Święty Zygmunt Szczęsny Feliński Część IV Zdjęcie z książki S. Antonietty Frącek RM, Błogosławiony Zygmunt Szczęsny Feliński, Warszawa 2002. Idąc za głosem nauki Kościoła, Arcybiskup chcąc duchowo odrodzić swoją Archidiecezję, postanowił położyć nacisk w swoich kazaniach na te prawdy wiary, których gruntowna znajomość mogłaby najskuteczniej zaradzić dogmatycznym i moralnym błędom, szerzonym przez rewolucję. (...) [Postanowił więc] przedstawić stopniowy rozwój wiary, nadziei i miłości, tak w wewnętrznym życiu duszy, która w miarę postępu w cnotach teologicznych do coraz to wyższej dochodzi doskonałości; jako też w zewnętrznych objawach bądź indywidualnego, bądź zbiorowego życia, gdzie wszystkie rodzinne i obywatelskie cnoty z tego troistego źródła wypływają. Określiwszy naturę każdej z tych cnót z osobna i wykazawszy, jak jedna rodzi się z drugiej i jest jakby doskonalszym jej rozwojem, dosięgając w miłości najwyższego szczytu, [Arcybiskup przeszedł] (...) potem do praktycznych owoców, jakie cnoty te rodzą dla życia społecznego, wykazując na drodze czysto praktycznej, iż ten kraj jest najszczęśliwszy, gdzie wszyscy obywatele ożywieni są tymi cnotami, gdyż doskonała miłość Boga i bliźniego skłania do poświęcenia własnych interesów, a jak najwierniejszego pełnienia swych obowiązków. Tam zaś, gdzie chlebem powszednim mieszkańców kraju jest bezbożność, samolubstwo i wzajemna nienawiść, gdzie słychać bluźnierstwa tylko, przechwałki i groźby, lub krzyki nienawiści i rozpaczy, tam, (...), społeczeństwo zamiast krzepnąć i budować się, rozprzęga się tylko i w chaotyczną przechodzi ruinę[1]. Taka opinia nie podobała się oczywiście siłom rewolucyjnym i uważana była nie za katolicką, ale za prorządową, mimo tego, że Arcybiskup wyraźnie oddzielał to co Boskie od tego co cesarskie. W stosunku do tego nielubianego wśród swoich aktywistów metropolity, rewolucjoniści stosowali różne metody walki. Posłuchajmy opisanej przez Zofię Kossak jednej z takich akcji, która została przeprowadzona przez obóz powstańczy. Otóż pewnego dnia zajęli młodzi burzycieli pierwsze miejsca w kościele i w momencie, gdy arcybiskup zaczynał głosić swoje nauki, oni powstawali i z głośnym wołaniem Dość! (...) Wychodzić! Wychodzić!- Kto Polak wychodzi, Moskiewskie sługi zostają[2] i wypychali ludzi stojących w środku kościoła. A tłum zbaraniały pozwala się wyprowadzić. Niektórzy nawet z ławek powstali i demonstracyjnie wychodzą. Tak zadziałał strach przed posądzeniem o zdradę. Tragiczny moment wyboru między wiarą a patriotyzmem, co przecież zawsze szło ze sobą w parze. Arcybiskup stoi spokojnie, ale jest blady. Przeżywa mękę, mówił przecież rozsądnie, ale rozsądek, rzadko znajduje zrozumienie w tłumie. Modli się w duchu: -Co mam teraz czynić, Panie?![3] Wtem środkiem opustoszałej nawy idzie w jego kierunku znana w Warszawie pani Lucyna Ćwierczakiewiczowa, autorka książki 365 obiadów, protestantka żyjąca z drugim mężem, osoba wyjątkowo otyła i pyskata, postrach przekupek i dorożkarzy. Wali prosto do ołtarza, staje i donośnym choć piskliwym głosem woła: -Powolny sługo carski, arcybiskupie Feliński! W imieniu dobrych Polaków, co wyszli z katedry, w imieniu całego narodu polskiego, przeklinam ciebie, przeklinam do trzeciego pokolenia!!![4] Powiedziawszy to zawróciła szeleszcząc fałdami obfitej sukni. Nieodparty komizm postaci i słów wywołuje efekt nieoczekiwany[5]. Wszyscy zaczynają się niepohamowanie i zaraźliwie śmiać. To rozładowuje zupełnie napięcie. Nawet po umęczonej twarzy Arcybiskupa spływa mimowolny uśmiech[6].
Katedra św. Jana w Warszawie, 1863. Ryc. z książki S. Antonietty Frącek RM, Błogosławiony Zygmunt Szczęsny Feliński, Warszawa 2002. Zaciekawieni tą sytuacją „dobrzy Polacy" stojący na zewnątrz katedry wracają, a dowiadując się o sprawie, nie śmieją się. Są zażenowani tym, że Ćwierczakiewiczowa miałaby być wyrazicielką opinii zebranych tutaj patriotów. Błazeńska klątwa ośmiesza ich własne zachowanie, więc wszyscy wracają tłumnie do kościoła. Nawa jest znów wypełniona i to ciaśniej niż poprzednio[7]. Dzwonek oznajmia rozpoczęcie Mszy Świętej. Tłum klęka nabożnie. Arcybiskup z trudem powstrzymuje łzy wdzięczności. Pan wysłuchał swego sługę, nie opuścił go! By opamiętać obałamuconych, nie potrzebował wielkich słów ani piorunów. Wystarczyła (...) obawa śmieszności[8]. Arcybiskup z racji zajmowanego stanowiska należał do Rady Stanu, czyli organu władzy wykonawczej Królestwa Polskiego. Spotykał się oczywiście z członkami Rządu oraz z kolejnymi, ówczesnymi namiestnikami Królestwa Polskiego. Za jego kadencji było ich aż sześciu, tak duża była rotacja na tym stanowisku. Byli to : Michaił Gorczakow, Nikołaj Suchozanet, Karol Lambert, Aleksander Lüders, Wielki Książę Konstanty, brat cara Aleksandra II i generał Fiodor Berg. W tym czasie zdarzyła się jedna tych tragedii, które na długo zostawiały ślad w sercach mieszkańców Warszawy a którą również opisał Arcybiskup w swoich Pamiętnikach, otóż Jedna młoda panienka z porządnego domu zaaresztowaną została za śpiewanie w kościele zabronionych pieśni i zaprowadzona do ratusza, gdzie wobec żołdactwa, pod pretekstem rewizji, poczęto ją rozbierać do naga. Wstyd, zgroza i oburzenie tak silnie podziałały na słaby organizm nieszczęśliwej ofiary, iż w rękach oprawców skonała[9]. Pod wrażeniem tej zbrodni udał się Arcybiskup do Namiestnika i w dość mocnych słowach zażądał, aby utrzymanie porządku w kościołach należało do władzy duchownej a nie do policji. A mówił w takim tonie: dzisiaj zaś, z powodu tragicznego zgonu młodej dziewczyny, aresztowanej za śpiewy w kościele, domagam się koniecznie, aby policja nie wtrącała się do tego, co się dzieje po świątyniach, ja zaś sam przyjmuję na siebie odpowiedzialność za porządek w czasie nabożeństwa. Jeżeli zaś rząd nie zgodzi się na usunięcie policji z kościołów, wówczas zmuszony będę zaprotestować publicznie przeciw temu bezprawiu, gdyż nie mogę podzielać odpowiedzialności za użycie środków, które całą duszą potępiam[10]. Było to bardzo ważne, ponieważ gdyby udało się Arcybiskupowi utrzymać dyscyplinę w kościołach, to uzyskałby przewagę i nad policją , której pozbyłby się z kościołów i nad rewolucjonistami, którzy by stracili powód do swoich manifestacji w kościele. W tym dniu, w czasie wieczornego nabożeństwa majowego wierni we wszystkich kościołach warszawskich śpiewali zabronione pieśni. I tegoż wieczora, wkrótce po ukończonym nabożeństwie majowym zjawił się do mnie z rozkazu Namiestnika jenerał-policmajster Piłsucki ze sprawozdaniem, gdzie śpiewano i jak zachowywali się księża. Między innymi wiadomościami zakomunikował mi, że (...), w kościele św. Aleksandra miejscowy wikariusz, ks. Mikoszewski, tak systematycznie urządzał demonstracje, iż rząd widział się zmuszonym zaaresztować go i posadzić do cytadeli. Tu, wszakże ks. Mikoszewski tak się utemperował, że dał słowo, iż nie będzie więcej śpiewów, jeśli go uwolnią. Rząd kazał go wypuścić z cytadeli, zapowiedziawszy tylko, że powtórnie go uwięzi, jeśli nie dotrzyma słowa. Dotąd wszakże nie może się nań skarżyć, gdyż śpiewów od tego czasu u św. Aleksandra nie było. Co do przedsięwziętej próby, mało miał nadziei, by się udała, z tego zwłaszcza powodu, że samo duchowieństwo tajemnie agitowało w duchu rewolucyjnym[11]. Następnego dnia, podczas spotkania ze swoim duchowieństwem, ksiądz Arcybiskup zamierzał przedstawić warunki jakie należy spełnić by pozbyć się natrętnej obecności policji w kościołach. Frekwencja dopisała, gdyż do pałacu arcybiskupiego, oprócz przełożonych przybyło wielu wikariuszów i braci zakonnych. (...) Wszyscyśmy byli nastrojeni uroczyście, każdy czuł, iż obecna konferencja ważne pociągnie za sobą następstwa. Przemówiłem w te mniej więcej słowa: »Zawezwałem was, Bracia i współpracownicy moi w Chrystusowej Owczarni, aby wam oznajmić, iż od nas dziś zależy oswobodzić Pańskie Świątynie od tak poniżającej kontroli policji, która z ubliżeniem dla miejsca Świętego i z dotkliwą nieraz szkodą wiernych gospodaruje w Domu Bożym, jakby w szynku lub oberży, jako też od samowoli ludzi świeckich, niekiedy nawet niedowiarków, co używając religii za narzędzie, nie o chwałę Bożą i dusz zbawienie, lecz o manifestacyjne tylko cele się troszczą, nie wahając się kompromitować duchowieństwa i narażać na surową odpowiedzialność wiernych, byle dogodzić swym tajemnym planom, które nową tylko klęskę na znękany naród sprowadzić mogą. Wzywam was bracia, nie w imię rządu lub jakiego bądź politycznego stronnictwa, lecz w imię niezależności Kościoła, który swój przewodniczący, pasterski charakter koniecznie zachować powinien, i w imię duchownego pożytku wiernych, dla których świątynia winna pozostać miejscem modlitwy, religijnej nauki i sakramentalnego zasiłku, a nie areną politycznych namiętności; wzywam Was, mówię, w imię najświętszych interesów, jakie Kościół pieczy naszej zwierzył, i najświętszych obowiązków, jakeśmy przywdziewając suknię kapłańską, na siebie przyjęli, dopomóżcie mi dziś do powrócenia i ustalenia w naszej własnej dziedzinie czysto duchownej jurysdykcji, tak, iżby odtąd kapłan, a nie kto inny, był jedynym i zupełnym gospodarzem w kościele. Odezwijcie się do ludu z wiarą, przeświadczeniem i prawdziwie kapłańską gorliwością, zaklinając go, aby spokojnym zachowaniem się i zaniechaniem zabronionych śpiewów wytrącił stanowczo policję ze świątyń i zapewnił sobie tę najwyższą na ziemi pociechę, jakiej bogobojna dusza doznaje, słuchając Bożego słowa i uczestnicząc w Uczcie Eucharystycznej. Byleście sami byli ożywieni silnym poczuciem konieczności tej zewnętrznej i czysto doczesnej ofiary, a nie wątpię, iż przelejecie to przekonanie i w serca wiernych, którzy zupełne w duchownych swych Ojcach mają zaufanie. Dzisiaj, natychmiast, na rannym jeszcze nabożeństwie przemówcie do ludu, odczytajcie mu gotową tu moją odezwę i objaśnijcie konieczność zaniechania śpiewów we własnym naszym i katolickim i narodowym interesie, a nie wątpię, że was usłuchają i udarują Kościół pokojem, a własne rodziny bezpieczeństwem«.
Portret Arcybiskupa Felińskiego z roku 1862. http://mbc.cyfrowemazowsze.pl/Content/66490/00071606_0000.jpg Skończywszy tę przemowę, badałem wzrokiem przytomnych i na wszystkich twarzach spostrzegłem oznaki współczucia lub przyzwolenia. Wtem z dalszych szeregów począł przeciskać się młody kapłan w złotych okularach i dość pretensjonalnie ubrany, a stanąwszy naprzeciw mnie na czele duchowieństwa, zawołał patetycznym i nieco teatralnym głosem : »Jak to, Pasterzu? Więc gdy lud uciśniony i znękany niewolą, lud, któremu wydarto ojczyznę, wolność a nawet godność narodową, lud, który jeśli nie chce być służalcem na własnej ziemi, musi zostać tułaczem lub wygnańcem na obcej; więc gdy lud ten, mówię, nic już nie ma na swą pociechę i obronę prócz łzawej modlitwy, którą śle przed tron Przedwiecznego ufny, iż choć w Niebie znajdzie współczucie, którego mu właśni rodacy odmawiają na ziemi, to ty, Pasterzu, chcesz zamknąć usta temu ludowi i wtłoczyć w zbolałą pierś jego ten straszny okrzyk rozpaczy, choćby serce jego pęknąć miało? O! Pasterzu, nie tego oczekiwał po tobie Polski naród! Myśmy się spodziewali, że sam na czele ludu staniesz i z nim razem wołać będziesz do Pana Zastępów, aż się Bóg ulituje, lub bratnie narody poruszą, spiesząc na ratunek uciśnionych. Lecz dziś, gdyś inną obrał drogę, nie dziw się, że na niej sam pozostaniesz, gdyż żaden kapłan polski nie pójdzie w ślady Pasterza, co sam swą trzodę na pastwę wilkom chce oddać«. Był to ksiądz Mikoszewski, jak później dowiedziałem się, członek rządu podziemnego i redaktor Głosu Kapłana [Polskiego], tajemnie wydawanego. Pozwoliłem mu skończyć, choć widziałem, że rodzaj przerażenia ogarnął całe zgromadzenie. Gdy zamilkł, ozwałem się wzruszonym, ale pewnym głosem: »Księże Mikoszewski! Więc gdy cię posadzono do cytadeli na chleb i wodę i gdy chodziło o ratowanie własnej tylko skóry, to ty znalazłeś dość odwagi, by jęk żalu i rozpaczy wtłoczyć do zbolałej piersi ludu i sam mu zaniechanie śpiewów doradziłeś. Lecz dziś, gdy chodzi o odzyskanie swobody nabożeństwa i niezależności Kościoła, gdy chodzi o uchronienie polskich niewiast od zniewag żołdactwa, a może od nagłej śmierci, spowodowanej obrazą dziewiczego sromu, jak to miało miejsce przedwczoraj, to sądzisz, iż będzie barbarzyństwem i zdradą narodowej sprawy, zawezwać lud do tejże ofiary, do której go zawezwałeś w imię bezpieczeństwa osobistego? Dziękuję ci, żeś mię nie postawił na równi z tego rodzaju patriotami, co niezdolni do prawdziwej ofiary, dźwięcznym tylko frazesem umieją przykryć swój egoizm. Jeśli w gronie waszem, dostojni Bracia, innych przeciwników nie znajduję, to opozycji ks. Mikoszewskiego nie lękam się wcale, gdyż dane przezeń słowo panu Policmajstrowi jest mi dostateczną rękojmią, że u św. Aleksandra śpiewy się nie powtórzą«. Zanim skończyłem, mój antagonista, blady i zmieszany, zniknął w tłumie i, nie czekając, wyniósł się na ulicę, tak go zdetonowało wyjawienie tego, co zaszło w cytadeli, i o czym był pewny, iż nikt prócz policji nie wiedział. Po ustąpieniu Mikoszewskiego wszyscy oświadczyli się jednomyślnie z gotowością popierania mię z całego serca, a przykry ten epizod, dzięki prawdziwie opatrznemu odkryciu Piłsuckiego; dopomógł raczej niż zaszkodził mej sprawie. W godzinę później we wszystkich świątyniach duchowieństwo zaklinało wiernych, by zaniechali śpiewania patriotycznych pieśni. (...) Tak to zakończyły się owe manifestacje religijne, co tak długo główny charakter ruchu stanowiły, przekształcając świątynie w polityczne zbiegowiska. Odtąd kościoły wróciły do normalnego stanu, a policja nie miała już w nich nic do czynienia[12]. Warto, też zauważyć, że od chwili, gdy Arcybiskup Feliński wykazał obłudę księdza Mikoszewskiego, to jakby, w odwecie umieszczono Arcybiskupa Szczęsnego Felińskiego na liście zdrajców ojczyzny, a »Głos Kapłana [polskiego]« , redagowany przez tegoż Mikoszewskiego, coraz gwałtowniejsze zamieszczał przeciwko (...) [Arcybiskupowi] artykuły[13]. Chociaż skończyły się śpiewy w kościołach, to jednak ucichły one zbyt późno, gdyż rewolucjoniści wyzyskali już Kościół całkowicie do swoich celów. Dzięki manifestacjom kościelnym poruszyły się w całym kraju żywioły, do których inaczej głos patriotów do walki o Polskę nawołujący nie doszedłby nigdy[14]. Także w momencie zakończenia się śpiewów rozpoczął się okres terroru. Gazety codziennie donosiły o zamachach i politycznych mordach. Również wielu księży dawało się wciągnąć do ruchu rewolucyjnego i składało przysięgi Komitetowi Centralnemu Narodowemu, który przejął kierownictwo całego ruchu spiskowego. W nocy z 22 na 23 stycznia 1863 wybuchło powstanie, nazwane styczniowym. No a kilkanaście dni później, 9 lutego z inicjatywy Bismarcka w Petersburgu między Rosją i Prusami podpisano pakt nazwany konwencją Alvenslebena, (podpisali go ze strony Prus gen. Gustav von Alvensleben oraz ze strony Rosji, przeciwny temu układowi, lecz posłuszny carowi, ówczesny minister spraw zagranicznych książę Aleksander Gorczakow; nie mylić z wymienionym wcześniej Michaiłem Gorczakowem, który już w tym czasie nie żył) który był skierowany przeciw polskim powstańcom. Mówił on o współpracy Prus i Rosji podczas zwalczania powstania w Królestwie Polskim. Oczywiście w tym momencie relacje rosyjsko- francuskie uległy zdecydowanemu ochłodzeniu. Po wybuchu powstania Arcybiskup Feliński ostro sprzeciwiał się krwawym represjom na ludności polskiej, których dokonywali żołnierze rosyjscy. 12 marca 1863 roku złożył dymisje z Rady Stanu, której z racji swojej arcybiskupiej godności, był członkiem. Trzy dni później „napisał list do cara Aleksandra II, w którym zawarł słowa: »Krew płynie wielkimi strumieniami, a represje zamiast uspokoić umysły, jeszcze bardziej je rozdrażniają. W imię miłosierdzia chrześcijańskiego i w imię interesów obu narodów, błagam Waszą Cesarską Mość, abyś położył kres tej wyniszczającej wojnie. (...) Polska nie zadowoli się autonomią administracyjną, ona potrzebuje bytu niepodległego«[15]. List ten jakimś sposobem, bez wiedzy Felińskiego, został opublikowany w Paryżu, co bardzo rozsierdziło Aleksandra II. Następnymi działaniami Arcybiskupa, które nie spodobały się carowi były: jego przewodniczenie w procesji w dniu świętego Marka w kwietniu tegoż roku oraz list pasterski, w którym Arcybiskup upowszechniał nabożeństwo majowe. To wszystko razem spowodowało, że stał się on osobą niewygodną więc został internowany w swoim pałacu biskupim na ulicy Miodowej. Po dwóch miesiącach został wezwany przez cara do Petersburga, co było dla wszystkich znakiem, że jego los jest przesądzony. Dzień przed swoim wyjazdem, gdy Arcybiskup po raz ostatni spotkał się ze swoimi współpracującymi księżmi, tak do nich przemówił: „Strzeżcie praw Kościoła świętego, pilnujcie gorliwie tej świętej wiary naszej, przeciwnościami nie zrażajcie się, miejcie Pana Boga w pamięci i sercu. Jeżeliby was kto namawiał do takiego czynu, którego popełnić się nie godzi bez uchybienia prawom Bożym i prawom Kościoła, odpowiadajcie każdy: Non possumus, odpowiadajcie wszyscy: Non possumus. (...) Kochajcie się wzajem, żyjcie w jedności i miłości, wspomagajcie się w modlitwie i pracy, módlcie się jedni za drugich, módlcie się i za mnie, jak ja za was modlić się będę. Polecam was opiece Boskiej, polecam ludek wasz, wszystkie owieczki moje, opiece Matki Najświętszej. Niech was Bóg błogosławi Ojciec, Syn i Duch święty[16]". Wiele pochlebnych opinii o tej szesnastomiesięcznej posłudze Arcybiskupa Felińskiego można było w Warszawie usłyszeć. A wszystkie one pokrywały się z dużo wcześniejszą opinią „księdza Jana Koźmiana, który jeszcze w grudniu 1862 r. pisał: »wielką pociechą jest zadziwiająca aktywność arcybpa Felińskiego, który więcej uczynił w ciągu dziesięciu miesięcy, niż jego poprzednicy w ciągu dziesięciu la«[17]". 14 czerwca pod eskortą wojskową nasz bohater został przewieziony do Gatczyny, około 40 kilometrów od Petersburga jako więzień stanu. Car zaproponował mu powrót na swoje stanowisko arcybiskupie, jednak pod warunkiem całkowitego posłuszeństwa wszelkim zarządzeniom carskim. Feliński odpowiedział memoriałem, w którym podkreślił swoją wierność Stolicy Apostolskiej i Papieżowi oraz prawo narodu polskiego do wolności. To spowodowało w roku 1863 zesłanie arcybiskupa do Jarosławia nad Wołgą, gdzie spędził 20 lat. Tam zajmował się działalnością duszpasterską wśród zesłańców oraz pisał książki religijne i własne Pamiętniki. Zapisał się w pamięci miejscowych jako bardzo świątobliwy człowiek, o głębokiej wiarze, w pełni ufający Opatrzności Bożej i będący wzorem prawdziwej pobożności i ofiarności dla bliźnich. W roku 1883 po porozumieniu się Watykanu z carską Rosją arcybiskup odzyskał wolność, ale bez możliwości powrotu do Warszawy. Papież przeniósł arcybiskupa Felińskiego na tytularne arcybiskupstwo w Tarsie. Wjeżdżając do Lwowa był owacyjnie witany przez miejscowych, podobnie było w Krakowie. W czerwcu 1883 roku przybył do Rzymu, gdzie go bardzo uroczyście, prawie tak, jak głowę państwa, przyjął na audiencji papież Leon XIII. W Rzymie przebywał u Ojców Zmartwychwstańców, zrezygnował jednak z myśli by wstąpić do tego zakonu. Ponieważ innych propozycji w Watykanie nie otrzymał, wrócił do kraju. Od sierpnia 1883 roku zamieszkał na terenie Galicji, we wsi Dźwiniaczka w obwodzie tarnopolskim. Tam został kapelanem na dworze rodzeństwa, hrabiny Heleny Koziebrodzkiej i hrabiego Marcina Kęszyckiego i tam spędził ostatnie dwanaście lat swojego życia, będąc duszpasterzem miejscowych Polaków i Ukraińców. W tym też czasie zakładał domy Zgromadzenia Sióstr Rodziny Maryi.
Zdjęcie z książki S. Antonietty Frącek RM, Błogosławiony Zygmunt Szczęsny Feliński, Warszawa 2002. Arcybiskup Zygmunt Szczęsny Feliński zmarł w pałacu biskupim w Krakowie 17 września 1895 roku przeżywszy 73 lata. Nabożeństwo pogrzebowe odbyło się na Wawelu a pogrzeb tymczasowo na cmentarzu Rakowickim. Po czym trumnę ze zwłokami arcybiskupa przewieziono do Dźwiniaczki gdzie przebywała dwadzieścia pięć lat. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości szczątki arcybiskupa Felińskiego trafiły do podziemi katedry warszawskiej. 18 sierpnia w 2002 roku, podczas swojej ósmej pielgrzymki do Polski na krakowskich Błoniach, papież Jan Paweł II beatyfikował arcybiskupa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego. Wtedy jego relikwie zostały przeniesione do bocznej kaplicy, zwanej literacką i tam, w małej trumience są wystawione na widok publiczny do dzisiaj. Papież Benedykt XVI kanonizował w Rzymie Zygmunta Felińskiego w dniu 11 października 2009 roku. Arcybiskupowi Felińskiemu nie udało się wprowadzić w życie wielu ze swoich planów. Można śmiało powiedzieć, że tak jak święty Augustyn w swoich Wyznaniach napisał, że Bóg szydził z jego planów i wprowadzał swoje własne (ks. VI rozdz. XIV), tak też i było u naszego bohatera. Z pewnością można przyjąć, że to właśnie stało się przyczyną, że w ogólnym rozrachunku święty Zygmunt Feliński odnosił sukcesy. W jednym ze swoich kazań, które umieszczono w zbiorze zatytułowanym W sercu stolicy, ksiądz kardynał Stefan Wyszyński tak powiedział o arcybiskupie Felińskim: „Gdy w roku 1863 przed wybuchem Powstania Styczniowego, po procesji Bożego Ciała, wywożony był na wygnanie ze Stolicy, z Miodowej, arcybiskup Szczęsny Feliński, przyjaciel Słowackiego, wówczas zdawało się wszystkim, że przegrał. Mówiono o nim: »Przegrał...! Nieroztropny, nierozważny...« A jednak on wygrał! Wrócił do stolicy dopiero w roku 1920... wprawdzie w trumnie, ale idźcie do Katedry [warszawskiej], zejdźcie do podziemi, pochylcie swoje głowy u jego sarkofagu, a zobaczycie! Tam leży człowiek, o którym mówiono, że przegrał, a to jest - zwycięzca![18]". Święty Józef Pelczar, będąc jeszcze profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, wygłosił 20 września 1895 roku na cmentarzu Rakowickim w Krakowie, mowę żałobną podczas pogrzebu arcybiskupa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego. W mowie tej przedstawił w pięknym skrócie całe jego życie, wyraźnie zaakcentował ten trudny czas, kiedy Zygmunt Feliński miał objąć urząd metropolity warszawskiego i jakie trudności go na tym stanowisku spotykały a także lata zesłania i powrót z tułaczki. Posłuchajmy wybranych, choć dość obszernych fragmentów z tej mowy, które po pierwsze uzupełnią to o czym już żeśmy usłyszeli a po drugie pozwolą nam zobaczyć, jak oceniano ponad trzydzieści lat później w Galicji to, co działo się w tych ciężkich czasach w Królestwie polskim: „Tymczasem w sercach polskich gotowało się, jak w wulkanie, zwłaszcza, że do palącego bólu wlewali fałszywi przyjaciele lawę rewolucyjnych idei, a sami wrogowie podsycali ogień nienawiści. Naród, targany na przemian to nadzieją, to rozpaczą, schronił się do świątyń, by w modlitwie i w pieśni wylewać swą duszę; za czym poszły nabożeństwa patriotyczne i srogie rzezie na ulicach Warszawy i profanacje domów Bożych i żałoba kościelna i narodowa i uwięzienie administratora diecezji warszawskiej, księdza Białobrzeskiego, z wielu innymi kapłanami. Kiedy po Europie rozległ się okrzyk oburzenia, rząd carski postanowił dać owczarni warszawskiej nowego pasterza, który by otworzył zamknięte kościoły i uspokoił ludność. Wówczas to car Aleksander II, idąc za radą margrabiego Wielopolskiego, przedstawił w Rzymie księdza Zygmunta Szczęsnego Felińskiego na następcę ś. p. Fijałkowskiego, na co Pius IX, nie tylko z radością się zgodził, ale uchyliwszy zwykłe formalności, na osobno zwołanym konsystorzu prekonizacji i nadania paliusza dokonał (6 stycznia 1862). Pokorny kapłan uniżył się przed wyraźną wolą Bożą i patrząc na Zbawiciela w Getsemani, przyjął mężnie kielich prac i boleści. 26 stycznia 1862 roku wziął w Petersburgu sakrę biskupią, a otrzymawszy od cara wiele obietnic, podążył (...) [przez] Poznań i Jasną Górę do Warszawy. Tu czekało nań ciężkie zadanie. Z jednej strony rząd chciał go mieć swoim narzędziem i gdy na każdym kroku stawiał mu tamy, pozornie okazywał wielką życzliwość, by go zohydzić wobec ludności; z drugiej ta ludność, nie wyjąwszy pewnej części duchowieństwa, patrzyła z niedowierzaniem na nowego pasterza, z tajnych zaś związków szły pogróżki i wezwania, by poddał się ich rządom, a nawet stanął na czele narodowego ruchu. Ale arcybiskup Feliński chciał być przede wszystkim dobrym pasterzem i wieść swe owieczki przez Kościół do Boga, jako wypowiedział w kazaniu podczas ingresu: »Dopóki trzymać będziecie z Kościołem, ja będę z wami. Kto trzyma z Kościołem, ten tylko kocha prawdziwie kraj swój, a kto zrywa z Kościołem, ten zrywa z narodem«. Acz gorąco kochał ojczyznę, nie był jednak zwolennikiem czczych demonstracji, tym mniej zbrojnego powstania; raczej, zgadzając się w tej mierze z Wielopolskim, nawoływał do pracy wewnętrznej, dla której w liście pasterskim (z dnia 13 października 1862 roku) takie zakreślał pole: podniesienie nauk i moralności po szkołach, oświecenie ludu, pomyślne rozwiązanie kwestii włościańskiej, rozwój zakładów miłosiernych, wyrabianie charakteru narodowego przez ćwiczenie się w cnotach prywatnych i obywatelskich. Oby to było i naszym programem ! Pierwszym jego aktem była rekoncyliacja zbezczeszczonych kościołów i otwarcie innych, a wówczas to wyszły z jego ust te piękne słowa: »Modlić się o szczęście kraju, o pomyślność ojczyzny nikt nam wzbronić nie może, toż będziemy się modlić... Gdybyśmy zaprzestali tej modlitwy, prosiłbym Boga, by mnie wziął z tej ziemi i by te matki, które by w sercach swoich dziatek nie wpoiły głęboko miłości ojczyzny, przestały być płodnymi«... Lecz zarazem upominał do zaniechania pieśni, nieaprobowanych przez Kościół, a rząd drażniących, zapewniając, że monarcha tylko pod tym warunkiem przyrzekł spełnić słuszne żądania kraju. Nie podobało się to gorączce polskiej, jakoż okrzyczano go zaraz satelitą carskim; co gorsza dnia 10 kwietnia podczas jego kazania pewna liczba młodzieży, snać [wyraz staropol.: podobno, widocznie, zapewne] z podmuchu policji, hałaśliwie wyszła z kościoła. Bolał nad tym czuły pasterz, ale nie zstąpił z obranej drogi i podczas gdy wstawiał się za uwięzionymi, wzywał równocześnie do spokoju i piętnował głośno zamachy skrytobójcze. Umocnieniem na tej drodze był mu list szlachetnego opiekuna Polski, Piusa IX (z dnia 20 lutego 1862 roku); za co on wywdzięczając się, w odezwie biskupów polskich przeciw grabieży Państwa kościelnego zaprotestował i o wierności narodu dla Stolicy św. zapewnił. Oto drogowskaz dla nas i na czasy dzisiejsze[19]". A tak, późniejszy święty biskup przemyski zakończył swoją przemowę o tym świętym Arcybiskupie Warszawskim: „Zaiste, „potykaniem mężnym potykał się i zawodu dokonał " [święty Józef Pelczar dopasował tu słowa świętego Pawła, ale jeszcze w przekładzie księdza Wujka. My, żeby te słowa były dla nas zrozumiałe, musimy posiłkować się współczesnym przekładem, a więc W dobrych zawodach wystąpił i bieg ukończył, (2Tym 4,7)] tak można powiedzieć śmiało o Tobie, cny Pasterzu, a Twoje życie i śmierć Twoja to jakby wielkie kazanie do narodu, by szedł zawsze drogami Bożymi, jeżeli się chce doczekać lepszej doli. Za to kazanie dziękuje Ci ojczyzna miła, dziękują pasterze z ludem, dziękuje dawna Twoja owczarnia i przy tej trumnie przeprasza , że Cię pierw nieraz zasmuciła. O niechże Cię teraz Pasterz Najwyższy przytuli do swego Serca i w gronie świętych sług swoich posadzi. A gdy tam staniesz, pokłoń się i od całego narodu, i proś z Jego Królową i Patronami, by nas nie opuszczała łaska Boża, by nie słabła wiara nasza, by sprawiedliwi wytrwali na drodze dobrej, a zbłąkani nawrócili się do Boga, by i prześladowcy nasi weszli do owczarni prawdziwej. Amen[20]". Do dzisiaj istnieje wiele opinii, które mówią o tym, że Arcybiskup zmienił swoje podejście do ruchu rewolucyjnego w czasie swoich rządów w Archidiecezji warszawskiej. Mówią one o tym, że z początku był on zwolennikiem polityki ugodowej wobec Rządu carskiego a później z chwilą wybuchu powstania stanął po jego stronie (jeden z przywódców powstania Agaton Giller napisał, że Feliński uznał swój błąd pierwotny)[21]. Dlatego warto zapoznać się z rozmową, którą Arcybiskup Feliński odbył z sekretarzem stanu Rosji, Walerianem Płatonowem, podczas swojego krótkiego pobytu w Gatczynie. Płatonow rozmowę tę poprowadził w zastępstwie cara, stąd tak ona wyglądała: - Najjaśniejszy Pan rad by też wiedzieć, jakie powody skłoniły Waszą Pasterską Mość do zmienienia w ostatnich czasach kierunku swego postępowania i z życzliwej względem rządu postawy przejścia do jawnej opozycji? - Śmiem twierdzić, że nie mnie zarzucać można zmianę kierunku postępowania. Zdaje mi się owszem, że od początku aż do końca trzymałem się jednej zasady i jedną postępowałem drogą. Najjaśniejszy Pan raczył mi sam objawić przed odjazdem moim do Warszawy, iż zadaniem moim winna być usilna praca nad rozwojem na legalnej drodze instytucji, mogących zapewnić pomyślność kraju i Kościoła. Ten program przyjąłem całym sercem i pozostałem mu wiernym aż do końca. Ilekroć rząd działał w tym duchu szczerze i otwarcie, wspierałem jego usiłowania, nie oglądając się ani na opinię, ani nawet na pogróżki szaleńców, co na drogach rewolucyjnych chcieli szukać szczęścia dla narodu. Ale też z równą stałością opierałem się wszelkim rządowym rozporządzeniom, krzyżującym błogie zamiary Monarchy, t. j. przynoszącym szkodę narodowi lub Kościołowi. Datuję to zaś nie od wybuchu zbrojnego powstania, lecz od pierwszej chwili przybycia mego do Warszawy, kiedy codziennie niemal staczać musiałem walki z jen. Ludersem. Gdy za przybyciem Wielkiego Księcia i Margrabiego zakreślony przez Cesarza program począł być sumiennie i gorliwie w praktyce przeprowadzany, chętnie łączyłem moje słabe siły do ich usiłowań, dążących istotnie do uszczęśliwienia Polaków. Lecz gdy w miarę rozżarzania się walki z powstaniem, względy państwowe poczęły brać przewagę nad pierwotnymi zamiarami Monarchy, a rząd zwrócił wszystkie swe siły i całą swą energię ku jedynemu tylko celowi: opanowania zbrojnego ruchu, chociażby z jawnym zapoznaniem najistotniejszych interesów narodu i Kościoła, nie było już dla mnie miejsca obok przedstawicieli władzy, ani w tytule Polaka, ani tym bardziej w tytule pasterza. Rząd, zmuszony bronić interesów państwa, może znaleźć w tym obowiązku, jeśli nie usprawiedliwienie, to wytłumaczenie przynajmniej swej zbyt bezwzględnej surowości; ale czym wymówić by zdołał udział swój, chociażby moralny, w krwawej represji minister pokoju i miłosierdzia, zwłaszcza, kiedy represja ta zwraca się przeciw tej właśnie umiłowanej owczarni, której on jest pasterzem? Możesz mieć za złe Monarcha chrześcijański chrześcijańskiemu biskupowi, iż pod naciskiem trawiącej ojcowskie serce jego miłości, wstawia się za swoją dziatwę, chociażby winną i błaga dlań o miłosierdzie? (...) Wszak na pierwszym posłuchaniu oświadczyłem już Najjaśniejszemu Panu, że losy ludu mego w każdym razie podzielę i nigdy sprawy mojej od jego sprawy nie odłączę. Miałżebym dzisiaj, zapoznawszy mój charakter Polaka i kapłana, przyłączyć do nieubłaganych mścicieli gorączkowego szału i, obciąwszy poły mojej czerwonej sutanny, wystąpić z mieczem, jako kat tego ludu, który sam Chrystus pieczy mojej powierzył? Jestem pewny, że miłościwy Monarcha sam by się wzdrygnął na widok podobnego przeistoczenia i ze wzgardą odwróciłby oczy od nikczemnego przeniewiercy swemu świętemu powołaniu. - Ależ Cesarz nie wymaga bynajmniej od Waszej Pasterskiej Mości, aby szedł osobiście uśmierzać powstanie; ale ma prawo wymagać, abyś go nie wspierał moralnie, opuszczając obóz porządku, a przechodząc na stronę anarchistów i burzycieli. - W tym właśnie jest nieszczęście, że rząd nie pojmuje, albo nie chce pojąć, że w kwestii polskiej prawda nie jest ani przy tych, co bronią bagnetem porządku istniejącego, bez względu na to, czy on na słusznych opiera się podstawach, ani też przy tych, co samowolnie usiłują go wywrócić, uważając za godziwe wszelkie, mogące doprowadzić do tego celu, środki. Jest trzeci obóz, co walczy w obronie bezwzględnej prawdy i nieomylnej sprawiedliwości, ale nie karabinem, ani sztyletem, jedno mieczem Bożego słowa. Nic on nie wywraca, ale też i nie wiesza nikogo. On daje tylko śmiało świadectwo prawdzie zawsze i wszędzie, nie oglądając się na mogące stąd wyniknąć dlań następstwa. Męstwo w głoszeniu nie swojej, ale Bożej nauki, i wytrwałość w cierpliwym znoszeniu wszelkiego rodzaju napaści, są hasłem tego obozu, na którego sztandarze krzyż tylko powiewa. Wiara w rządy Opatrzności i w niechybny wymiar sprawiedliwości w czasie od Boga przeznaczonym, stanowi całą siłę walczących pod tą chorągwią rycerzy. Choć oni sami umierają najczęściej wzgardzeni i zapoznani, lecz idea ich trwać będzie zawsze na ziemi, a walka o nią chyba ze światem się skończy. Obrońców tej chorągwi nie przeraża ani tryumf siły nad prawem, ani ułudy nad prawdą, gdyż wszystko jest doczesne, co nie wychodzi od Boga i do Niego nie dąży. Taki to jest obóz, do którego z chlubą się zaliczam i przeto do żadnego innego należeć mi nie wolno[22]. I na koniec może warto jeszcze posłuchać kilku słów o stryju naszego świętego. Otóż, stryjem Szczęsnego był Alojzy Feliński, co prawda nie żyjący już wtedy, ale ciągle jeszcze znany i pamiętany dramaturg i autor, między innymi, głośnej wówczas tragedii Barbara Radziwiłłówna. Troszkę później, bo w drugiej połowie dziewiętnastego wieku, w sztuce tej główną rolę grała wybitna artystka Helena Modrzejewska. Helena Modrzejewska w stroju ze sztuki Barbara Radziwiłłówna Alojzego Felińskiego https://polona.pl/item/helena-modrzejewska-w-roli-barbary-radziwillowny-w-sztuce-alojzego-felinskiego,MTAwNjU1MjY4/0/#info:metadata Alojzy Feliński zapamiętany jest również jako twórca hymnu „na rocznicę ogłoszenia Królestwa Polskiego..., który po usunięciu zeń akcentów prorosyjskich i nieco rozszerzony, przeszedł do historii jako hymn Boże coś Polskę[23]". Hymn ten został zamówiony przez cara Aleksandra I, który po kongresie wiedeńskim był królem polskim. Alojzy Feliński, który podobnie jak wielu Polaków w tym czasie, dużym zaufaniem darzył cara, napisał ten hymn w roku 1816 i wtedy miał on swoje prawykonanie z muzyką Jana Kaszewskiego. Jako Hymn Polski uznawano go aż do roku 1918. (Natomiast nasz obecny hymn, zwany Mazurkiem Dąbrowskiego obowiązuje od roku 1927.) Pieśń Boże coś Polskę, w zmienionej wersji i ze zmienioną melodią (na melodię pieśni katolickiej Serdeczna Matko), wciąż jest często odśpiewywana w kościołach podczas mszy świętych i nabożeństw. [Jest ona] przez wielu traktowana jest jako nieoficjalny polski hymn narodowy[24]". Ten czterozwrotkowy utwór w wersji napisanej przez Alojzego Felińskiego tak brzmiał: Boże, coś Polskę przez tak liczne wieki Otaczał blaskiem potęgi i chwały I tarczą swojej zasłaniał opieki Od nieszczęść, które przywalić ją miały. Przed Twe ołtarze zanosim błaganie, Naszego Króla zachowaj nam Panie! Tyś, coś ją potem tknięty jej upadkiem Wspierał walczącą za najświętszą sprawę I chcąc świat cały mieć jej męstwa świadkiem Wśród samych nieszczęść pomnożył jej sławę. Przed Twe ołtarze zanosim błaganie, Naszego Króla zachowaj nam Panie! „Ty, coś na koniec nowymi ją cudy Wskrzesił i sławne z klęsk wzajemnych w boju Połączył z sobą dwa braterskie ludy Pod jedno berło Anioła pokoju [chodziło tu o cara], Przed Twe ołtarze zanosim błaganie, Naszego króla zachowaj nam, Panie! Wróć nowej Polsce świetność starożytną I spraw niech pod nim szczęśliwą zostanie, Niech sprzyjaźnione dwa narody kwitną 1 błogosławią jego panowanie. Przed Twe ołtarze zanosim błaganie, Naszego króla zachowaj nam, Panie! Już w roku 1817 nieoficjalnie zaczęto śpiewać refren ze słowami Naszą ojczyznę racz nam wrócić, Panie[25]. Hymn od czasów powstania listopadowego [kiedy to pierwszy raz publicznie odśpiewano go w zmienionej wersji] towarzyszył - i towarzyszy po dzień dzisiejszy - wszystkim podniosłym uroczystościom kościelnym i narodowym[26]. Bibliografia: - Ks. Zdzisław Bartkiewicz SJ, Krótki rys życia ś.p. Ks. Zygmunta Goliana prałata i proboszcza wielickiego, Kraków 1888. - Pisma Zygmunta Krasińskiego, Tom III, Mikołów 1901. - Pamiętniki Ks. Wincentego Chościak - Popiela Arcybiskupa warszawskiego, Tom I, Kraków 1915. - Ks. dr A. Marchewka, Ks. dr K. Wilk, dr C. Wilczyński, Gwiazdy katolickiej Polski żywoty wielkich sług Bożych, Tom II, Mikołów 1938. - Warszawa w pamiętnikach powstania styczniowego, oprac. Krzysztof Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1963 - S. Regina Żylińska, Ks. Zygmunt Szczęsny Feliński Arcybiskup Metropolita Warszawski, Rzym 1965. - Stefan Kardynał Wyszyński Prymas Polski, W sercu stolicy, Rzym 1972. - Aleksander Batowski, Diariusz wypadków 1848 roku, Wrocław Warszawa Kraków Gdańsk 1974. - Ks. Hieronim Eug. Wyczawski, Arcybiskup Zygmunt Szczęsny Feliński 1822-1895, Warszawa 1975. - Józef Feldman, Bismarck a Polska, Warszawa 1980. - Henryk Fros SI, Franciszek Sowa, Twoje imię przewodnik onomastyczno- hagiograficzny, Kraków 1982. - Stefan Kieniewicz, Warszawa w powstaniu styczniowym, Warszawa 1983. - Polscy święci, t. 6, red. o. Joachim Bar OFMConv, Warszawa 1986. - Jan Dobraczyński, A to jest zwycięzca, Warszawa 1986. - Zofia Kossak, Dziedzictwo I, Warszawa 1996. - Dzieje Kościoła polskiego, Tom VII, Praca zbiorowa, Poznań 2000. - Duchowa spuścizna Abpa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, praca zbiorowa pod red. ks. Jana Machniaka, Kraków 2002. S. Antonietty Frącek RM, Błogosławiony Zygmunt Szczęsny Feliński, Warszawa 2002. - Michał Godlewski, Tragedia arcybiskupa Felińskiego, Poznań 2007. - Ks. Zygmunt Szczęsny Feliński, Paulina, córka Ewy Felińskiej, Szczecinek 2009. - Zygmunt Szczęsny Feliński, Pamiętniki, Warszawa 2009. - S. Teresa Antonietta Frącek RM, Święty Zygmunt Szczęsny Feliński, tom I Młodość, Warszawa 2009. - Abp Zygmunt Szczęsny Feliński, Pod wodzą Opatrzności, Warszawa 2010. - Agaton Giller, Historia Powstania Narodu Polskiego, Warszawa 2016. https://pl.wikipedia.org/wiki/Pie%C5%9B%C5%84_narodowa_za_pomy%C5%9Blno%C5%9B%C4%87_kr%C3%B3la https://deon.pl/imiona-swietych/szczesny,8978 https://polona.pl/item/mowa-zalobna-na-pogrzebie-s-p-zygmunta-szczesnego-felinskiego-wypowiedziana-przez-jozefa,Njc4NjE1MjA/4/#info:metadata https://sjp.pwn.pl/sjp/in-effigie;2561482.html http://zfelinski.blogspot.com/2011/09/list-zygmunta-szczesnego-do-matki-16.html Dzwonek: pismo młodemu wiekowi poświęcone r.1850, Tom 1 dost. w intern. na str. https://polona.pl/archive?uid=78616975&cid=80731085 http://pauart.pl/app/artwork?id=5534e3b40cf22871cc1774ab http://civitaschristiana-poznan.pl/wp-content/uploads/2015/11/download-spiewnik-patriotyczny-polski-my-narod.pdf https://polona.pl/item/helena-modrzejewska-w-roli-barbary-radziwillowny-w-sztuce-alojzego-felinskiego,MTAwNjU1MjY4/0/#info:metadata http://mbc.cyfrowemazowsze.pl/Content/66490/00071606_0000.jpg https://www.historiaposzukaj.pl/assets/media/Ikony/Pogrzeb_5_ofiar.jpg https://pl.wikipedia.org/wiki/Pi%C4%99ciu_poleg%C5%82ych#/media/Plik:Burial_of_victims_of_Polish_patriotic_manifestations_in_Warsaw_1861.PNG https://pl.wikipedia.org/wiki/Masakry_w_Warszawie_1861 [1] Zygmunt Szczęsny Feliński, Pamiętniki s.507. [2] Zofia Kossak, Dziedzictwo I, Warszawa 1996, s. 580. [3] Tamże. [4] Tamże, s. 580-581. [5] Tamże, s.581. [6] Tamże. [7] Tamże. [8] Tamże. [9] Zygmunt Szczęsny Feliński, Pamiętniki..., s. 515. [10] Tamże, s.517. [11] Tamże, s. 518-519. [12] Tamże, s. 519-521. [13] Zygmunt Szczęsny Feliński, Pamiętniki..., s. 525. [14] Jan Dobraczyński, A to jest..., s. 169. [15] Duchowa spuścizna Abpa..., s. 36. [16] Tamże, s. 37. [17] Tamże, s. 38. [18] Stefan Kardynał Wyszyński Prymas Polski, W sercu stolicy, Rzym 1972, s. 104. [19] https://polona.pl/item/mowa-zalobna-na-pogrzebie-s-p-zygmunta-szczesnego-felinskiego-wypowiedziana-przez-jozefa,Njc4NjE1MjA/4/#info:metadata [20] https://polona.pl/item/mowa-zalobna-na-pogrzebie-s-p-zygmunta-szczesnego-felinskiego-wypowiedziana-przez-jozefa,Njc4NjE1MjA/4/#info:metadata [21] Ks. Hieronim Eug. Wyczawski, Arcybiskup Zygmunt..., s. 191. [22] Zygmunt Szczęsny Feliński, Pamiętniki..., s. 591-592. [23] Ks. Hieronim Eug. Wyczawski, Arcybiskup Zygmunt..., s. 31. [24] https://pl.wikipedia.org/wiki/Pie%C5%9B%C5%84_narodowa_za_pomy%C5%9Blno%C5%9B%C4%87_kr%C3%B3la [25] Tamże. [26] http://civitaschristiana-poznan.pl/wp-content/uploads/2015/11/download-spiewnik-patriotyczny-polski-my-narod.pdf Powrót |