cz. IV św. Klemens Dworzak Hofbauer Rycina popiersia św. Klemensa na podstawie maski pośmiertnej z 1820 roku. Zdjecie z książki: Red. Maciej Sadowski CSsR, Paulina Dąbrosz - Drewnowska Święty Klemens Maria Hofbauer CSsR - dobry patron na złe czasy, Kraków 2020. Na przełomie wieku osiemnastego i dziewiętnastego, a więc w latach, kiedy żył Klemens Hofbauer, bardzo wielu wpływowych ludzi należało do masonerii. Pewnym wyjaśnieniem tej popularności uprawiania sztuki królewskiej, jak z zadęciem nazywano i nazywa się wolnomularstwo, mogą być fragmenty tekstu z książki historyka masonerii Ludwika Hassa, posłuchajmy: „Przeżywająca ogromny awans kulturalny stolica, której liczba mieszkańców przekroczyła sto tysięcy, by w latach Sejmu Czteroletniego dojść do około stu dwudziestu tysięcy, stała się teraz jedną z metropolii europejskich. »Któż by nad wszystkie inne miasta nie przeniósł Warszawy? - wspominał po latach z egzaltacją feldmarszałek austriacki książę Karol Józef de Ligne. - Panuje w niej najlepszy ton francuski z oryginalnym odcieniem wschodnim, smak europejski połączony z azjatyckim, grzeczność najwyszukańsza z patriarchalną niemal gościnnością«. Warszawa zachwycała kosmopolitycznych arystokratów, zarazem zaś znajdowała się w centrum ogarniającego kraj poruszenia umysłów. Tutaj przede wszystkim dokonywała się urbanizacja dotąd wyraźnie ziemiańskiej kultury polskiej. Tu grupowali się inspiratorzy i twórcy owego poruszenia. Była największym w państwie centrum wydawniczym, ośrodkiem życia teatralnego i czasopiśmiennictwa. Dynamicznie rozwijające się miasto, w którym rozkwit gospodarczy największe (obok Wielkopolski) czynił postępy - o czym świadczył gwałtowny wzrost obrotów bankowych czy powstające manufaktury nowego typu, obliczone na potrzeby wzrastającej liczby ludności miejscowej, przyjezdnych i wojska - przyciągało z bliższych i dalszych stron elitę intelektualną i społeczną, wybijające się jednostki, przede wszystkim zaś wchodzących teraz w życie publiczne przedstawicieli nowego pokolenia, owych wychowanków Stanisława Augusta, kształconych w zreformowanych kolegiach pijarskich i jezuickich. Dzięki temu unowocześniała się struktura społeczna Warszawy, zwiększała się grupa mieszkańców utrzymujących się z dochodów uzyskiwanych za wykonywanie pracy umysłowej. Poszerzała się zatem baza rekrutacyjna wolnomularstwa. Światli młodzi ludzie czuli się predysponowani pochodzeniem i wykształceniem, by zostać częścią »Warszawy lepszego tonu« i zabiegali o to. Warszawa zaś w nowej pomyślnej koniunkturze gospodarczej, kiedy do przeszłości już należały wstrząsy konfederacji barskiej i pierwszego rozbioru »znów zanurzała się w uciechach«. Zarazem niejeden z nadających w niej ton uprawiał »sztukę królewską«. (...) Przedstawiciele nowego pokolenia, jak wszyscy ówcześnie wykształceni ludzie, chcieli uchodzić za oświeconych, widzieli zaś, że są nimi członkowie wolnomularstwa. Zakazy papieskie nie mogły ich powstrzymać od przystąpienia do organizacji, należeli bowiem do pokolenia, które - zgodnie z nastawieniem jego wychowawców - nadal wprawdzie uczęszczało do kościoła, lecz obojętnie »czy w Rzymie, czy w Londynie, czy w Turcji, czy w Chinach, jakiejkolwiek jest Kościół religii«, gdyż coraz bardziej przyzwyczajali się traktować wszystkie religie według ich treści etycznych. Wolnomularstwo, okryte zasłoną tajemniczości, zarazem nieomal pełne - w ich oczach - wcielenie zarówno cenionej mądrości antycznej, jak i stanowiącej cel ich dążeń nowoczesności zachodniej, było samo przez się atrakcyjne. Ponadto spełniało w stosunku do nowego pokolenia pewną szczególną funkcję wychowawczą. Jeśli bowiem ich dziadowie i ojcowie rozpoczynali udział w życiu publicznym od przysłuchiwania się mówcom sejmikowym, a następnie własnymi wystąpieniami na sejmikach zdobywali pierwsze ostrogi w służbie Rzeczypospolitej, oni - dzieci Oświecenia - w lożach nabierali wprawy w przemawianiu do szerszego grona, umiejętności przekonywania i obrony reprezentowanych przez siebie poglądów"[1]. To tyle, o powodach licznego wstępowania w tamtych czasach do masonerii. A teraz posłuchajmy jak osiemdziesiąt lat później oceniano warszawskich benonitów. Wówczas pisał o tym ks. Zdzisław Bartkiewicz: „Pracowały [różne] zakony w Polsce i praca nagradzała im się sowicie, bo chlebem i złotem, pamięcią i wdzięcznością, ziemią i niebem. Niejedną piękną kartę dziejów naszych wypełniają wielkie ich zasługi, poświęcenie, bohaterstwo i świętość życia. A jeśli zdarzały się z ich strony zdrożności, biedy a nawet występki, nie traciły jakoś zakony ani wziętości, ani dobrej sławy. Ojcowie nasi byli w tej mierze dziwnie tolerancyjnymi i pobłażliwymi, bo nieraz aż do przesady. Jeden był tylko wyjątek w tej mierze. Beniaminek wszystkich zakonów w Polsce doznał nieprzychylności niezwykłej, surowo został on osądzony i bezwzględnie potępiony. Podejrzenia nieuzasadnione, kalumnie nieprzyjaciół przyjęto za prawdę i zdyfamowano [staropol. zniesławiono, oczerniono] zakon bez sądu i winy. Tym to Benjaminem nieszczęśliwym to zgromadzenie OO. Redemptorystów, znanych u nas pod nazwą Benonów lub Benonitów, co przybywszy do Warszawy w końcu osiemnastego wieku, po dwudziestoletniej błogiej działalności byli zmuszeni opuścić kraj nasz z wyrokiem banicji na początku obecnego stulecia. Dziś pamięć o Benonach zaginęła. Ledwo kto wie dzisiaj o ich pobycie i działalności w Polsce. Na miejscu, gdzie stal ich kościół i klasztor, dziś stoi kamienica oznaczona numerem 1877. Ich szkoły i zakłady opustoszały z ich ustąpieniem i przeszły w inne ręce albo na inne cele obrócone zostały. Pomarli ci, co byli świadkami ich cnót, co im zawdzięczali cichą pomoc w ubóstwie, pociechę w utrapieniu, zwrot na drogę cnoty, a wreszcie zbawienie wieczne. Wśród gminu miasta Warszawy i u ludu z jej okolic dopytałby się jeszcze dziś o żarliwych kazaniach, prześlicznym nabożeństwie, nadzwyczajnych nawróceniach i bezprzykładnej ich pracy i poświęceniu dla biednych i grzesznych. Tam by posłyszał rzewny lament wprost z serca wdzięcznego ludu wyrwany, a opłakujący stratę ukochanych ojców w żałosnej piosence[2]. Ale w świecie uczonym rzadko usłyszeć się daje słówko dla nich pochwały, częściej daleko uprzedzenia, jak miałem sposobność przekonać się o tym, robiąc poszukiwania w tym względzie. »Księże« mówili mi ludzie dobrej wiary a znający historyę naszego kraju, »to wiadoma rzecz, że Benoni byli zdrajcami«. Owszem jeden z dziwną naiwnością mi powiedział: »Ciekawa to rzecz Hoffbauera dziś kanonizują, a przecież to historycznie dowiedzione, że byli oni zdrajcami i szpiegami« . Prócz takich przekonań spotkać się chyba można z karykaturą wyobrażającą ich wywiezienie o jakiej wspomina [Ignacy] Kraszewski, a jaką i myśmy mieli sposobność oglądać na ostatniej wystawie obrazów w Krakowie[3]". Tu, na chwilę zatrzymajmy się przy tej ohydnej karykaturze, o której z oburzeniem pisał ks. Wincenty Smoczyński nie mogąc pojąć dlaczego wystawiono na krakowskiej wystawie takie paskudztwo, które zrobili warszawscy masoni. O tej karykaturze bardzo ciekawy tekst pod tytułem Grafika tworzenie czarnej legendy napisała Paulina Dąbrosz - Drewnowska: „Zadania propagandowe [w tamtych czasach] doskonale spełniała grafika, rozumiana jako metoda powielania obrazu (...) w określonej liczbie egzemplarzy. W roli propagandowej spełniały się wklęsłodruki, (...) oraz (...) przede wszystkim wypukłodruki, wykonywane w technice drzeworytu. Te ostatnie można było powielać w tysiącach egzemplarzy. Nowością było to, że nikt przed Napoleonem nie użył tego środka na skalę masową. (...) Przykładem doskonałego manipulowania opinią publiczną jest jedyna znana dziś z okresu Księstwa Warszawskiego grafika o zabarwieniu satyryczno-wyszydzającym: Heggira albo wygnanie Benonów z Warszawy dnia 20 czerwca 1808. Wygnanie benonitów z Warszawy w 1808 roku. Zdjecie z książki: Red. Maciej Sadowski CSsR, Paulina Dąbrosz - Drewnowska Święty Klemens Maria Hofbauer CSsR - dobry patron na złe czasy, Kraków 2020. (...) Rycina dołączona do „Gazety Warszawskiej" z 18 czerwca 1808 roku stanowiła tło propagandowego artykułu, który miał w odpowiednim tonie tłumaczyć opinii publicznej motywy kasaty zgromadzenia, dokonanej na mocy dekretu z 9 czerwca 1808 roku podpisanego przez króla saskiego Fryderyka Augusta. Warto zauważyć, że ilustracja antycypowała wydarzenia. Dekret wykonano dwa dni później, tj. 20 czerwca, o godz. 4.00 nad ranem, wywożąc ojców do twierdzy Kostrzyn. W czasach Księstwa Warszawskiego oficjalnej cenzurze poddano przede wszystkim prasę. (...) Jak bardzo ów zabieg, nowy na gruncie polskim, okazał się skuteczny, świadczy to, że artykuł w gazecie wraz z doskonale przemyślaną ilustracją utrwalił na ponad dwa wieki pisany przekaz propagandowy oraz zrodził czarną legendę benonitów, której echa pobrzmiewają w pamiętnikarstwie, literaturze i historiografii. (...) Na propagandowy aspekt ich wygnania z Warszawy zwrócił uwagę Władysław Rostocki w artykule z 1973 roku, choć nie był to główny temat jego rozważań. Jednak już w pierwszym zdaniu historyk ogłosił, że propaganda napoleońska, która utworzyła czarną legendę redemptorystów, wywierała i wywiera do dziś dnia poważny wpływ na historiografię. Te słowa były pisane niemal pół wieku temu. Badacz przeanalizował piśmiennictwo dotyczące wydalenia redemptorystów z granic Księstwa, ze wskazaniem tych pisarzy i historyków, którzy w swoich pracach utrwalali ową czarną legendę. (...) System propagandy napoleońskiej wykorzystywał stare formy i treści. Masowe jednak ich powielanie i to włączone w cały zespół środków oddziaływania nowych lub w nowy sposób użytkowanych zasadniczo zmieniło znaczenie starych wzorców i haseł. Należy jednak zwrócić uwagę, że owe sposoby uzyskiwania poparcia społecznego były również następstwem oświeceniowych tendencji. Napoleon potrafił odpowiednio odczytać i odpowiedzieć na zapotrzebowania swoich poddanych, które były również wynikiem przemian kulturowych. Tak oto w epoce kultu rozumu wraz z rozwojem wiedzy rosła też potrzeba jej encyklopedycznego zebrania i uporządkowania, przez co większego znaczenia nabrało medium obrazowe. Efektem tych zmian była popularność grafiki (...) w książkach oraz w prasie. (...) Napoleon wykorzystał te tendencje na użytek propagandy. (...) Częstym i celnym zabiegiem wykorzystywanym w rysunkach stała się karykatura, polegająca na świadomym przedstawieniu osoby, zjawiska lub przedmiotu w sposób zdeformowany, by podkreślić ich negatywne cechy. (...) Na pytanie, jaką funkcje pełniła w tym przełomowym czasie karykatura, francuski badacz grafiki Champfleury odpowiadał: Karykatura razem z gazetą jest okrzykiem obywateli. To, czego nie mogą wy- razić, jest tłumaczone przez ludzi, którzy pokazują głębokie uczucia ludu. Nie- którzy uważają karykaturę za zbyt nachalną, niesprawiedliwą, śmiałą, bezczel- ną, gwałtowną, groźną, okrutną, bezwzględną. Wyraża ona lud. (...) To sztuka ordynarna, cyniczna, sztuka bez sztuki, ciekawa dlatego, że wyraża uczucia buntu ludu, który się budzi. (...) Rycina Heggira albo wygnanie Benonów z Warszawy dnia 20 czerwca 1808 przedstawia scenę wywiezienia z Warszawy redemptorystów, którego do- konano na mocy dekretu króla saskiego i księcia warszawskiego Fryderyka Augusta. Jest to kompozycja satyryczna z zakresu ikonografii sztychowanej, mająca ośmieszyć benonitów. Rycina powstała zatem nie po to, by udokumentować wydarzenie, ale w celu ściśle propagandowym. (...) Rycina z Warszawy stanowi unikat na gruncie polskiej grafiki, ponieważ nie jest realistycznym odwzorowaniem wydarzeń i nie pełni wyłącznie funkcji ilustracji do tekstu, ale jest typową karykaturą. (...) Z wydanych ostatnio krytycznych źródeł możemy lepiej poznać kulisy powstania ryciny, za pomocą której Francuzi chcieli wpłynąć na warszawską opinię publiczną. Rezydent Jean-Charles Serra, który brał czynny udział w spisku dotyczącym kasaty klasztoru, pisał do marszałka Davouta: Pan minister policji przyszedł wczoraj, aby powiadomić mnie o karykaturze, która została sporządzona na okoliczność wygnania benonitów; uważa, że warto ją rozpowszechnić.(...) Jego obawy dotyczyły jedynie reakcji króla saskiego Fryderyka Augusta. (...) Kto umieścił w gazetach powyższy artykuł? Nie trudna sprawa na to odpowiedzieć. W aktach byłego ministerium policji Księstwa Warszawskiego przechował się dotąd brulion tego artykułu z poprawkami dokonanymi przez Augustyna Glińskiego, generalnego sekretarza tegoż ministerium. Fragment ten wskazuje na rolę Glińskiego w przygotowaniu tekstu. Co prawda w przypadku pierwszego artykułu z 18 czerwca 1808 roku zamieszczonego w Gazecie Warszawskiej minister Potocki zarzekał się wobec króla saskiego, że nie wyszedł on z mojego biura i mógłby być staranniej przygotowany. (...) Gliński pracował w Ministerium Policji, które odpowiadało za cenzurę gazet i pism periodycznych. Cieszył się ogromnym zaufaniem swego zwierzchnika. Minister Aleksander Potocki nade wszystko polegał na jedynie obeznanym z pracami resortu radcą Augustynem Glińskim. Jak się okazuje, radca Gliński kierował również wywiadem. (...) Inteligentny i bardzo dobrze wykształcony sekretarz ministerstwa policji słynął jako doskonały fachowiec i surowy wykonawca prawa. Był masonem w VII stopniu wtajemniczenia. Jako mistrz katedry loży Bracia Zjednoczeni czuwał nad jej administracją i finansami"[4]. Warto jeszcze poczytać o symbolice tej grafiki, która została opisana w tym samym artykule: „Rycina jest utrzymana w ostrej satyrycznej tonacji. Sam tytuł Heggira, czyli hidżra, oznacza ucieczkę Mahometa z Mekki do Medyny, co miało sugerować, że benonici to fałszywi prorocy. W centrum kompozycji znajduje się grupa redemptorystów otoczonych przez wojsko francuskie i popychanych przez warszawski tłum. W lewym górnym rogu sztychu widnieją podobizny ministrów Aleksandra Potockiego i Jana P. Łuszczewskiego oraz siedzącego pośrodku nich króla saskiego Fryderyka Augusta. Potocki - wysoko postawiony wolnomularz - trzyma węgielnicę. Łuszczewski (...) jako minister wyznań, trzyma klucz. Oznacza on opiekę, wierność, wskazywanie drogi, ale i władzę, sprawowany dozór. Jest też symbolem milczenia i roztropności. W chrześcijaństwie klucz stanowi znak władzy, szczególnie papieskiej. W symbolice masońskiej okrągłe oko klucza oznacza ścieżkę wiary. Promienie słońca bijące od tych trzech postaci przywodzą na myśl światło, jakże ważny element dla epoki oświecenia. Poszukiwanie go było głównym zadaniem wolnomularzy. Jest to również nawiązanie do masońskiego oka Opatrzności, symbolu słońca, światła, ale i Wielkiego Architekta Świata. Warto zwrócić uwagę, że na pieczęci Zgromadzenia Najświętszego Odkupiciela używanej od czasów założyciela Alfonsa Liguoriego widoczny jest krzyż na trzech pagórkach, a nad nim promieniujące oko. W heraldyce oko umieszczone w równoramiennym trójkącie jest symbolem Trójcy Świętej. Na pieczęci redemptorystów po obu stronach krzyża znalazły się narzędzia Męki Pańskiej - włócznia i gąbka na hyzopie (ułożone w kształt litery V ). Ministerstwo policji doskonale znało pieczęć Zgromadzenia z zajętych podczas śledztwa w klasztorze listów, a także dzięki otwieraniu ich na poczcie, zwłaszcza w ramach czarnego gabinetu. Na karykaturze oprócz węgielnicy i klucza pojawia się trzeci symbol - bilet z napisem no back. Oznacza on, że nie ma tylnych drzwi, nie ma żadnych dróg okrężnych, żadnego wyjścia, słowem - żadnej ucieczki od wyroku najwyższych władz Księstwa. Była to aluzja do oskarżeń o protekcję króla saskiego względem benonitów i szukania przez nich poparcia na dworze w Dreźnie. Warto zwrócić uwagę na symbolikę cyfry 3. Oznacza ona doskonałość, w tym przypadku pełnię władzy ziemskiej, która zyskuje sankcję boskości. Wedle ryciny to właśnie ona jest najwyższa i nieomylna. Niezwykle ważna jest symbo- lika węgielnicy i klucza. Węgielnica, którą trzyma minister policji Aleksander Potocki, w wolnomularstwie oznacza moralność. Czystość moralną w tym przekazie uosabiają ci, którzy stoją na czele państwa, tj. król i towarzyszący mu dwaj ministrowie - wolnomularze, nie zaś benonici. W rycinie pobrzmiewa postulat odrzucenia tradycyjnej, dogmatycznej religii na rzecz religii natural- nej. Tę pierwszą symbolizuje chylący się krzyż i jego obrońcy - nowi jezuici, ostoja papizmu. Podstawą nowej religii jest moralność, ale stosująca się do wymagań rozumu, moralność, której człowiek jest źródłem i celem. Z tego paradygmatu wynikała akcentowana przez wolnomularzy troska o zachowanie prawa moralnego, nakaz doskonalenia się każdego z członków loży. Nacisk na dobór zarzutów natury moralnej stawianych benonitom nie był zatem przypadkowy. Ich wygnanie z Warszawy wpisuje się w wysuwany przez masonerię postulat budowania nowego systemu moralnego. Symbolika ryciny niezbicie dowodzi, że członkowie warszawskich lóż masońskich mieli swój bezsprzeczny udział w kreowaniu propagandowego wizerunku redemptorystów. Co ważne, wcale się z tym nie kryli. Chcieli, by było to oczywiste, stąd czytelne symbole. (...) W artykule prasowym obwiniano redemptorystów o działalność opozycyjną wobec rządu, zakłócanie porządku społecznego, podsycanie buntów. Co warto podkreślić, zarzuty te zredukowano na rycinie do jednego podstawowego - zarzutu szpiegostwa, na co wskazywały porozrzucane listy w różnych językach, mające świadczyć o prowadzeniu nielegalnej korespondencji. Po oskarżeniach politycznych drugą ważną sferę, najistotniejszą dla odbioru społecznego, stanowiły zarzuty moralne. Wybrzmiały one szczególnie dosadnie na łamach prasy. Propaganda na poziomie językowym poprzez dobór dosadnych słów miała wywołać u czytelnika negatywne emocje, potępienie zakonników. W karykaturze jeszcze bardziej uproszczono przekaz. Posłużenie się za- biegiem deformacji, przejaskrawienia cech, hiperbolą potęgowało oskarżenia. Przedstawiona ilustracja miała dodatkowo ośmieszyć ojców, zohydzić ich społeczeństwu. Udowadniano ich rzekome niemoralne prowadzenie się, pokazując na rycinie trzymane przez kobietę małe dziecko, które krzyczy w stronę jednego z zakonników Do widzenia, tato! Efekt ten został spotęgowany poprzez pokazanie u stóp kobiety drugiego, starszego dziecka. Poprzez rytowane na sztychu atrybuty służące do pokuty wskazywano fanatyzm benonitów. Pobrzmiewało tu oświeceniowe hasło walki z zabobonem i przesądami, ciemnotą i obskurantyzmem. Działania władz jawiły się w tym przekazie jedynie jako skutek tej powszechnej nienawiści ludu Warszawy, wynikały z potrzeby kontroli i utrzymania ładu społecznego - naczelnej zasady napoleońskiego porządku. Zarzut rzekomego szpiegostwa benonitów, uznawanych za agentów wrogich państw, zakorzenił się w historiografii i przetrwał do czasów współczesnych. Przedstawiając ich w jezuickich habitach i charakterystycznych kapeluszach, wykorzystano czarną legendę o znienawidzonych członkach tego zakonu, uznawanych powszechnie za szpiegów papiestwa i obcych mocarstw. Przekaz płynący z ryciny był bardzo czytelny: benonici to nowi jezuici. Ów jezuityzm rozbrzmiewał w karykaturze z całą siłą. Rycina przekazywała ponadto, że wypędzenia redemptorystów dokonały nie tyle władze, ile warszawski lud, co więcej - przy ogólnym zadowoleniu społeczeństwa i aprobacie warstw wyższych (symbolizowanych przez stojące w oknie i przypatrujące się scenie kobiety). W wygnaniu zakonników mieli też współudział przedstawieni na rycinie francuscy żandarmi. Policja wojskowa grała tu jednak wyłącznie rolę stróża prawa, wykonawcy dekretu. Wskazywała kierunek, w którym mieli się udać ojcowie"[5]. Teraz powróćmy do artykułu ks. Bartkiewicza. A zatem, jak widzimy słusznie uważał on, że większość opinii o redemptorystach warszawskich było dobrze przygotowanym, perfidnym kłamstwem, które miało za zadanie wyrobić w społeczeństwie jak najgorszą opinię o zakonnikach. Tak o tym napisał: „Nienasycona chciwość bogactw, szczepienie bigoterii i fanatyzmu, oto występki jakie im przypisują, a nadto co gorsze nad wszystko, rzucają na nich grube i hańbiące podejrzenie intrygantów politycznych i zdrajców kraju, który ich gościnnie przyjął i lat kilkanaście żywił swym chlebem. Z tym anathema [klątwą] wywieziono ich z Warszawy (...), i ta plama po dziś dzień ciąży na ich Zgromadzeniu"[6]. Na dowód tego wpływu na wykrzywienie opinii o benonitach u potomnych przytacza ks. Bartkiewicz cytaty z wydawanych ówcześnie encyklopedii, w których zakonnicy przedstawiani byli jako ukryci jezuici nieustannie wchodzący w konflikt z władzą, mieszający się w politykę i co wydaje się kuriozalne, ale wcale kuriozalnym nie było, to to, że odprawiali oni zbyt gorliwe, częste i długie nabożeństwa. Sami zresztą posłuchajmy: „wpływ Benonów szczególnie na lud ubogi i kobiety był niezmierny. .. często też mieszali się i do spraw świeckich, w czym niejednokrotnie narazili się władzom krajowym, stąd powstało mniemanie, iż to byli ukryci Jezuici. Gdy nadto w czasie pobytu wojsk francuskich ściągnęli na siebie podejrzenie, iż się trudnią także i sprawami politycznymi, dekretem księcia warszawskiego na żądanie dworu francuskiego uznano pobyt ich w kraju za szkodliwy, kościół odebrano i zamknięto, księża zaś kosztem rządu wywiezieni zostali (...) z Warszawy (...) ciągle dniem i nocą odbywanymi nabożeństwami, więcej szkody niż pożytku przynoszą" (...) „Księża ci urządzali niezwyczajne ceremonie religijne, przez co pozyskali sobie zaufanie i wziętość u pobożnej cząstki publiczności. Gdy atoli za czasów księstwa warszawskiego zaczęli się trudnić politycznymi intrygami przeciw Francji, przeto na żądanie Napoleona wydalono ich z kraju"[7]. Bardzo głęboko zapadła w pamięć wielu ludzi opinia o benonitach, którą napisał w swoich wspomnieniach członek loży masońskiej Julian Ursyn Niemcewicz, a brzmiała ona tak: „Księża ci, po większej części Niemcy, przez wszystkie sposoby, które fanatyzm nad ciemnym ludem tak czyni silnymi, pozyskali wpływ niezmierny nad całym gminem poniższych sług i służących. Jeżeli wiarę powszechnym dawać można doniesieniom, nie było domu gdzie by kucharki, służące, frotery, a często nawet córki gospodarzy całkiem poświęcone im nie były. Grosz ciężko na usługach zebrany im był odnoszony [...]. Jak każda nowa sekta do wielu sposobów używa nawet i cnót, by się wzbić we wzięciu u ludzi, tak też i benoni, mówią, że wiele dobrych pełnili uczynków. Mówiłem z tymi, co rozstrzygali ich papiery. Pokazało się, iż celem ich najpierwszym było wskrzesić Zakon Jezuitów, opanować znowu wychowanie młodzieży, wpajać w ich umysły wszelkie dawne przesądy, słowem zatrzeć ducha wolności, a przez ciemnotę tym łatwiejszym uczynić ich posłuszeństwo. Towarzystwo to rozciągało się tajemnie po wszystkich krajach Europy"[8]. Podobną niestety opinię o benonitach miał nasz znany pisarz powieści historycznych Ignacy Kraszewski, pomylił on, przy tym, zupełnie benonitów z pochodzącym z XVII wieku bractwem św. Benona i uznał za zgromadzenie założone przez św. Ignacego Loyolę a nie przez św. Alfonsa Liguoriego. Jest jeszcze kilka innych podobnych opinii, które tak podsumowuje ks. Bartkiewicz: „Ale czyż potrzeba więcej dowodów na potwierdzenie, nie mówię winy OO. Redemptorystów, ale zdania, (...) że nieprzychylną i złą opinię mają u naszych pisarzy, a ta opinia jest powszechną, gdyż tylko niektórzy ich bronią! Tak jest, ten długi szereg sądów i zdań wypowiedzianych przez powagi naukowe, ogłoszony po książkach najbardziej czytanych lub źródłowo opracowanych, aż nadto potwierdza to nasze zdanie. W istocie głosem historii, głosem niemal ogółu osądzeni i potępieni zostali, osądzeni - tak, ale czy przekonani o winie ? - potępieni - prawda, ale czy nie spotwarzeni - to inne jeszcze pytanie!"[9]. Jak widać, zostali warszawscy redemptoryści wyjątkowo zniesławieni i to tak, że ta zła opinia o nich ciągnęła się za nimi przez długie lata. Po miesięcznym pobycie w Kostrzynie nakazano zakonnikom opuścić teren miasta i udać się za granicę. Pod koniec września 1808 roku Klemens Hofbauer dotarł wspólnie z jednym z kleryków do Wiednia. Tu pozostał aż do swojej śmierci. Wiedeń, Hernals. Obraz św. Klemensa z kościoła redemptorystów. Zdjecie z książki: Red. Maciej Sadowski CSsR, Paulina Dąbrosz - Drewnowska Święty Klemens Maria Hofbauer CSsR - dobry patron na złe czasy, Kraków 2020. Przez pierwsze cztery lata pracował w kościele minorytów, gdzie najczęściej posługiwał w konfesjonale jako spowiednik. Po roku 1812 doszła mu jeszcze praca spowiednika w wiedeńskim kościele urszulanek. Tam od kwietnia 1813 roku został „stałym spowiednikiem sióstr i rektorem ich kościoła pod wezwaniem świętej Urszuli, przy Johannesgasse"[10]. Po wyremontowaniu kościoła, kiedy święty Klemens z dawnym splendorem „rozpoczął swe wystawne i wzruszające - bo wypływające z prawdziwej, głębokiej wiary - nabożeństwa, ich sława szybko rozeszła się po mieście. Bez względu na obecność czy nieobecność wiernych, zachowanie Klemensa przed ołtarzem było zawsze jednakowe: pełne uduchowienia, skupione. Zwłaszcza po konsekracji było widać, jak bardzo przejmował się obecnością Chrystusa pod postaciami chleba i wina. Gdy rozdawał Komunię Świętą, dostrzegano nieraz łzy w jego oczach"[11]. Oczywiście ilość wiernych w tym kościele systematycznie wzrastała a duchowy wpływ kościoła świętej Urszuli odczuwał cały katolicki Wiedeń. Wieczorami święty Klemens spotykał się ze znajomymi a także z ludźmi pragnącymi rozwijać swoją wiarę i wiedzę o Bogu. Kiedy zamieszkał w pokoju przy ulicy „Seilerstatte, zaczął organizować (...) spotkania środowiska dyskusyjnego, nazwanego z czasem kręgiem Hofbauera. Skromne pomieszczenie stało się punktem kontaktowym licznych grup młodzieży, ale także wybitnych osobistości Wiednia; miejscem dogłębnych spowiedzi, salą zebrań inteligencji przeciwnej józefinizmowi, a wreszcie centrum promieniowania misyjnego. Poprzez przyjaciół i uczniów (w tym dziennikarzy) oddziaływanie natchnionego kapłana objęło z wolna całe miasto. On sam nie zdawał sobie sprawy, że wpływając na pokaźną liczbę osobistości z przodujących warstw społecznych, przewodniczy wielkiemu ruchowi odnowienia wiary. Do Kręgu Hofbauera należeli pionierzy austriackiego odrodzenia katolickiego: Fryderyk i Dorota Schlegelowie, Adam Muler, Fryderyk Schlosser oraz wielu innych. Bezpośrednio najwięcej potrafił osiągać nadal jako spowiednik - głównie w kapucyńskim kościele Am Platzl. Do jego stałych penitentów należeli uczeni i artyści, biskupi i arystokraci, urzędnicy i studenci. Często mówił: »Na ambonie trzeba być lwem, ale w konfesjonale jagnięciem. Na ambonie trzeba mocno potrząsać drzewami, a w konfesjonale zbierać z miłością upadłe owoce«"[12]. Policja wiedeńska, przez kilka lat bacznie przyglądała się działalności Klemensa Hofbauera, który chodził w sutannie a nie w zakonnym habicie. Podejrzewano go o chęć założenia klasztoru redemptorystów w Austrii, co było przecież zakazane. Jak duży był wpływ nauczania świętego Klemensa, zwłaszcza wśród młodzieży akademickiej, może świadczyć to, że spośród jego wychowanków „aż siedmiu zostało później biskupami[13]". Po dokonanej rewizji w mieszkaniu Hofbauera policja, mimo braku jakichkolwiek kompromitujących dowodów, nakazała mu opuścić Wiedeń. Święty Klemens obiecał im, że to uczyni, lecz wstawiennictwo arcybiskupa Hohenwarta u samego cesarza Franciszka I, pozwoliło na zmianę tego nakazu. Cesarz podczas późniejszej audiencji w Rzymie u papieża Piusa VII dowiedział się od niego, że wśród wiedeńskich bardzo gorliwych kapłanów, najbardziej wyróżnia się Klemens Hofbauer „ozdoba i filar Kościoła"[14]. Zadowolony cesarz po powrocie wezwał do siebie świętego Klemensa i po miłej rozmowie zapytał go, czy ma jakieś życzenia. Na co ten odpowiedział, że jego marzeniem jest otrzymanie cesarskiej zgody na umożliwienie działalności duszpasterskiej dla zakonu redemptorystów. W grudniu 1819 roku święty Klemens Hofbauer ciężko zachorował i stan ten pogarszał się aż do 15 marca 1820, kiedy to „o godz. 6.00 rano chory uśmiechnął się i powiedział: »Wszystko mojemu Bogu na chwałę, na większą jego cześć i uwielbienie«. Skonał około południa, podczas bezgłośnej modlitwy"[15]. Już 19 kwietnia 1820 roku cesarz swoim zarządzeniem pozwolił na pobyt redemptorystów w Austrii. Papież Leon XIII w roku 1888 beatyfikował Klemensa Hofbauera a Pius X w maju 1909 roku ogłosił go świętym i pięć lat później nadał mu tytuł patrona Wiednia. W Polsce nazywany jest apostołem Warszawy. Uznaje się go również za patrona piekarzy, kelnerów i cukierników[16] Jego „wspomnienie liturgiczne obchodzimy 15 marca, w Warszawie i w Zgromadzeniu Redemptorystów w randze święta"[17]. „Ze względu na to, że św. Klemens spędził 21 najpiękniejszych swoich lat w Warszawie, Episkopat Polski włączył go do katalogu świętych polskich"[18]. „W ikonografii św. Klemens przedstawiany jest w habicie. Jego atrybutem jest krzyż"[19]. „Z Polską zawsze łączyły św. Klemensa rzewne wspomnienia. Będąc w Wiedniu, nieraz mawiał: »Dajcie mi proste pieśni polskie! One są daleko piękniejsze od tutejszych śpiewów«. Tęsknił za Polską, żył z nami w ciągłej styczności, a nawet za granicą »wolał pracować dla Polaków i słuchać ich spowiedzi«, a ostatnią Mszę świętą odprawił za duszę Polki, ks. Tekli Jabłonowskiej. Relikwie św. Klemensa znalazły pomieszczenie we wspaniałym kościele ks. redemptorystów wiedeńskich Maria Stiegen"[20]. Fasada kościoła Maria am Gestade w Wiedniu, gdzie znajdują się relikwie św. Klemensa. Zdjecie z książki: Red. Maciej Sadowski CSsR, Paulina Dąbrosz - Drewnowska Święty Klemens Maria Hofbauer CSsR - dobry patron na złe czasy, Kraków 2020. Na zakończenie zapoznajmy się z opinią o świętym Klemensie Hofbauerze którą napisał ks. Wincenty Smoczyński, kapłan żyjący w XIX wieku, Jeśliby ktoś byłby zainteresowany wyglądem tego księdza, to warto obejrzeć obraz Jana Matejki Hołd pruski, gdzie król Zygmunt Stary ma twarz księdza Wincentego. Ponieważ doskonale znał Włochy, napisał wspaniały przewodnik Rzym, jego kościoły i pomniki, został oddelegowany, przez biskupa Albina Dunajewskiego a później przez biskupa Jana Puzynę, na przewodnika pielgrzymek do Włoch, szczególnie z okazji jubileuszy obchodzonych przez papieża Leona XIII. W swoich wspomnieniach z jednej z takich pielgrzymek kilka stron poświęcił, problemowi beatyfikacji i kanonizacji oraz ówczesnemu błogosławionemu Klemensowi Hofbauerowi, posłuchajmy: „Mało jest na świecie rzeczy tak pewnych, tak dowiedzionych i tak ściśle a wszechstronnie zbadanych, jak życie osoby, która ma być ogłoszoną za błogosławioną. Żaden proces kryminalny nie jest z taką ścisłością [dokładnością] prowadzony. Nigdy nieprzyjaciele Kościoła z większą pilnością i troskliwością nie roztrząsali cudów jak to sam Kościół czyni; i słusznie bardzo, bo Kościołowi więcej na tym zależy, aniżeli jego wrogom. Ci, co, nie rozumieją tej rzeczy, robią zarzut, że Papież robi Świętych, że posyła do Nieba. Papież nie robi świętym nikogo i nie posyła nikogo do Nieba, tylko na mocy najściślej sprawdzonych dowodów, ogłasza, że ten sługa Boży jest w Niebie. Żeby być świętym na ziemi i być po śmierci w Niebie, to trzeba wytrwać do śmierci w za chowaniu przykazań, żeby zaś kto był uznanym w Kościele za świętego, oprócz wielkich cnót i świątobliwego życia, potrzeba po jego śmierci znaków, (jakimi są cuda za jego przyczyną zdziałane), że Pan Bóg chce, aby ten jego sługa był uznanym i czczonym na ziemi jako święty. W tych sprawach Kościół kieruje się nie tylko wielką roztropnością, ale nawet można śmiało rzec, zbytnią surowością. Znaną jest historia o kilku Anglikach protestantach, którzy umyślnie przybyli z Anglii do Rzymu, aby zbadać sposób prowadzenia procesu beatyfikacyjnego lub kanonizacyjnego. Szczerze i otwarcie zgłosili się do Kardynała, będącego prefektem kongregacji obrzędów, do której sprawy te należą, i prosili go o wyjaśnienie poparte dowodami, jak się te rzeczy mają. Kardynał wprowadził ich do jednej wielkiej izby, i pozwolił im wobec jednego z urzędników duchownych, udzielającego im objaśnień, szperać po tych ogromnych foliałach. Po kilkodniowym przeglądaniu akt i badaniu ich, wyrazili swe zdanie, że wobec takiej ścisłości i takich dowodów mają to sumienne przekonanie, iż osoby, których przeglądali akta, były rzeczywiście wielkimi świętymi i prawdziwymi bohaterami. Na to usłyszeli objaśnienie: Widzicie panowie, dla was wystarcza to do uznania ich za bohaterów, a dla Kościoła jeszcze mało jest dowodów, i dlatego w tej izbie są tylko takie akta, które Kościół odrzucił, jako niewystarczające do wydania wyroku beatyfikacyjnego lub kanonizacyjnego. Tak i po śmierci błogosławionego Klemensa nie wystarczyło to, że go i w Warszawie i Wiedniu głos publiczny wszystkich stanów, powszechnie dla jego wielkich cnót uznawał za Świętego, dopiero w r. 1867 Pius IX, na liczne prośby zanoszone do siebie i po rozpatrzeniu nadesłanych aktów i dowodów, pozwolił na rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego. Po ukończeniu tego procesu, nareszcie w r. 1888 dnia 29 stycznia odbyła się w Rzymie beatyfikacja, lecz nie w bazylice św. Piotra, ale w ogromnych rozmiarów izbie, większej od wielu naszych kościołów, znajdującej się nad przedsionkiem tejże bazyliki. Osobliwsza rzecz, że na dekrecie beatyfikacyjnym w imieniu Papieża podpisany jest Polak, jako kardynał od (...) [dekretów papieskich], JE. X. Ledóchowski. Niektórzy nie rozumiejący sprawy, podnoszą pewne zarzuty przeciw beatyfikacjom i kanonizacjom. Oskarżają Kościół o ubóstwianie nieboszczyków. Jest to bardzo niesłuszny zarzut, bo cześć, jaką my oddajemy Świętym, jest zupełnie inną od czci oddawanej Panu Bogu. Pana Boga albowiem czcimy jako Pana i Stwórcę wszechświata; i do Niego się modlimy, jako do dawcy wszelkiego dobra; Świętych zaś czcimy jako sługi Boże, i dla darów jakie od Pana Boga otrzymali; - a modlimy się do nich dlatego, aby się za nami do Pana Boga przyczyniali. Modląc się przed obrazami, nie modlimy się do obrazów, tylko do tego, kogo obraz przedstawia; i dlatego też je szanujemy i czcimy, że nam wyobrażają te święte istoty; jak również i dlatego, że przy nich niekiedy Pan Bóg udziela ludziom rozlicznych łask. Co do szczątków pozostałych po świętych, czyli relikwii, to je otaczamy czcią dlatego, że ciała te były mieszkaniem Ducha Świętego, że zmartwychwstaną i będą w Niebie; oraz, że Pan Bóg nieraz osobliwe laski daje i cuda czyni przez te święte szczątki. Wobec więc dekretu beatyfikacyjnego, opartego na najściślejszych dochodzeniach, upadają wszystkie zarzuty, jakimi masoneria w Warszawie i w Polsce obrzuciła księży Benonów, a tym samym i błogosławionego Klemensa , a które, jak to się mówi; jak za panią matką pacierz, powtarzali nasi uczeni ludzie. Można by z tego przypuścić, że bardzo to łatwa rzecz być historykiem. Jak niesprawiedliwe były te oskarżenia O. Klemensa o zdradę, można poznać z aktów procesu beatyfikacyjnego, drukowanych w Rzymie, w których znajduje się zeznanie M. Cecylii Chołoniewskiej, siostry księdza Chołoniewskiego, wygnanej z Kamieńca Podolskiego przez Moskali, zmarłej we Lwowie w r. 1880 w klasztorze Wizytek, a które w polskim przekładzie takiej jest treści: »O. Hofbauer zawsze miał serce pełne miłości względem Polski. Zdaje się, że Pan Bóg szczególniejszych udzielił mu wiadomości, odnoszących się do Polski. Pewnego dnia, gdy Mszę św. w kaplicy chorych odprawił i modlił się, zdawał się być w zachwyceniu. Wzdychał a obfite łzy spływały mu z oczów, i nie można było ani jednego słowa od niego usłyszeć. Po upływie jakiegoś czasu, jak gdyby z głębokiego snu się przebudził, głosem najboleśniejszym zawołał: O nieszczęśliwa Polsko, jakże wielkie zagrażają ci nieszczęścia! jakież zbrodnie cię przygnębiły! we krwi pływasz! Wielu innych rzeczy nie można było zrozumieć, czasami jednak o przyszłych losach tego kraju mówił«. (...) Z żywota błogosławionego Klemensa pokazuje się, że on osiedliwszy się w Warszawie, pokochał nas Polaków szczerze, i wiele bardzo dobrego w ciągu dwudziestu jeden lat pobytu swego pomiędzy nami zrobił. Stała się wielka krzywda, że go nam zabrano a z nim i święty a pracowity zakon Redemptorystów. Stała się wielka zniewaga bł. Klemensowi na naszej ziemi, a jeszcze większa, że nasi historycy tak zbezcześcili jego pamięć..."[21]. Bibliografia: - Ks. Aleksy Prusinowski, Przegląd katolicki, Warszawa 12 maja 1864, s.289. dost. W intern. https://fbc.pionier.net.pl/search#fq={!tag=dcterms_accessRights}dcterms_accessRights%3A%22Dost%C4%99p%20otwarty%22&q=przegl%C4%85d%20katolicki%20hofbauer - X. Wincenty Smoczyński, Wspomnienia o polskiej pielgrzymce do Rzymu w roku 1888 na Jubileusz ś. Leona XIII, Kraków 1889. - X. Bernard Łubieński, Apostoł Warszawy czyli żywot błogosł. Klemensa Maryi Hofbauera, Mościska 1889. - O. Władysław Szołdrski C. SS. R., ,Św. Klemens Hofbauer Apostoł Warszawy, Kraków 1927. - Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku, Dzieło zbiorowe, Mikołów-Warszawa 1910. - Fr. Świątek C.Ss.R, Świętość Kościoła w Polsce w okresie rozbiorowym i porozbiorowym, Kielce 1930. - Ks. Ignacy Kłopotowski, Żywot św. Klemensa Dworzaka (Hofbauera) Apostoła Warszawy, Warszawa 1930. - Ludwik Hass, Sekta farmazonii warszawskiej, Warszawa 1980. - Jarosław Krawczyk, Matejko i historia, Warszawa 1990. - Adam Owczarski CSsR, Redemptoryści Benonici w Warszawie 1787-1808, Kraków 2000. - Wilhelm Hunermann, Boży piekarz św. Klemens Maria Hofbauer, Kraków 2009. - Świety Klemens Maria Hofbauer CSsR - dobry patron na złe czasy, red. Maciej Sadowski CSsR, Paulina Dąbrosz - Drewnowska, Kraków 2020. Dost. w inern. na str.: https://polona.pl/item/zywot-sw-klemensa-dworzaka-hofbauera-apostola-warszawy,NzI1MzcxNDc/8/#info:metadata - Erwin Dudel, Apostoł Warszawy i Wiednia Święty Klemens Maria Hofbauer redemptorysta, Warszawa 1982. - Henryk Fros SJ, Franciszek Sowa, Twoje imię przewodnik onomastyczno-hagiograficzny, Kraków 1982. - Zbigniew Gach, Poczet kanonizowanych świętych polskich, Gdańsk 1997. https://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/03-15a.php3 https://www.radiomaryja.pl/kosciol/wspomnienie-liturgiczne-sw-klemensa-patrona-piekarzy-kelnerow-i-cukiernikow/ https://www.redemptor.pl/15-marca-swieto-sw-klemensa-hofbauera/ X. Zdzisław Bartkiewicz, OO.Redemptoryści w Polsce, art. w Przeglądzie Powszechnym nr 50 z lutego 1888r. dost. w intern.: https://polona.pl/item/przeglad-powszechny-r-5-t-17-z-2-luty-1888,NTI0ODg4NTc/1/#info:metadata X. Zdzisław Bartkiewicz, O.O. Redemptoryści w Polsce, art. w Przeglądzie Powszechnym nr 56 z sierpnia 1888r. dost. Na str.: https://polona.pl/item/przeglad-powszechny-r-5-t-19-z-8-sierpien-1888,NTI0ODg4NjM/0/#info:metadata [1] Ludwik Hass, Sekta farmazonii..., s. 184-186. [2] „Widzisz o Boże, co się z nami dzieje, Nie mamy księży w Benońskim kościele, Nie mamy ofiar, któreśmy miewali, Choć kazaniami piersi pozrywali..." X. Zdzisław Bartkiewicz znalazł tylko fragment tej pieśni. [3] X. Zdzisław Bartkiewicz, OO.Redemptoryści w Polsce, art. w Przeglądzie Powszechnym nr 50 z lutego 1888r. dost. w intern. https://polona.pl/item/przeglad-powszechny-r-5-t-17-z-2-luty-1888,NTI0ODg4NTc/1/#info:metadata [4] Paulina Dąbrosz - Drewnowska, Grafika jako element walki propagandowej i narzędzie tworzenia czarnej legendy benonitów, art. zamieszczony w Studiach Redemptorystowskich nr 18/2020. Dost. na str. http://dx.medra.org/10.48290/sr2020.15 [5] Tamże. [6] x. Zdzisław Bartkiewicz, OO.Redemptoryści w Polsce, art. w Przeglądzie Powszechnym nr 50 z lutego 1888r. dost. w intern. https://polona.pl/item/przeglad-powszechny-r-5-t-17-z-2-luty-1888,NTI0ODg4NTc/1/#info:metadata [7] Tamże. [8] Adam Owczarski CSsR, Redemptoryści Benonici w Warszawie 1787-1808, Kraków 2000, s. 222. [9] x. Zdzisław Bartkiewicz, OO.Redemptoryści w Polsce, art. w Przeglądzie Powszechnym nr 50 z lutego 1888r. dost. w intern. https://polona.pl/item/przeglad-powszechny-r-5-t-17-z-2-luty-1888,NTI0ODg4NTc/1/#info:metadata [10] Zbigniew Gach, Poczet kanonizowanych..., s. 200-201. [11] tamże, s.201. [12] tamże. [13] tamże, s. 202. [14] tamże. [15] tamże. [16] https://www.radiomaryja.pl/kosciol/wspomnienie-liturgiczne-sw-klemensa-patrona-piekarzy-kelnerow-i-cukiernikow/ [17] https://www.redemptor.pl/15-marca-swieto-sw-klemensa-hofbauera/ [18] https://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/03-15a.php3 [19] tamże. [20] Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku, Dzieło zbiorowe, Mikołów-Warszawa 1910, s. 506. [21] X. Wincenty Smoczyński, Wspomnienia o polskiej pielgrzymce do Rzymu w roku 1888 na Jubileusz ś. Leona XIII, Kraków 1889, s. 113-117. Powrót |