Błogosławiona Matka Maria Angela Truszkowska Cz. II Matka Maria Angela Truszkowska. Zdjęcie z 1864 r. Zdjęcie i podpis pod nim pochodzi z ks. S. Marii Jany Szmigielskiej CSSF, Ciemność jak dzień zajaśnieje, Warszawa 1993, s. 40. Dosyć wcześnie zauważył Ojciec Honorat, (napisał w o tym w liście do generała zakonu), że od początku założenia Zgromadzenia Felicjanek, sporo najstarszych sióstr skłaniało się „więcej do życia bogomyślnego niż aktywnego"[1]. Widząc więc taką potrzebę, mimo pewnych obaw matki Angeli, założył Ojciec Fundator kolejne zgromadzenie, tym razem klarysek kapucynek klauzurowych świętego Feliksa. Miały one swoją modlitwą i pokutą wspierać dzieła felicjanek aktywnych, a więc „miały stanowić zaplecze apostolskie Zgromadzenia, jego duchowy kapitał"[2]. Założenie nowego Zgromadzenia odbyło się w dniu 4 października 1860 roku. Utworzono specjalnie w tym celu ścisłą klauzurę. Wtedy też, dwanaście felicjanek razem z matką Angelą „oddzielono od sióstr czynnych i pozwolono im żyć na wzór kapucynek rzymskich, zwanych »sepolte vive« (łac. żywcem pogrzebane)[3]". Matka Angela została co prawda, z polecenia o. Honorata, zamknięta z siostrami klauzurowymi, ale jako, nowo wybrana przełożona, zarządzała oboma chórami, „ściśle klauzurowy[m] i bogomyślno-czynny[m], oddany[m] zewnętrznej działalności apostolskiej"[4] („Chóry zakonne, [był to] podział członków w zakonach mniszych, regularnych i w niektórych zgromadzeniach zakonnych, przeważnie żeńskich, uzależniony od możliwości wypełniania określonych obowiązków, jak chórowa modlitwa, konwentualna celebra, podejmowanie niektórych zadań apostolskich (...). Podział wprowadzony w średniowieczu, zniesiono po Soborze Watykańskim II. (...) We wspólnotach żeńskich były 2 lub 3 chóry. Chór I stanowiły mniszki zobowiązane do recytowania oficjum godzin kanonicznych (np. -» benedyktynki, kartuzjanki, -» kanoniczki), a w kongregacjach czynnych (np. - elżbietanki) - skróconego oficjum (małe oficjum o NMP); chór II stanowiły siostry wykonujące prace fizyczne, którym jednak nie przyznano pełnej zdolności prawnej ; chór III (np. wizytki) - tercjarki, pełniące posługi na zewnątrz klauzury (siostry zewnętrzne)"[5]. Stało się tak, ponieważ nie można było, ze względu na zakazy rządowe, otworzyć osobnego klasztoru, więc kapucynki klauzurowe zamieszkały razem z felicjankami. Dzięki temu, że m. Angela została przez kapitułę generalną Zgromadzenia, wybrana przełożoną całego Zgromadzenia, jego jedność nie uległa zniszczeniu. Ale, nie obyło się bez problemów. Otóż, m. Weronika, czyli Klotylda Ciechanowska, kuzynka m. Angeli, zaczęła wyobrażać sobie, że to ona zostanie przełożoną sióstr klauzurowych. A tych sióstr, gdyby nie ingerencja o. Honorata byłoby zdecydowanie więcej. Między innymi na jego prośbę z klauzury zrezygnowały, m. Elżbieta Stummer czy też m. Magdalena Borowska. Większość sióstr, nie zdawała sobie sprawy z problemu m. Weroniki, gdyż o. Honorat nie mówił o tej sprawie. Ale była to poważna sprawa, trzymana w tajemnicy i „dopiero lata późniejsze (...) [oraz] korespondencja o. Semenenki z m. Darowską rzucają nowe światło na osobę m. Weroniki i pozwalają lepiej zrozumieć jej psychikę[6]". W liście tym o. Semenenko tak pisze: „Panna Ciechanowska była z początku główną osobą w historii felicjanek, potem dopiero na stronę usunięta (...). Kiedy się potem rozdzieliły na klauzurowe i czynne, pierwszych przełożoną została siostra cioteczna, a ostatnich ta sama panna Ciechanowska"[7]. Jak widzimy, przedstawiła się m. Weronika (Klotylda Ciechanowska) sześć lat później o. Piotrowi Semenence „jako właściwa założycielka felicjanek, wybrana na przełożoną sióstr czynnych, którą o. Honorat niesprawiedliwie usunął, ze Zgromadzenia[8]". A prawda wyglądała tak, że po wyborze m. Angeli na przełożoną sióstr klauzurowych, m. Weronika, chociaż marzyła o klauzurze, jednak nie chciała być podwładną swojej młodszej kuzynki. Więc wycofała swoją prośbę o przejście do sióstr klauzurowych. „O. Honorat domyślał się na pewno właściwych przyczyn postępowania m. Weroniki, ale nie widział racji, dla których miałby ją do klauzury namawiać lub obiecywać przełożeństwo. Chodziło przecież o sprawy Boże, a nie o dogadzanie ambicjom i zachciankom"[9]. Niestety, m. Weronika Ciechanowska kompletnie tego nie rozumiała i krytykowała decyzję o. Honorata. Aby zapobiec wydaleniu jej, po krytyce przełożonego, m. Angela napisała list do o. Honorata z prośbą o miłosierdzie nad tą duszą zagubioną a nie o kierowanie się prawem zakonnym. Prośba m. Angeli była podyktowana względami rodzinnymi, gdyż próbowała przecież bronić swojej kuzynki, z którą razem tworzyła zręby Zgromadzenia. Sama o tym napisała: „Przepraszam najpokorniej Ojca (...), że śmiem mu robić podobne przedstawienia, ale mam nadzieję, że mając wzgląd na moje dawniejsze i teraźniejsze względem niej stosunki, nie weźmie mi tego za złe i jeżeli będzie można, przychyli się do mej pokornej prośby"[10]. Matka Angela bardzo musiała kochać swoją kuzynkę, gdyż broniła jej, chociaż wiedziała, że taka postawa przynosiła zdecydowane zagrożenia duchowe dla pozostałych sióstr. Parę miesięcy później m. Angela „pisze (...), że najchętniej ustąpiłaby m. Weronice swego miejsca w klauzurze, aby w ten sposób okazać uznanie dla jej pracy i zasług, jakie położyła dla Zgromadzenia. Równocześnie jednak szczerze wyznaje, że usposobienie m. Weroniki nie nadaje się do życia wspólnego, bo »...do życia zakonnego, do formy życia wspólnego, trudno by jej było się zastosować. Ale chciałam Ojca się zapytać - dodaje - czyby nie można przedstawić na wizycie kanonicznej, aby mając wzgląd na jej zasługi, żeby jej dać celkę na dole za klauzurą, aby mogła spokojnie Pana Boga chwalić«. O. Honorat wiedział, że z chwilą gdy zakon zaczyna brać pod uwagę zasługi swych członków, a nie ich ducha, wchodzi tym samym na drogę upadku. Dlatego podtrzymywał dalej raz powziętą decyzję, by m. Weronika opuściła Zgromadzenie. Według relacji m. Weroniki o. Honorat miał do niej powiedzieć: »Usuń się. Niebłogosławieństwo Boże ściągasz«"[11]. Ten podział Zgromadzenia na dwa chóry wymagał od Matki Angeli olbrzymiego wysiłku i wielu poświęceń. Ponieważ Matka Przełożona miała swoją celę razem z siostrami klauzurowymi, siostry bogomyślno - cynne, zaczęły uskarżać się na brak opieki duchowej ze strony Matki Angeli. Więc musiała opuszczać ona klauzurę, by po pierwsze „dopieszczać" duchowo siostry z poza klauzury a po drugie, również zwykłe, codzienne obowiązki przełożonej całego Zgromadzenia zmuszały ją do tego. Jak wiemy, jej życie wewnętrzne dostarczało jej wiele bólu, a ta sytuacja jeszcze ten ból pogłębiała. M. Angela zaczęła się zastanawiać, czy idzie drogą zgodną z wolą Bożą? A jej spowiednik, o. Honorat tak ją wtedy oceniał: „Matka daje przez całe życie dowody zaparcia woli własnej, rozumu, posłuszeństwa heroicznego w nader trudnych rzeczach i gotowości na wszystko. Zmienia rodzaj życia z uległością idąc na bogomyślność, to znów powraca na głos posłuszeństwa do życia czynnego, przyświecając przykładem heroicznego zaparcia, co właśnie przystoi czynić tej, którą Bóg wybrał na matkę dwóch Zgromadzeń"[12]. Mimo takiego zdania swojego kierownika duchowego, M. Angela nie mogła się uspokoić. „Aż razu pewnego idąc przez puste ulice Warszawy, spotyka świątobliwego kapłana, który jednak stanu jej duszy znać nie mógł, ani przewidzieć trapiących ją wątpliwości; ten, zbliżywszy się do niej, rzekł cicho: »To, do czego Bóg cię wybiera, od Niego wzięło początek«"[13]. To, ciekawe zdarzenie, bardzo uspokoiło m. Angelę, choć oczywiście problemy nie zniknęły. W czasie powstania styczniowego siostry również miały w nim swój udział. Nie walczyły one oczywiście bronią, choć często można je było zauważyć w miejscach walk. Siostry musiały na prośbę m. Angeli nie angażując się w walce, „przekroczyć nienawiść i zastarzałe podziały. Poświęcić się zupełnie ratowaniu ciał i dusz wszystkich zagrożonych i cierpiących. Zbierały z pola bitwy zarówno Polaków jak Moskali. Pielęgnowały. Rannych przynosiły do swych ochron, pracowały ponadto w 25 szpitalach polowych, Matka Angela osobiście organizuje na Daniłowiczowskiej lazaret na 40 łóżek. Podtrzymuje na duchu te młode, niedoświadczone siostry, nie przygotowane do następstw strasznej krwawej walki"[14]. Po klęsce powstania, na prośbę m. Angeli, w dniu 28 sierpnia 1864 roku, o. Honorat oddał uroczyście całe Zgromadzenie Niepokalanemu Sercu Maryi, ufając, że Ona nie pozwoli felicjankom zginąć"[15]. Jak bardzo przewidującymi okazali się fundatorzy Zgromadzenia i jak bardzo ta opieka była potrzebna zakonnicom, okazało się już niedługo. A miało to bezpośredni związek z tym co zamierzał uczynić zaborca. Pod koniec roku 1864 na wniosek hrabiego Berga, ostatniego namiestnika w Królestwie Polskim, powołując się na mętne przepisy, zlikwidowano warszawskie klasztory, najpierw kapucynów na ul. Miodowej a parę tygodni później, dokładnie 17 grudnia 1864 roku, o godz. 4 rano, doszło do kasaty felicjanek. Wszystkim zakonnicom polecono aby powróciły do życia świeckiego, a gdy któreś z drugiego chóru chciały pozostać w zakonie, to polecono im aby starały się o przyjęcie do Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia. Natomiast siostrom klauzurowym, a więc z chóru pierwszego, pozwolono na przeniesienie się do innego klasztoru, oczywiście poza Warszawą chyba, że same chciałyby powrócić do życia świeckiego. To wyjątkowe podejście spowodowało niesamowite wrażenie, które wywarły siostry klauzurowe na wcześniej wizytującej ich klasztor komisji. Otóż, kilka dni wcześniej dobrodzieje felicjanek, hrabiostwo Zamoyscy i Pusłowscy oraz hrabina Potocka, poprosili księcia Włodzimierza Czerkasskiego, przewodniczącego komisji carskiej do spraw tej nieszczęsnej reformy klasztorów rzymskokatolickich, aby odwiedził Zakład Sióstr przy ul. Daniłowiczowskiej. Liczono na to, że książę „widząc tyle dzieci i starców pozostających pod opieką sióstr, pozostawi je w spokoju. Gdy książę zwizytował dom felicjanek, zaciekawieni inicjatorzy tej wizyty zapytali go jakiego doznał wrażenia. Książę odpowiedział im tak: ,,no, znalazłem różnicę z naszymi monaszkami, czernicami, [monaszki to rosyjskie określenie mniszek z prawosławnych monastyrów a czernice, to ukraińskie mniszki, również prawosławne, często wdowy po Kozakach, o podobnych do nich manierach, proste i kłótliwe kobiety b. często nadużywające alkoholu.] bo tamte widziałem przy zwiedzaniu pijane, a te zakonnice były całkiem trzeźwe!"[16]. Tyle miał do powiedzenia po pierwszej wizycie u felicjanek. Jednak po jakimś czasie Rząd wydelegował księcia Czerkasskiego „wraz z kilkoma innymi urzędnikami (...) [do kontroli] klasztoru po raz drugi, bardziej szczegółowo. Nie opuścili [oni] żadnego zakątka, żądali koniecznie wpuszczenia do klauzury, na co M. Fundatorka zmuszona była zezwolić; choć dotąd oprócz Niej nikt nie przestąpił progu klauzury. Rosyjscy urzędnicy zdumieni byli ubóstwem, panującym w całym klasztorze, niektórzy z nich wyrażali się o tym prawie z gniewem, - ale zobaczywszy za klauzurą zaparcie Sióstr, w potrzebach materialnych, dochodzące do ostatnich granic, zobaczywszy trumny, w których sypiały, uznali sami że tych nie można już rzucić wśród świata - zachowali się nawet z wielkim uszanowaniem"[17]. Dlatego też, po tej kontroli urzędnicy carscy pozwolili siostrom przenieść się do innego klasztoru. Matka Angela wraz z 17 mniszkami wybrała zakon Bernardynek w Łowiczu jako, że był to zakon franciszkański. Felicjanki pochodzące z Galicji mogły wyjechać do działającego klasztoru w Krakowie. Te, które pozostały w Królestwie, choć musiały poukrywać habity, to jednak w przeważającej większości duchowo dalej były felicjankami. Pomagała im w tym Matka Angela, która nawiązała i utrzymywała kontakt z rozproszonymi siostrami. Niedługo po kasacie, tuż przed wigilią, napisała do nich list, w którym znalazły się takie słowa: „Moje Siostry Najmilsze, moje najdroższe dzieci w Sercu Jezusa i Maryi, do Was wszystkich tęskniące za Wami serce moje w tych słowach dziś się odzywa, bo zawsze przy tych wielkich Świętach z jednymi osobiście, z drugimi w duchu i choć listownie zwyczajna byłam dzielić się tym weselem, jakie napełniać nas powinno przy tak wielkiej uroczystości przyjścia na świat Oblubieńca naszego. O moje najmilsze, czymże się w tym roku podzielę, kiedy tak smutno w duszy mojej? Dzieciątko Jezus przyniosło nam w przebłogosławionych rączkach swoich krzyż bardzo ciężki, boleść nad wszelkie boleści i łzy, i wygnanie i sieroctwo duchowne. Jakże przyjmiemy taką ciernistą i raniącą gwiazdkę od Pana naszego? Czy wzgardzimy tym podarkiem, czy go mamy odrzucić i powiedzieć, że nie chcemy tego? O moje najmilsze, jeżeli prawdziwie sługi i Oblubienice Jezusa jesteśmy, nie wolno nam tak niewdzięcznie doświadczeń Pańskich przyjmować. (...) O moje najmilsze, Wy mnie tak bardzo nie zasmucicie, nie będziecie przydawać nowych ran do rany tak bolesnej, nie okażecie się niewdzięczne i niewierne Panu, bo wierzcie mi, że chociaż ja teraz bardzo ciężkim krzyżem dotknięta jestem, chociaż podobnie jak matka Machabejczyków, o której mówią, że siedem razy była męczennicą, ja bym powiedzieć mogła, że sto kilkadziesiąt razy jestem wygnanką ukrzyżowaną, jednakże bez porównania więcej byłabym zdręczona i zbolała, gdyby mię doszła wiadomość, że się sprzeniewierzacie Panu, że z rąk Jego niechętnie i niewdzięcznie krzyż doświadczenia przyjmujecie. Więc, moje najmilsze, weselcie się w Panu, że Was uznał godnymi cierpień i prześladowania. Dziękujcie Mu pokornie za tę łaskę. Nie przestawajcie chwalić Go w sercach Waszych. A jeżeli Wam nie wolno żyć jawnie jak felicjanki, żyjcie tak jak prawdziwe sługi Jezusa, jak córki Maryi Najświętszej, a ukrywając sukienkę zakonną obleczcie się w szatę pobożności, pokory, cichości, niewinności wielkiej, bo tej sukienki nikt Wam nosić nie wzbroni, bo w nią obleczone roznosić będziecie wonność Chrystusową po świecie całym i będzie świecić światłość Wasza przed ludźmi, aby chwalili Ojca Waszego, który jest [w niebie]. O moje najmilsze, wszystko nam odebrano, ale P. Jezusa posiadamy. Zawsze więc się w Nim weselmy, za Niego dziękujmy, do Niego módlmy się bezustannie, a błogosławieństwo Jezusa i Maryi Najświętszej niech nas nigdy nie opuszcza, niech nas wiecznie łączy razem" [18]. Widać z tego listu, jak wielki ból wewnętrzny powodowało u m. Angeli to rozproszenie jej córek. Te cierpienia duchowe oraz wszystkie wydarzenia związane z kasatą i przenosinami sióstr klauzurowych do Łowicza, tak wyczerpały jej siły, że się bardzo ciężko się rozchorowała. W tym czasie „w Krakowie przy ul Wesołej ocalała jedna felicjańska ochrona, bo kasata nie obejmowała Galicji"[19]. To pozwoliło, po uzyskaniu zgody rządu austriackiego, na powolne odbudowywanie rozproszonego Zgromadzenia. Tymczasem w Łowiczu stan Matki Angeli coraz bardziej się pogarszał, chwilami bliska była nawet śmierci. Jeden z opiekujących się nią lekarzy wydał taką diagnozę, "że przyczyną choroby jest moralne cierpienie z powodu kasaty, i polecił chorą przewieźć do Krakowa, aby widokiem zbierającego się tam Zgromadzenia, wywołać reakcję w organizmie, co mogło powrócić jej siły"[20]. Niestety, wyjazd do Galicji, był praktycznie dla Matki niemożliwy, z powodu utrudnień, jakie czynił rząd carski. Okazało się jednak, że jeden z lekarzy, Rosjanin ale wyjątkowo troskliwy w opiece nad chorą, miał znajomości na dworze carskim. Kiedy zorientował się w problemach, jakie czyniono przy próbach zdobycia pozwolenia na przekroczenie granicy, wtedy on „osobiście interweniował w tej sprawie u cara i pozwolenie na wyjazd wkrótce nadeszło"[21]. Matka Angela otrzymała również zgodę o. Honorata na wyjazd do Krakowa, choć siostry klauzurowe, bardzo chciały aby przełożona została razem z nimi w Łowiczu. W podróży towarzyszyły Matce siostry, które przybyły w świeckich ubraniach oraz siostra infirmerka (pielęgniarka). „Siostry Krakowskie oczekiwały na granicy przybycia Matki, aby ich widok w sukniach zakonnych ucieszył Ją zaraz na wstępie. Istotnie przyjazd Matki do Krakowa i połączenie się z siostrami, wywarło wpływ dodatni na Jej zdrowie, które stale wracać poczęło"[22]. Ponieważ coraz więcej sióstr z Królestwa przyjeżdżało do Krakowa, dom na Wesołej, zaczął być za ciasny. Wtedy też „fundatorka ochronki, pani Pelagia Russanowska zapisała swą kamienicę przy ulicy Mikołajskiej na własność sióstr, dając im nadto 10.000 złr. [złotych reńskich, waluty obowiązującej w tym czasie w Galicji] na przerobienie tejże w sposób odpowiedni potrzebom Zgromadzenia"[23]. Matka Angela po powrocie do zdrowia objęła ponownie zarząd nad Zgromadzeniem. Jednak, już nigdy jej kondycja nie powróciła do tej z przed choroby. Do tego, Matka zaczęła podobnie jak jej ojciec głuchnąć. Wtedy o. Honorat doradził m. Angeli aby Zgromadzenie dokonało nowego wyboru Matki Generalnej. Kraków. Dom przy ul. Mikołajskiej, jedna z najstarszych placówek felicjańskich. Zdjęcie i podpis pod nim pochodzi z ks. S. Marii Jany Szmigielskiej CSSF, Ciemność jak dzień zajaśnieje, Warszawa 1993, s. 43. W roku 1871 na posiedzeniu kapituły wybrano m. Magdalenę na nową przełożoną Zgromadzenia. Matka Angela „przez 30 lat cierpiała wewnętrzną chorobę, którą lekarze uważali za katar kiszek w końcu okazało się, że była to choroba raka, na którą mogła jedynie pomóc operacja, ale tej, Matka stanowczo odmówiła. Lekarz, życzliwy Matce i Zgromadzeniu, który do końca, życia prowadził kurację, nieraz wyrażał się, że tylko święta osoba może mieć tyle hartu w cierpieniu"[24]. Na trzy tygodnie przed śmiercią, jej siły bardzo osłabły. Praktycznie nie przyjmowała pokarmów, nawet z rąk bardzo troskliwego lekarza, który sam z siebie, codziennie odwiedzał chorą, chcąc jak najbardziej ulżyć w jej cierpieniu. Ona leżała w łóżku w stroju zakonnym z różańcem w ręku a odwiedzające ją siostry bardzo serdecznie błogosławiła.
Matka Maria Angela. Zdjęcie wykonane w ogrodzie przy krakowskim klasztorze na Smoleńsku w lipcu 1899 r. Zdjęcie i podpis pod nim pochodzi z ks. S. Marii Jany Szmigielskiej CSSF, Ciemność jak dzień zajaśnieje, Warszawa 1993, s. 8. „W szczególny jednak sposób błogosławiła zawsze Matkę Generalną, Marię Magdalenę, i gdy tylko dłuższy czas nie widziała Matki, dopytywała się o Nią. Przy ostatnim pożegnaniu, które naszej Matce sprawiało widoczną choć niemą boleść, czule przycisnęła do serca Matkę Generalną, jak gdyby oddać Jej chciała całe Zgromadzenie, pragnęła nawet ucałować ręce Matki Generalnej, która jednak na ten akt pokory nie zezwoliła" [25]. Matka Angela chorując otrzymywała listowne błogosławieństwa od wielu biskupów a nawet od Ojca Świętego ze Stolicy Piotrowej, które to błogosławieństwo szczególnie sobie ceniła i trzymała je pod swoją poduszką. „W ostatnich też miesiącach przed śmiercią przyjmowała w swej celi Ks. Kardynała Puzynę, który osobiście przyniósł Matce ustawy, z powtórnym potwierdzeniem Stolicy świętej"[26]. Cela Matki Angeli w klasztorze na Smoleńsku, w której Matka mieszkała przez trzydzieści lat swego życia. Tutaj również umarła. Zdjęcie i podpis pod nim pochodzi z ks. S. Marii Jany Szmigielskiej CSSF, Ciemność jak dzień zajaśnieje, Warszawa 1993, s. 51. Gdy 9 października, czuwająca przy m. Angeli siostra infirmerka zauważyła, że chorej zaczęły nagle płynąć bardzo obficie łzy po twarzy, natychmiast powiadomiła o tym Matkę Generalną. Ta, spodziewając się, że nadchodzą ostatnie chwile m. Angeli, natychmiast przybiegła do jej celi wraz z wieloma siostrami. „Konanie trwało całą godzinę - wśród tego chwilę tylko miała Matka walki objawiającej się płaczem i trwogą a wpół godziny po północy oddała spokojnie czystą duszę Temu, któremu całe swe życie tak wiernie służyła, niosąc przed Tron Pański wieniec nieśmiertelny cnót i zasług swoich. Śmierć nastąpiła dnia 10 października 1899 roku. Zwłoki (...) [Angeli Truszkowskiej] spoczywały w celi, gdzie przy pamiątkowym obrazie Matki Bożej Częstochowskiej, siostry ustawicznie i tłumnie odmawiały Różaniec za duszę Matki"[27]. Matka Angela Truszkowska została beatyfikowana 18 kwietnia 1993 roku przez świętego Jana Pawła II w Rzymie. Bibliografa: - Życiorys Matki Maryi Angeli Truszkowskiej, Kraków 1909. - Historja Zgromadzenia SS. Felicjanek na podstawie rękopisów, cz.I, Milwaukee, Wis., br. - S. Maria Bronisława Dmowska, felicjanka, Matka Maria Angela Truszkowska Założycielka Zgromadzenia Sióstr Felicjanek (1825-1899), Buffalo, N.Y. 1949. - Artur Górski, Angela Truszkowska i zgromadzenie ss. Felicjanek na tle dziejów myśli religijnej w Polsce XIX w., Poznań 1959. - Hagiografia Polska, Tom II dzieło zbiorowe pod red. O. Romualda Gustawa OFM, Poznań 1972. - Maria Werner OSU, O. Honorat Koźmiński Kapucyn 1829-1916, Poznań-Warszawa 1972. - Polscy święci, Tom 7, red. Joachim Roman Bar OFConv, Warszawa 1985. -S. Elżbieta Cherubina Frankowska, Matka Angela Truszkowska Założycielka Felicjanek, Warszawa 1986 - Encyklopedia Katolicka, Tom III, Lublin 1985. - Feliks Koneczny, Święci w dziejach Narodu Polskiego, Warszawa/Struga-Kraków 1988. - S. Maria Jana Szmigielska CSSF, Ciemność jak dzień zajaśnieje, Warszawa 1993. - Błogosławiona Maria Angela założycielka Zgromadzenia Sióstr Felicjanek życiorys w obrazach, Warszawa 1998. - Abp Szczęsny Feliński, Pamiętniki tom I, Warszawa 2009. https://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-10a.php3 https://www.swietyjozef.kalisz.pl/Sanktuarium/34.html http://www.muzeum-mat.cssf.opoka.org.pl/?p=1205 ChristusVincit-TV Telewizja Internetowa /ks. dr hab. Piotr Natanek/ - POZOSTAŁE RETRANSMISJE (christusvincit-tv.pl) [1] Maria Werner OSU, O. Honorat Koźmiński Kapucyn 1829-1916, Poznań-Warszawa 1972, s.143. [2] S. Elżbieta Cherubina Frankowska, Matka Angela..., s. 31. [3] Hagiografia Polska..., s. 499. [4] S. Elżbieta Cherubina Frankowska, Matka Angela..., s. 31. [5] Encyklopedia Katolicka, Tom III, Lublin 1985, s. 266. [6] Maria Werner OSU, O. Honorat Koźmiński..., s.148. [7] Tamże. [8] Tamże. [9] Tamże. [10] Tamże, s. 149. [11] Tamże, s. 149-150. [12] Życiorys Matki..., s. 14. [13] Tamże. [14] S. Maria Jana Szmigielska CSSF, Ciemność jak dzień zajaśnieje, Warszawa 1993, s. 41. [15] Tamże. [16] Historja Zgromadzenia..., s. 289. [17] Tamże. [18] http://www.muzeum-mat.cssf.opoka.org.pl/?p=1205 [19] S. Maria Jana Szmigielska CSSF, Ciemność jak..., s. 42. [20] Życiorys Matki..., s. 17. [21] Tamże, s.18. [22] Tamże, s.19. [23] Tamże. [24] Życiorys Matki..., s. 24. [25] Tamże, s.29. [26] Tamże. S.30. [27] Tamże s.31 Powrót |