Błogosławiony Honorat Koźmiński Cz. I O.Honorat Koźmiński[1] Tym razem poznamy żywot błogosławionego Honorata Koźmińskiego, którego w Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego wzywamy jako obdarzonego darem Bożego powołania. „Honorat jest to imię męskie od łacińskiego honoratus (...) czczony, szanowany. Forma honoratus to pierwotnie imiesłów bierny czasu przeszłego od czasownika honoro, are - czcić, szanować. (...) W Polsce imię to wśród ludzi świeckich nie występuje. Jego zasięg ograniczony jest do zakonów, w których utrzymywał się zwyczaj zmiany imienia przy wstępowaniu do zakonu. Święci, którzy nosili to imię, sa dość liczni: samo martyrologium rzymskie wylicza siedmiu, w innych wykazach napotykamy ponadto pięciu innych[2]". Można wymienić między innymi takich jak: św. Honorat z Arles, św. Honorat biskup Mediolanu, św. Honorat biskup Marsylii, św. Honoratus biskup z Amiens i oczywiście bł. Honorat Koźmiński. Nasz bohater urodził się 16 października 1829 roku w Białej Podlaskiej. Na chrzcie świętym otrzymał imiona: Florentyn, Wacław, Jan, a przy bierzmowaniu za patrona dano mu świętego Stefana. Nazywano go jednak z drugiego imienia chrzestnego Wacławem[3]. Rodzicami jego byli: Aleksandra z rodziny baronów Kahlów (herbu Pobóg) i Stefan Koźmiński, pochodzący również z rodziny szlacheckiej (herbu Poraj). Pradziadek Wacława, Michał Koźmiński był unickim proboszczem we wsi Chłopków na Podlasiu, a jego koadiutorem, czyli pomocnikiem (lub wikariuszem), był jego syn a więc dziadek Wacława, Leon Koźmiński) który również był unickim księdzem. (jak wiemy, księża uniccy podobnie jak duchowni prawosławni, mieli prawo zawierania małżeństw oraz posiadania i wychowywania dzieci Ojciec Wacława, Stefan był budowniczym powiatowym w Białej Podlaskiej. Aleksandra Kahl, kobieta o wielkim sercu, oddana mężowi i dzieciom, przy tym roztropna, gospodarna i głęboko pobożna[4], była jego drugą żoną, gdyż pierwsza Domicella z Gołębiowskich, z którą miał czworo dzieci, zmarła przedwcześnie. Również w tym drugim małżeństwie Stefana urodziło się czworo dzieci: najstarszym synem był Aleksander, później przyszedł na świat nasz bohater Wacław i dwie córki Stefania i Kamila. Stefania gdy miała dwadzieścia cztery lata została przyjęta do Zakonu Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny czyli do wizytek i tam przyjęła imię zakonne, siostra Honorata. Rok później złożyła akt ślubów wieczystych na ręce o. Honorata, czyli swojego brata. Inną ciekawostką jest to, że tylko Stefania i Wacław zostali wykarmieni piersią swojej matki, natomiast starszego brata i najmłodszej siostry matka, ze względu na zły stan zdrowia w tym czasie, nie była w stanie tak karmić. Swoja edukację rozpoczął Wacław od szkoły elementarnej po czym przeszedł do szkoły czteroklasowej. Gdy z powodu zmiany miejsca pracy ojca rodzina przeniosła się do Włocławka, Wacław dalszą naukę pobierał w znanym ze swych chlubnych tradycji i dobrego poziomu[5] gimnazjum płockim, które ukończył mając lat szesnaście. Młody Wacław Koźmiński Pod koniec sierpnia, w roku 1845 podjął naukę w warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych na kursie budownictwa, na który zapisał go ojciec, chcąc by syn podążył w jego ślady. Niestety, ojciec dwa dni później (...) 2 września (...) zmarł nagle we Włocławku[6]. Ta śmierć wstrząsnęła matką Wacława tak mocno, iż wydawało się, że męża długo nie przeżyje[7]. Jednak dzięki głębokiej wierze pani Aleksandra Koźmińska potrafiła dać sobie radę z tą tragedią i dość szybko wróciła do równowagi. Wacław mieszkając w Warszawie kontynuował swoją edukację, utrzymując korespondencyjnie kontakt z rodziną. Matka w swoich listach do studiującego syna często prosiła go, aby się Boga trzymał i wiernie spełniał obowiązki religijne, a jak ognia unikał złych kolegów[8]. Pisząc tak, matka dobrze wiedziała co robi, gdyż Wacław, chociaż właściwie wychowany to jednak potrafił ulegać wpływom kolegów. I mimo modłów oraz ostrzeżeń matki takie nieszczęście się mu przytrafiło. Otóż, jeszcze w czasach gimnazjalnych pod wpływem, jednego ze starszych kolegów, zaczął tracić wiarę. A dorastając coraz bardziej był pewien, że Boga nie ma, o czym nawet potrafił głośno mówić. Będąc już starszym, powiedział do swoich kolegów, że jeśliby się kiedykolwiek nawrócił, to będzie mu można napluć w twarz. W kwietniu 1846 roku pod fałszywym zarzutem uczestnictwa w spisku został aresztowany i osadzony w X pawilonie warszawskiej cytadeli. Tu, nie wierząc w Boga i nie chcąc się do niego zwrócić, a znikąd nie widząc dla siebie ratunku, pod wpływem rozpaczy z bluźnierstwem na ustach, zapada (...) [na] ciężki tyfus i trzy tygodnie leży i jakby wariuje[9]. Posłuchajmy jak sam opisał w jednym ze swoich kazań ten ciemny w jego życiu okres odrzucenia przez siebie Boga: Znaliśmy młodzieńca, [w taki sposób błogosławiony Honorat Koźmiński napisał o sobie], dość pobożnie wychowanego, który mając 14 lat usłyszał od kolegi wracającego ze świąt to, co tamten nauczył się od swego brata, studenta uniwersytetu w Dorpacie [dzisiaj Uniwersytet w Tartu w Estonii] , że wierzenie na ślepo, jak nakazuje Kościół, ubliża człowiekowi, od tego bowiem jest rozum, aby wszystko badał i rozpoznawał. W tym momencie opanowała go pycha. Bóg objawia, skoro daje dowody swego bóstwa, ale poszedł za pokusą próżności, że i on, choć dzieciak, potrafi już nie wierzyć, na podobieństwo ludzi uczonych. I choć ten sam kolega perswadował mu, że bezpieczniej jest wierzyć, zdawało mu się to ubliżającym, aby dla bojaźni piekła [zrezygnować z] przywileju rozsądzania. Bez żadnych więc dalszych badań zaczął okazywać niedowiarstwo, a im więcej to kogo drażniło, tym bardziej on się w tym utwierdzał, i pozwalał sobie na drwinki z wierzących. Z udawania zaś do tego przyszło, że po paru latach stracił rzeczywiście wiarę i zaniechał wszelkich praktyk. I pomimo wielu natchnień wewnętrznych, trwał w swoim uporze do tego stopnia, że gdy spadło na niego większe nieszczęście, nie tylko się nie upokorzył, ale nawet miał pretensję i jakby nienawiść do Boga. W takim stanie duszy wpadł w ciężką chorobę, w której był przez trzy tygodnie bez żadnej przytomności; [W swoim notatniku duchownym o. Honorat dokładniej to opisał: „w tym bluźnierstwie straciłem rozum, wpadłem w obłąkanie i trzy tygodnie w przeraźliwych krzykach dzień i noc zostawałem[10]".] czekało go więc niechybne piekło, jak onego złego łotra, konającego z bluźnierstwem na ustach. Tylko potężna przyczyna Matki Bożej, do której jego matka z płaczem zanosiła gorące modły, sprawiła, że przyszedł do zdrowia. Pan Bóg raczył mu wtedy zsyłać nowe oświecenia, lecz on, trwając ciągle w swoim uporze, targował się z Nim o każdy dogmat wiary. [Tu również warto zajrzeć do notatnika duchownego o. Honorata, gdzie pokazał on jak delikatny jest nasz Bóg, nawet w stosunku do osób mu bluźniących: „(Za przyczyną Matki Bożej) przyszedł do mnie (Pan Jezus) do celi więziennej i łagodnie do wiary przyprowadził[11]".] A chociaż w końcu się nawrócił, i wyspowiadał się po studencku, nie czuł jednak gorętszego żalu. Dopiero po wielu latach spostrzegł się, w jakiej był przepaści i z jak wielkiego nieszczęścia dobroć Boża litośnie go wydobyła[12]. Ojciec Honorat w swoim kazaniu podkreślił, że to wstawiennictwo Najświętszej Maryi zostało wymodlone przez jego matkę, i dokładnie tak było. Mianowicie, matka gdy dowiedziała się o aresztowaniu syna, natychmiast przyjechała do Warszawy aby starać się o jego zwolnienie. Wtedy też, codziennie modliła się przed obrazem Przenajświętszej Matki Boskiej Częstochowskiej w popaulińskim kościele pod wezwaniem Świętego Ducha. Kiedy pewnego dnia poszła do cytadeli, żeby dowiedzieć się o zdrowie [chorego] Wacława, usłyszała przeraźliwe krzyki, a na zapytanie coby to było, dano jej odpowiedź: „To wariat". Niestety, powiedziano jej i to, że tym wariatem jest Wacław Koźmiński[13]. To przeżycie spowodowało jeszcze głębsze jej załamanie ale również, jako kobiety bardzo wierzącej, jeszcze gorliwsze modlitwy do Niepokalanej Dziewicy. Modlitwy te zostały wysłuchane, co potwierdzone zostało najpierw cudownym pocieszeniem we śnie. Ten sen, matka Wacława Koźmińskiego tak później opisała: śni mi się, że przychodzę do tego kościoła (...). Nie ma żywej duszy, lecz klękam przy drzwiach myśląc: „Ale Bóg jest" i zmrużywszy oczy modlę się. (...) Czuję blask! Otwieram oczy, a tu Opatrzność błyszczy tuż nade mną. Padam na twarz, płaczę, myśląc, czy podobna, żebym ja niegodna naprawdę to widziała. Podnoszę się, (...), a tu (...) mój syn najmilszy w bieli jak anioł na białym łóżeczku spoczywa i wyciągając jedną rękę do mnie , mówi „Moja najdroższa matko, wszystko dobrze będzie, tylko ty bądź spokojna". I w tej chwili obudziłam się[14]. Matka Wacława, Aleksandra Koźmińska z domu Kahl Ten sen wlał w serce Aleksandry Koźmińskiej olbrzymią ufność, nadzieję i spokój. Wtedy też, nastąpiło realne działanie Najświętszej Maryi, bo mniej więcej w tym samym czasie lekarz więzienny zaaplikował Wacławowi bardzo silne lekarstwo, które miało go albo uleczyć, albo zabić. Opieka Marii jednak sprawiła, że Wacław przetrzymał tę próbę i nagle zaczął wracać do zdrowia.[15]. Po uleczeniu ciała, wstawiennictwo Matki Bożej, pozwoliło również na cudowne uzdrowienie duszy Wacława i uwolnienie z więzienia. A odbyło się to w taki sposób: 15 sierpnia w święto Wniebowzięcia Bogarodzicy, Wacław przejrzał nagle duchowo w swym więzieniu, zwrócił się do Chrystusa i z wielką pociechą w sercu otrzymał nadnaturalne światło co do prawd Bożych. Odzyskał wiarę i szczerze się do Boga nawrócił. Co gdy się stało, zaraz też cudownym prawie sposobem Bóg go i wolnością obdarzył[16]. Otóż dzięki staraniom matki, postanowiono ponowić śledztwo aby zorientować się czy Wacław mógł faktycznie należeć do spisku. W tym nowym śledztwie posunięto się do pewnego podstępu, mianowicie do celi gdzie przebywał Wacław sprowadzono jego kolegę, o którym wiedziano, że jest przywódcą spisku. Natomiast w sąsiedniej celi przebywali sędziowie śledczy wyposażeni w aparaturę podsłuchową, żeby dokładnie słyszeć rozmowę dwóch skazańców. I oto Pan Bóg sprawił, że prawdziwy winowajca, zamiast opowiadać o sobie lub o nieudanym spisku, zapytał „Waciu, czy ty wierzysz w Trójcę Świętą?" A Wacław, cudownie już nawrócony, zaczął mu objaśniać tę tajemnicę i zachęcać do wierzenia w nią. Słysząc to, sędziowie uznali, że młodzieniec tak głęboko religijny nie mógł w żaden sposób należeć do spiskujących i 27 marca 1847roku wypuścili go na wolność[17]. Przesiedział więc Wacław w cytadeli prawe cały rok ale łaska, którą tam otrzymał przemieniła zupełnie jego dotychczasowe życie a także stała się fundamentem jego nawrócenia i źródłem pokory aż do śmierci[18]. Po dwudziestu latach od tego przeżycia, już jako zakonnik tak napisał w swoim dzienniku duchowym: Cóż by się ze mną było stało, gdybym był umarł wtedy, jak się spodziewano? Byłbym teraz w piekle potępiony na wieki... Uzdrawiając mnie Pan Bóg cudownie [co do ciała], uzdrowił jeszcze cudowniej duszę moją. Wyprowadzając mnie z więzienia wywiódł razem ze straszniejszej niewoli szatańskiej - i z piekła duszę wybawił. Wracając mnie familii, wrócił Kościołowi i nowym życiem udarował Czyliż nie dlatego, abym Jemu to życie poświęcił, które od Niego miałem darowane. Czyliż nie powinienem się uważać jako ten, który by z piekła powrócił na ziemię dla czynienia pokuty i poprawy? I czułem to dobrze od samego początku to jest od pierwszej chwili wybawienia, że do Boga należę i że Jemu całkowicie oddać się powinienem i służyć Mu gorliwiej, chociaż tak długo się temu głosowi opierałem . Z tych słów jasno wynika, że zakonnik oceniał tę łaskę jako daną mu nie dla niego samego, ale dla dusz i dla Kościoła, któremu odtąd miał służyć z nową gorliwością[19]. Po odzyskaniu wolności Wacław wrócił do Włocławka, gdzie mieszkała jego matka. Tam dowiedział się od niej o wstawiennictwie Maryi przy jego uzdrowieniu, nawróceniu i wypuszczeniu na wolność. Odtąd miłość jego dla Najświętszej Panny nie ma granic, a starając się ją jak najlepiej okazać, zaraz 20 kwietnia odbywa pierwszy raz spowiedź generalną, po której prowadzi już żywot ascetyczny, owszem pokutny; modli się długo w kościele; w czasie Wielkiego Postu nie bierze żadnego innego pokarmu do ust oprócz chleba i wody, gardzi światem i umartwia się surowo[20]. Podobnie postępuje w Warszawie, do której wrócił by ukończyć Szkołę Sztuk Pięknych. Tu mieszkał razem z Robertem Drewaczyńskim, który później, po wstąpieniu do Dominikanów przyjął imię zakonne Angelik i został malarzem obrazów religijnych. Jest on między innymi autorem obrazu ołtarzowego w kaplicy świętego Józefa w Bazylice Świętej Trójcy w Krakowie[21]. Tenże Drewaczyński, kiedy gościł Aleksandra, czyli starszego brata Wacława, w ich wspólnym warszawskim mieszkaniu, pokazał mu łóżko na którym sypiał Wacław a w nim zamiast pościeli prostą deskę, a w głowach wielki kamień; w rogu zaś łóżka przy ścianie dzbanek wody i kawałek razowego chleba; było to według zapewnienia Drewaczyńskiego, stałe miejsce snu i zwykłe pożywienie Wacława[22]. Już we wrześniu tego samego roku po spowiedzi jubileuszowej, którą odbył w warszawskim kościele kapucynów, a dokładniej w kaplicy świętego Kajetana, po raz pierwszy usłyszał głos wzywający go na służbę Bożą[23]. To powołanie do zakonu, było największą łaską jaką wtedy otrzymał za swoje życie w pokucie po tym, w sumie niedługim okresie niewiary. W Warszawie w tym czasie dwa zakony przodowały w okazywaniu prawdziwej gorliwości w wierze. Był to zakon misjonarzy przy kościele świętego Krzyża na Krakowskim Przedmieściu i właśnie zakon kapucynów przy kościele Przemienienia Pańskiego na ul Miodowej. To u nich konfesjonały były oblegane zarówno przez najuboższych jak przez arystokrację[24]. Wacław mając dziewiętnaście lat, po ukończeniu szkoły i otrzymaniu patentu budowlańca przyjechał do Włocławka aby powiadomić matkę o zamiarze wstąpienia do Kapucynów i prosić o błogosławieństwo[25]. Po długich i trudnych rozmowach z chorą matką oraz z pozostałymi krewnymi, 8 grudnia 1847 roku, z błogosławieństwem matki opuścił swój dom rodzinny. Dużo później, będąc już zakonnikiem, napisał w swoim notatniku duchowym tak: W Niepokalane Poczęcie Najświętszej Maryi Panny wyjechałem z domu i ona tylko obdarzyła mnie męstwem potrzebnym, by matkę chorą opuścić[26]. Po przybyciu do Warszawy zgłosił się do furty kapucyńskiego klasztoru aby dopełnić formalności. Z Warszawy poszedł na piechotę (tak w tamtych czasach podróżowali franciszkanie, a kapucyni są ich odłamem, który w XVI wieku założył Mateusz z Bascio; a do Polski sprowadził ich król Jan III Sobieski w roku 1681) do oddalonego o około 150 kilometrów Lubartowa. Tam mieścił się kapucyński nowicjat i tam poprosił Wacław o przyjęcie go do Zakonu jako brata laika. Po trzech dniach otrzymał habit i przyjął imię Honorat. Rok później złożył śluby proste i rozpoczął naukę filozofii i teologii, gdyż przełożeni widzieli w nim przyszłego kapłana a nie braciszka zakonnego. Profesję uroczystą uczynił 18 grudnia 1851 roku a rok po później po ślubach subdiakonatu i diakonatu, złożył śluby kapłańskie. Zaraz po otrzymaniu święceń kapłańskich został lektorem (profesorem) retoryki i teologii i uczył tych przedmiotów kapucyńskich kleryków. Swoją Mszę świętą prymicyjną odprawił ojciec Honorat w Nowy Rok 1 stycznia 1853 roku. O. Prokop Leszczyński i o. Honorat Koźmiński Jego ojcem duchowym w tym pierwszym okresie życia zakonnego został ojciec Prokop Leszczyński, był to wytrawny kierownik duchowy, dobry spowiednik, poszukiwany kaznodzieja, pisarz ascetyczny, był jedną z bardziej znanych postaci zakonnych w zaborze rosyjskim. Z ojcem Honoratem łączył go wspólny rys: duch pokuty i ekspiacji. Nie należy więc się dziwić, że rodzaj jego kierownictwa był twardy, wymagający, prowadzący poprzez umartwienie do głębokiej pokory[27]. W tym czasie prowincjałem kapucynów był ojciec Beniamin Szymański, on powołał o. Honorata na swojego osobistego sekretarza. Kilka lat później, kiedy o. Szymański został biskupem podlaskim, Ojciec Honorat sekretarzował jego następcy na urzędzie prowincjała, ojcu Anicetowi Sierakowskiemu[28]. W tym czasie nauczał religii w pensjach żeńskich, wygłaszał kazania, czasami po kilka kazań jednego dnia i to w różnych kościołach, słuchał spowiedzi. Jego kazania zyskały szybko uznanie wśród wiernych stolicy, (...) [ponieważ] wyczuwało się w jego słowach coś zupełnie nowego jakiś dziwny żar i wielką siłę przekonania. Mówił o nadprzyrodzonej rzeczywistości jako o czymś żywym i konkretnym. Stała mu się ona widocznie czymś bardzo bliskim po przeżyciach w Cytadeli i żył nią dalej w godzinach modlitwy i studium. W swoich kazaniach mówił nie o tym, co wyczytał w książkach, ale o tym, czego sam doświadczył, co obżałował i potępił we własnym życiu. Mogłoby się nawet zdawać, że dawny, zbłąkany Wacław Koźmiński stoi jeszcze w tłumie słuchaczy, a on, brat Honorat, opowiada jego dzieje, kieruje do niego słowa pełne Bożej mocy i miłosierdzia. Już w swoim pierwszym kazaniu mówił: „Smutna to rzecz, bracia moi, zadziwienia i użalenia godna, iż ten Kościół Boży po tak długim, a nieprzerwanym ciągu swego istnienia, stoczywszy tyle walk zwycięsko, i bliski już, jak się zdaje, ostatecznego triumfu - dziś na łonie swoim spostrzega nowych nieprzyjaciół: te to wyrodne lub zbłąkane dzieci swoje, które z rąk matek ich ciała przyjął do swego uczestnictwa, wykarmił i wypielęgnował, które i dzisiaj jeszcze ma za swoje syny i wyciąga do nich swe ręce i otwiera im skarby miłosierdzia Bożego, chcąc puścić w niepamięć wszystkie ich błędy. A oni gardzą matką swą i na jej głos nie dbają, i knują zdradzieckie przeciw niej spiski, i tym boleśniejsze zadają jej ciosy, iż się synami jej zowią i tym niebezpieczniejsi są dla niej, iż są nieznani i świętym katolików imieniem się zdobią... O, gdyby dzisiaj między nami stanął Chrystus, jakoż daleko słuszniej strofowałby nas i wyrzucał nam niedowiarstwo, nieufność i zatwardzenie serca, jakby na pół pogańskiemu i nieutwierdzonemu jeszcze łaską ludowi. O, jest ci On zawsze przytomny [obecny] między nami, co dzień schodzi na te święte ołtarze i nawiedza dom Swój opuszczony patrząc, czy nie znajdzie, kto by Go szukał szczerze?" I brat Honorat bez litości chłoszcze młode pokolenie, z którego zaledwie sam wyszedł: „...to może nowe pokolenie nowym zajaśnieje życiem i wyrośnie na jej (ojczyzny) pociechę? ... (Ale gdzież tam! ... Nawet to młode pokolenie) - to już jakby starcy zgrzybiali, u których już rozum przewrócony, spaczone pojęcie, serce przesycone i zlodowaciałe uczucia. Jeszcze chodzić nie umieją, a już odrzucają kierującą świętej ich matki rękę. Jeszcze nie mają swojego zdania, a już im ciężko iść za starszych radą i wstydzi ich najświętszy obowiązek posłuszeństwa rodzicom... ich moralność i cała doskonałość... zawisła na poddaniu wszystkich władz i uczuć duszy pod jarzmo opinii świata. Ich postęp zależy na wyrzeczeniu się wiary". Ale te wszystkie bezbożne wysiłki rozbijają się, jak piana morska o niewzruszoną skałę Piotrową: „...ten Kościół, dopóki tu jest na ziemi, walczyć bezustannie musi... jednak poruszonym być nie może, bo stoi na opoce, iż nie człowieczą mocą jest zbudowany... lecz Boską ręką Jezusa Chrystusa. Te słowa młodego kaznodziei, jakkolwiek bardzo mocne, pełne były miłości i optymizmu. Dotykały najistotniejszych zagadnień nurtujących ówczesną inteligencję, a zwłaszcza młodzież, świadczyły o doskonałej znajomości środowiska, do którego były skierowane, a ponadto wzywały z jakąś nadprzyrodzoną mocą do ocknięcia się i do zwrócenia się z całą wiarą ku Chrystusowi[29]. Podobnie będzie uważał parę lat później, ściągnięty do Warszawy przez świętego Arcybiskupa Zygmunta Felińskiego wybitny kaznodzieja, ks. Zygmunt Golian, który w swoich kazaniach będzie podkreślał, że dla znacznej części inteligencji katolickiej najwyższą powagą jest nie Stolica święta, ale trybunał opinii[30], czyli to co dzisiaj nazywamy opinią publiczną. Ojciec Honorat już od pierwszych lat kapłaństwa koncentrował się wokół duszpasterstwa kobiet. W tym okresie namiestnikiem Królestwa Polskiego był generał Iwan Fiodorowicz Paskiewicz. Czas jego rządów trwający od stłumienia powstania listopadowego aż do roku jego śmierci czyli 1856 nazwany został nocą paskiewiczowską. Okres ten charakteryzował się wzmożeniem represji politycznych oraz sankcji gospodarczych wobec Królestwa Polskiego ze strony Imperium Rosyjskiego[31]. Był to czas, kiedy Królestwo zostało pozbawione olbrzymiej liczby mężczyzn, zwłaszcza z polskiej szlachty. Surowe prawa represyjne zrusyfikowały szkołę, systematycznie niweczyły znamiona polskości w życiu publicznym. Dominująca stała się wówczas rola kobiet w wychowaniu młodego pokolenia przekazywania mu niezbywalnych wartości religijnych, moralnych i narodowych w „gniazdach rodzinnych", w tworzeniu opinii publicznej, która z prywatnej, salonowej, stawała się szerszą[32]. Chodziło więc, zgodnie z ideami popularnego wówczas romantyzmu, o stworzenie nowych wzorców „matki, Polki i obywatelki". To, związane było z poczuciem misji narodowej, w której cierpienia i harówka ówczesnych kobiet stanowiły bardzo ważną rolę w odrodzeniu moralnym narodu[33]. Stąd młody, ale bardzo zdolny kapucyn Honorat Koźmiński otrzymał zadanie poprowadzenia katechez na pensjach żeńskich. W tym czasie zaprzyjaźnił się ze Stanisławem Jachowiczem, pedagogiem, poetą i czołowym bajkopisarzem dla dzieci. Do dzisiaj znany i pamiętany w niektórych domach, chociażby z wierszyka „Pan kotek był chory i leżał w łóżeczku...". Dzięki tej znajomości poznał ojciec Honorat działalność Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności a także zapoznał się z koncepcją rozbudowy sieci ochron (znanych nam z działalności bł. Edmunda Bojanowskiego). Honorat Koźmiński, mimo tego, że był o ponad trzydzieści lat młodszy od Stanisława Jachowicza, to jednak przez cały okres ich znajomości był dla niego kierownikiem duchowym. Przed swoją śmiercią Stanisław Jachowicz odbył spowiedź generalną u ojca Koźmińskiego, który później wygłosił mowę pożegnalną na pogrzebie swojego starszego przyjaciela. Owa umiejętność kierowania duszami ludzkimi dojrzewała u ojca Honorata z roku na rok. Jego konfesjonał zaczynał być oblegany. I właśnie poprzez konfesjonał nabywał on głębokiej znajomości wielkich bied moralnych, potrzeb społecznych, przekonywał się o potrzebie bardziej skoordynowanych działań[34]. Chodziło o rozbudzenie religijności u ludzi oraz o uwrażliwienie ich na potrzeby innych. Swoją pobożnością zachęcał innych do podążania śladami Chrystusa i świętego Franciszka, prowadząc ich aż na wyżyny doskonałości. Jednak najważniejszym dziełem błogosławionego Honorata było organizowanie i kierownictwo Trzeciego Zakonu Franciszkańskiego czyli tak zwanych tercjarzy. „Pracy tej poświęcił (...) całe swoje życie zakonne[35]". Na bazie tego Zakonu „organizował w całej Warszawie liczne kółka różańcowe. Członkowie tych kółek nie zadowalali się samym odmawianiem »Zdrowaś« i rozmyślaniem tajemnic, ale nadto pod wpływem gorliwego kapucyna, stawali się bardzo czynnymi szerzycielami myśli katolickiej i pracownikami na polu miłosierdzia katolickiego[36]". Niektóre z tych kółek tworzyły Żywy Różaniec. Były to grupy (czyli „róże") po15 osób w każdej, które codziennie łączyły się modlitwą we wspólnej intencji i odmawiały po jednej, kolejnej tajemnicy różańcowej, każda osoba w innej, co łącznie pozwalało na odmówienie przez daną grupę całego różańca w jeden dzień. Praktycznie w ciągu kilku lat prawie cała Warszawa została powiązana w takie „róże". Wydaje się, że właśnie one były zaczątkiem, zakładanych później przez ojca Honorata, ukrytych zgromadzeń bezhabitowych. Jak wiemy, ta tradycja Żywego Różańca jest kontynuowana do dzisiaj w wielu polskich parafiach. W roku 1855 o. Honorat założył Zgromadzenie Sióstr świętego Feliksa, czyli popularne felicjanki. Nazwa zgromadzenia wzięła się od figury św. Feliksa z Cantalicio znajdującej się w kościele Kapucynów, przy której przyszłe siostrzyczki często się modliły. Przy założeniu Felicjanek pomogły mu dwie tercjarki, Zofia Truszkowska (dzisiaj jako Maria Angela Truszkowska jest błogosławioną Kościoła katolickiego) oraz jej cioteczna siostra Klotylda Ciechanowska. Zgromadzenie to miało za cel opiekę i wychowywanie dzieci bardzo ubogich oraz pielęgnowanie chorych i niedołężnych staruszek. Ponieważ o. Honorat pozyskiwał dla tego Zgromadzenia wiele panien i to z dobrych domów, więc rozgniewana młodzież męska, że jej się dobre partie wymykają odgrażała się O. Honoratowi, że mu nie daruje i rzucała nań jajkami, gdy przechodził ulicą[37]. Honorat Koźmiński miał wówczas 26 lat i był dopiero trzeci rok kapłanem, a mimo to potrafił wyrobić sobie autorytet i zachować taki dystans w obejściu z siostrami, że żadna nie odważyła się do niego zanadto zbliżyć; widziały w nim i czciły nie człowieka, nie kapłana nawet, ale Sługę Bożego, który im wskazywał drogę do doskonałości. (...) Był wtedy wszystkim dla nich: i spowiednikiem, i kierownikiem duchowym, i ustawą, i mistrzem, i przełożonym głównym. On je uczył (...) życia zakonnego i duchownego, on pobudzał do zapału w służbie Pańskiej[38]. Pewnego razu zdarzyło się, że się o. Honorat zasiedział u Sióstr i wrócił do klasztoru po godz. 21, kiedy furta już była zamknięta. Ponieważ było to wykroczenie przeciw klasztornym zasadom, musiał się poddać publicznej pokucie. Więc Ojciec Honorat w najbliższą niedzielę, zaraz po swoim kazaniu, założył pas na szyję i wyznał wobec zgromadzonego tłumu, że jest niedobrym zakonnikiem; włóczy się po nocach, późno wraca do klasztoru. Na ten widok i na słowa wymówione ze skruchą serdeczną cały kościół zapłakał, wiedziano bowiem dobrze, dokąd i po co chodzi i że jest jednym z najświątobliwszych Ojców[39]. To publiczne wyznanie Ojca Honorata przyniosło jeszcze taki dodatkowy efekt, że młoda dziewczyna, która od jakiegoś już czasu wahała się, czy pójść za głosem powołania, po takim wystąpieniu zakonnika natychmiast wstąpiła do Felicjanek[40]. Ten żeński Zakon pomógł bardzo zachować wiarę unitom podlaskim. W tym regionie miały siostry dużą liczbę ochronek, więc uczyły w dzień wiary małe dzieci a wieczorami dorosłe dziewczęta i chłopców, w niedziele zaś albo one jeździły po wsiach, albo do nich schodzili się na naukę katechizmu sami gospodarze i gospodynie. Lud był ciemny, nieobeznany z religią, było więc dużo do roboty, tym bardziej, że odwiedzały i chorych, przynosząc im lekarstwa i pielęgnując w nocy, gdy tego było potrzeba, a wszystkim tłumacząc, co to jest Unia i jak mocno trzymać się jej winni. Praca ich nie została próżną Oświeceni przez Siostry, unici nie dali się przeciągnąć na prawosławie, woleli raczej iść na Sybir i ponieść męczeństwo[41]. W tym też czasie wśród prowadzonych przez Koźmińskiego tercjarek należących do żywego różańca a kierowanych przez panią Robaczewską „powstała myśl założenia schroniska, dla opuszczonych, potrzebujących, przyjezdnych i szukających pracy[42]". Zadbano o kapitał, i podstawy prawne tego dzieła oraz utworzono zarząd schroniska, któremu nadano nazwę „Przytulisko". Ojciec Honorat został formalnym kapelanem tego zakładu a opieką nad „Przytuliskiem" powierzono najpierw hierarchii kościelnej a następnie właśnie felicjankom. Niedługo po założeniu zgromadzenia sióstr felicjanek, zauważył nasz bohater, że sporo starszych wiekiem sióstr skłaniało się bardziej do życia kontemplacyjnego niż do czynnego. Założył więc on kolejne zgromadzenie, tym razem klarysek kapucynek klauzurowych świętego Feliksa, które swoją modlitwą i pokutą miały wspierać dzieła felicjanek. Ojciec Honorat nieustannie pracował nad własnym uświęceniem, sam o tym tak mówił: „Nie po to przyszedłem do zakonu (...) żebym się zbawił, ale żebym świętym został[43]". A w tym dążeniu do świętości bardzo pomagała mu jego własna opieka duchowa nad tymi pierwszymi felicjankami, o czym sam napisał w Notatniku duchownym pod rokiem 1865 (czyli już po kasacie): Gdy mnie Pan Bóg otoczył duszami niewinnymi, czystymi w miłości Bożej, w modlitwie ustawicznymi, pokutach surowymi i do doskonałości całym sercem mężnie zdążającymi, gdy widziałem w nich cudowne dary Boże udzielane tylko wybranym sługom Jego, i życia nadzwyczajność i akty cnót heroicznych codziennie spełniane, gdy oglądałem urzeczywistnione marzenia moje o ścisłości życia zakonnego, gdy mi się przedstawiało odnowione pierwiastkowe życie świętego Ojca naszego i jego towarzyszy, a raczej świętej Matki Klary i jej córek świętych, o którym nawet marzyć nie śmiałem, i to z całą żywością wiary ówczesnej i świętego zapału, wtedy jeszcze bardziej ożywiały się we mnie pragnienia takiego życia i czułem się zawstydzony przykładami tych słabych istot, które wyprzedzały daleko nie tylko życie moje, ale moje nauki nawet i moje nadzieje, i pragnienia. I widziałem wyraźnie, że mnie Pan Bóg na służbie ich postawił, abym zrozumiał, że i w dzisiejszych czasach można Mu służyć tak gorliwie, jak dawniej, o czym już wątpić zaczynałem i żebym wsparty ich modlitwami i zachęcony ich przykładami nie ustępował na tej drodze, ale mężniej się wziął do poprawy. Potrzebny to był środek dla mnie, skoro mnie Pan Bóg tyle lat przy tym utrzymywał i przez posłuszeństwo święte do tego - ach niesposobnego - naznaczał[44]. Widzimy tu wyraźnie jak pokorny i posłuszny woli Bożej był ojciec Honorat i jak mu to w jego życiu duchowym pomagało. Lata pięćdziesiąte dziewiętnastego wieku były okresem pewnego ożywienia religijnego w Polsce i w Europie. Pius IX w tym czasie przygotowywał się i w końcu ogłosił dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Dziewicy. Natomiast w Warszawie w roku 1853 kapucyni po raz pierwszy zaprowadzili w swoim klasztorze nabożeństwo majowe, które miało odegrać później tak wielką rolę w polskiej pobożności maryjnej. Rok wcześniej zapoczątkowali tę formę nabożeństwa księża misjonarze w kościele świętego Krzyża, przeszczepiając je z zagranicy na teren polski (...) Pobożność maryjna była jedną z dźwigni moralnych narodu polskiego udręczonego pod jarzmem niewoli. Ona też sprawiała, że lud coraz tłumniej garnął się do kościołów[45]. Ta wzmożona religijność Polaków, którą cechowało pogłębianie praktyk religijnych, została nawet nazwana „rewolucją moralną[46]" a pierwsze siostry felicjanki, prowadzone przez ojca Honorata, były tu dla wielu wzorem, gdy wykazywały swoją olbrzymią aktywność i poświęcenie. Doszło nawet do tego, że w dziedzinie posługi religijnej felicjanki prowadziły na polecenie arcybiskupa Fijałkowskiego katechumenat dla Żydówek i protestantek [a] (...) pod kierunkiem osobistym ojca Honorata prowadziły nowicjat tercjarski[47]. Przy tak wielkim zaangażowaniu Honorata Koźmińskiego w prowadzenie felicjanek oraz przy wielu innych zajęciach i inicjatywach, na pewno warto poznać rozkład dnia tak zapracowanego człowieka. Posłuchajmy więc, wstawał o północy na wspólną jutrznię, później już się nie kładł, by od 2 do 4 przygotowywać się do kazań i lekcji katechizmu, od 4 do 6 przygotowywał się do wykładów z teologii, które prowadził dla kleryków kapucyńskich, od 6 do 8 - toaleta, pacierze, przygotowanie do Mszy świętej jej odprawienie, dziękczynienie oraz prywatne oficjum o Matce Boskiej. Od 8 do 10 - śniadanie i szkoła, od 10 do 11- spowiadanie, od 11 do 12 - obiad i rozmyślanie, od 12 do 14 - wykłady z teologii lub lekcje katechizmu, od 14 do 14,30 - odmawianie brewiarza i małego oficjum, od 14,30 do 16 - szkoła, od 16 do 17 - kompleta, różaniec, rachunek sumienia, od 17 do 17,30 - czytanie duchowne, od 17,30 do 18 - małe oficjum i kolacja, od 18 do 19 - czytanie przygotowawcze do kazań i lekcji katechizmu, o 19 przygotowanie do medytacji na następny dzień i sen do północy[48]. Wydaje się, że tu nie ma miejsca na nic dodatkowego, a jednak życie naszego bohatera całkowicie temu zaprzecza. Bo spróbujmy podsumować: opieka duchowa nad felicjankami i kapucynkami, opieka nad Żywym Różańcem, tercjarzami no i nad „Przytuliskiem". Z kolei w 1859 roku na kapitule w Lądzie wybrano na prowincjała duchowego ojca Prokopa Leszczyńskiego, duchowego przewodnika ojca Honorata. Więc wtedy ojciec Honorat, który był sekretarzem poprzednich prowincjałów, był bardzo pomocny również i ojcu Prokopowi w zarządzaniu kapucyńską prowincją. Do tego jeszcze ojciec Honorat Koźmiński w okresie od 1853 do 1864 wygłosił około 10 000 kazań a do każdego się starannie przygotowywał[49]. A w tym natłoku zajęć zdarzały się ojcu Honoratowi czasami również sprawy nagłe i niezaplanowane. Takimi wydarzeniami były bardzo nieprzyjemne i bolesne posługi, które w tamtych ciężkich latach zdarzało mu się parokrotnie wykonywać. Był to czas powstania Styczniowego. Kapucyni wtedy reprezentowali bardzo różne postawy. Byli tacy zakonnicy, którzy związali się bardzo blisko z rewolucyjną frakcją „czerwonych", byli tacy co razem ze stronnictwem „białych" dążyli do „pracy organicznej". Byli też tacy, zwani „ultramontanami", którzy w łączności z papieżem stawiali Boga i Kościół ponad wszystkie inne sprawy. Honorat Koźmiński był zwolennikiem pracy od podstaw i nie pochwalał działań braci, którzy angażowali się w politykę i ruch powstańczy. On drogę do wolności widział (...) zawsze przez odrodzenie ducha narodu[50]. W tych trudnych czasach obsługą więźniów zajmowali się kapucyni a właściwie jeden wyznaczony duszpasterz z tytułem operator incarcerorum[51]. Ponieważ w latach powstania było bardzo dużo wyroków śmierci, więc posługa jednego kapłana była niewystarczająca. Dlatego dysponowanie na śmierć w szczególności więźniów politycznych (z członkami Rządu Narodowego włącznie) (...) [stało] się szczególnym posłannictwem i powinnością klasztoru na Miodowej; (...) [było] również udziałem i ojca Honorata Koźmińskiego. (...) Odprowadzał [on] aż pod szubienicę młodego rzemieślnika Ludwika Jaroszyńskiego (...), który dokonał nieudanego zamachu na wielkiego księcia Konstantego[52]. Koźmiński bardzo przeżył tę egzekucję wykonaną na młodziutkim rzemieślniku w cytadeli, gdzie sam za młodu był więziony przez jedenaście miesięcy. Ale jeszcze bardziej przeżył egzekucję swojego zakonnego współbrata, ojca Agrypina Konarskiego, do którego został wezwany późno w nocy z 12 na 13 czerwca 1863 roku. Ojciec Agrypin był kapelanem w powstańczym oddziale Władysława Kononowicza. Ta egzekucja była pierwszą publiczną egzekucją w Królestwie Polskim dokonaną na kapłanie. Ten bezprawny rozkaz, który ostro potępił Arcybiskup Szczęsny Feliński, podpisał sam namiestnik carski, wielki książę Konstanty, łamiąc swoje zapewnienie o tym, że nie będą skazywani ani księża ani lekarze spieszący z pomocą[53]. Ojciec Honorat, który towarzyszył ojcu Konarskiemu w tej ostatniej drodze tak to opisał: „Nie mogłem ukryć mego podziwienia na widok jego spokoju i swobody. Odpowiedział mi na to: »Mój bracie, czyż ja mógłbym się spodziewać większego szczęścia, jak umrzeć dla spraw Kościoła i Kraju? Wszak spełniałem tylko posługi duchowne braci moich«. Prosił mnie tylko, abym nie dopuszczał do tego, aby habit przed powieszeniem ściągano, bo mamy tę pocieszającą obietnicę, że kto umrze w habicie, nie umrze na wieki. I gdy widział, że się namyślają nad tym, sam wdział na habit koszulę, czy wór śmiertelny, który przed nim trzymano. Już na szubienicy miał stryczek założony, kiedy przemówił do mnie: »Mój bracie, dziś dzień Serca Jezusowego, odpraw za mnie Mszę świętą«. Co też rzeczywiście po powrocie dopełniłem[54]". Po klęsce powstania styczniowego rząd carski przystąpił do kasowania zakonów w Królestwie. O tej kasacie zakonów i o dalszych losach naszego błogosławionego bohatera, dowiemy się, oczywiście jak Pan Bóg pozwoli, za miesiąc. Bibliografia: - S. Jolanta Bronisława Muśkiewicz, O. Honorat z Białej, Komisarz Prowincyi Polskiej Kapucynów, Warszawa 1917. - Ks. dr A. Marchewka, Ks. dr K. Wilk, dr C. Wilczyński, Gwiazdy katolickiej Polski żywoty wielkich sług Bożych, Tom II, Mikołów 1938. - O. Romuald Gustaw OFM, Hagiografia polska, tom I, Poznań 1971. - Maria Werner OSU, O. Honorat Koźmiński Kapucyn 1829-1916, Poznań-Warszawa 1972. Henryk Fros SJ, Franciszek Sowa, Twoje imię przewodnik onomastyczno-hagiograficzny, Kraków 1982. - Ewa Jabłońska-Deptuła, Trwanie i budowa Honorat Koźmiński kapucyn 1829-1916, Warszawa 1986. - Polscy święci, tom 10, red. Joachim Roman Bar OFConv, Warszawa 1987. - Być świętym Sanktuarium bł. Honorata Koźmińskiego w Nowym Mieście nad Pilicą, oprac. O. Jan Jurczak OFMCap, Nowe Miasto nad Pilicą 2004. - Bł. Honorat Koźmiński, O Eucharystii, Katowice-Ząbki 2005. https://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Angelik_Drewaczy%C5%84ski https://www.niedziela.pl/artykul/27119/Litania-Narodu-Polskiego https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/swieci/wam_swieci/b_h_kozminski3.html https://pl.wikipedia.org/wiki/Noc_paskiewiczowska https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/swieci/wam_swieci/b_h_kozminski3.html [1] Wszystkie zdjęcia wykorzystane w tym materiale pochodzą z książki Być świętym Sanktuarium bł. Honorata Koźmińskiego w Nowym Mieście nad Pilicą, oprac. O. Jan Jurczak OFMCap, Nowe Miasto nad Pilicą 2004. [2] Henryk Fros SJ, Franciszek Sowa, Twoje imię przewodnik onomastyczno-hagiograficzny, Kraków 1982, s. 275. [3] Romuald Gustaw OFM, Hagiografia polska, tom I, Poznań 1971, s. 864. [4] Maria Werner OSU, O. Honorat Koźmiński Kapucyn 1829-1916, Poznań-Warszawa 1972, s.32. [5] Polscy święci, tom 10, red. Joachim Roman Bar OFConv, Warszawa 1987, s. 83. [6] Maria Werner OSU, O. Honorat Koźmiński..., s.43. [7] Polscy święci..., s. 83. [8] S. Jolanta Bronisława Muśkiewicz, O. Honorat z Białej, Komisarz Prowincyi Polskiej Kapucynów, Warszawa 1917, s. 4. [9] Tamże. s. 5. [10] Maria Werner OSU, O. Honorat Koźmiński..., s.47. [11] Tamże, s. 49. [12] Bł. Honorat Koźmiński, O Eucharystii, Katowice-Ząbki 2005, s. 11-13. [13] S. Jolanta Bronisława Muśkiewicz, O. Honorat..., s. 6. [14] Maria Werner OSU, O. Honorat ..., s.49. [15] S. Jolanta Bronisława Muśkiewicz, O. Honorat..., s. 6. [16] Tamże. [17] Tamże, s.7. [18] Maria Werner OSU, O. Honorat ..., s.49-50. [19] Tamże, s.50. [20] S. Jolanta Bronisława Muśkiewicz, O. Honorat..., s. 7. [21] https://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Angelik_Drewaczy%C5%84ski [22] S. Jolanta Bronisława Muśkiewicz, O. Honorat..., s. 8. [23] Tamże. [24] Polscy święci..., s. 85. [25] S. Jolanta Bronisława Muśkiewicz, O. Honorat..., s. 9. [26] Polscy święci..., s. 85. [27] Tamże, s.86. [28] Ewa Jabłońska-Deptuła, Trwanie i budowa Honorat Koźmiński kapucyn 1829-1916, Warszawa 1986, s. 27. [29] Maria Werner OSU, O. Honorat ..., s.68-69. [30] Tamże, s. 69. [31] https://pl.wikipedia.org/wiki/Noc_paskiewiczowska [32] Ewa Jabłońska-Deptuła, Trwanie i budowa..., s. 29-30. [33] Tamże, s. 30. [34] Tamże, s. 31. [35] Romuald Gustaw OFM, Hagiografia polska..., s. 867. [36] Ks. dr A. Marchewka, Ks. dr K. Wilk, dr C. Wilczyński, Gwiazdy katolickiej Polski żywoty wielkich sług Bożych, Tom II, Mikołów 1938, s. 194. [37] S. Jolanta Bronisława Muśkiewicz, O. Honorat..., s. 11. [38] Tamże, s.12. [39] Tamże. [40] Tamże. [41] Tamże, s. 13. [42] Polscy święci..., s. 89. [43] Ks. dr A. Marchewka, Ks. dr K. Wilk, dr C. Wilczyński, Gwiazdy katolickiej..., s. 194. [44] Ewa Jabłońska-Deptuła, Trwanie i budowa..., s. 43. [45] Maria Werner OSU, O. Honorat ..., s.72. [46] Ewa Jabłońska-Deptuła, Trwanie i budowa..., s. 44. [47] Tamże. [48] Tamże, s. 38. [49] Tamże. [50] Tamże, s. 57. [51] Tamże. [52] Tamże, s. 58. [53] Tamże, s. 60. [54] Tamże, s. 61. Powrót |