Święty Józef Bilczewski Cz. IV Zdj. z książki: Nieznana korespondencja Arcybiskupów Metropolitów lwowskich Józefa Bilczewskiego z Andrzejem Szeptyckim w czasie wojny polsko-ukraińskiej 1918-1919, oprac. Józef Wołczański, Lwów-Kraków 1997. Ksiądz Józef Bilczewski w czasie swojej posługi jako Arcybiskup i Metropolita Lwowa zwracał się w swoich listach pasterskich czy też odezwach wprost do wiernych lub wprost do duchowieństwa. Czasami jednak, tak jak w cytowanym wyżej liście, kierował swoje pismo do duchowieństwa i wiernych „równocześnie, jednakże jego eklezjologia jawi się w sposób jasny i przejrzysty szczególnie w nauczaniu do duchowieństwa : listy pasterskie (45, w tym 6 bezpośrednio do duchowieństwa), odezwy (41, w tym 15 do duchowieństwa wprost) oraz kazania i mowy okolicznościowe (28). Nawet tylko wstępna analiza tekstów pozwala stwierdzić, że św. Józef Bilczewski nie wprowadza jedynie jakichś pochodzących z Pisma Świętego podpórek do przekazywanej teologii, lecz cały charakter pasterskich pism ma fundament wprost ewangeliczny. Nauczanie Arcybiskupa pełne jest biblijnych odniesień, choćby w rodzaju przywoływanych obrazów: osieroconej owczarni, winnej latorośli czy nieprzyjaciela zakradającego się do owczarni"[1]. Jak widzimy Święty Józef Bilczewski był bardzo aktywnym biskupem, dbał zarówno tak o swoich kapłanów, jak i o swoich wiernych. Nie jesteśmy tu w stanie omówić, nawet w skrócie, tych wszystkich listów, kazań czy odezw, które on napisał w czasie swojej posługi Arcybiskupiej. Ale, aby poznać sposób jego nauczania oraz ciekawy a jednocześnie prosty i jasny styl zwracania się do odbiorców, przybliżymy bardziej szczegółowo właśnie ten, O Kościele Chrystusowym, który już zaczęliśmy omawiać i może pobieżnie kilka innych. List ten cały jest wart poznania, gdyż wspaniale przybliża nam znajomość Kościoła katolickiego, Jego naukę oraz udowadnia wyjątkowość tego Kościoła. A jeden z rozdziałów tego listu nazywa się i mówi wyraźnie, że poza Kościołem katolickim nie ma zbawienia. Na początku tego listu abp Bilczewski wyjaśnił wiernym jaki jest cel naszego życia na ziemi. Napisał to tak: „Istnienie i zadanie człowieka nie kończy się na tym świecie. Nie jest jego jedynym celem być szczęśliwym obywatelem tylko tej ziemi. Wprawdzie niektórzy tak utrzymują. Inni jednak, idąc za głosem rozumu i za pragnieniem swojego serca, powiadają, że nie, i dodają: »Dzięki Bogu, że nie«, bo gdyby doczesność była nam ostatecznym kresem, to życie nasze, życie ludzkości byłoby najstraszniejszą zagadką. Ludzkości celem najwyższym i ostatecznym jest życie wieczne w niebie. Życie ziemskie służy tylko za przygotowanie do drugiego - ostatecznego celu"[2]. W innym, parę lat później napisanym liście, znalazła się taka jeszcze myśl, że „sierotą największym jest człowiek, który stracił swój cel ostateczny...Boga"[3]. Po tym określeniu celu człowieka, w taki sposób rozpoczął pierwszą część tego listu pasterskiego: „Jest, bracia moi serdeczni, pewna prawda zasadnicza, którą wciąż musimy mieć przed oczyma, jeśli mamy zrozumieć całokształt wiary chrześcijańskiej, a choćby jeden jej artykuł - a więc także naukę o Kościele. Głosi ona zaś, że chociaż Pan Bóg nas nie potrzebuje, chociaż równie szczęśliwym jest, czy Go kochamy, czy nie kochamy, jednak pragnie naszej miłości, jak gdyby to od niej zależało całe Jego szczęście. Dlaczego? Bo jest nieskończenie dobry i wie, że dla nas nie ma pełnej szczęśliwości jeno tylko w kochaniu Jego, który jest źródłem wszelkiej prawdy, wszelkiego piękna i wszelkiego dobra. Słowem postawił Bóg człowiekowi cel, nad który nie masz wyższego, to jest: samego Siebie. Poznać Boga, kochać Boga żyć z Jego życia, spocząć na jego sercu nie jak sługa, ale jak dziecię i przyjaciel - to jest ostateczne przeznaczenie ludzkości, to jej niebo, to jej wieczność błogosławiona. I nic nie mniejszego, niż Bóg, duszy ludzkiej zadowolić nie jest w stanie. Do tego zjednoczenia z Bogiem, w niebie nikt jednak dojść nie może, kto już tu na Ziemi nie zaczął wspólnego życia z Bogiem. A, że człowiek do życia Bożego, czyli nadprzyrodzonego własnymi siłami, dźwignąć się nie jest stanie, jak roślina nie zdolna wynieść się do życia zwierzęcia, a zwierzę do rozumowego życia ludzkiego, więc Bóg sam dał duszom pierwszych rodziców zdolność i siłę, jakiej z natury nie mieli, czyli udzielił im łaski poświęcającej, która uczyniła ich uczestnikami Bożej natury"[4]. I dalej tak napisał: „Posyłał proroków, aby człowiekowi wciąż przypominali wielką jego godność i przeznaczenie w niebie. Wreszcie sam Syn Boży stał się dla nas człowiekiem. Chodził od miasta do miasta, od wsi do wsi, oświecał, uzupełniał naukę proroków, odpuszczał grzechy, uświęcał, głosił, że przyszedł zbawić wszystko, co przez grzech było zginęło. Ale żył w postaci ludzkiej tylko lat trzydzieści kilka na ziemi. Osobiście zajął się tylko niewieloma duszami. Po trzech latach publicznego nauczania wstąpił do nieba. W jaki sposób Chrystus oświeci, uświęci, doprowadzi do zbawienia wiecznego tych wszystkich, którzy po Nim przyjdą aż do skończenia świata? (...) Twórca, a więc i najlepszy znawca natury ludzkiej wiedział, że najłatwiej i najlepiej uczyć i wychować ludzi przez ludzi, czyli żywym słowem. Ten sposób, więc obrał. Związał wszystkich Swoich uczniów do końca świata w jedną wielką społeczność religijną, w której sam wybrał niektórych na duchownych i oddzielił od reszty wiernych, aby tymże wciąż przypominali ich cel najwyższy, pouczali o prawdzie Bożej, zwoływali od troski świeckiej, z ulic, z warsztatów i od zabaw świata, do świętych Sakramentów, tych źródeł nadprzyrodzonego życia Bożego i kierowali nimi w drodze do wiecznego szczęścia"[5]. A więc, innymi słowy stworzył Kościół Święty w którym władzę otrzymali Apostołowie a po nich ich następcy. I tu wyjaśnił Arcybiskup Bilczewski kto mógł i kto może zostać takim następcą: „Otóż jest prawdą w Kościele Chrystusowym zasadniczą, że nikt nie może sobie samowolnie i gwałtem przywłaszczyć urzędu nauczycielskiego, kapłańskiego, pasterskiego, ale musi być wezwan od Boga jak Aaron"[6]. I od tej zasady nie może być żadnych wyjątków. I tak widział to święty Paweł, „który jako nieodzowne znamię głosicieli wiary stawia posłannictwo Boże, mówiąc: »A jako będą przepowiadać, jeśliby nie byli posłani?« (Rz 10, 15). Warunek ten jest tak konieczny, że nawet Anioł z nieba, który by nie miał wyraźnego posłannictwa i głosił, co innego niż Apostołowie, nie zasługiwałby na wiarę (Ga 1, 8-9)"[7]. Oczywiście, pisze dalej Arcybiskup, że wśród Apostołów też musiał być widzialny naczelnik i tego duchowego naczelnika sam Pan Jezus wybrał, nazywając go Piotrem, czyli Skałą. Ponieważ Kościół ma się na tej Skale opierać i na niej trwać aż do końca świata. „W ten sposób Zbawiciel związał na zawsze Swój Kościół z Piotrem, a Piotra z Kościołem, jak budowniczy wiąże dom z jego fundamentem. Gdzie Piotr będzie, tam będzie też Kościół Chrystusa, a gdzie Kościół Chrystusa, tam musi być i Piotr. Być zaś fundamentem Kościoła znaczy tyle, co być jego siłą jednoczącą, czyli jego najwyższą głową. Także słowa: »Ja tobie dam klucze królestwa niebieskiego« zwrócone tu do samego Piotra oznaczają, że otrzyma on władzę naczelną w Kościele nad wszystkimi wiernymi, a także nad apostołami, bo i dla nich Chrystus obiera go na fundament"[8]. Ponieważ Kościół ma trwać aż do końca świata, więc i Piotr musi mieć prawowitych następców, czyli wybranych ważnie, w czasie prawidłowo zwołanego i zgodnego ze ścisłymi przepisami Konklawe. Następnie wyjaśnił, że Jezus Chrystus jest głową niewidzialną tego Kościoła a Duch Święty jest Jego duszą natomiast wierni Jego członkami. Po czym przywołał świętego Augustyna z Hippony i jego „przepiękne i głębokie słowa: »Dziękujmy Bogu, że staliśmy się nie tylko chrześcijanami, ale Chrystusem... Podziwiajcie, cieszcie się, Chrystusem staliśmy się. Jeśli on bowiem głową, a my członkami: całym człowiekiem jest dopiero on i my razem«"[9]. I wtedy ks. Arcybiskup tak starał się wyjaśnić te niełatwe do zrozumienia, choć przecież znane nam z katechizmu, powyższe słowa: „Tu chodzi o szczyty chrześcijaństwa i największe jego głębiny. Apostoł wyraźnie zaznacza, że wielką tajemnicą jest przebywanie Chrystusa w nas. Z tego powodu też nauczyciele Kościoła nazywają ten nasz stosunek z Chrystusem związkiem mistycznym to jest duchowym i tajemniczym. Z drugiej strony znowu nic lepiej nie maluje niezmiernej godności chrześcijanina i nic bardziej nie wzbudza miłości ku Zbawicielowi, jak właśnie możliwe, najdokładniejsze pojmowanie tego tajemniczego związku Boga-Człowieka z duszami. Przede wszystkim trzeba przypomnieć, że wielkie to zbiorowo ciało Chrystusowe, którym jest Jego Kościół, nie buduje się z naszych ciał, jeno z dusz, choć rzecz pewna, że z połączenia się Chrystusa z naszymi duszami także na ciała nasze spływa po uświęcenie. (...) Dalej jest rzeczą jasną, że ponieważ chodzi tu o wielką spółkę dusz z Chrystusem, czyli o wielkie ciało duchowe, ten stosunek między nami, członkami, a Chrystusem-Głową nie może być całkowicie taki sam jak ów, który istnieje między głową naszego ciała ludzkiego i członkami tegoż naszego ciała. Ręka bowiem, noga, oczy i inne członki naszego ciała nie istnieją każdy dla siebie i nie mają wolnej woli, ani też członek każdy dla siebie nie ma całego życia ludzkiego, ale dopiero wszystkie razem wzięte tworzą jedno ciało ludzkie. W ciele zaś duchowym, jakim jest Kościół, każda dusza także po połączeniu się z Chrystusem zachowuje całą swoją odrębność i całą daną sobie od Boga wolność. (...) Choć każda ma swoje osobne życie, mają jednak równocześnie jedno wspólne nadprzyrodzone życie z Chrystusem i między sobą, tworząc żywą całość"[10]. Ale i ta wiedza, że Pan Jezus i dusze wiernych mają wspólne życie nadprzyrodzone jeszcze nie wystarcza, jak uważał metropolita lwowski, do tego by zgłębić relację Kościoła do Chrystusa. Wiec postarał się o dalsze wyjaśnienie: „Jak w porządku przyrodzonym słońce materialne jest jakby szafarzem, skarbnicą i - rzec można sakramentem naturalnym światła, ciepła, ruchu, tak człowieczeństwo Jezusowe, zjednoczone z jego Bóstwem jest dla Kościoła, dla złączonych z Jezusem wiernych, najwyższym i powszechnym dawcą i niejako Sakramentem wszelakiej łaski, natchnienia, działania, słowem, całego nadprzyrodzonego życia. Usuń słońce a zagaśnie życie naturalne. Odejmij z Kościoła Jezusa źródło, przyczynę, narzędzie, pryzmat łaski, a ustanie w Kościele wszelkie życie nadprzyrodzone. Jezus jako Głowa nadaje też wedle Swej świętej woli kierunek, jakim idzie historia całego Kościoła i życie każdej duszy. Bo i tu podobnie jak w zwyczajnym ciele ludzkim, każdy członek inne ma do spełnienia zadanie, a wszystkie dopiero razem z Jezusem odtwarzają i powtarzają całe Jego trzydziestotrzyletnie Bosko-ludzkie życie, które przeżył w widzialnej postaci na ziemi. Nie jest to znowu, co teraz mówimy, żaden wymysł ludzki, ale najrzeczywistsza prawda, wynikająca między innymi ze słów apostoła, że Chrystus dał niektórych ludzi na apostołów, innych na proroków, innych na ewangelistów, a innym inny powierzył urząd ku doskonałości świętych, ku robocie posługiwania, ku budowaniu ciała Chrystusowego (Ef 4, 11- 12). W jednym więc Świętym objawia się bardziej duch apostolstwa i żarliwości o szerzenie między niewiernymi Wiary świętej. W życiu drugiego góruje bezmierna cichość, łagodność Jezusowa. W innych Jego wielka miłość ku biednym, chorym, kalekom. (...) U jeszcze innych przebija się tak wielkie pragnienie dzielenia z Chrystusem Jego męki, iż wołają: cierpieć i nie umierać, aby ciągle móc cierpieć! Wszyscy też razem, zdobywając w pocie czoła świętość, dorabiają swoimi umartwieniami to, czego niedostaje męce i cierpieniom Chrystusa. (Kol 1, 24). A niedostaje właśnie współcierpienia naszego z Chrystusem, który nas stworzył bez nas, ale nie uświęci i nie zbawi nas bez naszego współdziałania. I tak rośnie wciąż społeczne ciało Jezusowe, aż liczba członków i stopień ich świętości dojdzie przy końcu świata do swej właściwej miary i doskonałości, którą apostoł nazwał pełnością Chrystusową. (Ef 4, 13) "[11]. Pod koniec tego rozdziału dodał jeszcze, „że podczas gdy ucięta raz ręka lub noga już nigdy na tym świecie nie zrośnie się ze swym ciałem, to dusza, która miała nieszczęście przez grzech odpaść od Chrystusa, może każdej chwili wrócić do dawnej spólności Bożego z Nim życia, a nawet jeszcze więcej miłością zacieśnić dawne z Chrystusem węzły"[12]. A zakończył ten rozdział nasz święty arcykapłan takimi słowami: „Jakże tedy piękna jest ta nauka o Kościele Chrystusowym! Syn Boży stał się jednym z nas i w całej prawdzie członkiem społeczności ludzkiej, bo jej głowa, fundamentem, osią a nawet punktem zbornym wszelkiego stworzenia od początku świata i na całą wieczność. Duszą zaś tej społeczności religijnej jest Duch Święty, który mieszka w niej razem z Ojcem i Synem jako w najwspanialszej świątyni jedynie godnej Boga, będącego najdoskonalszym duchem. Teraz też rozumiemy lepiej pierwsze stronice Pisma Świętego, na których jest opowiedziane dzieło stworzenia świata. (...) Bóg w pośrodku tego stworzenia dojrzał Swojego Syna, który od wieków postanowił stać się pierworodnym między wielą braci (Rz 8, 29), aby całą ludzkość wszczepić w Siebie, upodobnić do Siebie, a potem razem z nią jako jeden wielki zbiorowy człowiek uklęknąć przed Ojcem niebieskim i zawołać: Strona tytułowa pierwszego wydania Listów Pasterskich i mów okolicznościowych Arcybiskupa Józefa Bilczerwskiego Boże i Ojcze! stworzenie Twoje samo niezdolne było podziękować Ci godnie za życie, które mu dałeś. Ja także, jako Tobie równy Bóg nie mogłem rzucić się na kolana przed Tobą za to, żeś mię zrodził od wieków. Dlatego stałem się człowiekiem. Przybrałem sobie ludzkość całą jako swoje ciało i teraz razem z nią jako Kościół Twój święty upadam przed Tobą na oblicze, wołając: Wielbimy Cię, kochamy Cię, Święty, Święty, jak zasługujesz - nieskończenie! Na ten widok wielkiej rodziny ludzkiej, której serce bije w zgodny takt i akord z Najświętszym Sercem Syna Bożego, Bóg nic mógł nie wpaść w zachwyt i nie powiedzieć: że wszystko było dobre, bardzo dobre"[13]. W następnym rozdziale opisał Arcybiskup dokładnie jaki to jest Kościół i po czym Go można rozpoznać, a więc jakie są Jego znamiona. I w taki sposób zaczął święty Arcybiskup te znamiona wymieniać: „Któreż to więc są te perły, czyli znaki, które prawdziwy Kościół Chrystusowy z istoty swojej, z przeznaczenia swego i z wyraźnej woli jego założyciela posiadać musi, a żadna inna społeczność religijna mieć nie może? Znaków tych jest cztery. Wymienia je katechizm, ucząc, że Kościół Chrystusowy jest: jeden, święty, katolicki, czyli powszechny i apostolski. A troszkę wcześniej wyjaśnił autor tego listu, że te znamiona prawdziwego Kościoła są po to, aby nie dać się zwieść i słuchać oraz iść tylko za tym jedynie prawdziwym Kościołem. Dlaczego? Dlatego, aby nie utracić tego właściwego i oczywistego celu swojego życia, a więc zbawienia. Zauważył też Arcybiskup Bilczewski, że sam Pan Jezus powiedział: „»kto Kościoła nie słuchał, niech będzie jako poganin i celnik« Tym samym przekazał wszystkim pod utratą zbawienia zostać jego członkami. Równocześnie przepowiedział Zbawiciel, że powstaną różni fałszywi prorocy, którzy zakładać będą coraz to nowe stowarzyszenia, gminy i zbory religijne i głosić, że tylko u nich jest Chrystus i tylko ich społeczności religijne są prawdziwym Chrystusowym Kościołem. Aby tedy każdy człowiek dobrej woli, uczony i nieuczony, mógł poznać prawdziwy Kościół Chrystusa, musiał jego Boski założyciel opatrzyć go pewnymi łatwo dostrzegalnymi znakami uwierzytelniającymi, czyli cechami, których by żadna inna społeczność religijna nic posiadała i po których można by go odróżnić od kościołów fałszywych, tak jak złoto odróżnia się od miedzi"[14]. No i następnie, przeszedł nasz święty arcykapłan do szczegółowego omówienia każdego z tych znamion prawdziwego Kościoła. Zaczął od wyjaśnienia tego co to znaczy apostolski. Tu powołał się na pasterzy oraz wiernych z pierwszych wieków, którzy za legalnego spadkobiercę na tronie świętego Piotra uważali biskupa Rzymu. Na soborze w Efezie w roku 431 jednogłośnie uznano, „że Święty Piotr, który od Chrystusa otrzymał klucze Kościoła, dotąd żyje w swoich następcach i wykonuje swą władzę przez biskupów rzymskich"[15]. Natomiast w roku 451 odbył się Sobór w Chalcedonie, gdzie zgromadziło się około 630 biskupów, w większości greckich, i wszyscy oni uznali Leona Wielkiego [(390 lub 400-461) święty Kościoła katolickiego i prawosławnego] za papieża pisząc do niego w taki sposób: „Wiara Leona to wiara Ojców, to wiara Apostołów. Wszyscy tak wierzymy... przez usta Leona Piotr przemówił. Podobne świadectwa o Piotrze i jego następcach czytamy w aktach innych Soborów a nadto w starych liturgicznych księgach Greków, Ormian, Melchitów, Koptów. Słowem od krańców wschodnich Kościoła aż do jego ostatecznych granic zachodnich szedł we wszystkich językach tylko jeden głos, że Jak słońce wylewa swe światło na całą ziemię, tak biskup rzymski, jako widzialny namiestnik Chrystusa, rozdziela między wszystkie narody czystą i nieskażoną prawdę Chrystusową"[16]. Dalej wykazał nasz święty autor, że ani prawosławie, ani zbory protestanckie nie spełniają tego warunku, gdyż nie uznają papieża za widzialną głowę Kościoła, a więc nie są to kościoły apostolskie. Wysnuł więc oczywisty wniosek, że tylko „Kościół rzymski jest Kościołem prawdziwie apostolskim. Tym samym z góry pewni jesteśmy, że tylko on posiada też trzy inne znamiona, jedność, świętość, powszechność"[17]. Ale mimo tego założenia, udowadniał święty Józef Bilczewski, że Jezus Chrystus założył tylko jeden Kościół, gdyż powiedział „»na tej opoce zbuduję Kościół mój« - (a nie »na tych opokach zbuduje kościoły moje«)"[18]. I tu dał przykłady braku jedności w setkach zborów protestanckich a i w cerkwi prawosławnej również jest podział na kilka kościołów niezależnych od siebie. Tu warto posłuchać jeszcze, jak Arcybiskup Bilczewski widział tę jedność w ówczesnym Kościele rzymskim: „Jakże inaczej w Kościele rzymskim! Wszyscy mają tu jedną i tę samą wiarę. Aby się o tym przekonać, dość porównać katechizmy polskie, ruskie, niemieckie, francuskie. [Nasz uczony Arcybiskup znał oprócz języka polskiego i swojego rodzinnego dialektu z Wilamowic jeszcze takie języki jak włoski, niemiecki, francuski, rosyjski, ormiański, ukraiński i oczywiście łacinę.] Różnią się one czasem słowami, ale treść wszędzie ta sama. Może ktoś lepiej umieć wyliczyć artykuły wiary i lepiej je rozumieć, ale uczony i nieuczony, starzec i dziecko wierzą jednako, bo uznają za prawdę wszystko, co Bóg objawił i Kościół do wierzenia podaje. Wywędrujesz za morze, wszędzie spotkasz się z tą samą Ofiarą Mszy świętej a nawet znajdziesz ten sam język łaciński. W domu, kiedy zaglądniesz do cerkwi grecko-katolickiej, to może czasem i zazdrościsz braciom naszym Rusinom, że oni mają służbę Bożą w języku starosłowiańskim, który przynajmniej w części rozumieją. Pomyślałeś może: Szkoda, że także u nas niema Mszy świętej w języku polskim! Dopiero kiedy dostaniesz się za zarobkiem do Niemiec, do Szwecji, do Anglii, do Ameryki, otwierają ci się oczy i zaczynasz pojmować, co to za błogosławieństwo Boże, - że Msza święta jest u nas w języku łacińskim. Albowiem wszędzie, gdzie tylko jest świątynia katolicka, śpiewają »Gloria in excelsis Deo« tak, jak twój proboszcz w twojej wiosce, a ty wiesz, że to znaczy »Chwała na wysokości Bogu, a pokój ludziom dobrej woli« Przy »Credo« mówisz »Wierzę w Boga Ojca«, przy »Pater noster« »Ojcze nasz«. I już ci mniej przykro. Nawet na obczyźnie czujesz się jakby w rodzinie - właśnie dla wspólnego języka łacińskiego. Wszędzie też znachodzisz te same święte Sakramenty i wszędzie ten sam co do istoty sposób ich szafowania. Słowem od wschodu słońca do zachodu, od północy do południa iści się w Kościele rzymskim zasada św. Augustyna: in necessariis unitas, czyli najzupełniejsza jedność w sprawach, które nieomylny urząd nauczycielski określił i ogłosił uroczyście jako artykuły wiary. Przedziwna ta jedność wiary wywołała słowa świętego zachwytu już u Ojców świętych II i III wieku. »Choć Kościół jest rozproszony po całym świecie, pisze św. Ireneusz, to jednak przechowuje on otrzymaną od Chrystusa wiarę z największą wszędzie troskliwością tak, jak gdyby zamieszkiwał tylko jeden dom; wyznaje ją po wszystkie czasy z taką jednomyślnością, jak gdyby miał tylko jedną duszę i jedno serce; głosi ją zawsze z tak wielką zgodnością, jak gdyby miał tylko jedne ust«. A św. Cyprian pisze koło połowy III wieku w swej księdze »O jedności Kościoła«: Jak promieni słońca jest wiele a jedno tylko słońce i jak gałęzi drzewa jest wiele a tylko jeden pień, tak jeden tylko jest Kościół, rozlewający swe światło na wszystkie strony i rozkładający gałęzie swoje w niewyczerpanej sile żywotnej po całej ziemi. Przyrównać go też można do matki licznym pobłogosławionej potomstwem"[19]. Dalej omówił Abp Bilczewski kolejne znamię prawdziwego Kościoła, czyli jego świętość. Wykazał, że nasz Kościół jest święty, bo założył Go sam Pan Jezus Chrystus. Zadaniem tego Kościoła jest nieustanne uświęcanie ludzi. „A tylko Święty może wychowywać Świętych, jak tylko szlachetne drzewo może rodzić owoce szlachetne. Do tego, aby mógł wychowywać Świętych, potrzeba Kościołowi nauki pod każdym względem i w każdej cząstce świętej, jako drogowskazu do świętości. Dalej musi on posiadać Ofiarę Mszy świętej i wszystkie przez Chrystusa ustanowione Sakramenty, jako źródła pomocy Bożej i Jego łaski poświęcającej. Jeszcze nie dosyć. Prawdziwy Kościół Chrystusa musi się wykazać, że na swojej nauce i Sakramentach rzeczywiście wychował świętych, nie tylko zwyczajnych, zachowujących przykazania Boże i kościelne, ale także Świętych nadzwyczajnych, czyli bohaterskich, którzy przez najściślejszą praktykę rad ewangelicznych doszli na same wyżyny doskonałości moralnej, do jakich tylko stworzenie wznieść się zdoła. Zbawiciel zalecił bowiem wyraźnie Swoim uczniom całkowite, dobrowolne ubóstwo, bezwzględną czystość i zupełne posłuszeństwo. (...) Ponieważ istotną część religii stanowi czynna i ofiarna miłość bliźniego, płynąca z doskonałej miłości Boga, więc Kościół Chrystusów musi między tymi swoimi nadzwyczajnymi Świętymi mieć także przez wszystkie wieki wielką ilość mężczyzn i niewiast, kapłanów i świeckich, którzy z czystej, bezinteresownej miłości bliźniego oddają się na całkowitą posługę swoim i obcym i poświęcają przyjaciołom i nieprzyjaciołom wszystek swój czas, wszystkie swoje siły, zdrowie i mienie aż do ostatniego tchu życia. Jeśli przy tym Pan Bóg, wedle obietnicy Swojego Chrystusa (św. Marek 16, 17-18), świętość takich bohaterskich swoich sług potwierdzi jeszcze najzupełniej udowodnionymi cudami, które przez nich jako Swoje narzędzia zdziała, to już niczego nie braknie, aby Kościół, w którym się tacy święci wychowali, uznać za Bogu miły, za prawdziwy Chrystusowy"[20]. Nie jest też warunkiem koniecznym świętości Kościoła, zauważył święty Arcybiskup, żeby wszyscy Jego członkowie byli święci, gdyż i Judasza Pan Jezus miał wśród Apostołów. Sam też przepowiedział „ że także po Jego śmierci w Kościele na tej ziemi będzie kąkol obok pszenicy, będą plewy obok ziarna zdrowego, kozły obok owiec, i to aż do dnia sądnego"[21]. Oczywistym jest, że kościół protestancki nie spełnia warunku świętości, gdyż oprócz świętych artykułów wiary, które przejął od Kościoła katolickiego zanieczyścił się błędną a w niektórych wypadkach i bluźniercza nauką swoich założycieli. Daleko też było założycielom do życia w świętości, więc „niepodobna, aby Pan Bóg takimi ludźmi był się posłużył do odnowienia Swojego Kościoła"[22]. Podobnie widział Arcybiskup Bilczewski cerkiew prawosławną, gdyż jej założyciele Focjusz i Cerularyusz byli „ludźmi moralnie bardzo lichymi"[23]. Tak więc wniosek jest jasny, że tylko Kościół katolicki jest święty. „Obrzędy religijne tego Kościoła uprzytomniają wielkość Boga, odtwarzają życie Zbawiciela, stawiają wciąż przed oczy Jego bezmierną miłość ku ludziom a zapalając także w nas miłość, prowadzą do zjednoczenia z Bogiem. Sakramenty jego są święte, ofiara najświętsza. Pokarmem dla dusz Kościół ma Ciało i Krew samego Boga. Prócz tego posiada jeszcze inne środki uświęcenia jak sakramentalia, odpusty. On jeden spomiędzy wszystkich Kościołów może się też wykazać, że na swej nauce, sakramentach, radach ewangelicznych wychował niezliczoną ilość Świętych, jedynych prawdziwych nadludzi. Ma Świętych w niebie i na ziemi, Świętych wszelkiego wieku i stanu, uczonych i prostaczków, papieży, królów, biskupów, kapłanów, jałmużników, żebraków, sługi, ministrów, rolników, żołnierzy, rzemieślników, mężczyzn, dziewice, wdowy. Ma ich w każdej części świata i między wszystkimi narodami. (...) Może się też Kościół rzymski wykazać, że posiadał Świętych nie tylko w dawnych wiekach, ale że ich wciąż jeszcze wydaje. Ma takich, których przez kanonizację już wyniósł na ołtarze, i takich, którzy czekają należnej sobie kanonizacji. A wiadomo Wam, Ukochani moi, że zanim Kościół katolicki kogoś kanonizuje, czyli ogłosi przez usta papieża świętym, to przeprowadza wprzód najdokładniejsze badanie, czyli najściślejszy proces nad całym życiem zmarłego i przypisanymi mu cudami. (...) Jeśli więc i tym razem ma być prawdziwą zasadą, że po owocach poznaje się drzewo, i jeśli najwyższa suma cnót i poświęcenia się z najczystszej miłości Boga dla bliźnich ma rozstrzygać o świętości Kościoła - to prawdziwie świętym jest tylko jeden jedyny Kościół rzymski"[24]. Następnie autor listu zaczął omawiać katolickość, czyli powszechność Kościoła Chrystusowego. Wyjaśnił, że katolickość oznacza to, „że przeznaczony on jest, aby pracował nad zbawieniem ludzi wszystkich czasów i narodów, tę samą wszędzie i zawsze przez papieża i prawowitych biskupów głosząc naukę"[25]. Powtórzmy za świętym biskupem tę samą wszędzie i zawsze...naukę. A więc nie zmieniającą się, czy dostosowującą się do zmian zgodnych z duchem czasu, choć „musi być dostrojony do każdej duszy i odpowiadać nawet godziwym potrzebom doczesnym wszystkich czasów i wszystkich ludów. (...) nie wymaga zaś znamię powszechności, aby wszyscy ludzie, nikogo nie wyjąwszy do Kościoła katolickiego należeli. Albowiem Pan Bóg zostawiając każdemu wolną wolę, nie ciągnie też nikogo gwałtem do swojego Kościoła"[26]. Po czym swoim zwyczajem udowodnił arcypasterz, że protestanci, którzy swoją religię wyznają dopiero od XVI wieku nie spełniają warunku powszechności, a wszyscy ich przodkowie, łącznie z Lutrem byli katolikami. Również co do miejsca, nie jest ta religia powszechna, gdyż w każdym państwie protestantyzm jest niezależny od jakiegokolwiek innego państwa. Podobnie ma się sprawa z kościołem greckim schizmatyckim, jak wówczas określano cerkiew prawosławną. Powstała ona dopiero w XI wieku, więc i tu przodkowie założycieli jak i sami założyciele byli katolikami. „Cerkwie prawosławne nie są też powszechne co do miejsca, ale są kościołami narodowymi, ograniczonymi do jednego lub kilku narodów, zamkniętymi w obrębie jednego lub kilku państw"[27]. A więc jeden jest tylko Kościół katolicki, czyli powszechny i jest to dzisiejszy Kościół rzymski, bo istnieje od czasów Jezusa Chrystusa i takim jest on nazywany od pierwszych wieków chrześcijaństwa. „Święty Cyryl Jerozolimski tak pouczał ludzi gotujących się do Chrztu świętego: »Gdybyś kiedy podróżował po miastach, nie pytaj tylko, gdzie jest dom Boży, bo także sekty i heretycy mają swoje miejsca modlitwy, które nazywają domem Bożym. Ani też pytaj po prostu, gdzie jest Kościół, ale gdzie jest Kościół katolicki, bo to jest właściwie imię tej świętej Matki wszystkich, Oblubienicy Pana naszego Jezusa Chrystusa«. Nieraz wprawdzie także heretycy chcieli sobie to imię przywłaszczyć, ale daremnie. Oto co pisze św. Augustyn: »Chcąc nie chcąc, nawet heretycy i schizmatycy, kiedy mówią nie ze swoim zwolennikiem, ale z obcym, Kościół katolicki nazywają po prostu tylko katolickim. Gdyby bowiem Kościołowi katolickiemu nie dali tego imienia, którem go cały świat woła, toby ich ludzie nic rozumieli«. Kiedy indziej zaś powiada św. Augustyn: Trzyma mię w Kościele katolickim samo jego imię katolickie, które nie bez powodu wyłącznie ten tylko Kościół spomiędzy wszystkich społeczności religijnych otrzymał tak, te chociaż wszyscy heretycy pragną się nazywać katolikami, to jednak, gdy jaki człowiek obcy heretyka zapyta, którędy wiedzie droga do kościoła katolickiego, żaden z nich nie waży się pokazać swojej świątyni"[28]. I taki końcowy wniosek stawia na końcu tego rozdziału Arcybiskup Józef Bilczewski: tylko Kościół rzymski jest prawdziwym Kościołem Chrystusowym. On tylko jeden da się doprowadzić do apostołów, tylko on jest osadzony na fundamencie Piotra, tylko on ma biskupów, postawionych przez samego Ducha Świętego, tylko on Jest Jeden, święty, apostolski, wszechludzki. Na nim też jedynie iści się przepowiednia Chrystusa, że będzie wciąż prześladowany, jak jego Założyciel. Albowiem szatan wie, że Bóg jest tylko w nim. Ukrzyżować go - crucifigatur! - wołają w każdym stuleciu i każdego czasu jego wrogowie. A kiedy pytamy: »Cóż tedy złego uczynił? « - słyszymy to samo: Ukrzyżuj, ukrzyżuj! Ale choć wciąż krzyżowany, gnębiony, - on żyje, wciąż się odmładza, coraz nowe przybiera dusze, ludy i wciąż jest świadkiem. Jak jego prześladowcy za Neronem i Julianem Apostatą sami wpadają w grób, który jemu kopali. »Ani moce pogańskie, powiada Skarga, ani chytrości heretyckie, ani grzechy ludzkie obalić go nie mogły. Znać, że mocną ręką budowany jest od przemożnego i mądrego gospodarza. By nie był z Boga, nie trwałby, jak mówił Gamaliel (Dz 5, 38-39) «. Przeżyje też teraźniejszych i przyszłych wszystkich swoich prześladowców, mając wyraźną obietnicę Bożą, że bramy piekła go nie przemogą. Jeśli tylko Kościół rzymski jest prawdziwym Chrystusowym, to wynika dalej, iż nie może być mowy, aby Kościoły protestanckie i schizmatyckie były równie uprawnioną albo choćby mniej dobrą, czyli tylko mniej rozwiniętą formą chrześcijaństwa jak katolicyzm. Przeciwnie są one religiami błędnymi i fałszywymi. Bo chociaż mają niektóre, zabrane z Kościoła katolickiego prawdy, to innymi artykułami swej wiary wprost się nauce Kościoła rzymskiego sprzeciwiają - jedne mniej, inne więcej. Kto więc Chrystusa chce znaleźć, musi Go szukać w Kościele katolickim. Jedynie przez Kościół katolicki idzie droga do Niego. Tylko w Kościele katolickim każdy może do Jezusa przystąpić i włożyć palce swój w rany Jego i ściągnąć rękę swoją i położyć w bok Jego i na Najświętszym Sercu Jego, aby wyrzec z Tomaszem już wierzącym: Pan mój i Bóg mój! Tylko w Kościele katolickim i przez Kościół katolicki można się zbawić. Pięknie z tego względu nazwano ten Kościół Bożą tęczą przymierza, której jedno ramię spoczywa na ziemi, a drugie wspiera się o niebiosa, a także jedyną arką zbawienia i jedynym mostem, który sam Bóg zbudował z materiału niebieskiego i ziemskiego, aby ludzkość doszła po nim bezpiecznym krokiem do szczęścia nadprzyrodzonego. Po moście tym przeszła już niezliczona ludów procesja. Jedni członkowie tej procesji już wrócili do świątyni Bożej, do niebieskiej Jerozolimy, skąd z ręki Bożej przez akt twórczy wyszli. Już wypoczywają i tryumfują po boju. Inni przed wejściem do Kościoła tryumfującego strzepują proch z duszy, oczyszczają się w czyśćcu. Jeszcze inni - a do tych my się zaliczamy, są w drodze, jeszcze na pielgrzymce"[29]. Można z nostalgią słuchać takich słów, w których brakowało kompletnie uniżoności w stosunku do innowierców, gdzie heretycy nazywani byli heretykami a bluźniercy bluźniercami. Był to jeszcze czas, gdy Kościół był daleki od pogubionego ekumenizmu, irenizmu [odrzucanie prawd wiary w celu porozumienia z innymi wyznaniami], synkretyzmu [łączenie kilku religii w jedną] czy też indyferentyzmu religijnego [brak zainteresowania, obojętność wobec wartości chrześcijańskich] a jego hierarchowie mówili głosem mocnym i wyraźnym co jest fałszem a co jest prawdą. Poświęćmy jeszcze chwilę na rozdział, o którym już wspomniano, a który nosi tytuł Poza Kościołem katolickim nie ma zbawienia. Zaraz na początku tej części listu odrzuca arcypasterz zarzut, że określenie, iż poza Kościołem katolickim nie ma zbawienia jest zbyt twarde lub niesprawiedliwe mówiąc tak: „Bracia moi Ukochani, nauka katolicka w żadnej swej części nie jest okrutna. Trzeba ją tylko dobrze zrozumieć. Okaże się wtedy, że jest ona najrozumniejsza i najbardziej pocieszająca i że nie ma na całym świecie stowarzyszenia religijnego [tu pięknie ks. Arcybiskup daje do zrozumienia, że Kościół jest tylko jeden], które by tak było życzliwe i tak wyrozumiałe dla ludzi innej wiary, jak właśnie Kościół katolicki. Cóż więc oznacza ta zasada, że poza Kościołem katolickim niema zbawienia? Innowiercy, aby zohydzić katolicyzm, głoszą nieraz, jakobyśmy przez to uczyli, że żaden ewangelik, żaden prawosławny, żaden żyd, żaden poganin nie dostanie się do nieba. Jest to prosta potwarz i oszczerstwo. (...) Wystarczy otworzyć katechizm katolicki, aby się o prawdzie tego twierdzenia przekonać. Jasno tam napisane, że do piekła idzie tylko ten, kto umiera w grzechu ciężkim, czyli śmiertelnym. Grzech ciężki jest zaś według tego samego katechizmu katolickiego tylko wtedy, gdy ktoś z całą świadomością przekracza przykazanie Boże lub kościelne w rzeczy ważnej. Trzech więc warunków potrzeba do istoty grzechu ciężkiego. Musi człowiek najpierw przykazania Boże poznać. Musi je przestąpić w rzeczy ważnej. Po trzecie musi je przestąpić całkiem dobrowolnie, czyli z zupełnym zgodzeniem się swojej woli. Gdzie brak choćby jednego z tych trzech warunków, tam niema winy ciężkiej i za taki czyn nie może być wiecznego potępienia z szatanami w piekle. (...) Stąd znowu na szczegółowe pytanie, czy może być zbawionym, kto do Kościoła katolickiego nie należy, ten sam katechizm katolicki, przeznaczony już dla dziatwy szkolnej, tylko jedną ma odpowiedź: że nie może być zbawionym innowierca, który do Kościoła katolickiego z własnej winy nie należy. Ciężką zaś w tym wypadku winę zaciąga wobec Boga tylko ten innowierca, który wie, że jest wolą Bożą, żeby każdy człowiek pod utratą zbawienia został katolikiem, a także Kościół katolicki należycie poznał, a mimo to i jakby prawdzie na przekór, wiary katolickiej nie przyjmuje. Wola Boża, aby każdy człowiek należał do Kościoła katolickiego, jest wyraźna. Zbawiciel założył bowiem tylko jeden Kościół na Piotrze jako fundamencie widzialnym, i tylko ten jeden Kościół wskazał wszystkim ludziom, jako jedyną drogę zbawienia. Powiedział bowiem do duchownych jego przedstawicieli Chrystus: »Kto was słucha, mnie słucha, kto wami gardzi, mną gardzi. Jeśliby kto Kościoła nie słuchał, niech będzie jako poganin i celnik« (Mt 18, 17nn). Na innym miejscu Pisma Świętego czytamy, że »nie jest pod niebem inne imię dane ludziom, w którem byśmy mieli być zbawieni - jeno imię Jezusowe« (Dz 4, 12). A że Jezus aż do skończenia świata jest jedno z Kościołem katolickim, więc też nikt, poza tym Kościołem szczęścia wiecznego nie znajdzie. Taka jest też nauka Ojców. »Kto jest poza Kościołem, pisze św. Ireneusz, jest poza prawdą«. Inny głosi: »Niech się nikt nie łudzi: poza tym domem, to jest, poza Kościołem, niema dla nikogo zbawienia«. Znane jest powiedzenie świętego Cypriana: »Nie może mieć Boga ojcem, kto Kościoła nie ma za matkę«. Wielkiej wagi są też słowa świętego Augustyna do schizmatyckich Donatystów: »Na nic się nie przyda wierzyć w Boga, czcić i opowiadać Boga, wyznawać Jego Syna, siedzącego na prawicy Ojca, jeśli się bluźni Jego Kościołowi... Trzymajcie się tedy, najdrożsi, trzymajcie się wszyscy jednomyślnie Boga Ojca i Kościoła - matki«. A kiedy indziej powiada ten Ojciec: »Poza Kościołem człowiek może mieć wszystko, tylko zbawienia nie ma. Może mieć sławę, może mieć sakrament, może śpiewać Alleluja, odpowiadać Amen, może mieć Ewangelię, wierzyć w Ojca, Syna i Ducha św. i tę wiarę opowiadać - ale zbawienie znajdzie tylko w Kościele katolickim«. Sobór powszechny florencki powtórzył więc tylko dawną naukę Ojców i tak zwanego Składu wiary św. Atanazego, kiedy orzekł, że »nikt, choćby największe czynił jałmużny i choćby za imię Chrystusa krew swoją przelał, nie może być zbawionym, jeśli nie zostaje w jedności z Kościołem katolickim«. Kto zaś bez własnej ciężkiej winy nie jest członkiem Kościoła katolickiego, może być zbawionym, jeśli mianowicie w dobrej wierze religię swoją niekatolicką uważa za prawdziwą, a w razie wątpliwości szczerze i usilnie szuka prawdy i chowa przykazania Boże. Taki innowierca, choć się sam nazywa prawosławnym lub protestantem, w oczach Boga jest katolikiem, należy do duszy Kościoła rzymskiego, składającej się ze wszystkich sprawiedliwych na ziemi. A jeśli umrze w stanie łaski poświęcającej, nie tylko może być zbawionym, ale idzie na pewn[o] na szczęście z Bogiem wieczne"[30]. Aby podkreślić to, że nauka katolicka jest bardzo ludzka i tolerancyjna dla innowierców przedstawił jeszcze nasz bohater jako przykład kardynała Newmana, „który z protestanta anglikańskiego został synem Kościoła rzymskiego. Kazał on na swym grobowcu umieścić napis: nunquam contra lucem peccavi. Znaczy to, że rozmyślnie nigdy nie sprzeciwiał się poznanej prawdzie, a więc, że już jako protestant pragnieniem, duszą był katolikiem"[31]. Ten rozdział zakończył arcypasterz lwowski takimi słowami, że: „nierównie prostszą, łatwiejszą i bezpieczniejszą drogą, niż innowiercy, pozostający w dobrej wierze, zdąża do nieba katolik. Każdy katolik zostaje bowiem pod ustawiczną opieką Kościoła. Z jego nauki dowiaduje się jasno i nieomylnie, jak postępować należy. W Sakramentach Świętych ma nieprzebraną skarbnicę łask skutecznych do ostania się w dobrem. Bardzo zaś wielu tych łask brak niekatolikom. O, gdyby mi Bóg dał tę łaskę, powtórzę wreszcie za świętym Klemensem Hofbauerem, o gdyby mi Bóg dał tę łaskę, żebym modlitwą i prośbami moimi zdołał nawrócić choć kilku innowierców! Na rękach i barkach moich odniósłbym ich do Kościoła katolickiego"[32]. W dalszej części listu, który autor nazwał Obowiązkami względem Kościoła przestrzega on katolików, aby nie myśleli, że samo bycie członkiem kościoła katolickiego wystarczy by zostać zbawionym, a „w dzień sądu Bożego nawet lżej będzie niejednemu innowiercy, niż złemu katolikowi"[33]. W tym rozdziale wyraźnie też mówi o tym, że nauka Kościoła, którą dobrze poznamy „jest nieskończenie piękna w całości i w każdym swym szczególe. Tworzy ona jakby duchowy system słoneczny, który duszom szukającym w nauce prawdy, a w prawdzie Boga, dostarcza światła, ciepła, zadowolenia, pokoju, szczęścia na czas i wieczność całą"[34]. Przepiękne słowa, które wspaniale łączą naukę Kościoła z prawdziwą i głęboką wiarą, bo przecież sama znajomość nauczania Kościoła nie wystarczy, musi być podparta wiarą. I pozwólmy się dalej prowadzić arcypasterzowi: „Prawda, że w tym systemie słonecznym pewne obszary są niezbadane. Katolicki Skład wiary zawiera bowiem tajemnice, których rozum ludzki nawet w wieczności całkowicie nie zgłębi. Ale nie może być inaczej. Bóg, którego byśmy całkowicie pojęli, który by nam nic więcej powiedzieć nie umiał nad to, co my wiemy, nie byłby Bogiem, jeno nam równym człowiekiem. Tajemnice więc w religii objawionej być muszą. Tym samym one nas nie poniżają, ale podnoszą, rzec można ubóstwiają, bo rozszerzają ludzki widnokrąg prawie w nieskończoność. Zarzucają niektórzy, że w Kościele katolickim przez cześć i nabożeństwa do Najświętszej Panny i Świętych Pańskich ujmujemy czci Bogu i spychamy Chrystusa Jego jakby w cień i na miejsce drugie. [Brzmi to bardzo znajomo. Jak widać szatan od lat stosuje te same metody. Niestety, są one jednak skuteczne, gdyż aby wiedzieć, jak ludzie święci radzili sobie z takimi pułapkami, trzeba poznać ich życie dość szczegółowo. Jedna bardzo ważna i zarazem bolesna różnica polega na tym, że święty Józef Bilczewski mówi tu o zarzutach protestantów a my dzisiaj słyszymy te same zarzuty z ust hierarchów naszego Kościoła.] Wy, Najmilsi moi, wiecie, że tak nie jest Przecież my katolicy odmawiamy jako naczelny artykuł: Wierzę w jednego Boga - Credo in unum Deum! Rzecz też znana, że pozdrowienie: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus istnieje tylko w krajach katolickich. Nie przeczymy, że oddajemy cześć Najświętszej Panience, Świętemu Józefowi, apostołom, męczennikom i innym Świętym Pańskim. Nawet się tym chlubimy i staramy się Świętych kochać jak najgoręcej. Ale nieprawda, jakoby ta cześć i miłość ujmę przynosiła Panu Bogu. Wszak czcząc Matkę Jego Syna i Świętych jako Jego najwierniejszych sług i przyjaciół, spełniamy tylko wolę najświętszą Bożą. Także rozum przyrodzony i głos serca pochwalają tę cześć. Bo czcić Świętych znaczy przecież tyle, co czcić świętość i dążyć do naśladowania świętości! (...) Jest też w nauce wiary Kościoła katolickiego to, czego umysł ludzki tak bardzo pożąda, mianowicie ciągły pochód światłości, bezustanny postęp i rozwój prawdy objawionej obok jej bezwzględnej w swej istocie niezmienności. Chciejcie dobrze zrozumieć te słowa, najdrożsi moi! Wielka zachodzi różnica między naturalnym rozwojem jakiejś rzeczy a jej istotną przemianą. Objaśnię rzecz porównaniem. Miałaby miejsce istotna odmiana, gdyby np. żołądź wyrosła w gruszę, ziarno pszenicy w główkę maku, a dziecko stało się czystym duchem, czyli aniołem. Nie zachodzi zaś taka istotna i całkowita odmiana, ale tylko naturalny rozwój, jeśli żołądź wyrasta w drzewo dębowe, ziarno pszenicy w kłos pszeniczny, dziecko w męża dojrzałego. Podobnie zmieniłby Kościół swoją naukę, gdyby w początkach był np. nauczał, że Chrystus jest tylko człowiekiem, a później dodał, że jest także Bogiem, albo najpierw, że w Najświętszym Sakramencie nie masz żywego Chrystusa, a później, że jest tam całe Jego Bóstwo i człowieczeństwo. Ale w taką sprzeczność Kościół katolicki nigdy nie popadł"[35]. Posłuchajmy teraz jak wówczas podchodził Kościół do spraw moralności: „Jak nauka wiary, tak też piękną, szlachetną jest nauka obyczajów Kościoła katolickiego i najrozumniejszą z wszystkich systemów etyki, jakie kiedykolwiek na ziemi się pojawiły. Dla szczytności tej nauki Kościół rzymski nazwano słusznie największą wszechnicą moralności, a nawet jedynie wielką szkołą cnoty dla całego świata. Gdyby bowiem jego zabrakło, nastąpiłoby wnet na całym świecie powszechne obniżenie obyczajności prywatnej i publicznej [nam pozostaje tylko uznać te słowa za prorocze]. Kościół ten zaleca wszystko dobre, a potępia wszystko złe. Nigdy nie zrobił żadnego ustępstwa na koszt cnoty. Ma jeden i ten sam katechizm dla wielkich i małych, dla bogatych i ubogich, dla mężczyzn i dla kobiet. Mali i słabi, głosi on, to przecie ludzie, a wielcy i silni, to znowu tylko ludzie"[36]. Jak bardzo odszedł dzisiejszy Kościół od tego, o czym tu usłyszeliśmy. Można dodać też, jak bardzo się pomylił nasz święty Arcybiskup w niektórych swoich przewidywaniach co do ustępstw naszego Kościoła: „Kościół nigdy nie uzna za prawdę pozorów prawdy a tym mniej oczywistego fałszu ani też przestanie potępiać pierwiastków rozkładu i śmierci moralnej, bo zaparłby się swej Bożej misji i swojej istoty, gdyby z błędem i złem wszedł w przymierze choćby na dzień jeden"[37]. Nie będziemy tu wymieniać bardzo bolesnych dla prawdziwie wierzących katolików, tych ustępstw obecnego Kościoła na koszt cnoty czy też uznawania za prawdę oczywistego fałszu jak również wejścia w przymierze ze złem nie tylko na jeden dzień. [1] Wykład Metropolity Lwowskiego Arcybiskupa Mieczysława Mokrzyckiego na temat Św. Józef Bilczewski - jeden z największych biskupów świata. Dost. w Intern. na str.: https://www.rkc.lviv.ua/news_view-Lekciya_Mutropoluta_Lvivskogo_Arxiyepuskopa_Mechuslava_Mokshuckogo_na_temu_Sv__YUzef_Bilchevskuj___odun_z_najveluchnishux_yepuskopiv_svitu_-pl [2] Arcybiskup Józef Bilczewski, Listy pasterskie..., s. 403. [3] Arcybiskup Józef Bilczewski, Listy pasterskie, odezwy, kazania i mowy okolicznościowe, T.II, Lwów 1922, s.67. [4] Arcybiskup Józef Bilczewski, Listy pasterskie..., s. 403.s. 406-407. [5] Tamże, s. 407-408. [6] Tamże, s.410. [7] Tamże, s.411. [8] Tamże, s.413. [9] Tamże, s. 422-423. [10] Tamże, s. 423-424. [11] Tamże, s.426-427. [12] Tamże, s. 428. [13] Tamże, s. 430-431. [14] Tamże, s. 432. [15] Tamże, s. 436 [16] Tamże. [17] Tamże, s. 447. [18] Tamże. [19] Tamże, s. 451-452. [20] Tamże, s. 452-453. [21] Tamże, s. 454. [22] Tamże, s. 456. [23] Tamże, s. 457. [24] Tamże, s. 458-459, 461. [25] Tamże, s. 462. [26] Tamże, s. 462-463. [27] Tamże, s. 464. [28] Tamże, s. 465-466. [29] Tamże, s. 468-469. [30] Tamże, s. 470-473. [31] Tamże, s. 474. [32] Tamże, s. 482. [33] Tamże, s. 483. [34] Tamże. [35] Tamże, s. 484-486. [36] Tamże, s. 486-487. [37] Tamże, s. 511. Powrót |