Marcelina..., s. 92 - 94. [26] Tam¿e, s. 98. [27] S. Maria Alma So³tan, Matka ¯ycie i dzia³alno¶æ..., s. 100. [28] Ks. Marek Chmielewski, Do¶wiadczenie mistyczne..., s. 52. [29] Ks. Marek Chmielewski, Marcelina Darowska - polska mistyczka, dost. w Internecie na str.: https://www.niepokalanki.pl/index.php/czytelnia/125-czytelnia/ks-dr-hab-marek-chmielewski-prof-kul/232-marcelina-darowska-polska-mistyczka-100kb [30] Matka Marja Marcelina..., s. 101 - 102. [31] Tam¿e, s. 103 - 104. [32] Ewa Jab³oñska-Deptu³a, Marcelina Darowska..., s. 62. [33] Matka Marja Marcelina..., s. 105. [34] https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/01-05a.php3 [35] S. Maria Alma So³tan, Matka ¯ycie i dzia³alno¶æ..., s. 104. [36] Matka Marja Marcelina..., s. 100. [37] Tam¿e, s. 106. [38] Tam¿e, s. 107. [39] S. Maria Alma So³tan, Matka ¯ycie i dzia³alno¶æ..., s. 114. [40] Matka Marja Marcelina..., s. 111. Powrót |