¦wiêty Maksymilian Maria Kolbe cz. VI Rys. z ks.: Ks. dr Pawe³ S. Iliñski, B³ogos³awiony Maksymilian Kolbe na tle epoki, Londyn 1975. Franciszkanie pozostaj±cy w Niepokalanowie starali siê o zwolnienie swojego gwardiana z wiêzienia. „Jeszcze 26 lutego 1941 (roku) dwudziestu braci zwróci³o siê do Komendy Policji w Warszawie, ofiaruj±c siê w charakterze zak³adników w zamian za ¶w. Maksymiliana"[1]. Ta propozycja jednak nie zosta³a przyjêta, gdy¿ Niemcom „bardziej (...) [zale¿a³o] na »czarnym mnichu« ni¿ na dwudziestu m³okosach! Technika eksterminacyjna zaczyna od g³ów - zbyt dobry (...) [mieli] wywiad, ¿eby nie wiedzieæ KIM jest O. Kolbe"[2]. Podczas pobytu na Pawiaku o. Maksymilian wysy³a³ do Niepokalanowa pocztówki z krótkimi wiadomo¶ciami oraz pro¶bami o modlitwê i dosy³anie paczek z najpotrzebniejszymi rzeczami dla ca³ej aresztowanej pi±tki franciszkanów. Kartki, na ¿±danie Niemców by³y pisane po niemiecku. Jedn± z nich, napisan± 12 maja 1941, a wiêc pod koniec pobytu na Pawiaku, tu zacytujmy: „Meine Lieben Bitte mir einen Zivilanzug zu schicken. Ich schreibe das im Auftrage des Herrn Kommandanten. Mantel und Hose brauche ich nicht, da ich sie hier noch in gutem Zustande habe. Schickt mir bitte dagegen eine (warme) Arbeiterbluse mit Waste (am Hals zugeknöpft) und einen warmen Schal oder Halsbinde. Sehr eilig! Euer Lebensmittelpaket vom 5 V und Briefe vom Br. Felicissimus und. Br. Pelagius erhalten. Die Unbefleckte möge Euch belohnen. Jedem einzelnen kann ich nicht antworten, da ich nicht öfter schreiben darf. Ich erwähne aber in meinen Karten jeden Brief, Karte und Paket, die ich von Euch erhalte. Lassen wir uns alle von der Unbefleckten Jungfrau immer vollkommener leiten, wo und wie Sie auch immer uns hinstellen mag, um durch gute Erfüllung unserer Pflichten dazu beizutragen, dass für Ihre Liebe alle Seelen gewonnen werden. Herzliche Grüsse und Glückwünsche für Euch alle und für jeden Einzelnen. Euer Rajmund Kolbe (...) [Przek³ad polski] (...) Moi Kochani Proszê mi przys³aæ ubranie cywilne. Piszê to z polecenia pana komendanta. P³aszcza i spodni nie potrzebujê, bo mam je tutaj jeszcze w dobrym stanie. Natomiast przy¶lijcie mi (ciep³±) bluzê do pracy z kamizelk± (zapinan± u szyi) i ciep³y szal lub krawat. Bardzo pilne! Wasz± paczkê ¿ywno¶ciow± z dnia 5 V i listy od br. Felicissimusa [Br. Felicissimusa Sztyka] i br. Pelagiusza [Br. Pelagiusza Pop³awskiego] otrzyma³em. Niech Niepokalana Wam wynagrodzi. Ka¿demu z osobna nie mogê odpowiadaæ, gdy¿ nie wolno mi czê¶ciej pisywaæ, ale w swoich pocztówkach wspominam o ka¿dym li¶cie, pocztówce i paczce, które od Was otrzymujê. Pozwólmy siê wszyscy Niepokalanej coraz doskonalej prowadziæ, gdziekolwiek i jakkolwiek Ona nas chce postawiæ, aby przez dobre spe³nianie naszych obowi±zków przyczyniæ siê do tego, aby dla Jej mi³o¶ci wszystkie dusze zosta³y pozyskane. Serdeczne pozdrowienia i ¿yczenia dla Was wszystkich razem i dla ka¿dego z osobna. Wasz Rajmund Kolbe"[3]. Pod koniec maja spora liczba wiê¼niów Pawiaka zosta³a wpisana na listê wyjazdow± w niewiadomym, dla nich kierunku. Tak opisuje ten moment Jan Jakub Szegidewicz, Tatar osiad³y w Polsce: „Zgromadzono nas na tak zwanym oddziale transportowym, gdzie przebywali¶my ca³± noc w du¿ym nat³oku. Wcze¶nie rano sprowadzono nas bocznymi schodami na dó³. Przy drzwiach wyj¶ciowych kobiety z RGO (Rady G³ównej Opiekuñczej[4]) powrêcza³y nam paczki ¿ywno¶ciowe o wadze ponad 1 kg, sk³adaj±ce siê z boczku, cebuli, cukru, smalcu i ma³ej ilo¶ci chleba. Widzia³em jak o. Kolbe, czyni±c znak krzy¿a, wsiada³ do innej budy-samochodu z u¶miechem na twarzy. Zawieziono nas na Dworzec Gdañski, gdzie znowu w¶ród krzyku i bicia, wpêdzono do wagonów bydlêcych, które, po zape³nieniu lud¼mi, natychmiast zaryglowano"[5] Ta akcja wywiezienia ok. 300 (dok³adnie 304[6]) wiê¼niów z Pawiaka do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz (dzisiejszego O¶wiêcimia) mia³a miejsce w dniu 28 maja. Chocia¿ wszyscy wiê¼niowie byli mocno wystraszeni oraz jechali w bardzo wielkim ¶cisku, to mimo tego „gdy poci±g ruszy³, kto¶ zacz±³ ¶piewaæ pie¶ñ [w³a¶ciwie pie¶ni] do Matki Bo¿ej. Przy³±czyli siê inni wiê¼niowie. Inicjatorem (...) by³ o. Kolbe"[7], który w ten sposób pozwoli³ zapomnieæ nieszczê¶liwym pasa¿erom o ich niedoli. Natomiast przyjazd transportu, w którym znajdowa³ siê o. Kolbe opisa³ inny naoczny ¶wiadek, Ks. Konrad Szweda: „Wieczorem 28 maja [Wed³ug Danuty Czech by³o to dzieñ pó¼niej, czyli 29 maja[8]] 1941 r. przybywa do obozu o¶wiêcimskiego transport wiê¼niów politycznych z Warszawy. Pod siln± eskort± esesmanów wychodz± z bydlêcych wagonów. Szczuci psami i bici kolbami maszeruj± na plac apelowy o¶wiêcimskiej ka¼ni. Przy wywo³ywaniu nazwisk musiano biec wzd³u¿ szpaleru utworzonego przez esesmanów, z których ka¿dy batogiem lub rzemieniem okutym w o³ów bi³ po g³owie i twarzy. [wspomniany wcze¶niej Jan Jakub Szegidewicz w swojej relacji, doda³, ¿e podczas tego biegu wzd³u¿ szpaleru, „esesmani podstawiali nogi, co sprawia³o, ¿e ten, kto siê przewróci³, dostawa³ nadliczbowe bicie. Do liczby tych nieszczê¶liwych nale¿a³ równie¿ o. Kolbe"[9].] Na noc zamkniêto wszystkich w ma³ej ³a¼ni, gdzie z braku powietrza kilku omdlewa. Nastêpnego dnia, po przebraniu ka¿dego w ³achmany ludzk± krwi± zmoczone, kazano ksiê¿om i ¯ydom wyst±piæ z szeregu. ¯ydów zbito i zmasakrowano do nieprzytomno¶ci i wcielono do karnej kompanii, ksiê¿y natomiast przeznaczono do ciê¿kiej pracy"[10]. Zdj. z ks. : F.X. Lesch O.F.M., Le bienheureux Maximilien Kolbe heros d'Auschwitz, Hauteville 1974. Nad bram± wjazdow± obozu wisia³ szyderczy napis „Arbeit macht frei" co znaczy praca czyni wolnym. To oczywiste k³amstwo, by³o parodi± s³ów z Ewangelii ¦wiêtego Jana i poznacie prawdê, a prawda was wyzwoli (J 8,32). Ojcu Maksymilianowi Kolbe nadano numer 16670, który musia³ sam sobie przyszyæ do ubrania otrzymanego po przyje¼dzie, czyli obozowego pasiaka. W Auschwitz tatuowanie numerów na rêkach zaczêto wykonywaæ dopiero na jesieñ 1941 roku. Wszystkich, którzy przybywali do tego obozu, zazwyczaj wita³ zastêpca komendanta SS- Lagerführer Karl Fritzsch, takimi s³owami: „Przyjechali¶cie nie do sanatorium, lecz do niemieckiego obozu koncentracyjnego, z którego istnieje tylko jedno wyj¶cie - przez komin. Je¶li s± w¶ród was ¯ydzi - maj± prawo ¿yæ dwa tygodnie, je¶li s± ksiê¿a - maj± prawo ¿yæ trzy tygodnie, reszta trzy miesi±ce. Je¶li komu¶ siê to nie podoba, mo¿e zaraz i¶æ na druty"[11]. Zdj. z ks.: Ks. dr. Paw³a S. Iliñskiego, B³ogos³awiony Maksymilian Kolbe na tle epoki, Londyn 1975. A to oznacza³o samobójstwo, gdy¿ ca³y obóz by³ ogrodzony s³upami ¿elbetowymi z drutami kolczastymi pod wysokim napiêciem elektrycznym. Niektórzy wiê¼niowie, nie mog±c wytrzymaæ obozowego re¿imu, decydowali siê na taki w³a¶nie krok. Ojciec Kolbe na pocz±tku trafi³ na blok nr 17 i pracowa³ przez kilka dni przy zwo¿eniu ¿wiru i kamieni wykorzystywanych do budowy ogrodzenia obozowego krematorium. Gdy pewnego razu „kapo zauwa¿y³, ¿e [o. Kolbe] rozmawia z jednym ze wspó³towarzyszy niedoli (...) natychmiast wyznaczy³ karê: kaza³ ojcu Maksymilianowi pchaæ taczkê ze ¿wirem i siedz±cym na nim wiê¼niem. Na koniec wymierzy³ obydwu po dziesiêæ kijów"[12]. Nied³ugo po tym, o. Maksymilian przeniesiony zosta³ do bloku 14 A, gdzie trafi³ na oddzia³ „»Krwawego Krotta«, znanego kryminalisty"[13], który pe³ni³ tam funkcjê kapo. W bloku tym przebywa³o oko³o 600 wiê¼niów pogrupowanych w ró¿ne tzw. Arbeitskommanda, czyli kolumny robocze. O. Kolbe przydzielony zosta³ do komanda pracuj±cego przy budowie ogrodzenia wokó³ pastwisk w Babicach, wysiedlonej przez Niemców wioski, niedaleko O¶wiêcimia. Ta grupa wiê¼niów zosta³a nazwana komandem Babice. Pos³uchajmy wspomnieñ kolejnych ¶wiadków, którzy w swych zeznaniach przedstawili dowody prawdziwej i g³êbokiej wiary w zachowaniu o. Kolbego, podczas jego pobytu w obozie koncentracyjnym. Jako pierwszego pos³uchajmy wspomnienia Jerzego Bieleckiego: „Dzi¶, po tylu latach, dok³adnie widzê ci±gle mi towarzysz±c± w pamiêci sylwetkê Ojca Maksymiliana i odczuwam obok siebie jego wielk± osobowo¶æ. Wielko¶æ tê dojrza³em po kilku pierwszych kontaktach z nim, a im wiêcej ich by³o, bardziej ona w moich oczach ros³a, stawa³a siê jaka¶ przemo¿na i sugestywna. Zreszt±, ilekroæ stykam siê z o¶wiêcimskimi kolegami, którzy z nim siê zetknêli, okazuje siê, ¿e i oni nie inaczej go widzieli i nie inaczej go wspominaj±. W tej zgodno¶ci mie¶ci siê chyba prawid³owo¶æ mojej oceny. Pracuj±c przy wydobywaniu ¿wiru z So³y, mogli¶my obserwowaæ komando zapêdzane do wycinania ³oziny z brzegów rzeki. Brodz±c w wodzie, musieli tamci wiê¼niowie szybko - bo w O¶wiêcimiu wszystko musia³o dziaæ siê schnell - ci±æ ³ozê, wi±zaæ j± w wielkie pêki i d¼wigaæ na plecach. Komando to sk³ada³o siê z ludzi z bloku 14, z naszych s±siadów i innych. Którego¶ dnia zauwa¿y³em w komandzie nowego wiê¼nia. Mo¿e bym go nie dostrzeg³, gdyby nie jego zachowanie siê, odmienne od zachowania siê innych i rzucaj±ca siê w oczy zaciek³o¶æ, z jak± go prze¶ladowa³ ich kapo Heinrich Krott. Nowy wiêzieñ nie uchyla³ siê od pracy, nie stara³ siê braæ na plecy mniejszych wi±zek, ale gdy widzia³, ¿e towarzysz jego s³ania³ siê pod ciê¿arem ³ozy, sam objuczony wiêcej ni¿ pozostali, bo kapo o to najwyra¼niej siê stara³, pomaga³, jak potrafi³, trac±cym si³y w d¼wiganiu ich ciê¿aru, a przychwycony na tym przez kapo, z dziwnym spokojem znosi³ jego szykany. (...) Zachowanie siê Hansa (bo takiego imienia u¿ywa³ w obozie) w stosunku do nowego wiê¼nia wskazywa³o, ¿e jego protektorzy ¿ycz± sobie, by Krott nie oszczêdza³ cierpieñ nowej ofierze O¶wiêcimia. Kilkakrotnie na obozowej ulicy otar³em siê o tego nowego wiê¼nia, oznaczonego numerem 16670. By³ szczup³ej i w±t³ej budowy, charakteryzowa³o go lekkie przechylenie g³owy w bok i ruchy, wskazuj±ce na niewielk± sprawno¶æ fizyczn±. Ale to nie wszystko. W tym cz³owieku czu³o siê prawdziwy spokój, który w sobie nosi³ i który z niego promieniowa³. Odnosi³o siê wra¿enie, ¿e to jaki¶ wewnêtrzny olbrzym, maj±cy w sobie bezmiar niepojêtej mocy, pozwalaj±cej mu bez za³amañ przebywaæ w obozowym piekle i innych uzbrajaæ w cudown± si³ê odporno¶ci. Cz³owieka tego, chocia¿by dla jego pe³nych ³agodno¶ci oczu, ¿yczliwo¶ci i owej niepojêtej si³y, nie sposób by³o min±æ bez u¶wiadomienia sobie jego nieprzeciêtno¶ci. Kim by³ i jak siê nazywa³, nie wiedzia³em. (...) Wiêzieñ 16670 prowadzi³ gawêdê. Opowiada³ o Japonii, o Japoñczykach, o pracy polskich franciszkanów w Kraju Kwitn±cej Wi¶ni, o Niepokalanowie i o swoich prze¿yciach i spotykanych ludziach z ró¿nych kontynentów. Poszczególne fragmenty opowiadania by³y w³a¶ciwie czym¶ zwyk³ym, opowiadanym przez utalentowanego narratora. Ale w ca³o¶ci opowiadania zawiera³a siê g³êboka filozoficzna tre¶æ. Wynika³o z niej, ¿e istnieje jaka¶ nienaruszalna trwa³o¶æ dobra, ustanowiona przez Boga, ¿e nie wolno i nie ma potrzeby w±tpiæ w trwa³o¶æ moralnego dobra, które zawsze oka¿e siê zwyciêskie, ¿e przeznaczeniem cz³owieka jest ¶wiadczenie dobra drugiemu cz³owiekowi i wiara w jego dobroæ. Otaczaj±ca nas gehenna jest czym¶ przej¶ciowym i nie mog±cym siê ostaæ po prostu dlatego, ¿e stworzyli j± ludzie wbrew woli Bo¿ej. Nie powinni¶my jednak popadaæ w rozpacz, tylko ufaæ woli Bo¿ej, a ufno¶æ swoj± okazywaæ przez wzajemne wspieranie siê w godzinie ciê¿kiej próby. U³atwi to nam prosta modlitwa do Boga i nasza niezawodna Orêdowniczka, Niepokalana. Porywaj±ca by³a w o. Maksymilianie jego wiara w Boga, cze¶æ dla Niepokalanej i ufno¶æ w dobroæ ludzk±, jak¿e czêsto zagubion± pod chmurami krematoryjnych dymów. Ilekroæ rozchodzili¶my siê z naszych spotkañ na bloku 14, czuli¶my siê o wiele silniejsi, kapo i SS-mani przestawali byæ straszni, czuli¶my siê lepiej ni¿ przedtem, byli¶my wzmocnieni przekonaniem, ¿e krañcowy egoizm nie jest wy³±cznym ¶rodkiem przetrwania czasu pogardy, a obozowy ³achman nie zas³ania³ przed nami ogólnoludzkich warto¶ci. (...) Dobroæ i braterstwo ludzi g³oszone przez Ojca Maksymiliana, by³o ¶wiadczone przez niego na ka¿dym kroku. Widzieli¶my, ¿e oddawa³ s³abszym fizycznie swoje pajdki chleba i swoje porcje zupy, które by³y porêczeniem przetrwania o¶wiêcimskiej mêczarni. (...) By³ dla nas ¼ród³em si³y i by³ nam ci±gle bardzo potrzebny. W tej jego roli, jak wielu innych ludzi, tak i ja najlepiej go pamiêtam i tej jego roli wiele zawdziêczam. Zreszt± nie ja jeden"[14]. Tak jak s³yszeli¶my, komando o. Kolbego pracowa³o przy wycinaniu ³oziny, ale równie¿ przy wyrêbie drzew. Wiê¼niowie znosili wiêc tak¿e ga³êzie, czasami d¼wigaj±c na plecach ciê¿ar kilkudziesiêciokilogramowy. Ks. Józef Kopczewski, który równie¿ by³ w tym czasie obozowym wiê¼niem i pracowa³ razem z o. Maksymilianem, tak to wspomina³: „...wyznaczono nas do komanda Babice odleg³ego od obozu o 4 km. Grodzili¶my p³ot dooko³a pastwiska dla byd³a. Nosili¶my ga³êzie i belki. Marszruta wynosi³a oko³o 0,5 km od miejsca ciêcia. Droga by³a fatalna. Trzeba by³o d¼wigaæ ciê¿ar od 70 do 80 kg po drodze pe³nej wertepów. Pod ciê¿arem przewracali¶my siê. Kapo Krott Heinrich, bandyta z zielonym winklem [To by³ trójk±t (po niemiecku winkel), takimi zielonymi trójk±tami oznaczano w obozie wiê¼niów kryminalnych, winkiel (tak mówiono w gwarze obozowej) by³ naszywany na obozowym pasiaku razem z numerem obozowym i oznacza³ kategoriê wiê¼nia; np. czerwony winkiel, taki nosi³ o. Maksymilian, oznacza³ wiê¼nia politycznego, ró¿owy homoseksualistê, fioletowy ¶wiadka Jehowy itp.[15]] pilnowa³, by z powrotem biegiem - im Laufschritt - wracaæ po faszynê. O. Kolbe pracowa³ w komandzie Babice dwa i pó³ tygodnia. Kapo Krott wzi±³ pod uwagê o. Kolbego i nak³ada³ mu podwójn± porcjê ga³êzi"[16]. Jednego dnia ten kryminalista i zwyrodnialec „postanowi³ wykoñczyæ o. Maksymiliana. Sam mu ³adowa³ na plecy ciê¿kie ga³êzie, potem kaza³ mu z nimi biec do miejsca przeznaczenia. Gdy w pewnym momencie pod ciê¿arem o. Kolbe przewróci³ siê, Krott dopad³ go i zacz±³ kopaæ w brzuch, w twarz i ok³adaæ ciê¿kimi razami. - Robiæ ci siê nie chce trutniu! Ja ci poka¿ê co znaczy praca! - krzycza³ pe³en w¶ciek³o¶ci. O. Maksymilian z trudem podniós³ siê i spojrza³ swoimi spokojnymi oczyma w twarz zbrodniarza. Ten nie móg³ tego znie¶æ. Kaza³ mu po³o¿yæ siê na k³odê drzewa. Nastêpnie jednemu z najsilniejszych wiê¼niów kaza³ wymierzyæ o. Maksymilianowi 50 razów. O. Kolbe zemdla³. Krott rzuci³ go do rowu pe³nego b³ota i przykry³ ga³êziami. - To ju¿ koniec z tym klech±! - pomy¶la³ sobie Krott z ulg±. Okaza³o siê, ¿e to nie by³ koniec. O. Maksymilian ¿y³ jeszcze. Wspó³wiê¼niowie przynie¶li go wieczorem do obozu i umie¶cili w »szpitalu« obozowym. Lekarze-wiê¼niowie orzekli: zapalenie p³uc z ogólnym wycieñczeniem. Warunki w »szpitalu« obozowym by³y potworne. By³o to miejsce nie leczenia, ale agonii. Trzypiêtrowe prycze zajmowane by³y przez dwóch lub trzech chorych. Wszy, roje much, niesamowity fetor - to dodatkowe cierpienia chorych"[17]. Po tak ciê¿kim pobiciu, przebywaj±c w tym tak zwanym »szpitalu« napisa³ o. Kolbe swój jedyny list z o¶wiêcimskiego obozu. By³ to zarazem ostatni list, jaki w swoim ¿yciu napisa³, i co bardzo wymowne by³ to list, który wys³a³ do matki, Marii Kolbe. Oczywi¶cie musia³ go napisaæ po niemiecku: „Meine liebe Mutter Mit einem Transport am Ende des Monats Mai bin ich zu Auschwitzs (O¶wiêcim) Lager gekommen. Bei mir ist alles gut. Sei, liebe Mutter, ruhig über mich und meine Gesundheit, weil der liebe Gott ist in jedem Orte und denkt mit grosser Liebe über Alle und alles. Es wäre gut mir vor meinem noch einem Brief noch nicht zu schreiben, weil ich weiss nicht, wie lange ich hier bleiben werde. Mit herzlichen Grüssen und Küssen Kolbe Rajmund"[18]. Co w polskim t³umaczeniu brzmia³o tak: „Moja kochana Mamo Pod koniec miesi±ca maja przyjecha³em z transportem do obozu w O¶wiêcimiu. U mnie jest wszystko dobrze. Kochana Mamo b±d¼ spokojna o mnie i o moje zdrowie, gdy¿ dobry Bóg jest na ka¿dym miejscu i z wielk± mi³o¶ci± pamiêta o wszystkich i o wszystkim. By³oby dobrze przed moim nastêpnym listem nie pisaæ do mnie, poniewa¿ nie wiem, jak d³ugo tu pozostanê. Z serdecznymi pozdrowieniami i poca³unkami Kolbe Rajmund"[19]. Wiêkszo¶æ swoich listów pisanych do matki przed i na pocz±tku drugiej wojny ¶wiatowej, o. Maksymilian koñczy³ pro¶b± o modlitwê i zwrotem zawsze kochaj±cy lub wdziêczny syn . Ale ju¿ list ze stycznia 1941 roku zakoñczy³, po zwyczajowej pro¶bie o modlitwê, zwrotem Z synowskim u¶ciskiem. Natomiast ten ostatni, jak mo¿emy zauwa¿yæ zakoñczy³ poca³unkami. Andre Frosard tak o zakoñczeniu tego listu napisa³: „Zawsze okazywa³ [o. Maksymilian], jak by to powiedzieæ, pe³ne szacunku przywi±zanie do matki. W tysi±cach listów, które przejrza³em ani razu chyba nie przes³a³ uca³owañ. Matka Kolbego umrze rok po wojnie ze wspomnieniem tej czu³o¶ci i spokojn± pewno¶ci±, ¿e da³a ¶wiatu i Ko¶cio³owi ¶wiadka mi³o¶ci"[20]. Kolejnym ¶wiadkiem, którego ¶wiadectwo o zachowaniu siê o. Maksymiliana w obozie za chwilê us³yszymy, by³ Tadeusz Pietrzykowski, ¶wietny bokser, który u¿ywa³ pseudonimu Teddy: „»zauwa¿y³em po drugiej stronie drogi wiê¼niów z komanda grodz±cego pastwisko. Tam w³a¶nie jeden z Vorarbeiterów [pomocnik obozowego kapo] znêca³ siê nad jakim¶ wiê¼niem, który czo³ga³ siê na czworakach, a Vorarbeiter kopa³ go z ca³ych si³. Ogl±dana scena oburzy³a mnie i postanowi³em daæ nauczkê Vorarbeiterowi. Zwróci³em siê wiêc do pilnuj±cego mnie Kommando- fuhrera, mówi±c, ¿e boksujê i chcia³bym sobie potrenowaæ z Vorarbeiterem, który bi³ wiê¼nia. SS-man zgodzi³ siê na to, podszed³ do swoich kamratów z SS pilnuj±cych wiê¼niów grodz±cych pastwisko, którzy te¿ wyrazili na to zgodê. Spodziewali siê dobrej zabawy (...). Maj±c zgodê SS-manów, podszed³em do Vorarbeitera, pytaj±c go za co bije wiê¼nia. Vorarbeiter odburkn±³ obra¼liwie: zamknij pysk, ty durny Polaczku. Nie by³em mu d³u¿ny i w ostrych s³owach kaza³em, aby zostawi³ w spokoju swoj± ofiarê. Wówczas o¶wiadczy³: chcesz i ty dostaæ? Przytakn±³em (...). Vorarbeiter doskoczy³ do mnie. Uderzy³em go wówczas raz, za drugim ciosem upad³ na ziemiê. SS-mani zaczêli biæ brawa, a zdumieni wiê¼niowie z dalsza, oniemieli, ogl±dali niezrozumia³± dla nich scenê. Po chwili Vorarbeiter wsta³, znów doskoczy³ do mnie, wiêc po kolejnym moim ciosie upad³. Zapyta³em wówczas: Chcesz, ¿eby ciebie zawieziono do krematorium? Nie wiem, jakby na tym spotkaniu wyszed³ Vorarbeiter (zabiera³em siê do sprawienia mu solidnego lania), gdyby nie interwencja ofiary Vorarbeitera. Nagle z³apa³ mnie kto¶ za rêkê, mówi±c: nie bij, synu, bracie, nie bij, synu! Prosz±cy mia³ na nosie okulary w drucianej oprawie, z których jedno ramiê zastêpowa³ kawa³ek sznurka. Z natury jestem porywczy (wiêc pierwsz± my¶l± by³o stwierdzenie: jaki ja tam twój syn) i g³o¶no powiedzia³em: odczep siê, odczep siê, je¶li nie chcesz ty dostaæ (...). Prosz±cy jednak nie ustêpowa³, upad³ przede mn± na kolana i chwytaj±c za rêce, b³aga³: nie bij, synu, nie bij. Za¶mia³em siê z niego, stwierdzaj±c: co lepiej, aby on ciebie bi³? Tego prosz±cego wiê¼nia widzia³em wówczas po raz pierwszy w ¿yciu. Jego twarz by³a jaka¶ nienormalna: ³agodna, dziwnie spokojna. Nie wiedzia³em, co powiedzieæ. Zabrak³o mi jêzyka w ustach. W koñcu machn±³em rêk± i odszed³em«. Jak widaæ, ksi±dz Maksymilian o ma³o co sam nie narazi³ siê porywczemu Teddyemu. Pod wieczór ksi±dz Jan Marsza³ek, który tak¿e przyby³ do KL Auschwitz w pierwszym transporcie, wyja¶ni³ Tadeuszowi, kim by³ ów wiêzieñ, w którego obronie stan±³: »Powróciwszy do obozu, raz jeszcze w tym dniu spotka³em Tego Cz³owieka wracaj±cego, razem z J. Marsza³kiem, z Rewiru, z za³o¿onymi ju¿ opatrunkami. Ks. J. Marsza³ek, pracownik komanda szewców, jeden z najszlachetniejszych kolegów - by³ wszêdzie, gdzie dzia³a siê krzywda. Tote¿ nie zdziwi³em siê, gdy spotka³em ich razem. Podszed³em, jak bardzo boli ksiêdza, zapyta³em? Odpowiedzia³ - ich, synu, to bardziej boli ni¿ mnie. I patrzy³ takimi oczami, jak wtedy na polu. Zacz±³em siê gubiæ, chcia³em o co¶ zapytaæ, powiedzieæ, a tu zapomnia³em jêzyka i sta³em jak urzeczony. Wtedy to J.M. odezwa³ siê - wiesz, Teddy, kogo broni³e¶, to Ojciec Maksymilian z Niepokalanowa, a do Niego - Ojcze, to Tadeusz - stary wiêzieñ, 1-wszy tarnowski, nie bójmy siê o niego, da sobie radê. Kiedy tak sta³em bez s³owa, patrz±c na nich, ks. J.M. - mo¿e co¶ chcesz - powiedz? Tak, niech mnie Ojciec pob³ogos³awi, powiedzia³em opu¶ciwszy g³owê. Co siê ze mn± potem dzia³o, nie pamiêtam, ale co¶ bardzo dziwnego, niewyt³umaczalnego - czego do dzi¶ nie umiem zrozumieæ. Na filozofowanie w obozie nie by³o czasu«. Z ojcem Maksymilianem spotyka³ siê, wraz z innymi wiê¼niami, w alejce Brzozowej, tak zwanej Birkenallee. Kolbe poucza³ Pietrzykowskiego, aby ten Bogu pozostawi³ wymierzanie sprawiedliwo¶ci, a tak¿e opowiada³ wszystkim wspó³wiê¼niom o swoich misjach w Japonii. Tadeusz s³ucha³ z ¿ywym zainteresowaniem. Pyta³ ojca Kolbe, jak Japoñczycy wyobra¿aj± sobie Matkê Bo¿±. Wspomina³, ¿e to w³a¶nie szczególny kult Matki Bo¿ej, której by³ ho³downikiem od dzieciñstwa, zbli¿y³ go jeszcze bardziej do ksiêdza Kolbe, w którym pozna³ »jej bezgranicznego czciciela«"[21]. Kilka dni pó¼niej Teddy podarowa³ ojcu Kolbe kawa³ek chleba, który jeden z wiê¼niów ukrad³ ksiêdzu. Teddy chcia³ natychmiast wymierzyæ sprawiedliwo¶æ temu cz³owiekowi, ale o. Maksymilian powstrzyma³ go przed tym. Powiedzia³, „¿e widocznie jemu ten chleb by³ bardziej potrzebny i dlatego go ukrad³"[22]. Kiedy o. Maksymilian przebywa³ w »szpitalu« po ciê¿kim pobiciu przez kapo Heinricha Krotta, Tadeusz Pietrzykowski odwiedzi³ go w nim. Tak w latach sze¶ædziesi±tych dwudziestego wieku zeznawa³ o tej wizycie: „Poszed³em tam, a¿eby go [o. Kolbego] odwiedziæ i jednocze¶nie zapewniæ, ¿e siê porachujê z tym sadyst±, który tak straszliwie skrzywdzi³ mego ukochanego ojca. (...) Niestety, na kategoryczne ¿±danie ks. Maksymiliana, abym pozostawi³ go w spokoju, gdy¿ wszystko jest w rêku Boga, musia³em na razie pozostawiæ go w spokoju. Nie trwa³o to jednak d³ugo. Przy najbli¿szej okazji stoczy³em z owym kapem bójkê i przez to pom¶ci³em siê za pobicie ks. Kolbego. (...) Nastêpnego dnia poszed³em do ks. Maksymiliana, a¿eby mu o tym powiedzieæ. Ale zamiast spodziewanej pochwa³y otrzyma³em naganê: »Je¿eli chcesz przychodziæ do mnie, musisz opanowaæ swój wybuchowy charakter«"[23]. Pietrzykowski, jeszcze po wielu latach twierdzi³, ¿e rady i wskazówki otrzymane od o. Kolbego by³y dla jego niespokojnej i porywczej natury, prawdziwym i skutecznym lekiem na ca³e jego dalsze ¿ycie. Inny ¶wiadek opowiada³ o tym, ¿e w czasie pobytu o. Maksymiliana w obozie gromadzili siê wokó³ niego, praktycznie nieustannie, ró¿ni wiê¼niowie: „Dostaæ siê do Kolbego na rozmowê sprawia³o wielk± trudno¶æ - tak by³ otoczony lud¼mi (wiê¼niami), którzy chcieli zamieniæ z nim choæ parê s³ów i nie zawsze siê im to udawa³o.(...) ¯aden z wiê¼niów o¶wiêcimskich nie odwa¿y³ siê odezwaæ do o. Kolbego „per ty", co by³o powszechnie u¿ywanym i nakazanym przez Niemców, jak tylko: „proszê ojca". Do innych ksiê¿y mówili¶my „per ty" - a do niego odzywali¶my siê zawsze „proszê ojca". O. Kolbe udziela³ nam zawsze dobrych rad i podnosi³ nas na duchu. Mnie siê uda³o tylko jeden raz podej¶æ do o. Kolbego, bo by³ sam zatopiony w modlitwie i rozmy¶laniu, i prosiæ go o spowied¼ ¶wiêt±. Powiedzia³: »Czy jeste¶ dobrze przygotowany?«. Odpowiedzia³em, ¿e siê nie przygotowa³em. Przypominam sobie, jak odpowiedzia³: »To innym razem, jak bêdziesz dobrze przygotowany«. Ju¿ pó¼niej nie by³em u spowiedzi u o. Kolbego, bo zaszed³ wypadek ucieczki wiê¼nia z obozu, wybiórki na ¶mieræ dziesiêciu wiê¼niów i zg³oszenie siê o. Kolbego za Gajowniczka na ¶mieræ g³odow±. Koledzy go tak czcili w obozie i chcieli, ¿eby przetrwa³ obóz, to mu przynosili chocia¿ skórki z chleba. Nie korzysta³ z tego nigdy i mówi³: »Dajcie innym potrzebuj±cym«, chocia¿ sam mia³ wygl±d muzu³mana (tzn. kompletnie wykoñczonego wiê¼nia). (...) Zawsze by³ otoczony grup± wiê¼niów: rozmaitych dziennikarzy, ludzi wielkich umys³owo - aresztowanych przez Niemców (redaktor Popiel z Ilustrowanego Kuriera Codziennego, ksi±¿ê Czetwertyñski, Jan Mosdorf, redaktor Prosto z Mostu, i inni). Mnie trudno by³o dostaæ siê do o. Kolbego, bo zawsze z kim¶ rozmawia³. Ludzie uwa¿ali sobie za zaszczyt, ¿e mogli z nim chocia¿ w obozie rozmawiaæ. Dla wszystkich by³ bardzo przychylny i uprzejmy"[24]. Cytowany ju¿ wcze¶niej, ks. Konrad Szweda wspó³wiêzieñ obozowy i wspó³brat w kap³añstwie o. Maksymiliana, tak opisa³ jego ostatnie kazanie: „Czciciel Niepokalanej. O. Kolbe odznacza³ siê g³êbok± czci± do Niepokalanej. Cze¶æ Niepokalanej by³a form± kszta³tuj±c± jego ¿ycie, by³a motorem jego czynów i my¶li. Tego ognia mi³o¶ci Maryi, ja¶niej±cego w jego sercu, o. Kolbe nie chowa³ pod korzec, ale ¶wieci³ nim innym. Jak dziwn± wymowê mia³o ostatnie jego kazanie wyg³oszone w O¶wiêcimiu. By³a niedziela. Popo³udnie. Jedyna wolna chwila w obozie, by siê umyæ, obraæ z wszy. S³oñce piecze skwarem. Gdziekolwiek spojrzysz, pod brudnymi barakami siedz± na ziemi wiê¼niowie - s³aba imitacja ludzi - ko¶ciotrupy, obdarci z cech cz³owieka, iskaj± wszy, szmatami zawi±zuj± ciekn±ce rany. Widok ten przypomina sceny z obozu trêdowatych. Pod 15 blokiem w¶ród kamieni i rupieci skupia siê gromadka wiê¼niów przykucniêta do ziemi. W¶ród nich o. Kolbe, zbity, o posiniaczonej twarzy, wyg³asza kazanie. Ambon± by³a taczka z kamieniami, sutann± i stu³± zawieszone ³achmany wiê¼nia. Rys. Mieczys³aw Ko¶cielniak, by³y wiêzieñ KL Auschwitz. Zdl z ks.: F.X. Lesch O.F.M., Le bienheureux Maximilien Kolbe heros d'Auschwitz, Hauteville 1974. Ale s³owa, które p³ynê³y na kszta³t miecza obosiecznego, przebija³y serca. Obejmuje nas swym bystrym wzrokiem, poch³ania uwagê, ow³ada my¶li. Mówi na temat: »Niepokalana w stosunku do osób Trójcy ¦wiêtej«. W g³ównych konturach przypomina mi siê tok jego my¶li: Niepokalana - mówi³ o. Maksymilian - przez poczêcie i zrodzenie Syna Bo¿ego wesz³a w duchowe pokrewieñstwo z osobami Trójcy ¦wiêtej. W stosunku do Ojca jest dzieckiem Jego. Pierworodn± i jednorodzon± córk± Boga. Wszyscy sprawiedliwi s± dzieæmi Bo¿ymi przez ³askê, ale Niepokalana z innego tytu³u i w wy¿szym stopniu. W stosunku do Syna Bo¿ego jest Ona jego prawdziw± Matk±. Dogmat o unii hipostatycznej mówi, ¿e ludzka natura Jezusa Chrystusa od pierwszego momentu poczêcia z³±czona by³a z Bosk± Osob± i bez niej nie mog³a istnieæ. Maryja, wiêc porodzi³a Boga-Cz³owieka. To godno¶æ nieskoñczona, która przewy¿sza wszystkie stworzenia w niebie i na ziemi. Ze wzglêdu na macierzyñstwo Maryja ma pe³no¶æ ³ask, obdarzona jest wszystkimi przywilejami, bierze czynny udzia³ w dziele odkupienia, a w konsekwencji rozdaje wszystkie ³aski, staj±c siê dla wszystkich Po¶redniczk±. W stosunku do Ducha ¦wiêtego jest Jego Oblubienic±, bo poczê³a za Jego spraw±. Tak nazywali ju¿ J± teolodzy wieków ¶rednich. Maryja da³a równie¿ Synowi Jego cia³o mistyczne z cz³onkami, którymi my jeste¶my. Jest wiêc prawdziw± Matk± nasz±, a my Jej dzieæmi. Czy¿ podobna, by Matka opu¶ci³a swe dzieci w cierpieniu i nieszczê¶ciu? Czy¿ podobna, by Matka nie otacza³a specjaln± opiek± kap³anów? W promiennej wizji jawi siê czêsto w¶ród nas, s±cz±c s³odk± jak miód pociechê: »Wytrwaj do koñca, bo dzieñ zmi³owania Pañskiego bliskim jest«. S³owa te mia³y jak±¶ orze¼wiaj±c± si³ê. Wszystkich ow³adnê³y jakie¶ dziwne my¶li i uczucia. O. Kolbe potrafi³ jakby »do prawd Ducha mowê Ducha przystosowaæ«. O. Kolbe umia³ to gorzkie cierpienie przez mi³o¶æ przetworzyæ w twórcze i tryskaj±ce ¿yciem ¼ród³o si³y duchowej, które nas podtrzymywa³o. To by³o wyp³ywem jego g³êbi ducha. »O. Kolbe to g³êboki teolog i znawca nauki katolickiej« - powiedzia³ ks. Zygmunt Ruszczak z Warszawy. Ks. Kilian z O³tarzewa doda³: »Trzeba tak umieæ kochaæ Maryjê, jak On, by w ten sposób o Niej mówiæ«. Zagonami wieczornego zmierzchu pokrywa³o siê b³êkitne niebo, a zachodz±ce s³oñce zostawia³o ostatnie ¶wietlane smugi, gdy rozchodzili¶my siê na bloki. Wracali¶my inni, podniesieni na duchu, ¿yj±cy innym ¿yciem. Kazanie o. Kolbego wywar³o na nas g³êbokie wra¿enie i pozostanie na zawsze niezatartym wspomnieniem... D³ugo mówili¶my o tre¶ci tego kazania... O Niepokalanej o. Kolbe mówi³ z pewnym fanatyzmem, z prawdziw± znajomo¶ci±, przy ka¿dej sposobno¶ci, przy pracy, w szpitalu, w bunkrze..."[25]. Pod koniec lipca 1941 roku z bloku 14 w którym przebywa³ o. Maksymilian Kolbe podczas prac w polu, uciek³ wiêzieñ, Zygmunt Pilawski[26], którego Niemcom nie uda³o siê odnale¼æ. Zastêpc± komendanta obozu by³ w tym czasie SS - Hauptsturmführer Karl Fritzsch. To on, podczas nieobecno¶ci komendanta tego obozu, Rudolfa Hössa [nie myliæ z Rudolfem Heßem, który by³ bliskim wspó³pracownikiem Hitlera], jako pierwszy zastosowa³ Cyklon B do masowego mordowania wiê¼niów. A jego przybocznym, czyli tak zwanym Rapportführerem by³ wówczas Gerhard Palitzsch. Nieprawdopodobnie krwawy morderca, który przyby³ do Auschwitz 20 maja 1940 roku z grup± „30 wiê¼niów przestêpców kryminalnych (Berufsverbrecher - BV) narodowo¶ci niemieckiej, wybranych na ¿±danie Hössa spo¶ród wiê¼niów obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. (...) Przeznaczono ich na wiê¼niów funkcyjnych, którzy stanowili przed³u¿enie w³adz obozowych SS i sprawowali bezpo¶redni nadzór nad wiê¼niami w obozie i w dru¿ynach (komandach) roboczych. Kryminalni wiê¼niowie funkcyjni uto¿samiali sw± postawê z postaw± esesmanów, która prowadzi³a do wyzbycia siê wszelkich skrupu³ów moralnych wobec podleg³ych wiê¼niów"[27]. To byli w³a¶nie ci, którzy nosili zielone winkle. Palitzsch by³ „odpowiedzialny za przeprowadzanie egzekucji przez rozstrzelanie pod ¦cian± ¦mierci na dziedziñcu bloku nr 11. Maltretowa³ wiê¼niów bez powodu. Liczbê jego ofiar oblicza siê w tysi±cach. By³ obecny przy ka¿dej egzekucji. Wielokrotnie dopuszcza³ siê tak¿e gwa³tów na wiê¼niarkach. W swoich wspomnieniach komendant Auschwitz Rudolf Höß tak opisywa³ Gerharda Palitzscha: »Obojêtny i opanowany, bez po¶piechu i z nieporuszon± twarz± wykonywa³ swoje okropne dzie³o. W czasie jego s³u¿by przy komorach gazowych mia³ zawsze nieruchom± twarz. By³ prawdopodobnie tak zahartowany psychicznie, i¿ móg³ bez przerwy zabijaæ, o niczym nie my¶l±c (...) Szed³ on dos³ownie po trupach, by zaspokoiæ swoj± ¿±dzê w³adzy«"[28]. Jak bardzo bezdusznym zbrodniarzem by³ Gerhard Palitzsch niech ¶wiadczy opis jednej z jego egzekucji, który zamie¶ci³ w swojej ksi±¿ce, cytowany ju¿ wcze¶niej o. W³adys³aw Kluz: „Pewnego dnia Rapportführer Palitzsch ustawi³ pod ¶cian± ¶mierci ca³± rodzinê. Mê¿czyzna trzyma³ za r±czkê siedmioletnie dziecko znajduj±ce siê z lewej strony. Drugie czteroletnie dziecko sta³o po¶rodku rodziców, którzy trzymali je za rêce. Najm³odsze dziecko matka tuli³a do piersi. Palitzsch najpierw strzeli³ w g³ówkê niemowlêcia. Strza³ w potylicê rozsadzi³ czaszkê, powoduj±c ogromne krwawienie. Niemowlê zaszamota³o siê jak ryba, lecz matka jeszcze mocniej przytuli³a je do siebie. Palitzsch strzeli³ nastêpnie do dziecka stoj±cego w ¶rodku. Matka i ojciec nadal stali nieruchomo jak kamienne pos±gi. Pó¼niej szamota³ siê z najstarszym dzieckiem, które nie pozwoli³o siê zastrzeliæ. Przewróci³ je na ziemiê i stoj±c dziecku na plecach strzeli³ mu w ty³ g³owy. Wreszcie zastrzeli³ kobietê i na samym koñcu mê¿czyznê"[29]. Po ucieczce Zygmunta Pilawskiego ca³y blok 14, a wiêc oko³o sze¶ciuset wiê¼niów, pogrupowanych „w szeregach po sze¶ædziesiêciu - w pierwszym rzêdzie najni¿si i tak dalej"[30] zosta³ postawiony na placu w pozycji na baczno¶æ. Pos³uchajmy bardzo dok³adnego opisu ca³ej sytuacji, jaka mia³a miejsce po ucieczce tego jednego wiê¼nia a któr± przedstawi³ jeden ze ¶wiadków tego wydarzenia, zmar³y w 2006 roku Micha³ Micherdziñski: „we wtorek 29 lipca 1941 roku, oko³o godziny 13.00, tu¿ po apelu po³udniowym, zawy³a syrena obozowa. Ponad 100 decybeli nios³o siê po obozie. W brygadach roboczych wiê¼niowie w pocie czo³a spe³niali swoje obowi±zki. Wycie syren oznacza³o alarm, a z kolei alarm oznacza³, ¿e w jednej z brygad zabrak³o wiê¼nia. Esesmani natychmiast przerwali pracê i zaczê³o siê konwojowanie wiê¼niów do obozu na apel, aby sprawdziæ stan liczbowy. Dla nas, którzy pracowali¶my przy budowie pobliskiej fabryki gumy, oznacza³o do siedmiokilometrowy marsz do obozu. Byli¶my popêdzani, ¿eby i¶æ prêdzej. Apel wykaza³ rzecz tragiczn±: na naszym bloku 14a brakowa³o wiê¼nia. Kiedy mówiê »na naszym« bloku, mam na my¶li o. Maksymiliana, Franciszka Gajowniczka, mnie i innych. By³a to wiadomo¶æ przera¿aj±ca. Zwolniono wszystkich pozosta³ych wiê¼niów, pozwolono im pój¶æ na bloki, a nam og³oszono karê - stanie na baczno¶æ bez czapek, dzieñ i noc, o g³odzie. Noc by³a bardzo zimna. Kiedy esesmani mieli zmianê warty, kulili¶my siê do siebie metod± pszczo³y: stoj±cy na zewn±trz ogrzewali tych w ¶rodku, a potem by³a zmiana. Wielu starszych nie wytrzyma³o mordêgi stania w nocy i na zimnie. Oczekiwali¶my, ¿e choæ trochê ogrzeje nas s³oñce. Ale spodziewali¶my siê tak¿e najgorszego. Rano oficer niemiecki wykrzycza³ w naszym kierunku: »Poniewa¿ z waszego bloku uciek³ wiêzieñ, a wy nie dopilnowali¶cie tego i nie przeszkodzili¶cie temu, dlatego dziesiêciu z was umrze ¶mierci± g³odow±, a¿eby pozostali zapamiêtali, ¿e nawet najmniejsza próba ucieczki nie bêdzie tolerowana«. Zacz±³ selekcjê. Ca³a grupa posz³a na pocz±tek pierwszego szeregu, na przedzie dwa kroki przed nami sta³ niemiecki kapitan. Patrzy³ w oczy jak sêp, mierzy³ ka¿dego i co chwilê podnosi³ praw± rêkê i mówi³: - »Du!«, czyli »ty«. To »du!« oznacza³o, ¿e to ty umrzesz ¶mierci± g³odow±. I szed³ dalej. Esesmani wywlekali biedaka z szeregu, zapisywali numer i odstawiali pod stra¿± na boku. - »Du!« - brzmia³o jak uderzenie m³ota w pust± skrzyniê. Ka¿dy ba³ siê, ¿e za chwilê palec mo¿e pokazaæ na niego. Przegl±dniêty szereg szed³ kilka kroków naprzód, tak ¿e miêdzy szeregiem przegl±dniêtym a szeregiem do przegl±du powsta³o co¶ w rodzaju korytarzy, wolnych pasów o szeroko¶ci 3-4 metrów. W ten korytarz wchodzili esesmani i znowu pada³y s³owa: - »Du! du!«. Serca wali³y nam jak m³otem. W g³owie szum, krew pulsowa³a na skroniach, zdawa³o siê nam, ¿e krew wyskoczy nosami, uszami i oczami. Co¶ tragicznego. [1] ¦w. Maksymilian Maria Kolbe, Pisma...(I), s. 1103. [2] Maria Winowska, Szaleniec Niepokalanej..., s. 131. [3] ¦w. Maksymilian Maria Kolbe, Pisma...(I), s. 1101-1102. [4] By³a to polska organizacja charytatywna, dzia³aj±ca za zgod± w³adz niemieckich. [5] Widzia³em cz³owieka niezwyk³ego ¶wiadectwa wiê¼niów Auschwitz o ¶w. Maksymilianie, oprac. O. Robert Maria Stachowiak OFMConv, Niepokalanów 2021, s. 163. [6] Danuta Czech, Kalendarz wydarzeñ w KL Auschwitz, O¶wiêcim-Brzezinka 1992 r., s. 64. [7] Brat Juwentyn L. M³odo¿eniec, Zna³em o. Maksymiliana Kolbe cz³owieka, który ¿ycie odda³ za drugiego, Santa Severa - Rzym 1977, s. 78. [8] Danuta Czech, Kalendarz wydarzeñ..., s. 64. [9] Widzia³em cz³owieka..., oprac. O. Robert Maria Stachowiak OFMConv, s. 164. [10] Czes³aw Ryszka, Wiara i ofiara..., s. 229. [11] Tam¿e, s. 230. [12] Philippe Maxence, Maksymilian Kolbe. Kap³an, dziennikarz, mêczennik (1894-1941), Warszawa 2013, s. 235-236. [13] https://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/08-14a.php3 [14] o. Leon Dyczewski OFMConv, ¦wiêty Maksymilian..., s.258-261. [15] Oprac na podst. https://pl.wikipedia.org/wiki/Winkiel_(gwara_obozowa) [16] Widzia³em cz³owieka..., oprac. O. Robert Maria Stachowiak OFMConv, s. 88-89. [17] O. W³adys³aw Kluz OCD, 47 lat ¿ycia, Niepokalanów 1989, s. 167. [18] ¦w. Maksymilian Maria Kolbe, Pisma...(I), s. 1102. [19] Tam¿e, s. 1103. [20] Andre Frosard, Pamiêtajcie o mi³o¶ci Mêczeñstwo Maksymiliana Kolbego, Warszawa 2015, s. 251. [21] Marta Bogacka, Bokser z Auschwitz losy Tadeusza Pietrzykowskiego, Warszawa 2021, s. 96-97. [22] Tam¿e, s. 98. [23] Widzia³em cz³owieka..., oprac. O. Robert Maria Stachowiak OFMConv, s. 115-116. [24] Tam¿e, s. 85-87. [25] Tam¿e, s. 182-184. [26] Danuta Czech, Kalendarz wydarzeñ..., s. 76. Tam „pisze pod dat± 29 lipca 1941: »Po po³udniu uciek³ z KL Auschwitz Polak, Zygmunt Pilawski (nr 14 156). Telegram powiadamiaj±cy wszystkie zainteresowane placówki o ucieczce wiê¼nia podpisa³ w zastêpstwie nieobecnego komendanta Hössa kierownik obozu Fritzsch«. Chocia¿ ucieczka z obozu powiod³a siê, wiemy, i¿ Zygmunt Pilawski nied³ugo cieszy³ siê wolno¶ci±. Ze wspomnianej publikacji dowiadujemy siê, ¿e zosta³ on znowu aresztowany, a zapis z dnia 25 czerwca 1942 roku [Danuta Czech, Kalendarz wydarzeñ...s. 190] pokazuje smutn± historiê tego cz³owieka: »Zosta³ dostarczony ponownie do obozu i osadzony w bunkrze 11. bloku Zygmunt Pilawski (nr 14 156), który zbieg³ z obozu 29 lipca 1941. Rozstrzelano go 31 lipca 1942 roku«. Zosta³ zamordowany dok³adnie rok po swojej ucieczce". ¬ród³o: https://rycerzniepokalanej.pl/artykuly/tylko-milosc-jest-sila-tworcza/ [27] Danuta Czech, Kalendarz wydarzeñ..., s. 12. [28] https://e-historia.edu.pl/main/articles/show/article:Tych-krzykow-przerazenia-nigdy-nie-zapomne---strach-w-obozie-183/ [29] O. W³adys³aw Kluz OCD, 47 lat..., s. 198. [30] Andre Frosard, Pamiêtajcie o mi³o¶ci..., s. 258. Powrót |