Błogosławiony Edmund Bojanowski cz. II Aby zdobywać fundusze, czy jak to nazwano „podstawy materialne" dla nowego zgromadzenia, Bojanowski wydał w latach 1852 do 1856 i jeszcze raz w 1862, łącznie siedem razy czasopismo, które było almanachem czyli rocznikiem, o nazwie „Pokłosie. Zbieranka Literacka na Korzyść Sierot". Było to pismo do którego pisały wielkie znakomitości naszej literatury. Można tu wymienić Adama Mickiewicza, Zygmunta Krasińskiego, Cypriana Kamila Norwida, Teofila Lenartowicza, Deotymę (czyli Jadwigę Łuszczewską) a nawet księdza Karola Antoniewicza, (autora do dzisiaj popularnej pieśni kościelnej „Chwalcie łąki umajone"). Wiersze i artykuły przysyłane przez autorów do publikacji, były podarunkami, „gdyż Bojanowski za nadsyłane do »Pokłosia« utwory nie płacił honorariów ich autorom, lecz wszelkie przesyłki traktował jako jałmużnę, na rzecz sierot gostyńskich[1]". Niestety, inne osoby świeckie jak i niektóre osoby duchowne, niezbyt chętnie pomagały Bojanowskiemu w tej pracy a czasami nawet wprost przeciwnie. „odstręczali kandydatki od powziętego zamiaru w przekonaniu , że dzieło upadnie ze śmiercią Bojanowskiego[2]". Brało się to z przekonania, że „wszelkie formy apostolstwa to teren zastrzeżony [tylko] dla duchownych[3]". Niemniej jednak Edmund Bojanowski na przekór tym opiniom, czując w tym dziele wolę Bożą cały czas konsekwentnie szedł do przodu. Kiedy udało mu się wydzierżawić opuszczone probostwo w Jaszkowie koło Śremu, wtedy tam w dniu 26 sierpnia 1856 roku został uroczyście otwarty samodzielny nowicjat dla przyszłych sióstr. „Od otwarcia nowicjatu w Jaszkowie rozpoczął się nowy okres dziejów służebniczek. Od tej chwili mieścił się tam również dom generalny Zgromadzenia Służebniczek Maryi. Przełożoną główną zgromadzenia została siostra Matylda Jasińska a mistrzynią nowicjatu siostra Elżbieta Szkudłapska. Opiekę duchowną sprawowali ojcowie jezuici ze Śremu, którzy często oprawiali w Jaszkowie Mszę świętą, dokonywali aktu obłóczyn, odbierali śluby, spowiadali, głosili rekolekcje i udzielali rad.[4]". Dwa lata później, w czerwcu 1858 roku na polecenie arcybiskupa Edmund Bojanowski przedstawił „raport o obecnym stanie zakładu ochronkowego Służebniczek Bogarodzicy[5]". Nasz bohater dołączył do raportu również prośbę „o najmiłościwsze przyjęcie tego słabego związku pod wysoką opiekę duchowną[6]". W raporcie Edmund Bojanowski przedstawiał arcybiskupowi powody, dla których Służebniczki nie powinny być podporządkowane Siostrom Miłosierdzia, z którymi dotychczas współpracowały. Uważał on, że przy takim Zakonie, który jest przygotowany do działania na wielką skalę, który ma długoletnią historię, własne od dawna ustalone potrzeby i przyzwyczajenia nie może rozwijać się młodziutka wspólnota i że powinna ona „rozwijać osobno i samorodnie, wedle właściwych swemu przeznaczeniu warunków. I aczkolwiek łatwiejszym byłoby zapewne rozwijanie się tego słabego związku pod bokiem należycie zorganizowanej już i tylu łaskami Bożymi namaszczonej instytucji, przecież mając przede wszystkim jego odrębne przeznaczenie na oku, wypadało raczej wszelkie przewidziane podjąć trudności, jakie go przez takowe wyosobienie się [wyodrębnienie] oczekiwały, niżeli mu obcą i jego celowi niewłaściwą naturę nałożyć[7]". Tu ponownie możemy zauważyć, jak dla Edmunda Bojanowskiego bardzo ważną była akceptacja tej wspólnoty przez władze Kościoła ale i jak jednocześnie, ważną była jej samodzielność. Tych kilka lat współistnienia Ochroniarek przy szarytkach okazało się jednak bardzo problematycznych i rodzących sporo konfliktów. „Arcybiskup Przyłuski po uzyskaniu sprawozdania z dotychczasowej działalności służebniczek oraz po zbadaniu ich tymczasowych statutów, pismem z dnia 18 sierpnia 1858 r. przyjął Zgromadzenie pod opiekę Kościoła: »Zważywszy, że zamiar Fundatora jest pobożny i chwalebny, nie waham się tymczasem przyjąć zakład, jaki jest, pod moją pasterską opiekę«. Opieka ta dawała zgromadzeniu większą rękojmię jego rozwoju, a tym samym większej owocności . Bojanowski pełen radości z powodu szczęśliwego uwieńczenia starań, osobiście powiadomił siostry w Jaszkowie o doznanej łasce: »Zastałem wszystkie siostry i nowicjuszki miejscowe zebrane w refektarzyku. Ogłosiłem im udzieloną przez Księdza Arcybiskupa łaskę przyjęcia zakładu pod opiekę Kościoła. Wszystkie z rozrzewnieniem tę pocieszającą wiadomość przyjęły. Siostra Elżbieta [Szkudłapska, mistrzyni nowicjuszek]]zalała się obficie łzami radości. Udaliśmy się wszyscy do kościółka i przy słabym świetle lampy przed Najświętszym Sakramentem upadłszy na kolana odśpiewaliśmy jako dziękczynienie Bogu za otrzymaną łaskę Ciebie Boże chwalimy«[8]". „W życiu założycieli zakonów występuje pewna prawidłowość, która uderza biografów. Rozpoczynając swoje dzieła nie wiedzą, dokąd Bóg ich prowadzi. Ich drogę, wiodącą często mrocznymi tunelami, wyznacza tylko jedna busola: ufność [Oczywiście Bogu]. Ufność »mimo wszystko«, wbrew wiatrom i przypływom. Mimo sprzeciwów czasami zaciekłych, a często dyktowanych dobrymi intencjami. (...) Edmund Bojanowski początkowo nie marzył nawet o założeniu nowego zgromadzenia - instytutu zakonnego. Skierowany przez Opatrzność do niesienia pomocy pozostałym przy życiu ofiarom epidemii i sierotom, zwrócił się ku ludowi. Młode dziewczyny pochodzenia wiejskiego odpowiedziały na jego apel z wielkodusznością[9]". Ksiądz arcybiskup Leon Przyłuski, który pełnił swą posługę do roku 1865 podchodził, (jak już wspomniano) raczej z rezerwą do wspólnoty założonej prze osobę świecką, dlatego „na pełne zatwierdzenie zgromadzenia przez Kościół przyjdzie Bojanowskiemu poczekać jeszcze kilka lat[10]". Niemniej jednak, to przyjęcie pod pasterską opiekę przez Kościół, pozwoliło na to, aby placówki Zgromadzenia założonego przez błogosławionego Edmunda Bojanowskiego, zaczęły się coraz bardziej przyjmować w Wielkim Księstwie Poznańskim. Prasa również życzliwie je opisywała tak, że początkowo nawet pruski zaborca patrzył łagodnie na ich działalność. „Ważnym czynnikiem wpływającym na rozwój ochronek był także fakt pozytywnego ustosunkowania się do tej instytucji dworów, właścicieli ziemskich. Stanowisko ich było podyktowane nie tylko względami ideowymi, ale także osobistymi korzyściami materialnymi. Przez zainstalowanie ochrony dwór zyskiwał siły robocze w osobach matek uwolnionych od troski nad dziećmi, a także w osobach samych ochroniarek. Właściciele ziemscy dawali bowiem pomieszczenia dla ochrony, za które ochroniarki były zobowiązane do pracy najczęściej na ich polach. Czasem prócz lokalu otrzymywały siostry i produkty żywnościowe, wówczas i za nie musiały płacić swoją pracą. A że obowiązek ten spełniały przykładnie, stawały się zarazem wzorem uczciwości i pracowitości[11]". Oczywiście nie wszędzie było tak dobrze, były dwory niezadowolone z pracy służebniczek, na przykład zapisał Bojanowski w swoim dzienniku pod datą 22 września 1864 roku, takie słowa: „Dwory, gdzie są Ochronki w Gnieźnieńskim, robią uwagi, że Ochrony za wiele kosztują, a praca tego nie wynagradza; po wtóre obawiają się , ażeby im na starość nie zostały siostry ciężarem. Chcieliby się zjechać naradzić z nami, jak temu zapobiec[12]". Wcześniej zapisał nasz bohater skargi sióstr z Krasiczyna w zaborze austriackim, gdzie „urzędnicy gospodarczy wtrącają się w obowiązki sióstr, które się żalą na to[13]". Jak widać czasami obie strony miały do siebie jakieś pretensje czy uwagi, ale prawdziwym wstrząsem dla całego zgromadzenia okazała się nieuczciwość siostry Matyldy Jasińskiej, głównej przełożonej zgromadzenia. Był to Cios tym większy, że do czasu wykrycia nadużyć tej siostry, cieszyła się ona pełnym zaufaniem Edmunda Bojanowskiego, który z powodu swojego słabego zdrowia „przekazywał [jej] coraz szerszy zakres władzy[14]". Ta afera, którą wykryto w roku 1865 a więc jeszcze przed oficjalnym zatwierdzeniem przez Kościół Zgromadzenia Sióstr Służebniczek mogła doprowadzić do kompletnego zniszczenia całej pracy i Bojanowskiego i wszystkich pozostałych Służebniczek. Może przyjrzyjmy się trochę bliżej tej sprawie: Otóż „ zbałamucona przez pewne osoby świeckie, bliskie jej w pokrewieństwie, które zbyt często odwiedzały ją[15]", „siostra Matylda Jasińska, (...) z latami odstąpiła od swej pierwszej gorliwości, wreszcie utraciła powołanie. Wpływem swym starała się również zachwiać w powołaniu inne siostry chcąc tym sposobem rozbić nie całkiem jeszcze ustalone zgromadzenie. Wstrzymywała siostry od ponawiania ślubów, przedstawiała im trudności utrzymania się w zgromadzeniu w starszym wieku, polecała szukać zarobku na sprawienie sobie rzeczy świeckich, obiecywała postarać się o pracę, gdy zgromadzenie opuszczą. Niepokój w ochronkach siała już w roku 1864. Postanowiła podciąć także podstawy materialne zgromadzenia. Z gospodarstwa jaszkowskiego wyprzedała prawie wszystko, a nadto zaciągnęła długi w wysokości kilkuset talarów. Książkę rachunkową, którą była obowiązana przedstawiać Bojanowskiemu, fałszowała. Trudno więc było zauważyć w porę rozkładową robotę siostry Jasińskiej. W czerwcu 1865 roku Edmund Bojanowski zauważył w kasie nowicjackiej 200 talarów deficytu. Doniósł o tym ks. Koźmianowi, który radził mu szczegółowo zbadać rachunki i ustanowić stały budżet. Deficyt zamierzali pokryć ze składek. Siostra Matylda widząc się częściowo zdemaskowaną przyspieszyła akcję odgrażając się (...) [każdemu, kto by] (...)chciał wchodzić w szczegóły jej gospodarki. Siostry zawiadomiły o wszystkim Bojanowskiego. Pojechał więc do Jaszkowa i do niektórych bliższych ochronek, by uspokoić służebniczki. Poznawszy bliżej sprawę doszedł do wniosku że wymaga ona pośrednictwa władzy duchownej, W sierpniu zawiadomił Kurię Arcybiskupią w Poznaniu prosząc o zamianowanie komisarza dla zbadania sprawy jaszkowskiej. Dnia 18 sierpnia 1865 r. wraz z wytypowanym komisarzem ks. Bażyńskim i ks. Idzikowskim, proboszczem w Żabnie, pojechał znów do Jaszkowa. Zastali samą tylko siostrę Matyldę, inne siostry bowiem z Jaszkowa i nowicjuszki poprzednio już opuściły zgromadzenie. Śledztwo miało się odbyć według punktów oskarżenia podanych przez Bojanowskiego. Trudno było jednak je przeprowadzić, gdyż nie było na miejscu świadków, rozproszonych po całym Księstwie, a adresów ich nie znano. Główny świadek, jedna z byłych sióstr, odmówiła przybycia. Ograniczono się więc do przesłuchania s. Jasińskiej, która pewnym czynionym jej zarzutom zaprzeczyła, z innych starała się usprawiedliwić. Ostatecznie po dłuższych pertraktacjach, ponieważ siostra Matylda nie chciała opuścić zgromadzenia, administracja zakładu, którą stanowił Bojanowski i ks. Koźmian, zawarła z nią za pośrednictwem adwokata urzędowy układ. Wszelkie długi zaciągnięte jakoby na rzecz zakładu przejęła administracja, a siostra Jasińska zaopatrzona w 100 talarów zapomogi opuściła zgromadzenie. Ks. Bażyński w przesłanym do Kurii Arcybiskupiej w Poznaniu sprawozdaniu ze swych czynności komisarza uznał, że »powolność [dawniej: uległość, zgodność, pobłażliwość lub łagodność] administracji zakładu Służebniczek Bogarodzicy sprowadziła to smutne rozprężenie, jakie miało miejsce w Jaszkowie«. Przedstawił konieczność ścisłego nadzoru duchownego i administracyjnego nad każdym zakładem ochronkowym służebniczek, a także uzupełnienia reguły odnośnie głównej przełożonej[16]". Nie prawdą byłoby jednak uznanie, że nasz bohater był zbyt łagodny i nie umiał sobie poradzić z jakimś brakiem dyscypliny wśród sióstr. Tak o jego zachowaniu w trudniejszych sytuacjach mówiła mistrzyni nowicjatu siostra Elżbieta Szkudłapska: „Jeśli zachodziła potrzeba, Bojanowski upominał siostry. Wówczas (...) mówił stanowczo ale spokojnie i zawsze tak upomnienia wypowiedział, że każda z wdzięcznością je przyjęła i dobrze i na zawsze spamiętała. W razie niepoprawności i trwania w błędach wydalał ze zgromadzenia[17]". Edmund Bojanowski chciał mieć władzę nad całym Zgromadzeniem, jednak i brak zdrowia i brak funduszy nie pozwalały mu na częste wizyty i wgląd we wszystkie potrzeby ochronek. Z konieczności więc musiał przyjmować to co mu mówiła przełożona. „Gdy jednak przyszła katastrofa, Bojanowski nie zważając na swoje zdrowie, starał się za wszelką cenę ratować zgromadzenie. Osłabiony, chory jechał nocami po wiejskich drogach, by siostrom w ochronkach zanieść uspokojenie, pewność ich dalszego bytu, Mówił im wówczas: »Tylko słabe drzewa wiatr potrafi zachwiać i wywrócić, ale dobrze zakorzenione drzewa stać będą. Tak samo w zgromadzeniu, te siostry zostaną które są dobrze w nim zakorzenione«. Do dalej położonych domów, gdzie osobiście dotrzeć nie mógł, pisał uspokajające listy[18]". Niestety problemy jednak nie zniknęły od razu, jeszcze przez jakiś czas pojawiali się następni dłużnicy a „długi były na tyle duże, że Bojanowski aby je spłacić musiał sprzedać zapisane na rzecz zgromadzenia gospodarstwo w Pogorzelicy. Po odejściu Jasińskiej żadna już jednak siostra zgromadzenia nie opuściła, choć ona sama prowadziła jeszcze przez pewien czas swą dywersyjną działalność listownie. Nową przełożoną generalną została s. Elżbieta Szkudłapska[19]". Wcześniejsza mistrzyni nowicjatu. „W listopadzie 1865 r. przybyły pierwsze nowe kandydatki Siostry, które wystąpiły pod wpływem Jasińskiej i za jej jeszcze rządów, prosiły o powtórne przyjęcie. Bojanowski jednak przeważnie nie przychylał się do ich próśb, tym bardziej, że gdy tę sprawę poddał pod głosowanie sióstr, opowiedziały się przeciwko powtórnemu przyjmowaniu[20]". W roku 1865 zmarł arcybiskup Przyłuski, na jego miejsce został powołany Mieczysław Halka Ledóchowski. Wtedy też, podejście Kościoła do dzieła naszego bohatera stało się bardziej przychylne. Bojanowski złożył nowemu arcybiskupowi wizytę, podczas której zostawił mu podanie z prośbą o udzielenie sankcji kościelnej dla swojego Zgromadzenia. Tak tę prośbę przedstawił w swoim piśmie: „pragnie usilnie Zgromadzenie sankcji tej kościelnej, bo ona będzie mu pewną rękojmią Bożego błogosławieństwa, utwierdzeniem służebniczek w ich świętym powołaniu i mocnym fundamentem dalszego trwania na przyszłość[21]" Arcybiskup Ledóchowski bardzo życzliwie podszedł do tej prośby i kiedy uporządkowano ostatecznie regułę Zgromadzenia w dniu „27 grudnia 1866 roku arcybiskup wydał dekret pochwalny dla Zgromadzenia Służebniczek Bogarodzicy Dziewicy Niepokalanie Poczętej, oraz zatwierdził statuty i konstytucje (...) Na końcu konstytucji umieszczono »Artykuł osobny do czasu« dotyczący Bojanowskiego: Fundator Zgromadzenia dopóki żyje, zostaje jego Opiekunem, czuwa, aby duch pierwotny utrzymał się i we wszystkim, co dobra duchowego i doczesnego tej społeczności dotyczy, znosi się z komisarzem duchownym przez Arcybiskupa gnieźnieńskiego i Poznańskiego naznaczonym[22]". W roku 1868 Grabonóg, zarządzany przez przyrodniego brata Teofila Wilkońskiego został sprzedany na przymusowej licytacji. Nie mając własnego kąta, Edmund zamieszkał u swojego przyjaciela księdza Jana Koźmiana w Poznaniu. W tym czasie, nasz bohater zaczął silnie odczuwać powołanie kapłańskie, które pojawiało się także i w jego młodości, lecz z powodu słabego zdrowia nie mogło być zrealizowane. Ksiądz Stanisław Gieburowski, tak „wspominał słowa, jakie usłyszał od Edmunda w tym czasie: Wierz mi, od młodości czułem gorące powołanie do stanu duchownego, ale nigdy ono silniej się we mnie nie odezwało jak teraz, kiedy Zgromadzenie coraz bardziej rośnie. O! co bym ja dał za to, gdybym mógł przynajmniej w nowicjatach moim siostrzyczkom, choć po jednej Mszy świętej odprawić![23]". W marcu 1869 roku, „na podstawie reskryptu [rozporządzenia] arcybiskupa mając prawie lat pięćdziesiąt pięć, wstąpił do Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Gnieźnie celem »nauczenia się odprawiania brewiarza i Mszy świętej«. Miał być wyświęcony ad solam missam [czyli do sprawowania jedynie Mszy Świętej][24]". Tak bardzo nasz bohater pragnął by spełniło się to marzenie jego życia i by mógł założyć rewerendę czyli sutannę. Niestety, nie udało się zrealizować tego marzenia, gdyż w maju następnego roku, z powodu coraz bardziej nasilającej się choroby płuc, zmuszony był przerwać naukę w Seminarium. Zamieszkał wtedy u kolejnego swojego przyjaciela, wspomnianego już księdza Stanisława Gieburowskiego w Górce Duchownej, około 15 kilometrów od Leszna. Kościół w Górce Duchownej Tam przekazał generalnej przełożonej Zgromadzenia siostrze Elżbiecie Szkudłapskiej testament duchowy dla całego Zgromadzenia. Brzmiał on tak: „Co zawsze polecałem dziś powtarzam: przede wszystkim prostotę zalecam: dopóki ta w zgromadzeniu trwać będzie, dopóty będzie z nim błogosławieństwo Boże. Co do prowadzenia dzieci zachować najdrobniejsze szczegóły, które są przepisane, bo nie uwierzycie, jak wielkiej w tym jest wagi każda, choćby rzecz najdrobniejsza". „Gdybym tu miał zgromadzone wszystkie siostry, to bym powtórzył im co św. Jan umierając, uczniom swoim powiedział: Synaczkowie moi, kochajcie się i ustawicznie to bym powtarzał: Siostry moje, kochajcie się i kochajcie się. To możesz powtórzyć wszystkim, a resztę Duch Święty nauczy was[25]". A dalej siostra Elżbieta zapisała takie słowa: „Także z rozczuleniem słuchałam rozmowy ś. p. Fundatora z X. Stanisławem Gieburowskim o dobrodziejstwach Boskich, jak się niegodnym osądził tylu dobrodziejstw, w życiu doznanych, jak z uczuciem wdzięczności dziękował X. Stanisławowi Gieburowskiemu za okazywaną Mu dobroć, prawie ojcowską, którą tenże Czcigodny kapłan przypisywał Matce Najświętszej Cudownej w Obrazie Góreckim, mówiąc: to Matka Najświętsza, wszystko ci dała i wyjednała[26]". W dniu 7 sierpnia 1871 roku, w obecności, między innymi księdza Stanisława Gieburowskiego, siostry Elżbiety Szkudłapskiej i siostry Rozalii Krauze, Edmund Bojanowski z wielką cierpliwością znosił swoje ostatnie chwile. Tak je opisała siostra Elżbieta: „Spokojność ś. p. Fundatora naszego była nadzwyczajna; w ostatni dzień często się żegnał i modlił w cichości; prosił także obecne Siostry, aby odmówiły Litanię do św. Józefa i modlitwę o szczęśliwą śmierć, co dwa razy tegoż dnia kazał sobie powtórzyć; o 5 godzinie przed wieczorem, jeszcze rozmawiał, a potem modlił się z nami, choć nie słowy, ale sercem i myślą; o 7, kiedy na Anioł Pański dzwoniono, jeszcze wyraźnie odmawiał Zdrowaś Marya, a potem już cichuteńko leżał, bez najmniejszego ruszania się i bez znaków konania, i tylko ostatni oddech mocniejszy dał znać, że już dusza odeszła od ciała, o pół dziesiątej wieczorem...[27]". Edmund Bojanowski zmarł w wieku pięćdziesięciu siedmiu lat, kazał się pochować w Jaszkowie a pogrzeb według jego ostatnich dyspozycji, miał być skromny. Chciał zostać pochowany w trumnie jak najtańszej ale metalowej Chodziło o to, że taka będzie „dłużej trwała, bo tej pamiątki po mnie one [Siostry] pragnąć będą[28]". Do śmierci Edmunda Bojanowskiego w samym Wielkim Księstwie Poznańskim powstały 22 ochronki, przy których posługiwało 98 sióstr ze Zgromadzenia służebniczek Maryi. Ale ochronki powstawały również w Galicji, w Królestwie Polskim oraz na Śląsku, a nawet z Anglii przybyła, jeszcze za życia Edmunda Bojanowskiego, pani Fanny Margaret Taylor, która zamierzała w swoim kraju założyć takie zgromadzenie. W jej dzienniku znalazł się taki opis Edmunda Bojanowskiego: „Założyciel mi się bardzo podoba, tyle jest w nim prostoty i pokory, robi wrażenie człowieka, który się bardzo dużo modli. Bardzo cichy i spokojny[29]". Posłuchajmy jeszcze księdza Antoniego Brzezińskiego, który przedstawił podczas mowy żałobnej na pogrzebie Edmunda Bojanowskiego, opis tego, jak cierpiał nasz błogosławiony bohater podczas pobytu w seminarium: „...przypomniał sobie nieboszczyk, że za młodu słyszał w duszy jakoby wołanie Boże do kapłaństwa. I któżby temu uwierzył, że na to wspomnienie porwał się jako jeleń pragnący do źródła, i schorzały, wiekiem i nieszczęściem złamany, bez wymaganej nauki, a nawet bez znajomości pierwszych początków języka łacińskiego, wstąpił do seminarium w Gnieźnie, aby z młodymi Lewitami puścić się w zawody na drodze do służby Ołtarza. Ach, ileż on wycierpieć musiał przez cały rok tam swego pobytu, większą, część nocy, jak mi powiadał, w bolesnych kurczach przejęczawszy, we dnie febrą, prawie nie ustającą trawiony, a jednak zrywający się z łóżka, by choć kilka godzin wolniejszych przemęczyć nad uczeniem się gramatyki łacińskiej, i po równo z drugimi insze nauki i ćwiczenia odprawiać[30]". No niestety, jak wiemy choroba zwyciężyła. Edmund Bojanowski od roku 1853 aż do swojej śmierci pisał dziennik, który miał mu służyć jako rachunek sumienia. Sam o tym wspomniał, gdy opisywał w tym dzienniku jedno miłe dla niego zdarzenie, kiedy to dał staruszce kawałek chleba i monetę, zwaną srebrnikiem, a jej radość i błogosławieństwa były dla niego „więcej warte niźli ten srebrnik i posługa![31]" Wtedy, to właśnie tak napisał: „Jest to okoliczność drobna, ale w rachunku sumienia ważna, a takim rachunkiem jest »Dziennik«, który dla siebie, nie dla kogo piszę[32]". 13 czerwca 1999 roku w Warszawie nasz święty papież Jan Paweł II beatyfikował Edmunda Bojanowskiego. „Obecnie cztery gałęzie Służebniczek Najświętszej Maryi Panny połączone są w Federację, która liczy około 3400 sióstr, pracujących na 530 placówkach w 23 krajach na pięciu kontynentach[33]". W pierwszej połowie dwudziestego wieku, do Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny wstąpiła i aż do swojej śmierci, przez piętnaście lat służyła w nim, wielka nasza mistyczka, siostra Leonia Nastał. Autorka wspaniałego, pisanego na polecenie Pana Jezusa, dziennika duchowego, który został wydany pod tytułem „Uwierzyłam Miłości". Bibliografia: - X. Antoni Brzeziński, Wspomnienie o ś.p. fundatorze Zgromadzenia Służebniczek Bogarodzicy Dziewicy Niepokalanej, Poznań 1872. - S. Agnieszka Szelęgiewicz, Edmund Bojanowski i jego dzieło, Poznań-Warszawa-Lublin 1966. - S. Maria Manfreda Kornacka, art. Edmund Bojanowski 1814-1871, w czasopiśmie „Nasza Przeszłość" t. XXVI, Kraków 1967. - Stanisław Chociej, art. Twórczość literacka i działalność wydawnicza Edmunda Bojanowskiego, w czasopiśmie „Nasza Przeszłość" t. XXVI, Kraków 1967. - Ks. Władysław Padacz, Z polskiej gleby, Kraków 1972. - Henryk Fros SJ, Franciszek Sowa, Twoje imię przewodnik onomastyczno-hagiograficzny, Kraków 1982. - Zofia Niedźwiedzka, Edmund Bojanowski prekursor Soboru Watykańskiego II, Wrocław 1983. - Ks. Marian Fąka, Ziarno wrzucone w ziemię, Poznań 1999. - Edmund Bojanowski, Dziennik 1853-1871, Warszawa 1999. - Adam Staszak, Życie i działalność Edmunda Bojanowskiego w opiniach ludzi mu współczesnych, Pleszew 1999. - Ks. Andrzej Pękala, referat w Błogosławiony Edmund Bojanowski Serdecznie dobry człowiek, red. Ks. S. Wilk, Lublin 2000. - Korespondencja Edmunda Bojanowskiego z lat 1829-1871, Tom 1, objaśnił, skomentował i zarysem monograficznym poprzedził Leonard Smołka, Wrocław 2001. - Korespondencja Edmunda Bojanowskiego z lat 1829-1871, Tom 2, objaśnił, skomentował i zarysem monograficznym poprzedził Leonard Smołka, Wrocław 2001. - Ks. Kazimierz Panuś, Bł. Edmund Bojanowski, Kraków 2009. - Edmund Bojanowski Dziennik, Tom I 1853-1855, objaśnił, skomentował i wstępem poprzedził Leonard Smołka, Wrocław 2009. - s. M. Laureta Turek, Przewodnik śladami bł. Edmunda Bojanowskiego, Wrocław 2011. https://silesia.edu.pl/index.php/Dunin_Marcin http://www.sanktuarium.gostyn.pl/sanktuarium/historia.html http://www.sluzebniczkinmp.pl/zalozyciel-7401/biografia-7402 https://polona.pl/item/przyjaciel-ludu-r-10-t-1-no-1-1-lipca-1843,ODEwMDk1ODY/0/#info:metadata Waldemar Rozynkowski, Bł. Edmund Bojanowski, założyciel Zgromadzenia Sióstr Służebniczek - nowe zgromadzenie zakonne w trudnym okresie kasat w zaborze pruskim, Zeszyty Naukowe KUL 60 (2017) nr 4 (240), str. 98, dost. na str.: https://www.kul.pl/files/102/articles/2017_4/06._waldemar_rozynkowski.pdf [1] Ks. Kazimierz Panuś, Bł. Edmund..., s. 56. [2] Ks. Marian Fąka, Ziarno wrzucone...., s.59. [3] Tamże. [4] Tamże, s. 63-64. [5] Korespondencja Edmunda...Tom 1, s. s.197. [6] Tamże, s. 198. [7] Tamże, s.199. [8] Ks. Marian Fąka, Ziarno wrzucone...., s. 64. [9] Tamże, s. 51. [10] Tamże, s. 65. [11] S. Agnieszka Szelęgiewicz, Edmund Bojanowski..., s. 74-75. [12] Edmund Bojanowski Dziennik, Tom III 1853-1855, s. 465. [13] Tamże, s. 459. [14] S. Maria Manfreda Kornacka, art. Edmund Bojanowski.., s. 87. [15] Ks. Marian Fąka, Ziarno wrzucone...., s. 69. [16] S. Maria Manfreda Kornacka, art. Edmund Bojanowski.., s. 86- 87. [17] Tamże , s. 93-94. [18] Tamże s.88. [19] Adam Staszak, Życie i działalność Edmunda Bojanowskiego w opiniach ludzi mu współczesnych, Pleszew 1999, s. 12 [20] S. Maria Manfreda Kornacka, art. Edmund Bojanowski.., s. 88. [21] Ks. Marian Fąka, Ziarno wrzucone...., s. 71. [22] Tamże s.71-72. [23] Ks. Kazimierz Panuś, Bł. Edmund..., s. 99. [24] S. Maria Manfreda Kornacka, art. Edmund Bojanowski.., s. 136. [25] X. Antoni Brzeziński, Wspomnienie o ś.p. fundatorze Zgromadzenia Służebniczek Bogarodzicy Dziewicy Niepokalanej, Poznań 1872, s. 16-17. [26] Tamże, s. 17. [27] Tamże, s. 15-16 . [28] Tamże, s. 18. [29] S. Maria Manfreda Kornacka, art. Edmund Bojanowski.., s. 118. [30] X. Antoni Brzeziński, Wspomnienie o..., s. 41. [31] Edmund Bojanowski, Dziennik 1853-1871, Warszawa 1999, s. 189. [32] Tamże. [33] s. M. Laureta Turek, Przewodnik śladami bł. Edmunda Bojanowskiego, Wrocław 2011, s. 277. Powrót |