Błogosławiony ksiądz Ignacy Kłopotowski Cz. I Zdj. z ks.: s. Zofia A. Chomiuk CSL, Całym życiem dziękować; Błogosławiony ks. Ignacy Kłopotowski 1866-1931, Warszawa 2005. W naszej nocnej pielgrzymce będzie nam towarzyszył błogosławiony Ignacy Kłopotowski, którego w Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego wzywamy jako patrona wydawnictw katolickich. Dnia 20 lipca 1865 roku na Podlasiu we wsi Korzeniówka nad Bugiem (w parafii Drohiczyn) w małżeństwie Jana Kłopotowskiego i Izabeli z Dobrowolskich (primo voto Niewiarowskiej) przyszło na świat dziecko płci męskiej, które dwa dni później ochrzczono nadając mu imię Ignacy. Ojciec dziecka, pan Jan Kłopotowski pochodził z drobnej szlachty „herbu Pomian z miejscowości Bujny-Kłopoty"[1]. W czasie powstania styczniowego walczył on przy boku księdza generała Stanisława Brzóski (1832-1865). Za udział w tym powstaniu rząd carski pozbawił całą rodzinę Kłopotowskich szlachectwa, deklasując ją do stanu mieszczańskiego. Po powstaniu Jan Kłopotowski zatrudnił sią jako rządca w majątku Niewiarowskich we wsi Korzeniówka Mała. W tym czasie właścicielką majątku była trzydziestokilkuletnia pani Izabela, wdowa po zmarłym w 1863 roku Janie Niewiarowskim, z którym miała pięcioro dzieci. Na początku roku 1866 pani Izabela i dwudziestotrzyletni, wówczas rządca majątku, Jan Kłopotowski zawarli związek małżeński. Ponieważ rodzina Niewiarowskich uważała to małżeństwo za mezalians, młodzi małżonkowie postanowili, w niedługim czasie po urodzeniu się małego Ignasia, opuścić Korzeniówkę, nie próbując dochodzić spraw spadkowych i przenieść się do rodzinnego majątku Dobrowolskich w Putkowicach Nagórnych, będącego posagiem pani Izabeli, wówczas już Kłopotowskiej. Miała ona dwie siostry, Katarzynę i Marię oraz dwóch braci, Karola i Franciszka. Siostry pozakładały swoje rodziny poślubiając kandydatów ze stanu szlacheckiego, natomiast obaj bracia po ukończeniu seminarium oddali się na służbę Panu Bogu jako kapłani. „Karol Dobrowolski został administratorem parafii w Rosicy, a Franciszek Dobrowolski sprawował obowiązki proboszcza w parafii świętej Katarzyny w Petersburgu"[2]. W roku 1877 dwunastoletni Ignacy Kłopotowski rozpoczął naukę w Męskim Klasycznym Gimnazjum w Siedlcach. Nad wejściem do tej szkoły wisiała tablica „Tu mówi się tylko po rosyjsku"[3]. Natomiast w niedzielę, do obowiązków uczniów należało uczestnictwo w nabożeństwie cerkiewnym. Pierwsze dwa lata nauki Ignacy musiał powtarzać, co mogłoby świadczyć o słabym poziomie jego wcześniejszego nauczania domowego albo, co bardziej prawdopodobne o słabej znajomości języka rosyjskiego i próbach niepoddawania się rusyfikacji w tej szkole. Już w czasie nauki w gimnazjum zaczęło u Ignacego w pełni dojrzewać jego pragnienie przyszłego wstąpienia do stanu duchownego. „Istnieją informacje źródłowe, które pozwalają stwierdzić, że powołanie kapłańskie rozwijało się u niego od wczesnej młodości. W 1927 r., pisząc o własnym kapłaństwie, nawiązywał do reminiscencji z lat dzieciństwa i oświadczył wówczas, że ideał kapłaństwa zawdzięcza swemu ojcu. Jan Kłopotowski opowiadał swojemu synowi o kapłańskiej modlitwie brewiarzowej. Musiały to być opowiadania pełne szacunku dla kapłaństwa i brewiarzowej modlitwy kapłana, w takiej bowiem formie zapisały się one głęboko w pamięci Ignacego. »Słuchałem tej opowieści w niemym zdumieniu, a brewiarz nabrał w moim przekonaniu wielkiego uroku«. Niebawem matka zabrała syna - opowiada dalej ks. Kłopotowski - do kościoła parafialnego. Widok proboszcza modlącego się z brewiarzem w ręku przemawiał do młodzieńczej wyobraźni. Brewiarz stawał się w wyobraźni młodego Ignacego symbolem kapłaństwa. Doświadczył wówczas tajemnicy powołania, które jawiło mu się właśnie w symbolu kapłańskiego brewiarza. »Bodaj czy nie wtedy błysnęła mi myśl, bym sam został kapłanem« - napisał później. Było to pierwsze zapisane w jego pamięci, uświadomione spotkanie z tajemnicą powołania. W tamtych latach Ignacy przeżywał pełną idealizmu, młodzieńczą fascynację kapłaństwem, które wówczas wydawało mu się - jak wyznaje - »stanem anielskim«. Owiane tajemnicą kapłańskie powołanie rozwijało się i dojrzewało w religijnej atmosferze życia rodzinnego. Fakt, że dwaj bracia matki Ignacego wybrali stan kapłański, kształtował z pewnością specyfikę atmosfery rodzinnej. [Ksiądz] Franciszek Dobrowolski darzył swego siostrzeńca życzliwością i otaczał go troską"[4]. Pomagał mu materialnie podczas jego nauki tak w gimnazjum jak i później, gdy od roku 1883 rozpoczął, jako alumn, pierwszy rok studiów filozoficznych w Lubelskim Seminarium Duchownym. Wówczas wuj pokrywał, między innymi roczny koszt nauki w seminarium, który wynosił 100 rubli. W roku 1884 Ignacy otrzymał tonsurę i cztery święcenia niższe. Przez kolejne dwa lata studiował teologię. Naukę w lubelskim seminarium ukończył w roku 1887 i przeniósł się do Petersburga, gdzie został przyjęty do Cesarskiej Rzymskokatolickiej Akademii Duchownej. Koszt nauki i pobytu, który wynosił około 300 rubli rocznie, wziął oczywiście na siebie wuj Franciszek. Gdy Ignacy Kłopotowski był na drugim roku studiów, w marcu 1889 roku otrzymał z rąk arcybiskupa mohylewskiego Aleksandra Kazimierza Gnatowskiego[5] święcenia subdiakonatu i diakonatu. [Archidiecezję mohylewską utworzyła caryca Katarzyna II (1729-1796). Papież Pius VI (1717-1799) po pewnym czasie wydał zgodę na utworzenie tej archidiecezji. Jej teren obejmował oprócz ziem białoruskich wszystkie parafie katolickie imperium rosyjskiego. W latach 1873 i 1879 na rozkaz rządu carskiego przeniesiono „kapitułę i seminarium duchowne z Mohylowa do Petersburga"[6]. Zgodę na to wyraził Pius IX (1792-1878).] W roku 1890 diakon Ignacy Kłopotowski otrzymał stopień kandydata świętej teologii a w czerwcu następnego roku uzyskał tytuł magistra teologii. Kilka dni później wyjechał do Lublina, gdzie „po tygodniowych rekolekcjach 5 lipca 1891 roku w katedrze lubelskiej (...) otrzymał z rąk biskupa Franciszka Jaczewskiego (1832-1914) święcenia kapłańskie"[7]. „Mszę prymicyjną odprawił w rodzinnej parafii w Drohiczynie (...) a następnie w częstochowskim klasztorze na Jasnej Górze"[8]. Tam zawierzył swoje kapłaństwo Jasnogórskiej Matce Bożej. 10 sierpnia tegoż roku został wikariuszem w parafii Nawrócenia świętego Pawła w Lublinie a rok później „otrzymał nominację na kapelana szpitala świętego Wincentego a' Paulo i profesora seminarium lubelskiego, pełniąc w dalszym ciągu obowiązki wikariusza"[9]. Jako profesor seminarium, ksiądz Ignacy Kłopotowski, od roku 1892 „przez czternaście lat prowadził wykłady z Pisma Świętego, katechetyki, kaznodziejstwa, teologii moralnej i prawa kanonicznego"[10]. Natomiast pracując jako kapelan szpitalny odprawiał tam codziennie Msze Święte i sprawował sakramenty święte. W tymże, 1892 roku wybuchła w Lublinie cholera. Kapelan szpitalny ksiądz Kłopotowski był wówczas blisko chorych i spowiadał ich. Tak o tym po latach napisał: „W szpitalu, przy którym byłem kapelanem, było pełno chorych na cholerę. Ksiądz Bzowski (b.d.), staruszek, który mieszkał w szpitalu, mówi do mnie: ja będę chodził do cholerycznych, ty nie, bo się jeszcze zarazisz i umrzesz. Ciebie młodego szkoda, a ja stary i tak niedługo pożyję. Ale, była jedna chora, która zażądała, abym ją sam wyspowiadał i nie było rady. Zdj. z ks.: s. Zofia A. Chomiuk CSL, Całym życiem dziękować; Błogosławiony ks. Ignacy Kłopotowski 1866-1931, Warszawa 2005. Poszedłem na salę, a tam chorych przeszło trzydzieści osób. Wszystkie chore na cholerę. Niektóre już konały. Byłem prawie pewny, że się zarażę. Pan Bóg, jednakże zachował mię, nie zaraziłem się i nie zachorowałem. Wkrótce potem zostałem wezwany do szpitala innego w zastępstwie miejscowego Ks. Kapelana, abym wyspowiadał czterech więźniów chorych na tyfus. Byli wszyscy za bandytyzm okuci w kajdany i leżeli w jednym numerku [sali] niedużym, jeden obok drugiego. Trzeba było bardzo się nachylać przy spowiadaniu, aby usłyszeć chorego, ale tak, żeby obok leżący chory nie słyszał. Wciąż mnie dręczyła myśl, że się zarażę i umrę w drugim roku kapłaństwa, do którego się przygotowywałem osiem lat; cztery lata w seminarjum w Lublinie i cztery lata w akademji w Petersburgu. Należało, jednakże spełnić przyjęty obowiązek spowiadania grzeszników i jednania ich z Bogiem, zwłaszcza w godzinę śmierci"[11]. W tym samym czasie, oprócz pracy duszpasterskiej ks. Kłopotowski udzielał się dodatkowo w pracy społecznej oraz dziełach charytatywnych. W tamtych czasach zwracał na siebie uwagę, gdy po wykładach w seminarium „zaprzęgał konia do wozu i kwestował dla (...) ubogich. Na wozie (...) [miał] wypisane hasło: Oddajcie nam, co zbywa wam. Może dla innego profesora w seminarium byłoby to czynnością upokarzającą, dla niego kwestowanie było zajęciem z miłości do Jezusa, którego widział w ludziach ubogich"[12]. W styczniu 1896 roku ks. Kłopotowski został zwolniony z funkcji kapelana szpitala świętego Wincentego. Uczyniono to po skargach i donosach do gubernatora lubelskiego Władimira Filipowicza Tchorżewskiego (1840-1905), w których użalano się na zaniedbywanie obowiązków szpitalnego kapelana przez księdza Ignacego. A powodem tych „zaniedbań" były częste wyjazdy ks. Kłopotowskiego do jego, wówczas chorej a później umierającej matki. Miesiąc później został on rektorem opuszczonego przez dominikanów po carskiej kasacie zakonów, kościoła pod wezwaniem świętego Stanisława przy ulicy Złotej na Starym Mieście w Lublinie. Ten stary, piętnastowieczny podominikański kościół wymagał gruntownego remontu, gdyż zaraz po wypędzeniu dominikanów, władze rosyjskie przekształciły go na koszary wojskowe. Kiedy okazało się, że nie spełnia on dobrze tej funkcji, żołnierze obiekt opuścili i przez kilka lat niszczał niezamieszkały. Z tego powodu, zaraz po objęciu funkcji rektora ks. Kłopotowski rozpoczął remont systemem gospodarczym, korzystając z własnych funduszy prywatnych i pożyczek. Dopiero po kilku latach „władze rosyjskie jako rekompensatę za zniszczenie zajmowanych niegdyś przez wojsko budynków przeznaczyły 5000 rubli na remont"[13]. Gdy remont ukończono, w odnowionych pomieszczeniach zamieszkał sam ksiądz Kłopotowski, służba kościelna i wikariusz. W innych pomieszczeniach znalazło się miejsce dla Lubelskiego Domu Zarobkowego. Była to inicjatywa ks. Kłopotowskiego, dzięki której ludzie biedni i bezdomni nie musieli żebrać tylko mogli pracować i zarabiać na swoje utrzymanie a część z nich miała tu również i nocleg. „W domu tym utworzono warsztaty rzemieślnicze, takie jak: ślusarski, krawiecki, stolarski, szewski, koszykarski, kowalski. Była również pralnia i prasowalnia. Znalazły tu pomieszczenia: przytułek nocny dla kobiet i mężczyzn, sierociniec dla dzieci, biblioteka, piekarnia, biuro pośrednictwa pracy, wydział przeciwżebraczy, schronienie dla służących. Wydawano tu też tanie obiady, np. w roku 1903, jak dokładnie zanotowano, wydano 12 775 obiadów, czyli około 40 dziennie. W Domu Zarobkowym pracowało średnio ponad 100 osób, a przebywało ponad 200. Ks. Kłopotowski zorganizował też tu w 1901 r. szkołę rzemieślniczą, do której uczęszczały również dzieci dochodzące z miasta"[14]. Żeby kontrolować wszystkie swoje inicjatywy potrzebował ksiądz Kłopotowski pomocy wielu ludzi. I takich ludzi umiał on znajdować. W większości były to siostry zakonne. Natomiast do realizacji tych ambitnych planów, potrzebne były oczywiście środki finansowe. Te zdobywał nasz bohater kwestując wśród mieszkańców Lublina, wydając broszury i książki „z których zysk przeznaczał na potrzeby swoich zakładów dobroczynnych"[15] oraz nawiązując kontakty z ludźmi zamożnymi, którzy chcieli wspomagać te projekty. Między innymi, udało mu się nawiązać współpracę z małżeństwem Marii (1862-1947) i Jana (1845-1918) Kleniewskich, którzy byli bardzo majętnymi właścicielami wielu zakładów rolniczo-przemysłowych, między innymi cukierni we Wrzelowie. Posiadali ponad 10 000 morgów ziemi w guberni lubelskiej oraz kilka folwarków na terenie powiatu puławskiego inaczej nazywanego nowoaleksandryjskim. Dużą pomocą wykazali się również bracia August (1847 - 1907) i Juliusz (1853 - 1917) Vetterowie. Bracia August i Juliusz Vetterowie Zdjęcia ze str. w intern.: http://zsek.lublin.eu/data/patroni.php „Na fortunę braci Vetterów złożyły się dochody z nieruchomości, zyski z obrotu kapitałem i działalności przemysłowej oraz handlowej. Wspólnymi siłami uruchomili produkcję słodu, znajdującego zbyt nie tylko na terenie Królestwa Polskiego, ale także w Rosji i Mandżurii"[16]. Dzisiaj są patronami Zespołu Szkół Ekonomicznych w Lublinie. Do takich aktywnych i hojnych osób należały również między innymi, księżna Maria Woroniecka (b.d.), czy też Emma Świeżawska (b.d.). W roku 1897 sprowadził ks. Kłopotowski do majątku państwa Kleniewskich we Wrzelowcu koło Opola Lubelskiego siostry ze zgromadzenia Służek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej. Było to jedno z bezhabitowych, czyli ukrytych zgromadzeń powołanych przez bł. ojca Honorata Koźmińskiego. „Siostry założyły tam nowicjat pod szyldem: Dom Drobnego Przemysłu. Oczywiście [ks. Ignacy] został duchowym kierownikiem sióstr, a zarazem duchowym opiekunem dzieci. Raz w miesiącu dojeżdżał do nich z Lublina, głosił konferencje, spowiadał, sprawował nabożeństwa. Potwierdzają to raporty policji rosyjskiej, donoszące, że w latach 1897-1902 z inicjatywy ks. Kłopotowskiego założono ochronki i szkoły rzemieślnicze we Wrzelowcu, Kluczkowicach, Zagłobie, Łaziskach, Szczekarkowie i Wilkowie. Ponadto w Wilkowie i Łaziskach zostały urządzone pracownie tkackie łącznie ze sprzedażą wyrobów na miejscu, a także otwarto chrześcijańskie sklepy spożywcze. Natomiast we Wrzelowcu zorganizowano dom opieki dla starców"[17]. Ks. Ignacy Kłopotowski razem ze swoimi podopiecznymi. Zdj. z książki: Ks. Daniel Olszewski, Ks. Ignacy Kłopotowski życie i apostolat, Warszawa 1996. Ksiądz Kłopotowski dość wcześnie dostrzegł również problem pijaństwa wśród mieszkańców Lublina. „W celu zapobieżenia tej pladze w 1897 r. założył w Lublinie tanią, z zasadami chrześcijańskimi, dobroczynną gospodę. Prowadził ją z pomocą sióstr Służek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej, które zajmowały się także szerzeniem wstrzemięźliwości. Zakładając bezalkoholową gospodę, prosił przyjaciół i dobrodziejów z okolicznych majątków o niezbędne sprzęty i wyposażenie. W taniej gospodzie wydawano obiady, kolacje, napoje, starano się odciągnąć ludzi od szynków żydowskich i od alkoholu"[18]. O tym niepokojącym zjawisku pijaństwa pisał dość często w swoich późniejszych publikacjach. Gdy odwiedzał lubelski szpital św. Wincentego, w którym niegdyś posługiwał a w którym cały czas pracowały bardzo lubiane przez niego, siostry szarytki, to bardzo martwiły go „sale (...) wspólne dla mężczyzn, kobiet i dzieci, tłok i zaduch"[19]. Uważał też, że oczywiście nie tylko w tym szpitalu, ale wszędzie, „główny powód nieszczęść dzieci (...) [ma swoją przyczynę] w pijaństwie dorosłych (...) »A ta wódka (...) [pisał] - ileż ona kosztuje co dzień pieniędzy i zdrowia, i wstydu! Ileż ona łaski Bożej marnuje. Gdybym mógł choć część tych pieniędzy uratować, co się wydaje w samej tylko restauracji Bawaria, na którą patrzę ze swoich okien, już bym mógł szpital dla małych dzieci wybudować. Pan Bóg sprawi, że może dam radę to uczynić przy jego pomocy«"[20]. Pan Bóg wysłuchał tych słów ks. Kłopotowskiego, który w 1907 roku został „jednym ze społeczników Lublina, którzy zainicjowali budowę szpitala dziecięcego"[21]. W swoim późniejszym piśmie zatytułowanym Polak- Katolik dziękował, wspomnianym wcześniej, braciom Vetterom, którzy w maju tego roku, „przeznaczyli na szpital wielką kwotę 60 tys. rubli"[22]. Z kolei dzisiaj, na stronie Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie można znaleźć taki zapis o historii szpitala dziecięcego: „Dzięki darowiźnie Brunona Vettera[23] w 1911 r. w postaci budynku naprzeciwko szpitala św. Wincentego powstaje Szpital Prywatny dla Dzieci w Lublinie, który później wielokrotnie zmieniał swoją nazwę. Powstała przy nim fundacja, której celem było prowadzenie szpitala przeznaczonego dla dzieci do lat 15"[24]. Ksiądz Kłopotowski zaprosił do współpracy także „siostry z Towarzystwa Powściągliwość i Praca, założonego przez księdza Bronisława Markiewicza [(1842-1912)], (przyszłe siostry michalitki)"[25]. Siostry, które przyjechały z Galicji, zajęły się opieką nad dziećmi najpierw w sierocińcu w podominikańskim klasztorze, a później w Jadwinowie niedaleko Lubartowa. Sierociniec ten, który miejscowi nazwali Jackiem przyjął wówczas do siebie około 120 dziewcząt. Aby wybudować ten sierociniec ksiądz Ignacy pożyczył ponad 2000 rubli. Ponieważ miał spory problem ze zwrotem tych pieniędzy, płynęły skargi do biskupa, pojawiły się nawet groźby procesu sądowego. Gdy wreszcie w 1908 roku udało się księdzu spłacić cały dług, to niedługo po tym przekazał ten sierociniec na własność siostrom felicjankom, które przybyły tu również z Galicji , a dokładniej z prowincji lwowskiej. Przekazując majątek tym siostrom, tak powiedział: „Dopóki z Jadwinowem były kłopoty, należał do Kłopotowskiego, gdy kłopoty ustały, niech Jadwinów będzie sióstr felicjanek"[26]. Obecnie siostry felicjanki prowadzą w tym miejscu Dom Pomocy Społecznej, w którym „przebywa (...) 95 kobiet przewlekle somatycznie chorych, u których podeszły wiek oraz kłopoty zdrowotne spowodowały konieczność zapewnienia im całodobowej opieki. Podstawowym zadaniem (...) [tej] placówki jest zaspokojenie potrzeb bytowych, opiekuńczych, zdrowotnych i religijnych każdej z mieszkanek"[27]. Kolejnym dobroczynnym dziełem księdza Kłopotowskiego było „schronisko dla służących, połączone z pośrednictwem pracy. Przyjęte do schroniska dziewczęta uczono prania, prasowania i innych prac, przygotowując je do przyjęcia w przyszłości obowiązków pokojówki. Z takiej pomocy korzystało ponad sto służących, które pochodziły przeważnie ze wsi. W miastach stanowiły one liczną grupę zawodową, pogardzaną i szczególnie wykorzystywaną, pozbawioną opieki i dobrej rady. Księdzu Ignacemu pomagały w tym dziele siostry z ukrytego zgromadzenia Sług Jezusa o. Honorata Koźmińskiego. W kwietniu 1907 r. przejęły one zakład, zmieniając jego nazwę na Praktyczne Zajęcia dla Kobiet"[28]. Jeszcze w roku 1896 otworzył ksiądz Kłopotowski przytułek dla upadłych niewiast. Opiekę nad tymi kobietami „zlecił siostrom tercjarkom z Płocka, związanym z Felicją Kozłowską (1862-1921) - późniejszym mariawitkom (oficjalna ich nazwa: Siostry Ubogie od Nieustającej Adoracji Ubłagania)"[29]. Zgromadzenie to nazywano również Zgromadzeniem Sióstr Ubogich Świętej Klary. Upadłymi kobietami zajął się ks. Kłopotowski dlatego, że w tym czasie , ich ilość w Lublinie stwarzała spory problem społeczny, którym się jednak nikt nie przejmował. A dodatkowo cały czas nurtowało księdza Ignacego pytanie jego kolegi z petersburskiej Akademii Duchownej, księdza Franciszka Mazurka (b.d.), który zaraz po święceniach kapłańskich zapytał go: „»Cóż teraz będziesz robił?« Odpowiedział: »Będę spowiadał, głosił kazania, zresztą, co mi władza każe«. Ale ks. Mazurkowi nie chodziło o to, bo powiedział: »Spełnisz wówczas swój obowiązek. Ale czem odwdzięczysz się łasce Bożej za tę wyjątkową godność kapłańską, do której przez święcenia wyniesiony zostałeś?« »Nie potrafiłem zrazu dać odpowiedzi - pisze w 1905 r. ks. Kłopotowski w broszurce Przytułek Św. Antoniego - ale często przychodziło mi na myśl to pytanie. Czem odwdzięczę się Panu Bogu, który nizkie tego świata wybiera sobie i przeznacza do służby świętej. Człowiek nie potrafi wynaleźć dzieła, które by choć w części wyraziło jego miłość i wdzięczność za wszystko, co Bóg dlań uczynił«. Pytanie, z którym wszedł w kapłaństwo: »Czem odwdzięczysz się Panu Bogu?«, jakby przesądziło o jego dalszych kolejach życia. Kapłaństwo to nie był kres osiągnięć, stabilizacja pozycji społecznej; był to zaledwie początek drogi. Teraz, od tej chwili, ma się rozpocząć dopiero spłata zaciągniętego długu. Ciągle trzeba »wynajdywać dzieła«, by płacić za to, co Bóg dla mnie uczynił. Pytanie okrutne - nie pozwalające spać spokojnie. Pytanie wspaniałe, dynamiczne - popychające człowieka do przodu. Z tym pytaniem szedł przez życie ciągle »wynajdując dzieła«"[30]. Otwierając Przytułek dla upadłych i pogardzanych przez świat kobiet, myślał ksiądz Kłopotowski tak: „Tem się wywdzięczę (...) Panu Bogu, że mnie niegodnego powołał na sługę swojego i przeznaczył na kapłana dla naszego społeczeństwa. Ujrzałem przed sobą pole pracy szerokie i przez nikogo nie zajęte. Taka praca - to prawdziwie kapłańska. Dla grzeszników przyszedł Pan Jezus z Nieba na ziemię, grzesznikom przede wszystkiem i to największym, mają się poświęcać wszyscy kapłani Namiestnicy Pana Jezusa'[31]. Ten Przytułek był formalnie pod opieką Lubelskiego Towarzystwa Dobroczynności, ale tylko pod warunkiem jego samowystarczalności. Bez tej formalnej opieki nie uzyskałby zgody władz na swoja działalność. Patronem tego Przytułku został święty Antoni „opiekun na ziemi i w niebie"[32] jak mówił o nim ksiądz Kłopotowski. Natomiast „protektorkami (...) były [wspomniane wcześniej] księżna Maria Woroniecka, która zadeklarowała się przez dwa lata pokrywać wszystkie koszty, oraz Emma Świeżawska - aktywne działaczki Lubelskiego Towarzystwa Dobroczynności. „W statucie opracowanym przez ks. Kłopotowskiego, zatwierdzonym przez władze dopiero w 1902 r., w paragrafie pierwszym czytamy, że celem przytułku jest: »moralna poprawa kobiet upadłych, skierowanie ich na drogę uczciwego życia i chrześcijańskich obowiązków, nauczenie i przyzwyczajenie do pożytecznej pracy, następnie oddanie ich do służby lub przywrócenie pod opiekę rodziny«"[33]. Początki były bardzo trudne, gdyż nie było chętnych, aby na taki cel wynająć swoje mieszkanie. Tym poranionym kobietom było zdecydowanie łatwiej, znaleźć mieszkanie, gdy szły złą droga. Natomiast, gdy próbowały z niej zejść, od razu pojawiały się trudności. Udało się wreszcie wynająć trzy małe pokoje i kuchnię, gdzie można było przyjmować dziewczęta potrzebujące takiej opieki. Tak opisał ten czas ks. Kłopotowski: „Zdawało się, że niezmiernie trudno będzie o te dusze zbłąkane. Tymczasem one, jak niegdyś Marya Magdalena, same się do Pana Boga garnęły. Aby dać im zajęcie, urządziliśmy w tych trzech pokoikach pralnię, prasowalnię i szwalnię. Nader trudno było w takim Przytułku utrzymać biedne istoty, nawykłe do wygód i lekkiego chleba; tylko łaska Boża je utrzymywała. W dzień w owych trzech pokoikach pracowały, a właściwie uczyły się pracy, w nocy zaś miały sypialnię na siennikach, które się ze strychu znosiły"[34]. Niektóre szybko wracały do swoich poprzednich zajęć. Wielkimi przeciwnikami Przytułku świętego Antoniego, który był utrzymywany przez Opatrzność, byli ci, którzy czerpali zyski z upadku tych kobiet. „A tym światem zepsutym, to głównie żydzi, utrzymujący domy rozpusty; żydówki zajmujące się stręczeniem służby, wreszcie mężczyźni, przeważnie z inteligencyi i klasy rzemieślniczej. Tyle złego, na jedną młodziutką niedoświadczoną, biedną, nie mającą dobrej opieki rodzicielskiej albo zupełną sierotę, dziewczynę. Kto bez grzechu, niech ją potępi i rzuci na nią kamieniem. Kto?!!"[35]. Środowisko, w którym obracały się te upadłe kobiety, było doskonale znane księdzu Kłopotowskiemu. Poznał je w najprostszy sposób, jaki można sobie wyobrazić. „Chodził nocami ciemnymi ulicami Lublina, próbował z tymi dziewczynami rozmawiać, rozdawał im pieniądze. Znał złodziei, żebraków, wydrwigroszy i dziewczyny, które tak szybko traciły młodość i zdrowie; cały ten światek, który gdzieś znikał, przepadał nad ranem. Oni też go już znali. »Kiedyś mało go nie zabili łobuzy za to, że wyrwał im taką dziewczynę« - opowiadała szarytka s. Aniela Wargaluk. Te nocne wyprawy, ledwie początki jakże trudnego apostolstwa, [były] właściwie mało skuteczne, bo niewiele miał tym dziewczynom do zaproponowania"[36]. Od początku powstania Przytułku, aż do przeniesienia go do podlubelskiego wówczas Wiktoryna w pracy nad jego utrzymaniem pomagały ks. Kłopotowskiemu, jak to już wcześniej wspomniano, siostry mariawitki, także należące do jednego z tych tajnych tzw. honorackich[37] zgromadzeń bezhabitowych. Zgromadzenie to było wówczas dosyć popularne w kilku diecezjach Kościoła katolickiego w Polsce. Dopiero gdy Pius X (1835-1914) w encyklice Tribus circiter - O Mariawitach albo mistycznych kapłanach polskich, ogłoszonej w kwietniu 1906 roku poparł wcześniejsze, negatywne stanowisko Kongregacji Świętego Oficjum dotyczące mariawitów, ks. Kłopotowski postanowił rozstać się z nimi. Ten mariawicki epizod w życiu ks. Kłopotowskiego bardzo mocno wykorzystywała lewacka prasa lubelska, której dotychczasowa działalność księdza Ignacego mocno doskwierała. Zapoznajmy się z fragmentem tekstu z Kuriera Lubelskiego, który wówczas w taki sposób przedstawiał tego kapłana: „Był [ks. Ignacy Kłopotowski] duszą i propagatorem ruchu marjawickiego u nas, rozporządzał więc już wtedy silną i zwartą kohortą sekciarzy, którzy dopomagali mu w każdym przedsięwzięciu i w każdej sprawie społecznej. Społeczeństwo nasze nie zdawało sobie zupełnie sprawy z tego ruchu; widziało tylko nadzwyczajną nabożność, a nie zaczątek sekty; podziwiało też energję i sprężystość kapłana, a nie widziało ruchu ludowego marjawickiego. To też poprzedzony wielką opinją nadzwyczajnej nabożności i zapału zdobył sobie z wielką łatwością ks. Ignacy pierwsze miejsce w Dobroczynności lubelskiej. Wpływu swojego użył przedewszystkim, aby usunąć wszystkie dawne pracownice, a poobsadzać wszystkie miejsca w Dobroczynności oddanymi sobie marjawitkami, sprowadzonymi za pośrednictwem Kozłowskiej z Płocka. (...) Rok 1906 stał się dla niego rokiem przełomowym. Po pierwsze jest on datą wystąpienia jego spośród mariawitów, a następnie datą rozpoczęcia publicystycznej działalności Polaka-Katolika. Jest rzeczą naturalną, iż obcując z możnowładcami i bogaczami i opierając na ich pomocy rozwój swych przedsiębiorstw, nie mógł stanąć otwarcie po stronie ludowego ruchu marjawickiego, z którym go tyle długotrwałych i przyjacielskich stosunków łączyło. Po krótkim wahaniu przerzucił się na stronę prawowiernych katolików i zrobił się najsroższym prześladowcą kozłowitów, a więc szczególnie tej samej mateczki, którą tak niedawno jeszcze jako najczcigodniejszą osobę wprowadzał do najpierwszych domów w Lublinie"[38]. W tym numerze Kuriera, wydrukowanym w maju 1908 roku, a więc wtedy, kiedy już nikt nie miał żadnych wątpliwości, że mariawici zostali uznani za sektę, powyższy artykuł zajął prawie całą pierwszą stronę. Dwa kolejne artykuły, również poświęcone osobie księdza Kłopotowskiego, znalazły się zaraz pod pierwszym na stronie drugiej. Wszystkie trzy napisano w bardzo podobnym i złośliwym tonie a powodem ich pojawienia się, była wiadomość o przejściu księdza Kłopotowskiego z Lublina do Warszawy. W cytowanych powyżej fragmentach zarzucono ks. Ignacemu, że był propagatorem mariawityzmu i poobsadzał „wszystkie miejsca w Dobroczynności oddanymi sobie marjawitkami" a także to, że mariawici „dopomagali mu w każdym przedsięwzięciu i w każdej sprawie społecznej". Wiemy jednak, że ks. Kłopotowski współpracował z kilkoma zgromadzeniami, były to również służki Najświętszej Maryi Panny, michalitki, siostry ze zgromadzenia Sług Jezusa oraz Siostry Miłosierdzia zwane szarytkami a nie tylko mariawitki. Warto też wiedzieć, że do współpracy z tymi ostatnimi namówił go kolega z Petersburskiej Akademii Duchownej, ksiądz Jan Przyjemski (1868-1920) który wówczas był profesorem w płockim Seminarium Duchownym. Zresztą, powstałe wówczas Zgromadzenie Kapłanów Mariawitów „powołali (...) do życia głównie profesorowie płockiego seminarium duchownego"[39]. Warto jeszcze wiedzieć o tym, że w tym czasie, kiedy ksiądz Kłopotowski zaczął opowiadać się przeciwko mariawitom, to rząd carski uznał ich jako sektę a później „oficjalnie zarejestrował i dlatego poczuwał się do obowiązku bronienia jej"[40]. A więc wszelka krytyka i teksty zwalczające mariawitów były aktem odwagi i przeciwstawiania się ówczesnej władzy. „Nie ma potrzeby wnikać w argumentację, której używał [ksiądz Ignacy], by przekonać swoich czytelników, że mariawici błądzą. Ale warto na marginesie tej sprawy zwrócić uwagę na bardzo ważną cechę, która charakteryzowała ks. Kłopotowskiego - posłuszeństwo. »Przeciw woli władzy duchowej nie wykroczyłem i nie wykroczę nigdy« - pisał wielokrotnie na wszystkich łamach. Słowa dotrzymał, choć czasami nie przychodziło mu to łatwo. Podporządkowanie się władzy duchownej to ważny rys jego osobowości. Świeckiej nie był w stanie się podporządkować, zwłaszcza gdy jej decyzje naruszały prawo Kościoła. Tak było właśnie z mariawitami, którzy zostali akceptowani przez państwo. Występował przeciwko nim świadomie narażając się na sankcje. Broniąc Kościoła nie myślał o czekających go karach"[41]. Współpraca księdza Kłopotowskiego z siostrami, również z tymi ze zgromadzeń honorackich „nie była pozbawiona problemów. Na przełomie XIX i XX w. ruch honoracki przeżywał pełną swoją ekspansję. O. Honorat Koźmiński mieszkał wtedy w klasztorze kapucynów w Nowym Mieście, pozostając pod nadzorem policyjnym. Założył on łącznie 26 zgromadzeń, były to w przeważającej części żeńskie wspólnoty zakonne. Kilka z nich nawiązało współpracę z ks. Kłopotowskim. Ubóstwo dokumentacji źródłowej utrudnia dokładne określenie problemów, z jakimi spotykały się zgromadzenia honorackie współpracujące z ks. Kłopotowskim. Nieliczne wzmianki znajdujemy na ten temat w listach o. Koźmińskiego. Wynika z nich, że zasłużony kapucyn, fundator wielu zgromadzeń zakonnych, utrzymywał kontakt z młodym wówczas duszpasterzem lubelskim. W 1909 r. o. Honorat pisał: »Księdza Kłopotowskiego znam bardzo dobrze, jest to (...) bardzo gorliwy i czynny kapłan. Założył w Lublinie bardzo wiele zakładów dobroczynnych«. Sędziwy już wtedy o. Honorat uważał, że ks. Kłopotowski stawia duże wymagania sobie i innym. W jednym z listów napisanym do Zgromadzenia Służek Niepokalanej oświadczył: »Ksiądz Kłopotowski znany jest, że jak sam nie zakłada granic swemu poświęceniu, tak i od sióstr wymaga rzeczy za trudnych, trzeba mu się opierać«. Założyciel zgromadzeń honorackich nie miał wątpliwości, że taka postawa ks. Kłopotowskiego wypływa z jego pełnego osobistego zaangażowania w ideały, którym służył: »Przecież z gorliwości to tylko robił« - pisał o. Koźmiński do sióstr pocieszycielek. Z innych wypowiedzi o. Honorata wynika, że rozumiał on w pełni trudne niekiedy problemy, z jakimi borykał się ks. Kłopotowski i podzielał jego stanowisko. »Ksiądz Kłopotowski ma zupełną rację, bo mu przełożone dla fantazji zabierają siostry najpotrzebniejsze i zostaje w kłopocie« - pisał o. Honorat do zakonnic. Wielorakie były, jak widać, problemy związane ze współpracą lubelskiego duszpasterza ze zgromadzeniami honorackimi. Współpraca prowadzona była przez wiele lat, dowodzi to, że przynosiła ona oczekiwane przez obie strony rezultaty"[42]. Wróćmy jeszcze na chwilę do zarzutu współpracy i propagowania właśnie jednego ze zgromadzeń honorackich, czyli mariawitek. Otóż, jak już wcześniej podkreślono ks. Kłopotowski, jeszcze przed ekskomuniką mariawitów (która nastąpiła w grudniu 1906 roku), ale już po wspomnianej encyklice Piusa X Tribus Circiter zrezygnował ze współpracy z mariawitkami i do pomocy przy prowadzeniu Przytułku w Wiktorynie sprowadził w listopadzie 1906 roku „siostry pasterki z ich założycielką - Marią Karłowską (1865-1935)"[43], dzisiaj błogosławioną. W swoim piśmie Polak - Katolik pół roku później tak opisał ten fakt przejęcia przez siostry pasterki Przytułku św. Antoniego: „Pan Bóg pozwolił mi w czasie kapłaństwa swego, które już lat 16 piastuję, spełnić niejedną rzecz dla Swojej chwały, a dobra biednych i nieszczęśliwych. Ze wszystkiego, co z łaski Bożej zrobiłem najwięcej cenię Przytułek św. Antoniego, założony przed laty 10 dla poprawy moralnie zaniedbanych kobiet, gdyż chodzi tu wprost o zbawienie dusz, idących drogą do pewnego zatracenia i zguby tak wiecznej jak i doczesnej. Ten jednak przytułek o ile mnie z jednej strony cieszył, o tyle z drugiej największą zawsze napełniał obawą, co się mianowicie z nim stanie w razie, jak się nie będę mógł nim zająć dla jakiejkolwiek przyczyny; komu go powierzę i oddam pod stałą opiekę; a w tej swojej obawie nawet nie marzyłem o takiej pomocy, jaką Pan Bóg podał mi teraz, chcąc widocznie zwolnić mnie całkiem od troski, a także zabiegów na polu pracy nad umoralnieniem upadłych kobiet a temsamem żądając odemnie wysiłku w innym zupełnie kierunku pracy mej i kapłańskiej i obywatelskiej. Jak wiadomo już Czytelnikom na skutek przychylnej opinii J. E. pana gubernatora, ministeryum spraw wewnętrznych zgodziło się na przybycie do Lublina, zakonnic, Sióstr Dobrego Pasterza, które właśnie poświęcają swe życie z powołania zakonnego upadłym moralnie kobietom. Siostry już przybyły i pracę swą w przytułku zaczęły pod kierunkiem swej głównej przełożonej Matki Karłowskiej. Bł. Maria Karłowska Zdj. ze str.: https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/06-06b.php3 Wyrobione pod każdym względem w prowadzeniu dusz takich, jakie są pod opieką Przytułku św. Antoniego, Siostry swą miłością, dobrocią a zwłaszcza roztropną wyrozumiałością tak ujęły zarząd przytułku, że wszystko idzie, jak w zegarku i od czasu jak przytułek istnieje nigdy nie było w nim takiego ładu i porządku. (...) Mam silną nadzieję, że (...) społeczeństwo nasze także pomyśli o pomocy materialnej dla przytułku nie chcąc, aby Siostry Dobrego Pasterza były zostawione same sobie w tej pracy, która chroni kraj nasz od zarazy moralnej"[44]. Ciekawostką jest to, że siostry pasterki, które przybył z Wielkopolski, a więc z zaboru pruskiego, należały do zgromadzenia habitowego a na terenie zaboru rosyjskiego habity były zakazane. Księdzu „Kłopotowskiemu nie pozostało nic innego, jak tylko przekonać gubernatora, by przystał na to, że ze względu na kobiety, pośród których mają pracować pasterki, habit jest koniecznością. Gubernator w końcu ustąpił, ale postawił jeden warunek: nikt w Lublinie nie może zobaczyć pasterek w habitach. Przyjechały więc na miejsce w powozach, przy szczelnie zasłoniętych oknach. Duży udział w urabianiu gubernatora miała też matka Karłowska, która podczas pierwszej wizyty w Lublinie swą towarzyską ogładą i doskonałą francuszczyzną wprost oczarowała rosyjskiego urzędnika"[45]. Ksiądz Ignacy Kłopotowski bardzo wcześnie zorientował się jak ważne jest słowo drukowane. Wiedział, że może ono zdziałać wiele dobrego, ale i ile wiele złego. A on właśnie chciał „ewangelizować, docierać ze słowem Bożym do szerokich kręgów społeczeństwa"[46]. Dlatego robił wszystko, co tylko było w jego mocy, aby mógł wydawać własne czasopisma a z biegiem czasu uruchomić i posiadać własna drukarnię. „Stąd zasadą życia stało się dla niego wezwanie, aby - jak mówił - »nie dopuścić kąkolu niewiary tam, gdzie pszenica naszej świętej religii powinna rosnąć i owocować«. Kierował się hasłem bp. Wilhelma Kettelera (1811-1877): »Gdyby św. Paweł żył obecnie - byłby dziennikarzem«. Pamiętał również o apelu papieża Piusa IX (1792-1878): »Nasze czasy potrzebują więcej obrońców wiary piórem niż głosicieli prawdy na ambonie«"[47]. Swoja działalność pisarską oraz wydawniczą rozpoczął ksiądz Ignacy Kłopotowski od razu jak tylko został rektorem podominikańskiego klasztoru. Pierwszą jego książką była wydana w Warszawie i do roku 1905 aż pięciokrotnie wznawiana, dziewięćdziesięciostronicowa pozycja zatytułowana Nawiedzenia Najświętszego Sakramentu. „Pisał w niej w tym trudnym okresie, niejako potwierdzając, że nie lęka się za swoje słowa żadnych represji, ponieważ wszystko postawił na Boga, zaufał Mu całkowicie: »Cóż to szkodzi, że jestem tylko człowiekiem, kiedy Bóg jest ze mną? Cóż to szkodzi, że moje serce ostyga, kiedy zapala je modlitwa, która się wyraża słowami Bożymi? Modlitwa nasza nieskończenie wzmocniona połączeniem z Przenajświętszym Sakramentem będzie też i wielce skuteczną. Przybytek Przenajświętszego Sakramentu to Stolica Łaski, do której mamy przystępować, abyśmy znaleźli miłosierdzie i łaskę pomocy w potrzebach naszych«"[48]. A we wstępie do tej książki napisał takie słowa: „Niejedna dusza pobożna, słysząc na kazaniu, albo czytając w pobożnej książeczce, jak to Pan Jezus za życia swego ziemskiego wszystkich obdarzał hojnemi łaskami i błogosławił z największą dobrocią, - myśli sobie: czemu to ja wtedy nie żyłam, byłabym Pana Jezusa widziała i od Niego otrzymała niejedną łaskę. O duszo kochana! wszak ślepy nie dlatego wołał: Jezusie, Synu Dawidów, zmiłuj się nade mną, że Go okiem cielesnem widział, ale dla tego, że wiedział o Nim. I ty wiesz dobrze, że Pan Jezus żyje wśród nas, że stale w kościele przebywa i że tam o każdej porze nocy i dnia zastaniesz Go prawdziwie i rzeczywiście obecnego pod postacią chleba w ołtarzu, przed którym nieustannie pali się lampka. Więc, zamiast zazdrościć szczęścia mieszkańcom Judei i Galilei, którzy oczyma swemi patrzyli na Pana Jezusa, śpiesz do Niego na poufną i szczerą rozmowę. Tyś stokroć od nich szczęśliwsza. Oni najczęściej z daleka spoglądali na Pana Jezusa, bo tłum liczny otaczał Go zawsze i zaledwie mała liczba dusz wybranych mogła z Nim sam na sam rozmawiać. A ty możesz się zbliżać do Pana Jezusa, ile tylko razy zechcesz i jak najdłużej z Nim przestawać, rozmawiać, wszystko Mu opowiadać i prosić o wszystko z wiarą, ufnością i miłością, jako swego najlepszego Pana, Ojca, przyjaciela i brata. Idź więc i zbliż się, jeżeli ci obowiązek i zajęcie pozwala. Nie żałuj czasu na nawiedzanie Go, zwłaszcza wtedy, kiedy samotny w kościele przebywa i nikt z ludzi z Nim nie rozmawia"[49]. [1] S. Zofia Alina Chomiuk, Ksiądz Ignacy Kłopotowski w służbie ubogim i potrzebującym, Warszawa 1987, s.8. [2] Ks. Daniel Olszewski, Ks. Ignacy Kłopotowski życie i apostolat, Warszawa 1996, s. 19. [3] Czesław Ryszka, Tylko przed Miłością otwiera się niebo, Warszawa 2017, s. 23. [4] Ks. Daniel Olszewski, Ks. Ignacy Kłopotowski..., s. 27-28. [5] Takie nazwisko biskupa podane jest w wielu miejscach opisujących żywot ks. Ignacego Kłopotowskiego. Tu skorzystałem z pozycji: Józef Styk, Ksiądz Ignacy Kłopotowski 1866-1931, Warszawa 1987, s. 16. Nigdzie jednak nie natrafiłem na arcybiskupa o takim nazwisku, natomiast w tym czasie arcybiskupem mohylewskim był Aleksander Kazimierz Gintwont-Dziewałtowski (1821-1889). [6] Ks Bolesław Kumor, ks. Zdzisław Obertyński, Historia Kościoła w Polsce, Tom II, cz. I, Poznań -Warszawa 1979, s. 483. [7] Tadeusz Karolak, Ksiądz Ignacy Kłopotowski, Warszawa 1992, s. 39. [8] Tamże, s. 40. [9] S. Zofia Alina Chomiuk, Ksiądz Ignacy..., s.11-12. [10] https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/09-07b.php3 [11] Ks. Ignacy Kłopotowski, Pójdź i ty do spowiedzi św. Warszawa 1930, s. 14-15. [12] Czesław Ryszka, Tylko przed Miłością..., s. 42. [13] Tadeusz Karolak, Ksiądz Ignacy..., s. 57. [14] Tamże, s. 52. [15] Czesław Ryszka, Tylko przed Miłością..., s. 84. [16] http://zsek.lublin.eu/data/patroni.php [17] Czesław Ryszka, Tylko przed Miłością..., s. 49. [18] Tamże, s. 69. [19] Tadeusz Karolak, Ksiądz Ignacy..., s. 101. [20] Tamże. [21] Tamże, s. 80. [22] Tamże. [23] U Czesława Ryszki znajdziemy bardziej wiarygodną wiadomość. Napisał on, że było to w maju roku 1907 i ofiarodawcą nie był Brunon, lecz bracia August i Juliusz Vetterowie. Czesław Ryszka, Tylko przed Miłością..., s. 67 [24] https://www.spsk1.lublin.pl/historia-szpitala [25] Czesław Ryszka, Tylko przed Miłością..., s. 66. [26] Tadeusz Karolak, Ksiądz Ignacy..., s. 78. [27] http://dpsjadwinow.pl/historia-domu/ [28] Czesław Ryszka, Tylko przed Miłością..., s. 80. [29] Ks. Daniel Olszewski, Ks. Ignacy Kłopotowski..., s. 49-50. [30] Tadeusz Karolak, Ksiądz Ignacy..., s. 39-40. [31] Ks. Ignacy Kłopotowski, Przytułek świętego Antoniego w Lublinie, Lublin 1905, s. 4. [32] Tadeusz Karolak, Ksiądz Ignacy..., s. 59. [33] Tamże, s. 58. [34] Ks. Ignacy Kłopotowski, Przytułek świętego..., s. 5. [35] Tamże, s. 6-7. [36] Tadeusz Karolak, Ksiądz Ignacy..., s. 55. [37] Założonych przez błogosławionego ojca Honorata Koźmińskiego (1829-1916). [38] http://bc.wbp.lublin.pl/dlibra/doccontent?id=4041 [39] https://prawy.pl/111727-114-lat-temu-pius-x-ekskomunikowal-zalozycielke-mariawitow-polskiej-herezji-wyroslej-z-glebokiej-poboznosci-katolickiej-i-patriotyzmu/ [40] Tadeusz Karolak, Ksiądz Ignacy..., s. 130. [41] Tamże. [42] Ks. Daniel Olszewski, Ks. Ignacy Kłopotowski..., s. 53-54. [43] Józef Styk, Ksiądz Ignacy..., s. 24. [44] https://crispa.uw.edu.pl/object/files/109678/display/Default [45] Czesław Ryszka, Tylko przed Miłością..., s. 74. [46] Tamże, s. 81. [47] Tamże. [48] Tamże, s. 82. [49] Ks. Ignacy Kłopotowski, Nawiedzenia Najśw. Sakramentu, Warszawa 1896, s. 5-7.
Powrót |