Święty Maksymilian Maria Kolbe cz. IV O. Maksymilian Kolbe. Zdj. z książki: Czesław Ryszka, Wiara i ofiara. Życie, dzieło i epoka św. Maksymiliana M. Kolbego, Kraków 2021. W kwietniu 1924 roku zmarł wielki przyjaciel i mecenas działalności o. Maksymiliana Kolbe prowincjał o. Alojzy Karwacki. Na jego pogrzeb do Lwowa przyjechał oczywiście z Grodna o. Maksymilian. Nowym prowincjałem został ponownie o. Peregryn Haczela kapłan, który stawiał na młodych zakonników i popierał ich działalność. Wtedy też wydawnictwo „Rycerza Niepokalanej" zostało uznane za własność całej prowincji a nie tylko klasztoru grodzieńskiego. W ten sposób o. Maksymilian wraz z całą redakcją nie podlegali już przełożonemu klasztoru w Grodnie, ale byli bezpośrednio odpowiedzialni przed samym prowincjałem i kapitułą prowincjonalną. „Było to coś nowego w dotychczasowym życiu prowincji. Kapituła podejmując taką decyzję dawała dowód wielkiego zaufania do trzydziestoletniego wówczas ojca Maksymiliana, ufała jego formacji duchowej i aprobowała jego działalność"[1]. We wrześniu 1926 roku, kiedy o. Maksymilian został ponownie skierowany na leczenie do Zakopanego, na jego zastępcę prowincjał wyznaczył młodszego brata Alfonsa. W tym czasie odeszło dwóch ważnych współpracowników, na tyfus zmarł brat Albert Olszakowski, pierwszy pracownik drukarni a po nim odszedł ojciec Melchior Fordon, „powiernik duszy, przyjaciel i współpracownik ojca Maksymiliana i spowiednik braci. (...) W liście do brata [Maksymilian] napisał krótko: »Dla Wydawnictwa nowa to strata na ziemi, ale też i nowy zysk w niebie«"[2]. Jednego roku w Wigilię Bożego Narodzenia kazał zakupić trzy piękne figurki Matki Bożej Niepokalanej. Okazało się, że „był to podarek gwiazdkowy dla zespołu Rycerza Niepokalanej. Przed wieczerzą (...) o. Maksymilian powiedział: »Daję Wam figurki Niepokalanej, abyśmy zawsze Jej wiernie służyli, dla Niej się wyniszczali i dla Niej życie swe oddali...«"[3]. Nic dziwnego, że po tak pięknym oddaniu się Matce Bożej całej redakcji, miesięcznik zaczął się w cudownym tempie rozwijać. W ciągu pięciu lat miesięczny nakład tego pisma wzrósł z 5 tys. numerów do 70 tysięcy, aby przed samym wybuchem II wojny światowej dochodzić do miliona egzemplarzy. Rosła również ilość członków Rycerstwa Niepokalanej osiągając jeszcze w roku 1926 liczbę 84 tysięcy. A warto wiedzieć, że „każdy członek rycerstwa miał obowiązek i honor nosić na szyi Cudowny Medalik, o którym Ojciec Maksymilian mówił, że jest »kulką [i tarczą], którą każdy rycerz Niepokalanej się posługuje. Choćby kto byłby najgorszy, jeśli tylko zgodził się nosić na sobie Cudowny Medalik - dać mu go i modlić się za niego, a przy sposobności, dobrym słowem i przykładem, starać się powoli przywieść go do ukochania Niepokalanej całym sercem i uciekania się do Niej we wszystkich trudnościach i pokusach. Kto się szczerze do Niepokalanej zacznie modlić, ten niebawem, a zwłaszcza w Jej święto, da się namówić do spowiedzi. Dużo jest zła na świecie, ale pamiętajmy, że Niepokalana potężniejsza«. Podobnie też uważał, aby »medalik rozdawać, gdzie tylko się da i dzieciom, by zawsze go na szyi nosiły, i starszym, i młodzieży zwłaszcza, by pod Jej opieką miały dosyć sił do odparcia tylu pokus i zasadzek czyhających na nią w naszych czasach. A już tym, co do kościoła nie zaglądają, do spowiedzi boją się przyjść, z praktyk religijnych szydzą, z prawd wiary się śmieją, ugrzęźli w błocie moralnym albo poza Kościołem w herezji przebywają - o, tym, to już koniecznie medalik Niepokalanej ofiarować i prosić, by zechcieli go nosić, a tymczasem Niepokalaną błagać o ich nawrócenie. Wielu nawet wtedy radę znajduje, gdy kto nie chce w żaden sposób przyjąć medalika. Ot, po prostu wszywają go po kryjomu do ubrania i modlą się, a Niepokalana prędzej czy później okazuje, co potrafi«"[4]. W roku 1927 „na pięciolecie pisma o. Kolbe otrzymał wiele listów gratulacyjnych od biskupów oraz błogosławieństwo papieża Piusa XI z licznymi odpustami i łaskami, o które dla swojego związku prosił"[5]. Z biegiem czasu i wzrostem nakładu klasztor w Grodnie okazał się być za małym, więc o. Maksymilian zaczął poszukiwania jakiejś ziemi pod budowę nowego klasztoru i jednocześnie redakcji swojego miesięcznika. Myślał o gruncie bliżej Warszawy, ponieważ, „jak marzył, tam wszyscy uznaliby Niepokalaną za swą absolutną królową i oddali się Jej z miłości. Z tego miejsca - planował - duch ten rozpowszechniłby się na Rycerstwo w Polsce, a poprzez niego na całym świecie"[6]. W tym czasie proboszcz o. Tadeusz Ciborowski z sąsiadującej z grodzieńskim klasztorem parafii, który był zapalonym pszczelarzem, przekazał o. Maksymilianowi wiadomość, że jego znajomy, książę Drucki-Lubecki, posiadający rozległe grunty pod Warszawą a który często korzystał z jego porad dotyczących pszczelarstwa, miał właśnie przyjechać do Grodna. I w taki sposób spotkał się o. Maksymilian Maria Kolbe z księciem Janem Marią Druckim - Lubeckim, właścicielem ziemskim, który w tym właśnie czasie parcelował swój majątek w Teresinie około 50 kilometrów od Warszawy. Książę oświadczył ojcu Maksymilianowi, że „jest gotów ofiarować działkę pięciomorgową na budowę klasztoru-wydawnictwa, w majątku Teresin koło Sochaczewa, w zamian za Msze wieczyste. Ojciec Maksymilian Kolbe i książę Jan Drucki-Lubecki (drugi z prawej) na tle najstarszych budynków gdzie miał powstać klasztor w Niepokalanowie. Zdj. z książki: Czesław Ryszka, Wiara i ofiara. Życie, dzieło i epoka św. Maksymiliana M. Kolbego, Kraków 2021. Nie tracąc czasu o. Maksymilian jedzie obejrzeć darowiznę i z miejsca stawia na gołym polu figurkę Niepokalanej: »Twój to teren, Matuchno, obejmij go w posiadanie«. Oczywiście ma zadecydować święte posłuszeństwo. I oto spada jak grom z jasnego nieba wiadomość, że Rada Prowincjalna odrzuciła warunek księcia i nie godzi się na przyznanie Mszy wieczystych..."[7]. I tu można znaleźć dwie różne wersje kolejnych wydarzeń. Jedna jest wersją, w której o. Maksymilian wydaje się być niezbyt posłuszny prowincjałowi: „28 lipca prowincjał na ręce ojca Maksymiliana przesłał telegram następującej treści: »Propozycji w tej formie przyjąć nie możemy, przenieście wydawnictwo do Nieszawy«. Tymczasem ojciec Maksymilian postępował tak, jak by tego telegramu nie otrzymał. Na terenie wybranym z majątku teresińskiego pod budowę klasztoru-wydawnictwa postawił figurkę Niepokalanej, i to znacznych rozmiarów, a 6 sierpnia , »na znak, że Maryja od tej chwili teren ten w swoje posiadanie bierze«, na jego prośbę ks. J. Wierzejski, proboszcz tamtejszej parafii, dokonał poświęcenia figury. Rozpoczęły się pertraktacje pomiędzy księciem, ojcem Maksymilianem, prowincjałem i kardynałem A. Kakowskim. W czasie jednej z ostatnich rozmów, z której wynikało, że sprawa darowizny upadnie, książę postawił pytanie: »A co zrobić z figurką, którą ojcowie postawili na moim polu«. Na to odpowiedział ojciec Maksymilian: »Dar księcia pana zaraz przekazaliśmy w posiadanie Niepokalanej, proszę więc samemu zdecydować«"[8]. Natomiast druga z wersji, bardziej uładzona mówiła, że o. Maksymilian z pokorą pogodził się z decyzją kapituły oraz rady prowincjalnej i „z ciężkim sercem rusza do księcia, aby go zawiadomić o decyzji przełożonych. - A co zrobić z figurą, którą Ojcowie postawili na moim polu? - pyta książę. O. Maksymilian schylił pokornie głowę (może w oczach kręciły mu się łzy?). - Niech pozostanie na miejscu. Jej przekazaliśmy dar Księcia. Książę zamyślił się głęboko. Przed nim stal biedny redaktor »jak skazaniec czekający na wyrok«. Wargi jego poruszały się bezszelestnie... - Skoro tak - powiedział w końcu książę - to ofiaruję wam parcelę bez żadnych zobowiązań ze strony klasztoru. »Decyzja Księcia - pisze Brat Kronikarz - była skutkiem cichej a gorącej modlitwy, jaką o. Maksymilian zasyłał do Niepokalanej«. Wobec takiego postanowienia sprawy Rada Prowincjonalna już nie protestowała. Otwierając list zatwierdzający, wśród huku motoru i łoskotu maszyn - drukował się właśnie listopadowy numer Rycerza - o. Maksymilian zawołał ze łzami w głosie: »Klęknijmy, dzieci drogie, i podziękujmy Niepokalanej. Jej to zwycięstwo«"[9]. O podobne zachowanie poprosił o. Maksymilian swoich współbraci pewnego dnia, kiedy dowiedział się, że Ojciec Święty Pius XI w swoim breve podniósł Rycerstwo Niepokalanej do rangi Prymarii pobożnego związku. „Ojciec Kolbe, usłyszawszy tę wiadomość, przybladł na chwilę i zamilkł. Następnie, zwracając się do współbraci, powiedział w głębokim wzruszeniu: »Cieszmy się, bracia i dziękujmy Bogu, bo Milicja Niepokalanej stanęła na opoce«. I tak jak stał, uklęknął wśród maszyn drukarskich, by podziękować Bogu za łaskę, iż dzieło jego zostało uznane przez autorytet przedstawiający wolę Bożą na ziemi. Wtedy dopiero najbliżsi jego współpracownicy zaczęli się domyślać, że Rycerstwo Niepokalanej nie jest cudzą ideą, którą Ojciec Kolbe propaguje, ale iż jest to jego własna idea, dla której żyje"[10]. Redakcja Rycerza nie była już taka mała, liczyła kilkunastu braci a wciąż dochodzili nowi, gdyż miesięcznik popularyzował i zakon franciszkański i Rycerstwo Niepokalanej. Gdy o. Maksymilian otrzymał wszelkie potrzebne zgody na przenosiny do Teresina, wtedy zostawił część braci wraz z o. Alfonsem w Grodnie, po to by druk miesięcznika mógł się dalej odbywać. Natomiast on sam, wraz z kilkoma braćmi pojechał na nowe miejsce i mieszkając w jednym z miejscowych gospodarstw, rozpoczął budowę kaplicy. Okoliczni mieszkańcy chętnie pomagali w tej budowie, dlatego dość szybko została ona ukończona. Następnie postawiono budynek mieszkalny i halę maszyn. Wszystko budowano z drewna. „Dwudziestego listopada osiemnastu zakonników opuściło Grodno, udając się w towarzystwie ojca Kolbego do Teresina. Przedtem jednak wysłuchali jego kazania, w którym nie ukrywał, co ich czeka: »W nowym klasztorze poświęcenie się nasze musi być całkowite. Zakonność tam musi kwitnąć w pełni, praktykować będziemy przede wszystkim posłuszeństwo. Będzie tam bardzo ubogo, bo wedle ducha świętego Franciszka. Dużo będzie pracy, wiele cierpień i wszelkich niewygód«. Po tym kazaniu dwóch braci poprosiło o przeniesienie do innego klasztoru. Ojciec Kolbe był odtąd już nie tylko przewodniczącym Rycerstwa Niepokalanej i redaktorem naczelnym pisma. Został również przełożonym nowego klasztoru, czyli - w terminologii franciszkańskiej - gwardianem. Bracia zdawali sobie sprawę, że będzie ściśle przestrzegał reguły, a zwłaszcza zasady posłuszeństwa i ubóstwa. Żarty się skończyły. Chwila była historyczna. W życie wchodził nowy program, i to od razu. Udającym się w drogę braciom ledwie starczyło na bilety. Urządzenia upakowane w ośmiu wagonach dotarły do Teresina dwudziestego pierwszego listopada"[11]. Pamiętamy, że jadąc z Krakowa do Grodna o. Maksymilian wiózł całą redakcję w swojej teczce a teraz trzeba było majątek redakcji ładować na wagony pociągu towarowego. Siódmego grudnia 1927 roku, w wigilię święta Niepokalanego Poczęcia, prowincjał o. Kornel Czupryk poświęcił wydawnictwo oraz nowy klasztor. Wygłosił kazanie a także zmienił nazwę miejsca, które o. Maksymilian chciał nazwać Zagrodą Niepokalanej na Niepokalanów. Prowincjał zaprowadził również w klasztorze klauzurę papieską zabraniającą wstępu kobietom. „Ojciec Maksymilian dbał o ugruntowanie maryjnego, misyjnego i franciszkańskiego charakteru tworzącego się klasztoru. Ma on misjonarzować przez słowo drukowane. Maryjny charakter wyrażał się w kulcie Matki Bożej Niepokalanej, misyjny w działalności i kulcie św. Teresy, która przez Kościół została ogłoszona patronką misji, a charakter franciszkański najpełniej wyrażał się w ubóstwie i prostocie życia. Ojciec Maksymilian mocno akcentował maryjny charakter duchowości i życia codziennego Niepokalanowa. Pierwszą budowlą na pustym polu była figura Niepokalanej. Ona królowała w głównym ołtarzu, w każdym mieszkaniu i w każdym miejscu pracy. Bracia zamiast staropolskim »Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus« lub »Szczęść Boże« pozdrawiali się imieniem »Maria«. Niepokalaną stawiał swym braciom za wzór chrześcijańskiej doskonałości. Nieustannie ich nawoływał, by we wszystkim do Niej się uciekali. Również akcentował kult św. Teresy. Kiedy powiększono kaplicę, jej figurę umieścił obok głównego ołtarza. Wszędzie i we wszystkim akcentowanie maryjnego charakteru Niepokalanowa, a jeszcze bardziej kultu św. Teresy od Dzieciątka Jezus stało się przedmiotem sporów i źródłem pewnego rozdźwięku pomiędzy ojcem Maksymilianem a ojcem Alfonsem. Ojciec Alfons nie przeciwstawiał się maryjnej orientacji Niepokalanowa, ale uważał, że zostały przekroczone pewne granice, że w życiu zakonnym pierwsze miejsce zawsze należy się Jezusowi Chrystusowi. Następnie nie mógł przeboleć tego, że we franciszkańskim klasztorze ojciec Maksymilian tak wielkim kultem darzy św. Teresę, co dzieje się Z pewną krzywdą dla kultu św. Franciszka z Asyżu, choć jego cnoty, a nie św. Teresy bardziej praktykuje. Rozdźwięk pomiędzy braćmi, tak owocnie wspólnie pracującymi, wypływał jeszcze z odmiennego stosunku do ojców prowincji i braci, w Niepokalanowie którzy nie akceptowali w pełni stylu życia Niepokalanowa. Bracia rodzeni i współbracia klasztorni: Maksymilian i Alfons Kolbe. Zdj. z książki: Czesław Ryszka, Wiara i ofiara. Życie, dzieło i epoka św. Maksymiliana M. Kolbego, Kraków 2021. Ojciec Alfons gwałtowniej na wszystko reagował i w sposób bardziej zasadniczy rozstrzygać chciał kwestie sporne. Natomiast ojciec Maksymilian do odmiennych poglądów i błędów podchodził łagodniej. Przez jakiś czas pszenicy i kąkolowi pozwalał rosnąć obok siebie, zanim zdecydował się na usunięcie chwastu. Echa tego rozdźwięku odnajdujemy w pamiętniku ojca Alfonsa, pod datą 17 kwietnia 1929 roku: »Figura św. Tereni już w kaplicy umieszczona po stronie lekcji. Tak tedy stało się faktem, że po Jezusie i Maryi, nie św. Franciszek, ale św. Terenia. Jakbym jakiś żal do tej przemiłej świętej czuł, że mojemu Ojcu ukochanemu drogę zastąpiła... Nawet św. Jan, św. Piotrowi przy grobie Chrystusowym dał pierwszeństwo. I teraz ilekroć modlę się przed Jezusem Eucharystycznym na stopniu klęcząc, Ona jakby podpatrywała z boku... coś jak Rozumkiewiczówna we Lwowie... Więc już nie mam tej swobody... A św. Franciszka bym się nic nie krępował! Choć On alter Christus (drugi Chrystus), jednak aż po cierniach się tarzał... Taki mój Święty!... Ta zaś: nie wiedziała, co ciężka pokusa. Podziwiać i tyle!... Tak sobie teraz wieczorem (1/2 11 [tak zapisał o. Alfons godz. wpół do jedenastej]) piszę spokojniuśko: ale, wśród dnia kipiało we mnie strasznie! Rozbiłem się. Nie znalazłszy ideałów franciszkańskich w żadnym z naszych klasztorów, radowałem się, że nowa placówka utworzy się ściśle wedle tych ideałów: tęsknotą takiego życia paliłem się wprost: prostota, szczerość, miłość, gorliwość, ubóstwo: jak w początkach. Obecnie coraz bardziej poznaję, że zawiodłem się... Im głębiej w las, tym więcej drzew... Poczciwy Maksymilian do wnętrza mnie wciąga, ale to wszystko coraz bardziej nie dla mnie. Ja ideałów franciszkańskich szukałem! Tu zaś pozdrowienie »Maria«, wyłączność tego kultu, z pewnym tylko ustępstwem dla św. Tereni... (...) »Bóg mój i wszystko« tutaj nie zawołasz!... Ja w to włażę, aczkolwiek obcy mi kraj ten... I spokoju sumienia mi nie daje. Boć św. Franciszkowi i jego życiu ślubowałem! Przemieniać tego nawet nie mam prawa! Mogą tamci, ale nie ja. Mogą? Tak! Maksymilian, bo takie od Boga otrzymał zlecenie i powołanie? Bracia, bo przybywają tu nie tylko ze względu na św. Franciszka, ile na Niepokalaną i Niepokalanów... Rzecz nowa się tworzy!... Ja do niej od początku nie wchodziłem, tedy: wracaj Alfonsie na swe prawe drogi". Tekst ten pisał ojciec Alfons w stanie wielkiego nawału pracy i psychicznego przemęczenia, co powodowało wyostrzenie i tak istniejących między nim a ojcem Maksymilianem różnic. Pomimo tych różnic współpracowali ze sobą nadal. Ojciec Alfons nadal był prawą ręką starszego brata, którego zawsze uważał za człowieka Opatrzności Bożej, za powołanego przez Boga do specjalnego dzieła"[12]. Jak już wcześniej zauważono w Niepokalanowie wszystkie zabudowania były drewniane. O. Maksymilian był przeciwnikiem budowania trwałych budowli. Uważał, że „trwalszy budynek pochłania w chwili bieżącej więcej pieniędzy, a za tę nadwyżkę można by już teraz więcej dusz Niepokalanej zdobyć, powiększając nakłady pism, propagandę, ilość braci, budynków, narzędzi. A i w przyszłości, w razie jakich zamieszek (pisał to [z Japonii do ojca gwardiana Floriana Koziury]w 1935!) trwalsze budynki bardziej się nadają do rekwizycji [zajęcia]"[13]. Chciał więc by mieszkania wytrzymały najwyżej jedno pokolenie, więc budowano drewniane baraki, najtaniej jak to możliwe. Nie dbano w wygody dla siebie, gdyż o. Maksymilian „był wprost skąpcem dla siebie w zakresie dóbr materialnych, a dla Boga, Niepokalanej i ludzi najhojniejszym dawcą"[14]. Ale mimo takiego podejścia do rzeczy materialnych potrafił docenić świat doczesny i „skrzętnie go wykorzystywał w wynalazkach i unowocześnieniach. Skwapliwie wprzęgał je w poszerzanie i utrwalanie świata nadprzyrodzonego, czyli dzieło nawracania i uświęcania świata"[15]. Niepokalanów rozwijał się coraz dynamiczniej co było oczywistą zasługą ojca Dyrektora, bo tak powszechnie mówiono o ojcu Kolbe, który zarządzał przecież dużym i poważnym „przedsiębiorstwem", „Przybywało ludzi, urządzeń i baraków, rosły też nakłady pism. W lipcu 1928 roku za 9 tysięcy złotych Niepokalanów zakupił używaną maszynę rotacyjną, w lutym roku następnego przybyła maszyna płaska. Ojciec Maksymilian i ojciec Alfons mając taki sprzęt drukarski planowali już wydawanie dziennika katolickiego (...). W grudniu 1928 roku Niepokalanów liczył już 35 braci, w ciągu tegoż roku do Rycerstwa Niepokalanej wpisało się prawie 50 tysięcy osób, a ,,Rycerz Niepokalanej" na miesiąc grudzień wyszedł w nakładzie 142 520 egzemplarzy. Ojciec Maksymilian chcąc mieć jak najwięcej współpracowników i członków Rycerstwa Niepokalanej co jakiś czas ogłaszał w Rycerzu Niepokalanej, że klasztor stoi otworem przed wszystkimi, którzy chcą poświęcić się Bogu i Niepokalanej jako franciszkanie. Podawał też informacje o Rycerstwie Niepokalanej zachęcając do wstąpienia w jego szeregi. Teren ofiarowany przez księcia stawał się za ciasny. W maju 1928 roku pisał więc prowincjał do ojca Maksymiliana: »Ponieważ teren obecnie w Niepokalanowie przez Wydawnictwo nabyty jest za szczupły, pozwalam niniejszym ojcu Gwardianowi na dalsze nabycie terenu tamże, w ilości dla rozwoju Wydawnictwa potrzebnej«. Przełożeni widząc dynamiczny rozwój nowej placówki zakonnej oraz biorąc pod uwagę panującego w niej ducha zakonnego chcieli uczynić z Niepokalanowa dom formacyjny. 11 lipca 1928 roku Święta Kongregacja dla Zakonników zezwoliła na otwarcie w nim nowicjatu dla Braci. Mistrzem nowicjatu został ojciec Maksymilian. Tym samym zaaprobowano styl życia, jaki wprowadzał w kształtującym się dopiero klasztorze. Prowincjał mając do niego pełne zaufanie udzielił mu nawet zezwolenia na wydalanie z klasztoru braci i aspirantów, których natychmiastowe wydalenie byłoby niezbędne. Uprawnienie to przysługiwało jedynie prowincjałowi"[16]. W Niepokalanowie pojawiało się więc coraz więcej kandydatów do życia w zakonie. O. Maksymilian sam starał się przyjmować swoich przyszłych współbraci i tych, których przyjął ogarniał serdeczną, można powiedzieć, że rodzinną opieką. „Atmosfera rodzinności nie osłabnie nawet wówczas, kiedy klasztor rozrośnie się do małego osiedla zakonnego, liczącego ponad siedmiuset mieszkańców. Ludzi przybywających z różnych środowisk społecznych i regionów kraju zespalał swoją osobą oraz ideami, które umiał tak braciom przedstawić, że je chętnie przyjmowali i byli gotowi oddać za nie życie. Potrafił ich wciągnąć w działalność dla Boga i ludzi przez Niepokalaną, a następnie tak tą działalnością pokierować, by ona ich jednoczyła, by czuli, że jest to coś wspólnego, a nie realizowanie planów poszczególnych osób. Tę jednoczącą rolę osoby ojca Maksymiliana w tworzącym się klasztorze-wydawnictwie prosto i plastycznie opisał brat Salezy Mikołajczyk, jeden z pierwszych i najbliższych współpracowników założyciela Niepokalanowa: »Ojciec Maksymilian - pisze brat Salezy - zdobywał serca swoją pokorą. On się zniżał do poziomu braci, nie dawał odczuć, że jest uczonym, kapłanem, przełożonym. Zachowując swoją godność z taką prostotą i uprzejmością obcował z nami, jak kochający ojciec, że swymi dziećmi. Taka postawa wprowadzała nas w nową rodzinę zakonną. Umiał zainteresować braci przyszłością. Co nas czeka, co możemy zrobić, co jest jeszcze do poznania, do zrobienia... Nieraz rozwijał przed nami horyzonty w różnych kierunkach, to zapalało do czynu, do ofiary dla wielkiej sprawy, dla której warto nawet życie poświęcić. Toteż życie nasze było bardzo radosne, chociaż niełatwe, a nawet dla natury ciężkie i odstraszające. Gdy mówił nam o nieskończoności Boga i ciągłym poznawaniu Go przez całą wieczność, wyczuliśmy, że on te rzeczy przeżywa. Swoją serdeczną miłość do Niepokalanej umiał w nas wszczepiać praktycznie. Opowiadał o Jej cnotach, wielkości, ale zawsze wskazywał na przykład Pana Jezusa. On stał się Jej dzieckiem, jak Matkę Ją miłował i pragnie byśmy Go i w tym naśladowali. Miłość do Niepokalanej, naszej Matki, niech będzie serdeczna, uczuciowa, gorąca jak dziecka do Matki, To ukochanie Jej całym sercem i uczuciem kierowało nasze dusze do najwznioślejszego ideału piękna i miłości, do Niepokalanej. Ona znów, Matka łaski Bożej, urabiała nasze dusze na wzór Serca swego i upodabniała do Jezusa. Gdy zaszło coś godnego uwagi dzielił się wiadomościami z braćmi, tak samo, gdy wrócił z podróży. Swoje pragnienia, plany zdobycia wszystkich dusz dla Niepokalanej, różne troski i trudności otwierał przed nami, prosił o radę, jakby to zrealizować i tak nam to przedstawiał, że czuliśmy się tym związani. Dana sprawa, a nawet wszystkie inne podobne sprawy stawały się nasze, jak w rodzinie. Stopniowo tak nas wychowywał, że nie było spraw tylko ojca Maksymiliana, a te tylko nasze, ale wszystko było wspólne. Jego zapał nam się udzielał. Nasze słabości on wzmacniał. Darzył nas zaufaniem. Prace, które nie wymagały święceń kapłańskich powierzał braciom. To nas mobilizowało do starania, wysiłku, przemyślności. Odpowiedzialność wzmagała w nas siły i zdolności. Takie podejście ojca Maksymiliana wzbudzało w nas poczucie i przekonanie, że dzieło, dla którego się poświęcamy, jest nasze wspólne, nie czyje, ale nasze. Ojciec Maksymilian nie okazywał, ani nie dał odczuć, że to jest jego dzieło, że on założył i prowadzi. On zawsze wskazywał na Niepokalaną jako na ideał, cel najbliższy i Właścicielkę, która tym wszystkim rządzi. Dla Niej się poświęcamy, dla Jej chwały, a przez Nią dla chwały Bożej. To nas bardzo zbliżało. W czasie rekreacji bracia garnęli się do niego. Zadawali mu różne pytania. (...) Czasem rozbudzał pragnienia misyjne. Opowiadał o pracach i potrzebach misji w różnych krajach na obu półkulach«"[17]. O misjach myślał od bardzo dawna. Gustaw Morcinek w Gościu Niedzielnym z marca 1946 roku opisał przemyślenia o. Maksymiliana, które mógł mieć już w Grodnie, w czasie, gdy wrócił z kuracji w Zakopanem i dowiedział się o papieskim breve (o którym już wspomniano wcześniej) zatwierdzającym na wszystkie kraje działalność jego Rycerstwa Niepokalanej. „Teraz już będzie można śmiele poczynać sobie w krucjacie na cały świat przeciwko szatanowi. Oto w palcach trzyma słoniątko, ofiarowane mu przez młodych Japończyków, spotkanych w pociągu, gdy wracał z Zakopanego do Grodna. Rozmawiał z nimi po niemiecku i swoim nabożnym zwyczajem opowiadał im o Niepokalanej. Skośnookie Japończyki słuchały grzecznie i grzecznie odpowiadały, i dopytywały się, kto zacz owa Niepokalana, bo jak żyw, jeszcze nigdy o Niej nie słyszeli. Dużo im tego opowiedział Ojciec Maksymilian, a Japończyki tylko słuchały i głowami kiwały wciąż grzecznie, gdyż widziały przed sobą osobę czcigodną i mądrą, której należy się głęboki szacunek. I ochotnie przyjęli ofiarowane im medaliki z Niepokalaną, a pragnąc mu się odwdzięczać czym równie godnym, ofiarowali mu swoje talizmany, słoniątka z kości słoniowej. A potem skrzyżowali dłonie na piersiach i głęboko się skłonili przed Ojcem Maksymilianem, tak jak tego wymaga ich obyczaj domowy, każący czcić ludzi starszych. Trzyma więc teraz Ojciec Maksymilian, owe słoniątko w palcach i myśli o dalekiej Japonii. - Jeżeli Bóg zechce, a Niepokalana tego będzie sobie życzyła; to niech będzie Japonia! - postanawia w duchu"[18]. Kto wie, może faktycznie wtedy zrodziła się w nim myśl by w przyszłości jechać na misje właśnie do tego kraju? I właśnie za misje był o. Maksymilian „odpowiedzialny w prowincji polskich franciszkanów. Coraz to wyraźniej zainteresowania te formułują się w konkretne plany. Niepokalanów powinien prowadzić misje. Działalność misyjna jest cechą zakonu franciszkańskiego, podobnie jak ubóstwo. Jeżeli Niepokalanów chce być wierny ideom franciszkańskim, to obydwie cechy winien pielęgnować. By prowadzić misje potrzeba jednak kapłanów, a tych brakowało. Powstał więc pomysł założenia misyjnego seminarium. Ojciec Maksymilian z ojcem Alfonsem, chcieli go jak najszybciej realizować. Prowincjał jednak uznał ten pomysł za nierealny i odrzucił go. Po jakimś czasie wrócił do niego, ocenił go jako natchnienie Boże i nie tylko zgodził się na utworzenie Małego Seminarium Misyjnego, ale nakazał je jak najszybciej organizować. »Kochany Ojcze Gwardianie! - pisał o. Kornel Czupryk - w imię Św. Posłuszeństwa, na chwałę Wszechmogącego Boga, na cześć Niepokalanej Marii i chlubę naszego Zakonu rozkazuję o. Gwardianowi założyć internat w ubogim naszym Klasztorze w Niepokalanowie, na rok 1929/30 (...)«. Od września 1929 roku Małe Seminarium Misyjne rozpoczęło swoją pracę. Jego rektorem został ojciec Alfons Kolbe. Choć decyzję o jego otwarciu prowincjał powziął dopiero drugiego czerwca, i ogłoszono je w miesiącach wakacyjnych, to i tak liczba zgłoszeń była duża. Nowy rok szkolny rozpoczynało 33 uczniów. Ojciec Maksymilian nie miał zamiaru czekać, aż z nowo założonego seminarium wyjdą kapłani, którzy pojadą na misje. On chciał już zakładać placówki misyjne w odległych krajach. Jak zawsze, tak i teraz plany misyjne pragnął realizować jako pierwszy. (...) Tym, którzy uważali, że jest to projekt przedwczesny, że Niepokalanów jeszcze nie okrzepł, że ma za mało sił, by prowadzić mógł misje, odpowiadał: »Św. Franciszek miał małą garstkę braci, a puścił się - on pierwszy! na misje, podczas, gdy ówczesne zakony, liczne, o misjach nie myślały«"[19]. W roku 1930 można było uznać, że Niepokalanów dawał już sobie radę zupełnie nieźle, chociaż co oczywiste, wiele było jeszcze do zrobienia. Przede wszystkim było sporo długów do spłacenia. Niemniej jednak o. Maksymilian postanowił z pełnym zaufaniem zostawić całe swoje dzieło w rękach współbraci i zwrócił się wówczas do prowincjała o pozwolenie na wyjazd do Japonii i tam założenie drugiego Niepokalanowa. Poprosił również o pozwolenie na wydawanie tam Rycerza Niepokalanej po japońsku. Wtedy też, „zdumiony prowincjał zadał mu trzy pytania: czy kandydat na misjonarza ma pieniądze, czy zna język i czy ma na miejscu jakieś oparcie. Na wszystkie pytania ojciec Kolbe odpowiedział, że nie. Ale dodał z przekonaniem: »Niepokalana zaradzi«"[20]. Wtedy prowincjał wysłał ojca Kolbego Rzymu, aby uzgodnił sprawę misji z generałem zakonu. Gdy taką zgodę uzyskał, wtedy kapituła prowincjonalna we Lwowie zatwierdziła placówkę misyjną w japońskim mieście Nagasaki. W mieście tym w roku 1643 zginął torturowany przez wiele miesięcy, jezuita o. Wojciech Męciński, pierwszy misjonarz z Polski w Japonii. Gwardianem w Niepokalanowie został o. Alfons Kolbe, który niestety kilka miesięcy później zmarł. Jednak zaraz po śmierci o. Alfonsa do klasztoru zaczęły spływać coraz większe ofiary, które pozwoliły w szybkim czasie spłacić większość długu zakonu. „Gdy Ojciec Maksymilian się o tym dowiedział rzekł: »Ci, co schodzą z tego świata, rozpoczynają dopiero tam swe dzieło«"[21]. W podróży do Japonii o. Kolbe w towarzyszyło czterech braci zakonnych, brat Zenon Żebrowski, brat Hilary Łysakowski, brat Seweryn Dagis i brat Zygmunt Król. Brat Zenon Żebrowski zabrał ze sobą kilkaset Cudownych Medalików, dzięki którym, jak później mówił, „mógł w Kraju Kwitnącej Wiśni tak wspaniale rozwinąć dzieło zapoczątkowane przez ojca Maksymiliana Kolbego"[22]. Bracia w swój rejs do Japonii wypłynęli z Marsylii statkiem „Angers". Po drodze zawijali do różnych portów, gdzie o. Maksymilian starał się upowszechniać wiedzę o Rycerstwie Niepokalanej. I tak, „w Port Saidzie, miejscowy biskup, widząc ich po raz pierwszy na oczy, zgodził się natychmiast na wydawanie „Rycerza" w swojej diecezji. W Sajgonie w Wietnamie do współpracy zaprosili go mieszkańcy, Annamici, a w Szanghaju niejaki Lo Pa Hong [chiński bogaty katolik] ofiarowuje Kolbemu klasztor i drukarnię w zamian za prowadzenie zakładu wychowawczego. Ojciec Kolbe zostawia tam dwóch towarzyszy. W obydwu miastach chciał wydawać Rycerza, niestety edycje wietnamska i chińska nie dochodzą do skutku z powodu sprzeciwu. . europejskich biskupów. „Trudności mamy nie od pogan - donosi z goryczą - ale od misjonarzy europejskich"[23]. W Szanghaju pracujący tam Polacy odradzali o. Maksymilianowi dalszą podróż do Japonii. Ich zdaniem założenie tam klasztoru i działalność wydawnicza nie miała najmniejszych szans. Jeden z nich, Franciszek Kanclerz, który był inżynierem, zapisał taką notatkę: „Dziwny był moment, podczas rozmowy Ojciec Maksymilian, który dotąd zamyślony patrzył w dal, nagle zwrócił się do nas i powiedział jakby w natchnieniu: »Niepokalana tak chce. Muszę jechać do Japonii. Tam będzie Jej świątynia. Tam będzie misja«. Do dziś nie zapomniałem wyrazu jego twarzy"[24]. We trójkę, o. Maksymilian, brat Zenon Żebrowski i brat Hilary Łysakowski wyruszyli w dalszą podróż do Nagasaki. Po przybyciu na miejsce od razu skierowali się do najbliższego kościoła, którym okazała się być katedra, przed którą stała „figura Matki Bożej Niepokalanej. Ojciec Maksymilian ukląkł i dziękował Niepokalanej za opiekę w czasie podróży"[25]. Ponieważ miejscowy biskup January ( Yanuario) Hayasaka, rodowity Japończyk był w tym czasie nieobecny, więc bracia nie będąc pewni czy otrzymają zgodę na pozostanie w Nagasaki, wynajęli pierwsze lepsze mieszkanie blisko katedry i modląc się i poszcząc oczekiwali na jego powrót. Biskup powrócił z wizytacji po dziesięciu dniach. Podczas rozmowy okazało się, że w miejscowym seminarium brakuje wykładowców. Padła więc z jego strony propozycja, że zgodzi się na działalność polskich „zakonników w Nagasaki pod warunkiem, że o. Maksymilian przyjmie obowiązki profesora filozofii"[26]. Ponieważ o. Maksymilian szybko zdobył uznanie wśród kadry profesorskiej, biskup zezwolił franciszkanom na założenie wydawnictwa i wydawanie Rycerza Niepokalanej w wersji japońskiej. „Ojciec Maksymilian nie mógł lepiej trafić. Wśród profesorów i studentów seminarium znalazł pierwszych współpracowników i przewodników w nowym środowisku. Tłumaczyli mu artykuły i kontaktowali go z ludźmi, którzy mogli pomóc. Dokonało się coś, czego miejscowi nie mogli zrozumieć. Oto ci cudzoziemcy, ogarnięci wielką miłością do Niepokalanej, miesiąc po przybyciu do Nagasaki wydali pierwszy numer Rycerza Niepokalanej, który odtąd będzie wychodził regularnie jako miesięcznik pod tytułem Seibo no Kishi. Nakład był niebagatelny - dziesięciotysięczny, a więc dwukrotnie wyższy niż w Polsce przez pierwszy rok ukazywania się miesięcznika"[27]. Okładka japońskiej wersji „rycerza Niepokalanej" (Seibo no Kishi). Zdj. z książki: Czesław Ryszka, Wiara i ofiara. Życie, dzieło i epoka św. Maksymiliana M. Kolbego, Kraków 2021. W porównaniu do pracy w Polsce warunki w Japonii były zdecydowanie gorsze. Zakonnicy mieszkali w najtańszym mieszkaniu jakie udało im się znaleźć. Ich podstawowym pożywieniem był chleb, banany i zimna woda. Być może dzięki tej oszczędności, zostało im więcej pieniędzy i już po miesiącu kupili maszynę drukarską. Ten zakup pozwolił im na to, „by własną pracą wydać następne numery Seibo no Kishi. Dokonali rzeczy wprost nadzwyczajnej. Nie znając języka japońskiego składali teksty, zszywali numery i adresowali. Kosztowało ich to niebywale dużo wysiłku. Ale robili to ochoczym sercem, bo wszystko dla Niepokalanej. Japończycy widząc ich wielką bezinteresowność, ostrożnie i z delikatnością ofiarowywali swoją pomoc"[28]. Właśnie bezinteresowność i ubóstwo franciszkanów z Polski najbardziej przekonywało i wzbudzało sympatię do tych cudzoziemców wśród Japończyków, a zwłaszcza wśród duchownych buddyjskich, zwanych bonzami. Już w rok po przybyciu do Nagasaki otworzono Niepokalanów japoński. „Nazwano go Mugenzai no Sono - Ogród Niepokalanej. Ziemię zakupiono za 6800 jenów (30 tys. zł. Przedwojennych, które otrzymał z Niepokalanowa). 16 maja 1931 roku nastąpiło poświęcenie klasztoru. (...) Klasztor powstał na 4 - hektarowym placu, w ubogiej dzielnicy na przedmieściach, na stoku jednej z gór otaczających Nagasaki - po przeciwnej stronie miasta, a nie, jak mu proponowano, w katolickiej dzielnicy Urakami, gdzie znajdowała się od 1895 r. katedra Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny. Takie miejsce wybrał Ojciec Maksymilian (prawdopodobnie powodem była niższa cena gruntu [ale mogło być też coś zupełnie innego.]). Wielu braci narzekało na tę lokalizację ze względu na liczne niedogodności: odludzie, teren porośnięty trzciną i bambusami, które trzeba było karczować. Ale Maksymilian uparł się. Kiedy w 1945 r. Amerykanie zrzucili dwie bomby atomowe na Hiroszimę i Nagasaki, zginęło prawie 100 tys. ludzi, ale klasztor ocalał i nikt z jego mieszkańców nie został ranny. Góra osłoniła Ogród Niepokalanej przed atomowym podmuchem"[29]. Do klasztoru przychodziło coraz więcej Japończyków, którzy byli ciekawi życia zakonnego. Wtedy też przyjął do zakonu jednego z nich i „dał mu na imię Maria"[30]. W tym, tak odległym od swojej ojczyzny kraju, ojciec Maksymilian bardziej łagodnie niż w Europie ukazywał cel Rycerstwa Niepokalanej. Z dużą cierpliwością traktował wyznawców innych religii, nikogo nie odrzucał ani nie antagonizował, natomiast „wyeksponował doprowadzanie człowieka do prawdy i przemiany wewnętrznej. Informując społeczeństwo japońskie o Rycerstwie Niepokalanej, pisał, że otwiera ono »oczy ludziom mającym fałszywe pojęcia o religii, poucza o pięknie bohaterskiej cnoty ludzi żyjących na tym świecie; pragnącym szczerze prawdy staje się przewodniczką, by nie zbłądzili w dążeniu do najważniejszego ponad wszystko ostatecznego celu; oczyszcza dusze i jak przyjaciel zachęca do postępowania drogą cnoty (...), daje silną pomoc, aby słuchać głosu rozumu i postępować drogą cnoty«"[31]. Rycerz Niepokalanej wywoływał zdecydowanie przychylny oddźwięk wśród pogańskiego społeczeństwa. Okazywało się niejednokrotnie, że choć mieli oni spaczone pojęcie o Bogu lub nie mieli żadnej wiary w Boga, to jednak bardzo chcieli szukać prawdy. „»Niepokalana coraz więcej wabi dusze pogańskie - piszą misjonarze - nieustannie mamy różnych gości, którzy przychodzą po to, by zobaczyć nasze życie i nasze mieszkanie. Najczęstszymi naszymi gośćmi są ludzie młodzi, którzy w religię ojczystą nie wierzą. Zadają nam różne pytania i słuchają uważnie...«. Pewnego dnia odwiedził O. Maksymiliana poganin i »zaczął od tego, że Boga nie ma, bo tak Darwin powiedział... Dziś już wierzy, że Pan Jezus jest Bogiem i że przebywa wśród nas w Najświętszym Sakramencie. Martwi go tylko, że nie pozostał pod postacią ryżu, który w Japonii zastępuje chleb...«. Każdy niemal list do Niepokalanowa donosi o nowych podbojach. Powiedział św. Franciszek Ksawery, że Japończyków nie łowi się w sieć, ale na wędkę. Trzeba długich, cierpliwych rozmów z każdym z osobna, żeby rozsupłać wątpliwości i wykazać prawdę »dobrej nowiny«. Jak O. Maksymilian dawał sobie radę ze swoją bądź co bądź kiepską japońszczyzną? Faktem jest, że rozpraszał wątpliwości, zbijał błędne argumenty i rozbudzał głód prawdy wśród pogan. Niemałą przynętą był tu, oczywiście, urok jego świętości. »Pewnego razu wieczorem - piszą bracia - przyszedł do nas młody poganin, a że mieliśmy właśnie kolację, zaprosiliśmy go do stołu. Potem O. Dyrektor pierwszy raz wykładał mu podstawowe zasady religii do późna w noc«. W rezultacie »młodzieniec ów wyraził chęć wstąpienia do klasztoru«. »Innym razem przychodzi inteligent, który w literaturze szukał szczęścia, a nie znalazłszy, do nas zakołatał. Daliśmy mu więc katechizm, by korzystał z pory deszczowej i czytał go sobie w domu«. Jakiś profesor uniwersytetu, zwabiony przez „Rycerza", zgłasza się ze swoimi wątpliwościami »i długo słucha uważnie«, by w końcu przyznać, że »jest mu źle i szuka prawdy«. Coraz częściej jawią się młodzi bonzowie: z wielką szczerością wyznają, że »w nic nie wierzą« i słuchają pouczeń »z uwagą i zainteresowaniem«. Po ciężkiej, całodziennej pracy odbywają się co wieczór lekcje katechizmu dla pogan dobrej woli. Bracia radzą sobie, jak mogą, i coraz to w listach opowiadają, »jakie to cuda czyni Niepokalana«"[32]. W Japonii o. Maksymilian przebywał do roku 1936. W trakcie tej misji kilkakrotnie wyjeżdżał pozostawiając braci samych, ale zawsze powierzał ich opiece Niepokalanej, co było zupełnie wystarczającym zabezpieczeniem, więc podczas jego nieobecności nie działo się nic złego. Już w czerwcu 1930 roku, a więc w dwa miesiące po przybyciu do Nagasaki wyjechał do Polski by wziąć udział kapitule prowincjonalnej, która odbyła się we Lwowie. Do Japonii wrócił pod koniec sierpnia tego roku. W 1932 odbył dwumiesięczną podróż do Chin i Indii, skąd wrócił z konkretną propozycją założenia placówki misyjnej w Ernakulam w Indiach. Jednak prowincjał o. Kornel Czupryk nie zgodził się na to z powodu zbyt krótkiego czasu od założenia misji w Japonii oraz, jak napisał „z powodu braku sił"[33]. Chodziło mu oczywiście o brak księży gotowych do misji. Nie było w tym złej woli prowincjała o czym przekonać nas może to, że na najbliższej kapitule, która odbyła się w lipcu 1933 roku i na którą już w kwietniu, tego roku wybrał się o Maksymilian, postanowiono, że nowym prowincjałem został o. Anzelm Kubit a byłego prowincjała o. Kornela Czupryka, przyjaciela ojca Maksymiliana, wybrano nowym gwardianem klasztoru w Nagasaki. „O. Kornel podejmując się tego obowiązku pragnął pomóc o. Maksymilianowi i wzmocnić placówkę misyjną w opinii zakonu oraz dobrze poznać jej potrzeby i warunki misyjnej działalności"[34]. [1] o. Leon Dyczewski OFMConv, Święty Maksymilian..., s. 137. [2] Tamże, s. 153. [3] Czesław Ryszka, Wiara i ofiara..., s.118. [4] Tamże, s.120 - 122. [5] https://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/08-14a.php3 [6] Czesław Ryszka, Wiara i ofiara..., s.120. [7] Maria Winowska, Szaleniec Niepokalanej..., s. 73. [8] o. Leon Dyczewski OFMConv, Święty Maksymilian..., s. 137. [9] Maria Winowska, Szaleniec Niepokalanej..., s. 73-74. [10] Czesław Ryszka, Wiara i ofiara..., s. 122. [11] Philippe Maxence, Maksymilian Kolbe..., s. 147. [12] o. Leon Dyczewski OFMConv, Święty Maksymilian..., s. 174-176. [13] Jan Dobraczyński, Skąpiec Boży. Rzecz o. Maksymilianie Marii Kolbe, (wyd. I) Niepokalanów 1946, s. 45-46. [14] o. Leon Dyczewski OFMConv, Święty Maksymilian..., s. 170. [15] Tamże. [16] Tamże, s. 186-187 [17] Tamże, s. 180 - 182. [18] Gustaw Morcinek, Barć Niepokalanej, art. w Gość Niedzielny nr 11 z 14 marca 1948 r. https://www.sbc.org.pl/dlibra/publication/98715/edition/93021/content [19] o. Leon Dyczewski OFMConv, Święty Maksymilian..., s. 187 - 188. [20] Czesław Ryszka, Wiara i ofiara..., s.146. [21] Tamże, s.154. [22] Tamże, s. 156. [23] Tamże. [24] Maria Winowska, Szaleniec Niepokalanej..., s. 95. [25] o. Leon Dyczewski OFMConv, Święty Maksymilian..., s. 196. [26] Tamże, s. 197. [27] Tamże. [28] Tamże. [29] Czesław Ryszka, Wiara i ofiara..., s.159. [30] https://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/08-14a.php3 [31] o. Leon Dyczewski OFMConv, Święty Maksymilian..., s. 216. [32] Maria Winowska, Szaleniec Niepokalanej..., s. 97. [33] o. Leon Dyczewski OFMConv, Święty Maksymilian..., s. 212. [34] Tamże, s. 220. Powrót |