Błogosławiony August Czartoryski Część I Błogosławiony August Czartoryski[1] Tej nocy zapraszamy na naszą nocną pielgrzymkę błogosławionego Augusta Czartoryskiego, którego w Litanii Pielgrzymstwa Narodu polskiego wzywamy jako patrona ziemiaństwa polskiego. Może najpierw przypomnijmy sobie, kim byli ziemianie w Polsce. Otóż ziemianami nazywano najczęściej osoby szlachetnie urodzone, które szczyciły się własnym herbem i posiadały jako swoją własność majątek ziemski o wielkości co najmniej 50 hektarów. Rodzina Czartoryskich w osiemnastym i dziewiętnastym wieku należała do najpotężniejszych rodów arystokracji polskiej, a początki jej sięgały jeszcze wielkiego księcia litewskiego Giedymina, który był dziadkiem króla Władysława Jagiełły. Czartoryscy pochodzili ze wsi Czartorysk, która obecnie znajduje się na terenach Ukrainy. Profesor Miodek tak mówi o pochodzeniu ich nazwiska: „Nazwisko Czartoryski pochodzi od nazwy miejscowości Czartorysk na Kresach Wschodnich, a jego pierwotne brzmienie, potwierdzone zapisem z roku 1445, to Czartoryjski (czart „diabeł" + ryjski od ryć)[2]". Herbem rodziny była i jest, gdyż potomkowie rodu żyją do dzisiaj, Pogoń Litewska. Herb ten wyobraża na czerwonej tarczy siedzącego na wspiętym, białym koniu rycerza z mieczem w prawej ręce i z niebieską, owalną tarczą z podwójnym złotym krzyżem litewskim w lewej ręce. Pod przednimi nogami konia widać zamek z trzema wieżami. Czerwoną tarczę trzyma dwóch rycerzy w zbrojach, wspierających się z kolei na błękitnych tarczach z litewskim podwójnym złotym krzyżem. Całość na tle czerwonego namiotu heraldycznego podbitego gronostajami. Herb rodziny Czartoryskich Majątek Czartoryskich jeszcze przed rozbiorami liczono „podług szacunku w Rosji używanego [na] - 43,566 dusz męskich[3]", natomiast po klęsce powstania listopadowego cały, ogromny majątek Czartoryskich zaborca rosyjski skonfiskował. Pozostała tylko dworska rezydencja w Sieniawie, która ocalała dlatego, że była na terenie zaboru austriackiego. Ocalały także oszczędności Czartoryskich znajdujące się w zagranicznych bankach. Nasz bohater urodził się 2 sierpnia 1858 roku w Paryżu, w należącym od 1843 roku do Czartoryskich pałacu zwanym „Hotelem Lambert". W miejscu tym, z racji aktywnej działalności politycznej księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, spotykała się znaczna część polskiej emigracji. Bywali tu, między innymi, Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Fryderyk Szopen czy Juliusz Kossak. August został ochrzczony dwa dni później w kaplicy pałacowej a „rodzicami chrzestnymi była hiszpańska para królewska: Maria Krystyna i Ferdynand Muñoz[4]", czyli dziadkowie ze strony matki Augusta. Nasz bohater otrzymał imiona August Franciszek Maria Anna Józef i Kajetan. Ceremonii Chrztu świętego przewodził ksiądz Aleksander Jełowicki, z zakonu zmartwychwstańców. Biograf naszego bohatera, ksiądz Jan Ślósarczyk, tak opisał małego Augusta: „Dziecię było śliczne, o pulchnej twarzyczce, czarnych włoskach i ciemnobłękitnych oczkach, które z dniem każdym ciemniały, aż w parę tygodni zupełnie sczerniały. Dziecinę otoczono szczególną pieczołowitością. Ojciec życzył sobie gorąco, i to bardzo słusznie, aby pierwszym z języków, jakich się kochany Gucio uczyć będzie, był język polski, i aby go polska pierś karmiła. W tym celu sprowadzono bonę z Galicji i mamkę z Poznańskiego[5]". Ojcem Augusta był Władysław Czartoryski, drugi syn Adama Jerzego Czartoryskiego. Matka, Maria Amparo Muñoz, była córką wspomnianych już królowej Hiszpanii Marii Krystyny Burbon Sycylijskiej i księcia Don Augustína Fernando Muñoz y Sáncheza. W rodzinie Czartoryskich Maria Amparo była nazywana Amparetką, natomiast Augusta nazywano, jak już usłyszeliśmy, Guciem. W pałacu Lambert, razem z Marią Amparą, mieszkały jeszcze dwie młode kobiety, które razem z nią „pokochały się (...), jak rodzone siostry; [tak, że] (...) nawet ubiór nosiły wszystkie jednakowy[6]". Pierwsza z nich, Izabela Działyńska, żona hrabiego Jana Kantego Działyńskiego, była siostrą Władysława Czartoryskiego, a druga, księżna Maria z Grocholskich Czartoryska, była żoną Witolda Czartoryskiego, starszego brata Władysława. Ta ostatnia po śmierci męża wstąpiła do zakonu Karmelitanek Bosych, gdzie przyjęła imię Maria Xawera od Jezusa. Niestety, kiedy mały August miał sześć lat, jego dwudziestodziewięcioletnia matka zmarła na gruźlicę płuc. Pochowano ją w ostatnim i jedynym pozostałym majątku Czartoryskich w Polsce, czyli w Sieniawie koło Jarosławia. Kilka lat później kapelan rodziny a jednocześnie nauczyciel religii, którym był francuz, ksiądz M. Gril, zobaczył małego Augusta na kolanach przed obrazem Matki Bożej. „»Co robisz?« - zapytał go. Chłopiec odpowiedział z prostotą: »Proszę Najświętszą Panienkę, by była mi matką. Ona wie, że moja matka opuściła mnie, by pójść do nieba«[7]". Niestety, ta choroba, na którą zmarła matka, dotknęła również i syna, u którego już dużo wcześniej zdiagnozowano wolno rozwijającą się gruźlicę. Również inne niedomagania, takie jak: częsty „katar, (...) zaburzenia żołądkowe, koklusz, bezsenność, powolność, [czy] drażliwość[8]" zwiększały jego dotkliwe cierpienia w tym tak krótkim życiu. „Lekarze wciąż niepokoili się o jego płuca. Prawie nie opuszczali dziecinnego pokoju. Chowany w odosobnieniu, bez kontaktów z rówieśnikami, kształcony indywidualnie, pozbawiony ciepła rodzinnej atmosfery, bez matki i faktycznie bez ojca, który wciąż spełniał swoje dziejowe misje, Gucio rósł na małego sensata [w tym czasie słowem tym określano człowieka mądrego, uczonego, poważnego, pewnych zasad]. Pierwsi wychowawcy, składając raporty o małym elewie, nadmieniają, że chłopiec jest powolny, skryty, milczący (...) [a nawet uparty]. (...) rozhulał się nieco w wieku dziesięciu lat, bawiąc w gościnie u rodziny Zamoyskich w Pau [(z fr. czyt. Pu) miejscowość we Francji, niedaleko Lourdes][9]". Wychowawcą Augusta w tym czasie był pan Hipolit Błotnicki, którego Gucio nazywał „pan Bobo". To on zauważył, że zbyt częste zmiany pobytu młodego księcia, bo „prócz innych miejscowości [we] Francji, dziecko znało już Włochy, szczególnie Rzym, jedno z ulubionych miast Czartoryskich[10]", powodują u niego nerwowość i zamyślenie. Spowodowane to było spotykaniem osób obcych, „obojętnych, u których nie widział żadnej oznaki przychylności i miłości[11]". Ponieważ nie umiał rozmawiać z obcymi, więc zaczynał ich unikać. To był powód, dla którego pan Błotnicki zalecał, żeby „podczas kuracji Gucio przebywał u jakiej zaprzyjaźnionej rodziny, by mógł żyć życiem familijnym, a nie hotelowym. Prócz tego radził, by mu dano sposobność stykania się z dziećmi równymi mu wiekiem, a możliwie stanem i wychowaniem, czego dotąd stale brakowało[12]". Dlatego też, gdy hrabiostwo Stefan i Róża Zamojscy razem z dziećmi wybierali się do Pau i z chęcią widzieli u siebie Augusta, ojciec Władysław zmienił plany wyjazdowe syna i wysłał go do nich. „Właśnie w Pau mały Czartoryski pierwszy raz w życiu obcuje z dziećmi i doświadcza przeżyć niesłychanych. Ruch na świeżym powietrzu, możność wykrzyczenia się i wyhasania, konne galopady, głęboki haust swobody oraz ścieranie się charakterów są przyczyną delikatnych skarg opiekunów na jego zbyt impulsywne zachowanie. W Pau jednak ma również miejsce głębokie przeżycie religijne, przystąpienie do (...) spowiedzi[13]". Przeżycie było tak wielkie, gdyż była to jego pierwsza spowiedź. Tę uroczystość nasz niespełna dziewięcioletni bohater przeżył wspólnie z dziećmi Zamojskich w Wielką Sobotę 20 kwietnia 1867 roku. „Pozwoliła mu ona uprzytomnić sobie błędy i braki wieku dziecięcego oraz wskazała drogę ich przezwyciężania przez chrześcijańskie wyrzeczenie się, którego miał się stać w przyszłości heroicznym przykładem[14]". Po powrocie z tego pobytu chłopiec zmienił się na bardziej wesołego i otwartego. A gdy niedługo po tym znalazł się u francuskiej cesarzowej Eugenii, żony Napoleona III, to wtedy z jej synem Ludwikiem Napoleonem od razu znalazł wspólny język, co pozwoliło im na długo pozostać przyjaciółmi. W roku 1867 Gucio udał się na swą pierwszą wyprawę do Polski, aby spędzić tam lato i jesień. Podróż tę odbył tym razem z panem Franciszkiem Lutrzykowskim, jako swoim pedagogiem, gdyż pan Błotnicki nie był w stanie przejechać aż tylu kilometrów. Przebywając w majątku w Sieniawie, gdzie pochowana była jego matka, Gucio bardzo wzmocnił swoje zdrowie. „Nabrał wielkiego apetytu do polskich potraw, spał dobrze, a rano wstawał chętnie i czuł się rześki i silny. (...) Spędzał dni całe na świeżym powietrzu, harcując wśród pól i lasów. (...) Stał się posłuszny, uległy, w obejściu starał się zachowywać uprzejmość i szczerość[15]". Po powrocie Gucia z Polski książę Władysław zbliżył się na tyle do syna, że ten mógł go zacząć wreszcie darzyć synowskim uczuciem. Matkę starała się zastąpić mu siostra ojca, hrabina Iza Działyńska, która z wielką miłością i troską zajmowała się nim. W 1868 roku dziesięcioletni August rozpoczął naukę w cesarskim liceum im. Karola Wielkiego w Paryżu. W szkole czuł się całkiem dobrze, a z kolegami porozumiewał się całkiem swobodnie. Nauka nie sprawiała mu zbyt wielkich trudności i jedynie kłopoty zdrowotne nie pozwoliły mu w pierwszym roku otrzymać nagrody. Podobnie było w drugim roku. Ponieważ narastało napięcie polityczne między Francją a Prusami, książę Władysław, obawiając się o syna, wysłał go ponownie do Sieniawy tuż przed wybuchem wojny w połowie roku 1870. Tam nasz bohater wspaniale wypoczywał, jeździł po lasach, kąpał się w jeziorach i w Sanie, zwiedzał Leżajsk i Sokołów. Był kilka miesięcy w Krasiczynie u książęcej rodziny Sapiechów. Wojna francusko-pruska zakończyła się całkowitą klęską Francuzów, a do tego po oblężeniu Paryża w mieście tym panował najpierw głód, a później doszedł jeszcze terror Komuny Paryskiej. O tym, jak wielki był głód w tym czasie, świadczyło to, że w pałacu Lambert zjedzono wszystkie konie, natomiast w samym Paryżu jedzono mięso kotów, psów, szczurów, a podobno zjedzono także wszystkie zwierzęta z paryskiego zoo[16]. Jeden ze świadków oblężenia Paryża przez Prusaków oraz rządów Komuny Paryskiej, pisarz Juliusz de Goncourt (czyt. de gunkur), tak opisywał ówczesne życie w tym mieście: „Poniedziałek 3 października [1870r.]: »Dziś rano poszedłem po kartkę na przydział mięsa«, »Kupony są do 14 listopada«. Z zimna i głodu zaczynają umierać niemowlęta: »U wejścia na cmentarz dziecinne trumienki«. Kobiety mówią: »Jeszcze jedno maleństwo«. Czwartek 24 listopada: »Gałganiarz z naszego bulwaru [...] mówi Pelagii, że kupował koty po sześć franków, szczury po franku i psie mięso po franku za funt«. Wtorek 6 grudnia: »Eleganckie paryżanki zmieniają swoje pokoje kąpielowe w kurniki«[17]". Stąd powrót Gucia do Paryża był zupełnie niemożliwy, musiał więc on rozpocząć naukę u prywatnych nauczycieli w Krakowie, którzy uczyli go łaciny, greki, matematyki, literatury i historii polskiej oraz gry na fortepianie. Oprócz tej nauki, razem ze swoim nauczycielem religii, wspomnianym już księdzem Grilem, zwiedzał Kraków i w ten sposób mógł naocznie poznawać historię tego miasta. Natomiast w niedzielę wspólnie udawali się do księżnej Marceliny Czartoryskiej, która była znakomitą i znaną pianistką, a według Fryderyka Chopina: „najlepszą jego uczennicą i najdokładniejszą interpretatorką jego muzyki[18]". Była ona krewną Augusta, a jedną z jej rezydencji była Willa Decjusza w podkrakowskiej wówczas Woli Justowskiej. Tam „Gucio (...) swemu wychowawcy służył do Mszy świętej w kaplicy zamkowej. (...) Jako członek rodziny, która wiarę św. uważała za najcenniejszy skarb narodowy, która religię katolicką ceniła i praktykowała, Gucio, idąc za głębokim uczuciem swego szlachetnego serca, praktyki pobożności spełniał z wielkim przejęciem. Obrzędy kościelne robiły na nim szczególniejsze wrażenie. Udział w nich był mu zawsze miły, a całe jego zachowanie się w czasie nabożeństw zwracało uwagę otoczenia[19]". Willa w Woli Justowskiej pod Krakowem Nasz bohater już dużo wcześniej nauczył się służyć do Mszy świętej, najprawdopodobniej w wieku sześciu lub siedmiu lat „i czynił to z taką powagą, że wzbudzał zachwyt tych, którzy mu towarzyszyli, a także i samego księdza celebrującego[20]". Pierwszy wychowawca naszego bohatera, pan Hipolit Błotnicki, zanotował w swoim dzienniku, że gdy Gucio miał siedem lat, to razem z ojcem i ciocią Izą Działyńską, kiedy byli w Rzymie, zostali przyjęci na audiencji przez papieża Piusa IX, który chwalił i błogosławił młodego Augusta. W tym samym dniu: „chłopiec służył do Mszy »u świętego Klaudiusza« (...) [a zapis z innego dnia mówi, że] rankiem August poszedł z ojcem i ciotką Izą (...) na Mszę do katakumb Świętego Kaliksta, gdzie razem z ojcem służył u ołtarza...[21]". Podczas kolejnego pobytu w Sieniawie nasz trzynastoletni już Gucio pod czujnym okiem księdza Grila przygotowywał się do Sakramentu Pierwszej Komunii Świętej. „Wychowawca, któremu pilnie służył do Mszy, nie zaniedbywał dawania mu stosownych nauk i lekcji, między innymi wdrażał go do walki z wrodzonymi wadami. Mówi biograf [Giovanni] Lardone: »Aby nie zaszczepić mu błędu ascetyzmu, ani nie doprowadzić go do fałszywej dewocji, światły i mądry ksiądz Gril uczył go opanowywać się, wpajając mu głębokie zasady duchowe, pobożne przywiązanie do Kościoła oraz tę rozumną, szczerą religijność, którą się potem odznaczał. Te wartości miały pewnego dnia nadać nowy kierunek jego życiu«[22]". Ksiądz Gril napisał 237-stronicową książkę, w której „zebrał i wydrukował [po francusku, był przecież Francuzem] swoje »rozmowy z młodym księciem Augustem Czartoryskim«[23] w okresie przygotowywania go do Pierwszej Komunii[24]". Uważał, pewnie słusznie, że książka ta będzie „jedną z najcenniejszych pamiątek[25]" Pierwszej Komunii Świętej księcia Augusta Czartoryskiego. Uroczystość odbyła się przy grobie matki i grobach innych przodków Augusta, w krypcie kościoła pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Sieniawie. Z tej okazji przyjechali specjalnie z Paryża ojciec i ciotka Iza Działyńska oraz pozostali krewni. Całą uroczystość poprowadził oczywiście ksiądz Gril. Po przyjęciu Pierwszej Komunii, jak dowiadujemy się tego z opisu zawartego w książce księdza Grila, „August złożył pocałunek na sarkofagu matki. Pocałunek anioła (...) a jednocześnie pocałunek syna[26]". Kościół parafialny w Sieniawie Jesienią 1871 roku August wrócił do paryskiego liceum Karola Wielkiego, gdzie kontynuował z przerwami na lecznicze wyjazdy swoją naukę. W liceum zaprzyjaźnił się z „księciem Ferdynandem, późniejszym królem Bułgarii[27]". Ferdynand uważał Augusta za wzór do naśladowania i w szkole słuchał jego rad. 15 stycznia 1872 roku, w osiem lat po śmierci swojej młodziutkiej żony, Władysław Czartoryski ożenił się po raz wtóry, tym razem z księżną francuską Małgorzatą Bourbon-Orleańską, wnuczką króla Francji Ludwika Filipa. Miał z nią dwóch synów. Druga żona Władysława bardzo kochała Augusta i troszczyła się o niego, ale jednak pozostawała macochą i nie była w stanie zastąpić mu prawdziwej matki. W lecie 1872 roku August razem z księdzem Grilem odwiedzili dosyć pobieżnie Neapol, Pompeje i Monte Casino, natomiast dużo więcej czasu poświęcili na Rzym, który zwiedzali bardzo szczegółowo. Udało im się również dostać na audiencję u Piusa IX, ale, jak napisał nasz bohater w liście do ojca: „Nie mieliśmy audiencji partykularnej, choć na bilecie było napisane: in camera separata. Powiedzieli nam, że nie mogliśmy jej mieć, bo nie miałem fraka[28]". Nie mniej jednak August był bardzo zadowolony z tego ponownego spotkania z Ojcem Świętym, bo spędził w jego otoczeniu oraz wśród kardynałów i innych zaproszonych gości dość długi czas. Udało mu się również otrzymać błogosławieństwo dla całej swojej rodziny. Na przełomie lat 1873 i 1874 stan zdrowia Augusta zdecydowanie się pogorszył, więc był on zmuszony przerwać naukę w liceum. Ojciec zadbał w tym czasie ponownie o prywatnych profesorów, którzy w znakomity sposób zastąpili pedagogów szkolnych i jednocześnie nie nadwyrężali zdrowia swojego ucznia. Kiedy ksiądz Gril, na wiosnę 1874 roku, zrezygnował ze stanowiska pedagoga w rodzinie Czartoryskich, gdyż przyjął służbę, „jako wikary przy kościele świętego Franciszka Ksawerego w Paryżu, (...) miejsce jego zajął Józef Kalinowski[29]". Polecił go Aleksander Oskierka, właściciel ziemski, który wspólnie z Kalinowskim przebywał na katordze w Usolu Syberyjskim. „Książę Władysław chętnie na to przystał pewny, że ten bohater w obronie Wiary i Ojczyzny podobne uczucia obudzi i w jego ukochanym synu[30]". Józef Kalinowski przybył do Sieniawy, gdzie oczekiwali go Czartoryscy, w drugiej połowie września 1874 roku. Na początku obaj, tak wychowanek jak i wychowawca, czuli się bardzo nieswojo. Józef był świeżo po powrocie z dziesięcioletniego zesłania. Wcześniej służył jako żołnierz i pracował jako inżynier przy budowie kolei, czuł się więc trochę niepewnie wśród arystokracji. Tak napisał o tym w swoich wspomnieniach: „jakże miałem się zaprezentować (...) w Paryżu, w domu księcia Czartoryskiego, spokrewnionego z domami królewskimi Hiszpanii i Francji[31]". Natomiast Gucio przez pierwszych kilka dni „odnosił się do niego z pewną rezerwą i nieśmiałością. Poznawszy jednak lepiej historię jego życia, doświadczenie, patriotyzm i świętość, przywiązał się do niego całym sercem, poddał się jego wpływowi wychowawczemu, zżył się z nim, przejął się jego ideałami i nie tylko go naśladował, ale zaczął z nim wkrótce współzawodniczyć w zdobywaniu nieba[32]". Mimo tych początkowych obaw przyszły święty Józef Kalinowski i przyszły błogosławiony August Czartoryski wspólnie przeżyli razem trzy lata. Przez ten czas dużo podróżowali po Europie, często przebywając w miejscowościach uzdrowiskowych. Najdłużej, bo aż ponad siedem miesięcy spędzili w szwajcarskiej miejscowości Davos, gdzie Józef Kalinowski z młodym księciem, oprócz swoich codziennych zajęć, czytali wspólnie żywoty świętego Alojzego Gonzagi i świętego Stanisława Kostki. Augustowi bardzo spodobało się motto świętego Stanisława: „Ad maiora natus sum" (łac. „Zostałem stworzony do wyższych rzeczy"). O czytaniu żywotów tych dwóch świętych młodzieńców tak pisał Józef Kalinowski do swojego przyjaciela kapucyna, ojca Wacława Nowakowskiego: „Wskazałem Ci zaś życie świętego Alojzego Gonzagi, gdyż własnym doświadczeniem sprawdziłem, jak czytanie tego żywota, wykonane wspólnie, jako codzienna, trwająca kwadrans rozrywka, znakomity wpływ i na mego młodego słuchacza i na mnie grzesznego wywarło. Nieraz też wołam: Sancte Stanislae Kostka, ora pro nobis! Sancte Ludovice - ora pro nobis![33]". [Kalinowski użył imienia Ludovice, ponieważ we Francji utożsamiano to imię z Ludwikiem, Louis; w Polsce z kolei z niem. Alois, Aloys, spotykane od ok. XVIII wieku jako Alojzy[34]]. Wielu biografów uważa, że właśnie wtedy „w życiu księcia Augusta nastąpił przełom religijny. Od tej pory jego celem stała się służba Bogu. Niemały wpływ miały na to: postawa religijna wychowawcy, przykład życia ascetycznego, praktykowane przez niego dobre uczynki i osobista modlitwa[35]". Jednego razu, kiedy Kalinowski wspólnie z młodym Czartoryskim wracali z Sieniawy, zatrzymali się w Krakowie. Odwiedzili tam stryjenkę Augusta, siostrę Ksawerę Czartoryską, karmelitankę. Maria z Grocholskich Czartoryska, (o której już wspominano) była wdową po Witoldzie, starszym bracie księcia Władysława. Kilka lat po śmierci męża, w grudniu roku 1873, wstąpiła do zakonu karmelitanek bosych w Poznaniu, gdzie przyjęła imię zakonne Maria Ksawera od Jezusa. Po kasacie zakonów w zaborze pruskim siostra Ksawera znalazła się Krakowie i tam mogła kilka razy spotkać się ze swym bratankiem, który „nazywał ją ciocią[36]", a nie stryjenką. Miała ona, wspólnie ze swoją szwagierką, hrabiną Izą Działyńską, znaczący wpływ na powołanie zakonne Józefa Kalinowskiego, który dzięki temu mógł w przyszłości zostać odnowicielem Karmelu w Polsce. (W roku 1899 siostra Ksawera została powołana na przeoryszę nowego klasztoru karmelitanek, który powstał dzięki niej na ulicy Łobzowskiej w Krakowie.) W lipcu 1877 zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią przekazaną ojcu Augusta, księciu Władysławowi, Józef Kalinowski słuchając głosu Bożego powołania, wstąpił do zakonu karmelitów w austriackim Grazu. Ten głos słyszał już od wielu lat, a rok wcześniej, jak sam napisał w liście do swojej rodziny: „doszło mnie tylko jakby echo głosu zza kraty zakonnej Karmelu. Ten sam głos (...) już wyraźnie do mnie teraz się zwrócił, przyjąłem go jako ratunek zesłany mi nieprzebranym Miłosierdziem Boga[37]". Można się domyślać, że ten wyraźniejszy głos został wzmocniony przez modlitwy krakowskich karmelitanek, które były gorąco namawiane do tego przez siostrę Ksawerę. Wtedy też ten wspaniały wychowawca i jego bardzo pojętny uczeń z wielkim żalem musieli się rozstać. Po odejściu Józefa Kalinowskiego książę Władysław, na życzenie swojego syna Augusta, do opieki nad nim zaprosił księdza Stanisława Kubowicza. „Był to kapłan o bardzo głębokiej wiedzy, pełen żywej wiary, [który] umiał zaskarbić sobie przyjaźń księcia Augusta, [i] pomagał mu w rozwoju duchowym[38]". Dlatego August Czartoryski dwa lata później, kiedy w wieku dwudziestu jeden lat został, według ówczesnych standardów, człowiekiem pełnoletnim, a więc samodzielnym i niewymagającym żadnej opieki, to jednak „pozostawił przy sobie księdza Kubowicza jako kapelana i towarzysza podróży[39]" jeszcze przez kilka dobrych lat. Ale jeszcze wcześniej, zanim pojawił się ksiądz Kubowicz, August został wysłany z tymczasowym opiekunem, panem Rucińskim, do swojej hiszpańskiej rodziny rezydującej w rejonie Asturii nad Zatoką Biskajską. Tam, „barwne, przebogate przyjęcia na cześć kuzyna króla Alfonsa XII, [chodzi oczywiście o Augusta] rówieśnika-monarchy. Nieregularny tryb życia, późne obiady przeciągające się w nieskończoność, hiszpańska kuchnia, oliwa, której nie znosi organizm i na którą ku zgorszeniu ojca narzeka w listach. Zmęczenie gwarem, ludźmi, [i] konwenansem[40]". To wszystko było przyczyną, że „królewski kuzyn »z Polski«, »z Paryża«, mimo serdecznego, nawet wystawnie hucznego przyjęcia, czuł się w hiszpańskiej rodzinie źle[41]". Prosił nawet ojca o przyspieszenie swego powrotu do domu, mimo swoich dziewiętnastu lat i obecności wielu kuzynek, „od których roiło się na dworze księżnej Asturii[42]". Po powrocie z Hiszpanii zmuszony był ponownie wyjechać w celach leczniczych do bardzo dobrze znanego mu Davos. Tym razem jego towarzyszem i zarazem kapelanem był już ksiądz Kubowicz. August szukał tam przede wszystkim spokoju i odosobnienia. „Warunki ma jak zwykle luksusowe. W wynajętej specjalnie dla dostojnego pacjenta willi znajduje się miejsce na domową kaplicę. Raz na tydzień, czasami częściej, wolno mu przystąpić do Komunii świętej. Codziennie słucha Mszy, służy do niej swemu kapelanowi. Jest bardzo skupiony, dużo się modli, w tym okresie nękają go skrupuły. Pragnąc uniknąć okazji do grzechu - unika towarzystwa. O ile znajdzie się w gronie wesołych kuracjuszy, zachęca ich do zbierania składki w związku z projektem ufundowania w Davos choćby małego katolickiego kościoła. Cieszy się własną kaplicą, nie zapomina o innych, pragnąc zapewnić chorym katolikom stałą religijną pomoc i pociechę[43]". Był tam poprawiający również stan swojego zdrowia jego kuzyn, Zdzisław Czartoryski, rówieśnik, który bez większego powodzenia próbował wciągnąć Augusta do towarzystwa osób młodych oraz zabaw i gier umilających czas, który wszystkim dłużył się w niewielkim Davos. Tak o tym swoim pobycie napisał August do macochy: „Przyznam się, że dosyć mam tych zabaw, są one niepotrzebne, a przy tym męczą. Drugą zaś nieprzyjemnością było to, że musiałem się na tych wieczorach zapoznać z wielu osobami[44]". W maju roku 1878 August razem z księdzem Kubowiczem przebywali w Neapolu. Tam postanowili wziąć udział w uroczystości, która odbywała się w katedrze neapolitańskiej, a podczas której miał się zdarzyć coroczny cud świętego Januarego. Cud ten objawia się w ten sposób, że zaschnięta i bardzo gęsta krew „tego biskupa męczennika z chwilą przybliżenia jej do głowy świętego staje się płynną i trwa w takim stanie przez całą oktawę uroczystości świętego Januarego[45]". Cud ten dokonuje się najczęściej trzy razy w roku: „w sobotę poprzedzającą pierwszą niedzielę maja, 19 września, w rocznicę męczeństwa św. Januarego, oraz 16 grudnia - w jego patronalne święto[46]". Tak więc czwartego maja, bo wtedy wypadała właśnie sobota przed pierwszą niedzielą, nasz bohater z księdzem Kubowiczem i służącym Antonim stali wzruszeni wśród gęstego tłumu ludzi i oczekiwali na cud świętego Januarego. Tak to mniej więcej wyglądało według opisu biografa błogosławionego Augusta, ks. Jana Ślósarczyka: Przy ołtarzu w komży i stule jeden z kanoników katedralnych: trzymał w ręku relikwiarz w formie monstrancji, w którym przechowuje się w dwu ampułkach skrzepła krew św. Męczennika. Otaczający kapłana tłum modlił się głośno, wzywając pomocy świętego i prosząc o spełnienie cudu. Odmawiano wspólnie „Wierzę w Boga", by wzbudzić w zgromadzonych uczucia żywej wiary. Głos modlitwy to cichnie, to znów się potęguje... Wtem kapłan podnosi relikwiarz... Nastaje chwila głuchego milczenia... Lud wpatrzony w relikwiarz tłumi oddech w piersiach i zdaje się zastyga w bezruchu. I oto nagle święta krew dotąd zakrzepła, w jednej chwili staje się płynną, jakby dopiero z ran świętego Męczennika spłynęła... Cud się spełnił... „Eviva San Gennaro! [wł. czyt. Ewiwa San Dżenaro] - Chwała świętemu Januaremu!" - wyrywa się żywiołowy okrzyk z piersi rozentuzjazmowanych południowców. Powiewają wzniesione w górze białe chusteczki, wystrzał armatni ogłasza całej okolicy radosną i zawsze nową znaną wieść. Wszyscy cisną się do ołtarza, by ucałować relikwie i ujrzeć z bliska żywą, cudowną krew świętego Patrona. Zbliża się też i wzruszony Gucio. Z bijącym sercem całuje relikwiarz i prosi o przybliżenie świecy, by dokładnie zobaczyć cudowne zjawisko. I oto widzi w jednej ampułce kilka czerwonych kropelek, a w drugiej przeszło połowę ampułki świeżej, mieniącej się krwi... Przejęty tym widokiem do głębi duszy świątobliwy młodzieniec pogrążył się w niemej modlitwie. Oto w jego oczach świat niewidzialny, świat wiary zaznaczył swoje istnienie... Bóg, przeciw któremu coraz częściej ośmiela się występować pycha ludzka, teraz jawnie okazał swoją moc, stwierdzając, że żyje w Kościele i działa w nim cuda. I on właśnie był tego świadkiem... On, August, patrzał na ten cud, jak patrzyły nań przez wieki miliony ludzi... „Panie, pomnóż moją wiarę! - Wierzę, Panie, wspieraj niedowiarstwo moje!" - błagał z głębi duszy. Przez trzy dni nawiedzał miejsce cudu, za każdym razem z wielką czcią oglądając cudownie ożywioną krew, która w stanie płynnym trwa przez całą oktawę uroczystości św. Męczennika. Tym jawnym dowodem Boskości naszej świętej wiary krzepił i rozpalał swe serce[47]". W tym czasie ojciec Władysław coraz poważniej myślał o przekazaniu spraw rodziny w ręce swojego bardzo chorowitego, ale jednak najstarszego syna. Myślał o małżeństwie Augusta z jakąś wysoko urodzoną szlachcianką polską, które to małżeństwo, zapewniłoby „potomstwo rodowi Czartoryskich i kontynuację patriotycznych tradycji przodków[48]". Myślał w ten sposób mimo tego, że rodzina Czartoryskich już nie miała takiego znaczenia w życiu publicznym. „Następcy księcia Władysława - jego synowie Adam i Witold urodzeni z drugiego małżeństwa - mieli wejść nieuchronnie w cień czy też znaleźć się (...) poza wielkimi prądami życia narodowego[49]". Patriotyczne wpływy hotelu Lambert malały, gdyż coraz większą popularność zaczęły zdobywać „nurty socjaldemokratyczne lub wręcz ściśle związane z filozofią Marksa i Engelsa. Hasło: »Polak - Katolik« przestało obowiązywać. Już nie Paryż i nie Hotel Lambert, ale Genewa czy Londyn oraz duch Wielkiego Proletariatu opanowały młode umysły wyzutych z rodzinnej ziemi, rzuconych na obcą glebę Polaków[50]". Ale książę Władysław nie dostrzegał jeszcze tego, dlatego bardzo ostro i zdecydowanie starał się nakłonić swego pierworodnego do jego większego zaangażowania się w sprawy tak polityczne jak i towarzyskie. Próbował to zrobić, chociaż wiedział od dawna, że Augusta nie interesuje ani towarzystwo równe mu w pozycji społecznej, ani teatr czy jakiekolwiek bale, natomiast uwielbiał chodzić na Msze święte i dużo się modlić. Mimo to ojciec tak mówił do syna: „Nie podoba mi się (...) ton, jaki nadajesz twoim dniom. Pędzisz życie mnicha bardziej niż księcia, jakim winieneś być w twoim wieku i z twoim nazwiskiem. Przypominam ci, twoje stanowisko nakłada na ciebie obowiązki, przed którymi nie możesz się uchylać dla dobra rodziny i ojczyzny[51]". I chociaż ojciec bardzo domagał się od syna odpowiedzi na pytanie, co on zamierza czynić, to August sam jeszcze nie wiedział, jak na nie odpowiedzieć, więc problem pozostawał nierozwiązany. We wrześniu 1882 roku, szukając Bożego światła, August udał się na kilkudniowe rekolekcje do ojców jezuitów w Starej Wsi. [1] Wszystkie ilustracje znajdujące się w tym opracowaniu pochodzą z książki ks. Bronisława Kanta, Pięć wiosen błogosławionego Augusta Czartoryskiego, Warszawa 2009. [2] https://lublin.naszemiasto.pl/co-wspolnego-czartoryscy-maja-z-diablem-wyjasnia-prof-jan/ar/c13-4945798 [3] Ks. Jan Ślósarczyk, August Czartoryski Książę - Salezjanin, Warszawa 1932, s. 13. [4] Ks. Jerzy Misiurek, Polscy święci i błogosławieni. Życie - duchowość - przesłanie, Częstochowa 2010, s. 82. [5] Ks. Jan Ślósarczyk, August Czartoryski..., s. 31. [6] Ks. Jan Ślósarczyk, August Czartoryski..., s. 24-25. [7] Luigi Castano, Zwycięskie powołanie August Czartoryski - ksiądz salezjanin, Warszawa 1987, s. 29. [8] Ks. Jan Ślósarczyk, August Czartoryski..., s. 39. [9] Teresa Bojarska, Ucho igielne Ks. August Czartoryski, Salezjanin (1858-1893), Warszawa 1983, s. 16. [10] Luigi Castano, Zwycięskie powołanie..., s. 30. [11] Ks. Jan Ślósarczyk, August Czartoryski..., s. 40. [12] Tamże, s. 40-41. [13] Teresa Bojarska, Ucho igielne..., s. 16. [14] Luigi Castano, Zwycięskie powołanie..., s.36. [15] Ks. Jan Ślósarczyk, August Czartoryski..., s. 44-45. [16] https://pl.wikipedia.org/wiki/Historia_Pary%C5%BCa [17] Remigiusz Włast-Matuszak, art. Pierwsza rewolucja marksistowska. Zbrodnie Komuny Paryskiej, dost. na str.: https://superhistoria.pl/xix-wiek/123891/1/pierwsza-rewolucja-marksistowska-zbrodnie-komuny-paryskiej.html [18] Ks. Bronisław Kant, Pięć wiosen błogosławionego Augusta Czartoryskiego, Warszawa 2009, s. 36. [19] Ks. Jan Ślósarczyk, August Czartoryski..., s. 53-54. [20] Luigi Castano, Zwycięskie powołanie..., s. 32. [21] Tamże, s. 31. [22] Luigi Castano, Zwycięskie powołanie..., s. 38. [23] Gril. M. (ksiądz). Souvenirs d'une première communion. Allocutions au jeune prince Auguste Czartoryski, Paris1871, stron 237. Dane o książce można znaleźć w Bibliografia Polska XIX stulecia. dost. na str.: https://books.google.pl/books?id=ZnRmAAAAcAAJ&pg=PA254&dq=Gril.+M.+(ksi%C4%85dz).+Souvenirs+d%E2%80%99une+premi%C3%A8re+communion.+Allocutions+au+jeune+prince+Auguste+Czartoryski,&hl=pl&sa=X&ved=2ahUKEwi1iKuHp6_rAhXeAhAIHc0xC5kQ6AEwAHoECAYQAg#v=onepage&q=Gril.%20M.%20(ksi%C4%85dz).%20Souvenirs%20d%E2%80%99une%20premi%C3%A8re%20communion.%20Allocutions%20au%20jeune%20prince%20Auguste%20Czartoryski%2C&f=false [24] Luigi Castano, Zwycięskie powołanie..., s. 38. [25] Tamże, s. 40. [26] Tamże. [27] Tamże, s. 42. [28] Ks. Jan Ślósarczyk, August Czartoryski..., s. 64. [29] Tamże, s. 69. [30] Tamże, s. 75. [31] Luigi Castano, Zwycięskie powołanie..., s. 48. [32] Ks. Jan Ślósarczyk, August Czartoryski..., s. 76. [33] Józef Kalinowski, Listy Tom I Część II 1873 - 1877, Lublin 1978, s. 303. [34] Henryk Fros SI, Franciszek Sowa, Twoje imię przewodnik onomastyczno- hagiograficzny, Kraków 1982, s. 88. [35]Maria Grażyna Zieleń OCD, Św. Rafał Kalinowski Przyjaźń i miłość w życiu św. Rafała Biografia, Poznań 2017 s. 171. [36] Ks. Bronisław Kant, Pięć wiosen..., s. 36. [37] Józef Kalinowski, Listy..., s. 277. [38] Ks. Bronisław Kant, Pięć wiosen..., s. 43. [39] Tamże. [40] Teresa Bojarska, Ucho igielne..., s. 24. [41] Tamże, s. 25. [42] Tamże, s. 26. [43] Tamże, s. 26-27. [44] Tamże, s. 27. [45] Ks. Bronisław Kant, Pięć wiosen..., s. 252. [46] https://milujciesie.pl/cud-krwi-sw-januarego.html [47] Ks. Jan Ślósarczyk, August Czartoryski..., s. 111-112. [48] Luigi Castano, Zwycięskie powołanie..., s. 93. [49] Tamże. [50] Teresa Bojarska, Ucho igielne..., s. 39. [51] Luigi Castano, Zwycięskie powołanie..., s. 94. Powrót |