Święty Szymon z Lipnicy Cz.I http://www.lipnicamurowana.pl/images/stories/128_sw_szymon4.jpg Nasz bohater pochodził z miasteczka o nazwie Lipnica, leżącego na dawnym trakcie węgierskim, około 15 kilometrów od Bochni. Lipnicy prawa miejskie nadał król Władysław Łokietek. Dzisiaj jest to wieś gminna o nazwie Lipnica Murowana, z którą oprócz świętego Szymona związane są również dwie święte kobiety, jedna to założycielka Urszulanek Serca Jezusa Konającego święta Urszula Ledóchowska, a druga, to jej rodzona, starsza siostra, błogosławiona Maria Ledóchowska założycielka Zgromadzenia Sióstr Misjonarek świętego Piotra Klawera. Święty Szymon urodził się między rokiem 1435 a 1440. Jego rodzicami byli, nieznani nam z nazwiska, Anna i Grzegorz. Rodzina utrzymywała się z wypiekanego przez ojca pieczywa, które następnie matka sprzedawała na rynku. Pani Anna Zahorska w swojej książce o świętych polskich przywołuje kilka opowieści z życia świętego Szymona, posłuchajmy jednej z nich: Otóż, któregoś dnia matka nie mogła iść na rynek i wysłała tam Szymona z wypieczonymi chlebami. Przez dłuższy czas nikt nie kupował tego chleba od niego, natomiast on, gdy w pobliżu spostrzegł ubogą kobietę, podarował jej jeden bochenek. Wtedy zeszli się wokół niego wszyscy okoliczni biedacy i żebracy a on, „postanowiwszy znieść gniew i kary rodziców, rozdał wszystkie chleby, prócz jednego. Wtedy poważny i miły starzec podszedł do niego, kupił chleb i dał za niego jeden pieniądz[1]". Szymon włożył pieniądz do pustego worka i wrócił do domu. Tam matka już wiedziała od swoich „długojęzycznych" sąsiadek o tym, jak jej syn zmarnotrawił własność rodziców. Szymon oczywiście przyznał się do wszystkiego i oddał mamie pusty worek wraz ze znajdującym się w nim pieniądzem. Gdy matka sięgnęła do worka, okazało się, że jest tam więcej pieniędzy, których wartość odpowiadała dokładnie cenie wszystkich rozdanych chlebów. - „Widać dziecko zrobiło dobrze, kiedy Bóg sam zesłał zapłatę - powiedział ojciec wzruszony. I odtąd nigdy nie żałował jałmużny[2]". Ówczesne źródła podają, że rodzina świętego Szymona pochodziła z „niższych warstw mieszczańskich[3]". Żyjący w tym czasie historyk, ksiądz profesor Maciej Miechowita, określił status społeczny Szymona jako „homo plebeius[4]", czyli zwykły człowiek. Na pewno nie mogli być zbyt zamożni, skoro święty Szymon wpłacił jako wpisowe do kasy Akademii Krakowskiej zaledwie 1 grosz. Jak pamiętamy z żywota świętego Jana Kantego, ten wpłacił całą kwotę wpisowego, to znaczy 6 groszy. „W Archiwum Uniwersytetu Jagiellońskiego zachowany jest wpis z 1454 roku, dowodzący wstąpienia w mury Uczelni Szymona. Był jednym z 225 scholarów rozpoczynających w trymestrze roku 1454 naukę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Simon Gregori de Lipnice (Szymon, syn Grzegorza z Lipnicy) rozpoczął edukację za rektoratu mgr. Benedykta Hessego, świętej teologii profesora, kanonika krakowskiego[5]". Z pewnością również pamiętamy z poprzednich konferencji o tym, że w roku 1453 do Krakowa przyjechał święty Jan Kapistran, ówczesny wikariusz generalny Obserwantów, uczeń i przyjaciel świętego Bernardyna ze Sieny. Przez rok ten święty franciszkanin mówił kazania, stojąc na podwyższeniu, na rynku krakowskim, przed kościołem świętego Wojciecha, a gdy zaczynały się dni mroźne, to wtedy podwyższenie ustawiano we wnętrzu kościoła Mariackiego. „Przez dwie godziny głosił Słowo Boże w języku łacińskim, a potem przez następne dwie godziny jakiś kapłan powtarzał kazanie w języku polskim, a lud słuchał z zainteresowaniem[6]". Między słuchającymi byli również studenci i profesorowie z Akademii Krakowskiej, z których wielu wstąpiło później do założonego przez świętego Jana Kapistrana klasztoru na Stradomiu w Krakowie. Wiele też wskazuje na to, że jednym ze słuchaczy był święty Szymon z Lipnicy, a te kazania mogły tak na niego wpłynąć, że po kilku latach został zakonnikiem właśnie u krakowskich Braci Mniejszych Obserwantów. Bardzo ładnie opisał to ksiądz Floryan Jaroszewicz, posłuchajmy: „między tak pięknym i licznym gronem był i błogosławiony Szymon i pod chorągwią świętego Kapistrana między rycerze Chrystusowe został policzony[7]". Było to w 1457 roku, kiedy to Szymon z Lipnicy ukończył już w Akademii Krakowskiej wydział nauk wyzwolonych (atrium) z tytułem bakałarza i rezygnując z dalszej kariery naukowej, najprawdopodobniej od razu wstąpił do zakonu Braci Bernardynów. W roku 1458, po odbyciu rocznego nowicjatu, „pod kierunkiem Krzysztofa z Varisio - włoskiego brata mniejszego (obserwanta), towarzysza św. Jana Kapistrana[8]", Szymon z Lipnicy złożył śluby zakonne, wtedy też, prawdopodobnie w tym samym klasztorze bernardyńskim na Stradomiu, kontynuował studia teologiczne. https://pl.wikipedia.org/wiki/Ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82_%C5%9Bw._Bernardyna_w_Krakowie Wydaje się, „iż Szymon odznaczający się pilnością i wrodzonymi zdolnościami zdobył w konwencie krakowskim gruntowną wiedzę teologiczną, skoro (...) wykazał w następnych latach dobre przygotowanie doktrynalne w swej pracy kaznodziejskiej[9]". Święcenia kapłańskie musiał otrzymać przynajmniej kilka lat przed rokiem 1465, gdyż właśnie od tego roku „pełni już funkcję przełożonego tarnowskiego konwentu[10]", a wiadomo, że na takie stanowisko nie mógł być powołany świeżo wyświęcony kapłan. Po dwuletnim sprawowaniu funkcji gwardiana w Tarnowie został z powrotem przeniesiony do Krakowa, gdzie zaczął pełnić funkcję kaznodziei. Ten bardzo poważany u Bernardynów urząd pełnił aż do śmierci, czyli do roku 1482. U Bernardynów „na kaznodziejów powoływano przedniejszych braci. Wyznaczało ich na wszystkie klasztory definitorium [czyli rada prowincjonalna] na kapitule [czyli zgromadzeniu przedstawicieli wszystkich zakonników z danej prowincji, jest to najwyższa władza w tej prowincji; natomiast zgromadzenie przełożonych i wybranych delegatów z całego zakonu nazywa się kapitułą generalną i ona jest najwyższą władzą zakonu]. (...) Godność tę ceniono sobie wielce i ubiegano się o nią. Obok innych przyczyn, wpływało na to niezawodnie, że kaznodziejstwo dawało sposobność do rozgłosu i szacunku u ludzi. Urząd kaznodziejski liczył sią jako pierwszy po (...) [funkcji gwardiana] i często bywał wstępem do tegoż[11]". Co ciekawe, u naszego bohatera kolejność była odwrotna, być może uważano, że ma tak duży talent kaznodziejski, że Kościół więcej zyska, gdy Szymon będzie nauczał wiernych, niż gdyby kierował klasztorem. Chociaż ojciec gwardian mógł również głosić kazania, to jednak odpowiedzialność za cały klasztor mogłaby przeszkadzać w bardziej solidnym przygotowaniu się do tych kazań. „Praca kaznodziejska wymagała wtedy [a dzisiaj nie wymaga?] dość gruntownych podstaw naukowych. Kazania tego czasu były pełne dowodów, zawiłych nieraz argumentacji, pełne dystynkcji [wytworności] i cytatów. Opierać je musiano na znajomości Pisma Świętego, ascetyki i filozofii chrześcijańskiej. Dlatego kaznodzieja pragnąc utrzymać się na pewnym poziomie, musiał poświęcić dużo pracy na przygotowanie się do głoszenia nauk[12]". Kaznodzieja miewał pomocnika, tak zwanego drugiego kaznodzieję. Żeby zostać kaznodzieją, podobnie jak gwardianem, trzeba było przebywać w zakonie przynajmniej kilka lat, po czym można było być powołanym najpierw na pomocnika, czyli drugiego kaznodzieję, a dopiero po jakimś czasie na pierwszego. Funkcja ta wiązała się z wieloma przywilejami w zakonie, na przykład kaznodzieja nie musiał spowiadać wiernych lub dyżurować w kuchni. „Szymon z Lipnicy był nie tylko kaznodzieją zakonnym, ale przede wszystkim katedralnym. Dotąd ten zaszczytny i odpowiedzialny urząd pełnili wyłącznie dominikanie i profesorowie teologii Akademii Krakowskiej. Szymon był pierwszym, który przełamał tę tradycję jako bernardyn. Kazania w katedrze wygłaszano do elity umysłowej Krakowa w języku łacińskim. To dowodzi, że Szymon doskonale opanował ten język[13]". Szymon z Lipnicy odznaczał się wielkim nabożeństwem do Najświętszej Maryi Dziewicy. „Zawsze kilka godzin na Jej wysławianie obracał. Na Jej cześć naznaczone w zakonie posty ściśle chował, a sam ich dobrowolnie sobie przyczyniał. Do Jej Wniebowzięcia na wzór patriarchy swego świętego Franciszka „Kwadragezymę" [czyli post czterdziestodniowy] ostro pościł, przeto jako on wylewał się na Matki Boskiej uczczenie, tak Jej nie raz był uradowany widzeniem, czego świadectwem są dotąd obrazy jego dawne. Na swojej celi drzwiach napisał dla siebie i dla innych po nim dwa wierszyki [wersy]: „Ktokolwiek będziesz mojej celi mieszkalnikiem, pamiętaj, byś był Matki Boskiej miłośnikiem[14]". Ten sam przekaz można też znaleźć innymi rymami ułożony: „O ty, co na mieszkanie obierzesz te ściany, bądźże Maryi Matce jak dziecię oddany...[15]". Podobnie jak przy opracowaniu żywota świętego Jana z Dukli, także tu będziemy w dużej mierze korzystać z kilku prac żyjącego na przełomie XIX i XX wieku ojca Czesława Ignacego Bogdalskiego, kaznodziei generalnego OO. Bernardynów. Ale najpierw powinniśmy poznać, choćby pobieżnie, kilka faktów historycznych z działalności zakonu Obserwantów zwanych w Polsce Bernardynami. Z poprzedniej konferencji pamiętamy, że franciszkanie po śmierci świętego Franciszka z Asyżu podzielili się na dwa odłamy, wyłoniło się wtedy jedno stronnictwo franciszkanów, które nie dość sumiennie i „nieco wolniej (...) [sobie] regułę [świętego Franciszka] tłumaczyło[16]", a więc byli to zakonnicy, którzy podporządkowywali się bardziej złagodzonej regule zakonnej. Nazywali się oni Braćmi Mniejszymi Konwentualnymi (OFMconv.) Oraz drugie stronnictwo, w którym byli franciszkanie preferujący przestrzeganie dawnej, a więc surowszej, ustanowionej jeszcze przez świętego Franciszka, reguły. Było to stronnictwo „które wypełniało [tę] regułę z całą świętością[17]", a nazywano ich Braćmi Mniejszymi Obserwantami (OFM). Obserwancja to „ściślejszy sposób zachowania, przestrzegany przez członków danego zgromadzenia zakonnego w Kościele Katolickim[18]". (Z łaciny: observantia - 1. uważanie, uwaga; 2. poszanowanie, poważanie; 3. pilność, staranność, baczność, ścisłe przestrzeganie prawa; 4. przestrzeganie reguły zakonnej; 5. obrzęd, kult, modlitwa[19].) Można jeszcze dodać, że dużo później, bo w XVI wieku wydzieliła się trzecia gałąź franciszkanów Braci Mniejszych Kapucynów (OFMcap.). Nas oczywiście będzie interesowała tylko historia franciszkanów Konwentualnych i Obserwantów. Otóż w 1471 roku papieżem został, wcześniejszy generał Zakonu Franciszkanów Konwentualnych, kardynał Francesco della Rovere, który przybrał imię Sykstusa IV. Nie był to dla Kościoła zbyt dobry papież, który chociaż zasłynął z ufundowania kaplicy sykstyńskiej, to jednak jeszcze wyraźniej zapisał się w historii jako krzewiciel gorszącego nepotyzmu, dając sześciu członkom swojej rodziny kapelusze kardynalskie, a wielu innym bardzo intratne stanowiska kościelne oraz książęce. Nie będziemy tu oceniać tego papieża, natomiast skupimy się na jego stosunkach z Obserwantami. Sykstus IV, od kiedy był jeszcze franciszkaninem konwentualnym, żywił wiele uprzedzeń do tego surowszego w swojej regule odłamu franciszkanów. Kiedy został papieżem, nic się u niego pod tym względem nie zmieniło, a nawet wszelkie pretensje i urazy, jakie żywił do Obserwantów, jakby się spotęgowały. Również jego bardzo wpływowy siostrzeniec, kardynał Pietro Riario, wyjątkowo nienawidził Obserwantów, co stawiało ten zakon w niezwykle trudnym położeniu. Ten młody, bo zaledwie 25-letni, świeżo mianowany kardynał „zaczął usilnie nalegać na swego wuja, by jenerałowi Konwentualnych przywrócił dawną moc nad wszystkimi gałęziami zakonu franciszkańskiego. Proponował, aby znikły i skasowane zostały te nowe organizmy zakonne, które na starym pniu wyrosły, lecz się odeń odłączyły. Głównie domagał się, aby Obserwantom tym najgroźniejszym współzawodnikom Konwentualnych odebrał Sykstus IV tak zwaną: »konstytucyę Eugeniuszową«, która zapewniała im niemal zupełną autonomię i w nominalnej tylko zostawiała ich zależności od generała Konwentualnych. Chciał także, aby i inne przywileje, jakie posiadali, odwołane zostały, a oni sami na powrót zmuszeni do posłuszeństwa Konwentualnym. (...) Myśl ta, (...) trafiła nad podziw łatwo do przekonania Sykstusa IV[20]". Papież jednak w tym wypadku postanowił nie działać zbyt pochopnie i w celu skasowania niewygodnego odłamu franciszkanów zwołał konsystorz, a więc zgromadzenie wszystkich przebywających w Rzymie kardynałów. Aby zostały zachowane pozory obiektywizmu, dodatkowo na to zgromadzenie został wezwany wikariusz generalny Obserwantów, ojciec Marek z Bononii (łacińska nazwa Bolonii). Jego obecność miała usprawiedliwiać działania, które papież chciał podjąć w stosunku do podległego ojcu Markowi z Bononii zakonowi. Papież wiedział, że to posunięcie niewiele zmienia w układzie sił i sprawa dla zakonników, którzy trzymali się tradycyjnych zasad zapisanych przez świętego Franciszka, właściwie była przegrana. Większość kardynałów była wdzięczna papieżowi za otrzymane od niego przywileje, a część nie chciała z nim żadnych konfliktów, więc bezwzględnie popierała jego zdanie. Stanowiska Obserwantów, oprócz ojca Marka, mogło bronić najwyżej dwóch, być może trzech kardynałów. Ojciec Marek z Bononii „choć był najznamienitszym owych czasów mówcą. Mocno wzruszony, do głębi wstrząśnięty, dobywał wszystkich sił, użył najpotężniejszych argumentów w obronie swego zakonu, ale... wszystko daremnie! Wtedy zbytnio rozżalon, przejęty słuszną trwogą o los swych braci zakonnych, wyjął nagłym ruchem z zanadrza regułę świętego Franciszka [z Asyżu] i rzucając ją z siłą na stół przed papieża, padł równocześnie na kolana i z jakąś niesłychanie przenikającą grozą zakrzyknął: - Święty Ojcze Franciszku, ty sam broń prawdziwego przestrzegania swej reguły - ja tu niczego nie dokażę! I natychmiast wybiegł szybko z sali konsystorskiej. Krok ten - co prawda - bardzo zuchwały, lecz podyktowany ostatecznem zwątpieniem w możność obrony swej słusznej sprawy, nieopisane sprawił wrażenie. Kardynałowie zawahali się ze swą decyzją - sam Sykstus IV do żywego poruszony sesję odroczył, - uchwała nie zapadła żadna![21]". Natomiast ojciec Marek natychmiast opuścił niebezpieczny dla siebie Rzym i udał się do przyjaznego mu Neapolu. Stąd porozsyłał listy do wszystkich prowincji zakonnych z nakazem modlitwy o ratunek dla zakonu. Następnie wysłał listy do wszystkich monarchów w tych państwach, gdzie znajdowały się klasztory obserwantów, z prośbą o ochronę i wstawiennictwo u papieża za nimi. Było to doskonałe posunięcie, gdyż wszyscy monarchowie przysłali „pisma broniące użyteczności tego zakonu. Były między tymi listami nawet niektóre bardzo silne, jak np. króla angielskiego lub księcia medyolańskiego, którzy bez ogródki oświadczyli, że co do nogi wypędzą ze swych państw wszystkich Konwentualnych, jeśli cokolwiek przeciw Obserwantom postanowione zostanie. Listy te niezmiernie wzburzyły papieża. - Sądziłem - rzekł Sykstus IV do kardynała Calandrini - że mam sprawę z żebraczymi i wszawymi braćmi, a nie ze wszystkimi książętami ziemi![22]". Ponieważ papież, co oczywiste, chciał mieć jak najlepsze stosunki z tymi władcami, więc od tego czasu zaniechał wszelkich kroków przeciw Obserwantom. W miejscowości Aquila we włoskiej Abruzji w 1472 roku odbyła się dwunasta kapituła generalna obserwantów. Kapituła ta połączona była z podniosłą uroczystością przeniesienia ciała świętego Bernardyna ze Sieny z kościoła świętego Franciszka do nowo, specjalnie wybudowanej w tym celu świątyni. Na tę uroczystość z Polski został wysłany wikariusz polskiej wikarii ojciec Anioł z Ostrowa oraz nasz bohater, ojciec Szymon z Lipnicy, wybrany jednogłośnie jako dyskret, „co było najlepszym dowodem, jakiem już wówczas mimo młodego wieku cieszył się u swych współbraci zakonnych zaufaniem i miłością[23]". Razem z nimi wyjechało jeszcze czternastu bernardynów[24] i wszyscy oni po uroczystościach przeniesienia ciała wrócili do Polski. Natomiast ojciec Szymon i ojciec Anioł z Ostrowa zostali na miejscu w celu wzięcia udziału w kapitule generalnej. Na tej kapitule kolejnym, dwunastym wikariuszem generalnym został wybrany, późniejszy błogosławiony, Brat Anioł z Chivasso[25] [czyt. Kiwasso]. Ponieważ jako nowo wybrany wikariusz, musiał złożyć homagium, czyli hołd oddania się pod władzę papieżowi Sykstusowi IV, więc w tym celu wraz z większością członków kapituły udał się do Rzymu. Papież przyjął Obserwantów nadzwyczaj łaskawie i nawet przebaczył Markowi z Bononii te jego wcześniejsze „przewinienia", zapewniając go o swojej przychylności. „Gdy Obserwanci rzucili się do stóp ojcu świętemu i głośno jęli dziękować, papież wyciągnął prawicę, uciszył te głosy, a zwracając się do nowo wybranego wikariusza Anioła z Chivasso zażądał odeń, by we wszystkich prowincyach zakonu wyszukał najzdolniejszych kaznodziejów, którzy by w danej chwili na skinienie papieskie głosić poszli krucyatę przeciw niewiernym. - Ale to nie zaraz jeszcze; - dodał po chwili. - Natomiast zaraz wyszukasz innych, i to we wszystkich krajach, równie zdolnych i wymownych, aby szli w lud i głosili pokutę, bo niewiara znowu się wkradła i zwrot ku pogaństwu znowu się zjawił. Trzeba, aby byli uczeni... i święci, bo muszą naprawić to, co zepsuli także uczeni... lecz źli. Po tych słowach zasępił się papież. Zrozumieli nasi jego smutek i zamyślenie. Sykstus IV był sam humanistą, humanizm wspierał, humanizmu zamierzał użyć, by otoczyć blaskiem i świetnością swe panowanie, lecz marzył zawsze tylko o humanizmie dodatnim, chrześcijańskim, a tu obok elity prawdziwie uczonych, napłynęło do Rzymu mnóstwo szumowin i rozpoczęło swe rozkładowe działanie[26]". Pierwsze zadanie, w którym należało wyznaczyć kaznodziejów, którzy na wezwanie papieża mieli rozpocząć głoszenie krucjaty, poszło szybko i sprawnie. Gorzej było z wyznaczeniem tych, którzy mieli walczyć ze złym humanizmem i głosić pokutę. Kłopotem była tu odmienność tych humanistycznych kierunków w różnych państwach i potrzeba znalezienia odpowiedniej metody do każdego z nich. „Szła przeto praca powoli, bo ją roztrząsano wszechstronnie - i tu właśnie miał Szymon z Lipnicy wyśmienitą sposobność dokładnego zapoznania się z humanizmem, jego kierunkami, tendencyą, a wreszcie z dodatnimi lub ujemnymi rezultatami jego[27]". Po zakończeniu obrad i rozdzieleniu zadań, ojciec Anioł z Chivasso rozesłał wszystkich zakonników do swoich prowincji, a tam od razu zaczęto wyznaczać kaznodziejów pokutnych, którzy mieli pokutę głosić i do niej wzywać. „Rozszerzać i utrwalać królestwo Chrystusowe w sercach ludzkich; wdrażać w umysły znajomość i potrzebę prawd wieczystych, gdzie te były nadwątlone lub zaniedbane; prowadzić ludzi po niezawodnych ścieżkach wiary; strzec czystości Zbawicielowej nauki przed wszelkim atakiem herezji czy schizmy. Lecz to wszystko było dopiero połową zadania, która spełniona, wystarczała wobec maluczkich - ale niedostateczną była wobec wyższych warstw narodu. Tam... u góry - obok tu wskazanych prac i wysiłków - potrzebną była jeszcze każdemu z tych przepowiadaczy pokuty: pewna głębsza miara nauki, dar łatwego rozeznawania tych prądów umysłowych i chwytania ich w lot tym bardziej, ile że zazwyczaj wślizgiwały się najrozmaitszymi ścieżkami, częstokroć bardzo nieuchwytnymi Na pozór... na oko... były te prądy ujmujące, nieraz świetne, a nieść mogły z sobą zarody trucizny lub zawieruchę sumień. Trzeba więc było im stać na straży wszystkich wkraczających idei i ze źrenicą pilnie otwartą przestrzegać, by któraś z nich nie wnosiła pojęć wywrotowych i nie początkowała anarchii w rzeczach wiary. Nie rozchodziło się tu o jakieś uciemiężenie ludzkiej myśli, lub trzymanie jej w pętach, - lecz o to: by dla złudnych fantazyi ducha, nie marniał ów wielki i tak krwawo zdobyty, Zbawicielowy okup dusz. Taką była druga połowa zadania «kaznodziejów pokutnych». Żarliwość, dar wymowy, nauka i świętość życia - oto wymagane od nich cechy[28]". Wybrano więc „kaznodziejami pokutnymi", którzy „strzec mieli czystości wiary i bronić naród przed zgubnymi ideami pogańskiego humanizmu (...) w Poznaniu Andrzeja Reya, w Wilnie Maryana z Jeziorka, we Lwowie Jana z Dukli, (...) a na najważniejszy posterunek w Krakowie, (...) Szymona z Lipnicy[29]". Warszawa była przez jakiś czas nieobsadzona, ale potem to stanowisko objął późniejszy błogosławiony Władysław z Gielniowa.
http://lipnicamurowana.pl/gr4/images/stories/ogolne/sw_szymon.jpg My, żyjący obecnie, mamy takie wyobrażenie, że w tamtych wiekach zarówno całe społeczeństwo jak i wszyscy kapłani byli bardzo pobożni i wierni Kościołowi. Niestety, prawda jest trochę inna. Otóż, już na jednym z synodów trzynastowiecznych we Włoszech uznano, „że przyczyną upadku wiary i moralności było: »sacerdotium non sanum« [niezdrowe kapłaństwo, stan kapłański nie jest zdrowy], to zaprawdę kto pilnie przejrzy treść uchwał, jakie zapadły na synodach w Polsce w XV wieku, ten mimowolnie przyznać musi, że i u nas pod tę porę było »sacerdotium non sanum«. Wierzyć się nie chce, ale właściwie duchownego owych czasów niepodobna było nawet odróżnić od ludzi świeckich. Odrębnego ubrania kapłańskiego, po któremby ich na pierwszy rzut oka rozeznać można, nie było podówczas wcale. Nosili szaty, jakie były w powszechnem użyciu, a więc hołdujące coraz to zmiennej modzie, długie, powłóczyste, o olbrzymich do ziemi spadających rękawach, to znów wycięte silnie pod szyją, rozwarte z przodu, z tyłu, albo obcisłe, uwidoczniające kształty ludzkie itd., itd. Żeby to choć owo ubranie było ciemne czy czarne, lecz i to nie, owszem duchowni nosili suknie czerwone, zielone, pstre, różnokolorowe, w pasy, desenie, wypustki i tak dalej. Trudno w takim stroju rozpoznać było duchownego, chyba że go ktoś znał osobiście. W dodatku duchowni mimo licznych zakazów nosili brody, wąsy, trefili włosy, skręcali je w bujne kędziory. Nierzadko występowali uzbrojeni, już to dla własnej ochrony lub dla dodania sobie powagi. A więc widziałeś u nich: łuki, katapulty, miecze, kordy a nawet włócznie[30]". Również przyzwyczajenia i zachowania osób świeckich przyjmowali duchowni jako swoje. Stąd często synody diecezjalne zmuszone były stanowić prawa i zakazy dla poprawiania obyczajów duchowieństwa. „Dodajmy do tych wszystkich zakazów owe wcale liczne, które traktowały o stosunku duchownych do niewiast i o konkubinacie, - a będziemy mniej więcej mieli dokładne pojęcie o tem, co było treścią narad i uchwał ówczesnych synodów[31]". W polityce wewnętrznej państwa oraz w mentalności polskiego społeczeństwa w drugiej połowie piętnastego wieku zachodzą również zmiany, które inaczej kształtują ducha narodowego i wpływają na późniejszą przyszłość Polski oraz Kościoła w Polsce. Te nowe prawa i przywileje, a także złowrogie nowinki, napływają w większości do naszego kraju z zagranicy. A to co zdawało się „obiecywać wspaniałe zjednoczenie chrześcijańskiego ducha i wiary z mądrością starożytnych filozofów i formą starożytnych pisarzy, (...) [to] u późniejszych [myślicieli] w wieku XVI miało się objawić jako zwątpienie w prawdy religijne w Kościele przechowane, lub jako nienawiść [do] Kościoła. Dwa te prądy nieświadome [być może] jeszcze swoich skutków ani swego kresu, ścierają się już z sobą i na dworze, i w uniwersytecie, i w wyższem duchowieństwie i wśród uczącej się lub świeżo wyuczonej młodzieży. Właściwy przedmiot walki, jej właściwy cel, jej natura, objawi się dopiero później; ale jej pierwiastki już są, choć niewidoczne, choć może sobie samym nieznane[32]". Tak napisał o. Czesław Bogdalski ponad sto lat temu. My obecnie mamy możliwość, aby dokładnie zobaczyć, jak objawia się przedmiot, właściwy cel i natura tej odwiecznej walki przeciwko Bogu. Przecież dzisiaj, kiedy słuchamy o tych średniowiecznych zwątpieniach w prawdy Boże i kościelne oraz o tej ówczesnej nienawiści do Kościoła i jego kapłanów, to jednocześnie zauważamy, że to przecież doskonale znane nam zachowania, które objawiają się właśnie teraz z całą swoją wyrazistością i brutalnością. Czyż więc te starocie, które współcześnie nazywane są nowościami lub też nowoczesnością bądź postępem, nie są ciągle odgrzewanym przedwiecznym kotletem. Jak widać z powyższego, „ktoś" bardzo ciężko pracuje od wielu stuleci, a nawet tysiącleci, aby wszystko co Boże niszczyć, przede wszystkim Kościół i jego kapłanów, ich gorliwość i pobożność. Tak samo poniżyć wiernych, wyśmiać ich i pokazywać inne drogi oraz religie, w których również można osiągnąć „zbawienie". Aby jak najbardziej zaciemnić tę prawdziwą Drogę i prawdziwego Boga. Aby wszystko wyglądało właśnie tak, jak to dzisiaj z niepokojem obserwujemy. http://lipnicamurowana.pl/gr4/images/stories/ogolne/historia/szymon/sw_szymon1.jpg W tamtych, jak widzimy wcale nie tak łatwych czasach, przyszło przyjąć obowiązki „kaznodziei pokutnego" naszemu świętemu bohaterowi, Szymonowi z Lipnicy. „Widział w społeczeństwie rozpętane namiętności; u góry walkę z najwyższym autorytetem Kościoła; u możnych zbytek i szeroką żądzę władzy; u biskupów chwiejność a tu i ówdzie obojętność w rzeczach wiary; u szlachty rosnącą butę i wzrastający ucisk ludu; u duchowieństwa rozluźnione obyczaje; w uniwersytecie ścierające się prądy umysłowe wieku; u bogatego mieszczaństwa wygórowaną chęć użycia świata i wkraczający indyferentyzm [czyli obojętność] religijny; w mniejszych miastach kłótnie, zawiści i życie nad stan; u ludu pijaństwo, rozpusta[33]". Ale zazwyczaj właśnie w tak trudnych czasach Pan Bóg posyła ludzi świętych, aby wyraźnie i głośno uświadamiali nam nasze błędy i wskazywali właściwą drogę, bo chociaż mamy oczy i uszy, to jednak ledwo widzimy i słabo słyszymy. Dlatego też nasz święty mówił z anielską cierpliwością o niezmiennych prawdach wiary, przypominał Ewangelię i naukę Pana Jezusa. Ponieważ uważał, „że najpierw trzeba ludziom przypomnieć Boga, wykazać całą piękność i czar religii, cały wdzięk Chrystusowych zasad, głębię i mądrość objawionej nauki a płytkość i sofisteryę [a więc dowodzenie za pomocą sofizmatów, czyli przykładów czy dowodów rozmyślnie wprowadzających w błąd] ludzkiej filozofii. Humanizmu nie spuści on z oka, pilne baczenie da na jego rozwój, a skoro tylko spostrzeże skrajne w nim dążności, natychmiast wystąpi do walki i jego własną będzie się starał pobić go bronią[34]". Aby móc głosić interesujące i zarazem porywające kazania, Szymon z Lipnicy niestrudzenie zbierał materiały do swych dzieł. Praktycznie nie rozstawał się z księgami, które wypożyczał. Wzorował się na takich mistrzach, jak święci Grzegorz Wielki, Ambroży, Hieronim, Augustyn, Bonawentura czy Tomasz z Akwinu. Aby mieć stale dzieła tych wielkich mistrzów u siebie, zaczął nasz bohater, podobnie jak święty Jan Kanty, przepisywać te traktaty w całości lub tylko wybrane z nich fragmenty, które zdawały mu się cenniejsze. Swoje kazania również starał się zapisywać i tak powstała gruba księga licząca kilkaset kart, własnoręcznie spisana przez Szymona z Lipnicy oraz przez specjalny zespół skrybów, którym kierował. Niestety jego kazania zaginęły, „ale w najstarszych kronikach znajdujemy (...) tematykę i sposób kazań przez niego głoszonych. Święty Szymon w stylu swojego kaznodziejstwa, a nawet w modulacji głosu, jak również w stosowaniu zwrotów modlitewnych w trakcie kazań, naśladował świętego Bernardyna ze Sieny i świętego Jana Kapistrana, którego słyszał w młodości jako student Akademii Krakowskiej[35]". Święty Szymon pisał kazania po łacinie, ale do ludu wygłaszał je po polsku. Miał on w swoich kazaniach zwyczaj, idąc za przykładem takich świętych braci obserwantów, jak Bernardyn ze Sieny czy Jan Kapistran, często i głośno wzywać imię Jezusa. Posłuchajmy, jak ówczesna kapituła kanoników krakowskich reagowała na to łamanie według nich drugiego przykazania, co odnotował w swojej kronice Jan z Komorowa: „Kapituła krakowskich kanoników kilkakrotnie za podszeptem szatana, bez jakiejś wcześniejszej niechęci, wzywała Szymona z Lipnicy do siebie, pragnąc pomniejszyć wpływ i znaczenie jego przepowiadania i konsekwentnie doprowadzić do tego, by lud Boży stał się obojętny na jego żarliwe głoszenie i na miłość braci. Dzięki łasce Bożej pokonywał jednak wszystkie przeciwności, uznając je za odpowiednie dla ćwiczenia się w cierpliwości. Wezwany stawił się na kapitule krakowskiej z tego powodu, że w kazaniach kazał ludowi wzywać głośno imienia Jezus. Na kapitule uklęknął przed kanonikami i pokornie przeprosił za to, czym wobec nich zawinił. Mówią mu: „Ty każesz ludowi wspólnie wykrzykiwać imię Jezus, a tutaj nie było nigdy takiego zwyczaju i boimy się, żeby z tego nie powstało jakieś zło albo jakaś herezja. A on smutnym głosem woła: „O Boże, oto już nie wolno wzywać i głosić Twojego Imienia, które Ty wyjątkowo wyróżniłeś i zapowiedziałeś, że apostołowie i ich następcy, w tym imieniu będą czynić wielkie cuda. A ci, którzy o to imię w sercach naszych i ludzi im poddanych winni się troszczyć, usiłują z serc wszystkich Ciebie wypędzić". Oni słysząc te słowa, ze wstydem przyznali, że ma prawo korzystać z łaski danej mu przez Boga i prosili, by modlił się za nich i ludzi do tego zachęcał[36]". Jednym ludziom w pewnych czasach będzie przeszkadzało imię Jezusa, z kolei innym, w innych czasach może przeszkadzać Jego królowanie. Zawsze znajdują się tacy, dla których Bóg będzie niewygodny. Natomiast o dużej przyzwoitości oraz o skruszeniu własnej dumy świadczy to, gdy tacy ludzie, gdy zrozumieją swój błędny osąd, przeproszą za niego i poproszą o modlitwę za siebie samych. Jak widzimy, tacy ludzie żyli jeszcze około sześćset lat temu, a pewnie i dzisiaj żyją, ale kto wie, może się trochę wstydzą, żeby zachować się tak, jak ci w średniowieczu. Święty Szymon z Lipnicy, wzywając imię Jezusa, wzorował się jak już wcześniej wspomniano na świętym Bernardynie ze Sieny, który kilkadziesiąt lat wcześniej miał podobne problemy. Tak jak wszyscy prawdziwie i głęboko wierzący katolicy, tak i święty „Bernardyn wyróżniał się szczególnym nabożeństwem do Imienia Jezus. Nosił je wypisane barwnie na tabliczce, aby było z dala widoczne. Każde kazanie rozpoczynał od wezwania tego najsłodszego Imienia. Raz po raz przerywał przemówienie i podnosił tabliczkę w górę, a wszyscy, padając na kolana, oddawali hołd Imieniu Jezusa. W tym jednak nowym nabożeństwie niektórzy zaczęli dopatrywać się herezji. Oskarżono więc go przed papieżem Marcinem V (1426), [Kiedy święty Bernardyn podczas kazań unosił tabliczkę z imieniem Jezusa, „zawistni nieprzyjaciele uczynili z tego pretekst do donosu, jaki złożyli u Marcina V. Papież, nie znając sytuacji, poinformowany, że jakiś franciszkański mnich wprowadza samowolnie nowe, niezatwierdzone przez Kościół formy kultu, ukarał go zakazem głoszenia kazań. Kiedy jednak sprawa wyjaśniła się, ojciec święty cofnął swój zakaz i zaproponował ojcu Bernardynowi objęcie biskupstwa sieneńskiego[37]".] a potem także przed papieżem Eugeniuszem IV (1431) i przed ojcami soboru w Bazylei (1438). Bernardyn jednak odniósł wszędzie zwycięstwo nad swoimi przeciwnikami[38]". [1] Anna Zahorska, Ilustrowane żywoty świętych polskich, Potulice 1937, s. 224. [2] Tamże. [3] Hagiografia Polska, tom II, dzieło zbiorowe pod red. O. Romualda Gustawa OFM, Poznań 1972, s. 455. [4] http://tenetetraditiones.blogspot.com/2014/07/b-szymon-z-lipnicy-18-lipca.html [5] https://docplayer.pl/56040810-Szymon-z-lipnicy-swiety-absolwent-uniwersytetu-jagiellonskiego.html [6] Jan z Komorowa, Kronika Zakonu Braci Mniejszych Obserwantów (1209-1536), Kalwaria Zebrzydowska 2014, s. 137. [7] X. Floryan Jaroszewicz, Matka Świętych Polska, Cz. III, Poznań 1894, s. 42. [8] http://www.bernardyni.ofm.pl/swieci/Szymon_z_Lipnicy.htm#kaznodzieja [9] Hagiografia Polska..., s. 459. [10] Tamże. [11] X. Kamil Kantak, Bernardyni polscy 1453-1572, t. I, Lwów 1933, s. 141-142. [12] Romuald Gustaw OFM, Kajetan Grudziński OFM, Święty Szymon z Lipnicy (1435-1482), Kraków 2007, s. 41-42. [13] https://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/07-18a.php3 [14] X. Floryan Jaroszewicz, Matka Świętych..., s. 42-43. [15] http://tenetetraditiones.blogspot.com/2014/07/b-szymon-z-lipnicy-18-lipca.html [16] Ks. Melchior Buliński, Dzieje Kościoła polskiego, t. III, Poznań MCMXII, s. 191. [17] Tamże. [18] https://pl.wikipedia.org/wiki/Obserwancja [19] Ks. dr Alojzy Jougan, Słownik kościelny łacińsko-polski, Sandomierz 2013, s. 457 [20] O. Czesław Bogdalski, Szkice z dziejów humanizmu w XV stuleciu, Kraków 1909, s. 86. Dostępne w internecie 20.05. 2019 strona: https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/49598?id=49598 [21] Tamże, s. 87-88. [22] Tamże, s. 88. [23] O. Czesław Bogdalski, Bernardyni w Polsce 1453-1530, t.II, Kraków 1933, s. 21. [24] Według kroniki napisanej przez o. Jana z Komorowa na tę kapitułę wysłano dwudziestu czterech braci. [25] Jan z Komorowa, Kronika Zakonu..., s. 194. [26] O. Czesław Bogdalski, Szkice z dziejów..., s. 90. [27] Tamże s. 92. [28] Tamże, s. 101. [29] O. Cz. Bogdalski, Błogosławiony Szymon..., s. 61. [30] O. Czesław Bogdalski, Szkice z dziejów..., s. 106. [31] Tamże, s. 108. [32] Tamże, s.109. [33] O. Czesław Bogdalski, Szkice z dziejów..., s. 110. [34] Tamże, s. 111. [35] Kajetan Rajski, Prawdziwy święty... czyli kto?, tom I, Sandomierz 2015, s. 182. [36] Jan z Komorowa, Kronika Zakonu..., s. 219. [37] https://www.pch24.pl/sw--bernardyn-ze-sieny-,2690,i.html [38] https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/05-20.php3 Powrót |