Błogosławiona Aniela Salawa cz. II Zdj. ze str.: https://biblia-swieci.pl/aniela.html Około roku 1905[1] została Aniela zatrudniona w domu mecenasostwa, Edmunda (1874-1941) i Marii (z domu Bossowskiej) Fischerów. Dom znajdował się w Krakowie przy ulicy Senackiej 6 i tam jako służąca i przepracowała około sześciu lat. Tu na chwilę zatrzymajmy się przy osobie pana mecenasa doktora Edmunda Jana Fischera, gdyż warto poznać go troszkę bliżej. Otóż był on adwokatem w Krakowie od roku 1903. W świecie prawniczym uznawany był za wybitnego znawcę prawa cywilnego. Po pierwszej wojnie światowej przez długi czas piastował funkcję wiceprezydenta Krakowskiej Izby Adwokackiej. Po wprowadzeniu nowych przepisów przez pięć lat pełnił funkcję dziekana Rady Adwokackiej. W roku 1937 z powodu złego stanu zdrowia przeniósł się do Rabki. „W czasie [II] wojny dom dziekana Fischera w Rabce był miejscem kontaktów różnych ugrupowań ruchu oporu. Przez pewien czas znalazł w nim schronienie dowódca brygady podhalańskiej AK. Członkowie rodziny kol. Fischera brali żywy udział w życiu konspiracyjnym. Wszystko, to stało się powodem, że w dniu 15 stycznia 1941 r. Fischer został aresztowany przez gestapo. Po kilkudniowym pobycie w osławionej kaźni [komisariacie] gestapo w [hotelu] Palace w Zakopanem, został wywieziony do więzienia w Tarnowie. Stąd w pierwszej dekadzie kwietnia 1941 r. wywieziono go do obozu w Oświęcimiu. W niedługi czas potem, bo 21.04.1941 r., Edmund Fischer został rozstrzelany przez oprawców hitlerowskich"[2]. Nie miał on okazji, aby spotkać w tym obozie śmierci ojca Maksymiliana Kolbe, gdyż tego świętego męczennika przywieziono tam miesiąc po śmieci pana Edmunda. Niestety, ten nienaganny, bardzo szanowany i bohaterski prawnik, o którym tak piękne wspomnienie po śmierci napisali jego późniejsi koledzy z palestry, miał jednak w swoim życiu bardzo niechlubny okres. Tylko jedyny Pan Bóg wie, czy tym swoim postępowaniem w czasie wojny i śmiercią w niemieckim obozie, odkupił on swoje winy. O tych wysoce nagannych latach w życiu Edmunda Fischera opowiemy niebawem. Teraz wracamy do naszej błogosławionej bohaterki. Służba u państwa Fischerów była dla Anieli ponownie czymś, co mogła ona uznać za olbrzymie szczęście. Państwo Fischerowie byli dosyć zamożni więc zaoferowali jej dość wysokie wynagrodzenie za pracę. Zatrudniali również kucharkę i prawdopodobnie jeszcze kogoś ze służby. W tym czasie, w domu tym bardzo rzadko zdarzały się jakiekolwiek awantury, żale czy pretensje do Anieli. Często bywało nawet wprost przeciwnie, gdyż okazało się, że młodsza o 2 lata, pani Maria Fischer bardzo polubiła Anielę i zaczęła ją traktować , jak najlepszą swoją przyjaciółkę. Z biegiem czasu, darząc ją także wielkim zaufaniem, powierzyła jej całościowe „rządy domu w rzeczach materialnych"[3]. Gdy jednak czasami przytrafiało się w domu jakieś niezadowolenie z pracy Anieli, to wówczas „zaszywała się w głąb swej duszy i cichutko tam przebywała, słówkiem się nie odzywając, dopóki gromy nie ścichły"[4]. Podobne postępowanie doradzała swoim przyjaciółkom. Mówiła, aby w czasie awantury słowem się nie odzywać i czekać aż burza ucichnie. Doradzała im, aby kierować się roztropnością, która jest „matką cnót"[5]. Pani Maria widząc głęboką religijność swojej służącej z wielkim zainteresowaniem słuchała wszystkiego o czym mówiła Aniela a co dotyczyło spraw religii i Kościoła. „Obydwie chodziły wspólnie do kościoła, najczęściej do kościoła franciszkanów. Przypuszczalnie robiły to tylko niedzielami (...). Jednak [pani Fischerowa] stopniowo, najprawdopodobniej pod wpływem Salawy - wcześniej tego nie robiła - zaczęła codziennie bywać na Mszy świętej i codziennie komunikować"[6]. Ta wspaniała chlebodawczyni Anieli potrafiła także pomagać jej w pracach porządkowych, aby mogła ona zdążyć na jakieś nabożeństwo czy też udać się do kościoła na adorację. „Pani Maria zwracała się do niej po imieniu: Anielciu; Aniela nazywała ją panią czasem kochaną panią"[7], gdyż zawsze pamiętała, że jest tylko służącą oraz pomocą dla pani Marii i nigdy nie wykorzystywała swojej pozycji w tym domu. Wszystkie powierzone sobie obowiązki, a było ich naprawdę sporo, wypełniała jak najdokładniej i starała się o niczym nie zapominać. Z jak wielkim przejęciem podchodziła ona do wszystkich swoich obowiązków, niech świadczy poniższy przykład, który opisała jedna z jej znajomych. Otóż, pewnego razu „podała państwu podwieczorek (...) uprzątnęła wszystko i zadowolona bardzo ze spełnienia swych obowiązków, idzie do spowiedzi. W kościele, jak zazwyczaj, weszła w głębokie skupienie modlitewne. Po długiej żarliwej modlitwie staje w szeregu i zbliża się kolejką powolutku do kratek konfesjonału. Gdy przysunęła się do samych kratek, nagle przypomniała sobie, że zostawiła klucz w drzwiach - kuchnia, spiżarnie nie zamknięte! Przerażenie i trwoga bolesnymi skurczami mięśni przebiegły jej bladą twarz. Boże drogi, co ja zrobiłam! A dopiero moja kochana pani się zmartwi - nie ma co, będzie porządna awantura! Co zrobić?... Odejść od kratek, co pomyślą ludzie i spowiednik? Jednak muszę się wyspowiadać. W tym przykrym położeniu zwraca się do Anioła Stróża, do którego miała wielkie i serdeczne nabożeństwo. Mój kochany, mój złoty Aniołku, ja nie mogę od kratek odstąpić, zresztą do domu tak daleko - Tobie nietrudno, zaopiekuj się kuchnią i spiżarnią, pilnuj klucza i oszczędź mi tego strasznego kłopotu z panią. Ja Cię tak bardzo kocham, ja Ci tak bardzo ufam. Uspokoiła się dziwnie - odprawiła jak zazwyczaj przydługą spowiedź, wraca pośpiesznie do domu. [ cóż się stało? Tak mi sama Anielka opowiadała: »Powiadam ci, Julciu, gdy wróciłam do domu, tak zastałam wszystko, jakbym tylko na ganek wyszła: klucz w drzwiach, w kuchni nic nietknięte, a najpocieszniejsze dla mnie - że pani do kuchni nie zajrzała ani nie wiedziała, żem gdzieś była! A to ci dopiero ten mój kochany Anioł Stróż!« I zaśmiała się figlarnie!"[8] Mieszkanie państwa Fischerów miało sześć pokoi i trzeba je było codziennie wysprzątać. Chociaż, jak wiemy, była tam kucharka, to jednak Aniela sama chodziła po wszystkie zakupy. Tylko do ciężkich prac, takich jak ogólne pranie czy generalne sprzątanie, brała sobie do pomocy którąś ze swoich koleżanek. Czasami pracowała nawet do późna w nocy. Mimo tego, że była wątłą i raczej słabą kobietą, to jednak „robota paliła się jej w rękach"[9]. Pomimo tego, że Aniela miała całkowitą swobodę w swoich „praktykach religijnych"[10], to jednak pamiętajmy, że mieszkała ona w śródmieściu Krakowa, „czyli dość daleko od Podgórza i (...) [dlatego] musiała poświęcić dużo czasu, aby dostać się do kościoła redemptorystów, gdzie był jej spowiednik, którego nie miała zamiaru zmieniać"[11]. Można powiedzieć, że ten okres, do roku 1911 w życiu Anieli Salawy należał, oczywiście w naszym ludzkim rozumieniu, do jej najszczęśliwszych dni. „Jakieś słoneczko Boże opromieniało ją na każdym kroku, dusza jej jakby wniebowzięta opływała w rozkosze duchowe, które osładzały jej przykrości, cieszyła się względnem zdrowiem, zaufaniem i miłością tak swej pani jak koleżanek. Duchowy stosunek z kierownikiem jej duszy O. Chochleńskim był poprawny. Lecz spodobało się Bogu przeprowadzić jej świętą duszę przez ogień czyśćcowy straszliwych utrapień tu za życia, by ją oczyścić i wyprowadzić na wyżyny heroizmu i dać doskonały wzór świętości polskim służącym"[12] i nam wszystkim. Dnia 15 września roku 1911 zmarła pani Maria Fischer w wieku 28 lat. „Przed śmiercią oddała Anieli, choć nie w formie zapisu testamentalnego, swoją odzież i różne przedmioty osobiste, w tym drobiazgi biżuteryjne"[13]. Zajmując się sprawami pogrzebu swojej pani nie mogła Aniela wziąć udziału w ostatniej drodze swojej matki, która zmarła parę dni później. Pan Edmund bardzo mocno przeżył śmierć swojej żony. Ponieważ każdy kąt w mieszkaniu mu ją przypominał, więc postanowił przeprowadzić się. Nowe mieszkanie znalazł przy ulicy świętego Marka 7. Było to mieszkanie także eleganckie, ale urządzone bardziej nowocześnie niż to poprzednie. Była w nim także doprowadzona kanalizacja i elektryczność. Okazało się jednak, że Pan Edmund dość szybko pocieszył się po śmierci swojej wielce nieodżałowanej żony. „W roku 1912 w mieszkaniu przy ulicy św. Marka 7 zjawiły się i pozostały dwie kobiety: pani Marta i pani Józefa. Ta druga była daleką krewną [zmarłej] pani Marii, ale osobą niereligijną. Jej rola przyzwoitki w domu Fischerów przesądzała, po czyjej stronie stanie. Pani Marta, osoba w separacji z mężem - prawo austriackie nie znało rozwodów [a gdyby nawet znało, to przecież i tak by to nic nie zmieniało] - została kochanką Edmunda Fischera. Nie wyobrażajmy sobie naiwnie, że o tym ogólnie nie wiedziano. Lecz mieszczańskie społeczeństwo milczało, gdy uratowano pozory. Inaczej postąpiła Aniela. Ona także nie oddawała się złudzeniom. Ale milczeć nie pozwalało jej sumienie oraz obietnica dana pani Marii, obietnica opieki nad jej mężem. Salawa miała odwagę powiedzieć prawdę każdej z pań i panu, postępowanie ich nazwać grzechem. W latach 1912-1913 dr Fischer odzywał się z uznaniem o Anieli. Powoli jednak jej sytuacja się zmieniała. Obie panie, podrażnione czynionymi sobie uwagami, zaczęły jątrzyć na nią chlebodawcę. Odnoszono się do niej wyniośle, z góry, już nie po przyjacielsku, jak dawniej. Kobiety te sięgnęły do najbardziej oklepanego i niezawodnego zarzutu pod adresem służącej - kradzieży. Już w roku 1912 dr Fischer zabronił Anieli przyjmowania przyjaciółek. Wtedy po raz pierwszy wystąpił z pretensjami o rzekome okradanie domu. Nie odebrał jej jednak zarządu tym domem. Obie panie rozwinęły większą pomysłowość. Istnieje rozbieżność, co przedstawiły jako dowód rzeczowy. Mogły coś podrzucić do osobistej własności Anieli, mogły pokazać adwokatowi suknie jego pierwszej żony, mogły... Czy przekonały adwokata, człowieka prawa? W każdym razie dopięły swego. Aniela zasięgała wcześniej rady, czy ona, praktykująca katoliczka, może pozostawać w domu adwokata, który żyje w nielegalnym związku. Choć jej na to pozwolono, poprosiła Fischera o zwolnienie z pracy. Nie dostała go, bo adwokat nie miał jej kim zastąpić. Lecz niebawem, podbuntowany przez obie kobiety, wymówił jej pracę z miejsca i z wielką awanturą wyrzucił ją z domu jako złodziejkę. Doszło do tego najprawdopodobniej we wrześniu 1916 roku"[14]. Aniela, po tylu latach oddanej służby, gdy została wyrzucona jak pies na ulicę, bardzo mocno to przeżyła, ale się nie załamała. Był przecież z nią Pan Bóg. Możemy zadać sobie pytanie, dlaczego sama nie porzuciła tej pracy wówczas, gdy jej prośby o zwolnienie nie zostały przyjęte. Otóż wyjaśnienie jest bardzo proste, nie mogła tego zrobić, ponieważ zabraniało jej tego obowiązujące prawo. Wszystkie dziewczyny i młode kobiety z tej najniższej grupy społecznej do której należała Aniela Salawa otrzymywały we wszystkich zaborach służbowe książeczki. W zaborze austriackim cesarsko-królewska dyrekcja policji wystawiała dwa rodzaje książeczek: „czarną książeczkę prostytutkom i książkę służbową służącym, książeczkę, którą moglibyśmy nazwać białą, bo wymagano moralnego prowadzenia się jej właścicielki"[15]. Nasza bohaterka miała oczywiście książeczkę służącej. Ale, „jeśli dziewczyna nie miała książeczki służącej, znaczyło to, że jest prostytutką. Jeśli nie miała książeczki prostytutki, znaczyło to, że jest prostytutką pokątną, nielegalną"[16]. Aniela, więc nie mogła opuścić domu swojego gospodarza bez jego zgody, bo nie otrzymałaby odpowiedniego wpisu do swojej książeczki. A gdyby mimo tego próbowała sama odejść, to policja bardzo szybko odstawiłaby ją z powrotem do domu pana Edmunda. Nie mogła też tej książeczki zgubić, gdyż wtedy mogłaby być potraktowana jako nielegalna prostytutka. W rodzinie pana Edmunda starano się zapomnieć o Anieli Salawie, a on sam swojej „siostrzenicy Wandzie Kisielewskiej, późniejszej s. Anieli, bernardynce krakowskiej, przedstawiał ją zawsze jako złodziejkę i oszustkę"[17] W czasie, gdy jeszcze pracowała u p. Fischera, doszło jej kolejne, bardzo ciężkie doświadczenie. Wówczas jej spowiednikiem był, jak już wcześniej wspomniano, redemptorysta ojciec Stanisław Chochleński. Spowiadała się u niego już blisko dziesięć lat. Jej spowiedzi były z początku zwyczajne i dosyć krótkie. Jednak z biegiem jej rozwoju duchowego stawały się coraz bardziej rozwlekłe. Wiązało się to z łaskami Bożymi, które zaczęły na nią spływać. Miała przecież wtedy „widzenia, słyszała bezpośrednio słowa Pana Jezusa do niej wprost skierowane, [stąd] spowiedzi Anieli z konieczności stawały się dłuższe, gdyż oprócz wyznania grzechów i win chciała zasięgnąć rady kapłana co do tych właśnie łask nadzwyczajnych"[18]. Abyśmy łatwiej zrozumieli co mogło powodować te przedłużające się spowiedzi posłuchajmy, jak ona sama, na życzenie późniejszego spowiednika (o. Waroux), opisywała swoje łaski, pytania i wątpliwości, na które chciała podczas spowiedzi otrzymać odpowiedź. Dzięki prośbie tego spowiednika powstał Dziennik Anieli Salawy. „Ów późniejszy spowiednik, polecając Salawie pisanie wątpliwości chciał ułatwić spowiedź, swój czas zaoszczędzić, bo prędzej można było przeczytać niż wysłuchać jej wyznania, w końcu uniknął w ten sposób zbytniego przedłużania jej klęczenia przy konfesjonale, co często budziło niezadowolenie otoczenia. Z tego powodu - wprawdzie już z późniejszych lat - mamy obraz spowiedzi Anieli. Często tak jest w czasie podniesienia duszy - pisała Salawa i podobnie z pewnością mówiła do spowiednika w konfesjonale - gdy się pozna czy nicość swoją, czy doskonałość Pana Boga, to tak się zdaje, że będę taka wyrozumiała dla bliźnich, a nieczuła i surowa dla siebie. A gdy się przyjdzie do normalnego stanu, powstają te same skłonności i wstręty i sądy i niechęci i niecierpliwości i nie wiem skąd to wszystko. I tamto znika, a rozpoczyna się nowa walka. A teraz nie wiem, czy to jest moja wina, czy to Pan Bóg dopuszcza? I czy to się ma wyniszczyć, żeby tego nie było, czy to się ma cierpliwie znosić? I czy to znak nieobrobienia natury, czy też to jest jaki krzyż do ćwiczenia się w pokorze i cierpliwości? - I czy przez większe czuwanie można tego uniknąć, czy też to znosić jako niewypracowany stan duszy. Takie to i podobne pytania, wątpliwości, stany niejasne przedstawiała Salawa podczas swych spowiedzi poza wyznawaniem swych win, błędów i upadków. Nic zatem dziwnego, że gdy tego rodzaju sprawy poruszano przy konfesjonale, spowiedź nie mogła trwać kilka czy choćby kilkanaście minut. O. Chochleński rozumiał Anielę, oceniał jej dobrą wolę i pokorę, które nie pozwalały jej sobie samej zaufać, ale sprawiały, że szukała decyzji, światła i kierownictwa u tego, który słuchał jej oskarżeń, znał jej przewinienia i błędy"[19] Aniela spowiadała się co tydzień, najczęściej w niedzielę po nieszporach. I te przedłużające się spowiedzi u tego bardzo popularnego kapłana, zaczęły denerwować różne bardziej i mniej pobożne panie. Zaczęły pojawiać się coraz gorsze opinie, które zniesławiały Anielę. Wytykano jej nawet to, że przychodziła ze Śródmieścia Krakowa na Podgórze, mijając po drodze wiele kościołów. „O. Chochleńskiemu donoszono, że Aniela wygląda inaczej w życiu niż przy konfesjonale, szargano jej dobre imię. Natomiast rektor domu redemptorystów dowiedział się, że przez Anielę wiele osób opuszczało kościół nie wyspowiadanych"[20]. Jednak o. Chochleński miał cały czas bardzo dobre zdanie o Anieli i dopóki docierały do niego plotki nie zważał na nie. Ale gdy otrzymał reprymendę od rektora i do tego doszły już nie plotki, ale wyrafinowane intrygi i donosy. „Kiedy oskarżano Anielę, że czekając na spowiedź lubi wysiadywać koło mężczyzn, stara się swym strojem zwrócić na siebie uwagę, że jest właściwie histeryczką i oszustką niepotrzebnie zabierającą drogi czas znakomitemu kierownikowi dusz, że wcale nie jest tak doskonałą, za jaką uchodzi; wówczas ojciec Stanisław zniechęcił się i postanowił skrócić czas spowiadania Anieli. Kiedy mu się to nie udało przestał w ogóle ją spowiadać"[21]. Próbując dokładnie odtworzyć to wszystko co się wówczas zdarzyło, drugi biograf Anieli ojciec Albert Wojtczak tak to przedstawił: „Na skutek ciągłych narzekań na to, że Aniela długo się spowiada, zabiera niepotrzebnie czas kapłanowi oraz z powodu złośliwych plotek i obmów, o. Chochleński polecił Anieli, aby spowiadała się wyłącznie ze swych wykroczeń, a nie mówiła o swych przeżyciach i trudnościach duchowych, nie pytała o rady czy wyjaśnienia w sprawach związanych z jej nadzwyczajnymi widzeniami i łaskami udzielanymi przez Boga. Salawa sądziła, że będzie mogła spowiednika posłuchać. Kiedy jednak spotkało ją nowe widzenie od Boga i usłyszała zachętę do nowej gorliwości, uważała, że powinna to powiedzieć spowiednikowi i od niego otrzymać odpowiedź, jak się ma zachować. Przy następnej więc spowiedzi zaczęła przedstawiać swe wątpliwości - i przedłużyła spowiedź. Spowiednik przypomniał jej swoje życzenie i zapowiedział, że więcej nie pozwoli jej swych wątpliwości poruszać. Tymczasem, gdy Salawa znalazła się ponownie przy konfesjonale, okazało się, iż nie umie sobie sama poradzić. Wówczas o. Stanisław zgromił ją surowo i powiedział, żeby się więcej do konfesjonału nie zbliżała, gdyż jej spowiadać nie będzie. Aniela sądziła, że ostre słowa spowiednika są raczej groźbą, nie zaś ostateczną decyzją. Dlatego kiedy nadszedł dzień jej tygodniowej spowiedzi, stanęła przy konfesjonale o. Stanisława. Kościół Matki Boskiej Nieustającej Pomocy (wnętrze), ul. Zamoyskiego 56, Podgórze, Kraków. Zdj. ze str.: https://pl.wikipedia.org/wiki/Ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82_Matki_Boskiej_Nieustaj%C4%85cej_Pomocy_w_Krakowie_(ul._Zamoyskiego)#/media/Plik:Our_Lady_of_Perpetual_Help_Church_(in),_56_Zamoyskiego_street,_Podgorze,_Krakow,_Poland.jpg Była druga niedziela miesiąca po południu. W kościele redemptorystów odprawiało się tak zwane nabożeństwo brackie, czyli dla członków Stowarzyszenia Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Przy konfesjonale o. Chochleńskiego stało kilka osób. O. Chochleński dojrzał Salawę stojącą przy konfesjonale. Więc wychylił głowę i powiedział surowo: odejdź, nie będę cię spowiadał. Aniela jeszcze myślała, że spowiednik chce ją w ten sposób tylko upokorzyć, ale wierzyła, że jej nie odtrąci, gdy przyjdzie do samej spowiedzi, więc pozostała przy konfesjonale i nawet za chwilę zbliżając się zrobiła parę kroków naprzód. Wówczas spowiednik wychylił się z konfesjonału po raz wtóry i rzekł: odejdź, nie będę cię spowiadał. Ale i po tym drugim powiedzeniu spowiednika Salawa nie odeszła, nie mogła pojąć, by mógł być tak okrutnym i nie chciał pomóc jej duszy. Wytrwała przy konfesjonale i po chwili znowu starała się zbliżyć. Ale wtedy o. Chochleński wybuchnął. Wyszedł z konfesjonału i głośno wobec wszystkich obecnych powiedział z irytacją: Zrozumiałaś? - nie będę cię spowiadał. Wówczas Aniela zalała się łzami i odeszła. W kościele zrobiło się zamieszanie. Nie znający Salawy zastanawiali się, kim może być ta młoda osoba, którą kapłan publicznie odpędza od konfesjonału. Złośliwe istoty cieszyły się, chyba że w końcu dopięły swego i upokorzyły chwaloną dotąd pobożność. Przyjaciółkom Anieli krwawiło serce z bólu nad jej niedolą"[22]. Aniela jednak nie cierpiała z tego powodu, że odrzucił ją spowiednik, martwiła się tym, czy uda się jej znaleźć kogoś, kto będzie mógł ją dalej prowadzić ku Bogu. Kiedy odeszła „od konfesjonału usiadła w ławce. Nie myślała o ludziach, nie palił jej wstyd, z powodu zniewagi, jakiej doznała publicznie, nie miała nawet żalu do tych, co byli sprawcami jej upokorzenia. Ale z oczu popłynęły łzy, łzy tak gorzkie, że gryzły jej twarz, łzy straszliwego bólu, poczucia niesprawiedliwości, łzy nad własną krzywdą - najboleśniejsze łzy płynące z poczucia opuszczenia i zupełnej samotności na świecie"[23]. Jeszcze tego samego dnia udała się Aniela do malutkiego kościoła ojców reformatów pod wezwaniem św. Kazimierza. Gdy tam, w modlitewnym skupieniu wyjawiała Bogu swoje bóle „ usłyszała zupełnie wyraźny znany jej dobrze słodki głos Boży, który mówił: Córko moja, o cóż ci tak chodzi, przecież Ja ciebie nie opuściłem. (...) Głos ów spowodował, jak gdyby olśnienie w duszy Salawy, jak gdyby po raz pierwszy od chwili, kiedy ją spowiednik odrzucił, otworzyła oczy i dojrzała pocieszającą prawdę. Prawda - pomyślała - przecież to człowiek ją odtrącił. Wprawdzie dotąd dobry, wyrozumiały, pomocny na drodze wiodącej do Boga, ale człowiek, na którego wpłynęły ludzkie sądy, ludzkie zdania i ludzka niechęć. Ale czy jej zależało na ludziach, czy ludziom pragnęła się przypodobać? Przecież jej tylko na Bogu zależało, a oto teraz usłyszała wyraźnie, że Bóg jej nie opuścił. Znowu same popłynęły łzy z jej oczu, łzy ciche, obfite, ale już nie goryczy, żalu, cierpienia i bólu, lecz łzy wdzięczności, pociechy, nadziei. Uszczęśliwiła ją świadomość, że Bóg jej nie opuścił, ale prawie natychmiast potem pomyślała, że chyba Bóg miał jakiś cel głębszy, skoro zesłał na nią tak wielkie cierpienia"[24]. Bibliografia: O. Franciszek Świątek, Życiorysy świątobliwych Polaków i Polek ostatnich wieków, Tom II, Miejsce Piastowe 1932. - Aniela Salawa, Dziennik, „Nasza Przeszłość" T. VIII, Kraków 1958. - O. Albert Wojtczak, Aniela Salawa, Warszawa 1983. - Eugenia Twardosz, Aniela Salawa wzór życia chrześcijańskiego, Kraków 1985. S. Jadwiga Stabińska OSB ap, Z nadmiaru miłości. Życie wewnętrzne Anieli Salawy, Warszawa 1987. - S. Jadwiga Stabińska OSB ap, Charyzmat służby. Życie Anieli Salawy (1881-1922), Warszawa 1988. -O. Joachim Bar, oprac., Zbiór źródeł do poznania życia cnót błogosławionej Anieli Salawy, Kraków 1991. -Katechizm Kościoła Katolickiego, Poznań 1994. -Teresa Jankowska, Święta służąca błogosławiona Aniela Salawa, Warszawa 2011. -O. Franciszek Świątek, W blaskach Anioła, Wrocław 2012. - Wincenty Łaszewski, Boży szaleńcu; Niezwykłe losy polskich mistyków, Warszawa 2018. -Święta s. M. Faustyna Kowalska, Dzienniczek Miłosierdzie Boże w duszy mojej, Warszawa 2015. https://sercanki.org.pl/home/patronowie-zgromadzenia/384-sw-zyta Wspomnienie pośmiertne : Edmund Fischer - BazHum MuzHP https://bazhum.muzhp.pl › Palestra-r1961-t5-n5(41) Zdzisław Gogola, Błogosławiona Aniela Salawa, art. w Folia Historica Cracoviensia T.15 (2010) dost. w intern. na str. https://czasopisma.upjp2.edu.pl/foliahistoricacracoviensia/article/view/1481 http://dpsradziwillowska.krakow.pl/historia-domu/ https://www.rp.pl/plus-minus/art1289741-alicja-urbanik-kopec-instrukcja-naduzycia-sluzace-w-xix-wiecznych-polskich-domach https://www.siepraw.pl/gmina-siepraw/bl-aniela-salawa https://pl.wikiquote.org/wiki/Aniela_Salawa https://biblia-swieci.pl/aniela.html https://podgorze.pl/kosciol-matki-boskiej-nieustajacej-pomocy/ https://pl.wikipedia.org/wiki/Ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82_Matki_Boskiej_Nieustaj%C4%85cej_Pomocy_w_Krakowie_(ul._Zamoyskiego)#/media/Plik:Our_Lady_of_Perpetual_Help_Church_(in),_56_Zamoyskiego_street,_Podgorze,_Krakow,_Poland.jpg [1] Jest pewne zamieszanie z datą zatrudnienia Anieli przez państwa Fischerów. W niektórych biogramach podawany jest rok 1900, gdzie indziej 1902 wydaje się jednak, że najbardziej prawdopodobną datą jest jednak rok 1905. [2] Wspomnienie pośmiertne : Edmund Fischer - BazHum MuzHP https://bazhum.muzhp.pl › Palestra-r1961-t5-n5(41) [3] O. Franciszek Świątek, Życiorysy świątobliwych..., s. 154. [4] O. Franciszek Świątek, W blaskach..., s. 35. [5] Tamże. [6] S. Jadwiga Stabińska OSB ap, Z nadmiaru miłości..., s. 17. [7] Tamże, s. 16-17. [8] O. Franciszek Świątek, W blaskach..., s. 34-35. [9] Tamże, s. 35. [10] O. Franciszek Świątek, Życiorysy świątobliwych..., s. 154. [11] O. Albert Wojtczak, Aniela Salawa..., s. 61. [12] O. Franciszek Świątek, Życiorysy świątobliwych..., s. 163. [13] S. Jadwiga Stabińska OSB ap, Z nadmiaru miłości..., s. 17. [14] Tamże, s. 18-19. [15] S. Jadwiga Stabińska OSB ap, Z nadmiaru miłości..., s. 35. [16] https://www.rp.pl/plus-minus/art1289741-alicja-urbanik-kopec-instrukcja-naduzycia-sluzace-w-xix-wiecznych-polskich-domach [17] S. Jadwiga Stabińska OSB ap, Z nadmiaru miłości..., s. 20. [18] O. Albert Wojtczak, Aniela Salawa..., s. 137. [19] O. Albert Wojtczak, Aniela Salawa..., s. 137-138. [20] S. Jadwiga Stabińska OSB ap, Charyzmat służby..., s. 73. [21] O. Albert Wojtczak, Aniela Salawa..., s. 139. [22] Tamże, s. 140-141. [23] Tamże, s. 142. [24] Tamże, s. 145.
Powrót |