Święty Pius X Cz. II Zdjęcie z książki: Ks. Stanisław Krzeszkiewicz, Ojciec św. Pius X i jego następca Benedykt XV, Poznań 1914. Podczas tej uroczystości „ujął sobie serca zebranych swą przemową gorącą, pełną tak właściwej mu prostoty. Niełatwa praca czekała biskupa młodego w diecezji mantuańskiej. Była to rola kamienista, pełna cierni, głogów, które trzeba było wypleniać, by na ich miejsce rzucić zdrowe i dobre ziarno. Diecezja to niewielka, licząca 270 000 dusz, nad którymi opiekę duchowną sprawowało 308 kapłanów w 153 parafiach. Sama stolica biskupia, starożytna, bo rzymskie czasy jeszcze pamiętająca, miasto Mantua, liczyła 30 000 mieszkańców, z czego niestety jedną trzecią stanowili Żydzi, wskutek takiej liczby ogromnie rozpanoszeni. Stosunki w diecezji były wcale nie do pozazdroszczenia; (...) [w opłakanym stanie było Seminarium Duchowne]; do troski, jaką przepełnione było serce biskupa, zaraz przy objęciu rządów o ten zakład tak ważny dla rozwoju diecezji, przyłączyły się inne niemniej dotkliwe i bardzo bolesne"[1]. Otóż, w swoich sprawozdaniach o stanie diecezji, które miał obowiązek jak każdy biskup, co trzy lata wysyłać do Stolicy Apostolskiej, pisał o wszystkich brakach, jakie zastał po objęciu swoich biskupich obowiązków. Diecezja ta była bardzo prześladowana przez rządy, czy to wcześniejsze austriackie, czy też późniejsze, kiedy w 1866 r. Mantua przeszła pod panowanie włoskie. Biskup Piotr Rota (1805-1890), który miał od 1871 r. zajmować się tą diecezją jednak, „dla swych nieugiętych zasad [albo] siedział we więzieniu, albo był na wygnaniu, co z pewnością nie mogło przyczynić się do podniesienia diecezji"[2]. Wówczas Leon XIII zmuszony był odwołać go do Rzymu a na jego miejsce powołał biskupa Jana Marię Berengo (1820-1896). Ten biskup również nie umiał sobie poradzić z problemami (m.in. z zamknięciem Seminarium Duchownego), które z całą złośliwością piętrzył przed nim opanowany przez masonerię rząd włoski. Więc po kilku latach został przeniesiony „na stolicę arcybiskupią w Udine"[3] a Leon XIII w Giuseppe Sarto dostrzegł tego, który powinien poradzić sobie z tą diecezją. Po przejęciu od Austrii terenów diecezji mantuańskiej, rząd włoski pozamykał klasztory i przejął pod swój zarząd wszystkie obiekty należące do Kościoła. Natomiast pozostały majątek kościelny został obłożony wysokimi podatkami. Najgorszym było jednak to, że administracja rządowa bardzo zdecydowanie targnęła się „na wiarę ludu i na jego obyczaj chrześcijański. Rząd włoski zaprzedany masonerii (...) [zamiast] popierać Kościół w jego pracy uszlachetniającej i umoralniającej, krępował na każdym kroku jego działalność, ustawodawstwem wrogim religii katolickiej, starał się nie tylko utrudnić Kościołowi jego posłannictwo, ale wprost pracował nad jego zgubą. Na nieszczęście, wskutek tyloletniego zamknięcia Seminaryum, wychowanie duchowieństwa diecezjalnego pozostawiało bardzo wiele do życzenia; wrogiej działalności czynników rządowych biskup [nie mając wystarczającej ilości kapłanów], nie był w stanie przeciwstawić mężów apostolskich, którzy by działalność wrogów Kościoła paraliżowali, nauka prawd wiary w wielu parafiach była w zaniedbaniu, jednym słowem, długoletnie wygnanie biskupa, brak pasterza obok tylu innych przyczyn sprowadził ogromny upadek diecezji mantuańskiej. Dodajmy jeszcze do tego, że i położenie materialne kleru nie było do pozazdroszczenia; w wielu miejscowościach wikarzy, a gdzieniegdzie nawet proboszczowie, by z głodu nie zginąć, musieli parę razy do roku chodzić od domu do domu i prosić o jałmużnę; w czasach, gdy biskup Sarto obejmował rządy, wielka liczba wiernych przez działanie gazet wrogich katolicyzmowi, dla religii żywiła jeżeli nie nienawiść, to przynajmniej niechęć, wskutek czego i napaści na duchowieństwo, zwłaszcza przy takich okazjach, jak zbieranie jałmużny, były na porządku dziennym. Życie religijne wśród ludności biło bardzo słabym tętnem; według własnych słów biskupa Sarto, większa część wiernych zaniedbywała doroczne przystępowanie do Sakramentów świętych, przykazanie o święceniu niedziel i świąt poszło u wielu w zapomnienie, bardzo wiele nowożeńców, zawarłszy ślub cywilny, nie chciało nawet słyszeć o ślubie kościelnym"[4]. Jak widać diecezja była w wówczas bardzo złym stanie. Jednak, choć wiele przeszkód i trudności piętrzyło się przed nowym biskupem, u niego „ta sama gorliwość, z jaką imał się pracy czy w Tombolo, czy w Salzano, towarzyszy mu i tutaj, z tą chyba różnicą, że ze zwiększoną odpowiedzialnością wzmóc się musiała i troska o dusze wiernych"[5]. Więc niezrażony niepowodzeniami swoich poprzedników, z miejsca wziął się energicznie do tej ciężkiej i z pozoru niewdzięcznej pracy. Niemniej jednak, pracując konsekwentnie i wytrwale oraz „z wielką słodyczą, by nikogo nie urazić; (...) przeprowadził dzieło Boże, dzieło reformy, wbrew przepowiedniom (...) [ludzi], którzy sądzili, że na zawsze jest już zniweczone"[6]. Starał się biskup jak mógł, aby ożywić ducha pobożności u swoich kapłanów oraz u diecezjan. W pierwszym rzędzie zaczął otaczać szczególną troską Seminarium Duchowne, które odwiedzał kilka razy w tygodniu. Czuwał nad właściwym prowadzeniem się kleryków i nad ich studiami. „Gdy zabrakło profesora jednego z przedmiotów, sam obok tylu innych obowiązków i ten ciężar na siebie przyjął i przez dwa lata uczył teologii moralnej"[7]. Starał się także o większą ilość funduszy na utrzymanie Seminarium oraz umożliwienie przyjęcia „jak największej liczby kleryków"[8]. Dzięki jego pracy w ciągu kilku lat Seminarium to stało się jedną z najbardziej wzorowych uczelni w całej Lombardii. Jednocześnie, w tym czasie wprowadził do swojej diecezji śpiew gregoriański. Z kleryków utworzył chór, który sam osobiście prowadził. Dla duchowieństwa urządzał co pół roku seminaria rekolekcyjne, w których sam uczestniczył. Często i z wielką starannością odbywał wizytacje biskupie, dzięki czemu zdołał odwiedzić wszystkie parafie w swojej diecezji w ciągu kilku lat. Najczęściej wyruszał na te wizytacje rano razem ze swoim kapelanem. Lubił wysiadać ze swojego powozu na rogatkach miasta lub wioski i dalszą podróż do kościoła odbywał pieszo. „Zdarzało się często, że przybywszy z wizytą pasterską, brał zaraz stułę i zasiadał w konfesjonale słuchać spowiedzi, aby jak najwięcej dusz przygotować do Komunii świętej i dopomóc w pracy miejscowym księżom. Sam ten sposób postępowania i ta prostota obejścia się, którą lud rozumie tak dobrze, to były środki, jakimi się posługiwał nieraz, aby delikatnie, bez czynienia hałasu, dać lekcję swym mało gorliwym podwładnym. Opowiadają, że w pewnej parafii, gdzie proboszcz miał zwyczaj wstawać nieco późno, biskup Sarto, który przybył o poranku, zaraz udał się do kościoła i znalazł tam sporą garstkę parafian, oczekujących przy próżnym konfesjonale. Natychmiast kazał sobie w zakrystii podać stułę, usiadł w konfesjonale i począł słuchać spowiedzi. W jakiś czas potem wchodzi proboszcz i bardzo zdziwiony, rozgniewany nawet, że jakiś obcy ksiądz ośmielił się zająć jego miejsce, zbliża się z pośpiechem, odmyka drzwiczki - i staje przed swym zwierzchnikiem - biskupem"[9]. Wiele razy w parafiach, gdzie spodziewano się jego wizyty, przygotowywano się do jego przyjęcia „i gdy kapłani, bractwa, lud cały poczuł się sposobić do wyjścia mu naprzeciw, wtedy z konfesjonału wychylało się dobrotliwe oblicze księdza biskupa, a skinąwszy na miejscowego proboszcza, mówił mu: - Księże proboszczu, nie trudźcie się, ja tu już jestem. I dalej spowiadał jakby nic nie zaszło. Można sobie wyobrazić zawstydzenie biednych proboszczów, zwłaszcza z początku, bo z czasem przywykli do tego. Objazd diecezjalny od razu najlepsze wydał owoce; przywróconą została karność kościelna, a usunięte różnorodne nadużycia. Nic nie uszło czujnej uwadze i troskliwości księdza biskupa Sarto. Wkrótce poznał dokładnie stan każdej parafii; jej poziom moralny, zalety i niedomagania"[10]. Oczywiście, zawsze przekazywał swoje uwagi, jak te niedogodności usunąć. Już na początku swojej posługi biskup Sarto zamyślał o tym, aby zebrać całe swoje duchowieństwo na synodzie diecezjalnym. Synod taki zamierzał przeprowadzić „stosownie do wskazówek Trydenckiego soboru. Tradycja ta w diecezji mantuańskiej poszła w zapomnienie od paruset lat przeszło. We wrześniu więc 1888 r. (...) ujrzano zgromadzonych dwustu księży na synodzie diecezjalnym w katedrze w Mantui. W ciągu trzech dni synod rozważał wiele ważnych spraw i powziął w nich rezolucje, jako to np.: o obowiązku nauczania religii w kościołach parafialnych we wszystkie dni świąteczne, z pewnymi dopuszczalnymi wyjątkami; o obowiązku specjalnych wykładów dla dzieci, poza przygotowaniem do I. Komunii św., podczas każdego Wielkiego Postu i każdego adwentu dla przygotowania tych młodych dusz do sakramentów spowiedzi i Komunii świętej; uregulowano sprawy zaręczyn, małżeństw, pogrzebów, śpiewu gregoriańskiego, godzin odprawiania Mszy i innych nabożeństw, poza tym sprawę przedmiotów starożytnego pochodzenia: obrazów, rzeźb, naczyń kościelnych, które jako zabytki zabroniono sprzedawać pod rygorem zasuspendowania winnego proboszcza. Pełne miłosierdzia serce biskupa Mantui natchnęło niewątpliwie następującą rezolucję, przyjętą na zebraniu ogólnym: że przy pogrzebach ubogich proboszcz będzie obowiązany odprawiać Mszę żałobną, przy czym winien kazać zapalić co najmniej dwie świece, które mają się palić przez cały czas nabożeństwa. Jeśli sam jest ubogi, opłata za tę Mszę obciąży fundusz ofiar za dusze zmarłych. Tak podczas tych synodów diecezjalnych jak też przy wizytacjach pasterskich oraz w rozmowach z duchowieństwem i z wiernymi biskup Sarto nie przestawał powtarzać: Kochajcie wasze Seminarium duchowne mantuańskie! Wspierajcie je modlitwą i jałmużną! Proście Boga o to, aby powołania kapłańskie mnożyły się pomiędzy młodzieżą!"[11] Podczas wizytacji pasterskiej w jednej z miejscowości dowiedział się nasz biskup o tym, że ponad trzysta osób z tej parafii chce wyemigrować w poszukiwaniu pracy do Ameryki. Więc chcąc z bólem pożegnać tych emigrantów tak do nich podczas kazania przemówił: „»Moi najdrożsi (...) nie moją jest rzeczą sądzić, czy w tych okolicach jest więcej ust do karmienia, niż środków żywności, czy większa jest podaż rąk, niż obfitość pracy; lecz jakąkolwiek by była opinia innych osób w tym względzie, ja, Wasz ojciec duchowny, nie mogę nie opłakiwać odjazdu tylu moich synów do kraju, gdzie rzadko tylko, i tylko z trudnością będą mogli znaleźć pomoc religijną, której tu, dzięki Bogu, nie brakuje jeszcze. Opuścić kraj, opuścić Kościół, w którym przyjęliśmy chrzest święty, gdzieśmy uczyli się modlić, przystąpili do pierwszej Komunii św., aby iść w kraje, gdzie będziecie pozbawieni pociech religijnych, gdzie może zaledwie raz do roku można będzie spotkać księdza, być na Mszy!... Och! na tę myśl niepodobna nie wzruszyć się smutkiem!... Zalecam Wam, dzieci moje, abyście przynajmniej zachowali tę wiarę, którą otrzymaliście na chrzcie św., wykonywali praktyki religijne, posługując się tymi środkami chociażby w długich odstępach czasu, - środkami, które same tylko mogą podtrzymać Wasze życie religijne i uczynić nędzne życie znośnym. Przed wyjazdem, proszę Was bardzo, zgłoście się do Waszego Pasterza, od którego dostaniecie, prócz rad, zaleceń i ew. drobnych pamiątek, egzemplarz katechizmu, jakąś książeczkę pobożną oraz zaświadczenie, potrzebne dla tego, aby Was rozpoznawano jako chrześcijan i katolików. I niech błogosławieństwo Boskie towarzyszy Wam zawsze i wszędzie«. Nie dość było okazywać smutek i żal, należało spróbować zmniejszyć rozmiary emigracji, tak zgubnej dla wielu dusz i dla kraju. Wkrótce po wyżej opowiedzianym kazaniu podczas wizytacji biskup Sarto w piśmie skierowanym do (...) proboszczów polecał tymże, aby uprzedzali swych parafian o wszystkich grożących im na emigracji możliwych niebezpieczeństwach, ostrzegali ich przed wyzyskiem i oszustwami ze strony agentów emigracyjnych i nakłaniali ich do zmiany postanowienia wyjazdu. - »Niech nie powstrzymuje Was w wykonaniu tego zadania ani obawa wzbudzenia przeciwko sobie nienawiści pewnych osób, ani też obawa przed zniechęceniem, które nastąpi może po okresie entuzjazmu. Prawda zawsze wzbudza niechęci; godna jest jednak zawsze, aby jej hołdować, a o ileż piękniej jeszcze w podobnej sprawie, gdy w grę wchodzi zbawienie dusz«. Warto zapamiętać te słowa Józefa Sarto: nie lękać się niczego, gdy chodzi o zbawienie dusz"[12]. Tenże biskup wykazywał także dużą odwagę w kontaktach z rządem włoskim. Ostro wystąpił przeciw projektom parlamentarnym dotyczącym ślubów cywilnych i rozwodów. Gdy przed uroczystościami związanymi z w dniem urodzin króla Humberta I (1844-1900), premier Włoch, Francesco Crispi (1818-1901), który nie pałał miłością do Kościoła katolickiego, nakazał swoim urzędnikom, aby po uroczystościach kościelnych udali się „do synagogi, gdzie miała odbyć się ceremonia religijna również z powodu urodzin Króla. Równało się to wyraźnemu zapomnieniu, że we Włoszech religią państwa była religia katolicka; było poniżaniem tej religii przed ludem, tak, jakby fałsz miał jednakie prawa z Prawdą; było to wreszcie publicznym gorszeniem ludzi, i to solennym, z muzyką, pochodem, mundurami, z całym autorytetem państwa... Monsignor Sarto, według swego zwyczaju, zastanowił się i rozważył, jak się zachować w tej sprawie.Na kilka dni przed datą 14 marca powziął decyzję i powiadomił przedstawicieli władz rządowych, że jeśli zamierzają przejść z nabożeństwa w katedrze na nabożeństwo do synagogi, on, biskup Mantui, będzie widział się zmuszony do przykrego obowiązku - nie przyjęcia ich w katedrze. Łatwo odgadnąć konsternację wywołaną tym oświadczeniem, oburzenie dzienników z odłamu prasy t. zw. liberalnej, stek zniewag, którymi z jej strony obsypano biskupa Sarto, przestrogi i refleksje także ze strony t. zw. »rozsądnych«, którzy wyobrażają sobie, że czynienie ustępstw jest zawsze cnotą, a ciężar kosztów praktykowania tej cnoty przerzucają na Boga i Kościół. Ministerstwo Crispiego, zapytane zaraz o zdanie, zadecydowało, że wobec takiego stanowiska biskupa Mantui przedstawiciele władz rządowych powstrzymają się od wzięcia udziału jak w jednej tak w drugiej ceremonii religijnej, - co nie było z pewnością zgodne z uczuciami ludu włoskiego, ani też z pierwotną intencją rządu zarządzającego uroczysty obchód urodzin Króla"[13]. W grudniu 1891 roku zmarł patriarcha wenecki kardynał Domenico Agostini (1825-1891), na jego miejsce przewidziano biskupa Józefa Apollonio z Trevisa, ale zły stan zdrowia nie pozwolił mu na objęcie tego stanowiska. Po ponad półtorarocznym vacacie na tej arcybiskupiej stolicy, to zaszczytne stanowisko zaproponowano biskupowi Józefowi Sarto. On oczywiście chciał stanowczo odmówić, ale po pierwszych próbach odmowy dowiedział się, „że dalsze wymawianie się sprawiłoby papieżowi wielką przykrość"[14] W czerwcu 1891 r. na konsystorzu papieskim biskup Mantui, Monsignore Sarto został mianowany kardynałem a dopiero trzy dni później został patriarchą weneckim. Papież uczynił tak, ponieważ chciał w taki sposób uhonorować biskupa Mantui za jego dotychczasową pracę. A jednocześnie nie chciał, aby mówiono, że biskup Sarto został kardynałem, bo patriarsze weneckiemu taki tytuł z urzędu się należy. J.E. Kardynał Józef Sarto Patriarcha Wenecji w r. 1893. Zdj. z książki: ks. Antoniego Szaniawskiego, Jego świątobliwość Pius X: szkic biograficzny, Warszawa 1903. Aby objąć swoją stolicę w Wenecji musiał jeszcze kardynał Józef Sarto przebywać około 16 miesięcy w Mantui, gdyż dopiero we wrześniu 1894 r. rząd włoski był łaskaw udzielić swojej urzędowej zgody. Więc łącznie około trzech lat Wenecja była pozbawiona swojego patriarchy. Gdy kardynał Sarto wreszcie obejmował swoją stolicę zaczęły się rozchodzić pogłoski o tym, „że nowy Patriarcha Wenecki miał być podobno »skłonny do pogodzenia się z Rządem«"[15]. Taka pogłoska byłaby oczywiście olbrzymią zniewagą dla każdego hierarchy Kościoła katolickiego i w taki dokładnie sposób potraktował ją kardynał Sarto. Dlatego już w pierwszym liście do swoich diecezjan tak napisał: „»Boga wygnano z polityki teorią rozdziału między Kościołem a państwem; z nauki - zwątpieniem ujętym w system; ze sztuki - poniżeniem ją brutalnym realizmem; z prawodawstwa, kształtowanego na moralności ciała i krwi; ze szkół przez zniesienie nauki religii, z rodziny, którą chcą zlaicyzować w samem jej założeniu, pozbawiając ją łaski sakramentu«... Jak więc przeciwstawić się złu?... List pasterski odpowiada: »zwalczać główny błąd tego wieku, który chce świętokradzko postawić człowieka na miejsce Boga; wnieść światło rad ewangelicznych i nauki Kościoła we wszystkie problematy, które Ewangelia i Kościół tak triumfalnie rozwiązały: wychowania, rodziny, własności, praw i obowiązków; odnowić chrześcijańskie porozumienie pomiędzy różnymi stanami społecznymi; wprowadzić pokój na ziemi a zaludnić niebo: oto cel, do którego muszę zmierzać pomiędzy Wami, poddając wszystko Najwyższemu autorytetowi Jezusa Chrystusa i Jego namiestnika na ziemi, Papieża«. (...) [Ponieważ] Leon XIII, wódz przejściowy w walce wieczystej, był w tym czasie przedmiotem napaści, z zewnątrz i od wewnątrz (sic!) [Kardynał Sarto tak dalej napisał:] »Gdy się mówi o namiestniku Chrystusowym, to nie jest na miejscu badać Go, tylko być Mu posłusznym; nie mierzyć rozciągłości danego rozkazu, aby zwęzić swe dla niego posłuszeństwo; nie szykanować Jego słów najbardziej nawet jasnych, aby przekręcić ich sens; nie interpretować Jego woli według z góry powziętych uprzedzeń, niszcząc jej istotę; nie ważyć i mierzyć Jego sądów lub poddawać dyskusji Jego rozkazy, jeśli się nie chce znieważyć samego Jezusa Chrystusa... Społeczeństwo jest chore; wszystkie szlachetne jego części są dotknięte chorobą, dosięgła ona nawet źródeł życia... Jedyną ucieczką, jedynym lekarstwem, to Papież«"[16]. Jak widać, nasz bohater obejmując swoje wysokie stanowisko kościelne nie pozostawiał, żadnych wątpliwości, co do tego, jakimi zasadami będzie się kierował w swojej diecezji. Na jeszcze jedną cechę tego wspaniałego patriarchy warto zwrócić uwagę otóż, będąc kapłanem głębokiej wiary nie należał on do „tych, co to mówią, że trzeba pamiętać o czarnej godzinie, że więc trzeba coś dla niej odłożyć. Kapłan uczciwy nie ma nigdy czarnej godziny, bo nad nim czuwa Bóg. Jako patriarcha wenecki wspominał często, że droga do lombardu w Wenecji dobrze mu jest znana. »Jako proboszcz w Salzano - opowiadał - »nieraz tam bywać musiałem, by zastawić cenniejsze me rzeczy, kiedy chodziło o zapłacenie podatku, a liry już były rozdane«"[17]. Gdy udało mu się otrzymać trochę pieniędzy to „wykupywał swoje rzeczy, po to jednak by niezadługo odbyły tę samą drogę do lombardu"[18] Wiemy, że miał on rodzinę, która zwłaszcza po śmierci ojca, bardzo zubożała. Nigdy jednak nie próbował, chociaż bardzo kochał i matkę i swoje rodzeństwo, aby korzystając z dochodów, które otrzymywał za swoją posługę, wzbogacać swoich najbliższych. Oczywiście pomagał jak mógł, ale tylko w taki sam sposób jak innym ubogim. Postępował tak zawsze, nawet wówczas, gdy był stawiany na coraz wyższych stanowiskach w Kościele. Dla niego rodziną, tak jak i dla Pana Jezusa, byli wszyscy wierzący w Boga w Trójcy Jedynego, których Pan Bóg dał mu pod swoją opiekę. Tym ubogim ludziom zawsze spieszył z pomocą, Bo był on przykładem kapłana, który właściwie cały czas nie miał przy sobie nawet grosza, gdyż wszystko co otrzymywał, właściwie zaraz rozdawał ludziom potrzebującym, „a gdy jeden z jego przyjaciół, przedstawiając potrzeby jego rodziny, zwrócił mu uwagę, iż mógłby też i jej przyjść z pomocą, odpowiedział: »Dochody, jakie mam, czerpię ze swego stanowiska w Kościele, a zatem należą one do Kościoła i do mych diecezjan; wzbogacenie nimi krewnych jest przeciwne memu sumieniu«. Oto przykład filantropii chrześcijańskiej i ducha prawdziwie ewangelicznego"[19]. Jak postępował z otrzymanymi pieniędzmi, świadczy też poniższa sytuacja, która przydarzyła mu się, gdy był jeszcze proboszczem: „Raz, gdy nie miał już ani grosza, a potrzebował koniecznie 100 franków dla poratowania pewnej ukrytej niedoli, ukląkł i prosił Boga gorąco, by wspomógł jego nędzę. Nie skończył jeszcze modlitwy, aż tu oznajmiono mu przybycie pewnego markiza, słynnego z miłosierdzia. Pan ten, powitawszy biskupa, wręczył mu zapieczętowaną kopertę, mówiąc: - Proszę Waszą Ekscelencję o zmówienie za mnie jednego Zdrowaś Mario. Ksiądz Sarto przypuszczając, że to jaka prośba, otworzył kopertę, ale kto opisze jego zdumienie, gdy znalazł w niej banknot tysiąc frankowy. Niechaj Bóg zapłaci panu, - zawołał uradowany, - to Opatrzność Pana przysyła; nie wiedziałem właśnie, co począć. Nie potrzebujemy dodawać, że za tydzień nie pozostało już ani grosza z tej sumy. Pieniądze księdza biskupa Sarto były pieniędzmi ubogich - a ci zawsze są głodni"[20]. Bibliografia: http://www.blachownia.opole.pl/index.php/nasza-parafia/patroni-parafii/sw-pius-x Frances Alice Forbes, Święty Pius X. Dobry pasterz, Sandomierz 2007. Kazimierz Dopierała, Księga papieży, Poznań 2019. X. Marceli Godlewski, Ojciec Święty Pius X, Warszawa 1903. Pius X Życiorys Ojca Świętego, art. w Przewodnik katolicki nr 30, Poznań 1908, s. 240. Dost. w Intern. na str.:https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/show-content/publication/edition/169313?id=169313 Pius X Życiorys Ojca Świętego, art. w Przewodnik katolicki nr 31, Poznań 1908, s. 247. Dost. w Intern. na str.:https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/show-content/publication/edition/169314?id=169314 Pius X Życiorys Ojca Świętego, art. w Przewodnik katolicki nr 32, Poznań 1908, s. 255. Dost. w Intern. na str.: https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/show-content/publication/edition/169315?id=169315 Ks. dr Stefan Momidłowski, Papież Pius X. Życie i prace, Przemyśl 1908. Rene Bazin, Papież Pius X, Kraków 1935. Ks. Stanisław Krzeszkiewicz, Ojciec św. Pius X i jego następca Benedykt XV, Poznań 1914. https://trwajciewmilosci.pl/badanie-wieku-calunu-metoda-izotopu-wegla-c14/ [1] Tamże, s. 49. [2] Tamże, s. 50. [3] Tamże, s. 47. [4] Tamże, s. 50-51. [5] Tamże, s. 51. [6] Pius X Życiorys Ojca Świętego, art. w Przewodnik katolicki nr 31, Poznań 1908, s. 247. Dost. w Intern. na str.:https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/show-content/publication/edition/169314?id=169314 [7] Ks. dr Stefan Momidłowski, Papież Pius X..., s. 53. [8] Tamże. [9] Rene Bazin, Papież Pius X..., s. 63. [10] Pius X Życiorys Ojca Świętego, art. w Przewodnik katolicki nr 31, Poznań 1908, s. 247. Dost. w Intern. na str.:https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/show-content/publication/edition/169314?id=169314 [11] Rene Bazin, Papież Pius X..., s. 64-65. [12] Tamże, s. 69-70. [13] Tamże, s. 71-72. [14] Tamże, s. 75. [15] Tamże, s. 80. [16] Tamże, s. 81-82. [17] Stanisław Krzeszkiewicz, Ojciec św. Pius X..., s. 23. [18] Ks. dr Stefan Momidłowski, Papież Pius X..., s. 35-36. [19] X. Marceli Godlewski, Ojciec Święty Pius X, Warszawa 1903, s. 8-9. [20] Pius X Życiorys Ojca Świętego, art. w Przewodnik katolicki nr 32, Poznań 1908, s. 255. Dost. w Intern. na str.: https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/show-content/publication/edition/169315?id=169315 Powrót |