Święty Stanisław Papczyński cz.I https://wobroniewiaryitradycji.wordpress.com/2017/05/17/18-maja-wspomnienie-sw-stanislawa-papczynskiego-pomodl-sie-z-nami-decymka-czyli-koronka-10-cnot-matki-bozej/ Tej nocy towarzyszyć nam będzie w naszej nocnej pielgrzymce święty Stanisław Papczyński, którego w Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego wzywamy jako patrona Czasów Ostatecznych. Święty Stanisław jest stosunkowo „młodym" świętym, gdyż nie tak dawno, bo 5 czerwca 2016 roku, papież Franciszek ogłosił Założyciela Zgromadzenia Księży Marianów świętym Kościoła katolickiego. Dziewięć lat wcześniej został on ogłoszony błogosławionym przez legata papieskiego, kardynała Tarcisio Bertone, w Licheniu Starym. A więc długo, bo ponad trzysta lat, czekał nasz bohater na uznanie przez Kościół świętości jego życia. Urodził się święty Stanisław Papczyński 18 maja w roku 1631 w Podegrodziu koło Starego Sącza, jako ósme, najmłodsze dziecko. Miał jeszcze jednego brata Piotra i sześć sióstr. Na chrzcie otrzymał imię Jan. Jego ojciec Tomasz był kowalem oraz pełnił funkcję sołtysa, a także zarządcy majątku kościelnego. Dwukrotnie wyjeżdżał on do Rzymu tak zwaną „podwodą", czyli wiózł jakąś przesyłkę, którą nadał król, bądź ktoś z jego dworu do papieża, wykorzystując wóz z koniem, który miał docierać do miejsc zwanych podwodami. Tam następowała zmiana zmęczonych koni na wypoczęte i tak trwało to, aż dojechał do celu. Ponieważ kowal Tomasz często opowiadał o przygodach, jakie mu się przytrafiły w czasie tych podróży, „a przede wszystkim o papieżu, świetności jego dworu i pałaców (...) więc sąsiedzi przezwali go »Papież« lub »Papa«. Późniejsi pisarze podają to nazwisko pierwotne jako »Papka« lub »Papiec«. Jednakże już syn Tomasza [Jan] w szkołach i w życiu publicznym używał jedynie nazwiska Papczyński[1]". Matka miała na imię Zofia (z domu Tacikowska) i była bardzo pobożną niewiastą. Zdarzyło się pewnego razu, że kiedy była w zaawansowanej ciąży, musiała się przeprawić przez wzburzony Dunajec, który przepływa przez Podegrodzie. Przewoźnik, z powodu bardzo złej pogody, zaproponował jej nocleg w szałasie na brzegu, gdyż nie chciał przeprawiać się tratwą na drugą stronę. Wolał poczekać do czasu, aż burza minie. Ciężarna kobieta obawiając się, że poród może się niedługo rozpocząć, „uklękła i powierzyła swój los w ręce Matki Bożej, przyrzekając jej, że jeżeli ujdzie z życiem, odda narodzone dziecię na służbę Bogu. Ufna w Bożą pomoc przekonała przewoźnika i po ciężkiej walce z żywiołem przedostali się szczęśliwie na drugi brzeg[2]". Po powrocie do domu, o świcie urodziła syna, Janka. Gdy był on już starszy, wtedy matka często przypominała mu: „pamiętaj, że zostałeś ślubem oddany na służbę Matce Boskiej[3]". I to matka, rozbudziła w malutkim Janku „synowskie nabożeństwo do Maryi, którą [on] czcił gorąco i codziennie oddawał się pod Jej opiekę[4]", a Maryja ratowała go w trudnych i niebezpiecznych sytuacjach oraz wypraszała dla niego łaski u swego Syna. „Jedną z największych łask, jaką otrzymał w okresie dzieciństwa, było przebudzenie władz umysłowych[5]". Otóż, pomimo wielkiej chęci do zdobywania wiedzy, nauka szła Jankowi wyjątkowo opornie. Wydawało się, że dziecko, które było prawidłowo rozwinięte fizycznie, jakby przez to, opóźniło się w rozwoju umysłowym lub, że „z natury dziecko nie było wyposażone dostatecznymi zdolnościami. Na to ostatnie raczej zdają się wskazywać zeznania świadków procesu beatyfikacyjnego (...) [którzy] oświadczają, że: »był podobnie jak Doktór Subtelny (Duns Szkot) niesposobny i tępy przy pierwszych początkach nauki«. W żaden sposób nie mógł opanować elementarnej nauki czytania[6]". Ojciec widząc bezsensowność siedzenia syna nad książką, zabrał go z powrotem do pasienia owiec. Czytając te świadectwa, aż nie chce się wierzyć, „że ten sam Janek Papczyński stanie się później wzorowym uczniem, zdolnym studentem, błyskotliwym mówcą, znanym wykładowcą i pisarzem[7]". A jednak, po pewnym czasie „Boża Opatrzność i Mądrość tak pokierowała chłopcem, że po kryjomu przez jednego ze służących został wyprowadzony z domu do szkoły i tam już pierwszego dnia wykazał się wybitnymi zdolnościami[8]". Okazało się, że „ku powszechnemu zdziwieniu dotychczasowy nieuk w czasie pewnego popołudnia za jednym razem opanował cały alfabet. Sam młody Papczyński uważał to powodzenie w nauce za szczególną łaskę Najświętszej swej Opiekunki, której pomocy tak gorąco wzywał[9]". Od roku 1643, po ukończeniu trzyletniej szkoły parafialnej w Podegrodziu, przez kolejne dwa lata uczył się w Nowym Sączu, następnie uczęszczał do kolegiów jezuickich w Jarosławiu i we Lwowie. W tym czasie kilka razy Pan Bóg doświadczał go ciężkimi chorobami. Jednego razu zachorował na dosyć dziwną chorobę zakaźną. „Leżał on prawie cztery miesiące w gorączce, a jego ciało pokrył dokuczliwy świerzb i wrzody. Gospodarze widząc ciężki stan zdrowia wymówili mu mieszkanie. Odtąd błąkał się przez całą zimę po ulicach, a nie mając środków do życia, żebrał o jałmużnę. W swym poniżeniu był podobny do Łazarza, ale Opatrzność Boża czuwała nad nim[10]". Choć zima była ostra i groziło mu zamarznięcie, Janek nie ustawał w modlitwach i ufności Bogu. Wtedy pojawił się inny żebrak, który zaopiekował się nim i wziął go „do stodoły jakiegoś gospodarza (...) [gdzie wspólnie] spali na sianie. (...) Choroba Janka tak się wzmogła, że nie mógł chodzić. Spędził więc ponad tydzień, leżąc w sianie, a jego towarzysz przynosił mu każdego dnia jedzenie, które zdobywał dzięki żebraniu[11]". To pozwoliło Jankowi powoli wrócić do sił. Nigdy nie odnaleziono tego dobroczyńcy naszego bohatera, natomiast Janek trafił do domu pewnego rzemieślnika, który mimo groźby zarażenia, przyjął go pod swój dach i tam „w lutym 1649 roku Janek wprost cudownie został wyleczony z tej choroby: świerzb i wrzody znikły bez śladów[12]", chociaż nikt go nie kurował, a on nie stosował żadnych lekarstw. Innym razem „»w czasie pobytu w Rawie, na ferie jesienne pojechał do wsi Raszyna, tam nabawił się febry, która go długo trawiła«. »Zaraziwszy się w czasie epidemii, cudownie został uratowany od śmierci dzięki złożeniu ślubu odbycia pielgrzymki do Częstochowy«. (...) [Ta cudowna opieka istniała także] w innych okazjach (...) [gdy] życie jego było zagrożone (...): »unoszony był falami Wisły pod Płockiem, porwany wirami (na Sanie) pod Jarosławiem, zbrojny jednak pomocą Bożą nieustraszony cudownie uniknął (niebezpieczeństwa). Porwany szybkością prądu Odry, gdy wezwał pomocy błogosławionej Kingi, królowej Polski, ponad oczekiwanie dopłynął do brzegu. Ponoszony falami na jeziorze (czy też na morzu) wyszedł cało«[13]". Można do tego jeszcze dodać niektóre wydarzenia z wczesnego dzieciństwa, takie na przykład jak to, że kiedy gar z gotującym się rosołem wywrócił się, przez co dotkliwie poparzył mu nogi, to natychmiast, po wezwaniu Matki Bożej, te oparzenia i rany znikły. Podobnie było gdy spadł z wysokiej drabiny, to tu również „za przyczyną Matki Pocieszenia wszystkie złamania i rany zagoiły się w jednej chwili[14]". Było więc tych cudownych uleczeń i tej niebiańskiej ochrony w sytuacjach bardzo groźnych dla jego życia wyjątkowo dużo, stąd nie miał on żadnych wątpliwości, „że to, co mu się przytrafiło, jest nadzwyczajne, wyjątkowe [i że] to były znaki dla niego, umocnienia na wypadek, gdyby pojawiły się chwile zwątpienia[15]". W latach 1649-1650 uczył się w kolegium pijarów w Podolińcu, po czym ponownie wrócił do kolegium jezuickiego we Lwowie. Niestety, w tym czasie wybuchło powstanie Bohdana Chmielnickiego, wyjechał więc do kolegium jezuickiego w Rawie Mazowieckiej, które ukończył w 1654 roku. Po zakończeniu nauki, rodzice zamierzali ożenić go z wyszukaną przez nich kandydatką na żonę, ale Jan już wiedział, że dla niego Pan Bóg przeznaczył inną drogę życia. W lipcu 1654 roku w Podolińcu, mieście dzisiaj leżącym na Słowacji, ale w czasach naszego bohatera należącym do Polski, wstąpił do zakonu pijarów. Wtedy przyjął „nowe imię: Stanisław od Jezusa i Maryi[16]" i rozpoczął trwający dwa lata nowicjat, którego celem było: „dokładne ćwiczenie nowicjuszy w pobożności, modlitwie, czytaniu duchownym, rozmyślaniu, umartwieniu, pokorze, a zwłaszcza w milczeniu i skromności, doprowadzić do zaparcia się swej woli i sądu, do pogardzania sobą i skorego znoszenia przeciwności[17]". Święty Stanisław od razu wszedł głęboko w życie zakonne, ćwicząc się we wszystkich wyżej wymienionych cnotach. Czynił to tak dobrze, że wkrótce został jednym z najbardziej wyróżniających się „kontemplacją oraz wyrzeczeniem się siebie[18]" nowicjuszy. Po roku, jeszcze w trakcie nowicjatu, rozpoczął studia filozoficzno-teologiczne w Warszawie. „Pijarzy mieli wówczas swój dom przy ulicy Długiej, a kleryków wysyłali na wykłady do klasztoru reformatów przy ulicy Senatorskiej. We wrześniu Szwedzi opanowali Warszawę (...). Wojska najeźdźców grabiły stolicę i dopuszczały się gwałtów na jej mieszkańcach. (...) Ze szczególną nienawiścią protestanccy żołnierze odnosili się do duchownych[19]".
Szwedzki żołnierz podnosi broń na Stanisława Papczyńskiego, który gotów jest na śmierć męczeńską. Pewnego dnia, gdy nowicjusz Stanisław razem ze swoim kolegą ze studiów, Józefem Starckiem, z pochodzenia Niemcem, natknęli się na żołnierza szwedzkiego, rozpoczęli z nim teologiczną dysputę, która o mało nie zakończyła się tragicznie. Gdy podenerwowany Szwed, nie mogąc znaleźć już żadnych argumentów, wyciągnął szablę, Józef natychmiast uciekł, natomiast Stanisław, tak opisał w swoim testamencie ten moment: „uklęknąwszy, wystawiłem kark do ścięcia, lecz zrządzeniem Boskiej opatrzności tak się stało, że nie odniosłem żadnej rany, chociaż zostałem trzykrotnie bardzo mocno ugodzony, jednak przez prawie półtorej godziny doznawałem ogromnego bólu". Jak widać, Matka Boża ponownie wstawiła się za poświęconym Jej gorliwym wyznawcą. 22 lipca 1656 roku po zakończeniu dwuletniego nowicjatu święty Stanisław złożył śluby zakonne. „Był pierwszym profesem Polakiem w zgromadzeniu pijarów. W tym samym roku na jesieni otrzymał święcenia niższe i subdiakonat, opuścił okupowaną przez Szwedów Warszawę i udał się do Rzeszowa[20]". Od roku 1657 do 1659 przebywał ponownie w kolegium w Podolińcu, gdzie uczył się retoryki. Natomiast już w latach 1660-1662 został nauczycielem tejże retoryki w kolegium pijarów w Rzeszowie. W międzyczasie w roku 1661 w Brzozowie koło Krosna przyjął święcenia kapłańskie, których udzielił mu biskup przemyski Stanisław Sarnowski. Już podczas pracy jako nauczyciel w szkole uważany był jednocześnie za dobrego kaznodzieję i spowiednika. Kiedy w roku 1662 został przeniesiony do Warszawy, był także spowiednikiem innych księży, biskupów, a nawet samego nuncjusza apostolskiego w Polsce Antonio Pignatellego (czyt. Piniatellego), późniejszego papieża Innocentego XII. Nawet sam hetman Jan Sobieski, przyszły król Polski, był jego penitentem. Stanisław Papczyński od początku swojego życia kapłańskiego był przeciwny jakimkolwiek próbom złagodzenia surowości klasztornych reguł. To doprowadzało do pewnych konfliktów ze swoimi współbraćmi, a zwłaszcza z przełożonymi. W roku 1670 nastąpił przełom w życiu świętego Stanisława, „opuścił on Zakon Szkół Pobożnych [czyli pijarów] uważając, że niektórzy z (...) [nich] odstąpili od pierwotnej gorliwości w zachowaniu ślubów[21]". Do pełniejszego wyjaśnienia przyczyn odejścia naszego bohatera z zakonu pijarów przejdziemy trochę później. Natomiast samo odejście odbyło się w obecności wiceprowincjała pijarów, ojca Michała Krausa, który w tym samym czasie przyjął rezygnację od dwóch kleryków, którzy również postanowili opuścić ten zakon. Cała trójka przechodziła pod jurysdykcję biskupa krakowskiego. Ceremonia ta zakończyła się jednak dosyć nieoczekiwanie. Otóż, wtedy „Stanisław Papczyński odczytał oświadczenie uważane za akt założycielski nowego zakonu. Padły w nim następujące słowa: »W imię Pana naszego Jezusa Chrystusa Ukrzyżowanego. Amen. Ja, Stanisław od Jezusa i Maryi Papczyński (...) ofiaruję i poświęcam Bogu Ojcu Wszechmogącemu i Synowi i Duchowi Świętemu oraz Bogurodzicy zawsze Dziewicy Maryi bez zmazy pierworodnej poczętej, moje serce, moją duszę, rozum, pamięć, wolę, uczucia, cały umysł, całego ducha, zmysły wewnętrzne i zewnętrzne, i ciało moje, nic sobie absolutnie nie zostawiając, tak bym odtąd był w zupełności sługą tegoż Wszechmogącego i Najświętszej Panny Maryi. Dlatego przyrzekam służyć Im do końca mego życia w czystości i z miłosnym zapałem w Towarzystwie Księży Marianów Niepokalanego Poczęcia (które pragnę założyć z Bożej łaski), dostosować swoje obyczaje do jego praw, statutów i obrzędów«. Oświadczenie to przeszło do historii pod łacińską nazwą Oblatio [ofiara], która oznacza osobisty akt ofiarowania siebie Bogu i Maryi [czyli akt żertwy ofiarnej]. Stanisław Papczyński złożył również »ślub krwi«, przyrzekając »nawet kosztem własnego życia« szerzyć cześć Matki Bożej Niepokalanej. (...) Gdy (...) skończył odczytywać treść pisma, usłyszał od ojca Michała Krausa słowa błogosławieństwa: »Niech Bóg utwierdzi to, co sprawił w tobie«[22]". Po latach Stanisław Papczyński przyznał, „że to sam Pan Bóg poddał mu myśl uczynienia tego Oblatio. A i sam zamiar założenia nowego zakonu też pochodził z Bożego natchnienia (narodził się z divina visio - z Boskiej wizji)[23]". Były to czasy, w których już od kilku wieków toczyła się w środowisku kościelnym dyskusja nad uznaniem Niepokalanego Poczęcia Maryi. Zwolenników takiego oświadczenia nazywano immakulistami i do nich należał również Stanisław Papczyński. Dlatego przyszły swój zakon nazwał ku czci Matki Bożej Niepokalanej i w obronie tego kultu złożył „ślub krwi". Nie było to w tamtych czasach wcale takie oczywiste, „Dogmatyczne (...) określenie [prawdy o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny] nastąpi dopiero w 1854 roku, choć [ta prawda] już głoszona była od dawna w zwyczajnym nauczaniu Kościoła[24]". Stanisław Papczyński już w roku 1663 napisał epigram, czyli krótki utwór poetycki, na temat Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, w którym udowadniał to tak bardzo ważne dla całej ludzkości wydarzenie „»na podstawie następstw« (ex consequentibus)[25]". Do tej prawdy, przyznał się także wtedy, gdy w roku 1670, podczas uroczystej ceremonii wystąpienia z zakonu pijarów, w obecności wiceprowincjała wyznał, że „Najświętsza Boga Rodzicielka Maryja została bez zmazy pierworodnej poczęta[26]". Nie dziwi więc, że „duchowość związana z tą tajemnicą wiary stanie się sercem zakonu, wypisanym w jego nazwie i wyrytym w jego herbie. Zostanie potraktowana jako droga do Boga oraz klucz do interpretacji chrześcijaństwa[27]". W historii Zgromadzenia Marianów były dwa rodzaje oficjalnej pieczęci zakonnej, pierwsza zaprojektowana przez ojca Stanisława Papczyńskiego przedstawiała gołębicę trzymającą w dziobie gałązkę oliwną, a wokół niej widniał napis w języku łacińskim: „Congregatio Immaculatæ Conceptionis Beatissimæ Virginis Mariæ Clericorum Marianorum Defunctis Suffragantium[28]", co znaczyło „Zgromadzenie Księży Marianów pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny wspomagających zmarłych". O tej najstarszej pieczęci oraz o zastąpieniu jej nową napisał w biografii świętego Stanisława Papczyńskiego ojciec Kazimierz Wyszyński, marianin żyjący w osiemnastym wieku, generał zakonu, a także biograf świętego Stanisława Papczyńskiego, w taki sposób: „Zgromadzenie zostało założone pod tytułem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, (...) jednak [Założyciel] chciał najpierw swój zakon ubezpieczyć pieczęcią gołębicy trzymającej zieloną gałązkę, wyrażając [w ten sposób] nadzieję przetrwania niebezpieczeństw. Jak niegdyś w arce Noego uratowało się tylko osiem osób, tak pozostających w tym Zgromadzeniu ośmiu zakonników uratowało Zgromadzenie przed zatopieniem. Dzięki opiece i życzliwości Najwyższego Pasterza Innocentego XIII, który ten Instytut na nowo potwierdził, ustąpił cały potok prześladowań. Pieczęć gołębicy została zamieniona na pieczęć wizerunku Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny i taka jest używana obecnie[29]".
Rekonstrukcja Starej pieczęci Marianów Obecna pieczęć Marianów Ze str: https://padrimariani.org/herb-marianow/ Brakuje tu jednak wyjaśnienia, dlaczego pieczęć zaprojektowana przez ojca Stanisława Papczyńskiego została zmieniona i zamiast gołębicy umieszczono na niej, wspaniały przecież, wizerunek Najświętszej Maryi Panny. Wydaje się, że powodem mogło być przyjęcie przez wcześniejszego papieża Innocentego XII jako reguły zakonnej dla Zakonu Księży Marianów Reguły Dziesięciu Cnót Najświętszej Maryi Panny, zamiast nowej reguły zakonnej, napisanej przez naszego świętego, nazwanej Regułą życia, w której jest mowa o szerzeniu kultu Niepokalanego Poczęcia Maryi oraz o modlitwie za dusze czyśćcowe, a także pomocy duszpasterskiej w parafiach. Do tej Reguły życia ojca Papczyńskiego oraz Reguły Dziesięciu Cnót Najświętszej Maryi Panny troszkę później jeszcze powrócimy. „W praktyce ojca Papczyńskiego zastanawia fakt łączenia kultu tajemnicy Niepokalanego Poczęcia NMP z niesieniem pomocy cierpiącym w czyśćcu. To drugie zadanie szło w parze z ówczesną maryjnością, a szczególnie z tak zwanym maryjnym niewolnictwem, znanym na Zachodzie i szerzonym również w Polsce przez jezuitów już w trzydziestych latach XVII wieku. Do istoty maryjnego niewolnictwa należało całkowite oddanie się »w dziedzictwo« Bogu przez Maryję. Tego rodzaju akt zobowiązywał do uwolnienia przede wszystkim samego siebie z niewoli grzechu i szatana. Symbolem i wzorem ofiarowania się Bogu i wyzwolenia ze zła była Najświętsza Maryja Panna w tajemnicy Niepokalanego Poczęcia, a więc święta i wolna od skażenia grzechem w całym swoim życiu od poczęcia po wniebowzięcie. Niewolnicy Maryi nie poprzestawali na uwalnianiu siebie od zła i grzechu. Podejmowali oni czyny apostolskie, jak wykupywanie chrześcijan z niewoli pogańskiej, świadczenie pomocy uwięzionym i wspomaganie cierpiących w czyśćcu modlitwami, odpustami i ofiarą Mszy świętej. Takie czyny stanowiły praktyczne zastosowanie nauki katechizmowej o dobrych uczynkach względem duszy i ciała[30]". To drugie, późniejsze i przepiękne godło przedstawia figurę Matki Bożej w nimbie złożonym z dwunastu (czasami z dziesięciu) gwiazd, stojącej na półksiężycu, depczącej obiema stopami węża i trzymającej w prawym ręku kwiat lilii, symbol niewinności. Matka Boża stoi w promieniach słonecznych, na niebieskim tle. Dzisiejszym hasłem Zgromadzenia jest zawołanie „Pro Christo et Ecclesia" (Za Chrystusa i Kościół). Po około pięćdziesięciu latach od swojego powstania „Zgromadzenie Księży Marianów przyjęło za swój znak postać Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej. Od objęcia w 1722 roku zwierzchnictwa nad zakonem przez ojca Andrzeja od świętego Mateusza Deszpota i zatwierdzenia przez papieża Innocentego XIII w 1723 roku ustaw mariańskich - jest to do dziś nieprzerwanie godło zakonu[31]". Teraz przejdziemy do argumentów ojca Stanisława Papczyńskiego, w których przedstawiał on powody swojego odejścia z zakonu pijarów. W swojej „Apologii wystąpienia z zakonu szkół pobożnych [czyli właśnie pijarów]", podaje Stanisław Papczyński aż cztery powody podjęcia tego kroku: pierwszym miała być wrogość jego przełożonych do niego, którzy tak go dręczyli, że brak mu już było „sił i ducha do znoszenia tej ustawicznej burzy[32]". Między innymi musiał się udać do Rzymu, gdzie został oskarżony przed generałem pijarów jako „wichrzyciel Prowincji[33]". Nazwano go także przed Prowincjałem w Polsce „wichrzycielem, podżegaczem i zdrajcą Zgromadzenia[34]". Był wiele razy niesłusznie oskarżany, przez co cierpiał wiele upokorzeń i kar, między innymi więziono go, wyrzucano z domu zakonnego, a także zesłano za granicę („na Morawy do Nikolsburga [dzisiejszy Mikulov w Czechach], siedziby prowincjała »niemieckiego«[35]"). Drugą przyczyną miało być rozluźnienie dawnego przestrzegania reguły zakonnej. Święty Stanisław uważał, podpierając się pismami teologów, że gdy w zakonie nie przestrzega się dokładnie reguły zakonnej, to można z niego wystąpić, „gdyby groziło niebezpieczeństwo dla zbawienia[36]". A u pijarów nie przestrzegano cnoty ubóstwa. Także cnota czystości była lekko traktowana, o czym tak napisał nasz święty: „dla zachowania czystości nakazane zostały w Konstytucjach przez błogosławionego Założyciela [Świętego Józefa Kalasantego] pewne wstrzemięźliwości, które już są chwiejne i powoli otrzymuje się od nich dyspensy. Do posłuszeństwa należy, aby również przełożeni byli posłuszni prawom, jako też podwładni im i przełożonym. o.Papczyński w trakcie dyskusji ze współbraćmi na temat pierwotnego charyzmatu pijarów. Ja wszakże spostrzegłem, że coś innego się dzieje, gdy oto słychać było, jak niektórzy krzyczeli: »Możesz iść do piekła, byle byś tylko był posłuszny«; i ja z żadnego bardziej powodu nie znosiłem niezmiernych wichrzeń, niż z tego, że naraziłem się przełożonym, którzy nie tylko otwarcie, lecz także przemocą deptali prawa domowe i papieskie, jak to gotów jestem udowodnić najwyraźniejszymi świadectwami[37]". Miał nasz święty Stanisław żal o to, że wybory prowincjałów czy rektorów dokonywane są przez Generała w odległym Rzymie, a nie przez będących w Polsce zakonników. Uważał, że oddalony od spraw miejscowego zakonu Generał nie był w stanie dokonać właściwego wyboru. Musiało tu zadziałać kumoterstwo i inne podejrzane sprawy, skoro święty Stanisław Papczyński opisał kogoś, kto został przełożonym, jako tego, który zdeptał prawa natury, posłuchajmy: „Ja bowiem uważam za odpowiedniego nie takiego, który ma upodobanie w biesiadach i na zewnątrz, i w domu, lecz takiego, za którym przemawiają znakomite przymioty cnót i wiedzy oraz solidna praca, [takiego] który gorliwie dźwiga jarzmo mające być nałożone na innych i najpierw [sam] czyni to, co ma zamiar nakazać, słowem [takiego], który ma zwyczaj jechać na czterech kołach - gorliwości, łagodności, roztropności i wiedzy (jak doradzał gdzieś święty Franciszek Salezy). Ja szanuję przełożonych Zgromadzenia Szkół Pobożnych, ale nie wszystkich. Szanuję tych, którzy na to zasłużyli, a nie tych, którzy są narzuceni i osiągnęli godności wyższych urzędów poprzez zdeptanie praw natury i Kościoła, i [idąc] po grzbietach podwładnych[38]". Na to określenie świętego Stanisława o zdeptaniu praw natury zwrócił uwagę pan Grzegorz Górny, który tak napisał: „po latach można jedynie przypuszczać, co miał na myśli, gdy pisał o występkach contra naturam[39]".
Miał również Stanisław Papczyński uwagi do wizytacji domów zakonnych, które były bardziej przyjacielskie i kurtuazyjne, a nie kanoniczne. I tak na przykład okrucieństwo przełożonych wobec podwładnych było zachwalane, a w najlepszym razie zatajane. Żalił się nasz bohater, „że okrucieństwo Prowincjała zostało pochwalone, a moja niewinność potępiona[40]". Trzecią przyczyną odejścia od pijarów była miłość. Ponieważ należało poświęcić się z miłości dla dobra publicznego, więc on, który uznawany był za „wichrzyciela", postanowił odejść, dla spokoju sumienia, pomimo tego, że był niewinny, o czym tak napisał: „Natchniony słuszną gorliwością, na wszelkie możliwe sposoby sprzeciwiałem się rozluźnieniu [wprowadzanemu] do naszej Prowincji, stanowczo i głośno protestowałem również, gdy widziałem, że dzieje się coś bezprawnie, przeciw Statutom Zgromadzenia i dekretom papieskim oraz świętym soborom. (...) Sam Prowincjał w świadectwie danym mi z polecenia (...) Nuncjusza Apostolskiego (...) uznał [w końcu], że byłem niewinny[41]". Nie był więc wichrzycielem tylko walczącym o zachowanie praw w zakonie, który widząc, że jego postawa może wywołać burzę, postanowił „nakłoniony prawdziwą miłością, dla przywrócenia spokoju (...) usunąć się ze Zgromadzenia Szkół Pobożnych[42]". To ojciec Wacław od Najświętszego Sakramentu Opatowski, wiceprowincjał pijarów w Polsce, pod groźbą kary zabronił wtedy nazywać wichrzycielem ojca Papczyńskiego, gdyż uznał, że jego postępowanie, to była „pewnego rodzaju gorliwość aniżeli wichrzycielstwo". Czwartą przyczyną były przeszkody w wykorzystaniu wrodzonych zdolności. Tu wylicza nasz bohater, jakie stawiano mu przeszkody w publikowaniu jego dzieł, z których część była pisana „po kryjomu[43]". Przyczyną tego miała być obawa, by nie był zbyt sławny, bo mógłby mieć więcej obrońców. „Z tego też powodu zabronili mi umieścić moje imię [jako autora] - chociaż Konstytucje to nakazywały - na Panegiryku ofiarowanym czcigodnemu Królowi Polskiego Majestatu, w imieniu Kolegium Warszawskiego, jeśli dobrze pamiętam, piątego dnia, wkrótce po najszczęśliwszym wyborze. A gdybym umieścił imię, chciano [Panegiryk] spalić, abym mianowicie jakimś sposobem znany najwyższej władzy, nie był potem przez nią najłaskawiej chroniony i ocalony w tej burzy, którą mi przygotowywali[44]". Prześladowania ojca Stanisława jednak dalej nie ustawały. „Gdy w 1669 roku papież Klemens IX wydał breve (...) przywracające pijarom dawne prawa i przywileje po latach kryzysu, ojciec Stanisław zdecydował, że będzie to najlepszy moment do opuszczenia zgromadzenia. Wysłał prośbę do Rzymu o zwolnienie ze ślubów i po zasięgnięciu rady u znawców prawa kościelnego, upewniwszy się, że nie podlega już władzom zakonu, przeszedł pod jurysdykcję biskupa Andrzeja Trzebnickiego. Zamieszkał na terenie jego diecezji w Kazimierzu pod Krakowem[45]". Wtedy, tenże sam ojciec Wacław od Najświętszego Sakramentu, zaczął twierdzić, że ojciec Papczyński dalej mu podlega i jakby zapominając o tym swoim wcześniejszym werdykcie, rozkazał porwać naszego bohatera z kamienicy na Kazimierzu, gdzie ten przebywał. „Na jego rozkaz w lutym 1670 roku pozbawiono Papczyńskiego wolności, wywieziono z Kazimierza pod Krakowem i osadzono w więzieniu zakonnym najpierw w Podolińcu, a następnie w Prewidzy na Węgrzech [dzisiejsza Słowacja][46]". Po miesiącu, dzięki interwencji biskupa krakowskiego, ojciec Papczyński został zwolniony z więzienia. Dopiero po opisanym już wcześniej wystąpieniu z zakonu pijarów i dokonaniu „aktu (oblatio), ofiarowania siebie (...) z zamiarem założenia Zakonu Marianów[47]" w 1670 roku święty Stanisław Papczyński definitywnie nie podlegał już przełożonym zakonnym, a tylko biskupowi krakowskiemu, któremu poddał się pod jurysdykcję. W roku 1671 przyjął zaproszenie szlachcica Jakuba Karskiego i przez dwa lata mieszkał na jego dworze w Luboczy nad Pilicą, niedaleko Nowego Miasta. Pełnił tam funkcję nadwornego kapelana, gdzie troszczył się o wiarę i rozwój duchowy mieszkańców. „Pracy duszpasterskiej oddał się z gorliwością. (...) Zaprowadził zwyczaj śpiewania wspólnie różańca świętego przez członków rodziny i służbę[48]". Podczas pobytu u państwa Karskich zdarzały się bardzo ciekawe historie, z których dwie, tu przedstawimy. Opisał je w swoich „Uwagach o świętym życiu ojca Stanisława od Jezusa Maryi Papczyńskiego" wspomniany już wcześniej ojciec Kazimierz Wyszyński: „O piesku zabitym słowem Bożym przez Czcigodnego Ojca, o czym jest wzmianka w jego życiorysie, ja sam słyszałem od tejże [już] świętej pamięci Karskiej, podkomorzyny rawskiej, która później po śmierci męża wyszła za Jaszymina. Kiedy ją odwiedzałem, prawie stuletnią, schorowaną staruszkę, z wielką czcią wspominała naszego Czcigodnego Ojca. Świadczyła o jego wybitnej świątobliwości. A o piesku, którego uśmiercił słowem, tak mi opowiadała: »Będąc młodą mężatką miałam pieska bardzo rozkosznego. Tak go lubiłam, że jadał ze mną na jednym talerzu, na rękach go nosiłam, on mi twarz lizał, a ja go całowałam. Święty Ojciec Stanisław, bo tak go zawsze w domu Karskich nazywano, gdy był wzywany do słuchania spowiedzi i odprawiania Mszy świętych, zawsze mi zwracał uwagę, że tak pieska kocham. Ja jako dama światowa, sprzeciwiałam mu się w tym mówiąc, że jest to skrupuł niepotrzebny. On zaś wyjaśniał: »Waszmość Pani z tego talerza, co piesek poliże, dajesz resztki ludziom, czyli chłopcom do jedzenia. Człowiek przecież jest obrazem samego Boga, a to jest zwierzę. Waszmość Pani często przyjmujesz Pana Boga w Komunii świętej ustami, które piesek oblizuje«. Wiele innych nauk duchowych dawał mi w związku z pieskiem. Mnie młodej wówczas wszystkie wydawały się niepotrzebnymi skrupułami. Kiedy z pierwszym mężem zaszłam w ciążę, a tenże święty Ojciec został pewnego razu wezwany dla odprawienia nabożeństwa, mówił mi: »Nosisz teraz, Waszmość Pani, w swym żywocie płód, któremu niech Pan Bóg błogosławi. Nie przystoi więc Mości Pani tak bardzo pieska piastować, bo, broń Boże, jakie monstrum urodzisz, jak to się z tychże przyczyn często zdarza niewiastom«. Ja i na to nie zwracałam uwagi. Gdy usiedliśmy do stołu, a piesek był u mnie na rękach, święty Ojciec Stanisław rzecze: »Piesku, na ziemię«. Zdziwiliśmy się, że piesek od razu zeskoczył na ziemię, chociaż nie lubił Ojca. Teraz zaś patrzył świętemu Ojcu w oczy, jakby oczekując na dalsze jego rozkazy. A Ojciec powiedział: »Piesku, zdechnij«. Zaraz piesek upadł i poruszając nogami zdechł. Wszyscy obecni byli zdumieni, a ja z wielką bojaźnią do nóg Ojca Stanisława upadłam i przepraszałam, że go nie słuchałam. Widząc wielki cud nad pieskiem, byłam przerażona i bałam się kary od Pana Boga, że nie słuchałam tak świętego człowieka. Odtąd z całym naszym domem wielce poważaliśmy go, uważając za świętego«. (...) O świątobliwości naszego Ojca Stanisława wiele mi opowiadał chorąży rawski, pan Karski, syn wspomnianej pani. Przyniósł mi opowiadanie o tym cudzie, a także wspominał o innym. Jako młodzieniec pewnego razu wybrał się w pole z psami swego ojca. Wtedy zginął mu najlepszy i najukochańszy pies ojca. Daremnie go szukał. „Kiedy powróciłem z pola - mówił - a ojciec mój dowiedział się o zaginięciu psa, zrobiło się w domu wielkie zamieszanie. Nie śmiałem się pokazać ojcu na oczy. Cały dwór był wielce poruszony i w nerwach. W drugim czy trzecim dniu, zapewne duchem proroczym natchniony, wiedząc o kłótniach, przyjeżdża święty Ojciec Stanisław. Gdy tylko go spostrzegłem, przypadłem do niego i całą przygodę opowiedziałem, i o tym, że mnie teraz ojciec nienawidzi. Tenże święty Ojciec mówi wówczas do mnie: »Synu, nie martw się, pies zaraz będzie«. Przy świętym Stanisławie ośmieliłem się i ja pokazać memu ojcu. Przywitali się. Zaczynając rozmowę, mój ojciec już nieboszczyk dziękował mu, że go strapionego nawiedził. A tu nagle zagubiony pies radując się, staje przed nami. Miał widełki na pysku dobrze przywiązane [był to rodzaj kagańca z podpórką, który mocowało się psu pod dolną szczękę, aby jego nos był wysoko uniesiony] i jakby dając znać, że się znajdował w ziemi, otrząsnął się. Tak dużo ziemi z niego wyleciało, że my wszyscy uważaliśmy to za cud, iż tyle na psie ziemi mogło się zmieścić, i że biegnąc długo przez pola, nie otrząsnął się z niej. Jakby chciał dać znać, że stało się to za przyczyną Sługi Bożego dla przywrócenia pokoju w tym domu. Przecież gdyby ten pies znajdował się w lisiej czy bobrowej jamie, nie wydobył się z niej z widełkami. Zwykle psy, zwłaszcza z widełkami, zdychają w jamie, bo nie mogą się wydobyć na wierzch. Czcigodny Ojciec proroczym duchem natchniony wiedział o kłótniach w domu tak przychylnym dla siebie, i zaprowadził w nim pokój przez odnalezienie się psa oraz pojednał syna z ojcem. A pies tak długo trzymał na sobie ziemię, dopóki nie wyszło [na jaw], że wyzwolenie zawdzięcza Słudze Bożemu[49]". Zatem w tym majątku państwa Karskich święty ojciec Papczyński „uśmiercił niepotrzebnego psa pani Hrabiny i przywrócił do życia bardziej pożytecznego. Bóg przez te dwa cuda zechciał pokazać, że jeżeli psy są ludziom potrzebne, to trzeba je hodować na dworze, a nie w sercu. Jeżeli zaś zajmują serce, które powinno być mieszkaniem samego Boga, należy je oddalić. Trzeba zawsze trzymać psy na dworze, a nie w mistycznej świątyni Bożej, którą jest chrześcijanin[50]". Tu święty ojciec Papczyński przywołał świętego Pawła z Tarsu, który w Pierwszym Liście do Koryntian tak zapytał: „Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was?[51]", a w Drugim Liście do Koryntian to potwierdził, mówiąc: „Bo my jesteśmy świątynią Boga żywego[52]". Właśnie podczas pobytu na dworze Karskich znalazł ojciec Papczyński czas, by napisać wspaniałą książkę będącą „wnikliwym i obrazowym zarysem chrześcijańskiego życia wewnętrznego[53]" i nazwał tę książkę Mistyczna Świątynia Boga (Templum Dei Mysticum). Już w pierwszych słowach tej pracy napisał: „Jest to tak dalece pewne, że człowiek stworzony przez Boga i przez sakrament chrztu Jemu poświęcony jest Jego mistyczną świątynią, iż nawet nie powinno się tego dowodzić[54]". Niemniej jednak, Bogu dziękować, ojciec Papczyński w tym swoim dziełku tego dokonał. Tutaj również, w Luboczy, w kaplicy u państwa Karskich, przywdział habit koloru białego, który miał być symbolem czystości Matki Bożej Niepokalanie Poczętej. „Nowa sukienka była uszyta na wzór habitu pijarskiego, różniła się tylko kolorem[55]". Pijarzy noszą czarny. Chociaż próbowano mu ten habit zamienić na sutannę duchowieństwa świeckiego, jednak pozwolenie biskupa poznańskiego Stefana Wierzbowskiego niebezpieczeństwo to zażegnało. Nasz święty otrzymał również błogosławieństwo nuncjatury apostolskiej w Warszawie. W ten sposób został pierwszym założycielem zakonu w Polsce. Ale cały czas brakowało mu pisemnej zgody ze Stolicy Apostolskiej na założenie tego nowego Zgromadzenia. Postanowił więc, „idąc za radą ojca Franciszka Wilgi (...), najpierw znaleźć kandydatów do życia zakonnego oraz miejsce na pierwszy klasztor, a następnie całą sprawę jeszcze raz przedstawić Stolicy Apostolskiej[56]". Dlatego też, w 1673 roku, opuścił dwór Karskich i udał się do Puszczy Korabiewskiej (dziś Mariańskiej) koło Skierniewic. Tam, w Pustelni Najświętszej Maryi Panny bez Zmazy Poczętej, założył małą wspólnotę, którą zgodnie ze swymi wcześniejszymi planami nazwał Zgromadzeniem Księży Marianów Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Do marianów, bo tak ich w skrócie nazywano, należeli oprócz ojca Stanisława kleryk z niższymi święceniami, Stanisław Krajewski, i kilku jego towarzyszy. Dla nich ojciec Papczyński napisał wspomnianą już wcześniej „Regułę życia" (łac. Norma Vitae), czyli regułę zakonną dla tego Zgromadzenia. Cała ta regułą mieściła się w dziewięciu rozdziałach. Znajdują się tam takie słowa: „»Wierzę we wszystko, w co wierzy święty Kościół rzymski..., a przede wszystkim wyznaję, że Najświętsza Matka Boża została poczęta bez zmazy pierworodnej«. Drugi istotny punkt w projekcie reguły był związany z mistycznymi przeżyciami założyciela marianów, odnośnie modlitwy za zmarłych: »Módlcie się, bracia, za dusze czyśćcowe, bo nieznośne cierpią męczarnie«. Wiedział, że wielu umierało bez spowiedzi i pojednania się z Bogiem. (...) Swoim współbraciom wyznaczył zadanie wspierania proboszczów w spowiedzi, głoszeniu kazań wśród wiernych najbardziej zaniedbanych pod względem religijnym[57]". Stąd też, celem tego Zgromadzenia było: „szerzenie czci Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, modlitwa za zmarłych pozostających w czyśćcu, a także pomoc duszpasterska w parafiach[58]". Nie dziwi więc, wcześniej już cytowany, napis umieszczony przez świętego Stanisława Papczyńskiego na stworzonej przez niego, najstarszej pieczęci marianów. 24 października 1673 roku biskup Jacek Święcicki po wizytacji zatwierdził istnienie tego Zgromadzenia i jest to data, którą uznaje się za początek Zgromadzenia Księży Marianów. Zgromadzenie to miało podlegać pod władzę miejscowego biskupa ordynariusza. Jednocześnie biskup ustanowił świętego Stanisława Papczyńskiego przełożonym, czyli generałem marianów. [1] Ks. dr Stefan Marian Sydry, Czcigodny sługa Boży o. Stanisław od Jezusa Maryi Papczyński i jego dzieło w świetle dokumentów, Warszawa 1937, s. 18. [2] Czesław Ryszka, Stanisław Papczyński Apostoł dobrej Polski, Góra Kalwaria, br, s. 27. [3] Tamże. [4] Ks. Stanisław Rospond CM, Św. Stanisław Papczyński, Kraków br, s. 3. [5] Ks. Tadeusz Rogalewski MIC, Ojciec Stanisław Papczyński założyciel Marianów, Warszawa 1986, s. 8. [6] Ks. dr Stefan Marian Sydry, Czcigodny sługa..., s. 27. [7] Ks. Tadeusz Rogalewski MIC, Ojciec Stanisław..., s. 8. [8] O. Kazimierz Wyszyński, Stróż duchowego dziedzictwa marianów, Warszawa-Stockbridge 2004, s. 54-55. [9] Ks. Tadeusz Rogalewski MIC, Ojciec Stanisław..., s. 28. [10] Tamże, s. 9. [11] Grzegorz Górny Janusz Rosikoń, Mocarz Boży Święty Stanisław Papczyński, Warszawa 2018, s. 41. [12] Ks. Tadeusz Rogalewski MIC, Ojciec Stanisław..., s. 9. [13] Ks. dr Stefan Marian Sydry, Czcigodny sługa..., s. 31. [14] Czesław Ryszka, Stanisław Papczyński..., s. 29. [15] Tamże. [16] Ks. Stanisław Rospond CM, Św. Stanisław..., s. 3. [17] Ks. dr Stefan Marian Sydry, Czcigodny sługa..., s. 39. [18] Ks. Tadeusz Rogalewski MIC, Ojciec Stanisław..., s. 11. [19] Tamże, s. 12. [20] Hagiografia Polska, tom II, dzieło zbiorowe pod red. O. Romualda Gustawa OFM, Poznań 1972, s. 195. [21] Ks. Stanisław Rospond CM, Św. Stanisław..., s. 4. [22] Grzegorz Górny Janusz Rosikoń, Mocarz Boży..., s. 118-120. [23] Św. Stanisław Papczyński, Dzieła zebrane, Warszawa 2016, s. 1257-1258. [24] Ks. Tadeusz Rogalewski MIC, Ojciec Stanisław..., s. 23. [25] Św. Stanisław Papczyński, Dzieła..., s. 1231. [26] Tamże, s. 1232. [27] Grzegorz Górny Janusz Rosikoń, Mocarz Boży..., s. 131. [28] Tomasz Steifer Andrzej Mączyński MIC: Komentarz sfragistyczno-heraldyczny do rekonstrukcji najstarszej pieczęci Zgromadzenia Księży Marianów, Ephemerides Marianorum, Licheń Stary, 2013, nr 2, dost. w int. http://webcache.googleusercontent.com/search?q=cache:3l6E5q6KiJMJ:images.marianweb.net/archives/pdfs/misc/pl/KomentarzSfragistyczny.pdf+&cd=1&hl=pl&ct=clnk&gl=pl&client=firefox-b-d [29] O. Kazimierz Wyszyński, Stróż duchowego dziedzictwa marianów, Warszawa-Stockbridge 2004, s. 134-135. [30] Tomasz Steifer Andrzej Mączyński MIC: Komentarz sfragistyczno-heraldyczny do rekonstrukcji najstarszej pieczęci Zgromadzenia Księży Marianów, Ephemerides Marianorum, Licheń Stary, 2013, nr 2, dost. w int. http://webcache.googleusercontent.com/search?q=cache:3l6E5q6KiJMJ:images.marianweb.net/archives/pdfs/misc/pl/KomentarzSfragistyczny.pdf+&cd=1&hl=pl&ct=clnk&gl=pl&client=firefox-b-d [31]Andrzej R. Mączyński MIC dost. w int.: https://padrimariani.org/herb-marianow/ [32] Św. Stanisław Papczyński, Dzieła..., s. 1263. [33] Tamże, s. 1265. [34] Tamże, s. 1266. [35] Ks. dr Stefan Marian Sydry, Czcigodny sługa..., s. 64. [36] Św. Stanisław Papczyński, Dzieła... s. 1278. [37] Tamże, s. 1279. [38] Tamże, s. 1281. [39] Grzegorz Górny, Janusz Rosikoń, Mocarz Boży..., s. 127. [40] Św. Stanisław Papczyński, Dzieła... s. 1283. [41] Tamże, s. 1283. [42] Tamże, s. 1285. [43] Tamże, s. 1286. [44] Tamże, s. 1287. [45] Święty o. Stanisław Papczyński założyciel Zgromadzenia Księży Marianów, Licheń 2016, s. 23-24. [46] Hagiografia Polska..., s. 198. [47] Św. Stanisław Papczyński, Dzieła..., s. 21. [48] Hagiografia Polska..., s. 74. [49] O. Kazimierz Wyszyński, Stróż duchowego..., s. 151-153. [50] Tamże, s. 96. [51] 1 Kor 3, 16. [52] 2 Kor 6, 16. [53] Hagiografia Polska..., s. 199. [54] Bł. Stanisław Papczyński, Mistyczna Świątynia Boga, Warszawa 2014, s. 19. [55] Ks. dr Stefan Marian Sydry, Czcigodny sługa..., s. 76. [56] Hagiografia Polska..., s. 200. [57] Ks. Stanisław Rospond CM, Św. Stanisław..., s. 5-6. [58] Żywoty świętych pańskich na każdy dzień, oprac. O. Hugo Hoever SOCist, Olsztyn 2011, s. 131. Powrót |