Błogosławiona Celina Borzęcka cz. II Zdj. Celiny Borzęckiej z Int. ze str.: https://serwer2230922.home.pl/starastrona/_kopia/historia-zgromadzenia/ W samą wigilię Bożego Narodzenia 1882 r. pani Borzęcka z córką i towarzyszącą im Zofią Bakanowską, kandydatką, przyjechały do Rzymu"[1]. Wówczas też, ojciec Piotr Semenenko, zdecydował się powierzyć Celinie Borzęckiej założenie żeńskiej części Zakonu Zmartwychwstania Pańskiego. Dał jej swoje zezwolenie i błogosławieństwo na to wyczekiwane przez siebie od lat „święte dzieło, oparte na ascezie zmartwychwstańskiej"[2]. Zrobił to z pewnym wahaniem, gdyż w swojej pokorze, cały czas myślał o przyłączeniu obu pań Borzęckich, do któregoś z istniejących już zgromadzeń. Matka Celina, choć była bardzo posłuszna ojcu generałowi, to jednak tak mówiła: „»Będziemy Zmartwychwstankami albo będziemy niczem«. I to głębokie przeświadczenie swoje, płynące z żywej wiary i niezachwianej ufności, potrafiła przelać w duszę swej córki"[3]. Pierwsze trzy Zmartwychwstanki zamieszkały gościnnie u sióstr ze zgromadzenia Krwi Przenajświętszej na Via in Arcione 88. Tam Matka Celina, siostra Jadwiga i ojciec Semenenko spotykali się i wspólnie radzili jak najlepiej zorganizować życie zakonne w nowym zgromadzeniu. Na początku stycznia 1883 doszły jeszcze cztery nowe kandydatki. A 13 stycznia wszystkie siostry wraz z Matką Celiną przeniosły się do mieszkania przy Kolegium Polskim na Via Maroniti 22. O tych przenosinach ojciec Piotr tak napisał: „Pani Celina Borzęcka wynajęła drugie piętro Kolegium Polskiego. Pani Borzęcka z siostrami (jest ich wszystkiego siedem), wynajęła drugie piętro Kolegium Polskiego, które - jakby umyślnie dla nich - Markiz Guiccioli [głiczoli] mający prawo najmu dożywotniego, dziwnym zbiegiem okoliczności- sam odstąpił"[4]. „Zaraz następnego dnia, w niedzielę Imienia Jezus, Ojciec przybył do sióstr i wygłosił im konferencję. Zapisał ten szczegół w swoim Dzienniku zaznaczając, że to było »jakby na zagajenie ich wspólnego zamieszkania«. Zaczął się pierwszy rok ciężkiej próby nie tylko własnych sił i umiejętności, lecz także rok próby ufności. Warunki były ciężkie. Najbardziej męczyło Fundatorkę i niepokoiło niezdecydowanie kandydatek, występowanie za lada powodem. W ciągu 1883 r. kilka ich przeszło przez dom Matki Celiny, [który w grudniu 1883 został przeniesiony na Via Sistina 39.] W 1884 r. zanotowała, gdy już tylko zostały one obie i S. Aniela Sutułło: »Trójka wierna zmartwychwstaniu aż do śmierci«. [niestety, w tym czasie wśród wielu kandydatek, które przechodziły przez tę wspólnotę, nie było prawdziwie mocnych powołań. Kandydatki zniechęcały się również zbyt długą formacją wewnętrzną.] Bólem też napełniała Fundatorkę nieprzychylna nowemu zgromadzeniu opinia publiczna w kraju. Zaczęto zupełnie otwarcie krytykować, a nawet ośmieszać Założycielkę"[5]. Również niektórzy dostojnicy Kościoła, jak na przykład biskup krakowski Albin Dunajewski, byli przeciwni nowej fundacji. Próbowano nawet wśród ojców Zmartwychwstańców stworzyć opozycję dla nowopowstającego zgromadzenia żeńskiego. Mimo tych przeciwności zgromadzenie to trwało a Fundatorka w tym czasie otrzymywała łaski płynące prosto z nieba. Tak opisywała te przeżycia: „W święto Przenajświętszej Krwi wpatrywałam się w Rany Chrystusa Pana, ze szczególną łaską udzieloną mi niespodzianie. Te Rany i Krew z nich sącząca się, wyjawiając mi tajemnice miłości, dawały mi razem uczucia Maryi Współcierpiącej, a głębokość nieskończona Rany Serca Jezusa sprawiała mi ból wewnętrzny, a jakby zewnętrzny w miejscu serca dotkliwy. Gdy na chwilę o sobie pomyślałam, ta Krew stawała się ratunkiem moim i oczyszczeniem. Jakby z Panem Jezusem czułam wielką miłość dla grzeszników; modliłam się za nich, jakby z rozkazu Pana Jezusa. Miłosierdzie jego było coraz większe i nieskończone jakby w stosunku z głębokością tej rany, pełnej ognia Miłości; o tej miłości pojęcia mieć nie można; a też obfitość łaski biedny człowiek zrozumieć nie może. Taka chwila wyjaśnia ubóstwo nasze, a także bogactwo bez miary, które posiąść możemy za pomocą krzyża najsłodszego i wierności naszej"[6]. A kilka miesięcy później napisała tak: „Po wielkich oschłościach, w których mi się zdawało, że nic poza mną nie było, także nic przede mną, gdym przed Bogiem akt oddania się uczynić chciała, żałując, że nic Panu dać nie mogę, uczułam się porwaną do miłosnego pragnienia; to pragnienie, które od dawna mi też odjętym było, tak było żywe i silne, żem uczuła chwałę Boga wszędzie w Kościele i w duszach wiernych; jakby u podnóżka tej chwały były liche, mizerne i nieznaczące cierpienia tego świata; nie rozumiałam, aby do nich wartość przywiązywać można było. Prosiłam, aby to jasne zrozumienie odjęte mi nie było, aby choć utajone zawsze na dnie duszy pozostało. Tak rozmyślając i wyrywając się do Boga, nie czułam już tego co mnie otaczało, a także zapomniałam żem była; przeniesiona w świat inny, przebywałam jakby w przedsionku wiekuistego połączenia z Oblubieńcem. Uczułam na koniec, że ten stan przerwany będzie i jakbym oddała Bogu na powrót, co mi na pokrzepienie tylko dane było"[7]. W tym czasie zgromadzenie miało już swoją Regułę zakonną. A była to ta sama Reguła, którą napisał o. Piotr Semenenko i którą jeszcze w 1878 roku przygotował w oparciu o Regułę Zmartwychwstańców dla sióstr w Boussu i z którą Celina Borzęcka zapoznała się w roku 1880. Reguła ta opierała się na ośmiu Błogosławieństwach Pana Jezusa, które ogłosił On podczas Kazania na Górze. Ta Reguła była także podstawą konferencji wygłaszanych przez ojca Piotra Semenenkę, a które pierwsze Zmartwychwstanki z wielkim skupieniem chłonęły po to, by później tę naukę przekazywać swoim przyszłym współsiostrom. On starał się przez te dusze wybrane przekazać całą swoją naukę ascetyczną i mistyczną a one miały w nim swojego mistrza duchowego. Ojciec Piotr „zdawał sobie sprawę z tego, że formując Celinę i jej córkę na drogach życia duchownego, zakłada jednocześnie mocne podwaliny dla całego dzieła Zmartwychwstania i jego dalszego rozwoju. Poprzez Fundatorki urabiał i kształcił dusze wszystkich przyszłych Zmartwychwstanek"[8]. Każda konferencja i każda nauka Ojca Piotra była dokładnie zapisywana, zachowywana i szczegółowo analizowana przez pilne słuchaczki, które starały się nie zagubić żadnej z tych pereł. Ojciec Semenenko cierpliwie tłumaczył jaki duch ożywił Regułę, która „ma przenikać całe zgromadzenie. Kamieniem węgielnym całego gmachu duchownego musi być wiara w miłość Bożą. »Masz żyć zawsze wiarą w miłość Jego. Kiedy uczucie przejdzie, ma pozostać wiara, a ona wtedy tym cenniejsza, że razem z nią jest wtedy pokora«. Miłość górować musi nade wszystko: »miłość, która idzie prostą linią z potrzeby miłości w przepaść miłości«. Chcąc dojść do zupełnego oddania się Panu Bogu, czyli do doskonałej miłości - uczy Ojciec Semenenko - koniecznie trzeba umrzeć sobie, własnemu rozumowi i woli własnej. Pod tym jedynie warunkiem dusza zakonna może dojść do pełni życia Jezusowego. Wówczas następuje unia mistyczna z Bogiem, czyli przemienienie w Chrystusa Pana, nasze zmartwychwstanie duchowne: »A żyję (...) już nie ja, żyje we mnie Chrystus«. Tak szczytny cel może być tylko osiągnięty przez modlitwę. Dlatego Ojciec Semenenko kładzie wielki nacisk na życie bogomyślne, ucząc pierwsze Zmartwychwstanki ustawicznej modlitwy. Ma ono być w Zgromadzeniu na pierwszym planie. Wszystkie czynności Sióstr, ich prace i życie całe ma być zamienione na hymn miłości i uwielbienia ku czci Trójcy Przenajświętszej"[9]. Reguła Zmartwychwstanek, jak już zostało to powiedziane, została oparta na „granitowym fundamencie Kazania na Górze. Cała doskonałość chrześcijańska, życie wewnętrzne, pobożność i świętość zawarta jest w Błogosławieństwach. Życie Zmartwychwstanki powinno być wierną ich realizacją. Dlatego śluby święte, i cnoty, i całe życie zakonne osnute jest w tej Regule na tle ośmiu Błogosławieństw. Ukoronowaniem dzieła Jezusowego w duszach są właśnie Błogosławieństwa, do których doprowadzają trzy cnoty teologiczne wraz z Darami Ducha Świętego i Jego owocami. Reguła wiernie zachowana ma przywieść Zmartwychwstankę do takiego stanu duszy, że już tu na ziemi kosztuje, jak gdyby przedsmaku nieba i widzenia błogosławionych. Największym szczęściem dla niej ma być życie w ubóstwie, zupełnym oderwaniu od dóbr doczesnych, od świata i od siebie samej. Z radością powinna pełnić cnoty cichości, wyrzeczenia, słodyczy, czystości serca, rozsiewać miłosierdzie i pokój na około, łaknąć i pragnąć sprawiedliwości, a wreszcie dojść aż do tego, by rozmiłować się w krzyżu, cierpieniu i prześladowaniu dla sprawiedliwości. »Jest to nowe i ostatnie błogosławieństwo przez Pana przyrzeczone, - mówi Ojciec Semenenko - które kładzie jakby pieczęć na wszystkie inne, podwaja ich cenę i zasługę«. Tak ma żyć według Ojca Semenenki prawdziwa, wierna, dobra Zmartwychwstanka. Duch jej wtedy »już się unosi z błogosławieństwa do błogosławieństwa i przeczuciem staje u ich wszystkich szczytu i odgaduje tę niebieską rozkosz oglądania Boga i być synem Bożym«. (...) Pierwszemu Błogosławieństwu odpowiada ubóstwo, pokora i praca. »Błogosławieni cisi« czyli drugie Błogosławieństwo dotyczy posłuszeństwa. Trzecie wyjaśnia cnotę czystości i umartwienia. Czwarte objaśnia ducha wiary, miłości i gorliwości w pracach nad wychowaniem młodzieży. Piąte Błogosławieństwo, dotyczące miłosierdzia, obejmuje działalność apostolską w parafiach. Pod szóste Błogosławieństwo podciąga Ojciec Semenenko miłość Bożą, ducha modlitwy i ćwiczenia duchowne, dozwalające czystym sercem oglądać Pana Boga. »Błogosławieni pokój czyniący« odnosi się do życia wspólnego i miłości siostrzanej. Wreszcie ostatnie Błogosławieństwo wyjaśnia głęboko, iż największą na ziemi nagrodą dusz kochających i czyniących sprawiedliwość jest ponosić za nią prześladowanie. Ten rozdział zawiera również przepiękne wyjaśnienie dyscypliny zakonnej. (...) Kościół święty, badając później tę pierwotną Regułę, pióra Ojca Semenenki, określił ją jako »wspaniałą, doskonale ujętą i odznaczającą się duchem bardzo wzniosłym«"[10]. Ojciec Piotr przez długi czas zajmował się kierownictwem duchowym nowego zgromadzenia. Poprzez swoje konferencje ukazywał ojciec generał siostrom jaki cel apostolski miał przyświecać nowej rodzinie zakonnej. „Siostry miały nauczać katechizmu, prowadzić stowarzyszenia parafialne, dbać o wystrój kościołów, opiekować się dziećmi, chorymi, ubogimi czy otoczyć nieustanną adoracją Najświętszy Sakrament również przy pomocy osób świeckich z nimi stowarzyszonych"[11]. Przy tak dużym zaangażowaniu czasowym oraz otwarciem dla wszystkich potrzebujących, domu Zmartwychwstanek pod zarządem Matki Celiny, martwiła się ona o swoją córkę i tak o tym napisała: „»Cierpię bardzo, patrząc na Jadwinię, nie mogącą się kształcić, ani chwili czasu, ciągła usługa i poświęcenie dla drugich«. [A] były to wizyty różnych znajomych w klasztorze, nawiedzanie chorych, przyjmowanie dzieci na przygotowanie do pierwszej Komunii św., udzielanie lekcji języka francuskiego, odwiedzanie ubogich, towarzyszenie niekiedy przy śmierci i wielokrotnie konkretna pomoc materialna. Od 28 X 1883 do 3 VI 1886 goszczono pod swym dachem Ninę Dubieńską [prawosławną, której nie udało się nawrócić] wraz z jej podopieczną, Tamarą, bratanicą o. Semenenki, przywiezioną na wychowanie do Matki Borzęckiej. Dbano również o niektóre zakrystie, zajmowano się życiowymi rozbitkami itp. Były to jednak stale prace dorywcze, nie zapewniające żadnego dochodu materialnego, o który Matka Celina coraz bardziej się troskała, gdyż kandydatki niewiele wnosiły ze sobą. Kapitał, z którego czerpała wspólnota, stale się zmniejszał"[12]. Co do wykształcenia Jadwini, matka Celina otrzymała kolejną, jak sama napisała: „łaskę chwilową zrozumienia, że zaniedbane wykształcenie Jadwini jest niczym w porównaniu z tym, co zyskała na duszy, że ten zapas skarbów jedynych jest nasieniem na całe jej życie - owoce tego nie idą w porównanie z ozdobami umysłu i zewnętrznymi bogactwami, które świat tak ceni"[13]. Matka Celina Borzęcka dosyć długo wspomagała finansowo ojca Piotra, Zmartwychwstańców i swoje zgromadzenie. Jednak po pożarze Obrębszczyzny jej sytuacja materialna zaczęła się stopniowo pogarszać. Dodatkowo, należne jej pieniądze od zięcia (Józefa Hallera) przychodziły niezbyt regularnie, gdyż sytuacja w kraju pogarszała się i ciężko było uzyskać dochody z majątków. W międzyczasie do zgromadzenia zgłaszały się nowe kandydatki. Pochodziły one z różnych krajów, były oczywiście Polki, ale także Włoszki, Francuzki, Bułgarki i inne. Niestety, tak jak i na początku, tak i w tym czasie sporo z nich odchodziło. Ta ciągła rotacja przez tak długi czas, była w dalszym ciągu powodem wielu zmartwień obu Fundatorek. Jednak pewnego razu Matka Celina została tak pocieszona: „Widziałam w skupieniu będąc zakrwawione Dłonie Pana Jezusa; była to jakby wymówka mojej niewierności i zwątpienia. Uczułam też całą słodycz działania bez skutków i bez pociech w pracach Bożych, w jednym widoku spełnienia Jego woli. Inne to było zrozumienie niż przed chwilą, gdym cierpiała z doznanych zawodów po wyjściu sióstr z naszego zgromadzenia. Ogrom chwały Bożej cierpi nad małościami pochodzącymi ze świata, który sobie tworzymy około siebie, a w gruncie tylko dla siebie. Bóg ogarnia dobrocią swoją wypadki życia naszego, czyny dobre, a także słabości ludzkie. Widzi skutki, bo je przewidział od początku, ale zakrywa je stworzeniom swoim i jednego tylko żąda od nich datku tj. miłosnego oddania się Jemu na wszystko. Daje na to każdemu odpowiednią łaskę; grunt tej łaski jest ślepa wiara, że dobrze czyni Pan Bóg, słabszym zaś udziela większej pewności skutków w ich pracach, bo oni gonią za pomyślnością w działaniu, tym zaś, co je na pozór zakrywa, powiększa łaskę wytrwania i tę z trudem poniesionym w pozornym ujęciu wszystkiego, oni miłośnie dochować powinni, bo to Kalwaria prowadząca do ścisłego połączenia z Jezusem. I jasno mi się zrobiło, że błąd sióstr Bóg miłosierdziem im naprawi, prowadząc je łatwiejszą drogą. Stanęłam więc odważnie po stronie tych, co Pana Jezusa głębiej zrozumieć powinni; żal minął do błądzących, ustąpiła z duszy wymarzona potrzeba szczęśliwych skutków i rzuciłam się jakby w objęcia tego życia zbawiennej niewiadomości, ślepej gotowości, spokojnego wyczekiwania godziny Pana, przyjmując z uśmiechem nadziei to, co świat mianuje niewdzięcznością ludzi, bo mi doświadczenia i prześladowania słodkimi już były - stąpałam drogą nie ciernistą, lecz słodką i miłosną ku Kalwarii do Pana mego"[14]. Gdy to już było dla Matki Celiny jasne, to wówczas okazało się, że przy formacji kandydatek do zgromadzenia ojciec Piotr zaczął stanowić pewne utrudnienie dla niej i dla Jadwigi. „Ojciec był bardzo powolny, a przy tym zbyt wielkiego serca i to dla wszystkich, stąd wielokrotnie nadużywano jego dobroci. Matka nie zgadzała się z wielu jego postawami wobec sióstr. Wyrzucała mu zbytnią łagodność, ... (...). Wymawiała też zbytnie liczenie się z każdą indywidualnością, ciągłe próbowanie od nowa z pobłażaniem i słabością. Siostry poznały się szybko na tej miękkiej dobroci swojego spowiednika i w odpowiedni sposób wykorzystywały to dla siebie"[15]. To wszystko kosztowało obie współfundatorki wiele łez i dużo bólu. Jednak żarliwe modlitwy, wytrwałość oraz olbrzymia ufność w Boże prowadzenie „Matki Celiny oraz jej córki zapewniły dziełu Bożemu dalszy rozwój"[16]. Niemnie jednak, u obu odbiło się to na ich zdrowiu. Matka Celina znalazła pomoc u doktora Pompilij, który leczył również ojca Piotra Semenenkę. Natomiast Jadwinia, która miała właściwie nieustanną anemię i często zapadała na migrenę oraz gorączki reumatyczne, wymagała zmiany klimatu. Więc jednego lata całe zgromadzenie przenosiło się do Castelgandolfo, innym razem do miejscowości Patrica lub Pisoniano. W październiku 1884 roku zgromadzenie ponownie powróciło na Via in Arcione 88. Tu spotkała się Matka Celina „z młodym kapłanem, Monsignorem Jakubem Della Chiesa, późniejszym Papieżem Benedyktem XV (1854-1922)"[17]. Latem 1885 roku Matka Celina wzięła udział w spotkaniu z Ojcem Piotrem i przełożoną Sióstr Kapucynek Matką Łempicką w Kętach. Tam Matka Łempicka [Maria (1833-1918)] „zakładała (...) klasztor i prosiła swego kierownika [duchowego] o poświęcenie kamienia węgielnego pod budowę kościoła i konwentu. To miejsce zaciszne i odosobnione wybrał Ojciec Semenenko dla wzajemnego porozumienia się z Matką Celiną. Posłuszna wezwaniu Celina przybywa do Kęt z radością. Podczas uroczystości Ojciec Semenenko, jak gdyby w natchnieniu, wyrzekł te prorocze słowa. "»Tu kiedyś będą Zmartwychwstanki... «. Matka Celina zostawia następującą wzmiankę o tym błogim spotkaniu: »... Cztery dni przebyłam prawie ciągle z Ojcem na porozumieniu się. Stosunek otwarty, szczery a Boży, łączył trzy nasze dusze - był to prawdziwie anielski stosunek niepojęty przez świat, a błogosławiony przez Pana. Kwestia wiary była głównie na placu - tej potrzeby wejścia w swe nicestwo, aby wybłagać wiarę, upokarzając się z niewiary, którą Bóg dopuszcza, bo żąda oczyszczenia naszego i dojścia do głębszego zrozumienia. Był to dzień des Prodiges de la Sainte Vierge [cudów Najświętszej Maryi Panny], dwunasta rocznica Generalstwa Ojca«"[18]. Pewnego razu, już po powrocie do Rzymu, Matka Celina udawała się na spotkanie z Ojcem Piotrem. Gdy wchodziła po schodach na górę i była już na najwyższym stopniu, poczuła „ jak gdyby ręka jakaś niewidzialna silnie ją spycha aż na sam dół. Bez najmniejszego potłuczenia, cała i zdrowa staje na nogach i ponownie odbywa tę samą drogę po tychże schodach. Ojciec Semenenko powiadomiony o tym wypadku od razu rozpoznaje napad szatański"[19]. Dzieło Matki Celiny, mimo wielu przeciwności, rozwijało się coraz bardziej ku chwale Bożej, więc szatan widząc to, tym wścieklej atakował. Wśród wielu bolesnych cierpień doszło Matce jeszcze kolejne, chyba najboleśniejsze, bo „umiłowany i czczony przez nią, przewodnik duchowny przestaje ją rozumieć, zaczyna się znów chwiać w swych zamiarach i zbacza z drogi poprzednio już wytkniętej. Celina wpada w głęboki smutek i konflikt sumienia. Wszak zobowiązała się słuchać spowiednika niemal na ślepo i dotąd nigdy nie wykroczyła przeciw posłuszeństwu. Owszem, od szeregu lat pełni je w stopniu heroicznym, pozwalając się prowadzić jak małe dziecko i na drogach życia wewnętrznego i w zewnętrznym życiu zakonnym. Ale od roku 1885 stosunek Matki Celiny z Ojcem Semenenko wchodzi w zupełnie inną fazę. Staje się jakiś niejasny, dziwnie zawikłany, czasem obopólnie trudny i ciężki do zniesienia. Zabrakło wzajemnego porozumienia, zaufanie słabnie, jakiś cień zasnuwa miłość nadprzyrodzoną i serdeczne współżycie tych dwóch dusz wybranych. Niewątpliwie, Pan Bóg prowadząc ich do wysokiej doskonałości, chciał oczyścić wzajemny ich stosunek z wszelkiego elementu ludzkiego i pociechy naturalnej, dlatego zsyła obojgu ten kielich goryczy"[20]. Matka Celina zauważyła, że w tym czasie ojciec Piotr zaczął wątpić w to, czy ona jest w stanie doprowadzić to dzieło do końca. Ponownie zaczął myśleć o połączeniu Zmartwychwstanek z innym zgromadzeniem. Ona sama zaś także zaczęła tracić wiarę w to dzieło i swoją w nim rolę. Zaczęła również odczuwać szatańską pokusę zerwania kontaktów z ojcem generałem. „Pokusa ta była chwilami tak silna, że Matka Celina gotowa była nowennę odprawić, aby udało się to zerwanie. Skarżyła się Chrystusowi: »Jezu, wiesz, że nie szukałam Ojca, ani chciałam żadnych więzów oprócz Twoich. Tyś mi wlał, zdaje się, gorącą miłość, której ugasić nie było w mojej mocy. Tyle razy chciałam odrzucić to, o w tym niebezpieczne się wydawało; tak często zmęczoną byłam wszystkim... wszystkim, co nie Ty [...]. Wytęp zatem wszystko, co mego w tym stosunku, a także, co z drażliwości uczucia mego pochodzi, bo chcę być silną w Tobie. Daj mi światło, abym w porządku Bożym była i tylko potrzebowała Ojca i o nim wiedzieć chciała, o ile Ty tego chcesz«. Do O. Piotra zaś napisała: »Usuwam jakby Ojca w modlitwie«. Nasilenie tych nieporozumień przypadło na dwa ostatnie lata życia O. Semenenki. Matka Celina zawsze szukała winy przede wszystkim w sobie i w końcu stwierdziła, że widocznie ona nie potrafi zrozumieć, jak się naprawdę szuka woli Bożej; nie potrafi tej woli ukochać, nie ma posłuszeństwa. Nie ma więc tego wszystkiego, co jest potrzebne, by stanowić jedno ze spowiednikiem w dziele formowania zgromadzenia. A co na to wszystko o. Semenenko? Czy obojętnym mu było cierpienie tej, która okazała mu tyle zaufania i była mu tak oddana? Czy owe zmiany planów i twarde, zda się, traktowanie Matki Celiny było przez niego zamierzone dla jej upokorzenia? Czy to wszystko czynił celowo, by ją udoskonalić? Na to pytanie trzeba odpowiedzieć negatywnie, bowiem O. Piotr nigdy się taką metodą nie posługiwał nawet w kontaktach z obcymi ludźmi. Był zawsze niezmiernie delikatny, nawet czuły dla swych penitentów, a do doskonałości prowadził przez ukazywanie konieczności zgodzenia się z wolą Bożą. Sam szukał jej wytrwale i najlepszą mając intencję porzucał często powzięte plany, gdy tylko rodziło mu się w duszy przeświadczenie, że tego domaga się Bóg. Czyniło to wrażenie zmienności czy też niepewności, wprowadzało nieporozumienia i ściągało cierpienia na bliskich mu ludzi. Tak właśnie było z Matką Celiną. O. Semenenko widział jej udrękę. Toteż zachęcał ją i pouczał, by mimo wszystko starała się widzieć w nim Pana Jezusa i Jemu samemu zaufać w kierowniku. Powstrzymywał ja przed decyzją ostatecznego zerwania, ukazywał w takiej decyzji zgodę na pokusę szatana i wpadnięcie w jego zasadzkę sprytnie i chytrze zastawioną, by zniszczyć nadprzyrodzoną ich przyjaźń, tak potrzebną dla dzieła Bożego"[21]. W lipcu 1886 roku generał Zmartwychwstańców, ojciec Semenenko wyjechał na wizytację do Paryża, chociaż w tym czasie zaczął coraz bardziej podupadać na zdrowiu. Tam, po pewnym czasie Ojciec Semenenko zadecydował, żeby Matka Celina razem ze swoim zgromadzeniem przeniosła się do Paryża by tam pracować wśród polskiej emigracji. „Te plany Ojca Semenenki znajdują żywą aprobatę w Kurii Generalnej Ojców Zmartwychwstańców i w ich domu Paryskim. Nieświadomie ulega też Ojciec Semenenko wpływowi jednej ze swych penitentek w Paryżu, która objawia mu tę zmianę dla Sióstr Zmartwychwstanek jako rzekomą Wolę Bożą"[22]. Tą penitentką była „pani de Gerard, jakoby mistyczka, którą O. Piotr poznał w 1884 roku. Znajomość ta przetrwała do jego śmierci i mocno zaważyła na stosunkach między nim a Matką Celiną"[23] W tym czasie Matka Celina razem z córką, siostrą Jadwigą przebywały w Polsce, gdzie uporządkowywały swoje sprawy finansowe. „Tu właśnie, w Obrembszczyźnie, w sam dzień imienin Jadwini, zaskakuje Matkę Celinę nowe zarządzenie Ojca Semenenki. Domaga się on stanowczo najszybszego zlikwidowania domku w Rzymie i przeniesienia się do Paryża. »Przewrót to uczyniło w mojej duszy i nie rozumiem Ojca, to najboleśniejsze!«. Ojciec Semenenko proponuje nawet osiąść chwilowo przy Siostrach Reparatkach w Paryżu i pod ich okiem dalej formować Zgromadzenie. Przy całej czci i uwielbieniu dla Ojca Semenenki, Matka Celina, roztropna i mądra niewiasta, trzeźwo patrzy na sytuację obecną i na najbliższą przyszłość. Nic dziwnego, że nie może zrozumieć takiego rozkazu, i niezmiernie trudno uznać jej Wolę Bożą w takim położeniu. Cierpi wewnętrznie bardzo, niemniej obmyśla całą sprawę i omadla u stóp Bożych. Próbuje przekonać Ojca Semenenkę, w długim szeregu listów, równie pokornych jak stanowczych, o niemożliwości i niepraktyczności całego projektu. Pomijając już inne argumenty, nawet z punktu finansowego cała koncepcja jest niepodobną do zrealizowania. Wszak fundusze są prawie doszczętnie wyczerpane, a wpływy z majątku minimalne"[24]. Jednak Ojciec Piotr, który na listy Matki Celiny nie miał już chyba sił odpisywać, telegraficznie wzywał obie Zmartwychwstanki do Paryża, aby tam zapoznać je ze swoimi planami. One obie w duchu posłuszeństwa postanowiły więc pojechać do Paryża. Jednak w drodze Matka Celina zasłabła, dlatego zmieniono plany i na początku listopada obie przybyły do Rzymu. Tymczasem ojciec Semenenko w Paryżu zachorował bardzo poważnie na zapalenie płuc. Żadne zabiegi lekarskie nie były w stanie mu pomóc i w dniu 18 listopada, około godziny trzeciej po południu, generał i współzałożyciel zakonu Zmartwychwstańców, ojciec Piotr Semenenko zmarł. „Cudownie piękną śmierć miał Sługa Boży. Była to zaiste śmierć wybranych. Skrucha i miłość przepełniały serce jego. Cały rozjaśniony wpatrywał się w jakieś zjawisko nieziemskie, a ręką dał znać, by mu nie przerywano tej ekstazy. I tak odszedł do Pana. Ojcowie obecni w pokoju podchwycili w chwili zgonu jakby światłość, która otoczyła umierającego. Pewna świątobliwa Karmelitanka w Rzymie, penitentka Ojca, miała widzenie, że »Generał Zmartwychwstańców kona, a przy łożu jego znajduje się Najświętsza Panna z Dzieciątkiem Jezus i Św. Janem Apostołem«"[25]. O śmierci ojca Piotra Semenenki Zmartwychwstanki dowiedziały się od jednego z ojców już pięć godzin później. Był to olbrzymi szok dla nich. Matka Celina sama bardzo cierpiąc zmuszona była pocieszać rozżaloną Jadwigę, „która z twarzą przy ziemi szlochała wołając: nie, nie, nie!"[26] Ta śmierć była wielką tragedią dla młodziutkiego zgromadzenia, gdyż wówczas matka Celina razem z matką Jadwigą i pozostałymi siostrami, zostały pozbawione fizycznego i duchowego oparcia oraz kierownictwa. Dodatkowo, ta śmierć „wydawała się niweczyć dzieło, którego początków nawet nie było widać"[27] Jednakże pomimo wielkiego bólu i żalu matka Celina, dziesięć dni po śmierci ojca Semenenki zdołała napisać takie słowa w swoich zapiskach: „W duszy mojej trwała i trwa radość jakaś dziwna (gdy o sobie zapominam), że ojciec nasz na łonie Jezusa, daleki od cierpień tego świata! Jakbym z nim razem, obok niego chwilami dzieliła to szczęście używania chwały wiekuistej! Wtenczas całą miłością oddaje go Ojcu Przedwiecznemu, czuję, że mi przebacza złości moje, że czuwa i błogosławi"[28]. Dzisiejsze Siostry Zmartwychwstanki z Prowincji Warszawskiej napisały całą historię powstania swojego zgromadzenia, w formie sztuki teatralnej czy też scen dramatycznych, w których wykorzystały cytaty z autentycznych wypowiedzi swoich założycieli. Ten tekst umieściły na swojej stronie internetowej. My tu zacytujemy fragment, który dotyczy tego czasu, który właśnie został opisany: AKT II Scena 6. Wpada wzruszona Jadwiga, chwyta ręce matki i ściska je, za nią wchodzi Semenenko. Jadwiga: Mamo, mamo! Będę z tobą! Zawsze! Fiat mihi! Ks. Semenenko do Celiny, która powstaje: To wielkie szczęście. Jadwinia chce być twoją podporą w tym wielkim dziele. To sprawa Boża, to przede wszystkim Jego łaska. do Jadwigi: Trzeba bardzo prosić Pana o światło i wytrwanie, a On dokończy swoje dzieło w tobie. do Celiny: Widzisz, Bóg objawia swoją najświętszą wolę. Zamieszkacie razem, da Bóg, że przyjdą powołania... Na teraz muszę już iść. Niech was Bóg ma w swojej opiece. Chodź, Jadwiniu, odprowadź mię. Celina: Dziękuję Ojcu! Niech Ojciec pamięta o nas, bo w duszy ciemno. Wychodzą Jadwiga i ks. Semenenko. Scena 7. Celina siada przy stoliku, chwilę milczy, potem bierze papier, pióro, pisze, mówi jakby do siebie: Dnie przebywamy smutne, trudno jak Ojciec być spokojnym. On mocno ufa, że wszystko od Boga, więc i doświadczenia tak przyjąć trzeba. Może i ja też tego się kiedyś nauczę... A teraz - martwię się, że Jadwinia nie może się uczyć, że nie możemy zacząć dzieła, że przyszłość niepewna... Daj to, Boże, żeby to moje dziecko było szczęśliwe... chwila milczenia Przebyłam trzy miesiące w Patrica słaba na zdrowiu. Miewam chwile zniechęcenia i pokus, które cud Boży zniszczyć jest w stanie. Gdy powróciłam do Rzymu, zaczęłyśmy starać się o nowe mieszkanie. Chyba przeprowadzimy się na via Veneto. Kupowanie mebli i innych potrzebnych rzeczy męczące było. Dajemy lekcje języka francuskiego. Jadwinia uczy muzyki. Często chodzimy do kościoła św. Klaudiusza na błogosławieństwo... (11 XII 1884). W ciągu tych dwóch tygodni Ojciec późno niekiedy wieczorami przychodził, gdyż pisze kazania do Lwowa. Wczoraj mówił w konferencji o miłości, którą wszystko można przezwyciężyć. On sam tyle przecierpiał w życiu, tak długo był odepchnięty przez swoich... Mówił, że widzi w tym wszystkim wolę Bożą, że to dla jego dobra Bóg go tak doświadczał... Nasza gromadka wciąż mała. Tylko siostra Anna zawsze z nami. Tyle spraw, tyle kłopotów, trzeba jeszcze kupić materiał na obrus na ołtarz Matki Bożej, trzeba przygotować siostrzenicę Ojca do Pierwszej Komunii Świętej. Kupimy białą sukienkę, wianuszek... Dziecko już teraz jest takie szczęśliwe! Wróciłam przed miesiącem z Polski. Szukałam miejsca na fundację klasztoru, bo chcemy otworzyć dom w Polsce, pracować dla Ojczyzny. Na razie jest kilka możliwości: Wieliczka, Przemyśl, Kęty... Zobaczymy, co Pan Bóg sam pokaże... Mieszkałam u Matki Łempickiej, której kiedyś pożyczyłam pieniądze. Ona do tej pory jest taka wdzięczna... W Kętach założyła klasztor kapucynek. Ojciec przyjechał na krótko i poświęcił kamień węgielny pod ich kościół... Właśnie wtedy, jakby mimochodem, powiedział do mnie: Tu będą kiedyś Zmartwychwstanki... Oby Bóg objawił swoją wolę... Bóg miłosierny trzyma wszystko w swym ręku i pamięta o nas, choć doświadcza i za niejedno upomina i utrudnia, aby słudzy Jego cenić umieli ubóstwo i w pokorze żywot pędzili... (11 XI 1886) Zaciemnienie, po chwili - gwałtowny akord muzyczny. Ktoś mówi za sceną: 18 listopada 1886 roku o. Piotr Semenenko zakończył swoje ziemskie życie. Gwałtowny dźwięk za sceną - jakby uderzenie w metal. Scena 8. Wchodzi smutna Jadwiga. M. Jadwiga: Mamo, dlaczego tak się stało? Co my teraz zrobimy? Dlaczego tak szybko Ojciec odszedł od nas? Czy taka była wola Boża? M. Celina: na początku mówi jakby do siebie, potem - bardziej do Jadwigi: Pod koniec października Ojciec zachorował, a choć przywykłyśmy do jego zaziębień i katarów, chwilami byłyśmy niespokojne, a chwilami trwoga do duszy wstępowała... Nic mi przeczucie nie mówiło... Widocznie Pan Bóg tak chciał, a chciał dla zupełnego oczyszczenia Ojca od pragnień udania się i dozwolił mu tylko zarysować plan przyszłości naszej... M. Jadwiga: Mamo, ale dlaczego nam nie odpisywał? M. Celina: Nie odpisywał Ojciec na listy właśnie dlatego, że miał nadzieję nas wkrótce zobaczyć już w Rzymie i wytłumaczyć ustnie cały plan naszej przyszłości... Jadwiga wychodzi. M. Celina: przybita, siada powoli na kanapie; patrząc na krzyż, mówi do siebie: Zostałyśmy teraz same, bez naszego Ojca... Ach! Czyż kiedyś się wypowie i odczuje, i zapamięta, i jak relikwię schowa wszystko, co tchnie tym naśladowcą Jezusa, tym miłośnikiem Jego, tym synem Maryi! Pragnę krzyż miłośnie objąć, ukochać w każdej chwili, co Bóg daje. Smutek i radość, niech wszystko Pana chwali! Ojcze nasz drogi! Nie opuszczaj nas, błogosław, pomagaj, wskaż, co czynić mamy. Z chwały i szczęścia wiekuistego błogosław twe dzieci"[29]. W tym czasie, gdy zabrakło ojca Piotra, nikt z otoczenia Matki nie wierzył w dalszą egzystencję tego małego zgromadzenia i prawie nikt się nie znalazł, by jakkolwiek pomóc czy też życzliwie doradzić siostrom w ich dalszej działalności. (Jedynym wyjątkiem wśród Zmartwychwstańców okazał się ojciec Tomasz Brzeska (1818-1900), o którym jeszcze wspomnimy). Kardynał Lucido Maria Parocchi (1833-1903), ówczesny Wikariusz Generalny diecezji rzymskiej, do którego zwróciła się o pomoc Matka Celina, a który został wcześniej źle usposobiony do niej, odmówił jej audiencji. Kardynał Lucido Maria Parocchi Zdj. z Intern. ze str.: https://fbc.pionier.net.pl/search#fq={!tag=dcterms_accessRights}dcterms_accessRights%3A%22Dost%C4%99p%20otwarty%22&q=lucido%20Parocchi Natomiast przebywający w Rzymie kardynał Mieczysław Halka-Ledóchowski (1822-1902), wcześniej w miarę życzliwy, w tamtej bardzo trudnej chwili, wyjątkowo oschle przyjął u siebie obie matki Borzęckie. Tak oceniła to spotkanie Matka Celina: „Rozmowa jego bez uszanowania dla Ojca naszego, bez dobroci dla nas - wyszłyśmy zbolałe"[30]. Ponownie pojawiły się głosy zachęcające do połączenia zgromadzenia z Nazaretankami. Uważano, że po śmierci ojca generała Zmartwychwstanki mają do wyboru tylko dwie drogi: „albo (...) wyrzec się swych projektów i przyłączyć się wraz ze swymi Siostrami do innego zgromadzenia, albo natychmiast wracać do Kraju"[31]. Także te głosy zamierzające usunąć Zmartwychwstanki z Rzymu pojawiały się wówczas dość często. Doszło nawet do tego, że Matce „zalecono" opuścić Rzym i wyjechać niezwłocznie do kraju[32]. Uważano także, że to zarozumiałość i szlachecka duma każe Matce Borzęckiej upierać się przy tym by być „koniecznie fundatorką, jak Matka Darowska, Matka Siedliska i inne. (...) [Gdy] tymczasem jest tylko wielką damą światową"[33]. Odwrócili się wówczas także właściwie wszyscy ojcowie Zmartwychwstańcy, a zwłaszcza ci, którzy nie darzyli zbyt wielkim poważaniem swojego zmarłego generała. Mieli oni wówczas żal do niego, że zbyt dużo czasu poświęcał na założenie nowego zgromadzenia Zmartwychwstanek zaniedbując przez to, już od dawna istniejące ich męskie zgromadzenie. Dlatego też, po śmierci generała, nie chcieli „mieć nic wspólnego ze Zmartwychwstankami"[34]. Kardynał Ledóchowski, który uważał ojca Semenenkę za utopistę, wszystkim oświadczał, że jest także przeciwny temu żeńskiemu zgromadzeniu. Namawiał on nowego generała Zmartwychwstańców, ojca Waleriana Przewłockiego (1828-1895), aby „z panią Borzęcką raz skończyć"[35]. Sam generał, ojciec Przewłocki, który również był nastawiony nieprzychylnie, w swoim dzienniku napisał takie słowa: „Z panią Borzęcką wielka bieda. Wlazła jej do głowy fundacja zakonu. Ani rusz wytłomaczyć, próżność i pycha, a przytem słabizna. Ofiara niepraktyczności poczciwego naszego ś. p. Ojca Generała Semenenki"[36]. Natomiast matka Celina Borzęcka wówczas, a dokładnie 16 stycznia 1887 roku, zapisała w swoich notatkach takie zdania: „Mój Jezu! Więc i pogardzoną być dobrze! Mój Jezu, daj, abym to z Tobą przyjęła. Daj, aby Jadwini wiara i miłość się nie zachwiały! Daj wytrwać po ciężkiej i skalistej drodze..."[37]. Na domiar złego nowy generał zakomunikował „Matce Celinie, że ma nie liczyć na spowiedników z ich zgromadzenia, bo oni nie będą przyjmować stałych spowiedzi u zakonnic. Matka Celina notuje z bólem: »Mój Boże! Nowa rzecz, bolesna rzecz. Jakby zerwanie. Gdzież współpraca? Gdzie miłość? I czyż ma być wszystko tak różne od tego, co było w przeszłości?«"[38]. Bardzo cierpiały Zmartwychwstanki i ich Matka, ale cały czas walczyły i opierając się na Bogu nie poddawały się. Ale i Zmartwychwstańcy nie ustępowali. Ponieważ bardzo starali się „pozbyć (...), nieoficjalnie jeszcze istniejących Zmartwychwstanek, proponowano im przyłączenie się do innych zgromadzeń. Matka Celina odpowiedziała z mocą: »Wierne będziemy Regule naszej, zasadom, które nam Ojciec zostawił, oraz imieniu Zmartwychwstanek, które nam nadał Ojciec, walcząc wytrwale w nadziei, że Bóg wiarę przyjmie bez względu na skutki«. Widząc, że na taką postawę nie ma rady, zaczęto radzić: »niech się nazywają Siostrami Zwiastowania, czy jak jeszcze chcą inaczej, byle nie Zmartwychwstanki, bo nie jest w duchu Kościoła Siostrami Zmartwychwstania się nazywać«. Także i na tę propozycję Matka Fundatorka odpowiedziała z godnością: »To niech Kościół decyduje, jak mamy się nazywać«. O. Generał był niezadowolony z powodu tej nieustępliwości Matki Ce- liny, miał jednak przekonanie, że Fundatorka zmięknie i że jakoś z tą zmianą nazwy zgromadzenia będzie się można uporać. Siostry przypuściły szturm do nieba, a Założycielka wołała do O. Semenenki o pomoc przypominając mu, że to przecież on był tym, który zaczął tworzyć ich wspólnotę, że to on dał nazwę przyszłemu zgromadzeniu, to on z miłością kształtował ich dusze i miał zaufanie nieograniczone do ich wierności. Ufność Matki Celiny w pomoc O. Piotra nie zawiodła ani jej samej, ani małego zgromadzenia: wkrótce Kościół zatwierdził nazwę zgromadzenia. Powoli także stosunek Ojców Zmartwychwstańców zaczął się zmieniać na korzyść Zmartwychwstanek. Szczególnie O. Generał nabrał przekonania, że skoro Matka Celina tak mężnie, a zarazem skutecznie broni tego dzieła, musi to być wola Boża i nie można się jej przeciwstawiać. Z czasem zupełnie przejednany, stał się przyjacielem zgromadzenia sióstr. [1] S. Teresa Matea Florczak CR, Czcigodna Służebnica..., s.184-185. [2] Teresa Kalkstein C.R., Sługa Boża..., s. 82. [3] Tamże, s. 83. [4] Ojciec Piotr Semenenko CR, Autobiografia..., s. 67. [5] S. Teresa Matea Florczak CR, Czcigodna Służebnica..., s.185. [6] M. Celina Borzęcka CR, Zapiski i notatki 1881- 1913, Rzym 1984, s. 44. [7] Tamże, s. 66. [8] Teresa Kalkstein C.R., Sługa Boża..., s. 82. [9] Tamże, s. 103. [10] Tamże, s. 106-107, 108,109. [11] Maria Lucyna Mistecka CR, Zmartwychwstanki charyzmat..., s. 130. [12] Tamże. [13] M. Celina Borzęcka CR, Zapiski i notatki..., s. 109. [14] Tamże, s. 98-99. [15] Maria Lucyna Mistecka CR, Zmartwychwstanki charyzmat..., s. 126-127. [16] Teresa Kalkstein C.R., Sługa Boża..., s. 90. [17] Tamże, s. 95. [18] Tamże, s.97. [19] Tamże, s.116. [20] Tamże, s. 122. [21] S. Teresa Matea Florczak CR, Czcigodna Służebnica..., s.188. [22] Teresa Kalkstein C.R., Sługa Boża..., s. 123. [23] S. Teresa Matea Florczak CR, Czcigodna Służebnica..., s.189. [24] Teresa Kalkstein C.R., Sługa Boża..., s. 125. [25] Tamże, s. 128. [26] S. Teresa Matea Florczak CR, Czcigodna Służebnica..., s.194. [27] Maria Lucyna Mistecka CR, Zmartwychwstanki charyzmat..., s. 137. [28] M. Celina Borzęcka CR, Zapiski i notatki..., s. 151. [29] https://serwer2230922.home.pl/starastrona/_kopia/historia-zgromadzenia/ [30] Tamże, s. 152. [31] Teresa Kalkstein C.R., Sługa Boża..., s. 130. [32] Tamże, s. 134. [33] Tamże. [34] S. Teresa Matea Florczak CR, Czcigodna Służebnica..., s.195. [35] Teresa Kalkstein C.R., Sługa Boża..., s. 131. [36] Tamże. [37] M. Celina Borzęcka CR, Zapiski i notatki..., s. 155. [38] S. Teresa Matea Florczak CR, Czcigodna Służebnica..., s.196.
Powrót |